Danae ⇒ [W mieście] Strażnicy i złodzieje
[W mieście] Strażnicy i złodzieje
- Żywi, cali? - zapytał. - Dobra. Zanim wyjdziemy z miasta, zamierzam odzyskać ekwipunek i konia... Ty też coś o koniu wspominałaś, elfko? Sajmon, gdzieś zostawił jej szkapę?
- W stajni dla przyjezdnych... - odparł elf.
- Świetnie, mamy więc po drodze - skrytobójca pewnym krokiem ruszył przez cienisty ogród. - Jak już znajdziemy się na ulicach, macie wyglądać normalnie. Żadnego nadmiernego rozglądania się na boki, ale też nie patrzcie sztywno przed siebie. Idziecie normalnie, żebyście nie byli spięci, ale też nie emanujcie pewnością siebie. Ot, para elfów na przechadzce, widok najzwyczajniejszy pod słońcem, na który nikt nie powinien zwracać większej uwagi. Z tego też powodu będę szedł trochę przed wami, idźcie za mną. Jakbyście zauważyli straż, to spokojnie, bez pośpiechu skręćcie w jakąś boczną uliczkę. Gdybyśmy się rozdzielili, spotykamy się w stajniach.
Zabójca wyszedł na ulicę miasta. W pobliżu nie dostrzegł nikogo, więc spokojnie, nieśpiesznie udał się w stronę rzeczonych stajni. To tych nie miał specjalnie daleko - ulokowane były pod murami miejskimi, w miejscu, w którym najbardziej wysuwały się one w stronę lasu, do tego stopnia, że czasami trudno było określić granicę. Droga to tego miejsca zajęła Sekielowi kilkanaście minut, a choć nie odwracał się za siebie, słyszał, że elfy podążają za nim. Dotarwszy na miejscę, pchnął wrota budynku i wszedł do środka.
Stajnia jak stajnia - śmierdziału tu końmi, wilgotnym sianem i tym wszystkim, czym śmierdzi w stajniach. Konie były jednak zadbane, stały w równych rządkach w boksach, owsa i wody miały pod dostatkiem... Kto jak kto, ale elfy miały rękę do zwierząt.
- Adair z Demary - przedstawił się stajennemu. - Po andaluza kasztana, trzylatka. Dzisiaj zostawiony. Zapłata była z góry, na trzy dni.
Stajenny skinął głową, golnął z pękatej butelczyny, nie odezwał się. Również bez słowa wstał ze stołka i nakazał Sekielowi iść za nim. Nie to, żeby był małomówny. Po prostu wyrwano mu język.
Odpowiedni boks znalazł jednak bez problemu. Pytająco spojrzał na zabójcę.
- Tak - potwierdził Sekiel. - Ten.
Stajenny znowu skinął głową, wyszedł przez boczne drzwi. Po chwili wrócił, niosiąc ze sobą całe oporządzenie. Szybko i sprawnie osiodłał konia, przytroczył mu juki, wyprowadził z boksu. Skrytobójca wyprowadził zwierzę ze stajni, dziękując elfowi skinienem głowy. Następnie odszedł kawałek i zajął się oczekiwaniem na Arisę i Sajmona.
- W stajni dla przyjezdnych... - odparł elf.
- Świetnie, mamy więc po drodze - skrytobójca pewnym krokiem ruszył przez cienisty ogród. - Jak już znajdziemy się na ulicach, macie wyglądać normalnie. Żadnego nadmiernego rozglądania się na boki, ale też nie patrzcie sztywno przed siebie. Idziecie normalnie, żebyście nie byli spięci, ale też nie emanujcie pewnością siebie. Ot, para elfów na przechadzce, widok najzwyczajniejszy pod słońcem, na który nikt nie powinien zwracać większej uwagi. Z tego też powodu będę szedł trochę przed wami, idźcie za mną. Jakbyście zauważyli straż, to spokojnie, bez pośpiechu skręćcie w jakąś boczną uliczkę. Gdybyśmy się rozdzielili, spotykamy się w stajniach.
Zabójca wyszedł na ulicę miasta. W pobliżu nie dostrzegł nikogo, więc spokojnie, nieśpiesznie udał się w stronę rzeczonych stajni. To tych nie miał specjalnie daleko - ulokowane były pod murami miejskimi, w miejscu, w którym najbardziej wysuwały się one w stronę lasu, do tego stopnia, że czasami trudno było określić granicę. Droga to tego miejsca zajęła Sekielowi kilkanaście minut, a choć nie odwracał się za siebie, słyszał, że elfy podążają za nim. Dotarwszy na miejscę, pchnął wrota budynku i wszedł do środka.
Stajnia jak stajnia - śmierdziału tu końmi, wilgotnym sianem i tym wszystkim, czym śmierdzi w stajniach. Konie były jednak zadbane, stały w równych rządkach w boksach, owsa i wody miały pod dostatkiem... Kto jak kto, ale elfy miały rękę do zwierząt.
- Adair z Demary - przedstawił się stajennemu. - Po andaluza kasztana, trzylatka. Dzisiaj zostawiony. Zapłata była z góry, na trzy dni.
Stajenny skinął głową, golnął z pękatej butelczyny, nie odezwał się. Również bez słowa wstał ze stołka i nakazał Sekielowi iść za nim. Nie to, żeby był małomówny. Po prostu wyrwano mu język.
Odpowiedni boks znalazł jednak bez problemu. Pytająco spojrzał na zabójcę.
- Tak - potwierdził Sekiel. - Ten.
Stajenny znowu skinął głową, wyszedł przez boczne drzwi. Po chwili wrócił, niosiąc ze sobą całe oporządzenie. Szybko i sprawnie osiodłał konia, przytroczył mu juki, wyprowadził z boksu. Skrytobójca wyprowadził zwierzę ze stajni, dziękując elfowi skinienem głowy. Następnie odszedł kawałek i zajął się oczekiwaniem na Arisę i Sajmona.
Sajmon chciał ruszyć za Sekielem, lecz Arisa złapała go za ramię i spojrzała na niego ostrzegawczo. Te westchnął i skinął głową.
- Bym zapomniał. - Bąknął przed nosem. - Jeszcze fryz zostawiony tu wczoraj wieczorem. Opłacone na dwie noce. - Mężczyzna ruszył do boksu i wskazał na wierzchowca, który na widok swojej pani prychnął radośnie. Dziewczyna od razu weszła do boksu i przytuliła jego łeb.
- Bałeś się trochę? - Heros w odpowiedzi parsknął. - Już dobrze... Już dobrze... Jestem tu i nie dam ci zrobić krzywdy. - Szybko osiodłała konia i wyprowadziła go ze stajni.
W tym samym czasie pewien mężczyzna. Na oko miał 10 lat. Podszedł do skrytobójcy i wręczył mu kartkę.
- Tacy panowie kazali mi przekazać. - powiedział. - I dodali, że ty mi zapłacisz.- Dodał z nadzieją w duchu, a oczy uniosły się, aby spojrzeć na twarz Sekiela z oczekiwaniem.
Na kartce było napisane:
"Wiemy kim jesteś i komu pomagasz. Masz ostatnią szansę, aby stanąć po naszej stronie. Wskazówki będziesz dostawał w odpowiednim czasie. Jeśli się zgadzasz, zawieś czerwoną chustę, którą znajdziesz w jednym z juków na dębie, przy którym stoisz. Pamiętaj, nie tolerujemy oszustów, więc nie kombinuj."
- Bym zapomniał. - Bąknął przed nosem. - Jeszcze fryz zostawiony tu wczoraj wieczorem. Opłacone na dwie noce. - Mężczyzna ruszył do boksu i wskazał na wierzchowca, który na widok swojej pani prychnął radośnie. Dziewczyna od razu weszła do boksu i przytuliła jego łeb.
- Bałeś się trochę? - Heros w odpowiedzi parsknął. - Już dobrze... Już dobrze... Jestem tu i nie dam ci zrobić krzywdy. - Szybko osiodłała konia i wyprowadziła go ze stajni.
W tym samym czasie pewien mężczyzna. Na oko miał 10 lat. Podszedł do skrytobójcy i wręczył mu kartkę.
- Tacy panowie kazali mi przekazać. - powiedział. - I dodali, że ty mi zapłacisz.- Dodał z nadzieją w duchu, a oczy uniosły się, aby spojrzeć na twarz Sekiela z oczekiwaniem.
Na kartce było napisane:
"Wiemy kim jesteś i komu pomagasz. Masz ostatnią szansę, aby stanąć po naszej stronie. Wskazówki będziesz dostawał w odpowiednim czasie. Jeśli się zgadzasz, zawieś czerwoną chustę, którą znajdziesz w jednym z juków na dębie, przy którym stoisz. Pamiętaj, nie tolerujemy oszustów, więc nie kombinuj."
Sekiel kiwną głową.
- Dzięki - odpowiedział chłopaczkowi. - Co do zapłaty... naści - rzucił mu miedzianego kruka. - Tylko zrób jeszcze coś dla mnie. Idź do tych panów, że nienawidzę, jak ktoś mnie straszy, że też co nieco o nich wiem i żeby wysłali ogona, jak tylko opuszczę miasto. Byle dobrego, bo jak go zobaczę, to zabiję bez wahania.
Następnie skrytobójca podążył za instrukcjami z kartki. Wygrzebał z juków czerwoną szmatę i zawiesił ją na dębie. Szczęściem, choć był środek dnia, w pobliżu jakoś nikogo nie było, to znaczy - nikogo widocznego. Sekiel wrócił więc do konika i zajął się oczekiwaniem na swoich nowych towarzyszy.
Nie czekał długo - Arisa i Sajmon wkrótce do niego dołączyli, prowadząc swoje wierzchowce. Można było więc przejść do rzeczy.
- Znowu pojedziecie trochę z tyłu - poinformował elfów. - Tylko nie oddalajcie się zanadto, żebyście się nie pogubili. I pilnujcie się. Jest dzień, więc nikt nie powinien was napadać, ale nie zdziwiłbym się, gdybyście stracili sakiewki. Tamta dzielnica nie jest najprzyjemniejszą w Danae.
Wskoczył na siodło i nieśpiesznie zagłębił się na powrót w uliczki miasta. Teraz miał dłuższą drogę do pokonania, jego cel znajdował się niemal dokładnie po drugiej stronie Danae. W końcu jednak znalazł się w biedniejszej dzielnicy i przed drzwiami pewnej oberży. Ponura to była speluna, ciemna i nieprzyjazna z wyglądu. Jej szyld głosił, iż nazywała się ona ,,Książęcy Żebrak". Sekielowi jakoś nie wydawało się, by ktokolwiek tak o niej mówił.
Konia zostawił z boku budynku, przywiązawszy go do palika, wbitego w ziemię. Co ciekawe, był całkowicie bezpieczny o los tak zwierzęcia, jak i pozostawionego dobytku - istniało tu niepisane prawo, że w ,,Książęcym Żebraku" się nie kradnie. Paru próbowało. Legenda głosiła, że ich prawe dłonie do dziś spoczywają w skrzyni oberżysty. Zabójca zaczekał na Arisę i Sajmona.
- Zostawcie tu swoje konie i chodźcie za mną - polecił elfom. - Są tu bezpieczne, wbrew pozorom. Jak już będziemy w środku, nie odzywajcie się i najlepiej nie patrzcie na nikogo. Nie chcemy awantury.
Następnie wszedł do wnętrza karczmy. W środku była równie obskurna co na zewnątrz, w dodatku przesiadywały tam stereotypowe typy spod ciemnej gwiazdy. Co prawda, o tej porze nie było ich zbyt dużo i żaden z nich nie należał do śmietanki półświatka. Sekiel nie zwracał jednak na nich uwagi, udał się prosto do baru.
- Co ma być? - zapytał karczmarz.
- Zwierciadło, Mark - odparł skrytobójca. - Takie, w którym przeglądają się ślepcy.
- Chodź... ci tutaj są z tobą?
- Nie zwracaj na nich uwagi. Prowadź.
Sekiel podążył za oberżystą niewielkim korytarzykiem, którym dotarł do dość sporej izby. Wszedł do środka, para elfów zaś za nim. Kiedy byli już w środku, Mark zamknął drzwi. Na klucz.
- Dobra - rzekł skrytobójca, bardziej do siebie niż do swych towarzyszy. - Teraz trochę się poprzebieramy, czy raczej - wy się poprzebieracie. Ale po kolei. Arisa, tam masz szafę - wskazał na masywny mebel, stojący pod ścianą. - Poszukaj w niej prostej sukni, białej, błękitnej, coś pod ten deseń. Będzie miała wyszytą otwartą, złotą księgę, otoczoną płomieniami, pewnie gdzieś koło piersi czy pleców. Sajmon... no, z tobą sprawa jest trudniejsza. Ale zaraz coś poradzimy...
Zabójca odwrócił się w stronę kredensu, zaczął przetrząsać jego zawartość. W międzyczasie mruczał coś do siebie, odstawił też kilka buteleczek na bok. Raptownie odwrócił się, zgarnął to wszystko.
- Siadaj na tym stołku, elfie - polecił Sajmonowi. - Tu, koło zwierciadła. Aha, odepnij też broń i zdejmij koszulę. Dobra. Teraz weź to - podał mu puzderko z brązowawą maścią - i wetrzyj w ciało. Tylko żeby na twarzy, szyi i rękach równo było! Zrobione? Za chwilę pewnie poczujesz coś jakby na skórze robiła ci się skorupa. Nie przejmuj się, przywykniesz. Teraz siedź nieruchomo, oczy otwórz i staraj się nie mrugać. Zapiecze. Ari, jak znalazłaś już suknię, to idź za tą zasłonkę, przebierz się. Tylko niczego nie dotykaj.
Sekiel wylał elfowi nieco zawartości buteleczki do oczów. Trochę płynu wyciekło poza oczodoły, tworząc jakby łzy. Z wyglądu - zaropiałe i krwawe łzy.
- To odpowiednio spreparowana żywica pewnego gatunku drzewa - uprzedził pytanie elfa. - Masz teraz coś nie tak z oczami, częste schorzenie wśród biedoty tutaj. Widzisz normalnie, tak? Dobrze. No to teraz trzeba cię odpowiednio oszpecić.
Zabójca wziął kolejną buteleczkę, złapał szmatkę, nasączył ją zawartością naczynia.
- Zrób sobie teraz smugi na twarzy, za chwilę to będzie imitować rany. Jak już skończysz, to pozostanie ci tylko wytłuścić i potargać włosy - gdzieś w kącie masz jakiś tłuszcz - wybranie sobie jakiegoś łachu, kijka... A. Przepłucz sobie tym usta - podał Sajmonowi butelczynę w wiklinowej plecionce.
- Co to? - spytał elf.
- Gorzała, dobra, bo ludzka. Nie wypij mi tego, masz tylko śmierdzieć jak na żebraka przystało. Ariso, gotowaś? Pokaż się no, niech zobaczę, jak wyglądasz w nowym ubraniu.
- Dzięki - odpowiedział chłopaczkowi. - Co do zapłaty... naści - rzucił mu miedzianego kruka. - Tylko zrób jeszcze coś dla mnie. Idź do tych panów, że nienawidzę, jak ktoś mnie straszy, że też co nieco o nich wiem i żeby wysłali ogona, jak tylko opuszczę miasto. Byle dobrego, bo jak go zobaczę, to zabiję bez wahania.
Następnie skrytobójca podążył za instrukcjami z kartki. Wygrzebał z juków czerwoną szmatę i zawiesił ją na dębie. Szczęściem, choć był środek dnia, w pobliżu jakoś nikogo nie było, to znaczy - nikogo widocznego. Sekiel wrócił więc do konika i zajął się oczekiwaniem na swoich nowych towarzyszy.
Nie czekał długo - Arisa i Sajmon wkrótce do niego dołączyli, prowadząc swoje wierzchowce. Można było więc przejść do rzeczy.
- Znowu pojedziecie trochę z tyłu - poinformował elfów. - Tylko nie oddalajcie się zanadto, żebyście się nie pogubili. I pilnujcie się. Jest dzień, więc nikt nie powinien was napadać, ale nie zdziwiłbym się, gdybyście stracili sakiewki. Tamta dzielnica nie jest najprzyjemniejszą w Danae.
Wskoczył na siodło i nieśpiesznie zagłębił się na powrót w uliczki miasta. Teraz miał dłuższą drogę do pokonania, jego cel znajdował się niemal dokładnie po drugiej stronie Danae. W końcu jednak znalazł się w biedniejszej dzielnicy i przed drzwiami pewnej oberży. Ponura to była speluna, ciemna i nieprzyjazna z wyglądu. Jej szyld głosił, iż nazywała się ona ,,Książęcy Żebrak". Sekielowi jakoś nie wydawało się, by ktokolwiek tak o niej mówił.
Konia zostawił z boku budynku, przywiązawszy go do palika, wbitego w ziemię. Co ciekawe, był całkowicie bezpieczny o los tak zwierzęcia, jak i pozostawionego dobytku - istniało tu niepisane prawo, że w ,,Książęcym Żebraku" się nie kradnie. Paru próbowało. Legenda głosiła, że ich prawe dłonie do dziś spoczywają w skrzyni oberżysty. Zabójca zaczekał na Arisę i Sajmona.
- Zostawcie tu swoje konie i chodźcie za mną - polecił elfom. - Są tu bezpieczne, wbrew pozorom. Jak już będziemy w środku, nie odzywajcie się i najlepiej nie patrzcie na nikogo. Nie chcemy awantury.
Następnie wszedł do wnętrza karczmy. W środku była równie obskurna co na zewnątrz, w dodatku przesiadywały tam stereotypowe typy spod ciemnej gwiazdy. Co prawda, o tej porze nie było ich zbyt dużo i żaden z nich nie należał do śmietanki półświatka. Sekiel nie zwracał jednak na nich uwagi, udał się prosto do baru.
- Co ma być? - zapytał karczmarz.
- Zwierciadło, Mark - odparł skrytobójca. - Takie, w którym przeglądają się ślepcy.
- Chodź... ci tutaj są z tobą?
- Nie zwracaj na nich uwagi. Prowadź.
Sekiel podążył za oberżystą niewielkim korytarzykiem, którym dotarł do dość sporej izby. Wszedł do środka, para elfów zaś za nim. Kiedy byli już w środku, Mark zamknął drzwi. Na klucz.
- Dobra - rzekł skrytobójca, bardziej do siebie niż do swych towarzyszy. - Teraz trochę się poprzebieramy, czy raczej - wy się poprzebieracie. Ale po kolei. Arisa, tam masz szafę - wskazał na masywny mebel, stojący pod ścianą. - Poszukaj w niej prostej sukni, białej, błękitnej, coś pod ten deseń. Będzie miała wyszytą otwartą, złotą księgę, otoczoną płomieniami, pewnie gdzieś koło piersi czy pleców. Sajmon... no, z tobą sprawa jest trudniejsza. Ale zaraz coś poradzimy...
Zabójca odwrócił się w stronę kredensu, zaczął przetrząsać jego zawartość. W międzyczasie mruczał coś do siebie, odstawił też kilka buteleczek na bok. Raptownie odwrócił się, zgarnął to wszystko.
- Siadaj na tym stołku, elfie - polecił Sajmonowi. - Tu, koło zwierciadła. Aha, odepnij też broń i zdejmij koszulę. Dobra. Teraz weź to - podał mu puzderko z brązowawą maścią - i wetrzyj w ciało. Tylko żeby na twarzy, szyi i rękach równo było! Zrobione? Za chwilę pewnie poczujesz coś jakby na skórze robiła ci się skorupa. Nie przejmuj się, przywykniesz. Teraz siedź nieruchomo, oczy otwórz i staraj się nie mrugać. Zapiecze. Ari, jak znalazłaś już suknię, to idź za tą zasłonkę, przebierz się. Tylko niczego nie dotykaj.
Sekiel wylał elfowi nieco zawartości buteleczki do oczów. Trochę płynu wyciekło poza oczodoły, tworząc jakby łzy. Z wyglądu - zaropiałe i krwawe łzy.
- To odpowiednio spreparowana żywica pewnego gatunku drzewa - uprzedził pytanie elfa. - Masz teraz coś nie tak z oczami, częste schorzenie wśród biedoty tutaj. Widzisz normalnie, tak? Dobrze. No to teraz trzeba cię odpowiednio oszpecić.
Zabójca wziął kolejną buteleczkę, złapał szmatkę, nasączył ją zawartością naczynia.
- Zrób sobie teraz smugi na twarzy, za chwilę to będzie imitować rany. Jak już skończysz, to pozostanie ci tylko wytłuścić i potargać włosy - gdzieś w kącie masz jakiś tłuszcz - wybranie sobie jakiegoś łachu, kijka... A. Przepłucz sobie tym usta - podał Sajmonowi butelczynę w wiklinowej plecionce.
- Co to? - spytał elf.
- Gorzała, dobra, bo ludzka. Nie wypij mi tego, masz tylko śmierdzieć jak na żebraka przystało. Ariso, gotowaś? Pokaż się no, niech zobaczę, jak wyglądasz w nowym ubraniu.
Na korytarzu rozległy się kroki. Zamek w drzwiach skrzypnął i drzwi otworzyły się. Do środka wpadł młody mężczyzna, który miał w lewym ramieniu wbitą strzałę.
- Szukają kogoś, nie jestem pewny kogo... Ale lepiej nie ryzykować. - powiedział. Odsunął dywan. Znajdowała się pod nim klapa. Podniósł ją z jękiem. - Teraz już ci nic nie jestem dłużny. - Obrzucił Sekiela spojrzeniem. Arisa chciała ruszyć w jego kierunku, lecz jego wzrok mówił, aby tego nie robiła. Sajmon bez namysłu pociągną elfkę w stronę klapy.
- Idźcie prosto, aż do drugiego rozwidlenia. Wtedy skręćcie w prawo. Niedługo potem natraficie na drabinę. Nią wydostaniecie się do zaułka, niedaleko centrum. Pospieszcie się. - Na korytarzu rozległo się więcej kroków.
- Szukają kogoś, nie jestem pewny kogo... Ale lepiej nie ryzykować. - powiedział. Odsunął dywan. Znajdowała się pod nim klapa. Podniósł ją z jękiem. - Teraz już ci nic nie jestem dłużny. - Obrzucił Sekiela spojrzeniem. Arisa chciała ruszyć w jego kierunku, lecz jego wzrok mówił, aby tego nie robiła. Sajmon bez namysłu pociągną elfkę w stronę klapy.
- Idźcie prosto, aż do drugiego rozwidlenia. Wtedy skręćcie w prawo. Niedługo potem natraficie na drabinę. Nią wydostaniecie się do zaułka, niedaleko centrum. Pospieszcie się. - Na korytarzu rozległo się więcej kroków.
- Nie, Sajmon - odezwał się Sekiel. Nie pójdziemy tamtędy. Nie wyglądacie już na siebie, dajcie mi tylko swój dobytek, przechowam go.
Skrytobójca zebrał ubrania elfów, zwinął je w ciasny pakunek, po czym, zabierając broń Sajmona, podszedł do kredensu. Wyszukał niewielką wypustkę na jego bocznej ściance, nacisnął ją delikatnie, pociągnął do góry. Następnie pchnął mebel, który obrócił się gładko, tworząc przejście.
- Do środka - odezwał się znowu skrytobójca. - Tym korytarzem wyjdziemy zaraz obok karczmy. Zabierzemy konie - to znaczy, ja je zabiorę - i wyjdziemy z miasta.
Zabójca wszedł w korytarz zaraz za elfami, po czym przesunął kredens z powrotem na jego miejsce. Następnie ruszył przed siebie. Przejście, choć krótkie, nie było nijak oświetlone, w podłoga była chyba robiona przez jednego ze stałych bywalców karczmy, po stopniu jej nierówności wnioskując. Wkrótce jednak cała kompania dotarła do wyjścia - czyli do, zdawałoby się, fragmentu litej ściany ,,Książęcego żebraka". Sekiel wyszukał niewielki otwór w murze, nacisnął kolejno trzy kamienie pod nim, po czym ściana uniosła się z cichym zgrzytem. Skrytobójca wyszedł na zewnątrz, skierował się prosto do uwiązanych koni. Odwiązał wszystkie trzy, nie bacząc na wyraźne sprzeciwy wierzchowca Arisy. Szczęśliwie kopać i gryźć jakoś nie zamierzał.
- Dobrze... - zaczął Sekiel, równocześnie wiążąc konie za swoim dzianetem i trocząc juki. - Tym razem wy pójdziecie przodem. Do bramy, mam nadzieję, traficie? Wychodzimy przez południową, później w stronę Kryształowego Jeziora i wzdłuż Anibii na Równiny Theryjskie. Później możecie się udać gdzie chcecie, choćby nawet i z powrotem do lasu, choć raczej to odradzam, elfie patrole szybko was znajdą. Co do waszych ról... Sajmon, ty jesteś... właściwie nikim, biedakiem, w chorym i brudnym, nie milszym dla oka niźli kupa obornika. Staraj się chodzić skulony, coś jak bity niewolnik, nie patrz nikomu w oczy i nie odzywaj się, jeśli nie będzie takiej potrzeby. Ewentualnie mamrocz coś bez ładu i składu pod nosem. Ariso, ty jesteś dobrą i szlachetną kapłanką Pana, która ulitowała się nad pokrzywdzonym przez los i chce temu pokrzywdzonemu pomóc. Uśmiechaj się łagodnie, bądź skromna lecz pewna siebie, a jakbyś z kimś rozmawiała, wpleć parę natchnionych tekstów. Aha, i nie sprzeczaj się z nikim, to ci nie przystoi. Jeśli już, to łagodnie i uniżenie proś o zmianę zdania. Jasne? Dobra, ruszajcie. Ruszę chwilę po was, żeby nikt nas w razie czego nie powiązał. W razie kłopotów, uciekajcie tutaj, strażnicy nie są zbytnio lubiani w tej dzielnicy. Postaram się pomóc w takiej sytuacji, ale nie wiem, czy mi się uda.
Skrytobójca zebrał ubrania elfów, zwinął je w ciasny pakunek, po czym, zabierając broń Sajmona, podszedł do kredensu. Wyszukał niewielką wypustkę na jego bocznej ściance, nacisnął ją delikatnie, pociągnął do góry. Następnie pchnął mebel, który obrócił się gładko, tworząc przejście.
- Do środka - odezwał się znowu skrytobójca. - Tym korytarzem wyjdziemy zaraz obok karczmy. Zabierzemy konie - to znaczy, ja je zabiorę - i wyjdziemy z miasta.
Zabójca wszedł w korytarz zaraz za elfami, po czym przesunął kredens z powrotem na jego miejsce. Następnie ruszył przed siebie. Przejście, choć krótkie, nie było nijak oświetlone, w podłoga była chyba robiona przez jednego ze stałych bywalców karczmy, po stopniu jej nierówności wnioskując. Wkrótce jednak cała kompania dotarła do wyjścia - czyli do, zdawałoby się, fragmentu litej ściany ,,Książęcego żebraka". Sekiel wyszukał niewielki otwór w murze, nacisnął kolejno trzy kamienie pod nim, po czym ściana uniosła się z cichym zgrzytem. Skrytobójca wyszedł na zewnątrz, skierował się prosto do uwiązanych koni. Odwiązał wszystkie trzy, nie bacząc na wyraźne sprzeciwy wierzchowca Arisy. Szczęśliwie kopać i gryźć jakoś nie zamierzał.
- Dobrze... - zaczął Sekiel, równocześnie wiążąc konie za swoim dzianetem i trocząc juki. - Tym razem wy pójdziecie przodem. Do bramy, mam nadzieję, traficie? Wychodzimy przez południową, później w stronę Kryształowego Jeziora i wzdłuż Anibii na Równiny Theryjskie. Później możecie się udać gdzie chcecie, choćby nawet i z powrotem do lasu, choć raczej to odradzam, elfie patrole szybko was znajdą. Co do waszych ról... Sajmon, ty jesteś... właściwie nikim, biedakiem, w chorym i brudnym, nie milszym dla oka niźli kupa obornika. Staraj się chodzić skulony, coś jak bity niewolnik, nie patrz nikomu w oczy i nie odzywaj się, jeśli nie będzie takiej potrzeby. Ewentualnie mamrocz coś bez ładu i składu pod nosem. Ariso, ty jesteś dobrą i szlachetną kapłanką Pana, która ulitowała się nad pokrzywdzonym przez los i chce temu pokrzywdzonemu pomóc. Uśmiechaj się łagodnie, bądź skromna lecz pewna siebie, a jakbyś z kimś rozmawiała, wpleć parę natchnionych tekstów. Aha, i nie sprzeczaj się z nikim, to ci nie przystoi. Jeśli już, to łagodnie i uniżenie proś o zmianę zdania. Jasne? Dobra, ruszajcie. Ruszę chwilę po was, żeby nikt nas w razie czego nie powiązał. W razie kłopotów, uciekajcie tutaj, strażnicy nie są zbytnio lubiani w tej dzielnicy. Postaram się pomóc w takiej sytuacji, ale nie wiem, czy mi się uda.
Nim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, podeszło do niej trzech mężczyzn. Ubrani byli w łachmany, a na skórze rany ropiały.
- Oh... Panienko... Niech panienka nam pomoże, jak mu... Codziennie składamy modły to Pana o pomocy... Panienka musi być tym cudem... - Mówili, jąkając się. Arisa uśmiechnęła się, a oczy zaszkliły się od łez. Jeden chwycił ją za rękę.
- Zaprowadzimy cię do moich braci i sióstr. Opiekunka zasłana z nieba. - Powiedział i zaczął ją ciągnąć. Ona powoli kroczyła za nim, patrząc pytająco na Sekiela. Drugi zamachał i nagle z cienia wyłoniło się jeszcze kilka obdartych ludzi. Ich widok budził obrzydzenia, jak zapach. W dali zabłyszczały dwa światła.
- Co to za zebranie?! - Było słychać mocny, męski głos.
- To ci śmierdziele. - Można było posłyszeć drugiego mężczyznę.
- Zawsze mówiłem, że tego plugastwa trzeba się pozbyć.
- Won z stąd! - wrzasnął jeden z zbliżających się strażników. Można było już ujrzeć ich twarze. - O, a kogo my tu mamy? Kapłanka w takim miejscu. Widać, że Pan postanowił się zająć swoimi nieudanymi...
- Oj... bardzo przepraszam, ale nie przyszłam się wami zajmować. - Jej uśmiech wskazywał na ironie. - Ci ludzie mają takie same prawa, jak inni. -
- Ho... ho... Nie dość, że śliczna, to jeszcze ma ostry język. Lubię takie. Może chcesz byś aresztowana za utrudnianie zadania?
-Nie macie prawa. - zaśmiała się. Strażnik prychnął.
- Tym razem masz szczęście, ale będę cię obserwował. - Warknął. - Na co się gapicie! Rozejść się!- Po chwili wszyscy się rozeszli, aż znów zostali sami. Arisa westchnęła i obróciła się w stronę swoich towarzyszy. Nagle na jej ramieniu usiadła sowa głośno pohukując. Zaczęła skubać włosy dziewczyny, upominając się o smakołyk. Elfka zaśmiała się i wyjęła kawałek chleba z torby. Ptak z przyjemnością zjadł. Zahukał. Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Ona.. znaczy ta sowa... Ona do kogoś z was przyleciała... Z jakąś informacją. - Popatrzyła z podejrzliwością na Sajmona i Sekiela. Rzeczywiście na nóżce była czerwona wstążka a przy niej pojemniczek na liścik.
- Oh... Panienko... Niech panienka nam pomoże, jak mu... Codziennie składamy modły to Pana o pomocy... Panienka musi być tym cudem... - Mówili, jąkając się. Arisa uśmiechnęła się, a oczy zaszkliły się od łez. Jeden chwycił ją za rękę.
- Zaprowadzimy cię do moich braci i sióstr. Opiekunka zasłana z nieba. - Powiedział i zaczął ją ciągnąć. Ona powoli kroczyła za nim, patrząc pytająco na Sekiela. Drugi zamachał i nagle z cienia wyłoniło się jeszcze kilka obdartych ludzi. Ich widok budził obrzydzenia, jak zapach. W dali zabłyszczały dwa światła.
- Co to za zebranie?! - Było słychać mocny, męski głos.
- To ci śmierdziele. - Można było posłyszeć drugiego mężczyznę.
- Zawsze mówiłem, że tego plugastwa trzeba się pozbyć.
- Won z stąd! - wrzasnął jeden z zbliżających się strażników. Można było już ujrzeć ich twarze. - O, a kogo my tu mamy? Kapłanka w takim miejscu. Widać, że Pan postanowił się zająć swoimi nieudanymi...
- Oj... bardzo przepraszam, ale nie przyszłam się wami zajmować. - Jej uśmiech wskazywał na ironie. - Ci ludzie mają takie same prawa, jak inni. -
- Ho... ho... Nie dość, że śliczna, to jeszcze ma ostry język. Lubię takie. Może chcesz byś aresztowana za utrudnianie zadania?
-Nie macie prawa. - zaśmiała się. Strażnik prychnął.
- Tym razem masz szczęście, ale będę cię obserwował. - Warknął. - Na co się gapicie! Rozejść się!- Po chwili wszyscy się rozeszli, aż znów zostali sami. Arisa westchnęła i obróciła się w stronę swoich towarzyszy. Nagle na jej ramieniu usiadła sowa głośno pohukując. Zaczęła skubać włosy dziewczyny, upominając się o smakołyk. Elfka zaśmiała się i wyjęła kawałek chleba z torby. Ptak z przyjemnością zjadł. Zahukał. Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Ona.. znaczy ta sowa... Ona do kogoś z was przyleciała... Z jakąś informacją. - Popatrzyła z podejrzliwością na Sajmona i Sekiela. Rzeczywiście na nóżce była czerwona wstążka a przy niej pojemniczek na liścik.
Sekiel nie przejął się, kiedy Arisę obskoczyła gromada dziadów, ani nie zareagował na pojawienie się strażników. Zbytnio zajęty był przeszukiwaniem juków - z razu swoich, a później, gdy dostrzegł okazję - Sajmona. Nie to, żeby liczył na jakieś ciekawe znalezisko - jakoś nie sądził, by elf prowadził pamiętnik lub by trzymał w jukach cokolwiek innego, co mogłoby dostarczyć mu o nim informacji - ale wydało to sprawdzić. Ot, taka zawodowa przezorność.
Nie było mu jednak dane choćby tyle, by mógł porządnie przeszukać dobytek elfa. Przeszkodziła mu... sowa. Co mogła tu robić sowa, w dodatku w środku dnia? Czy może raczej - dlaczego akurat sowa, jak poprawił się zabójca, dostrzegając list, przywiązany do jej nóżki. Zwykle używało się do tego gołębi.
Jakby tego było mało, ptak najwidoczniej był rozmowny, a elfka znała mowę zwierząt. Sekiel zawsze uważał tą umiejętność za głupi i niepotrzebny element elfickiego folkloru, a tu proszę. Długousi jednak potrafili i tym zirytować człowieka.
- Zobaczmy... - odezwał się skrytobójca, podchodząc do Arisy. Następnie odwiązał list od sowiej nóżki, rozwinął go i szybko przebiegł oczami po jego treści. - To do mnie - oświadczył, napotykając pytające spojrzenia elfów, równocześnie chowając zwitek pergaminu do sakwy. Celowo nie powiedział więcej, wiedząc dobrze, że pytanie o treść wiadomości ze strony elfów byłoby nietaktem.
- Nie mieliśmy przypadkiem wydostać się z miasta? - zapytał Arisy i Sajmona.
Nie było mu jednak dane choćby tyle, by mógł porządnie przeszukać dobytek elfa. Przeszkodziła mu... sowa. Co mogła tu robić sowa, w dodatku w środku dnia? Czy może raczej - dlaczego akurat sowa, jak poprawił się zabójca, dostrzegając list, przywiązany do jej nóżki. Zwykle używało się do tego gołębi.
Jakby tego było mało, ptak najwidoczniej był rozmowny, a elfka znała mowę zwierząt. Sekiel zawsze uważał tą umiejętność za głupi i niepotrzebny element elfickiego folkloru, a tu proszę. Długousi jednak potrafili i tym zirytować człowieka.
- Zobaczmy... - odezwał się skrytobójca, podchodząc do Arisy. Następnie odwiązał list od sowiej nóżki, rozwinął go i szybko przebiegł oczami po jego treści. - To do mnie - oświadczył, napotykając pytające spojrzenia elfów, równocześnie chowając zwitek pergaminu do sakwy. Celowo nie powiedział więcej, wiedząc dobrze, że pytanie o treść wiadomości ze strony elfów byłoby nietaktem.
- Nie mieliśmy przypadkiem wydostać się z miasta? - zapytał Arisy i Sajmona.
Llia szła zamyślona jedną z bocznych uliczek Danae prowadząc Notiego za wodze. Próbując przypomnieć sobie jeden z trudniejszych przepisów na eliksir uzupełniający krew i zasklepiający rany nie zauważyła kiedy weszła w nie tę uliczkę którą powinna zresztą swój błąd zauważyła dopiero kiedy wpadła na jakiś mały straganik. Llia rozejrzała się w koło jednak nie zauważyła niczego co mogłoby jej powiedzieć gdzie się znajduje -"Wspaniale, po prostu wspaniale nie dość że nie wiem gdzie jestem to zaczęło się już zaciemniać. Ech... cóż muszę poszukać jakiegoś znajomego miejsca zanim spotkam jakiegoś "przemiłego" pana który będzie chętny oprowadzić mnie po ciemnych i mało bezpiecznych zakamarkach Danae. - Nie namyślając się długo wsiadła na Notusa i ruszyła przed siebie szukając jakiegoś znajomego miejsca w końcu po jakiejś godzinie lub dwóch znalazła. Napis na wrotach głosił "Południowa Brama".
"Sajmon ukrył, gdzieś skrzynkę z amuletem. Masz dowiedzieć się, gdzie i zabić go. Dziewczynę możesz zostawić. Pierwszą część zapłaty odbierzesz przy południowej bramie. Będzie tam stał chłopiec, którego już spotkałeś. Powodzenia."
Arisa kiwnęła głową i ruszyła przed siebie. Sajmon, co chwila na nią spoglądał, spuszczając wzrok na ziemię. Dziewczyna patrzyła przed siebie z lekkim uśmiechem na ustach. Na chwilę się obróciła spoglądając na mężczyznę i konia.
Pewien wysoki mężczyzna o ciemnej karnacji, ciemnych włosach i brązowych oczach podszedł do Llii.
- Witam panienkę, co panienka robi w takim miejscu sama. Toż to niebezpieczne jest. - Uśmiechnął się szeroko do dziewczyny.
Arisa kiwnęła głową i ruszyła przed siebie. Sajmon, co chwila na nią spoglądał, spuszczając wzrok na ziemię. Dziewczyna patrzyła przed siebie z lekkim uśmiechem na ustach. Na chwilę się obróciła spoglądając na mężczyznę i konia.
Pewien wysoki mężczyzna o ciemnej karnacji, ciemnych włosach i brązowych oczach podszedł do Llii.
- Witam panienkę, co panienka robi w takim miejscu sama. Toż to niebezpieczne jest. - Uśmiechnął się szeroko do dziewczyny.
Sekiel zaczynał nabierać coraz więcej podejrzeń co do tożsamości jego zleceniodawcy. Szlachetka, nowobogacki, niedawno zyskał na znaczeniu... Widać było, że nie wie, jak to wszystko działa i jak powinno się odbywać, a przy okazji ma zabójcę za tylko i wyłącznie użyteczne narzędzie, z którym może zrobić co chce. Cóż, połowicznie miał nawet rację.
Inna rzecz, że przy okazji był dość łatwowierny lub naiwny. Łatwowierny, ponieważ oferował część zapłaty jeszcze przed właściwym zaczęciem zlecenia, naiwny zaś, jeśli sądził, że jest w stanie Sekiela wytopić, jeśli ten postanowiłby zniknąć z otrzymaną dolą. Ale nie, skrytobójca zamierzał zapracować na pieniądze uczciwe.
Na razie jednak miał zupełnie inne priorytety - nie zapomniał bowiem o swoim pierwszym spotkaniu z Arisą. Kiedy więc para elfów oddaliła się, żegnana ciepłym, krzepiącym uśmiechem zabójcy, Sekiel natychmiast dobrał się do dobytku elfki. I znowu, nie wiedział czego szuka, oglądał więc wszystko, co wpadło mu w ręce. Poszukiwania informacji okazały się jednak bezcelowe - z ekwipunku raczej trudno było wywnioskować choćby profesję kobiety. Wkrótce więc zarzucił grzebanie w nie swoich rzeczach i na odmianę zastanowił się, co robić dalej. Oczywiście, musiał wydostać się z miasta, najpierw jednak należało załatwić w nim przynajmniej jedną sprawę.
Dotarcie do odpowiedniego domostwa nie zajęło mu wiele czasu, całkiem długo stał natomiast przed jego drzwiami, waląc w nie kołatką, wyobrażającą głowę lwa z metalowym pierścieniem w pysku blisko pięć minut. W końcu jednak zabójca usłyszał nieco gniewny pomruk, a w chwilę później drzwi się otworzyły.
Elf, który w nich stanął, wyglądał jak najbardziej podejrzanie. Lewe jego oko przesłaniała skórzana opaska, spod której wychodziła długa, wąska blizna, ciągnąca się po podbródek. Zbudowany mocniej niż inni przedstawiciele swojego gatunku, elf wyglądał na typowego zbira; głos również miał nieprzyjemny, szorstki i zachrypły, co dało się stwierdzić, kiedy odezwał się do zabójcy.
- Rozumiem, masz jakiś interes? - zapytał.
- Oczywiście - odparł Sekiel. - Będziemy o tym gwarzyć na ulicy, czy zaprosisz mnie do środka?
- Tutaj jest w sam raz. Co to za sprawa?
- Jutro mam przybyć do Danae jako arcyszpion z Kryształowego, to raz. Dwa, za półtora tygodnia mam być w Faargoth. Pogadaj z Trautonem najlepiej, niech mi to załatwi.
- Czterysta - oświadczył elf.
- Stawki podniosłeś? - spytał Sekiel, bardziej z kurtuazji, aniżeli z prawdziwej ciekawości, równocześnie podając nabitą sakiewkę oprychowi.
- Żyć trzeba - elf wzruszył ramionami. - A nie uwierzyłbyś, jak drogi jest teraz porządny, nordycki miecz czy zamorska szabelka.
- Pewnie nie. Bywaj, Esselath.
Nie czekając na odpowiedź, zabójca odwrócił się i odszedł. W chwilę potem siedział już w siodle, kierując się do południowej bramy. Zwracał uwagę, głównie przez wzgląd na dwa konie uwiązane za jego siodłem, ale nie obchodziło go to zanadto.
W tłumie przed bramą ciężko było wypatrzyć jednego chłopca, ale Sekielowi udało się to już po chwili. Podjechał do niego, pochylił się w siodle.
- Moja zapłata - rzucił.
- Tak, już... - odpowiedział chłoptaś, podając zabójcy... pergamin. Po krótkich oględzinach Sekiel zidentyfikował świstek jako weksel na okaziciela, wystawiony przez bank z siedzibą w Kryształowym Królestwie. Wygodny był to sposób zapłaty, tak dla zleceniodawcy, jak i dla zabójcy.
- Dobra - Sekiel skinął krótko głową. - Zmykaj, mały.
Następnie skrytobójca, nie mitrężąc dłużej, ją przepychać się wśród tłumu w stronę wyjścia z miasta.
Inna rzecz, że przy okazji był dość łatwowierny lub naiwny. Łatwowierny, ponieważ oferował część zapłaty jeszcze przed właściwym zaczęciem zlecenia, naiwny zaś, jeśli sądził, że jest w stanie Sekiela wytopić, jeśli ten postanowiłby zniknąć z otrzymaną dolą. Ale nie, skrytobójca zamierzał zapracować na pieniądze uczciwe.
Na razie jednak miał zupełnie inne priorytety - nie zapomniał bowiem o swoim pierwszym spotkaniu z Arisą. Kiedy więc para elfów oddaliła się, żegnana ciepłym, krzepiącym uśmiechem zabójcy, Sekiel natychmiast dobrał się do dobytku elfki. I znowu, nie wiedział czego szuka, oglądał więc wszystko, co wpadło mu w ręce. Poszukiwania informacji okazały się jednak bezcelowe - z ekwipunku raczej trudno było wywnioskować choćby profesję kobiety. Wkrótce więc zarzucił grzebanie w nie swoich rzeczach i na odmianę zastanowił się, co robić dalej. Oczywiście, musiał wydostać się z miasta, najpierw jednak należało załatwić w nim przynajmniej jedną sprawę.
Dotarcie do odpowiedniego domostwa nie zajęło mu wiele czasu, całkiem długo stał natomiast przed jego drzwiami, waląc w nie kołatką, wyobrażającą głowę lwa z metalowym pierścieniem w pysku blisko pięć minut. W końcu jednak zabójca usłyszał nieco gniewny pomruk, a w chwilę później drzwi się otworzyły.
Elf, który w nich stanął, wyglądał jak najbardziej podejrzanie. Lewe jego oko przesłaniała skórzana opaska, spod której wychodziła długa, wąska blizna, ciągnąca się po podbródek. Zbudowany mocniej niż inni przedstawiciele swojego gatunku, elf wyglądał na typowego zbira; głos również miał nieprzyjemny, szorstki i zachrypły, co dało się stwierdzić, kiedy odezwał się do zabójcy.
- Rozumiem, masz jakiś interes? - zapytał.
- Oczywiście - odparł Sekiel. - Będziemy o tym gwarzyć na ulicy, czy zaprosisz mnie do środka?
- Tutaj jest w sam raz. Co to za sprawa?
- Jutro mam przybyć do Danae jako arcyszpion z Kryształowego, to raz. Dwa, za półtora tygodnia mam być w Faargoth. Pogadaj z Trautonem najlepiej, niech mi to załatwi.
- Czterysta - oświadczył elf.
- Stawki podniosłeś? - spytał Sekiel, bardziej z kurtuazji, aniżeli z prawdziwej ciekawości, równocześnie podając nabitą sakiewkę oprychowi.
- Żyć trzeba - elf wzruszył ramionami. - A nie uwierzyłbyś, jak drogi jest teraz porządny, nordycki miecz czy zamorska szabelka.
- Pewnie nie. Bywaj, Esselath.
Nie czekając na odpowiedź, zabójca odwrócił się i odszedł. W chwilę potem siedział już w siodle, kierując się do południowej bramy. Zwracał uwagę, głównie przez wzgląd na dwa konie uwiązane za jego siodłem, ale nie obchodziło go to zanadto.
W tłumie przed bramą ciężko było wypatrzyć jednego chłopca, ale Sekielowi udało się to już po chwili. Podjechał do niego, pochylił się w siodle.
- Moja zapłata - rzucił.
- Tak, już... - odpowiedział chłoptaś, podając zabójcy... pergamin. Po krótkich oględzinach Sekiel zidentyfikował świstek jako weksel na okaziciela, wystawiony przez bank z siedzibą w Kryształowym Królestwie. Wygodny był to sposób zapłaty, tak dla zleceniodawcy, jak i dla zabójcy.
- Dobra - Sekiel skinął krótko głową. - Zmykaj, mały.
Następnie skrytobójca, nie mitrężąc dłużej, ją przepychać się wśród tłumu w stronę wyjścia z miasta.
- Witam panienkę, co panienka robi w takim miejscu sama. Toż to niebezpieczne jest. - Mężczyzna uśmiechną się do Llii prezentując jednocześnie niepełną kolekcje zepsutych, żółtych zębów. Llii zmierzyła go od stóp do głów nie zsiadając nawet z konia, następnie uśmiechnęła się szeroko i zanim mężczyzna zdążył jakkolwiek zareagować wydobyła z pochwy miecz i wymierzyła nim prosto w mężczyznę zatrzymawszy go mniej więcej centymetr od jego nosa. - Pan się nie boi. Myślę że sobie poradzę. - Mężczyzna spojrzał na klingę, a następnie na Llię. - Tak... faktycznie sobie panienka poradzi. Do widzenia i szerokiej drogi. - powiedziawszy to obrócił się na pięcie i odszedł znikając w jednej z bocznej uliczek. Minęło może z dziesięć minut w czasie których Llia zdążyła zsiąść z konia i stwierdzić że nie zna żadnej karczmy w tej części miasta która nie cieszyła by się złą sławą kiedy na plac przed bramą weszło czterech strażników. Llia prawdopodobnie nie zwróciła by na nich nawet uwagi gdyby nie to że zadali dość specyficzne pytanie mężczyźnie który stał jakieś dwa metry od Llii. - Przepraszam czy nie widział pan tu młodej dziewczyny z brązowymi włosami w popielatej pelerynie z wysokim kasztanowym koniem? Ponoć grozi ludziom mieczem wymachując im nim tuż przed nosem. - Llia obejrzała się za siebie strażnik zadał pytanie jakiemuś mężczyźnie o czarnych włosach w obszernym szaro-czarnym płaszczu płaszczu, z tyłu siodła miał uwiązane kolejne dwa konie. - "Nie, niewierze. Trzeba było temu oblechowi nochal uciąć!" - Llia szybko zarzuciła na głowę kaptur i ruszyła w stronę bramy. Trudno tej nocy nie spędzi w ciepłej karczmie, a na zimnej, twardej ziemi.
Pewien człowiek, wyglądający na szefa strażników. Podszedł do tych, którzy wypytywali się Sekiela o dziewczynę.
- Tamto zgłoszenie właśnie unieważniłem... Mamy poważniejsze zgłoszenie. Szukamy pewnej trójki. Jeśli ich nie złapiemy to będzie po nas. Więc ruszcie łaskawie swoje cztery i do roboty. Każda brama jest pilnie strzeżona, a każdy mężczyzna przechodzący obok przeszukiwany. Naiwny, nawet nie wie na co się porwał. - Mężczyzna uśmiechnął się do siebie. - Doszły mnie słuchy, że dzięki niemu można dotrzeć do kogoś poszukiwanego, dlatego do roboty wy nędzna hołoto! Więc marsz do najbliższej bramy! - Strażnicy stanęli na baczność i ruszyli we wskazanym kierunku. Szef kiwnął głową do skrytobójcy. - Przepraszam pana za tą scenę. - Kiedy zauważył konie, dodał. - Teraz radzę zostać w mieście, kiedy trwają poszukiwania, trudno się wydostać, wszystko jest pilnie strzeżone i badane. - Odszedł w kierunku rynku. Arisa idąc, obejrzała się na Sekiela i wtedy wpadła na Llię.
- Przepraszam panią bardzo, nie chciałam...- Zaczęła się jąkać. Sajmon tylko zatrzymał się i zaplatając ręce na piersi, wpatrzył się w nowego towarzysza, nie zwracając uwagi na dziewczyny. - O Llia... Jak miło cię znów widzieć, choć to nie najlepsza pora. - Zaśmiała się.
- Tamto zgłoszenie właśnie unieważniłem... Mamy poważniejsze zgłoszenie. Szukamy pewnej trójki. Jeśli ich nie złapiemy to będzie po nas. Więc ruszcie łaskawie swoje cztery i do roboty. Każda brama jest pilnie strzeżona, a każdy mężczyzna przechodzący obok przeszukiwany. Naiwny, nawet nie wie na co się porwał. - Mężczyzna uśmiechnął się do siebie. - Doszły mnie słuchy, że dzięki niemu można dotrzeć do kogoś poszukiwanego, dlatego do roboty wy nędzna hołoto! Więc marsz do najbliższej bramy! - Strażnicy stanęli na baczność i ruszyli we wskazanym kierunku. Szef kiwnął głową do skrytobójcy. - Przepraszam pana za tą scenę. - Kiedy zauważył konie, dodał. - Teraz radzę zostać w mieście, kiedy trwają poszukiwania, trudno się wydostać, wszystko jest pilnie strzeżone i badane. - Odszedł w kierunku rynku. Arisa idąc, obejrzała się na Sekiela i wtedy wpadła na Llię.
- Przepraszam panią bardzo, nie chciałam...- Zaczęła się jąkać. Sajmon tylko zatrzymał się i zaplatając ręce na piersi, wpatrzył się w nowego towarzysza, nie zwracając uwagi na dziewczyny. - O Llia... Jak miło cię znów widzieć, choć to nie najlepsza pora. - Zaśmiała się.
Sekiel dotarł w okolicę bramy akurat na czas, by zobaczyć to niewielkie zamieszanie. Początkowo strażnicy szukali jakiejś dziewczyny - tych zbył krótkim ,,nie" w odpowiedzi na ich pytanie - później zaś, co było już ciekawsze - ,,pewnej trójki". Normalnie i o to skrytobójca by nie dbał, strażnicy jednak wykazali choć raz odrobinę oleju w głowie, przecząc tym samym wszelkim stereotypom, dotyczącym przedstawicieli tejże grupy zawodowej. Jęli przeszukiwać opuszczających miasto.
Zabójca zaklął z cicha. Nie żeby stanowiło to większy problem - rzecz w tym, że należało spodziewać się kolosalnych zatorów przy bramach, przez co opuszczenie miasta mogło odwlec się o dobre parę godzin. Przede wszystkim należało znaleźć elfy - a zwłaszcza Sajmona. Szczęście uśmiechnęło się doń - już po chwili dojrzał go w tłumie. Arisa stała tuż obok... najwidoczniej spotkała jakąś znajomą.
- Elfko, nie ma czasu na rozmowy - rzucił jej, podjeżdżając bliżej i zeskakując z siodła. - Dawno już nie widziałem takich jasełek, straż naprawdę się zawzięła. Ci, których szukają, zaleźli im za skórę, zamierzają przeszukiwać wszystkich, przejeżdżających przez bramę. Najlepiej byłoby to przeczekać, problem w tym, że nie bardzo mamy na to czas. Musimy opuścić miasto zaraz. Ty, elfie... to, coś zwinął arcymagowi masz przy sobie, tak? Widzisz, być może strażnicy będą brzydzili się ciebie na tyle, że nawet cię nie dotkną... ale jeśli nie... No, nie wyjdziesz z tym przez bramę. Ja tak. Jeśli więc masz to coś przy sobie, daj mi, przechowam, wyjdę z miasta i zwrócę za bramą. Dalej... spotykamy się na brzegu Kryształowego Jeziora. Panienka idzie z nami? - zwrócił się do znajomej Arisy. - Nie to, żebym miał coś naprzeciw... Clovis Traut - przedstawił się. - Możesz mówić mi Beryl, jeśli wola.
Zabójca zaklął z cicha. Nie żeby stanowiło to większy problem - rzecz w tym, że należało spodziewać się kolosalnych zatorów przy bramach, przez co opuszczenie miasta mogło odwlec się o dobre parę godzin. Przede wszystkim należało znaleźć elfy - a zwłaszcza Sajmona. Szczęście uśmiechnęło się doń - już po chwili dojrzał go w tłumie. Arisa stała tuż obok... najwidoczniej spotkała jakąś znajomą.
- Elfko, nie ma czasu na rozmowy - rzucił jej, podjeżdżając bliżej i zeskakując z siodła. - Dawno już nie widziałem takich jasełek, straż naprawdę się zawzięła. Ci, których szukają, zaleźli im za skórę, zamierzają przeszukiwać wszystkich, przejeżdżających przez bramę. Najlepiej byłoby to przeczekać, problem w tym, że nie bardzo mamy na to czas. Musimy opuścić miasto zaraz. Ty, elfie... to, coś zwinął arcymagowi masz przy sobie, tak? Widzisz, być może strażnicy będą brzydzili się ciebie na tyle, że nawet cię nie dotkną... ale jeśli nie... No, nie wyjdziesz z tym przez bramę. Ja tak. Jeśli więc masz to coś przy sobie, daj mi, przechowam, wyjdę z miasta i zwrócę za bramą. Dalej... spotykamy się na brzegu Kryształowego Jeziora. Panienka idzie z nami? - zwrócił się do znajomej Arisy. - Nie to, żebym miał coś naprzeciw... Clovis Traut - przedstawił się. - Możesz mówić mi Beryl, jeśli wola.
- Możesz mówić mi Beryl, jeśli wola. - Powiedział brunet. Llia wyciągnęła w jego stronę dłoń i odpowiedziała. - Llia Errwen, miło mi. - "Ustawili straż przy bramie? Dlaczego? Przeszukują wszystkich, którzy próbują opuścić miasto. Te elfy podchodzą do tej całej sprawy zbyt poważnie. Przecież ja nic mu nie zrobiłam! Tylko trochę mu pogroziłam mieczem, to wszystko. Wspaniale jak mnie złapią to przez tydzień będę siedzieć w wilgotnej, zimnej celi." - Llia zmierzyła Arisę spojrzeniem po czym szybko podjęła decyzję. Teraz albo nigdy. - Opuszczacie miasto? A w którym kierunku? Może mogłabym się zabrać z wami? - Tak naprawdę Llię nie obchodziło w którym kierunku się kierowała ona czy któryś z jej towarzyszy, a jedynie to by jakoś mogła wydostać się z miasta. Czekała na odpowiedź z zapartym tchem.
- Nie, ukryłem to. Aż taki głupi to ja nie jestem. - Odpowiedział Sajmon.
- Raczej tak... Przynajniej ja nie mam, nic przeciwko. - Posłała dziewczynie ciepły uśmiech. - A panowie się zgadzacie? - Sajmon skinął głową, chodź skrzywione usta i pioruny w oczach, mówiły coś innego. Mnóstwo ludzi cisnęło się do bramy. Kilka żonierzy na koniach poczęło patrolować miasto. Do Arisy i jej towarzyszy podszedł jeden, młody mężczyzna. Miał on ciemną karnację, czarne włosy i brązowe oczy. Uśmiechnął się do dziewczyn i skłonił się. Kątem oka zlustrował Sajmona i Sekiela.
- Przepraszam, ale słyszałem, że chcecie wyjść z tego... Rozgardiaszu, nie wiem, co tu się dzieje, ale mam zamiar z stąd jak najszybciej uciec. Mogę się do was dołączyć? Zawsze wesprę was mieczem i głowę mam nie od parady. - Zaczął rozmowę, co chwila zaś spoglądał na Llię. - Mam na imię Arthur. - Znów skłonił się nisko. - Znam to miasto jak własną kieszeń, dodam. -
- Raczej tak... Przynajniej ja nie mam, nic przeciwko. - Posłała dziewczynie ciepły uśmiech. - A panowie się zgadzacie? - Sajmon skinął głową, chodź skrzywione usta i pioruny w oczach, mówiły coś innego. Mnóstwo ludzi cisnęło się do bramy. Kilka żonierzy na koniach poczęło patrolować miasto. Do Arisy i jej towarzyszy podszedł jeden, młody mężczyzna. Miał on ciemną karnację, czarne włosy i brązowe oczy. Uśmiechnął się do dziewczyn i skłonił się. Kątem oka zlustrował Sajmona i Sekiela.
- Przepraszam, ale słyszałem, że chcecie wyjść z tego... Rozgardiaszu, nie wiem, co tu się dzieje, ale mam zamiar z stąd jak najszybciej uciec. Mogę się do was dołączyć? Zawsze wesprę was mieczem i głowę mam nie od parady. - Zaczął rozmowę, co chwila zaś spoglądał na Llię. - Mam na imię Arthur. - Znów skłonił się nisko. - Znam to miasto jak własną kieszeń, dodam. -
- Dobra, Sajmon - rzekł elfowi. - Roztropnie zrobiłeś. Co do panienki Errwen... Nie mam nic przeciwko jej towarzystwu - Sekiel uśmiechnął się z lekka. - Teraz do bramy, zobaczymy, co uda się poradzić.
Nim skrytobójca zdołał zrobić choćby krok, do grupy podszedł mężczyzna. Z pewnością nietutejszy, zbyt był czarniawy. Nie spodobał się zabójcy, tym bardziej, że - nie wiedzieć czemu - chciał przystać do kompanii.
- Nie potrzeba nam twojej wiedzy, towarzystwa zresztą też nie - rzucił więc ostro Arthurowi. - Zniknij.
Następnie, ignorując obcego, zlustrował tłum przed bramą. Ci, którzy chcieli miasto opuścić, stali w długiej kolejce, przepychając się między sobą, nawołując, klnąc. Wszyscy razem tworzyli zbitą masę, którą przebyć było niemożliwością. Należało więc zadziałać sposobem.
- Mała zmiana planów - oświadczył swoim towarzyszom. - Elfko, trzymaj się na uboczu. Sajmon, choć no tutaj. Przydasz się.
Skrytobójca gestem polecił, by elf szedł za nim, po czym razem ruszyli w stronę bramy. Wkrótce musieli się zatrzymać, a gdyby chcieli poczekać wraz z innymi, pewnie staliby tu do późna w noc. No cóż... czekać Sekiel nie miał w planach.
- Dobry elfie - zagaił do pierwszego z brzegu oczekującego na wyjście. - Powinieneś się nieco odsunąć. Ten tutaj - wskazał na Sajmona - jest zarażony. Muszę go wyprowadzić z miasta, zanim choroba się rozprzestrzeni...
- Niech Sylvan ma nas w opiece... Wrzodnica?!
Elf cofnął się, wzbudzając zainteresowanie paru pobliskich osób. Ci którzy go usłyszeli, również starali się zachować jak największą odległość od ,,zarażonego". W efekcie w ciżbie czekających powstała luka, luka, którą Sekiel skrzętnie wykorzystał. W międzyczasie uwaga wszystkich dookoła zdołała się już na nim skoncentrować - teraz już wszyscy schodzili mu z drogi. Takim to sposobem dotarł pod samą bramę.
Wartownik pod nią stojący uniósł dłoń, zatrzymując go. Ją zbliżać się do zabójcy, ten więc w porę uprzedził go tymi słowy:
- Możesz mnie przeszukać, ale zważ, że dość długo mam kontakt z tym tutaj. Trzeba go usunąć z miasta, zanim zaraza się rozprzestrzeni - zamierzasz stawać mi na drodze?
Nim skrytobójca zdołał zrobić choćby krok, do grupy podszedł mężczyzna. Z pewnością nietutejszy, zbyt był czarniawy. Nie spodobał się zabójcy, tym bardziej, że - nie wiedzieć czemu - chciał przystać do kompanii.
- Nie potrzeba nam twojej wiedzy, towarzystwa zresztą też nie - rzucił więc ostro Arthurowi. - Zniknij.
Następnie, ignorując obcego, zlustrował tłum przed bramą. Ci, którzy chcieli miasto opuścić, stali w długiej kolejce, przepychając się między sobą, nawołując, klnąc. Wszyscy razem tworzyli zbitą masę, którą przebyć było niemożliwością. Należało więc zadziałać sposobem.
- Mała zmiana planów - oświadczył swoim towarzyszom. - Elfko, trzymaj się na uboczu. Sajmon, choć no tutaj. Przydasz się.
Skrytobójca gestem polecił, by elf szedł za nim, po czym razem ruszyli w stronę bramy. Wkrótce musieli się zatrzymać, a gdyby chcieli poczekać wraz z innymi, pewnie staliby tu do późna w noc. No cóż... czekać Sekiel nie miał w planach.
- Dobry elfie - zagaił do pierwszego z brzegu oczekującego na wyjście. - Powinieneś się nieco odsunąć. Ten tutaj - wskazał na Sajmona - jest zarażony. Muszę go wyprowadzić z miasta, zanim choroba się rozprzestrzeni...
- Niech Sylvan ma nas w opiece... Wrzodnica?!
Elf cofnął się, wzbudzając zainteresowanie paru pobliskich osób. Ci którzy go usłyszeli, również starali się zachować jak największą odległość od ,,zarażonego". W efekcie w ciżbie czekających powstała luka, luka, którą Sekiel skrzętnie wykorzystał. W międzyczasie uwaga wszystkich dookoła zdołała się już na nim skoncentrować - teraz już wszyscy schodzili mu z drogi. Takim to sposobem dotarł pod samą bramę.
Wartownik pod nią stojący uniósł dłoń, zatrzymując go. Ją zbliżać się do zabójcy, ten więc w porę uprzedził go tymi słowy:
- Możesz mnie przeszukać, ale zważ, że dość długo mam kontakt z tym tutaj. Trzeba go usunąć z miasta, zanim zaraza się rozprzestrzeni - zamierzasz stawać mi na drodze?
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości