Czarna Puszcza ⇒ [Przetrwanie w puszczy]
[Przetrwanie w puszczy]
Susan biegła ile sił w nogach. Nie wiedziała gdzie jest, wszędzie widziała drzewa, które rosły tak gęsto, że do lasu nie przenikały żadne promienie słońca. Musiała uciekać. Coś złego stało się z jej wioską. Nie znała tej części lasu, nie wiedziała czego mogła się spodziewać. Zabrała ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy - jedzenie, picie, płaszcz, śpiwór, sztylet, łuk i kołczan. Powinno wystarczyć aby dostać się do najbliższego miasta i tam zacząć nowe życie. Musiała się usamodzielnić i zacząć żyć na własną rękę. Marzyła też o tym, aby spotkać przystojnego młodzieńca, w którym by się zakochała bez opamiętania i który chroniłby ją, aż po kres jej życia. Gdy biegła tak zamyślona, nie zauważyła wystającego korzenia i potknęła się o niego. Niefortunnie uderzyła nogą w pień drzewa i upadła pod nim. Krzyknęła z bólu. Próbowała wstać, ale nie mogła. Najprawdopodobniej zwichnęła kostkę.
- Co ja teraz zrobię? - myślała gorączkowo. Wiedziała, że mogła nie przetrwać jednego dnia w takim stanie. Była łatwym celem dla wilków, które tu grasowały. Wysiliła się aby krzyknąć:
- Na pomoc! Niech ktoś mi pomoże!
Wiedziała, że nikt jej nie usłyszy. Szansa na to, aby ktoś przechodził przez tą puszczę była znikoma.
- Co ja teraz zrobię? - myślała gorączkowo. Wiedziała, że mogła nie przetrwać jednego dnia w takim stanie. Była łatwym celem dla wilków, które tu grasowały. Wysiliła się aby krzyknąć:
- Na pomoc! Niech ktoś mi pomoże!
Wiedziała, że nikt jej nie usłyszy. Szansa na to, aby ktoś przechodził przez tą puszczę była znikoma.
- Halandir
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Górski Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Zmierzającego właśnie w stronę Maurii Halandira dobiegł czyjś krzyk i chyba... wołanie o pomoc? Elf wahał się przez chwilę. Okolica była zdecydowanie niebezpieczna i nie brakowało tutaj istot, które wabiły nieostrożnych wędrowców w pułapki. Tkacz zaklęć przymknął więc na chwilę oczy skupiając się na innej płaszczyźnie rzeczywistości. Gdzieś po jego prawej stronie, w oddali jaśniało szafirowe światło. Gdy Halandir skupił się na nim poczuł zapach kwiatów i przyjemne ciepło owiewające jego jestestwo. Elf potrząsnął głową powracając zmysłami do strefy materialnej, po czym ruszył w stronę nieznajomej istoty, która zdawała się potrzebować pomocy.
Po kilku chwilach przedzierania się przez leśne poszycie, dotarł wreszcie do źródła nowej aury. Na ziemi siedziała trzymając się za swoją nogę na pierwszy rzut oka ludzka kobieta. Na jej twarzy malował się ból. Szybki rzut oka na rozrzucony ekwipunek i zdartą skórę na dłoniach powiedział elfowi, iż musiała się biec i niefortunnie się przewrócić. Dlaczego była taka nieostrożna, pozostawało pytaniem na które miał nadzieję znaleźć wkrótce odpowiedź. Halandir skupił się ponownie na strefie astralnej, ale nie wyczuł żadnej innej obecności. Zbliżył się więc robiąc na tyle hałasu, by kobieta zauważyła go w miarę wcześnie.
- Usłyszałem twoje wołanie o pomoc - powiedział łagodnym tonem. Na jego twarzy widoczne było zatroskanie. - Coś z nogą? - zapytał wskazując na kończynę za którą trzymała się nieznajoma. Pytanie było raczej retoryczne, ale jakoś trzeba było zacząć konwersację. Elf postąpił kilka kroków na przód. - Jeśli pozwolisz, to ją obejrzę - powiedział zatrzymując się kilka kroków od niej i czekając na przyzwolenie.
Po kilku chwilach przedzierania się przez leśne poszycie, dotarł wreszcie do źródła nowej aury. Na ziemi siedziała trzymając się za swoją nogę na pierwszy rzut oka ludzka kobieta. Na jej twarzy malował się ból. Szybki rzut oka na rozrzucony ekwipunek i zdartą skórę na dłoniach powiedział elfowi, iż musiała się biec i niefortunnie się przewrócić. Dlaczego była taka nieostrożna, pozostawało pytaniem na które miał nadzieję znaleźć wkrótce odpowiedź. Halandir skupił się ponownie na strefie astralnej, ale nie wyczuł żadnej innej obecności. Zbliżył się więc robiąc na tyle hałasu, by kobieta zauważyła go w miarę wcześnie.
- Usłyszałem twoje wołanie o pomoc - powiedział łagodnym tonem. Na jego twarzy widoczne było zatroskanie. - Coś z nogą? - zapytał wskazując na kończynę za którą trzymała się nieznajoma. Pytanie było raczej retoryczne, ale jakoś trzeba było zacząć konwersację. Elf postąpił kilka kroków na przód. - Jeśli pozwolisz, to ją obejrzę - powiedział zatrzymując się kilka kroków od niej i czekając na przyzwolenie.
Dziewczyna zaniemówiła. Ktoś ją odnalazł w tak gęstej puszczy, co prawie graniczyło z cudem. Miała dużo szczęścia. Susan zlustrowała wzrokiem nieznajomego. Był to wysoki elf, o białych, długich włosach. W sumie, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Ot, zwykły elf, który zaoferował jej pomoc.
- Spadłeś mi z nieba. Myślałam, że tutaj umrę. Gdy, biegłam przewróciłam się niefortunnie. Noga nie jest złamana, chyba tylko zwichnęłam kostkę, ale i tak trudno mi się podnieść, nie wspominając o chodzeniu. Jeśli chcesz możesz ją obejrzeć, ale nie jestem pewna czy taki elf jak ty zna się na tym. Trzeba mieć odpowiednie zioła i zrobić specjalny okład. Niestety w pośpiechu opuszczałam moją wioskę i nie zabrałam żadnych roślin leczniczych. - powiedziała i zamilkła, sądząc, że powiedziała za dużo. W końcu to nieznajomy, widzi go pierwszy raz w życiu. A co jeśli ma złe zamiary? Nie wolno ufać obcym - to powtarzała jej zmarła matka i dziewczyna z nieufnością, zdjęła buty i podwinęła sukienkę ukazując swoją stopę. W jednym miejscu była cała czerwona i opuchnięta. Jeżeli szybko czegoś z nią nie zrobi, może minąć nawet miesiąc zanim znów stanie na nogi.
- Czemu to musiało się przytrafić akurat mnie? Czy ja muszę być taką niezdarą? - pomyślała, zła na siebie, że dała się podejść jakiemuś zwykłemu wystającemu korzeniowi.
- Spadłeś mi z nieba. Myślałam, że tutaj umrę. Gdy, biegłam przewróciłam się niefortunnie. Noga nie jest złamana, chyba tylko zwichnęłam kostkę, ale i tak trudno mi się podnieść, nie wspominając o chodzeniu. Jeśli chcesz możesz ją obejrzeć, ale nie jestem pewna czy taki elf jak ty zna się na tym. Trzeba mieć odpowiednie zioła i zrobić specjalny okład. Niestety w pośpiechu opuszczałam moją wioskę i nie zabrałam żadnych roślin leczniczych. - powiedziała i zamilkła, sądząc, że powiedziała za dużo. W końcu to nieznajomy, widzi go pierwszy raz w życiu. A co jeśli ma złe zamiary? Nie wolno ufać obcym - to powtarzała jej zmarła matka i dziewczyna z nieufnością, zdjęła buty i podwinęła sukienkę ukazując swoją stopę. W jednym miejscu była cała czerwona i opuchnięta. Jeżeli szybko czegoś z nią nie zrobi, może minąć nawet miesiąc zanim znów stanie na nogi.
- Czemu to musiało się przytrafić akurat mnie? Czy ja muszę być taką niezdarą? - pomyślała, zła na siebie, że dała się podejść jakiemuś zwykłemu wystającemu korzeniowi.
- Halandir
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Górski Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Halandir stał przez chwilę w miejscu zaskoczony potokiem słów, który wypłynął nagle z ust nieznajomej. Ludzie zwykli mówić szybki i zwykle robili to nie przemyślawszy swych słów. Elf spojrzał po sobie. Gdyby ujrzał kogoś w lesie ubranego tak jak on, pomyślałby zapewne że ma doczynienia z jakimś zielarzem poszukujących rzadkich ziół. Co w końcu mógł robić tutaj z dala od traktu, którym to nie lubił podróżować? Niemniej Halandir złożył ten dość pochopny osąd na karb zmęczenia i nieufności do elfów. Uśmiechnął się do siebie. Właściwie chodź osąd był pochopny to jednak całkiem trafny - niezbyt się znał na leczeniu, wiedząc tylko to co, samotnie podróżująca osoba wiedzieć powinna.
Gdy kobieta ukazała swoją stopę Halandir zbliżył się bardziej i obejrzał ją krytycznie:
- Faktycznie wygląda na zwichniętą - pokiwał potwierdzająco głową. - Niedobrze. Do Mauri jest dość daleko i z pewnością nie zdołamy tam dzisiaj dotrzeć z nogą w takim stanie jak się znajduje. Na inne osady w tych okolicach też raczej bym nie liczył. Pozostanie nam nocować gdzieś w lesie, oczywiście o ile wciąż chcesz mojej pomocy.
Halandir westchnął zastanawiając się nad całą tą sytuacją.
- Problem w tym że w dzień jest tu niebezpiecznie, a co dopiero w nocy. Zwierzętami i bestiami nie ma się co martwić, jeśli jednak natkniemy się na nieumarł... - elf zamilkł nagle, bo zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie straszy właśnie niepotrzebnie dziewczynę. - Cóż, sądzę jednak, że nie martwmy się na zapas, jeśli zajdzie potrzeba, potrafię sobie poradzić z tego typu istotami - Halandir uśmiechnął się uspokajająco.
- Jakieś pół godziny temu widziałem wielkie, częściowo powalone drzewo. Jego korzeń był naprawdę gruby, a gałęzie splątane i gęste. Drzewo obaliło się na sąsiednie, więc stoi teraz pod kątem. Sądzę że możemy się tam wdrapać i przeczekać jakoś noc. Jak dotrzemy na miejsce zastanowimy się co zrobić z twoją nogą. - Elf podszedł kolejny krok po czym wyciągnął rękę w stronę nieznajomej. - Halandir, Uczony - przedstawił się.
Gdy kobieta ukazała swoją stopę Halandir zbliżył się bardziej i obejrzał ją krytycznie:
- Faktycznie wygląda na zwichniętą - pokiwał potwierdzająco głową. - Niedobrze. Do Mauri jest dość daleko i z pewnością nie zdołamy tam dzisiaj dotrzeć z nogą w takim stanie jak się znajduje. Na inne osady w tych okolicach też raczej bym nie liczył. Pozostanie nam nocować gdzieś w lesie, oczywiście o ile wciąż chcesz mojej pomocy.
Halandir westchnął zastanawiając się nad całą tą sytuacją.
- Problem w tym że w dzień jest tu niebezpiecznie, a co dopiero w nocy. Zwierzętami i bestiami nie ma się co martwić, jeśli jednak natkniemy się na nieumarł... - elf zamilkł nagle, bo zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie straszy właśnie niepotrzebnie dziewczynę. - Cóż, sądzę jednak, że nie martwmy się na zapas, jeśli zajdzie potrzeba, potrafię sobie poradzić z tego typu istotami - Halandir uśmiechnął się uspokajająco.
- Jakieś pół godziny temu widziałem wielkie, częściowo powalone drzewo. Jego korzeń był naprawdę gruby, a gałęzie splątane i gęste. Drzewo obaliło się na sąsiednie, więc stoi teraz pod kątem. Sądzę że możemy się tam wdrapać i przeczekać jakoś noc. Jak dotrzemy na miejsce zastanowimy się co zrobić z twoją nogą. - Elf podszedł kolejny krok po czym wyciągnął rękę w stronę nieznajomej. - Halandir, Uczony - przedstawił się.
- Jaki gadatliwy i do tego przystojny! A jaki dżentelmen! - myślała Susan, słuchając głosu Halandira. Była zauroczona chłopakiem, który zaoferował się jej pomóc. Chciał nawet ryzykować dla niej życie, chociaż była dla niego nikim.
- Jestem Susan, Krydiana. Nie uśmiecha mi się nocowanie w tej puszczy. Jeżeli w dzień jest tu tak ciemno, to nie chcę wiedzieć, jak ten las wygląda nocą. Na pewno jest tu strasznie, a ja nienawidzę ciemnych miejsc. Musielibyśmy rozpalić ognisko, ale przyciągnęlibyśmy tym tylko groźne zwierzęta. Wspinanie na drzewa też nie jest dobrym pomysłem. Z tą nogą nie dam rady zrobić kilku kroków a co dopiero wspiąć się na drzewo. Jeżeli po tym lesie grasują nieumarli, to będziemy w śmiertelnym zagrożeniu. Jeżeli napadną na nas w grupie nie mamy szans. Jedyną nadzieją jest uleczenie mojej nogi. Musimy to zrobić przed zachodem słońca. Opiszę ci pewne zioło, będziesz musiał je znaleźć i wrócić do mnie. Na pewno rośnie gdzieś w pobliżu. Zioło to ma cienką łodygę, zakończoną czerwoną główką. Łodygę okalają, trzy małe listki. Musisz zebrać z sześć takich roślinek, żebym mogła zrobić sobie okład. Zrobisz to dla mnie? - powiedziała jednym tchem dziewczyna. Nie wiedziała, czy mężczyzna zrozumie jej tłumaczenia. W końcu nie znał się na ziołach.
- Jestem Susan, Krydiana. Nie uśmiecha mi się nocowanie w tej puszczy. Jeżeli w dzień jest tu tak ciemno, to nie chcę wiedzieć, jak ten las wygląda nocą. Na pewno jest tu strasznie, a ja nienawidzę ciemnych miejsc. Musielibyśmy rozpalić ognisko, ale przyciągnęlibyśmy tym tylko groźne zwierzęta. Wspinanie na drzewa też nie jest dobrym pomysłem. Z tą nogą nie dam rady zrobić kilku kroków a co dopiero wspiąć się na drzewo. Jeżeli po tym lesie grasują nieumarli, to będziemy w śmiertelnym zagrożeniu. Jeżeli napadną na nas w grupie nie mamy szans. Jedyną nadzieją jest uleczenie mojej nogi. Musimy to zrobić przed zachodem słońca. Opiszę ci pewne zioło, będziesz musiał je znaleźć i wrócić do mnie. Na pewno rośnie gdzieś w pobliżu. Zioło to ma cienką łodygę, zakończoną czerwoną główką. Łodygę okalają, trzy małe listki. Musisz zebrać z sześć takich roślinek, żebym mogła zrobić sobie okład. Zrobisz to dla mnie? - powiedziała jednym tchem dziewczyna. Nie wiedziała, czy mężczyzna zrozumie jej tłumaczenia. W końcu nie znał się na ziołach.
- Halandir
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Górski Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Halandir pokiwał w zamyśleniu głową. Wyglądało na to, że kobieta wie jak przetrwać w tych stronach, zresztą nic dziwnego - co w innym wypadku robiłaby tu sama? Wspinanie się na drzewo faktycznie nie było zbyt dobrym rozwiązaniem, jednak z zwichniętą nogą nie można było zrobić nic lepszego, niemniej jeśli kobieta twierdzi, iż da radę uleczyć własną nogę to otwierało nowe możliwości.
Gdy dziewczyna zaczęła opisywać mu roślinę, zignorował zupełnie jej słowa skupiając się zupełnie na czymś innym. Po chwili, dzięki swojej magii miał już w głowie obraz rośliny, którą dziewczyna widziała w swoich myślach i próbowała opisać. Dzięki temu miał znacznie większą szansę na jej znalezienie. Co ciekawsze, wyglądało na to, iż kobieta zna się również na magii, ponieważ w jej umyśle na obraz zioła nakładał się jeszcze widok jej aury, a to zwiększało szansę na jego znalezienie kilkakrotnie. Ba! Halandir był przekonany, że jeśli tylko roślina znajduje się gdzieś w pobliżu to z pewnością ją znajdzie, oczywiście pozostawało jeszcze pytanie jak szybko to mu się uda.
Elf pokiwał głową:
- Myślę, że dam radę odszukać zioło o którym mówisz - powiedział po czym już miał się oddalić by go poszukać, gdy przyszła mu do głowy pewna myśl. Z torby którą miał przewieszoną przez ramię wyjął księgę, którą właśnie studiował i z którą podróżował, po czym... schował ją na powrót gdy przyszła mu do głowy kolejna myśl. Zdjął torbę i położył ją obok kobiety, po czym odezwał się wyjaśniając - To po to, żebyś wiedziała, iż tu wrócę. Byłbym jednak rad, gdybyś nie zaglądała do środka i tak nie znajdziesz tam nic co by pomogło na twoją chorą kończynę.
Dopiero teraz oddalił się, z pozoru uważnie obserwując leśne poszycie. Gdy oddalił się jednak poza wzrok kobiety, przestał udawać i ruszył żwawym krokiem przed siebie, aż znalazł się w odległości wystarczającej by aura kobiety, nie przyćmiewała innych bardziej delikatnych i subtelnych aur. Usiadł na ziemi i wprawił się w stan głębokiej medytacji. Zadanie które miał przed sobą było bardziej złożone niż wyczucie aury humanoidalnej osoby, na szczęście Halandir był tkaczem zaklęć, który specjalizował się między innymi w tej dziedzinie.
Po chwili jego umysł oderwał się od ciała i przeniósł w sferę astralną. Natychmiast zalała go fala różnych wrażeń, które przytłaczały, mąciły zmysły, a niedoświadczone osoby potrafiły nawet zabić. Halandir jednak z wieloletnią wprawą stłumił tą kakofonię dźwięków, obrazów, smaków, wrażeń dotykowych i zapachów. Po chwili zamieniły się one tylko w cichy szum, a świat pogrążył się w szarości. Dopiero wtedy skupił się na aurze, którą dostrzegł w umyśle nieznajomej. Po chwili szukania znalazł ją. Zapamiętał jej pozycję po czym powrócił do swojego ciała.
Jak zwykle w takich przypadkach nie miał pojęcia ile czasu minęło. Wciąż jednak było jasno więc stanowiło to dobrą wróżbę. Rzecz jasna mógł równie dobrze upłynąć dzień czy kilka, lecz po chwili Halandir odrzucił tą możliwość. Nie odczuwał głodu ani zbytniej sztywności w kończynach. Wstał i ruszył w stronę aury którą wyczuł uprzednio. Szczęście dopisało mu, bo zioła rosło tu więcej niźli potrzebował. Nazrywał na wszelki wypadek więcej niż potrzebował, z umysłu przywołując jeszcze jeden obraz który zaczerpnął z umysłu kobiety, a zatem sposób w jaki należało się z tymi roślinami obchodzić. Na szczęście nie wymagały szczególnego traktowania. W końcu z odpowiednim zapasem ruszył w drogę powrotną.
Gdy dziewczyna zaczęła opisywać mu roślinę, zignorował zupełnie jej słowa skupiając się zupełnie na czymś innym. Po chwili, dzięki swojej magii miał już w głowie obraz rośliny, którą dziewczyna widziała w swoich myślach i próbowała opisać. Dzięki temu miał znacznie większą szansę na jej znalezienie. Co ciekawsze, wyglądało na to, iż kobieta zna się również na magii, ponieważ w jej umyśle na obraz zioła nakładał się jeszcze widok jej aury, a to zwiększało szansę na jego znalezienie kilkakrotnie. Ba! Halandir był przekonany, że jeśli tylko roślina znajduje się gdzieś w pobliżu to z pewnością ją znajdzie, oczywiście pozostawało jeszcze pytanie jak szybko to mu się uda.
Elf pokiwał głową:
- Myślę, że dam radę odszukać zioło o którym mówisz - powiedział po czym już miał się oddalić by go poszukać, gdy przyszła mu do głowy pewna myśl. Z torby którą miał przewieszoną przez ramię wyjął księgę, którą właśnie studiował i z którą podróżował, po czym... schował ją na powrót gdy przyszła mu do głowy kolejna myśl. Zdjął torbę i położył ją obok kobiety, po czym odezwał się wyjaśniając - To po to, żebyś wiedziała, iż tu wrócę. Byłbym jednak rad, gdybyś nie zaglądała do środka i tak nie znajdziesz tam nic co by pomogło na twoją chorą kończynę.
Dopiero teraz oddalił się, z pozoru uważnie obserwując leśne poszycie. Gdy oddalił się jednak poza wzrok kobiety, przestał udawać i ruszył żwawym krokiem przed siebie, aż znalazł się w odległości wystarczającej by aura kobiety, nie przyćmiewała innych bardziej delikatnych i subtelnych aur. Usiadł na ziemi i wprawił się w stan głębokiej medytacji. Zadanie które miał przed sobą było bardziej złożone niż wyczucie aury humanoidalnej osoby, na szczęście Halandir był tkaczem zaklęć, który specjalizował się między innymi w tej dziedzinie.
Po chwili jego umysł oderwał się od ciała i przeniósł w sferę astralną. Natychmiast zalała go fala różnych wrażeń, które przytłaczały, mąciły zmysły, a niedoświadczone osoby potrafiły nawet zabić. Halandir jednak z wieloletnią wprawą stłumił tą kakofonię dźwięków, obrazów, smaków, wrażeń dotykowych i zapachów. Po chwili zamieniły się one tylko w cichy szum, a świat pogrążył się w szarości. Dopiero wtedy skupił się na aurze, którą dostrzegł w umyśle nieznajomej. Po chwili szukania znalazł ją. Zapamiętał jej pozycję po czym powrócił do swojego ciała.
Jak zwykle w takich przypadkach nie miał pojęcia ile czasu minęło. Wciąż jednak było jasno więc stanowiło to dobrą wróżbę. Rzecz jasna mógł równie dobrze upłynąć dzień czy kilka, lecz po chwili Halandir odrzucił tą możliwość. Nie odczuwał głodu ani zbytniej sztywności w kończynach. Wstał i ruszył w stronę aury którą wyczuł uprzednio. Szczęście dopisało mu, bo zioła rosło tu więcej niźli potrzebował. Nazrywał na wszelki wypadek więcej niż potrzebował, z umysłu przywołując jeszcze jeden obraz który zaczerpnął z umysłu kobiety, a zatem sposób w jaki należało się z tymi roślinami obchodzić. Na szczęście nie wymagały szczególnego traktowania. W końcu z odpowiednim zapasem ruszył w drogę powrotną.
Susan zamartwiała się o Halandira, ponieważ długo nie wracał. A może nie znalazł rośliny? Zgubił się? Albo co gorsza, zostawił ją na pastwę losu? Dziewczyna wiedziała, że bez tych ziół nie da rady wyleczyć swojej nogi. Im dłużej zwlekała, tym większe rosło prawdopodobieństwo, że stopa nie wyleczy się. Susan oderwała kawałek jej pięknej sukni, aby zdobyć kawałek materiału, którym ścisnęła swoją stopę. Podnosząc się poczuła w niej ból, ale nie poddała się. Gdy stanęła, uśmiechnęła się.
- Nie jest źle, mogę chodzić, ale nie mogę na tej nodze opierać ciężaru swojego ciała. - pomyślała. Kulejąc podeszła do drzewa przy którym zostawiła plecak, gdy za sobą usłyszała jakieś warczenie. WILK! Nie wierzyła własnym oczom. Wilk patrzył na nią łapczywie z obnażonymi kłami, gotowy do skoku. Wiedział, że dziewczyna jest łatwym celem. Susan myślała gorączkowo, nie miała czasu na żadną inkantację, była zbyt słaba. Pozostawała jedyna możliwość... Jedną ręką, sięgnęła do plecaka po sztylet. Gdy już go dobyła, wycelowała i rzuciła w stronę wilka. Niestety, chybiła. Sztylet wbił się w korę drzewa, obok wilka, który uskoczył i teraz zaczął szarżować w jej stronę.
- To koniec - pomyślała. Cofając się, potknęła się o wystający korzeń i po raz drugi tego samego dnia i upadła. Wilk był coraz bliżej...
- Nie jest źle, mogę chodzić, ale nie mogę na tej nodze opierać ciężaru swojego ciała. - pomyślała. Kulejąc podeszła do drzewa przy którym zostawiła plecak, gdy za sobą usłyszała jakieś warczenie. WILK! Nie wierzyła własnym oczom. Wilk patrzył na nią łapczywie z obnażonymi kłami, gotowy do skoku. Wiedział, że dziewczyna jest łatwym celem. Susan myślała gorączkowo, nie miała czasu na żadną inkantację, była zbyt słaba. Pozostawała jedyna możliwość... Jedną ręką, sięgnęła do plecaka po sztylet. Gdy już go dobyła, wycelowała i rzuciła w stronę wilka. Niestety, chybiła. Sztylet wbił się w korę drzewa, obok wilka, który uskoczył i teraz zaczął szarżować w jej stronę.
- To koniec - pomyślała. Cofając się, potknęła się o wystający korzeń i po raz drugi tego samego dnia i upadła. Wilk był coraz bliżej...
-
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 8
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Lodowy Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Kolejny tydzień nieznośnie samotnej wędrówki trwał. Niby nie powinno to przeszkadzać, jednakowoż niemożność odezwania się do kogokolwiek, kto by odpowiedział, zaczynała elfowi doskwierać. Miał już dosyć siebie i swojego alter ego stworzonego jedynie po to, by nie zdziczeć do końca. Zaczął cicho nucić pod nosem i szedł przed siebie, na północ. Nie potrzebował mapy. Po prostu wiedział w którą stronę się kierować.
Zapewne w wyniku jego zwichrzonego szczęścia do pakowania się w kłopoty, wkroczył dziarskim krokiem na polankę, gdzie za kilka sekund futrzasta bestia miała zamiar spożyć posiłek złożony z bezbronnej kobiety. Odruchowo wyszarpnął swój sztylet z pochwy i rzucił w stronę będącej już w natarciu istoty. Wilk padł na ziemię martwy , w tym samym momencie, w którym rzucona broń przebiła jego skórę i zatopiła się w jego ciele po samą rękojeść. Elf podszedł do niego, by odzyskać swoją broń. Wycierając juchę z ostrza kilkoma wprawnymi ruchami o futro swojej ofiary, jednocześnie przeniósł wzrok na kobietę, leżącą obok.
Atianell wygląda, jakby nie bardzo wiedział, co powinno się w tak dziwnych okolicznościach powiedzieć, więc ograniczył swoją wypowiedź do jednego słowa:
- Witaj. - Jego twardy akcent sprawia, że nawet to krótkie słowo jest mało zrozumiałe.
Zapewne w wyniku jego zwichrzonego szczęścia do pakowania się w kłopoty, wkroczył dziarskim krokiem na polankę, gdzie za kilka sekund futrzasta bestia miała zamiar spożyć posiłek złożony z bezbronnej kobiety. Odruchowo wyszarpnął swój sztylet z pochwy i rzucił w stronę będącej już w natarciu istoty. Wilk padł na ziemię martwy , w tym samym momencie, w którym rzucona broń przebiła jego skórę i zatopiła się w jego ciele po samą rękojeść. Elf podszedł do niego, by odzyskać swoją broń. Wycierając juchę z ostrza kilkoma wprawnymi ruchami o futro swojej ofiary, jednocześnie przeniósł wzrok na kobietę, leżącą obok.
Atianell wygląda, jakby nie bardzo wiedział, co powinno się w tak dziwnych okolicznościach powiedzieć, więc ograniczył swoją wypowiedź do jednego słowa:
- Witaj. - Jego twardy akcent sprawia, że nawet to krótkie słowo jest mało zrozumiałe.
Susan wiedziała, że miała masę szczęścia. Znów ktoś ją uratował, i tym ktosiem okazał się kolejny elf. Susan zastanawiała się co u licha on tutaj robi. Nie wiedziała co miała myśleć.
- Czy ja zawsze muszę się wpakować w takie kłopoty? - pomyślała, rozgoryczona spoglądając na wybawcę. Zapewne gdyby nie on, już by nie żyła, a Halandir gdzieś zniknął. Dziewczyna z trudem wstała, stopa bolała ją dużo bardziej niż wcześniej, poczuła to.
- Dziękuję Ci, za ocalenie mego życia. Gdyby nie ty, już byłabym martwa. Powiedz co cię podkusiło do spaceru o tej porze po puszczy? Przy okazji jestem Susan - Krydiana, mag. - przedstawiła się. Obejrzała dokładnie elfa, po czym stwierdziła, że trafił się jej kolejny przystojniak. Opowiedziała mu o tym jak zwichnęła nogę i z jego pomocą usiadła pod pobliskim drzewem, wyjmując z plecaka trochę suszonego mięsa.
- Jeśli jesteś głodny, trzymaj. Mam jeszcze trochę zapasów, a kiedy moja noga wyzdrowieje zacznę polować. - powiedziała, podając mu pożywienie i jednocześnie zastanawiając się gdzie podziewa się Halandir. Zupełnie zapomniała o torbie, którą jej zostawił. Leżała bezpiecznie obok jej plecaka, a dziewczynę naszła chęć aby zobaczyć co jest w środku. Jej entuzjazm opadł gdy zobaczyła zawartość. Poza ubraniami, nie było tam nic ciekawego. Zawiedziona, zajęła się pałaszowaniem mięsa. Bieg przez las kosztował ją masę wysiłku, a musiała zregenerować siły, jeśli będzie musiała chodzić ze zwichniętą nogą.
- Czy ja zawsze muszę się wpakować w takie kłopoty? - pomyślała, rozgoryczona spoglądając na wybawcę. Zapewne gdyby nie on, już by nie żyła, a Halandir gdzieś zniknął. Dziewczyna z trudem wstała, stopa bolała ją dużo bardziej niż wcześniej, poczuła to.
- Dziękuję Ci, za ocalenie mego życia. Gdyby nie ty, już byłabym martwa. Powiedz co cię podkusiło do spaceru o tej porze po puszczy? Przy okazji jestem Susan - Krydiana, mag. - przedstawiła się. Obejrzała dokładnie elfa, po czym stwierdziła, że trafił się jej kolejny przystojniak. Opowiedziała mu o tym jak zwichnęła nogę i z jego pomocą usiadła pod pobliskim drzewem, wyjmując z plecaka trochę suszonego mięsa.
- Jeśli jesteś głodny, trzymaj. Mam jeszcze trochę zapasów, a kiedy moja noga wyzdrowieje zacznę polować. - powiedziała, podając mu pożywienie i jednocześnie zastanawiając się gdzie podziewa się Halandir. Zupełnie zapomniała o torbie, którą jej zostawił. Leżała bezpiecznie obok jej plecaka, a dziewczynę naszła chęć aby zobaczyć co jest w środku. Jej entuzjazm opadł gdy zobaczyła zawartość. Poza ubraniami, nie było tam nic ciekawego. Zawiedziona, zajęła się pałaszowaniem mięsa. Bieg przez las kosztował ją masę wysiłku, a musiała zregenerować siły, jeśli będzie musiała chodzić ze zwichniętą nogą.
-
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 8
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Lodowy Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Wysłuchał jej słów i przez parę sekund zastanawia się, co winien jej odpowiedzieć.
- Cieszę się z naszego niespodziewanego spotkania, pani. - Uśmiechnął się, odbierając od niej poczęstunek. Zajął się żuciem. Nie przepada za tym typem pożywienia, które raz że włazi w zęby, to jeszcze dodatkowo pozostawia uczucie ciężkości na żołądku. Postanowił się do dziewczyny odezwać i przerwać chociaż na chwilę niezręczną ciszę.
- Mówią na mnie Nell. To duży zbieg okoliczności, by spotkać kogoś żywego i rozumnego na tych pustkowiach,zatem zadowala mnie fakt tego, że mogłem pomóc. Jak widać, korzenie w tym lesie są wyjątkowo niebezpieczne - Skłonił się minimalnie, nie ma\pewności, czy kobieta z tych stron zrozumie taki gest szacunku. - Chociaż wrogi wilk zapewne nie podziela mej radości, ani twej, szanowna pani, ulgi.
- Cieszę się z naszego niespodziewanego spotkania, pani. - Uśmiechnął się, odbierając od niej poczęstunek. Zajął się żuciem. Nie przepada za tym typem pożywienia, które raz że włazi w zęby, to jeszcze dodatkowo pozostawia uczucie ciężkości na żołądku. Postanowił się do dziewczyny odezwać i przerwać chociaż na chwilę niezręczną ciszę.
- Mówią na mnie Nell. To duży zbieg okoliczności, by spotkać kogoś żywego i rozumnego na tych pustkowiach,zatem zadowala mnie fakt tego, że mogłem pomóc. Jak widać, korzenie w tym lesie są wyjątkowo niebezpieczne - Skłonił się minimalnie, nie ma\pewności, czy kobieta z tych stron zrozumie taki gest szacunku. - Chociaż wrogi wilk zapewne nie podziela mej radości, ani twej, szanowna pani, ulgi.
- Halandir
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Górski Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Halandir zdziwił się nieopornie gdy w w końcu wrócił. Po pierwsze zdziwił się gdy ujrzał kolejną osobę, która znalazła się zbiegiem okoliczności w tym dość opuszczonym miejscu. Zapewne zastanawiał się by się czy jednak to nie jest zasadzka, gdyby nie drugi powód jego zdumienia, którym to był samotny, martwy wilk leżący u jego stóp. Cóż... wilki nie napadały na ludzi, chyba że były niezwykle głodnie, a już na pewno nie robiły to samotnie, w końcu były to zwierzęta stadne, a spotkanie samotnego wilka graniczyło z cudem. Nie mógł więc zatem być to "zwykły" wilk. Elf nie zastanawiał się nad tym jednak zbyt długo. Bo oto trzecim powodem przez którego wręcz zdębiał gdy wrócił na miejsce z którego wyruszył, było to, iż środek lasu zmienił się nagle w jakiś magiczny sposób w polankę. Działy się tu dziwne rzeczy.
Nieznajoma zdawała się nie zdawać sprawy z tego, że znalazła się w innym miejscu. Ból nie mógł być, aż tak wielki by przyćmić jej zmysły. Musiało więc je przyćmić coś innego. Szeptotrawa? Upiory? Halandir otoczył swój umysł twierdzą, po czym pośpieszył do dwójki niczego nieświadomych wędrowców. Bezceremonialnie wyminął nowego przybysza po czym podał kobiecie zioła.
- Jeśli zdołasz je przygotować i przyłożyć w ciągu kwadransu zrób to, jeśli nie musimy ruszać natychmiast. Dzieje się tu coś niepokojącego i być może niebezpiecznego - jego ton brzmiał rozkazująco i nie pozostawiał wątpliwości, iż ta kwestia nie podlega dyskusji.
Halandir obejrzał wilka, zaglądając mu najpierw w pysk, potem sprawdzając oczy. Miały normalny kolor, a więc nie mogła być to gajałka. Wcale go to nie ucieszyło. Wtedy wiedziałby z czym mają do czynienia, tak ta kwestia pozostawała tajemnicą. Elf powstał i zwrócił się do pozostałej dwójki:
- Nie wiem kim jesteście, nie wiem co tu robicie, ani jakie macie zamiary. W tej chwili to nie jest jednak istotne. Dzieje się tu jakaś magia, a dopóki nie wiemy jaka, należy założyć, że jest ona śmiertelnie niebezpieczna. Dlatego musimy się trzymać razem - Dopiero gdy Halandir powiedział to wszystko, zauważył, iż nowy przybysz jest jego pobratymcem, jednak wywodzącym się z północy. Kobieta natomiast nie do końca była człowiekiem, chodź jeszcze nie potrafił ustalić jej rasy.
Nieznajoma zdawała się nie zdawać sprawy z tego, że znalazła się w innym miejscu. Ból nie mógł być, aż tak wielki by przyćmić jej zmysły. Musiało więc je przyćmić coś innego. Szeptotrawa? Upiory? Halandir otoczył swój umysł twierdzą, po czym pośpieszył do dwójki niczego nieświadomych wędrowców. Bezceremonialnie wyminął nowego przybysza po czym podał kobiecie zioła.
- Jeśli zdołasz je przygotować i przyłożyć w ciągu kwadransu zrób to, jeśli nie musimy ruszać natychmiast. Dzieje się tu coś niepokojącego i być może niebezpiecznego - jego ton brzmiał rozkazująco i nie pozostawiał wątpliwości, iż ta kwestia nie podlega dyskusji.
Halandir obejrzał wilka, zaglądając mu najpierw w pysk, potem sprawdzając oczy. Miały normalny kolor, a więc nie mogła być to gajałka. Wcale go to nie ucieszyło. Wtedy wiedziałby z czym mają do czynienia, tak ta kwestia pozostawała tajemnicą. Elf powstał i zwrócił się do pozostałej dwójki:
- Nie wiem kim jesteście, nie wiem co tu robicie, ani jakie macie zamiary. W tej chwili to nie jest jednak istotne. Dzieje się tu jakaś magia, a dopóki nie wiemy jaka, należy założyć, że jest ona śmiertelnie niebezpieczna. Dlatego musimy się trzymać razem - Dopiero gdy Halandir powiedział to wszystko, zauważył, iż nowy przybysz jest jego pobratymcem, jednak wywodzącym się z północy. Kobieta natomiast nie do końca była człowiekiem, chodź jeszcze nie potrafił ustalić jej rasy.
Gdy Susan zauważyła Halandira, uspokoiła się. Czuła, że zachowuje się trochę inaczej niż wcześniej. Rozkazał jej zrobić opatrunek jak najszybciej i wyruszać daleko od tego miejsca. Nawet nie zauważył nowo przybyłego - Atianella. Dziewczyna, wręczyła jego plecak, który zostawił przed odejściem i rzuciła mu trochę suszonego mięsa.
- Miło mi Cię poznać Ati. Czy mogę tak na ciebie mówić? Twoje pełne imię jest strasznie trudne do wymówienia. A, teraz wybacz, muszę zrobić sobie opatrunek. - powiedziała do niego, po czym rozgniotła rośliny, tak aby puściły soki. Poczekała, aż ciecz wsiąknie w zielony materiał od jej sukni. Przystawiła liście rośliny do stopy i obwiązała wilgotnym kawałkiem tkaniny. To powinno pomóc.
- Halandirze, nie wiem czemu się tak zachowujesz, ale jeśli sądzisz, że jest tutaj niebezpiecznie, musimy wyruszyć jak najszybciej. Z moją nogą, nie będzie to szybkie tempo marszu. Gdy tylko zregeneruję siły, spróbuję użyć mojej magii leczniczej do całkowitego wyleczenia rany. Ale wtedy, musielibyśmy rozbić obóz i rozpalić ognisko. - powiedziała, wstając bez niczyjej pomocy i zakładając plecak na ramię, gotowa do drogi. Tylko w którą stronę iść? Całkowicie straciła orientację..
- Miło mi Cię poznać Ati. Czy mogę tak na ciebie mówić? Twoje pełne imię jest strasznie trudne do wymówienia. A, teraz wybacz, muszę zrobić sobie opatrunek. - powiedziała do niego, po czym rozgniotła rośliny, tak aby puściły soki. Poczekała, aż ciecz wsiąknie w zielony materiał od jej sukni. Przystawiła liście rośliny do stopy i obwiązała wilgotnym kawałkiem tkaniny. To powinno pomóc.
- Halandirze, nie wiem czemu się tak zachowujesz, ale jeśli sądzisz, że jest tutaj niebezpiecznie, musimy wyruszyć jak najszybciej. Z moją nogą, nie będzie to szybkie tempo marszu. Gdy tylko zregeneruję siły, spróbuję użyć mojej magii leczniczej do całkowitego wyleczenia rany. Ale wtedy, musielibyśmy rozbić obóz i rozpalić ognisko. - powiedziała, wstając bez niczyjej pomocy i zakładając plecak na ramię, gotowa do drogi. Tylko w którą stronę iść? Całkowicie straciła orientację..
-
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 8
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Lodowy Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Jeśli górski elf miał zamiar ocenić stan zwłok wilka, jeden fakt w związku z tym działaniem musiał go zaskoczyć. Wilk był zamrożony na przysłowiowy "kamień". Dodatkowo bez problemu wyczuć w tym wypadku można było działanie potężnej magi. Jeśli górski szukał jej źródła, to znaleźć je mógł w ciele elfa "z dalekiej północy", stojącego nieopodal.
Obcy, obdarzony tą dziwną,potężną mocą, popatrzył po dwójce nowych towarzyszy z sympatią. Ich niespodziewane pojawienie się na ścieżce losu odebrał jako dobry znak. Jego twarz ozdobił miły, przyjazny uśmiech. Wyciągnął swój kij w stronę kobiety, która zdrobniła jego imię w sposób tak bardzo ludzki.
- Sądzę, że tobie, w zaistniałej sytuacji przyda się on bardziej. - Jak na kij, to owy okazał się wyjątkowo lekki. Na pierwszy rzut oka widać, że jego powstanie było wynikiem współdziałania magii i sztuki. W drewno wtopiona została siateczka ze srebrzystego metalu, która na obu końcach laski przechodzi zgrabnie w zdobione na elficką modłę rdzenie. Przedmiot nie emanuje mocą, lecz z pewnością doskonale ją "przewodzi".
- Przed nami przynajmniej smok drogi, jeśli udamy się na północ i około dwa smoki, jeśli wybierzemy jakikolwiek inny kierunek marszu. Sądzę, że powinniśmy skupić się, na znalezieniu w miarę bezpiecznego miejsca na nocny postój. Nie wiem tylko, dokąd i skąd zmierzacie towarzysze? - Popatrzył po obojgu. Pytanie zawisło w powietrzu...
Obcy, obdarzony tą dziwną,potężną mocą, popatrzył po dwójce nowych towarzyszy z sympatią. Ich niespodziewane pojawienie się na ścieżce losu odebrał jako dobry znak. Jego twarz ozdobił miły, przyjazny uśmiech. Wyciągnął swój kij w stronę kobiety, która zdrobniła jego imię w sposób tak bardzo ludzki.
- Sądzę, że tobie, w zaistniałej sytuacji przyda się on bardziej. - Jak na kij, to owy okazał się wyjątkowo lekki. Na pierwszy rzut oka widać, że jego powstanie było wynikiem współdziałania magii i sztuki. W drewno wtopiona została siateczka ze srebrzystego metalu, która na obu końcach laski przechodzi zgrabnie w zdobione na elficką modłę rdzenie. Przedmiot nie emanuje mocą, lecz z pewnością doskonale ją "przewodzi".
- Przed nami przynajmniej smok drogi, jeśli udamy się na północ i około dwa smoki, jeśli wybierzemy jakikolwiek inny kierunek marszu. Sądzę, że powinniśmy skupić się, na znalezieniu w miarę bezpiecznego miejsca na nocny postój. Nie wiem tylko, dokąd i skąd zmierzacie towarzysze? - Popatrzył po obojgu. Pytanie zawisło w powietrzu...
Susan z wdzięcznością wzięła do ręki kij Atiego, którego użyła do podtrzymywania się. Przeszła kawałek dla próby i stwierdziła, że jest wyśmienity. Był zrównoważony na tyle, by mogła oprzeć cały ciężar ciała właśnie na nim. Dziewczyna wiedziała także, że Ati dał jej ten kij w zaufaniu, raczej obcej osobie nigdy by go nie wręczył, choć było po nim widać, że jest do niego bardzo przywiązany.
- Dziękuję ci bardzo. - powiedziała, całując go w policzek.
Susan słuchała go uważnie gdy przedstawiał swój plan działania, a gdy spytał skąd przybywa, odpowiedziała:
- Przybywam z Równin Andurii. - odpowiedziała szorstko, zastanawiając się, czy powiedzieć im o swojej tajemnicy.
- We trójkę byłoby raźniej, ciekawe tylko czy się zgodzą? - pomyślała, po czym podjęła decyzję.
- Słuchajcie, muszę wam o czymś powiedzieć. Znalazłam się tutaj, ponieważ chcę dotrzeć do Doliny Umarłych, w celu znalezienia magicznego i potężnego artefaktu - Amuletu Dusz. Dowiedziałam się o tym w mieście, od jednego z zaprzyjaźnionych poszukiwaczy przygód, któremu nie udało się odszukać skarbu w pojedynkę. Może nam się uda? Wiem, że to jest kawał drogi, ale pomyślcie jaką sumę pieniędzy dostaniemy za znalezienie artefaktu. Zyskami możemy się podzielić po równo. Musielibyśmy przejść przez : Ścieżkę Dusz, Mgliste Bagna, Maurię. W moim plecaku powinna być gdzieś mapa. To jak, wchodzicie w to? - zapytała, z nadzieją w głosie.
- Dziękuję ci bardzo. - powiedziała, całując go w policzek.
Susan słuchała go uważnie gdy przedstawiał swój plan działania, a gdy spytał skąd przybywa, odpowiedziała:
- Przybywam z Równin Andurii. - odpowiedziała szorstko, zastanawiając się, czy powiedzieć im o swojej tajemnicy.
- We trójkę byłoby raźniej, ciekawe tylko czy się zgodzą? - pomyślała, po czym podjęła decyzję.
- Słuchajcie, muszę wam o czymś powiedzieć. Znalazłam się tutaj, ponieważ chcę dotrzeć do Doliny Umarłych, w celu znalezienia magicznego i potężnego artefaktu - Amuletu Dusz. Dowiedziałam się o tym w mieście, od jednego z zaprzyjaźnionych poszukiwaczy przygód, któremu nie udało się odszukać skarbu w pojedynkę. Może nam się uda? Wiem, że to jest kawał drogi, ale pomyślcie jaką sumę pieniędzy dostaniemy za znalezienie artefaktu. Zyskami możemy się podzielić po równo. Musielibyśmy przejść przez : Ścieżkę Dusz, Mgliste Bagna, Maurię. W moim plecaku powinna być gdzieś mapa. To jak, wchodzicie w to? - zapytała, z nadzieją w głosie.
- Halandir
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Górski Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Halandir wzruszył ramionami na słowa drugiego elfa. W tej chwili każde miejsce było lepsze od tego w którym obecnie się znajdowali. Wprawdzie zamierzał do Maurii, by badać tamtejszą kulturę i magię, jednak to mogło poczekać. Halandir miał mnóstwo czasu, a odrobina rozrywki w nowym towarzystwie nie zaszkodzi. W końcu tym czego obawiała się większość elfów była nuda… wprawdzie wciąż miał jeszcze wiele rzeczy do zbadania na tym świecie, ale lepiej nie uszczuplać tak szybko ich zapasów, gdy natrafiła się nowa okazja.
Gdy jednak tkacz zaklęć usłyszał o Dolinie Umarłych pobladł. Przyjrzał się uważnie Susan. Wyglądała na całkiem beztroską i sądziła chyba, że wybiera się na małą przechadzkę do odległego miejsca. Elf zgrzytnął zębami, widząc jak na dłoni jej brak wiedzy. Już sama wyprawa do Maurii była niebezpieczna, wyprawa zaś do Doliny Umarłych… była niczym samobójstwo. Przynajmniej w pojedynkę, a krydiana najwyraźniej wybierała się tam sama.
W dodatku szukała – jak to sama stwierdziła – potężnego artefaktu o nazwie Amulet Dusz. Wprawdzie Halandir nie mógł skojarzyć tej nazwy, z żadnym artefaktem o którym mu było wiadomo, jednak doskonale wiedział, że takie przedmioty bywają niezwykle niebezpieczne, a w niepowołanych rękach mogą być wręcz katastrofalne. Zresztą, nie bez powodu ktoś ukrył ten konkretny w tak niebezpiecznym miejscu. A co ona zamierzała zrobić z nim? Sprzedać! Oddać w zupełnie obce ręce za garść świecących kamyków. Jakie to typowe dla istot jej pokroju. Krew w żyłach tkacza zaklęć zawrzała. Miał ochotę podejść do kobiety, zdzielić ją i potrząsnąć nią. Wiedział jednak, że to nic by nie dało, więc opanował się. Tak… elfy doskonale potrafiły panować nad własnymi emocjami.
Gdyby Susan była sama, problem by nie istniał. Nawet gdyby nie udało jej się wyperswadować tego wyjątkowo niemądrego pomysłu z głowy, gdyby nawet udała się tam mimo ostrzeżeń, najprawdopodobniej i tak zginęła by z rąk koszmarów czających się w Dolinach Umarłych i dołączyła do ich szeregów. Jednak rzecz jasna los sprawił, iż pojawił się tu ten młodzieniaszek z północy, który najwyraźniej nie wiedział, iż magii nie należy używać niepotrzebnie. Mógł w końcu zabić wilka o wiele prostszymi metodami. Niestety… dzięki młodzieńcowi który był dość potężny Susan mogło się udać zdobyć artefakt, a to wywołałoby niechybnie jakąś katastrofę.
Halandir nie miał więc wyboru. Musiał udać się z nimi. Musiał zadbać o ty by przeżyć, a zatem musiał zadbać o to by przeżyli również i oni, bo sam nie miał na to szans. A na końcu musiał zadbać o to by artefakt nie stanowił zagrożenia dla świata. Dlatego też, w końcu niechętnie pokiwał głową na znak zgody.
Gdy jednak tkacz zaklęć usłyszał o Dolinie Umarłych pobladł. Przyjrzał się uważnie Susan. Wyglądała na całkiem beztroską i sądziła chyba, że wybiera się na małą przechadzkę do odległego miejsca. Elf zgrzytnął zębami, widząc jak na dłoni jej brak wiedzy. Już sama wyprawa do Maurii była niebezpieczna, wyprawa zaś do Doliny Umarłych… była niczym samobójstwo. Przynajmniej w pojedynkę, a krydiana najwyraźniej wybierała się tam sama.
W dodatku szukała – jak to sama stwierdziła – potężnego artefaktu o nazwie Amulet Dusz. Wprawdzie Halandir nie mógł skojarzyć tej nazwy, z żadnym artefaktem o którym mu było wiadomo, jednak doskonale wiedział, że takie przedmioty bywają niezwykle niebezpieczne, a w niepowołanych rękach mogą być wręcz katastrofalne. Zresztą, nie bez powodu ktoś ukrył ten konkretny w tak niebezpiecznym miejscu. A co ona zamierzała zrobić z nim? Sprzedać! Oddać w zupełnie obce ręce za garść świecących kamyków. Jakie to typowe dla istot jej pokroju. Krew w żyłach tkacza zaklęć zawrzała. Miał ochotę podejść do kobiety, zdzielić ją i potrząsnąć nią. Wiedział jednak, że to nic by nie dało, więc opanował się. Tak… elfy doskonale potrafiły panować nad własnymi emocjami.
Gdyby Susan była sama, problem by nie istniał. Nawet gdyby nie udało jej się wyperswadować tego wyjątkowo niemądrego pomysłu z głowy, gdyby nawet udała się tam mimo ostrzeżeń, najprawdopodobniej i tak zginęła by z rąk koszmarów czających się w Dolinach Umarłych i dołączyła do ich szeregów. Jednak rzecz jasna los sprawił, iż pojawił się tu ten młodzieniaszek z północy, który najwyraźniej nie wiedział, iż magii nie należy używać niepotrzebnie. Mógł w końcu zabić wilka o wiele prostszymi metodami. Niestety… dzięki młodzieńcowi który był dość potężny Susan mogło się udać zdobyć artefakt, a to wywołałoby niechybnie jakąś katastrofę.
Halandir nie miał więc wyboru. Musiał udać się z nimi. Musiał zadbać o ty by przeżyć, a zatem musiał zadbać o to by przeżyli również i oni, bo sam nie miał na to szans. A na końcu musiał zadbać o to by artefakt nie stanowił zagrożenia dla świata. Dlatego też, w końcu niechętnie pokiwał głową na znak zgody.
-
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 8
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Lodowy Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Gdy z twarzy Atianella znikł uśmiech jego rysy stały się bardzo surowe i szlachetne. Popatrzył po obojgu, zastanawiając się, czy oni aby przypadkiem nie postradali zmysłów. Ze słów młodej kobiety jasno wynikało, że ktoś już próbował odszukać ten podobno niezwykły artefakt i nie zakończyło się to sukcesem. Wolał nie wnikać w to, jaka jest prawda. Nie mógł zostawić dwójki szalonych osobników na pastwę losu. O ile dziewczyna wyglądała na trzpiotkę, to elf wydał się mu starszy niż on sam. Więc skąd na bogów jego przyzwolenie na tak szaleńczą misję? W to również na razie wolał nie wnikać. Odetchnął. Puszcza miała być jedynie przejściowym etapem w jego wędrówce do pustelni. Jego mistrz zawsze powtarzał, by uważał na swoje życzenia...
- Zanim się zgodzę, chciałbym zobaczyć tę rzeczoną mapę. - Spojrzał na kobietę łagodniej, oczekując aż wyciągnie z torby mapę.
Jego wzrok padł na zabitego wilka, potem na górskiego elfa.
- Wyobrażam sobie, że przyjąłeś ze zdziwieniem stan zwłok. Nie chciałem by zwierze cierpiało, gdybym chybił. - Z oczu, nawet bez słów można wyczytać szczerość i czystość intencji. W tym jednym spojrzeniu zdradził, że wie, do czego należy stosować magię.
*Co się tyczy pocałunku, nie przyjął go Atianell w sposób, który by świadczył o zrozumieniu tego gestu. Lekkie ściągnięcie brwi? Zmieszane spojrzenie? Pocałowanie kogoś kto nigdy się nie całuje, to zdecydowanie osobliwa forma podziękowania. W ogóle bycie dotkniętym przez kogoś,dla elfa z rasy, która nie praktykuje tego typu gestów to osobliwe doświadczenie. Chyba miłe, lecz jednocześnie dziwnie krępujące.
- Zanim się zgodzę, chciałbym zobaczyć tę rzeczoną mapę. - Spojrzał na kobietę łagodniej, oczekując aż wyciągnie z torby mapę.
Jego wzrok padł na zabitego wilka, potem na górskiego elfa.
- Wyobrażam sobie, że przyjąłeś ze zdziwieniem stan zwłok. Nie chciałem by zwierze cierpiało, gdybym chybił. - Z oczu, nawet bez słów można wyczytać szczerość i czystość intencji. W tym jednym spojrzeniu zdradził, że wie, do czego należy stosować magię.
*Co się tyczy pocałunku, nie przyjął go Atianell w sposób, który by świadczył o zrozumieniu tego gestu. Lekkie ściągnięcie brwi? Zmieszane spojrzenie? Pocałowanie kogoś kto nigdy się nie całuje, to zdecydowanie osobliwa forma podziękowania. W ogóle bycie dotkniętym przez kogoś,dla elfa z rasy, która nie praktykuje tego typu gestów to osobliwe doświadczenie. Chyba miłe, lecz jednocześnie dziwnie krępujące.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości