[II pietro komnata główna] Oczekiwanie nieoczekiwanego
: Pon Lut 28, 2011 8:19 pm
Arathain nagle zmarszczył brwi. Z wyrazu jego twarzy Aileen domyśliła się, że coś się stało. Wstał i polecił jej by udała się na górę, zapowiadając że "mają nieproszonych gości", po czym zabrał swój kostur i gdzieś zniknął. Kiedy wchodziła do pokoju na drugim piętrze i zamykała drzwi, poczuła lekkie ukłucie zażenowania. W jednej chwili jednak oddaliła to uczucie, gdyż przecież jeszcze dziwniej wyglądała by sytuacja, gdyby Arathain pozwolił jej dołączyć do walki - bądź co bądź potraktował ją jak gościa. Niemniej jednak uznała, że użyje mocy teleportacji kuli dopiero, gdy nie będzie miała innego wyjścia. Honor nie pozwalał jej na ucieczkę.
Pokój w którym się znalazła wyglądał jak wyjątkowo zagracony gabinet uczonego. Na biurku walały się sterty zapisanego pergaminu, w kałamarzu tkwiło piękne pióro. Zamknięta książka była założona jakimś świstkiem, jakby ktoś przed chwilą skończył ją czytać. Pod ścianami stały regały z książkami, od maleńkich i cienkich książeczek oprawionych w ozdobną skórę, po wielkie omszałe tomy. Pachniało woskiem i pergaminami - zupełnie jak w jej domu, z tą różnicą, że brakowało jeszcze jednej, woni - zapachu kwiatów, liści i wilgotnej ziemi. Pokój był jasny, tak jak piętro niżej znajdowało się w nim jedno okno. Zerknęła na stolik, na którym spoczywała wspomniana kryształowa kula. Podeszła kilka kroków by się jej przyjrzeć, lecz nie zauważyła porzuconej na podłodze książki, i niewiele brakowało, by runęła jak długa. Podniosła "pułapkę" i odłożyła ją na biurko.
Niepokoiła się trochę o Czarodzieja. Cokolwiek zamierzało przypuścić atak na Wieżę, poruszyło go o wiele bardziej, niż jej wizyta. Czy dlatego, że mogli mu narobić dużo więcej szkody, niż uzdrowicielka, czy po prostu dlatego, że nie byli przyjaźnie nastawieni? Nie wyobrażała sobie, żeby Arathain był w stanie ponieść porażkę - gdyby atakowało ich coś naprawdę potężnego, poczułaby to. Teraz czuła tylko niewyraźną prezencję kilku osób (a właściwie bardziej słyszała - taki łomot w lesie mogą wywołać jedynie walczące golemy). Wyjrzała ostrożnie przez okno. Na nieszczęście było ono najwyraźniej nie od tej strony, od której dochodziły odgłosy.
Przypomniała sobie o koniach. Wysłała szybko myśl ku swojej towarzyszce. Dotknęła jej umysłu - z niewyraźnych emocji odczytała, że razem z Bryzą zajmują się żuciem trawy.
~ Mamy nieproszonych gości. Schowajcie się gdzieś w bezpieczne miejsce. Gdybym nagle zniknęła - wracaj do domu.
Poczuła niepokój klaczy. Wysłała jej kilka myśli na uspokojenie, po czym wróciła do siebie. Cofnęła się od okna i zaczęła nasłuchiwać wszelkich podejrzanych odgłosów.
W tym momencie wpadł jej do głowy ciekawy pomysł. Wróciła do okna i bystrym wzrokiem poczęła wypatrywać odpowiedniej "ofiary". Dostrzegła siedzącą na gałęzi srokę. Wysłała do niej myśl, jednak nie poprzestała na zwykłym kontakcie - otoczyła swymi myślami jej umysł, odbierając jej praktycznie wolną wolę. Czuła pożerający ją strach - na początku uspokoiła ją na tyle, by otępiała, przestała zwracać na nią uwagę.
Swoje własne ciało czuła bardzo niewyraźnie. Usiadła na podłodze, na wypadek gdyby straciła równowagę. Nigdy wcześniej nie robiła czegoś podobnego.
Świat widziany oczami ptaka był bardzo... dziwny. Kazała jej lecieć w kierunku walki.
Ciąg dalszy: Aileen
Pokój w którym się znalazła wyglądał jak wyjątkowo zagracony gabinet uczonego. Na biurku walały się sterty zapisanego pergaminu, w kałamarzu tkwiło piękne pióro. Zamknięta książka była założona jakimś świstkiem, jakby ktoś przed chwilą skończył ją czytać. Pod ścianami stały regały z książkami, od maleńkich i cienkich książeczek oprawionych w ozdobną skórę, po wielkie omszałe tomy. Pachniało woskiem i pergaminami - zupełnie jak w jej domu, z tą różnicą, że brakowało jeszcze jednej, woni - zapachu kwiatów, liści i wilgotnej ziemi. Pokój był jasny, tak jak piętro niżej znajdowało się w nim jedno okno. Zerknęła na stolik, na którym spoczywała wspomniana kryształowa kula. Podeszła kilka kroków by się jej przyjrzeć, lecz nie zauważyła porzuconej na podłodze książki, i niewiele brakowało, by runęła jak długa. Podniosła "pułapkę" i odłożyła ją na biurko.
Niepokoiła się trochę o Czarodzieja. Cokolwiek zamierzało przypuścić atak na Wieżę, poruszyło go o wiele bardziej, niż jej wizyta. Czy dlatego, że mogli mu narobić dużo więcej szkody, niż uzdrowicielka, czy po prostu dlatego, że nie byli przyjaźnie nastawieni? Nie wyobrażała sobie, żeby Arathain był w stanie ponieść porażkę - gdyby atakowało ich coś naprawdę potężnego, poczułaby to. Teraz czuła tylko niewyraźną prezencję kilku osób (a właściwie bardziej słyszała - taki łomot w lesie mogą wywołać jedynie walczące golemy). Wyjrzała ostrożnie przez okno. Na nieszczęście było ono najwyraźniej nie od tej strony, od której dochodziły odgłosy.
Przypomniała sobie o koniach. Wysłała szybko myśl ku swojej towarzyszce. Dotknęła jej umysłu - z niewyraźnych emocji odczytała, że razem z Bryzą zajmują się żuciem trawy.
~ Mamy nieproszonych gości. Schowajcie się gdzieś w bezpieczne miejsce. Gdybym nagle zniknęła - wracaj do domu.
Poczuła niepokój klaczy. Wysłała jej kilka myśli na uspokojenie, po czym wróciła do siebie. Cofnęła się od okna i zaczęła nasłuchiwać wszelkich podejrzanych odgłosów.
W tym momencie wpadł jej do głowy ciekawy pomysł. Wróciła do okna i bystrym wzrokiem poczęła wypatrywać odpowiedniej "ofiary". Dostrzegła siedzącą na gałęzi srokę. Wysłała do niej myśl, jednak nie poprzestała na zwykłym kontakcie - otoczyła swymi myślami jej umysł, odbierając jej praktycznie wolną wolę. Czuła pożerający ją strach - na początku uspokoiła ją na tyle, by otępiała, przestała zwracać na nią uwagę.
Swoje własne ciało czuła bardzo niewyraźnie. Usiadła na podłodze, na wypadek gdyby straciła równowagę. Nigdy wcześniej nie robiła czegoś podobnego.
Świat widziany oczami ptaka był bardzo... dziwny. Kazała jej lecieć w kierunku walki.
Ciąg dalszy: Aileen