Czarna PuszczaTajemnica Medalionu

Nocne zwierzęta, pumy, nietoperze, wilkołaki, niedźwiedzie. Pułapki, mroczne jaskinie, burze, wycie wilków, istoty przerażające i potwory... to tylko przedsmak tego co spotka Cię w Czarnej Puszczy, krainie znajdującej się na północny zachód od Doliny Umarłych, świecie, którego nigdy nie pozna przeciętne stworzenie.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Gewein
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Tajemnica Medalionu

Post autor: Gewein »

Nie wiadomo, co przywiodło go akurat w to miejsce, czym się kierował, wybierając kierunek na tą spaczoną od lat puszczę. Droga mijała mu raczej powoli, a temu wszystkiemu towarzyszyła cisza, spowodowana zapewne znikomą ilość żyjących w nim zwierząt. Dopiero, kiedy zagłębił się w las, do jego uszu zaczęły dobiegać dźwięki, które nie jednego by zawróciły ze szlaku. Okolica była zdecydowanie niebezpieczna i nie brakowało tutaj istot, wabiących nieostrożnych wędrowców w pułapki. Z powodu braku słońca, które skryte, było za poskręcanymi koronami drzew, zorientowanie się w czasie, który już wykorzystał na tą wędrówkę, i czy w ogóle w dobrym kierunku, było niemożliwe. Został skazany na ścieżkę, która doprowadziła go do cmentarza. Wszedł na plac, cisza i spokój panowały dookoła. Jego wzrok przykuł pewien nagrobek, był okazały i widać, że został postawiony dość niedawno, tak że czas nie zdążył jeszcze odcisnąć swojego piętna na kamieniu. Kruk, siedzący na gałęzi pobliskiego drzewa, przepatrywał okolicę. Gewein podchodząc nieco bliżej spostrzegł, że grób ten jest rozkopany. Widząc rozkładające się ciało odruchowo odwrócił wzrok, powstrzymując odruch wymiotny.Do jego uszu dobiegł czyjś krzyk i chyba... wołanie o pomoc? Wahał się przez chwilę. Jednak coś pchnęło go do przodu, nie mógł przecież dać komuś zginać w takim miejscu. Po paru chwilach przedzierania się przez leśne poszycie, dotarł wreszcie do źródła dźwięku. Kilka metrów od swojej pozycji dostrzegł mężczyznę, próbującego bronić się przed dwoma istotami. Dla Geweina nie było problemem zrozumienie, czym są owe istoty. Miał już bowiem z nimi do czynienia, dobrze zbudowane sylwetki nieco zgarbione, skóra w kolorze szarości i czerni, paszcze pełne zębów, ostre szpony, no i do tego niewielkie skrzydła. Gewein westchnął, biorąc w ręce sztylety i energicznie nimi kręcąc. Poprawił chwyt na rękojeściach i ruszył w kierunku nieznajomego oraz demonów. Rany na ciele mężczyzny nie wróżyły za dobrze, a samotna walka z dwójką demonów nie bardzo była mu na rękę. Gargulce, ze względu na swoje gabaryty i nie za wysoki wskaźnik intelektu, nie stanowiły dla niego wyzwania. Uniki stosowane przez niego, które sprawiają, że staje się teoretycznie niewidzialny, z łatwością wyprowadzą w pole ich małe mózgi. Większym problemem będzie przebicie skóry gargulca przy użyciu sztyletów. Walka miedzy nimi rozgorzała na dobre i nic nie wskazywało, iż to starcie szybko się skończy.
Awatar użytkownika
Rika
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rika »

Rika postanowiła przemyśleć kilka spraw, a żadne miejsce nie wydawało jej się nigdy tak odpowiednie do tego, jak las. Wielu popukałoby się w głowę i wyliczyłoby szereg niebezpieczeństw czychających w nieprzeniknionych zakamarkach tej puszczy, jednak Rika czuła się częścią leśnego królestwa, w którym dorastała. Uważała, że nawet perspektywa największych zagrożeń w takim miejscu jest czasem lepsza niż zamieszanie, które potrafią sprawić ludzie. Powietrze pachniało tu wilgocią i roślinnością, a stopy przyjemnie zagłębiały się w poszyciu. Otaczająca cisza, w owej chwili tylko co jakiś czas przerywana odgłosami mieszkańców puszczy, działała kojąco na zmysły. Kobieta stąpała lekko, omijając intuicyjnie wszelkie korzenie. Zwyczajowo poruszała się dość bezszelestnie, bo choć jej zamiarem było jedynie się wyciszyć, podświadomie nie potrafiła wyzbyć się naturalnej dla siebie czujności. Po kilkunastu minutach przyjemnej wędrówki udało jej się znaleźć idealne, jej zdaniem, miejsce na odpoczynek. Zdjąwszy z pleców łuk i niewielki tobołek, jak zwykle wypchany po brzegi, rozsiadła się pod drzewem. Oparłszy głowę o omszały pień, zaczęła przypominać sobie zdarzenia ostatnich kilku dni, które zmęczyły ją swoją intensywnością. Pomyślała, że w ostatnim czasie ciągle wpadała z deszczu po rynnę. Wreszcie może sobie odpocząć.
Spojrzała w górę, by przyjrzeć się starym, poskręcanym ze sobą gałęziom. Czasem trudno było ocenić, do którego z drzew należą. Przed sobą miała ciekawszy widok, a mianowicie majaczące w oddali zarysy cmentarza. Była tu kilka razy, ale nigdy nie widziała odwiedzających. No właśnie. Zmrużyła oczy, co pozwoliło jej wyostrzyć wzrok. Wydało jej się, że pośród nieruchomych kształtów nagrobków dostrzegła ruch. Nie natknęła się na zwierzęta w tej okolicy, z resztą ledwo słyszalne teraz odgłosy, ciężko było jej przypisać do któregoś z sobie znanych stworzeń.
Niełatwo było odegnać nagle powstałą ciekawość. Nie nasiedziawszy się długo, zebrała swój skromny bagaż i zaczęła niepostrzeżenie przemykać się w kierunku cmentarza. Po krótkiej chwili jej oczom ukazał się widok, przez który na chwilę wstrzymała oddech.
- O żesz! - wymknęło jej się, po czym intuicyjnie sięgnęła po łuk i strzałę, nie odwracając wzroku. W sporej od siebie odległości zobaczyła dwa gargulce pastwiące się nad bezbronnym poranionym mężczyzną, a także nieznajomego, który zdawał się podejmować próbę przejęcia kontroli nad sytuacją. Sztylety w jego dłoniach nie pozostawiały wątpliwości. Niewiele myśląc, naciągnęła cięciwę, a świat i jej pole widzenia zwężyły się tylko do jednego punktu. Posłała strzałę w kierunku jednego z gargulców, który odwracał się właśnie w stronę przybyłego mężczyzny. Przecięła ona powietrze ze świstem, lecz ku rozczarowaniu Riki wbiła się tylko lekko w skórę szyi przebrzydłej istoty. Nie tracąc czasu, kobieta pochwyciła następną strzałę, by tym razem posłać ją w oczodół gargulca. Był nieco zaskoczony atakiem, zdawałoby się, z nikąd i wydał odgłos bólu, jednak wiadomym było, że taki atak nie wystarczy, by się rozprawić na dobre z potworami. Posłała jeszcze jedną strzałę, by rozproszyć uwagę drugiej istoty, lecz to jedyny efekt jaki jej się udało osiągnąć. Ranny mężczyzna był najpewniej konający, miała nadzieję, że uda się szybko zabić stworzenia, a także, że nieznajomy właściciel sztyletów nie zamierzał po całej sprawie użyć ich przeciwko niej. W końcu mogła tylko zgadywać, co faktycznie miało tu miejsce. Na razie jednak mieli wspólnych wrogów, skoro już zdecydowała się wplątać w tę sytuację. Zupełnie, jakby miała mało problemów w ostatnim czasie. Postanowiła zbliżyć się na tyle, by móc ukazać swoją postać, a także by ułatwić sobie celowanie.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

Siedziała w gospodzie przyglądając się zgromadzonym w niej mężczyznom. Poszukiwała takiego, z którym będzie mogła bezpiecznie podróżować po nieprzychylnych rejonach Mrocznej Puszczy. Waab zadawał się idealnie pasować do obecnych potrzeb Awel. Mężczyzna kroczył dumnie przez salę, nic sobie nie robiąc z panującego zewsząd tłoku, a mimo że przedstawiał się jako kapłan, nawet rycerze schodzili mu z drogi. Zadziwiające, ile potrafi sprawić okazała muskulatura i olbrzymich rozmiarów dwuręczny miecz przewieszony przez plecy. Wadą Waaba była jego inteligencja, przenikliwość i niechęć, którą darzył magów, ale Bryza uznała ze jakoś sobie z tym poradzi. Z uśmiechem na ustach skwitowała widok dwóch olbrzymich kufli jakie kapłan postawił przed nią na stole.
- Najlepsze co można tu dostać – odpowiedział, śmiejąc się przy tym donośnie. – Albo też jedyne, które nie wypala ci żołądka zaraz po spożyciu.
- I podają to w wiadrach? – Udała zdziwienie, biorąc do ręki wielkie naczynie.
- A zatem mówisz, że cię okradziono i potrzebujesz pomocy – kontynuował Waab przerwaną przed chwilą rozmowę.
- Yhmm – czarodziejka potwierdziła skinieniem głowy. Nie mówiła prawdy. W rzeczywistości ten, kto skradł interesujący ją medalion, zwyczajnie uprzedził Awel w jej prywatnych zamiarach. Według zasad moralnych, którymi kierowała się Bryza, skora sama zamierzała ukraść dany przedmiot, to mogła go uważać za własny, nawet wówczas gdy jeszcze nie miała go w swoich dłoniach. Rzadko posługiwała się prostym kłamstwem. Wolała milczenie, półprawdy lub przedstawianie wydarzeń w korzystnym dla siebie świetle.
- Nie przywiązuję większej wagi do jego ewentualnej wartości – zaczęła opowiadać Awel, co akurat było łgarstwem w żywe oczy – ale przedmiot tej mocy w nieodpowiednich rękach grozi katastrofą.
- A jak to się stało, że zwykły prostak był w stanie zwinąć ci sprzed nosa coś. czego deklarowałaś się strzec za cenę życia? – nie dawał za wygraną Waab.
- Upił mnie, zaciągnął do łoża, a gdy obudziłam się rano medalion przepadł – odpowiedziała Awel obserwując uważnie reakcję kapłana. Waab zastygł w bezruchu a piwo z kufla zaczęło lecieć mu strumieniami po brodzie. – Gdy przybyłam na miejsce, medalionu nie było już w świątyni, a zamiast niego odnalazłam tam dziesiątki zabitych – wyjaśniła po chwili.
- A zatem szukasz zemsty?
- Pewnie poprawiła by mi ona nastrój, ale ostatecznie zemsta nie jest żadnym rozwiązaniem. Poza tym myślałam, że to ty jesteś mścicielem. Sama chciałabym po prostu dojść do prawdy.
- Ha. Ha. Ha! Mścicielem? Ja? O nie moja panno. Ja zajmuje się tylko edukacją. Uczę ludzi o zbawiennym działaniu mrozu. Mówię ci, nie ma nic bardziej oczyszczającego, jak usiąść na golasa na szczytach Fellarionu. Człowiek od razu zapomina o doczesnych zmartwieniach – przedstawił swoją filozofię Waab.
- Domyślam się – z rozbawieniem stwierdziła Bryza.
- Pomogę ci. Dopadniemy tego, który buchnął ci medalion i obijemy go moją kapłańską laską. Jednak jeśli zamierzasz mnie oszukać, pożałujesz tego dużo bardziej niż nasz przyjaciel złodziejaszek – zaoferował swoją pomoc Waab.
- Wypiłabym za to, ale to coś, co przyniosłeś, właśnie przeżarło dno kufla i rozlewa się po podłodze – Bryza nie należała do osób łatwo dających się wyprowadzić z równowago. „Zdecydowanie jest za inteligentny” pomyślała, wpatrując się w pochłaniającego trunek kapłana.
Awatar użytkownika
Gewein
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gewein »

Kiedy strzały przeszyły powietrze z lekkim świstem, nie lada było zdziwienie Gewein'a, kiedy dwie strzały, jedna po drugiej, wbiły się najpierw w kark gargulca, a następnie w oko. Ten jednak nie wyglądał kogoś, kto po takim ataku ustąpi. Druga z bestii nie czekając długo odwróciła wzrok w stronę łuczniczki, a ranny przeciwnik zwrócił swą uwagę na niego i mężczyznę, którego chciał ocalić. Teraz musiał wybierać pomiędzy pomocą obu nieznajomym. Zastygł na chwilę, przerzucając wzrok raz to na łuczniczkę, raz na rannego mężczyznę, jakby to miało mu jakoś ułatwić dokonanie wyboru. "Mój ojciec powiedział mi kiedyś..."
''Kiedy mężczyzna z naszej rodziny osiągnie odpowiedni wiek, uczy się pieśni bitewnej naszych krewnych. Gdy twój wróg usłyszy ją w bitwie,
dosięgnie go trwoga. Gdyż będzie wiedział że jesteś jednym z Duraninów.''
"Pieśń, której nauczył mnie ojciec dokładnie brzmi tak"
***
" Gdy cień przybędzie odebrać nasze dusze.
niektórzy muszą powstać- światłość stróże.
imiona w głaz, duchy legend.
Czyny nieznane, jednak nigdy nie zapomniane.
To są Duraninowie- przepełnień honorem bez trwogi przez życie.
Pamiętajcie o nich gdy w nadziei zwątpicie. "

***

Szybka retrospekcja nieco go rozbawiła. Uniósł rękę, zaczesując grzywkę do tyłu, jego zazwyczaj wielobarwne oczy przybrały kolor czerwieni. Uśmiech na twarzy dość dobrze zgrywał się z pogwizdywaną przez niego melodią pieśń. Sięgając ponownie sztyletów można było zauważyć, iż różnica w jego postawie była znacząca. Teraz bardziej przypominał dzikie zwierzę niż człowieka. Zanim pierwszy z oponentów (ten ranny) zdołał wykonać ruch, Gewein przeskakując mu za plecy pochwycił ręką strzałę, ciągnąc gargulca na ziemię. Z impetem naskoczył na plecy lecącego gargulca, rozcinając błony na jego skrzydłach. Lądowanie nie było dla nich obu zbyt przyjemne. Chociaż poza zgubionymi sztyletami i kilkoma siniakami, nic poważnego mu się nie stało. Uniósł się lekko, a jego wracające już do normalnego koloru oczy dostrzegły buty. Unosząc wzrok jeszcze wyżej zrównał go ze wzrokiem nieznajomej łuczniczki. Zrobiło mu się trochę głupio.
- Hej, chcesz się przyłączyć? - wykrztusił nieco zasapanym głosem.
Awatar użytkownika
Rika
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rika »

Rika przez krótką chwilę, która jak to w takich momentach bywa, ciągnęła się w nieskończoność, czujnie obserwowała jak rozwinie się sytuacja, a szczególnie szykującego się do ataku mężczyznę. Z zadowoleniem stwierdziła, że jej strzała przydała się do obezwładniania gargulca, ale zaskoczyło ją to, że nieznajomy zabrał się do walki z pieśnią na ustach, w dodatku uśmiechając się do siebie. "Ten to musi mieć bogate życie wewnętrzne" pomyślała i z niedowierzaniem pokręciła głową, by chwilę później być świadkiem jak mężczyzna z impetem zwala się na ziemię, przygniatając co prawda potwora, ale jakimś cudem gubiąc przy tym swoją broń. Dostrzegła, że jeden ze sztyletów upadł nieopodal w trawę, ale drugiego już nie była w stanie namierzyć. Ich spojrzenia się spotkały na krótką chwilę. Rika ze zdziwieniem stwierdziła, że kolor oczu nieznajomego chyba uległ zmianie, ale nie miała pewności czy to nie urojenie i szybko odpędziła rozważania na ten temat, bowiem drugi gargulec wcale nie zamierzał robić sobie przerwy. Tym bardziej też i przerwy na pogadankę, którą właśnie usiłował zainicjować nieznajomy. Z tego też powodu Rika nie zdążyła odpowiedzieć mu na pytanie czy zamierza się przyłączyć, bo musiała działać. Może lepiej, bo przychodziła jej do głowy cięta riposta; tego typu pytanie pasowało wszak bardziej do klubu gospodyń domowych wyszywających makatki w pląsające kotki, niż do walki na śmierć i życie. Mogła mu powiedzieć, że właściwie to dziękuje i chętnie wyjmie ciasteczka z torby i chrupiąc je popatrzy z daleka jak wszyscy wzajemnie się mordują, ale ugryzła się w język, bo potwór zbliżał się w szybkim tempie. Szczerzył się złowrogo i wydawał się rosnąć w oczach z każdym krokiem, gotowy rozszarpać ją na strzępy, gdy tylko znajdzie się na wyciągnięcie ręki. Paskudna maszkara budziła w kobiecie odrazę, w dodatku zdawało jej się, że potwornie śmierdzi, choć może niedobrze zrobiło jej się z jakiegoś innego powodu - coś podpowiadało jej, że swoje szanse przeżycia może zwiększyć jedynie zwinnością.
Łuk na nic by się nie zdał w obecnej sytuacji, toteż niewiele myśląc, kobieta schyliła się po sztylet i usiłowała ocenić jak najlepiej go użyć. Gargulec usiłował już zadać pierwszy cios, jednak na jej szczęście, próba ta zakończyła się nieznacznym zadrapaniem w ramię i lekkim rozdarciem koszuli. Niestety kilka pazurów zaplątało się w jej warkocz, syknęła więc, gdy podnosił z powrotem łapsko ciągnąc ją za włosy. Zdawało jej się, że kolejny zamach widzi w zwolnionym tempie i dzięki temu, w ostatniej chwili, z całej siły zagłębiła ostrze w brzuchu gargulca, który skulił się z bólu. Nie była pewna na ile udało jej się przebić jego trzewia, ale desperacja i strach dają czasem nawet wątłej osobie siłę, której w normalnych okolicznościach by nie posiadała. Musiała teraz wykorzystać sytuację i zwinnie przebiegła za plecy stwora, by zniknąć z pola rażenia, zanim będzie ewentualnie ponownie gotowy do walki. Kątem oka dostrzegła, że ranny mężczyzna usiłuje przeczołgać się nieco dalej od całego zdarzenia, ale szło mu to marnie, a przy tym przeraźliwie jęczał. Skrzywiła się patrząc na strzęp mięsa, który zwisał mu z pleców spod rozdartych szat. Nie było jednak czasu na współczucie i zajmowanie się poszkodowanym, bo za chwilę wszyscy mogliby znaleźć się w tej samej sytuacji. Oddaliła się nieco, by znów móc należycie korzystać z łuku i wycelowała, tym razem w szyję stwora, i to jak jej się zdawało, bardziej skutecznie niż przy ostatnich próbach. Miała nadzieję, że nieznajomy jakoś się podźwignie, bo przechytrzony przez nią na razie gargulec niebezpiecznie zataczał się w jego kierunku i niewiele mu brakowało do upadku.
- Rusz się - wykrzyczała, odgarniając z twarzy włosy, które wymknęły się z upięcia. Krzyk zwrócił uwagę gargulca, który odwrócił się powoli w jej stronę. Nieustająco pamiętała, że zwinność jest jej atutem w tym starciu, więc znów pobiegła za potwora i tak jeszcze kilka razy zmieniali pozycję, niczym w dziwnym tańcu.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

Awel i towarzyszący jej kapłan odeszli ledwie kilka mil od gospody, w której się spotkali, a Bryza już zdążyła pożałować swojej decyzji odnośnie wyboru kompana podróży. Waab wykazywał się niezwykłą dociekliwością i uporem w prowadzonym przesłuchaniu niczym najlepszy śledczy. Nieustannie wypytywał czarodziejkę o sam medalion i okoliczności jego zniknięcia, snując przy tym raz za razem coraz ciekawsze teorie na temat tego, jak może rozwinąć się dana historia. Awel czuła ze powoli zaczyna jej brakować wymówek i tematów, którymi dałoby się zaspokoić ciekawość kapłana, w taki sposób by jednocześnie nie zdradzać mu niczego z istotnych faktów.
- A tak właściwie to dlaczego Mauria? Jest wiele bezpieczniejszych miejsc, w których można sprzedać takie cudo? – zastanawiał się głośno Waab, oczekując jednocześnie wyjaśnienia swoich wątpliwości z strony Bryzy – Po co ktoś miałby ryzykować wędrówkę tak niebezpiecznym szlakiem jeśli te same pieniądze może zarobić gdzie indziej?
- Nie mam pojęcia, może dlatego że w Mroczej Puszczy prawa jest tyle samo, co światła, a złodzieje czują się tu znacznie pewniej niż w cywilizowanych krajach.
- A, a skąd wiesz, że jesteśmy na tropie prowadzącym do naszego uciekiniera? – kontynuował swoje wywody kapłan.
Awel miała ochotę zdzielić swojego towarzysza w pysk. Nie lubiła, gdy ktoś ją naciskał. Tym bardziej, że pytania Waaba stawały się coraz trudniejsze. Im więcej mówi tym trudniej będzie jej lawirować pomiędzy prawdą, a historyjkami jakimi karmiła kapłana. Sam medalion w rzeczywistości stanowił pojemnik skrywający dużo cenniejszą zawartość. Bryza, która dotarła do świątyni krótko po tym jak miejsce to opuścił włamywacz, zdołała ocalić jednego z mnichów. Udzieliła mu pomocy, nie tyle z dobrego serca, co z chęci uzyskania informacji na temat złodzieja i skradzionego przez niego przedmiotu. I opłaciło się. Widząc w czarodziejce ostatnią deskę ratunku, kapłan mianował ją opiekunką medalionu, powierzając Awel misję odzyskania skradzionego mienia. Przy okazji zdradził też sekret jak może zlokalizować położenie magicznego przedmiotu. Dzięki niemu Bryza wyczuwała obecność medalionu za każdym razem gdy jego aktualny posiadacz usiłował dostać się do skrywanej przez przedmiot zawartości. Początkowo ścigany przez nich złodziej bardzo często sięgał po swoją zdobycz z zamiarem sforsowania mechanizmu, dzięki czemu czarodziejka wiedziała, jaki cel wybrał sobie uciekinier. Niestety, obecnie najwyraźniej złodziej zrezygnował z kolejnych prób, gdyż ok kilku dni Awel nie wyczuwała niczego. Bryzie pozostawało mieć nadzieję, że nie miała do czynienia z kimś na tyle sprytnym, by poradzić sobie z magicznymi barierami, chroniącymi zawartość medalionu. W takim przypadku całkowicie straciłaby swój trop.
- Kobieca intuicja – odpowiedziała Waabowi, a widząc jego nieprzejednaną minę dodała – Ci, którym udało się przeżyć włamanie, rozpoznali akcent jakim nasz przyjaciel przesłuchiwał pozostałych kapłanów.
- Zastanawiam się jeszcze …
- A ja się zastanawiam, czy to wielogodzinne przesiadywanie na mokrej skale uczyniło z ciebie filozofa? – Zmieniła temat czarodziejka. Najwyższy czas by to ona przejęła rolę tego, który zadaje pytania.
- Uczyniło ze mnie znacznie więcej. Chodź. Pokażę ci – zaproponował Waab, rozsiadając się na ziemi i zdejmując z siebie ubranie. – Myślę, że jesteśmy wystarczająco wysoko, by zająć się medytacją. W okolicy nie powinno być tłumu jak chodzi o istoty inteligentne więc moje poszukiwania potrwają krótko.
- Postradałeś zmysły? Rozumiem że obnażanie się sprawia ci dziką satysfakcję ale w ramach dobrej współpracy moglibyśmy darować sobie takie zagrywki – protestowała Awel.
- Nie rozumiesz. Im więcej wiem o poszukiwanej przez siebie osobie, tym łatwiej będzie mi zlokalizować jej umysł. Dlatego zadaję tyle pytań. Muszę zrozumieć mechanizm jego myślenia i określić kierujące nim motywację, a wtedy będę w stanie powiedzieć ci, gdzie taka osoba przebywa w danej chwili.
- I mam uwierzyć że to działa? – powątpiewała Awel.
- Możesz się przekonać. Nauczę cię – zaproponował Waab, po czym zupełnie zamilkł a jego oczy zaszły mgłą.
Awatar użytkownika
Gewein
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gewein »

Sytuacja nie rozwijała się dla niego przychylnie, nie wszystko poszło po jego myśli. Kiedy nieznajoma zniknęła mu z pola widzenia nie odpowiadając na pytanie, był nieco zawiedziony. Nie bardzo chciało mu się nawet kontynuować walkę, dlaczego w sumie sam nie wiedział, zawsze lubił walczyć, a tu taka sytuacja. Z zaciekawieniem jednak oglądał zmagania nieznajomej z gargulcem, uśmiechając się pod nosem. Jednak im dłużej tak patrzył, tym bardziej uświadamiał sobie, że coś było nie tak w jego ostatnim ataku. Brakowało mu jakiegoś elementu, czegoś, co niegdyś pomogło mu wygrać najważniejszą walkę życia. Czas znowu jakby dla niego zamarł. Wszystko, co go otaczało, przestało istnieć, straciło jakikolwiek sens.
***

Miejsce tego wszystkiego zastąpiło miejsce dobrze znane Geweinowi. Aż za dobrze, można powiedzieć. Jego oczom ukazał się plac z niewielkim budynkiem na środku. Wszystko spowite było jakby mgłą, a on stał na środku próbując sam odpowiedzieć na wcześniej zadane sobie pytanie. Nie wiedział, ile tam tak stał w letargu. Wyrwało go dopiero pojawienie się zarysu postaci. Jej kształt był mu znany. Jednak w żaden sposób nie mógł uświadomić sobie, kim jest ta osoba. Jednym, znaczącym ruchem nakazała mu ona podążać jej śladami. Przechadzka było raczej krótka. Będąc na miejscu Gewein uniósł wzrok, dostrzegając kręte schody, prowadzące w górę. Cała ta droga zanikała gdzieś w gęstej mgle. Dziwna osoba znów machnęła ręką, nakazując mu podążanie tą ścieżką. Tak też zrobił, szedł i szedł, a końca nie było. Czuł się, jakby mijała cała wieczność, albo chociażby kilka dni. Kiedy już stracił całą nadzieje na dotarcie na szczyt, dostrzegł, że kilka pięter dalej droga się urywa. Znalazł się na skrawku ziemi rozmiarów łóżka, może trochę większym, gdzie na środku było uszykowane miejsce prawdopodobnie do medytacji. Kiedy tak siedział, wszystko do niego wróciło. Wszystko, co jeszcze nie tak dawno przeżył. Każdy trening, każdy pojedynek z Warezem. Nagle uświadomił sobie, czym był złoty środek, którego szukał. Podczas tych wszystkich wydarzeń nie kierował nim gniew, który obudził się w nim podczas starcia z gargulcami. To dlatego przegrał, dał się zaślepić nienawiści, jaką darzył demony.
***

Kiedy tylko otworzył oczy, nagle znów znalazł się w puszczy. Wszystko wyglądało tak, jakby przez cały ten czas nie minęła nawet sekunda. Gewein uniósł wzrok nieco wyżej, dostrzegając nieznajomą, która średnio dawała sobie radę z gargulcem. Przemierzył wzrokiem pole walki, chcąc odnaleźć swoje zguby, jednak udało mu się wypatrzyć tylko jedną z nich, tą która akurat tkwiła w brzuchy gargulca. Niemalże w tym samym momencie, w którym nieznajoma krzyknęła do niego, on poderwał się w mgnieniu oka, znajdując się tuż obok gargulca. Złapał za ostrze i z impetem pchnął w górę, rozcinając go niemalże w całość. Drugi z gargulców, widząc całą sytuację to, iż jego to towarzysz już raczej nie powalczy. Złapał za ciało wcześniej napadniętego przez nich człowieka, po czym ruszył z nadzwyczajną prędkością w stronę koron drzew. Dostrzec można było drobiazg, który prawdopodobnie wypadł z podnoszonego ciała, i wylądował tuż przed nieznajomą. Gewein widząc to, podszedł do niej, w międzyczasie rozglądając się za drugim sztyletem. Podniósł ów przedmiot widząc, że jest to medalion, a on raczej nie dobił się takimi badziewiami. Rękę wysunął w kierunku nieznajomej.
- Jemu się raczej już nie przyda, tym bardziej nie będzie już za nim płakał. A tak na marginesie powinien ci pasować - dodał, spoglądając na jej nieco zburzoną fryzurę.
Awatar użytkownika
Rika
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rika »

Rika gimnastykowała się, usiłując znaleźć jakąś równowagę w swoim osobliwym krążeniu wokół gargulca, kiedy wreszcie z ulgą stwierdziła, że jej towarzysz w niebezpieczeństwie zebrał się w sobie, by spacyfikować potwora. Nie lubiła walk z takimi stworzeniami. Polowanie na zwierzęta było zwykle wyborem, można się było na nie w przemyślany sposób zaczaić, a atak takich bestii zdarzał się nagle i niespodziewanie, zaś jej doświadczenie w rozpoznawaniu ich mocnych i słabych stron było niewielkie. Umiała nadrobić to zwykle zwinnością i opanowaniem, tak jak teraz. Zdziwiła się jednak, kiedy pozorny zapał osobliwego bruneta przemienił się w swoisty przestój, zupełnie jakby mężczyzna stracił na chwilę kontakt z rzeczywistością. Trwało to najpewniej krótką chwilę, lecz teraz wydawało jej się, że czasoprzestrzeń złośliwie wlecze się, ociągając z biegiem naprzód. Na szczęście w końcu doskoczył do gargulca i dziko rozpruł trzewia przeciwnika, jakby patroszył zwykłą bezbronną kurę. Opuszczając wreszcie łuk, Rika wydała z siebie głośne westchnienie ulgi, w duchu podziwiając, jak szybko człowiek ten skończył pojedynek. Przez chwilę obawiała się, że mógł być niezdarny. Patrzyła teraz na niego zastanawiając się, jakie może mieć zamiary. Zrozumiała jednak, że zakończył już walkę, bo chwilę później wyraźnie rozglądał się za swoją zgubioną bronią i widać było, jak maleje w nim zaciętość płynąca z ducha walki. Zdziwiło ją, kiedy schylił się w końcu, by podnieść z trawy świecidełko nieokreślonego pochodzenia, które okazało się wisiorkiem na szyję. „Powinien ci pasować” rozbrzmiewały w jej głowie wypowiedziane przez niego słowa. Schowała w dłoni znalezisko.
- Dzięki, ale nie wiem, czy przynosi szczęście… - odparła uśmiechając się lekko. W tej samej chwili przypomniała sobie, że pierwotna ofiara gargulców właśnie przepada w oddali na zawsze, wleczona z woli potwora w bliżej nieokreślonym kierunku. W pierwszym odruchu rzuciła się przed siebie, ale gdy w jej umyśle pojawił się głos rozsądku, zwolniła kroku. Gargulec zawlókł w końcu konającego mężczyznę za któreś z drzew, chyba po to by się w spokoju posilić, a Rika słyszała już tylko desperackie jęki. Ale czy aby tylko? Jednak coś jeszcze, mamrotanie, które udało jej się zidentyfikować jako nieustająco powtarzane zdanie, lub frazę. Z niejasnej przyczyny postanowiła spróbować je zrozumieć. Wiedząc, że nic już nie może zrobić ponad to, zakradła się w sobie tylko znany, cichy sposób, i wreszcie usłyszała: - Me...dalion...Nie będź...wiadomości… - Więcej nie udało jej się usłyszeć, bo nie mając najmniejszej ochoty patrzeć na rozszarpywanie ciała i ostatnie chwile nieznajomego, pobiegła w te pędy z powrotem w stronę cmentarza i pozostawionego na chwilę towarzysza walki. W końcu zatrzymała się i wyrównując oddech spojrzała na trzymane w dłoni znalezisko. „O co mogło chodzić nieznajomemu? Jakiej wiadomości? Czy były to tylko przedśmiertne majaki, czy faktycznie chciał przekazać coś ważnego?” Złoty medalion błyszczał nienaturalnie, bardziej niż pozwalało na to nikłe światło w tej puszczy. Obróciła go w palcach. Misterna inkrustacja z drobno pokruszonych czerwonych kamieni przeplatana była delikatnymi wyżłobieniami tworzącymi misterny wzór. Pomyślała, że to cacko musi być sporo warte, i zaczęła zastanawiać się, jak to możliwe, że ten facet tak po prostu oddał jej coś, co można było najpewniej sprzedać za krocie. No chyba, że znał się na kruszcach i ocenił, że ta błyskotka jest bezwartościową ozdóbką. Zupełnie nie obchodziły jej takie rzeczy, więc skłaniała się jednak ku próbie spieniężenia medalionu. Przerwała jednak te rozmyślania, gdy dostrzegła ledwo widoczne dwa wystające punkciki na jednym z obrzeży świecidełka. „Co to? Zatrzask?” usiłowała wydedukować, jednocześnie próbując rozewrzeć potencjalne zamknięcie w przedmiocie.
- Auć – wymsknęło jej się, kiedy nadwyrężyła paznokieć mocując się ze znaleziskiem. Spojrzała w kierunku nieznajomego. Skoro nadal tu był, mogła więc go jeszcze wykorzystać do pomocy. Spojrzała na niego i postanowiła być w raczej miła.
- Jestem Rika – powiedziała i nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej – To cudeńko chyba można otworzyć. Masz pomysł jak? - spytała, machając mu przed twarzą wisiorkiem.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

Awel nie potrafiła ukryć zniecierpliwienia przedłużającą sie w nieskończoność medytacją Waaba. Gdyby wiedziała, że wszystko to ma tyle potrwać, zaprotestowałaby znacznie skuteczniej. Mroczna Puszcza nie była gościnnym miejscem. Najbardziej rozsądni podróżni w ogóle nie zapuszczali się w te tereny, a ci mniej roztropni, jeśli już musieli, starali się wędrować przez nią w pośpiechu, tak aby jak najszybciej znaleźć się w pobliskiej osadzie. Rozbijanie obozowiska w środku lasu było zaś szczytem głupoty.
Wreszcie, po długich oczekiwaniach, kapłan wziął głęboki oddech, drżącymi dłońmi wspierając się o ziemię.
- Nabijasz się ze mnie, tak? - od razu zaprotestowała Bryza - Urządziłeś tu sobie drzemkę w czasie, gdy ja przytupuję nerwowo pilnując twojego dupska. Yyy zawsze wyglądasz tak mizernie, gdy prezentujesz te swoje sztuczki? - Zmieniła ton czarodziejka, dostrzegając zmianę malującą się na twarzy Waaba. Mężczyzna wyraźnie dawał oznaki zmęczenia, mimo iż jego ciało teoretycznie nie było narażone na żaden wysiłek. Pot spływał kapłanowi po skroni. Jego skóra była blada, powieki drżące, a oddech przychodził mu z trudem.
- Przeklęte magiczne przedmioty. Parszywe bestie ciągną do nich, jakby miały przed sobą kawał zakrwawionego jagnięcego uda - odpowiedział kapłan, gdy tylko udało mu się nieco uspokoić. - Musiałem uciekać. I to naprawdę szybko. Nie jesteś jedyną, która szuka tego medalionu. A słudzy tego demona wkrótce tu dotrą. Im bliżej zmroku tym będą silniejsze.
- Tak. Cała się trzęsę. - Nie dała się zastraszyć. - Znalazłeś naszego uciekiniera?
- Znalazłem. Dokładniej rzecz ujmując; znalazłem to, co z niego zostało. Konał, gdy zdołam pochwycić jego umysł.
Awel poczuła nagle ukłucie bólu, po czym przez jedną króciutką chwilę jej myśli pomknęły na polanę, gdzie rozegrała się walka. Ktoś znów usiłował otworzyć zawartość medalionu. Wprawdzie tylko przez moment, a przy tym bardzo nieporadnie, jednak wystarczyło to, by czarodziejka zdążyła oszacować kierunek i odległość jaka dzieli ją od celu.
- Co z medalionem? - spytała Waaba, nie chcąc zdradzić się przed kapłanem z własnego odkrycia. Dzięki temu zyskała doskonałą okazję do sprawdzenia prawdziwości jego słów.
- Nie wiem. Gargulec, żywiący się mięsem naszego przyjaciela, na pewno go nie ma. Chyba wpadł w ręce przypadkowego podróżnego.
- Ale w tym lesie nie ma przypadkowych podróżnych - podsumowała Awel. Ktokolwiek stał się w tej chwili posiadaczem medalionu, stanowił dla czarodziejki nie lada problem. Bryza nie miała pojęcia, jak zachowa się nieznajomy. Być może wyrzuci znalezisko, a wtedy nikt z nich już go nie znajdzie. Mogła też zakładać, że ten, kto zdobył magiczny przedmiot, uczynił to celowo, i dysponuje odpowiednią wiedzą, by swoje znalezisko wykorzystać w celach, o których ona sama wolała nie myśleć. W tym przypadku, również ryzyko było zbyt duże.
W swoich działaniach Bryza zawsze kierowała się logiką zysków i strat. Jeśli uznała, że wysiłek w zdobyciu określonego celu jest zbyt duży w porównaniu do spodziewanych profitów, to zwyczajnie rezygnowała z misji. Między innymi z tego powodu nie zamierzała lekceważyć słów kapłana. Jeśli rzeczywiście nie byli w tych poszukiwaniach jedynym graczem i groziło im większe niebezpieczeństwo, to być może był to najwłaściwszy czas na odwrót.
Z drugiej strony była tak blisko. Od medalion dzieliło ją kilka minut szybszego marszu. Z cała pewnością zdąży przed zmrokiem. Zdecydowała, że powinna przynajmniej spróbować. Odbierze to, po co tu przyszła, i czym prędzej opuści te ziemię.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 641
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Gewein nie zdążył odpowiedzieć na pytanie Riki. Mimo faktu, że gargulce raczej zostały w większości pokonane, ni stąd ni zowąd pojawiło się ich znacznie więcej. Dwójka bohaterów była już wykończona, a szykowała się kolejna ciężka walka. Lecz, ku zdziwieniu obojga, gargulce nie zaatakowały; była ich dobra pięćdziesiątka, tyle można naliczyć gołym okiem, zaokrąglając ich liczebność. Otoczyły Geweina i Rikę, tworząc wokół nich ciasny okrąg. Chociaż większość stworów osiadła w znacznie dalszej odległości, jakby obawiała się tej dwójki.
        Jeden z gargulców podszedł do mężczyzny. Kamienny uśmiech, jaki przedstawiał cały czas, zdawał się być przerażającym zwiastowaniem czegoś złego. W powietrzu pojawiła się tajemnicza, ciężka aura, męczyła ona zmysły.
        Niespodziewanie stojący nieopodal gargulec uderzył swoim skrzydłem Rikę, sprawiając, iż dziewczyna odleciała kilkanaście metrów dalej. Stwór zamierzał postąpić podobnie z Geweinem, lecz ostrzeżony człek stawił mu opór. To tylko sprawiło, że cała reszta gargulców rzuciła się na mężczyznę. O dziwo, mogły one swobodnie latać, mimo swojej ciężkiej, kamiennej budowy. Ogłuszając Geweina, ruchome posągi chwyciły go, po czym uciekły, zabierając chłopaka daleko stąd, podążając w kierunku Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Rika
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rika »

Rice udało się już nieco ochłonąć i podświadomie poczuć ulgę, związaną z rozprawieniem się z gargulcami. Zmęczona walką traciła stopniowo czujność i zdążył ją zaintrygować medalion, kiedy nagle okazało się, że te kilka potworów stanowiło tylko przedsmak jeszcze większych kłopotów. Nie była to pora na rozwiązywanie zagadek. Oto, jakby znikąd, zaczęły pojawiać się kolejne bestie. Niewiele myśląc, Rika szybko włożyła medalion na szyję, by zyskać operatywność w rękach i zaczęła się zastanawiać, co zrobić. Przez jej umysł przebiegały dziesiątki myśli, oczywiste było, że przewaga liczebna zjawiających się wciąż gargulców przechylała szalę zwycięstwa raczej na ich stronę, chyba, że zdarzyłby się cud. Nie widziała jeszcze z bliska takiej ilości tych potworów. Poczuła, że wzbiera w niej strach, który jak na złość zamiast motywować ją do wykorzystania swojej zwinności, wbijał ją w ziemię. Na domiar złego również i Gewein nie wyglądał, jej zdaniem, jakby sprawował większą od niej kontrolę nad sytuacją. Gargulce, początkowo chaotycznie krążące wokół nich zaczęły formować pierścień, który niebezpiecznie zaczął coraz bardziej się zaciskać. Rika miała wrażenie, że półmrok puszczy stał się jeszcze gęstszy, a przy tym jeszcze ciężej się jej oddychało. Nie wiedziała czy tylko dlatego, że bestiom zawsze zdawał się towarzyszyć nieludzki smród, czy może był to po prostu odór śmierci? Może tak intuicyjne odczuwa się jej zwiastun? Każdy, nawet najbardziej bohaterski człowiek posiada limit swojej mocy w starciu z wrogiem. Dla jednych los jest przychylny, ale inni w końcu napotykają mur. Kobiecie zdawało się w tej chwili, że taki moment właśnie jej się przydarzył. Zamknęła oczy i poczuła silne uderzenie, którego moc odepchnęła ją daleko w tył, rzucając o ziemię jak szmacianą lalkę. Zrobiło jej się słabo, choć nie mdlała nigdy przedtem, w głębi duszy czuła, że zaraz tak się stanie. Nie rozumiejąc w tamtej chwili, że została tym samym ocalona, żegnała się z życiem. Zanim straciła świadomość zobaczyła tylko jak stado gargulców wznosi się w powietrze porywając ze sobą Gaweina. Im bardziej się oddalały, tym bardziej przypominały chmarę nieprawdopodobnie wielkich kruków.

Ocknęła się w zupełnej ciszy, nie licząc standardowych odgłosów puszczy. W jej polu widzenia nie było jednak żywej duszy. Zastanowiła się, w którym świecie się obudziła - żywych czy umarłych. Była oszołomiona i nieco odrealniona. Siadając, poczuła twardą ziemię i powoli zaczęły do niej wracać wspomnienia ostatnich zdarzeń. Wszystko ją bolało, rozmasowała zdrętwiały od leżenia bark zauważając obdrapania i pojawiające się siniaki. Jej tobołek i łuk, miała nadzieję cały, leżały rozrzucone w sporej odległości od siebie, wiele strzał wypadło z zawiniątka i widać było, że są beznadziejnie połamane. Sięgnęła ręką do piersi, by znaleźć tam medalion - dalej nierozwiązaną zagadkę. Był lodowato zimny, co wydawało się dziwne, zważywszy na to jak długo był przyciśnięty do jej ciała. Jeszcze raz obróciła go w palcach nie mając pomysłu, jak go otworzyć. Zastanawiało ją, czemu czuje narastającą chęć wyjaśnienia czym jest to świecidełko. Zastanawiało ją jeszcze parę rzeczy, na przykład to, czemu gargulce odleciały nie zabijając jej? Czy nieznajomy został przez nie zamordowany? Czemu były tak zorganizowane? Wydawało się to wszystko niezwyczajne, szczególnie w porównaniu do zachowania poprzednich gargulców. Może stała za tym wszystkim jakaś większa siła? Nie znała się na magii, nie umiała jej wyczuć, ale miała wrażenie, że w tej puszczy wszystko stawało się tak dziwne, że i taka możliwość była prawdopodobna. Nie była w stanie jednak w tej chwili znaleźć na to wszystko odpowiedzi. Było jej trochę żal towarzysza, którego los był dla niej teraz nieznany. Miała nadzieję, że udało mu się jakoś przeżyć, nikt, kto nie jest sam potworem, nie zasługuje na taki los. Poza tym, ich rozmowa została tak brutalnie przerwana. Wiedziała jednak, że nie czas teraz na rozczulanie się. Musiała czym prędzej opuścić to miejsce, by nie stać się trzecią ofiarą. W końcu, kto wie czy za chwilę nie zjawi się tu znów grupa tych czy innych bestii. Pomyśleć, że wydawało jej się, że ta puszcza może być miejscem odpoczynku i wytchnienia.

Rika powoli wstała i zebrała swoje rzeczy, z ulgą stwierdzając, że łuk nie uległ uszkodzeniu. Otuliła się dokładnie ubraniem, bo zrobiło się zimno. Musiała zadecydować, co robić dalej. Postanowiła, że musi udać się tam, gdzie są ludzie, by zregenerować się po swojej niechcianej przygodzie. Chciała przygód, miała przygodę, ale nie była pewna czy tak wyobrażała sobie ekscytujące wojaże. Zaczęła się poważnie zastanawiać, po co w ogóle udała się do Maurii w odwiedziny do dawnej ciotki, którą z resztą widziała tylko kilka razy na oczy. To był jednak kiepski pretekst do ruszenia się z domu. Kobieta była zrzędliwa, miasto wyludnione, a Mroczna Puszcza nie była miejscem ani trochę podobnym do przydomowego lasu z rodzinnej wioski i już pierwszego dnia ledwo uszła w niej z życiem. To, co rano wydawało jej się miłą oazą spokoju, zamieniło się w miejsce ze złego snu. Nie było wyjścia, trzeba było wracać do tego przeklętego miasta, od którego dzieliło ją co najmniej kilka godzin drogi, o ile zmęczenie nie poplącze jej zmysłów. Nie miała siły, ale strach i desperacja budziły lepiej niż intensywny napar z ziół. Zaczęła iść z powrotem bardzo szybkim krokiem, próbując zachować czujność na tyle, na ile było to możliwe.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

„Gdy tylko dotrzemy do jakiejkolwiek cywilizacji, pierwszą rzeczą, jaką zamierzam kupić, będą solidne spodnie” – postanowiła w myślach Awel, przedzierając się przez wąskie leśne ścieżki. Bieganie w długiej kiecce zdecydowanie nie było prostą sprawą. Długa tkanina nie tylko krępowała ruchy, ale wykazywała również złośliwą zdolność do zahaczania się o każdy rosnący w okolicy krzak czy gałąź. Gdzieś w oddali słychać było wrzaski i wycie gargulców. Czarodziejka szybko zrozumiała, iż oboje z Waabem nie są w stanie zdążyć z odsieczą. Towarzyszący jej kapłan wciąż zdradzał oznaki wyczerpania po długiej medytacji, przez co jego sposób poruszania się był równie ociężały, co Awel.
- Co najmniej kilkadziesiąt – ocenił mężczyzna, wskazując grupę szybko oddalających się bestii. – Twoja błyskotka właśnie przepadła. Nie mieli szans. Nawet nie podjęli walki – podsumował kapłan.
Bryza przeklęła swoją opieszałość. Pościg za hordą potworów nie wchodził w grę. Gargulców było zbyt wiele, poruszały się zdecydowanie za szybko, a poza tym, czarodziejka nie bardzo miała ochotę na konfrontację z tym, któremu służyły owe stwory. Bryza i Waab stali na wzgórzu, przyglądając się polanie, na której gargulce zaatakowały podróżnych. Sama walka, o ile w ogóle do jakiejś doszło, musiała być krótka i jednostronna, o czym świadczył brak ciał poległych.
- Spójrz! Ktoś jednak ocalał – Waab wyciągnął rękę wskazując sylwetkę drobnej postaci podnoszącej się z ziemi. – Ciekawe. Jak to możliwe, że udało się jej przeżyć?
W umyśle Awel na powrót zaczęła tlić się nadzieja na sukces. Rzecz jasna, istniało nieskończenie wiele możliwości wytłumaczenia prostego faktu, że jedna osoba cudem uniknęła szponów hordy gargulców. Biorąc pod uwagę, że bestie działały w sposób niezwykle zorganizowany i precyzyjny, czarodziejka nie mogła wykluczyć, iż wyznaczono im konkretny cel, po który gargulce przybyły na polanę. Uprowadziły kogo miały, a reszta nie obchodziła ich wcale. Wielce prawdopodobne było również to, iż ocalała zwyczajnie zdołała się ukryć, przeczekując napad pod kępą liści, lub gdziekolwiek indziej. Kolejnym możliwym scenariuszem była taktyka gargulców. Stado bestii mogło zachowywać się na wzór pospolitych drapieżników, a swoje polowanie ograniczać do rozbicia grupy potencjalnych zdobyczy i dopadania pojedynczo osłabionych zawczasu ofiar. Wówczas los dziewczyny na polanie cały czas wisiał na włosku. Podobnie zresztą jak w pozostałych teoriach czarodziejki.
- Może po prostu ją o to spytasz? – zaproponowała Awel, nie przestając analizować zastanej sytuacji. Czarodziejkę interesowała jedna kwestia, którą, póki co, nie zamierzała dzielić się z Waabem. Najmniej prawdopodobna, a jednocześnie jedyna mogąca sprawić, że Bryza byłaby skłonna kontynuować swoje działania, pchając łapy w cudzy konflikt. Jeśli postać na polanie posiadała medalion, i w jakiś sposób potrafiła z niego korzystać, to mogła dzięki niemu stać się niewidzialna dla większości stworów z Mrocznej Puszczy. W takim przypadku co najwyżej groziłoby jej przypadkowe stratowanie przez chmarę napastników.
Wywody Bryzy przerwały wrzaski gargulców. Odgłosy, które cichły stopniowo wraz z oddalaniem się stada bestii, teraz na powrót przybierały na sile. Potwory wracały dokończyć swoją robotę. Bez względu na to, czy był to element strategii czy też uświadomiono im, iż porwały nie tego osobnika, którego powinny, najbliższe minuty miały zadecydować o życiu ich wszystkich.
- Śmierdzące truchła! Wciąż im mało – krzyknął kapłan. – Proszę bardzo, tym razem nie pójdzie wam tak gładko – oznajmił, chwytając w dłonie swojego dwuraka. – Hej! Ty tam! W dole! Jeśli ci życie miłe, dawaj do nas! – wrzasnął do oddalającej się dziewczyny. Gromada gargulców była coraz bliżej. Z tej odległości Awel była w stanie dostrzec zarys sylwetki, biegnących przodem osobników. Bez trudu zdołała ocenić, iż za swój cel obrały ocaloną z pierwszego ataku.
„Lepiej, abyś miała przy sobie ten medalion, bo nie lubię trudzić się nadaremno” pomyślała Awel, spoglądając w kierunku nieznajomej. Nie czekając na decyzję Bryzy, Waab niczym rycerz w lśniącej zbroi ruszył dziewczynie naprzeciw. Tylko w ten sposób miał szansę być przy niej przed tym, nim dopadną ją gargulce.
- Powiedz Fjaril, ile będzie mnie kosztowało złamanie kolejnej przysięgi? – spytała czarodziejka swoją skrzydlatą towarzyszkę, upewniwszy się zawczasu, że kapłan nie może dojrzeć wróżki pieczołowicie schowanej w jednej z toreb.
- To zależy od motywów – odpowiedziała tamta. – Chcesz ocalić tą dziewczynę?
- Oczywiście, że chcę – skłamała Awel.
Awatar użytkownika
Rika
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rika »

Rika uszła ledwie kawałek, kiedy to usłyszała za sobą głosy. Trochę ją to zaskoczyło, bo nie spodziewała się, że jeszcze ktoś mógłby się tu kręcić, zważywszy na to, że każdy, kto ma nieco oleju w głowie, a kto z daleka ujrzałby chmarę gargulców zabierających ze sobą żywy bagaż, powinien zwiewać gdzie pieprz rośnie. Chyba, że nie załapali się na to widowisko. Ukradkiem starała się wybadać, co to za jedni. Była to osobliwa para - postawny i barczysty mężczyzna, a obok niego kobieta, a może dziewczynka, drobna i szczupła. W dodatku miała na sobie suknie, a kto chodzi w sukni po puszczy? Czyżby ten facet zabrał do lasu swoją córkę, albo oblubienicę, ale jak to facet, zapomniał ją poinstruować, że powinna się przebrać w coś wygodnego? Niepojęte. A może to jakaś zmanierowana szlachcianka ze swoim lokajem? W sumie, nie dziwne, że w tych okolicach ludziom odwala. Rice zachciało się śmiać z tej hipotezy. Z drugiej strony, może nie było z czego, bo jednak wszystko, co odbiegało od normy w tym lesie, wydawało się podejrzane i budziło niepokój. Szczególnie jeśli pojawiało się nagle. Tak, jak nagle na horyzoncie znowu pojawiły się gargulce, co skutecznie przerwało rozmyślania kobiety. Nie to, żeby nie dało się tego przewidzieć, ale Rika była bardzo zmęczona, i najpewniej jej myślenie stało się życzeniowe. Zwyczajnie miała nadzieję, że jeśli dostatecznie szybko się stad wyniesie, to noc spędzi w zawilgoconym pokoiku u ciotki, który teraz wydawał jej się bardziej atrakcyjny, niż rano. Widocznie była powolniejsza, niż przypuszczała, albo po prostu te bestie były szybsze.

Zaczęła czuć narastającą panikę, jednak z całych sił próbowała myśleć racjonalnie. Nie znała się na gargulcach, ale to nie wyglądało na normalne zjawisko. Przecież było ich tak wiele, że gdyby chciały dobrać się do niej, mogły to z powodzeniem zrobić za pierwszym razem i jeszcze zająć się kilkoma innymi osobami, gdyby się tu tylko wtedy znajdowały. Innych osób... No właśnie! Rika spojrzała przelotnie na obcych i zorientowała się, że mężczyzna zachęca ją do tego, by do nich dołączyła. To znaczy, że była dobrze widoczna i dla nich, i dla gargulców. Niedobrze. Jeszcze rano nie wahałaby, się i po prostu żwawo ruszyłaby w kierunku ludzi, którzy chcą się jednoczyć w chwili zagrożenia, w końcu tak było i wtedy, gdy rano zastała nieznajomego przy tych bestiach. Ale miała wrażenie, że im dłużej przebywała w puszczy, tym bardziej wszystko stawało się wypaczone. Atmosfera tego miejsca chyba naprawdę potrafiła mieszać zmysły, i nic już nie wydawało jej się jasne i oczywiste, choć zazwyczaj nie miała z tym problemów. "Skąd mam wiedzieć kim są i czego chcą? " - pomyślała - "Z drugiej strony" - dumała dalej - "jeśli mam jeszcze jakąkolwiek szansę przeżycia tej cholernej przygody, której tak mi się zachciewało, to prędzej poradzę sobie z dwójką ludzi, niż z kilkudziesięcioma gargulcami ". Potwory osiadły na ziemi i nie było już czasu na nic oprócz szybkiej decyzji. Pobiegła więc jednak w stronę nieznajomych, łypiąc nieufnie na miecz, który pewnie ściskał w ręku mężczyzna. Dziewczyna wyglądała na niegroźną i bezbronną, w związku z tym Rika wybrała pojawienie się po jej stronie, ale zachowała pewien dystans i otuliła się szczelnie ubraniem i zarzuconym kapturem, bo dawało jej to swoiste poczucie, że może będzie bardziej osłonięta, bardziej incognito. Sięgnęła po łuk, choć jego skuteczność w obliczu małej armii, która zaczęła kierować się w ich stronę, można było szybko poddać w wątpliwość. Ale broń to jednak broń.

Nie był to dobry moment na wymianę uprzejmości i ewentualnych tytułów szlacheckich, ale Rice wydało się, jak zwykle w takich krytycznych chwilach, że czas stanął na chwilę w miejscu.
- Co wy tu robicie? I czy nie powinniśmy zwiewać? - wydusiła z siebie jedyne, co przyszło jej do głowy. Tymczasem gargulce posuwały się do przodu. Niektóre opieszale, a inne żwawiej, jedne podlatywały, inne szły, ale wszystkie były tak samo zdeterminowane, by przeć naprzód. Jeden z nich zdawał się lecieć niby na czele tego pochodu, a co gorsza; w jego szponach zwisało coś, co Rika wzięła za fragment ubioru porwanego przez nich nieznajomego. Przełknęła głośno ślinę. Chcąc nie chcąc, wyobraziła go sobie rozoranego z wnętrznościami na wierzchu, niczym mężczyznę, który bełkotał coś o medalionie. "O medalionie?" I wtedy coś zaczęło do niej docierać. Świadomość czego sprawiła, że poczuła jakby wisiorek na jej szyi zrobił się jeszcze zimniejszy niż przedtem, parzył jak lód... Gargulce były coraz bliżej.
- Aaaaaaaa! Zróbcie coś! - wydarła się, po czym zaczęła strzelać wszystkimi pozostałymi strzałami, usiłując trafiać w oczy potworów, bo to właśnie one wydawały jej się jedynym słabym punktem, w który mogła celnie uderzyć na odległość.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

Korzystanie z mocy zawsze napawało Bryzę niepokojem. W dalszym ciągu daleka była od poznania pełni swoich możliwości, a magia nazbyt często wymykała się jej spod kontroli. Awel miała skłonność do zatracania się w rzucanych zaklęciach. Jeśli już raz zaczęła, posługiwała się nimi bez umiaru, aż do całkowitego wyczerpania swoich sił witalnych. Teoretycznie kumulowała magiczną energię właśnie dla chwil takich, jak ta. Do zaklęć zwykła sięgać w ostateczności, woląc bazować na inteligencji i sprycie, ale w przypadku chmary nadciągających gargulców umiejętności te nie przydawały się na nic. Czarodziejka żałowała, iż tak niewiele wie o tych istotach. Na przykład; zupełnie nie miała pojęcia, co je zabija. Woda? Światło? Cokolwiek innego? Patrząc na poczynania Waaba z całą pewnością mogła stwierdzić, iż odrąbanie głowy jest sposobem nader skutecznym. Kapłan nie bawił się w żadne cięcia i szermiercze sztuczki. Prawdopodobnie nawet nie starał się specjalnie celować, tylko potężnymi wymachami swojego dwuraka rozpłatał kolejnego stwora na dwie części.
Bryza uśmiechnęła się do stojącej obok niej nieznajomej. Zdobycie zaufania tamtej mogło się wielce przydać w przyszłości. Kobieta była ładna, a przy Awel mogła wręcz uchodzić za piękność. Jednak taka figura bardziej przydawała się w miejskich salonach, niż w ostępach Mrocznej Puszczy. Tutaj tylko przyciągała kłopoty. Ku zaskoczeniu czarodziejki, łucznika stanowiła namacalny dowód tego, iż działanie w pośpiechu i przypływie paniki wcale nie jest taką złą opcją, jak zwykło się mawiać. Większość strzał nieznajomej dosięgało celu, kładąc na ziemię jednego stwora po drugim. Awel doszła do wniosku, że instynktowne posługiwanie się bronią dystansową daje możliwość odseparowania się od natłoku codziennych myśli, a chwilowy brak innych problemów pozwala nieznajomej bardziej skupić się na tym, co robi.
Ona sama również powinna działać. Szepcząc zaklęcie, Bryza wyciągnęła przed siebie rozprostowane ręce, i kreśląc nimi prostokątne figury sprawiła, iż powietrze przed nią i Riką zaczęło gęstnieć, tworząc po chwili niewidzialną barierę. Rozpędzone gargulce wpadały kolejno na niewidoczny mur. Część ginęła od razu, rozbijając sobie o niego czaszki. Inne padały nieprzytomne, lub też zataczały się bezwładnie tylko po to, by - odzyskując na chwilę świadomość - po raz kolejny rzucić się w stronę bariery i odbić się od niewidzialnej zapory z powietrza. Na szczęście dla Awel bestie nie grzeszyły inteligencją, a te biegnące z tyłu zupełnie nic nie robiły sobie z sterty ciał leżących przed nimi. Następne gargulce rozbijały się o mur z równym impetem, co ich poprzednicy.
Uznając, iż ma przed sobą wystarczająco ofiar, Bryza zaczęła kreślić dłońmi wiry, a wywołana tym gestem powietrzna trąba zaczęła wciągać w swoje ramiona ciała napastników, unosząc je ku górze. Potem wystarczyło tylko usunąć całą magię, pozwalając ciałom gargulców swobodnie spadać z olbrzymiej wysokości i roztrzaskać się o ziemię.
- Na szczęście nie wszystko, co ma skrzydła, potrafi latać - stwierdziła z rozbawieniem, zwracając się w stronę nieznajomej. Chciała jeszcze dodać coś zabawnego, jednak powstrzymał ją silny ból przeszywający całe ciało czarodziejki. Awel przyklękła, zaciskając pięści. Znów musiała walczyć, by nie pozwolić magii zapanować nad jej emocjami. Czarując, czuła się wolna i swobodna. Cudowne wrażenie siły i potęgi, nieskrępowane żadnym obowiązkiem i odpowiedzialnością, za wszelka cenę starało się zdominować umysł Bryzy, popychając ją ku dalszej destrukcji.
Nieoczekiwanie z pomocą przyszedł jej Waab, który pojawił się przed dwiema kobietami, i od razu zwrócił się do łuczniczki.
- Musimy się spieszyć. Te bestie to tylko sługusy znacznie potężniejszego pana. A on nie ustąpi, póki nie przejmie twojego medalionu. Będziemy bezpieczni dopiero poza kręgiem Mrocznej Puszczy. - Bryza klęła Waaba w żywe kamienie. Ten przygłup nie znał innej drogi, niż tylko walenie prosto z mostu. Od razu wyjawił nieznajomej cały sekret, wylewając z pomyjami wszelkie próby dyplomacji. Jak się wkrótce okazało, wcale nie zamierzał na tym poprzestać. Tym, co natychmiast orzeźwiło umysł czarodziejki, było kolejne zdanie wypowiedziane przez kapłana.
- Daj mi go! - rozkazał mężczyzna, wyciągają swą wielką dłoń po medalion.
Awatar użytkownika
Rika
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rika »

Rika spostrzegła, że niepozorna dziewczyna zaczęła wymachiwać rękami, a potem zajęło jej chwilę, aż zrozumiała, co się dzieje. Mimowolnie szerzej otworzyła oczy, o ile można było je otworzyć jeszcze szerzej przy całym strachu, gdy zorientowała się, że ta mała stosuje nic innego jak magię. Patrząc, jak gargulce roztrzaskują się o niewidzialną ścianę stwierdziła, że niedobrze oceniła, gdzie powinna była się ustawić. Choć z drugiej strony, ciężki jest wybór pomiędzy rozpruwającym teraz ciała potworów mężczyzną i kimś, kto używa licho wie jakich sztuczek. Najlepiej pewnie byłoby znaleźć się od obojga jak najdalej. Nie spodziewała się tak naprawdę, że spotka maga. Chciała spotkać cuda i dziwy, o których jej opowiadano, ale teraz, gdy realnie znalazła się w sytuacji godnej opowieści, czuła niedowierzanie i zaskoczenie. "Trzeba uważać o czym się marzy..." - pomyślała. Gdy spostrzegła, że ta dwójka całkiem nieźle bez niej sobie radzi z opanowywaniem sytuacji, zaczęła się stopniowo wycofywać, zastanawiając się, czy nie dać nura gdzieś wgłąb lasu. W końcu, jeśli miałaby szukać przyjaciół, to chyba oni znajdowaliby się na ostatnich miejscach na liście kandydatów. Zrobiła już kilka kroków w tył, rozważając swoją decyzję, kiedy dziewczyna nagle skuliła się, a nieznajomy, niestety, skierował swoje słowa właśnie do Riki. Pierwsza rada o opuszczeniu puszczy jej się spodobała, ale gdy zażądał medalionu - ba, w ogóle o nim wspomniał - przeszył ją dreszcz. Nie to, żeby uważała, że posiada coś cennego, ale najbardziej niepokojące było to, że ktoś w ogóle o tym wiedział. Dobrze schowana pod ubraniami błyskotka powinna być niewidoczna. Już chwilę temu dotarło do niej, że gargulce mogą skupiać się na niej z powodu tajemniczego przedmiotu, ale teraz jeszcze oni! Targały nią rozmaite emocje. Skoro ktoś o tym wiedział, to musiał się kręcić w pobliżu. Czemu więc nie pomógł, gdy porywali tamtego mężczyznę? Poza tym, skąd wiedział i czemu chciał od niej tę ozdobę? Czyżby ta para miała coś wspólnego z gargulcami? Może to wszystko jest zainscenizowane? Na domiar złego, medalion sprawiał teraz wrażenie bardzo ciężkiego i Rika czuła się, jakby ważył tonę. Z trudem chwytała powietrze. Postanowiła złapać go przez materiał ubrania, by sprawdzić, czy to tylko wrażenie, ale...nie mogła, bo kiedy tylko próbowała, przesuwał się to w lewo, to w prawo, do góry, we wszystkie kierunki, zawsze jakby się wymykał. "No, jeszcze tego brakowało" - pomyślała. Wyglądało na to, że z każdą minutą upływającego dnia wszystko robiło się coraz dziwniejsze.

- Medalion? - spytała ochrypłym głosem, przesadnie intonując pytanie, udając przy tym kompletnego imbecyla, z nadzieją, że mężczyzna to kupi. Jego spojrzenie wydawało się jednak nieugięte i niemal wwiercało się aż w potylicę. Coś podpowiedziało jej, że udawanie, że nie wie o czym mówi, będzie tylko zwłoką, na tyle nieznaczącą, że można sobie od razu darować.
- Nie mogę - odpowiedziała zgodnie z prawdą, dalej nie mogąc złapać wisiorka. Nie wiedziała, co dalej mówić, przecież nie powie: "Dlatego, że ucieka", bo ten facet chyba by jej odciął głowę dla zasady, gdyż jego ręka zareagowałaby na tę durnotę szybciej niż mózg.
- To prezent od kogoś - dodała, znów zgodnie z prawdą. Wyszło dziwnie, sentymentalnie, szczególnie, że na myśl o tym, że szczątki tego miłego faceta gniją pewnie gdzieś w Dolinie Umarłych, zaszkliły jej się oczy. Była przekonana, że nie warto się spierać o błyskotkę, i że może jeśli spróbuje ją jednak jakoś zdjąć i oddać, to po prostu dadzą jej święty spokój. Sięgnęła ręką do łańcuszka na wysokości karku, ale dosłownie nie mogła go oderwać od skóry, był tak ciężki i pomimo szarpania pozostawał nieporuszony. "Cholera jasna! Taki jesteś magiczny do diaska, tylko nie w stronę ratowania mojego tyłka. Jak będziesz tak tu tkwić, to mnie poćwiartują i będą cię nosić razem z moją odrąbaną szyją, albo taką ilością mojego ciała, która będzie do tego konieczna, bo najwyraźniej znaleźli dobry skup złota, albo wiedzą lepiej niż ja o co z tobą chodzi". Rika zdziwiła się sama sobie, że wyprodukowała tę długą jak tasiemiec myśl, i to w dodatku zaadresowaną do rzeczy. W tym samym czasie kilka pozostałych jeszcze przy życiu gargulców skorzystało z okazji, że czarodziejka najwyraźniej przestała utrzymywać barierę i zaczęło zbliżać się do Riki.

Nagle czas jakby się zatrzymał i kobietę zalała fala ciepła bijąca od medalionu, symetrycznie zalewająca resztę ciała. Gargulec zesztywniał w nieuzasadnionym zdziwieniu, wyglądał na zdezorientowanego. Rozejrzał się na boki, jakby wyrwał się z transu, i skierował ku jej niechcianym towarzyszom. Podobnie zaczęło się dziać z kilkoma pozostałymi. Rika była zaskoczona i przypadkiem spojrzała na swoją rękę która, ku jej przerażeniu, wydawała się teraz składać z ciasno zbitych pulsujących cząsteczek budujących jej ciało. Spojrzała zaraz na nogi, to samo. Materia, z której się składała, a także jej okrycia, zdawały się wibrować, a gargulce... najwyraźniej przestały ją zauważać. Serce waliło jej jak oszalałe, nie rozumiała, co się dzieje, nie panowała nad tym zjawiskiem, ale postąpiła do przodu i bez trudu przeszła pomiędzy dwoma potworami, a potem następnymi dwoma, i tak do skutku, aż znalazła się po drugiej stronie pozostałej przy życiu potworzej gromady, oddzielona od napotkanej pary. Miała nadzieję, że oni również stracili ją z oczu i jakąś nadludzką, odnalezioną w sobie siłą nadziei puściła się pędem tam, skąd zawołał ją mężczyzna, a potem dalej, mając nadzieję, że uda jej się najzwyczajniej w świecie zwiać.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

Żądanie Waaba wstrząsnęło czarodziejką. W najczarniejszych scenariuszach nie podejrzewała kapłana o to, że ten zechce medalion dla siebie. Jako złodziejka nie tolerowała faktu, że sama mogła paść ofiarą kradzieży, a ktoś inny miałby okazać się dużo przebieglejszy od niej. Awel była gotowa walczyć o swoje, nawet jeśli oznaczałoby to konfrontację z olbrzymem i jego potężnym mieczem. Zamierzała właśnie wrzasnąć na Waaba, zarzucając go potokiem pretensji i oskarżeń, gdy nagle nieznajoma zaczęła rozpływać się w powietrzu. Nie była to zwykła sztuczka związana z niewidzialnością, taka, jaką często stosowała Bryza. W tym przypadku nie chodziło o prostą grę świateł i cieni, mającą na celu zmylić percepcję wzrokową odbiorcy. Łuczniczka znikała tak, jakby przestała istnieć. Wszystko to brzmiało nielogicznie i abstrakcyjnie.
Awel nie miała pojęcia, w jaki sposób kobieta wykorzystuje moce medalionu. Była przekonana, że zorientuje się, jeśli komukolwiek uda się złamać chroniące go pieczęcie. A skoro do tej pory zawartość wisiorka pozostawała zamknięta, to niemożliwością było korzystanie z znajdujących się tam darów. Czy zatem możliwe było, aby medalion zaczął działać sam z siebie? Bryza trzymała się na dystans od spraw, których nie mogła kontrolować, a magiczne rzeczy tego typu napawały ją wstrętem. Jeśli ta szalona teoria miałaby się potwierdzić, to oznaczałoby, że źle ulokowała swoje aspiracje i powinna czym prędzej wycofać się z prowadzonych działań.
Zamiast tego przyglądała się nieporadnym działaniom Waaba. Kapłan najpierw usiłował pochwycić znikającą dziewczynę, a następnie miotał się bezradnie po całej polanie, wykrzykując monologi na temat niebezpieczeństwa, zaufania i współdziałania. Piękne słowa jakoś nie specjalnie pasowały do mężczyzny wymachującego na oślep zakrwawionym mieczem. Niestety, wszystko wskazywało na to, że przynajmniej jeszcze przez jakiś czas Bryza będzie zmuszona współdziałać z tym człowiekiem.
Magiczne popisy łuczniczki musiały zwrócić na siebie uwagę każdej złowrogiej istoty, znajdującej się w Mrocznej Puszczy, a same pomruki i ujadanie dochodzące z oddali wystarczyły, by pozostałe przy życiu bazyliszki podkuliły ogony i czmychnęły jak najdalej od polany na której znajdowali się Awel i kapłan.
- To na nic, przepadła jak kamień w wodę – powiedział Waab, skończywszy swoje aktorskie popisy.
- Technicznie rzecz ujmując, kamień nie ginie w wodzie, a opada na dno. Łatwo obliczyć miejsce w którym wyląduje i …. – odpowiedziała na odczepnego Awel, pochłonięta własnymi przemyśleniami.
- Nie o to mi chodzi. Musimy stąd uciekać. Do najbliższej osady jest godzina drogi. Dziewczyna z całą pewnością skieruje się w tamtą stronę. Tylko głupiec pozostawałby na noc w lesie – oburzył się kapłan.
- I myślisz, że jakakolwiek wioska jest wstanie zatrzymać ciągnące tu istoty? Jeśli nasza przyjaciółka skieruje się w stronę ludzkich osad, tylko sprowadzi śmierć na ich mieszkańców.
- Albo zdobędzie konie i pogalopuje w stronę granicy – dokończył Waab.
Czarodziejka nie wdawała się w tą dyskusję. Wykorzystując swój zmysł magiczny oraz cała wiedzę na temat struktur powietrza i zawirowań wywoływanych przez przemieszczające się w nim organizmy, usiłowała znaleźć zaburzenia mogące wskazywać na obecność nieznajomej. Nawiązując do metafor Waaba, w powietrzu również nie można było się rozpłynąć. Można było się ukryć, ale nie przed magiem specjalizującym się w tej dziedzinie. Bryza nie tylko potrafiła zlokalizować położenie łuczniczki ale również potrafiła przesłać jej wiadomość wykorzystując drgania cząstek powietrza. Co ważniejsze, mogła to zrobić w taki sposób, by Waab nie usłyszał ani słowa.
- Po pierwsze; biegniesz w złą stronę, a po drugie; może zastanowisz się, czy na pewno wolisz współpracować z bezdusznym magicznym pudłem, czy tez kimś bardziej przewidywalnym i mającym ludzkie uczucia? - spytała dziewczynę.
Zablokowany

Wróć do „Czarna Puszcza”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości