[Samotne drzewo]
: Pią Wrz 21, 2012 8:31 am
Kolejny dzień owocnej we wszelakiego rodzaju doświadczenia podróży mijał Thandruilowi bardzo przyjemnie, zwłaszcza, gdy swoje wszędobylskie kopyta postawił na pewnej bardzo pięknej, wręcz jakby zaczarowanej polanie. Zapach kwitnących kwiatów już dużo wcześniej dotarł do nadzwyczaj czułych nozdrzy minotaura, i być może dlatego znalazł się on właśnie tutaj, przyciągnięty ową kojącą wonią. Zapewne wiele okazów pięknych roślin występujących w tym miejscu mógłby wykorzystać jako zielarz, lecz w tym przypadku postanowił zrobić wyjątek. Powstrzymał się od zebrania nawet ciekawszych i rzadszych okazów, nie bezczeszcząc tym samym piękna tego kawałka polany, a rozkoszując się jedynie urzekającymi zapachami kwiatów i ziół, których było tu pod dostatkiem jak nigdzie indziej. Chociaż z pewnością minotaurzy wzrok nie dorównywał czułością i dokładnością węchowi, dla oczu Thandruila miejsce to wydawało się równie wyśmienitą ucztą. Polana mieniła się wręcz przeróżnymi kolorami, wśród których oczywiście dominowała zieleń świeżutkiej trawy, pewnie niedawno podlanej rosą, sądząc po srebrzystych odblaskach, które w istocie wyglądały jak gwiazdy, które lekko pospadały na trawy polany, przyozdabiając je. Dzięki temu wszystkiemu Thandruil wędrował w jeszcze lepszym humorze, chociaż w najbliższym czasie planował dać nieco odpocząć swoim schodzonym nogom. Wpadł w niemały zachwyt, gdy w oddali ujrzał dość masywne drzewo, bez większego problemu mógł stwierdzić, iż jest to bardzo stary dąb, w dodatku osamotniony na tej polanie. - Ha! - Klasnął w dłonie w odruchu zadowolenia, już wyobrażając sobie przyjemną drzemkę pod drzewem, przy akompaniamencie śpiewu leśnych ptaków i podmuchów świszczącego wiatru. Natychmiast zszedł z niewyraźnej dróżki, aby pokierować się wprost na samotne drzewo, które mimo wszystko oddalone było od głównej drogi dobre kilkadziesiąt metrów. Zanim minotaur zdążył je przejść, ponownie oblała go fala niesamowicie wonnego zapachu kwiatów, wśród których przebywał teraz bardzo blisko, właściwie muskając niektóre swoim gęstym futrem. Nie dało się ukryć, że ów polana potrafiła zauroczyć już swoim wyglądem, nie wspominając o zapachach, na jakie minotaury były wyczulone w szczególności. Dodając jeszcze do tego wszystkiego osobistą wrażliwość Thandruila, nie przesadzając mógł doznać tu przynajmniej małego kawałka raju na ziemi, z pewnością zapamięta to miejsce na długo, jako jedno z najbardziej pięknych i magicznych. Idąc tak w stronę dębu, nieco zamyślony, lecz nadal w niemrawym uśmiechu wysławiający w umyśle Naturę za każdą kwitnącą tu roślinę, przypomniał sobie rodzinne strony, gdzie również podobne zjawiska miały miejsce, choć oczywiście tutejszym nawet nie śmiały stawiać wyzwania. Mimo wszystko wywoływały wspomnienia, i choć te związane z łąkami były zdecydowanie dobre, to niestety.. tych gorszych również nie dało się uniknąć. Naraz przed zamglonymi oczyma minotaura pojawili się pełni pretensji pobratymcy, na czele z ojcem, nastawionym wręcz wrogo do swojego syna, tylko z powodu jego inności, która i tak nikomu nie powinna wadzić. Thandruil miał czas, by myśleć o tym wiele, lecz nadal nie pojmował tej jednej rzeczy. Dlaczego, będąc dobrym i wręcz przykładnym mieszkańcem wioski, został odrzucony, właściwie przez wszystkich. Był wzorowym wychowankiem, nie sprawiał nawet najmniejszych problemów! A mimo to nadal pozostawał odrzucony niczym pisklę z rodzinnego gniazda, na którym matka wyczuła nieco odmienny zapach. Być może podobnie było i w jego przypadku... Został dotknięty przez coś skutecznie odstraszającego innych, sprawiającego, że każdy się od niego odwracał, jakby wyczuwając odmienność Thandruila, najpewniej w jego zachowaniu. W międzyczasie swoich rozmyślań, dotarł wreszcie pod ogromne drzewo, które z bliska wydawało się jeszcze większe, i nawet obecność ponad dwumetrowego minotaura nie mogła mu umniejszyć świetności i ogromu rozłożystej korony. W jego obliczu nawet największy problem wydawał się drobnostką, toteż myśli minotaura z miejsca stały się pogodne, jak panująca w tym miejscu atmosfera. Thandruil nie mógł wyjść z podziwu wpatrując się w przeogromne konary dębu, wyglądające niczym masywne ramiona wyciągnięte do góry, ku Stworzycielce. Z jak najbardziej szczerym uśmiechem na ustach, usiadł pod nim, plecami opierając się o brunatny konar. I stało się, jak przedstawiał to sobie w wyobrażeniach, jeszcze sprzed dotarcia do drzewa. Uroczy śpiew ptaków wraz z wiatrem uspokajały jego zmysły coraz bardziej, powoli wywołując w minotaurze błogą senność. Pełen wdzięcznych, ptasich odgłosów koncert zakończył jeden z ptaszków, który odważył się wylądować na rogu minotaura, śpiewając wprost do jego ucha ostatnie melodie. Potem Thandruil pogrążył się w przyjemnym śnie, który z pewnością sprzyjał będzie odzyskaniu sił na dalszą wędrówkę. Ptaszek nadal podśpiewywał do jego ucha, jednak jakby spokojniej, by jeszcze bardziej umilić minotaurowi astralną podróż w zakamarki umysłu, zwaną snem.