Stary Dwór ⇒ [Gdzieś we dworze...] Uwięzieni
- Rachel
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 128
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
[Gdzieś we dworze...] Uwięzieni
Wylądowali dość brutalnie na marmurowej podłodze. Rachel wstała i niepewnie rozejrzała się. Pomieszczenie było spore, o ścianach równie kamiennych jak posadzka. Było chłodno i mrocznie. Trochę światła wpadało przez zamglone szyby dwóch okratowanych okien. Czarodziejka wyczuła na nich skomplikowane zaklęcia ochronne, przypuszczalnie działające podobnie jak kraty w świecie fizycznym. Głównym źródłem światła były jednak dwie rozmigotane pochodnie, po przeciwnej stronie korytarza.
Bo to był korytarz. Podłużny, o drzwiach po obu krótszych końcach i kręconych schodach mniej więcej na środku dłuższego boku, bliżej ściany z pochodniami. Dało się też zauważyć ozdoby, typu stare gobeliny i ogromne zbroje, lśniące dziwnie niepokojąco. Każda trzymała w dłoni miecz.
Pozostali również już gramolili się z podłogi.
- Świetnie - stwierdziła Rachel. - I dokąd teraz?
Bo to był korytarz. Podłużny, o drzwiach po obu krótszych końcach i kręconych schodach mniej więcej na środku dłuższego boku, bliżej ściany z pochodniami. Dało się też zauważyć ozdoby, typu stare gobeliny i ogromne zbroje, lśniące dziwnie niepokojąco. Każda trzymała w dłoni miecz.
Pozostali również już gramolili się z podłogi.
- Świetnie - stwierdziła Rachel. - I dokąd teraz?
*
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.
"Złodziej czasu", Terry Pratchett
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.
"Złodziej czasu", Terry Pratchett
- Trenaas
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 112
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
- Cholera... to mi się zaczyna coraz mniej podobać. - Trenaas wstał, otrzepał swoją szatę z kurzu i rozejrzał się wokół siebie. To miejsce... ostatni raz widział coś podobnego, kiedy pobierał nauki u wyznawców Azanzela. "Tak, wiem Ardi... wyczuwam duchy... może pójdziesz na mały zwiad?" - wydał mentalne polecenie, po czym zwrócił się do Rachel:
- No cóż... nie sądzę, że zostaliśmy tutaj ściągnięci bez żadnej przyczyny. - Zamyślił się nieco. - Mamy dwa wyjścia do wyboru, albo zostajemy tu, albo idziemy. Ja osobiście na razie bym tu został, nie wiemy w końcu, co tam się znajduje.
Zaraz potem, gdy przestał mówić, starzec zaczął zachowywać się dość dziwnie. Odwrócił się do tyłu i wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt, jakby wpadł w trans.
"Panie" - odezwał się Aredian w myślach starca. - "Jedno z przejść jest zawalone, ale w drugim jest coś, co powinno pana zainteresować."
- Doskonale - Trenaas mruknął sam do siebie.
Spojrzał na Rachel, po czym przemówił:
- Dobrze panno... właściwie nie wiem, jak do pani się zwracać. - Na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek. - Ahh tak... przecież jeszcze się nie przedstawiliśmy... nazywam się Trenaas Harson... do usług - dodał nieco ironicznie. - Ale do rzeczy, musimy udać w tamtą stronę. - Wskazał ręką drzwi za nimi.
- No cóż... nie sądzę, że zostaliśmy tutaj ściągnięci bez żadnej przyczyny. - Zamyślił się nieco. - Mamy dwa wyjścia do wyboru, albo zostajemy tu, albo idziemy. Ja osobiście na razie bym tu został, nie wiemy w końcu, co tam się znajduje.
Zaraz potem, gdy przestał mówić, starzec zaczął zachowywać się dość dziwnie. Odwrócił się do tyłu i wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt, jakby wpadł w trans.
"Panie" - odezwał się Aredian w myślach starca. - "Jedno z przejść jest zawalone, ale w drugim jest coś, co powinno pana zainteresować."
- Doskonale - Trenaas mruknął sam do siebie.
Spojrzał na Rachel, po czym przemówił:
- Dobrze panno... właściwie nie wiem, jak do pani się zwracać. - Na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek. - Ahh tak... przecież jeszcze się nie przedstawiliśmy... nazywam się Trenaas Harson... do usług - dodał nieco ironicznie. - Ale do rzeczy, musimy udać w tamtą stronę. - Wskazał ręką drzwi za nimi.
Ostatnio edytowane przez Trenaas 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
- Anzhela
- Szukający drogi
- Posty: 25
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Cz�owiek
- Profesje:
- Ranga: Imperialny Metalurg
Przyklęknęła w kącie unosząc prawą rękę do góry i oparła ją na ścianie. Chwyciła lewą ręką za fuliginowy gorsety mocno go rozszarpując. Wzdłuż szyi aż po prawą pierś ciągnął się metaliczny twardy i chropowaty nalot.
- Ah...
Jęknęła głośno. Wyrzucając z siebie substancję.
- Ah...
Zrobiła to ponownie głośno dysząc. Na szczęście była to krótka synteza i resztki substancji jaka w sobie miała były praktycznie niewidoczne.
- Już? Wszystko dobrze?
Zapytał stojący w drugim kącie Leucaspis odwrócony plecami.
- Około cetnara.
Skalkulowała fachowym okiem dziewczyna patrząc na metaliczne paprochy, które leżały obok niej.
- Pytam o Ciebie.
- Mną się nie przejmuj, tyle nam wystarczy. Przynajmniej teraz.
Poprawiła ponownie gorset, który wyglądał strasznie, choć nie tak okropnie jak lewa rękawica, która była cała poprzebijana i wypełzały z niej błękitne odpryski. Dziewczyna ponownie uniosła ręce do góry i zszarpawszy czarne rękawice rzuciła się na szary metal, który w jej rękach giął się i formował. Nabierając całkiem nowego, morderczego kształtu.
- Ah...
Jęknęła głośno. Wyrzucając z siebie substancję.
- Ah...
Zrobiła to ponownie głośno dysząc. Na szczęście była to krótka synteza i resztki substancji jaka w sobie miała były praktycznie niewidoczne.
- Już? Wszystko dobrze?
Zapytał stojący w drugim kącie Leucaspis odwrócony plecami.
- Około cetnara.
Skalkulowała fachowym okiem dziewczyna patrząc na metaliczne paprochy, które leżały obok niej.
- Pytam o Ciebie.
- Mną się nie przejmuj, tyle nam wystarczy. Przynajmniej teraz.
Poprawiła ponownie gorset, który wyglądał strasznie, choć nie tak okropnie jak lewa rękawica, która była cała poprzebijana i wypełzały z niej błękitne odpryski. Dziewczyna ponownie uniosła ręce do góry i zszarpawszy czarne rękawice rzuciła się na szary metal, który w jej rękach giął się i formował. Nabierając całkiem nowego, morderczego kształtu.
A maiden dressed in white
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
- Rachel
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 128
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
- Jestem Rachel - przedstawiła się z roztargnieniem.
Obeszła korytarz wokoło, ale nie otwierała żadnych drzwi. Ostrożnie zajrzała i na schody, ale nie było widać, co jest na szczycie. Wróciła do grupki.
- Nie możemy tu siedzieć w nieskończoność - odezwała się. - Zresztą, nie podobają mi się te zbroje.
Ledwo to powiedziała, rozległ cichy, ale wielokrotny szelest. Zbroje zamigotały nieco mocniej i nagle ustawiły się na baczność. Każda z nich dzierżyła jakąś broń, większość miecze wraz z tarczami, ale dało sie też dostrzeć ze dwa morgensterny (kolczaste kule na łańcuchach), a także włócznie.
- Ups - syknęła cicho Rachel, kiedy zbroje ruszyły ze swoich miejsc i zaczęły się zbliżać do nowo przybyłych. - Czy to jest dobry moment na ewakuację? - Jakiś morenstern śmignął kilkanaście centymetró od jej twarzy. Zdecydowanie za blisko. - I to szybką?
Skupiła się na Magii Porządku i wskazała dłonią najbliższą zbroję. Ale nic z tego. Była pewna, że czar miał właściwe działanie, jednak widocznie był zbyt słaby, by przełamać zaklęcie rzucone na zbroje. No dobra. Zagrajmy według tutejszych zasad. Wskazała na najbliższy gobelin, tym razem z użyciem Magii Chaosu. Gobelin zerwał się ze ściany i okręcił się wokół napastnika. Zbroja przez chwilę szamotała się bezskutecznie, jednak po kilku chwilach udało jej się uwolnić, pozostawiając tylko strzępki gobelinu na podłodze.
- Nie jest dobrze... - Rachel cofnęłą się o kilka kroków.
Obeszła korytarz wokoło, ale nie otwierała żadnych drzwi. Ostrożnie zajrzała i na schody, ale nie było widać, co jest na szczycie. Wróciła do grupki.
- Nie możemy tu siedzieć w nieskończoność - odezwała się. - Zresztą, nie podobają mi się te zbroje.
Ledwo to powiedziała, rozległ cichy, ale wielokrotny szelest. Zbroje zamigotały nieco mocniej i nagle ustawiły się na baczność. Każda z nich dzierżyła jakąś broń, większość miecze wraz z tarczami, ale dało sie też dostrzeć ze dwa morgensterny (kolczaste kule na łańcuchach), a także włócznie.
- Ups - syknęła cicho Rachel, kiedy zbroje ruszyły ze swoich miejsc i zaczęły się zbliżać do nowo przybyłych. - Czy to jest dobry moment na ewakuację? - Jakiś morenstern śmignął kilkanaście centymetró od jej twarzy. Zdecydowanie za blisko. - I to szybką?
Skupiła się na Magii Porządku i wskazała dłonią najbliższą zbroję. Ale nic z tego. Była pewna, że czar miał właściwe działanie, jednak widocznie był zbyt słaby, by przełamać zaklęcie rzucone na zbroje. No dobra. Zagrajmy według tutejszych zasad. Wskazała na najbliższy gobelin, tym razem z użyciem Magii Chaosu. Gobelin zerwał się ze ściany i okręcił się wokół napastnika. Zbroja przez chwilę szamotała się bezskutecznie, jednak po kilku chwilach udało jej się uwolnić, pozostawiając tylko strzępki gobelinu na podłodze.
- Nie jest dobrze... - Rachel cofnęłą się o kilka kroków.
*
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.
"Złodziej czasu", Terry Pratchett
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.
"Złodziej czasu", Terry Pratchett
- Trenaas
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 112
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
- Cholera jasna - zaklną po raz wtóry mag. Najpierw zdarzenia w pobliżu wierzy Arathiana, a teraz to. Czarodziej naprawdę się zirytował. Nie dość, że wylądował w nieznanym sobie miejscu, to jeszcze zaczęły go atakować jakieś zaklęte zbroje. Widać było, że Trenaas stracił cierpliwość. Sięgnął do rękawa i wyciągnął swój sztylet.
Jednym szybkim ruchem rozciął lewą dłoń, uniósł ją do góry i zaczął odprawiać jakiś dziwny rytuał. Najpierw słowa zaklęcia były ciche i mało wyraźne, lecz wraz z trwaniem inkantacji mag wypowiadał je coraz głośniej, a jego głoś zmienił się nie do poznania. Na początku był słaby, lecz z każdą chwilą nabierał mocy której nikt by się nie spodziewał po starcze. Tak jakby coś w niego wstąpiło i napełniło go siłą, której żaden człowiek nie powinien posiąść. Teraz od maga biła moc i groza, wypełniła ona całe pomieszczenie, lecz czarodziej dalej nie zważając na to odprawiał tą straszną inkantację.
Wtem jego dłoń, oraz tatuaże zaiskrzyły silnym światłem, o niecodziennym kolorze. Było to, połączenie rdzawego brązu i błękitu, z przewagą tego pierwszego. Powstała fala energii witalnej, która w dość szybkim tempie zaczęła rozchodzić się po korytarzu. Rachel, a nawet Anzhela i Leucaspis, którzy byli za ścianą, poczuli nagły, nie spowodowany niczym wzrost tętna, oraz pewien niepokój. Zbroje w kontakcie z falą energii zostały z dużą siłą ciśnięte w ścianę i rozleciały się na drobne kawałki. Towarzyszył temu znaczny huk.
Z czarodziejem jednak działo się coś dziwnego. Wyglądało to tak, jakby w jednej chwili postarzał się o dwadzieścia lat.
- Muszę chwilę odpocząć... - jękną słabym głosem i upadł na ziemie, jednak nie stracił przytomności.
Jednym szybkim ruchem rozciął lewą dłoń, uniósł ją do góry i zaczął odprawiać jakiś dziwny rytuał. Najpierw słowa zaklęcia były ciche i mało wyraźne, lecz wraz z trwaniem inkantacji mag wypowiadał je coraz głośniej, a jego głoś zmienił się nie do poznania. Na początku był słaby, lecz z każdą chwilą nabierał mocy której nikt by się nie spodziewał po starcze. Tak jakby coś w niego wstąpiło i napełniło go siłą, której żaden człowiek nie powinien posiąść. Teraz od maga biła moc i groza, wypełniła ona całe pomieszczenie, lecz czarodziej dalej nie zważając na to odprawiał tą straszną inkantację.
Wtem jego dłoń, oraz tatuaże zaiskrzyły silnym światłem, o niecodziennym kolorze. Było to, połączenie rdzawego brązu i błękitu, z przewagą tego pierwszego. Powstała fala energii witalnej, która w dość szybkim tempie zaczęła rozchodzić się po korytarzu. Rachel, a nawet Anzhela i Leucaspis, którzy byli za ścianą, poczuli nagły, nie spowodowany niczym wzrost tętna, oraz pewien niepokój. Zbroje w kontakcie z falą energii zostały z dużą siłą ciśnięte w ścianę i rozleciały się na drobne kawałki. Towarzyszył temu znaczny huk.
Z czarodziejem jednak działo się coś dziwnego. Wyglądało to tak, jakby w jednej chwili postarzał się o dwadzieścia lat.
- Muszę chwilę odpocząć... - jękną słabym głosem i upadł na ziemie, jednak nie stracił przytomności.
Ostatnio edytowane przez Trenaas 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
- Anzhela
- Szukający drogi
- Posty: 25
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Cz�owiek
- Profesje:
- Ranga: Imperialny Metalurg
- Znowu magia... - stwierdził Leucaspis, gdy stojąc przy drzwiach nasłuchiwał.
- Niestety nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie zaczyna się jej źródło.
Gdzieżby śmiał. Ta zdolność - tropienie energii magicznej była zarezerwowana dla jednej z kast przynależnych Kolektywowi. Jej adepci za pomocą specjalnej medytacji potrafili określić położenie magii i jej źródeł, czyli magów. Była to bardzo pomocna umiejętność przy prowadzeniu wszelkich polowań, gdyż niektórzy czarodzieje chowali się w naprawdę niesamowitych miejscach. Najlepsi tropiciele potrafili wykryć maga nawet z odległości jednego smoka.
- Skończone. Działają podobnie do naszego wielkiego towarzysza, ale są mniejsze i poręczniejsze. Trzymaj.
Anzhela podeszła i przekazała cztery wężowe kształty Leucaspisowi. Stworzenia gładko okręciły się wokół płyt zbroi białowłosego zastygając w wyniosłej pozie. Właściwie ich wygląd dodał tylko uroku zbroi chłopaka, oprócz naramienników w kształcie ryczących lwów pojawiły się węże, które stworzyły doskonałą kompozycję. Anzhela trzymała pozostałą czwórkę. Rzuciła ją na podłogę, zostawiając jednego w ręce. Metaliczne stworzenia zaczęły krążyć u jej stóp, czekając na jej rozkaz. Słychać było głośny rumor. Trzask dartego metalu, odgłosy walki. Doskonały moment na wejście. W łatwy sposób można było zyskać sojuszników, dołączając się do jednej ze stron.
- Odsuń się na moment - powiedziała do Leucaspisa. Chłopak odsunął się, a ona przyłożyła otwór gębowy żmija do zamka. Słychać było przez chwilę ostry jazgot, a następnie trzask wyważanych drzwi. Leucaspis z uniesionym mieczem wkroczył na korytarz. Tym razem lewa ręka Anzheli zamieniła się w kuszę, która była zsyntetyzowana z jej dłonią, trzy wijące się za nią metaliczne węże znikły w półmroku korytarza. Na korytarzu zobaczyli dwóch ludzi, znała twarz jednego z nich. Czarnoksiężnika i kogoś jeszcze. Podejrzewała kogo... Jednym słowem dwóch magów.
- To znowu wy?! Co wy tu robicie i co to za miejsce? - rzekła twardo, jednak teraz nie unosiła się krzykiem, był to szept, ale ostry i syczący. Podejrzewała, że sytuacja się zmieniła. To nadal byli magowie, jednak czy to właśnie Ci byli winni temu wybuchowi kolorowego zaklęcia?
- Niestety nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie zaczyna się jej źródło.
Gdzieżby śmiał. Ta zdolność - tropienie energii magicznej była zarezerwowana dla jednej z kast przynależnych Kolektywowi. Jej adepci za pomocą specjalnej medytacji potrafili określić położenie magii i jej źródeł, czyli magów. Była to bardzo pomocna umiejętność przy prowadzeniu wszelkich polowań, gdyż niektórzy czarodzieje chowali się w naprawdę niesamowitych miejscach. Najlepsi tropiciele potrafili wykryć maga nawet z odległości jednego smoka.
- Skończone. Działają podobnie do naszego wielkiego towarzysza, ale są mniejsze i poręczniejsze. Trzymaj.
Anzhela podeszła i przekazała cztery wężowe kształty Leucaspisowi. Stworzenia gładko okręciły się wokół płyt zbroi białowłosego zastygając w wyniosłej pozie. Właściwie ich wygląd dodał tylko uroku zbroi chłopaka, oprócz naramienników w kształcie ryczących lwów pojawiły się węże, które stworzyły doskonałą kompozycję. Anzhela trzymała pozostałą czwórkę. Rzuciła ją na podłogę, zostawiając jednego w ręce. Metaliczne stworzenia zaczęły krążyć u jej stóp, czekając na jej rozkaz. Słychać było głośny rumor. Trzask dartego metalu, odgłosy walki. Doskonały moment na wejście. W łatwy sposób można było zyskać sojuszników, dołączając się do jednej ze stron.
- Odsuń się na moment - powiedziała do Leucaspisa. Chłopak odsunął się, a ona przyłożyła otwór gębowy żmija do zamka. Słychać było przez chwilę ostry jazgot, a następnie trzask wyważanych drzwi. Leucaspis z uniesionym mieczem wkroczył na korytarz. Tym razem lewa ręka Anzheli zamieniła się w kuszę, która była zsyntetyzowana z jej dłonią, trzy wijące się za nią metaliczne węże znikły w półmroku korytarza. Na korytarzu zobaczyli dwóch ludzi, znała twarz jednego z nich. Czarnoksiężnika i kogoś jeszcze. Podejrzewała kogo... Jednym słowem dwóch magów.
- To znowu wy?! Co wy tu robicie i co to za miejsce? - rzekła twardo, jednak teraz nie unosiła się krzykiem, był to szept, ale ostry i syczący. Podejrzewała, że sytuacja się zmieniła. To nadal byli magowie, jednak czy to właśnie Ci byli winni temu wybuchowi kolorowego zaklęcia?
A maiden dressed in white
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
- Rachel
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 128
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Podbiegła do Trenaasa. Właściwie go nie znała, ale w tym momencie byli sojusznikami.
- Jak tam? - spytała, zerkając z niepokojem na szczątki zbroi. Nic jednak nie wskazywało na to, by te miały nagle ożyć i poskładać się znowu w śmiercionośnych wojów. - Dobrze się czujesz? - Głupie pytanie. Leżał, bo podłoga jest tu taka wygodna.
W tym momencie do środka wpadła Anzhela i jej towarzysz. Rachel wyprostowała się odruchowo, zaraz jednak znów pochyliła się nad magiem. Zastanawiała się, czy jakoś gwałtowniej zareagować na wtargnięcie, ale wolała oszczędzać energię. Gdyby tamci chcieli, to by już zaatakowali. Na wszelki wypadek rzuciła dość prostą iluzję, zakrzywiającą lekko przestrzeń tak, by wydawało się, że znajdują się nieco w bok niż w rzeczywistości. To powinno zmylić pierwszy atak, może nawet dwa. A także wszelkie strzały czy pociski.
Przekonała się, że nie ma jak na razie pomóc Trenaasowi, więc wstała.
- To samo pytanie mogłabym zadać wam - zauważyła, jakby mimochodem. Westchnęła cicho, po czym podjęła:
- Ja nazywam się Rachel, a tego tutaj w zasadzie nie znam. Co do miejsca, to nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy. Przypuszczalnie jakiś zamek, czy coś. Ciekawsze jest to, że ktoś rzucił zaklęcie na te zbroje, by ożyły. - Machnęła ręką w kierunku stosików. - Poradziliśmy sobie, czy może raczej on sobie poradził, ale potem nagle zasłabł. Może być?
- Jak tam? - spytała, zerkając z niepokojem na szczątki zbroi. Nic jednak nie wskazywało na to, by te miały nagle ożyć i poskładać się znowu w śmiercionośnych wojów. - Dobrze się czujesz? - Głupie pytanie. Leżał, bo podłoga jest tu taka wygodna.
W tym momencie do środka wpadła Anzhela i jej towarzysz. Rachel wyprostowała się odruchowo, zaraz jednak znów pochyliła się nad magiem. Zastanawiała się, czy jakoś gwałtowniej zareagować na wtargnięcie, ale wolała oszczędzać energię. Gdyby tamci chcieli, to by już zaatakowali. Na wszelki wypadek rzuciła dość prostą iluzję, zakrzywiającą lekko przestrzeń tak, by wydawało się, że znajdują się nieco w bok niż w rzeczywistości. To powinno zmylić pierwszy atak, może nawet dwa. A także wszelkie strzały czy pociski.
Przekonała się, że nie ma jak na razie pomóc Trenaasowi, więc wstała.
- To samo pytanie mogłabym zadać wam - zauważyła, jakby mimochodem. Westchnęła cicho, po czym podjęła:
- Ja nazywam się Rachel, a tego tutaj w zasadzie nie znam. Co do miejsca, to nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy. Przypuszczalnie jakiś zamek, czy coś. Ciekawsze jest to, że ktoś rzucił zaklęcie na te zbroje, by ożyły. - Machnęła ręką w kierunku stosików. - Poradziliśmy sobie, czy może raczej on sobie poradził, ale potem nagle zasłabł. Może być?
*
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.
"Złodziej czasu", Terry Pratchett
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.
"Złodziej czasu", Terry Pratchett
- Trenaas
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 112
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Stan starca nie był aż tak zły, jak to mogło wyglądać. Nagłe zużycie znacznej ilości energii witalnej doprowadziło do zasłabnięcia mężczyzny. Pojawienie się dwójki łowców magów nie za bardzo go poruszyło, martwił się raczej o samego siebie. Dlaczego tak postąpił? Irytacja... tak, a także pewna niecierpliwość. To uczucia z którymi czasem nie mógł poradzić. No cóż, stało się. Teraz musi jak najszybciej zregenerować siły... od tego może zależeć jego życie. "Pomóż mi..." - zwrócił się w myślach do ducha.
To co się za chwilę stało z czarodziejem, było naprawdę dziwne. Wbrew zasadom grawitacji uniósł się, i stanął na nogach... jakby coś go podźwignęło oraz podtrzymywało, by nie spadł. Teraz można się było mu dokładniej przyjrzeć. Jego twarz znacznie się postarzała. Wyglądał jak siedemdziesięcioparoletni mężczyzna, z zapadniętymi policzkami, zniszczoną przez czas skórą i włosami, które były już całkiem siwe. Oczy... oczy koloru bursztynu, niektórzy by mogli powiedzieć - złota, nie pasowały do jego wizerunku. Były pełne energii, błyszczące, jakby należały do jakiegoś młodzieńca.
Trenaas sięgnął do swojego pasa i odpiął księgę. Puścił ją... a ona zaczęła lewitować. Uniosła się na wysokość twarzy starca i sama otworzyła się na odpowiedniej stronie. Mag przez krótki czas czytał, by chwilę później przymknąć oczy i zagłębić się w swoich myślach. Tak, to było jedyne wyjście. Czarodziej wiedział, że to co teraz robi jest ryzykowne, ale... Wszystkie żywe stworzenia posiadają energię życiową, czy to szur, pies, kot, mucha. Jego magia pozwalała ukraść nieco energii witalnej każdej istocie będącej wystarczająco blisko. Miał nadzieję, że w tych murach gnieździ się wystarczająco dużo insektów i gryzoni, a może nawet coś większego się trafi.
"Od nich też wezmę trochę..." - pomyślał o Rachel, Anzheli i Leucapisie. - "W końcu są to tak małe ilości, że nawet się nie zorientują."
Wokół niego roztoczyła się rdzawo-brązowa poświata. Światło to nieco oślepiło pozostałe osoby będące w pomieszczeniu. Gdy opadło, przeżyły one dość duże zdumienie. Trenaas odmłodniał, wyglądał teraz może na sześćdziesiąt lat. To była naprawdę duża zmiana.
Uśmiechnął się do nich, przypiął tomisko do pasa i zwrócił się do panny Stein.
- Tak samo jak wy, nie wiemy co tu się dzieje - rzekł. - Może dopóki stąd się nie wydostaniemy, będziemy... sojusznikami. - Ostatnie słowo zaakcentował najmocniej.
- Jak się już namyślicie, to proszę, chodźcie za mną. - Skierował się w stronę drzwi, które wcześniej pokazywał Racheli.
Miał jeszcze jedną sztuczkę w rękawie. Przez te wszystkie lata badań nad magią krwi nauczył się nieco zwiększać szybkość odnowy energii życiowej w organizmie. Nie jest to nic wielkiego, ale zawsze coś.
To co się za chwilę stało z czarodziejem, było naprawdę dziwne. Wbrew zasadom grawitacji uniósł się, i stanął na nogach... jakby coś go podźwignęło oraz podtrzymywało, by nie spadł. Teraz można się było mu dokładniej przyjrzeć. Jego twarz znacznie się postarzała. Wyglądał jak siedemdziesięcioparoletni mężczyzna, z zapadniętymi policzkami, zniszczoną przez czas skórą i włosami, które były już całkiem siwe. Oczy... oczy koloru bursztynu, niektórzy by mogli powiedzieć - złota, nie pasowały do jego wizerunku. Były pełne energii, błyszczące, jakby należały do jakiegoś młodzieńca.
Trenaas sięgnął do swojego pasa i odpiął księgę. Puścił ją... a ona zaczęła lewitować. Uniosła się na wysokość twarzy starca i sama otworzyła się na odpowiedniej stronie. Mag przez krótki czas czytał, by chwilę później przymknąć oczy i zagłębić się w swoich myślach. Tak, to było jedyne wyjście. Czarodziej wiedział, że to co teraz robi jest ryzykowne, ale... Wszystkie żywe stworzenia posiadają energię życiową, czy to szur, pies, kot, mucha. Jego magia pozwalała ukraść nieco energii witalnej każdej istocie będącej wystarczająco blisko. Miał nadzieję, że w tych murach gnieździ się wystarczająco dużo insektów i gryzoni, a może nawet coś większego się trafi.
"Od nich też wezmę trochę..." - pomyślał o Rachel, Anzheli i Leucapisie. - "W końcu są to tak małe ilości, że nawet się nie zorientują."
Wokół niego roztoczyła się rdzawo-brązowa poświata. Światło to nieco oślepiło pozostałe osoby będące w pomieszczeniu. Gdy opadło, przeżyły one dość duże zdumienie. Trenaas odmłodniał, wyglądał teraz może na sześćdziesiąt lat. To była naprawdę duża zmiana.
Uśmiechnął się do nich, przypiął tomisko do pasa i zwrócił się do panny Stein.
- Tak samo jak wy, nie wiemy co tu się dzieje - rzekł. - Może dopóki stąd się nie wydostaniemy, będziemy... sojusznikami. - Ostatnie słowo zaakcentował najmocniej.
- Jak się już namyślicie, to proszę, chodźcie za mną. - Skierował się w stronę drzwi, które wcześniej pokazywał Racheli.
Miał jeszcze jedną sztuczkę w rękawie. Przez te wszystkie lata badań nad magią krwi nauczył się nieco zwiększać szybkość odnowy energii życiowej w organizmie. Nie jest to nic wielkiego, ale zawsze coś.
Ostatnio edytowane przez Trenaas 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
- Anzhela
- Szukający drogi
- Posty: 25
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Cz�owiek
- Profesje:
- Ranga: Imperialny Metalurg
Czy mag myślał, że dziewczyna pozwoli mu odpiąć księgę od pasa i rzucić zaklęcie? Trwające już zaklęcie iluzji zignorowała, dla niej jakby nie istniało, podobnie dla Leucapsisa. Przekonanie o tym, że zostało pomyślnie rzucone przez maginię było korzystne dla Anzheli. Dawało adeptom kolektywu element zaskoczenia. Wszystko przez Brisingamen, który spowodował, że magia dotknęła tylko jednej jaźni na której myślała ta dwójka. Każde z nich odrzuciło fałszywy obraz, który pojawił się w ich głowie. Dziewczyna szturchnęła białowłosego, który widząc rzucającego zaklęcie już chciał pozbawić głowy maga. Rozpoznała z lekka strukturę zaklęcia a konkretnie obszar, jakiego miało ono dotyczyć. Nie mogła rozpoznać efektu, jednak nie wyglądało to na zaklęcie wysokiej rangi. Zdradziła to długość czytania zaklęcia.
Z pewnością zastanawiacie się, co było przyczyną takiego postąpienia przez Anzhelę, żaden w końcu szanujący się antymag, jak to też często nazywano adeptów kolektywu, nie pozwoli sobie na tak jawne rzucanie zaklęć przy nim. Cięciwa już dawno zostałaby zwolniona gdyby nie fakt, że dziewczyna wspomniała coś o nieznanych przeciwnikach, o kimś kto ożywił zbroje. Nie wiedziała czy to kłamstwo, jednak tych słów nie należało lekceważyć. Oczywiście nie znaczyło to, że dwójka łowców pozostała w bierności. Wszystko wykorzystali na swoją korzyść.
Ciemny korytarz oświetliła rdzawo-brązowa poświata, a jej błysk oślepił wzrok wszystkich istot żywych, które znajdowały się w korytarzu. Słychać było pisk kilku szczurów, a pchły i pluskwy na krótki moment przestały dokuczać zmęczonej skórze obecnych. Ciało dziewczyny stało się ociężałe i poczuła się zmęczona. Jednak wbrew obecnej sytuacji jej umysł pracował sprawnie. Ten jeden moment wystarczył, by wprowadzić do gry gwarancję bezpieczeństwa pomiędzy konszachty z magami.
W długim ciemnym korytarzu oprócz owej czwórki, paru szczurów, pluskiew, pcheł i innego robactwa, znajdowały się także inne istoty. Nie były żywe i nawet w drobnym stopniu nie pozorowały życia, tak jak robiły to istoty stworzone przez magów. Stworzone z setek poruszających się dziesiątek, trybików i dźwigni. Napędzane ludzkim mechanizmem, niewidoczne dla ogółu, trwały w rogach korytarza. Mowa było o metalicznych wężach, które były pod władaniem Anzheli. Te, widząc jasny błysk, skoczyły ku czarodziejom, chcąc zacisnąć pętle na ich szyjach. Te stalowe obroże miały od razu się napuszyć wyciągając ostre, stalowe płyty, które delikatnie miały przypominać o swoim istnieniu ich nosicielom. W czasie zagrożenia wszystkie sześć płyt miało spotkać się ze sobą, jednocześnie pozbawiając głowy właścicieli.
Gdy błękitnowłosa zobaczyła dwie obroże na pętlach czarodziei powiedziała:
- Sojusznikami? Ależ oczywiście. Tylko bez zaklęć proszę.
Z pewnością zastanawiacie się, co było przyczyną takiego postąpienia przez Anzhelę, żaden w końcu szanujący się antymag, jak to też często nazywano adeptów kolektywu, nie pozwoli sobie na tak jawne rzucanie zaklęć przy nim. Cięciwa już dawno zostałaby zwolniona gdyby nie fakt, że dziewczyna wspomniała coś o nieznanych przeciwnikach, o kimś kto ożywił zbroje. Nie wiedziała czy to kłamstwo, jednak tych słów nie należało lekceważyć. Oczywiście nie znaczyło to, że dwójka łowców pozostała w bierności. Wszystko wykorzystali na swoją korzyść.
Ciemny korytarz oświetliła rdzawo-brązowa poświata, a jej błysk oślepił wzrok wszystkich istot żywych, które znajdowały się w korytarzu. Słychać było pisk kilku szczurów, a pchły i pluskwy na krótki moment przestały dokuczać zmęczonej skórze obecnych. Ciało dziewczyny stało się ociężałe i poczuła się zmęczona. Jednak wbrew obecnej sytuacji jej umysł pracował sprawnie. Ten jeden moment wystarczył, by wprowadzić do gry gwarancję bezpieczeństwa pomiędzy konszachty z magami.
W długim ciemnym korytarzu oprócz owej czwórki, paru szczurów, pluskiew, pcheł i innego robactwa, znajdowały się także inne istoty. Nie były żywe i nawet w drobnym stopniu nie pozorowały życia, tak jak robiły to istoty stworzone przez magów. Stworzone z setek poruszających się dziesiątek, trybików i dźwigni. Napędzane ludzkim mechanizmem, niewidoczne dla ogółu, trwały w rogach korytarza. Mowa było o metalicznych wężach, które były pod władaniem Anzheli. Te, widząc jasny błysk, skoczyły ku czarodziejom, chcąc zacisnąć pętle na ich szyjach. Te stalowe obroże miały od razu się napuszyć wyciągając ostre, stalowe płyty, które delikatnie miały przypominać o swoim istnieniu ich nosicielom. W czasie zagrożenia wszystkie sześć płyt miało spotkać się ze sobą, jednocześnie pozbawiając głowy właścicieli.
Gdy błękitnowłosa zobaczyła dwie obroże na pętlach czarodziei powiedziała:
- Sojusznikami? Ależ oczywiście. Tylko bez zaklęć proszę.
A maiden dressed in white
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
- Rachel
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 128
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Kiedy zobaczyła, że iluzja najwyraźniej się nie sprawdza, cofnęła czar. Nie wiedziała dlaczego był nieskuteczny, ale jakoś dziwnie nie miała ochoty tego teraz rozważać. Być może miało to jakiś związek z szóstką ostrzy przytkniętych do jej szyi.
- Nie wiedziałam, że masz zwyczaj grozić sojusznikom bronią - odezwała się. - A bez magii na niewiele się przydamy.
To była jedna z głównych wad magii ręcznej - czarodziejka musiała poruszać rękami, co czasami było niemożliwe. Za to czary rzucało się instynktownie, bez większych studiów czy przygotowań, co nieco tę wadę wynagradzało. Na pewno było to lepsze niż dawna nieopanowana magia oraz uzależnienie od różdżki.
Nagle Rachel poczuła coś, co odwróciło jej uwagę od kobiety, a nawet ostrzy wokół szyi. Mentalny impuls, na razie słaby. Zablokowała go w zasadzie instynktownie, jednak wiedziała, że to tylko przygotowanie do ataku. Prawdopodobnie potężnego. Nim zdążyła się odezwać, nadeszła fala.
Zaczęło się wolno, tak jakby jeszcze nie wszystkie chmury zdołały się zgromadzić przed ulewą. Poczuli to wszyscy obecni w sali. Najpierw uczucie trochę jakby gwałtownie zmieniło się ciśnienie. Potem zapora puściła i spadł grad. Ochroniarz pani metalurg od razu padł na kolana. Sama kobieta nie miała się od niego lepiej. Brisingamen niewiele pomagał - atak dotyczył umysłu bezpośrednio, bez żadnych złudzeń czy sięgania do wspomnień. Podzielność sprawiła tylko, że atakujący uznał ją za dwie osoby i atakował z podwójną mocą.
Rachel starała się wytrwać, chociaż atak zdecydowanie przekraczał wszystko, z czym miała do tej pory do czynienia. Możliwe, że to nie atakowała jednak osoba, ale kilka, jednak ta myśl nie pozostała w umyśle czarodziejki zbyt długo. Nie mogła jednak upaść na podłogę, a to z powodu miłych tworów pani metalurg. Poczuła, że krew leci jej z nosa, ale nijak nie mogła temu zaradzić. Nie widziała, co dzieje się z Ternassem. Mgła przysłaniała jej oczy, a umysł zajmowała tylko jedna myśl, oprócz potwornego bólu - że zaraz nie wytrzyma i upadnie, a wtedy ostrza przeszyją jej szyję...
- Nie wiedziałam, że masz zwyczaj grozić sojusznikom bronią - odezwała się. - A bez magii na niewiele się przydamy.
To była jedna z głównych wad magii ręcznej - czarodziejka musiała poruszać rękami, co czasami było niemożliwe. Za to czary rzucało się instynktownie, bez większych studiów czy przygotowań, co nieco tę wadę wynagradzało. Na pewno było to lepsze niż dawna nieopanowana magia oraz uzależnienie od różdżki.
Nagle Rachel poczuła coś, co odwróciło jej uwagę od kobiety, a nawet ostrzy wokół szyi. Mentalny impuls, na razie słaby. Zablokowała go w zasadzie instynktownie, jednak wiedziała, że to tylko przygotowanie do ataku. Prawdopodobnie potężnego. Nim zdążyła się odezwać, nadeszła fala.
Zaczęło się wolno, tak jakby jeszcze nie wszystkie chmury zdołały się zgromadzić przed ulewą. Poczuli to wszyscy obecni w sali. Najpierw uczucie trochę jakby gwałtownie zmieniło się ciśnienie. Potem zapora puściła i spadł grad. Ochroniarz pani metalurg od razu padł na kolana. Sama kobieta nie miała się od niego lepiej. Brisingamen niewiele pomagał - atak dotyczył umysłu bezpośrednio, bez żadnych złudzeń czy sięgania do wspomnień. Podzielność sprawiła tylko, że atakujący uznał ją za dwie osoby i atakował z podwójną mocą.
Rachel starała się wytrwać, chociaż atak zdecydowanie przekraczał wszystko, z czym miała do tej pory do czynienia. Możliwe, że to nie atakowała jednak osoba, ale kilka, jednak ta myśl nie pozostała w umyśle czarodziejki zbyt długo. Nie mogła jednak upaść na podłogę, a to z powodu miłych tworów pani metalurg. Poczuła, że krew leci jej z nosa, ale nijak nie mogła temu zaradzić. Nie widziała, co dzieje się z Ternassem. Mgła przysłaniała jej oczy, a umysł zajmowała tylko jedna myśl, oprócz potwornego bólu - że zaraz nie wytrzyma i upadnie, a wtedy ostrza przeszyją jej szyję...
*
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.
"Złodziej czasu", Terry Pratchett
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.
"Złodziej czasu", Terry Pratchett
- Trenaas
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 112
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Już miał wygarnąć Anzheli co o niej myśli, gdy nagle nastąpił atak. Duchy są bardziej wyczulone na magię, niż ludzie, jednak pomiędzy tym małym sygnałem zwiastującym zagrożenie, a atakiem właściwym minęło zbyt mało czasu, by Arderian mógł zareagować. Ktoś bardzo się postarał, aby ukryć to zaklęcie do ostatniej chwili. Ból... przeszywający ból, sięgający wprost do umysłu Trenaasa. Starzec upadł na kolana, jednocześnie wydając z siebie jęk bólu.
- Ardi, pomóż! - Był to krzyk rozpaczy, jedyna rzecz którą w tej sytuacji mógł zrobić mag... ale to mogło im ocalić życie.
Duch podążał wprost do źródła magii, do sprawcy cierpień jego pana. Dostał wolną rękę, jednakże nadal nie mógł zrobić nic, co zaszkodziłoby Trenaasowi. Jedna ściana, druga, trzecia... Aredian niezmordowanie leciał do miejsca, gdzie ktoś lub coś atakowało szarowłosego czarodzieja.
Między tą duszą, a Trenaasem istniała szczególna więź. Był to pierwszy duch, którego posiadł. Aredian zyskiwał na sile, gdy mag stawał się potężniejszy. Mogli się także z sobą porozumiewać. Gdy byli blisko siebie, rozmawiali jak zwykli ludzie, czy to w myślach, czy na głos. Jeśli dzieliła ich dość duża odległość, to mogli się komunikować za pomocą emocji. Odczucia te były dla nich zawsze jednoznaczne, ponieważ mieli ten sam sposób ich interpretacji... jakby to był własny i tylko przez nich rozumiany szyfr. Duchy inaczej widzą świat, niż śmiertelnicy. Dla nich jest to połączenie energii życiowej, duchowej oraz magicznej. Wszystko co nie ma przynajmniej jednego z tych pierwiastków, po prostu dla dusz nie istnieje. To stanowi pewien problem, gdy Trenaas na przykład chce dokładniej wiedzieć od swojego sługi, jak wygląda dane pomieszczenie.
Arderian wreszcie dotarł na miejsce. Było to małe, kwadratowe pomieszczenie, z jednym podłużnym oknem i masywnymi drzwiami. Uwagę przykuwał dość duży kryształ, osadzony na wysokim podeście. Emanował błękitną barwą, zresztą sam był tego koloru, jednak jego środek, esencja była czarna jak smoła. Wokół niego stało trzech ludzi, ubranych w średnio zdobione szaty, których kolor był subtelnym połączeniem czerni i błękitu. Odprawiali oni jakiś rytuał. To było pewne, że oni stoją za atakiem na Rachel, Anzhelę, Leucapisa oraz maga w białych szatach. Charakterystyczne było to, że każdy z nich miał na czole tatuaż. Był to jakby przekreślony trójkąt. Trenaas dobrze znał ten symbol. Jest to znak Slanera, demona który tym co go czcili dawał moc, w zamian za regularne poświęcanie mu ludzkich dusz.
Duch zaatakował jednego z kultystów, uderzył w niego w ten sposób, że wpadł na swojego i razem uderzyli o ścianę. Jeden z nich był zamroczony, przyjął cały impet uderzenia na siebie, drugi zaś powoli wstawał. Był bardzo zaskoczony, nie wiedział kto go zaatakował. Arderian nie tracił czasu. Uderzył w trzeciego, przyglądającego się w osłupieniu swoim towarzyszom. Tym razem był to atak mentalny. Mag zawył z bólu, ale to jeszcze nie był koniec męki całej trójki.
Cierpienie nagle ustało. Czwórka ludzi pozbierała się i zerkała na siebie z zdziwieniem. Trenaas rozkoszował się brakiem bólu, jeszcze nigdy nie był, w pewien sposób, tak wdzięczny Aredianowi, za to co zrobił. Wstał wolno i przemówił:
- Zdołałem na pewien czas unieszkodliwić osoby które nas zaatakowały, ale nie wiem na jak długo. - Zupełnie zapomniał o obręczy na jego szyi.
- Rachel - zwrócił się do czarodziejki. - Może ty będziesz wiedziała coś więcej na temat ataków mentalnych - powiedział z powagą. - Ja nie zajmuje się tym typem magii i moja wiedza na ten temat jest szczątkowa... - Jego głoś zdradzał, że naprawdę jeśli magini coś wie, to nie pogardzi jej radami. - Mocne, słabe strony, jej źródło oraz ewentualna możliwość obrony? - spytał Rachel, jednocześnie podnosząc brew.
- Ardi, pomóż! - Był to krzyk rozpaczy, jedyna rzecz którą w tej sytuacji mógł zrobić mag... ale to mogło im ocalić życie.
Duch podążał wprost do źródła magii, do sprawcy cierpień jego pana. Dostał wolną rękę, jednakże nadal nie mógł zrobić nic, co zaszkodziłoby Trenaasowi. Jedna ściana, druga, trzecia... Aredian niezmordowanie leciał do miejsca, gdzie ktoś lub coś atakowało szarowłosego czarodzieja.
Między tą duszą, a Trenaasem istniała szczególna więź. Był to pierwszy duch, którego posiadł. Aredian zyskiwał na sile, gdy mag stawał się potężniejszy. Mogli się także z sobą porozumiewać. Gdy byli blisko siebie, rozmawiali jak zwykli ludzie, czy to w myślach, czy na głos. Jeśli dzieliła ich dość duża odległość, to mogli się komunikować za pomocą emocji. Odczucia te były dla nich zawsze jednoznaczne, ponieważ mieli ten sam sposób ich interpretacji... jakby to był własny i tylko przez nich rozumiany szyfr. Duchy inaczej widzą świat, niż śmiertelnicy. Dla nich jest to połączenie energii życiowej, duchowej oraz magicznej. Wszystko co nie ma przynajmniej jednego z tych pierwiastków, po prostu dla dusz nie istnieje. To stanowi pewien problem, gdy Trenaas na przykład chce dokładniej wiedzieć od swojego sługi, jak wygląda dane pomieszczenie.
Arderian wreszcie dotarł na miejsce. Było to małe, kwadratowe pomieszczenie, z jednym podłużnym oknem i masywnymi drzwiami. Uwagę przykuwał dość duży kryształ, osadzony na wysokim podeście. Emanował błękitną barwą, zresztą sam był tego koloru, jednak jego środek, esencja była czarna jak smoła. Wokół niego stało trzech ludzi, ubranych w średnio zdobione szaty, których kolor był subtelnym połączeniem czerni i błękitu. Odprawiali oni jakiś rytuał. To było pewne, że oni stoją za atakiem na Rachel, Anzhelę, Leucapisa oraz maga w białych szatach. Charakterystyczne było to, że każdy z nich miał na czole tatuaż. Był to jakby przekreślony trójkąt. Trenaas dobrze znał ten symbol. Jest to znak Slanera, demona który tym co go czcili dawał moc, w zamian za regularne poświęcanie mu ludzkich dusz.
Duch zaatakował jednego z kultystów, uderzył w niego w ten sposób, że wpadł na swojego i razem uderzyli o ścianę. Jeden z nich był zamroczony, przyjął cały impet uderzenia na siebie, drugi zaś powoli wstawał. Był bardzo zaskoczony, nie wiedział kto go zaatakował. Arderian nie tracił czasu. Uderzył w trzeciego, przyglądającego się w osłupieniu swoim towarzyszom. Tym razem był to atak mentalny. Mag zawył z bólu, ale to jeszcze nie był koniec męki całej trójki.
Cierpienie nagle ustało. Czwórka ludzi pozbierała się i zerkała na siebie z zdziwieniem. Trenaas rozkoszował się brakiem bólu, jeszcze nigdy nie był, w pewien sposób, tak wdzięczny Aredianowi, za to co zrobił. Wstał wolno i przemówił:
- Zdołałem na pewien czas unieszkodliwić osoby które nas zaatakowały, ale nie wiem na jak długo. - Zupełnie zapomniał o obręczy na jego szyi.
- Rachel - zwrócił się do czarodziejki. - Może ty będziesz wiedziała coś więcej na temat ataków mentalnych - powiedział z powagą. - Ja nie zajmuje się tym typem magii i moja wiedza na ten temat jest szczątkowa... - Jego głoś zdradzał, że naprawdę jeśli magini coś wie, to nie pogardzi jej radami. - Mocne, słabe strony, jej źródło oraz ewentualna możliwość obrony? - spytał Rachel, jednocześnie podnosząc brew.
- Rachel
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 128
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Odetchnęłaby z ulgi, gdyby nie była zbyt zajęta utrzymywaniem równowagi. Mimo wszystko udało jej się to, a pokój przestał wirować. Zamknęła na chwilę oczy, próbując pozbierać myśli i to co czuła. Uporządkować to jakoś. Dopiero potem otworzyła oczy i odpowiedziała:
- W istocie, znam się na tym - przyznała. - Kiedyś byłam mistrzynią w tej dziedzinie i chociaż już nie jestem, to nadal posiadam moją wiedzę. - Uznała, że nie ma co się wdawać w szczegóły i przeszła do rzeczy. - Generalnie ataki mentalne dzieli się na dwa rodzaje: pośrednie i bezpośrednie. Pośrednie są prostsze i nie wymagają dużo mocy. Polegają na przeszukiwaniu wspomnień ofiary i odnajdywaniu wspomnień bolesnych oraz zmuszaniu jej do przeżywania ich ponownie. Minusem jest tu to, że atakowany, o ile ma sporo silnej woli i opanowania, może odpowiedzieć tym samym. Wtedy to jest swoisty wyścig na co boleśniejsze wspomnienia...
Przerwała na chwilę, by wyjąć chusteczkę i obetrzeć resztkę krwi, jaka została jej pod nosem. Krwotok na szczęście szybko ustał.
- Drugim rodzajem ataku, jakiego doświadczyliśmy - podjęła, automatycznie przyjmując wykładowczy ton - jest atak bezpośredni. Jest znacznie trudniejszy, wymaga ogromnej siły oraz skupienia. Polega na bezpośrednim niszczeniu umysłu przeciwnika, kawałek po kawałku. Bez umiejętności w dziedzinie umysłu lub odporności mentalnej właściwie nie sposób się przed tym obronić. Oprócz wspomnianych wymagań minusem jest to, że jeżeli zostanie przerwany, ofiara wraca do sił i to całkiem szybko, na szczęście dla nas.
- Co do ataku przed chwilą... - Rachel zawahała się na chwilę, próbując ułożyć wszystko w sensowną całość. - Najpewniej zaatakowało nas kilka osób, no chyba że mamy do czynienia z prawdziwym arcymistrzem. A i tak te kilka osób musi być bardzo zdolnych. I nie dam głowy, ale wydaje mi się, że atak dochodził gdzieś stamtąd. - Machnęła ręką mniej więcej w kierunku, w którym odleciał Aredian, a także kręconych schodów.
Zastanawiała się jeszcze przez chwilę, po czym dodała:
- Jeśli idzie o słabości ataku mentalnego... nie ma ich zbyt wiele. O pośrednim już mówiłam. Poza tym, atakując mentalnie, jest się bardzo podatnym na ataki fizyczne - nie da się skupić na obu planach, mentalnym i fizycznym, jednocześnie. I bardzo trudno jest się wycofać w razie kontrataku, jeżeli już się weszło do umysłu ofiary - dodała po namyśle.
- W istocie, znam się na tym - przyznała. - Kiedyś byłam mistrzynią w tej dziedzinie i chociaż już nie jestem, to nadal posiadam moją wiedzę. - Uznała, że nie ma co się wdawać w szczegóły i przeszła do rzeczy. - Generalnie ataki mentalne dzieli się na dwa rodzaje: pośrednie i bezpośrednie. Pośrednie są prostsze i nie wymagają dużo mocy. Polegają na przeszukiwaniu wspomnień ofiary i odnajdywaniu wspomnień bolesnych oraz zmuszaniu jej do przeżywania ich ponownie. Minusem jest tu to, że atakowany, o ile ma sporo silnej woli i opanowania, może odpowiedzieć tym samym. Wtedy to jest swoisty wyścig na co boleśniejsze wspomnienia...
Przerwała na chwilę, by wyjąć chusteczkę i obetrzeć resztkę krwi, jaka została jej pod nosem. Krwotok na szczęście szybko ustał.
- Drugim rodzajem ataku, jakiego doświadczyliśmy - podjęła, automatycznie przyjmując wykładowczy ton - jest atak bezpośredni. Jest znacznie trudniejszy, wymaga ogromnej siły oraz skupienia. Polega na bezpośrednim niszczeniu umysłu przeciwnika, kawałek po kawałku. Bez umiejętności w dziedzinie umysłu lub odporności mentalnej właściwie nie sposób się przed tym obronić. Oprócz wspomnianych wymagań minusem jest to, że jeżeli zostanie przerwany, ofiara wraca do sił i to całkiem szybko, na szczęście dla nas.
- Co do ataku przed chwilą... - Rachel zawahała się na chwilę, próbując ułożyć wszystko w sensowną całość. - Najpewniej zaatakowało nas kilka osób, no chyba że mamy do czynienia z prawdziwym arcymistrzem. A i tak te kilka osób musi być bardzo zdolnych. I nie dam głowy, ale wydaje mi się, że atak dochodził gdzieś stamtąd. - Machnęła ręką mniej więcej w kierunku, w którym odleciał Aredian, a także kręconych schodów.
Zastanawiała się jeszcze przez chwilę, po czym dodała:
- Jeśli idzie o słabości ataku mentalnego... nie ma ich zbyt wiele. O pośrednim już mówiłam. Poza tym, atakując mentalnie, jest się bardzo podatnym na ataki fizyczne - nie da się skupić na obu planach, mentalnym i fizycznym, jednocześnie. I bardzo trudno jest się wycofać w razie kontrataku, jeżeli już się weszło do umysłu ofiary - dodała po namyśle.
*
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.
"Złodziej czasu", Terry Pratchett
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.
"Złodziej czasu", Terry Pratchett
- Anzhela
- Szukający drogi
- Posty: 25
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Cz�owiek
- Profesje:
- Ranga: Imperialny Metalurg
- No to przecież oczywiste - mruknęła Anzhela na wykład Rachel. Takie informacje uzyskiwał każdy, kto choć przez chwilę uczył się w Kolektywie. Dziewczyna westchnęła.
- Możemy iść dalej.
Słychać było charakterystyczny pisk giętego metalu i kolejne drzwi otworzyły się. Ona i Leucaspis o wiele lepiej przetrwali atak mentalny. Brisingamen pozwalający dzielić świadomości sprawił, że temu urokowi stawili o wiele większy opór niż zwykli ludzie. Konsekwencją było ciało, które będzie znużone o wiele szybciej niż normalnie. Na szczęście zanim do tego dojdzie minie jeszcze wiele godzin.
- Szybko, nie mamy zbyt wiele czasu. Musimy się ich pozbyć, zanim oni to zrobią - stwierdziła nagle dziewczyna, wyciągając stalowy nóż i wchodząc do środka. Był to kolejny korytarz, jednak trochę szerszy. Z pewnością prowadził do głównego pomieszczenia tego budynku. W pomieszczeniu pozostał tylko Leucaspis, który przekręcił lekko głowę strzelając karkiem.
- No dalej, dalej ruszamy, wy przodem. Ja będę krył tyły - stwierdził unosząc lekko miecz, popędzając dwójkę magików.
- Możemy iść dalej.
Słychać było charakterystyczny pisk giętego metalu i kolejne drzwi otworzyły się. Ona i Leucaspis o wiele lepiej przetrwali atak mentalny. Brisingamen pozwalający dzielić świadomości sprawił, że temu urokowi stawili o wiele większy opór niż zwykli ludzie. Konsekwencją było ciało, które będzie znużone o wiele szybciej niż normalnie. Na szczęście zanim do tego dojdzie minie jeszcze wiele godzin.
- Szybko, nie mamy zbyt wiele czasu. Musimy się ich pozbyć, zanim oni to zrobią - stwierdziła nagle dziewczyna, wyciągając stalowy nóż i wchodząc do środka. Był to kolejny korytarz, jednak trochę szerszy. Z pewnością prowadził do głównego pomieszczenia tego budynku. W pomieszczeniu pozostał tylko Leucaspis, który przekręcił lekko głowę strzelając karkiem.
- No dalej, dalej ruszamy, wy przodem. Ja będę krył tyły - stwierdził unosząc lekko miecz, popędzając dwójkę magików.
A maiden dressed in white
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
- Trenaas
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 112
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Trenaas westchnął. Cóż, informacje od Rachel na niewiele mu się przydały, chociaż... energia duchowa. Jak wiadomo, duchy są odporniejsze na magię i w pewnym stopniu ją absorbują. Mógłby wykorzystać ją jako tarczę przed intruzami próbującymi atakować jego umysł. Nie, miał za mało informacji na ten temat.
"Gdybym źle ukształtował tę energię, mógłbym nawet wzmocnić wrogie zaklęcie, a to mogłoby skończyć się tragicznie." - kalkulował w myślach.
Wkroczył do drugiego pomieszczenia i to co zobaczył bardzo go zaintrygowało. Ardi mówił prawdę, to było bardzo interesujące. Znajdował się w pokoju o kształcie okręgu. Sklepienie pokrywały skomplikowane wzory, które z niewiadomej przyczyny zdawały się przesuwać. Może to była gra świateł, a może magia... czarodziej nie był w stanie tego wyczuć. Najciekawsza rzecz znajdowała się jednak na podłodze. Był to kamienny ołtarz. Mag podszedł do niego z zaciekawieniem. Zdobiły go różne dziwne symbole, lecz największą uwagę przykuwał znajdujący się na środku przekreślony trójkąt, ten sam który mieli wytatuowani na czole ci trzej magowie.
"Czarna mowa" - pomyślał Trenaas. Znał ten język dość dobrze, więc odczytanie tych inskrypcji nie zajęło mu dużo czasu. Gdy skończył, uśmiechnął się lekko i zwrócił się do swoich towarzyszy.
- Chyba mieliśmy być przystawką dla demona - rzekł nieco rozbawiony.
Spojrzał jeszcze raz na ołtarz. Tak... to były ewidentnie instrukcje, jak oddzielić duszę od ciała i oddać ją temu piekielnemu pomiotowi, Slanerowi. Tymczasem Arderian dobrze radził sobie z wyznawcami plugawego demona. Jego przewagą było to, że tamci nie wiedzieli, co ich atakuje, a nic nie wskazywało na to, że się szybko zorientują. Nadal dręczył ich przewracając i atakując mentalnie.
"Gdybym źle ukształtował tę energię, mógłbym nawet wzmocnić wrogie zaklęcie, a to mogłoby skończyć się tragicznie." - kalkulował w myślach.
Wkroczył do drugiego pomieszczenia i to co zobaczył bardzo go zaintrygowało. Ardi mówił prawdę, to było bardzo interesujące. Znajdował się w pokoju o kształcie okręgu. Sklepienie pokrywały skomplikowane wzory, które z niewiadomej przyczyny zdawały się przesuwać. Może to była gra świateł, a może magia... czarodziej nie był w stanie tego wyczuć. Najciekawsza rzecz znajdowała się jednak na podłodze. Był to kamienny ołtarz. Mag podszedł do niego z zaciekawieniem. Zdobiły go różne dziwne symbole, lecz największą uwagę przykuwał znajdujący się na środku przekreślony trójkąt, ten sam który mieli wytatuowani na czole ci trzej magowie.
"Czarna mowa" - pomyślał Trenaas. Znał ten język dość dobrze, więc odczytanie tych inskrypcji nie zajęło mu dużo czasu. Gdy skończył, uśmiechnął się lekko i zwrócił się do swoich towarzyszy.
- Chyba mieliśmy być przystawką dla demona - rzekł nieco rozbawiony.
Spojrzał jeszcze raz na ołtarz. Tak... to były ewidentnie instrukcje, jak oddzielić duszę od ciała i oddać ją temu piekielnemu pomiotowi, Slanerowi. Tymczasem Arderian dobrze radził sobie z wyznawcami plugawego demona. Jego przewagą było to, że tamci nie wiedzieli, co ich atakuje, a nic nie wskazywało na to, że się szybko zorientują. Nadal dręczył ich przewracając i atakując mentalnie.
- Rachel
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 128
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Wpadła w ponury nastrój. Spowodowała to myśl o tym, że dawniej od razu wyśledziłaby napastników i poradziłaby sobie z nimi. A przynajmniej opierałaby się lepiej, niż przed chwilą. Z drugiej strony teraz całkowicie panowała nad swoją magią i nie potrzebowała różdżki, a cała reszta to już tylko kwestia praktyki.
W ścianie dziwnego pokoju zauważyła kolejne drzwi. Kierunek odpowiadał temu, z którego ich zaatakowano, co wróżyło dość dobrze. Przejście nie było łatwo dostrzegalne, gdyż kolorystycznie pasowało do ściany i nawet klamka była pomalowana na ten sam, ciemny kolor. Rachel podeszła do drzwi, zbadała je szybko zmysłem magicznym i przekonała się, że żadnych zabezpieczeń czy pułapek na nich nie było. Nacisnęła więc klamkę. Zamknięte. Ale to nie stanowiło dla niej większej przeszkody.
Przyłożyła ręce do zamka i skupiła się. Rozległo stuknięcie, kiedy otworzyła go telekinetycznie. Nacisnęła klamkę ponownie. Brak oporu. Ostrożnie uchyliła drzwi. Za nimi był wąski korytarz o pomalowanych na czarno ścianach, podłodze i suficie. Albo wydawał się wąski przez panującą tam ciemność połączoną z kolorem wnętrza. Rachel zbadała wnętrze zmysłem magicznym. Słusznie, jak się okazało.
- Uwaga - odezwała się. - W środku są pułapki, niektóre całkiem magiczne, inne tylko częściowo. Pewnie również zwyczajne, mechaniczne, ale tych nie wyczuję.
W ścianie dziwnego pokoju zauważyła kolejne drzwi. Kierunek odpowiadał temu, z którego ich zaatakowano, co wróżyło dość dobrze. Przejście nie było łatwo dostrzegalne, gdyż kolorystycznie pasowało do ściany i nawet klamka była pomalowana na ten sam, ciemny kolor. Rachel podeszła do drzwi, zbadała je szybko zmysłem magicznym i przekonała się, że żadnych zabezpieczeń czy pułapek na nich nie było. Nacisnęła więc klamkę. Zamknięte. Ale to nie stanowiło dla niej większej przeszkody.
Przyłożyła ręce do zamka i skupiła się. Rozległo stuknięcie, kiedy otworzyła go telekinetycznie. Nacisnęła klamkę ponownie. Brak oporu. Ostrożnie uchyliła drzwi. Za nimi był wąski korytarz o pomalowanych na czarno ścianach, podłodze i suficie. Albo wydawał się wąski przez panującą tam ciemność połączoną z kolorem wnętrza. Rachel zbadała wnętrze zmysłem magicznym. Słusznie, jak się okazało.
- Uwaga - odezwała się. - W środku są pułapki, niektóre całkiem magiczne, inne tylko częściowo. Pewnie również zwyczajne, mechaniczne, ale tych nie wyczuję.
*
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.
"Złodziej czasu", Terry Pratchett
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.
"Złodziej czasu", Terry Pratchett
- Anzhela
- Szukający drogi
- Posty: 25
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Cz�owiek
- Profesje:
- Ranga: Imperialny Metalurg
Rozległo się plasknięcie. Twarde i szorstkie, źródłem była prawa ręka Anzheli, która zderzyła się policzkiem panny Racheli.
- Czemu używasz magii?! Mówiłam coś! Nikt nie będzie używał przy mnie magii, chyba że na to pozwolę! - wycedziła przez zęby. Zareagowała od razu impulsywnie gdy tylko zobaczyła, że wokół niej dzieje się coś niezgodne z prawami natury.
- To ostrzeżenie, pamiętaj. Drugi raz nie będę tego tolerować - dodała odwracając się w kierunku przejścia. W sumie to pewnie nie zauważyłaby tego przejścia gdyby nie dziewczyna, jednak w tej chwili nie było jej to potrzebne. Skarby magów, ich tajemnice, to nie było jej potrzebne. Ona chciała jak najszybciej opuścić to miejsce i dowiedzieć się, gdzie w końcu się znajduje. Ewentualnie stłamsić każde zagrożenie jakie pojawi się na jej drodze. Widziała te pełne determinacji oczy czarodziei, wrodzoną ciekawość jaką wyssali z mlekiem matki pchała ich w ten pełny pułapek korytarz. Ale na to nie było czasu, im chodziło o to, by jak najszybciej tylnymi drzwiami wymknąć się z tego miejsca.
- Nie mamy na to czasu. To ucieczka, a nie wycieczka krajoznawcza - stwierdziła wpatrując się w podniecającą pragnienie czerń. Niebezpieczny mrok.
- Popieram - stwierdził przygryzając wargi Leucaspis, wciąż twardo trzymający miecz na ramieniu. Spojrzał w bok, pokazując głową na jedne z drzwi.
- Myślę, że tamtędy wyjdziemy na górę. Czuć stamtąd niezły przeciąg.
Widać, że nie był to tępy osiłek, a prawdziwy łowca zachowujący zimną krew w każdej sytuacji.
- Czemu używasz magii?! Mówiłam coś! Nikt nie będzie używał przy mnie magii, chyba że na to pozwolę! - wycedziła przez zęby. Zareagowała od razu impulsywnie gdy tylko zobaczyła, że wokół niej dzieje się coś niezgodne z prawami natury.
- To ostrzeżenie, pamiętaj. Drugi raz nie będę tego tolerować - dodała odwracając się w kierunku przejścia. W sumie to pewnie nie zauważyłaby tego przejścia gdyby nie dziewczyna, jednak w tej chwili nie było jej to potrzebne. Skarby magów, ich tajemnice, to nie było jej potrzebne. Ona chciała jak najszybciej opuścić to miejsce i dowiedzieć się, gdzie w końcu się znajduje. Ewentualnie stłamsić każde zagrożenie jakie pojawi się na jej drodze. Widziała te pełne determinacji oczy czarodziei, wrodzoną ciekawość jaką wyssali z mlekiem matki pchała ich w ten pełny pułapek korytarz. Ale na to nie było czasu, im chodziło o to, by jak najszybciej tylnymi drzwiami wymknąć się z tego miejsca.
- Nie mamy na to czasu. To ucieczka, a nie wycieczka krajoznawcza - stwierdziła wpatrując się w podniecającą pragnienie czerń. Niebezpieczny mrok.
- Popieram - stwierdził przygryzając wargi Leucaspis, wciąż twardo trzymający miecz na ramieniu. Spojrzał w bok, pokazując głową na jedne z drzwi.
- Myślę, że tamtędy wyjdziemy na górę. Czuć stamtąd niezły przeciąg.
Widać, że nie był to tępy osiłek, a prawdziwy łowca zachowujący zimną krew w każdej sytuacji.
A maiden dressed in white
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości