[Karczma Pod Srebrnym Gryfem]
: Nie Lip 03, 2011 8:53 pm
Dolhard po długim locie był znużony, rozciągające się niebo powoli przybierało już pomarańczową barwę, skłaniając do szukania miejsca odpowiedniego do przeczekania nocy. I ku jego zadowoleniu na horyzoncie zaraz przy masywie gór Dasso leżało miasto, i o ile pamięć go nie zawodziła, był to Ekradon. Miał szczęście, gdyż ta metropolia słynęła z pięknych karczm, a że jego sakwa obecnie nie narzekała na brak monet oraz klejnotów, nie widział przeszkód, aby w jednej nie zatrzymać się na piwie lub dwóch. Niewątpliwie ten trunek po niedawnej przygodzie z jego przodkami wyjdzie mu na dobre. Przy okazji nie będzie musiał się martwić o rabusiów i bandytów. Nie, nie martwił się o siebie, tylko o życia tych, którzy zdecydują się na niepokojenie jego i jego sakiewki.
Wylądował w bezpiecznej odległości od miasta, gdy jeszcze straże nie mogły przypatrzeć się dokładnie jego sylwetce. Nie miał ochoty na zabawę z żołnierzykami i gryfami, a to byłoby konieczne, gdyby wielki smok wylądował zaraz przy bramie miasta. Smoki nigdy nie należały do najbardziej przyjemnych istot.
Po chwili na drodze stał ludzki mężczyzna o ponad dwumetrowym wzroście i budowie żołnierza, który wie co znaczy wykańczający trening.
- Najwyższy czas napić się czegoś - powiedział do siebie i szybkim krokiem ruszył w kierunku miasta. Jego biały płaszcz powiewał na słabych podmuchach wiatru, a złociste włosy grzywki co chwila przesłaniały widok jego prawego oka.
Po niecałych dwóch kwadransach marszu jego oczom ukazały się wrota zdobione dwoma gryfami.
O ile strażnicy szykowali się do zagrodzenia mu drogi, gdy tylko jego czerwone oczy spojrzały na nich z góry, porzucili ten głupi pomysł. Co mogło się stać, gdy przepuszczą jednego człowieka za mury miasta? Obecnie nic, gdyż on miał tylko ochotę na gorycz piwa.
Już pierwszy rząd budynków mieścił w sobie karczmę. "Może być" - pomyślał, patrząc na odnowione białe ściany karczmy, bez pęknięć czy szkód wyrządzonych przez zjawiska pogodowe. Tym bardziej, że szyld bardzo przypadł mu do gustu, gdyż przedstawiał sobą sylwetkę srebrnego gryfa, a on zdążył się przekonać o sile tych stworzeń.
Jeszcze zanim otworzył drzwi, jego nozdrza uderzył smakowity zapach potraw. Jego żołądek czując to samo, ciesząc się oddał radosny odgłos. "Mięsem też nie pogardzę" - zgodził się ze swoim ciałem.
Po otworzeniu drzwi karczma tylko zyskiwała. O ile z zewnątrz budynek prezentował się całkiem dobrze jak na standardy miasta, tak wnętrze tylko potwierdzało teorię o pozycji karczm w tym mieście. Podłogi czy ścian nie ozdabiały pęknięcia czy rysy, a drewniane wyposażenie było czyste i nie widniały na nim pamiątki po burdach. A zapach podłego piwa jakiego się spodziewał w ogóle nie dotarł do jego nosa. Powietrze było wypełnione zapachem dobrego jedzenia i piwa z wyższej półki. Także klienci nie prowadzili gwarnych rozmów i nie prezentowali sobą postawy gotowej wszczynać bójki.
Choć jego przybycie, wysokie ciało z widocznymi rysami mięśni pod dopasowanym śnieżnobiałym płaszczem i osobowość wodza przyciągały uwagę, obecni przy stolikach ludzie szybko wrócili do swoich rozmów.
Zajął miejsce przy jedynym wolnym stoliku siadając przy ścianie, ot takie przyzwyczajenie z minionych stuleci. Już po chwili przy jego stoliku stało niewysokie dziewczę z burzą kasztanowych włosów, Dolhard mógł jej dać nie więcej niż 22 lata i nie mniej niż 17. Nigdy nie był dobry w zgadywaniu wieku.
- Trzy krwiste steki i kufel najlepszego piwa jakie serwujecie - powiedział, gdy jego spojrzenie próbowało uchwycić płochliwy wzrok dziewczyny. Ta po zapisaniu zamówienia szybko się oddaliła. A on zaśmiał się w duchu, jego wybór coraz bardziej mu się podobał.
Niedługo musiał czekać na zamówienie. Miał wielką ochotę porzucić sztućce i gołymi rękami wepchnąć mięso do ust, ale przypomniał sobie o manierach i po chwili pierwszy kawałek steku cieszył jego podniebienie popijany piwem.
Wylądował w bezpiecznej odległości od miasta, gdy jeszcze straże nie mogły przypatrzeć się dokładnie jego sylwetce. Nie miał ochoty na zabawę z żołnierzykami i gryfami, a to byłoby konieczne, gdyby wielki smok wylądował zaraz przy bramie miasta. Smoki nigdy nie należały do najbardziej przyjemnych istot.
Po chwili na drodze stał ludzki mężczyzna o ponad dwumetrowym wzroście i budowie żołnierza, który wie co znaczy wykańczający trening.
- Najwyższy czas napić się czegoś - powiedział do siebie i szybkim krokiem ruszył w kierunku miasta. Jego biały płaszcz powiewał na słabych podmuchach wiatru, a złociste włosy grzywki co chwila przesłaniały widok jego prawego oka.
Po niecałych dwóch kwadransach marszu jego oczom ukazały się wrota zdobione dwoma gryfami.
O ile strażnicy szykowali się do zagrodzenia mu drogi, gdy tylko jego czerwone oczy spojrzały na nich z góry, porzucili ten głupi pomysł. Co mogło się stać, gdy przepuszczą jednego człowieka za mury miasta? Obecnie nic, gdyż on miał tylko ochotę na gorycz piwa.
Już pierwszy rząd budynków mieścił w sobie karczmę. "Może być" - pomyślał, patrząc na odnowione białe ściany karczmy, bez pęknięć czy szkód wyrządzonych przez zjawiska pogodowe. Tym bardziej, że szyld bardzo przypadł mu do gustu, gdyż przedstawiał sobą sylwetkę srebrnego gryfa, a on zdążył się przekonać o sile tych stworzeń.
Jeszcze zanim otworzył drzwi, jego nozdrza uderzył smakowity zapach potraw. Jego żołądek czując to samo, ciesząc się oddał radosny odgłos. "Mięsem też nie pogardzę" - zgodził się ze swoim ciałem.
Po otworzeniu drzwi karczma tylko zyskiwała. O ile z zewnątrz budynek prezentował się całkiem dobrze jak na standardy miasta, tak wnętrze tylko potwierdzało teorię o pozycji karczm w tym mieście. Podłogi czy ścian nie ozdabiały pęknięcia czy rysy, a drewniane wyposażenie było czyste i nie widniały na nim pamiątki po burdach. A zapach podłego piwa jakiego się spodziewał w ogóle nie dotarł do jego nosa. Powietrze było wypełnione zapachem dobrego jedzenia i piwa z wyższej półki. Także klienci nie prowadzili gwarnych rozmów i nie prezentowali sobą postawy gotowej wszczynać bójki.
Choć jego przybycie, wysokie ciało z widocznymi rysami mięśni pod dopasowanym śnieżnobiałym płaszczem i osobowość wodza przyciągały uwagę, obecni przy stolikach ludzie szybko wrócili do swoich rozmów.
Zajął miejsce przy jedynym wolnym stoliku siadając przy ścianie, ot takie przyzwyczajenie z minionych stuleci. Już po chwili przy jego stoliku stało niewysokie dziewczę z burzą kasztanowych włosów, Dolhard mógł jej dać nie więcej niż 22 lata i nie mniej niż 17. Nigdy nie był dobry w zgadywaniu wieku.
- Trzy krwiste steki i kufel najlepszego piwa jakie serwujecie - powiedział, gdy jego spojrzenie próbowało uchwycić płochliwy wzrok dziewczyny. Ta po zapisaniu zamówienia szybko się oddaliła. A on zaśmiał się w duchu, jego wybór coraz bardziej mu się podobał.
Niedługo musiał czekać na zamówienie. Miał wielką ochotę porzucić sztućce i gołymi rękami wepchnąć mięso do ust, ale przypomniał sobie o manierach i po chwili pierwszy kawałek steku cieszył jego podniebienie popijany piwem.