Czarna Puszcza ⇒ Spotkanie po latach
- Nadeya
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 57
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Spotkanie po latach
Dzień dopiero się budził, wokół wciąż panowała jeszcze ciemność, powietrze przeszywał chłód, a samotna centaurzyca szła przez Mroczną Puszczę. Dało się słyszeć delikatne stukanie kopyt. Naturianka zarzuciła swoje jaśniutkie włosy na nagie piersi, zimno dawało jej się we znaki. Gdy oddychała, mogła zaobserwować parę wydobywającą się z jej ust. Nagle coś zaszeleściło. Dziewczyna gwałtownie zaczerpnęła powietrze, lekko rozchylając usta. Odwróciła głowę w stronę szmeru. Przełknęła ślinę. Myślała, że gorzej być nie może, uciekła z deszczu pod rynnę. Jakże trafne okazało się to stwierdzenie, bowiem po chwili lunęła ulewa.
- Idź przed siebie, znajdę jakieś schronienie. Dam radę. Dalej, Nadeya, tylko się nie zatrzymuj, nie wytężaj wzroku, nie nasłuchuj – mówiła do siebie w myślach.
Coś ewidentnie warczało, centaurka widziała gdzieś pomiędzy drzewami jakieś oczy… Raz czerwone, raz żółte, czasem całe ich mnóstwo. Drżała ze strachu i zimna. Jakże teraz pragnęła, by ktoś, ktokolwiek, był przy niej. Mógł być jakiś nieznajomy, byleby był. Głowę jej nagle zaczęły zaprzątać myśli o mamie, tacie, siostrze i całym klanie. Wciąż pamiętała, jak jako mała dziewczynka musiała obserwować śmierć swoich przyjaciół. Wciąż zadawała sobie pytanie: Czy jej mama przeżyła? I co z młodszą siostrzyczką? Nadeya z jednej strony nie robiła sobie wielkich nadziei, ale coś jej nie pozwalało całkiem zatracić wiary.
Naturianka zwolniła tępo, a na jej policzkach łzy tęsknoty mieszały się z kroplami deszczu. Z zamyślenia wyrwał ją przeraźliwy ból przy jednym z jej kopytek. Krzyknęła na cały głos i zdążyła kątem oka zobaczyć szare futro i wielkie zębiska. Wilk. To wystarczyło, poderwała się do galopu. Wokół rozbrzmiewał tętent kopyt. To była ucieczka na oślep. Co chwilę uderzały ją gałęzie lub dostawała, dosłownie, z liścia, a nawet liści. Co moment natrafiała na kałużę, przez co mocno ubrudziła się błotem z nich. Dodatkowo nagle wpadła na ciernie, które ponacinały jej skórę w wielu miejscach i to dość solidnie. Dziewczyna w popłochu trochę za mocno się szarpała. Przebiegła jeszcze kawałek i zatrzymała się, zabrakło jej sił.
- Natura przeciw mnie…– stwierdziła bezradnie.
Nagle w oddali zobaczyła jakieś światełko, jego ciepły blask ją skusił i podbiegła. To był malutki płomyczek lewitujący nad ziemią. Gdy próbowała dotknąć tajemniczy ogień, ten zniknął i pojawił się dalej, jakby prowadząc centaurkę. Trwało to tak, dopóki nie odnalazła wielkiej, starej wierzby płaczącej, której gałęzie sięgały do samej ziemi, a było ich tak dużo, że robiły skuteczną zasłonę. Odgarnęła je delikatnie i w środku ujrzała coś, czego szukała, zacisze. Ziemia pokryta mchem i paprotkami, żadnych krwiożerczych bestii, miejsce idealne. Naturianka usiadła na ziemię i ze zmęczenia niemal w jednej chwili usnęła.
- Idź przed siebie, znajdę jakieś schronienie. Dam radę. Dalej, Nadeya, tylko się nie zatrzymuj, nie wytężaj wzroku, nie nasłuchuj – mówiła do siebie w myślach.
Coś ewidentnie warczało, centaurka widziała gdzieś pomiędzy drzewami jakieś oczy… Raz czerwone, raz żółte, czasem całe ich mnóstwo. Drżała ze strachu i zimna. Jakże teraz pragnęła, by ktoś, ktokolwiek, był przy niej. Mógł być jakiś nieznajomy, byleby był. Głowę jej nagle zaczęły zaprzątać myśli o mamie, tacie, siostrze i całym klanie. Wciąż pamiętała, jak jako mała dziewczynka musiała obserwować śmierć swoich przyjaciół. Wciąż zadawała sobie pytanie: Czy jej mama przeżyła? I co z młodszą siostrzyczką? Nadeya z jednej strony nie robiła sobie wielkich nadziei, ale coś jej nie pozwalało całkiem zatracić wiary.
Naturianka zwolniła tępo, a na jej policzkach łzy tęsknoty mieszały się z kroplami deszczu. Z zamyślenia wyrwał ją przeraźliwy ból przy jednym z jej kopytek. Krzyknęła na cały głos i zdążyła kątem oka zobaczyć szare futro i wielkie zębiska. Wilk. To wystarczyło, poderwała się do galopu. Wokół rozbrzmiewał tętent kopyt. To była ucieczka na oślep. Co chwilę uderzały ją gałęzie lub dostawała, dosłownie, z liścia, a nawet liści. Co moment natrafiała na kałużę, przez co mocno ubrudziła się błotem z nich. Dodatkowo nagle wpadła na ciernie, które ponacinały jej skórę w wielu miejscach i to dość solidnie. Dziewczyna w popłochu trochę za mocno się szarpała. Przebiegła jeszcze kawałek i zatrzymała się, zabrakło jej sił.
- Natura przeciw mnie…– stwierdziła bezradnie.
Nagle w oddali zobaczyła jakieś światełko, jego ciepły blask ją skusił i podbiegła. To był malutki płomyczek lewitujący nad ziemią. Gdy próbowała dotknąć tajemniczy ogień, ten zniknął i pojawił się dalej, jakby prowadząc centaurkę. Trwało to tak, dopóki nie odnalazła wielkiej, starej wierzby płaczącej, której gałęzie sięgały do samej ziemi, a było ich tak dużo, że robiły skuteczną zasłonę. Odgarnęła je delikatnie i w środku ujrzała coś, czego szukała, zacisze. Ziemia pokryta mchem i paprotkami, żadnych krwiożerczych bestii, miejsce idealne. Naturianka usiadła na ziemię i ze zmęczenia niemal w jednej chwili usnęła.
Wiladye ruszyła w poszukiwaniu… Właściwie sama nie do końca wiedziała, czego. Po prostu pragnęła na chwilę zerwać się, wyzwolić, uwolnić jak poderwane do lotu ptaki z drzew. Chociaż miejsce, do którego trafiła, zdecydowanie nie wskazywało na spokojne i bezpieczne, centaurzyca czuła się tu całkiem dobrze. W końcu dla niej natura miewała wszelakie obrazy i odsłony, te bardziej i mniej kolorowe. Tak więc radosnym i lekkim kłusem przemierzała odległą Mroczną Puszczę.
Tajemnicze oczy co rusz spoglądały na ciepłą postać Wiladye, ale ta jakoś niewybitnie się nimi zainteresowała. Mogłaby wręcz chełpić się centrum uwagi jakiego się dorobiła, nawet jeżeli miał być to sam potwór z bagien! O tak! Przez głowę dziewczyny przelała się cała fala wyobrażeń. Na chwilę nawet stanęła w zamyśleniu, gładząc się po podbródku. Nie chcąc jednak wstrzymywać podróży i pragnąc pozbyć się balastu wyobraźni, ruszyła dalej.
Wraz z przemijającym czasem przybył chłodny deszcz. Krople gęsto spływały, cisnąć się w swojej obecności jedna po drugiej na niewielkiej przestrzeni liści czy samego ciała centaurzycy, której ni w ząb przeszkadzały. Ba! Ona wręcz czekała, aż przyjdzie błogi, ulewny dzień. Żałowała tylko, że pogoda nie była nieco bardziej słoneczna, ale najwidoczniej na tym dzikim terenie trudno było choćby o skrawek uśmiechu z czyjejś strony, a co dopiero miałyby się spełnić modły o wielką, żółtą kulę nad Alaranią.
Deszcz przedłużał nadmiernie swoją obecność na tyle, że na ciele koniowatej pojawiła się gęsia skórka. Mimo to nie czuła dyskomfortu. Okolica, do której trafiła, interesowała ją. Była inna od wszystkich. Nie przerysowana, świetlista i jasna, raczej mroczna, ciemna i dzierżyła aurę pełną tajemnic. Oglądała wszystko z niebywałym zachwytem, dotykała pni i krzewów oczarowana ich surrealizmem. Jednak ani na moment się nie zatrzymała. Nawet szelest, łamane gałęzie nie były w stanie porwać ją do galopu. O nie! Nie Wiladye, która słysząc dźwięki, skłonna była zmienić dla nich specjalnie kierunek swej podróży.
Wtedy ujrzała jedno z najpiękniejszych drzew…
Długie włosy Płaczącej Wierzby zataczały wielkie koło swoją rozłożystością. Większość z nich nieśmiało stykały się z błotnym podłożem, delikatnie się do niego lepiąc. Drzewo te nietknięte przez wiatr zdawało się obiecywać bezpieczeństwo i zapewnić ochronę, to jednak nie zainteresowało kopytnej. Zaaferowana była tajemniczymi odciskami w plastelinowej ziemi. Odciski kopyt! Czyżby harcowały tu dzikie konie?
Wolno zbliżyła się do śladów i idąc niemalże krok w krok ze znaleziskiem, odnalazła się tuż koło drzewa. Przemoczona do suchej nitki Wiladye wykrzywiła usta i uniosła brew w zamyśle, że może odnajdzie tu jakieś legendarne stworzenia. Słyszała kiedyś o koniu z jakimś rogiem na czole, hah! Musiało to naprawdę przezabawne wyglądać! Łepetyna i róg, co to za elfickie wymysły?
Rozchyliła bardzo cicho i z niebywałą ostrożnością ścianę liści. Jedynie bystre oko Wiladye zdołało przebić się przez wytworzoną szparę. Przyglądała się uważnie temu czemuś, co znajdowało się w środku samego okręgu. Z początku sądziła, że jakaś dziwna postać zrobiła sobie przystanek wraz ze swoim wierzchowcem, ale im bardziej się przyglądała nieznajomej tym więcej wątpliwości dopadało ciemnowłosą centaurzycę. Głowa dziewczyny wychylała się coraz bardziej ku przodowi, a oczy rozwierały niczym sprawnie działające i zmontowane urządzenie do tortur.
„To jedno ciało”, pomyślała głucho Wiladye.
Serce naturianki załomotało. Świat kurczył się w jej oczach, zaciskał więzy. Ciało zesztywniało do granic możliwości. Nieważny był deszcz, ale pot, który zalał całe jej ciało. Puściła wierzbowe liany i z trudem łapiąc oddech, machała przecząco głową. To niemożliwe, tak nie mogło być, ta sytuacja nie ma miejsca tu i teraz. To sen, to jawa. To obraz jej wyobraźni.
Wiladye cofnęła się. Coraz dalej i dalej… Chciała być jak najdalej. Pragnęła nie zbliżać się do tej krainy już nigdy. Żałowała, po wsze czasy żałowała, że opuściła Korri. Pierwszy raz w życiu.
Nagle końskie udo tknęło zdeformowane drzewo. Wiladye z krótkim i nie za głośnym piskiem zwróciła się w jego stronę. Od bardzo dawno nie zawładnął nią strach. Chciała uciekać, teleportować się w zupełnie inne, odległe miejsce, ale kopyta miała jak z ołowiu. Ciśnienie dudniło w jej żyłach. Chyba za chwilę straci przytomność… Aż pobladła na twarzy i ciele. To nie mogła być prawda, to nie mógł być centaur…
Ona już nie wierzyła swojej pamięci, ani w istnienie kogoś takiego jak ona sama.
Tajemnicze oczy co rusz spoglądały na ciepłą postać Wiladye, ale ta jakoś niewybitnie się nimi zainteresowała. Mogłaby wręcz chełpić się centrum uwagi jakiego się dorobiła, nawet jeżeli miał być to sam potwór z bagien! O tak! Przez głowę dziewczyny przelała się cała fala wyobrażeń. Na chwilę nawet stanęła w zamyśleniu, gładząc się po podbródku. Nie chcąc jednak wstrzymywać podróży i pragnąc pozbyć się balastu wyobraźni, ruszyła dalej.
Wraz z przemijającym czasem przybył chłodny deszcz. Krople gęsto spływały, cisnąć się w swojej obecności jedna po drugiej na niewielkiej przestrzeni liści czy samego ciała centaurzycy, której ni w ząb przeszkadzały. Ba! Ona wręcz czekała, aż przyjdzie błogi, ulewny dzień. Żałowała tylko, że pogoda nie była nieco bardziej słoneczna, ale najwidoczniej na tym dzikim terenie trudno było choćby o skrawek uśmiechu z czyjejś strony, a co dopiero miałyby się spełnić modły o wielką, żółtą kulę nad Alaranią.
Deszcz przedłużał nadmiernie swoją obecność na tyle, że na ciele koniowatej pojawiła się gęsia skórka. Mimo to nie czuła dyskomfortu. Okolica, do której trafiła, interesowała ją. Była inna od wszystkich. Nie przerysowana, świetlista i jasna, raczej mroczna, ciemna i dzierżyła aurę pełną tajemnic. Oglądała wszystko z niebywałym zachwytem, dotykała pni i krzewów oczarowana ich surrealizmem. Jednak ani na moment się nie zatrzymała. Nawet szelest, łamane gałęzie nie były w stanie porwać ją do galopu. O nie! Nie Wiladye, która słysząc dźwięki, skłonna była zmienić dla nich specjalnie kierunek swej podróży.
Wtedy ujrzała jedno z najpiękniejszych drzew…
Długie włosy Płaczącej Wierzby zataczały wielkie koło swoją rozłożystością. Większość z nich nieśmiało stykały się z błotnym podłożem, delikatnie się do niego lepiąc. Drzewo te nietknięte przez wiatr zdawało się obiecywać bezpieczeństwo i zapewnić ochronę, to jednak nie zainteresowało kopytnej. Zaaferowana była tajemniczymi odciskami w plastelinowej ziemi. Odciski kopyt! Czyżby harcowały tu dzikie konie?
Wolno zbliżyła się do śladów i idąc niemalże krok w krok ze znaleziskiem, odnalazła się tuż koło drzewa. Przemoczona do suchej nitki Wiladye wykrzywiła usta i uniosła brew w zamyśle, że może odnajdzie tu jakieś legendarne stworzenia. Słyszała kiedyś o koniu z jakimś rogiem na czole, hah! Musiało to naprawdę przezabawne wyglądać! Łepetyna i róg, co to za elfickie wymysły?
Rozchyliła bardzo cicho i z niebywałą ostrożnością ścianę liści. Jedynie bystre oko Wiladye zdołało przebić się przez wytworzoną szparę. Przyglądała się uważnie temu czemuś, co znajdowało się w środku samego okręgu. Z początku sądziła, że jakaś dziwna postać zrobiła sobie przystanek wraz ze swoim wierzchowcem, ale im bardziej się przyglądała nieznajomej tym więcej wątpliwości dopadało ciemnowłosą centaurzycę. Głowa dziewczyny wychylała się coraz bardziej ku przodowi, a oczy rozwierały niczym sprawnie działające i zmontowane urządzenie do tortur.
„To jedno ciało”, pomyślała głucho Wiladye.
Serce naturianki załomotało. Świat kurczył się w jej oczach, zaciskał więzy. Ciało zesztywniało do granic możliwości. Nieważny był deszcz, ale pot, który zalał całe jej ciało. Puściła wierzbowe liany i z trudem łapiąc oddech, machała przecząco głową. To niemożliwe, tak nie mogło być, ta sytuacja nie ma miejsca tu i teraz. To sen, to jawa. To obraz jej wyobraźni.
Wiladye cofnęła się. Coraz dalej i dalej… Chciała być jak najdalej. Pragnęła nie zbliżać się do tej krainy już nigdy. Żałowała, po wsze czasy żałowała, że opuściła Korri. Pierwszy raz w życiu.
Nagle końskie udo tknęło zdeformowane drzewo. Wiladye z krótkim i nie za głośnym piskiem zwróciła się w jego stronę. Od bardzo dawno nie zawładnął nią strach. Chciała uciekać, teleportować się w zupełnie inne, odległe miejsce, ale kopyta miała jak z ołowiu. Ciśnienie dudniło w jej żyłach. Chyba za chwilę straci przytomność… Aż pobladła na twarzy i ciele. To nie mogła być prawda, to nie mógł być centaur…
Ona już nie wierzyła swojej pamięci, ani w istnienie kogoś takiego jak ona sama.
- Nadeya
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 57
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Te oczy, wyprute z emocji, plamy krwi na twarzy i ten przerażający uśmiech. Byli wszędzie. Na początku podchodzili powoli. Otaczali Nadeyę. Ona stała nieruchomo, nie mogła się ruszyć, patrzyła niemal bez mrugania. Czekała. Nagła ciemność. Czyiś krzyk, wrzask. Teraz otaczał ją mrok. Były tylko plamy krwi i ślady kopyt. I głos, co wołał „Uciekaj!”. Odbijał się echem w nicości, w jakiej tkwiła. Zniknął. Cisza. Dziewczyna również chciała krzyczeć, ale jej głos jakby zniknął. Otwierała jedynie usta i ruszała nimi. Bez żadnego dźwięku.
„Nadeya, uciekaj!”.
- M-mamo? – pomyślała, bo mówić nie mogła.
„Nie oglądaj się!”.
- Mamo!.
„Uciekaj!”.
Znowu ta złowroga cisza, zimny dreszcz przeszedł centaurzycę. Rozglądała się i szła w nicości, szła, ale wciąż pozostawała w jednym miejscu. Dziewczyna usiadła, spuściła głowę w dół, pogrążając się w smutku.
- Nie ma już nikogo, jesteś sama – powiedział nieprzyjemny, szorstki głos należący do mężczyzny.
- NIEEEEEEEEE!
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, las, Mroczna Puszcza, to tylko sen, bardzo zły sen. Odetchnęła z ulgą i otarła łzy, jakie pojawiły się na jej policzkach, gdy spała. Wstała, omal się nie wywracając. Nieznośny ból po ugryzieniu dawał się we znaki. Naturianka użyła magii, by choć trochę uśmierzyć ból.
- O wiele lepiej – pomyślała.
W tym momencie nastąpił trzask gałęzi, ktoś tu był. Nadeya ostrożnie wychyliła się za delikatne gałęzie płaczącej wierzby i zastrzygła króliczymi uszami. Spojrzała w prawo i nic, spojrzała w lewo i zobaczyła inną centaurzyce. Przez chwilę patrzyła na nią w milczeniu, kompletnie zszokowana.
- Centaur! – wypaliła nagle. – H…hej – dodała już bardziej nieśmiało. – Skąd s…się tu wzięłaś? – spytała. Nie rozpoznała swojej siostry, jeszcze nie.
Podeszła bliżej, stukając kopytkami i przyjrzała się jej uważnie. Jej wzrok wędrował po całym ciele drugiej naturianki. Niczym sęp, okrążyła ją i spojrzała jej w oczy z taką miną, jakby coś odkryła.
- Czy my się znamy? – spytała niepewnie. – Jak ci na imię? Jaki klan? Co tu robisz? – zasypała ją pytaniem, ale szybko zdała sobie sprawę, że nie powinna być taka natarczywa. – Wybacz mi moją ciekawość, ale nieczęsto spotyka się centaury i to w takim miejscu, to może wolniej. Jestem Nadeya, a jak brzmi twoje imię?
„Nadeya, uciekaj!”.
- M-mamo? – pomyślała, bo mówić nie mogła.
„Nie oglądaj się!”.
- Mamo!.
„Uciekaj!”.
Znowu ta złowroga cisza, zimny dreszcz przeszedł centaurzycę. Rozglądała się i szła w nicości, szła, ale wciąż pozostawała w jednym miejscu. Dziewczyna usiadła, spuściła głowę w dół, pogrążając się w smutku.
- Nie ma już nikogo, jesteś sama – powiedział nieprzyjemny, szorstki głos należący do mężczyzny.
- NIEEEEEEEEE!
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, las, Mroczna Puszcza, to tylko sen, bardzo zły sen. Odetchnęła z ulgą i otarła łzy, jakie pojawiły się na jej policzkach, gdy spała. Wstała, omal się nie wywracając. Nieznośny ból po ugryzieniu dawał się we znaki. Naturianka użyła magii, by choć trochę uśmierzyć ból.
- O wiele lepiej – pomyślała.
W tym momencie nastąpił trzask gałęzi, ktoś tu był. Nadeya ostrożnie wychyliła się za delikatne gałęzie płaczącej wierzby i zastrzygła króliczymi uszami. Spojrzała w prawo i nic, spojrzała w lewo i zobaczyła inną centaurzyce. Przez chwilę patrzyła na nią w milczeniu, kompletnie zszokowana.
- Centaur! – wypaliła nagle. – H…hej – dodała już bardziej nieśmiało. – Skąd s…się tu wzięłaś? – spytała. Nie rozpoznała swojej siostry, jeszcze nie.
Podeszła bliżej, stukając kopytkami i przyjrzała się jej uważnie. Jej wzrok wędrował po całym ciele drugiej naturianki. Niczym sęp, okrążyła ją i spojrzała jej w oczy z taką miną, jakby coś odkryła.
- Czy my się znamy? – spytała niepewnie. – Jak ci na imię? Jaki klan? Co tu robisz? – zasypała ją pytaniem, ale szybko zdała sobie sprawę, że nie powinna być taka natarczywa. – Wybacz mi moją ciekawość, ale nieczęsto spotyka się centaury i to w takim miejscu, to może wolniej. Jestem Nadeya, a jak brzmi twoje imię?
Wiladye czuła się niebywale przytłoczona całą sytuacją. Im bliżej była nieznajoma centaurzyca, tym bardziej miała wrażenie, że świat gniecie ją pod swoim naporem. Nie była w stanie unieść tego ciężaru, dlatego gdy jasnowłosa zbliżyła się do niej i zaczęła okrążać, Wiladye usiadła na zadzie. Śledziła wzrokiem króliczo-końską piękność, nie zamykając przy tym ust, ale już normując oddech. Słowa nieznajomej były tak druzgocące, ponieważ potwierdzały realność jej istnienia, co tylko przyczyniło się do kompletnej pustki w głowie ciemnowłosej.
Na początku więc milczała, jakby zatraciła kompletnie zdolność mowy. Struny głosowy nie drgnęły ani razu. Wiladye miała wrażenie, że jej sylwetka zaczyna się skulać, co okazało się prawdą. Nadeya mogła odebrać gesty centaurzycy jako obronne, bowiem Wiladye zaczęła okrywać się rękoma. W końcu twarz zatonęła w dłoniach młodej centaurzycy, gromadząc wszystko w jednym punkcie. Chaos, obrazy, wspomnienia, ból, cierpienie… Aż wreszcie błogi spokój i… Niepamięć.
Wiladye potrząsnęła głową i jeszcze raz spojrzała na nieznajomą. Odzyskała odwagę, ale psychika zdecydowanie nie dopuszczała do siebie wielu faktów i obrazów przeszłości. Ulotniły się niczym piórka na wietrze, opuszczając swoje miejsce i roznosząc się w zapomnienie.
- Nie….Niemożliwe –odpowiedziała dosyć srogo i zimno. Wiladye poprawiła ramiona, które wyprostowały nieznacznie tyłów, ale ręce wciąż były skrzyżowane i opatulały ludzką część centaurzycy.
- Nazywam się Tatiel… - dodała niższym tonem głosu. – I nie możesz mnie znać, bo nie pochodzę z żadnego centaurskiego klanu. Jeżeli kiedyś do jakiegokolwiek należałam, to na pewno tego nie pamiętam. Wychowywała mnie moja siostra. Tylko i wyłącznie ona… Nie zapoznając nigdy innego centaura… - wytłumaczyła się nieco nadmiernie Wiladye, odwracając wzrok od Nadeyi.
- Właściwie… - Rozejrzała się po okolicy. - Co ty tu robisz? To chyba nie miejsce dla takich jak ty… - potwierdziła swoje słowa, wskazując na ranę nieznajomej.
Na początku więc milczała, jakby zatraciła kompletnie zdolność mowy. Struny głosowy nie drgnęły ani razu. Wiladye miała wrażenie, że jej sylwetka zaczyna się skulać, co okazało się prawdą. Nadeya mogła odebrać gesty centaurzycy jako obronne, bowiem Wiladye zaczęła okrywać się rękoma. W końcu twarz zatonęła w dłoniach młodej centaurzycy, gromadząc wszystko w jednym punkcie. Chaos, obrazy, wspomnienia, ból, cierpienie… Aż wreszcie błogi spokój i… Niepamięć.
Wiladye potrząsnęła głową i jeszcze raz spojrzała na nieznajomą. Odzyskała odwagę, ale psychika zdecydowanie nie dopuszczała do siebie wielu faktów i obrazów przeszłości. Ulotniły się niczym piórka na wietrze, opuszczając swoje miejsce i roznosząc się w zapomnienie.
- Nie….Niemożliwe –odpowiedziała dosyć srogo i zimno. Wiladye poprawiła ramiona, które wyprostowały nieznacznie tyłów, ale ręce wciąż były skrzyżowane i opatulały ludzką część centaurzycy.
- Nazywam się Tatiel… - dodała niższym tonem głosu. – I nie możesz mnie znać, bo nie pochodzę z żadnego centaurskiego klanu. Jeżeli kiedyś do jakiegokolwiek należałam, to na pewno tego nie pamiętam. Wychowywała mnie moja siostra. Tylko i wyłącznie ona… Nie zapoznając nigdy innego centaura… - wytłumaczyła się nieco nadmiernie Wiladye, odwracając wzrok od Nadeyi.
- Właściwie… - Rozejrzała się po okolicy. - Co ty tu robisz? To chyba nie miejsce dla takich jak ty… - potwierdziła swoje słowa, wskazując na ranę nieznajomej.
- Nadeya
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 57
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Nadeya zawahała się, widząc, że ta nieznajoma centaurzyca usiadła, zamilkła na chwilę i zaczerpnęła powietrza, po czym westchnęła. Przynajmniej miała bardziej pewność niż niepewność, iż owa naturianka nie stanowi zagrożenia. Dlatego też przestała mówić i zamilkła, czekając, aż tamta się odezwie. W międzyczasie nasłuchiwała dość intensywnie, co łatwo stwierdzić po jej króliczych uszach uniesionych najwyżej jak to możliwe. Gdy tylko spostrzegła, jak kobieta, będąca tej samej rasy, chowa twarz w swych delikatnych dłoniach, ostrożnie podeszła.
- Wszystko w porządku…? – spytała niepewnie.
Pochyliła się tak bardzo, że mogłaby jej bez problemu spojrzeć w oczy. Chciała coś dodać, jednak nagły ruch Wiladye sprawił, że odruchowo się cofnęła. Gdy się wreszcie odezwała, jej głos brzmiał niczym piosenka z dawnych lat, której słowa zatarł czas. Uszka Nadeyi aż opadły na jego dźwięk, a po skórze przeszedł jakiś taki dziwny dreszcz. Szybko jednak otrząsnęła się z tego stanu, jego przyczynę zaś przypisała temu, iż dawno nie widziała żadnego centaura.
- Tatiel – powtórzyła. – Ja jestem Nadeya. Z żadnego? Siostra, ahm. Rozumiem, przez moment wydawało mi się, że ciebie kojarzę – powiedziała z ledwo wyczuwalnym w głosie rozczarowaniem, by jednak Tatiel go nie odkryła, odwróciła głowę, wbijając wzrok w ziemię.
Nastąpiła chwila nieprzyjemnej ciszy, centaurzyca grzebała kopytkiem w ziemi, strzygła uszami, a sądząc po jej minie, wychwyciła jakiś niepokojący odgłos. Machała przez to nerwowo swoim końskim ogonem.
- Em co? – spytała, wyrwana jakby ze snu. – Ah, no bo… No. Tak wyszło jakoś… - Nerwowo poprawiła włosy. – A… a ty? – Starała się zapomnieć o tym, co się działo w Cirque de Memento Mori. Teraz jednak wszystko sobie przypomniała, te ciężkie kajdany, to, co musiała robić zupełnie niewinnym ludziom, zmieniając ich ciało poprzez liczne, niechciane przez nich mutację. Westchnęła i spojrzała w górę.
Teraz także Wiladye mogła usłyszeć to, co wcześniej jej starsza siostra. Głosy, ludzkie. Przepełnione złością i negatywnymi uczuciami.
- O nie. Znam te głosy… - pomyślała. – Musimy uciekać – powiedziała stanowczo i złapała Tatiel za ręką, po czym pociągnęła naturiankę gdzieś poza gałęzie wielkiej wierzby.
- Wszystko w porządku…? – spytała niepewnie.
Pochyliła się tak bardzo, że mogłaby jej bez problemu spojrzeć w oczy. Chciała coś dodać, jednak nagły ruch Wiladye sprawił, że odruchowo się cofnęła. Gdy się wreszcie odezwała, jej głos brzmiał niczym piosenka z dawnych lat, której słowa zatarł czas. Uszka Nadeyi aż opadły na jego dźwięk, a po skórze przeszedł jakiś taki dziwny dreszcz. Szybko jednak otrząsnęła się z tego stanu, jego przyczynę zaś przypisała temu, iż dawno nie widziała żadnego centaura.
- Tatiel – powtórzyła. – Ja jestem Nadeya. Z żadnego? Siostra, ahm. Rozumiem, przez moment wydawało mi się, że ciebie kojarzę – powiedziała z ledwo wyczuwalnym w głosie rozczarowaniem, by jednak Tatiel go nie odkryła, odwróciła głowę, wbijając wzrok w ziemię.
Nastąpiła chwila nieprzyjemnej ciszy, centaurzyca grzebała kopytkiem w ziemi, strzygła uszami, a sądząc po jej minie, wychwyciła jakiś niepokojący odgłos. Machała przez to nerwowo swoim końskim ogonem.
- Em co? – spytała, wyrwana jakby ze snu. – Ah, no bo… No. Tak wyszło jakoś… - Nerwowo poprawiła włosy. – A… a ty? – Starała się zapomnieć o tym, co się działo w Cirque de Memento Mori. Teraz jednak wszystko sobie przypomniała, te ciężkie kajdany, to, co musiała robić zupełnie niewinnym ludziom, zmieniając ich ciało poprzez liczne, niechciane przez nich mutację. Westchnęła i spojrzała w górę.
Teraz także Wiladye mogła usłyszeć to, co wcześniej jej starsza siostra. Głosy, ludzkie. Przepełnione złością i negatywnymi uczuciami.
- O nie. Znam te głosy… - pomyślała. – Musimy uciekać – powiedziała stanowczo i złapała Tatiel za ręką, po czym pociągnęła naturiankę gdzieś poza gałęzie wielkiej wierzby.
- Nessus
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 50
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Wojownik , Wędrowiec , Łowca
- Kontakt:
Podróżował przez Mroczną Puszczę, kałuże oznaczały, iż niedawno spadł tu deszcz. Podobno, ze względu na niesprzyjające warunki i niebezpieczeństwo w postaci, między innymi różnorakich drapieżnych zwierząt i krwiożerczych potworów, trzeba mieć szczęście, żeby tu kogoś spotkać, bo nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszcza się w takie rejony, chyba że musi to zrobić. Cóż... Nessus sam nie wiedział, czy koniecznie musi przejść przez te tereny, więc nie mógł jednoznacznie stwierdzić, co spowodowało, iż teraz podróżuje przez puszczę. Wracając do żywych osób, które można spotkać na tym terenie, to centaur miał chyba pecha z tym związanego, ponieważ natknął się na kilku bandytów, chociaż natknął to mało powiedziane, bo wyskoczyli na niego z zarośli i praktycznie otoczyli. Naturianin zdziwił się, gdy ich zobaczył, bo najwidoczniej byli głupcami, skoro czyhali na kogoś w tak nieprzyjemnej okolicy, zawsze mogliby przenieść się w pobliże jednego z głównych szlaków, gdzie mieliby większą szansę na łup.
Nie bał się, bo nie wątpił w swoje umiejętności i był niemalże pewien, że pokona ich nawet bez wpadania w Szał. Wątpił w coś innego, a mianowicie w to, że grupka, która go otoczyła, jest zdrowa na umyśle, bo wydawało mu się, że tak nie jest, skoro zaczaili się właśnie na niego. Nessus zdawał sobie sprawę z tego, że już sam jego wygląd wzbudza jakieś emocje - mięśnie wojownika, zbroja chroniąca niektóre części ciała, a do tego dwumetrowa halabarda. Przez jego usta przebiegł uśmieszek, a później spojrzał na swoich przeciwników, chciał ich policzyć, ocenić ich wyposażenie i szanse w starciu z nim, a także ułożyć sobie jakieś podstawy taktyki do tego starcia, aby wyjść z niego z najmniejszymi stratami własnymi, a najlepiej bez żadnych ran.
Zaszarżował na tego, który stał naprzeciw niego i stratował go swoimi kopytami, dzięki temu znalazł się z przodu, a bandyci za nim i już go nie otaczali, w dodatku stracili jednego człowieka. Zostało czterech. Centaur zawrócił, najszybciej jak umiał, przy okazji przygotowując halabardę do cięcia, bo wiedział, że gdy się odwróci, to przeciwnicy będą już dość blisko. Nie mylił się i potężnym cięciem uciął głowę jednego z nich, a drugiemu wbił grot klatkę piersiową i pociągnął go w górę, tym samym zadając rany po całej długości klatki piersiowej, a także w szyję, rozcinając mu przy tym gardło i wykonując kolejny zamach. Ostrze przecięło rękę bandyty i ugrzęzło między żebrami, Nessus wyrwał je, a mężczyzna padł na ziemię, babrając się w błocie, które powstało z krwi i ziemi znajdującej się pod jego stopami. Został jeden, który w końcu go zaatakował, jednak centaur zablokował to cięcie stalowym fragmentem karwasza, a miecz odbił się od niego, niczym od tarczy, najwidoczniej bandyta musiał włożyć w to sporo siły. Nie zaatakował drugi raz, bo nie mógł tego zrobić bez ręki, w której trzymał miecz. Postanowił oszczędzić cierpienia przeciwnikowi i dobił go, wbijając mu grot halabardy prosto w serce.
Wyglądało na to, że był to koniec walki, jednak centaur rozejrzał się wokół siebie, dłużej spoglądając na zarośla.
- To tyle? Nikt nie ukrywa się w tych krzakach, w razie, gdyby osobie, na którą napadliście, udałoby się obronić i zabić tę piątkę? - powiedział głośno, licząc na to, że może zza krzewów i drzew wyskoczy kolejna grupka, która go zaatakuje, jednak tam się nie stało. Otarł ostrze topora z krwi, wykorzystując do tego ubranie jednego z zabitych mężczyzn.
Ruszył dalej, gdyż tylko to mu pozostało. Po kilku minutach usłyszał stłumione rozmowy. Ciekawość pokierowała nim tak, że zaczął zbliżać się do źródła rozmów. Ostatecznie galop zamienił się w cwał, a centaur wpadł na polanę, której większość powierzchni zajmowała wielka wierzba płacząca, a raczej jej gałęzie, które prawdopodobnie tworzyły coś na wzór sklepienia nad obszarem znajdującym się pod nimi. Gałęzie sięgały aż do ziemi, jednak Nessus się tym nie przejmował i wybiegł zza gałęzi z toporem gotowym do ataku... prosto na dwa centaury płci żeńskiej. Zarył kopytami w ziemi, a ostrzew broni skierował w dół, gdy zorientował się, że chyba nie są zagrożeniem, które oczekiwał tu znaleźć. Spojrzał na postaci, które znalazły schronienie pod gałęziami drzewa.
- Przepraszam... usłyszałem głosy i skierowałem się w ich stronę, myślałem, że ukrywa się tutaj druga część grupy bandytów, którzy niedawno napadli na mnie... - wytłumaczył swoje zachowanie. Nie chciał całkowicie niepotrzebnie przestraszyć kogoś, kogo nie powinien. W dodatku los odpłacił mu się za to spotkanie z bandytami, bo trafił na dwa centaury, a rasę to nie tak łatwo spotkać gdzieś poza terenem danego klanu.
- Nie chciałem też niepotrzebnie się wpraszać, a skoro nie jesteście zagrożeniem, które spodziewał się tu znaleźć... Oddalę się i wrócę na szlak — powiedział do nieznajomych, następnie odwrócił się i skierował w stronę miejsca, z którego wybiegł.
Nie bał się, bo nie wątpił w swoje umiejętności i był niemalże pewien, że pokona ich nawet bez wpadania w Szał. Wątpił w coś innego, a mianowicie w to, że grupka, która go otoczyła, jest zdrowa na umyśle, bo wydawało mu się, że tak nie jest, skoro zaczaili się właśnie na niego. Nessus zdawał sobie sprawę z tego, że już sam jego wygląd wzbudza jakieś emocje - mięśnie wojownika, zbroja chroniąca niektóre części ciała, a do tego dwumetrowa halabarda. Przez jego usta przebiegł uśmieszek, a później spojrzał na swoich przeciwników, chciał ich policzyć, ocenić ich wyposażenie i szanse w starciu z nim, a także ułożyć sobie jakieś podstawy taktyki do tego starcia, aby wyjść z niego z najmniejszymi stratami własnymi, a najlepiej bez żadnych ran.
Zaszarżował na tego, który stał naprzeciw niego i stratował go swoimi kopytami, dzięki temu znalazł się z przodu, a bandyci za nim i już go nie otaczali, w dodatku stracili jednego człowieka. Zostało czterech. Centaur zawrócił, najszybciej jak umiał, przy okazji przygotowując halabardę do cięcia, bo wiedział, że gdy się odwróci, to przeciwnicy będą już dość blisko. Nie mylił się i potężnym cięciem uciął głowę jednego z nich, a drugiemu wbił grot klatkę piersiową i pociągnął go w górę, tym samym zadając rany po całej długości klatki piersiowej, a także w szyję, rozcinając mu przy tym gardło i wykonując kolejny zamach. Ostrze przecięło rękę bandyty i ugrzęzło między żebrami, Nessus wyrwał je, a mężczyzna padł na ziemię, babrając się w błocie, które powstało z krwi i ziemi znajdującej się pod jego stopami. Został jeden, który w końcu go zaatakował, jednak centaur zablokował to cięcie stalowym fragmentem karwasza, a miecz odbił się od niego, niczym od tarczy, najwidoczniej bandyta musiał włożyć w to sporo siły. Nie zaatakował drugi raz, bo nie mógł tego zrobić bez ręki, w której trzymał miecz. Postanowił oszczędzić cierpienia przeciwnikowi i dobił go, wbijając mu grot halabardy prosto w serce.
Wyglądało na to, że był to koniec walki, jednak centaur rozejrzał się wokół siebie, dłużej spoglądając na zarośla.
- To tyle? Nikt nie ukrywa się w tych krzakach, w razie, gdyby osobie, na którą napadliście, udałoby się obronić i zabić tę piątkę? - powiedział głośno, licząc na to, że może zza krzewów i drzew wyskoczy kolejna grupka, która go zaatakuje, jednak tam się nie stało. Otarł ostrze topora z krwi, wykorzystując do tego ubranie jednego z zabitych mężczyzn.
Ruszył dalej, gdyż tylko to mu pozostało. Po kilku minutach usłyszał stłumione rozmowy. Ciekawość pokierowała nim tak, że zaczął zbliżać się do źródła rozmów. Ostatecznie galop zamienił się w cwał, a centaur wpadł na polanę, której większość powierzchni zajmowała wielka wierzba płacząca, a raczej jej gałęzie, które prawdopodobnie tworzyły coś na wzór sklepienia nad obszarem znajdującym się pod nimi. Gałęzie sięgały aż do ziemi, jednak Nessus się tym nie przejmował i wybiegł zza gałęzi z toporem gotowym do ataku... prosto na dwa centaury płci żeńskiej. Zarył kopytami w ziemi, a ostrzew broni skierował w dół, gdy zorientował się, że chyba nie są zagrożeniem, które oczekiwał tu znaleźć. Spojrzał na postaci, które znalazły schronienie pod gałęziami drzewa.
- Przepraszam... usłyszałem głosy i skierowałem się w ich stronę, myślałem, że ukrywa się tutaj druga część grupy bandytów, którzy niedawno napadli na mnie... - wytłumaczył swoje zachowanie. Nie chciał całkowicie niepotrzebnie przestraszyć kogoś, kogo nie powinien. W dodatku los odpłacił mu się za to spotkanie z bandytami, bo trafił na dwa centaury, a rasę to nie tak łatwo spotkać gdzieś poza terenem danego klanu.
- Nie chciałem też niepotrzebnie się wpraszać, a skoro nie jesteście zagrożeniem, które spodziewał się tu znaleźć... Oddalę się i wrócę na szlak — powiedział do nieznajomych, następnie odwrócił się i skierował w stronę miejsca, z którego wybiegł.
- Phie! – prychnęła centaurzyca, krzyżując ręce na piersi. - No, to się pomyliłaś – odpyskowała typowo dla obcych Wiladye, która niezbyt zważyła na wrażliwość swojej rozmówczyni.
- Ja…hm… - zastanowiła się ciemnowłosa, drapiąc się po podbródku. Właściwie nie do końca miała jakikolwiek powód do tego, by się tu znaleźć, ale czy zawsze musiał jakiś cel istnieć? Zwykły przypadek przywlókł ją aż tutaj. W tę stronę świata jeszcze nie zdołała zajść, więc może to właśnie mógłby być dobry argument!
Nim zdołała pochwalić się swoimi przemyśleniami, akcja zdołała się dość szybko rozwinąć. Niemniej jednak Wiladye z ciekawością obróciła łeb w stronę hałasu w przeciwieństwie do Nadeyi, którą pochłonęło wewnętrzne przerażenie jak i panika. Młodsza centaurzyca nie za bardzo obawiała się nieznajomych. Byłaby w stanie mocno zasadzić komuś z kopyta! A w swoją siłę nie wątpiła! Tym właśnie kierowała się jeszcze młodzieńcza porywczość Wil. Staranować, zasadzić, ewentualnie przeciąż w pół lub wyrwać łeb przeciwnikowi silnym uderzeniem. Nie, aby nie posiadała w sobie ani krzty skrupułów. Po prostu nie będzie ryzykować własnego zdrowia, a może i nawet życia, wobec agresora, który w mgnieniu oka chciałby ją nabić na pal.
- E….Ej! - zauważyła zainteresowana hałasem przysłowiowa Tatiel, teraz porwana nagle w obręb wierzby. – Ale…ale… - zajęczała, gdy po raz kolejny jej zad wylądował w błocie. Było to stosunkowo nieprzyjemne uczucie, co wyraziła mimiką twarzy – zdezorientowaną i nadmiernie wyciągniętą ku niezadowoleniu. Ludzka część wysunęła się jak najbardziej ku górze, a oczy szerzej otworzyły.
Nasłuchiwała dźwięków, chociaż uszy Wiladye nie były tak rozbudowane jak Nadeyi. Właśnie! Skąd ona ma te uszy?!
Tatiel spojrzała zdezorientowana na dodatkowe przyrodzenie nowo poznanej, ale szybko wzrokiem wróciła na zarośla. Słyszała stłumione krzyki cierpienia, gdzieś ze sobą napotkały się ostrza… Wiladye była zachwycona! Chociaż z drugiej strony odrobinę przerażona… ale bardziej podekscytowana! To musiała być dobra potyczka! Zachwycała się Wil, którą zwątpienie ogarnęło dopiero w momencie zbliżającego się mość gościa. Dojrzała przyciemnioną sylwetkę na tle zwisających lekko lian. Kolejny nieznajomy tym razem był uzbrojony, a młoda centaurzyca nie miała zamiaru tak po prostu przywitać i zarazem pożegnać się z ostrzem.
Zerwała się na kopyta i odsunęła za siebie uszatą. Chwyciła jakikolwiek pobliski i niezwykle grubaśny kij. Pochyliła sylwetkę ku tyłowi, by móc się mocno wybić do kontrataku, nawet jeżeli miała przypłacić to życiem. Zza grobu nie byłaby w stanie sobie wybaczyć swojego tchórzostwa. Palcem nakazała ciszy jasnowłosej. Zmarszczyła brwi, wydęła usta. Im bliżej był nieznajomy, tym mocniej zaciskała dłonie na twardej gałęzi. Była skupiona, by idealnie trafić w środek swojego przeciwnika i wnet gałęzie rozchyliły się.
Wiladye z impetem oraz krzykiem ruszyła w stronę nieznajomego. Szybko jednak dojrzała, że jest to ktoś zupełnie inni, niżby mogła sobie to wyobrazić.
- Centaur… - pomyślała głośno, wbijając niechcący kij w ziemię, do którego docisnęło się rozpędzone ciało centaurzycy. – Aaaaa! -spanikowała, napierając na swoją broń. Badyl nie złamał się pod wpływem dużej siły, ale za to skutecznie znokautował Wiladye. Dziewczyna wyrżnęła się w błocie tuż przed mężczyzną. Uniosła oczy na postać centaura. Jej twarz topiła się w ciemno szaro-zielonej glinie. Wzniosła się na rękach, rozdziawiając usta z niedowierzania.
- Na Prasmoka… - wyszeptała jak zahipnotyzowana, obejmując wzrokiem całą sylwetkę niedoszłego napastnika. Do świadomości Wiladye nie dochodził fakt istnienia kogoś takiego, jak mężczyzna centaur. Był to dla niej absurd, a sama zaczęła wierzyć, że bycie półkoniem jest efektem klątwy a nie rasy. W dodatku samca! A ona taka umorusana aż po samą szyję w ciemnym i śmierdzącym błocie! To jednak się teraz nie liczyło. Wiladye milczała gapiąc się ślepo na samca swej rasy. Nie była w stanie nic powiedzieć, a jedynie powoli nabierając coraz to bardziej tępego wyrazu. Szczególnie, gdy paciają wielką grudką odlepiła się i plusnęła o ziemię.
- Ja…hm… - zastanowiła się ciemnowłosa, drapiąc się po podbródku. Właściwie nie do końca miała jakikolwiek powód do tego, by się tu znaleźć, ale czy zawsze musiał jakiś cel istnieć? Zwykły przypadek przywlókł ją aż tutaj. W tę stronę świata jeszcze nie zdołała zajść, więc może to właśnie mógłby być dobry argument!
Nim zdołała pochwalić się swoimi przemyśleniami, akcja zdołała się dość szybko rozwinąć. Niemniej jednak Wiladye z ciekawością obróciła łeb w stronę hałasu w przeciwieństwie do Nadeyi, którą pochłonęło wewnętrzne przerażenie jak i panika. Młodsza centaurzyca nie za bardzo obawiała się nieznajomych. Byłaby w stanie mocno zasadzić komuś z kopyta! A w swoją siłę nie wątpiła! Tym właśnie kierowała się jeszcze młodzieńcza porywczość Wil. Staranować, zasadzić, ewentualnie przeciąż w pół lub wyrwać łeb przeciwnikowi silnym uderzeniem. Nie, aby nie posiadała w sobie ani krzty skrupułów. Po prostu nie będzie ryzykować własnego zdrowia, a może i nawet życia, wobec agresora, który w mgnieniu oka chciałby ją nabić na pal.
- E….Ej! - zauważyła zainteresowana hałasem przysłowiowa Tatiel, teraz porwana nagle w obręb wierzby. – Ale…ale… - zajęczała, gdy po raz kolejny jej zad wylądował w błocie. Było to stosunkowo nieprzyjemne uczucie, co wyraziła mimiką twarzy – zdezorientowaną i nadmiernie wyciągniętą ku niezadowoleniu. Ludzka część wysunęła się jak najbardziej ku górze, a oczy szerzej otworzyły.
Nasłuchiwała dźwięków, chociaż uszy Wiladye nie były tak rozbudowane jak Nadeyi. Właśnie! Skąd ona ma te uszy?!
Tatiel spojrzała zdezorientowana na dodatkowe przyrodzenie nowo poznanej, ale szybko wzrokiem wróciła na zarośla. Słyszała stłumione krzyki cierpienia, gdzieś ze sobą napotkały się ostrza… Wiladye była zachwycona! Chociaż z drugiej strony odrobinę przerażona… ale bardziej podekscytowana! To musiała być dobra potyczka! Zachwycała się Wil, którą zwątpienie ogarnęło dopiero w momencie zbliżającego się mość gościa. Dojrzała przyciemnioną sylwetkę na tle zwisających lekko lian. Kolejny nieznajomy tym razem był uzbrojony, a młoda centaurzyca nie miała zamiaru tak po prostu przywitać i zarazem pożegnać się z ostrzem.
Zerwała się na kopyta i odsunęła za siebie uszatą. Chwyciła jakikolwiek pobliski i niezwykle grubaśny kij. Pochyliła sylwetkę ku tyłowi, by móc się mocno wybić do kontrataku, nawet jeżeli miała przypłacić to życiem. Zza grobu nie byłaby w stanie sobie wybaczyć swojego tchórzostwa. Palcem nakazała ciszy jasnowłosej. Zmarszczyła brwi, wydęła usta. Im bliżej był nieznajomy, tym mocniej zaciskała dłonie na twardej gałęzi. Była skupiona, by idealnie trafić w środek swojego przeciwnika i wnet gałęzie rozchyliły się.
Wiladye z impetem oraz krzykiem ruszyła w stronę nieznajomego. Szybko jednak dojrzała, że jest to ktoś zupełnie inni, niżby mogła sobie to wyobrazić.
- Centaur… - pomyślała głośno, wbijając niechcący kij w ziemię, do którego docisnęło się rozpędzone ciało centaurzycy. – Aaaaa! -spanikowała, napierając na swoją broń. Badyl nie złamał się pod wpływem dużej siły, ale za to skutecznie znokautował Wiladye. Dziewczyna wyrżnęła się w błocie tuż przed mężczyzną. Uniosła oczy na postać centaura. Jej twarz topiła się w ciemno szaro-zielonej glinie. Wzniosła się na rękach, rozdziawiając usta z niedowierzania.
- Na Prasmoka… - wyszeptała jak zahipnotyzowana, obejmując wzrokiem całą sylwetkę niedoszłego napastnika. Do świadomości Wiladye nie dochodził fakt istnienia kogoś takiego, jak mężczyzna centaur. Był to dla niej absurd, a sama zaczęła wierzyć, że bycie półkoniem jest efektem klątwy a nie rasy. W dodatku samca! A ona taka umorusana aż po samą szyję w ciemnym i śmierdzącym błocie! To jednak się teraz nie liczyło. Wiladye milczała gapiąc się ślepo na samca swej rasy. Nie była w stanie nic powiedzieć, a jedynie powoli nabierając coraz to bardziej tępego wyrazu. Szczególnie, gdy paciają wielką grudką odlepiła się i plusnęła o ziemię.
- Nadeya
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 57
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Nadeya skrzywiła się, słysząc opryskliwy ton swojej rozmówczyni. Po tym, co przeszła, miała nadzieję, że dostanie choć trochę ciepła od świata, ale nie. Trafiła na prawdopodobnie młodszą centaurzycę z nieprzyjemnym charakterkiem. Naturianka westchnęła cicho.
Czekała na odpowiedź na zadane przez siebie pytanie, aczkolwiek oni nadchodzili, czyżby młoda centaurzyca była dla nich aż tak cenna? Może chodziło o coś innego, jednakże jeśli ją znajdą, na pewno złapią wraz z dodatkiem w postaci Tatiel. Doskonale słyszała i rozumiała jej niechęć, gdy próbowała ją zmusić do ucieczki. Miała jednak złudną nadzieję, że nie będzie stawiać oporu.
- I co ja mam teraz zrobić? Na pewno mają jakiegoś maga z sobą, nie damy sobie rady. Ona jest kompletnie nieświadoma, a tłumaczenie jej? Nie ma czasu! Oh… Na Matkę Naturę, pozostaje tylko liczyć na łut szczęścia – myślała Nadeya, w międzyczasie nastawiając uszy najwyżej, jak tylko mogła. Może i wyglądała z nimi śmiesznie, ale miała niezwykły słuch dzięki temu.
Niespodziewanie do centaurzycy dotarły jeszcze jakieś inne dźwięki, znacznie głośniejsze. Z całą pewnością jakaś walka. Tylko tego brakowało. Osaczenie z dwóch stron przez na pewno więcej niż dwie osoby. Potem jednak krzyki z bliższej strony ucichły, a ich raczył zaszczycić swą obecnością jakiś mężczyzna. Nadeya cofnęła się, wcale nie ze strachu! Ona tylko… musiała się upewnić, że jest gotowa do taktycznego odwrotu w razie, gdyby sprawy potoczyły się w niekorzystnym dla niej kierunku.
Tatiel miała całkiem inne zamiary. Zmusiła naturiankę, by stanęła za nią, sama zaś szykowała się do ataku. Jasnowłosa przyglądała się obcemu, który nadchodził i zanotowała coś nieprzyjemnego. Ten facet był uzbrojony, a co miała naturianka? Nic! Jedno wielkie nic… dosłownie. Nawet ubrań nie posiadała. No, w sumie może coś tam z magii umiała, ale za mało. Dodatkowo odczuła coś magicznego przy tym człowieku…
- Chwila, chwila! – krzyknęła w swojej głowie. – Toż to centaur! – stwierdziła, niemal w tym samym czasie, gdy jej towarzyszka zrobiła to na głos. Miała ochotę zadać sobie solidny cios ręką w czoło, że wcześniej nie zauważyła końskiej części. Nawet nie wiedziała, jak mogła być tak rozkojarzona, by tego nie zrobić.
Okazało się, że to nie było najgorsze. Wiladye chyba mocno to wystraszyło, biedaczka sama sobie zrobiła krzywdę. Królikoucha westchnęła. Ciemnowłosa zachowywała się, lekko mówiąc, ciekawie. Teraz jednak analizowała dogłębnie słowa mężczyzny i po szybkiej kalkulacji, że w razie nadejścia tych okropnych ludzi i nieludzi z miejsca, gdzie była więziona, ten centaur może się przydać.
- NIE! CZEKAJ! NIE IDŹ! – wykrzyczała gwałtownie Nadeya. – Proszę, gdzieś tu kręcą się… tacy… no… inni bandyci i… - Centaurzyca zawahała się, przecież nawet nie wiedziała, czy może mu ufać, więc szybko zmieniła temat. – Zresztą… Jestem Nadeya, to Tatiel, a ty? Co tu robisz? – Celowo zadała dwa pytania z rzędu, by zająć go nimi, a nie tym, o co przed chwilą chciała prosić.
Czekała na odpowiedź na zadane przez siebie pytanie, aczkolwiek oni nadchodzili, czyżby młoda centaurzyca była dla nich aż tak cenna? Może chodziło o coś innego, jednakże jeśli ją znajdą, na pewno złapią wraz z dodatkiem w postaci Tatiel. Doskonale słyszała i rozumiała jej niechęć, gdy próbowała ją zmusić do ucieczki. Miała jednak złudną nadzieję, że nie będzie stawiać oporu.
- I co ja mam teraz zrobić? Na pewno mają jakiegoś maga z sobą, nie damy sobie rady. Ona jest kompletnie nieświadoma, a tłumaczenie jej? Nie ma czasu! Oh… Na Matkę Naturę, pozostaje tylko liczyć na łut szczęścia – myślała Nadeya, w międzyczasie nastawiając uszy najwyżej, jak tylko mogła. Może i wyglądała z nimi śmiesznie, ale miała niezwykły słuch dzięki temu.
Niespodziewanie do centaurzycy dotarły jeszcze jakieś inne dźwięki, znacznie głośniejsze. Z całą pewnością jakaś walka. Tylko tego brakowało. Osaczenie z dwóch stron przez na pewno więcej niż dwie osoby. Potem jednak krzyki z bliższej strony ucichły, a ich raczył zaszczycić swą obecnością jakiś mężczyzna. Nadeya cofnęła się, wcale nie ze strachu! Ona tylko… musiała się upewnić, że jest gotowa do taktycznego odwrotu w razie, gdyby sprawy potoczyły się w niekorzystnym dla niej kierunku.
Tatiel miała całkiem inne zamiary. Zmusiła naturiankę, by stanęła za nią, sama zaś szykowała się do ataku. Jasnowłosa przyglądała się obcemu, który nadchodził i zanotowała coś nieprzyjemnego. Ten facet był uzbrojony, a co miała naturianka? Nic! Jedno wielkie nic… dosłownie. Nawet ubrań nie posiadała. No, w sumie może coś tam z magii umiała, ale za mało. Dodatkowo odczuła coś magicznego przy tym człowieku…
- Chwila, chwila! – krzyknęła w swojej głowie. – Toż to centaur! – stwierdziła, niemal w tym samym czasie, gdy jej towarzyszka zrobiła to na głos. Miała ochotę zadać sobie solidny cios ręką w czoło, że wcześniej nie zauważyła końskiej części. Nawet nie wiedziała, jak mogła być tak rozkojarzona, by tego nie zrobić.
Okazało się, że to nie było najgorsze. Wiladye chyba mocno to wystraszyło, biedaczka sama sobie zrobiła krzywdę. Królikoucha westchnęła. Ciemnowłosa zachowywała się, lekko mówiąc, ciekawie. Teraz jednak analizowała dogłębnie słowa mężczyzny i po szybkiej kalkulacji, że w razie nadejścia tych okropnych ludzi i nieludzi z miejsca, gdzie była więziona, ten centaur może się przydać.
- NIE! CZEKAJ! NIE IDŹ! – wykrzyczała gwałtownie Nadeya. – Proszę, gdzieś tu kręcą się… tacy… no… inni bandyci i… - Centaurzyca zawahała się, przecież nawet nie wiedziała, czy może mu ufać, więc szybko zmieniła temat. – Zresztą… Jestem Nadeya, to Tatiel, a ty? Co tu robisz? – Celowo zadała dwa pytania z rzędu, by zająć go nimi, a nie tym, o co przed chwilą chciała prosić.
- Nessus
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 50
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Wojownik , Wędrowiec , Łowca
- Kontakt:
Patrzył, jak jedna z kobiet szarżuje w jego stronę i nagle zatrzymuje się, gdy zorientowała się, z kim ma do czynienia, przy okazji wbijając swoją "broń" w grząską ziemię. Konsekwencją tego było to, że swoim ciałem naparła na wbity w ziemię kawałek drewna, potocznie zwany kijem lub patykiem, i wywróciła się, twarzą lądując w błocie. W dodatku jej twarz wylądowała tuż pod jego kopytami. Czuł na swoim ciele jej wzrok i uśmiechnął się, gdy spojrzał w dół, na jej pokrytą błotem twarz.
Nessus pochylił się na tyle, na ile pozwalała mu końska część ciała, czyli na tyle, na ile mógł, bez większego uginania końskich kolan, i wyciągnął dłoń w stronę centaurzycy, oferując pomoc we wstaniu na nogi. Drugą ręką ułożył swą halabardę na boku końskiego ciała w miejscu, w którym znajdował się specjalny uchwyt na tę broń. Widocznie bez różnicy było mu to, że jej dłonie również pokryte są błotem i jego dłonie także takie będą, jeśli ujmie jej dłoń i pomoże we wstaniu. Następnie sięgnął do sakwy i wyciągnął z niej jeden z bukłaków z wodą i podał go osóbce, której pomógł wstać. Nawet gdyby nie przyjęła jego wcześniejszej pomocy, to i tak podałby jej naczynie wypełnione wodą.
- Przemyj sobie ręce i twarz — odezwał się do niej. On sam częściowo ponosił winę za to, że uroda centaurzycy na tę chwilę ucierpiała przez ciemne błoto, które przylepiło się do jej twarzy i dłoni, więc postanowił pomóc jej w powrocie do stanu poprzedniego, bo był on o wiele przyjemniejszy dla oka z tego, co zdążył zauważyć na samym początku, czyli w momencie, w którym szarżowała w jego stronę. I później, z racji tego, iż nie było tu zagrożenia, którego oczekiwał i które chciał spacyfikować, miał zamiar opuścić to miejsce oraz powrócić na szlak.
Odebrał swój bukłak od centaurzycy, gdy ta uporała się już z brzydkim, zimnym błotem, które swym kolorem, ciemnym odcieniem zieleni, który wyglądał niemalże jak czerń, nie odstępowało od ciemnej trawy, jaką można znaleźć na terenie Mrocznej Puszczy. Skórzane naczynie było wyczuwalnie lżejsze niż wcześniej, jednak znajdowało się w nim jeszcze trochę wody. Co prawda, Nessus miał w sakwie jeszcze jeden, tylko że pełny, dlatego też tak chętnie odstąpił wody centaurzycy na to, żeby zmyła z siebie błoto, które nie pachniało zbyt ładnie.
Już się odwrócił i nawet poczynił krok w stronę wyjścia spod wierzby, gdy odezwała się druga naturianka i głośno poprosiła go o to, żeby został z nimi. Wspomniała coś o innych bandytach kręcących się w pobliżu, jednak szybko zmieniła temat, chcąc zagadać go i zatrzymać tu jak najdłużej.
- Nessus z Klanu Złotookich Wojowników — przedstawił się, w dodatku wyprostował swoją ludzką część ciała, gdy to robił, co sprawiało wrażenie, że był dumny z tego, iż pochodzi z Klanu Złotookich Wojowników, co w sumie nie mijałoby się z prawdą. W dodatku on i jego pobratymcy nie musieli ukrywać tego, do jakiego klanu należą, więc mogli przedstawiać się właśnie tak, jak zrobił to Nessus.
- Podróżuję przez Alaranię i nie tak daleko od tego miejsca natknąłem się na grupę bandytów, którzy na mnie napadli... Jak widać, wyszedłem z tego cało, czego nie można powiedzieć o nich. Miałem zamiar przeszukać okolicę, żeby sprawdzić, czy ci, którzy mnie napadli, byli całą grupą, czy może tylko jej częścią, a jeśli okazałoby się, że to drugie, to miałem zamiar zakończyć żywot pozostałych członków grupy, której część na mnie napadła — wytłumaczył. Nie było tu nic do ukrywania, jeśli chodzi o to, co opisał, więc nie musiał uważać na to, co mówi.
- Co wy tu robicie? - zapytał i spojrzał na każdą z centaurzyc. - I może powiesz mi coś więcej na temat tych "innych bandytów", o których wspomniałaś wcześniej? Ilu ich było, jak byli wyposażeni i takie tam? - zadał kolejny pytanie i skrzyżował ręce na umięśnionej klatce piersiowej.
Dopiero teraz zauważył, że obie naturianki nie noszą żadnych ubrań, tym bardziej, że według niego one miały więcej powodów na to, żeby zakrywać swoje klatki piersiowe.
Nessus pochylił się na tyle, na ile pozwalała mu końska część ciała, czyli na tyle, na ile mógł, bez większego uginania końskich kolan, i wyciągnął dłoń w stronę centaurzycy, oferując pomoc we wstaniu na nogi. Drugą ręką ułożył swą halabardę na boku końskiego ciała w miejscu, w którym znajdował się specjalny uchwyt na tę broń. Widocznie bez różnicy było mu to, że jej dłonie również pokryte są błotem i jego dłonie także takie będą, jeśli ujmie jej dłoń i pomoże we wstaniu. Następnie sięgnął do sakwy i wyciągnął z niej jeden z bukłaków z wodą i podał go osóbce, której pomógł wstać. Nawet gdyby nie przyjęła jego wcześniejszej pomocy, to i tak podałby jej naczynie wypełnione wodą.
- Przemyj sobie ręce i twarz — odezwał się do niej. On sam częściowo ponosił winę za to, że uroda centaurzycy na tę chwilę ucierpiała przez ciemne błoto, które przylepiło się do jej twarzy i dłoni, więc postanowił pomóc jej w powrocie do stanu poprzedniego, bo był on o wiele przyjemniejszy dla oka z tego, co zdążył zauważyć na samym początku, czyli w momencie, w którym szarżowała w jego stronę. I później, z racji tego, iż nie było tu zagrożenia, którego oczekiwał i które chciał spacyfikować, miał zamiar opuścić to miejsce oraz powrócić na szlak.
Odebrał swój bukłak od centaurzycy, gdy ta uporała się już z brzydkim, zimnym błotem, które swym kolorem, ciemnym odcieniem zieleni, który wyglądał niemalże jak czerń, nie odstępowało od ciemnej trawy, jaką można znaleźć na terenie Mrocznej Puszczy. Skórzane naczynie było wyczuwalnie lżejsze niż wcześniej, jednak znajdowało się w nim jeszcze trochę wody. Co prawda, Nessus miał w sakwie jeszcze jeden, tylko że pełny, dlatego też tak chętnie odstąpił wody centaurzycy na to, żeby zmyła z siebie błoto, które nie pachniało zbyt ładnie.
Już się odwrócił i nawet poczynił krok w stronę wyjścia spod wierzby, gdy odezwała się druga naturianka i głośno poprosiła go o to, żeby został z nimi. Wspomniała coś o innych bandytach kręcących się w pobliżu, jednak szybko zmieniła temat, chcąc zagadać go i zatrzymać tu jak najdłużej.
- Nessus z Klanu Złotookich Wojowników — przedstawił się, w dodatku wyprostował swoją ludzką część ciała, gdy to robił, co sprawiało wrażenie, że był dumny z tego, iż pochodzi z Klanu Złotookich Wojowników, co w sumie nie mijałoby się z prawdą. W dodatku on i jego pobratymcy nie musieli ukrywać tego, do jakiego klanu należą, więc mogli przedstawiać się właśnie tak, jak zrobił to Nessus.
- Podróżuję przez Alaranię i nie tak daleko od tego miejsca natknąłem się na grupę bandytów, którzy na mnie napadli... Jak widać, wyszedłem z tego cało, czego nie można powiedzieć o nich. Miałem zamiar przeszukać okolicę, żeby sprawdzić, czy ci, którzy mnie napadli, byli całą grupą, czy może tylko jej częścią, a jeśli okazałoby się, że to drugie, to miałem zamiar zakończyć żywot pozostałych członków grupy, której część na mnie napadła — wytłumaczył. Nie było tu nic do ukrywania, jeśli chodzi o to, co opisał, więc nie musiał uważać na to, co mówi.
- Co wy tu robicie? - zapytał i spojrzał na każdą z centaurzyc. - I może powiesz mi coś więcej na temat tych "innych bandytów", o których wspomniałaś wcześniej? Ilu ich było, jak byli wyposażeni i takie tam? - zadał kolejny pytanie i skrzyżował ręce na umięśnionej klatce piersiowej.
Dopiero teraz zauważył, że obie naturianki nie noszą żadnych ubrań, tym bardziej, że według niego one miały więcej powodów na to, żeby zakrywać swoje klatki piersiowe.
Wiladye z wciąż rozchylonymi ustami przyglądała się centaurowi. Jego głos brzmiał jak echo rozbijające się w głowie i słusznie wykonywała każde jego polecenie. Wysunęła rękę w jego stronę, gdy tylko w miarę możliwości się wyprostowała. Ufajdana w lepkim błocie dłoń dziewczyny objęła męską. Ciemnowłosa młódka bardzo mocno go ścisnęła, co świadczyło o pewnym siebie charakterze, aczkolwiek robiła to wciąż oczarowana „nowym” gatunkiem, więc też nie do końca świadomie. Równie z wielkim otępieniem przejęła bukłak wody, nie przerywając wpatrywania się w twarz nieznajomego.
I tak też, podziwiając go jak obrazek, zacisnęła palce na przyjętym przedmiocie i skrzyżowała uścisk, przytulając go tym samym do piersi.
- Przemyję… - powiedziała cicho, jakby odlegle trwając wciąż w swej hipnozie.
- Znaczy…ehm, ja… ja przemyję! – poprawiła się w swej tonacji głosu, gdy wreszcie uświadomiła sobie sens jego słów.
Na Matkę Naturę! Jak ona musiała teraz wyglądać?! Przeżuta i wypluta!
Dziewczyna dojrzała swoje odpicie w ostrzu halabardy i twarz jej zbladła niesamowicie. Nerwowo oraz dosyć niezdarnie zaczęła przemywać twarz, a także jej okolicę. Najgorzej było z włosami, bo nawet wylanie na siebie reszty wody niezbyt pomogło. Centaurzyca w swej rozpaczy zaplotła włosy w warkocz, zawijając go na przód, by zakrył chociaż jedną pierś. W ten sposób krople błota nie namaściły dopiero co wyczyszczonej twarzy, chociaż i tak czuła piach w skórze. Jednak lepsze to niż nic.
Oddała z wdzięcznością łagiew, ale wciąż nie była w stanie wydusić z siebie „stój!”, gdy ten kierował się ku wyjściu. Na całe szczęście Nadeya miała do tego więcej odwagi, a może raczej nosiła w sobie więcej strachu i paniki, która przyczyniała się do zatrzymywania przy sobie największej ilości pobratymców. To już była pierwsza rzutująca się różnica między nimi. Wiladye nie potrafiła nikogo na siłę zatrzymać. Obróciłaby się tyłem, obrażona i wierząc w to, że poradzi sobie doskonale ze wszystkim całkowicie sama!
- Co my tu robimy? – spytała jakby zaskoczona. – Właściwie to nie wiem. Znaczy, nie wiem, co ona tu robi, ja po prostu zwiedzam. Jestem podróżniczką! – Z dumą zaprezentowała swoją silną i zdecydowaną posturę, jakby miała za to zdobyć co najmniej najwyższą oznakę za odwagę.
- Szukam przygód…jakiegoś… dreszczyku emocji… A może i ziół dla mojej siostry? Po prostu nigdy nie zwiedzałam tych okolic, które swoją drogą są bardzo piękne – mówiła, dalej zbliżając się do lian drzewca. Delikatnie ujęła kilka sznurków między swe palce, po czym z nieukrytym zachwytem popieściła nimi swój policzek.
- Spójrz, ile grozy i tajemniczości kryję się wokół nas… - ciągnęła dalej, lecz tym razem z zadziornym uśmieszkiem. – Ile bestii krąży między tymi drzewami, ile istnień i stworów jest w stanie przebrnąć przez te bagna… Dla niektórych to podobno my jesteśmy takimi atrakcjami! Dlaczego więc się nie przyłączyć? Nie poznać tych „dziwactw” i niebezpieczeństw?
Mówiła, krocząc z zuchwałością, jakby te sprawy były dla niej codziennością. Normą w życiu.
Wiladye ani trochę nie wstydziła się swojego ciała. Szczerze mówiąc, nikt jej nie nauczył zakrywać piersi. Zawsze włosy skrupulatnie okrywały całą klatkę piersiową, a w skrajnej ewentualności zakrywała się jakimś lekkim materiałem, tak zwaną narzutką, i jakoś tylko przy elfach. Nigdy jednak nie zapuściła się w żaden klan, w żadne towarzystwo na dłużej. Nawet będąc raz w jakiejś mieścinie, zapomniała o nakryciu się. Jakby to było jej do życia potrzebne, jakieś szmaty na sobie nosić. Ona była piękna sama w sobie. Nie musiała niczego ukrywać i nie rozumiała sensu okrywania ciała. I tak wszyscy wiedzą, że kobiety mają piersi. Jej siostra ma piersi, elfki mają piersi, ludzkie kobiety też je mają. Tylko nie posiadają końskiego zada, ale to już mniejsza o to. Tak czy siak, cycki były częścią każdego społeczeństwa. Nawet teraz nie zwróciła uwagi, czy mężczyzna zawiesił wzrok na którąś partię krągłości u dziewcząt. Młodość i nieświadomość było rzeczą piękną.
- Ej, ej… Młoda, tylko się nie rozklejaj… Widzisz, już tych złych ludzi nie ma. Wyrżnął ich wszystkich w pień, a jak ktoś został, to odetnie łepetynę tym ostrzem. Cokolwiek to jest, wygląda na dosyć sprawne. Łapy ma silne, wystarczy jeden ruch i już po nich! – pocieszała uszatą centaurzycę Wiladye, nie zdając sobie sprawy z tego, że równie dobrze to ona może stać się ofiarą. Nawet jeżeli Nessus nie miał ku temu powodów, to jednakże odrobina rozsądku albo zachowania choćby minimalnego, ograniczonego zaufania zdałaby się na ten moment. Cóż, młódka ta jednak miała w sobie jakieś braki.
I tak też, podziwiając go jak obrazek, zacisnęła palce na przyjętym przedmiocie i skrzyżowała uścisk, przytulając go tym samym do piersi.
- Przemyję… - powiedziała cicho, jakby odlegle trwając wciąż w swej hipnozie.
- Znaczy…ehm, ja… ja przemyję! – poprawiła się w swej tonacji głosu, gdy wreszcie uświadomiła sobie sens jego słów.
Na Matkę Naturę! Jak ona musiała teraz wyglądać?! Przeżuta i wypluta!
Dziewczyna dojrzała swoje odpicie w ostrzu halabardy i twarz jej zbladła niesamowicie. Nerwowo oraz dosyć niezdarnie zaczęła przemywać twarz, a także jej okolicę. Najgorzej było z włosami, bo nawet wylanie na siebie reszty wody niezbyt pomogło. Centaurzyca w swej rozpaczy zaplotła włosy w warkocz, zawijając go na przód, by zakrył chociaż jedną pierś. W ten sposób krople błota nie namaściły dopiero co wyczyszczonej twarzy, chociaż i tak czuła piach w skórze. Jednak lepsze to niż nic.
Oddała z wdzięcznością łagiew, ale wciąż nie była w stanie wydusić z siebie „stój!”, gdy ten kierował się ku wyjściu. Na całe szczęście Nadeya miała do tego więcej odwagi, a może raczej nosiła w sobie więcej strachu i paniki, która przyczyniała się do zatrzymywania przy sobie największej ilości pobratymców. To już była pierwsza rzutująca się różnica między nimi. Wiladye nie potrafiła nikogo na siłę zatrzymać. Obróciłaby się tyłem, obrażona i wierząc w to, że poradzi sobie doskonale ze wszystkim całkowicie sama!
- Co my tu robimy? – spytała jakby zaskoczona. – Właściwie to nie wiem. Znaczy, nie wiem, co ona tu robi, ja po prostu zwiedzam. Jestem podróżniczką! – Z dumą zaprezentowała swoją silną i zdecydowaną posturę, jakby miała za to zdobyć co najmniej najwyższą oznakę za odwagę.
- Szukam przygód…jakiegoś… dreszczyku emocji… A może i ziół dla mojej siostry? Po prostu nigdy nie zwiedzałam tych okolic, które swoją drogą są bardzo piękne – mówiła, dalej zbliżając się do lian drzewca. Delikatnie ujęła kilka sznurków między swe palce, po czym z nieukrytym zachwytem popieściła nimi swój policzek.
- Spójrz, ile grozy i tajemniczości kryję się wokół nas… - ciągnęła dalej, lecz tym razem z zadziornym uśmieszkiem. – Ile bestii krąży między tymi drzewami, ile istnień i stworów jest w stanie przebrnąć przez te bagna… Dla niektórych to podobno my jesteśmy takimi atrakcjami! Dlaczego więc się nie przyłączyć? Nie poznać tych „dziwactw” i niebezpieczeństw?
Mówiła, krocząc z zuchwałością, jakby te sprawy były dla niej codziennością. Normą w życiu.
Wiladye ani trochę nie wstydziła się swojego ciała. Szczerze mówiąc, nikt jej nie nauczył zakrywać piersi. Zawsze włosy skrupulatnie okrywały całą klatkę piersiową, a w skrajnej ewentualności zakrywała się jakimś lekkim materiałem, tak zwaną narzutką, i jakoś tylko przy elfach. Nigdy jednak nie zapuściła się w żaden klan, w żadne towarzystwo na dłużej. Nawet będąc raz w jakiejś mieścinie, zapomniała o nakryciu się. Jakby to było jej do życia potrzebne, jakieś szmaty na sobie nosić. Ona była piękna sama w sobie. Nie musiała niczego ukrywać i nie rozumiała sensu okrywania ciała. I tak wszyscy wiedzą, że kobiety mają piersi. Jej siostra ma piersi, elfki mają piersi, ludzkie kobiety też je mają. Tylko nie posiadają końskiego zada, ale to już mniejsza o to. Tak czy siak, cycki były częścią każdego społeczeństwa. Nawet teraz nie zwróciła uwagi, czy mężczyzna zawiesił wzrok na którąś partię krągłości u dziewcząt. Młodość i nieświadomość było rzeczą piękną.
- Ej, ej… Młoda, tylko się nie rozklejaj… Widzisz, już tych złych ludzi nie ma. Wyrżnął ich wszystkich w pień, a jak ktoś został, to odetnie łepetynę tym ostrzem. Cokolwiek to jest, wygląda na dosyć sprawne. Łapy ma silne, wystarczy jeden ruch i już po nich! – pocieszała uszatą centaurzycę Wiladye, nie zdając sobie sprawy z tego, że równie dobrze to ona może stać się ofiarą. Nawet jeżeli Nessus nie miał ku temu powodów, to jednakże odrobina rozsądku albo zachowania choćby minimalnego, ograniczonego zaufania zdałaby się na ten moment. Cóż, młódka ta jednak miała w sobie jakieś braki.
- Nadeya
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 57
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Nadeya, wciąż tkwiąc w stanie niepokoju, przyglądała się, jak centaur pomaga Tatiel. Podczas tego jasnowłosa nerwowo rozglądała się na boki w obawie, że za moment ktoś tu przyjdzie i zrobi się nieciekawie. Przez myśli przechodziły jej urywki obrazów z przeszłości i tej strasznej rzezi. Jej królicze uszka cały czas stały sztywno uniesione do góry w celu wychwycenia jakichkolwiek podejrzanych odgłosów. Wprawdzie czuła się lepiej z powodu spotkania mężczyzny, który w razie czego mógłby pomóc, ale zmartwienia usunęły się na dalszy plan dopiero, gdy Nadeya skupiła się na tym, co się dzieje pomiędzy jej przypadkowo spotkanymi towarzyszami. Aż dwa centaury różnej płci w Mrocznej Puszczy, kto by się spodziewał?
Naturianka wiedziała, że teraz nie może pozwolić im ot tak sobie pójść. Nessus spojrzał na nią i postanowił odpowiedzieć na jej wcześniej zadane pytanie.
- Miło cię poznać, Nessus – odpowiedziała i postanowiła, iż również się przedstawi. – Nadeya z klanu Szczęścia – wypowiadając te słowa, jej urocze uszka po prostu oklapły, a wyraz jej twarzy stał się ponury.
Ożywiła się jednak na kolejne słowa centaura, przez moment patrzyła na niego zaciekawiona, ale też nieco wystraszona, aczkolwiek starała się nie dać tego po sobie poznać. Mówił tak spokojnie na temat zabijania. Dziewczynie przebiegła przez głowę myśl, która w ogóle nie powinna się zjawić.
- Zabijanie… zabijanie z zimną krwią… A gdybym ich teraz zabiła? Ciekawe, czy by to na mnie jakoś wpłynęło… - Po chwili się opamiętała. – O rety, o czym ja myślę? Chyba zaczynam wariować…
Teraz naturianin zadał pytanie, które zasiało szereg wątpliwości w głowie jasnowłosej, ale po namyśleniu się, stwierdziła, że odpowie zgodnie z prawdą, aczkolwiek szczegóły zachowa dla siebie.
- Uciekam od tych bandytów. Z tego, co wiem, mają bardzo różnorakie bronie, a także znają magię. – Zarządca tego całego Cirque w końcu musiał być przygotowany, skoro przytrzymywał nawet tak niebezpieczne stworzenie jak smok. Ale Nadeya nie miała ochoty mówić więcej.
Spojrzała na swoją towarzyszkę i uśmiechnęła się lekko, aczkolwiek nie wyglądało to pozytywnie, zwłaszcza że w jej oczach błysnęło coś dziwnego. Dodatkowo nie mrugała przez dłuższą chwilę. Po chwili jej zachowanie wróciło do normy. Nie chciała, by ktokolwiek to zauważył, odgarnęła włosy opadające jej na twarz i wbiła wzrok gdzieś w bok. Nie rozumiała tego, czuła się jakoś nieswojo.
Słuchała Tatiel i słowa odnośnie do dziwactw i atrakcji wzburzyły dotychczas zakłopotaną i zaniepokojoną dziewczynę. Tupnęła kopytem w ziemię. Miała ochotę podejść do ciemnowłosej i po prostu jej przywalić, ale nie chciała stracić dopiero co poznanych towarzyszy. Cofnęła się lekko i stała w ciszy, uspokajając się z wolna. Tym razem jasności umysłu nie przyćmiły emocję, ale co będzie, jeśli kiedyś stanie się odwrotnie?
Przez te kłębiące się w jej umyśle myśli, których wciąż przybywało, centaurzyca nie mogła się do końca skupić, przez co zupełnie nie zwróciła uwagi na to, iż jej towarzyszka coś do niej mówi.
Naturianka wiedziała, że teraz nie może pozwolić im ot tak sobie pójść. Nessus spojrzał na nią i postanowił odpowiedzieć na jej wcześniej zadane pytanie.
- Miło cię poznać, Nessus – odpowiedziała i postanowiła, iż również się przedstawi. – Nadeya z klanu Szczęścia – wypowiadając te słowa, jej urocze uszka po prostu oklapły, a wyraz jej twarzy stał się ponury.
Ożywiła się jednak na kolejne słowa centaura, przez moment patrzyła na niego zaciekawiona, ale też nieco wystraszona, aczkolwiek starała się nie dać tego po sobie poznać. Mówił tak spokojnie na temat zabijania. Dziewczynie przebiegła przez głowę myśl, która w ogóle nie powinna się zjawić.
- Zabijanie… zabijanie z zimną krwią… A gdybym ich teraz zabiła? Ciekawe, czy by to na mnie jakoś wpłynęło… - Po chwili się opamiętała. – O rety, o czym ja myślę? Chyba zaczynam wariować…
Teraz naturianin zadał pytanie, które zasiało szereg wątpliwości w głowie jasnowłosej, ale po namyśleniu się, stwierdziła, że odpowie zgodnie z prawdą, aczkolwiek szczegóły zachowa dla siebie.
- Uciekam od tych bandytów. Z tego, co wiem, mają bardzo różnorakie bronie, a także znają magię. – Zarządca tego całego Cirque w końcu musiał być przygotowany, skoro przytrzymywał nawet tak niebezpieczne stworzenie jak smok. Ale Nadeya nie miała ochoty mówić więcej.
Spojrzała na swoją towarzyszkę i uśmiechnęła się lekko, aczkolwiek nie wyglądało to pozytywnie, zwłaszcza że w jej oczach błysnęło coś dziwnego. Dodatkowo nie mrugała przez dłuższą chwilę. Po chwili jej zachowanie wróciło do normy. Nie chciała, by ktokolwiek to zauważył, odgarnęła włosy opadające jej na twarz i wbiła wzrok gdzieś w bok. Nie rozumiała tego, czuła się jakoś nieswojo.
Słuchała Tatiel i słowa odnośnie do dziwactw i atrakcji wzburzyły dotychczas zakłopotaną i zaniepokojoną dziewczynę. Tupnęła kopytem w ziemię. Miała ochotę podejść do ciemnowłosej i po prostu jej przywalić, ale nie chciała stracić dopiero co poznanych towarzyszy. Cofnęła się lekko i stała w ciszy, uspokajając się z wolna. Tym razem jasności umysłu nie przyćmiły emocję, ale co będzie, jeśli kiedyś stanie się odwrotnie?
Przez te kłębiące się w jej umyśle myśli, których wciąż przybywało, centaurzyca nie mogła się do końca skupić, przez co zupełnie nie zwróciła uwagi na to, iż jej towarzyszka coś do niej mówi.
- Nessus
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 50
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Wojownik , Wędrowiec , Łowca
- Kontakt:
Chwilę, w której jedna z naturianek przemywała twarz i dłonie, on wykorzystał na to, żeby lepiej przyjrzeć się tej drugiej, tej, która zatrzymała go pod tym drzewem i zaczęła zadawać pytania, chyba tylko po to, żeby został tu dłużej. Dopiero teraz zauważył, że nad jej jasnymi włosami sterczą królicze uszy. W pewnym stopniu ciekawiło go to, czy są one wynikiem jakiegoś czaru lub klątwy i czy ma je od urodzenia, czy może w trakcie jej życia stało się coś, czego skutkiem były właśnie te uszy, jednak nie miał zamiaru o to pytać, na pewno nie teraz. Pytanie to było zbyt osobiste, żeby mógł je zadać Nadeyi, którą przecież dopiero co poznał. Później przeniósł wzrok na centaurzycę, którą jasnowłosa przedstawiła jako Tetiel, i odebrał od niej bukłak z wodą, a raczej już bez wody, bo był o wiele lżejszy niż wcześniej, a to oznaczało, że nie ma już w nim bezbarwnego płynu, jednak Nessus nie przejął się tym, bo nie był to jedyny pojemnik na wodę, który miał przy sobie. Przez chwilę przyglądał się temu, jak ciemnowłosa naturianka zaplata warkocz ze swoich włosów, jednak szybko pokręcił głową na boki zupełnie, jakby właśnie wyrwał się z głębokiego zamyślenia, co nie było prawdą, i spojrzał gdzieś na bok, rozpoczynając krótką obserwację pobliskich zarośli, w końcu nigdy nie wiadomo, co może się tam czaić, zwłaszcza że znajdują się na terenie Mrocznej Puszczy.
Starały się go przy sobie zatrzymać, podejrzewał, że w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, które może się pojawić i nie chodziło tu wyłącznie o bandytów, o których wspomniała Nadeya.
- Również jestem podróżnikiem i tak jak ty, wcześniej nigdy nie byłem w tej okolicy — powiedział po chwili. Rozmawiał z ciemnowłosą, więc starał się patrzyć jej w oczy.
- Chociaż wydaje mi się, że powinnaś być lepiej przygotowana na przeciwności losu... Głównie chodzi mi o jakąś broń, którą można walczyć o własne życie, gdy zajdzie taka potrzeba — dodał po chwili. Na samym początku starał się ocenić ogólne zdolności bojowe obydwu naturianek i doszedł do wniosku, że jeśli nie potrafią rzucać zaklęć, to mogą nie umieć władać żadną bronią.
- Te "dziwactwa i niebezpieczeństwa", jak to określiłaś, mogą czyhać na nasze życie i dlatego lepiej jest ich nie szukać na własną rękę, bo one mogą nie być w przyjaznym nastroju i będą widziały w tobie tylko posiłek albo zagrożenie, którego muszą się pozbyć i dopiero później użyć go jako jedzenia — odpowiedział z przekonaniem w głosie, które świadczyło o tym, że wie, co mówi i opiera to na własnym doświadczeniu i na wydarzeniach, które tkwiły gdzieś w jego pamięci, a centaur mógł być ich uczestnikiem lub świadkiem. To, kim był dla tych zdarzeń, wiedział tylko on sam.
Mimo tego wszystkiego cały czas wodził wzrokiem za Tatiel, bo przecież rozmawiali ze sobą. Według niego o wiele lepszą była próba zachowania z nią kontaktu wzrokowego, zamiast uciekania wzrokiem na boki albo patrzenia się na jej piersi jak jakiś prymityw, który pierwszy raz widzi odsłonięte ciało kobiety.
- To, że znają magię, sprawia tylko tyle, że mogą przeżyć kilka chwil dłużej w ewentualnym starciu, a poza tym, na samym początku trzeba by było skupić się na tych, którzy władają magią i zabić ich w pierwszej kolejności — odparł, momentalnie przenosząc wzrok na Nadeyę. Jednak jego spojrzenie spoczęło na jasnowłosej tylko na chwilę, bo z powrotem przeniósł je na Tatiel, gdy ta się odezwała.
- Przecież nie zabiłem ich wszystkich... Nie wyolbrzymiaj moich czynów, nie lubię tego — powiedział najpierw. Oznajmił to łagodnie i spokojnym tonem, więc wyglądało na to, że nie miał za złe naturiance tego, co powiedziała, a jedynie wspomniał tylko o tym, żeby na następny raz mówiła zgodnie z prawdą i z tym, co się stało.
- Jak ktoś został i zaatakuje, to szybko pożegna się ze światem żywych — dopowiedział, tym samym potwierdzając słowa centaurzycy.
- Nie zapominaj też o tym, że sama możesz znaleźć się w niebezpieczeństwie i paść ofiarą ataku... Ciebie też obronię, jednak nie mogę być w kilku miejscach jednocześnie, więc i tak musicie na siebie uważać, jeśli już dojdzie do jakiejś walki — pierwszą część powiedział spoglądając w oczy Tatiel, natomiast przy drugiej przeniósł już wzrok na Nadeyę, a później ponownie na Tatiel.
- A moja broń to halabarda, tylko że różni się od innych tym, że jest nieco mniejsza i lepiej przystosowana do warunków bojowych — powiedział na sam koniec i uśmiechnął się, zupełnie jakby był dumny z tego, że jest właścicielem tej broni. W sumie to nie mijałoby się to z prawdą, w końcu halabarda należała kiedyś do wojownika, który, według jednego z Szamanów z jego klanu, znajduje się w ciele Nessusa i daje mu możliwość wpadnięcia w "Szał Berserkera".
Starały się go przy sobie zatrzymać, podejrzewał, że w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, które może się pojawić i nie chodziło tu wyłącznie o bandytów, o których wspomniała Nadeya.
- Również jestem podróżnikiem i tak jak ty, wcześniej nigdy nie byłem w tej okolicy — powiedział po chwili. Rozmawiał z ciemnowłosą, więc starał się patrzyć jej w oczy.
- Chociaż wydaje mi się, że powinnaś być lepiej przygotowana na przeciwności losu... Głównie chodzi mi o jakąś broń, którą można walczyć o własne życie, gdy zajdzie taka potrzeba — dodał po chwili. Na samym początku starał się ocenić ogólne zdolności bojowe obydwu naturianek i doszedł do wniosku, że jeśli nie potrafią rzucać zaklęć, to mogą nie umieć władać żadną bronią.
- Te "dziwactwa i niebezpieczeństwa", jak to określiłaś, mogą czyhać na nasze życie i dlatego lepiej jest ich nie szukać na własną rękę, bo one mogą nie być w przyjaznym nastroju i będą widziały w tobie tylko posiłek albo zagrożenie, którego muszą się pozbyć i dopiero później użyć go jako jedzenia — odpowiedział z przekonaniem w głosie, które świadczyło o tym, że wie, co mówi i opiera to na własnym doświadczeniu i na wydarzeniach, które tkwiły gdzieś w jego pamięci, a centaur mógł być ich uczestnikiem lub świadkiem. To, kim był dla tych zdarzeń, wiedział tylko on sam.
Mimo tego wszystkiego cały czas wodził wzrokiem za Tatiel, bo przecież rozmawiali ze sobą. Według niego o wiele lepszą była próba zachowania z nią kontaktu wzrokowego, zamiast uciekania wzrokiem na boki albo patrzenia się na jej piersi jak jakiś prymityw, który pierwszy raz widzi odsłonięte ciało kobiety.
- To, że znają magię, sprawia tylko tyle, że mogą przeżyć kilka chwil dłużej w ewentualnym starciu, a poza tym, na samym początku trzeba by było skupić się na tych, którzy władają magią i zabić ich w pierwszej kolejności — odparł, momentalnie przenosząc wzrok na Nadeyę. Jednak jego spojrzenie spoczęło na jasnowłosej tylko na chwilę, bo z powrotem przeniósł je na Tatiel, gdy ta się odezwała.
- Przecież nie zabiłem ich wszystkich... Nie wyolbrzymiaj moich czynów, nie lubię tego — powiedział najpierw. Oznajmił to łagodnie i spokojnym tonem, więc wyglądało na to, że nie miał za złe naturiance tego, co powiedziała, a jedynie wspomniał tylko o tym, żeby na następny raz mówiła zgodnie z prawdą i z tym, co się stało.
- Jak ktoś został i zaatakuje, to szybko pożegna się ze światem żywych — dopowiedział, tym samym potwierdzając słowa centaurzycy.
- Nie zapominaj też o tym, że sama możesz znaleźć się w niebezpieczeństwie i paść ofiarą ataku... Ciebie też obronię, jednak nie mogę być w kilku miejscach jednocześnie, więc i tak musicie na siebie uważać, jeśli już dojdzie do jakiejś walki — pierwszą część powiedział spoglądając w oczy Tatiel, natomiast przy drugiej przeniósł już wzrok na Nadeyę, a później ponownie na Tatiel.
- A moja broń to halabarda, tylko że różni się od innych tym, że jest nieco mniejsza i lepiej przystosowana do warunków bojowych — powiedział na sam koniec i uśmiechnął się, zupełnie jakby był dumny z tego, że jest właścicielem tej broni. W sumie to nie mijałoby się to z prawdą, w końcu halabarda należała kiedyś do wojownika, który, według jednego z Szamanów z jego klanu, znajduje się w ciele Nessusa i daje mu możliwość wpadnięcia w "Szał Berserkera".
Wiladye spoglądała na uszatą i wygięła dziwacznie minę w zastanowieniu. Chciała nawet podejść do Nadeyi, by pomachać jej dłonią przed twarzą, bo widać gdzieś odleciała myślami, ale odwiódł ją od tego pomysłu męski głos. Na całe szczęście. Nie wiadomo bowiem, jak beztroskość i bezpośredniość ciemnowłosej mogłaby się skończyć w tym towarzystwie.
Młodsza centaurzyca spojrzała na mężczyznę i wsłuchując się w jego słowa, zupełnie jakby się na moment rozpłynęła. Kąciki ust powędrowały na boki, głowa przechyliła się delikatnie na bok, a oczy nabrały miana „maślanych”. Tak się jej miło go słuchało, przy czym niezbyt ważne było, co mówił. Miał taki niski ton głosu, był taką oazą spokoju, do której zapewne niejedna kopytna chciałaby wrócić.
Delikatnie otrząsnęła się, gdy tylko zdała sobie sprawę ze swojego oczarowania. Chrząknęła cicho i pogłaskała swój gruby warkocz.
- Ależ ja nie wyolbrzymiam twoich czynów – zapewniła ciemnowłosa. – Ja tylko stwierdziłam fakty – dopowiedziała swym pewnym głosem.
- Nie bój głowy, w razie czego na pewno sobie jakoś obie pomożemy w trudnej sytuacji, prawda, Nadeya? – Uśmiechnęła się pogodnie centaurzyca. – A co do potworów, to albo one znajdą nas, albo my je. Nie, abym specjalnie szukała ich po krzakach, ale sam wiesz, o co chodzi… Lepiej wychodzić przeciwnościom na przód! – Biła się w pierś dziewczyna, porażając okolicę swoją zuchwałością.
- Poza tym, ja się broni nie boję! – mówiła wciąż dumnie prężąc swoje ciało. – Kiedyś strzelałam z łuku, a i tez miałam do czynienia z włócznią! – chwaliła się otwarcie Wiladye, chociaż ominęła pewne fakty… Jakby chociaż to, że strzelanie z łuku szło jej jak krew z nosa. Nie mogła jednak źle wypaść przed takim centaurem! Jeszcze uzna ją za jakieś niedorobione dzieci bez talentu. A ona miała talent! Miała siłę woli nie do złamania i nie wiedziała, co to strach!
- Tylko w środku tego interesującego lasu chyba trudno będzie coś znaleźć… Chyba, że o! Jakiegoś dobrego badyle się znajdzie…jak o ten, o który się tak... no…e… - Drapała się po głowie, by ująć jakoś mniej ośmieszająco swój czyn. – WYWRÓCIŁAM – zaznaczyła wyraźnie Wiladye – i połączyć z jakimś ostrym kamieniem… owinąć… to by częściowo dało radę… Chyba. No coś się znajdzie gdzieś!
- Uuuu… - podziwiała broń mężczyzny, wspinając się wzrokiem po ostrzu. Ona sama z pewnością byłaby dumna, posiadając takie coś! – Hal…Halbar…Halbarda? –próbowała tępo powtórzyć. – A tego czegoś nie trzymają tacy ludzie w ciężkich żelazach, co stoją przy wejściach wielkich murów? Jeeeejku! Też tak stoisz przy wejściach wielkich murów? To musi być strasznie nudne! – Przewróciła oczami ciemnowłosa.
- No to skoro ja jestem podróżniczką i ty jesteś podróżnikiem, a Nadeya jest… ehm… - Spojrzała niepewnie i z delikatną kpiną na jasnowłosą. – Nadeyą, to może nie wiem…hm… Może odprowadzimy Nadeyę do klanu? Pewnie te głupie zbiry oddzieliły cię od stada! A tak nie wolno robić! Co ty na to, Nadeya? Gdzie twój klan?
Młodsza centaurzyca spojrzała na mężczyznę i wsłuchując się w jego słowa, zupełnie jakby się na moment rozpłynęła. Kąciki ust powędrowały na boki, głowa przechyliła się delikatnie na bok, a oczy nabrały miana „maślanych”. Tak się jej miło go słuchało, przy czym niezbyt ważne było, co mówił. Miał taki niski ton głosu, był taką oazą spokoju, do której zapewne niejedna kopytna chciałaby wrócić.
Delikatnie otrząsnęła się, gdy tylko zdała sobie sprawę ze swojego oczarowania. Chrząknęła cicho i pogłaskała swój gruby warkocz.
- Ależ ja nie wyolbrzymiam twoich czynów – zapewniła ciemnowłosa. – Ja tylko stwierdziłam fakty – dopowiedziała swym pewnym głosem.
- Nie bój głowy, w razie czego na pewno sobie jakoś obie pomożemy w trudnej sytuacji, prawda, Nadeya? – Uśmiechnęła się pogodnie centaurzyca. – A co do potworów, to albo one znajdą nas, albo my je. Nie, abym specjalnie szukała ich po krzakach, ale sam wiesz, o co chodzi… Lepiej wychodzić przeciwnościom na przód! – Biła się w pierś dziewczyna, porażając okolicę swoją zuchwałością.
- Poza tym, ja się broni nie boję! – mówiła wciąż dumnie prężąc swoje ciało. – Kiedyś strzelałam z łuku, a i tez miałam do czynienia z włócznią! – chwaliła się otwarcie Wiladye, chociaż ominęła pewne fakty… Jakby chociaż to, że strzelanie z łuku szło jej jak krew z nosa. Nie mogła jednak źle wypaść przed takim centaurem! Jeszcze uzna ją za jakieś niedorobione dzieci bez talentu. A ona miała talent! Miała siłę woli nie do złamania i nie wiedziała, co to strach!
- Tylko w środku tego interesującego lasu chyba trudno będzie coś znaleźć… Chyba, że o! Jakiegoś dobrego badyle się znajdzie…jak o ten, o który się tak... no…e… - Drapała się po głowie, by ująć jakoś mniej ośmieszająco swój czyn. – WYWRÓCIŁAM – zaznaczyła wyraźnie Wiladye – i połączyć z jakimś ostrym kamieniem… owinąć… to by częściowo dało radę… Chyba. No coś się znajdzie gdzieś!
- Uuuu… - podziwiała broń mężczyzny, wspinając się wzrokiem po ostrzu. Ona sama z pewnością byłaby dumna, posiadając takie coś! – Hal…Halbar…Halbarda? –próbowała tępo powtórzyć. – A tego czegoś nie trzymają tacy ludzie w ciężkich żelazach, co stoją przy wejściach wielkich murów? Jeeeejku! Też tak stoisz przy wejściach wielkich murów? To musi być strasznie nudne! – Przewróciła oczami ciemnowłosa.
- No to skoro ja jestem podróżniczką i ty jesteś podróżnikiem, a Nadeya jest… ehm… - Spojrzała niepewnie i z delikatną kpiną na jasnowłosą. – Nadeyą, to może nie wiem…hm… Może odprowadzimy Nadeyę do klanu? Pewnie te głupie zbiry oddzieliły cię od stada! A tak nie wolno robić! Co ty na to, Nadeya? Gdzie twój klan?
- Nadeya
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 57
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Nadeya spostrzegła, jak Nessus przygląda się jej króliczym uszom. Centaurzyca nie miała zamiaru udawać, iż nie widzi, co robi mężczyzna. Zawstydziła się trochę, sądząc po jej rumieńcu. Myślała o tym, jak wytykali ją palcami i śmiali się, nazywając dziwadłem. Skrzywiła się na samą myśl.
- To niezamierzony efekt spowodowany nieostrożnym użyciem magii życia – powiedziała, wskazując na swoje uszka. – Nie potrafiłam tego cofnąć, aczkolwiek nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Teraz mam bardzo dobry słuch. – Uśmiechnęła się lekko.
Przyglądała się rozmowie swoich nowych towarzyszy i zastanawiała się, czy aby nie opętał jej jakiś demon, podsuwający tak okrutne obrazy. O ile po ucieczce wszystko było w porządku, to teraz coś ewidentnie się popsuło. W każdym razie starała się słuchać rozmowy Tateil i centaura, choć co chwilę uciekała myślami gdzieś indziej mimowolnie. Dobrze, iż Nessus zwrócił się do Nadeyi, bo to skutecznie wyrwało ją z tego nieprzyjemnego stanu, łudząco podobnego do zahipnotyzowania.
- To nie takie proste… Niektórzy potrafią kontrolować umysł… - powiedziała z nieukrywanym trudem, przypominając sobie tamte wydarzenia. – Ale masz rację, wyeliminować tych od magii to dobry pomysł, aczkolwiek najpierw przydałoby się eliminować dowódcę, a to graniczy z niemożliwym. Bądź co bądź, jak wysłali tu swoich ludzi, to z pewnością po to, by rozeznać się w sytuacji pod pozorem ataku. – Dziewczyna wiedziała to i owo o sposobach działania swojego dawnego „szefa”, o ile można go tak nazwać, bo był to istny tyran.
Naturianka spoglądała na Tatiel, zastanawiając się, jak może być ona taka beztroska, szybko zdała sobie sprawę, że ona nie przeszła tego samego, czego lekko zazdrościła jej Nadeya. Zwykłe życie, to o tym marzyła, siedząc w klatce i z obawą patrząc, jak zbliża się kolejny dzień tortur.
- Hm? Ach… mhm – odpowiedziała Tatiel, nie do końca wiedząc, na co odpowiada przez pierwszą chwilę. – Potwory… prawdziwymi są ludzie – pomyślała.
Ciemnowłosa centaurzyca przechwalała się, jaka jest odważna i jak to się broni nie boi. Dziewczyna postanowiła ponownie włączyć się do rozmowy, by nie myśleć aż tyle.
- Oh, broni się bać nie trzeba, tylko jeśli już to tego, kto ją dzierży i ma wycelowaną prosto na nas – skomentowała. – Myślę, że badyl jest średnio przydatny w walce, łamie się szybko, a jedyne, co nim możesz zrobić, to choćby wydłubać oczy, ale raczej nie zabić. No chyba, że z tym kamieniem to by mogło… Jakby co, znam też troszkę dziedzinę magii… zła.
Teraz swoją broń zaprezentował Nessus, no ta to była porządna, idealna do walki. Nie to, co badyl z kamyczkiem. Nagle naturianka poczuła coś dziwnego, emanującego od halabardy i szybko zrozumiała.
- Nie jest to taka zwykła halabarda, prawda? Jest w niej jakaś magia? – spytała, by ostatecznie rozwiać swoje wątpliwości.
Centaurzyca, słysząc słowa swojej towarzyszki, zdała sobie sprawę, iż jeszcze nigdy nie widziała miasta. W tym momencie ustanowiła to sobie za jeden z celi, które chce osiągnąć. W końcu jest już wolna. Dodatkowo to, co powiedziała ciemnowłosa, a dokładnie rzecz biorąc, nie wiedziała, jak określić jasnowłosą, sprawiło, iż uszata naturianka również się zamyśliła i nie przyszło jej do głowy nic sensownego, przez co poczuła się trochę nieprzyjemnie.
Pytania „Może odprowadzimy Nadeye do klanu?” oraz „Gdzie twój klan?” rozbrzmiewały wielokrotnie w głowie Nadeyi. Sprawiły tak brutalny i nagły powrót wspomnień w przeszłości i nawet to najboleśniejsze. Jej matka i kochana, młodsza siostrzyczka. Ciarki przeszły przez ciało dziewczyny, objawiając się wyraźną gęsią skórką. Źrenice jej piwnych ocząt rozszerzyły się tak bardzo, iż niemal całkowicie skryły tęczówkę poprzez swą nieprzeniknioną czerń. Stała w bezruchu, co w tym momencie wyglądało dość niepokojąco, a co gorsza, mimo łez, spływających po jej policzkach, zaczęła się śmiać. Jej psychika ewidentnie przestawała sobie radzić z ogromem okrutnych przeżyć.
- Gdzie jest mój klan?! – Śmiała się niczym szaleniec i nagle spoważniała. – WYMORDOWANY! – krzyknęła ze złością.
I kto wie, czy by nie wpadła w jakiś szał gniewu, ale akurat w tym momencie trzasnął piorun, przewracając drzewo. Część jednej z jego gałęzi uderzyła Nadeyę w głowę, przez co dziewczyna straciła przytomność.
- To niezamierzony efekt spowodowany nieostrożnym użyciem magii życia – powiedziała, wskazując na swoje uszka. – Nie potrafiłam tego cofnąć, aczkolwiek nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Teraz mam bardzo dobry słuch. – Uśmiechnęła się lekko.
Przyglądała się rozmowie swoich nowych towarzyszy i zastanawiała się, czy aby nie opętał jej jakiś demon, podsuwający tak okrutne obrazy. O ile po ucieczce wszystko było w porządku, to teraz coś ewidentnie się popsuło. W każdym razie starała się słuchać rozmowy Tateil i centaura, choć co chwilę uciekała myślami gdzieś indziej mimowolnie. Dobrze, iż Nessus zwrócił się do Nadeyi, bo to skutecznie wyrwało ją z tego nieprzyjemnego stanu, łudząco podobnego do zahipnotyzowania.
- To nie takie proste… Niektórzy potrafią kontrolować umysł… - powiedziała z nieukrywanym trudem, przypominając sobie tamte wydarzenia. – Ale masz rację, wyeliminować tych od magii to dobry pomysł, aczkolwiek najpierw przydałoby się eliminować dowódcę, a to graniczy z niemożliwym. Bądź co bądź, jak wysłali tu swoich ludzi, to z pewnością po to, by rozeznać się w sytuacji pod pozorem ataku. – Dziewczyna wiedziała to i owo o sposobach działania swojego dawnego „szefa”, o ile można go tak nazwać, bo był to istny tyran.
Naturianka spoglądała na Tatiel, zastanawiając się, jak może być ona taka beztroska, szybko zdała sobie sprawę, że ona nie przeszła tego samego, czego lekko zazdrościła jej Nadeya. Zwykłe życie, to o tym marzyła, siedząc w klatce i z obawą patrząc, jak zbliża się kolejny dzień tortur.
- Hm? Ach… mhm – odpowiedziała Tatiel, nie do końca wiedząc, na co odpowiada przez pierwszą chwilę. – Potwory… prawdziwymi są ludzie – pomyślała.
Ciemnowłosa centaurzyca przechwalała się, jaka jest odważna i jak to się broni nie boi. Dziewczyna postanowiła ponownie włączyć się do rozmowy, by nie myśleć aż tyle.
- Oh, broni się bać nie trzeba, tylko jeśli już to tego, kto ją dzierży i ma wycelowaną prosto na nas – skomentowała. – Myślę, że badyl jest średnio przydatny w walce, łamie się szybko, a jedyne, co nim możesz zrobić, to choćby wydłubać oczy, ale raczej nie zabić. No chyba, że z tym kamieniem to by mogło… Jakby co, znam też troszkę dziedzinę magii… zła.
Teraz swoją broń zaprezentował Nessus, no ta to była porządna, idealna do walki. Nie to, co badyl z kamyczkiem. Nagle naturianka poczuła coś dziwnego, emanującego od halabardy i szybko zrozumiała.
- Nie jest to taka zwykła halabarda, prawda? Jest w niej jakaś magia? – spytała, by ostatecznie rozwiać swoje wątpliwości.
Centaurzyca, słysząc słowa swojej towarzyszki, zdała sobie sprawę, iż jeszcze nigdy nie widziała miasta. W tym momencie ustanowiła to sobie za jeden z celi, które chce osiągnąć. W końcu jest już wolna. Dodatkowo to, co powiedziała ciemnowłosa, a dokładnie rzecz biorąc, nie wiedziała, jak określić jasnowłosą, sprawiło, iż uszata naturianka również się zamyśliła i nie przyszło jej do głowy nic sensownego, przez co poczuła się trochę nieprzyjemnie.
Pytania „Może odprowadzimy Nadeye do klanu?” oraz „Gdzie twój klan?” rozbrzmiewały wielokrotnie w głowie Nadeyi. Sprawiły tak brutalny i nagły powrót wspomnień w przeszłości i nawet to najboleśniejsze. Jej matka i kochana, młodsza siostrzyczka. Ciarki przeszły przez ciało dziewczyny, objawiając się wyraźną gęsią skórką. Źrenice jej piwnych ocząt rozszerzyły się tak bardzo, iż niemal całkowicie skryły tęczówkę poprzez swą nieprzeniknioną czerń. Stała w bezruchu, co w tym momencie wyglądało dość niepokojąco, a co gorsza, mimo łez, spływających po jej policzkach, zaczęła się śmiać. Jej psychika ewidentnie przestawała sobie radzić z ogromem okrutnych przeżyć.
- Gdzie jest mój klan?! – Śmiała się niczym szaleniec i nagle spoważniała. – WYMORDOWANY! – krzyknęła ze złością.
I kto wie, czy by nie wpadła w jakiś szał gniewu, ale akurat w tym momencie trzasnął piorun, przewracając drzewo. Część jednej z jego gałęzi uderzyła Nadeyę w głowę, przez co dziewczyna straciła przytomność.
- Nessus
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 50
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Wojownik , Wędrowiec , Łowca
- Kontakt:
Spojrzał na Nadeyę, gdy odpowiedziała na pytanie, którego jeszcze nie zadał, właściwie to nawet nie miał zamiaru pytać o jej królicze uszy.
- Tak naprawdę nie miałem nawet zamiaru pytać o twoje uszy i o to, jak to się stało, że masz je na głowie — odparł po chwili, zgodnie z prawdą zresztą.
- Z kontrolą umysłu można walczyć, ważna jest przy tym siła twojej woli, bo im większa, tym dłużej możesz się temu opierać — powiedział to tonem, który nie pozostawiał wątpliwości, że naturianin przynajmniej raz znalazł się w takiej sytuacji. Po chwili spojrzał w stronę ciemnowłosej centaurzycy, bo teraz to z nią zaczął rozmawiać.
- Niech ci będzie — odparł, tak trochę od niechcenia, jednak nie miał zamiaru wdawać się w dalsze dyskusje na ten temat.
- Można im wychodzić naprzeciw, jeśli umiesz przeciwstawić się tym przeciwnościom i wiesz, że dasz radę im się przeciwstawić — powiedział spokojnie, jednak wydawać się mogło, że dobrze wiedział, o czym mówi i że sam kierował się tym w swoim życiu. Nie byłoby to kłamstwem, gdyż radę taką usłyszał od ojca, jednak w tej chwili nie mógł sobie przypomnieć tego, na jaki temat wtedy rozmawiali. Jakby nie było, Nessus wziął sobie to do serca, zapamiętał i miał zamiar stosować to w swoim życiu. Dlatego, gdy był pewien, że nie da sobie z czymś rady, nawet biorąc pod uwagę mało prawdopodobny łut szczęścia, to nawet nie próbował tego robić. Oczywiście miało to swoje dobre i złe strony, jak wszystko na tym świecie.
- W takim razie, w razie zagrożenia, dasz sobie radę z obroną siebie i Nadeyi — powiedział do naturianki. Oczywiście chodziło mu o sytuację, w której on sam walczyłby z innymi przeciwnikami, a jeden lub dwóch skupiłoby się na centaurzycach, a on nie miałby czasu na to, żeby do nich dotrzeć i pozbyć się zagrożenia, bo sam byłby wtedy w niebezpieczeństwie.
- Nawet jeśli znalazłabyś tu jakiś kamień, to pewnie trzeba by było go naostrzyć... - odparł tonem, który sugerował, że to, co powiedział, jest oczywiste na tyle, że nie musiał o tym wspominać, jednak zrobił to.
- Halabarda — powtórzył raz jeszcze po tym, jak próby wymówienia tego przez Tatiel skończyły się niepowodzeniem.
- Trzymają, dość często, tylko że moja broń jest bojową wersją halabardy co między innymi sprowadza się do tego, że jest krótsza od zwykłej broni tego typu, a dzięki temu łatwiej jest nią walczyć — wytłumaczył. Wydawało mu się, że nie musi już wspominać o tym, że on nie stoi przy bramie i niczego nie pilnuje, bo stwierdzenie, że tak nie jest, nasuwało się już samo, przynajmniej tak mu się wydawało.
- To prawda... Jest w niej dość dużo magii, z tego, co mi wiadomo — odpowiedział na pytanie Nadeyi, przy okazji spojrzał na nią. Dzięki temu mógł też dokładnie widzieć reakcję jasnowłosej centaurzycy na to, co powiedziała Tetiel. Wszystko skończyło dziwnym zdarzeniem, bo błyskawica uderzyła w drzewo i przewróciła je, a część gałęzi uderzyła jasnowłosą naturiankę i pozbawiła ją przytomności.
- Chyba poruszyłaś wrażliwą strunę, a to, co stało się później, jest dźwiękiem, który został przez nią stworzony — powiedział do ciemnowłosej, jednak spoglądał na nieprzytomną Nadeyę. Trzeba było sprawdzić, czy żyje, lepiej było się upewnić, czy straciła przytomność, czy może gałąź od razu odebrała jej życie. Nessus podszedł do leżącej naturianki, klęknął przy niej na tyle, na ile mógł i pochylił się, a po chwili przystawił dwa palce pod jej podbródek. Wyczuł tam bicie jej serca.
- Żyje — powiedział krótko, przy okazji wstając i spoglądając na Tetiel.
- Wygląda na to, że musimy poczekać, aż odzyska przytomność... Może porozmawiamy? Poznamy się bliżej i tak dalej? - zaproponował i podszedł nieco bliżej ciemnowłosej.
- Tak naprawdę nie miałem nawet zamiaru pytać o twoje uszy i o to, jak to się stało, że masz je na głowie — odparł po chwili, zgodnie z prawdą zresztą.
- Z kontrolą umysłu można walczyć, ważna jest przy tym siła twojej woli, bo im większa, tym dłużej możesz się temu opierać — powiedział to tonem, który nie pozostawiał wątpliwości, że naturianin przynajmniej raz znalazł się w takiej sytuacji. Po chwili spojrzał w stronę ciemnowłosej centaurzycy, bo teraz to z nią zaczął rozmawiać.
- Niech ci będzie — odparł, tak trochę od niechcenia, jednak nie miał zamiaru wdawać się w dalsze dyskusje na ten temat.
- Można im wychodzić naprzeciw, jeśli umiesz przeciwstawić się tym przeciwnościom i wiesz, że dasz radę im się przeciwstawić — powiedział spokojnie, jednak wydawać się mogło, że dobrze wiedział, o czym mówi i że sam kierował się tym w swoim życiu. Nie byłoby to kłamstwem, gdyż radę taką usłyszał od ojca, jednak w tej chwili nie mógł sobie przypomnieć tego, na jaki temat wtedy rozmawiali. Jakby nie było, Nessus wziął sobie to do serca, zapamiętał i miał zamiar stosować to w swoim życiu. Dlatego, gdy był pewien, że nie da sobie z czymś rady, nawet biorąc pod uwagę mało prawdopodobny łut szczęścia, to nawet nie próbował tego robić. Oczywiście miało to swoje dobre i złe strony, jak wszystko na tym świecie.
- W takim razie, w razie zagrożenia, dasz sobie radę z obroną siebie i Nadeyi — powiedział do naturianki. Oczywiście chodziło mu o sytuację, w której on sam walczyłby z innymi przeciwnikami, a jeden lub dwóch skupiłoby się na centaurzycach, a on nie miałby czasu na to, żeby do nich dotrzeć i pozbyć się zagrożenia, bo sam byłby wtedy w niebezpieczeństwie.
- Nawet jeśli znalazłabyś tu jakiś kamień, to pewnie trzeba by było go naostrzyć... - odparł tonem, który sugerował, że to, co powiedział, jest oczywiste na tyle, że nie musiał o tym wspominać, jednak zrobił to.
- Halabarda — powtórzył raz jeszcze po tym, jak próby wymówienia tego przez Tatiel skończyły się niepowodzeniem.
- Trzymają, dość często, tylko że moja broń jest bojową wersją halabardy co między innymi sprowadza się do tego, że jest krótsza od zwykłej broni tego typu, a dzięki temu łatwiej jest nią walczyć — wytłumaczył. Wydawało mu się, że nie musi już wspominać o tym, że on nie stoi przy bramie i niczego nie pilnuje, bo stwierdzenie, że tak nie jest, nasuwało się już samo, przynajmniej tak mu się wydawało.
- To prawda... Jest w niej dość dużo magii, z tego, co mi wiadomo — odpowiedział na pytanie Nadeyi, przy okazji spojrzał na nią. Dzięki temu mógł też dokładnie widzieć reakcję jasnowłosej centaurzycy na to, co powiedziała Tetiel. Wszystko skończyło dziwnym zdarzeniem, bo błyskawica uderzyła w drzewo i przewróciła je, a część gałęzi uderzyła jasnowłosą naturiankę i pozbawiła ją przytomności.
- Chyba poruszyłaś wrażliwą strunę, a to, co stało się później, jest dźwiękiem, który został przez nią stworzony — powiedział do ciemnowłosej, jednak spoglądał na nieprzytomną Nadeyę. Trzeba było sprawdzić, czy żyje, lepiej było się upewnić, czy straciła przytomność, czy może gałąź od razu odebrała jej życie. Nessus podszedł do leżącej naturianki, klęknął przy niej na tyle, na ile mógł i pochylił się, a po chwili przystawił dwa palce pod jej podbródek. Wyczuł tam bicie jej serca.
- Żyje — powiedział krótko, przy okazji wstając i spoglądając na Tetiel.
- Wygląda na to, że musimy poczekać, aż odzyska przytomność... Może porozmawiamy? Poznamy się bliżej i tak dalej? - zaproponował i podszedł nieco bliżej ciemnowłosej.
Wiladye z jeszcze większym zachwytem spojrzała na halabardę słysząc, że posiada w sobie jakieś magiczne właściwości. Momentalnie ostrze zabłysło w jej oczach niczym rasowe złoto czy diamenty, a może nawet cała kopalnia tychże drogocennych surowców!
- Jeeeejku… - zachłysnęła się widokiem, nie ukrywając w żaden sposób swoich uczuć. – A to co takiego magicznego robi? Ej, chwila! A ty skąd wiesz, że taka magiczna?! – spytała Nadeyę, nim jeszcze dostała ataku szaleństwa, chociaż wcale nie oczekiwała odpowiedzi. Dłonie aż świerzbiły ją do przechwycenia cudownej „zabawki” Nessusa, ale też nie śmiała ubrudzić broni swoimi średnio czystymi palcami i pomachać nią na boki.
Chwilę później stało się coś dosyć… dziwnego. Bynajmniej młódka nie spodziewała się takiego postradania zmysłów ze strony, niedawno co, nadmiernie łagodnej owieczki, która to chowała się w totalnej panice w wierzbowym drzewcu. Z drugiej strony to właśnie najczęściej po takich osobach można spodziewać się podatnej na szaleństwa psychiki. Z resztą skąd ona mogła wiedzieć, że jej lud został wymordowany?! Brzmi to co najmniej absurdalnie patrząc na fakt, że obie pochodzą z tego samego stada, aczkolwiek teraz przybrała nową postać lepszej siebie – Tatiel, która miała siostrę i to było jej właśnie stado.
Piorun trzasnął gdzieś w tle i Wiladye odruchowo skryła się pod swoimi rękoma, delikatnie się przy tym pochylając. Korri zawsze uczyła ją, by w razie burzy leżeć jak najniżej, ale też mieć możliwość pogalopowania na przód. W razie oczywiście, gdyby ów błyskawica trafiła drzewo i miało runąć spaść wprost na nią. Najwidoczniej Nadeya nie miała takiego doświadczenia z burzami. Wiladye nawet nie wpadła na pomysł, że samą przyczyną mogła być rzucająca czarami jej prawdziwa, kopytna siostra. No bo od kiedy to centaury rzucają tak czarami na prawo i lewo? Od tego są elfy albo czarodzieje!
Niemniej jednak wybałuszyła oczy, widząc, jak jasnowłosa centaurzca została powalona przez zgraję gałęzi. Wiladye westchnęła w szoku zakrywając usta. Z początku ją na tyle zamurowało, że tylko rzuciła krótkie spojrzenie w stronę samca i tak przeskakiwała oczami to na niego, to na nią, by w końcu zatrzymać się na nieprzytomnej uszatej.
Nie wtrącała się, gdy Nessus zbliżył się do Nadeyi. Trwała w napięciu, oczekując odpowiedzi. Co jak co, ale nie miała zamiaru doprowadzać jej do śmierci! Przez jedno pytanie!
- Oooo… Na Prasmoka! Skąd ja miałam wiedzieć?! – wzburzyła się ciemnowłosa, gdy ten sprawdzał jej przytomność. Na całe szczęście żyła.
WIladye zakręciła wokół własnej osi, obejmując rękoma ludzką część sylwetki. Wyglądało, jakby myślała i nad czymś się zastanawiała.
- Nie moja wina, że zamordowali jej klan… I nie moja wina tej głupiej gałęzi… - burknęła pod nosem, próbując się jakoś obronić.
Na ostatnie pytanie Nessusa brunetka jakby zwątpiła. Targała się ze swoimi emocjami przez dłuższy moment, aż w końcu wybuchnęła.
- No na koński zad! Ale ona jest nieprzytomna! Jak…jak… No, jak ja mam tutaj rozmawiać, jak ona taka wyłożona i prawie że zdechła?! Weź, ją chyba ocknąć trzeba, nie? – mówiła nerwowo kopytna, zbliżając się do swojej siostry. Położyła się swoim końskim ciałem tuż przy Nadeyi, tak by móc się do niej pochylić i zbliżyć twarz. Obejrzała dokładnie jej głowę, czy nie było żadnej krwi. Jedynie kilka zadrapań i niezły guz na przyszłość.
Wiladye wyciągnęła dłoń w stronę uszatej i potargała po babcinemu jej policzek.
- Hej… Nadye… - próbowała mówić na tyle troskliwe, na ile umiała, a… prawie nie umiała. – Weź się obudź, ocknij albo chociaż mruknij…- Nieco mocniej przycisnęła kciuki z palcem wskazującym na jagodach jasnowłosej. – Kurczę! Zobacz, co się z nią stało! Nietomna jak nabrzdykany elf w karczmie…
Wiladye jakoś wewnątrz serca naprawdę była zmartwiona o te nową. W końcu to była jedyna kopytna samica, jaką spotkała w swoim życiu, a teraz leży powalona przez gałęzie. Może to jakąś ta energia, wracająca za złe słowa i odbiło się to akurat na biednej Nadeyi? Wiladye mogłaby obiecać poprawę swego zachowania, ale doskonale wiedziała, że nijak jej to się uda. Jest zbyt porywcza!
- Myślisz, że się obudzi?... – spytała niepewnie, spoglądając na Nessusa.
- Jeeeejku… - zachłysnęła się widokiem, nie ukrywając w żaden sposób swoich uczuć. – A to co takiego magicznego robi? Ej, chwila! A ty skąd wiesz, że taka magiczna?! – spytała Nadeyę, nim jeszcze dostała ataku szaleństwa, chociaż wcale nie oczekiwała odpowiedzi. Dłonie aż świerzbiły ją do przechwycenia cudownej „zabawki” Nessusa, ale też nie śmiała ubrudzić broni swoimi średnio czystymi palcami i pomachać nią na boki.
Chwilę później stało się coś dosyć… dziwnego. Bynajmniej młódka nie spodziewała się takiego postradania zmysłów ze strony, niedawno co, nadmiernie łagodnej owieczki, która to chowała się w totalnej panice w wierzbowym drzewcu. Z drugiej strony to właśnie najczęściej po takich osobach można spodziewać się podatnej na szaleństwa psychiki. Z resztą skąd ona mogła wiedzieć, że jej lud został wymordowany?! Brzmi to co najmniej absurdalnie patrząc na fakt, że obie pochodzą z tego samego stada, aczkolwiek teraz przybrała nową postać lepszej siebie – Tatiel, która miała siostrę i to było jej właśnie stado.
Piorun trzasnął gdzieś w tle i Wiladye odruchowo skryła się pod swoimi rękoma, delikatnie się przy tym pochylając. Korri zawsze uczyła ją, by w razie burzy leżeć jak najniżej, ale też mieć możliwość pogalopowania na przód. W razie oczywiście, gdyby ów błyskawica trafiła drzewo i miało runąć spaść wprost na nią. Najwidoczniej Nadeya nie miała takiego doświadczenia z burzami. Wiladye nawet nie wpadła na pomysł, że samą przyczyną mogła być rzucająca czarami jej prawdziwa, kopytna siostra. No bo od kiedy to centaury rzucają tak czarami na prawo i lewo? Od tego są elfy albo czarodzieje!
Niemniej jednak wybałuszyła oczy, widząc, jak jasnowłosa centaurzca została powalona przez zgraję gałęzi. Wiladye westchnęła w szoku zakrywając usta. Z początku ją na tyle zamurowało, że tylko rzuciła krótkie spojrzenie w stronę samca i tak przeskakiwała oczami to na niego, to na nią, by w końcu zatrzymać się na nieprzytomnej uszatej.
Nie wtrącała się, gdy Nessus zbliżył się do Nadeyi. Trwała w napięciu, oczekując odpowiedzi. Co jak co, ale nie miała zamiaru doprowadzać jej do śmierci! Przez jedno pytanie!
- Oooo… Na Prasmoka! Skąd ja miałam wiedzieć?! – wzburzyła się ciemnowłosa, gdy ten sprawdzał jej przytomność. Na całe szczęście żyła.
WIladye zakręciła wokół własnej osi, obejmując rękoma ludzką część sylwetki. Wyglądało, jakby myślała i nad czymś się zastanawiała.
- Nie moja wina, że zamordowali jej klan… I nie moja wina tej głupiej gałęzi… - burknęła pod nosem, próbując się jakoś obronić.
Na ostatnie pytanie Nessusa brunetka jakby zwątpiła. Targała się ze swoimi emocjami przez dłuższy moment, aż w końcu wybuchnęła.
- No na koński zad! Ale ona jest nieprzytomna! Jak…jak… No, jak ja mam tutaj rozmawiać, jak ona taka wyłożona i prawie że zdechła?! Weź, ją chyba ocknąć trzeba, nie? – mówiła nerwowo kopytna, zbliżając się do swojej siostry. Położyła się swoim końskim ciałem tuż przy Nadeyi, tak by móc się do niej pochylić i zbliżyć twarz. Obejrzała dokładnie jej głowę, czy nie było żadnej krwi. Jedynie kilka zadrapań i niezły guz na przyszłość.
Wiladye wyciągnęła dłoń w stronę uszatej i potargała po babcinemu jej policzek.
- Hej… Nadye… - próbowała mówić na tyle troskliwe, na ile umiała, a… prawie nie umiała. – Weź się obudź, ocknij albo chociaż mruknij…- Nieco mocniej przycisnęła kciuki z palcem wskazującym na jagodach jasnowłosej. – Kurczę! Zobacz, co się z nią stało! Nietomna jak nabrzdykany elf w karczmie…
Wiladye jakoś wewnątrz serca naprawdę była zmartwiona o te nową. W końcu to była jedyna kopytna samica, jaką spotkała w swoim życiu, a teraz leży powalona przez gałęzie. Może to jakąś ta energia, wracająca za złe słowa i odbiło się to akurat na biednej Nadeyi? Wiladye mogłaby obiecać poprawę swego zachowania, ale doskonale wiedziała, że nijak jej to się uda. Jest zbyt porywcza!
- Myślisz, że się obudzi?... – spytała niepewnie, spoglądając na Nessusa.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość