Leonia ⇒ [Port] Ocean
-Rodzina.- Powtórzyła zaskoczona całkiem zapominając o tym. No tak, przecież od początku mała lisica szukała nowego domu i rodziny.
-Już nie potrzebuję rodziny, potrafię sobie poradzić sama. Nie jestem już dzieckiem.- Podniosła się do siadu po czym podczołgała do Szarego. Mokry piasek przykleił się do jej skóry i sukni. Usiadła naprzeciw tak by widzieć jego twarz.
-Chodź do karczmy. Zaziębimy się siedząc tak na deszczu.- Mimo iż zdawała się całkiem obojętna w jej tonie można było wyczuć troskę. Odgarnęła z jego twarzy poprzyklejane kosmyki włosów i naciągnęła mu z powrotem kaptur. Potem wstała czekając aż mężczyzna zrobi to samo. Poprawiła opadającą z ramienia torbę.
-Już nie potrzebuję rodziny, potrafię sobie poradzić sama. Nie jestem już dzieckiem.- Podniosła się do siadu po czym podczołgała do Szarego. Mokry piasek przykleił się do jej skóry i sukni. Usiadła naprzeciw tak by widzieć jego twarz.
-Chodź do karczmy. Zaziębimy się siedząc tak na deszczu.- Mimo iż zdawała się całkiem obojętna w jej tonie można było wyczuć troskę. Odgarnęła z jego twarzy poprzyklejane kosmyki włosów i naciągnęła mu z powrotem kaptur. Potem wstała czekając aż mężczyzna zrobi to samo. Poprawiła opadającą z ramienia torbę.
- Gart
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 521
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Pozwolił jej dotknąć swojej twarzy i długo nic nie mówił. Dopiero kiedy dziewczyna się podniosła również wstał. Owa obojętność w jej głosie i wyrazie twarzy rozdrażniłą go. Ale dzięki temu wiedział już co powinien zrobić, ale teraz nie było na to czasu. Rzweczywiście nie miał zamiaru pozwolić, żeby Jenya nabawiła się jakiejś choroby. Wziął swoją torbę i rozejrzał się po plaży, na dłużej zatrzymując wzrok na zarysie miasta. Chmury na niebie były tak masywne, że zdawało się jakby był już późny wieczór. Może rzeczywiście był? W każdym razie lejący się z nieba deszcz jedynie utrudniał widzenie.
- Wiesz gdzie tu najbliżej jest karczma? - zapytał swobodnie, spoglądając na dziewczynę z zamiarem pójścia za nią. Pierwszy raz był w tym mieście, chociaż... w rzadko którym był więcej niż raz.
- Wiesz gdzie tu najbliżej jest karczma? - zapytał swobodnie, spoglądając na dziewczynę z zamiarem pójścia za nią. Pierwszy raz był w tym mieście, chociaż... w rzadko którym był więcej niż raz.
- Ja wiem - odezwała się, ujawniając swoją obecność.
Podeszła do nich tak cicho, że mogli jej nie dostrzec, póki się do nich nie zwróciła. Poza tym byli dość zajęci sobą. Do tej pory... bo teraz jak zaobserwowała, zabierali się z tego miejsca. I to w ta sama stronę, w która ona właśnie zmierzała.
To był już trzeci morski port, jaki odwiedzała. Rubidia i Turmalia niestety ją zawiodły. Nie udało jej się nikogo zwerbować. Początkowy zapał ludzi i elfów stygł szybko, gdy alkohol wyparowywał z głowy, albo gdy dowiadywali się o celu podróży i warunkach jakie panują w obozie Złocistego Świtu. W dzisiejszych czasach trudno było kogoś poruszyć samą słuszna ideą, a Tenisse nie posiadała innych argumentów.
Postanowiła zaczepić tą dwójkę. U mężczyzny zauważyła miecz, który przyciągnął jej uwagę. Kiedy podeszła bliżej dostrzegła też, że pod płaszczem kryje się stalowy pancerz. Jeśli był wojownikiem, lub rycerzem istniał cień szansy, że jest kimś w rodzaju obrońcy sprawiedliwości. Gdyby tak było, możliwe, że tym razem trafiła na kogoś kto przejmie się potrzebą ochrony żywych przed hordami żywych trupów.
Kiedy skierowali na nią spojrzenia uśmiechnęła się zmęczonym uśmiechem. Była przemoczona do suchej nitki, a do tego bardzo skąpo odziana. Sam skórzany napierśnik zasłaniający tylko biust i część ramion, spodnie do kolan i sandały na stopach. Na plecach miała kołczan, w ręku łuk, a przez jedno ramię przewieszoną dość wypchaną torbę. Mimo, że deszcz po niej spływał strugami, nawet nie próbowała się zakryć, ani nie kuliła z zimna. Przetarła tylko dłonią czoło, żeby woda, nie spływała jej do oczu.
- Jeśli wybieracie się do karczmy, chętnie zaprowadzę. Jestem Tenisse i chciałabym zamienić z wami kilka słów... zwłaszcza z panem.
Kiedy to powiedziała znów się uśmiechnęła i spuściła wzrok na jego broń.
- Przeciwko komu ten oręż najczęściej podnosicie?
Podeszła do nich tak cicho, że mogli jej nie dostrzec, póki się do nich nie zwróciła. Poza tym byli dość zajęci sobą. Do tej pory... bo teraz jak zaobserwowała, zabierali się z tego miejsca. I to w ta sama stronę, w która ona właśnie zmierzała.
To był już trzeci morski port, jaki odwiedzała. Rubidia i Turmalia niestety ją zawiodły. Nie udało jej się nikogo zwerbować. Początkowy zapał ludzi i elfów stygł szybko, gdy alkohol wyparowywał z głowy, albo gdy dowiadywali się o celu podróży i warunkach jakie panują w obozie Złocistego Świtu. W dzisiejszych czasach trudno było kogoś poruszyć samą słuszna ideą, a Tenisse nie posiadała innych argumentów.
Postanowiła zaczepić tą dwójkę. U mężczyzny zauważyła miecz, który przyciągnął jej uwagę. Kiedy podeszła bliżej dostrzegła też, że pod płaszczem kryje się stalowy pancerz. Jeśli był wojownikiem, lub rycerzem istniał cień szansy, że jest kimś w rodzaju obrońcy sprawiedliwości. Gdyby tak było, możliwe, że tym razem trafiła na kogoś kto przejmie się potrzebą ochrony żywych przed hordami żywych trupów.
Kiedy skierowali na nią spojrzenia uśmiechnęła się zmęczonym uśmiechem. Była przemoczona do suchej nitki, a do tego bardzo skąpo odziana. Sam skórzany napierśnik zasłaniający tylko biust i część ramion, spodnie do kolan i sandały na stopach. Na plecach miała kołczan, w ręku łuk, a przez jedno ramię przewieszoną dość wypchaną torbę. Mimo, że deszcz po niej spływał strugami, nawet nie próbowała się zakryć, ani nie kuliła z zimna. Przetarła tylko dłonią czoło, żeby woda, nie spływała jej do oczu.
- Jeśli wybieracie się do karczmy, chętnie zaprowadzę. Jestem Tenisse i chciałabym zamienić z wami kilka słów... zwłaszcza z panem.
Kiedy to powiedziała znów się uśmiechnęła i spuściła wzrok na jego broń.
- Przeciwko komu ten oręż najczęściej podnosicie?
- Gart
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 521
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Mimowolnie sięgnął ręka do rękojeści miecza, kiedy dosłyszał obcy głos. Nie usłyszał jej obecności zapewne przez ta koszmarna pogodę. Obrócił się do nieznajomej, twarz wciąż mając skryta pod kapturem, w czym pomagała pochmurna pogoda. Zlustrował uważnie jej postać i dopiero po kilku chwilach opuścił rękę. Spojrzał jeszcze na boki, jakby sprawdzając czy kobieta jest tu sama. Kiedy zostało do niego skierowane pytanie, wzruszył ramionami w towarzystwie cichych zgrzytów blach.
- Rożnie. - odpowiedział tylko tym jednym słowem, więcej się nie odzywając. Spojrzał na Jenye, sygnalizując tym ze to jej pozostawia podjecie decyzji.
- Rożnie. - odpowiedział tylko tym jednym słowem, więcej się nie odzywając. Spojrzał na Jenye, sygnalizując tym ze to jej pozostawia podjecie decyzji.
Dziewczyna zmierzyła chłodno kobietę gdy zjawiła się koło nich. Nie miała ochoty by ktokolwiek im teraz przeszkadzał. Nie w tak ważnej chwili. Miało wszak wszystko się wyjaśnić. Wpojone jednak przez rok zasady dobrego wychowania powstrzymały ją przez wygonieniem owej elfki. Oparła pięści o biodra.
-A w jakiej to sprawie chciałabyś z nami porozmawiać?- Zapytała nieufnie, ale wskazała jej dłonią drogę oznajmiając by prowadziła w stronę karczmy. Zmierziło lisicę pominięcie jej w wypowiedzi kobiety. Jak bardzo istoty mogą się pomylić sugerując się jedynie wiekiem. Już teraz wyobrażała sobie jak przebija ją lodowy pal. Jak dobrze, że chociaż wyobraźni nikt jej nie może zabrać. Ruszyła za nieznajomą gdy ta tylko była gotowa iść do karczmy.
-A w jakiej to sprawie chciałabyś z nami porozmawiać?- Zapytała nieufnie, ale wskazała jej dłonią drogę oznajmiając by prowadziła w stronę karczmy. Zmierziło lisicę pominięcie jej w wypowiedzi kobiety. Jak bardzo istoty mogą się pomylić sugerując się jedynie wiekiem. Już teraz wyobrażała sobie jak przebija ją lodowy pal. Jak dobrze, że chociaż wyobraźni nikt jej nie może zabrać. Ruszyła za nieznajomą gdy ta tylko była gotowa iść do karczmy.
Uniosła wyżej brwi dostrzegając wrogie spojrzenie lisicy. Wyglądało na to, że jednak nieco przeszkodziła. Dawniej taktownie by się wycofała i jeszcze by przeprosiła, ale to było wtedy gdy nosiła jedwabie i diamenty i nie widziała w życiu ważniejszego celu niż to, by być lubianą. Teraz nikt jej nie musiał lubić. Nie dbała o to. A w obliczu tego, że jej bracia giną lub leżą w gorączce, lecząc ropiejące rany, etykieta była nic nie znaczącą zbieraniną form. Ruszyła uliczką przodem, co jakiś czas oglądając się za siebie i rozpoczęła wyjaśnienia.
- Przybywam z pod Mglistych Bagien położonych w tej części świata, która na wielu waszych mapach oznaczona jest cieniem i opisana jako Mroczne Doliny. To kraj, gdzie śmierć chodzi po ziemi zadając śmierć... - miała poważny głos, cichy, ale przepełniony szczerą grozą. Nie wypuszczała z dłoni łuku, który bujał się miarowo w rytm jej kroków, niesiony w luźno opuszczonej ręce.
- W pobliżu bagien, otoczone nawiedzonym, przeklętym lasem, wznosi się zapomniane ludzkie miasto. Codziennie kilka osób ginie bez wieści... a potem słychać zawodzenia i jęki niosące się przez puszczę. Śmierć nie jest tam odpoczynkiem, tylko wiecznym zniewoleniem. Rozkładające się ciała, na wezwanie nekromantów podnoszą się z ziemi. Każda ofiara zasila ich szeregi. Prędzej czy później, niepowstrzymani, zajmą tereny Opuszczonego Królestwa. Wskrzeszą poległe na polu bitwy armie i ruszą na was.
Ponownie przetarła twarz i skręciła z uliczki na plac. Stąd było już widać szyld karczmy, więc zrównała się z nimi idąc obok białowłosej.
- Kilka lat temu zawędrowałam w okolice bagien i znalazłam oddziały organizacji, która chroni życie waszych pięknych, słonecznych krain. Od tamtego czasu i ja walczę o to, by i w Maurii zaświeciło słońce. O to, by plaga żywych trupów nie rozniosła się z ich plugawych kryjówek. Złocisty Świt, wzywa ludzi i elfy sumienia, by wzmocnili swoją piersią i mieczem mur, który nas wszystkich broni przed żywą śmiercią - spojrzała wymownie na miecz rycerza, a potem przytrzymała drzwi do karczmy.
- Szykujemy się do wojny. Chcemy odbić Wieżę Czarnoksiężnika i oczyścić ją z plugastwa. Potrzebujemy mieczy i ramion chętnych je podnieść w obronie życia. Czy macie na tyle odwagi i dobrej woli by stanąć przeciw czarnej magii? Czy któreś z was zechciałoby wstąpić w szeregi Złocistego Świtu?
Ostatnie zdania Tenisse wypowiedziała dobitnie i głośniej, także dlatego, że musiała przekrzyczeć karczemny gwar. Skierowała kroki do wolnego stolika dla czterech osób i zajęła miejsce opierając luk o brzeg blatu.
- Przybywam z pod Mglistych Bagien położonych w tej części świata, która na wielu waszych mapach oznaczona jest cieniem i opisana jako Mroczne Doliny. To kraj, gdzie śmierć chodzi po ziemi zadając śmierć... - miała poważny głos, cichy, ale przepełniony szczerą grozą. Nie wypuszczała z dłoni łuku, który bujał się miarowo w rytm jej kroków, niesiony w luźno opuszczonej ręce.
- W pobliżu bagien, otoczone nawiedzonym, przeklętym lasem, wznosi się zapomniane ludzkie miasto. Codziennie kilka osób ginie bez wieści... a potem słychać zawodzenia i jęki niosące się przez puszczę. Śmierć nie jest tam odpoczynkiem, tylko wiecznym zniewoleniem. Rozkładające się ciała, na wezwanie nekromantów podnoszą się z ziemi. Każda ofiara zasila ich szeregi. Prędzej czy później, niepowstrzymani, zajmą tereny Opuszczonego Królestwa. Wskrzeszą poległe na polu bitwy armie i ruszą na was.
Ponownie przetarła twarz i skręciła z uliczki na plac. Stąd było już widać szyld karczmy, więc zrównała się z nimi idąc obok białowłosej.
- Kilka lat temu zawędrowałam w okolice bagien i znalazłam oddziały organizacji, która chroni życie waszych pięknych, słonecznych krain. Od tamtego czasu i ja walczę o to, by i w Maurii zaświeciło słońce. O to, by plaga żywych trupów nie rozniosła się z ich plugawych kryjówek. Złocisty Świt, wzywa ludzi i elfy sumienia, by wzmocnili swoją piersią i mieczem mur, który nas wszystkich broni przed żywą śmiercią - spojrzała wymownie na miecz rycerza, a potem przytrzymała drzwi do karczmy.
- Szykujemy się do wojny. Chcemy odbić Wieżę Czarnoksiężnika i oczyścić ją z plugastwa. Potrzebujemy mieczy i ramion chętnych je podnieść w obronie życia. Czy macie na tyle odwagi i dobrej woli by stanąć przeciw czarnej magii? Czy któreś z was zechciałoby wstąpić w szeregi Złocistego Świtu?
Ostatnie zdania Tenisse wypowiedziała dobitnie i głośniej, także dlatego, że musiała przekrzyczeć karczemny gwar. Skierowała kroki do wolnego stolika dla czterech osób i zajęła miejsce opierając luk o brzeg blatu.
- Gart
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 521
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Kiedy szli wśród strug deszczu wzrok miał skierowany na częściowo odkryte plecy elfki, czy też jakiś sobie tylko wiadomy punkt przed sobą. Słuchał jej słów uważnie, ale z biegiem czasu coraz mniej mu się podobały. Owszem, jego powołaniem było pomaganie innym istotom, ale nie widział siebie w regularnej armii. Najwygodniej było mu poruszać się w pojedynkę wśród zielnych zagajników i niewytyczonych ścieżek.
Nie odezwał się jeszcze przez chwilę po tym jak elfka zamilkła. Wydawało mu się, że raczej bardziej się przyda krążąc po równinach i pomagając przypadkowym ludziom. A tam mieli całe wojsko. jedna osoba w tą czy w tamtą chyba nie zrobiłaby im różnicy. Ale z kolei, o ile więcej mógłby zdziałać na tamtych ziemiach...
- Wolę samotne podróże, ale... Musiałbym się zastanowić. I nie wiem gdzie te ziemie mniej więcej leżą. - powiedział powoli, wciąż się nad tym zastanawiając. Nie chciał się teraz decydować. Musiał najpierw dokończyć to co dotąd zaczął. Strzepnął dłonią wodę z kaptura zanim usiadł przy stole, ale nie zdjął go. Oparł się o krzesło i wbił wzrok w przeciwną ścianę.
Nie odezwał się jeszcze przez chwilę po tym jak elfka zamilkła. Wydawało mu się, że raczej bardziej się przyda krążąc po równinach i pomagając przypadkowym ludziom. A tam mieli całe wojsko. jedna osoba w tą czy w tamtą chyba nie zrobiłaby im różnicy. Ale z kolei, o ile więcej mógłby zdziałać na tamtych ziemiach...
- Wolę samotne podróże, ale... Musiałbym się zastanowić. I nie wiem gdzie te ziemie mniej więcej leżą. - powiedział powoli, wciąż się nad tym zastanawiając. Nie chciał się teraz decydować. Musiał najpierw dokończyć to co dotąd zaczął. Strzepnął dłonią wodę z kaptura zanim usiadł przy stole, ale nie zdjął go. Oparł się o krzesło i wbił wzrok w przeciwną ścianę.
Kiedy trójka odeszła ciekawska mewa również wzbiła się w powietrze. Dziewczyna słuchała z uwagą słów kobiety. W sumie nigdy nie planowała pakować się w jakąkolwiek wojnę. Ale może właśnie tam jest jej miejsce? Kiedy dotarli do karczmy obruszyła się strzepując z ogona i włosów wodę. Potem zasiadła na wskazanym miejscu i wyciągnęła swoją zniszczoną mapę. Gdzieniegdzie odznaczały się mokre plany od deszczu. Obserwowała chwilę miejsce o którym wspominała elfka.
-To niezwykle interesująca propozycja. Może niekoniecznie lubię poruszać się pod dyktando innych, ale może właśnie tam moje ścieżki powinny prowadzić. Musze to przemyśleć. Pozałatwiać i pozamykać wszystkie sprawy tutaj.- Odpowiedziała jej spokojnie. Może wrogość z jej rubinowych oczu zniknęła, ale nie znaczyło, że Jenya nabrała zaufania do owej kobiety. Nie wykazywała jakichkolwiek oznak uprzejmości. W karczmie panował gwar i mało kto zwróciłby uwagę na wchodzące zakapturzone osoby. Zasiadły one w przeciwległym końcu sali.
-To niezwykle interesująca propozycja. Może niekoniecznie lubię poruszać się pod dyktando innych, ale może właśnie tam moje ścieżki powinny prowadzić. Musze to przemyśleć. Pozałatwiać i pozamykać wszystkie sprawy tutaj.- Odpowiedziała jej spokojnie. Może wrogość z jej rubinowych oczu zniknęła, ale nie znaczyło, że Jenya nabrała zaufania do owej kobiety. Nie wykazywała jakichkolwiek oznak uprzejmości. W karczmie panował gwar i mało kto zwróciłby uwagę na wchodzące zakapturzone osoby. Zasiadły one w przeciwległym końcu sali.
Wypowiedź lisołaczki wydała jej się bardziej przychylna. Może dlatego, że mrukowaty jegomość sprawiał wrażenie raczej obojętnego na wszystko. Uśmiechnęła się więc z wdzięcznością do białowłosej dziewczyny.
- Nie będę was namawiać, ani przekonywać. Walka z żywymi trupami, przy przewadze, którą mają graniczy z samobójstwem. A jednak jak dotąd udaje nam się utrzymać naszą placówkę.
Korzystając z tego, że mapa znalazła się na stole, wskazała towarzyszom południowo-wschodnie obrzeża Mglistych Bagien. Tak jak przypuszczała, mapa w tym miejscu była mało precyzyjna. Widać było tylko zarysy głównych obszarów. Puknęła lekko opuszkiem w miejsce, gdzie kończył się zaznaczony las.
- Właśnie tu znajduje się nasz obóz. Dawniej była tam niewielka wioska, skupiona wokół murowanej kaplicy, gdzie teraz nasze dowództwo objęło sobie kwaterę. Wokół kościółka stoi kilka drewnianych chat, ale nie dla wszystkich starcza tam noclegu. Teren wokół kaplicy usiany jest namiotami i mniejszymi obozowiskami, skupionymi wokół ognisk i składowanych materiałów. Czasami odwiedzają nas kupcy, ale tylko ci odważniejsi, którzy nie boją się po drodze natrafić na nieumarłych. Ich ochrona jest jednym z naszych zadań. Armia liczy nie więcej niż setkę osób i niestety wciąż nas ubywa, podczas gdy nowe trupy wciąż wygrzebują się z ziemi… - westchnęła, ale szybko się otrząsnęła z melancholii i ciągnęła dalej, znów rzeczowym tonem składając relację.
- Mamy skromny oddział konnicy, piechotę, zwiad i łuczników. Wspomaga nas kilku magów. Robimy podjazdy na bagna i patrolujemy Ścieżkę Dusz. Poza tym stanowimy eskortę dla podróżnych z Maurii. Staramy się wynajdywać słabo bronione punkty nieprzyjaciela i odbijać zrujnowane wioski i cmentarze. Teraz… zbieramy większą Armię by zaatakować potężny cel. Czarnoksiężnik kontroluje ze swej wieży bardzo duży obszar Dolin. Można powiedzieć, że każdy nieumarły, począwszy od nieuzbrojonego szkieletu, aż po pomniejszych nekromantów jest na jego usługach...
- Nie będę was namawiać, ani przekonywać. Walka z żywymi trupami, przy przewadze, którą mają graniczy z samobójstwem. A jednak jak dotąd udaje nam się utrzymać naszą placówkę.
Korzystając z tego, że mapa znalazła się na stole, wskazała towarzyszom południowo-wschodnie obrzeża Mglistych Bagien. Tak jak przypuszczała, mapa w tym miejscu była mało precyzyjna. Widać było tylko zarysy głównych obszarów. Puknęła lekko opuszkiem w miejsce, gdzie kończył się zaznaczony las.
- Właśnie tu znajduje się nasz obóz. Dawniej była tam niewielka wioska, skupiona wokół murowanej kaplicy, gdzie teraz nasze dowództwo objęło sobie kwaterę. Wokół kościółka stoi kilka drewnianych chat, ale nie dla wszystkich starcza tam noclegu. Teren wokół kaplicy usiany jest namiotami i mniejszymi obozowiskami, skupionymi wokół ognisk i składowanych materiałów. Czasami odwiedzają nas kupcy, ale tylko ci odważniejsi, którzy nie boją się po drodze natrafić na nieumarłych. Ich ochrona jest jednym z naszych zadań. Armia liczy nie więcej niż setkę osób i niestety wciąż nas ubywa, podczas gdy nowe trupy wciąż wygrzebują się z ziemi… - westchnęła, ale szybko się otrząsnęła z melancholii i ciągnęła dalej, znów rzeczowym tonem składając relację.
- Mamy skromny oddział konnicy, piechotę, zwiad i łuczników. Wspomaga nas kilku magów. Robimy podjazdy na bagna i patrolujemy Ścieżkę Dusz. Poza tym stanowimy eskortę dla podróżnych z Maurii. Staramy się wynajdywać słabo bronione punkty nieprzyjaciela i odbijać zrujnowane wioski i cmentarze. Teraz… zbieramy większą Armię by zaatakować potężny cel. Czarnoksiężnik kontroluje ze swej wieży bardzo duży obszar Dolin. Można powiedzieć, że każdy nieumarły, począwszy od nieuzbrojonego szkieletu, aż po pomniejszych nekromantów jest na jego usługach...
- Therent
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 109
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Pól-elf
- Profesje:
- Kontakt:
Po kilkutygodniowej wizycie w Nowej Aerii, gdzie przebywał w gościnie u przyrodniego brata i jego rodziny, Therent ruszył znów w podróż. Nogi poniosły go znów przez góry i wzdłuż rzeki, aż na wybrzeże, gdzie postanowił posmakować życia na morzu. Leonia wydała mu się miastem dobrym, jak każde inne do tego, żeby zaciągnąć się na jakiś okręt.
Jak zwykle najpierw skierował się do miejsc stanowiących skupiska ludzkie. Lubił mieć aktualne informacje o tym co się dzieje w mieście. Łatwo było złapać dobra okazję, pijąc z nieznajomym.
Siedział od dłuższego czasu prze stoliku z jakimś nieciekawym i mocno podchmielonym typem. To była pomyłka. Człowiek ten o niczym nie wiedział i nie zajmował się niczym, co mogłoby zainteresować pół-elfa. Rozglądał się więc po sali, by wyłapać treść rozmów innych. Kiedy zjawili się trzej przemoczeni podróżnicy, skupił na nich uwagę. Szczególnie podobała mu się długonoga elfka, chociaż biały zwierzołak też był intrygujący. Ich towarzysz za to nie wyglądał ciekawie. Therentowi wydawało się, że zaraz opróżni dwie butelki i uśnie na stole. Właściwie to już wyglądał jakby drzemał, tylko z uniesioną głową. Elfka opowiadała o jakiejś wojnie prowadzonej z nieumarłymi na drugim końcu świata.
"Po jakie licho elfy pchają się do Mrocznych Dolin?"
Postanowił się przyłączyć. Być może nawet odłoży podróż morską, a może im ją zaproponuje? Był już trochę znudzony tułaniem się bez celu. Łuczniczka nie wyglądała na zamożną, więc nie spodziewał się, że jako najemnik dużo zarobi na tej wojnie, ale ciekawie będzie nadać na chwile swemu życiu jakiegoś określonego kierunku. Dawno nie miał przed sobą wyzwania. Ostatnim była czarnowłosa piękność w Nowej Aerii, lecz tamtą batalie przegrał. Na wspomnienie Calipso powieki opadły mu do połowy. Jakaś rysa zadrapała mu serce i dokuczała od czasu do czasu. Potrzebował satysfakcji z wykonanego zadania, a ta elfica miała takie dla niego.
Podszedł do stolika, przy którym pozostawało jedno wolne krzesło. Położył dłoń na jego oparciu i odezwał się spokojnym, zrównoważonym głosem.
- Pozwolicie państwo, że się dosiądę. Zainteresował mnie plan zdobycia tej wieży panienko. Czy ów czarnoksiężnik posiada tam duży skarbiec? Chętnie bym to sprawdził. Możecie liczyć na to, że odprowadzę was do tego waszego obozu na bagnach. Jak się zwie ten wasz oddział?
Jak zwykle najpierw skierował się do miejsc stanowiących skupiska ludzkie. Lubił mieć aktualne informacje o tym co się dzieje w mieście. Łatwo było złapać dobra okazję, pijąc z nieznajomym.
Siedział od dłuższego czasu prze stoliku z jakimś nieciekawym i mocno podchmielonym typem. To była pomyłka. Człowiek ten o niczym nie wiedział i nie zajmował się niczym, co mogłoby zainteresować pół-elfa. Rozglądał się więc po sali, by wyłapać treść rozmów innych. Kiedy zjawili się trzej przemoczeni podróżnicy, skupił na nich uwagę. Szczególnie podobała mu się długonoga elfka, chociaż biały zwierzołak też był intrygujący. Ich towarzysz za to nie wyglądał ciekawie. Therentowi wydawało się, że zaraz opróżni dwie butelki i uśnie na stole. Właściwie to już wyglądał jakby drzemał, tylko z uniesioną głową. Elfka opowiadała o jakiejś wojnie prowadzonej z nieumarłymi na drugim końcu świata.
"Po jakie licho elfy pchają się do Mrocznych Dolin?"
Postanowił się przyłączyć. Być może nawet odłoży podróż morską, a może im ją zaproponuje? Był już trochę znudzony tułaniem się bez celu. Łuczniczka nie wyglądała na zamożną, więc nie spodziewał się, że jako najemnik dużo zarobi na tej wojnie, ale ciekawie będzie nadać na chwile swemu życiu jakiegoś określonego kierunku. Dawno nie miał przed sobą wyzwania. Ostatnim była czarnowłosa piękność w Nowej Aerii, lecz tamtą batalie przegrał. Na wspomnienie Calipso powieki opadły mu do połowy. Jakaś rysa zadrapała mu serce i dokuczała od czasu do czasu. Potrzebował satysfakcji z wykonanego zadania, a ta elfica miała takie dla niego.
Podszedł do stolika, przy którym pozostawało jedno wolne krzesło. Położył dłoń na jego oparciu i odezwał się spokojnym, zrównoważonym głosem.
- Pozwolicie państwo, że się dosiądę. Zainteresował mnie plan zdobycia tej wieży panienko. Czy ów czarnoksiężnik posiada tam duży skarbiec? Chętnie bym to sprawdził. Możecie liczyć na to, że odprowadzę was do tego waszego obozu na bagnach. Jak się zwie ten wasz oddział?
Podniosła głowę i oczy na przybysza. Jej wzrok prześlizgnął się po jego ciele i zatrzymał na twarzy.
"Postawa i budowa człowieka, ale wzrost jak na człowieka nieprzeciętny. Brak zarostu, szpiczaste uszy. najprawdopodobniej mieszaniec."
Jej pierwszą reakcją było zaskoczenie. Dopiero gdy dotarł do niej sens jego słów, uśmiech ponownie rozjaśnił jej twarz. Serce jej zabiło szybciej. Czyżby nareszcie dopisało jej szczęście. Zgodził się. I to bez stawiania warunków. Od razu oceniła posiadane przez niego uzbrojenie. Była pewna, że tego obosiecznego miecza nie nosi dla ozdoby.
- Tak, oczywiście zapraszam - odpowiedziała na jego pierwsze pytanie z ożywieniem. Odsunęła trochę swój łuk, żeby go nie przewrócił siadając.
- Co do skarbów, to nieumarli posiadają je rzadko. Zazwyczaj bardziej cenią energię, zwłaszcza życiową, która przekształcają na jej przeciwieństwo. Ale... ta wieża jak sądzę wcześniej należała do kogoś, kto mógł posiadać znaczne dobra. Złoto nie ulega rozkładowi, więc... - zawiesiła głos i uśmiechnęła się przebiegle. Ją akurat mało obchodziło złoto, chyba, że w tym celu, by kupić jedzenie dla oddziału. Ten wojownik jednak, sugerował, że interesują go głównie bogactwa.
"Postawa i budowa człowieka, ale wzrost jak na człowieka nieprzeciętny. Brak zarostu, szpiczaste uszy. najprawdopodobniej mieszaniec."
Jej pierwszą reakcją było zaskoczenie. Dopiero gdy dotarł do niej sens jego słów, uśmiech ponownie rozjaśnił jej twarz. Serce jej zabiło szybciej. Czyżby nareszcie dopisało jej szczęście. Zgodził się. I to bez stawiania warunków. Od razu oceniła posiadane przez niego uzbrojenie. Była pewna, że tego obosiecznego miecza nie nosi dla ozdoby.
- Tak, oczywiście zapraszam - odpowiedziała na jego pierwsze pytanie z ożywieniem. Odsunęła trochę swój łuk, żeby go nie przewrócił siadając.
- Co do skarbów, to nieumarli posiadają je rzadko. Zazwyczaj bardziej cenią energię, zwłaszcza życiową, która przekształcają na jej przeciwieństwo. Ale... ta wieża jak sądzę wcześniej należała do kogoś, kto mógł posiadać znaczne dobra. Złoto nie ulega rozkładowi, więc... - zawiesiła głos i uśmiechnęła się przebiegle. Ją akurat mało obchodziło złoto, chyba, że w tym celu, by kupić jedzenie dla oddziału. Ten wojownik jednak, sugerował, że interesują go głównie bogactwa.
Coraz bardziej ciekawiła ją ta podróż. Chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie poczuła za sobą głos mężczyzny. Lisica spojrzała na niego zaskoczona, tym bardziej była zdziwiona widząc iż jego odzienie nie było kompletne. Przyglądała mu się bacznie swym rubinowym wzrokiem po czym w końcu wykrztusiła to co miała powiedzieć.
-Czy będzie ci przeszkadzało jak dam ci odpowiedź jutro z samego rana? Chciałabym teraz przejść do pokoju i się wysuszyć. Nie lubię być mokra.- Zapytała spokojnie. Mapę postanowiła im zostawić gdyby nowo przybyły towarzysz chciał poznać szczegóły. Spojrzała pytająco na Szarego. Nie miałaby nic przeciwko gdyby wolał zostać tu dłużej chciała jednak wyjaśnić z nim jedną sprawę na osobności.
-Czy będzie ci przeszkadzało jak dam ci odpowiedź jutro z samego rana? Chciałabym teraz przejść do pokoju i się wysuszyć. Nie lubię być mokra.- Zapytała spokojnie. Mapę postanowiła im zostawić gdyby nowo przybyły towarzysz chciał poznać szczegóły. Spojrzała pytająco na Szarego. Nie miałaby nic przeciwko gdyby wolał zostać tu dłużej chciała jednak wyjaśnić z nim jedną sprawę na osobności.
- Gart
- Urzeczywistniający Marzenia
- Posty: 521
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Nie wtrącał się w żaden sposób w rozmowę, co nei znaczyło że nie słuchał. Siedział sztywno w krześle, rzeczywiście wyglądając jakby był obojętny na wszystko, jednak w gruncie rzeczy było wręcz przeciwnie. Ale kiedy tak się zachowywał przynajmniej niczego się od niego nie wymagało na wstępie, nie oceniano możliwości po wyglądzie ani po tym jak się mądrzy. Nie było mu to potrzebne. Rozważał sam dla siebie słowa Tenisse, nie patrząc na nic konkretnego. Jedynie rzucił okiem na mapę, kiedy elfka wskazywała owe miejsce.
Naprawdę kusiło go zgodzenie się na przyłączenie się do tego oddziału. Ale to nijako zablokowałoby jego wolność, czego nie chciał. Kiedy Therent podszedł do stolika, jedynie krótko powiódł po nim spojrzeniem i wrócił do obserwowania jakże ciekawej ściany. Robiło się zbyt tłoczno jak dla niego. Dwie osoby jasne, trzy jeszcze ujdą, ale więcej... Skrzywił się lekko pod kapturem.
Kiedy Jenya się odezwała od razu pochwycił jej pomysł.
- Również byłbym wdzięczny za możliwość zastanowienia się. Tymczasem Pani będzie mogła opowiedzieć o szczegółach nowemu zainteresowanemu... - wstał od stołu i skłonił się wymienionym przed chwilą osobom. Zaraz po tym zwrócił się do Jenyi.
- Pójdę z tobą, jeśli pozwolisz.
Naprawdę kusiło go zgodzenie się na przyłączenie się do tego oddziału. Ale to nijako zablokowałoby jego wolność, czego nie chciał. Kiedy Therent podszedł do stolika, jedynie krótko powiódł po nim spojrzeniem i wrócił do obserwowania jakże ciekawej ściany. Robiło się zbyt tłoczno jak dla niego. Dwie osoby jasne, trzy jeszcze ujdą, ale więcej... Skrzywił się lekko pod kapturem.
Kiedy Jenya się odezwała od razu pochwycił jej pomysł.
- Również byłbym wdzięczny za możliwość zastanowienia się. Tymczasem Pani będzie mogła opowiedzieć o szczegółach nowemu zainteresowanemu... - wstał od stołu i skłonił się wymienionym przed chwilą osobom. Zaraz po tym zwrócił się do Jenyi.
- Pójdę z tobą, jeśli pozwolisz.
Lisica również wstała od stołu.
-Dobrej nocy życzę i widzimy się jutro rano.- Odpowiedziała i skinęła głową. Potem obróciła się do Szarego.
-Tak, chodź chciałam jeszcze z tobą porozmawiać.- Dodała trochę ciszej i ruszyła w kierunku karczmarza. Poprosiła go o pokój z dwoma łóżkami rzucając mu parę monet. Skierowała kroki niezwłocznie w stronę pokoju znacząc na ziemi mokre ślady. Nie patrzyła czy mężczyzna za nią podąża wiedziała, że tak jest. Kątem oka dostrzegła dziwne, zakapturzone istoty spoglądające w jej kierunku, trwało to jednak zbyt krótko by lisica nabrała podejrzeń. Oboje z Szarym zniknęli na schodach prowadzących do pokoju.
Ciąg dalszy Jenya i Gart
-Dobrej nocy życzę i widzimy się jutro rano.- Odpowiedziała i skinęła głową. Potem obróciła się do Szarego.
-Tak, chodź chciałam jeszcze z tobą porozmawiać.- Dodała trochę ciszej i ruszyła w kierunku karczmarza. Poprosiła go o pokój z dwoma łóżkami rzucając mu parę monet. Skierowała kroki niezwłocznie w stronę pokoju znacząc na ziemi mokre ślady. Nie patrzyła czy mężczyzna za nią podąża wiedziała, że tak jest. Kątem oka dostrzegła dziwne, zakapturzone istoty spoglądające w jej kierunku, trwało to jednak zbyt krótko by lisica nabrała podejrzeń. Oboje z Szarym zniknęli na schodach prowadzących do pokoju.
Ciąg dalszy Jenya i Gart
Ostatnio edytowane przez Jenya 14 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Kiedy zauważyła, że człowiek i lisia panna wstają z krzeseł momentalnie mina jej zrzedła. Zaczęła po raz kolejny przeklinać w duchu pomysł swojego dowódcy, który to właśnie ją wyznaczył do tej misji. Nie nadawała się do przekonywania ludzi, zawsze to wiedziała. Kiedy wymijająco odpowiadali i zbywali ją, nie umiała ich zatrzymać. W końcu chodzi o ich życie. "Nie mają obowiązku poświęcać się tak jak ja..." pomyślała ze smutkiem. Tak naprawę nie traktowała swojej służby jako poświęcenia. Po prostu tak wybrała. Taki cel i taki sens swojego istnienia. Będzie tępić rozprzestrzeniające się skażenie śmiercią i rozkładem, nawet gdyby miała zostać ostatnią z żyjących.
- Oczywiście, nie zatrzymuję państwa - powiedziała trochę ciszej, niż poprzednio. Słychać było po jej tonie, że straciła większość nadziei - Proszę o siebie zadbać, przecież przyszliście tu się ogrzać. Będę wdzięczna, jeśli spotkamy się jutro. Dla mnie i moich kompanów... to kwestia życia i śmierci. Śmierci, którą wielu poniosło między innymi w waszej obronie... - ostatnie słowa prawie wyszeptała odwracając wzrok. Nie lubiła wzbudzać poczucia winy i obiecała sobie w duchu, że już więcej nic takiego nie powie.
Jej nie przeszkadzało to, że była mokra. Prawie tego nie zauważała. Na bagnach powietrze było tak przesycone mgłą, że wilgoć była wszechobecna i nieustanna. Nigdy nie świeciło tam słońca a wiatr bywał przenikliwy. często padał deszcz. Nie opłacało się przebierać, a zresztą i tak nie byłoby gdzie suszyć ubrań. Nie mówiąc już o dniach, gdy nocowali pod gołym niebem, a ze sobą zabierali tylko broń, prowiant i minimalny dodatkowy ekwipunek.
- Oczywiście, nie zatrzymuję państwa - powiedziała trochę ciszej, niż poprzednio. Słychać było po jej tonie, że straciła większość nadziei - Proszę o siebie zadbać, przecież przyszliście tu się ogrzać. Będę wdzięczna, jeśli spotkamy się jutro. Dla mnie i moich kompanów... to kwestia życia i śmierci. Śmierci, którą wielu poniosło między innymi w waszej obronie... - ostatnie słowa prawie wyszeptała odwracając wzrok. Nie lubiła wzbudzać poczucia winy i obiecała sobie w duchu, że już więcej nic takiego nie powie.
Jej nie przeszkadzało to, że była mokra. Prawie tego nie zauważała. Na bagnach powietrze było tak przesycone mgłą, że wilgoć była wszechobecna i nieustanna. Nigdy nie świeciło tam słońca a wiatr bywał przenikliwy. często padał deszcz. Nie opłacało się przebierać, a zresztą i tak nie byłoby gdzie suszyć ubrań. Nie mówiąc już o dniach, gdy nocowali pod gołym niebem, a ze sobą zabierali tylko broń, prowiant i minimalny dodatkowy ekwipunek.
- Therent
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 109
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Pól-elf
- Profesje:
- Kontakt:
Oparł łokcie na stole i splótł ze sobą palce dłoni. Oparł na nich brodę i odprowadził wzrokiem wychodzącą parę. Mina i ton elki nie uszły jego uwadze. Odczekał, aż nieznajomi znikną z pomieszczenia i odezwał się cicho, poważnym tonem.
- Nie przejmuj się. Powiedzieli, że się zastanowią. Może całkiem poważnie cie potraktowali, tylko potrzebują pobyć na osobności.
Po prostu tak miał, że nawet wobec obcej lub dopiero poznanej osoby potrafił być od razu ciepły i życzliwy, jakby znał ją od dawna. Szybko podejmował decyzje, a tym razem była to decyzja o przystaniu do armii zwalczającej nieumarłych. Czuł się już jednym z żołnierzy z jej organizacji.
- A ty gdzie zamierzasz dziś nocować? Też przydałoby ci się suche ubranie.
Przesunął wzrokiem po jej gibkim, smukłym ciele. Już na pierwszy rzut oka wyglądało na wyziębione i gdzieniegdzie brudne. Podobała mu się, ale odkąd opuścił „gawrę” nie miał ochoty żadnej kobiety dotykać.
- Nie przejmuj się. Powiedzieli, że się zastanowią. Może całkiem poważnie cie potraktowali, tylko potrzebują pobyć na osobności.
Po prostu tak miał, że nawet wobec obcej lub dopiero poznanej osoby potrafił być od razu ciepły i życzliwy, jakby znał ją od dawna. Szybko podejmował decyzje, a tym razem była to decyzja o przystaniu do armii zwalczającej nieumarłych. Czuł się już jednym z żołnierzy z jej organizacji.
- A ty gdzie zamierzasz dziś nocować? Też przydałoby ci się suche ubranie.
Przesunął wzrokiem po jej gibkim, smukłym ciele. Już na pierwszy rzut oka wyglądało na wyziębione i gdzieniegdzie brudne. Podobała mu się, ale odkąd opuścił „gawrę” nie miał ochoty żadnej kobiety dotykać.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość