Stary Dwór ⇒ Spotkanie z piekła rodem
- Tean
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Diabeł
- Profesje: Inna , Włóczęga
- Kontakt:
Spotkanie z piekła rodem
Mroczne Doliny, Stary Dwór i noc, nikt nie zapuściłby się w takie miejsce o takiej porze. W końcu to ta część Alaranii, w której, gdy zajdzie słońce, dzieją się naprawdę straszne i niewytłumaczalne rzeczy. Wielu już stąd nie powróciło, przez co powstało wiele strasznych opowieści, skutecznie odstraszających ciekawskich. Idealne miejsce dla diabła samotnika.
Cały dwór dla niego, tyle przestrzeni, wolności, mógł robić, co chciał… Niestety, w tym momencie kompletnie nie wiedział, na co ma ochotę. Tean chodził bez celu po korytarzach, machając ogonem raz w lewo raz w prawo. Całkowicie pogrążył się w myślach.
- Co by tu zrobić, co by tu zrobić…hmm…
Poszedł do komnaty pełnej różnych części i planów stworzenia skrzydeł umożliwiających latanie bez użycia magii. Piekielny spojrzał na plany, przeczytał wszystko na spokojnie i z uśmiechem. Po czym zgniótł kartkę i rzucił na podłogę.
- TO BEZ SENSU! NIE WYJDZIE! GRR! NIE MAM CO ROBIĆ! – Tak zawzięcie kopnął krzesło, iż poślizgnął się na którymś z gwoździ i wywrócił się, kończąc z parą kilku nowych siniaków.
Znudzony, zirytowany i zmęczony, nie spał bowiem od wczoraj, nie wiedząc, co robić, stworzył sobie z pomocą magii kuleczkę dość lekką z niezbyt trwałego surowca i wrzucił ją idealnie do kubła na zbędne papiery i szkice.
- Hmm… - Wpadł mu do głowy jakiś pomysł, więc wywalił wszystko z przepełnionego pojemnika i przyjrzał mu się dokładnie.
Podbiegł z nim do swojego biurka i sięgnął po nóż, którym pozbawił owo wiaderko dna. Następnie przymocował do ściany z pomocą gwoździ. Oczywiście najpierw musiał jakieś znaleźć, jak ich nie trzeba było, to dosłownie wszędzie się walały, nawet przez jeden wyrżnął orła. To się nazywa złośliwość rzeczy martwych…
Teraz rzucał sobie z odległości do celu ową kuleczką, spodobało mu się, ale bieganie co chwilę za nią, ponieważ ta uciekała gdzieś po każdym trafieniu czy też nie, go zniechęciło. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, poszedł więc do komnaty nieco dalej. Tam znajdowało się urocze łóżko. Diabeł wlazł nań i zasnął, niemalże natychmiast, chrapiąc piekielnie głośno.
Cóż się dziwić, cały dzień coś tworzył i zapisywał odnośnie do swojego życiowego projektu oraz tych mniejszych. Ogarnięty szałem pracy i tworzenia zapomniał o czymś bardzo ważnym, przez długo nie pospał. Był przeraźliwie głodny.
Poziewując, Teaniusz wyszedł z dworku i rozejrzał się po okolicy. Wypatrzył jakieś brązowe futro w krzakach nieopodal, trochę poczarował i zwierzak, czy też kolacja, już nie będzie miała ochoty go zaatakować. Piekielny spodziewał się jelenia, a tu misiek. No, ale nie będzie wybrzydzał, zawsze to coś.
Tak więc po całkiem smacznym posiłku diabeł miał zamiar wrócić do swojej drzemki. Nawet powoli zaczynał śnić. Jednakże usłyszał na zewnątrz jakiś hałas.
- Ugh… zabiję to, czymkolwiek jest, za zakłócanie mi snu… A miałem taki piękny sen o władzy nad światem i byciu istnym tyranem. Ah, to tak pięknie się zapowiadało…
Marudził, gadając do siebie tym razem w swojej głowie. Przy okazji szukał wzrokiem źródła wcześniejszego hałasu.
- WYŁAŹ! – krzyknął. – Mhm… na pewno wyjdzie… jestem diabłem do diabła! Pewnie jak mnie to coś zobaczyło, od razu czmychnęło… – skarcił się w myślach.
Cały dwór dla niego, tyle przestrzeni, wolności, mógł robić, co chciał… Niestety, w tym momencie kompletnie nie wiedział, na co ma ochotę. Tean chodził bez celu po korytarzach, machając ogonem raz w lewo raz w prawo. Całkowicie pogrążył się w myślach.
- Co by tu zrobić, co by tu zrobić…hmm…
Poszedł do komnaty pełnej różnych części i planów stworzenia skrzydeł umożliwiających latanie bez użycia magii. Piekielny spojrzał na plany, przeczytał wszystko na spokojnie i z uśmiechem. Po czym zgniótł kartkę i rzucił na podłogę.
- TO BEZ SENSU! NIE WYJDZIE! GRR! NIE MAM CO ROBIĆ! – Tak zawzięcie kopnął krzesło, iż poślizgnął się na którymś z gwoździ i wywrócił się, kończąc z parą kilku nowych siniaków.
Znudzony, zirytowany i zmęczony, nie spał bowiem od wczoraj, nie wiedząc, co robić, stworzył sobie z pomocą magii kuleczkę dość lekką z niezbyt trwałego surowca i wrzucił ją idealnie do kubła na zbędne papiery i szkice.
- Hmm… - Wpadł mu do głowy jakiś pomysł, więc wywalił wszystko z przepełnionego pojemnika i przyjrzał mu się dokładnie.
Podbiegł z nim do swojego biurka i sięgnął po nóż, którym pozbawił owo wiaderko dna. Następnie przymocował do ściany z pomocą gwoździ. Oczywiście najpierw musiał jakieś znaleźć, jak ich nie trzeba było, to dosłownie wszędzie się walały, nawet przez jeden wyrżnął orła. To się nazywa złośliwość rzeczy martwych…
Teraz rzucał sobie z odległości do celu ową kuleczką, spodobało mu się, ale bieganie co chwilę za nią, ponieważ ta uciekała gdzieś po każdym trafieniu czy też nie, go zniechęciło. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, poszedł więc do komnaty nieco dalej. Tam znajdowało się urocze łóżko. Diabeł wlazł nań i zasnął, niemalże natychmiast, chrapiąc piekielnie głośno.
Cóż się dziwić, cały dzień coś tworzył i zapisywał odnośnie do swojego życiowego projektu oraz tych mniejszych. Ogarnięty szałem pracy i tworzenia zapomniał o czymś bardzo ważnym, przez długo nie pospał. Był przeraźliwie głodny.
Poziewując, Teaniusz wyszedł z dworku i rozejrzał się po okolicy. Wypatrzył jakieś brązowe futro w krzakach nieopodal, trochę poczarował i zwierzak, czy też kolacja, już nie będzie miała ochoty go zaatakować. Piekielny spodziewał się jelenia, a tu misiek. No, ale nie będzie wybrzydzał, zawsze to coś.
Tak więc po całkiem smacznym posiłku diabeł miał zamiar wrócić do swojej drzemki. Nawet powoli zaczynał śnić. Jednakże usłyszał na zewnątrz jakiś hałas.
- Ugh… zabiję to, czymkolwiek jest, za zakłócanie mi snu… A miałem taki piękny sen o władzy nad światem i byciu istnym tyranem. Ah, to tak pięknie się zapowiadało…
Marudził, gadając do siebie tym razem w swojej głowie. Przy okazji szukał wzrokiem źródła wcześniejszego hałasu.
- WYŁAŹ! – krzyknął. – Mhm… na pewno wyjdzie… jestem diabłem do diabła! Pewnie jak mnie to coś zobaczyło, od razu czmychnęło… – skarcił się w myślach.
- Camelia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 76
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wędrowiec , Mag
- Kontakt:
Camelia leciała w formie kolibra, szybko machając swoimi małymi skrzydłami, byleby znaleźć się gdzieś na odludziu. Co prawda, nie gardziła towarzystwem innych osób. Wszakże uwielbiała przebywać z ludźmi. Aczkolwiek teraz, kiedy jej siły są na wyczerpaniu, wolałaby darować sobie ponowne ucieczki przed rozwścieczonymi tubylcami z pochodniami i takimi ostrymi oraz zbyt wielkimi widelcami. Chciała odpocząć.
Jak na złość, Slania podążała za nią. Demonica może i jej nie widziała, ale cały czas czuła obecność stworzonka. W takim razie wiewiórka musiała być w jakiś sposób magiczna. Albo potrafiła się teleportować, cokolwiek. Camelia nie rozmyślała nad tym za długo, gdyż wreszcie dostrzegła coś, co ją zaintrygowało. Mroczne i interesujące miejsce, dwór. Nigdy wcześniej tutaj nie była, na Mroczne Doliny przywiozły ją tylko wspomnienia. Ten wilkołak, to w tych okolicach go widziała ostatnio! Oraz uczeń czarnoksiężnika, który dzielił z nią dawniej celę więzienną. Pamiętała te dni doskonale. Rytuał. Ból. Krzyk. Pęknięte serce.
Tak bardzo się rozkojarzyła, że aż poczuła wszystkie te emocje, jakie dawniej nią szargały. Nienawiść, pragnienie zemsty, śmierć, smutek, śmierć, śmierć, zabić! Całe szczęście była w formie kolibra. W tym wypadku jej wstęgi nie mogły nic zrobić. Momenty, w których zamieniała się w coś innego, należały do tych niezwykle rzadkich chwil, kiedy mogła sobie pozwolić naprawdę czuć to, co czuje. Nie musiała udawać.
Zleciała niżej. Już kilka metrów nad ziemią uderzyło w nią uczucie ciężkości i wręcz czarna atmosfera, jaka tutaj panowała. Kiedy znalazła się wystarczająco blisko podłoża, wróciła do swojej ludzkiej postaci. Wstęgi oplotły całe jej ciało, zacisnęły się mocno, dając jej kolejną przestrogę przed uczuciami. Momentalnie na twarzy Camelii pojawił się beztroski uśmiech, jakby w pełni nie przejmowała się niczym. Taka być musiała. Ale na razie nie przeszkadzało to maie aż tak. Strach pomyśleć, co będzie, jeśli spotka tego kogoś, kogo pragnie zabić z głębi zranionego serca.
Wślizgnęła się do dworu. Wiewiórka zbiegła z ramienia demonicy (jak ona się tam wcześniej znalazła?), by następnie z cichutkim stukaniem małych łapek popędzić przed siebie i zwiedzić nowe miejsce.
- Slania, zostaniemy tu na trochę, złociuchna – rzekła Camelia, a echo murów podkreśliło jej dźwięczną barwę głosu. Była naturianka ostrożnie weszła głębiej, poszukując zagrożenia czy czegokolwiek, co mogłoby jej przeszkodzić w odpoczynku.
Kilka minut później, ciągle zachowując się jak cicha myszka, Camie dotarła pod ostatnie drzwi, jakich jeszcze nie widziała. Póki co zdawało się bezpiecznie. Powoli zajrzała przez uchylone drzwi i to, co tam spostrzegła, omal nie wymusiło głośnego „cholera!” z jej ust. Czyli jednak nie jest tutaj sama. Szaty człowieka skutecznie zasłaniały wszystko (Camelia bowiem uznała, że „to czerwone coś” to kawałek materiału), przez co ciężko było stwierdzić, kim jest ów persona. Demonica już zaczęła się powoli wycofywać, kiedy nagle paskudny hałas rozbrzmiał w całym korytarzu. A co to było? Chodzący garnek? Tak! Zaraz, co?
Slania ewidentnie wykorzystała okazję, zawędrowała gdzieś do kuchni, aby schować się pod jednym z naczyń, zabrać go ze sobą i stukać o każdą napotkaną na swej drodze ścianę. Camelia złapała garnek, podniosła go, a tam ujrzała jakże zadowoloną z siebie towarzyszkę, która pisnęła i wdrapała się z powrotem na ramię maie. Demonica westchnęła, a potem podskoczyła, kiedy usłyszała rozkaz. „Szlag, obudziło się..., pomyślała, przyciskając swoje plecy jak najbliżej ściany obok drzwi, byleby ukryć się przed nieznajomą jej osobą. Bezmyślnie zakryła twarz trzymanym naczyniem, jakby to miało jakoś pomóc. Nabrała powietrza. „I tak zaraz tutaj pójdzie... Zobaczy mnie”, mówiła sobie. Z ciągle zasłoniętą twarzą powoli znalazła się na progu drzwi, ukazując się nieznajomemu. Odsunęła garnek na tyle, że mogła spokojnie spojrzeć na człowieka przed nią. Teraz zrozumiała, że ta czerwień to skóra! Zafascynowany wzrok demonicy spenetrował diabła doszczętnie. Camelia odsunęła nieco garnek od twarzy i nieśmiały wzrokiem spoglądała na mężczyznę, zakrywając usta. Szybko odwróciła wzrok, jak niczemu niewinna istotka, oczekująca kary. Ponownie spojrzała nań spode łba, gdyż wiecznie nie może milczeć.
- Może zupki? - zapytała, a w jednej chwili jej oczy powędrowały w kierunku Slanii. - Z wiewiórki – uzupełniła.
Jak na złość, Slania podążała za nią. Demonica może i jej nie widziała, ale cały czas czuła obecność stworzonka. W takim razie wiewiórka musiała być w jakiś sposób magiczna. Albo potrafiła się teleportować, cokolwiek. Camelia nie rozmyślała nad tym za długo, gdyż wreszcie dostrzegła coś, co ją zaintrygowało. Mroczne i interesujące miejsce, dwór. Nigdy wcześniej tutaj nie była, na Mroczne Doliny przywiozły ją tylko wspomnienia. Ten wilkołak, to w tych okolicach go widziała ostatnio! Oraz uczeń czarnoksiężnika, który dzielił z nią dawniej celę więzienną. Pamiętała te dni doskonale. Rytuał. Ból. Krzyk. Pęknięte serce.
Tak bardzo się rozkojarzyła, że aż poczuła wszystkie te emocje, jakie dawniej nią szargały. Nienawiść, pragnienie zemsty, śmierć, smutek, śmierć, śmierć, zabić! Całe szczęście była w formie kolibra. W tym wypadku jej wstęgi nie mogły nic zrobić. Momenty, w których zamieniała się w coś innego, należały do tych niezwykle rzadkich chwil, kiedy mogła sobie pozwolić naprawdę czuć to, co czuje. Nie musiała udawać.
Zleciała niżej. Już kilka metrów nad ziemią uderzyło w nią uczucie ciężkości i wręcz czarna atmosfera, jaka tutaj panowała. Kiedy znalazła się wystarczająco blisko podłoża, wróciła do swojej ludzkiej postaci. Wstęgi oplotły całe jej ciało, zacisnęły się mocno, dając jej kolejną przestrogę przed uczuciami. Momentalnie na twarzy Camelii pojawił się beztroski uśmiech, jakby w pełni nie przejmowała się niczym. Taka być musiała. Ale na razie nie przeszkadzało to maie aż tak. Strach pomyśleć, co będzie, jeśli spotka tego kogoś, kogo pragnie zabić z głębi zranionego serca.
Wślizgnęła się do dworu. Wiewiórka zbiegła z ramienia demonicy (jak ona się tam wcześniej znalazła?), by następnie z cichutkim stukaniem małych łapek popędzić przed siebie i zwiedzić nowe miejsce.
- Slania, zostaniemy tu na trochę, złociuchna – rzekła Camelia, a echo murów podkreśliło jej dźwięczną barwę głosu. Była naturianka ostrożnie weszła głębiej, poszukując zagrożenia czy czegokolwiek, co mogłoby jej przeszkodzić w odpoczynku.
Kilka minut później, ciągle zachowując się jak cicha myszka, Camie dotarła pod ostatnie drzwi, jakich jeszcze nie widziała. Póki co zdawało się bezpiecznie. Powoli zajrzała przez uchylone drzwi i to, co tam spostrzegła, omal nie wymusiło głośnego „cholera!” z jej ust. Czyli jednak nie jest tutaj sama. Szaty człowieka skutecznie zasłaniały wszystko (Camelia bowiem uznała, że „to czerwone coś” to kawałek materiału), przez co ciężko było stwierdzić, kim jest ów persona. Demonica już zaczęła się powoli wycofywać, kiedy nagle paskudny hałas rozbrzmiał w całym korytarzu. A co to było? Chodzący garnek? Tak! Zaraz, co?
Slania ewidentnie wykorzystała okazję, zawędrowała gdzieś do kuchni, aby schować się pod jednym z naczyń, zabrać go ze sobą i stukać o każdą napotkaną na swej drodze ścianę. Camelia złapała garnek, podniosła go, a tam ujrzała jakże zadowoloną z siebie towarzyszkę, która pisnęła i wdrapała się z powrotem na ramię maie. Demonica westchnęła, a potem podskoczyła, kiedy usłyszała rozkaz. „Szlag, obudziło się..., pomyślała, przyciskając swoje plecy jak najbliżej ściany obok drzwi, byleby ukryć się przed nieznajomą jej osobą. Bezmyślnie zakryła twarz trzymanym naczyniem, jakby to miało jakoś pomóc. Nabrała powietrza. „I tak zaraz tutaj pójdzie... Zobaczy mnie”, mówiła sobie. Z ciągle zasłoniętą twarzą powoli znalazła się na progu drzwi, ukazując się nieznajomemu. Odsunęła garnek na tyle, że mogła spokojnie spojrzeć na człowieka przed nią. Teraz zrozumiała, że ta czerwień to skóra! Zafascynowany wzrok demonicy spenetrował diabła doszczętnie. Camelia odsunęła nieco garnek od twarzy i nieśmiały wzrokiem spoglądała na mężczyznę, zakrywając usta. Szybko odwróciła wzrok, jak niczemu niewinna istotka, oczekująca kary. Ponownie spojrzała nań spode łba, gdyż wiecznie nie może milczeć.
- Może zupki? - zapytała, a w jednej chwili jej oczy powędrowały w kierunku Slanii. - Z wiewiórki – uzupełniła.
- Tean
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Diabeł
- Profesje: Inna , Włóczęga
- Kontakt:
Tean rozglądał się i był w gotowości do ataku magicznego. Miał ochotę dać temu komuś solidną nauczkę. Budzić zmęczonego diabła, niedoczekanie! Nagle poczuł coś dziwnego, zupełnie jakby był obserwowany. Wrócił do środka, a tam znowu jakiś hałas, tym razem w kuchni. Albo tłukła się tam jakaś niekoniecznie żywa kucharka, albo ukrywał się tam nieproszony gość. Piekielny ruszył tam, idąc jak najciszej, by ofiara mu nie uciekła.
Po jego zawołaniu wszystko ucichło.
- Cholera… spłoszyłem to – pomyślał zdenerwowany, ale po chwili przyszło mu do głowy, iż to coś lub ktoś wystraszone postanowiło udawać, że zniknęło.
Już miał przekroczyć próg pomieszczenia, będącego źródłem hałasu, gdy pojawiła się przed nim… piękna kobieta. Diabeł zaniemówił. Przez moment wyglądał dość głupawo z tymi rozdziawionymi ustami. Na szczęście w miarę szybko się opamiętał. Zresztą, musiał przeanalizować to, co przemieniona do niego powiedziała.
- Ah… a więc ta mała bestia zakłócała mój sen? A co ona tu robiła? Może przyszła za jakąś czarnowłosą pięknością? – po zadaniu pytania miał ochotę walnąć się w ten głupi łeb, miał wrażenie, iż zachowuje się niczym jakaś męska pokusa, ale nie potrafił jakoś inaczej, czuł, że nie dałby rady skrzywdzić dziewczyny. – Może powinienem cię jakoś ukarać?
- Cholera! To nie tak miało tak dwuznacznie brzmieć! – krzyknął sam na siebie w swojej głowie.
Teaniusz złapał kosmyk włosów opadający mu na oczy i schował za rogami. Nerwowo machał ogonem, starając się myśleć racjonalnie, a nie niczym prymitywny mężczyzna, widzący przedstawicielkę płci pięknej.
- Gadaj, co tu robisz?! – Chwycił demoniczną maie za ramię, dość mocno za nie ściskając, ale jego wzrok powędrował na biust demonicy. – Swoją drogą… fajne arbuzy… Chociaż, nie. Hmm… Jabłuszka.
Nie potrafił się kontrolować, powinien ją już dawno zabić, a co najmniej zranić, ale chyba zaczął myśleć tym „mózgiem” nieco niżej.
Gdy tylko dobrał się do odczytywania jej aury, nieco się zdziwił. Demon. No cóż, przynajmniej nikt z niebian, nie umiałby walczyć z anielicą. Zastanawiał się tylko nad pewną sprawą. Upiorem to ona raczej nie była, na Kaer Nathaerinkę nie wyglądała, no a Nemorianka… Czarne włosy są, ale przecież oni mają zielone oczy, a nie niebieskie.
- Czym ty jesteś? Nie wyglądasz na typowego przedstawiciela demonów – spytał wprost.
Po jego zawołaniu wszystko ucichło.
- Cholera… spłoszyłem to – pomyślał zdenerwowany, ale po chwili przyszło mu do głowy, iż to coś lub ktoś wystraszone postanowiło udawać, że zniknęło.
Już miał przekroczyć próg pomieszczenia, będącego źródłem hałasu, gdy pojawiła się przed nim… piękna kobieta. Diabeł zaniemówił. Przez moment wyglądał dość głupawo z tymi rozdziawionymi ustami. Na szczęście w miarę szybko się opamiętał. Zresztą, musiał przeanalizować to, co przemieniona do niego powiedziała.
- Ah… a więc ta mała bestia zakłócała mój sen? A co ona tu robiła? Może przyszła za jakąś czarnowłosą pięknością? – po zadaniu pytania miał ochotę walnąć się w ten głupi łeb, miał wrażenie, iż zachowuje się niczym jakaś męska pokusa, ale nie potrafił jakoś inaczej, czuł, że nie dałby rady skrzywdzić dziewczyny. – Może powinienem cię jakoś ukarać?
- Cholera! To nie tak miało tak dwuznacznie brzmieć! – krzyknął sam na siebie w swojej głowie.
Teaniusz złapał kosmyk włosów opadający mu na oczy i schował za rogami. Nerwowo machał ogonem, starając się myśleć racjonalnie, a nie niczym prymitywny mężczyzna, widzący przedstawicielkę płci pięknej.
- Gadaj, co tu robisz?! – Chwycił demoniczną maie za ramię, dość mocno za nie ściskając, ale jego wzrok powędrował na biust demonicy. – Swoją drogą… fajne arbuzy… Chociaż, nie. Hmm… Jabłuszka.
Nie potrafił się kontrolować, powinien ją już dawno zabić, a co najmniej zranić, ale chyba zaczął myśleć tym „mózgiem” nieco niżej.
Gdy tylko dobrał się do odczytywania jej aury, nieco się zdziwił. Demon. No cóż, przynajmniej nikt z niebian, nie umiałby walczyć z anielicą. Zastanawiał się tylko nad pewną sprawą. Upiorem to ona raczej nie była, na Kaer Nathaerinkę nie wyglądała, no a Nemorianka… Czarne włosy są, ale przecież oni mają zielone oczy, a nie niebieskie.
- Czym ty jesteś? Nie wyglądasz na typowego przedstawiciela demonów – spytał wprost.
- Camelia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 76
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wędrowiec , Mag
- Kontakt:
Camelia w osłupieniu i lekkim zdziwieniu czekała na reakcję mężczyzny. Wówczas kiedy on ślinił się na jej widok i otwierał gębę, jakby zobaczył napis „darmowy rum dla wszystkich”, ona zlustrowała go wzrokiem. Pierwszy raz widziała człowieka o czerwonej skórze. Na dodatek... „To to ma rogi!”, mówiła w głowie. A jej dziwom nie było końca. Prychnęła, powstrzymując śmiech, kiedy usłyszała odpowiedź diabła. Sam fakt, że nadal przykładała garnek do ust, sprawił, że można było usłyszeć dość dziwne echo, jakby ktoś wrzucił kamień do studni.
- Karać? Mnie? Ale ja grzeczna – powiedziała, kiedy już się uspokoiła i powróciła do nieśmiałego spoglądania zza garnka. Slania pisnęła cicho, zbiegając z ramienia demonicy. Wiewiórka podbiegła do czerwonoskórego, po czym noskiem delikatnie szturchnęła jego kostkę.
- Pozwalam ją zjeść. - Gdy tylko słowa Cam wypłynęły z jej ust, wystraszona Slania najeżyła się jak kot na psa, by następnie odbiegnąć od diabła i schować się we włosach swojej troskliwej właścicielki. Maie uśmiechnęła się triumfalnie pod nosem, czego oczywiście nie można było ujrzeć.
Demonica śledziła wzrokiem każdy ruch piekielnego. To, jak założył kosmyk za rogi oraz jak nerwowo machał ogonkiem. Podążała wzrokiem za każdym ruchem tej kończyny, jakby była zahipnotyzowana. Dodatkowo jedna z jej wstęg małpowała tę czynność, co wyglądało dość komicznie z perspektywy osoby trzeciej.
Pisnęła zaskoczona, kiedy diabeł chwycił ją za ramię i groźnym tonem zapytał, co tutaj robi. Naczynie, które dotychczas demonica używała jako maski, upadło z brzękiem na ziemię, niosąc swe echo po niemal całym dworze. Camelia jednak spoważniała momentalnie, mierząc go nieugiętym spojrzeniem.
- Zapewne to, co ty. Poszukuję ukrycia – odparła oschle, wyrywając ramię z jego uścisku i zakładając ręce na „jabłuszka”. - Co masz do moich cycków? - Urażona tą kąśliwą uwagą odwróciła się i tupnęła nogą, odchodząc kawałek dalej od diabła. Obróciła się z powrotem i wydęła wargi w obrażonym grymasie.
- Panie czerwonku, a powiesz mi, waćpanie, kim tak właściwie jesteś? - zapytała, choć w jej wypowiedzi przeplatały się drobne nutki sarkazmu.
Slania wreszcie wylazła z ukrycia, biegając wokół mebli i wąchając wszystko, co się tylko dało. Może uznała to miejsce za nowy domek? Możliwe, głupsze to to od buta, nie obrażając oczywiście obuwia. Camelia jednak wzdrygnęła się ponownie, kiedy kolejne pytanie padło z ust diabła.
- Nie jestem demonem! - I to zapewne wprowadziło piekielnego w stan osłupienia, skoro odczytał jej aurę jako czysto demoniczną. - Naturianka, maie! To te rytuały sprawiły, że ludzie postrzegają mnie jako demona, ale ja nim nie jestem! - Ponownie tupnęła nogą, a jej twarz wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać. Faceci są paskudni, stwierdziła. Już drugi wytknął jej rasę w tak nieczuły sposób. Stała tak kilka kroków przed diabłem obrażona jak dziecko, któremu ktoś zabrał zabawkę.
- Karać? Mnie? Ale ja grzeczna – powiedziała, kiedy już się uspokoiła i powróciła do nieśmiałego spoglądania zza garnka. Slania pisnęła cicho, zbiegając z ramienia demonicy. Wiewiórka podbiegła do czerwonoskórego, po czym noskiem delikatnie szturchnęła jego kostkę.
- Pozwalam ją zjeść. - Gdy tylko słowa Cam wypłynęły z jej ust, wystraszona Slania najeżyła się jak kot na psa, by następnie odbiegnąć od diabła i schować się we włosach swojej troskliwej właścicielki. Maie uśmiechnęła się triumfalnie pod nosem, czego oczywiście nie można było ujrzeć.
Demonica śledziła wzrokiem każdy ruch piekielnego. To, jak założył kosmyk za rogi oraz jak nerwowo machał ogonkiem. Podążała wzrokiem za każdym ruchem tej kończyny, jakby była zahipnotyzowana. Dodatkowo jedna z jej wstęg małpowała tę czynność, co wyglądało dość komicznie z perspektywy osoby trzeciej.
Pisnęła zaskoczona, kiedy diabeł chwycił ją za ramię i groźnym tonem zapytał, co tutaj robi. Naczynie, które dotychczas demonica używała jako maski, upadło z brzękiem na ziemię, niosąc swe echo po niemal całym dworze. Camelia jednak spoważniała momentalnie, mierząc go nieugiętym spojrzeniem.
- Zapewne to, co ty. Poszukuję ukrycia – odparła oschle, wyrywając ramię z jego uścisku i zakładając ręce na „jabłuszka”. - Co masz do moich cycków? - Urażona tą kąśliwą uwagą odwróciła się i tupnęła nogą, odchodząc kawałek dalej od diabła. Obróciła się z powrotem i wydęła wargi w obrażonym grymasie.
- Panie czerwonku, a powiesz mi, waćpanie, kim tak właściwie jesteś? - zapytała, choć w jej wypowiedzi przeplatały się drobne nutki sarkazmu.
Slania wreszcie wylazła z ukrycia, biegając wokół mebli i wąchając wszystko, co się tylko dało. Może uznała to miejsce za nowy domek? Możliwe, głupsze to to od buta, nie obrażając oczywiście obuwia. Camelia jednak wzdrygnęła się ponownie, kiedy kolejne pytanie padło z ust diabła.
- Nie jestem demonem! - I to zapewne wprowadziło piekielnego w stan osłupienia, skoro odczytał jej aurę jako czysto demoniczną. - Naturianka, maie! To te rytuały sprawiły, że ludzie postrzegają mnie jako demona, ale ja nim nie jestem! - Ponownie tupnęła nogą, a jej twarz wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać. Faceci są paskudni, stwierdziła. Już drugi wytknął jej rasę w tak nieczuły sposób. Stała tak kilka kroków przed diabłem obrażona jak dziecko, któremu ktoś zabrał zabawkę.
- Tean
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Diabeł
- Profesje: Inna , Włóczęga
- Kontakt:
- Grzeczna? – prychnął z irytacją. – Gdyby tak było, pewnie smacznie bym sobie spał! Diabły też muszą spać, nie jestem do licha jakimś duchem, ja żyję i mam typowe dla żywych potrzeby!
Na dodatek jeszcze ten mały nieco dziwny gryzoń swoim mokrym nosem zawracał głowę Teanowi. Piekielny już miał brać zamach, by wykopać stworzenie na księżyc, a przynajmniej pod sufit, bo był bliżej, gdy ponownie odezwała się Camelia. Widać wiewióra musiała ją zrozumieć, bo zwiała do demonicy. Czerwonoskóry westchnął rozczarowany. Nie umknął mu fakt naśladowania przez jedną ze wstęg ruchów jego ogona.
- Możesz… przestać? – powiedział zirytowany, nie przepadał za tą częścią ciała, a takie jej wyśmiewanie sprawiało, iż czuł się nieco upokorzony. Gdyby to był jakiś facet, już by dostał w gębę, a tak… Piekielny nie umiał się zmusić do przywalenia kobiecie.
Słysząc jej nagły pisk po złapaniu za ramię, uśmiechnął się złowrogo zadowolony z siebie, aczkolwiek zmniejszył siłę uścisku.
- Ja tu mieszkam, słodziutka. – Posłał jej iście diabolicznego całusa, w myślach zaśmiał się, widząc urażenie dziewczyny przez jego wcześniejsze słowa nawiązujące do jej piersi. – No wiesz… Małe jest piękne. Powiem, ale ty mi tez będziesz musiała powiedzieć. Jestem Teaniusz, jestem diabłem oraz początkującym wynalazcą i robię co mi się żywnie podoba – powiedział dumnie.
Następnie skrzywił się, widząc rozbiegane stworzonko, najchętniej by je rozdeptał za te hałasy albo sprawił, by umierało w męczarniach. Zrobiłby jakąś małą maszynę tortur dla gryzoni, bo czemu nie? Zło nie jedno ma imię!
- Nie jesteś? – zdziwił się diabeł. Zaczął już nawet myśleć, czy by nie podszkolić umiejętności czytania aur, gdy czarnowłosa zabrała się do wyjaśnienia. – Maie…? Naturianka… cóż, mogłem się domyślić, naturianki są zazwyczaj bardzo intrygujące. – Uśmiechnął się do niej dwuznacznie.
Jednakże, gdy zobaczył, iż Camelia jest bliska płaczu, nie mógł się powstrzymać, chociaż nie rozumiał, dlaczego. Podszedł do niej i ją przytulił. Chyba pierwszy raz kogoś przytulił… To było dziwne doświadczenie. Kompletnie niepasujące do diabła, czuł się głupio jak jakiś anielski mięczak.
- To ten… nie wiem… No, tak to przypadkiem wyszło, no… Nie sądziłem, że tak zareagujesz…
Teaniusz chciał w ten sposób przeprosić, ale nigdy tego nie robił, więc wyszło z tego coś takiego. Miał nadzieję, iż maie zrozumie jego niezbyt jasny przekaz.
- Przed czym się niby ukrywasz? – postanowił zmienić temat. – Zawsze mógłbym tego kogoś dopaść, przydałby się ktoś do przetestowania moich maszyn do tortur. – Zaśmiał się diabolicznie.
Na dodatek jeszcze ten mały nieco dziwny gryzoń swoim mokrym nosem zawracał głowę Teanowi. Piekielny już miał brać zamach, by wykopać stworzenie na księżyc, a przynajmniej pod sufit, bo był bliżej, gdy ponownie odezwała się Camelia. Widać wiewióra musiała ją zrozumieć, bo zwiała do demonicy. Czerwonoskóry westchnął rozczarowany. Nie umknął mu fakt naśladowania przez jedną ze wstęg ruchów jego ogona.
- Możesz… przestać? – powiedział zirytowany, nie przepadał za tą częścią ciała, a takie jej wyśmiewanie sprawiało, iż czuł się nieco upokorzony. Gdyby to był jakiś facet, już by dostał w gębę, a tak… Piekielny nie umiał się zmusić do przywalenia kobiecie.
Słysząc jej nagły pisk po złapaniu za ramię, uśmiechnął się złowrogo zadowolony z siebie, aczkolwiek zmniejszył siłę uścisku.
- Ja tu mieszkam, słodziutka. – Posłał jej iście diabolicznego całusa, w myślach zaśmiał się, widząc urażenie dziewczyny przez jego wcześniejsze słowa nawiązujące do jej piersi. – No wiesz… Małe jest piękne. Powiem, ale ty mi tez będziesz musiała powiedzieć. Jestem Teaniusz, jestem diabłem oraz początkującym wynalazcą i robię co mi się żywnie podoba – powiedział dumnie.
Następnie skrzywił się, widząc rozbiegane stworzonko, najchętniej by je rozdeptał za te hałasy albo sprawił, by umierało w męczarniach. Zrobiłby jakąś małą maszynę tortur dla gryzoni, bo czemu nie? Zło nie jedno ma imię!
- Nie jesteś? – zdziwił się diabeł. Zaczął już nawet myśleć, czy by nie podszkolić umiejętności czytania aur, gdy czarnowłosa zabrała się do wyjaśnienia. – Maie…? Naturianka… cóż, mogłem się domyślić, naturianki są zazwyczaj bardzo intrygujące. – Uśmiechnął się do niej dwuznacznie.
Jednakże, gdy zobaczył, iż Camelia jest bliska płaczu, nie mógł się powstrzymać, chociaż nie rozumiał, dlaczego. Podszedł do niej i ją przytulił. Chyba pierwszy raz kogoś przytulił… To było dziwne doświadczenie. Kompletnie niepasujące do diabła, czuł się głupio jak jakiś anielski mięczak.
- To ten… nie wiem… No, tak to przypadkiem wyszło, no… Nie sądziłem, że tak zareagujesz…
Teaniusz chciał w ten sposób przeprosić, ale nigdy tego nie robił, więc wyszło z tego coś takiego. Miał nadzieję, iż maie zrozumie jego niezbyt jasny przekaz.
- Przed czym się niby ukrywasz? – postanowił zmienić temat. – Zawsze mógłbym tego kogoś dopaść, przydałby się ktoś do przetestowania moich maszyn do tortur. – Zaśmiał się diabolicznie.
- Camelia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 76
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wędrowiec , Mag
- Kontakt:
Camelia uśmiechnęła się cynicznie. Czyżby diabeł myślał, że zarzuci jej winę za to, co zrobiła jej głupiutka wiewiórka? Chyba spadł z tego posłania, jak zwierzątko go obudziło.
- Wybacz mi, wasza złowrogość z rogami - rzekła, dygając niczym prawdziwa dama, utrzymując przy tym swój sarkastyczny uśmiech na twarzy. - To nie moja wina, że ktoś niezwykle irytujący oraz idiotyczny przerwał twój głęboki sen. - Uniosła głowę, wiedząc, że tego argumentu nie miał jak obalić. - Ja chciałam jedynie przejść obok niezauważona. Nawet byś się nie domyślił, że ktokolwiek tutaj był. Cóż, Slania nie należy do cichych zwierzątek, także to ona powinna zostać poddana karze. Możesz ją zje- au… - Dokładnie w tej sekundzie wiewiórka zadrapała delikatnie Camelię po szyi, ukazując swoją niby obrazę na zrzucanie na nią całej winy. Demonica tylko się uśmiechnęła do towarzyszki, aby to usprawiedliwić swe słowa. “Widzisz, co narobiłaś?”, zapytała ją w myślach, choć wiedziała, iż Slania za nich tego nie usłyszy.
Szybko jednak Camelia przestała machać swoim prowizorycznym ogonkiem, który ustał w miejscu nieruchomo, gdy tylko diabeł rozkazał jej z tym skończyć.
- Przeszkadza ci to? - zapytała zdziwiona. Pstryknęła palcami, po czym, jak na zawołanie, wstęgi oplotły jej ręce, tworząc delikatne przedłużenie rękawów sukni, lecz ramiona pozostały wolne. Tak samo kilka pasm związało się na nogach naturianki, pozostawiając na widoku kawałek ud. W takim wydaniu prezentowała się niezwykle kusząco, jak to twierdzili ludzie.
Artefakt maie jednakowoż momentalnie się rozwiązał i stanął w gotowości do obrony, kiedy to piekielny chwycił ją za ramię. Wstęgi zareagowały na pisk dziewczyny, byleby ją obronić.
- Bardzo ładny, zaniedbany trochę domek - skomentowała, starając się zachować obojętność i utrzymać kontakt wzrokowy z Teanem, aby ukazać mu, że się go nie boi. Następnie się mu wyrwała i udała urażoną jego uwagami. - Tym wyjaśnieniem usprawiedliwiasz swój sprzęt na dole? - odgryzła się, szczerząc niewinnie mordkę w zawadiackim uśmieszku. Nie mogła nie dodać tej uwagi, po prostu nie potrafiła się powstrzymać! A jak to Camelia wie, Camelia w kłopoty się zaraz wpakuje…
- Camelia, maie lasu, skryta skrytobójczyni na własnych zasadach - oznajmiła jasno, kiedy Teaniusz wyjawił jej swoje imię. - Co masz na myśli, mówiąc, że jesteśmy intrygująceeeee? - Aż specjalnie przeciągnęła ostatnią literę w zdaniu, aby naprawdę wyjść na taką, która nie wie, o co mu chodzi.
Jednakowoż obraziła ją uwaga o demonie. Wiedziała, że nim jest, ale tego po prostu nie akceptowała. Nie chciała być tym, kim w rzeczywistości jest. Wszystkie jej przemiany to czarne rzeczy, stworzenia czy istoty. A dawniej była takim pięknym, zielonym koliberkiem…
I została przytulona po raz pierwszy. Za dużo. Za dużo! Wstrzymała oddech, aby kontrolować emocje. Nikt jej tak nie tulił od bardzo długiego czasu. Demonicy zdawało się, że to nagroda za wszystkie cierpienia, jakie musiała znieść przez te piętnaście lat swych tortur. Wreszcie spokój…
- Co ty wyprawiasz? - spytała, lecz słysząc marnawe tłumaczenia diabła, uśmiechnęła się pod nosem. Wtuliła twarz w jego tors, błagając, aby wstęgi z nadmiaru emocji mu czegoś nie odcięły.
- Uciekam przed ludźmi, którzy jakoś nie byli zadowoleni z obecności potwora w swojej wiosce. Wiesz, “a kysz, demonie” i te sprawy - powiedziała, tym samym wprawiając Teana w stan osłupienia, gdyż tym razem przyznała się, że jest demonem. A zrobiła to niebezpośrednio! Odepchnęła go następnie, czując, jak jej artefakt ściska jej ręce i nogi.
- Maszyny do tortur…? - Zdębiała. - Odprawiasz jakieś rytuały, mam rację?! - Tylko z tym się jej to kojarzyło. - Przemieniasz ludzi w potwory! To straszne! Wiesz, jak oni potem cierpią? Jak ja po tym cierpię?! Powiem ci! Nawet, khaaaa! - krzyknęła, kiedy wstęgi zsunęły się z jej ramion tak szybko, iż (zważając na ich ostrość) pocięły jej ręce. Maie uklękła, chwytając się za głowę i starając uspokoić. Wzięła kilka oddechów, aby przynajmniej zachować kontrolę. Nim diabeł zdążył powiedzieć cokolwiek, uniosła rękę na znak, żeby milczał, po czym jak gdyby nigdy nic wstała i wyszczerzyła ząbki.
- Ukarzesz nimi Slanię, co? Ach, zoofilia ci się kłania - rzekła, chichocząc. Choć chwilę wcześniej cierpiała, musiała udawać, że wszystko jest w porządku. Tak musiała.
- Wybacz mi, wasza złowrogość z rogami - rzekła, dygając niczym prawdziwa dama, utrzymując przy tym swój sarkastyczny uśmiech na twarzy. - To nie moja wina, że ktoś niezwykle irytujący oraz idiotyczny przerwał twój głęboki sen. - Uniosła głowę, wiedząc, że tego argumentu nie miał jak obalić. - Ja chciałam jedynie przejść obok niezauważona. Nawet byś się nie domyślił, że ktokolwiek tutaj był. Cóż, Slania nie należy do cichych zwierzątek, także to ona powinna zostać poddana karze. Możesz ją zje- au… - Dokładnie w tej sekundzie wiewiórka zadrapała delikatnie Camelię po szyi, ukazując swoją niby obrazę na zrzucanie na nią całej winy. Demonica tylko się uśmiechnęła do towarzyszki, aby to usprawiedliwić swe słowa. “Widzisz, co narobiłaś?”, zapytała ją w myślach, choć wiedziała, iż Slania za nich tego nie usłyszy.
Szybko jednak Camelia przestała machać swoim prowizorycznym ogonkiem, który ustał w miejscu nieruchomo, gdy tylko diabeł rozkazał jej z tym skończyć.
- Przeszkadza ci to? - zapytała zdziwiona. Pstryknęła palcami, po czym, jak na zawołanie, wstęgi oplotły jej ręce, tworząc delikatne przedłużenie rękawów sukni, lecz ramiona pozostały wolne. Tak samo kilka pasm związało się na nogach naturianki, pozostawiając na widoku kawałek ud. W takim wydaniu prezentowała się niezwykle kusząco, jak to twierdzili ludzie.
Artefakt maie jednakowoż momentalnie się rozwiązał i stanął w gotowości do obrony, kiedy to piekielny chwycił ją za ramię. Wstęgi zareagowały na pisk dziewczyny, byleby ją obronić.
- Bardzo ładny, zaniedbany trochę domek - skomentowała, starając się zachować obojętność i utrzymać kontakt wzrokowy z Teanem, aby ukazać mu, że się go nie boi. Następnie się mu wyrwała i udała urażoną jego uwagami. - Tym wyjaśnieniem usprawiedliwiasz swój sprzęt na dole? - odgryzła się, szczerząc niewinnie mordkę w zawadiackim uśmieszku. Nie mogła nie dodać tej uwagi, po prostu nie potrafiła się powstrzymać! A jak to Camelia wie, Camelia w kłopoty się zaraz wpakuje…
- Camelia, maie lasu, skryta skrytobójczyni na własnych zasadach - oznajmiła jasno, kiedy Teaniusz wyjawił jej swoje imię. - Co masz na myśli, mówiąc, że jesteśmy intrygująceeeee? - Aż specjalnie przeciągnęła ostatnią literę w zdaniu, aby naprawdę wyjść na taką, która nie wie, o co mu chodzi.
Jednakowoż obraziła ją uwaga o demonie. Wiedziała, że nim jest, ale tego po prostu nie akceptowała. Nie chciała być tym, kim w rzeczywistości jest. Wszystkie jej przemiany to czarne rzeczy, stworzenia czy istoty. A dawniej była takim pięknym, zielonym koliberkiem…
I została przytulona po raz pierwszy. Za dużo. Za dużo! Wstrzymała oddech, aby kontrolować emocje. Nikt jej tak nie tulił od bardzo długiego czasu. Demonicy zdawało się, że to nagroda za wszystkie cierpienia, jakie musiała znieść przez te piętnaście lat swych tortur. Wreszcie spokój…
- Co ty wyprawiasz? - spytała, lecz słysząc marnawe tłumaczenia diabła, uśmiechnęła się pod nosem. Wtuliła twarz w jego tors, błagając, aby wstęgi z nadmiaru emocji mu czegoś nie odcięły.
- Uciekam przed ludźmi, którzy jakoś nie byli zadowoleni z obecności potwora w swojej wiosce. Wiesz, “a kysz, demonie” i te sprawy - powiedziała, tym samym wprawiając Teana w stan osłupienia, gdyż tym razem przyznała się, że jest demonem. A zrobiła to niebezpośrednio! Odepchnęła go następnie, czując, jak jej artefakt ściska jej ręce i nogi.
- Maszyny do tortur…? - Zdębiała. - Odprawiasz jakieś rytuały, mam rację?! - Tylko z tym się jej to kojarzyło. - Przemieniasz ludzi w potwory! To straszne! Wiesz, jak oni potem cierpią? Jak ja po tym cierpię?! Powiem ci! Nawet, khaaaa! - krzyknęła, kiedy wstęgi zsunęły się z jej ramion tak szybko, iż (zważając na ich ostrość) pocięły jej ręce. Maie uklękła, chwytając się za głowę i starając uspokoić. Wzięła kilka oddechów, aby przynajmniej zachować kontrolę. Nim diabeł zdążył powiedzieć cokolwiek, uniosła rękę na znak, żeby milczał, po czym jak gdyby nigdy nic wstała i wyszczerzyła ząbki.
- Ukarzesz nimi Slanię, co? Ach, zoofilia ci się kłania - rzekła, chichocząc. Choć chwilę wcześniej cierpiała, musiała udawać, że wszystko jest w porządku. Tak musiała.
- Tean
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Diabeł
- Profesje: Inna , Włóczęga
- Kontakt:
Diabeł przyglądał się Cameli, od stóp do głów. Patrzył na nią takim dziwnym wzrokiem, mimo iż jego oczy spowijała całkowita czerń, to jednak wyraz jego twarzy zdradzał, iż był zauroczony piękną maie.
- „Wasza złowrogość…”, brzmi całkiem fajnie – stwierdził w myślach, a ten uroczy uśmieszek naturianki sprawiał, iż mógłby dla tej dziewczyny zrobić niemal wszystko. Miał teraz ogromną nadzieję, że nie potrafi ona dobrać się do jego umysłu, gdyby tylko to wiedziała…
Tean spoglądał na zwierzątko i gdy podrapało czarnowłosą, złapał wiewiórkę i jej się przyjrzał. Jego uścisk na ciele gryzonia zwiększył się, przez co zwierzę pisnęło.
- Tak, chętnie bym ją zjadł. Ale najpierw bym ją poćwiartował, by trochę pocierpiała… Ale to może później, nie zwykłem podjadać w nocy – odstawił gryzonia na ramię przemienionej – W sumie bardziej denerwuje… Nie przepadam za tym… - machnął swoim ogonem – Do niczego się nie przydaje – powiedział nieco jakby urażony.
Gdy tylko wstęgi ułożyły się całkiem inaczej, Teaniusz ponownie zaczął przyglądać się ciału Camelii i to w ten bezczelny sposób nawet nie ukrywając swoich niegrzecznych spojrzeń. Po złapaniu za ramię przyjrzał się reakcji wstęg i nie ukrywał zdziwienia.
- Czym… Czym to właściwie jest? – spytał o nie. – No, wiesz, widać brakuje mu damskiej ręki. – W końcu dziewczyna się wyrwała, a Tean, słysząc jej słowa, mocno się skrzywił, ale tylko na chwilę. – Nie, kochanie. Jeśli tylko zechcesz, możesz sama się przekonać o wielkości mego sprzętu. – Uśmiechnął się, jakby za chwilę chciał zgwałcić maie.
Podszedł do niej i delikatnie, co było aż dziwne jak na diabła, uniósł jej twarzyczkę do góry i pocałował namiętnie. Czuł się, jakby był pijany, nie potrafił tego kontrolować. Jak wcześniej trzymał ogon delikatnie uniesiony, tak podczas pocałunku przestał się na tym skupiać i całą uwagę oddał dziewczynie. Dodatkowo jeszcze ją przytulał, ah, gdyby jego pobratymcy go widzieli. Hańba! Ale co poradzić, biedak się zauroczył...
-Camelia… skryta skrytobójczyni? Uroczo. Intrygujące, naturianie są bardzo różnorodni. A maie zdaje się, iż potrafią zmieniać swoją postać na jaką chcą? To bardzo ciekawa zdolność. – Słuchał tego, co czarnowłosa mówi o tym, co tu robi. – Uciekasz… No, cóż, czasem trzeba, tu nikt cię nie dopadnie, chyba że ja – zaśmiał się diabelsko.
Cam nagle go odepchnęła, co zaskoczyło piekielnego, a niby się go nie bała…
- No… jestem diabłem, przeciwieństwo anioła. Uwielbiam torturować! Chwila… Rytuały?! Nie! NIE! NIE! Ja ich nie zmieniam w potwory… ja ich tylko torturuje, dopóki sobie nie umrą. Nie zawsze tortura równa się rytuał i przemiana w demona.
Nagle wstęgi zraniły naturiankę, Tean chciał coś zrobić, ale ta gestem mu zabroniła, więc postanowił poczekać.
- Nic ci nie jest? Nie znam się na opatrywaniu ran… zazwyczaj sam je zadaje… ale jak czegoś potrzebujesz, mogę poszukać… - mówił jakby wbrew sobie, czuł się dziwnie, ale wiedział też, że nie chce, by Camie cierpiała. – Slania to ta wiewióra? Jeśli byś chciała popatrzeć to, czemu nie, może nawet razem wymyślimy jakąś dobrą torturę. Zoofilia? Skarbie… tu chodzi o czysty sadyzm. – Uśmiechnął się diabelsko i posłał jej całuska.
- „Wasza złowrogość…”, brzmi całkiem fajnie – stwierdził w myślach, a ten uroczy uśmieszek naturianki sprawiał, iż mógłby dla tej dziewczyny zrobić niemal wszystko. Miał teraz ogromną nadzieję, że nie potrafi ona dobrać się do jego umysłu, gdyby tylko to wiedziała…
Tean spoglądał na zwierzątko i gdy podrapało czarnowłosą, złapał wiewiórkę i jej się przyjrzał. Jego uścisk na ciele gryzonia zwiększył się, przez co zwierzę pisnęło.
- Tak, chętnie bym ją zjadł. Ale najpierw bym ją poćwiartował, by trochę pocierpiała… Ale to może później, nie zwykłem podjadać w nocy – odstawił gryzonia na ramię przemienionej – W sumie bardziej denerwuje… Nie przepadam za tym… - machnął swoim ogonem – Do niczego się nie przydaje – powiedział nieco jakby urażony.
Gdy tylko wstęgi ułożyły się całkiem inaczej, Teaniusz ponownie zaczął przyglądać się ciału Camelii i to w ten bezczelny sposób nawet nie ukrywając swoich niegrzecznych spojrzeń. Po złapaniu za ramię przyjrzał się reakcji wstęg i nie ukrywał zdziwienia.
- Czym… Czym to właściwie jest? – spytał o nie. – No, wiesz, widać brakuje mu damskiej ręki. – W końcu dziewczyna się wyrwała, a Tean, słysząc jej słowa, mocno się skrzywił, ale tylko na chwilę. – Nie, kochanie. Jeśli tylko zechcesz, możesz sama się przekonać o wielkości mego sprzętu. – Uśmiechnął się, jakby za chwilę chciał zgwałcić maie.
Podszedł do niej i delikatnie, co było aż dziwne jak na diabła, uniósł jej twarzyczkę do góry i pocałował namiętnie. Czuł się, jakby był pijany, nie potrafił tego kontrolować. Jak wcześniej trzymał ogon delikatnie uniesiony, tak podczas pocałunku przestał się na tym skupiać i całą uwagę oddał dziewczynie. Dodatkowo jeszcze ją przytulał, ah, gdyby jego pobratymcy go widzieli. Hańba! Ale co poradzić, biedak się zauroczył...
-Camelia… skryta skrytobójczyni? Uroczo. Intrygujące, naturianie są bardzo różnorodni. A maie zdaje się, iż potrafią zmieniać swoją postać na jaką chcą? To bardzo ciekawa zdolność. – Słuchał tego, co czarnowłosa mówi o tym, co tu robi. – Uciekasz… No, cóż, czasem trzeba, tu nikt cię nie dopadnie, chyba że ja – zaśmiał się diabelsko.
Cam nagle go odepchnęła, co zaskoczyło piekielnego, a niby się go nie bała…
- No… jestem diabłem, przeciwieństwo anioła. Uwielbiam torturować! Chwila… Rytuały?! Nie! NIE! NIE! Ja ich nie zmieniam w potwory… ja ich tylko torturuje, dopóki sobie nie umrą. Nie zawsze tortura równa się rytuał i przemiana w demona.
Nagle wstęgi zraniły naturiankę, Tean chciał coś zrobić, ale ta gestem mu zabroniła, więc postanowił poczekać.
- Nic ci nie jest? Nie znam się na opatrywaniu ran… zazwyczaj sam je zadaje… ale jak czegoś potrzebujesz, mogę poszukać… - mówił jakby wbrew sobie, czuł się dziwnie, ale wiedział też, że nie chce, by Camie cierpiała. – Slania to ta wiewióra? Jeśli byś chciała popatrzeć to, czemu nie, może nawet razem wymyślimy jakąś dobrą torturę. Zoofilia? Skarbie… tu chodzi o czysty sadyzm. – Uśmiechnął się diabelsko i posłał jej całuska.
- Camelia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 76
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wędrowiec , Mag
- Kontakt:
Diabeł nie kontynuował dyskusji na temat winnego jego obudzeniu, dzięki czemu Camelia była całkowicie pewna, że jej argumentacja wygrała. A jaka się dumna czuła, tego aż narracja nie opisze!
Slania wyraźnie protestowała, kiedy Tean wziął ją do ręki, pisnęła ściśnięta, a jej jakże kochana i troskliwa właścicielka nie zrobiła nic, poza durnym wpatrywaniem się w wiewiórkę.
- Może nie zjeść od razu… - powiedziała demonica. - Ale w przyszłości oddam bez namysłu. - Slania się zjeżyła. Wszyscy oczywiście kochają małe, słodkie i naiwne stworzonko. A jakżeby inaczej?
Camie już przestała machać ogonem, a jej towarzyszka ponownie schowała się we włosach przemienionej. Skoro to go denerwuje, lepiej nie wkurzać diabła bardziej. Zwłaszcza takiego, który mógłby po prostu porwać deminicę i zaciągnąć do swej komnaty tortur wszelakich. A zdziwienie, jakie ukazał, gdy tylko wstęgi stawiły się w gotowości, również zaskoczyło Camelię, chociaż… Dopasowała go do reszty. Każdy się tym interesuje, wychodzi to z niego prędzej czy później. To nie jest nic nowego, a demonica zdążyła się do tego przyzwyczaić. Wszyscy faceci są tacy sami…
Chociaż ten typ zdawał się aż nadto bezczelny. Chwycił Camelię za ramię i dopiero wtedy z jego ust padło pytanie odnośnie wstęg. Demonica zmarszczyła czoło i przymrużyła oczka, dodając im uroku i uwydatniając swoje długie, czarne rzęsy.
- To moja broń, ukazująca mój cel. Cel morderczej maszyny, zaprogramowanej po to, aby mordować w najgorsze możliwe sposoby - powiedziała, a wzrok jej błyszczących błękitnych ocząt, mimo że piękny i ponętny, obecnie mroził krew w żyłach, jakby dany osobnik za chwilę miał stanąć w mroźnych płomieniach i zamienić się w sopel lodu. Dwa oddzielne żywioły, chciałoby się rzec. Jednakże takie właśnie uczucia odnosić mógł diabeł w tej chwili, gdy Camelia została ponownie zmuszona, by wyjawić cokolwiek na temat jej artefaktu. Oczy maie płonęły żywym ogniem, mimo że ich błękit aż sprawiał, że człowiek nieruchomiał z zimna. Demonica wyrwała się mu.
- Pasowałoby zmusić kogoś, żeby to ogarnął - dodała już spokojniej, jakby wcześniej nie próbowała zabić kogoś wzrokiem. - I wiesz, wolę z góry stwierdzać, jakie co jest. - Uśmiechnęła się cynicznie, dumna ze swojej riposty odnośnie wielkości pewnych rzeczy. Choć kolejne wydarzenia sprawiły, że… Cóż, diabeł miał przekichane. Zbyt wiele emocji naraz dla naturianki sprawia, że traci ona nad sobą kontrolę i jest całkowicie podatna na działanie swojego artefaktu, którego nie może opanować. Pocałunek, choć zmysłowy i cudowny, jak twierdziła Camelia, uruchomił w niej te trybiki, od dawna będące uciszone, teraz pracowały na pełnych obrotach. To jeszcze dodało do wcześniejszych słów Teana oraz przyspieszyło szaleństwo, jakie rozpętało się w maie. Wstęgi przecinały wszystko na swojej drodze, a serce Camelii rozpoczęło szalony galop, jakby w tej chwili cały świat miał obrócić się w pył. Na szczęście, mimo że nie dało się uniknąć kilku ran ciętych na ciele maie, demonica zdążyła w porę opanować artefakt, a nawet wróciła do normalnej konwersacji z diabłem.
- Nic mi nie jest. Tak ma być. Tak jest za każdym razem, kiedy coś czuję. - Czyżby wyznała Teanowi, że nie całkiem jest jej obojętny? Prawdopodobnie, ale nie zwróciła na to szczególnej uwagi. - Wracając do wcześniejszego tematu, maie zmieniają się w co chcą, to racja. A Slania to ta denerwująca wiewiórka. Czyli… Nie odprawiasz żadnych rytuałów? - zapytała, upewniając się co do tej kwestii. - Chcę popatrzeć. - Nawet uśmiechnęła się. Sadystyczna Camelia wchodziła w grę, gdy nie wchodziły w nią rytuały przemieniające. Ach, o zgrozo i ironio.
Slania wyraźnie protestowała, kiedy Tean wziął ją do ręki, pisnęła ściśnięta, a jej jakże kochana i troskliwa właścicielka nie zrobiła nic, poza durnym wpatrywaniem się w wiewiórkę.
- Może nie zjeść od razu… - powiedziała demonica. - Ale w przyszłości oddam bez namysłu. - Slania się zjeżyła. Wszyscy oczywiście kochają małe, słodkie i naiwne stworzonko. A jakżeby inaczej?
Camie już przestała machać ogonem, a jej towarzyszka ponownie schowała się we włosach przemienionej. Skoro to go denerwuje, lepiej nie wkurzać diabła bardziej. Zwłaszcza takiego, który mógłby po prostu porwać deminicę i zaciągnąć do swej komnaty tortur wszelakich. A zdziwienie, jakie ukazał, gdy tylko wstęgi stawiły się w gotowości, również zaskoczyło Camelię, chociaż… Dopasowała go do reszty. Każdy się tym interesuje, wychodzi to z niego prędzej czy później. To nie jest nic nowego, a demonica zdążyła się do tego przyzwyczaić. Wszyscy faceci są tacy sami…
Chociaż ten typ zdawał się aż nadto bezczelny. Chwycił Camelię za ramię i dopiero wtedy z jego ust padło pytanie odnośnie wstęg. Demonica zmarszczyła czoło i przymrużyła oczka, dodając im uroku i uwydatniając swoje długie, czarne rzęsy.
- To moja broń, ukazująca mój cel. Cel morderczej maszyny, zaprogramowanej po to, aby mordować w najgorsze możliwe sposoby - powiedziała, a wzrok jej błyszczących błękitnych ocząt, mimo że piękny i ponętny, obecnie mroził krew w żyłach, jakby dany osobnik za chwilę miał stanąć w mroźnych płomieniach i zamienić się w sopel lodu. Dwa oddzielne żywioły, chciałoby się rzec. Jednakże takie właśnie uczucia odnosić mógł diabeł w tej chwili, gdy Camelia została ponownie zmuszona, by wyjawić cokolwiek na temat jej artefaktu. Oczy maie płonęły żywym ogniem, mimo że ich błękit aż sprawiał, że człowiek nieruchomiał z zimna. Demonica wyrwała się mu.
- Pasowałoby zmusić kogoś, żeby to ogarnął - dodała już spokojniej, jakby wcześniej nie próbowała zabić kogoś wzrokiem. - I wiesz, wolę z góry stwierdzać, jakie co jest. - Uśmiechnęła się cynicznie, dumna ze swojej riposty odnośnie wielkości pewnych rzeczy. Choć kolejne wydarzenia sprawiły, że… Cóż, diabeł miał przekichane. Zbyt wiele emocji naraz dla naturianki sprawia, że traci ona nad sobą kontrolę i jest całkowicie podatna na działanie swojego artefaktu, którego nie może opanować. Pocałunek, choć zmysłowy i cudowny, jak twierdziła Camelia, uruchomił w niej te trybiki, od dawna będące uciszone, teraz pracowały na pełnych obrotach. To jeszcze dodało do wcześniejszych słów Teana oraz przyspieszyło szaleństwo, jakie rozpętało się w maie. Wstęgi przecinały wszystko na swojej drodze, a serce Camelii rozpoczęło szalony galop, jakby w tej chwili cały świat miał obrócić się w pył. Na szczęście, mimo że nie dało się uniknąć kilku ran ciętych na ciele maie, demonica zdążyła w porę opanować artefakt, a nawet wróciła do normalnej konwersacji z diabłem.
- Nic mi nie jest. Tak ma być. Tak jest za każdym razem, kiedy coś czuję. - Czyżby wyznała Teanowi, że nie całkiem jest jej obojętny? Prawdopodobnie, ale nie zwróciła na to szczególnej uwagi. - Wracając do wcześniejszego tematu, maie zmieniają się w co chcą, to racja. A Slania to ta denerwująca wiewiórka. Czyli… Nie odprawiasz żadnych rytuałów? - zapytała, upewniając się co do tej kwestii. - Chcę popatrzeć. - Nawet uśmiechnęła się. Sadystyczna Camelia wchodziła w grę, gdy nie wchodziły w nią rytuały przemieniające. Ach, o zgrozo i ironio.
- Tean
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Diabeł
- Profesje: Inna , Włóczęga
- Kontakt:
- Masz absolutną rację, ma droga, nie można tak od razu kogoś lub czegoś zjeść… najpierw trzeba odpowiednio przygotować, najlepiej trochę przypiec nad ogniskiem, a później przyprawić… - mówił specjalnie w ten sposób, bo zdołał się zorientować, iż dziwna wiewióra zdaje się całkiem rozumieć sens tego, co mówi on i jej właścicielka.
Po chwyceniu dziewczyny za ramię, spojrzał w jej błękitne oczy, tak bardzo kojarzyły mu się z niebem i aniołami, których nie znosił, a jednak mógłby wpatrywać się w nie całymi dniami. Miała tak słodki głosik, a jej słowa były tak paradoksalnie i cudownie brutalne, że piekielny nie chciał, by przestawała mówić, takie okropności z ust tak niepozornej osóbki, kobieta idealna! I jeszcze to spojrzenie, pełne chęci mordu, było tak urocze… I nagle się mu wyrwała.
- Widzę, że z ciebie całkiem niegrzeczna dziewczynka… A wiesz co? Lubię to. – Na jego twarzy zagościł iście diabli uśmiech, nagle jednak coś innego zaprzątnęło mu myśli. – Ogarnąć? Może wystarczy to zdjąć? A jak się nie da, to jakoś czymś związać wszystkie te wstęgi, by nie latały jak pijane impy po karczmie… Hmm?
Teaniusz właśnie zrozumiał, co on wyczynia. Miał ochotę sprezentować sobie solidne uderzenie w twarz…
- Czy ja właśnie próbuję jej… pomóc?! Jestem diabłem do cholery! Co się ze mną dzieje… Chyba ostatnio za dużo siedzę nad tymi wynalazkami… - myślał diabeł.
Z jego przemyśleń wyrwała go Camelia. Nie ukrywał irytacji przez jej słowa odnośnie do wielkości pewnych rzeczy. Prychnął oburzony. Jednak miał już plan, co zrobić, by się odegrać. Teraz jednak jeden niewinny całus wywołał szalony taniec niebezpiecznych wstęg wokół maie. Na szczęście dziewczyna potrafiła to opanować.
- Gdy… coś czujesz? A jakie było to coś teraz? – zapytał ciekawsko, aczkolwiek trochę niepewnie z nutką nieśmiałości. Chcąc ukryć te dziwne emocje, które diabła powinny omijać szerokim łukiem, postanowił myśleć znów logicznie, a nie działać pod wpływem… tego czegoś. – W co chcą… Ta… nie odprawiam… Hmm, co chcą! Zmień się w ptaka! – powiedział rozkazującym tonem, co jak co, ale słowo „proszę” nie miało prawa się tu pojawić… pozostał więc rozkaz. Niespodziewanie szybko piekielny zmienił jednak zdanie. – Albo nie! Zaraz! Chodź! – Chwycił ją za dłoń i zaczął biec do komnaty, będącej jego pracownią.
Nie musieli przebyć jakoś strasznie długiej trasy, aczkolwiek wystarczyła ona, by się zmachać. Weszli do komnaty, tutaj niemożliwym było nie nadepnąć na jakąś kartkę ze szkicem lub planem albo obliczeniami dotyczącymi nowej maszyny, sprzętu czy innego gratu, użytecznego w mniejszym lub większym stopniu. Największą uwagę przykuwał, bo jakże by inaczej, największy projekt umocowany do ściany, który przedstawiał… skrzydła. Tuż obok zaś wisiało wiadro bez dna przybite gwoźdźmi tuż obok projektu. Na niewielkim biurku stało chyba z paręnaście pojemników po atramencie i spora ilość piór…
Diabeł zamknął drzwi, po czym przyparł do nich Camelię, trochę ryzykował z tymi wstęgami, ale co tam…
- Słuchaj, kochana… wcześniej mówiłaś, że lubisz z góry oceniać… a może chciałabyś się przekonać w praktyce, jakie co jest? – Być może wyglądało to dość niepokojąco, zważywszy na to, iż piekielny uniemożliwił na maie wszelką próbę wyrwania, na szczęście tylko się droczył i po kolejnym dość agresywnym pocałunku ją puścił… - Dobrze… a więc zmień się w ptaka lub nietoperza… chciałbym przyjrzeć się prawdziwym skrzydłom… - Uśmiechnął się, jak gdyby nigdy nic.
Po chwyceniu dziewczyny za ramię, spojrzał w jej błękitne oczy, tak bardzo kojarzyły mu się z niebem i aniołami, których nie znosił, a jednak mógłby wpatrywać się w nie całymi dniami. Miała tak słodki głosik, a jej słowa były tak paradoksalnie i cudownie brutalne, że piekielny nie chciał, by przestawała mówić, takie okropności z ust tak niepozornej osóbki, kobieta idealna! I jeszcze to spojrzenie, pełne chęci mordu, było tak urocze… I nagle się mu wyrwała.
- Widzę, że z ciebie całkiem niegrzeczna dziewczynka… A wiesz co? Lubię to. – Na jego twarzy zagościł iście diabli uśmiech, nagle jednak coś innego zaprzątnęło mu myśli. – Ogarnąć? Może wystarczy to zdjąć? A jak się nie da, to jakoś czymś związać wszystkie te wstęgi, by nie latały jak pijane impy po karczmie… Hmm?
Teaniusz właśnie zrozumiał, co on wyczynia. Miał ochotę sprezentować sobie solidne uderzenie w twarz…
- Czy ja właśnie próbuję jej… pomóc?! Jestem diabłem do cholery! Co się ze mną dzieje… Chyba ostatnio za dużo siedzę nad tymi wynalazkami… - myślał diabeł.
Z jego przemyśleń wyrwała go Camelia. Nie ukrywał irytacji przez jej słowa odnośnie do wielkości pewnych rzeczy. Prychnął oburzony. Jednak miał już plan, co zrobić, by się odegrać. Teraz jednak jeden niewinny całus wywołał szalony taniec niebezpiecznych wstęg wokół maie. Na szczęście dziewczyna potrafiła to opanować.
- Gdy… coś czujesz? A jakie było to coś teraz? – zapytał ciekawsko, aczkolwiek trochę niepewnie z nutką nieśmiałości. Chcąc ukryć te dziwne emocje, które diabła powinny omijać szerokim łukiem, postanowił myśleć znów logicznie, a nie działać pod wpływem… tego czegoś. – W co chcą… Ta… nie odprawiam… Hmm, co chcą! Zmień się w ptaka! – powiedział rozkazującym tonem, co jak co, ale słowo „proszę” nie miało prawa się tu pojawić… pozostał więc rozkaz. Niespodziewanie szybko piekielny zmienił jednak zdanie. – Albo nie! Zaraz! Chodź! – Chwycił ją za dłoń i zaczął biec do komnaty, będącej jego pracownią.
Nie musieli przebyć jakoś strasznie długiej trasy, aczkolwiek wystarczyła ona, by się zmachać. Weszli do komnaty, tutaj niemożliwym było nie nadepnąć na jakąś kartkę ze szkicem lub planem albo obliczeniami dotyczącymi nowej maszyny, sprzętu czy innego gratu, użytecznego w mniejszym lub większym stopniu. Największą uwagę przykuwał, bo jakże by inaczej, największy projekt umocowany do ściany, który przedstawiał… skrzydła. Tuż obok zaś wisiało wiadro bez dna przybite gwoźdźmi tuż obok projektu. Na niewielkim biurku stało chyba z paręnaście pojemników po atramencie i spora ilość piór…
Diabeł zamknął drzwi, po czym przyparł do nich Camelię, trochę ryzykował z tymi wstęgami, ale co tam…
- Słuchaj, kochana… wcześniej mówiłaś, że lubisz z góry oceniać… a może chciałabyś się przekonać w praktyce, jakie co jest? – Być może wyglądało to dość niepokojąco, zważywszy na to, iż piekielny uniemożliwił na maie wszelką próbę wyrwania, na szczęście tylko się droczył i po kolejnym dość agresywnym pocałunku ją puścił… - Dobrze… a więc zmień się w ptaka lub nietoperza… chciałbym przyjrzeć się prawdziwym skrzydłom… - Uśmiechnął się, jak gdyby nigdy nic.
- Camelia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 76
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wędrowiec , Mag
- Kontakt:
Zmarszczyła brwi.
- Czy ty w tej chwili właśnie kombinujesz, jak zrobić rosół z wiewiórki? - zapytała, przechylając nieco głowę na bok, bowiem miała ochotę… po prostu coś zrobić. Stała tam i rozmawiała z nim, to fakt, lecz energiczna natura maie kazała jej wręcz skakać wokół i dodatkowo śmiać się, wypytując o wszystko, o co można spytać diabła. Jednakże Camelia wolała wyjść na normalną w tej chwili. Czasem przecież trzeba.
Wytrzymała spojrzenie piekielnego, co nie było, wbrew pozorom, takie trudne, choć dla demonicy wszystko zdawało się takie proste teraz. A słowa maie oczywiście zawierały w sobie szczerość i to, jak bardzo została zraniona w przeszłości - stąd obecnie uwielbia ranić innych. Niech czują jej ból lub cierpią jeszcze bardziej, aż zaczną błagać o ukojenie w postaci śmierci.
- Ale… ja jestem grzeczna… - powiedziała niewinnym głosikiem małego dziecka. - Tylko tak na swój własny sposób. - Uśmiechnęła się cynicznie. - Związać? Nie widzisz, w jakim są ułożeniu? One mnie już związują. I są zbyt ostre, przebiją się przez niemal wszystko. Sznur, drewno, skóra… - Wymieniała wszystko na palcach. Camelii tak naprawdę nie przeszkadzały te wstęgi, a wręcz przeciwnie; pomagały jej nie oszaleć. Skoro przez tyle lat gotowa była zabić, mordowała z zimną krwią tylko dlatego, że nie mogła im współczuć, musi się śmiać i udawać, że wszystko jest w porządku. To wszystko tak bardzo weszło jej w nawyk, że po pewnym czasie śmiech stał się prawdziwy. Jednakże wstęgi na niego nie reagowały, o dziwo. To teraz wystarczy pomyśleć, co by się stało, gdyby Camie to wszystko odrzuciła i mogła na nowo wszystko czuć jak dawniej? Oszalałaby z tą sprzecznością fałszu i swej prawdziwej natury. Dlatego jej artefakt utrzymywał jej rozum w ryzach i to stało się powodem, by zachować dla siebie tę broń.
Szalony pocałunek, tak to można nazwać po sytuacji, jaka zaistniała w pomieszczeniu. Artefakt Camelii wił się wszędzie, rozwalając wszystko, lecz cała scena trwała krótko. Demonica zakasłała nieco, próbując opanować ból, jaki odczuwała na dłoniach i nogach.
- To “coś” to uczucie. Nie wiem. Nie pamiętam, jak co nazwać - przyznała się bez bicia. - Jak się czuje radość? Jak się czuje smutek? Co jest radosne dla normalnych ludzi? - Zwróciła swój wzrok ku podłodze, a Slania pogłaskała swoją panią po policzku, chcąc ją pocieszyć. A Camelia obecnie przyznała się Teanowi, że jest nienormalna, skoro cieszy ją to, co prędzej przerazi normalnych ludzi.
Momentalnie wróciła na ziemię, marszcząc brwi. “W ptaka? Koliber…? Widział mnie wcześniej, jak przylatywałam?”, pomyślała, mierząc go nieco wzrokiem. Uśmiechnęła się zakłopotana, po czym została porwana przez diabła do jakiegoś tajemniczego pokoju. Syknęła z bólu, bowiem jej powierzchowne rany nadal ją piekły.
Została również mile powitana, gdy piekielny przycisnął ją do drzwi. Patrzyła na niego wzrokiem wilka gotowego na żer. Czy zdawał sobie sprawę, że wstęgi maie to nie jedyne zagrożenie, jakie go czeka, gdy przesadzi? Przecież Camelia może przemienić się nawet w smokołaka, który go pożre, wilka czy inne stworzenie, jakie chodzi po tym świecie. Grab sobie dalej, grab. A potem wąchaj kwiatuszki od spodu.
- Co to za praktyka, kiedy teoria jest tak bardzo niepewna przez czyjeś “oklapłe” ego? - Uśmiechnęła się złośliwie. Oczywiście nie miała nic złego na myśli, ale nie mogła się powstrzymać od drobnego komentarza. Gdy diabeł pocałował ją i oddalił się, demonica zdążyła momentalnie opanować wszystkie emocje, kotłujące się w jej ciele.
- W ptaka? - zapytała tym razem na głos. Założyła ręce na piersi, uśmiechając się cynicznie i oblizując wargi. - A co, kochanieńki, będę z tego mieć? Nie podlegam twoim rozkazom. Ależ mi przykro… Aż nie. - Zaśmiała się, czekając na odpowiedź diabła co do postawionego przez siebie warunku.
- Czy ty w tej chwili właśnie kombinujesz, jak zrobić rosół z wiewiórki? - zapytała, przechylając nieco głowę na bok, bowiem miała ochotę… po prostu coś zrobić. Stała tam i rozmawiała z nim, to fakt, lecz energiczna natura maie kazała jej wręcz skakać wokół i dodatkowo śmiać się, wypytując o wszystko, o co można spytać diabła. Jednakże Camelia wolała wyjść na normalną w tej chwili. Czasem przecież trzeba.
Wytrzymała spojrzenie piekielnego, co nie było, wbrew pozorom, takie trudne, choć dla demonicy wszystko zdawało się takie proste teraz. A słowa maie oczywiście zawierały w sobie szczerość i to, jak bardzo została zraniona w przeszłości - stąd obecnie uwielbia ranić innych. Niech czują jej ból lub cierpią jeszcze bardziej, aż zaczną błagać o ukojenie w postaci śmierci.
- Ale… ja jestem grzeczna… - powiedziała niewinnym głosikiem małego dziecka. - Tylko tak na swój własny sposób. - Uśmiechnęła się cynicznie. - Związać? Nie widzisz, w jakim są ułożeniu? One mnie już związują. I są zbyt ostre, przebiją się przez niemal wszystko. Sznur, drewno, skóra… - Wymieniała wszystko na palcach. Camelii tak naprawdę nie przeszkadzały te wstęgi, a wręcz przeciwnie; pomagały jej nie oszaleć. Skoro przez tyle lat gotowa była zabić, mordowała z zimną krwią tylko dlatego, że nie mogła im współczuć, musi się śmiać i udawać, że wszystko jest w porządku. To wszystko tak bardzo weszło jej w nawyk, że po pewnym czasie śmiech stał się prawdziwy. Jednakże wstęgi na niego nie reagowały, o dziwo. To teraz wystarczy pomyśleć, co by się stało, gdyby Camie to wszystko odrzuciła i mogła na nowo wszystko czuć jak dawniej? Oszalałaby z tą sprzecznością fałszu i swej prawdziwej natury. Dlatego jej artefakt utrzymywał jej rozum w ryzach i to stało się powodem, by zachować dla siebie tę broń.
Szalony pocałunek, tak to można nazwać po sytuacji, jaka zaistniała w pomieszczeniu. Artefakt Camelii wił się wszędzie, rozwalając wszystko, lecz cała scena trwała krótko. Demonica zakasłała nieco, próbując opanować ból, jaki odczuwała na dłoniach i nogach.
- To “coś” to uczucie. Nie wiem. Nie pamiętam, jak co nazwać - przyznała się bez bicia. - Jak się czuje radość? Jak się czuje smutek? Co jest radosne dla normalnych ludzi? - Zwróciła swój wzrok ku podłodze, a Slania pogłaskała swoją panią po policzku, chcąc ją pocieszyć. A Camelia obecnie przyznała się Teanowi, że jest nienormalna, skoro cieszy ją to, co prędzej przerazi normalnych ludzi.
Momentalnie wróciła na ziemię, marszcząc brwi. “W ptaka? Koliber…? Widział mnie wcześniej, jak przylatywałam?”, pomyślała, mierząc go nieco wzrokiem. Uśmiechnęła się zakłopotana, po czym została porwana przez diabła do jakiegoś tajemniczego pokoju. Syknęła z bólu, bowiem jej powierzchowne rany nadal ją piekły.
Została również mile powitana, gdy piekielny przycisnął ją do drzwi. Patrzyła na niego wzrokiem wilka gotowego na żer. Czy zdawał sobie sprawę, że wstęgi maie to nie jedyne zagrożenie, jakie go czeka, gdy przesadzi? Przecież Camelia może przemienić się nawet w smokołaka, który go pożre, wilka czy inne stworzenie, jakie chodzi po tym świecie. Grab sobie dalej, grab. A potem wąchaj kwiatuszki od spodu.
- Co to za praktyka, kiedy teoria jest tak bardzo niepewna przez czyjeś “oklapłe” ego? - Uśmiechnęła się złośliwie. Oczywiście nie miała nic złego na myśli, ale nie mogła się powstrzymać od drobnego komentarza. Gdy diabeł pocałował ją i oddalił się, demonica zdążyła momentalnie opanować wszystkie emocje, kotłujące się w jej ciele.
- W ptaka? - zapytała tym razem na głos. Założyła ręce na piersi, uśmiechając się cynicznie i oblizując wargi. - A co, kochanieńki, będę z tego mieć? Nie podlegam twoim rozkazom. Ależ mi przykro… Aż nie. - Zaśmiała się, czekając na odpowiedź diabła co do postawionego przez siebie warunku.
- Tean
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Diabeł
- Profesje: Inna , Włóczęga
- Kontakt:
Tean nic nie odpowiedział, jedynie uśmiechnął się złowrogo, słysząc o rosole z tego wrednego stworzenia. Wprawdzie nigdy nie jadł czegoś tak zwariowanego, ale był takim typem, który co chwile musi próbować czegoś nowego. Przeczuwał jedna, iż maie pewnie tak na poważnie by się na to nie zgodziła, ale czy to jedna wiewióra jest na tym świecie?
- Urocze… Doprawdy – choć nie chciał dać tego po sobie poznać, to przemieniona wprost go oczarowała i ten jej charakterek…
Skrzywił się, że te wijące się jak węże, wstęgi to nie lada orzech do zgryzienia. Może i ich posiadaczce nie przeszkadzały, aczkolwiek mogłyby być dla diabła utrudnieniem w pewnych kwestiach, a nawet pewnym rodzajem zagrożenia.
- A gdyby… gdyby je tak magią… ? – spytał, nie dokończył, ale miał na myśli zniszczenie tego irytującego badziewia. Nie miał pojęcia, że jest on w pewnym sensie pomocą dla Camie. Bo skoro artefakt niemalże oszalał po pocałunku to, co by było, jeśli robiliby… coś więcej? Piekielny raczej nie widział tego w jasnych barwach.
Teaniusz usłyszał słowo „uczucie” z ust demonicy i się przeraził. Przez moment aż do tego stopnia, że myślał, iż schodzi na, jak to mówią, „właściwą ścieżkę”. Oczywiście kompletnie niepasującą do diabła. Nie okazywał tego zbyt jasno, po prostu zamilkł i znieruchomiał wgapiony w jeden punkt. Choć nie przywiązał wagi do miejsca, na którym postanowił ulokować swe spojrzenie, to jednak po chwili opamiętał się, że niczym zahipnotyzowany wpatruje się w piersi dziewczyny. Nie, żeby nie chciał, ale zaskoczyła go jego podświadomość, która zechciała podążyć za pierwotnymi instynktami mężczyzny. Jednak sens słów Cam przywołał go do porządku. Zaciekawiła go, bo o ile uczucia kojarzyły się piekielnemu z dobrem, to jednak emocje takie radość, obce mu nie były. Może i wynikały z czynów bestialskich i złych, ale jednak wynikały.
- Jak to jak się czuje radość? Jak możesz nie wiedzieć? Przecież to takie emocje jak na przykład… robisz krzywdę komuś niewinnemu, zabijasz anioły i tak dalej… No a smutek to rzecz jasna odwrotność… Ale… Myślę, że wiesz, po prostu ci się pomieszało wszystko, tego się nie da nie wiedzieć – objął niebieskooką delikatnie z niepewnością, jakby nigdy nie robił rzeczy tak łagodnych. Po chwili jednak zwyczajnie ją mocno przytulił.
Tym razem puścił ją dość szybko. Zdawał się nieco poddenerwowany lub tez zestresowany. Zabrał ją do swej pracowni i ulżyło mu, gdy dziewczyna zmieniła temat. Jednak znów coś popchało go ku uroczej naturiance. Jej słowa go zirytowały więc dla własnej przyjemności oraz w celu oszczędzenia sobie nerwów, pocałował ją. Przyjemne z pożytecznym!
Później rozmowa przybrała zaś całkowicie odmienny charakter.
- Hah… Nie bądź taka zadziorna kochanieńka. Zapewne nie będzie cię interesować to, że przyczynisz się do powstania niezwykłego wynalazku? Cóż… pieniądze? Mogę ci dać… Albo najlepiej powiedz czego pragniesz, kotku – uśmiechnął się, a jego usta zbliżyły się niebezpiecznie do ust przemienionej.
- Urocze… Doprawdy – choć nie chciał dać tego po sobie poznać, to przemieniona wprost go oczarowała i ten jej charakterek…
Skrzywił się, że te wijące się jak węże, wstęgi to nie lada orzech do zgryzienia. Może i ich posiadaczce nie przeszkadzały, aczkolwiek mogłyby być dla diabła utrudnieniem w pewnych kwestiach, a nawet pewnym rodzajem zagrożenia.
- A gdyby… gdyby je tak magią… ? – spytał, nie dokończył, ale miał na myśli zniszczenie tego irytującego badziewia. Nie miał pojęcia, że jest on w pewnym sensie pomocą dla Camie. Bo skoro artefakt niemalże oszalał po pocałunku to, co by było, jeśli robiliby… coś więcej? Piekielny raczej nie widział tego w jasnych barwach.
Teaniusz usłyszał słowo „uczucie” z ust demonicy i się przeraził. Przez moment aż do tego stopnia, że myślał, iż schodzi na, jak to mówią, „właściwą ścieżkę”. Oczywiście kompletnie niepasującą do diabła. Nie okazywał tego zbyt jasno, po prostu zamilkł i znieruchomiał wgapiony w jeden punkt. Choć nie przywiązał wagi do miejsca, na którym postanowił ulokować swe spojrzenie, to jednak po chwili opamiętał się, że niczym zahipnotyzowany wpatruje się w piersi dziewczyny. Nie, żeby nie chciał, ale zaskoczyła go jego podświadomość, która zechciała podążyć za pierwotnymi instynktami mężczyzny. Jednak sens słów Cam przywołał go do porządku. Zaciekawiła go, bo o ile uczucia kojarzyły się piekielnemu z dobrem, to jednak emocje takie radość, obce mu nie były. Może i wynikały z czynów bestialskich i złych, ale jednak wynikały.
- Jak to jak się czuje radość? Jak możesz nie wiedzieć? Przecież to takie emocje jak na przykład… robisz krzywdę komuś niewinnemu, zabijasz anioły i tak dalej… No a smutek to rzecz jasna odwrotność… Ale… Myślę, że wiesz, po prostu ci się pomieszało wszystko, tego się nie da nie wiedzieć – objął niebieskooką delikatnie z niepewnością, jakby nigdy nie robił rzeczy tak łagodnych. Po chwili jednak zwyczajnie ją mocno przytulił.
Tym razem puścił ją dość szybko. Zdawał się nieco poddenerwowany lub tez zestresowany. Zabrał ją do swej pracowni i ulżyło mu, gdy dziewczyna zmieniła temat. Jednak znów coś popchało go ku uroczej naturiance. Jej słowa go zirytowały więc dla własnej przyjemności oraz w celu oszczędzenia sobie nerwów, pocałował ją. Przyjemne z pożytecznym!
Później rozmowa przybrała zaś całkowicie odmienny charakter.
- Hah… Nie bądź taka zadziorna kochanieńka. Zapewne nie będzie cię interesować to, że przyczynisz się do powstania niezwykłego wynalazku? Cóż… pieniądze? Mogę ci dać… Albo najlepiej powiedz czego pragniesz, kotku – uśmiechnął się, a jego usta zbliżyły się niebezpiecznie do ust przemienionej.
- Camelia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 76
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wędrowiec , Mag
- Kontakt:
- Aż się boję zapytać, co dla diabła jest takie urocze. Jeśli ja, to masz intrygujący gust. Porąbany - rzekła szybko, bawiąc się kosmykiem włosów i przyjmując najbardziej mądry wyraz twarzy, jaki tylko mogła przywdziać. Do całości uśmiechnęła się cynicznie, co faktycznie dodawało uroku młodej maie. Wstęgi Camelii zwinęły się z powrotem, oplatając jej ciało niczym czyhające na drobny błąd zwierzę. Tylko jeden błąd, który doprowadzi do nieuniknionego.
- Magią? One same w sobie są magiczne. Co to da? Zostaw to w spokoju. - Jej poważny ton wyraźnie mówił, aby nie kwestionować tej decyzji. Camie wiedziała, że póki nikomu nie powie, po co jest jej artefakt, nikt przecież się nie domyśli. Jeśli już, musiałby to być sam stwórca artefaktu! Dlatego naturianka wolała, żeby nikt nie wiedział - takie współczucie odnośnie jej przeszłości to jeszcze gorsze uczucie. Uczucie. Uczucie!
Camelia zmarszczyła brwi i założyła ramiona na piersi, widząc, jak diabelskie spojrzenie taksuje je i wręcz krzyczy. W tej samej chwili też jedna ze wstęg niebezpiecznie zatańczyła wokół rogów piekielnego, wracając po jakimś czasie do swej pani niczym wierny piesek. Oplotła ona smukłe i niezwykle chude ciało demonicy, ukazując w ten sposób swe dosłowne przywiązanie. To samo mogła rzec dziewczyna.
- Ale co się czuć powinno, jak się kogoś rani? Wszyscy mi mówią, że to źle, bo ktoś cierpi… Ale ja też cierpiałam! Co w tym złego, jak innych także dotyka ból? Powinnam się czuć winna? A jakie to uczucie? Czy to, jak opisują w książkach, “ciężar na sercu”, to to? - pytała się niewinnie, spokojnie, jakby brak uczuć to codzienność. Cóż, dla maie tak właśnie jest. Pomieszało się jej w głowie już dawno, dawno temu. Uścisk diabła stał się dla niej czymś w rodzaju dziwnego oparcia. Od tych sprzeczności rozbolał ją łeb. Wtuliła się w Teana, oddychając jego zapachem. Zapachem siarki, który przywiódł kolejne wspomnienia. Maie zadrżała, a w tym samym momencie diabeł wypuścił ją z objęć.
- Bezczelny jesteś, wieeesz? - powiedziała po kolejnym pocałunku ze strony diabła. - Albo masz jakieś myśli samobójcze - dodała, szczerząc mordkę w szerokim i niezwykle szydzącym uśmiechu. Nie miała jak odsunąć się od Teana; mogła go jedynie odepchnąć.
- Słodzisz mi. Każda ci to mówi, kochanieńki? - zapytała. - Dostanę, o co tylko poproszę? - Uśmiechnęła się krzywo i spuściła wzrok, wlepiając oczy w siedzącą na ramieniu Teana Slanię. - Znajdziesz dla mnie kogoś. Szczegóły poznasz później, zgoda?
- Magią? One same w sobie są magiczne. Co to da? Zostaw to w spokoju. - Jej poważny ton wyraźnie mówił, aby nie kwestionować tej decyzji. Camie wiedziała, że póki nikomu nie powie, po co jest jej artefakt, nikt przecież się nie domyśli. Jeśli już, musiałby to być sam stwórca artefaktu! Dlatego naturianka wolała, żeby nikt nie wiedział - takie współczucie odnośnie jej przeszłości to jeszcze gorsze uczucie. Uczucie. Uczucie!
Camelia zmarszczyła brwi i założyła ramiona na piersi, widząc, jak diabelskie spojrzenie taksuje je i wręcz krzyczy. W tej samej chwili też jedna ze wstęg niebezpiecznie zatańczyła wokół rogów piekielnego, wracając po jakimś czasie do swej pani niczym wierny piesek. Oplotła ona smukłe i niezwykle chude ciało demonicy, ukazując w ten sposób swe dosłowne przywiązanie. To samo mogła rzec dziewczyna.
- Ale co się czuć powinno, jak się kogoś rani? Wszyscy mi mówią, że to źle, bo ktoś cierpi… Ale ja też cierpiałam! Co w tym złego, jak innych także dotyka ból? Powinnam się czuć winna? A jakie to uczucie? Czy to, jak opisują w książkach, “ciężar na sercu”, to to? - pytała się niewinnie, spokojnie, jakby brak uczuć to codzienność. Cóż, dla maie tak właśnie jest. Pomieszało się jej w głowie już dawno, dawno temu. Uścisk diabła stał się dla niej czymś w rodzaju dziwnego oparcia. Od tych sprzeczności rozbolał ją łeb. Wtuliła się w Teana, oddychając jego zapachem. Zapachem siarki, który przywiódł kolejne wspomnienia. Maie zadrżała, a w tym samym momencie diabeł wypuścił ją z objęć.
- Bezczelny jesteś, wieeesz? - powiedziała po kolejnym pocałunku ze strony diabła. - Albo masz jakieś myśli samobójcze - dodała, szczerząc mordkę w szerokim i niezwykle szydzącym uśmiechu. Nie miała jak odsunąć się od Teana; mogła go jedynie odepchnąć.
- Słodzisz mi. Każda ci to mówi, kochanieńki? - zapytała. - Dostanę, o co tylko poproszę? - Uśmiechnęła się krzywo i spuściła wzrok, wlepiając oczy w siedzącą na ramieniu Teana Slanię. - Znajdziesz dla mnie kogoś. Szczegóły poznasz później, zgoda?
- Tean
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Diabeł
- Profesje: Inna , Włóczęga
- Kontakt:
Tean zachichotal, a chichot jego był istnie diabelski.
- Bo ty jesteś intrygująca. Porąbany? Kochanie… schlebiasz mi.
Przy okazji piekielny nadal kombinował nad pozbyciem się uciążliwych wstęg, bo gdyby nie one pewnie już dawno by dziewczynę zaciągnął do łóżka. Westchnął jedynie, gdy jego plany okazywały się niemożliwe do wykonania, miał trudny orzech do zgryzienia z tą ślicznotką, ale nie zamierzał się poddać, o nie!
Trochę się zdenerwował, gdy wstęga majtnęła mu tuż przy rogach, co za uciążliwe sznurki…
- E… Ja tam lubię jak ktoś cierpi, według mnie to całkiem zabawne. No to jest złe, bo cierpienie zawsze spędza uśmiech z twarzy tych niewinnych ludków, którzy z pewnością sobie na to nie zasłużyli i to jak pytają za co… A to był na przykład zwykły wybryk jakiegoś diabełka – przybrał najbardziej niewinną minę z niewinnych min, jakie może przywdziać istota z Piekła – Ciężar na sercu? Jakoś nigdy nie miałem, ale słyszałem, że to coś jak ktoś się czuje winny, czyli jest niezadowolony ze złego czynu czy coś w tym guście…
Gdy Tean tulił Camelie, czuł się dziwnie, przez myśli przebiegały mu rzeczy takie jak to by nagle maie poddusić, albo by skrzywdzić z pomocą magii, ale nie mógł, a nawet nie chciał tego. To zaskakująco przyjemne uczucie sprawiło, iż Tean się wystraszył, dlatego tez puścił dziewczynę.
- Oczywiście! Bezczelny, zły, podły i nieznośny! To cały ja maleńka – puścił jej oczko – Oj tam, na razie mi się jakoś nie śpieszy, by zejść z tego świata skarbie – uśmiechnął się pewny siebie – Hmm… właściwie to… nie wiem – stwierdził zmieszany, odszukując w pamięci czarną dziurę, lukę z brakującymi wydarzeniami z przeszłości – Jakoś nie pamiętam bym kiedykolwiek spotkał taką istotkę jak ty… I jeśli tylko jest to wykonalne, zdobywalne i tak dalej to tak… Kogoś znaleźć? Hmm niech będzie, zgoda. Ruszajmy więc gdzie każesz, panienko – powiedział absurdalnie grzecznie, ale tylko dlatego że już sobie wyobrażał, jak ten ktoś wpadnie w jego ręce i jaki mu urządzi koszmar, nawet jak nie będzie to konieczne.
Wychodząc ze swej pracowni, zaplątał się o własny ogon i przewrócił. Wstał jednak szybko by nie pogłębiać upokorzenia, na jakie się naraził. Szybko przeszedł parę kroków dalej jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. W rzeczywistości jednak narzekał pod nosem.
- Głupi ogon… po co diabłom ogony, czemu nie mogą mieć skrzydeł? Pokusy to mają… Pff…
- Bo ty jesteś intrygująca. Porąbany? Kochanie… schlebiasz mi.
Przy okazji piekielny nadal kombinował nad pozbyciem się uciążliwych wstęg, bo gdyby nie one pewnie już dawno by dziewczynę zaciągnął do łóżka. Westchnął jedynie, gdy jego plany okazywały się niemożliwe do wykonania, miał trudny orzech do zgryzienia z tą ślicznotką, ale nie zamierzał się poddać, o nie!
Trochę się zdenerwował, gdy wstęga majtnęła mu tuż przy rogach, co za uciążliwe sznurki…
- E… Ja tam lubię jak ktoś cierpi, według mnie to całkiem zabawne. No to jest złe, bo cierpienie zawsze spędza uśmiech z twarzy tych niewinnych ludków, którzy z pewnością sobie na to nie zasłużyli i to jak pytają za co… A to był na przykład zwykły wybryk jakiegoś diabełka – przybrał najbardziej niewinną minę z niewinnych min, jakie może przywdziać istota z Piekła – Ciężar na sercu? Jakoś nigdy nie miałem, ale słyszałem, że to coś jak ktoś się czuje winny, czyli jest niezadowolony ze złego czynu czy coś w tym guście…
Gdy Tean tulił Camelie, czuł się dziwnie, przez myśli przebiegały mu rzeczy takie jak to by nagle maie poddusić, albo by skrzywdzić z pomocą magii, ale nie mógł, a nawet nie chciał tego. To zaskakująco przyjemne uczucie sprawiło, iż Tean się wystraszył, dlatego tez puścił dziewczynę.
- Oczywiście! Bezczelny, zły, podły i nieznośny! To cały ja maleńka – puścił jej oczko – Oj tam, na razie mi się jakoś nie śpieszy, by zejść z tego świata skarbie – uśmiechnął się pewny siebie – Hmm… właściwie to… nie wiem – stwierdził zmieszany, odszukując w pamięci czarną dziurę, lukę z brakującymi wydarzeniami z przeszłości – Jakoś nie pamiętam bym kiedykolwiek spotkał taką istotkę jak ty… I jeśli tylko jest to wykonalne, zdobywalne i tak dalej to tak… Kogoś znaleźć? Hmm niech będzie, zgoda. Ruszajmy więc gdzie każesz, panienko – powiedział absurdalnie grzecznie, ale tylko dlatego że już sobie wyobrażał, jak ten ktoś wpadnie w jego ręce i jaki mu urządzi koszmar, nawet jak nie będzie to konieczne.
Wychodząc ze swej pracowni, zaplątał się o własny ogon i przewrócił. Wstał jednak szybko by nie pogłębiać upokorzenia, na jakie się naraził. Szybko przeszedł parę kroków dalej jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. W rzeczywistości jednak narzekał pod nosem.
- Głupi ogon… po co diabłom ogony, czemu nie mogą mieć skrzydeł? Pokusy to mają… Pff…
- Camelia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 76
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wędrowiec , Mag
- Kontakt:
Prychnęła, słysząc odpowiedź swego piekielnego rozmówcy. Doprawdy, gdyby tylko mogła, już dawno by spała i odpoczywała po trudnej podróży, ale nie! Teren musiał okazać się w pewnym sensie zamieszkały.
- Żyjesz tutaj… jak długo? – spytała, mając nadzieję, że nie brzmi to wystarczająco dwuznacznie. Wiek mężczyzny jakoś niespecjalnie ją interesował. Chociaż mówią, że im starszym się jest, ma się większe doświadczenie. A Camelia bardzo, lecz to bardzo nie chciała, aby zyskano nad nią przewagę. Naszło ją wspomnienie, kiedy to biedna dziewczynka o hebanowych włosach i cudownych oczach koloru porannego nieba siedziała w klatce, czekając na swojego kata, na swoje cierpienie, które miało nigdy się nie skończyć. Które miało trwać, trwać i trwać. Czas, w których na zegarze wskazówki odmierzały godziny, kiedy tykanie stało się jedynym dźwiękiem trzymającym ją przy życiu, liczyła je w nadziei, że co setne tyknięcie jeden z jej oprawców umrze. Dni mijały. Tyknięcia stawały się coraz głośniejsze w umyśle zniszczonej kobiety. Które to już? Tysiąc… Nie, pięćdziesiąt tysięcy…. Więcej? Ile to już osób zabiłam w myślach?
Rozmowa o cierpieniu pomagała jej powrócić na ziemię. Uśmiechnęła się radośnie i niewinnie niczym dziesięcioletnia dziewczynka, która ujrzała coś, o czym marzyła – jednorożca, kiedy wierzyła w magię, jedzenie, kiedy cierpi głód, żabkę, gdyż naopowiadali jej, że po pocałunku zamieni się w przystojnego księcia z bajki. Biedne płazy.
- Śmieszne! Tak, tak! – potwierdziła Camelia, ciesząc się, jakby zaraz miała złapać żabkę. – Dlaczego tylko ja miałam cierpieć… Inni też mogą! Ich oczy są takie zabawne! Jednakże… - Nie dokończyła tej myśli. W głowie akurat teraz zawitała jej ciekawość, jaki wyraz twarzy ma torturowany diabeł. Ukryła kolejny uśmiech.
- Mówili mi, że ciężar na sercu to uczucie winy. Że to coś, co nas trapi. Że… Że przez to czujemy się źle. Ja poczuję się dobrze, kiedy zabiję jego – rzekła delikatnie, cicho, składając ręce jak do modlitwy; życząc swemu oprawcy śmierci takiej, jakiej doświadczała powoli ta niebieskooka dziewczynka w klatce. Bo tamtego dnia umarła. Przecież jej już nie ma, prawda? Miejsce tej kochanej dziewczynki zajęła Camelia, a ona, broń cię Prasmoku, nigdy już tak głupio nikomu nie zaufa. Zawsze już będzie się cieszyć śmiercią tamtej siebie… Tamtej kobiety. Nieznajomej.
Zaśmiała się, co było najsłodszym dźwiękiem w całym dworze. Nawet damy pozazdrościłyby głosu Camie. Czysta melodia niczym miód wydobyła się z jej uroczych, delikatnych usteczek;
- A do tego taki skromny! Pochlebiasz sobie, panie bezczelny, zły i nieznośny – odparła, dalej słodko intonując kolejne wyrazy. – To lepiej uważaj. Mogę przez przypadek specjalnie cię ciachnąć. – Zmrużyła oczy, czytaj „ja nie żartuję. Nie umiem, ale to już inna kwestia”. Wstęgi niebezpiecznie zatańczyły wokół rąk maie.
Piękne, niebieskie oczy Camelii nagle straciły cały blask. Znalazła kogoś, kto zgodził się jej pomóc. Znajdzie Briana, zemści się okrutnie. Pokaże mu, jak cierpiała. Każe mu liczyć tykania zegara na głos, by zachował świadomość. By pamiętał ten ból. Tik, tak, tik, tak, kochanie.
- Więc umowa stoi. Pomogę ci z tym twoim projektem, czy coś. Powiedz mi, co mam zrobić – rzekła twardo. Była tak blisko celu, tak blisko… Aż rozmyślania maie przerwało jedno wielkie „łup!” towarzyszące upadkowi diabła. Kobieta zaśmiała się głośno, nie mogąc ukryć rozbawienia. To już nie brzmiało tak słodko.
- Pokusy, mówisz? – zapytała, delikatnie pomagając mu wstać. Kiedy natomiast na nią spojrzał, nie ujrzał już Camie, tylko nadzwyczaj urodziwą i kształtną kobietę z malutkimi rogami, skrzydłami koloru sadzy oraz drobnym, zaostrzonym na końcu ogonkiem. Oczywiście demonica nie kłopotała się ze strojem. Jej czarna, obcisła suknia wystarczyła. – Na przykład taka? – zachichotała, widząc minę piekielnego, po czym momentalnie zmieniła się w kolibra i odfrunęła kawałek, rzucając wyzwanie.
- Żyjesz tutaj… jak długo? – spytała, mając nadzieję, że nie brzmi to wystarczająco dwuznacznie. Wiek mężczyzny jakoś niespecjalnie ją interesował. Chociaż mówią, że im starszym się jest, ma się większe doświadczenie. A Camelia bardzo, lecz to bardzo nie chciała, aby zyskano nad nią przewagę. Naszło ją wspomnienie, kiedy to biedna dziewczynka o hebanowych włosach i cudownych oczach koloru porannego nieba siedziała w klatce, czekając na swojego kata, na swoje cierpienie, które miało nigdy się nie skończyć. Które miało trwać, trwać i trwać. Czas, w których na zegarze wskazówki odmierzały godziny, kiedy tykanie stało się jedynym dźwiękiem trzymającym ją przy życiu, liczyła je w nadziei, że co setne tyknięcie jeden z jej oprawców umrze. Dni mijały. Tyknięcia stawały się coraz głośniejsze w umyśle zniszczonej kobiety. Które to już? Tysiąc… Nie, pięćdziesiąt tysięcy…. Więcej? Ile to już osób zabiłam w myślach?
Rozmowa o cierpieniu pomagała jej powrócić na ziemię. Uśmiechnęła się radośnie i niewinnie niczym dziesięcioletnia dziewczynka, która ujrzała coś, o czym marzyła – jednorożca, kiedy wierzyła w magię, jedzenie, kiedy cierpi głód, żabkę, gdyż naopowiadali jej, że po pocałunku zamieni się w przystojnego księcia z bajki. Biedne płazy.
- Śmieszne! Tak, tak! – potwierdziła Camelia, ciesząc się, jakby zaraz miała złapać żabkę. – Dlaczego tylko ja miałam cierpieć… Inni też mogą! Ich oczy są takie zabawne! Jednakże… - Nie dokończyła tej myśli. W głowie akurat teraz zawitała jej ciekawość, jaki wyraz twarzy ma torturowany diabeł. Ukryła kolejny uśmiech.
- Mówili mi, że ciężar na sercu to uczucie winy. Że to coś, co nas trapi. Że… Że przez to czujemy się źle. Ja poczuję się dobrze, kiedy zabiję jego – rzekła delikatnie, cicho, składając ręce jak do modlitwy; życząc swemu oprawcy śmierci takiej, jakiej doświadczała powoli ta niebieskooka dziewczynka w klatce. Bo tamtego dnia umarła. Przecież jej już nie ma, prawda? Miejsce tej kochanej dziewczynki zajęła Camelia, a ona, broń cię Prasmoku, nigdy już tak głupio nikomu nie zaufa. Zawsze już będzie się cieszyć śmiercią tamtej siebie… Tamtej kobiety. Nieznajomej.
Zaśmiała się, co było najsłodszym dźwiękiem w całym dworze. Nawet damy pozazdrościłyby głosu Camie. Czysta melodia niczym miód wydobyła się z jej uroczych, delikatnych usteczek;
- A do tego taki skromny! Pochlebiasz sobie, panie bezczelny, zły i nieznośny – odparła, dalej słodko intonując kolejne wyrazy. – To lepiej uważaj. Mogę przez przypadek specjalnie cię ciachnąć. – Zmrużyła oczy, czytaj „ja nie żartuję. Nie umiem, ale to już inna kwestia”. Wstęgi niebezpiecznie zatańczyły wokół rąk maie.
Piękne, niebieskie oczy Camelii nagle straciły cały blask. Znalazła kogoś, kto zgodził się jej pomóc. Znajdzie Briana, zemści się okrutnie. Pokaże mu, jak cierpiała. Każe mu liczyć tykania zegara na głos, by zachował świadomość. By pamiętał ten ból. Tik, tak, tik, tak, kochanie.
- Więc umowa stoi. Pomogę ci z tym twoim projektem, czy coś. Powiedz mi, co mam zrobić – rzekła twardo. Była tak blisko celu, tak blisko… Aż rozmyślania maie przerwało jedno wielkie „łup!” towarzyszące upadkowi diabła. Kobieta zaśmiała się głośno, nie mogąc ukryć rozbawienia. To już nie brzmiało tak słodko.
- Pokusy, mówisz? – zapytała, delikatnie pomagając mu wstać. Kiedy natomiast na nią spojrzał, nie ujrzał już Camie, tylko nadzwyczaj urodziwą i kształtną kobietę z malutkimi rogami, skrzydłami koloru sadzy oraz drobnym, zaostrzonym na końcu ogonkiem. Oczywiście demonica nie kłopotała się ze strojem. Jej czarna, obcisła suknia wystarczyła. – Na przykład taka? – zachichotała, widząc minę piekielnego, po czym momentalnie zmieniła się w kolibra i odfrunęła kawałek, rzucając wyzwanie.
- Tean
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Diabeł
- Profesje: Inna , Włóczęga
- Kontakt:
Słysząc pytanie dziewczyny, Tean się zastanowił, na pewno długo, ale ile? Żeby tylko on to wiedział… Czas płynął tak szybko, dzień za dniem, wynalazek za wynalazkiem, krążenie bez celu po ogromnym dworze, dni pełne nudy, braku pomysłów, weny.
- Nie wiem, ile dokładnie, ale myślę, że można to już liczyć w parudziesięciu latach… Przynajmniej tak mi się wydaje… - zawahał się. – A może już ponad wiek… Zresztą, kto by to liczył.
Po tym, jak mówił o cierpieniu, które lubi zadawać innym, ucieszył się, widząc, że i dziewczynę to cieszy. Jej dziecięca wręcz radość była przy tym taka urocza, piekielny coraz bardziej pragnął Camelii, mieć taką dziewczynę u boku… Razem mogliby czynić tyle zła. Jednakże uparcie zwalczał te myśli, by nie dać się im aż tak ponieść, to by nie pasowało takiej podłej istocie, jaką był.
- Ja tam nigdy nie czuję się winny, niczego też nie żałuję. Jestem diabłem, taka moja natura, by czynić zło i nie ma co się jej przeciwstawiać – powiedział wręcz dumnie. – „Jego”? Zdradzisz, kochanie, kim jest ów jegomość? – spytał ciekawski diabeł z nieznikającym szatańskim uśmieszkiem.
Następnie zamilkł, by móc zachwycić się głosem demonicy. Był taki uroczy, nawet gdy mu groziła, wtedy tym bardziej mu się podobała, ten cały sadyzm… idealna, idealna! Jedyną wadą były wstęgi, ale może kiedyś da się coś zaradzić…
- Cudownie, maleńka. Będę potrzebował, byś przybrała parę skrzydlatych form o całkowicie różnych skrzydłach, muszę zrobić parę pomiarów, notatek…No wiesz, takie tam zebranie danych.
Potem zaś zaliczył upadek, przeklął kilka razy pod nosem, ale gdy dziewczyna zaczęła się śmiać, cała złość jakby momentalnie wyparowała. Zaśmiał się również. Choć wcale nie potrzebował, to przyjął pomoc Camie.
Dosłownie na chwilkę spojrzał w inną stronę, a gdy jego wzrok powrócił na przemienioną, oniemiał z wrażenia. Wprost zaniemówił. Zlustrował ją od dołu do góry, od góry do dołu. Zatrzymując się po drodze, na pewnych krągłościach. Zaczął do niej podchodzić, coraz bliżej i bliżej, aż stał tuż przy niej i… Nagle ona zmieniła się w kolibra i odleciała kawałek dalej.
- O ty… - Pokiwał palcem i ruszył w jej stronę.
Wyjął z kieszeni notes i z pomocą magii stworzył sobie pióro, którym zaczął coś notować w czarnej mowie, co chwilę rzucając wzrokiem na czarnego koliberka. Wprawdzie przybory do pisania miał gdzieś w pobliżu, ale że nie były na widoku, to nie chcąc tracić czasu sobie wyczarował, magie zawsze warto ćwiczyć, to przecież wcale nie tak, że dopadło go lenistwo…
- Powiedz mi, kochanieńka, jak chcesz kogoś zabić, to może obmyślimy dla niego jakieś tortury? – zapytał z nadzieją, wciąż jeszcze notując to i owo.
- Nie wiem, ile dokładnie, ale myślę, że można to już liczyć w parudziesięciu latach… Przynajmniej tak mi się wydaje… - zawahał się. – A może już ponad wiek… Zresztą, kto by to liczył.
Po tym, jak mówił o cierpieniu, które lubi zadawać innym, ucieszył się, widząc, że i dziewczynę to cieszy. Jej dziecięca wręcz radość była przy tym taka urocza, piekielny coraz bardziej pragnął Camelii, mieć taką dziewczynę u boku… Razem mogliby czynić tyle zła. Jednakże uparcie zwalczał te myśli, by nie dać się im aż tak ponieść, to by nie pasowało takiej podłej istocie, jaką był.
- Ja tam nigdy nie czuję się winny, niczego też nie żałuję. Jestem diabłem, taka moja natura, by czynić zło i nie ma co się jej przeciwstawiać – powiedział wręcz dumnie. – „Jego”? Zdradzisz, kochanie, kim jest ów jegomość? – spytał ciekawski diabeł z nieznikającym szatańskim uśmieszkiem.
Następnie zamilkł, by móc zachwycić się głosem demonicy. Był taki uroczy, nawet gdy mu groziła, wtedy tym bardziej mu się podobała, ten cały sadyzm… idealna, idealna! Jedyną wadą były wstęgi, ale może kiedyś da się coś zaradzić…
- Cudownie, maleńka. Będę potrzebował, byś przybrała parę skrzydlatych form o całkowicie różnych skrzydłach, muszę zrobić parę pomiarów, notatek…No wiesz, takie tam zebranie danych.
Potem zaś zaliczył upadek, przeklął kilka razy pod nosem, ale gdy dziewczyna zaczęła się śmiać, cała złość jakby momentalnie wyparowała. Zaśmiał się również. Choć wcale nie potrzebował, to przyjął pomoc Camie.
Dosłownie na chwilkę spojrzał w inną stronę, a gdy jego wzrok powrócił na przemienioną, oniemiał z wrażenia. Wprost zaniemówił. Zlustrował ją od dołu do góry, od góry do dołu. Zatrzymując się po drodze, na pewnych krągłościach. Zaczął do niej podchodzić, coraz bliżej i bliżej, aż stał tuż przy niej i… Nagle ona zmieniła się w kolibra i odleciała kawałek dalej.
- O ty… - Pokiwał palcem i ruszył w jej stronę.
Wyjął z kieszeni notes i z pomocą magii stworzył sobie pióro, którym zaczął coś notować w czarnej mowie, co chwilę rzucając wzrokiem na czarnego koliberka. Wprawdzie przybory do pisania miał gdzieś w pobliżu, ale że nie były na widoku, to nie chcąc tracić czasu sobie wyczarował, magie zawsze warto ćwiczyć, to przecież wcale nie tak, że dopadło go lenistwo…
- Powiedz mi, kochanieńka, jak chcesz kogoś zabić, to może obmyślimy dla niego jakieś tortury? – zapytał z nadzieją, wciąż jeszcze notując to i owo.
- Camelia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 76
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wędrowiec , Mag
- Kontakt:
Camelia grzecznie kiwnęła głową, kiedy usłyszała odpowiedź na swoje pytanie. Podsumowała, że mimo wszystko naruszyła czyjś teren. Skoro diabeł siedział w Dworcu tyle czasu, mógł go sobie przypisać jako siedzibę; w końcu kto złemu zabroni? A demonica tak po prostu sobie tutaj weszła, jakby mogła. Dziewczyna przygryzła wargę, zastanawiając się, co dałaby jej ochrona w Dworcu. Gdyby tylko nie było tutaj diabła, mogłaby się ukryć, mogłaby przez chwilę być bezpieczna, mogłaby… Tylko się ukryć. A skoro Tean nie zamierzał jej wygonić, to ułatwiało sprawę. Jeżeli tu zostanie, ukryje się przed wścibskimi oczami ciekawskich ludzi.
- Diabły mają własną wolę? – zapytała. – Słyszałam, że słudzy niebios są zależni od swojego pana. Czy wy też tak macie? A może jesteście z góry zaplanowani na zło? Czy jednak możecie być… tymi dobrymi? – Slania jak na wznak zapiszczała, mówiąc, że nie podoba jej się ton swojej pani. Camelia zniżyła głos do delikatnego, ale mocnego dźwięku, który przywodzi na myśl dyktatorkę.
Była naturianka uśmiechała się również w sposób bardzo tajemniczy, przez co nie sposób odgadnąć, co ma aktualnie na myśli.
- Ów jegomość to nikt ważny. Przyszły trup – odpowiedziała cicho. – Szczegółów nie zdradzam. – Prychnęła cicho, śmiejąc się po tym szaleńczo, jakby za chwilę miała stracić oddech.
- Jakie konkretnie postacie? – zaczęła, śmiejąc się z upadku diabła. – Ptaki? Nie ma sprawy, złociutki. Slania! – krzyknęła, kiedy wiewiórka narobiła straszliwego hałasu. Znalazła ten powalony garnek i dalej grała orkiestrę ścienną dla małej widowni. Na szczęście Slania straciła orientację w terenie i momentalnie zniknęła z widoku obojga bohaterów.
Naturianka ze znudzeniem na twarzy przybierała wszelakie formy; od jastrzębia do nietoperza, czekając cierpliwie, aż diabeł skończy robić notatki. Camelia powoli zaczęła się męczyć. Tyle przemian w tak krótkim czasie wpływało na jej organizm jak alkohol na ludzi. Niespodziewanie demonica wróciła do swojej prawdziwej postaci i upadła na kolana, łapiąc oddech.
- Tortury, mówisz? – zapytała, dysząc. – To nie będzie konieczne. Już wszystko wiem. On będzie cierpieć bardzo, bardzo długo. – Powoli podeszła do diabła z tym morderczym błyskiem w oku i uśmiechem wiedźmy. – A potem umrze… Tak z kilka razy… Nie pozwolę mu szybko odejść z tego świata – rzekła, po czym roześmiała się szaleńczo i odrzuciła włosy do tyłu. Wówczas Slania zwabiała do Dworu kolejnych ciekawskich.
- Ktoś tu w ogóle przychodzi? – zapytała Camelia. Bała się, że zaraz naprawdę ktoś usłyszy hałas i ich odkryje, a wtedy już po ptakach.
- Diabły mają własną wolę? – zapytała. – Słyszałam, że słudzy niebios są zależni od swojego pana. Czy wy też tak macie? A może jesteście z góry zaplanowani na zło? Czy jednak możecie być… tymi dobrymi? – Slania jak na wznak zapiszczała, mówiąc, że nie podoba jej się ton swojej pani. Camelia zniżyła głos do delikatnego, ale mocnego dźwięku, który przywodzi na myśl dyktatorkę.
Była naturianka uśmiechała się również w sposób bardzo tajemniczy, przez co nie sposób odgadnąć, co ma aktualnie na myśli.
- Ów jegomość to nikt ważny. Przyszły trup – odpowiedziała cicho. – Szczegółów nie zdradzam. – Prychnęła cicho, śmiejąc się po tym szaleńczo, jakby za chwilę miała stracić oddech.
- Jakie konkretnie postacie? – zaczęła, śmiejąc się z upadku diabła. – Ptaki? Nie ma sprawy, złociutki. Slania! – krzyknęła, kiedy wiewiórka narobiła straszliwego hałasu. Znalazła ten powalony garnek i dalej grała orkiestrę ścienną dla małej widowni. Na szczęście Slania straciła orientację w terenie i momentalnie zniknęła z widoku obojga bohaterów.
Naturianka ze znudzeniem na twarzy przybierała wszelakie formy; od jastrzębia do nietoperza, czekając cierpliwie, aż diabeł skończy robić notatki. Camelia powoli zaczęła się męczyć. Tyle przemian w tak krótkim czasie wpływało na jej organizm jak alkohol na ludzi. Niespodziewanie demonica wróciła do swojej prawdziwej postaci i upadła na kolana, łapiąc oddech.
- Tortury, mówisz? – zapytała, dysząc. – To nie będzie konieczne. Już wszystko wiem. On będzie cierpieć bardzo, bardzo długo. – Powoli podeszła do diabła z tym morderczym błyskiem w oku i uśmiechem wiedźmy. – A potem umrze… Tak z kilka razy… Nie pozwolę mu szybko odejść z tego świata – rzekła, po czym roześmiała się szaleńczo i odrzuciła włosy do tyłu. Wówczas Slania zwabiała do Dworu kolejnych ciekawskich.
- Ktoś tu w ogóle przychodzi? – zapytała Camelia. Bała się, że zaraz naprawdę ktoś usłyszy hałas i ich odkryje, a wtedy już po ptakach.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości