Czarna Puszcza ⇒ Miłość i nienawiść
- Anastasja
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 23
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Szlachcic , Łowca
- Kontakt:
Miłość i nienawiść
Anastasja biegła na oślep przed siebie prosto w las. Uciekała co sił w nogach… łapach, nie chciała teraz na nie patrzeć, nie chciała dopuścić do siebie myśli odnośnie tego, czym jest. Jej sukienka co chwilę zahaczała o jakieś gałęzie, krzaczyska, a to w kałuże wpadła, to się nieco pobrudziła, ale to nie było teraz istotne. Włosy falowały targane przez wiatr i pęd. Podobnie było z ogonem, czuła go, ale ze wszystkich możliwych sił go ignorowała, starała się nim nawet nie ruszać, łudząc się, że to może w jakiś sposób pomóc. W pewnym momencie zdała sobie sprawę odnośnie do tego, jak długo biegnie, a przecież zmęczenie dopiero teraz się pojawiło. Natychmiast stanęła w miejscu, przypisała to emocjom, nie widziała i nie chciała widzieć plusów zaistniałej sytuacji.
Miała dość biegu, postanowiła chwilę odsapnąć, usiadła na okrągłym niewielkim głazie, skrzywiła się, gdy jej ogon ni z tego, ni z owego się zmoczył, natychmiast obejrzała się za siebie.
- Oh… ciepłe źródło… - z obawą i bardzo powoli nachyliła się nad jego taflą, by na siebie spojrzeć – łeh… - skrzywiła się, dotykając tygrysiego pyszczka – Wyglądam jak dziwadło! – chwyciła swoje uszy i rozpaczliwie usiłowała schować je jakoś pod włosami, ale były zbyt duże. Westchnęła, kryjąc twarz w dłoniach i odwracając się od źródełka.
Zaczęła cicho płakać, kątem oka sprawdzając, czy aby na pewno ktoś jej nie będzie widział, wstydziła się łez, zawsze przecież uchodziła za twardą kobietę, silną, zawsze ukrywała to, jaka jest wrażliwa, nie obchodziły ją żadne usprawiedliwienia, gdyby ktoś ją teraz zobaczył, to jeszcze bardziej by się zdenerwowała.
Cicho łkała, a wokół szumiały drzewa, wiatr pędzący między nimi doszczętnie niszczył i tak już nie najlepszą fryzurę Any, jakiś ptaszek wyśpiewywał co sił, pewnie dla jakieś swojej ptaszynki. Czasem coś zawyło, innym zaś warknęło, bądź jakaś gałąź tajemniczo pękła. Ktoś zwykły pewnie umierałby ze strachu, Roselila natomiast przyzwyczaiła się już dawno do tego wątpliwego uroku Mrocznej Puszczy. Wiele by zresztą dała za jakiegoś potwora, na którym mogłaby się wyżyć i wyładować cały ten gniew i smutek.
Pozostawała dodatkowo jeszcze jedna sprawa, właśnie została mężatką, a jej mąż nawet nie raczył się tu zjawić, nawet jeśli nie miała najmniejszej ochoty go widzieć. Czuła się zmieszana, kompletnie nieznany jej osobnik będący smokołakiem jest jej mężem, pozwolił jej ot, tak sobie uciec co nie działało na jego korzyść. Z drugiej jednak strony to przecież potwór, może lepiej, że się nie pojawił?
Wtem napadła ją ogromna fala wściekłości, wstała z kamienia i chwyciła za swój ogon, zaczęła ciągnąć licząc, że być może da się tego jakoś pozbyć, następnie po porażce próbowała wyrywać tygrysią sierść, ale okazało się to zbyt mozolne i bolesne. W końcu po tej szamotaninie samej ze sobą przewróciła się i upadła na trawę. Nie chciała wstawać, po prostu się położyła i patrzyła w niebo lekko przysłonięte koronami drzew, pogrążyła się w myślach, nie mając już sił na nic innego.
- Co teraz będzie o mnie myśleć moja rodzina? Czy skoro jestem potworem i łowcą potworów, to powinnam się zabić? Bo jak żyć będąc tym…potworem i na dodatek mieć męża potwora, czemu to wszystko musiało spotkać akurat mnie?
Miała dość biegu, postanowiła chwilę odsapnąć, usiadła na okrągłym niewielkim głazie, skrzywiła się, gdy jej ogon ni z tego, ni z owego się zmoczył, natychmiast obejrzała się za siebie.
- Oh… ciepłe źródło… - z obawą i bardzo powoli nachyliła się nad jego taflą, by na siebie spojrzeć – łeh… - skrzywiła się, dotykając tygrysiego pyszczka – Wyglądam jak dziwadło! – chwyciła swoje uszy i rozpaczliwie usiłowała schować je jakoś pod włosami, ale były zbyt duże. Westchnęła, kryjąc twarz w dłoniach i odwracając się od źródełka.
Zaczęła cicho płakać, kątem oka sprawdzając, czy aby na pewno ktoś jej nie będzie widział, wstydziła się łez, zawsze przecież uchodziła za twardą kobietę, silną, zawsze ukrywała to, jaka jest wrażliwa, nie obchodziły ją żadne usprawiedliwienia, gdyby ktoś ją teraz zobaczył, to jeszcze bardziej by się zdenerwowała.
Cicho łkała, a wokół szumiały drzewa, wiatr pędzący między nimi doszczętnie niszczył i tak już nie najlepszą fryzurę Any, jakiś ptaszek wyśpiewywał co sił, pewnie dla jakieś swojej ptaszynki. Czasem coś zawyło, innym zaś warknęło, bądź jakaś gałąź tajemniczo pękła. Ktoś zwykły pewnie umierałby ze strachu, Roselila natomiast przyzwyczaiła się już dawno do tego wątpliwego uroku Mrocznej Puszczy. Wiele by zresztą dała za jakiegoś potwora, na którym mogłaby się wyżyć i wyładować cały ten gniew i smutek.
Pozostawała dodatkowo jeszcze jedna sprawa, właśnie została mężatką, a jej mąż nawet nie raczył się tu zjawić, nawet jeśli nie miała najmniejszej ochoty go widzieć. Czuła się zmieszana, kompletnie nieznany jej osobnik będący smokołakiem jest jej mężem, pozwolił jej ot, tak sobie uciec co nie działało na jego korzyść. Z drugiej jednak strony to przecież potwór, może lepiej, że się nie pojawił?
Wtem napadła ją ogromna fala wściekłości, wstała z kamienia i chwyciła za swój ogon, zaczęła ciągnąć licząc, że być może da się tego jakoś pozbyć, następnie po porażce próbowała wyrywać tygrysią sierść, ale okazało się to zbyt mozolne i bolesne. W końcu po tej szamotaninie samej ze sobą przewróciła się i upadła na trawę. Nie chciała wstawać, po prostu się położyła i patrzyła w niebo lekko przysłonięte koronami drzew, pogrążyła się w myślach, nie mając już sił na nic innego.
- Co teraz będzie o mnie myśleć moja rodzina? Czy skoro jestem potworem i łowcą potworów, to powinnam się zabić? Bo jak żyć będąc tym…potworem i na dodatek mieć męża potwora, czemu to wszystko musiało spotkać akurat mnie?
- Fonos
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 18
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Najemnik , Skrytobójca , Przemytnik
- Kontakt:
“A więc to tak umrę…?”
Smokołak czuł, jak z każdą chwilą coraz ciężej idzie mu nabieranie powietrza w płucach. Nogi uginały się pod nim, a i trudem okazało się utrzymywanie oczu otwartych. Może i był najemnikiem, ale nawet ktoś taki jak on nie miał szans, by wyjść cało z tak beznadziejnej sytuacji…
... Jaką jest bieganie przez las. Pierwsze kilka minut były bezproblemowe, ale tuż po nich lenistwo Fonosa, które owocowało także nie najlepszą kondycją, uderzyło w niego niczym taran. W pewnym momencie oparł się ręką o najbliższe drzewo, sapiąc przy tym, jak umierający wół.
- Biegnij za nią, biegnij! Ale konia nie dosiadaj, bo nam to nie przyjdzie do głowy, że nie jesteś od tego, by samotnie zapierdzielać przez las za wystraszoną panną! - Wywarczał sarkastycznie, gdy tylko miał na to siły. - Jak tak ma wyglądać przyjęcie poślubne, to gdy noc nastąpi, to mi serce stanie co najwyżej.
Niepoprawny humor zawsze pomagał mu zmierzyć się z przeciwnościami losu, choćby i były one wywołane przez jego osobę. Choć w tym przypadku ciężko było powiedzieć, czyja to wina. Ślub, do którego koniec końców doszło, a bez którego nie byłoby zamieszania, był pomysłem obu rodów, prawdopodobnie zrodzonym po przedawkowaniu jednej baryłki wina za dużo. Bo kto normalny swata smokołaka i ludzką kobietę?!
Z drugiej strony to wina zmiennokształtnego, który przemienił dziewczynę tuż po ceremonii. Nikt nic nie zrobił, gdyż wszyscy byli zbyt daleko, by zareagować na czas, zaś Fonos…
- Hmm… Nieee, nie dałbym rady. Jestem najemnikiem, nie rycerzem w lśniącej zbroi. Chronię i morduje za opłatą pieniężną, nie emocjonalną. - Rzekł sam do siebie, chcąc usprawiedliwić swoją reakcję, czy też raczej, brak reakcji. Nie miał jednak wieczności na rozmowy, choćby i to byłby ktoś tak ważny, jak on sam. - Ehh, męczeństwa ciąg dalszy…
Znów zaczął biec, co po wstępnej rozgrzewce było łatwiejsze, ale nie łatwe. Nadal miał ochotę wypluć płuca i nie ruszać się z miejsca przez następne miesiące, ale czego nie robi się dla żony. W końcu ta, której na imię było...
“... Jak ona ma na imię?!”
… była od kilkunastu minut częścią rodu smokołaka. Taki był fakt, a że rodzina była rzeczą świętą dla Fonosa, to i czuł, że musi poświęcić nieco swojego życia na zaopiekowanie się swoją nowo zdobytą wybranką. Nawet jeśli ona uciekła od niego i całej rodziny po jakże szokującej przemianie w pół futrzaka.
“Przy odrobinie szczęścia jej ludzki móżdżek nie ucierpiał na tej przemianie, ostatnie, czego chcę ,to żona, którą trzeba wyprowadzać na spacery. Już normalnej żony nie chciałem, a co dopiero takiej.”
W końcu jednak jego myśli zamilkły, a przynajmniej przestał się na nich skupiać. Zamiast tego, rozglądał się przed sobą, mając wrażenie, że zgubił cel swej gonitwy. Zaczął myśleć, gdzie zdesperowana dziewuszka mogłaby się udać, gdy usłyszał dźwięk, jakby ktoś upadł czy też gwałtowniej położył się na trawie. Zwolnił, ku uciesze swojego konającego układu oddechowego, by następnie pójść w stronę, z którego usłyszał ów odgłos. Gdy widział Anastasję, ona już od dłuższej chwili słyszała jego sapanie, które słabło z każdą chwilą, choć ten zbliżał się powolnymi kroczkami.
- O, tu jesteś… Eee… Żono moja! Nie sądzisz, że nawet w świetle tragedii, która cię dotknęła, przesadzasz? Twoja rodzinka wrzeszczała przekleństwa, ale w stronę tego, który cię skrzywdził. Gdy zaczęłaś uciekać, widziałem w ich oczach strach, że cię nie zobaczą już.
Rzekł, po czym dodał prędko, próbując ukazać swej żonie, dokąd sięgają obecnie łączące ich uczucia.
- Ja tam nie widziałem w twej uciecze powodów do smutku, ale po perswazji ze strony rodu, cóż, nawet ja, choć odrobinkę, chce, żebyś powróciła. Więc zbierz się do kupy i wracajmy, a wtedy będziesz mogła, wraz ze wszystkimi poza mną, użalać się nad swoim losem, a ja odpocznę za maraton, który mi zagwarantowałaś.
Mówił o sytuacji dawnej ludzkiej dziewczyny, jakby to była błahostka. Nawet jego postawa i spojrzenie mówiły, że na razie nie jest zaangażowany zbytnio w to wszystko.
Smokołak czuł, jak z każdą chwilą coraz ciężej idzie mu nabieranie powietrza w płucach. Nogi uginały się pod nim, a i trudem okazało się utrzymywanie oczu otwartych. Może i był najemnikiem, ale nawet ktoś taki jak on nie miał szans, by wyjść cało z tak beznadziejnej sytuacji…
... Jaką jest bieganie przez las. Pierwsze kilka minut były bezproblemowe, ale tuż po nich lenistwo Fonosa, które owocowało także nie najlepszą kondycją, uderzyło w niego niczym taran. W pewnym momencie oparł się ręką o najbliższe drzewo, sapiąc przy tym, jak umierający wół.
- Biegnij za nią, biegnij! Ale konia nie dosiadaj, bo nam to nie przyjdzie do głowy, że nie jesteś od tego, by samotnie zapierdzielać przez las za wystraszoną panną! - Wywarczał sarkastycznie, gdy tylko miał na to siły. - Jak tak ma wyglądać przyjęcie poślubne, to gdy noc nastąpi, to mi serce stanie co najwyżej.
Niepoprawny humor zawsze pomagał mu zmierzyć się z przeciwnościami losu, choćby i były one wywołane przez jego osobę. Choć w tym przypadku ciężko było powiedzieć, czyja to wina. Ślub, do którego koniec końców doszło, a bez którego nie byłoby zamieszania, był pomysłem obu rodów, prawdopodobnie zrodzonym po przedawkowaniu jednej baryłki wina za dużo. Bo kto normalny swata smokołaka i ludzką kobietę?!
Z drugiej strony to wina zmiennokształtnego, który przemienił dziewczynę tuż po ceremonii. Nikt nic nie zrobił, gdyż wszyscy byli zbyt daleko, by zareagować na czas, zaś Fonos…
- Hmm… Nieee, nie dałbym rady. Jestem najemnikiem, nie rycerzem w lśniącej zbroi. Chronię i morduje za opłatą pieniężną, nie emocjonalną. - Rzekł sam do siebie, chcąc usprawiedliwić swoją reakcję, czy też raczej, brak reakcji. Nie miał jednak wieczności na rozmowy, choćby i to byłby ktoś tak ważny, jak on sam. - Ehh, męczeństwa ciąg dalszy…
Znów zaczął biec, co po wstępnej rozgrzewce było łatwiejsze, ale nie łatwe. Nadal miał ochotę wypluć płuca i nie ruszać się z miejsca przez następne miesiące, ale czego nie robi się dla żony. W końcu ta, której na imię było...
“... Jak ona ma na imię?!”
… była od kilkunastu minut częścią rodu smokołaka. Taki był fakt, a że rodzina była rzeczą świętą dla Fonosa, to i czuł, że musi poświęcić nieco swojego życia na zaopiekowanie się swoją nowo zdobytą wybranką. Nawet jeśli ona uciekła od niego i całej rodziny po jakże szokującej przemianie w pół futrzaka.
“Przy odrobinie szczęścia jej ludzki móżdżek nie ucierpiał na tej przemianie, ostatnie, czego chcę ,to żona, którą trzeba wyprowadzać na spacery. Już normalnej żony nie chciałem, a co dopiero takiej.”
W końcu jednak jego myśli zamilkły, a przynajmniej przestał się na nich skupiać. Zamiast tego, rozglądał się przed sobą, mając wrażenie, że zgubił cel swej gonitwy. Zaczął myśleć, gdzie zdesperowana dziewuszka mogłaby się udać, gdy usłyszał dźwięk, jakby ktoś upadł czy też gwałtowniej położył się na trawie. Zwolnił, ku uciesze swojego konającego układu oddechowego, by następnie pójść w stronę, z którego usłyszał ów odgłos. Gdy widział Anastasję, ona już od dłuższej chwili słyszała jego sapanie, które słabło z każdą chwilą, choć ten zbliżał się powolnymi kroczkami.
- O, tu jesteś… Eee… Żono moja! Nie sądzisz, że nawet w świetle tragedii, która cię dotknęła, przesadzasz? Twoja rodzinka wrzeszczała przekleństwa, ale w stronę tego, który cię skrzywdził. Gdy zaczęłaś uciekać, widziałem w ich oczach strach, że cię nie zobaczą już.
Rzekł, po czym dodał prędko, próbując ukazać swej żonie, dokąd sięgają obecnie łączące ich uczucia.
- Ja tam nie widziałem w twej uciecze powodów do smutku, ale po perswazji ze strony rodu, cóż, nawet ja, choć odrobinkę, chce, żebyś powróciła. Więc zbierz się do kupy i wracajmy, a wtedy będziesz mogła, wraz ze wszystkimi poza mną, użalać się nad swoim losem, a ja odpocznę za maraton, który mi zagwarantowałaś.
Mówił o sytuacji dawnej ludzkiej dziewczyny, jakby to była błahostka. Nawet jego postawa i spojrzenie mówiły, że na razie nie jest zaangażowany zbytnio w to wszystko.
- Anastasja
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 23
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Szlachcic , Łowca
- Kontakt:
Tygrysołaczka leżała na ziemi prawie jak nieprzytomna pogrążona w swoich myślach. Dopiero po chwili dotarło do niej, że ktoś jest w pobliżu, na co wskazywało dosyć głośne dyszenie. Dziewczyna natychmiast podniosła się z ziemi i przyjęła pozycję gotową do ataku. Zakładała, że to jakiś niebezpieczny potwór. No i przeczucie jej się nie myliło, ale to tylko jej mąż. Skrzywiła się na jego widok, chciała być sama! W końcu po to uciekła, musiała sobie to wszystko przemyśleć w ciszy i samotności. Tygrysie uszka opadły w dół podwójnie dodając siły niezadowoleniu, jakie teraz czuła.
- Oh… to ty… - stwierdziła z wielkim rozczarowaniem, którego nie zamierzała ukrywać. Jednak słowa jej męża nie polepszały sytuacji – Twoja? Twoja to będę, jak sobie na to zapracujesz, pff – strzeliła typowego dla arystokratki focha – I nie przesadzam, czy ty zdajesz sobie sprawę, jaka to dla mnie tragedia? Jestem z rodu Roselilów, łowców potworów, a teraz… sama jestem jedną z tych przebrzydłych kreatur! Ah… I jeśli czujesz się urażony… Nie zamierzam przepraszać ty przerośnięta jaszczurko. Może i teraz jesteśmy małżeństwem, ale tylko prawnie, bo nie wyobrażam sobie jakże bym mogła kochać coś takiego, jak ty. Spójrz na siebie! Cały jesteś w tych wstrętnych i śliskich łuskach, uhh ohyda! – brzydziła się niczym księżniczka, aczkolwiek tylko udawała, po prostu usiłowała go jak najbardziej do siebie zniechęcić – W dodatku, cóż ty możesz wiedzieć o mojej rodzinie? Jakże by mogli żyć pod jednym dachem z tym czymś… czym teraz jestem! Prędzej czy później kazaliby mi się wynieść, by nie psuć reputacji rodu, i tak już sojusz z wami, smokolakami to… to praktycznie niedopuszczalne i ten cały ślub!... Ah, a teraz jeszcze krew mego rodu zbezczeszczona przebrzydłą zmiennokształtnością! – wszystko brzmiało w jej ustach niebywale dramatycznie, a by to podkreślić, Ana nawet głos specjalnie dostosowała, by był godny prawdziwej tragedii.
Musiała na chwile przerwać swój wywód i odsapnąć, a w międzyczasie znów odezwał się Fonos. Dziewczyna nie chcąc wykazać się brakiem wychowania, nie przerywała mu i wysłuchała do końca tego, co miał do powiedzenia.
- Ah… doprawdy? A ja nie widzę powodów do radości w twoim przybyciu tutaj. Powiedz mi mężu z przymusu… Po co ja mam tam wracać? Jak mam tam żyć wyglądając tak? Spójrz na mnie! Wszędzie ta sierść no i ten ogon! I mnóstwo innych rzeczy, których jako człowiek nie powinnam mieć! – oczy jej się szkliły, ale uporczywie powstrzymywała płacz, jest silna, nie okaże słabości, ale ponarzekać może, a wręcz musi, by te wszystkie negatywne uczucia nie kłębiły się w jej głowie – Czy ty naprawdę nie rozumiesz? Ja NIE chce wracać. Nie, póki będę… taka. W ogóle jak możesz mówić o tym, jakby to było coś pokroju źle dobranej sukienki?! – podeszła do smokołaka i uderzyła go dłonią w twarz.
Trochę ją poniosło, wzięła głęboki wdech i poszła usiąść na ów niewielki głaz, na którym wcześniej już odpoczywała.
- Wybacz, proszę, jestem taka zdenerwowana, poniosły mnie nerwy, ale twoje zachowanie również jest naganne, więc stwierdzam, iż ci się należało.
Zastanowiła się chwile, aż nagle coś jej przyszło do głowy i gwałtownie wstała na równe nogi.
- Wiem! – krzyknęła – To znaczy… Zrodziła się w mej głowie pewna myśl. Zmiennokształtność, powiedz mi Fonosie, czy ja mogę powrócić do ludzkiej postaci? Proszę, naucz mnie tego, jeśli to możliwe, uważam, iż powinieneś, w końcu jestem twoją żoną, a skoro mam wrócić to wrócę jako człowiek albo wcale.
- Oh… to ty… - stwierdziła z wielkim rozczarowaniem, którego nie zamierzała ukrywać. Jednak słowa jej męża nie polepszały sytuacji – Twoja? Twoja to będę, jak sobie na to zapracujesz, pff – strzeliła typowego dla arystokratki focha – I nie przesadzam, czy ty zdajesz sobie sprawę, jaka to dla mnie tragedia? Jestem z rodu Roselilów, łowców potworów, a teraz… sama jestem jedną z tych przebrzydłych kreatur! Ah… I jeśli czujesz się urażony… Nie zamierzam przepraszać ty przerośnięta jaszczurko. Może i teraz jesteśmy małżeństwem, ale tylko prawnie, bo nie wyobrażam sobie jakże bym mogła kochać coś takiego, jak ty. Spójrz na siebie! Cały jesteś w tych wstrętnych i śliskich łuskach, uhh ohyda! – brzydziła się niczym księżniczka, aczkolwiek tylko udawała, po prostu usiłowała go jak najbardziej do siebie zniechęcić – W dodatku, cóż ty możesz wiedzieć o mojej rodzinie? Jakże by mogli żyć pod jednym dachem z tym czymś… czym teraz jestem! Prędzej czy później kazaliby mi się wynieść, by nie psuć reputacji rodu, i tak już sojusz z wami, smokolakami to… to praktycznie niedopuszczalne i ten cały ślub!... Ah, a teraz jeszcze krew mego rodu zbezczeszczona przebrzydłą zmiennokształtnością! – wszystko brzmiało w jej ustach niebywale dramatycznie, a by to podkreślić, Ana nawet głos specjalnie dostosowała, by był godny prawdziwej tragedii.
Musiała na chwile przerwać swój wywód i odsapnąć, a w międzyczasie znów odezwał się Fonos. Dziewczyna nie chcąc wykazać się brakiem wychowania, nie przerywała mu i wysłuchała do końca tego, co miał do powiedzenia.
- Ah… doprawdy? A ja nie widzę powodów do radości w twoim przybyciu tutaj. Powiedz mi mężu z przymusu… Po co ja mam tam wracać? Jak mam tam żyć wyglądając tak? Spójrz na mnie! Wszędzie ta sierść no i ten ogon! I mnóstwo innych rzeczy, których jako człowiek nie powinnam mieć! – oczy jej się szkliły, ale uporczywie powstrzymywała płacz, jest silna, nie okaże słabości, ale ponarzekać może, a wręcz musi, by te wszystkie negatywne uczucia nie kłębiły się w jej głowie – Czy ty naprawdę nie rozumiesz? Ja NIE chce wracać. Nie, póki będę… taka. W ogóle jak możesz mówić o tym, jakby to było coś pokroju źle dobranej sukienki?! – podeszła do smokołaka i uderzyła go dłonią w twarz.
Trochę ją poniosło, wzięła głęboki wdech i poszła usiąść na ów niewielki głaz, na którym wcześniej już odpoczywała.
- Wybacz, proszę, jestem taka zdenerwowana, poniosły mnie nerwy, ale twoje zachowanie również jest naganne, więc stwierdzam, iż ci się należało.
Zastanowiła się chwile, aż nagle coś jej przyszło do głowy i gwałtownie wstała na równe nogi.
- Wiem! – krzyknęła – To znaczy… Zrodziła się w mej głowie pewna myśl. Zmiennokształtność, powiedz mi Fonosie, czy ja mogę powrócić do ludzkiej postaci? Proszę, naucz mnie tego, jeśli to możliwe, uważam, iż powinieneś, w końcu jestem twoją żoną, a skoro mam wrócić to wrócę jako człowiek albo wcale.
- Fonos
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 18
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Najemnik , Skrytobójca , Przemytnik
- Kontakt:
Pierwsze trzy słowa Anastasji utwierdziły go w przekonaniu, że jest połączony węzłem małżeńskim z kobietą w pełnym tego słowa znaczeniu. Odetchnął tak cicho, by nie przeszkodzić w monologu, który go czekał, a następnie oparł się o najbliższe drzewo całym ciężarem swojego hybrydziego cielska. Gdyby mógł, to by przeszedł w elfią postać, ale nie chciał przeszkadzać kobiecie. Bo co jak co, ale zgodnie z męską mądrością przekazywaną z pokolenia na pokolenie, są chwile w życiu, gdy kobiecie nie tyle, co nie należy, co raczej nie wolno przeszkadzać, jeśli ceni się swoje życie lub zdrowie.
On słuchał, a ona gadała. I gadała. I gadała. Aż uszy odpadały wraz z ogonem i wiarą w wszystko, co piękne, ale Fonos nie chciał wpakować się w tarapaty, dlatego też zachował neutralną minę lenia, który słucha, bo nie chce mu się nic więcej robić. Przeleciały mu koło ucha słowa, które obraziły śmiertelnie innego zmiennokształtnego. Nawet nienawiść i niechęć, którą tkała w swoich słowach a którą kierowała to w swoją przemianę, a to w niego, zbywał ziewnięciami.
“Jak dotąd wszystko jak wyciągnięte z karczemnego kawału. Brakuje tylko wałka do ciasta w jej rękach.”
W końcu jednak z silnej i niezależnej furiatki Anastasja przeszła w stan załamania i rozpaczy. Trochę w tym wina Fonosa, trochę nie. W każdym razie został on porządnie spoliczkowany. Łuski były dobre do ochrony przed ostrymi rzeczami, jednak nie złagodziły ani trochę kobiecej broni o sile rażenia tak potężnej, że porusza serce nawet najtwardszych dupków, w tym także smokołaka.
- Nie twierdzę, że mi się nie należało. Powiedziałbym nawet, że faktycznie zasłużyłem, ale szczerze mówiąc, to nie za bardzo mi się chce. - Wyziewał ze swojej paszczy te słowa, które były prawdą. Owszem, mógł czule przyznać się do winy, ale nie był on dobry w udawaniu, a i nie w jego stylu takie zagrywki.
W końcu Anastasja, do której dotarło, że nie jest tak źle, jak jej się zdawało, poprosiła gada o pomoc. Fonos, po chwili namysłu, postanowił, że zrobi co w jego mocy, lecz wpierw postanowił, iż uściśli ze swoją żonką co i jak. Niechętnie przestał przylegać do pnia, po czym podszedł do Anastasji, co by nie musieć wysilać strun głosowych.
- Nie jestem ekspertem, więc gwarancji nie daję, ale uważam, że nie bez powodu o takich jak ty, ja czy twój oprawca mówią “zmiennokształtni”. Choć ostrzec cię muszę, że nigdy nie spotkałem żadnego… e… Czekaj, ty jesteś teraz pół tygryską, czy pół koteczkiem? - Spytał, a z jego oczu biła niewiedza. Jakby tego było mało, zaczął drapać się po boku swej głowy przez stalowe rękawice, które były na jego rękach. - W każdym razie, nigdy nie spotkałem kogoś, kto był taki jak ty. A i nie wiem, jak wygląda sprawa, gdy zostało się przemienionym. Ja jestem taki od urodzenia, dla mnie to norma.
Czując, że już nie chce mu się dłużej stać, osiadł powoli na trawie, pilnując, by nie zmiażdżyć własnego ogona, a i by wygodnie się usadowić, co nieco utrudniały jego pancerne nogawice.
- Choć, usiądź ze mną. - Powiedział, po czym zaczął mówić pouczającym głosem, który brzmiał, jakby nauczyciel po tygodniu nieprzespanych nocy próbował komuś wpoić wiedzę. - Aby przybrać inną formę niż ta, w której obecnie przebywasz… musisz się zmienić.
Słowa mądrości zostały wypowiedziane, narody wyszły z ciemności, jaką jest niewiedza, a Fonos czekał, aż zostanie spoliczkowany za swoje “naganne” podejście do sytuacji.
On słuchał, a ona gadała. I gadała. I gadała. Aż uszy odpadały wraz z ogonem i wiarą w wszystko, co piękne, ale Fonos nie chciał wpakować się w tarapaty, dlatego też zachował neutralną minę lenia, który słucha, bo nie chce mu się nic więcej robić. Przeleciały mu koło ucha słowa, które obraziły śmiertelnie innego zmiennokształtnego. Nawet nienawiść i niechęć, którą tkała w swoich słowach a którą kierowała to w swoją przemianę, a to w niego, zbywał ziewnięciami.
“Jak dotąd wszystko jak wyciągnięte z karczemnego kawału. Brakuje tylko wałka do ciasta w jej rękach.”
W końcu jednak z silnej i niezależnej furiatki Anastasja przeszła w stan załamania i rozpaczy. Trochę w tym wina Fonosa, trochę nie. W każdym razie został on porządnie spoliczkowany. Łuski były dobre do ochrony przed ostrymi rzeczami, jednak nie złagodziły ani trochę kobiecej broni o sile rażenia tak potężnej, że porusza serce nawet najtwardszych dupków, w tym także smokołaka.
- Nie twierdzę, że mi się nie należało. Powiedziałbym nawet, że faktycznie zasłużyłem, ale szczerze mówiąc, to nie za bardzo mi się chce. - Wyziewał ze swojej paszczy te słowa, które były prawdą. Owszem, mógł czule przyznać się do winy, ale nie był on dobry w udawaniu, a i nie w jego stylu takie zagrywki.
W końcu Anastasja, do której dotarło, że nie jest tak źle, jak jej się zdawało, poprosiła gada o pomoc. Fonos, po chwili namysłu, postanowił, że zrobi co w jego mocy, lecz wpierw postanowił, iż uściśli ze swoją żonką co i jak. Niechętnie przestał przylegać do pnia, po czym podszedł do Anastasji, co by nie musieć wysilać strun głosowych.
- Nie jestem ekspertem, więc gwarancji nie daję, ale uważam, że nie bez powodu o takich jak ty, ja czy twój oprawca mówią “zmiennokształtni”. Choć ostrzec cię muszę, że nigdy nie spotkałem żadnego… e… Czekaj, ty jesteś teraz pół tygryską, czy pół koteczkiem? - Spytał, a z jego oczu biła niewiedza. Jakby tego było mało, zaczął drapać się po boku swej głowy przez stalowe rękawice, które były na jego rękach. - W każdym razie, nigdy nie spotkałem kogoś, kto był taki jak ty. A i nie wiem, jak wygląda sprawa, gdy zostało się przemienionym. Ja jestem taki od urodzenia, dla mnie to norma.
Czując, że już nie chce mu się dłużej stać, osiadł powoli na trawie, pilnując, by nie zmiażdżyć własnego ogona, a i by wygodnie się usadowić, co nieco utrudniały jego pancerne nogawice.
- Choć, usiądź ze mną. - Powiedział, po czym zaczął mówić pouczającym głosem, który brzmiał, jakby nauczyciel po tygodniu nieprzespanych nocy próbował komuś wpoić wiedzę. - Aby przybrać inną formę niż ta, w której obecnie przebywasz… musisz się zmienić.
Słowa mądrości zostały wypowiedziane, narody wyszły z ciemności, jaką jest niewiedza, a Fonos czekał, aż zostanie spoliczkowany za swoje “naganne” podejście do sytuacji.
- Anastasja
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 23
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Szlachcic , Łowca
- Kontakt:
Tygrysołaczka przeprowadziła istny monolog, a co w tym czasie robił Fonos? On… On stał sobie i patrzył na nią tak byle jak! Nienawidziła go za to z każdą chwilą coraz bardziej. Czuła się taka samotna w nowej sytuacji, chciała, aby ją ktoś przytulił, nawet ten jej mąż od siedmiu boleści i choć oberwałby za to w twarz, to naprawdę bardzo tego potrzebowała. I jeszcze te jego ziewnięcia i ta ignorancja, Anastasja była już jednym kłębkiem nerwów, który przypominał podejrzanie bulgoczący eliksir mogący w każdej chwili wybuchnąć z destruktywną siłą dla najbliższego otoczenia, a w tym samego smokołaka. Obrażała go przecież, a jego brak jakiekolwiek odpowiedniej reakcji był… niebywale irytujący, już nie wiedziała jak dotrzeć do zmiennokształtnego i co powiedzieć by zabolało. Nawet użycie siły fizycznej niewiele wskórało.
- Powiedzmy, że zasłużyłeś? Zasłużyłeś na o wiele gorsze rzeczy, których mi jako szlachciance wykonać nie przystoi, ale wiedz, iż jeśli tak dalej będzie to przestane zważać na klasę społeczną, do której należę! Jak możesz być taki wstrętny, oschły, obojętny i nieczuły! Paskudna jaszczurka, ty chyba masz kamień zamiast serca! – tupnęła nogą ze złości, po czym odrobinkę spokojniejszą z nadzieją na pomoc ze strony łuskowatego wysłuchała, co ma jej do powiedzenia – Ghhhh… Nie widzisz pasków? Tygry… Tygrysołakiem… j…jestem – z trudem przeszło jej to przez gardło – Nie obchodzi mnie, że dla ciebie to norma! Masz mi pomóc, z samego choćby faktu, że jestem, cholera, twoją żoną do licha! – w końcu jednak wydawać się mogło, iż Fonos zrozumiał i naprawdę jej pomoże. Dziewczyna nastawiła swe kocie uszy i czekała z niecierpliwością, jednak to, co usłyszała, sprawiło, iż nie wytrzymała – WRRRRRR! – warknęła i rzuciła się prosto na smokołaka wbijając mu pazury w skórę.
Dopiero po chwili do Any dotarło, co ona wyprawia, natychmiast wstała i nerwowo odgarnęła włosy. Zaczęła chodzić w kółko i machać ogonem na lewo i prawo ze zdenerwowania.
- Co się ze mną dzieje?! Ja nie chce taka być… - powiedziała prawie załamana, po czym spojrzała na zmiennokształtnego ze złością. Podniosła nieco sukienkę, odsłaniając łydkę, do której przywiązany delikatną wstążką był sztylet. Wzięła go i przyłożyła mężowi do szyi – Pomożesz mi odzyskać dawną postać, nawet jeśli będzie to wymagać odejście z tego miejsca, bo inaczej cię zabije, zrozumiano? – warknęła, mówiąc ostatnie słowo – A, i dla twojej wiadomości, wiem jak odpowiednio wbić sztylet, by nie zablokowały go łuski.
Wtem nastał jaki szelest, zaniepokojeni członkowie rodziny widocznie ruszyli na poszukiwanie młodej pary. Anastasja westchnęła i chwyciła zmiennokształtnego za ogon, ciągnąc w krzaki nieco dalej, w tej formie miała znacznie większą siłę niż normalnie.
- A teraz siedź cicho, nie mogą nas zobaczyć – szepnęła, a sztylet ponownie wrócił pod jego szyje.
- Powiedzmy, że zasłużyłeś? Zasłużyłeś na o wiele gorsze rzeczy, których mi jako szlachciance wykonać nie przystoi, ale wiedz, iż jeśli tak dalej będzie to przestane zważać na klasę społeczną, do której należę! Jak możesz być taki wstrętny, oschły, obojętny i nieczuły! Paskudna jaszczurka, ty chyba masz kamień zamiast serca! – tupnęła nogą ze złości, po czym odrobinkę spokojniejszą z nadzieją na pomoc ze strony łuskowatego wysłuchała, co ma jej do powiedzenia – Ghhhh… Nie widzisz pasków? Tygry… Tygrysołakiem… j…jestem – z trudem przeszło jej to przez gardło – Nie obchodzi mnie, że dla ciebie to norma! Masz mi pomóc, z samego choćby faktu, że jestem, cholera, twoją żoną do licha! – w końcu jednak wydawać się mogło, iż Fonos zrozumiał i naprawdę jej pomoże. Dziewczyna nastawiła swe kocie uszy i czekała z niecierpliwością, jednak to, co usłyszała, sprawiło, iż nie wytrzymała – WRRRRRR! – warknęła i rzuciła się prosto na smokołaka wbijając mu pazury w skórę.
Dopiero po chwili do Any dotarło, co ona wyprawia, natychmiast wstała i nerwowo odgarnęła włosy. Zaczęła chodzić w kółko i machać ogonem na lewo i prawo ze zdenerwowania.
- Co się ze mną dzieje?! Ja nie chce taka być… - powiedziała prawie załamana, po czym spojrzała na zmiennokształtnego ze złością. Podniosła nieco sukienkę, odsłaniając łydkę, do której przywiązany delikatną wstążką był sztylet. Wzięła go i przyłożyła mężowi do szyi – Pomożesz mi odzyskać dawną postać, nawet jeśli będzie to wymagać odejście z tego miejsca, bo inaczej cię zabije, zrozumiano? – warknęła, mówiąc ostatnie słowo – A, i dla twojej wiadomości, wiem jak odpowiednio wbić sztylet, by nie zablokowały go łuski.
Wtem nastał jaki szelest, zaniepokojeni członkowie rodziny widocznie ruszyli na poszukiwanie młodej pary. Anastasja westchnęła i chwyciła zmiennokształtnego za ogon, ciągnąc w krzaki nieco dalej, w tej formie miała znacznie większą siłę niż normalnie.
- A teraz siedź cicho, nie mogą nas zobaczyć – szepnęła, a sztylet ponownie wrócił pod jego szyje.
- Fonos
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 18
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Najemnik , Skrytobójca , Przemytnik
- Kontakt:
Reakcja jego żony była nieco… mocniejsza, niż smokołak się spodziewał. Wpierw, po skoku na jego osobę, próbowała go oskórować, a raczej, wyłuskać, swoimi pazurami, które miały nieszczęście wbić się pod takim kontem w niego, aby wejść między łuski i ostrzegawczo dźgać go w tkankę miękką. Fonos nie był zadowolony z tego rozwoju wypadków, co widać było po jego wykrzywionej minie.
- Już wiem, czemu tylko ludzcy mężczyźni lubią przechwalać się, że doprowadzają swoje panny do wbijania w nich paznokci. - Wymamrotał cicho, bardziej do siebie niż do Anastasji, przez co ta raczej nie słyszała tego, co mówił.
Na całe szczęście kocica odpuściła dosyć szybko. Podniósł się z trawy do pozycji siedzącej, z której został jakże brutalnie wytrącony. Zrobił to na tyle szybko, by obserwować kolejną scenę paniki ze strony swej wybranki-nie-z-wyboru, która po chwili spojrzała na niego z chęcią mordu. Fonos, jak na beztroskiego gada przystało, zareagował, machając do niej przyjacielsko. Wtedy też ona zaczęła podnosić swoją sukienkę.
- Ej, ej ej! Co jak co, ale nie sądzę, by zgwałcenie mnie było rozsądne! A i… - Nie zdołał dokończyć, gdyż niedoszła gwałcicielka w końcu dosięgła skrytego noża, który chwilę później całował się z jego szyją. - … Oh. Zrozumiano, moja panno. A tak z ciekawości, zawsze go masz przy sobie, czy może chciałaś tym “umilić” naszą noc poślubną? - Zapytał, nie będąc pewien, czy jego klejnoty rodowe będą kiedykolwiek bezpieczne obok tej kobiety. Nawet w takiej sytuacji nie był w stanie trzymać jęzora za zębami, i to dosłownie, gdyż jego gadzi, długi język pomerdał chwilę przed twarzą tygrysołaczki, po czym wrócił do paszczy, gdzie ciepło, bezpiecznie i szalonych nożowniczek brak.
Na słowa o wbijaniu noża przez łuski przewrócił oczami. Każdy, kto miał głowę i nie upadł na nią w dzieciństwie, był w stanie zauważyć, w którą stronę układają się łuski, a i że wystarczy pod odpowiednim kątem wbić ostrze zgodnie z ich kierunkiem, aby prześlizgnąć się między nimi, co w obecnej sytuacji było dziecinnie łatwe.
W każdym razie długo ta sielanka nie trwała. Rodzinki ruszyły na poszukiwania, i już Fonos chciał ich krzykiem powiadomić, że Anastasja próbuje rozdziewiczyć jego gardło, ale wtedy też został pociągnięty za ogon, wskutek czego padł na brzuch. Został w ten sposób targany jak worek zgniłych ziemniaków, aż w końcu i jego, i tygrysołaczkę skryła roślinność.
- Jesteś drugą kobietą, którą spotkałem, a która lubiła dominację nad mężczyznami i ostre narzędzia. Różnisz się jedynie tym, że nie wymagasz zapłaty za swoje usługi. - Rzekł, a raczej wyszeptał, gdyż ostrze wciąż groziło integralności jego szyi. Odetchnął po chwili, po czym zaczął szeptać po raz kolejny, tym razem w bardziej poważnym tonie. - Pierwsze, co musisz zrobić, to uspokoić się. Przemiana jest… jak poruszanie kończyną. Jak jesteś wkurzona, to będziesz tą kończyną rzucać we wszystkie strony i nic nie osiągniesz. Tak mi to tłumaczono, ale nigdy nie miałem z tym problemu, więc nie daje gwarancji.
Powiedział, po czym głosem znudzonego nauczyciela kontynuował swój cichutki, szepczący niemalże wykład, kiedy w międzyczasie byli poszukiwani przez oba rody.
- Reszta jest prosta. Chcesz zacisnąć rękę, zaciskasz ją. Chcesz się przemienić, przemieniasz się. Choć w twoim przypadku rozumiem, że może być ciężko, bo to jakbyś miała zacisnąć rękę, która przed chwilą ci wyrosła. Ale myślę, że skupienie się na twojej dawnej postaci, z jednoczesnym ignorowaniem obecnego stanu, załatwi to. Pomyśl, na przykład, o tym, że przeglądasz się nago w lustrze pod postacią człowieka. Skup się na swojej ludzkiej formie. Ja też o twej bezbronnej, nieokrytej niczym ludzkiej postaci pomyślę, byś nie przeżywała tego samotnie.
Uśmiechnął się pod koniec swych słów niczym dzieciak, który właśnie dokonuje żartu stulecia. Rzecz jasna, na chwilę obecną nie był zainteresowany jej ciałem, szczególnie nie tym ludzkim, więc nie zrobił tego, co powiedział, choć Anastasja oczywiście tego nie wiedziała.
- Już wiem, czemu tylko ludzcy mężczyźni lubią przechwalać się, że doprowadzają swoje panny do wbijania w nich paznokci. - Wymamrotał cicho, bardziej do siebie niż do Anastasji, przez co ta raczej nie słyszała tego, co mówił.
Na całe szczęście kocica odpuściła dosyć szybko. Podniósł się z trawy do pozycji siedzącej, z której został jakże brutalnie wytrącony. Zrobił to na tyle szybko, by obserwować kolejną scenę paniki ze strony swej wybranki-nie-z-wyboru, która po chwili spojrzała na niego z chęcią mordu. Fonos, jak na beztroskiego gada przystało, zareagował, machając do niej przyjacielsko. Wtedy też ona zaczęła podnosić swoją sukienkę.
- Ej, ej ej! Co jak co, ale nie sądzę, by zgwałcenie mnie było rozsądne! A i… - Nie zdołał dokończyć, gdyż niedoszła gwałcicielka w końcu dosięgła skrytego noża, który chwilę później całował się z jego szyją. - … Oh. Zrozumiano, moja panno. A tak z ciekawości, zawsze go masz przy sobie, czy może chciałaś tym “umilić” naszą noc poślubną? - Zapytał, nie będąc pewien, czy jego klejnoty rodowe będą kiedykolwiek bezpieczne obok tej kobiety. Nawet w takiej sytuacji nie był w stanie trzymać jęzora za zębami, i to dosłownie, gdyż jego gadzi, długi język pomerdał chwilę przed twarzą tygrysołaczki, po czym wrócił do paszczy, gdzie ciepło, bezpiecznie i szalonych nożowniczek brak.
Na słowa o wbijaniu noża przez łuski przewrócił oczami. Każdy, kto miał głowę i nie upadł na nią w dzieciństwie, był w stanie zauważyć, w którą stronę układają się łuski, a i że wystarczy pod odpowiednim kątem wbić ostrze zgodnie z ich kierunkiem, aby prześlizgnąć się między nimi, co w obecnej sytuacji było dziecinnie łatwe.
W każdym razie długo ta sielanka nie trwała. Rodzinki ruszyły na poszukiwania, i już Fonos chciał ich krzykiem powiadomić, że Anastasja próbuje rozdziewiczyć jego gardło, ale wtedy też został pociągnięty za ogon, wskutek czego padł na brzuch. Został w ten sposób targany jak worek zgniłych ziemniaków, aż w końcu i jego, i tygrysołaczkę skryła roślinność.
- Jesteś drugą kobietą, którą spotkałem, a która lubiła dominację nad mężczyznami i ostre narzędzia. Różnisz się jedynie tym, że nie wymagasz zapłaty za swoje usługi. - Rzekł, a raczej wyszeptał, gdyż ostrze wciąż groziło integralności jego szyi. Odetchnął po chwili, po czym zaczął szeptać po raz kolejny, tym razem w bardziej poważnym tonie. - Pierwsze, co musisz zrobić, to uspokoić się. Przemiana jest… jak poruszanie kończyną. Jak jesteś wkurzona, to będziesz tą kończyną rzucać we wszystkie strony i nic nie osiągniesz. Tak mi to tłumaczono, ale nigdy nie miałem z tym problemu, więc nie daje gwarancji.
Powiedział, po czym głosem znudzonego nauczyciela kontynuował swój cichutki, szepczący niemalże wykład, kiedy w międzyczasie byli poszukiwani przez oba rody.
- Reszta jest prosta. Chcesz zacisnąć rękę, zaciskasz ją. Chcesz się przemienić, przemieniasz się. Choć w twoim przypadku rozumiem, że może być ciężko, bo to jakbyś miała zacisnąć rękę, która przed chwilą ci wyrosła. Ale myślę, że skupienie się na twojej dawnej postaci, z jednoczesnym ignorowaniem obecnego stanu, załatwi to. Pomyśl, na przykład, o tym, że przeglądasz się nago w lustrze pod postacią człowieka. Skup się na swojej ludzkiej formie. Ja też o twej bezbronnej, nieokrytej niczym ludzkiej postaci pomyślę, byś nie przeżywała tego samotnie.
Uśmiechnął się pod koniec swych słów niczym dzieciak, który właśnie dokonuje żartu stulecia. Rzecz jasna, na chwilę obecną nie był zainteresowany jej ciałem, szczególnie nie tym ludzkim, więc nie zrobił tego, co powiedział, choć Anastasja oczywiście tego nie wiedziała.
- Anastasja
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 23
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Szlachcic , Łowca
- Kontakt:
Anastasje coraz bardziej irytowało zachowanie smokołaka i jego odzywki. Ona go zgwałcić! Chyba w jego snach, może i był jej mężem, ale jak na razie czuła do niego wielkie obrzydzenie i okropnie ją irytował, a nawet wkurzał. Oczywiście, że pragnęła miłości, ale nie od niego, nie z nim co dodatkowo pogłębiało jej dramat i była w takim stanie, że naprawdę mogłaby go zabić, byłby spokój.
- Zawsze. – odpowiedziała krótko, a widząc jego język, ledwo powstrzymała się, by go nie ciachnąć nożem.
W porę jednak dziewczyna całkowicie się opanowała i w porę schowała siebie i Fonosa za krzakami. Nie dbała o delikatność w stosunku do niego. Jego słowa prawie ponownie wyprowadziły ją z równowagi, ale jakoś to przełknęła. Rzuciła mu jedynie oburzone spojrzenie, nie chcąc zdradzać ich kryjówki. Na jego szczęście w końcu zaczął gadać z sensem, zmiennokształtna słuchała uważnie jego wskazówek.
- Ehh ciężko nie być wkurzoną przy tobie... Ale dobrze… - zamknęła oczy i wzięła parę głębokich oddechów, niestety nic się nie działo, próbowała się skupić bardziej, wyobrażać sobie, że się zmienia, ale była w tym kompletnie zielona i nic nie wskórała, choć nawet dała radę zignorować fragment o tym, iż Fonos miałby sobie wyobrażać ją nago – Nie mogę… - westchnęła już bardziej zawiedziona niż wkurzona.
Usiadła obok gada i zamilkła. Była smutna i w tej chwili zdawała się najbardziej bezbronna, choć jeszcze przed chwilą bez cienia strachu groziła partnerowi. Słychać było głosy z obu rodzin wołające ich oboje na zmianę. Anastasja spojrzała w ich stronę tęsknie. Przy okazji też przemyślała całą sytuację. Nie zamierzała przepraszać, ale uznała, że agresją nie zmieni swego męża, i że nie da się z potwora stać człowiekiem.
- Fonos… - zaczęła o dziwo łagodnie – Chcę uciec stąd jak najdalej, znasz jakieś niedostępne miejsce? I czy… - z trudem schowała dumę do kieszeni – mógłbyś mnie tam zaprowadzić? Nigdy nie byłam za daleko… nie znam okolic, a ty… Pewnie masz ją w małym palcu.
Tygrysołaczka pomyślała chwilę i zdała sobie sprawę, że zwykła prośba może nie poskutkować, wpadł jej do głowy ciekawy pomysł, który już prędzej przekonałby łuskowatego.
- Jeśli jednak ze swej dobrej woli nie chcesz tego zrobić to przystań, choć na umowę. Zaprowadzisz mnie w miejsce, gdzie ani moi, ani twoi się nie zapuszczają, gdzie nie przyszłoby im do głowy mnie szukać. Potem udasz się, gdzie zechcesz, a jeśli zawędrujesz w rodzinne progi, powiesz im że nie żyję czy coś takiego. Umowa? – spojrzała mu w oczy i wyciągnęła przed siebie rękę, by uścisk zapieczętował to, co proponuje, miała przy tym przerażająco poważny wyraz twarzy.
- Anastasja! Fonos! – dobiegały ich krzyki coraz głośniejsze i coraz bliższe ich kryjówki.
Ana rzuciła mężowi ponaglające spojrzenie. Uciekać trzeba było już w tej chwili, czasu na wahanie nie było. Tygrysołaczka nie chciała słuchać głosów litości i pocieszeń, że znajdą lekarstwo, jakie i tak nie istniało. Mogła wrócić, dopiero gdy nauczy się przybierać ludzką postać, może wtedy by wmówiła, że jakoś się tej klątwy pozbyła. Teraz jednak wszystko zależało jak na złość od jaszczura.
- Zawsze. – odpowiedziała krótko, a widząc jego język, ledwo powstrzymała się, by go nie ciachnąć nożem.
W porę jednak dziewczyna całkowicie się opanowała i w porę schowała siebie i Fonosa za krzakami. Nie dbała o delikatność w stosunku do niego. Jego słowa prawie ponownie wyprowadziły ją z równowagi, ale jakoś to przełknęła. Rzuciła mu jedynie oburzone spojrzenie, nie chcąc zdradzać ich kryjówki. Na jego szczęście w końcu zaczął gadać z sensem, zmiennokształtna słuchała uważnie jego wskazówek.
- Ehh ciężko nie być wkurzoną przy tobie... Ale dobrze… - zamknęła oczy i wzięła parę głębokich oddechów, niestety nic się nie działo, próbowała się skupić bardziej, wyobrażać sobie, że się zmienia, ale była w tym kompletnie zielona i nic nie wskórała, choć nawet dała radę zignorować fragment o tym, iż Fonos miałby sobie wyobrażać ją nago – Nie mogę… - westchnęła już bardziej zawiedziona niż wkurzona.
Usiadła obok gada i zamilkła. Była smutna i w tej chwili zdawała się najbardziej bezbronna, choć jeszcze przed chwilą bez cienia strachu groziła partnerowi. Słychać było głosy z obu rodzin wołające ich oboje na zmianę. Anastasja spojrzała w ich stronę tęsknie. Przy okazji też przemyślała całą sytuację. Nie zamierzała przepraszać, ale uznała, że agresją nie zmieni swego męża, i że nie da się z potwora stać człowiekiem.
- Fonos… - zaczęła o dziwo łagodnie – Chcę uciec stąd jak najdalej, znasz jakieś niedostępne miejsce? I czy… - z trudem schowała dumę do kieszeni – mógłbyś mnie tam zaprowadzić? Nigdy nie byłam za daleko… nie znam okolic, a ty… Pewnie masz ją w małym palcu.
Tygrysołaczka pomyślała chwilę i zdała sobie sprawę, że zwykła prośba może nie poskutkować, wpadł jej do głowy ciekawy pomysł, który już prędzej przekonałby łuskowatego.
- Jeśli jednak ze swej dobrej woli nie chcesz tego zrobić to przystań, choć na umowę. Zaprowadzisz mnie w miejsce, gdzie ani moi, ani twoi się nie zapuszczają, gdzie nie przyszłoby im do głowy mnie szukać. Potem udasz się, gdzie zechcesz, a jeśli zawędrujesz w rodzinne progi, powiesz im że nie żyję czy coś takiego. Umowa? – spojrzała mu w oczy i wyciągnęła przed siebie rękę, by uścisk zapieczętował to, co proponuje, miała przy tym przerażająco poważny wyraz twarzy.
- Anastasja! Fonos! – dobiegały ich krzyki coraz głośniejsze i coraz bliższe ich kryjówki.
Ana rzuciła mężowi ponaglające spojrzenie. Uciekać trzeba było już w tej chwili, czasu na wahanie nie było. Tygrysołaczka nie chciała słuchać głosów litości i pocieszeń, że znajdą lekarstwo, jakie i tak nie istniało. Mogła wrócić, dopiero gdy nauczy się przybierać ludzką postać, może wtedy by wmówiła, że jakoś się tej klątwy pozbyła. Teraz jednak wszystko zależało jak na złość od jaszczura.
- Fonos
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 18
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Najemnik , Skrytobójca , Przemytnik
- Kontakt:
Fonos skakał swym wzrokiem między wiercącymi dziurę w jego czaszce oczami żonki a dłonią, którą ta sama żonka wyciągnęła w jego stronę, aby zapieczętować układ, który to został mu zaoferowany. Z każdą chwilą jego wyraz twarzy był coraz bardziej zszokowany. Czyżby nawet on nie był aż tak szalony? Czyżby to, co powiedziała, było tak niezgodne z jego kodeksem moralnym, iż zaraz zawoła obie rodziny do ich kryjówki?
Skądże. Jego twarz momentalnie eksplodowała uśmiechem, który komicznie wyglądał na smoczej głowie. Wyglądał, jakby od urodzenia mieszkał na pustyni, a Anastasja dała mu wodę. Albo jakby był facetem, który właśnie ujrzał cycki. Albo facetem z pustyni, który właśnie zobaczył mokre cycki. W każdym razie na jedno wychodzi, bo szczęście promieniowało z jego mordki we wszystkie strony świata.
- Muszę przyznać, ta propozycja jest tak nie do odrzucenia, że aż… - Chwycił ją za dłoń, po czym natychmiast szarpnął ów dłoń w swoją stronę, sprawiając, iż ich usta spotkały się. Szybko jednak odsunął jej głowę swoimi rękoma z miną wskazującą na żałowanie swojej decyzji. - … Dobra starczy. Oferta wspaniała, ale nie aż tak wspaniała. W każdym razie czas na to, moja droga żonko, abyś ujrzała mistrza wymówek w akcji!
Schylił się przy niej, po czym ułożył swoje ręce tak, żeby prawą ręką podtrzymywać jej plecy, a lewą umieścić tuż pod jej zgiętymi kolanami. Nabrał powietrza, po czym podniósł Anastasję, przez co była ona w jego ramionach, a oni wyglądali jak para wprost z malowidła.
- HEJ, RODZINKA! - Krzyknął, tak mocno, jak tylko mógł, a w międzyczasie puścił swojej nie-wybrance oczko. - Wraz z miłością mojego życia uciekamy na daleką północ, gdzie pośród oblodzonych gór będziemy żyć długo i szczęśliwie, w międzyczasie próbując skrzyżować nasze gatunki! - Powiedział w delikatnych słowach. Szybko jednak poprawił się, bojąc się, że ktoś ze strony Anastasji nie zrozumie. - To znaczy, że będziemy się chędożyć, rozmnażać i jak tam jeszcze to nazywacie. Dlatego nie szukajcie nas, bo chcemy prywatności!
Po tych słowach, które zdradziły ich pozycję, z całych sił zaczął biec w losowo wybranym kierunku, który był wolny od ich bliskich, a który nadawał się do sprintu. Co nie było łatwe, kiedy niesie się ciężką, żywą i futrzastą kukłę, dlatego też po stu krokach po prostu puścił Anastasję, pozwalając jej spaść na ziemię. Tyle dobrego, że wybrał miejsce z bujną i miękką roślinnością porastającą ziemię.
- Szybko, za mną, póki jeszcze nie chce mi się zmieniać zdania! - Krzyknął, kontynuując w międzyczasie bieg. Ciekawe, czy w ogóle wiedział, w jaką stronę biegnie?
Skądże. Jego twarz momentalnie eksplodowała uśmiechem, który komicznie wyglądał na smoczej głowie. Wyglądał, jakby od urodzenia mieszkał na pustyni, a Anastasja dała mu wodę. Albo jakby był facetem, który właśnie ujrzał cycki. Albo facetem z pustyni, który właśnie zobaczył mokre cycki. W każdym razie na jedno wychodzi, bo szczęście promieniowało z jego mordki we wszystkie strony świata.
- Muszę przyznać, ta propozycja jest tak nie do odrzucenia, że aż… - Chwycił ją za dłoń, po czym natychmiast szarpnął ów dłoń w swoją stronę, sprawiając, iż ich usta spotkały się. Szybko jednak odsunął jej głowę swoimi rękoma z miną wskazującą na żałowanie swojej decyzji. - … Dobra starczy. Oferta wspaniała, ale nie aż tak wspaniała. W każdym razie czas na to, moja droga żonko, abyś ujrzała mistrza wymówek w akcji!
Schylił się przy niej, po czym ułożył swoje ręce tak, żeby prawą ręką podtrzymywać jej plecy, a lewą umieścić tuż pod jej zgiętymi kolanami. Nabrał powietrza, po czym podniósł Anastasję, przez co była ona w jego ramionach, a oni wyglądali jak para wprost z malowidła.
- HEJ, RODZINKA! - Krzyknął, tak mocno, jak tylko mógł, a w międzyczasie puścił swojej nie-wybrance oczko. - Wraz z miłością mojego życia uciekamy na daleką północ, gdzie pośród oblodzonych gór będziemy żyć długo i szczęśliwie, w międzyczasie próbując skrzyżować nasze gatunki! - Powiedział w delikatnych słowach. Szybko jednak poprawił się, bojąc się, że ktoś ze strony Anastasji nie zrozumie. - To znaczy, że będziemy się chędożyć, rozmnażać i jak tam jeszcze to nazywacie. Dlatego nie szukajcie nas, bo chcemy prywatności!
Po tych słowach, które zdradziły ich pozycję, z całych sił zaczął biec w losowo wybranym kierunku, który był wolny od ich bliskich, a który nadawał się do sprintu. Co nie było łatwe, kiedy niesie się ciężką, żywą i futrzastą kukłę, dlatego też po stu krokach po prostu puścił Anastasję, pozwalając jej spaść na ziemię. Tyle dobrego, że wybrał miejsce z bujną i miękką roślinnością porastającą ziemię.
- Szybko, za mną, póki jeszcze nie chce mi się zmieniać zdania! - Krzyknął, kontynuując w międzyczasie bieg. Ciekawe, czy w ogóle wiedział, w jaką stronę biegnie?
- Anastasja
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 23
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Szlachcic , Łowca
- Kontakt:
Anastasja powoli się niecierpliwiła. Ile miała trzymać tak rękę? Nie miała najmniejszej ochoty czekać wieki na tego leniwego jaszczura. Czy tak ciężko jest zdecydować? Tak, nie, prosta sprawa. Co z tego, że zdziwiony, damie nie każe się czekać, a szczególnie nie takiej, która może ci skopać tyłek.
W końcu coś się zmieniło, uśmiechnął się łaskawie, co pewnie przybliżało już do pozytywnej odpowiedzi. Jednakże to jego szczerzenie się było przerażająco mocne i za dużo w tym szczęścia, tygrysołaczka prawie zaczęła coś podejrzewać. Nie mogła jednak przewidzieć, że te gadzie łapska złapią jej delikatne dło… teraz w sumie tygrysie łapy, ale to niczego nie zmieniało. Dodatkowo miał czelność ją szarpnąć, zero subtelności. I jeszcze śmiał naruszyć jej strefę osobistą, gdyby pocałował, to chyba by go zabiła, miał skubany szczęście.
- Chyba cię Prasmok opuścił… jeszcze raz odwalisz taką akcję to…! Ej chwila, jaka wymówka? Myślałam, że my tak po cichu uciekniemy… - stwierdziła zdezorientowana i zaniepokojona tym, co też jej mężulek nawymyśla. Kolejna rzecz, której nie przewidziała, on ją podnosił. – Aaah! – krzyknęła zaskoczona, na szczęście nie za głośno.
Zmiennokształtna czuła się koszmarnie źle w jego ramionach, jakby jakiś obleśny typ miał zamiar ją porwać. Denerwowały ją jego łuski, denerwowało ją wszystko, co związane z Fonosem, nawet ona sama siebie denerwowała, że nie postawiła się rodzicom, byłaby wtedy dalej człowiekiem, może by uciekła, ale byłaby sobą, szczęśliwszą wersją siebie.
Powieka jej drgnęła, gdy smokołak zawołał rodzinkę. Zdrada? Miała ochotę zrobić mu krzywdę. Puścił jej oczko, no dobra, trochę go to ratowało, ale to i tak… nie tak miało być. Słuchała tego, co mówił, a im więcej mówił, tym jej policzki czerwieniły się coraz bardziej i to nie z miłości. Sekundy dzieliły go od solidnego plaskacza. Niestety za bardzo trzęsło, bo zaczął biec, a gdy zwolnił, dziewczyna już się zamachnęła… jednakże on uznał, że to nic takiego pozwolić jej spaść i się poobijać.
Troszkę zabolało, spadała z większych wysokości, ale Fonosowi należała się awantura. Nie było czasu, bo ten drań zaczął sobie sam biec nawet nie czekając na Anastasję. Tygrysica poderwała się z ziemi i dogoniła męża.
- Oberwiesz za to, że mnie rzuciłeś na ziemie i za to, że nie czekałeś, i za te durne teksty o krzyżowaniu naszych… gatunków… OBERWIESZ! – zagroziła.
Biegli obok siebie przeskakując przez gałęzie i kamienie, omijając drzewa, przedzierając się przez chaszcze, przy tym jedyne słowa, jakie zamieniali, to zazwyczaj nie miały pozytywnego wydźwięku.
- "Czy tak ma wyglądać teraz moje życie? Wieczny wygnaniec… Wieczna samotność w nieznanym miejscu?" – myślała Ana i coraz bardziej ją to przerażało. Nie miała zamiaru dzielić się tym z Fonosem, ale póki mogła chciała jak najbardziej wykorzystać to, że ma z kim pogadać, a raczej się pokłócić, pogrozić, ponarzekać, ale przynajmniej nie musi do samej siebie…
W końcu coś się zmieniło, uśmiechnął się łaskawie, co pewnie przybliżało już do pozytywnej odpowiedzi. Jednakże to jego szczerzenie się było przerażająco mocne i za dużo w tym szczęścia, tygrysołaczka prawie zaczęła coś podejrzewać. Nie mogła jednak przewidzieć, że te gadzie łapska złapią jej delikatne dło… teraz w sumie tygrysie łapy, ale to niczego nie zmieniało. Dodatkowo miał czelność ją szarpnąć, zero subtelności. I jeszcze śmiał naruszyć jej strefę osobistą, gdyby pocałował, to chyba by go zabiła, miał skubany szczęście.
- Chyba cię Prasmok opuścił… jeszcze raz odwalisz taką akcję to…! Ej chwila, jaka wymówka? Myślałam, że my tak po cichu uciekniemy… - stwierdziła zdezorientowana i zaniepokojona tym, co też jej mężulek nawymyśla. Kolejna rzecz, której nie przewidziała, on ją podnosił. – Aaah! – krzyknęła zaskoczona, na szczęście nie za głośno.
Zmiennokształtna czuła się koszmarnie źle w jego ramionach, jakby jakiś obleśny typ miał zamiar ją porwać. Denerwowały ją jego łuski, denerwowało ją wszystko, co związane z Fonosem, nawet ona sama siebie denerwowała, że nie postawiła się rodzicom, byłaby wtedy dalej człowiekiem, może by uciekła, ale byłaby sobą, szczęśliwszą wersją siebie.
Powieka jej drgnęła, gdy smokołak zawołał rodzinkę. Zdrada? Miała ochotę zrobić mu krzywdę. Puścił jej oczko, no dobra, trochę go to ratowało, ale to i tak… nie tak miało być. Słuchała tego, co mówił, a im więcej mówił, tym jej policzki czerwieniły się coraz bardziej i to nie z miłości. Sekundy dzieliły go od solidnego plaskacza. Niestety za bardzo trzęsło, bo zaczął biec, a gdy zwolnił, dziewczyna już się zamachnęła… jednakże on uznał, że to nic takiego pozwolić jej spaść i się poobijać.
Troszkę zabolało, spadała z większych wysokości, ale Fonosowi należała się awantura. Nie było czasu, bo ten drań zaczął sobie sam biec nawet nie czekając na Anastasję. Tygrysica poderwała się z ziemi i dogoniła męża.
- Oberwiesz za to, że mnie rzuciłeś na ziemie i za to, że nie czekałeś, i za te durne teksty o krzyżowaniu naszych… gatunków… OBERWIESZ! – zagroziła.
Biegli obok siebie przeskakując przez gałęzie i kamienie, omijając drzewa, przedzierając się przez chaszcze, przy tym jedyne słowa, jakie zamieniali, to zazwyczaj nie miały pozytywnego wydźwięku.
- "Czy tak ma wyglądać teraz moje życie? Wieczny wygnaniec… Wieczna samotność w nieznanym miejscu?" – myślała Ana i coraz bardziej ją to przerażało. Nie miała zamiaru dzielić się tym z Fonosem, ale póki mogła chciała jak najbardziej wykorzystać to, że ma z kim pogadać, a raczej się pokłócić, pogrozić, ponarzekać, ale przynajmniej nie musi do samej siebie…
- Fonos
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 18
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Najemnik , Skrytobójca , Przemytnik
- Kontakt:
Z jednej strony, robienie planów wymagało energii i skupienia, a to były surowce, których Fonos nie chciał zużywać, chyba że światu groził wybuch. Z drugiej zaś, ślepy bieg w losowym kierunku mógł sprawić, że skończą w tak zwanej Dupie Maryni, co było pospolitym synonimem sytuacji, gdzie jest się tak głęboko w dupie, że z trudem widać światło słoneczne. Dlatego też, po kilku niemożliwe męczących minutach ciągłego biegu, kiedy nogi błagały o pomstę, a płuca spisywały testament, Fonos zatrzymał się bez ostrzeżenia.
- Stop! Postój taktyczny! - Krzyknął niemalże w stronę Anastasji.
Usadowił tyłek na najbliższym kamieniu, którego parametry były adekwatne do krzywizny jego gadzich pośladków. Powiercił się chwilę, szukając najwygodniejszej pozycji, po czym, jak nigdy nic, odetchnął głęboko, aby następnie sapać, jakby po drodze zgubił jedno płuco.
- Następnym razem, choćbym miał do przejścia pół minuty drogi, wsiadam na konia, koniec kropka. - Przysiągł, a głos jego skierowany był do niego samego. Gdyby mógł, to postarałby się, by Anastasja tego nie słyszała, ale takich umiejętności nie posiadał niestety.
W końcu, gdy dostatecznie odpoczął, zdecydował się spojrzeć na swoją świeżą żonę. O dziwo, był poważny, a przynajmniej to sugerowała jego mina. Może zdecydował, że starczy żartów na dziś, a może dotarło do niego, jak mocno nastawił kobietę przeciwko sobie. W każdym razie nastał czas na rozmowę, która tym razem nie miała w planach zakończyć się plaskaczem i przekleństwami.
- Będę szczery. Nie wiem, w jaką stronę poszliśmy. Ale to nie tak źle. Ale po kolei. O rodzinę nie musimy się martwić. Jest szansa, że uszanują moje słowa i nie będą nas szukać, wtedy mamy bezwzględny spokój. Mogą też i tak nas szukać, ale nadal mogli dać się nabrać. Wtedy pójdą na północ. Ewentualnie, nie uwierzyli w ani jedno słowo i poszli w kierunek, z którego dochodził mój głos. - Wytłumaczył. Korciło go, by skrócić ten wywód do dwóch, trzech słów, ale czuł, że cackanie się z tą konkretną osobą, gdy jest ona w takim stanie, nie mogło skończyć się dobrze. - Co do nas zaś, zależnie od tego, w którym kierunku poszliśmy i gdzie będziemy dalej iść, może być różnie. Jeżeli jakimś cudem wylądujemy w okolicach Mglistych Bagien, trzeba będzie zmienić kierunek, ale będziemy mieli gwarancję, że opuścimy leśne gęstwiny po kilku dniach podróży, a wtedy byśmy zdecydowali, co dalej. Jeśli dotrzemy do Maurii, od której dzieli nas góra dwa, trzy dni drogi, to wtedy będziemy się mogli rozstać w mieście. Załatwiłbym ci, w zamian za całą tę aferę ze ślubem, którego pewnie żałujesz tak samo, jak ja, nieco waluty i przejazd w dowolną część Alaranii. Czyli udałabyś się, gdzie tylko byś chciała, sama, czyli tak, jak pewnie chcesz.
Przerwał, bo aż musiał odetchnąć po tym maratonie słów. Zaschło mu w gardle, ale nie miał niczego, co by złagodziło jego leniwe cierpienia.
- Jest też opcja, że pójdziemy na północ. Wtedy, gdy tylko się skapniemy, co robimy, musimy zawrócić. Północ to najgorszy możliwy kierunek. Tam jest najbardziej nieciekawa część mrocznej puszczy, dolina umarłych tuż obok, a dalej na północ taki mróz, że mocz zamarza. W skrócie nie chcemy tam iść, a jeśli chcemy, to się nam szybko odechce. Plus dochodzi wcześniejsza opcja, że właśnie tam będą nas szukać, a tego nie chcemy, prawda? - spytał, choć czuł, że zna odpowiedź.
Zamilkł na dłuższą chwilę. Patrzył się w przestrzeń, a jego oczy zdradzały, że coś niemiłego ciążyło mu na sercu. W końcu jednak potrząsnął głowę, a na jego smoczej głowie pojawił się wyszczerz.
- Jest też inna opcja. Choć może ci się nie spodobać. Mnie też się nie podoba, ale czułbym się źle, gdyby tego nie spróbować. - Powiedział, po czym z niemal ponurą miną kontynuował. - Nie bardzo podoba mi się to, że okłamałem moich bliskich. Szczególnie po tym, jak specjalnie wezwali mnie tu, aby ślub się odbył. Byłem im coś winny, a oni pozwolili mi spłacić swój dług w przyszłości. I ta przyszłość jest teraz. To właśnie zostanie twoim mężem, miało być czynem, którym oczyściłbym się przed moimi bliskimi. A teraz co? Przykładam rękę do zniszczenia tego, co dla nich było czymś ważnym.
Pomimo tylu słów, nadal nie rozbrzmiała ta inna opcja. Fonos z trudem przepuszczał tą myśl na światło dzienne. Ale skoro zaczął, to nie mógł w nieskończoność przekładać swoich słów na później.
- Może… Spróbujemy? No wiesz. W końcu uroczystość dobiegła końca. Nawet jeśli ja jestem zbyt leniwy, by brać to na poważnie, a ty zbyt wściekła i przeciwna mojej rasie, by zaakceptować ten fakt, to jednak nasze rodziny liczyły na to, że jakoś to będzie. Więc… cóż, niechętnie to mówię, ale jesteśmy im winni to, by spróbować. Albo, by chociaż przez jakiś czas udawać, żeby zobaczyć, czy to by miało sens. Moglibyśmy wyruszyć gdzieś razem. Ja bym zarabiał na nas, ty byś robiła, co tam byś chciała, a w międzyczasie może coś by się wymyśliło na twój obecny nadmiar futra. Brzmi logicznie?
Dał małżonce czas do namysłu. Wziął głęboki wdech, po czym zsunął się z kamienia, aby następnie z gracją leniwej gadziny położyć się na trawie, z rękami za głową. Zamknął oczy, czekając, aż ona zadecyduje. Owszem, on mógł podjąć decyzje, ale szczerze mówiąc, był wycieńczony po całym tym gadaniu i postanowił, że teraz jej kolej, aby się wysilić. Wpierw jednak dodał coś do poprzedniego monologu. Tym razem powrócił na jego gadzie usta niecny uśmieszek, który równie dobrze mógłby znajdować się na twarzyczce złośliwego dziecka.
- Oczywiście, jeśli zdecydujesz się na czas ze mną, trzeba będzie się tobą zająć. Przycięcie pazurków, może jakaś gustowna obroża wykonana na zamówienie, a do tego porządny sznur? O, i jeszcze trzeba będzie cię nauczyć kilku sztuczek. Co sądzisz o tym, by zacząć od “Siad”? - nie wiadomo było, czy chciał ją w ten sposób zniechęcić, czy może po prostu miał ochotę na przekomarzanie się ze swoją futrzastą żoną.
- Stop! Postój taktyczny! - Krzyknął niemalże w stronę Anastasji.
Usadowił tyłek na najbliższym kamieniu, którego parametry były adekwatne do krzywizny jego gadzich pośladków. Powiercił się chwilę, szukając najwygodniejszej pozycji, po czym, jak nigdy nic, odetchnął głęboko, aby następnie sapać, jakby po drodze zgubił jedno płuco.
- Następnym razem, choćbym miał do przejścia pół minuty drogi, wsiadam na konia, koniec kropka. - Przysiągł, a głos jego skierowany był do niego samego. Gdyby mógł, to postarałby się, by Anastasja tego nie słyszała, ale takich umiejętności nie posiadał niestety.
W końcu, gdy dostatecznie odpoczął, zdecydował się spojrzeć na swoją świeżą żonę. O dziwo, był poważny, a przynajmniej to sugerowała jego mina. Może zdecydował, że starczy żartów na dziś, a może dotarło do niego, jak mocno nastawił kobietę przeciwko sobie. W każdym razie nastał czas na rozmowę, która tym razem nie miała w planach zakończyć się plaskaczem i przekleństwami.
- Będę szczery. Nie wiem, w jaką stronę poszliśmy. Ale to nie tak źle. Ale po kolei. O rodzinę nie musimy się martwić. Jest szansa, że uszanują moje słowa i nie będą nas szukać, wtedy mamy bezwzględny spokój. Mogą też i tak nas szukać, ale nadal mogli dać się nabrać. Wtedy pójdą na północ. Ewentualnie, nie uwierzyli w ani jedno słowo i poszli w kierunek, z którego dochodził mój głos. - Wytłumaczył. Korciło go, by skrócić ten wywód do dwóch, trzech słów, ale czuł, że cackanie się z tą konkretną osobą, gdy jest ona w takim stanie, nie mogło skończyć się dobrze. - Co do nas zaś, zależnie od tego, w którym kierunku poszliśmy i gdzie będziemy dalej iść, może być różnie. Jeżeli jakimś cudem wylądujemy w okolicach Mglistych Bagien, trzeba będzie zmienić kierunek, ale będziemy mieli gwarancję, że opuścimy leśne gęstwiny po kilku dniach podróży, a wtedy byśmy zdecydowali, co dalej. Jeśli dotrzemy do Maurii, od której dzieli nas góra dwa, trzy dni drogi, to wtedy będziemy się mogli rozstać w mieście. Załatwiłbym ci, w zamian za całą tę aferę ze ślubem, którego pewnie żałujesz tak samo, jak ja, nieco waluty i przejazd w dowolną część Alaranii. Czyli udałabyś się, gdzie tylko byś chciała, sama, czyli tak, jak pewnie chcesz.
Przerwał, bo aż musiał odetchnąć po tym maratonie słów. Zaschło mu w gardle, ale nie miał niczego, co by złagodziło jego leniwe cierpienia.
- Jest też opcja, że pójdziemy na północ. Wtedy, gdy tylko się skapniemy, co robimy, musimy zawrócić. Północ to najgorszy możliwy kierunek. Tam jest najbardziej nieciekawa część mrocznej puszczy, dolina umarłych tuż obok, a dalej na północ taki mróz, że mocz zamarza. W skrócie nie chcemy tam iść, a jeśli chcemy, to się nam szybko odechce. Plus dochodzi wcześniejsza opcja, że właśnie tam będą nas szukać, a tego nie chcemy, prawda? - spytał, choć czuł, że zna odpowiedź.
Zamilkł na dłuższą chwilę. Patrzył się w przestrzeń, a jego oczy zdradzały, że coś niemiłego ciążyło mu na sercu. W końcu jednak potrząsnął głowę, a na jego smoczej głowie pojawił się wyszczerz.
- Jest też inna opcja. Choć może ci się nie spodobać. Mnie też się nie podoba, ale czułbym się źle, gdyby tego nie spróbować. - Powiedział, po czym z niemal ponurą miną kontynuował. - Nie bardzo podoba mi się to, że okłamałem moich bliskich. Szczególnie po tym, jak specjalnie wezwali mnie tu, aby ślub się odbył. Byłem im coś winny, a oni pozwolili mi spłacić swój dług w przyszłości. I ta przyszłość jest teraz. To właśnie zostanie twoim mężem, miało być czynem, którym oczyściłbym się przed moimi bliskimi. A teraz co? Przykładam rękę do zniszczenia tego, co dla nich było czymś ważnym.
Pomimo tylu słów, nadal nie rozbrzmiała ta inna opcja. Fonos z trudem przepuszczał tą myśl na światło dzienne. Ale skoro zaczął, to nie mógł w nieskończoność przekładać swoich słów na później.
- Może… Spróbujemy? No wiesz. W końcu uroczystość dobiegła końca. Nawet jeśli ja jestem zbyt leniwy, by brać to na poważnie, a ty zbyt wściekła i przeciwna mojej rasie, by zaakceptować ten fakt, to jednak nasze rodziny liczyły na to, że jakoś to będzie. Więc… cóż, niechętnie to mówię, ale jesteśmy im winni to, by spróbować. Albo, by chociaż przez jakiś czas udawać, żeby zobaczyć, czy to by miało sens. Moglibyśmy wyruszyć gdzieś razem. Ja bym zarabiał na nas, ty byś robiła, co tam byś chciała, a w międzyczasie może coś by się wymyśliło na twój obecny nadmiar futra. Brzmi logicznie?
Dał małżonce czas do namysłu. Wziął głęboki wdech, po czym zsunął się z kamienia, aby następnie z gracją leniwej gadziny położyć się na trawie, z rękami za głową. Zamknął oczy, czekając, aż ona zadecyduje. Owszem, on mógł podjąć decyzje, ale szczerze mówiąc, był wycieńczony po całym tym gadaniu i postanowił, że teraz jej kolej, aby się wysilić. Wpierw jednak dodał coś do poprzedniego monologu. Tym razem powrócił na jego gadzie usta niecny uśmieszek, który równie dobrze mógłby znajdować się na twarzyczce złośliwego dziecka.
- Oczywiście, jeśli zdecydujesz się na czas ze mną, trzeba będzie się tobą zająć. Przycięcie pazurków, może jakaś gustowna obroża wykonana na zamówienie, a do tego porządny sznur? O, i jeszcze trzeba będzie cię nauczyć kilku sztuczek. Co sądzisz o tym, by zacząć od “Siad”? - nie wiadomo było, czy chciał ją w ten sposób zniechęcić, czy może po prostu miał ochotę na przekomarzanie się ze swoją futrzastą żoną.
- Anastasja
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 23
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Szlachcic , Łowca
- Kontakt:
Anastasja słysząc krzyk Fonosa zatrzymała się niechętnie, nie chciała tracić czasu, ale niech mu będzie. Skierowała na niego wzrok i oczekiwała jakiegoś wyjaśnienia tego nagłego postoju. Nie otrzymała tego jednak tak szybko, jak chciała, bo biedny smokołak musiał usiąść i się solidnie wysapać.
- Czy raczysz mi zdradzić, po co do licha kazałeś się nam zatrzymać? Chyba jeszcze nie czas na odpoczynek… - powiedziała, patrząc na niego, jak to mówią, spod byka. Przewróciła oczami, na wieść o koniu, choć faktycznie mógłby się przydać, ale nie będzie się zniżać do tego poziomu, by przyznać mu rację.
Dziewczyna była gotowa wręcz do ataku, miała dość jego dziecinnego zachowania i chamskich żartów, nie ufała nawet jego poważnej minie.
- Jak to nie wiesz w jaką stronę?! Mówiłeś, że wiesz! Ty kłamco…! – już zaczynała się wściekać, ale postanowiła najpierw dać mu dokończyć, mówić, a potem spuści mu łomot.
Szybko jednak chęć przyłożenia smokołakowi stała się zamyśleniem na faktycznie dość trudny temat, czyli co teraz?
- "Hmmm pewnie poszli w kierunku głosu… Ah, jakże to by było niezręczne spojrzeć im teraz w twarz, mając takie ciało… łeh…" - pomyślała, wzdrygając się, gdy tylko spojrzała na swą dłoń pokrytą sierścią i zakończoną pazurami. – "Mgliste bagna… To złe miejsce dla szlachcianki, nawet takiej jak ja…Ta wilgoć… O nie! Nie ma mowy." — Aczkolwiek Mauria i jak najszybsze oddzielenie się od godnego pożałowania męża była niebywale kusząca. Jednak na horyzoncie szybko zawitał kolejny problem i kolejny dylemat.
Północ oczywiście już na wstępie odpadała, Anie musiałoby brakować którejś klepki, by tam wyruszyć, jeszcze by musieli się przytulać, by nie zmarznąć, fuj.
Aczkolwiek ich rodziny, naprawdę chciały osiągnąć coś dobrego, łącząc się poprzez małżeństwo swych pierworodnych. Nawet to, że jedni byli potworami, a drudzy łowcami potworów nie zepsuło niczego, przynajmniej dotąd, teraz wszystko mogło legnąć w gruzach, przez nich i tego trygrysołaka co chamsko przemienił biedną dziewczynę.
- Trzecia opcja – powiedziała stanowczo, kierując się jedynie zdrowym rozsądkiem i troską o swych bliskich. – To klątwa, nie nazywaj tego tak… delikatnie…! – powiedziała zażenowana, zawstydzona i wkurzona, nie prosiła się o te paski, o ogon, o pazury!
Fonos oczywiście musiał znów jej dopiec, jakżeby inaczej. Tym samym prawie wydał na siebie wyrok śmierci, bo Ana znów chciała mu podciąć gardło, ale najpierw miała ochotę wydłubać mu ostrzem noża oczy, a ostrze to coraz bardziej zbliżało się niebezpiecznie blisko jego ślepi.
Wtem tygrysołaczka odskoczyła od niego i przeklęła pod nosem. Opamiętała się, iż zabicie smokołaka mogłoby jeszcze bardziej zawalić tą i tak trudną sytuację.
- Bez takich jaszczurko – powiedziała, próbując być spokojna, choć mówiła przez zęby zaciśnięte ze złości. – To prowadź drogi mężu, udajmy się gdzieś i jak to ująłeś, spróbujmy – powiedziała z niepokojącym uśmiechem i mordem w oczach. – Myślę, że najlepiej będzie opuścić Mroczne Doliny i ruszyć na południe, może znajdzie się jakaś wioska, małe miasteczko… jakieś konie... Chwila, ty możesz zmieniać się w smoka, prawda? Będziesz moim wierzchowcem, dobrze? – zachichotała. – Oczywiście w grę wchodzi tylko pozytywna odpowiedź, jeśli ci życie miłe – pogroziła swym nożem.
- Czy raczysz mi zdradzić, po co do licha kazałeś się nam zatrzymać? Chyba jeszcze nie czas na odpoczynek… - powiedziała, patrząc na niego, jak to mówią, spod byka. Przewróciła oczami, na wieść o koniu, choć faktycznie mógłby się przydać, ale nie będzie się zniżać do tego poziomu, by przyznać mu rację.
Dziewczyna była gotowa wręcz do ataku, miała dość jego dziecinnego zachowania i chamskich żartów, nie ufała nawet jego poważnej minie.
- Jak to nie wiesz w jaką stronę?! Mówiłeś, że wiesz! Ty kłamco…! – już zaczynała się wściekać, ale postanowiła najpierw dać mu dokończyć, mówić, a potem spuści mu łomot.
Szybko jednak chęć przyłożenia smokołakowi stała się zamyśleniem na faktycznie dość trudny temat, czyli co teraz?
- "Hmmm pewnie poszli w kierunku głosu… Ah, jakże to by było niezręczne spojrzeć im teraz w twarz, mając takie ciało… łeh…" - pomyślała, wzdrygając się, gdy tylko spojrzała na swą dłoń pokrytą sierścią i zakończoną pazurami. – "Mgliste bagna… To złe miejsce dla szlachcianki, nawet takiej jak ja…Ta wilgoć… O nie! Nie ma mowy." — Aczkolwiek Mauria i jak najszybsze oddzielenie się od godnego pożałowania męża była niebywale kusząca. Jednak na horyzoncie szybko zawitał kolejny problem i kolejny dylemat.
Północ oczywiście już na wstępie odpadała, Anie musiałoby brakować którejś klepki, by tam wyruszyć, jeszcze by musieli się przytulać, by nie zmarznąć, fuj.
Aczkolwiek ich rodziny, naprawdę chciały osiągnąć coś dobrego, łącząc się poprzez małżeństwo swych pierworodnych. Nawet to, że jedni byli potworami, a drudzy łowcami potworów nie zepsuło niczego, przynajmniej dotąd, teraz wszystko mogło legnąć w gruzach, przez nich i tego trygrysołaka co chamsko przemienił biedną dziewczynę.
- Trzecia opcja – powiedziała stanowczo, kierując się jedynie zdrowym rozsądkiem i troską o swych bliskich. – To klątwa, nie nazywaj tego tak… delikatnie…! – powiedziała zażenowana, zawstydzona i wkurzona, nie prosiła się o te paski, o ogon, o pazury!
Fonos oczywiście musiał znów jej dopiec, jakżeby inaczej. Tym samym prawie wydał na siebie wyrok śmierci, bo Ana znów chciała mu podciąć gardło, ale najpierw miała ochotę wydłubać mu ostrzem noża oczy, a ostrze to coraz bardziej zbliżało się niebezpiecznie blisko jego ślepi.
Wtem tygrysołaczka odskoczyła od niego i przeklęła pod nosem. Opamiętała się, iż zabicie smokołaka mogłoby jeszcze bardziej zawalić tą i tak trudną sytuację.
- Bez takich jaszczurko – powiedziała, próbując być spokojna, choć mówiła przez zęby zaciśnięte ze złości. – To prowadź drogi mężu, udajmy się gdzieś i jak to ująłeś, spróbujmy – powiedziała z niepokojącym uśmiechem i mordem w oczach. – Myślę, że najlepiej będzie opuścić Mroczne Doliny i ruszyć na południe, może znajdzie się jakaś wioska, małe miasteczko… jakieś konie... Chwila, ty możesz zmieniać się w smoka, prawda? Będziesz moim wierzchowcem, dobrze? – zachichotała. – Oczywiście w grę wchodzi tylko pozytywna odpowiedź, jeśli ci życie miłe – pogroziła swym nożem.
- Fonos
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 18
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Najemnik , Skrytobójca , Przemytnik
- Kontakt:
Fonos zaczynał rozumieć, że Anastazja to ta legendarna “Kobieta Czterojajeczna”, o której opowiadają w jednej z jego ulubionych karczm, gdy wszyscy są już tak schlani, że nawet w uczciwego szlachcica by uwierzyli. Co w ogóle oznacza ten tytuł? Ano tyle, że to taka przedstawicielka płci pięknej, która nie dość, że odważna i awanturnicza do tego stopnia, że można by ją oskarżyć o posiadanie klejnotów, to w dodatku jest takowa na tyle agresywna, że facetowi, który jej podpadnie, prawdopodobnie ukradnie jego własne źródło odwagi i męskości.
“Cóż, jest tycia, niezwykle mała, droooobniutka szansa, że przegiąłem po raz kolejny. Mam nadzieje, że nie po raz ostatni...”
Przeszła przez jego głowę takowa myśl, gdy on leżał, a Anastazja rzucała groźbami w jego stronę. Nic nie dodał do wcześniejszych swoich słów, bo nie chciało mu się, a i nie miał sił na gadanie po takim monologu, jaki miał miejsce wcześniej z jego strony. Rzadko kiedy ktoś zmusza go do tak długiego gadania, ale najwyraźniej z jego świeżo nabytą żoną była to bolesna konieczność.
Gdy kobieta przymierzała się do wydłubania mu oczu, owe oczy wciąż były zamknięte. Miał przeczucie, że nic się nie stanie. A może nie chciał widzieć, co z nim zrobi jego towarzyszka życia. Dopiero kiedy ta odskoczyła od niego, zdecydował się otworzyć jedno ślepie. Gdy zauważył, że nadal żyje i ma się dobrze, otworzył także drugie. I odetchnął, bo nie oddychał, kiedy miał Anastasję nad sobą.
- Dzięki o Bogowie, że kobiety są takie niezdecydowane. Gdyby nie to, już byłbym martwy! - Wyszeptał w stronę nieba, jakby ktoś faktycznie słuchał.
Nie kontynuował swoich żartobliwych modłów, bo zmiennokształtna powróciła do niego. To znaczy, znów zwróciła na niego uwagę. Coś Tam gadała, ale głównie potwierdzała to, co zdecydowali, że zrobią. Przynajmniej do momentu, gdy zdecydowała się zrzucić go z roli męża do roli wierzchowca. Nie, żeby widziała go jako męża wcześniej, ale to był szczegół, w który teraz nie trzeba było się zagłębiać.
- W sumie, to nie taki głupi pomysł. W smoczej formie bezdroża przestają być problemem. Będzie miało to swoją wadę, mianowicie będą częste postoje na jadło i odpoczynek, bo będę zżerał zapasy energii jak niedźwiedź miód przed snem zimowym, ale myślę, że czas, który dzięki temu zyskamy, wynagrodzi nam to bez problemu. - Spokojnym głosem poparł pomysł Anastasji, nawet jeśli nie mówiła w pełni poważnie. Chociaż nóż, którym mu groziła, wyglądał dosyć poważnie, więc raczej nie było podstaw uznawać tego za żart lub próbę poniżenia smokołaka.
Posłusznie zaczął się szykować do zmiany formy. Wstał, otrzepał się ze źdźbeł trawy i innych rzeczy, które przywarły do niego, gdy leżał na runie leśnym, po czym… Zaczął ściągać swoją zbroję. Po poluzowaniu kilku pasów oraz przestawieniu paru zapięć w pozycję otwartą rozpoczął zrzucanie z siebie kolejnych elementów swojego ekwipunku. Najpierw odstawił na ziemię swój miecz, potem zrzucił z siebie karwasze, które gładko z niego zeszły. Zrzucił później z ramienia skórzany pas z fiolkami, uważając, by te nie rozbiły się na wskutek spotkania z ziemią. Ostatni element swojego pancerza to znaczy nogawice połączone z karwaszami, były już nieco trudniejsze do ściągnięcia. Musiał położyć się na plecach i siłować się przez kilka chwil, aby wyciągnąć swoje nogi z wnętrza wielofunkcyjnego wdzianka.
- Dobra, jestem gotów. - Powiedział, stając z powrotem na swoje nogi. Obecnie prezentował się tak, jak go rodzice stworzyli, gdyż nie miał już na sobie absolutnie nic a nic. Był tylko on i jego ciało w hybrydziej formie, w pełni okazałości. I oczywiście, co by było ciekawiej, Fonos przez cały ten czas starał się, by być odwróconym przodem do swojej żony. Skoro łączy ich węzeł małżeński, to widok tego i owego raczej nie oślepi Anastazji, prawda? Co najwyżej on oślepnie, gdy ona karnie mu wyrwie gałki oczne, ale to był nieważny już szczegół. - Ciesz się widokiem, póki możesz, gdy będziesz na moim grzbiecie, ciężko będzie podziwiać moją anatomię.
Po tych słowach odszedł trochę od futrzastej wybranki, aby nie stratować jej przypadkiem podczas przemiany. Sama przemiana nie była szczególnie widowiskowa. Zero błyskających światełek czy iskierek magii unoszących się w powietrzu. Po prostu smokołak, z chwili na chwilę, tracił kolejne ludzkie atrybuty, stając się coraz bardziej smokiem, aż w końcu przemiana była gotowa.
Fonos rozciągnął się, niczym kot, który dopiero wstał po długiej drzemce, po czym powrócił do swojego porzuconego ekwipunku, który zaczął szykować do podróży. Widać, że często to robił, bo sprawnie, pomimo tego, że posiadał teraz smocze łapy, wepchnął karwasze do jednej części nogawic, a miecz oraz pas do drugiej. Pas nie zmieścił się cały, ale trzymał się na miejscu, i to się liczyło. I choć z początku nie wiadomo było, w jaki sposób zamierza tak spakowany bagaż nieść, to szybko sprawa się wyjaśniła. Zgrabnym ruchem łapy umieścił on nogawice na swoim grzbiecie, tak, jakby ktoś na nim siedział. Potrząsnął wtedy smoczym zadkiem, aby upewnić się, że jego łuski zahaczyły o zbroję, nie pozwalając jej łatwo spaść z niego.
Przygotowania zostały zakończone i jedyne co zostało do zrobienia, to żeby Anastasja także znalazła miejsce na Fonosie, po czym mogli śmiało ruszać w drogę. Smokołak jednak zdecydował, że zrobi coś, coby spróbować załagodzić sytuację. Podszedł od przodu do Anastasji, spokojnie i bez pośpiechu. Głowa jego była wyraźnie skierowana w jej stronę, a w jego oczach widać było coś. Chęć przeprosin, a może niechęć do dalszych gróźb ze strony żony. W każdym razie przybliżył swój smoczy pysk do twarzy kobiety. I choć teraz jego głowa była adekwatnie większa, to jednak bez trudu zrobił to, co chciał, to znaczy musnął policzek Anastasji, nim ta zdołała w samoobronie wydrapać mu twarz. Można by powiedzieć, że złożył pocałunek na jej licu, po smoczemu rzecz jasna.
- To jak moja droga, ruszamy w drogę? - Spytał, co by obudzić ją z ewentualnego wstrząsu, do którego mógł doprowadzić swoim zachowaniem. W międzyczasie tych słów znalazł się po prawicy Anastasji, kładąc się na brzuchu, co by ułatwić jej wchodzenie na jego grzbiet.
“Cóż, jest tycia, niezwykle mała, droooobniutka szansa, że przegiąłem po raz kolejny. Mam nadzieje, że nie po raz ostatni...”
Przeszła przez jego głowę takowa myśl, gdy on leżał, a Anastazja rzucała groźbami w jego stronę. Nic nie dodał do wcześniejszych swoich słów, bo nie chciało mu się, a i nie miał sił na gadanie po takim monologu, jaki miał miejsce wcześniej z jego strony. Rzadko kiedy ktoś zmusza go do tak długiego gadania, ale najwyraźniej z jego świeżo nabytą żoną była to bolesna konieczność.
Gdy kobieta przymierzała się do wydłubania mu oczu, owe oczy wciąż były zamknięte. Miał przeczucie, że nic się nie stanie. A może nie chciał widzieć, co z nim zrobi jego towarzyszka życia. Dopiero kiedy ta odskoczyła od niego, zdecydował się otworzyć jedno ślepie. Gdy zauważył, że nadal żyje i ma się dobrze, otworzył także drugie. I odetchnął, bo nie oddychał, kiedy miał Anastasję nad sobą.
- Dzięki o Bogowie, że kobiety są takie niezdecydowane. Gdyby nie to, już byłbym martwy! - Wyszeptał w stronę nieba, jakby ktoś faktycznie słuchał.
Nie kontynuował swoich żartobliwych modłów, bo zmiennokształtna powróciła do niego. To znaczy, znów zwróciła na niego uwagę. Coś Tam gadała, ale głównie potwierdzała to, co zdecydowali, że zrobią. Przynajmniej do momentu, gdy zdecydowała się zrzucić go z roli męża do roli wierzchowca. Nie, żeby widziała go jako męża wcześniej, ale to był szczegół, w który teraz nie trzeba było się zagłębiać.
- W sumie, to nie taki głupi pomysł. W smoczej formie bezdroża przestają być problemem. Będzie miało to swoją wadę, mianowicie będą częste postoje na jadło i odpoczynek, bo będę zżerał zapasy energii jak niedźwiedź miód przed snem zimowym, ale myślę, że czas, który dzięki temu zyskamy, wynagrodzi nam to bez problemu. - Spokojnym głosem poparł pomysł Anastasji, nawet jeśli nie mówiła w pełni poważnie. Chociaż nóż, którym mu groziła, wyglądał dosyć poważnie, więc raczej nie było podstaw uznawać tego za żart lub próbę poniżenia smokołaka.
Posłusznie zaczął się szykować do zmiany formy. Wstał, otrzepał się ze źdźbeł trawy i innych rzeczy, które przywarły do niego, gdy leżał na runie leśnym, po czym… Zaczął ściągać swoją zbroję. Po poluzowaniu kilku pasów oraz przestawieniu paru zapięć w pozycję otwartą rozpoczął zrzucanie z siebie kolejnych elementów swojego ekwipunku. Najpierw odstawił na ziemię swój miecz, potem zrzucił z siebie karwasze, które gładko z niego zeszły. Zrzucił później z ramienia skórzany pas z fiolkami, uważając, by te nie rozbiły się na wskutek spotkania z ziemią. Ostatni element swojego pancerza to znaczy nogawice połączone z karwaszami, były już nieco trudniejsze do ściągnięcia. Musiał położyć się na plecach i siłować się przez kilka chwil, aby wyciągnąć swoje nogi z wnętrza wielofunkcyjnego wdzianka.
- Dobra, jestem gotów. - Powiedział, stając z powrotem na swoje nogi. Obecnie prezentował się tak, jak go rodzice stworzyli, gdyż nie miał już na sobie absolutnie nic a nic. Był tylko on i jego ciało w hybrydziej formie, w pełni okazałości. I oczywiście, co by było ciekawiej, Fonos przez cały ten czas starał się, by być odwróconym przodem do swojej żony. Skoro łączy ich węzeł małżeński, to widok tego i owego raczej nie oślepi Anastazji, prawda? Co najwyżej on oślepnie, gdy ona karnie mu wyrwie gałki oczne, ale to był nieważny już szczegół. - Ciesz się widokiem, póki możesz, gdy będziesz na moim grzbiecie, ciężko będzie podziwiać moją anatomię.
Po tych słowach odszedł trochę od futrzastej wybranki, aby nie stratować jej przypadkiem podczas przemiany. Sama przemiana nie była szczególnie widowiskowa. Zero błyskających światełek czy iskierek magii unoszących się w powietrzu. Po prostu smokołak, z chwili na chwilę, tracił kolejne ludzkie atrybuty, stając się coraz bardziej smokiem, aż w końcu przemiana była gotowa.
Fonos rozciągnął się, niczym kot, który dopiero wstał po długiej drzemce, po czym powrócił do swojego porzuconego ekwipunku, który zaczął szykować do podróży. Widać, że często to robił, bo sprawnie, pomimo tego, że posiadał teraz smocze łapy, wepchnął karwasze do jednej części nogawic, a miecz oraz pas do drugiej. Pas nie zmieścił się cały, ale trzymał się na miejscu, i to się liczyło. I choć z początku nie wiadomo było, w jaki sposób zamierza tak spakowany bagaż nieść, to szybko sprawa się wyjaśniła. Zgrabnym ruchem łapy umieścił on nogawice na swoim grzbiecie, tak, jakby ktoś na nim siedział. Potrząsnął wtedy smoczym zadkiem, aby upewnić się, że jego łuski zahaczyły o zbroję, nie pozwalając jej łatwo spaść z niego.
Przygotowania zostały zakończone i jedyne co zostało do zrobienia, to żeby Anastasja także znalazła miejsce na Fonosie, po czym mogli śmiało ruszać w drogę. Smokołak jednak zdecydował, że zrobi coś, coby spróbować załagodzić sytuację. Podszedł od przodu do Anastasji, spokojnie i bez pośpiechu. Głowa jego była wyraźnie skierowana w jej stronę, a w jego oczach widać było coś. Chęć przeprosin, a może niechęć do dalszych gróźb ze strony żony. W każdym razie przybliżył swój smoczy pysk do twarzy kobiety. I choć teraz jego głowa była adekwatnie większa, to jednak bez trudu zrobił to, co chciał, to znaczy musnął policzek Anastasji, nim ta zdołała w samoobronie wydrapać mu twarz. Można by powiedzieć, że złożył pocałunek na jej licu, po smoczemu rzecz jasna.
- To jak moja droga, ruszamy w drogę? - Spytał, co by obudzić ją z ewentualnego wstrząsu, do którego mógł doprowadzić swoim zachowaniem. W międzyczasie tych słów znalazł się po prawicy Anastasji, kładąc się na brzuchu, co by ułatwić jej wchodzenie na jego grzbiet.
- Anastasja
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 23
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Szlachcic , Łowca
- Kontakt:
Anastasja delikatnie poruszyła uchem, słyszała jak Fonos cieszy się z jej niezdecydowania, westchnęła w myślach, ale nic nie powiedziała. I tak ten jaszczur był średnim słuchaczem, wciąż była na niego wściekła tak jak na tamtego tygrysołaka i cały ślub i nawet na samego Prasmoka. Jednakże człowiek nie może w ciągły sposób być targanym przez tak silne emocje, a mówiąc prościej, Roselila była już po prostu nieco zmęczona.
- Świetnie, przynajmniej na wierzchowca się nadasz – rzuciła w jego stronę, spoglądając w bok i stojąc z założonymi rękami. – Zresztą w tej swojej smoczej formie mógłbyś sobie upolować, ile chcesz jedzenia, co nie? – nadal trzymała nóż w swej dłoni, ale przynajmniej już nie groziła biednemu smokołakowi.
Patrzyła, jak jej mąż powolnie wstaje i zaczyna się szykować, otrzepał się, ściągnął pas i tak dalej, Ana ziewnęła znudzona. W końcu wyraził gotowość, dziewczyna, której wzrok powędrował na niezwykle intrygującego pająka na drzewie, teraz spoczął na zmiennokształtnym, całkowicie nagim zmiennokształtnym.
Gdyby nie futro pewnie jej rumieniec byłby nad wyraz wyraźny, nic jednak nie przysłoniło wielkich zaskoczonych oczu. Obróciła się na pięcie bardzo szybko i zasłoniła oczy rękami. Definitywnie nie chciała tego widzieć.
-… FONOS! – krzyknęła zawstydzona. – Przemieniaj się, a nie gadasz! – A także poirytowana.
Poczekała chwilę i dopiero wtedy nieśmiało zerknęła za siebie. Odetchnęła z ulgą, widząc, iż jest już w smoczej formie i nie świeci przed nią tym i owym. Patrzyła, jak zgrabnie pozbierał swoje rzeczy i umieścił na grzbiecie. Dobrze, że z tego swojego sławnego lenistwa nie kazał jej jeszcze tego robić.
Wtem zaczął iść w jej stronę, Anastasja patrzyła na niego nieufnie, ściskała sztylet w dłoni, tak na wszelki wypadek. Może i smokołak, ale smok! Takim lepiej nie ufać, ogólnie nieludziom lepiej nie ufać. Nie cofnęła się ani na chwilę, choć naprawdę nieprzyjemnie było mieć przed nosem pysk tego gada, który mógł na nią w każdej chwili ogniście kichnąć. To, co zrobił Fonos było doprawdy niespodziewane.
- … - Tygrysołaczka zaniemówiła, po prostu dłuższą chwilę stała zdziwiona, ale otrząsnęła się sama, być może nie chciała, by musiał jej w tym pomagać mąż. – Ruszamy – powiedziała oschłym głosem, jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
Zmiennokształtna ostrożnie i pełna gracji weszła na smoczy grzbiet. Jej delikatne dłonie, obecnie pokryte futrem teraz spoczywały na szyi Fonosa, czegoś trzymać się musiała.
Wędrowali przez las, drzewa gęstniały, a słońce zmierzało ku zachodowi. Słychać było wycie wilków, a może nawet wilkołaków. Właściwie to mógł to słyszeć jedynie smokołak, bo Anastasje zmorzył sen i leżała tak na jego grzbiecie, machając swym tygrysim ogonkiem raz na jakiś czas.
- Nie chce za niego wychodzić… Chcę być łowcą… Nie… Jaki ogon? - nawet od czasu do czasu coś powiedziała przez sen, widać, iż okropnie przeżyła ten dzień. Niby taka silna z niej kobieta, a jednak delikatna i krucha.
- Świetnie, przynajmniej na wierzchowca się nadasz – rzuciła w jego stronę, spoglądając w bok i stojąc z założonymi rękami. – Zresztą w tej swojej smoczej formie mógłbyś sobie upolować, ile chcesz jedzenia, co nie? – nadal trzymała nóż w swej dłoni, ale przynajmniej już nie groziła biednemu smokołakowi.
Patrzyła, jak jej mąż powolnie wstaje i zaczyna się szykować, otrzepał się, ściągnął pas i tak dalej, Ana ziewnęła znudzona. W końcu wyraził gotowość, dziewczyna, której wzrok powędrował na niezwykle intrygującego pająka na drzewie, teraz spoczął na zmiennokształtnym, całkowicie nagim zmiennokształtnym.
Gdyby nie futro pewnie jej rumieniec byłby nad wyraz wyraźny, nic jednak nie przysłoniło wielkich zaskoczonych oczu. Obróciła się na pięcie bardzo szybko i zasłoniła oczy rękami. Definitywnie nie chciała tego widzieć.
-… FONOS! – krzyknęła zawstydzona. – Przemieniaj się, a nie gadasz! – A także poirytowana.
Poczekała chwilę i dopiero wtedy nieśmiało zerknęła za siebie. Odetchnęła z ulgą, widząc, iż jest już w smoczej formie i nie świeci przed nią tym i owym. Patrzyła, jak zgrabnie pozbierał swoje rzeczy i umieścił na grzbiecie. Dobrze, że z tego swojego sławnego lenistwa nie kazał jej jeszcze tego robić.
Wtem zaczął iść w jej stronę, Anastasja patrzyła na niego nieufnie, ściskała sztylet w dłoni, tak na wszelki wypadek. Może i smokołak, ale smok! Takim lepiej nie ufać, ogólnie nieludziom lepiej nie ufać. Nie cofnęła się ani na chwilę, choć naprawdę nieprzyjemnie było mieć przed nosem pysk tego gada, który mógł na nią w każdej chwili ogniście kichnąć. To, co zrobił Fonos było doprawdy niespodziewane.
- … - Tygrysołaczka zaniemówiła, po prostu dłuższą chwilę stała zdziwiona, ale otrząsnęła się sama, być może nie chciała, by musiał jej w tym pomagać mąż. – Ruszamy – powiedziała oschłym głosem, jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
Zmiennokształtna ostrożnie i pełna gracji weszła na smoczy grzbiet. Jej delikatne dłonie, obecnie pokryte futrem teraz spoczywały na szyi Fonosa, czegoś trzymać się musiała.
Wędrowali przez las, drzewa gęstniały, a słońce zmierzało ku zachodowi. Słychać było wycie wilków, a może nawet wilkołaków. Właściwie to mógł to słyszeć jedynie smokołak, bo Anastasje zmorzył sen i leżała tak na jego grzbiecie, machając swym tygrysim ogonkiem raz na jakiś czas.
- Nie chce za niego wychodzić… Chcę być łowcą… Nie… Jaki ogon? - nawet od czasu do czasu coś powiedziała przez sen, widać, iż okropnie przeżyła ten dzień. Niby taka silna z niej kobieta, a jednak delikatna i krucha.
- Fonos
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 18
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Najemnik , Skrytobójca , Przemytnik
- Kontakt:
Ku zdziwieniu smokołaka, od momentu, kiedy to jego świeżo upieczona żona dosiadła jego grzbietu, nastał przyjemny spokój. Anastasja była lekka niczym piórko, do tego stopnia, że co jakiś czas musiał odwracać głowę, aby upewnić się, że nadal znajduje się na nim, bo nie czuł nawet jej ciężaru na sobie kiedy był w ruchu.
Kiedy tylko zauważył, że zasnęła, zwolnił kroku, a także starał się nie hałasować. O ile można mówić o nie hałasowaniu, kiedy z każdym krokiem łamało się gałąź na ziemi czy inne rośliny, które miały nieszczęście stanąć na drodze jego łapom. W każdym razie, jako zawodowy leń, potrafił uszanować cudzy sen, dlatego też starał się udogodnić futrzastej jej odpoczynek. Szczególnie że słyszał, jak mówi przez senne mary, a w takowych sytuacjach podobno nie wolno budzić, bo może to przynosić pecha. Albo wkurzenie ze strony obudzonej.
“Cóż, w każdym razie, ona się wyśpi, a ja zaprowadzę nas dale... eee?!”
Niemal nie zrzucił Anastasji z siebie, tak gwałtownie się zatrzymał. A zatrzymał się… bo natknął się na swoje własne ślady. Tak bardzo zamyślił się nad istotą połączoną z nim węzłem małżeńskim, że najwyraźniej kręcił się w kółko.
“Co jak co, ale to niemożliwe! Aż tak głowy nie mogłem stracić…”
Rozejrzał się uważnie, po czym dotarło do niego, że pora dnia nie zmieniła się ani trochę, a przynajmniej tak mu podpowiadała intuicja. Biorąc pod uwagę to, że mógł po prostu się mylić, spróbował pójść naprzód inną drogą. Niestety, po kilkunastu minutach, znów byli w tym samym miejscu. Zmartwiony, potrząsnął zadkiem, próbując obudzić żonę.
- Ej, małżonko. Chyba mi odbija, ale czas i przestrzeń zdają się robić nam na złość. Małżonko? Anastasjo! - Podniósł głos, gdy ta nadal spała. Co jak co, ale musiał się upewnić, że to, co się dzieje, nie jest tylko w jego głowie. Ostatnie, czego chciał, to oszaleć i to tego samego dnia, gdy się ożenił wbrew swojej woli!
Kiedy tylko zauważył, że zasnęła, zwolnił kroku, a także starał się nie hałasować. O ile można mówić o nie hałasowaniu, kiedy z każdym krokiem łamało się gałąź na ziemi czy inne rośliny, które miały nieszczęście stanąć na drodze jego łapom. W każdym razie, jako zawodowy leń, potrafił uszanować cudzy sen, dlatego też starał się udogodnić futrzastej jej odpoczynek. Szczególnie że słyszał, jak mówi przez senne mary, a w takowych sytuacjach podobno nie wolno budzić, bo może to przynosić pecha. Albo wkurzenie ze strony obudzonej.
“Cóż, w każdym razie, ona się wyśpi, a ja zaprowadzę nas dale... eee?!”
Niemal nie zrzucił Anastasji z siebie, tak gwałtownie się zatrzymał. A zatrzymał się… bo natknął się na swoje własne ślady. Tak bardzo zamyślił się nad istotą połączoną z nim węzłem małżeńskim, że najwyraźniej kręcił się w kółko.
“Co jak co, ale to niemożliwe! Aż tak głowy nie mogłem stracić…”
Rozejrzał się uważnie, po czym dotarło do niego, że pora dnia nie zmieniła się ani trochę, a przynajmniej tak mu podpowiadała intuicja. Biorąc pod uwagę to, że mógł po prostu się mylić, spróbował pójść naprzód inną drogą. Niestety, po kilkunastu minutach, znów byli w tym samym miejscu. Zmartwiony, potrząsnął zadkiem, próbując obudzić żonę.
- Ej, małżonko. Chyba mi odbija, ale czas i przestrzeń zdają się robić nam na złość. Małżonko? Anastasjo! - Podniósł głos, gdy ta nadal spała. Co jak co, ale musiał się upewnić, że to, co się dzieje, nie jest tylko w jego głowie. Ostatnie, czego chciał, to oszaleć i to tego samego dnia, gdy się ożenił wbrew swojej woli!
- Anastasja
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 23
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Szlachcic , Łowca
- Kontakt:
Anastasja słysząc swoje imię, zaczęła się wybudzać. Jednak zrobiła to tak jakby wciąż była w swej rezydencji i właśnie nastała poranna pora wstawania. Gdy otworzyła oczy jej uśmiech, kompletnie zniknął, a zastąpił go grymas niezadowolenia.
- Rety, mogłeś obudzić mnie na miejscu, bym przynajmniej przespała tę… wstrętną wędrówkę, a tak co? Znów muszę znosić twoją obecność! – Zeskoczyła mu z grzbietu, lądując nieszczęśliwie jedną nogą na własnym ogonie – AUUU! – zawyła z bólu, gorszego niż walnięcie małym palcem o kant komody, oczywiście po chwili wywróciła się, padając na trawę.
Dopiero po chwili rozejrzała się wokół i coś jej nie pasowało, wszystko wyglądało tak znajomo. W pierwszej chwili wstała rozwścieczona, myśląc, że ten gamoń łaził przez cały ten czas w kółko jak idiota.
Na szczęście smokołak zdążył zwrócić jej uwagę na niezmienioną porę dnia, nim ta znów wybuchła gniewem mocno skupionym na jego osobie. Teraz to zaczęła się bardziej zastanawiać. Przymknęła oczy i wyczuła obecność magii. Może nie umiała nią władać, ale wyczuwała jej obecność. Ponadto do jej kociego noska dochodził pewien obcy zapach.
Nieświadomie machała ogonem, delikatnie, nie za szybko jednak zdradzało to jej zdenerwowanie. Podeszła do swojego męża i szepnęła do niego.
- Chyba nie jesteśmy tutaj sami… W najlepszym wypadku jedna z twoich sióstr robi nam psikusa, ale to niezbyt możliwe, więc podsumowując, jesteśmy w tarapatach… - Wyciągnęła sztylet i rozejrzała się wokół, irytowała ją cisza i konieczność oczekiwania, w końcu więc nie wytrzymała. – POKAŻ SIĘ DUPKU! TCHÓRZU! STAŃ TU I WALCZ! – Nie było tu rodzinki, mogła sobie pokrzyczeć, a do obicia mordy aż się paliła, by wyrzucić z siebie całą tę złość, która, choć częściowo ulatywała, to wciąż się w niej gdzieś tam kotłowała.
Niespodziewanie coś zaszeleściło w krzakach, tygrysołaczka była gotowa do odparcia ataku. Wyskoczył jednak biały króliczek, taki słodki i puchaty. Dziewczyna kompletnie się tego nie spodziewała, ostrożnie przykucnęła i chciała pogłaskać stworzonko, jednak wtedy okazało się, że to wcale nie jest taka słodka i bezbronna istotka. Uroczy gryzoń omal nie odgryzł jej dłoni, gdy kłapnął tę swoją paszczą kryjącą uzębienie niczym u piranii. Dobrze, że Roselila w porę cofnęła dłoń. Po chwili odcięła straszydłu główkę w pierwszym odruchu prawdziwej łowczyni potworów.
- Co do…?
Z krzaków zaczęło wychodzić coraz więcej tych małych potworów odzianych w samą słodycz tworzącą niebywale mylące pozory. Zmiennokształtna wycofywała się powoli, aż dotknęła plecami Fonosa, wciąż będącego w smoczej formie. Tego dziadostwa było coraz więcej, a ten, którego zabiła, zachował się niczym hydra i wyrosła mu druga głowa.
- Fonos… Przydaj się na coś i spal to cholerstwo, nim nas obgryzie do kości…! - A skoro już o tym mowa, jeden stwór właśnie wskoczył Anastasji na nogę, a ta nabiła go na ostrze sztyletu i odrzuciła jak najdalej, tym razem nie powstał z martwych jak poprzedni, na całe szczęście. – Ogień powinien zadziałać, dawaj! Teraz!
- Rety, mogłeś obudzić mnie na miejscu, bym przynajmniej przespała tę… wstrętną wędrówkę, a tak co? Znów muszę znosić twoją obecność! – Zeskoczyła mu z grzbietu, lądując nieszczęśliwie jedną nogą na własnym ogonie – AUUU! – zawyła z bólu, gorszego niż walnięcie małym palcem o kant komody, oczywiście po chwili wywróciła się, padając na trawę.
Dopiero po chwili rozejrzała się wokół i coś jej nie pasowało, wszystko wyglądało tak znajomo. W pierwszej chwili wstała rozwścieczona, myśląc, że ten gamoń łaził przez cały ten czas w kółko jak idiota.
Na szczęście smokołak zdążył zwrócić jej uwagę na niezmienioną porę dnia, nim ta znów wybuchła gniewem mocno skupionym na jego osobie. Teraz to zaczęła się bardziej zastanawiać. Przymknęła oczy i wyczuła obecność magii. Może nie umiała nią władać, ale wyczuwała jej obecność. Ponadto do jej kociego noska dochodził pewien obcy zapach.
Nieświadomie machała ogonem, delikatnie, nie za szybko jednak zdradzało to jej zdenerwowanie. Podeszła do swojego męża i szepnęła do niego.
- Chyba nie jesteśmy tutaj sami… W najlepszym wypadku jedna z twoich sióstr robi nam psikusa, ale to niezbyt możliwe, więc podsumowując, jesteśmy w tarapatach… - Wyciągnęła sztylet i rozejrzała się wokół, irytowała ją cisza i konieczność oczekiwania, w końcu więc nie wytrzymała. – POKAŻ SIĘ DUPKU! TCHÓRZU! STAŃ TU I WALCZ! – Nie było tu rodzinki, mogła sobie pokrzyczeć, a do obicia mordy aż się paliła, by wyrzucić z siebie całą tę złość, która, choć częściowo ulatywała, to wciąż się w niej gdzieś tam kotłowała.
Niespodziewanie coś zaszeleściło w krzakach, tygrysołaczka była gotowa do odparcia ataku. Wyskoczył jednak biały króliczek, taki słodki i puchaty. Dziewczyna kompletnie się tego nie spodziewała, ostrożnie przykucnęła i chciała pogłaskać stworzonko, jednak wtedy okazało się, że to wcale nie jest taka słodka i bezbronna istotka. Uroczy gryzoń omal nie odgryzł jej dłoni, gdy kłapnął tę swoją paszczą kryjącą uzębienie niczym u piranii. Dobrze, że Roselila w porę cofnęła dłoń. Po chwili odcięła straszydłu główkę w pierwszym odruchu prawdziwej łowczyni potworów.
- Co do…?
Z krzaków zaczęło wychodzić coraz więcej tych małych potworów odzianych w samą słodycz tworzącą niebywale mylące pozory. Zmiennokształtna wycofywała się powoli, aż dotknęła plecami Fonosa, wciąż będącego w smoczej formie. Tego dziadostwa było coraz więcej, a ten, którego zabiła, zachował się niczym hydra i wyrosła mu druga głowa.
- Fonos… Przydaj się na coś i spal to cholerstwo, nim nas obgryzie do kości…! - A skoro już o tym mowa, jeden stwór właśnie wskoczył Anastasji na nogę, a ta nabiła go na ostrze sztyletu i odrzuciła jak najdalej, tym razem nie powstał z martwych jak poprzedni, na całe szczęście. – Ogień powinien zadziałać, dawaj! Teraz!
- Fonos
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 18
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje: Najemnik , Skrytobójca , Przemytnik
- Kontakt:
Fonos pozwolił, by jego świeżo obudzona, wciąż nabuzowana żądzą mordu małżonka, zajęła się sprawą. Nic więc dziwnego, że grzecznie stał w bezruchu, kiedy ona wpierw wyczuła, że mają obce towarzystwo, a także później, kiedy to pojawił się pierwszy królik z piekła rodem.
- Cóż, jestem pewien, że nikt z mojej rodziny nawet by nie pomyślał o tym, by wyhodować coś tak niebezpiecznego. Sam z chęcią kupiłbym takich z dziesięć, szczerze mówiąc - stwierdził, gdy pojawiła się cała chmara śmiercionośnych zwierzątek futerkowych.
- Dobra, dobra, nie poganiaj - rzekł krótko, gdy ta zaczęła nalegać, by spopielił licznie uzębiony problem obecny przed nimi. Ruchem łapy odsunął Anastasję za siebie, a następnie nabrał powietrza. Był już gotów, dlatego też… ziewnął z całych sił na zgraję zwierząt, które autentycznie stanęły jak wryte, nie mogąc pojąć, co tu się odwaliło.
- Ups… - Nie czekając, aż wściekła Anastasja wydłubie mu oczy za tak żałosny wyczyn, nabrał powietrza jeszcze raz i tym razem wydusił z siebie pokaźny potok ognia. Żar bez trudu zajął rośliny przed nimi, nie wspominając o łaskawie obdarzonych futrem wybrykach natury. Piskom i wrzaskom umierających w katuszach zwierzaków nie było końca, a ogień i dym zaczął szybko rozprzestrzeniać się po okolicy. Do tego stopnia, że usłyszeli w oddali cudzy głos.
- Khe, khe! W rzyć pchany ognisty jaszczur! - W międzyczasie trwania tych słów, iluzja dookoła nich opadła. Pora dnia w końcu się zgadzała z czasem, jaki upłynął, zaś ich otoczenie straciło ślady sugerujące, że krążyli w kółko. Oznaczało to, że ktokolwiek kaszlał od dymu, ten chciał ich celowo przerobić na karmę dla futrzastych potworów.
- Wsiadaj na mój grzbiet. Będziesz miała okazję kogoś wykastrować zamiast mnie. - Czekał, aż wsiądzie na niego, kiedy to rozległ się w powietrzu stukot kopyt. Osoba, która chciała ich zabić, najwyraźniej dosiadła swojego wierzchowca. - Szybciej kobieto, zaraz nam ucieknie! - Nie dał nawet Anastasji bezpiecznie - a tym bardziej wygodnie - się usadowić, bowiem ruszył znienacka w pościg. Nie był przy tym łagodny, tyłek jego żony bowiem mógł odczuć każdy jego ruch. Cóż, przynajmniej będzie miała siniaki na pamiątkę dnia swojego ślubu.
- Cóż, jestem pewien, że nikt z mojej rodziny nawet by nie pomyślał o tym, by wyhodować coś tak niebezpiecznego. Sam z chęcią kupiłbym takich z dziesięć, szczerze mówiąc - stwierdził, gdy pojawiła się cała chmara śmiercionośnych zwierzątek futerkowych.
- Dobra, dobra, nie poganiaj - rzekł krótko, gdy ta zaczęła nalegać, by spopielił licznie uzębiony problem obecny przed nimi. Ruchem łapy odsunął Anastasję za siebie, a następnie nabrał powietrza. Był już gotów, dlatego też… ziewnął z całych sił na zgraję zwierząt, które autentycznie stanęły jak wryte, nie mogąc pojąć, co tu się odwaliło.
- Ups… - Nie czekając, aż wściekła Anastasja wydłubie mu oczy za tak żałosny wyczyn, nabrał powietrza jeszcze raz i tym razem wydusił z siebie pokaźny potok ognia. Żar bez trudu zajął rośliny przed nimi, nie wspominając o łaskawie obdarzonych futrem wybrykach natury. Piskom i wrzaskom umierających w katuszach zwierzaków nie było końca, a ogień i dym zaczął szybko rozprzestrzeniać się po okolicy. Do tego stopnia, że usłyszeli w oddali cudzy głos.
- Khe, khe! W rzyć pchany ognisty jaszczur! - W międzyczasie trwania tych słów, iluzja dookoła nich opadła. Pora dnia w końcu się zgadzała z czasem, jaki upłynął, zaś ich otoczenie straciło ślady sugerujące, że krążyli w kółko. Oznaczało to, że ktokolwiek kaszlał od dymu, ten chciał ich celowo przerobić na karmę dla futrzastych potworów.
- Wsiadaj na mój grzbiet. Będziesz miała okazję kogoś wykastrować zamiast mnie. - Czekał, aż wsiądzie na niego, kiedy to rozległ się w powietrzu stukot kopyt. Osoba, która chciała ich zabić, najwyraźniej dosiadła swojego wierzchowca. - Szybciej kobieto, zaraz nam ucieknie! - Nie dał nawet Anastasji bezpiecznie - a tym bardziej wygodnie - się usadowić, bowiem ruszył znienacka w pościg. Nie był przy tym łagodny, tyłek jego żony bowiem mógł odczuć każdy jego ruch. Cóż, przynajmniej będzie miała siniaki na pamiątkę dnia swojego ślubu.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości