Gertrude tego dnia była wyjątkowo spokojna. Już dawno nie robiła nic dla siebie. Wobec tego postanowiła udać się do biblioteki, która w swoich zbiorach posiada sporo zarówno naukowych, jak i w miarę przystępnie napisanych książek z fabułą. Kobieta uśmiechnęła się na tę myśl. Ponadto w owej bibliotece, do której właśnie szła, miało się odbyć spotkanie jej nowej gildii. Znała dopiero dwóch z pięciu członków, więc pomyślała, że zgłosi się dobrowolnie na rozmowę z szefem, nim zacznie jej szukać.
Gildia oferowała lepsze warunki niż poprzednia, z tego względu decyzja o odejściu stanowiła prostą sprawę. Mówiło się już oficjalnie, że klan "Wściekłe Bestie" lada moment zakończy długoletnią działalność. A Gertie nie chciała zostać z niczym jak bezpański kundel.
Na horyzoncie majaczyły już mury biblioteki. Szła od godziny do jej bram. Zastanawiała się, czy założyciel "Czarnych Panter" już jest na miejscu. Swoją drogą, Gertrude zastanawiała się, skąd pomysł na tę dziwaczną, nieco kiczowatą nazwę. A może te dywagacje były efektem stresu? Od jakiegoś czasu spotkania z nowymi ludźmi ją peszyły.
Myśląc to, skupiła się na pokonaniu ostatniego odcinka wędrówki.
Trytonia ⇒ [Biblioteka na obrzeżach Trytonii] Nikt mnie tu nie rozpozna...
- Gertrude
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 98
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Mieszczanin , Szpieg , Skrytobójca
- Kontakt:
- Atropos
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 3
- Rejestracja: 3 tygodnie temu
- Rasa: Krydiana
- Profesje: Medium , Zielarz
- Kontakt:
Atropos nie planowała pobytu w Trytonii, ale ponieważ jej pierwotny plan trafił szlag, stwierdziła, że wykorzysta swój czas na Wybrzeżu Cienia na zaznajomienie się z miejscami i istotami, które znała jedynie z ksiąg i opowieści.
Na początku miasto nawet jej się spodobało - po kilku księżycach spędzonych pod pokładem Czarnego Motyla z ulgą znalazła się z powrotem na stałym lądzie i chociaż brukowane, wąskie ulice były nieco niepokojące i zdecydowanie odmienne od tego co znała, obudziły w niej nietypową dla Krydian ciekawość. Wkrótce jednak zaczęły irytować ją zaułki śmierdzące martwymi rybami, brak drzew oraz tłumy istot, które przewijały się przez port o każdej porze dnia i nocy, przyprawiając ją o straszliwe bóle głowy.
Bardzo szybko okazało się też, że kilka ruenów, które Atropos zabrała z domu, nie pozwoli jej na utrzymanie się w portowym mieście. Szczęśliwie, właściciel karczmy, w której się zatrzymała, nie tylko zezwolił jej na prowadzenie seansów, ale i promował jej usługi wśród pozostałych podróżujących. Dziewczyna miała rzecz jasna świadomość, że nie zrobił tego z wrodzonej dobroci, ponieważ zażądał od niej 1/4 utargu od każdego klienta. Lunae była tym faktem niezmiernie oburzona, ale ponieważ Lunae oburzało wszystko i wszyscy, Atropos nie tylko się tym nie przejęła, a wręcz przyjęła jego warunki z ulgą, ciesząc się w duchu, że nie musi poszukiwać klientów samodzielnie.
Chociaż lukratywne, codzienne rozmowy z umarłymi doprowadziły ją na skraj wytrzymałości psychicznej. Z tego powodu Atropos zdecydowała się na chwilowe zawieszenie działalności jako medium i opuściła karczmę, gdy tylko słońce schowało się za horyzontem. Już od dłuższego czasu miała ochotę udać się do biblioteki, o której usłyszała od załogi Czarnego Motyla. Miała nadzieję znaleźć tam coś, co pomogłoby jej wskazać dalszy kierunek wędrówki, albo przynajmniej odetchnąć powietrzem, które nie śmierdziało jak rybie wnętrzności.
Szczęśliwie dla niej, tym razem ulice miasta były prawie puste - porywisty, zimny wiatr zagonił większość podróżników do karczm, tawern i zajazdów kuszących grzanym winem, ciepłym posiłkiem i ogniem w kominku.
- W takim mieście jak Trytonia wszyscy szukają przygód i próbują ubarwić swoje nudne życia. Nikogo nie obchodzą stare, zakurzone księgi. I dobrze… - mruknęła Atropos, owijając się swoim ciężkim, czarnym płaszczem, bardziej z chęci wtopienia się w noc, niż z powodu temperatury. Jako Krydiana zdecydowanie preferowała chłód.
- Taaak taaak dziecko, to okropne mieeejsce. Nie powiiinno cię tu być! - Lunae, zawodząc, pojawiła się tuż obok Atropos, która nie zareagowała, przyzwyczajona do dramatycznych komentarzy zjawy. Zamiast tego przyspieszyła kroku i pomyślała z rozdrażnieniem "Mogłaby w końcu darować sobie te jęki. Pozostali nie mówią w ten sposób."
Trasa do biblioteki nie była najłatwiejsza, zwłaszcza, że prócz mroźnego wiatru pojawił się również deszcz. Atropos szła w milczeniu, zgrabnie omijając nowopowstałe kałuże. Zatopiona we własnych myślach nie zauważyła, kiedy zbliżyła się do ciemnego gmachu i dopiero syk Lunae przywrócił ją na ziemię:
- Zooobacz, ktoś Cię wyprzeeeedził!
Atropos zatrzymała się, nieprzyjemnie zaskoczona widokiem postaci odzianej w czerń, która znajdowała się dwa-trzy sznury przed nią. Krydiana naciągnęła kaptur mocniej na twarz, ciesząc się w duchu, że nikt prócz niej nie widzi i nie słyszy zjawy. "Może jest ślepa i mnie też nie zauważy" - pomyślała, nie bez przekąsu. Miała ochotę zawrócić, ale na samą myśl o powrocie do karczmy zrobiło jej się niedobrze. Ruszyła więc w stronę budynku, ale znacznie wolniej, dając nieznajomej istocie czas na dotarcie do bram.
Na początku miasto nawet jej się spodobało - po kilku księżycach spędzonych pod pokładem Czarnego Motyla z ulgą znalazła się z powrotem na stałym lądzie i chociaż brukowane, wąskie ulice były nieco niepokojące i zdecydowanie odmienne od tego co znała, obudziły w niej nietypową dla Krydian ciekawość. Wkrótce jednak zaczęły irytować ją zaułki śmierdzące martwymi rybami, brak drzew oraz tłumy istot, które przewijały się przez port o każdej porze dnia i nocy, przyprawiając ją o straszliwe bóle głowy.
Bardzo szybko okazało się też, że kilka ruenów, które Atropos zabrała z domu, nie pozwoli jej na utrzymanie się w portowym mieście. Szczęśliwie, właściciel karczmy, w której się zatrzymała, nie tylko zezwolił jej na prowadzenie seansów, ale i promował jej usługi wśród pozostałych podróżujących. Dziewczyna miała rzecz jasna świadomość, że nie zrobił tego z wrodzonej dobroci, ponieważ zażądał od niej 1/4 utargu od każdego klienta. Lunae była tym faktem niezmiernie oburzona, ale ponieważ Lunae oburzało wszystko i wszyscy, Atropos nie tylko się tym nie przejęła, a wręcz przyjęła jego warunki z ulgą, ciesząc się w duchu, że nie musi poszukiwać klientów samodzielnie.
Chociaż lukratywne, codzienne rozmowy z umarłymi doprowadziły ją na skraj wytrzymałości psychicznej. Z tego powodu Atropos zdecydowała się na chwilowe zawieszenie działalności jako medium i opuściła karczmę, gdy tylko słońce schowało się za horyzontem. Już od dłuższego czasu miała ochotę udać się do biblioteki, o której usłyszała od załogi Czarnego Motyla. Miała nadzieję znaleźć tam coś, co pomogłoby jej wskazać dalszy kierunek wędrówki, albo przynajmniej odetchnąć powietrzem, które nie śmierdziało jak rybie wnętrzności.
Szczęśliwie dla niej, tym razem ulice miasta były prawie puste - porywisty, zimny wiatr zagonił większość podróżników do karczm, tawern i zajazdów kuszących grzanym winem, ciepłym posiłkiem i ogniem w kominku.
- W takim mieście jak Trytonia wszyscy szukają przygód i próbują ubarwić swoje nudne życia. Nikogo nie obchodzą stare, zakurzone księgi. I dobrze… - mruknęła Atropos, owijając się swoim ciężkim, czarnym płaszczem, bardziej z chęci wtopienia się w noc, niż z powodu temperatury. Jako Krydiana zdecydowanie preferowała chłód.
- Taaak taaak dziecko, to okropne mieeejsce. Nie powiiinno cię tu być! - Lunae, zawodząc, pojawiła się tuż obok Atropos, która nie zareagowała, przyzwyczajona do dramatycznych komentarzy zjawy. Zamiast tego przyspieszyła kroku i pomyślała z rozdrażnieniem "Mogłaby w końcu darować sobie te jęki. Pozostali nie mówią w ten sposób."
Trasa do biblioteki nie była najłatwiejsza, zwłaszcza, że prócz mroźnego wiatru pojawił się również deszcz. Atropos szła w milczeniu, zgrabnie omijając nowopowstałe kałuże. Zatopiona we własnych myślach nie zauważyła, kiedy zbliżyła się do ciemnego gmachu i dopiero syk Lunae przywrócił ją na ziemię:
- Zooobacz, ktoś Cię wyprzeeeedził!
Atropos zatrzymała się, nieprzyjemnie zaskoczona widokiem postaci odzianej w czerń, która znajdowała się dwa-trzy sznury przed nią. Krydiana naciągnęła kaptur mocniej na twarz, ciesząc się w duchu, że nikt prócz niej nie widzi i nie słyszy zjawy. "Może jest ślepa i mnie też nie zauważy" - pomyślała, nie bez przekąsu. Miała ochotę zawrócić, ale na samą myśl o powrocie do karczmy zrobiło jej się niedobrze. Ruszyła więc w stronę budynku, ale znacznie wolniej, dając nieznajomej istocie czas na dotarcie do bram.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości