Fiołkowa PolanaPoszukiwanie sojusznika.

Polana usłana kwieciem, fiołkami, niezapominajkami i wrzosami. Położona na południe od Kryształowego Królestwa, gdzieś pod wzgórzami Thenderionu. Zamieszkana przez dwie lisołaczki. Siostry: Amertin i Farico. Wcześniej zamieszkiwali ją ich rodzice: Tenor i Arya.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Dzięki Bogom nie odeszły daleko i Nem razem z ich małą drużyną błyskawicznie znalazła się przy pajęczynie.
Dopiero zdążyła się odezwać, by ustalić plan działania, a poczuła plaśnięcie o swój tył. Zdziwiona do granic swoich możliwości, zanim się w pełni odwróciła, mogła podziwiać twarz Aliany, która najpierw były kwintesencją szoku i niedowierzania, by płynnie przejść w wyraźne rozdrażnienie. Kopytna nie była do końca pewna skąd się brało rozzłoszczenie Pierwszej, wypadki się przecież zdarzały. Co prawda centaur nie wiedział jakim cudem można było przegapić jej zad, który może nie należał do największych, ale był pokaźniejszy niż na przykład tyły sojuszniczek, ale do złości o taki drobiazg nawet by się nie zbliżyła.
Spojrzała pod swój brzuch i ustaliwszy gdzie znajduje się leżąca plackiem Sinfee, najostrożniej jak potrafiła obróciła się, przestępując nad liściastą. Gdy zażegnała ryzyko nadepnięcia driady, Nem wyciągnęła dłoń by pomóc dziewczynie wstać.
Przez chwilę Sinfee wahała się co powinna zrobić, rozglądając się bezradnie, pomiędzy wyciągniętą dłonią a twarzą przywódczyni. Szybko jednak zrezygnowała z poszukiwań pomocy u Aliany, gdy jej oblicze spoważniało jeszcze bardziej. Chwyciła rękę centaura i stanęła niepewnie z boku, podczas gdy Nemain już była zajęta czym innym.
- W takim razie, ja próbuję się przebić, a w tym czasie kilka łuczniczek czeka w pogotowiu. Jak tylko uda mi się zrobić wyłom, zabezpieczają wyjście przed pająkami, byście wszystkie się wydostały no i przede wszystkim, by nam się co niektórzy nie zapodziali w zamieszaniu - zupełnie bez taktu wskazała palcem na Groszek i Sinfee, uśmiechając się pogodnie.
- Będziemy gotowe - rzeczowo odparła pierwsza, wzrokiem wydając dyspozycje kilku driadom, które w mgnienie oka ustawiły się przy pajęczej barierze.
Nemain kiwnęła głową i podeszła ostrożnie do sieci, przyglądając się jej uważnie. Gdy już wybrała miejsce, które miała zamiar zaatakować, oddaliła się galopem by nawrócić z pełną prędkością. Tuż przy ścianie wybiła się jakby chciała przeskoczyć przeszkodę, by już w locie wysunąć przed siebie przednie nogi, jednocześnie prawie się na nich kładąc.
Sieć się naprężyła i przez chwile wszystkie liściaste wstrzymały oddech. Gęsta pajęczyna powoli objęła ciało skaczącego centaura, by spotęgować panujące pośród uwięzionych napięcie, powoli naciągając się wraz z lotem Karej, w końcu opornie pękając.
Kopytna wyleciała przez wyrwę, a za nią w ułamkach sekund wyskoczyły driady, rozpoczynając ostrzał pająków, uniemożliwiając im załatanie utworzonej dziury i osłaniając wychodzące towarzyszki.
W tym samym czasie Nemain próbowała wylądować. Niestety ku swojemu zaskoczeniu, okazało się to niemożliwe, zapowiadając bolesne spotkanie z ziemią. Przednie nogi, które to właśnie rozerwały sieć, oblepione były teraz gęsta pajęczyną, uniemożliwiając Nemain wykonanie kroku i wyhamowanie. Tracąc równowagę, przygotowała się na twarde lądowanie, składając się by ochronić głowę i co delikatniejsze części ciała, po czym przyrżnęła w glebę całym swoim pędem. Prędkość była na tyle duża, że Kara nie tylko upadła ale i widowiskowym ślizgiem uderzyła w pień jednego z drzew, które do wtóru jęku swojego i centaura, brutalnie zatrzymało Kopytną. Jeszcze nie zdążyła zająć się spętanymi kończynami, a nad nią pojawiły się włochate cielska, gotujące się do ataku.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

- Przepraszam. Zdaje się że jestem jedyną niezdarną driadą na świecie. – Wydukała zawstydzona Sinfee, spuszczając głowę tak by nie patrzeć w oczy centaurowi, a nade wszystko unikać spojrzenia Aliany.
- I najszybszą. – Wesoło podsumowała Groszek. – Dobrze że tu byłaś Nemain, bo mogłybyśmy cię minąć nie zauważając.
Niestety owe zapewnienia wcale nie poprawiły humoru młodej driady, a kolejna uwaga rzucona przez Kopytną tylko spotęgowała purpurowy odcień na twarzy Liściatej. Wróżka robiła co mogła aby poprawić nastrój nowej przyjaciółki. Zapewniała ją gorąco, że najlepszą formą odzyskania dobrej opinii jest wykazanie się w czymś innym. Na przykład w zbliżającej się bitwie.
Sinfee wzięła sobie do serca rady Skrzydlatej. Natychmiast ruszyła w kierunku kręgu z pajęczej sieci, starając się wepchnąć na sam przód formowanego przez driady szyku. Oczywistym dla niej było że jeśli dzielnie ruszy od boju, siłą rzeczy zyska szacunek i poważanie. Zakładając rzecz jasna że wyjdzie cało z tego starcia. Z drugiej strony intuicja podpowiadała Sinfee, by w miarę możliwości unikać kontaktu z Alianą, a ponieważ Pierwsza stała na czele kolumny, młoda driada musiała trzymać się nieco z boku i wykorzystać swoja szanse gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Wspólnie z Groszek uknuły precyzyjny plan, aby włączyć się do bitwy, wtedy gdy tylko Kopytna przebija pajęczy mur, a uwaga wszystkich skoncentrowana będzie gdzie indziej.
Niestety nadmiar dobrych chęci zwykle nie pomaga. Sinfee wykonała swój skok dokładnie w tym samym momencie co Nemain, po czym ponownie odbijając się od ciała centaura, razem z wróżką wylądowała prosto w gęstej pajęczynie.
Tymczasem pozostałe driady rozpoczęły swoją heroiczna walkę. Początkowo Liściaste uzyskały przewagę, wykorzystując element zaskoczenia, jednak okrążone z wszystkich stron, stopniowo zostały spychane do defensywy, ponosząc coraz to większe straty. Co gorsze upadek Nemain sprawił iż driady nie tylko utraciły cennego wojownika, ale nade wszystko nie miały punktu odniesienia wokół którego mogłyby budować swoje działania. Na hasło Aliany by biec za centaurem, każda driada ruszyła w innym kierunku, w takim, w jakim wydawało jej się że widzi Kopytną.
Pierwsza Wśród Straży zorientowała się ze jej oddział idzie w rozsypkę. Jednocześnie dostrzegła iż pająki również działają bez składu, na ślepo goniąc za każda uciekającą driadą. Aliana zrozumiała że medalion działał, a ich wróg nie był w stanie określić gdzie znajduje się cenny owoc. Wprawdzie driady nie mogły przebić się przez pająki, za to były w stanie pomóc centaurowi, skupiając uwagę wroga na sobie a tym samym rozpraszając siły przeciwnika. Aliana nakazała ucieczkę.
Kilka minut po tym jak Nemain przebiła się przez pajęczynę, wokół wyłomu nie pozostał już nikt poza ciałami poległych. Przywódczyni driad wyciągnęła włócznie z ostatniego konającego stwora. Chcąc ocalić swoje siostry, driada musiała się spieszyć, jednak przede wszystkim chciała upewnić się czy wróżka wciąż jest w jednym kawałku. Na szczęście odnalezienie Groszek nie było trudne, ponieważ zarówno Skrzydlata jak i Sinfee robiły mnóstwo hałasu, usiłując uwolnić się z kleistej sieci.
– Obyście uschli, albo niech was strawią pasożyty. Czemu to wszystko tak się lepi. – Wyzywała Sinfee – Nie, Groszek, nie ruszaj się bo jeszcze pogorszysz sprawę.
- Niech ja tylko sięgnę swoja pluję, a wszystkim wam pokaże. – Pomstowała wróżka.
- Cicho! Zamknijcie się. – Aliana krótko ucięła te skargi, po czym sprawnymi cięciami uwolniła obie niedoszłe bohaterki. – Wasza szansą jest teraz pozostanie niezauważonymi. Sprawdźcie co z centaurem, razie konieczności weźcie nasiono i udajcie się w kierunku wzgórza.
- Nie zawiedziemy. – Odpowiedziała Sinfee, co przywódczyni skwitowała ciężkim westchnieniem.
Tymczasem uwolniona wróżka od razu sięgnęła po swoją broń, ruszając do walki z wyimaginowanym przeciwnikiem, tak jakby tylko od niej zależały losy bitwy. Skrzydlata zupełnie nie brała pod uwagę iż pająki są zbyt duże by dawka trucizny, jaką dysponowała, mogła wyrządzić im krzywdę. Chociaż samo ukłucie na pewno było bolesne. Groszek szybko dostrzegła pierwszego przeciwnika. Był czarny, pokryty runem, liśćmi i pajęczą siecią, a jego dwie pary nóg wierzgały na wszystkie strony. Nie czekając aż włochaty brzydal pokaże jej się w całej okazałości, wojownicza wróżka od razu posłała w tym kierunku dwie małe strzałki.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Nem poklepała korzącą się Sinfee po plecach, jakby chciała powiedzieć liściastej, że nic się nie stało. W oczach centaura rzeczywiście tak było i nie przywiązywała wagi do tego jak bardzo driada przejęła się swoją wpadką, co niestety za moment miało się zemścić na Kopytnej, gdyż pałeczkę przejęła Groszek.
Wszystko rozegrało się błyskawicznie. Nemain rozerwała sieć, wojowniczki skoczył w ślad za nią, zaskakując pająki, które niestety dość szybko wróciły do natarcia, na powrót przechylając szalę przewagi na swoją stronę.
Próbująca się rozplątać centaurzyca, patrzyła z rosnącą trwogą i złością, jak przewaga driad malała z sekundy na sekundę. Szarpała się tym silniej, wcale nie przyspieszając uwolnienia. Lepkie pasma schodziły wolno i opornie, klejąc się do wszystkiego w trakcie zdejmowania i szarpanie nijak nie pomagało w odzyskaniu swobody.
Driady rozpierzchły się by ocalić swoje życia, wprowadzając jednocześnie zamęt w szeregi pająków i ratując centaura z opresji, gdyż wszystkie stwory rzuciły się za uciekinierami, również te czające się na Kopytną.
Warknęła z frustracji, dalej szarpiąc więzy. Skupiona na ich siłach będących w dynamicznej defensywie i próbach uwolnienia nóg, Kara nie widziała, co działo się z Sinfee i Groszek.
W końcu ustąpiły ostatnie włókna sieci i Nemain już miała wstać, gdy poczuła bolesny ukłucie w zad. Szybko zerwała się na równe nogi oglądając ranę, z której sterczały dwie, wyglądające znajomo igły. Spojrzała z niezadowoleniem w stronę rozerwanej sieci, skąd z trwogą wyglądała Sinfee, obok której unosił się sprawca całego zdarzenia.
Nem wyciągnęła igły, rzucając je w trawę.
- Groszek, której części, z "nie ratuj", nie zrozumiałaś ? - zapytała centaurzyca z niezadowoleniem, czując jak ciało w okolicy trafienia drętwieje. Reakcja centaura została jedenak przesunięta na drugi plan, przez wściekłe spojrzenie dowódczyni oddziału driad.
W tym czasie Aliana, która nie zdążyła jeszcze odbiec ratować podwładne, zgromiła wzrokiem bogu ducha winną Sinfee oraz wojowniczą wróżkę
- Konfiskuję to - Pierwsza przemówiła głosem nieznoszącym sprzeciwu, wyciągając rękę w kierunku Groszek, wyraźnie żądając oddania niebezpiecznej broni miotającej.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Groszek nie miała możliwości aby się bronić. Alina była zbyt szybka. Widząc iż wróżka nie zamierza dobrowolnie oddać plujki, bez uprzedzenia wyrwała miotacz z drobnych rąk Skrzydlatej, wykazując się przy tym niezwykłą precyzją i delikatnością.
- Koniec z uprzykrzaniem sobie życia. – oznajmiła driada. – skupcie się teraz. Nie wiem jakie zło czeka na was w drodze na wzgórze, ale im później was zauważy, tym większa szansa na powodzenie waszej misji. Ja muszę zebrać siostry i ocalić tyle z nich, ile zdołam.
Sinfee słuchała swojej przywódczyni w pozycji „na baczność”, tym razem rezygnując z składania jakichkolwiek gwarancji przyszłego sukcesu, natomiast siedząca jej na głowie wróżka, na znak protestu odwróciła się do driady plecami.
Pożegnawszy się z Alianą, cała trójka wyruszyła w kierunku miejsca gdzie planowali zasadzić Jedyny Owoc. Przestrogi by zachowywać ciszę, starczyło im ledwie na kilkanaście metrów.
- Co to? – Spytała Groszek czujnie rozglądając się po okolicy.
- Co? Ja nic nie słyszę. – Dziwiła się Sinfee, starająca się przemawiać szeptem.
- Dudnienie.
- Cicho bądź!
- Kiedy to nie ja dudnię, tylko Kopytna.
- Jaka kopytna?
- Nemain. Jest taka ciężka i ma twarde kopyta. Jak idzie, to dudni.
- Na moje idzie dobrze. A jedyne co tu dudni, to narzekająca wróżka. Proszę cię bądź wreszcie cicho. Obiecałyśmy.
- Powinna obłożyć sobie nogi jakimś miękkim listowiem, to by tak nie hałasowała.
- Błagam cię Groszek.
- Ale to moja przyjaciółka, nie mogę jej powiedzieć że dudni. Nawet jeśli tak właśnie jest. To by było niemiłe. Chociaż Jarzębina twierdzi że zawsze należy mówić prawdę, nawet tą nieprzyjemną. Bo ona uważa, że właśnie na tym polega ….
- Zamknij się wreszcie! Świergotasz jak brzęczka w czasie godów! Ściągniesz na nas nieszczęście. – Sinfee urwała nagle, orientując się, że teraz to ona jest tą która krzyczy najgłośniej. O ile przemowa małej wróżki, była trudno uchwytna, niemal niedosłyszalna dla przeciętnego ucha, to hałas uczyniony przez driadę niósł się echem po lesie.
Co gorsza, teraz gdy cła trójka zatrzymała się nasłuchując dźwięków dochodzących z okolicy, rumor czyniony przez jakieś wielkie zwierzę, brzmiał głośno i wyraźnie.
- Dziwne – zastanawiała się Groszek, z ciekawością wpatrując się w sylwetkę centaura – dudni nawet jak nie idzie.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Nie pozostało nic do dodania, gdyż Aliana wypełniała swoją rolę aż za dobrze. Masując ukłuty zad, Kopytna obserwowała jak driada najpierw próbowała po dobroci podejść wróżkę, ale widząc stawiany opór, zwinnie odebrała Skrzydlatej narzędzie zagłady, uniemożliwiając jej sianie dalszego spustoszenia.
Niestety po za komizmem sytuacji z naburmuszoną wróżką demonstrującą swoje niezadowolenia w roli głównej, był też jej tragiczny aspekt, o którym właśnie przypomniała Pierwsza, a mianowicie o pozostałych liściastych pozostawionych na pastwę pająków i prawdopodobnie walczących o życie.
- Pędź ratować siostry - ochoczo przytaknęła Nemain, wracając do bojowego trybu. Na pożegnanie wymieniła się z Alianą uściskiem dłoni, chociaż driada była lekko zszokowana tym gestem, Kara miała jednak swój cel.
- Bądź spokojna, zaopiekuję się nią - oczywiście miała na myśli lekko roztrzepaną Sinfee. Korzystając z pożegnania i związanej z nim niewielkiej odległości, odezwała się tak by reszta wycieczki nie dosłyszała jej słów, po czym każde ruszyło w swoją drogę. W myślach życzyła driadom powodzenia, prosząc Bogów wojny, jeżeli takowi istnieli, by zaopiekowali się dzielnymi wojowniczkami.
Z cichych modlitw, centaurzycę wyrwało poczucie obowiązku. Znów tak jakby została dowódcą wycieczki, chociaż to Groszek decydowała o losie nasienia. Po krótkim namyśle, uznała, że najlepiej będzie iść cicho i ostrożnie, ściągając na siebie jak najmniej uwagi. Względną ciszę udało im się zachować raptem przez krótką chwilę, gdyż zaraz potem Skrzydlata poczęła trajkotać. Kara przyzwyczajona do wróżki, nie zwracała większej uwagi na jej ciągłe mówienie, tym bardziej, że już nawet z tej niewielkiej odległości, jaka je dzieliła było ledwo słyszalne.
Przez chwilę rozważała absurdalne propozycje wróżki, dotyczące jej tupania. Przecież nie szła aż tak głośno, po za tym z obwiązanymi nogami, nie tylko szeleściła by znacznie bardziej, ale do tego zaczęła by się potykać i przewracać, robiąc tym samym znacznie więcej hałasu.
O ile była w stanie ignorować Groszek, o tyle podniesiony głos Sinfee, zatrzymał Nem w miejscu. Wtedy też do uszu Karej doszło to dudnienie o którym ciągle nawijała wróżka.
Gajłak wybiegł spośród krzaków, odnajdując się cudownym sposobem, po zaginięciu gdzieś w trakcie akcji, teraz najprawdopodobniej wypłoszony niosącym się po lesie łoskotem.
- Dziewczyny ... - przemówiła bardzo cicho, starając się unikać gwałtownych ruchów i zbędnego szelestu - W tamtym kierunku chodu, ile sił w nogach - szepnęła chrapliwie, zrywając się do biegu we wskazaną przez siebie stronę. Wraz z susem centaura, dało się słyszeć nasilony łoskot i chrobot łamanych gałęzi, jakby to coś, co szło dudniąc, teraz rzuciło się w pogoń, sadząc przez knieję za trójką podróżników.
Biegły przez zarośla. Aliana doskonale wybrała młodą driadę, która teraz bez problemu dotrzymywała kroku centaurowi. Pędziły między drzewami, omijając większe przeszkody i przeskakując mniejsze. Liściasta miała tę przewagę, że co jakiś czas ułatwiała sobie życie skacząc wśród konarów, otaczających je drzew. Nem całą drogę pokonywała pieszo, ale jakby nie patrzeć też korzystała z ułatwień. W jej wypadku była to druga para nóg.
Mimo jednak iż gnały co tchu, ścigający je tętent nasilał się z każdą sekundą. Kara wolała się nie odwracać, by nie wiedzieć co je goniło, wystarczył jej czyniony przez istotę duden, oraz świszczący oddech, który dało się coraz wyraźniej dosłyszeć.
Widząc jak marne efekty dawała im ucieczka, już poczęła rozważać zatrzymanie się w biegu, by stanąć do walki. Wtedy jednak z pomiędzy gęsto rosnących drzew poczęły się przebijać nikłe promienie światła, zwiastując osiągnięcie celu wędrówki.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Sinfee starał się biec jak najszybciej, a jednocześnie robiła co mogła by nie zgubić swojej pasażerki. Co jakiś czas sprawdzała, czy Groszek wciąż trzyma się jej głowy, po czym kontynuowała morderczy sprint. Dla Skrzydlatej ta krótka podróż okazała się katorgą. Driada przebijała się przez las, nie zważając na chłoszczące ją gałęzie, a kolejne przeszkody pokonywała skacząc lub koziołkując, przez co drobną wróżką rzucało na wszystkie strony. Tak naprawdę żadna z nich nie wiedziała przed czym uciekają, ale skoro potężna Kopytna rzuciła hasło by brać nogi za pas, to Sinfee nie zamierzała protestować.
O dziwo w tej z pozoru chaotycznej bieganinie, centaurowi udało się zachować spokój, na tyle by poprowadzić swój niewielki oddział prosto na wzgórze, stanowiące cel ich misji. Postawiona na ziemi, Groszek chwiała się na wszystkie strony, niezgrabnie przestawiając nogę za nogą, tak jakby każda z jej stóp chciała iść w przeciwnym kierunku, w skutek czego wróżka zaczęła wykręcać piruety niczym w tańcu. Oszołomiona, nie wiedziała gdzie jest, ani tego dlaczego driada tak na nią krzyczy. Ziemia pod nią wirowała, bujając niczym na falach wzburzonego jeziora, a rzeczy przed nią dwoiły się woczach.
- Groszek skoncentruj się proszę, musisz czym prędzej zasadzić owoc. – Najłagodniej jak potrafiła przemawiała Sinfee.
- Jaki proszek? I czemu miałabym go wysadzić? – Nie była w stanie zrozumieć Skrzydlata.
Nie mając innego wyjścia, driada pozostawiła wróżkę samej sobie, dając jej czas na ochłonięcie i dojście do pełni formy.
- Trochę to potrwa, nim znów będzie sobą. – Powiedziała cicho zawracając się do centaura. – Ale nie martw się czworonożna siostro. Będę przy tobie i pomogę ci zatrzymać tego mamuta, trolla, smoka czy cokolwiek to jest.
Chwytając za swój łuk, Sinfee stanęła obok Nemain, w postawie zdradzającą gotowość do walki, jednak zapał wojowniczki ostudził się równie szybko co się pojawił. Spoglądając w stronę lasu i dostrzegając tam kolejne konary, łamane przez zbliżającego się olbrzyma, driada spuściła nieco z tonu.
- Damy radę prawda?
Tymczasem zataczająca się wróżka wylądowała twardo siedzeniem na ziemi. Możliwość określenia gdzie znajduje się podłoże, a gdzie niebo, okazała się być ważnym krokiem w kierunku odzyskiwania świadomości. Wróżka pamiętała, że jeszcze przed chwilą czuła się jak żołądź podróżujący z wierzchołka drzewa do jego korzeni. Z jakiegoś powodu postanowiła aby nigdy więcej nie przyjmować zaproszeń na czyjąś głowę. W ogóle nie zamierzała poruszać się inaczej niż na grzbiecie Lotki, chociaż póki co skojarzenie czym owa Lotka miałaby być, sprawiało jej problemy.
Skrzydlata dziwiła się dlaczego tak słabo znosi wstrząsy i szarpnięcia. Coś musiało być nie tak. Przecież na Fiołkowej Polanie znana była z swoich umiejętności jeździeckich i sukcesów w żabich przełajach. Nie miała sobie równych jak chodziło o skoki i slalom. Co innego ujeżdżanie. W tej konkurencji zawsze wygrywała Jarzębina.
Na wspomnienie imienia przyjaciółki, Groszek jakby ocknęła się z letargu. Natychmiast przypomniała sobie wszystko. Misję, Nemain, drzewa i nasiona. Gorączkowo zaczęła rozglądać się wokół siebie w poszukiwaniu jedynego owocu.
- Nie mam go! – Zwróciła się w stronę Kopytnej, która jako jedyna cały czas dźwigała z sobą ciężkie toboły, z uporem jakiego wróżka nigdy nie będzie w stanie zrozumieć. Jeśli nasiono mogło się gdzieś zagubić, to właśnie tam.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Łamiąc i rozgarniając na boki ostatnie gałęzie z resztkami krzaków i zarośli, będącymi ostateczną barierą przed upragnionym widokiem czystej połaci kurhanu, nie zwalniając wypadła na wzgórze, hamując dopiero w pewnej odległości od ściany lasu. Nie zwróciła uwagi na skołowaną wróżkę, która zataczała się niby pijana wcześniej Lotka i mówiła co najmniej od rzeczy, chwilowo mając na głowie co innego i bynajmniej nie był to pościg.
Nem nie należała do istot wyczulonych na magię, żeby nie powiedzieć, że w tej dziedzinie była pełną ignorantką. Jednak energia otaczająca kurhan, była dość silna by centaur wyczuwał ją całym swoim jestestwem. Sierść zjeżyła się na grzbiecie Karej, a gęsia skóra pojawiła się na przedramionach. Zdecydowanie nie było to najmilsze miejsce i gdyby to od centaura zależało, raczej zabrała by stąd swój zad oddalając się jak najdalej stąd. Oczywiście nie była tchórzem, zwykle wręcz odwrotnie, towarzyszyło jej nadmierne przekonanie o własnej niezniszczalności i fantazja godna krasnoludzkiego woja. Najpierw jednak dobrze by było walczyć z czymś namacalnym. To co kryło się pod metrami ziemi budziło niepokój, będąc jedną wielką niewiadomą. Smok, troll, ogr nawet wampir miały ciało, upiór plasował się w zupełnie innej kategorii, wykraczającej po za kompetencje miecza.
Jakby nie dość było dyskomfortu i poczucia zagrożenia, do całości dokładały się brzęczące jak opętane talizmany. Dźwięk był niesłyszalny dla pozostałych, centaura przyprawiając o niezmierzoną chęć galopu w siną dal. Do kompletu, "odważny" gajłak, wlazł pod centaura, przykucając na łapach, jakby chciał zniknąć w jej cieniu i skamlał trzęsąc się jak osika.
Pokiwała głową do mówiącej Sinfe, wciąż lekko nieobecna. Wzięła głęboki oddech i pogrążona w swoich myślach zbierała się w garść i szykując się do walki, rozglądała się wokół. Trudno, upiór nie upiór, poczucie wewnętrznego lęku czy jego brak, w pierwszej kolejności musieli zatrzymać to co deptało im po piętach. Starała się zapamiętać ukształtowanie terenu, możliwe ułatwienia i utrudnienia.
Wzgórze jednak nie wyróżniało się niczym, ot wypukły łysy plac wśród lasu. Nie mniej warto było się upewnić. Zaraz potem wróciła wzrokiem na driadę i na horyzont, który obserwowała Liściasta
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała zgodnie z prawdą, ale tonem stanowczo zbyt lekkim do sytuacji, wyraźnie wracając do właściwego sobie stanu. Umysł Kopytnej nastawiony był na działanie i prawdopodobnie nie był wstanie zbyt długo pozostawać zdenerwowanym. Problemy należało rozwiązywać, nie się nimi martwić. Nie raz taki sposób bycia uznawany był za zbyt beztroski i irytował, ale czasem opanowanie i pewność siebie, potrafiły też działać pozytywnie na towarzyszy, dodając im otuchy. Może i tym razem podniesie ono morale maleńkiego oddziału.
- Na dobrą sprawę, nie musimy wygrać, a zatrzymać to paskudztwo dość długo by Groszek zasadziła owoc - wypowiedź dla Karej pełna była optymizmu, chociaż dość nietypowego jeśli chodziło o przekaz werbalny, który odczytany mógł być równoznacznie ze śmiercią na polu bitwy.
W tym samym momencie wróżka z wyczuciem czasu godnym najlepszego dramatu, ocknęła się ze swojego letargu, szukając jedynego owocu.
- Tu go mam - odparła spokojnie, ciesząc się z "powrotu" Skrzydlatej, po czym ostrożnie wyjęła owoc z kieszeni kaftana, ale zanim podała go wróżce, spojrzała poważnie w jej stronę - W twoich rękach jest nasza przyszłość, jak tylko odplączę ten wisiorek, rzuci się na nas wszystko co jest w tym lesie. Postaraj się proszę uwinąć jak najszybciej - wypowiedź zakończyła promiennym uśmiechem, jednym ruchem zdejmując łańcuszek z owocu i podając go Groszek.
Zaraz potem zwróciła się w stronę łamanych z trzaskiem konarów.
- Jak myślicie, co to jest ?- przestąpiła z nogi na nogę, dobywając jednocześnie miecza. Bardziej bojowy nastrój, niż prezentowany chwilę temu w lesie wynikał z korzystniejszej dla Kopytnej pozycji.
Na otwartej przestrzeni stworzenie z jej rozmiarami miało zdecydowanie więcej możliwości walki i obrony, nie mówiąc już o potencjale długiego miecza, który mogła wykorzystać w pełni, dopiero teraz, gdy ruchów nie hamowały jej żadne gałęzie, krzaki i zarośla.
Agelatus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Szaman , Wędrowiec , Łowca

Post autor: Agelatus »

Agelatus skąd przybywa


        Zatrzymał się dwa kroki przed skrajem lasu. Niewielki kopczyk, dom z trudem wznoszony przez mikroskopijne z jego perspektywy organizmy, stał dokładnie na linii drzew, przegradzając mu drogę na polanę. Minotaur był wielki, zamaszysty i nieostrożny. Mało zwracał uwagę na swoje otoczenie. Wzgórek z leśnych igieł i grudek ziemi mógłby bez żadnego wysiłku zmiażdżyć jednym stąpnięciem olbrzymiego kopyta. Mógłby, gdyby chciał. Ale oprócz tego, że był barbarzyńcą, był też druidem, szamanem klanu Pradrzewa. By zatem żyć w zgodzie ze swoją profesją, w leśnych gęstwinach całkiem skrupulatnie dbał o to, by jego zachowanie miało jak najmniej destrukcyjny wpływ na integralność ekosystemu. Zwyczajne drobiazgi, które Matka Natura powołała do życia, by zachować harmonię swojej przyrody, zawsze były istotniejsze od jego własnej wygody. Dlatego po chwili zastanowienia nadłożył kilka kroków i dopiero, gdy ominął skromne mrowisko wyszedł spomiędzy drzew. Zatrzymał się znów i wsparł na kosturze. Przekręcając rogaty łeb zlustrował przestrzeń przed sobą.
        Stał na skraju pustego placu pośrodku puszczy. Nienazbyt wielkiego, bo wprawny miotacz spokojnie dałby radę przerzucić oszczepem z jednego końca na drugi. Łąka pokryta była niską trawą i upstrzona różnych kolorów kwieciem. Najciekawsze, że mimo mieniących się tu wszystkich barw tęczy, wszystkie one pochodziły od kwiatów tylko jednego gatunku. „Fiołkowa polana” – usłyszał w głowie cichy szept Matki. Jasna sprawa. Skądś musiała się ta nazwa wziąć. Już teraz wiedział, że od fiołkowego kobierca zaścielającego urodzajne czarnoziemy polany. Od przeciwległej strony otwartej przestrzeni nie zamykał las, tylko ponad równinę wyrastało wzniesienie. Pokryte było skalistym gołoborzem, przynajmniej od tej strony, którą mógł obserwować szaman. Przypominało łudząco kamienne kurhany, które widział na równinie Maurat, jednak to było znacznie wyższe, a i składające się na nie odłamki skalne były znacząco większe. O ile mogiły, do których zaprowadził go koczownik były usypane przez ludzi, to ten kopiec tutaj w przeważającej większości był złożony z głazów, które nawet dla kogoś jego postury stanowiłyby wyzwanie, a co dopiero mówić o sile przeciętnego człowieka. Poza tym tamte były w miarę świeże, a ten w większości zarośnięty był mchem i porostami, co dobitnie pokazywało, że znajduje się w tej lokalizacji od co najmniej kilkudziesięciu dekad.
        - "Kamienny kurhan" – pomyślał. – "Może to o to miejsce chodziło Matce? A te oczyszczone wcześniej na równinie były tylko przy okazji?"
Spoważniał, bo jeśli jego domysły są prawdą, to najpewniej znów czekała go walka. Wpatrując wzrok w szczyt wzniesienia skupił się na wyczuciu aury tego miejsca. Amulety nawet nie zareagowały. Nadal beztrosko dyndały na rzemieniach uwiązanych wzdłuż pasa i karwaszy. Jego zmysły natomiast ledwo tylko zasygnalizowały unoszącą się z usypiska delikatną woń, jednak trudną do precyzyjnego określenia. Być może zwyczajnie jej nie znał, być może należała do jakichś przedmiotów lub bestii demonicznego pochodzenia. Gruba warstwa skał na pewno tłumiłaby aurę w znacznym stopniu, więc dla rozwiania wątpliwości trzebaby baczniej przyjrzeć się pagórkowi, odprawić jakiś rytuał, porozumieć się z duchami, dogłębniej wyczuć co może się kryć pod nimi. Był jednak pewien, że gdyby faktycznie coś było nie tak, Matka dałaby znać, a w razie potrzeby sama przejęła kontrolę nad jego umysłem i swoją magią utajoną w ciężkim kosturze. Oderwał wzrok od rumowiska górującego nad łąką i przyjrzał się znajdującym się u stóp wzniesienia osobom.
        Na przeciwległym krańcu polany stały dwie postaci. Już wcześniej wyczuł ich aury i od razu poznał, że to naturianie tak jak on. Ucieszył się w duchu. Można będzie gadać normalnie, a nie strzępiąc sobie język na ludzkich wyrazach. Teraz zobaczył ich rodzaj. Centaur, ale jakiś taki chuderlawy. Drobny nie tylko porównując z ogromem atletycznego minotaurzego cielska, ale nawet jak na centaury niezbyt imponującego rozmiaru. Osobnik ten raczej zaniżał statystyki wielkości swojego gatunku. Pomiędzy końskimi kopytami kuliło mu się wilcze szczenię, zaś obok niego trzęsła się bladoskóra driada, lichego jak to driady wzrostu, nie sięgająca półbykowi nawet do pasa, a najpewniej nieznacznie tylko powyżej kolana. Wyczuwał jeszcze trzecią aurę, też należącą do naturianina, ale z tej odległości nie mógł rozpoznać do kogo należy. Dostrzegał wprawdzie nieskładnie krążące wokół nich wszystkich stworzonko, a wyczulony słuch rejestrował delikatny szmer malutkich skrzydełek, ale ponadto nic więcej nie potrafił określić.
- "Może to ta szalejąca mucha?" – przemknęło mu przez myśl. – "Ale aura jest silniejsza niż u zwykłego zwierzęcia. Nawet ten obsrany wilczek pod brzuchem centaura emanuje słabiej. Czyli co, to jakiś chowaniec?"– analizował dalej. – "Tylko kto normalny brałby muchę na chowańca?"
        Dał szybko spokój tym rozważaniom, bo doszedł do wniosku, że cokolwiek by to nie było, raczej nie decydowało o poczynaniach reszty brygady. Żute podczas marszu liście tytoniu wypluł pod nogi i przydepnął. Wierzchem dłoni obtarł resztki śliny z pyska, po czym oparł kostur o bark i wyciągnął przed siebie obie ręce, chcąc w ten sposób okazać czystość swoich intencji. Minotaura i trzyosobową (jak się miało dopiero okazać) drużynę dzieliło dobre kilkaset sążni, ale nikogo chyba nie zdziwiło, że gdy półbyk odezwał się w ojczystym języku naturian, sekwencja jego porykiwań i prychnięć była świetnie słyszalna na całej polanie.
        - Chwała Matce Naturze! – poniosło się ponad łąką. – Nie atakujcie!
Tylko zupełny wariat patrzący z boku na tę scenę mógłby wziąć te ostatnie słowa rogatego za tchórzostwo i lęk przed obrażeniami. Natomiast każdy normalnie myślący widząc dysproporcję sił, bez zastanowienia interpretowałby je jako ostrzeżenie dla tamtych dwu przed furią, w którą mógłby wpaść raniony barbarzyńca.
        Agelatus nie wiedział z kim ma do czynienia, i pod którą kategorię należałoby podciągnąć centaura, driadę i unoszącego się im nad głowami owada. Poza tym nawet osoby w pełni władz umysłowych pod wpływem paniki mogły różnych głupot narobić. Aby uniknąć zabijania dzieci Natury nie chciał tamtych prowokować, dlatego nie wykonywał gwałtownych ruchów, zachował dystans i spokojnie czekał na ich reakcję.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Groszek się nie spieszyła. Ponieważ słabo ogarniała sytuację wokół siebie, miała niewielkie poczucie zagrożenia i potrzeby ponaglenia swoich wysiłków. Poza tym chciała w oczach Kopytnej wyjść na profesjonalistkę. Zwykle większość prac ogrodowych wykonywała szybko i byle jak, a potem z zazdrością podziwiała dokonania Jarzębiny. I chociaż tysiące razy obiecała sobie że następnym razem tak nie będzie, kolejne działa wróżki dawały równie marne efekty, jak na przykład wyhodowanie drzewa rosnącego korzeniami ku górze.
Ale tym razem miało być zupełnie inaczej. Groszek skupiła się na swojej pracy. Zaczęła starannie poszukiwać odpowiedniego miejsca w którym powinna posadzić owoc. Samo wzgórze traktowała jako luźną wskazówkę. Palec w tą czy w tamtą stronę, mógł być bardzo istotny. Skrzydlata starała się brać pod uwagę wszystko. Kąt padanie promieni świetlnych, cyrkulację powietrza, dostęp do wody, czy towarzystwo sąsiednich roślin. Usiłowała się skupić, jednak pomruki, dudnienie i odgłosy łamanych gałęzi, w żaden sposób jej w tym nie pomagały. Wróżka nie potrafiła zrozumieć, dlaczego tylko ona jedna przejmuje się losem misji, a cała reszta drużyny hałasuje beztrosko.
- Mogłabyś się pospieszyć? – Ponaglała Sinfee nerwowo przeskakując z nogi na nogę. Driada cała trzęsła się z strachu. Dłoń w której trzymała naciągniętą cięciwę, drżała nieustannie, a grot strzały zataczał coraz to większe kręgi.
Na widok olbrzymiej rogatej głowy minotaura, młoda łuczniczka nie byłą w stanie zapanować nad emocjami.
- Diabeł! – Krzyknęła przerażona, a wypuszczona przez nią strzała poleciała w kierunku nowego przybysza, wzbijając się wysoko ponad głowę Agelatusa. Widząc co narobiła, Sinfee uznała że najlepiej zrobi, jeśli kolejny etap negocjacji, przeczeka ukryta za zadem centaura.
Tymczasem Groszek wreszcie podjęła decyzję, znajdując jej zdaniem, idealne miejsce dla nowego Pana Lasów. Miała właśnie zamiar ogłosić publicznie swój sukces, gdy nieoczekiwanie zorientowała się że nie ma czym zrobić wykopu w twardym gruncie.
- Ej, Nemain, mogłabyś trochę poryć swoim kopytkiem w ziemi? W tym miejscu? - Spytała wróżka podlatując na ramie przyjaciółki.
Skrzydlata nigdy w życiu nie wiedziała minotaura. Nie miała pojęcia o istnieniu takich stworzeń. Dodatkowo na jej niekorzyść działał fakt, iż wzrok większości stworzeń o gabarytach wróżki, nastawiony był raczej na odbiór tego co znajduje się bardzo blisko. Groszek dostrzegała detale niedostępne dla wielkich istot, a jednocześnie dalszą perspektywę odbierała jak za mgłą.
- To twój tato? – Spytała Skrzydlata, mając dobrze zakodowane, że u większości czworonogów, to właśnie samce są rogate.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Mimo panującego wokół stresu i chociaż w ciągłej gotowości, centaurzyca stała dość swobodnie. Teraz sytuacja była dla niej jasna, coś nadchodziło, należało stawić temu czoła. Nemain lubiła klarowne sytuacje, a oczekiwanie na potyczkę, należało do tej właśnie kategorii. W przeciwieństwie do biegu przez las, nie znając celu, ani nie wiedząc czy jeszcze się walczy czy w zasadzie ucieka.
Wpatrzona w ruszającą się ścianę lasu, co jakiś czas bawiła się klingą, to zataczając niewielkie koło, to poluźniając i zacieśniając chwyt, wszystko by przygotować się do wyzwania.
Najwyraźniej gajłak i driada byli w trochę gorszym nastroju, nie podzielając rosnącego zapału Kopytnej. Baal niezmiennie trząsł się pod centaurzym brzuchem, stanowiąc zerowe wsparcie dla spadających morale, ich niewielkiej drużyny.
Sinfee mierzyła z łuku, rękoma tak drżącymi, że miała by problem trafić w mur obronny zamku.
Gdyby był na to czas, Kara chętnie podeszła by do łuczniczki i zaleciła zdjęcie strzały z cięciwy, bo ostatnie o czym marzyła w tym momencie, to strzała w zadzie. Już podczas tej misji została trafiona przez pomyłkę, miejsce wciąż bolało i naprawdę wolała by uniknąć powtórki. Niestety wydarzenia toczyły się zbyt szybko. W pierwszej kolejności wolała mieć pod kontrolą to co właśnie miało wyleźć z kniei. W momencie gdy przybysz pojawił się na skraju polany, rozpostarł potężne ramiona i odezwał się w Naturiańskim, spanikowana Liściasta krzyknęła coś o diable, posłała w jego kierunku strzałę dokładnie w momencie gdy tamten wypowiedział "nie atakujcie".
"Cudownie” - pomyślała, widząc jak wraz ze słowami nieznajomego, nad jego głową leci bełt. Całe szczęście celnością spełniający oczekiwania Nemain.
Oczywiście zaraz po ataku, Sinfee znalazła się za centaurem. Tyle dobrego, że nie dołączyła do wilka siedzącego między nogami kopytnej, co stanowiło by wyjątkowo żałosny widok.
Dlatego nie lubię łuków”- pomyślała kręcąc głową.
Według Nemain, w przypadku używania tej nie dość, że w pojedynkę nie wystarczająco efektywnej broni, można było narobić więcej szkód niż pożytku, czego dobitny dowód właśnie przedstawiła Liściasta.
Diabeł” - przechyliła głowę, rozmyślając. Nigdy nie widziała diabła, chciała by spotkać jakiegoś, ale z jej nikłej wiedzy wynikało, że chyba mówią one w innym języku. Zaś ten jegomość miał byczą aparycję i używał uniwersalnego języka naturian, co by znaczyło jedno - Minotaur.
Nem szeroko rozpostarła ramiona, w geście przypominającym powitanie Półbyka, z tą różnicą, że wciąż trzymała miecz. Sztych jednak był skierowany w stronę ziemi, a chwyt niepełen, prezentując półotwartą dłoń centaurzycy. W między czasie Kopytna dramatycznie próbowała sobie przypomnieć podstawy naturiańskich konwenansów, z których nigdy orłem nie była.
- Witaj bracie ! - odezwała się głośno, ale jak najspokojniej - Wybacz driadzie, wyczerpana jest po całonocnym boju, nerwy ma w strzępach i gafę popełniła. Nie mamy złych zamiarów i nie będziemy walczyć puki nam nie zagrozisz. Cuż sprowadza cię w te przeklęte miejsce ?
Nemain wysilała swój umysł do granic możliwości, starając się mówić możliwie jak najdyplomatyczniej, co nie było łatwe. Wtedy podleciała Groszek.
- Całe szczęście nie, bo mam nadzieję uniknąć dziś walki z innymi stworzeniami niż pająki - bez ogródek dała do zrozumienia, że gdyby spotkała się z rodziną, sytuacja była by bardziej napięta niż teraz. - Wydaje mi się, że masz właśnie okazję zobaczyć minotaura - dodała cicho.
- Zaraz wykopię ci dołek, tylko poznamy się z tym tam rogatym przybyszem - mówiąc to ruszyła wolnym stępem uśmiechając się wesoło do minotaura. Może to nie był przypadek i Bogowie zesłali im ratunek. Z każdym krokiem nowa nadzieja wstępowała w ducha Kopytnej. Jeżeli to miał być ich sprzymierzeniec, to szala wreszcie mogła przechylić się na ich korzyść. Gorzej jeżeli okazał by się wrogiem, ale że Nem była całkowitą, pełnokrwistą optymistką, taka myśl na moment nie zakorzeniła się w jej umyśle.
Tak też nie przejęła się driadą ciągnącą ją za ogon zapierając się nogami i szepczącą pod nosem "nie, proszę nie idź".
Nie zwróciła też uwagi na skomlącego wilka, który coraz oporniej pełzł na brzuchu, nie chcąc stracić osłony a jednocześnie z całego serca pragnął uniknąć spotkania z potężnym barbarzyńcą.
Kara zaś widziała godnego wojownika, którego bardzo chciała poznać. Do tego nigdy nie widziała minotaura, słyszała o nich, ale nie miała okazji żadnego poznać, tak jak większości innych ras, co zamierzała konsekwentnie zmieniać.
Agelatus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Szaman , Wędrowiec , Łowca

Post autor: Agelatus »

        Strzała śmignęła wysoko nad głową. Sapnął. Sam pokaz nieudolnego łucznictwa w wykonaniu driady nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Jednak na bezczelne wyzywanie go od diabłów krew nieco zawrzała. Na szczęście dla tamtych miał ciągle na uwadze, że ma do czynienia ze stworzeniami Matki Natury, i podobnie jak przed chwilą w przypadku mrowiska, tak i teraz pohamował swoją barbarzyńską porywczość. Wciąż stał bez ruchu, by nie podsycać nerwowej atmosfery. Dłonie nadal ukazywał grupie jako nieuzbrojone.
- „Jakim ignorantem trzeba być, żeby jako naturianin nie odróżniać swoich ziomków?” – przemknęło mu tylko przez myśl. Zacisnął zęby i nadal czekał. Centaur, a z nim cała ta dziwna zbieranina zaczęła się zbliżać. Rozpoznał, że ten komar latający w tę i z powrotem jak stuknięty, którego aurę wyczuwał wcześniej, to była wróżka. I sam ten fakt powiększył tylko jego zdziwienie. Niezły mieli skład.
        Jednak nie strzały na wiwat i nie wyzwiska rozbroiły go na dobre.
- …nie będziemy walczyć, póki nam nie zagrozisz – powiedziała parzystokopytna przywódczyni stada.
Gdyby potrafił, wykrzywiłby mordę w szczerym uśmiechu. Mówiła tak, jakby kiedykolwiek w życiu zdarzały się takie momenty, że barbarzyńca może być niegroźny.
- Ja wam zagrożę!? – ryknął potężnie, aż echo zatrzęsło gałęziami okolicznych drzew, a gdzieś w głębi lasu poderwało się do lotu spłoszone ptactwo. – Przecież reprezentuję rasę miłujących pokój berserkerów.
Czasami żałował, że nie dostał od Matki chociaż drobnych umiejętności okazywania rozbawienia. Wtedy może te jego rzadkie przebłyski poczucia humoru, nie brzmiałby dla osób postronnych jak wołanie zza grobu. Najzabawniejsza kwestia, ale w połączeniu z jego marsową miną i rykiem wściekłego zwierza z pewnością była odbierana zupełnie inaczej i mogła wywołać zupełnie odwrotny efekt.
        Kontynuował dopiero, gdy wesoła brygada podeszła do niego na odległość trzymanego ciągle przez kopytną miecza.
- A teraz poważnie – stwierdził krótko. – Wszyscy jesteśmy dziećmi Natury. Gramy w jednej drużynie.
Pochylił się i zbliżył byczy pysk do buźki małej driadki, co zważywszy na nieświeży oddech barbarzyńcy, dla delikatnej osóbki już było nadmierną karą. Popatrzył jej w oczy, dwa razy prychnął i dodał jeszcze:
-Nie przezywamy się i nie strzelamy do siebie. Okej?
Nie wpadł na to, że mógłby umilić swój przekaz jakimś łagodniejszym wyrazem twarzy. Niestety, nie miał zbyt dużego wyboru, dlatego cały czas posługiwał się swoją uniwersalną miną: „Chodź na ubity śnieg!”, która sama z siebie mogłaby pewnie zabijać. Warunkiem oczywiście było, że rozmówca miał na tyle oleju w głowie, że choć trochę troskał się o swoje życie. Driada natomiast nic nie odpowiedziała. Zemdlała. Nie wiadomo jednak, czy z nadmiaru emocji, czy od wyziewów z paszczy minotaura. Nie przejął się tym zupełnie. Wyprostował się, popatrzył na kopytną i wciągnął do niej swoją wielką garść.
- Agelatus jestem. Miło poznać. – zastanowił się chwilę, po czym złapał kostur i wsparł się na nim. – Przyszedłem na rozkaz Naszej Matki sprawdzić ten kurhan i zrobić tu Porządek, w razie gdyby faktycznie okazał się przeklęty.
Obrzucił jeszcze raz spojrzeniem małą skrzydlatą istotkę w zielonej kiecce, leżącą pośród fiołków nieprzytomną driadę i na wpół umarłego ze strachu wilka, po czym dokładniej przyjrzał się obliczu centaurzycy i rzekł bezpośrednio:
– Ja powiedziałem czego szukam. A teraz ty pochwal się, co ty tu wyprawiasz z tą dzieciarnią.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Większość wróżek niewiele wiedziała o świecie i innych rasach. Jako że z definicji Skrzydlate nie podróżowały, uważały że przede wszystkim należy znać ekosystem Błyszczącego Jeziora, a cała reszta, jakoś sama przyjdzie. Groszek wprawdzie miała zadatki na odkrywcę, ponieważ jako nieliczną z plemienia, ciągnęło ją w świat, jednak miłośniczce żołędzi zdecydowanie brakowało umiejętności by właściwie opisać to co zobaczy w czasie swoich wojaży. Tym bardziej, że niektóre rzeczy, gatunki czy inne ujrzane przez nią sensację, były tak niezwykłe, że praktycznie niemożliwością stawało się znaleźć odpowiednie słowa w języku wróżek. Groszek już teraz żałowała iż nie będzie w stanie nakreślić Jarzębinie jak wyglądał ich nowy znajomy. Przyjaciółki widziały kiedyś łosia, ale Agelatusa przyrównać do łosia, to jakby kijankę nazwać pół - żabą.
Sama nazwa Mino – aur, nic wróżce nie mówiła. Przypuszczała że ma ona coś wspólnego z rzucaniem zaklęć poprzez poruszaniem pyskiem. Niekoniecznie z użyciem słów. W czasie gdy Sinfee desperacko błagała Nemain, by ta nie zbliżała się do diabła, Groszek ochoczo frunęła tuż przy uchu Kopytnej. Dla Skrzydlatej ceremonie były niezwykle ważne. Szybko zorientowała się, że rozłożone szeroko ręce muszą coś znaczyć, więc sama również uczyniła podobny gest. A że zawsze warto jest dać coś od siebie i dzielić się kulturą, wróżka zaczęła powoli obracać się w jednym kierunku, zataczając swoiste piruety.
- Ratujemy Jarzębinę. – Wyjaśniła Groszek, nie przestając się przy tym obracać. Dla niewielkiej istoty, te dwa słowa wyjaśniały wszystko. Rogaty Pyszczek powinien zrozumieć. Wróżka miała nadzieję, że całe to powitanie nie będzie trwało zbyt długo, jako że powoli zaczęło kręcić się jej w głowie. Na szczęście para kopytnych, wkrótce opuściła swoje ręce.
Dopiero podlatując nieco z boku Agelatusa, Skrzydlata była w stanie dostrzec, olbrzymią ścieżkę jaką Mino-aur wydeptał za sobą. Czyżby to była rola nowo poznanego naturianina? Wytaczanie leśnych dróg. Skrzydlata uznała ze musi koniecznie o to zapytać, jednak tym co najbardziej nurtowało ciekawość wróżki, była zupełnie inna kwestia.
- Zapytaj go, czy jest tak stary, ze musi wspierać się laską? – Nie chcąc się narzucać, Groszek wyszeptała swoje wątpliwości bezpośrednio w ucho centaura.
Niestety wróżce nie dane było usłyszeć odpowiedzi. Gdy tylko Mino-aur zaryczał, Sinfee omdlała z strachu, natomiast wróżka poleciała do tyłu pchana wywołanym przez niego porywem wiatru. Skrzydlata nie miała pojęcia jaką pokonała odległość. Wylądowała na plecach, z szeroko rozstawionymi, uniesionymi ku górze nogami, którymi zaryła w kępie mchu. W głowie jej dudniło, jakby miała przed sobą paradną orkiestrę. Groszek musiała zatkać uszy, ponieważ każde kolejne słowo wypowiedziane przez Rogatego Pyszczka, niemal rozsadzało jej czaszkę.
- A więc to jest ta twoja minowa aura. Przyznaję że jestem pod wrażeniem, Tylko co tu tak strasznie cuchnie? - Wróżka spytała samą siebie.
W czasie gdy para kopytnych wymieniała powitalne formalności,w lesie wokół wzgórza na powrót zawrzało. Jedyny owoc pozbawiony ochronnej mocy amuletu, znów stał się łatwym celem do zlokalizowania przez pająki. Stwory natychmiast zrezygnowały z pościgu za driadami i czy prędzej skierowały się na pagórek.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Widząc niezmiennie pokojowe nastawienie przybysza i słysząc słowne potwierdzenie o braku złych zamiarów Nemain rozluźniła się zupełnie, zamaszystym ruchem opierając klingę na swoim barku. Nie chciała chować broni do pochwy. W każdej chwili mogły nadejść pająki i inne paskudztwa czające się w lesie i wolała mieć miecz w pogotowiu. Nie mniej cała postawa centaura nie pozostawiała wątpliwości co do zamiarów. Kara aż ociekała optymizmem i radością, szczerząc się promiennie.
- Wybacz pochopne osądzanie, ale w ciągu raptem kilku dni cały mój świat stanął na głowie. Opiekowałam się człowiekiem, próbując go wcześniej przekonać by mnie nie ustrzelił i wróżką. Drzewo, a w zasadzie Siewca zmusiło mnie do wypicia mulistej brei po której groził rozstrój żołądka. Pół doby walczę z pająkami wielkości konia. Z niewiadomych przyczyn objęłam dowodzenie armią driad, którą teraz ścigają wspomniane wcześniej ośmionogi, a w między czasie do kompletu postrzeliła mnie własna wróżka. Całe szczęście powierzona łuczniczka trafiła w niebo, a nie w ciebie czy we mnie. Stąd moje delikatne skołowanie.
W między czasie, w trakcie tłumaczenia się Półbykowi, szeptem odezwała się do Groszek - To jest jego broń, nie laska.
Rozumiała, że to co dla niej było oczywiste, dla maleńkiej wróżki nie musiało takie być i dlatego łagodnie wyjaśniła skrzydlatej sprawę z kosturem.
- Cieszę się niezmiernie, mogąc cię poznać Agelatusie. Jestem Nemain - z nieskrywaną radością uścisnęła dłoń Rogatego Wojownika, nie przejmując się ani jego onieśmielającą aparycją, ani potężnymi rozmiarami, których najlepszym podsumowaniem był uścisk dłoni, która zginęła gdzieś w potężnej łapie Barbarzyńcy. Nieprzyjemny zapach również nie stanowił dla centaura problemu.
Nem była istotą jak najdalszą od oceniania innych po pozorach. Gotową do zaprzyjaźnienia się z Agelatusem, nawet gdyby okazał się diabłem, tak jak krzyczała młoda driada. Po za tym żyjąc wśród nordyckiego ludu przyzwyczaiła się do oschłych, twardych i nie zawsze uśmiechających się towarzyszy. Jeśli zaś miało się okazję rozmawiać z krasnoludem, który wypił beczkę piwa wieczorem, poprzedniego dnia i dwa dni wstecz i było się wstanie to znieść, to zapach wydzielany przez Półbyka nie stanowił, aż tak wielkiego wyzwania.
Będąc odporną na "urok" Barbarzyńcy, Kara popatrzyła lekko zdziwiona, na mdlejącą Sinfee. Wzruszyła ramionami, jakby chciała powiedzieć, niech się Liściasta zdrzemnie i wzrokiem wróciła na oblicze przybysza. Jeśli się zastanowić, to Agelatus chyba nie mógł trafić na bardziej wyrozumiałego towarzysza broni.
- Co wyprawiam - zaśmiała się wesoło, słysząc pytanie. Ciężko było na nie odpowiedzieć w jednym zdaniu, ale Kopytna postanowiła spróbować - Próbuję, jak to określiłeś te dzieciarnie utrzymać przy życiu, a w między czasie posadzić Następcę, gdyż takie zadanie dało nam Drzewo Praojciec i uratować przyjaciółkę wróżki, a sposób zna tylko uświęcony strażnik lasu.
W tym samym momencie usłyszała nasilający się szelest i przeniosła wzrok z minotaura na ścianę lasu. Szum ten zdążyła poznać aż za dobrze, w ciągu ostatnich godzin.
- Groszek, do roboty. Sadź to drzewo, bo jeszcze spóźnimy się z pomocą dla Jarzębiny - w tym momencie Kopytna wykazała się wyjątkową jak na siebie przebiegłością, dedukując, że argument o Jarzębinie najszybciej dotrze do „spontanicznej” jaźni, Skrzydlatej.
- Naprawdę Matka ratuje mi skórę. Z bojowego wilka - mówiąc to szturchnęła Baala tylną nogą, na co wilk odpowiedział warkotem, nie mając jednak odwagi ruszyć się z ziemi - I driady, której umiejętności zdążyłeś poznać, pożytek niewielki. Liczę jednak, że dołączysz do mnie i pomożesz wyciąć w pień te maszkary. Jeśli tak, będę zaszczycona walcząc u twego boku - uśmiechnęła się promiennie. W duchu miała tylko nadzieję, że drużyna Aliany nie poniosła aż tak wielkich strat, że leśnym łuczniczkom udało się uciec, a napastnicy wracają ponieważ wyczuli owoc, a nie dlatego, że wybili driady co do nogi.
Agelatus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Szaman , Wędrowiec , Łowca

Post autor: Agelatus »

        Tak jak Groszek nie rozumiała Agelatusa, tak samo on nie rozumiał jej. Lubił rozwiązywać zagadki, ale kalambury wróżki nie mówiły mu zupełnie nic. Ratować jarzębiny? Fajnie, tylko przed czym? I dlaczemu tutaj? Żadnej wokół polany nie widział. Po drodze też nie. Więc co to miało znaczyć? Fiołki są z jarzębiną jakoś spokrewnione? Mają wspólnego przodka? Co ma piernik do wiatraka? I czemu do licha ona się kręci w kółko? To jakiś taniec? Coś ją boli? Ma pchły? Czy o co chodzi? Nie rozumiał. Zrozumiał natomiast pytanie: “Co tu tak cuchnie?”. I absolutnie nie miał jej tego za złe. Była tylko wróżką. Skąd zatem mogła wiedzieć cóż to za aromat. Wszak u wróżek nie ma samców, a już takich jak on - samców Alfa - to na pewno nigdy jeszcze nie spotkała. Uniósł ręce wyżej i odsłonił pachy.
- Tak pachnie prawdziwy mężczyzna, maleńka! – charknął i kolejny raz z przepastnej paszczy minotaura owionęła biedną Groszek mieszanina zapachów uwiędłej cebuli, pleśniejącego sera i starego salcesonu. – Rozkoszuj się – mrugnął do niej porozumiewawczo okiem.
        Wysłuchał słowotoku przejętego centaura, jednak nie wykazał się jakimkolwiek współodczuwaniem jej emocji. Beznamiętnie przyjął do wiadomości opowieści o człowieku, który najpierw cośtam chciał, a potem się rozmyślił, o spożywaniu mulistych brei niewiadomego pochodzenia, o zabijaniu pająków, o ratowaniu jednej wróżki i pchaniu się razem z drugą wróżką w kłopoty. Wątek o drzewie Praojcu nie wniósł niczego nowego do jego świadomości, sam przecież był opiekunem Pradrzewa, gdy jeszcze służył swojemu klanowi jako szaman. Miał świadomość, że Matka Natura takie Pomniki Przyrody porozrzucała po świecie, jako symbole swojego panowania nad tą ziemią. W zasadzie druid więcej by mógł o nich opowiedzieć Nemain, ale nie wtrącał się, milczał i słuchał cierpliwie. Dopiero użyte przez parzystokopytną sformułowanie „armia driad” sprawiło, że zaczął zastanawiać się, czy jego imię jest na pewno trafnie dobrane. Prawda, sto lat chodził już po świecie i nie miał dotychczas żadnych problemów z tego potwierdzeniem, a tu wystarczyło przypadkowo spotkać uśmiechniętego i gadającego banialuki centaura, a już drugi raz w ciągu kilku chwil miał ochotę turlać się ze śmiechu.
- Armia driad? – angażując całą swoją wolę opanował się i uniósł zaledwie brwi – Takich wojowniczych jak tamta, atakująca obłoki? – wskazał opalającą się wśród fiołków Sinfee.
        Po którymś z kolei gorączkowym spojrzeniu centaura w stronę drzew, odwrócił się wreszcie sam twarzą do przesieki, która pozostała po jego niedawnym marszu przez zarośla, żeby sprawdzić co jest powodem tego zdenerwowania. Pierwszy stawonóg wychylił się już nieśmiało na otwartą przestrzeń. Wielkością sięgałby kłębu Nemain. Czarny i kosmaty, z buroczerwonymi pasmami na wielkiej kuli odwłoku. Kilka par oczu mrużył od nadmiaru światła słonecznego na odsłoniętej polanie, a zakrzywione szczęki przy pysku zwierały i rozchylały się łapczywie. Z leśnego tunelu dało się słyszeć klekoty i syczenie kolejnych osobników.
        Minotaur wzruszył ramionami. Normalny pająk głębinowy. Stworzony przez Naturę. Dla zachowania równowagi musiały istnieć i takie monstra. Jedno tylko sprawiało, że należało go wyeliminować. Pajęczak został wyraźnie spaczony magią Chaosu. Strażnik Harmonii wyczuwał to bezbłędnie. Postanowił jednak nie fatygować Matki do byle błahostek oraz nie odsłaniać przed nowopoznanymi od razu wszystkich kart. Zdecydował, że swoją furię i magię utajoną w kosturze uruchomi dopiero, gdy pojawi się w zasięgu źródło tej niecnej magii. Na nieszczęśliwe ofiary zaklęć Entropii nie było to konieczne.
        - Dobra, Bzyczek, – rzekł zwracając się do Groszek – działaj z tym nasionkiem tak jak Nemain kazała. – Dźgnął grubym paluchem wilka – kojot pomoże ci kopać.
Sam zaś schylił się i podniósł z ziemi głaz wielkości standardowej baryłki, w jakiej krasnoludy zwykle warzyły swoje piwa. Rozmiar taki w sam raz, dobrze leżący mu w jednej dłoni. Zamachnął się i wyrzucił pocisk niczym katapulta, z tą drobną różnicą, że szaman nadał kamieniowi bardzo płaską trajektorię. Trafiony kudłaty odwłok chrupnął głośno, rozbryzgując wokół brunatną maź. Patykowate odnóża wierzgnęły, ale momentalnie znieruchomiały. Agelatus spojrzał na Nemain:
- Jeden zero dla mnie – rzucił centaurzycy wyzwanie.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Z grzeczności dla nowo poznanego naturianina, wróżka postanowiła spełnić prośbę Rogatego Pyszczka, głęboko zaciągając się powietrzem. To co mino – aur nazywał „zapachem mężczyzny”, Skrzydlatej kojarzyło się bardziej z stłuczonym ptasim jajem, zbyt długo leżącym na słońcu. Oczywiście wielkolud zapewne niewiele wiedział o pierzastych, stąd na pewne zapachy musiał mieć swoje własne nazwy.
Wróżka z trudem uwolniła się z kępy mchu. Ściągając z siebie resztki traw i ziemi.
- Dobrze ze nie kichnął. – Podsumowała wesoło, jednocześnie sumiennie przykazując sobie aby w miarę możliwości unikać przelatywania bezpośrednio przed mordą Rogatego Pyszczka. Jego prychanie, gwałtowne ruchy, lub zbyt głośne wypowiedzi, mogły być dla niej niebezpieczne.
Groszek cały czas trzymała się za głowę, usiłując wyciszyć kołatanie pod żołędną czapką. Ponieważ nie słyszała wskazówek minotaura, zdecydowała że sama musi zabrać się za prace ogrodowe. Na szczęście udało jej się wypatrzeć leżącą w pobliżu strzałę, którą to Sinfee zgubiła w czasie swojej rozpaczliwej próby zatrzymania Kopytnej. Ostry i szeroki grot wydawał się wróżce idealnym narzędziem do wykonania niewielkiego otworu pod sadzonkę.
Skrzydlata ochoczo zabrała się do pracy na chwilę zapominając o całym świecie, gdy nagle ziemia pod nią znów się zatrząsała. To co dla Agelatusa było zwykłym kamiennym „łup”, na wysokości w której funkcjonowała Groszek, stanowiło istny kataklizm. Wróżka straciła równowagę, po rzaz kolejny w przeciągu krótkiego czasu lądując twarzą na ziemi, a co gorsza w skutek wstrząsów, nasiono umieszczone zawczasu na szczycie wzniesienia, teraz spokojnie toczyło się po jego zboczu.
- My na pewno jesteśmy po tej samej stronie? – Dźwigając się do pozycji siedzącej, Groszek rozłożyła ręce w geście frustracji. Skrzydlata westchnęła ciężko widząc jak jedyny owoc stopniowo nabiera coraz to większej prędkości, oddalając się od pisanego mu miejsca.
Jak się okazało szkody poczynione przez Rogatego Pyszczka były znacznie większe. Za linii drzew wyłoiły się kolejne pająki, a cudowny owoc znajdował się teraz dokładnie pośrodku odległości jaka dzieliła poczwary do Nemain i Agelatusa.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

O ile akceptowała swoiste zapachy wydzielane przez innych. O tyle nie do końca rozumiała, dlaczego samce, niezależnie od gatunku utrzymywały, że w parze z brudem idzie męskość. Nie krytykowała tego, ani też nie zastanawiała się za specjalnie nad tym, jedynie uznawała fakt za niezrozumiały. Taką też minę na krótko przyjęła. Ni to pobłażliwy uśmiech, ni wzruszenie ramionami, wyrażając pogodzenie się z istniejącym stanem rzeczy.
Nie traciła entuzjazmu podczas swojej opowieści, nie zważając na jego brak u minotaura. Słuchał i tylko to było dla Karej istotne.
Szybko, niezmiennie rozbawiona odpowiedziała na zadane przez byka pytanie - Ta jest wyjątkowa - uniosła dłonie w geście całkowitej bezradności - Gdyby wszystkie tak strzelały, zapewniam cię, że już była bym martwa i zdecydowanie nie z powodu ataków pająków. W zasadzie to nie wiem, czy dostałam ją do pomocy czy może do opieki - dodała pod nosem, przez krótką chwilę zastanawiając się nad prawdziwym powodem. Zaraz potem myśli Nemain wróciły na właściwe tory, dotyczące aktualnej walki.
W tym czasie barbarzyńca najwyraźniej również dojrzał do wzięcia udziału w potyczce, mobilizując do działania najmniejszych członków grupy, w postaci wróżki i wilka.
Baal odsunął się po za zasięg palucha, burcząc po cichu niezbyt pochlebne opinie o przybyszu.
- Ale ty wiesz, że byk cię rozumie - szepnęła do niego kopytna, na co wilk pisnął i chyłkiem oddalił się w kierunku wróżki.

Zaraz potem, miała niepowtarzalną okazję podziwiać lecący kamień, który chwile później zabił jednego ze stawonogów. Pokaz był dość widowiskowy, trzeba przyznać. Znacznie bardziej jednak, uradowało Karą rzucone wyzwanie.
- No to, to rozumiem - zakrzyknęła wesoło, widząc, że szykuje się większa rozrywka. W końcu kto nie lubił zawodów, a tym bardziej takich polegających na pokonywaniu przeciwników. Nemain je wręcz uwielbiała. Z promiennym uśmiechem na twarzy zamachnęła się mieczem i już miała popędzić w stronę pająków, gdy coś maleńkiego poturlało się w dół wzniesienia.
- No nie, to są chyba jakieś żarty - westchnęła pod nosem, widząc jak owoc coraz szybciej stacza się w stronę nadciągających pająków. Całe szczęście, podczas krótkiej wyprawy, Nem zdążyła się przyzwyczaić, by dla bezpieczeństwa, zwracać uwagę na to co działo się wokół, szczególnie jeśli obok była Groszek.
Skoczyła wprzód zaraz za toczącym się owocem, z każdym skokiem zbliżając się do biegnących jej naprzeciw paskud. W ostatniej chwili dopadła zguby. Na hamowanie czy powolne nawracanie z podnoszeniem owocu, nie było czasu, dlatego w pełnej prędkości obróciła się na przednich nogach, poślizgiem puszczając tylne, wzbijając przy tym tuman piachu z kurhanu i jednocześnie widowiskowo łapiąc nasionko w garść.
- Baal ! - krzyknęła, rzucając owoc, nim zdążyła upaść na bok. Wilczysko wyskoczyło w górę, łapiąc nasienie w pysk, zaś w tym samym czasie, centaur ciężko gruchnął o glebę, a na niego wskoczyły dwa najbliższe pająki. Włochate cielska całkiem przykryły karą wojowniczkę. Przez chwilę widać było machające, plącząc się odnóża, atakujące znajdującą się pod spodem Nem. Zaraz potem z jednego pająka wynurzył się miecz, który szerokim cięciem, rozpłatał oba pajęczaki, ukazując wstającego centaura w fontannie lepkiej i cuchnącej mazi.
- Dwa do jednego i udane podanie do drużyny - zakrzyknęła przez pół kurhanu, ocierając twarz przedramieniem i rzucając się w stronę kolejnych paskud.

Baal tymczasem podszedł do Groszek, trzymając nasionko w pysku i czekając, aż ta pokaże mu, gdzie ma je wrzucić. Nie miał zamiaru oddać skarbu w ręce nieroztropnej małej istoty. Im szybciej zasadzą tego chwasta, tym szybciej jego towarzyszka porzuci dziwne, obrzydliwe, kłopotliwo-głośnie stado i będą mogli ruszyć w swoją stronę. Basior nie lubił być tykany, straszony, obrażany i wiecznie poniewierany. Jak wędrowali sami nigdy nic nieprzyjemnego się nie działo. Odkąd zaś spotkali tę dziwaczną grupkę, której tylko skład się zmieniał, cały czas pojawiały się jakieś komplikacje.
Zablokowany

Wróć do „Fiołkowa Polana”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości