Fiołkowa Polana ⇒ Poszukiwanie sojusznika.
- Taka
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Taka niemalże wpadł na Nemain, to znaczy właściwie Nemain prawie go stratowała i hamując, sypnęła mu ściółki leśnej do butów. Mężczyzna gapił się na nią chwilę. Coś mu syczało w głowie, przypuszczał, że ze zmęczenia i nie zwracał na to wielkiej uwagi. Ssstare drzewo jessst słabe, szeptał ten słodko głos, a Taka miał ochotę odpowiedzieć "jesssteś irytujący, a teraz ssspadaj".
Zamiast tego skupił się na Nemain, która wyrzucała słowa równie szybko jak wprawny łucznik strzały. Zamrugał.
- Spacerek? - sarknął. - Przystanąłem na chwilę, a wy pognałyście przed siebie. Mam tylko dwie nogi.
Dość obojętnie popatrzył na ślepia, jaśniejące w mroku. Nie bał się ani drapieżców, ani potworów. Najgorsze rzeczy w życiu spotkały go z ludzkiej ręki. Toteż dość spokojnie odwrócił się do Nemain i rzekł:
- Jeśli zaś o ogień chodzi, tak, jestem w stanie to powtórzyć. Nie ukrywam jednak, że wolałbym nie. Może i wstyd się przyznać, ale nie panuję nad tym najlepiej.
Przyciągnął do siebie Nandę, która skomliła płaczliwie z podkulonym ogonem. Chwilę patrzył na sukę z namysłem.
- Chociaż muszę przyznać - rzekł - że najlepsze opanowanie nie przyda się na nic zwłokom.
I to mówiąc, wyczarował nad dłonią płomyk. To znaczy, wpierw sypnął z palców bezsensownymi iskrami, które natychmiast zgasły, potem wypłynęło mu z dłoni mnóstwo gryzącego dymu, ale za trzecią próbą ognik był jasny, ciepły i zupełnie przyzwoity jak na Taki gust. Ssstare drzewo - rozbrzmiało w jego głowie. Nie zaczynaj - burknął i głos umilkł, jakby skonfundowany.
- A biegam nawet przyzwoicie - odpowiedział na najważniejsze pytanie. - Ale ani chart ze mnie, ani koń.
Zamiast tego skupił się na Nemain, która wyrzucała słowa równie szybko jak wprawny łucznik strzały. Zamrugał.
- Spacerek? - sarknął. - Przystanąłem na chwilę, a wy pognałyście przed siebie. Mam tylko dwie nogi.
Dość obojętnie popatrzył na ślepia, jaśniejące w mroku. Nie bał się ani drapieżców, ani potworów. Najgorsze rzeczy w życiu spotkały go z ludzkiej ręki. Toteż dość spokojnie odwrócił się do Nemain i rzekł:
- Jeśli zaś o ogień chodzi, tak, jestem w stanie to powtórzyć. Nie ukrywam jednak, że wolałbym nie. Może i wstyd się przyznać, ale nie panuję nad tym najlepiej.
Przyciągnął do siebie Nandę, która skomliła płaczliwie z podkulonym ogonem. Chwilę patrzył na sukę z namysłem.
- Chociaż muszę przyznać - rzekł - że najlepsze opanowanie nie przyda się na nic zwłokom.
I to mówiąc, wyczarował nad dłonią płomyk. To znaczy, wpierw sypnął z palców bezsensownymi iskrami, które natychmiast zgasły, potem wypłynęło mu z dłoni mnóstwo gryzącego dymu, ale za trzecią próbą ognik był jasny, ciepły i zupełnie przyzwoity jak na Taki gust. Ssstare drzewo - rozbrzmiało w jego głowie. Nie zaczynaj - burknął i głos umilkł, jakby skonfundowany.
- A biegam nawet przyzwoicie - odpowiedział na najważniejsze pytanie. - Ale ani chart ze mnie, ani koń.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje: Opiekun
- Kontakt:
Nadąsane na siebie, Groszek i Lotka siedziały w milczeniu, ostentacyjnie spoglądając w przeciwnym kierunku. Towarzyszki oskarżały się wzajemnie o to iż z winy tej drugiej Nemain jest na nie zła. Przebywanie w niewielkiej klatce umieszczonej na włosach centaura, szybko okazało się być bardziej uciążliwym niż wróżka mogłaby podejrzewać. Skrzydlata doszła do wniosku iż jej koleżanka zajmuje zdecydowanie więcej miejsca niż powinna, a w związku z czym zdecydowała się przepchnąć ptaka bardziej pod ścianę. Początkowo Groszek napierała na Pierzastą delikatnie, zachowując pozory dyskrecji, jednak widząc iż nie przynosi to żadnych efektów, przylgnęła do swojego wierzchowca plecami i zapierając się obcasem o bok schronienia, pchnęła z całych sił. Lotka rzecz jasna nie pozostała dłużna, dochodząc do identycznych wniosków w tym samym czasie co wróżka. W całą tą walkę o miejsce włączył się również owoc żołędzia. Efekt tych działań był taki iż wkrótce Nemain znów zaczęła odczuwać zamieszanie na czubku swojej fryzury.
Ale prawdziwa katastrofa miała dopiero nadejść. Gdy tylko centaur zaczął biec, prowizoryczne gniazdo mające stanowić bezpieczne schronienie, stało się dla obu niewielkich istot ucieleśnieniem prawdziwych tortur. Wróżka nagle poczuła się jakby ktoś zamknął ją w niewielkiej beczce, po czym zrzucił z zbocza góry. Groszek, Lotka i żołądź turlali się na wszystkie strony, obijając się to o siebie, to o ściany gniazda. Skrzydlata raz za razem zaliczała cios zadany dziobem lub nogą swojej przyjaciółki albo też obrywała od twardej skorupy orzecha, tylko po to by za chwilę niemal udusić się w gęstwinie grubych piór ptaka. Na domiar złego Lotka rozpaczliwie usiłowała wydostać się z pułapki, machając skrzydłami na wszystkie strony czym jeszcze bardziej potęgowała panujący wewnątrz hałas.
Wróżka szybko straciła orientację gdzie jest góra i gdzie znajduje się wyjście z legowiska. Nie miała pojęcia dlaczego Nemain zdecydowała się na tak rozpaczliwy galop, zupełnie zapominając o znajdujących się na niej pasażerkach. Usiłowała krzyczeć by zatrzymać przyjaciółkę.
- Możesz…. Już…. Teraz…. Zwolnić! – Prosiła Groszek.
Nagle pod wypływem niejasnego impulsu lub też działania szóstego zmysłu danego tylko wróżkom, mimo całej swojej tragicznej sytuacji, Skrzydlata zorientowała się że cel ich podróży jest w zasięgu wzroku.
- Zatrzymaj się! …. Drzewo! – Wykrzyczała Groszek w przerwach pomiędzy kolejnymi bolesnymi razami. Była przekonana że rozpędzona Kopytna nawet nie zauważy kiedy pędząc w ciemnościach minie tysiącletniego staruszka.
Ale prawdziwa katastrofa miała dopiero nadejść. Gdy tylko centaur zaczął biec, prowizoryczne gniazdo mające stanowić bezpieczne schronienie, stało się dla obu niewielkich istot ucieleśnieniem prawdziwych tortur. Wróżka nagle poczuła się jakby ktoś zamknął ją w niewielkiej beczce, po czym zrzucił z zbocza góry. Groszek, Lotka i żołądź turlali się na wszystkie strony, obijając się to o siebie, to o ściany gniazda. Skrzydlata raz za razem zaliczała cios zadany dziobem lub nogą swojej przyjaciółki albo też obrywała od twardej skorupy orzecha, tylko po to by za chwilę niemal udusić się w gęstwinie grubych piór ptaka. Na domiar złego Lotka rozpaczliwie usiłowała wydostać się z pułapki, machając skrzydłami na wszystkie strony czym jeszcze bardziej potęgowała panujący wewnątrz hałas.
Wróżka szybko straciła orientację gdzie jest góra i gdzie znajduje się wyjście z legowiska. Nie miała pojęcia dlaczego Nemain zdecydowała się na tak rozpaczliwy galop, zupełnie zapominając o znajdujących się na niej pasażerkach. Usiłowała krzyczeć by zatrzymać przyjaciółkę.
- Możesz…. Już…. Teraz…. Zwolnić! – Prosiła Groszek.
Nagle pod wypływem niejasnego impulsu lub też działania szóstego zmysłu danego tylko wróżkom, mimo całej swojej tragicznej sytuacji, Skrzydlata zorientowała się że cel ich podróży jest w zasięgu wzroku.
- Zatrzymaj się! …. Drzewo! – Wykrzyczała Groszek w przerwach pomiędzy kolejnymi bolesnymi razami. Była przekonana że rozpędzona Kopytna nawet nie zauważy kiedy pędząc w ciemnościach minie tysiącletniego staruszka.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 142
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Rzemieślnik
- Kontakt:
Pośród szumu powietrza wywołanego biegiem, jęków leśnych potworów i szelestu marudnego lasu, Nemain nie słyszała najlepiej co mała Groszek do niej krzyczała. Coś o drzewie obiło się o centaurze uszy, ale o drzewie marudziły też bestie, więc skupiona na niepołamaniu nóg w samobójczym galopie przez ciemność, nie przywiązała się zbyt do otrzymanej informacji, skupiając się na jednym zadaniu naraz.
Chciała znaleźć człowieka, co całe szczęście dość szybko się udało.
- Trzeba było mówić, krzyczeć, jakkolwiek dać znać, że zostałeś - odparła na zarzuty, przecież oczu na zadzie nie miała, to skąd miała wiedzieć, że mężczyzny trzeba pilnować, bo sam tego nie zrobi.
Dzięki opatrzności Taka był cały i zdrów, co najwyżej pies wyglądał na bliskiego zawału, ale nic poważniejszego im nie dolegało, do tego okazało się, że potrafił wyczarować ogień. Z jednej strony nie darzyła magików zaufaniem i na początek Nem nie była pewna co o tym sądzić, ale szybko zdecydowała w myślach, że potrzeba istotniejszą jest od uprzedzeń. Na obawy mężczyzny, że nie panuje nad płomieniem machnęła jedynie ręką, co mógł zrobić, spalić nawiedzony las ? Popiół ponoć jest bardzo żyzny, a z paskudnym borem zhajcowały by się pazurzaste stwory, więc w głowie karej nawet najgorsza ewentualność miała więcej plusów niż minusów. Drzewa najwyraźniej wyczuły niezbyt korzystne dla nich nastawienie, gdyż nie minęła sekunda, a już Nemain musiała odpędzać rękoma gałęzie, które od czasu do czasu chciały złapać za centaurzy kark.
Ochoczo przytaknęła na potwierdzenie mężczyzny, że użyje płomieni i czekała cierpliwie na efekt. Nie był tak piorunujący jakby się spodziewała, ale spokojnie wyglądała właściwego pokazu.
- No i dobrze - pochwaliła Takę - To w takim razie biegniesz pierwszy oświetlając drogę, ja zabezpieczam tyły, dzięki temu będziemy widzieć gdzie gnamy i nie zgubimy cię ponownie - puściła oko to mężczyzny. - Tylko w którą stronę to było - zaczęła się zastanawiać na głos, gdy mgła ponownie poczęła się zagęszczać, a niesforne drzewa zatarły ślady, po których można było by się kierować. Dopiero gdy ciepły ogień rozbłysł nad ręką człowieka, a kara zaczęła się zastanawiać o kierunku, przypomniała sobie o pasażerach.
- Och Groszek ! Mówiłaś chyba coś o jakimś drzewie, widziałaś te właściwe ? - zapytała olśniona informacją, która znienacka dotarła do jej głowy. Jeśli tak to wróżka poprowadzi ich we właściwym kierunku.
Chciała znaleźć człowieka, co całe szczęście dość szybko się udało.
- Trzeba było mówić, krzyczeć, jakkolwiek dać znać, że zostałeś - odparła na zarzuty, przecież oczu na zadzie nie miała, to skąd miała wiedzieć, że mężczyzny trzeba pilnować, bo sam tego nie zrobi.
Dzięki opatrzności Taka był cały i zdrów, co najwyżej pies wyglądał na bliskiego zawału, ale nic poważniejszego im nie dolegało, do tego okazało się, że potrafił wyczarować ogień. Z jednej strony nie darzyła magików zaufaniem i na początek Nem nie była pewna co o tym sądzić, ale szybko zdecydowała w myślach, że potrzeba istotniejszą jest od uprzedzeń. Na obawy mężczyzny, że nie panuje nad płomieniem machnęła jedynie ręką, co mógł zrobić, spalić nawiedzony las ? Popiół ponoć jest bardzo żyzny, a z paskudnym borem zhajcowały by się pazurzaste stwory, więc w głowie karej nawet najgorsza ewentualność miała więcej plusów niż minusów. Drzewa najwyraźniej wyczuły niezbyt korzystne dla nich nastawienie, gdyż nie minęła sekunda, a już Nemain musiała odpędzać rękoma gałęzie, które od czasu do czasu chciały złapać za centaurzy kark.
Ochoczo przytaknęła na potwierdzenie mężczyzny, że użyje płomieni i czekała cierpliwie na efekt. Nie był tak piorunujący jakby się spodziewała, ale spokojnie wyglądała właściwego pokazu.
- No i dobrze - pochwaliła Takę - To w takim razie biegniesz pierwszy oświetlając drogę, ja zabezpieczam tyły, dzięki temu będziemy widzieć gdzie gnamy i nie zgubimy cię ponownie - puściła oko to mężczyzny. - Tylko w którą stronę to było - zaczęła się zastanawiać na głos, gdy mgła ponownie poczęła się zagęszczać, a niesforne drzewa zatarły ślady, po których można było by się kierować. Dopiero gdy ciepły ogień rozbłysł nad ręką człowieka, a kara zaczęła się zastanawiać o kierunku, przypomniała sobie o pasażerach.
- Och Groszek ! Mówiłaś chyba coś o jakimś drzewie, widziałaś te właściwe ? - zapytała olśniona informacją, która znienacka dotarła do jej głowy. Jeśli tak to wróżka poprowadzi ich we właściwym kierunku.
- Taka
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Taka westchnął tylko, nie zamierzając się wykłócać z Nemain co do zasadności pilnowania nie tylko SIĘ, ale także SIĘ NAWZAJEM. Zgubił drogę to zgubił, nikomu przecież nic się nie stało. Co najistotniejsze, nie stało się nic Tace i Nandzie, nie widział więc potrzeby, aby drążyć temat w nieskończoność.
Już zamierzał zdać się na szczęście i ruszyć naprawdę dokądkolwiek, kiedy padły słowa o drzewie. Taka uważał, że byłoby wielkim nieszczęściem krążyć, zawracać, oddalać się i znowu zbliżać do celu niczym pijana pszczoła, dlatego też po naprawdę bardzo krótkiej chwili zawahania uznał, że potwory to nie jest aż taki poważny problem. Zwłaszcza, że irytujący, syczący w jego głowie gość zamknął się wreszcie, być może uznawszy Takę za nieodpowiednią osobę do opętania. Mag miał graniczące z pewnością przeczucie, że nie będzie tęsknił.
- Skoro widziałyście drzewo, wracamy po waszych śladach - zdecydował.
Nie było to trudne. Nemain stratowała naprawdę długi i szeroki kawał lasu, a ogień wyłowił szlak zniszczeń z ciemności oraz mgły. Bestie kłębiły się w mroku, ale już nie podchodziły, przynajmniej na razie. Tylko Nanda, przyklejona do nogi Taki, trzęsła się dalej jak liść. Mężczyźnie było żal psa. Sam był zmęczony, głodny i chętnie położyłby się już spać, a zamiast tego szukał jakiegoś głupiego, starego chwasta w gąszczu pełnym nienazwanych bestii.
- Groszek, wyjrzyj no! - ponaglił wróżkę. Tego tylko brakowało, żeby się rozminęli z dębem. Znowu. - Widzisz gdzieś to drzewo?
Już zamierzał zdać się na szczęście i ruszyć naprawdę dokądkolwiek, kiedy padły słowa o drzewie. Taka uważał, że byłoby wielkim nieszczęściem krążyć, zawracać, oddalać się i znowu zbliżać do celu niczym pijana pszczoła, dlatego też po naprawdę bardzo krótkiej chwili zawahania uznał, że potwory to nie jest aż taki poważny problem. Zwłaszcza, że irytujący, syczący w jego głowie gość zamknął się wreszcie, być może uznawszy Takę za nieodpowiednią osobę do opętania. Mag miał graniczące z pewnością przeczucie, że nie będzie tęsknił.
- Skoro widziałyście drzewo, wracamy po waszych śladach - zdecydował.
Nie było to trudne. Nemain stratowała naprawdę długi i szeroki kawał lasu, a ogień wyłowił szlak zniszczeń z ciemności oraz mgły. Bestie kłębiły się w mroku, ale już nie podchodziły, przynajmniej na razie. Tylko Nanda, przyklejona do nogi Taki, trzęsła się dalej jak liść. Mężczyźnie było żal psa. Sam był zmęczony, głodny i chętnie położyłby się już spać, a zamiast tego szukał jakiegoś głupiego, starego chwasta w gąszczu pełnym nienazwanych bestii.
- Groszek, wyjrzyj no! - ponaglił wróżkę. Tego tylko brakowało, żeby się rozminęli z dębem. Znowu. - Widzisz gdzieś to drzewo?
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje: Opiekun
- Kontakt:
Wróżka z ulgą przyjęła zakończenie ciągu tortur jakim okazała się podróż na głowie biegnącej Nemain. Bolały ja wszystkie mięsnie i kości. Wciśnięta w kąt i przygnieciona przez Lotkę, Groszek z trudem łapała oddech. Gdyby ktoś teraz zapytał o jej samopoczucie, natychmiast odpowiedziałaby iż ma złamane skrzydło, nogę, a nade wszystko dumę. W kwestii zdiagnozowanie swojego stanu zdrowia, Pierzasta poszła jeszcze dalej. Ptak uznał że umarł, a w związku z tym nie ma zamiaru nigdzie się ruszać.
Obolała wróżka nie była w stanie właściwie zinterpretować pytań zadawanych jej przez centaura i Takę. Skrzydlata starała się zmusić do intensywniejszego myślenia, jednak w tych warunkach nie potrafiła skupić się na czymś innym niż potrzeba zdjęcia z siebie półprzytomnej Lotki.
- Jakie drzewo? I kto to w ogóle jest Groszek? – Wydyszała ciężko.
Tymczasem złowrogi byt otaczający trójkę podróżnych zrozumiał iż nie jest w stanie przeciągnąć na swoją stronę niespodziewanych gości. Podobnie zresztą jak nie potrafił złamać ochronnych zaklęć otaczających prastare drzewo. Przybysze nie dali mu wyboru, a mrok czający się w cieniu nie zamierzał dłużej czekać. Skoro żaden z tajemniczych intruzów nie chciał przyczynić się do zagłady drzewa – ojca, to on nie pozwoli by choćby jedno z nich dotarło do celu.
W głowach Nemain i Taki na powrót dał się słyszeć syczący głos.
„Wsssszystko ssssstracone. Trzeba było sssskorzystać z danej sobie sssszansy. Idźcie precz. Śmierć. ”
Z ciemności otaczającej Kopytną, człowieka i ich parę pupili, powoli zaczęły wyłaniać się złowrogie kształty. Tuzin czarnych jak smoła pająków, z których najmniejszy sięgał metra długości. Bestie powoli zaczęły otaczać podróżnych. Las jakby zamarł. Przez chwile wokół nie było słychać nic innego jak syczenie, i delikatne stukanie ostrych jak włócznia czułek o podłoże. W miarę zbliżania się pajęczaków do swoich ofiar, przybysze mogli wyróżnić w ich budowie cztery pary nóg i tyleż oczu, włochaty odwłok oraz pokryty śluzem pysk, z którego wystawały długie niczym ludzkie ramię kły.
Obolała wróżka nie była w stanie właściwie zinterpretować pytań zadawanych jej przez centaura i Takę. Skrzydlata starała się zmusić do intensywniejszego myślenia, jednak w tych warunkach nie potrafiła skupić się na czymś innym niż potrzeba zdjęcia z siebie półprzytomnej Lotki.
- Jakie drzewo? I kto to w ogóle jest Groszek? – Wydyszała ciężko.
Tymczasem złowrogi byt otaczający trójkę podróżnych zrozumiał iż nie jest w stanie przeciągnąć na swoją stronę niespodziewanych gości. Podobnie zresztą jak nie potrafił złamać ochronnych zaklęć otaczających prastare drzewo. Przybysze nie dali mu wyboru, a mrok czający się w cieniu nie zamierzał dłużej czekać. Skoro żaden z tajemniczych intruzów nie chciał przyczynić się do zagłady drzewa – ojca, to on nie pozwoli by choćby jedno z nich dotarło do celu.
W głowach Nemain i Taki na powrót dał się słyszeć syczący głos.
„Wsssszystko ssssstracone. Trzeba było sssskorzystać z danej sobie sssszansy. Idźcie precz. Śmierć. ”
Z ciemności otaczającej Kopytną, człowieka i ich parę pupili, powoli zaczęły wyłaniać się złowrogie kształty. Tuzin czarnych jak smoła pająków, z których najmniejszy sięgał metra długości. Bestie powoli zaczęły otaczać podróżnych. Las jakby zamarł. Przez chwile wokół nie było słychać nic innego jak syczenie, i delikatne stukanie ostrych jak włócznia czułek o podłoże. W miarę zbliżania się pajęczaków do swoich ofiar, przybysze mogli wyróżnić w ich budowie cztery pary nóg i tyleż oczu, włochaty odwłok oraz pokryty śluzem pysk, z którego wystawały długie niczym ludzkie ramię kły.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 142
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Rzemieślnik
- Kontakt:
Nem z wilkiem popatrzyli sobie w oczy, gdyż w myślach kopytna właśnie przyznała mu rację, gdy wędrowali razem, było łatwiej. Zawsze zdarzały się komplikacje, ale dużo lżej było stawiać im czoła gdy nie trzeba było pilnować członków wycieczki i wydawać całkowicie logicznych zaleceń. Westchnęła ciężko. Groszek musiała się ocknąć z czegokolwiek pod czego wpływem była, ptak najwyraźniej też, przecież nie będzie gadać z żołędziem, człowiek wiedział tyle co ona, pies trząsł się jak osika, istny cyrk kółek tylko brakowało, ale zamiast tego pojawiły się wielkie pająki. Po prostu pięknie.
Wyciągnęła skrzydlate towarzyszki ze swoich włosów najdelikatniej jak potrafiła, chociaż nie było to łatwe, a nie mieli specjalnie dużo czasu. Groszek schowała tak, żeby wróżka miała miękko, czyli trafiła do kieszeni juk, w której znajdował się szalik. Tak centaur miał szalik. Nemain nie znosiła zimna jak mało kto, o przeziębienie gardła było wtedy nie trudno. Od anginy prosta droga do zapalenia płuc, centaur zaś miał ich dwie pary, więc jeśli chodziło o gardło żartów nie było. Lotkę ulokowała w kieszeni obok, razem z futrem tchórza, z którego miała w najbliższym czasie zrobić rękawiczki. Nie zapomniała nawet o żołędziu, który wsadziła do mieszka z pieniędzmi. Ręką wytrzepała resztki leśnych darów z włosów i teraz była gotowa na dalszy etap misji. Co prawda pająki podeszły już na odległość kilku skoków, ale przynajmniej mogła spokojnie walczyć, nie bojąc się o bezpieczeństwo drobniejszych członków eskapady i mając dwie ręce wolne. Dobyła miecza, w drugą dłoń złapała łańcuch i rozpoczęła zabawę. Normalnie spróbowała by wysiec wszystkie koślawe abominacje normalnych zwierząt, ale przecież musieli jakoś dotrzeć do drzewa w tej samej liczbie w jakiej rozpoczęli przygodę, sprzątanie postanowiła więc zostawić na później.
Analizowała chwilę krąg stawonogów, by wybrać tego największego, z prostej przyczyny, w głowie karej utworzyło się równanie: najtrudniej - najbliżej do dębu, bo sycząca paskuda najbardziej będzie tego kierunku bronić.
Krzyknęła tylko krótko - W drogę ! - I już w dwóch końskich skokach była przy obrzydliwym czarnym pająku, by następnym susem wyskakując wysoko w górę znaleźć się na jego kudłatym odwłoku. Siłą lądowania przygniotła potwora do ziemi i nie czekając na jego obronę, odrąbała mu łeb i rozbryzgując zieloną posokę dookoła. Reszta akcji potoczyła się niby lawina, z każdą sekundą nabierając prędkości. Jeszcze centaur nie strzepnął reszty krwi z klingi, a już kolejny pająk atakował. Całe szczęście, w trakcie skoku chwycony został przez wilka za odnóże i chcąc złapać równowagę rozcapierzył resztę nóg by w tym samym momencie zostać rozpłatanym na pół przez centaurzy miecz. Obrzydliwa breja wylała się wprost na kopytną i całą najbliższą okolicę, cóż Nemain nie była mistrzynią "czystej" roboty, ale przynajmniej była skuteczna. Ociekając pajęczą krwią rąbnęła kolejnego ośmionogiego agresora w łeb łańcuchem, oślepiając go na chwilę, by siec po odnóżach będących w jej zasięgu. Liczyła, że człowiek jak najszybciej wydostanie się z kręgu i będą mogli rzucić się sprintem przez knieję. W między czasie Nemain jeszcze rzuciła w myślach - Ty będziesz następny - ponieważ sepleniący mądrala, nasyłając na nich przerośnięte stawonogi, miał pecha nie na żarty rozzłościć podkutego wojownika.
Wyciągnęła skrzydlate towarzyszki ze swoich włosów najdelikatniej jak potrafiła, chociaż nie było to łatwe, a nie mieli specjalnie dużo czasu. Groszek schowała tak, żeby wróżka miała miękko, czyli trafiła do kieszeni juk, w której znajdował się szalik. Tak centaur miał szalik. Nemain nie znosiła zimna jak mało kto, o przeziębienie gardła było wtedy nie trudno. Od anginy prosta droga do zapalenia płuc, centaur zaś miał ich dwie pary, więc jeśli chodziło o gardło żartów nie było. Lotkę ulokowała w kieszeni obok, razem z futrem tchórza, z którego miała w najbliższym czasie zrobić rękawiczki. Nie zapomniała nawet o żołędziu, który wsadziła do mieszka z pieniędzmi. Ręką wytrzepała resztki leśnych darów z włosów i teraz była gotowa na dalszy etap misji. Co prawda pająki podeszły już na odległość kilku skoków, ale przynajmniej mogła spokojnie walczyć, nie bojąc się o bezpieczeństwo drobniejszych członków eskapady i mając dwie ręce wolne. Dobyła miecza, w drugą dłoń złapała łańcuch i rozpoczęła zabawę. Normalnie spróbowała by wysiec wszystkie koślawe abominacje normalnych zwierząt, ale przecież musieli jakoś dotrzeć do drzewa w tej samej liczbie w jakiej rozpoczęli przygodę, sprzątanie postanowiła więc zostawić na później.
Analizowała chwilę krąg stawonogów, by wybrać tego największego, z prostej przyczyny, w głowie karej utworzyło się równanie: najtrudniej - najbliżej do dębu, bo sycząca paskuda najbardziej będzie tego kierunku bronić.
Krzyknęła tylko krótko - W drogę ! - I już w dwóch końskich skokach była przy obrzydliwym czarnym pająku, by następnym susem wyskakując wysoko w górę znaleźć się na jego kudłatym odwłoku. Siłą lądowania przygniotła potwora do ziemi i nie czekając na jego obronę, odrąbała mu łeb i rozbryzgując zieloną posokę dookoła. Reszta akcji potoczyła się niby lawina, z każdą sekundą nabierając prędkości. Jeszcze centaur nie strzepnął reszty krwi z klingi, a już kolejny pająk atakował. Całe szczęście, w trakcie skoku chwycony został przez wilka za odnóże i chcąc złapać równowagę rozcapierzył resztę nóg by w tym samym momencie zostać rozpłatanym na pół przez centaurzy miecz. Obrzydliwa breja wylała się wprost na kopytną i całą najbliższą okolicę, cóż Nemain nie była mistrzynią "czystej" roboty, ale przynajmniej była skuteczna. Ociekając pajęczą krwią rąbnęła kolejnego ośmionogiego agresora w łeb łańcuchem, oślepiając go na chwilę, by siec po odnóżach będących w jej zasięgu. Liczyła, że człowiek jak najszybciej wydostanie się z kręgu i będą mogli rzucić się sprintem przez knieję. W między czasie Nemain jeszcze rzuciła w myślach - Ty będziesz następny - ponieważ sepleniący mądrala, nasyłając na nich przerośnięte stawonogi, miał pecha nie na żarty rozzłościć podkutego wojownika.
- Taka
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Taka doprawdy nie widział powodów, żeby biec, może nawet by się trochę obraził, gdyby Nemain zasugerowała to inaczej niż w głowie. A tak nie wiedział, był więc błogo nieświadomy, że się oczekuje z jego strony żwawego odwrotu. Naciągnął więc pierwszą strzałę na łuk i wsparł Nemain, zestrzeliwując pająka, który pełzł po grubym konarze nad jej głową. Chociaż ręce miał sprawne, a tempo wyrzucania pocisków niezłe, zdążył to samo uczynić z jeszcze tylko jedną kretaurą, zbliżającą się z boku. Potem Nanda, odzyskawszy nagle odwagę - no bo skoro mieli do czynienia ze zwierzętami, a nie nienazwaną grozą, mogła sobie poradzić - szarpnęła gwałtownie na smyczy, którą Taka wypuścił.
Odwrócił się, przerzucając łuk przez plecy i ujrzał Nandę, obskakującą z ujadaniem pająka. Dobywszy miecza, Taka ciął go w łeb, ale tylko pozbawił bestię szczękoczułek. Poczęła miotać się, wydając jakiś dziwny dźwięk, który brzmiał jak mocno zniekształcony, piskliwy wrzask. Dureń, skwitował sam siebie Taka. Od kiedy robale obchodzi, że pozbawisz je głowy?
Poprawił się natychmiast, przebijając odwłok kreatury. Fikuśne ostrze, na co dzień niezbyt praktyczne, sprawdziło się w swej nowej roli zaskakująco nieźle. Pająk padł martwy.
Nanda oszczekiwała już kolejnego, skoczyła też, by go ugryźć. Rozdarł jej skórę na żebrach odnóżem, ale zajadły pies w ogóle się nie przejął. Taka spuścił miecz, rozpłatał głęboko łeb i odwłok bestii, której nogi rozjechały się bezsilnie. Złapał szarpiącą włochate cielsko Nandę za smycz i odciągnął. Wykorzystał chwilę, by się rozejrzeć.
Pomimo jego i Nemain działań, wciąż napływały kolejne pająki. W ciemności ich ślepia zdawały się roić jak świetliki.
- Nemain, nie damy rady! - krzyknął, ruszając do centaura. Po drodze przebił kolejną kreaturę, która spadła na niego z góry i powaliła go na ziemię. Zrzucił ją z siebie, wstał, dopadł wreszcie Nemain i jej wilka. - Są ich chyba setki! Przebijmy się do drzewa, może tam będzie bezpieczniej.
Nie był to najlepszy plan świata, ale jedyny, jaki Taka zdążył ułożyć podczas siekania robactwa.
Odwrócił się, przerzucając łuk przez plecy i ujrzał Nandę, obskakującą z ujadaniem pająka. Dobywszy miecza, Taka ciął go w łeb, ale tylko pozbawił bestię szczękoczułek. Poczęła miotać się, wydając jakiś dziwny dźwięk, który brzmiał jak mocno zniekształcony, piskliwy wrzask. Dureń, skwitował sam siebie Taka. Od kiedy robale obchodzi, że pozbawisz je głowy?
Poprawił się natychmiast, przebijając odwłok kreatury. Fikuśne ostrze, na co dzień niezbyt praktyczne, sprawdziło się w swej nowej roli zaskakująco nieźle. Pająk padł martwy.
Nanda oszczekiwała już kolejnego, skoczyła też, by go ugryźć. Rozdarł jej skórę na żebrach odnóżem, ale zajadły pies w ogóle się nie przejął. Taka spuścił miecz, rozpłatał głęboko łeb i odwłok bestii, której nogi rozjechały się bezsilnie. Złapał szarpiącą włochate cielsko Nandę za smycz i odciągnął. Wykorzystał chwilę, by się rozejrzeć.
Pomimo jego i Nemain działań, wciąż napływały kolejne pająki. W ciemności ich ślepia zdawały się roić jak świetliki.
- Nemain, nie damy rady! - krzyknął, ruszając do centaura. Po drodze przebił kolejną kreaturę, która spadła na niego z góry i powaliła go na ziemię. Zrzucił ją z siebie, wstał, dopadł wreszcie Nemain i jej wilka. - Są ich chyba setki! Przebijmy się do drzewa, może tam będzie bezpieczniej.
Nie był to najlepszy plan świata, ale jedyny, jaki Taka zdążył ułożyć podczas siekania robactwa.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje: Opiekun
- Kontakt:
Nowa lokalizacja w której znalazła się Groszek, niewiele pomogła wróżce. Wprawdzie miała teraz więcej miejsca, nie musiała walczyć z natrętną Lotką o każdy oddech i nie wpadała na twarde ściany, jednak pogrążona w bitewnym amoku, Nemain wykonywała masę gwałtownych ruchów, przez co w jej torbie kołysało jak na okręcie. Skrzydlata szybko zrozumiała że najlepiej zrobi jeśli wydostanie się na zewnątrz tego pobojowiska. Groszek była wprawdzie drobna i krucha, przez co byle podmuch wiatru potrafił rzucać nią z kąta w kąt, potrafiła jednak w miarę szybko dojść do siebie po takich ekscesach. Umiejętność powyższą wróżka nabyła w skutek wyjątkowo częstego popadania w tarapaty.
Wspomagając się rękoma i nogami, Skrzydlata z trudem zdołała dotrzeć do wyjścia z torby. Podskoki, i akrobację wykonywane przez centaura utrudniały Groszek ogarnięcie sytuacji rozgrywającej się na zewnątrz. Dopiero po chwili wróżka dostrzegła z czym tak naprawdę walczy jej przyjaciółka. Pająki. Nie lubiła pająków. Nie raz miała z nimi do czynienia. Były uparte, zaborcze i zawzięte. Gdy tylko ubzdurały sobie iż coś należy do nich, nie odpuszczały, a przepędzenie ich z miejsca, wymagało nie lada trudu. Oczywiście ludzkie pająki musiały być stosownie większe od tych które znała wróżka, ale Groszek podejrzewała że ich charaktery niewiele się od sobie różnią.
Największym problemem w przypadku dużych pająków było znalezienie czegoś większego, co mogłoby zjadać te pierwsze. Prawdopodobnie właśnie to sprawiało że Nemain i Taka musieli męczyć się z nimi osobiście. Wróżka bardzo chciała w tej kwestii pomóc. Widziała że sama pacyfikacja Brzydali, kopytnej i człowiekowi szła całkiem zgrabnie, jednak kłopot polegał na tym że im bardziej oboje angażowali się w walkę, tym, bardziej oddalali się od celu ich wędrówki.
Trzymając się kurczowo materiału z jakiego zrobione było odzienie Nemain, Groszek na czworakach pokonała dystans dzielący ją od miejsca w którym leżała Lotka. Wróżka czuła się niczym liść w czasie burzy. Na szczęście centaur była zbyt zajęta by zdać sobie sprawę z bolesnego szczypania wyznaczającego drogę dzieląca Skrzydlatą od pakunków pozostawionych na siodle jej ptaka. Groszek potrzebowała czegoś czym da radę zwrócić na siebie uwagę Kopytnej. Była przekonana iż będzie potrafiła poprowadzić Nemain do celu, o ile rzecz jasna ta będzie w stanie ją dostrzec.
W swoich pakunkach Groszek miała coś co mogło rozwiązać jej problem. Niewielki Księżycowy Kryształ, którego intensywny blask doskonale odbijał się na tle ciemnych zarośli. Skrzydlata przewiesiła sobie odłamek na szyi. Była gotowa. Teraz wystarczyło tylko wbić się w powietrze i …
-- i od razu dostrzegła że pozostała daleko w tyle za biegnącą Kopytną. Wróżka była na tyle mała iż nie zwracała na siebie uwagi olbrzymich pająków, jednak dogonienie rozpędzonego centaura, wymagało nie lada wysiłku. Na szczęście z pomocą przybyła jej Lotka. Ptaszysko wreszcie się ocknęło, a dodatkowo znalazło w sobie tyle odwagi by podjąć jakieś działania. Gdy trzeba było Pierzasta potrafiła być naprawdę szybka, a wróżce pozostało tylko trzymanie się w siodle, unikanie Brzydali, mieczy swoich przyjaciół i kłów dwójki walczących rysi.
- Zaczekaj! Stój! - Krzyczała Groszek na oślep wymachując kryształem tuż przed twarzą Nemain. – Kieruj się za mną! Do drzewa!
Wspomagając się rękoma i nogami, Skrzydlata z trudem zdołała dotrzeć do wyjścia z torby. Podskoki, i akrobację wykonywane przez centaura utrudniały Groszek ogarnięcie sytuacji rozgrywającej się na zewnątrz. Dopiero po chwili wróżka dostrzegła z czym tak naprawdę walczy jej przyjaciółka. Pająki. Nie lubiła pająków. Nie raz miała z nimi do czynienia. Były uparte, zaborcze i zawzięte. Gdy tylko ubzdurały sobie iż coś należy do nich, nie odpuszczały, a przepędzenie ich z miejsca, wymagało nie lada trudu. Oczywiście ludzkie pająki musiały być stosownie większe od tych które znała wróżka, ale Groszek podejrzewała że ich charaktery niewiele się od sobie różnią.
Największym problemem w przypadku dużych pająków było znalezienie czegoś większego, co mogłoby zjadać te pierwsze. Prawdopodobnie właśnie to sprawiało że Nemain i Taka musieli męczyć się z nimi osobiście. Wróżka bardzo chciała w tej kwestii pomóc. Widziała że sama pacyfikacja Brzydali, kopytnej i człowiekowi szła całkiem zgrabnie, jednak kłopot polegał na tym że im bardziej oboje angażowali się w walkę, tym, bardziej oddalali się od celu ich wędrówki.
Trzymając się kurczowo materiału z jakiego zrobione było odzienie Nemain, Groszek na czworakach pokonała dystans dzielący ją od miejsca w którym leżała Lotka. Wróżka czuła się niczym liść w czasie burzy. Na szczęście centaur była zbyt zajęta by zdać sobie sprawę z bolesnego szczypania wyznaczającego drogę dzieląca Skrzydlatą od pakunków pozostawionych na siodle jej ptaka. Groszek potrzebowała czegoś czym da radę zwrócić na siebie uwagę Kopytnej. Była przekonana iż będzie potrafiła poprowadzić Nemain do celu, o ile rzecz jasna ta będzie w stanie ją dostrzec.
W swoich pakunkach Groszek miała coś co mogło rozwiązać jej problem. Niewielki Księżycowy Kryształ, którego intensywny blask doskonale odbijał się na tle ciemnych zarośli. Skrzydlata przewiesiła sobie odłamek na szyi. Była gotowa. Teraz wystarczyło tylko wbić się w powietrze i …
-- i od razu dostrzegła że pozostała daleko w tyle za biegnącą Kopytną. Wróżka była na tyle mała iż nie zwracała na siebie uwagi olbrzymich pająków, jednak dogonienie rozpędzonego centaura, wymagało nie lada wysiłku. Na szczęście z pomocą przybyła jej Lotka. Ptaszysko wreszcie się ocknęło, a dodatkowo znalazło w sobie tyle odwagi by podjąć jakieś działania. Gdy trzeba było Pierzasta potrafiła być naprawdę szybka, a wróżce pozostało tylko trzymanie się w siodle, unikanie Brzydali, mieczy swoich przyjaciół i kłów dwójki walczących rysi.
- Zaczekaj! Stój! - Krzyczała Groszek na oślep wymachując kryształem tuż przed twarzą Nemain. – Kieruj się za mną! Do drzewa!
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 142
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Rzemieślnik
- Kontakt:
Gdyby Nemain nie miała zajętych obu rąk, to pewnie plasnęła by się dłonią w czoło. Jak Taka mógł być tak niedomyślny. Przecież cały czas próbowała to zrobić, gdyby miała zamiar uciekać czy się wycofać, to wzięła by go pod pachę i ruszyła cwałem, tak, że żaden stawonóg by jej nie doścignął, nawet w lesie. Skoro się przemieszczała metodycznie w jednym kierunku, zamiast najzwyczajniej w świecie się okopać i wytłuc wszystko w zasięgu miecza, to znaczyło, że zmierzała w jakimś celu. Logiczne, że skoro nie ucieczka i nie walka to przecież dąb. Zrezygnowana kiwnęła człowiekowi głową, jakby to on właśnie odkrywczo ten plan wymyślił. Po czym już znajdując się obok mężczyzny powróciła do poprzedniej czynności, czyli przerzedzania populacji, stanowczo zbyt wyrośniętych pająków.
Poruszała się sprawnie tnąc i rąbiąc pajęcze cielska, starając się przy tym nie skrócić człowieka o głowę i właśnie była w trakcie szarży na jednego z tych wyjątkowo paskudnych, gdy przed oczy Nemain wyskoczyła wróżka majtając czymś potwornie oślepiającym. Kara zahamowała gwałtownie, osiadając na zadzie jak tylko usłyszała i zobaczyła Groszek.
Pole walki było pogrążone w bitewnych jękach i wrzaskach pająków oraz ujadaniu zawziętego charta, ale w jej ferworze zmysły Nem działały na pełnych obrotach, dlatego bez problemu usłyszała co skrzydlata mówiła. Jak na rozkaz, w jednej chwili capnęła Takę za kołnierz by poderwać go z ziemi, obracając się w tym samym momencie na przednich nogach o 180 stopni, by za jednym zamachem sprawnie zmienić kierunek biegu, zabezpieczyć Takę i usunąć przeciwnika, którego właśnie zamierzała ubić. Czynność była może nie najmilsza dla mężczyzny, ale nie zbędna, ponieważ skoro kopytna zamiast ciąć mieczem, odwróciła się do pająka tyłem, to w ramach ataku sprzedała agresorowi potężnego kopniaka z obu tylnych, kutych kończyn, a ten manewr niósł zbyt wielkie ryzyko, że Taka "załapał" by się zupełnie przy okazji na nokaut podkowami. Gdy tylko nogi rudzielca dotknęły ziemi, kara szepnęła tak by tylko on, nie pająki usłyszał informację - Za światełkiem wróżki - delikatnie przy tym wskazując kierunek wzrokiem. Zbyt się obawiała, że jak pokaże palcem i krzyknie "tam" to i pająki rzucą się w tamtą stronę.
Namain co prawda wciąż widziała jeszcze gwiazdy po wróżkowym błyśnięciu w oczy, ale gdy tylko uznała, że tym razem Taka powinien pojąć jej intencję, pełna nowej nadziei, że znów obiorą właściwy kierunek, ruszyła na wpół ślepo, powolnym susami galopu połączonym z rzezią pająków odnajdowanych częściowo na słuch, za świecącym punkcikiem lecącym pośród drzew, który swoją jasnością odznaczał się nawet na tle wciąż widzianych fantomowych rozbłysków.
Poruszała się sprawnie tnąc i rąbiąc pajęcze cielska, starając się przy tym nie skrócić człowieka o głowę i właśnie była w trakcie szarży na jednego z tych wyjątkowo paskudnych, gdy przed oczy Nemain wyskoczyła wróżka majtając czymś potwornie oślepiającym. Kara zahamowała gwałtownie, osiadając na zadzie jak tylko usłyszała i zobaczyła Groszek.
Pole walki było pogrążone w bitewnych jękach i wrzaskach pająków oraz ujadaniu zawziętego charta, ale w jej ferworze zmysły Nem działały na pełnych obrotach, dlatego bez problemu usłyszała co skrzydlata mówiła. Jak na rozkaz, w jednej chwili capnęła Takę za kołnierz by poderwać go z ziemi, obracając się w tym samym momencie na przednich nogach o 180 stopni, by za jednym zamachem sprawnie zmienić kierunek biegu, zabezpieczyć Takę i usunąć przeciwnika, którego właśnie zamierzała ubić. Czynność była może nie najmilsza dla mężczyzny, ale nie zbędna, ponieważ skoro kopytna zamiast ciąć mieczem, odwróciła się do pająka tyłem, to w ramach ataku sprzedała agresorowi potężnego kopniaka z obu tylnych, kutych kończyn, a ten manewr niósł zbyt wielkie ryzyko, że Taka "załapał" by się zupełnie przy okazji na nokaut podkowami. Gdy tylko nogi rudzielca dotknęły ziemi, kara szepnęła tak by tylko on, nie pająki usłyszał informację - Za światełkiem wróżki - delikatnie przy tym wskazując kierunek wzrokiem. Zbyt się obawiała, że jak pokaże palcem i krzyknie "tam" to i pająki rzucą się w tamtą stronę.
Namain co prawda wciąż widziała jeszcze gwiazdy po wróżkowym błyśnięciu w oczy, ale gdy tylko uznała, że tym razem Taka powinien pojąć jej intencję, pełna nowej nadziei, że znów obiorą właściwy kierunek, ruszyła na wpół ślepo, powolnym susami galopu połączonym z rzezią pająków odnajdowanych częściowo na słuch, za świecącym punkcikiem lecącym pośród drzew, który swoją jasnością odznaczał się nawet na tle wciąż widzianych fantomowych rozbłysków.
- Taka
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Rzeczywiście, ubranie Taki zdecydowanie nie pełniło dobrze funkcji luźnej skóry na grzbiecie kociaka, to znaczy nie nadawało się do chwytania i przenoszenia myśliwego. Szarpnięcie chyba nie uszkodziło mu krtani, ale zdecydowanie utrudniło oddychanie, toteż wskazanie kierunku dotarło do łowcy przez jego własny zduszony kaszel.
- Świetnie - sapnął. - Tylko mnie nie zabijcie przy okazji ratowania życia - zaapelował, tak na przyszłość.
Jakiś pająk złapał Nandę i szczekanie psa stało się piskliwe, przerażone. Taka trzasnął paskuda mieczem, złapał suczkę w ramiona. Wypatrzenie wróżkowego światełka nie było najłatwiejszym zadaniem. W końcu Taka je dostrzegł, odległe, ale jasne. Podtrzymując suczkę, która złożyła mu łapy na ramieniu, z mieczem w wolnej ręce, pobiegł w ślad za nim, ostrzem raniąc te pająki, które znajdowały się w jego zasięgu.
Miał nadzieję, że Nemain albo Groszek mają jakiś plan awaryjny na wypadek, gdyby dotarcie do drzewa nie dało nic a nic. On nie miał.
- Świetnie - sapnął. - Tylko mnie nie zabijcie przy okazji ratowania życia - zaapelował, tak na przyszłość.
Jakiś pająk złapał Nandę i szczekanie psa stało się piskliwe, przerażone. Taka trzasnął paskuda mieczem, złapał suczkę w ramiona. Wypatrzenie wróżkowego światełka nie było najłatwiejszym zadaniem. W końcu Taka je dostrzegł, odległe, ale jasne. Podtrzymując suczkę, która złożyła mu łapy na ramieniu, z mieczem w wolnej ręce, pobiegł w ślad za nim, ostrzem raniąc te pająki, które znajdowały się w jego zasięgu.
Miał nadzieję, że Nemain albo Groszek mają jakiś plan awaryjny na wypadek, gdyby dotarcie do drzewa nie dało nic a nic. On nie miał.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje: Opiekun
- Kontakt:
Gdy tylko zdała sobie sprawę z tego iż została zauważona, a Nemain i Taka zaczęli iść w wskazanym przez wróżkę kierunku, Groszek popędziła prosto do drzewa. Cel swojego lotu wyczuwała intuicyjnie. Im była bliżej, tym precyzyjniej potrafiła określić położenie tysiącletniego dębu i w razie konieczności dokonywać niewielkich korekt w obranym kierunku.
Skrzydlata starała się prowadzić swoich przyjaciół najkrótszą z możliwych dróg. Niestety o ile odnajdywanie i nawiązywanie kontaktów z magicznymi istotami, nie stanowiło dla wróżki problemu, to zrozumienie prostego faktu, iż duże stworzenia funkcjonują nieco inaczej niż mali lotnicy, przekraczało zdolności pojmowania przewodniczki. Groszek wciskała się w każdy zakamarek, gęstwinę czy chwast w którym dało się zmieścić wróżce. Uznała że skoro sterczące gałęzie, głębokie doły, kolce i śliskie podłoże, nie stanowią dla niej problemu, to wielkoludy takie jak Kopytna i człowiek, tym bardziej powinni poradzić sobie z takimi niedogodnościami.
Na usprawiedliwienie wróżki działał fakt iż do pra-drzewa nie prowadziła żadna ścieżka, chociaż z całą pewnością dało się znaleźć lepszą drogę (w rzeczy samej trudno było znaleźć drogę bardziej meczącą). Samo słowo „drzewo” w tym znaczeniu również było dużym uogólnieniem. Tysiącletni dąb dawno już usechł, a jego konar załamał się pod wpływem szalejącego wiatru. To co pozostało przy życiu to porośnięty mchem pieniek, z którego tu i ówdzie wyrastały cienkie odrosty, gałęzi pokrytych niewielką ilością srebrnych liści.
W błędzie był jednak ten kto lekceważył siłę pra-drzewa. Gdy tylko Nemain i Taka wkroczyli na polanę, wokół nich utworzył się krąg pnączy stanowiących śmiertelną pułapkę dla grupy pająków podążających za podróżnymi. Żywe pnącza chwytały, dusiły i rozrywały bestię na kawałki. Wystarczyło kilka sekund by z dziesiątek Brzydali zostało tylko pobojowisko. Ledwie ostatni z pająków dokonał swojego żywota, śmiercionośne rośliny zniknęły tak jakby nigdy ich tu nie było.
W tym czasie mała wróżka ułożyła się wygodnie na pniu pra-drzewa, z zamiarem ucięcia sobie w tym miejscu długiej drzemki. Drzewo spało więc w dobry tonie było zaczekać aż ich gospodarz zechce się ocknąć. Skrzydlata była przekonana iż zarówno centaur jak i mężczyzna doskonale to rozumieją. Zresztą nie było tu czego tłumaczyć. Stary Sokownik miał niewiele ponad dwieście lat, a budził się raptem kilka razy w miesiącu. Zresztą robił to tylko po to by upewnić się jaka jest pora roku i natychmiast zasnąć. Groszek była przekonana że z tym tutaj dziaduszkiem musi być podobnie.
Właśnie z tego powodu swoja prośbę należało artykułować szybko i bardzo konkretnie. Ale to Skrzydlata wiedziała już wcześniej, a rzekomą mowę od dawna miała przygotowaną. Obecnie zastanawiała się tylko czy Nemain i człowiek również chcieliby skorzystać z mądrości starej rośliny.
Skrzydlata starała się prowadzić swoich przyjaciół najkrótszą z możliwych dróg. Niestety o ile odnajdywanie i nawiązywanie kontaktów z magicznymi istotami, nie stanowiło dla wróżki problemu, to zrozumienie prostego faktu, iż duże stworzenia funkcjonują nieco inaczej niż mali lotnicy, przekraczało zdolności pojmowania przewodniczki. Groszek wciskała się w każdy zakamarek, gęstwinę czy chwast w którym dało się zmieścić wróżce. Uznała że skoro sterczące gałęzie, głębokie doły, kolce i śliskie podłoże, nie stanowią dla niej problemu, to wielkoludy takie jak Kopytna i człowiek, tym bardziej powinni poradzić sobie z takimi niedogodnościami.
Na usprawiedliwienie wróżki działał fakt iż do pra-drzewa nie prowadziła żadna ścieżka, chociaż z całą pewnością dało się znaleźć lepszą drogę (w rzeczy samej trudno było znaleźć drogę bardziej meczącą). Samo słowo „drzewo” w tym znaczeniu również było dużym uogólnieniem. Tysiącletni dąb dawno już usechł, a jego konar załamał się pod wpływem szalejącego wiatru. To co pozostało przy życiu to porośnięty mchem pieniek, z którego tu i ówdzie wyrastały cienkie odrosty, gałęzi pokrytych niewielką ilością srebrnych liści.
W błędzie był jednak ten kto lekceważył siłę pra-drzewa. Gdy tylko Nemain i Taka wkroczyli na polanę, wokół nich utworzył się krąg pnączy stanowiących śmiertelną pułapkę dla grupy pająków podążających za podróżnymi. Żywe pnącza chwytały, dusiły i rozrywały bestię na kawałki. Wystarczyło kilka sekund by z dziesiątek Brzydali zostało tylko pobojowisko. Ledwie ostatni z pająków dokonał swojego żywota, śmiercionośne rośliny zniknęły tak jakby nigdy ich tu nie było.
W tym czasie mała wróżka ułożyła się wygodnie na pniu pra-drzewa, z zamiarem ucięcia sobie w tym miejscu długiej drzemki. Drzewo spało więc w dobry tonie było zaczekać aż ich gospodarz zechce się ocknąć. Skrzydlata była przekonana iż zarówno centaur jak i mężczyzna doskonale to rozumieją. Zresztą nie było tu czego tłumaczyć. Stary Sokownik miał niewiele ponad dwieście lat, a budził się raptem kilka razy w miesiącu. Zresztą robił to tylko po to by upewnić się jaka jest pora roku i natychmiast zasnąć. Groszek była przekonana że z tym tutaj dziaduszkiem musi być podobnie.
Właśnie z tego powodu swoja prośbę należało artykułować szybko i bardzo konkretnie. Ale to Skrzydlata wiedziała już wcześniej, a rzekomą mowę od dawna miała przygotowaną. Obecnie zastanawiała się tylko czy Nemain i człowiek również chcieliby skorzystać z mądrości starej rośliny.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 142
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Rzemieślnik
- Kontakt:
- Spoko - klepnęła mężczyznę w plecy. W mniemaniu Nemain wyraźnie potrzebował trochę otuchy, skoro obawiał się, że mogła by go uszkodzić w trakcie ratowania. Niestety po za sporadycznymi i krótkimi spotkaniami podczas podróży centaurzyca nie miała okazji przebywać dłużej z ludźmi, nie zbyt więc zdawała sobie sprawę z tego, że byli trochę "delikatniejsi" od niej samej czy twardych krasnoludów z którymi żyła dłuższy czas.
Gdy Taka zgarnął psa, ruszyła za nim, pilnując jego pleców, wycinając wszystkie nawijające się paskudy w pień. Było ich jednak tak dużo, że mimo zajadłej walki, co jakiś czas, któremuś z pająków zdawało się dosięgnąć czy to Nemain czy Baala. Dwójka czarnych wojowników nie otrzymała całe szczęście żadnej poważniejszej rany, ale zdążyła im się uzbierać ładna kolekcja drobniejszych obrażeń, które krwawiąc pięknie oznaczały drogę podróżników, dla następnych hord włochatych bestii.
Ciężka przeprawa bynajmniej nie ułatwiała życia ani kopytnej, ani wilkowi, który miał chociaż tę jedną przewagę, że w razie potrzeby chował się za panią przecierającą szlak.
Gęste krzaki nie stanowiły wielkiego problemu, zwyczajnie, razem z pająkami ścinała gałęzie, bądź całe drobne drzewka. Gorzej z kolczastymi dzikimi różami, jeżynami, czy jakimkolwiek innym badziewiem. Nem nie wiedziała co to było, ale wdzierało się w skórę drapiąc ją niemiłosiernie mimo sierści, kalecząc i zostawiając zakrzywione kolce w ciele. Skupiona na walce nie czuła bólu, ale była świadoma otoczenia i późniejszych konsekwencji przedzierania się przez kolące zarośla. To jednak była pestka przy kolejnych przeszkodach. Najpierw głęboki rów, bardziej przypominający mały wąwóz, na domiar złego porośnięty na przeciwległym brzegu gęstymi krzewami, drzewami i wspomnianym wcześniej kolczystym paskudztwem. Zmusiła mięśnie do heroicznego wysiłku i pokonała go jednym skokiem, by z trzaskiem łamanych własnym ciałem gałęzi wylądować po drugiej stronie. Żeby zaś było zabawniej, zaraz za przeszkodą było gliniaste, gwałtownie opadające w dół zbocze, które w pełnym wilgoci lesie stanowiło dla centaura śliską pułapkę. Nie potrzeba było wiele czasu, by nie chcąc runąć w dół tocząc się i rozbijając, a na pewno łamiąc nogi, Nem zaniechała ryzykownego biegu w dół na rzecz widowiskowego zjazdu na zadzie.
To całe szczęście był koniec wrażeń. Raptem kilka kroków galopu dalej i razem z wycieńczonym wilkiem, zaraz za człowiekiem wpadła na polanę otaczającą dąb. Kara zerknęła tylko za siebie, a widząc, jak siły lasu radzą sobie z brzydalami, wyczerpana, opierając się na mieczu, upadła ciężko na kolana.
Wróżka najwyraźniej też była padnięta nie na żarty, gdyż chlapnęła plackiem na pniu który kiedyś był dębem. Drzewo wyglądało marnie, ale właśnie dało popis niezłej mocy, więc jego niewyględna prezencja nie zaprzątała głowy karej. Wciąż nie wstając, wyciągnęła dłoń w kierunku sękatego korzenia wystającego z murawy, który pogłaskała delikatnie, w myślach dziękując Praojcu za ratunek. Jeszcze trochę i w obliczu drastycznej przewagi sił wroga, mogli by nie przeżyć tego starcia.
Upadła na bok ze stęknięciem, układając obok siebie miecz i zerknęła na Takę.
- Udało nam się - powiedziała ze zmęczonym uśmiechem, głaszcząc jednocześnie czarny łeb wilka, który położył się zaraz obok niej.
Gdy Taka zgarnął psa, ruszyła za nim, pilnując jego pleców, wycinając wszystkie nawijające się paskudy w pień. Było ich jednak tak dużo, że mimo zajadłej walki, co jakiś czas, któremuś z pająków zdawało się dosięgnąć czy to Nemain czy Baala. Dwójka czarnych wojowników nie otrzymała całe szczęście żadnej poważniejszej rany, ale zdążyła im się uzbierać ładna kolekcja drobniejszych obrażeń, które krwawiąc pięknie oznaczały drogę podróżników, dla następnych hord włochatych bestii.
Ciężka przeprawa bynajmniej nie ułatwiała życia ani kopytnej, ani wilkowi, który miał chociaż tę jedną przewagę, że w razie potrzeby chował się za panią przecierającą szlak.
Gęste krzaki nie stanowiły wielkiego problemu, zwyczajnie, razem z pająkami ścinała gałęzie, bądź całe drobne drzewka. Gorzej z kolczastymi dzikimi różami, jeżynami, czy jakimkolwiek innym badziewiem. Nem nie wiedziała co to było, ale wdzierało się w skórę drapiąc ją niemiłosiernie mimo sierści, kalecząc i zostawiając zakrzywione kolce w ciele. Skupiona na walce nie czuła bólu, ale była świadoma otoczenia i późniejszych konsekwencji przedzierania się przez kolące zarośla. To jednak była pestka przy kolejnych przeszkodach. Najpierw głęboki rów, bardziej przypominający mały wąwóz, na domiar złego porośnięty na przeciwległym brzegu gęstymi krzewami, drzewami i wspomnianym wcześniej kolczystym paskudztwem. Zmusiła mięśnie do heroicznego wysiłku i pokonała go jednym skokiem, by z trzaskiem łamanych własnym ciałem gałęzi wylądować po drugiej stronie. Żeby zaś było zabawniej, zaraz za przeszkodą było gliniaste, gwałtownie opadające w dół zbocze, które w pełnym wilgoci lesie stanowiło dla centaura śliską pułapkę. Nie potrzeba było wiele czasu, by nie chcąc runąć w dół tocząc się i rozbijając, a na pewno łamiąc nogi, Nem zaniechała ryzykownego biegu w dół na rzecz widowiskowego zjazdu na zadzie.
To całe szczęście był koniec wrażeń. Raptem kilka kroków galopu dalej i razem z wycieńczonym wilkiem, zaraz za człowiekiem wpadła na polanę otaczającą dąb. Kara zerknęła tylko za siebie, a widząc, jak siły lasu radzą sobie z brzydalami, wyczerpana, opierając się na mieczu, upadła ciężko na kolana.
Wróżka najwyraźniej też była padnięta nie na żarty, gdyż chlapnęła plackiem na pniu który kiedyś był dębem. Drzewo wyglądało marnie, ale właśnie dało popis niezłej mocy, więc jego niewyględna prezencja nie zaprzątała głowy karej. Wciąż nie wstając, wyciągnęła dłoń w kierunku sękatego korzenia wystającego z murawy, który pogłaskała delikatnie, w myślach dziękując Praojcu za ratunek. Jeszcze trochę i w obliczu drastycznej przewagi sił wroga, mogli by nie przeżyć tego starcia.
Upadła na bok ze stęknięciem, układając obok siebie miecz i zerknęła na Takę.
- Udało nam się - powiedziała ze zmęczonym uśmiechem, głaszcząc jednocześnie czarny łeb wilka, który położył się zaraz obok niej.
- Taka
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
- Tak. Udało - odpowiedział Taka, wyraźnie nieco zdziwiony.
Ponieważ w istocie, poprzedzający dotarcie do drzewa maraton nie nastrajał optymistycznie. Atakowany przez pająki, z rękami zajętymi Nandą, Taka po prostu biegł za wróżką. Wpadał w rowy, potykał się o korzenie, część starał się przeskakiwać; wpadł w jakieś kolczaste krzaki, które zostały mu na ubraniu; poparzyły go pokrzywy; znowu wpadał w doły i się potykał; gałęzie chlastały go po twarzy. A to wszystko do wtóru głuchego tętentu kopyt Nemain, skomlenia Nandy i w otoczeniu krwiożerczych potworów.
Dotarł jednak na polanę o dziwo żywy, o dziwo nawet nie ranny, ale jednak brudny i zmachany. Toteż pierwsze co zrobił, gdy usiadł wreszcie, to wyplątał sobie z ubrania oraz włosów wszystkie śmieci jakie mu się tam dostały. Dopiero wtedy padł na plecy, a Nanda ułożyła się obok niego.
- Przerwa dobrze nam zrobi - stwierdził Taka, poprawiając sobie służący za poduszkę tobołek pod głową.
Po krótkiej chwili wahania wyciągnął także koc, nakrył siebie i Nandę i wreszcie zrobiło mu się wygodnie oraz znośnie pod względem temperatury. Spać jednak jakoś nie mógł, spodziewając się w każdej chwili powrotu pająków. Pokaz mocy, którego był świadkiem, chociaż piękny, mógł jednak okazać się jednorazowy. Taka ciągle wątpił w drzewo. Generalnie nie uważał drzew za szczególnie waleczne istoty.
Ponieważ w istocie, poprzedzający dotarcie do drzewa maraton nie nastrajał optymistycznie. Atakowany przez pająki, z rękami zajętymi Nandą, Taka po prostu biegł za wróżką. Wpadał w rowy, potykał się o korzenie, część starał się przeskakiwać; wpadł w jakieś kolczaste krzaki, które zostały mu na ubraniu; poparzyły go pokrzywy; znowu wpadał w doły i się potykał; gałęzie chlastały go po twarzy. A to wszystko do wtóru głuchego tętentu kopyt Nemain, skomlenia Nandy i w otoczeniu krwiożerczych potworów.
Dotarł jednak na polanę o dziwo żywy, o dziwo nawet nie ranny, ale jednak brudny i zmachany. Toteż pierwsze co zrobił, gdy usiadł wreszcie, to wyplątał sobie z ubrania oraz włosów wszystkie śmieci jakie mu się tam dostały. Dopiero wtedy padł na plecy, a Nanda ułożyła się obok niego.
- Przerwa dobrze nam zrobi - stwierdził Taka, poprawiając sobie służący za poduszkę tobołek pod głową.
Po krótkiej chwili wahania wyciągnął także koc, nakrył siebie i Nandę i wreszcie zrobiło mu się wygodnie oraz znośnie pod względem temperatury. Spać jednak jakoś nie mógł, spodziewając się w każdej chwili powrotu pająków. Pokaz mocy, którego był świadkiem, chociaż piękny, mógł jednak okazać się jednorazowy. Taka ciągle wątpił w drzewo. Generalnie nie uważał drzew za szczególnie waleczne istoty.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje: Opiekun
- Kontakt:
O ile atak monstrualnych pająków nie zrobił na wróżce wielkiego wrażenia, o tyle sama świadomość zbliżającej się rozmowy z prastarym drzewem, coraz wyraźniej odciskała swoje piętno na poczynaniach Skrzydlatej. Teraz, gdy Groszek była tak blisko ukończenia swojej misji , zaczęła się denerwować, podejrzewając iż nieświadomie może powiedzieć coś, co zniweczy dotychczasowy wysiłek. Zdaniem wróżki większość z przedstawicieli gatunku starych bukowatych była przewrażliwiona na swoim punkcie. Nawet najbardziej błahy powód, czy niewinna uwaga, mogła sprawić iż taki rozmówca nadąsa się na nią na najbliższą dekadę, a wówczas cała wyprawa pójdzie na marne. Co gorsze drzewa są strasznie pamiętliwe. Na przykład taki Sokownik, potrafił miesiącami oczekiwać na przeprosiny w sprawie o której wróżka zapominała ledwie tylko zmieniła temat.
Groszek nie miała pojęcia ile dokładnie zostało jej czasu. W odróżnieniu od Nemain ona sama nie potrafiła budzić śpiących drzew. Skrzydlata mogła tylko czekać i starać się wykorzystać ten czas na dopracowanie swojej przemowy. Tak jak to miała w zwyczaju, wróżka zaczęła przechadzać się w prawo i lewo, znacząc w powietrzu wyimaginowaną ścieżkę.
- Hejka jak się masz? – Skrzydlata przemawiała sama do siebie, starając się poprawić wstęp do przygotowanego wcześniej monologu. – Nie, to zbyt bezpośrednie. Może tak. Witaj, o wielkie i szlachetne drzewo? Hmm… tylko że wielkie to w jego przypadku brzmi trochę ironicznie. Może zamiast mu cedzić, powinnam powiedzieć prawdę o tym, iż jest starym gnijącym korzeniem? Jak myślisz Nemain? A może ty zechciałabyś przemawiać jako pierwsza?
Przypatrując się spróchniałemu pniu, Skrzydlata coraz intensywniej zastanawiała się czy też Sokownik z niej sobie nie zadrwił. Bo niby w jaki sposób ktoś kto ciągle śpi, miałby znać imiona wszystkich żyjących istot oraz powiązania między nimi. Samo gromadzenie takiej wiedzy wydawało się wróżce niepotrzebne, bezsensowne i nazbyt obciążające głowę.
Zajęta swoimi rozterkami, Groszek nie była w stanie dotrzeć cudów dziejących się za jej plecami. Z starego pnia zaczął wyrastać nowy pęd który w błyskawicznym tempie przeszedł wszystkie fazy dojrzewania, od rozwinięcia pierwszych liści, do powstania kwiatu, a także uformowania i dojrzewania owocu. Rzekomo niezwykły owoc o którym wspominało drzewo – strażnik, w praktyce swoim wyglądem odzwierciedlał stan w jakim znajdował się pra – ojciec. Ponieważ tysiącletnia roślina reprezentowała wszystkie gatunki, wydane przez nią nasiona, nie przypominały żadnego z typowych przedstawicieli roślinności. Wielkością i barwą najbliżej było im do jagody.
Tymczasem Skrzydlata toczyła z sobą dysputę na temat użyteczności ludzkiej mapy.
- W dalszym ciągu nie rozumiem tego, dlaczego musi być ona taka wielka, skoro wszystko na niej jest tak małe że niewidoczne? Ani w jaki sposób miałaby ona pokazywać gdzie kto jest, nawet jeśli ten ktoś cały czas się przemieszcza? Ale może jeśli drzewo będzie wiedziało o co chodzi, to da się na niej zaznaczyć drugą duszę Jarzębiny? – Zastanawiała się Groszek.
- „Zmęczony” – Do uszu wróżki dotarł cichy szept, który ta od razu zinterpretowała jako narzekanie Taki.
- Nie marudź. Trochę biegania po lesie to jeszcze nie powód do utyskiwania. Ja na przykład jestem potwornie głodna. A właśnie…. – Krytykowała Skrzydlata, gdy nagle dostrzegła tajemniczy owoc, który natychmiast został potraktowany jako coś czym można zapchać żołądek.
Groszek nie zdążyła jednak wprowadzić swoich zamiarów w życie. Gdy tylko zbliżyła się do młodego pędu, jego drobne odrosty, w odruchu obronnym, skrepowały nogi i ramiona wróżki, owijając się stopniowo wokół drobnego ciała Skrzydlatej.
- Nemain! Pomocy! To coś chce mnie pożreć!
Groszek nie miała pojęcia ile dokładnie zostało jej czasu. W odróżnieniu od Nemain ona sama nie potrafiła budzić śpiących drzew. Skrzydlata mogła tylko czekać i starać się wykorzystać ten czas na dopracowanie swojej przemowy. Tak jak to miała w zwyczaju, wróżka zaczęła przechadzać się w prawo i lewo, znacząc w powietrzu wyimaginowaną ścieżkę.
- Hejka jak się masz? – Skrzydlata przemawiała sama do siebie, starając się poprawić wstęp do przygotowanego wcześniej monologu. – Nie, to zbyt bezpośrednie. Może tak. Witaj, o wielkie i szlachetne drzewo? Hmm… tylko że wielkie to w jego przypadku brzmi trochę ironicznie. Może zamiast mu cedzić, powinnam powiedzieć prawdę o tym, iż jest starym gnijącym korzeniem? Jak myślisz Nemain? A może ty zechciałabyś przemawiać jako pierwsza?
Przypatrując się spróchniałemu pniu, Skrzydlata coraz intensywniej zastanawiała się czy też Sokownik z niej sobie nie zadrwił. Bo niby w jaki sposób ktoś kto ciągle śpi, miałby znać imiona wszystkich żyjących istot oraz powiązania między nimi. Samo gromadzenie takiej wiedzy wydawało się wróżce niepotrzebne, bezsensowne i nazbyt obciążające głowę.
Zajęta swoimi rozterkami, Groszek nie była w stanie dotrzeć cudów dziejących się za jej plecami. Z starego pnia zaczął wyrastać nowy pęd który w błyskawicznym tempie przeszedł wszystkie fazy dojrzewania, od rozwinięcia pierwszych liści, do powstania kwiatu, a także uformowania i dojrzewania owocu. Rzekomo niezwykły owoc o którym wspominało drzewo – strażnik, w praktyce swoim wyglądem odzwierciedlał stan w jakim znajdował się pra – ojciec. Ponieważ tysiącletnia roślina reprezentowała wszystkie gatunki, wydane przez nią nasiona, nie przypominały żadnego z typowych przedstawicieli roślinności. Wielkością i barwą najbliżej było im do jagody.
Tymczasem Skrzydlata toczyła z sobą dysputę na temat użyteczności ludzkiej mapy.
- W dalszym ciągu nie rozumiem tego, dlaczego musi być ona taka wielka, skoro wszystko na niej jest tak małe że niewidoczne? Ani w jaki sposób miałaby ona pokazywać gdzie kto jest, nawet jeśli ten ktoś cały czas się przemieszcza? Ale może jeśli drzewo będzie wiedziało o co chodzi, to da się na niej zaznaczyć drugą duszę Jarzębiny? – Zastanawiała się Groszek.
- „Zmęczony” – Do uszu wróżki dotarł cichy szept, który ta od razu zinterpretowała jako narzekanie Taki.
- Nie marudź. Trochę biegania po lesie to jeszcze nie powód do utyskiwania. Ja na przykład jestem potwornie głodna. A właśnie…. – Krytykowała Skrzydlata, gdy nagle dostrzegła tajemniczy owoc, który natychmiast został potraktowany jako coś czym można zapchać żołądek.
Groszek nie zdążyła jednak wprowadzić swoich zamiarów w życie. Gdy tylko zbliżyła się do młodego pędu, jego drobne odrosty, w odruchu obronnym, skrepowały nogi i ramiona wróżki, owijając się stopniowo wokół drobnego ciała Skrzydlatej.
- Nemain! Pomocy! To coś chce mnie pożreć!
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 142
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Rzemieślnik
- Kontakt:
Leżąc, Nem popatrzyła na przemian na Groszek oraz Takę i poczuła coś na kształt dumy. Udało im się i kara widziała w tym swoje nie małe zasługi. To co przemawiało w myślach Nem nie było jeszcze arogancją, ale ego karej poczuło się dowartościowane widząc, że drużyna była cała i zdrowa. Wróżkę rozpierała energia, bo właśnie z pozycji placka przeskoczyła w maszerowanie, ćwicząc drzewną przemowę. Taka padnięty mościł się wygodnie pod kocykiem. Z ich trójki to Nem była najbardziej poturbowana, skupiając na sobie całą uwagę pająków podczas szalonego rajdu. Nie mniej nie tylko jej to nie martwiło, a wręcz cieszyło. Absolutnie nie była masochistką, ale w ten sposób czuła się jak bohater, który ocalił pozostałych, umożliwiając im wykonanie zadania.
Już miała zająć się obrażeniami, których trochę uzbierała, a zapowiadało się, że pajęcze ugryzienia i zadane przez nie rany będą goiły się paskudnie, gdyż już zaczynały obrzmiewać i bolały bardziej niż zwykłe urazy, ale usłyszała jak Groszek zwraca się do niej po pomoc. Cóż sobą najwyraźniej zajmie się później.
Spojrzała w stronę, gdzie ostatnio wróżka się znajdowała.
Mogę gadać - pomyślała - ale o czym nie mam pojęcia, ja tu za ochroniarza robię, mam być jeszcze mózgiem operacji ?
Nie zdążyła jednak zwerbalizować swoich myśli, gdyż mapa znów stała się tematem głównym.
- Musi być duża, żeby się wszystko zmieściło. To taki obraz świata, jakby patrząc oczami ptaka, ale takiego, który bardzo wysoko lata, orła na przykład - rozpoczęła żmudne tłumaczenie, z wciąż tlącą się nadzieją, że wróżka zrozumie.
- Mieszkasz w sokowniku tak ? Więc sokownika na mapie nie ma, ani ciebie, czy mnie, ale jeśli wiesz w jakim lesie ten sokownik rośnie, to go znajdziesz, bo jeśli ten las jest dość duży, to już na mapie będzie … - każde słowo Nemain wypowiadała coraz wolniej, widząc jak za plecami Groszek wyrasta mały cud, który na koniec popisu zakwitł i wydał owoc, zostawiając Nem z otwartymi z wrażenia ustami.
Jak na przedstawicielkę swojego gatunku, kara nie popisywała się jakąś wybitną miłością do roślin, przybierała ona formę taką jak wszystko w wydaniu kopytnej, którą najłatwiej opisać słowami "jedyne w swoim rodzaju".
Nemain na chwilę zamarła, widząc co Groszek planuje zrobić, ale całe szczęście roślinka była szybsza niż centaur i ocaliła się sama, nim kopytna zdążyła otrząsnąć się z szoku spowodowanego magicznym wzrostem, nie mówiąc o planie pożarcia Jedynego owocu.
Wstała z ciężkim stęknięciem, by na powrót klęknąć przy pniu.
Ciągłe kładzenie się, czy klękanie na przednich nogach, mogło by budzić pytania nad celowością tych niewątpliwie uciążliwych czynności. Zanim jednak zaczniecie się zastanawiać nad ich zasadnością, powinniście dosiąść konia i spróbować dla przykładu podnieść coś z ziemi, używając rąk, albo przyjrzeć się czemuś na niej leżącemu. Nie takie proste zadanie prawda ? Będąc centaurem miało się może to ułatwienie, że nie sposób spaść z siebie samego, ale i utrudnienie, że nie można zsiąść. Dlatego też chcąc nie chcąc, obolała i zmęczona czy nie, Nem klękała właśnie po raz kolejny.
Wyplątała wróżkę ze splotów roślinki, najdelikatniej jak potrafiła, dla tej zielonej oczywiście, jednocześnie chwytając Groszek w dłoń.
- Kto tu kogo chciał pożreć - dał się słyszeć wyrzut, wypowiadany słabiutkim i cieniutkim głosikiem, wydawanym przez pęd.
- Masz daktyla - odezwała się kopytna, dając wróżce suszony owoc, wyciągnięty z wszystko-mających juk, nie będąc w stanie wykrztusić nic więcej. Dla bezpieczeństwa postawiła skrzydlatą na długość swojego ramienia od nowo-wykiełkowanego życia i ponownie skupiła się na praojcu i drzewku.
- Zaraz damy ci odpocząć dziaduniu - pogłaskała pień i pęd z łagodnością i czułością, po czym nadstawiła dłoń pod owoc, który sam odpadł od roślinki lądując dokładnie w ręku centaura. Nem zamknęła go w pięści, chroniąc przed światem, gotowa bronić jagody, nawet za cenę życia, jednocześnie samej siebie nie poznając. Kara nigdy nie czuła specjalnej więzi z zieloną częścią świata, ale dziś jej poglądy wywróciły się do góry nogami. Chciała ocalić ten las i miała zamiar zrobić wszystko, by to osiągnąć.
- Tylko co dalej, powiedz proszę, bo zupełnie nie wiem co robić - szepnęła do drzewa, przesuwając wolną ręką po szorstkim, zmurszałym pniu, jakby głaskała po plecach starego dobrego przyjaciela. Jeśli chodziło o ogrodnictwo czy obronę drzew to była zagubiona niczym nowo-narodzone źrebię, stawiając właśnie swoje pierwsze kroki w tych dziedzinach.
- Dziaduniu, a może przy okazji wiesz jeszcze jak uratować przyjaciółkę wróżki ?
Już miała zająć się obrażeniami, których trochę uzbierała, a zapowiadało się, że pajęcze ugryzienia i zadane przez nie rany będą goiły się paskudnie, gdyż już zaczynały obrzmiewać i bolały bardziej niż zwykłe urazy, ale usłyszała jak Groszek zwraca się do niej po pomoc. Cóż sobą najwyraźniej zajmie się później.
Spojrzała w stronę, gdzie ostatnio wróżka się znajdowała.
Mogę gadać - pomyślała - ale o czym nie mam pojęcia, ja tu za ochroniarza robię, mam być jeszcze mózgiem operacji ?
Nie zdążyła jednak zwerbalizować swoich myśli, gdyż mapa znów stała się tematem głównym.
- Musi być duża, żeby się wszystko zmieściło. To taki obraz świata, jakby patrząc oczami ptaka, ale takiego, który bardzo wysoko lata, orła na przykład - rozpoczęła żmudne tłumaczenie, z wciąż tlącą się nadzieją, że wróżka zrozumie.
- Mieszkasz w sokowniku tak ? Więc sokownika na mapie nie ma, ani ciebie, czy mnie, ale jeśli wiesz w jakim lesie ten sokownik rośnie, to go znajdziesz, bo jeśli ten las jest dość duży, to już na mapie będzie … - każde słowo Nemain wypowiadała coraz wolniej, widząc jak za plecami Groszek wyrasta mały cud, który na koniec popisu zakwitł i wydał owoc, zostawiając Nem z otwartymi z wrażenia ustami.
Jak na przedstawicielkę swojego gatunku, kara nie popisywała się jakąś wybitną miłością do roślin, przybierała ona formę taką jak wszystko w wydaniu kopytnej, którą najłatwiej opisać słowami "jedyne w swoim rodzaju".
Nemain na chwilę zamarła, widząc co Groszek planuje zrobić, ale całe szczęście roślinka była szybsza niż centaur i ocaliła się sama, nim kopytna zdążyła otrząsnąć się z szoku spowodowanego magicznym wzrostem, nie mówiąc o planie pożarcia Jedynego owocu.
Wstała z ciężkim stęknięciem, by na powrót klęknąć przy pniu.
Ciągłe kładzenie się, czy klękanie na przednich nogach, mogło by budzić pytania nad celowością tych niewątpliwie uciążliwych czynności. Zanim jednak zaczniecie się zastanawiać nad ich zasadnością, powinniście dosiąść konia i spróbować dla przykładu podnieść coś z ziemi, używając rąk, albo przyjrzeć się czemuś na niej leżącemu. Nie takie proste zadanie prawda ? Będąc centaurem miało się może to ułatwienie, że nie sposób spaść z siebie samego, ale i utrudnienie, że nie można zsiąść. Dlatego też chcąc nie chcąc, obolała i zmęczona czy nie, Nem klękała właśnie po raz kolejny.
Wyplątała wróżkę ze splotów roślinki, najdelikatniej jak potrafiła, dla tej zielonej oczywiście, jednocześnie chwytając Groszek w dłoń.
- Kto tu kogo chciał pożreć - dał się słyszeć wyrzut, wypowiadany słabiutkim i cieniutkim głosikiem, wydawanym przez pęd.
- Masz daktyla - odezwała się kopytna, dając wróżce suszony owoc, wyciągnięty z wszystko-mających juk, nie będąc w stanie wykrztusić nic więcej. Dla bezpieczeństwa postawiła skrzydlatą na długość swojego ramienia od nowo-wykiełkowanego życia i ponownie skupiła się na praojcu i drzewku.
- Zaraz damy ci odpocząć dziaduniu - pogłaskała pień i pęd z łagodnością i czułością, po czym nadstawiła dłoń pod owoc, który sam odpadł od roślinki lądując dokładnie w ręku centaura. Nem zamknęła go w pięści, chroniąc przed światem, gotowa bronić jagody, nawet za cenę życia, jednocześnie samej siebie nie poznając. Kara nigdy nie czuła specjalnej więzi z zieloną częścią świata, ale dziś jej poglądy wywróciły się do góry nogami. Chciała ocalić ten las i miała zamiar zrobić wszystko, by to osiągnąć.
- Tylko co dalej, powiedz proszę, bo zupełnie nie wiem co robić - szepnęła do drzewa, przesuwając wolną ręką po szorstkim, zmurszałym pniu, jakby głaskała po plecach starego dobrego przyjaciela. Jeśli chodziło o ogrodnictwo czy obronę drzew to była zagubiona niczym nowo-narodzone źrebię, stawiając właśnie swoje pierwsze kroki w tych dziedzinach.
- Dziaduniu, a może przy okazji wiesz jeszcze jak uratować przyjaciółkę wróżki ?
- Taka
- Szukający drogi
- Posty: 35
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
No to rzeczywiście sobie odpoczął, zanim wróżka ponownie wpadła w kłopoty, nie ma co! Taka miał ochotę prychnąć z irytacją, ale tylko przeturlał się na brzuch i obserwował jak Nemain uwalnia skrzydlatą istotkę z kolejnej już opresji. Wysłuchawszy słów centaura, uśmiechnął się mimowolnie. Czyli mieli owoc, Jedyny Owoc, Najmądrzejszy z Owoców. Wyśmienicie! O ile Taka się orientował, po to dokładnie tu przyszli.
W czasie, gdy Nemain konsultowała z drzewem, co też powinni uczynić dalej, Taka wstał, podszedł, delikatnie złapał Groszek w obie dłonie jak motyla i zawrócił na swój koc.
- Siądź tutaj na chwilę - powiedział. - Przestań w kółko latać, zjadać, mościć się, mówić tym cienkim głosikiem. Siądź i zjedz daktyla. Jeszcze się zakrztusisz.
Tak. To mogło być coś, co zrobi Groszek w następnej kolejności. Zupełnie bezsensowne i niepotrzebne zakrztuszenie się suszonym owocem w wyniku jakiegoś szaleństwa w rodzaju latania do góry nogami. Taka zastanowił się zawczasu jak uratować wróżkę. Zgadywał, że trzeba by chwycić ją w pół, obrócić do góry głową i mocno potrząsnąć.
W czasie, gdy Nemain konsultowała z drzewem, co też powinni uczynić dalej, Taka wstał, podszedł, delikatnie złapał Groszek w obie dłonie jak motyla i zawrócił na swój koc.
- Siądź tutaj na chwilę - powiedział. - Przestań w kółko latać, zjadać, mościć się, mówić tym cienkim głosikiem. Siądź i zjedz daktyla. Jeszcze się zakrztusisz.
Tak. To mogło być coś, co zrobi Groszek w następnej kolejności. Zupełnie bezsensowne i niepotrzebne zakrztuszenie się suszonym owocem w wyniku jakiegoś szaleństwa w rodzaju latania do góry nogami. Taka zastanowił się zawczasu jak uratować wróżkę. Zgadywał, że trzeba by chwycić ją w pół, obrócić do góry głową i mocno potrząsnąć.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości