Szczyty Fellarionu[Las] Tropem Mistrza Złodziei, ciąg dalszy

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 121
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Oczywiście, że zdziwiła go reakcja tygrysicy i to, że naprawdę spróbowała wykonać jego polecenie. Wyszło jej to, chociaż tygrys wykonujący taką komendę nie wyglądał normalnie. Jednak elf nie dał jej tej satysfakcji i nie pokazał po sobie, iż został przez nią zaskoczony. Po prostu ruszył do pracy, a w tym przypadku było to rozbrojenie kolejnej pułapki. Rozbroił ją, ruszyli dalej i szybko dostali się na kolejny poziom, którego pomieszczenie początkowe okazało się lasem tropikalnym z jaszczuroludźmi, którzy go zamieszkiwali.
         – Te stworzenia są tylko w połowie zwierzętami, więc… To daje połowę zwierzęcia, czyli w ostatnim czasie skutecznie zaszło mnie zwierzę i pół – odpowiedział, a po chwili zaśmiał się krótko, lekko i cicho. Dopiero gdy usłyszał te słowa wypowiedziane na głos, uświadomił sobie, iż w jego głowie brzmiały one poważniej i mądrzej. Śmiech długouchego był krótki, gdyż ten szybko się opanował, a wywołała go jego wyobraźnia, bo właśnie tam powstała niedługa scena, w której idzie sobie przez las i od tyłu zachodzi go w nim połowa wilka, ta z głową i przednimi łapami.
Później, nie było możliwości i czasu na rozmowy. Najpierw skradali się przez las, a później musieli biec, aby uciec pościgowi, który zakończył się zawaleniem korytarza i odcięciem mieszkańców lasu od dwuosobowej grupy.

         – To coś było ukryte w niedużych zaroślach, od których mnie odepchnęłaś… Prawda? - zapytał, głównie dla pewności. Co prawda, nadal nie wiedziałby, co było tam ukryte, jednak wtedy wyjaśni się to, dlaczego Sherani doskoczyła do niego i odepchnęła go na bok, a sama przeskoczyła nad roślinnością.
Cóż, aktualnie mieli chwilę wytchnienia i pozornego spokoju, więc nic nie stało na przeszkodzie, aby tygrysołaczka właśnie teraz wytłumaczyła mu, jak działa to, że rozmawia z nim w mowie wspólnej… że ogólnie z nim rozmawia, a i tak jej głos jest słyszalny wyłącznie dla niego. To, że wspomniała o tym, iż nawet osoby z barierą osłaniającą umysł mogą ją usłyszeć, sprawiło, że chciał powiedzieć jej, iż sam jest dobrym tego przykładem, bo jest posiadaczem takiego muru. Ostatecznie postanowił o tym nie wspominać, bo tak będzie lepiej i nie będzie musiał słuchać niepotrzebnych pytań. Chociaż, z drugiej strony, wydawało mu się, że zmiennokształtna nie zadawałaby ich i zaspokoiłaby się szczątkową wiedzą, którą przekazałby jej na ten temat. Mimo wszystko i tak nie odezwał się słowem, kontynuując słuchanie dalszej części wytłumaczenia sposoby, w jaki dziewczyna komunikuje się z nim.

Dobrze, że nic nie mówił, bo wtedy wartownicy mogliby go usłyszeć, a on nie mógłby zająć się nimi w sposób, w który chciał. Poza tym, Sherani nie próbowała wymusić na nim, aby wziął ją ze sobą. To też było czymś dobrym, bo oznaczało, że dziewczyna zaczęła dostrzegać swój stan, który, przez truciznę, mógł pogarszać się z minuty na minutę. Dołączyła do niego później, gdy para wartowników była już kolejnymi trupami, które zostawił po sobie Salazar.
         – Zawsze uważam, żeby nie drasnęli mnie bronią. Bez różnicy, z kim walczę – odpowiedział jej. Właściwie, mroczny pilnował, aby trafiło go, jak najmniej ciosów, co też tygrysica na pewno wiedziała, w końcu wcześniej walczyli ze sobą i mogła na własne oczy zobaczyć część jego ruchów, które także stanowiły pewien styl walki długouchego. Na jej następne słowa wzruszył lekko ramionami, co, od czasu do czasu, miał w zwyczaju robić. Możliwe, że jego pytanie było głupie. Nie mógł jej pomóc, skoro nie posiadał rozległej wiedzy na temat trucizn i jadowitych stworzeń, a także medycznej, która powinna być, mniej więcej, na tym samym poziomie.

Następnie, dość spore pomieszczenie, było bajorem zajmującym prawie całą powierzchnię pokoju. Dało się je pokonać na dwa sposoby – albo wspiąć na drzewo i właśnie tak pokonać drogę na drugą stronę, albo Mistrz Złodziei znowu obejmie tygrysicę i razem przeniosą się na drugi brzeg. O brodzenie w „wodzie” nie było mowy, gdyż była zbyt mętna i żadne z nich nie mogło wiedzieć, czy i co czai się w jej głębi. Poza tym, nie wiedzieli też, jak głęboki był ten zbiornik. Musieli myśleć szybko, gdyż w oddali dało się słyszeć odgłosy wydawane przez jaszczuroludzi. Salazar chciał zaproponować drugie rozwiązanie, co byłoby szybsze i bezpieczniejsze, jednak tygrysołaczka już zaczęła się wspinać. Elf podążył za nią.
Udało im się przedostać w suche miejsce. W tym samym momencie, nad brzeg dotarły jaszczurki, a jedna z nich od razu została wciągnięta do bajora przez zębatą mackę. Jego kompani, chyba, niezbyt wiedzieli, co zrobić w takiej sytuacji. Chociaż, może nie do końca, bo spróbowały przedostać się na drugi brzeg w podobny sposób, co oni. Nie mieli tyle szczęścia, bo pierwszego śmiałka złapały macki i wciągnęły w błotniste odmęty zbiornika „wodnego”. Pozostali przestali próbować i wrócili na swoje stanowiska, wydając przy tym rozzłoszczone odgłosy.

Ruszyli dalej, zwiększając tempo. Po niedługim czasie dotarli do kolejnego otworu, tym razem to Sherani pierwsza wyskoczyła w górę, a on zrobił to zaraz po niej, używając sprawdzonej wcześniej metody.
Niemalże od razu natknęli się na drzwi, które Salazar szybko otworzył, gdyż zamek w nich był ten sam, co w poprzednich, na które trafili. Drzwi, oczywiście, zamknęły się za nimi, gdy tylko przeszli przez próg.
         – Mam dziwne wrażenie, że jaszczurki opanowały też wyższe poziomy… Niedługo przekonam się, czy mam rację, czy może się mylę – powiedział, i znowu nie było do końca wiadome, do kogo mówi. Do siebie, czy może do Sherani. Spojrzał na tygrysicę, która przygotowywała się do odpoczynku.
         – Zostawiać ci jakieś znaki, czy znajdziesz mnie po zapachu? - zapytał, dla pewności. Wydawało mu się, że wydrapywanie strzałek z kierunkiem, w którym poszedł, na skrzyżowaniach i podobnych rzeczach, byłoby dobrym rozwiązaniem, jeśli zmiennokształtna będzie chciała, żeby zostawiał jej jakieś znaki. Poczekał na jej odpowiedź i ruszył w dalszą drogę.

Dość szybko spostrzegł, że nie mylił się, gdy wcześniej stwierdził, że na tym poziomie i na wyższych, także mogę spotkać jaszczurki. Właśnie teraz widział kolejną parę wartowników i oni także byli odwróceni do niego plecami. Mroczny zrobił to, co wcześniej – zaszedł jednego od tyłu i zabił go od razu, a drugiego zaatakował, gdy ten zorientował się, że jego towarzysz nie żyje. Akurat teraz byłoby lepiej, gdyby korytarz nie rozdzielał się, a cały czas prowadził prosto.
Nagle, obok jego głowy, przemknął bełt wystrzelony z dość prymitywnej kuszy jednego z jaszczuroludzi. Hmm… Musieli zauważyć go wcześniej niż on ich. Co prawda, znowu było ich dwóch, jednak jeden uzbrojony był w kuszę z kołczanem pełnym bełtów, a przy pasie miał coś, co wyglądało jak pałka z kolcami. Drugi, standardowo, dzierżył włócznie. Włócznik ruszył szarżą w stronę Salazara, gdy kusznik wypuścił kolejny pocisk. Bełt nie trafił, grot włóczni także. Dobrze, że elf był dla nich za szybko. Wykręcił się w półobrocie, unikając pchnięcia włócznią i wbił ostrze sztyletu w czaszkę jaszczura. Zasłonił się jego ciałem, gdy usłyszał zwalnianą cięciwę. Dobrze, że to zrobił, bo inaczej skończyłby z bełtem w klatce piersiowej. Podbił włócznię nogą i złapał ją w dłoń, a następnie rzucił w stronę kusznika. Ten uniknął bez problemu, jednak stracił na to chwilę, w której długouchy podbiegł do niego i zabił go, zanim jaszczur zdążył wyciągnąć pałkę. Ruszył dalej, w pełni zwarty i gotowy na kolejne starcia. Jego zmysły były jeszcze bardziej wyostrzone i wiedział, że skutkiem tego będzie szybsze zmęczenie i senność, jednak teraz nie mógł pozwolić sobie na nieuwagę.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Mrugała oczyma dobre kilka sekund, słysząc o półtorej drapieżnika, co to złapał elfa. Zaś w myśli nie wiedziała czy śmiać się czy płakać. Salazar miał rację, nawet jeśli ona o tym nie wiedziała. W jego głowie brzmiało to mądrzej niż wyszło. Prychnęła prawie niezauważalnie, kręcąc łbem, w ostatecznym rozrachunku rozbawiona.
"Wydawał się inteligentny, ale cóż facet to facet " - co w mniemani nastawionej wyraźnie szowinistycznie, tylko w żeńskim wydaniu łowczyni, rozumiało się samo przez się. Jeśli w grę wchodziła potencjalnie urażona duma, elf reagował jak każdy inny robiąc wszystko by w oczach swoich i cudzych, odzyskać utraconą godność, łącznie z dzieleniem jaszczuroluda na pół.
Z głupot popełnianych by ratować swoje ego, o dziwo samej siebie nie rozliczała nigdy.

        Starała się spłynąć z tematu, ale oczywiście mroczny musiał drążyć. Co miała powiedzieć - "Tak uratowałam ci tyłek."
Dla niej samej było to kretyńskie zachowanie. Zadziałała instynktownie, chociaż nigdy nie podejrzewała siebie o skłonności do ochrony czego i kogo-kolwiek. Gdyby miała postępować przemyślanie, darowała by sobie ratunek mrocznego. Dlaczego miałaby ryzykować i cierpieć, nie byli przyjaciółmi. Więcej, już dawno przekonała się, że to puste słowo i nic takiego jak przyjaźń nie istnieje. Poświęcanie się dla chwilowego kompana było idiotyczne.
Rzeczywiście, jeśli spojrzeć na sprawę racjonalnie, ona miała większe szanse na wyjście z ugryzienia bez szwanku. Rozkład toksyny na masę był korzystniejszy i dochodziły zdolności regeneracyjne tygrysa, ale tylko dlatego robić z siebie ofiarę ? Gdyby jeszcze wierzyła, że potrzebuje Salazara by podołać wyzwaniom labiryntu. Jednak pewności siebie Rani nigdy nie brakowało. We dwójkę było łatwiej, ale sama też sroce z pod ogona nie wypadła i nie wątpiła, że jeśli wydostanie się z pułapki leżało w ich możliwościach, to mogła tego dokonać z uszatym i sama. Nigdy nie miała też ciągot do zbawiania świata, ratowania bezbronnych i zagrożonych. Określanie "zimną suką" traktowała jako komplement, a tu jeszcze trochę, a zostanie posądzona o troskę o mrocznego. Splunęła starając się pozbyć absurdalnej konkluzji, co w kocim wydaniu wyglądało trochę jak kichnięcie.
Fakt jednak był faktem, wystawiła się za elfa. Burknęła tylko w odpowiedzi, bo nic cenzuralnego nie przychodziło Sherani do głowy. Tym chętniej zmieniła temat, gdy tylko nadarzyła się okazja.

        Słuchając Salazara, otworzyła jedno oko, bo zdawało się to mniej bolesne niż otwieranie obu. Z jaszczurkami było jak mówił, dowiedzą się w trakcie, co do odnalezienia go, znów bagatelizował jej umiejętności, ale czuła się do dupy i zupełnie nie miała ochoty ani sił kłócić się z mrocznym - Rób jak uważasz - odpowiedziała cicho, zamykając ślepie.
Jak przeżyje i zmysły wrócą do normy, to znajdzie go bez trudu, w korytarzach zapach płynął inaczej niż na rozległych przestrzeniach i pościg był znacznie łatwiejszy. Może kiedyś z nudów, lub napadu łaskawości mu to wytłumaczy. Teraz czuła się jakby umierała i na drabinie priorytetów, znalezienie mrocznego znajdowało się poniżej odpoczynku w świętym spokoju.
        Wraz z odejściem Salazara, ostatkiem sił zwinęła się w kłębek, mając nadzieję, że ból będzie mniej dokuczliwy. Było jej zimno i gorąco jednocześnie. Była przekonana, że nawet ściany hałasowały i słyszała zgrzyt kamienia, który musiał dźwigać ciężar gór. Dreszcze co chwila wstrząsały pręgowanym cielskiem. Oddech tygrysa był płytki i urywany, ale zmiennokształtna znosiła wszystko bez dźwięku skargi, jedynie w głowie upominając się, że to był pierwszy i ostatni raz gdy się za kogoś poświęcała.
Chwilę później zapadła w niespokojny sen, bardziej powodowany wyczerpaniem organizmu niż zwykłą potrzebą odpoczynku. We śnie zaś dręczyły ją majaki i koszmary, co jakiś czas powodując, że z bolesnym warknięciem budziła się, by na powrót zapaść w letarg.
        Była uwięziona, ale nie mogła się wydostać z małego mieszkanka i znów nie potrafiła walczyć. Zdradzona raz jeszcze dała się zaskoczyć. Gorąca krew płynęła po twarzy, a więzy kaleczyły nadgarstki, tym razem jednak nie mogła się wyswobodzić.
Za każdym razem zrywała się zawsze nim zdążyła umrzeć i raz po raz zasypiała na powrót znajdując się w koszmarze.
Całkowicie straciła rachubę czasu i poczucie rzeczywistości. Ile razy zapadała w sen i jak często się budziła, co było jawą, a co marą. Wreszcie z groźnym ryknięciem, na wpół jeszcze śpiąca skoczyła na cztery łapy. Zjeżona, dyszała ciężko i warczała w każdej chwili gotowa do ataku.
Dobrze, że złodziej ruszył w dalszą drogę nie czekając na przebudzenie tygrysicy, bo nim resztki snu uwolniły łowczynię i wzrok zyskał właściwą ostrość, ta zapewne zaatakowałaby pierwsze co znalazło by się w zasięgu.
Dobrą chwilę zajęło jej uspokojenie się i zorientowanie w sytuacji, że wcale nie jest ani zamknięta, ani spętana, podczas gdy wspomnienia wracały uświadamiając Rani gdzie się znajduje.
Przeciągnęła obolałe i sztywne mięśnie, rysując pazurami skały. Żyła. Zmysły wracały do normy, zaraz się powinna rozchodzić i będzie sprawna jak zawsze. Gorzej, że teraz naprawdę była głodna.

        Początkowo niespiesznie ruszyła słabym zapachem złodzieja. Musiała się trochę rozruszać i jednocześnie nie wpakować się w ewentualne pułapki. Idąc łapa za łapą trafiła po jakimś czasie na zwłoki jaszczurów. Miał skubany racje. Zatrzymała się na chwilę przy trupach myśląc intensywnie. Na tym piętrze nie było lasu. Gady musiały skądś przybywać, nasuwał się więc jeden wniosek. Gdzieś było co najmniej jeszcze jedno połączenie z piętrem dżungli. To z kolei dodawało kolejny drobiazg do układanki. Musieli iść tak, by nie wrócić w gniazdo dwunogich jaszczurek, niwecząc cały osiągnięty postęp.
- Cholera - warknęła pod nosem. Jeśli trafił na skrzyżowanie, ciekawe czy wybrał dobrze - Psia mać ! - zaraz potem krzyknęła siadając z warczeniem. Co ją obchodziło czy dobrze polazł. Jak źle, to ona może iść sama. Doprawdy miała się uczyć na błędach, a znów jakoś podświadomie bzdurała sobie, że stanowili zespół. Próbowała sobie przypomnieć czy dawała jakieś słowo lub składała obietnicę, niby nie. Wtedy też, chcąc nie chcąc podjęła kolejną decyzję.
Trudno, jakby nie próbowała się wymigać, durne i nieracjonalne poczucie honoru kazało je odnaleźć mrocznego. Przynajmniej tak próbowała sobie wytłumaczyć idiotyczne zachowania jak pomoc złodziejowi, bo choć akceptowała przymusową współpracę, to nadstawianie za niego zadu, stanowczo wykraczało ponad nią.
        Wstała i obwąchała trupa. Złodziej miał kilka godzin przewagi, ciekawe tylko jak szybko się przemieszczał. Gdy nachylała się nad jaszczurem zaburczało jej w brzuchu. Rozzłoszczona zmarszczyła nos, aż tak głodna nie była by padlinę zjadać. Po zakończonych oględzinach, nie dostrzegając żadnego zagrożenia puściła się galopem.
Jeśli nie czuła by złodzieja, to trupy równie dobrze mogły robić za drogowskaz.
W końcu dotarła do rozwidlenia, a gdy zbliżyła nos do ziemi, zmrużyła oczy w wyrazie rozbawienia.
- Strzałka, naprawdę ? - parsknęła śmiechem i udała się za Salazarem, wciąż podśmiewając się pod nosem z myślą kołaczącą się po głowie, czy tylko jej się wydawało czy on także przykładał się do tej współpracy bardziej niż wymagał tego zwykły pragmatyzm.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 121
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Korytarz ciągnął się dalej i, chyba, był to właśnie jeden z tych, które są tak długie, że po jakimś czasie można stracić rachubę i nie wiedzieć, jak długo się nim podróżowało. Mroczny spotkał jeszcze inną parę jaszczurów, jednak oni mieli tylko włócznie i nie byli zaskoczeniem dla elfa, chociaż znowu zauważyli go pierwsi. Spodziewał się, że jeden z nich rzuci bronią w jego stronę, licząc, iż może uda mu się trafić kogoś takiego, jak Salazar, jednak żaden z nich tego nie zrobił. Po prostu zaczęli biec w stronę złodzieja i zaatakowali go jednocześnie. Oczywiście, uniknął tego, a nawet uszkodził broń jednego z nich, gdyż uderzył w nią łokciem z taką siłą, że drzewce złamały się, a w dłoni jaszczuroczłeka pozostało coś na wzór kija, którym ten od razu zaatakował. W tym czasie drugi leżał już na podłodze i krztusił się własną i całkiem zieloną krwią. Jego kompan szybko do niego dołączył, chociaż możliwe, że ten zmarł od razu i nie mógł poczuć tego, co czuł jego towarzysz. Salazar ruszył dalej, gdy upewnił się, że przeciwnicy na pewno nie żyją. Im dalej szedł, tym bardziej miał wrażenie, że ktoś albo coś go śledzi, jednak na pewno nie była to Sherani, bo ona już dawno dołączyłaby do niego i nie szłaby za nim jak jakiś cień. Poza tym coś podpowiadało mu, że minie jeszcze trochę czasu, zanim jej organizm zwalczy toksyny i jeszcze więcej, nim dziewczyna do niego dołączy. To było dziwne, bo czuł się tak, jakby zaczął przejmować się jej życiem, a przecież wcale tak nie było, bo równie dobrze dałby sobie radę sam, w czym doskonale utwierdza go to, co do tej pory przeżył w tym wielopoziomowym labiryncie.

W końcu trafił na jakieś skrzyżowanie – korytarz rozdzielał się na dwie drogi, z których jedna prowadziła w prawo, a druga w lewo. Elf zatrzymał się przed rozwidleniem i zamyślił na chwilę. Chcąc nie chcąc, musiał przyznać, że wybór kierunku był nieco trudniejszy, gdy nie miał do pomocy tygrysich zmysłów. Musiał teraz polegać na tym, co podpowiadało mu przeczucie i liczyć, że będzie to właściwa droga i nie trafi na ślepą uliczkę, w której spotka go coś, czego nie chciałby zobaczyć. Ostatecznie wybrał lewy korytarz, jednak najpierw kucnął przy nim i, wykorzystując ostrze sztyletu, wyrył strzałkę w podłodze wskazującą kierunek, w którym poszedł.
Tym razem wybrał dobrze, co stwierdził dopiero po dłuższej chwili, gdy nie widział przed sobą ściany, a wyłącznie korytarz i to, że prowadzi dalej. Prawdę mówiąc, zdziwił się trochę, gdy wcześniej, przy rozwidleniu, nie spotkał żadnych jaszczurek. Wydawało mu się, że będą strzegli takich przejść. Już po chwili dostrzegł sylwetki podobne do ludzkich. Tym razem było ich trzech. Jeden siedział na korzeniu, a dwóch stało przy ścianach. Ci mieli włócznie, na których się opierali, jednak Salazar nie był pewien, w co wyposażony jest jaszczur siedzący na korzeniu. Szybko przekonał się, jaka jest to broń, bo niewielki toporek przemknął obok jego ręki i uciął mały kawałek peleryny. Mroczny elf przypomniał sobie, że kiedyś trafił na człowieka, który wplatał sobie we włosy ptasie pióra i posługiwał się podobną bronią, co jeden z jaszczuroludzi.
Nie był to dobry czas na wspominki, bo cała trójka zerwała się i ruszyła w stronę długouchego. On nie pozostawał im dłużny, dobył sztyletów i także zaczął biec w ich stronę. Wyskoczył w bok, omijając kolejny toporek i odbił się nogą od ściany, przelatując nad jednym z włóczników i wbijając mu ostrze sztyletu w głowę. Zabił go, jednak skończył z jednym sztyletem. Właściwie, nie było to żadnym problemem. Elf wykonał półobrót i rzucił sztyletem w drugiego włócznika. Ostrze wbiło się prosto w czoło. Toporek przemknął obok głowy mrocznego i, chyba, uciął kosmyk jego włosów. Mistrz Złodziei w jednym skoku znalazł się przy jaszczurze z toporami do rzucania i od razu uderzył go pięścią prosto w środek klatki piersiowej. Nie był pewien, czy stworzenia te mają podobne organy, co ludzie, więc chciał się przekonać. Okazało się, iż właśnie tak jest, bo jaszczuroludź zaczął charczeć i dusić się, a Salazar wykorzystał jego chwilową nieuwagę, skoczył za niego i skręcił mu kark. Na koniec kopnął go w plecy i odesłał ciało na przeciwną ścianę.

Kucnął przy jednym z włóczników, aby zabrać jedną z broni, którymi posługiwał się aktualnie. Jedynie jego wyostrzone zmysły, cały czas pracujące na wyższym poziomie, niż normalnie, ostrzegły go przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.
Wyglądało to tak, jakby w głowie Salazara nagle pojawił się głos, który wykrzyczał mu następujące polecenie: „Niebezpieczeństwo! Unik! Teraz!”. Mroczny elf posłuchał go, bo wiedział, że właśnie tak należy zrobić, a te słowa nie pojawiły się w jego głowie bez powodu. Dzięki temu nie skończył ze sztyletami w plecach. Długouchy odwrócił się nagle, już po tym, jak odskoczył w bok, żeby zobaczyć, przed czym ostrzegła go jego „wrodzona ostrożność”. Zobaczył jaszczura, jednak ten wydawał się nieco niższy niż ci, których zabił przed chwilą. Jego ciało miało wyraźnie jaśniejszy odcień i błyszczało lekko. W dodatku jego głowa była dziwnie trójkątna i kończyła się pojedynczym rogiem skierowanym w tył. Gdy stworzenie to spostrzegło, że Salazar przygląda się mu… znikło. Stało się niewidzialne.
Elf, w jakimś naturalnym odruchu, doskoczył do najbliższej ściany i stanął do niej plecami. W ten sposób obroni się przed zaatakowaniem go od tyłu. Stał w pozycji bojowej, był gotowy do ataku i cały czas obserwował otoczenie. Szukał czegoś, co mogłoby wskazać mu, gdzie znajduje się jaszczur-skrytobójca. Dostrzegł to – powietrze wydawało się lekko falować w miejscu, w którym znajduje się niewidzialny przeciwnik. Dało się nawet dostrzec zarys jego sylwetki, jednak było to naprawdę trudne i całkiem możliwe, że ktoś z przeciętnym wzrokiem nie byłby w stanie tego zauważyć. Stało się to krótką chwilę przed tym, jak jaszczurka zdecydowała się zaatakować go. Uniknął, odchodząc na bok, jednak gdyby nie zauważył tego szczegółu, możliwe, że skończyłby ze sztyletem wbitym w brzuch albo klatkę piersiową. Mroczny od razu zaatakował. Ciął, celując w bok skrytobójcy, jednak trafił w jego rękę, poważnie ją raniąc. Stworzenie znowu stało się niewidzialne, ale złodziej już wiedział, czego szukać. Widział, jak przeciwnik okrąża go i szykuje się do ataku z boku. Salazar obrócił się nagle w jego stronę i rzucił sztyletem. Ostrze wbiło się w klatkę piersiową jaszczura, a ten znowu był widoczny. Przez chwilę, naprawdę krótką chwilę, wydawało mu się, że w oczach jaszczurki-skrytobójcy widzi zaskoczenie. Jaszczuroludź padł na podłoże, a elf doskoczył do niego, wyciągnął ostrze z jego ciała i dobił go.
Dopiero teraz postanowił przyjrzeć się broni, którą mógłby zostać zabity. Sztylety wydawały mu się wykonane z czegoś podobnego do stali, chociaż było to nieco ciemniejsze. Wydawały się solidniejsze niż te, które ma przy pasie i były bardziej wyważone. Cóż… jaszczurowi już się nie przydadzą, więc długouchy zrobi z nich pożytek i będzie ich używał, aż nie odzyska Rzutek.

Upewnił się jeszcze, że w pobliżu nie czai się kolejny niewidzialny zabójca i ruszył dalej. Szybko trafił na kolejne rozwidlenie, jednak tutaj jeden z korytarzy cały czas prowadził prosto, a drugi ostro skręcał w prawo. Salazar kucnął i wyrył strzałkę w prawo. Poszedł w tamtą stronę, ale niedługo po tym okazało się, że korytarz kończy się ścianą z nieprzyjemnie wyglądającym otworem i czymś, co wyglądało jak pajęcze odnóża, które z niego wystawały. Długouchy wycofał się cicho i wrócił na rozwidlenie. Przekreślił strzałkę w prawo i wyżłobił w podłodze taką, która wskazywała kierunek na wprost. Pogłębił ją jeszcze, aby była wyraźniejsza i ruszył przed siebie.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Najgorsze było jakieś ćwierć stai. Mięśnie Rani były sztywne i nieposłuszne. Tak samo czuje się człowiek po przebytej grypie. Jednak jako, że Sherani człowiekiem nie była, a to co ją zmorzyło, nie było grypą, wraz z krążeniem wracającym do normalnego rytmu, tygrysica również wracała do siebie. Może nie była wypoczęta. Ciągła wędrówka na przemian z walkami i sen pełen koszmarów, nie sprzyjały regeneracji sił, ale co innego, rekompensowało brak odpoczynku. Rani była głodna, a głód zawsze najlepiej mobilizował drapieżnika. Tak też działo się z tygrysią połową dziewczyny. Kobieta z kolei była wkurzona, co prawda, w tej materii nie wiele się zmieniło. Krótkie żarty i chwilowe rozpogodzenia, były jak cisza przed burzą. Tak po prawdzie, zmiennokształtna zła chodziła prawie zawsze, występowała jedynie niewielka zmienność co do stopnia irytacji. W tym wypadku połączenie głodny tygrys i poirytowana "rządząca", stawiało duet zamknięty w jednym ciele dość wysoko w piramidzie niebezpiecznych stworzeń zamkniętych w labiryncie.

        Gdy wreszcie się rozgrzała, przyspieszyła do energicznego kłusa, starając się dogonić mrocznego. Najpierw napotkała jedne trupy. Potem za wydrapaną strzałką, grupkę kolejnych. Potem jeszcze następne, przy czym jeden z nich był co najmniej dziwny. Różnił się od pozostałych wyglądem. Kiedy zaś trąciła truchło łapą, skóra gada dziwnie się mieniła. Zapamiętując nowe fakty, wznowiła bieg. Niedługo potem trafiła na jeszcze jedno skrzyżowanie. Tam jednak zapach mrocznego mieszał się i pętlił. Zaśmiała się bezgłośnie. Czyli Salazar wracał po swoich śladach. Nie była aż tak ciekawa, co skłoniło złodzieja do odwrotu, by sprawdzać. Zerknęła jedynie na podłogę, która dopełniała dowcipu. Dwie strzałki, jedna zamazana, druga wydrapana, jakby elf miał za zadanie prowadzić ślepca.
Nie to by ufała zostawianym przez złodzieja wskazówkom, ale nie obawiała się możliwego podstępu i zmyłki. Zapach prowadził ja znacznie precyzyjniej niż strzałki i gdyby długouchy zapragnął wpędzić ją w pułapkę, zastosowała by się do własnego nosa, a nie wątpliwej formy sztuki pretendującej do rzeźbiarstwa w odsłonie praktycznej, uskutecznianej przez złodzieja.
Jeszcze raz ruszyła biegiem, tropem mrocznego.

        Czas znowu płynął w tajemnicy przed wędrującą Sherani. Pewnie sama nieświadomość i niepewność mijających godzin, wystarczyła by do wpędzenia większości w czarną rozpacz. Mrok ciągnął się nieustannie, korytarze były jednakowe, a wszelkie ich urozmaicenia nie wróżyły nic miłego.
Nie wiedziała jak długo biegła za Salazarem, próbując go dogonić. Powoli odczuwała wykonany wysiłek, chociaż nie było to jeszcze typowe zmęczenia. Jednak nawet znając swoje ciało, bieg biegowi był nie równy. Zbyt wiele zależało od otoczenia, podłoża, pokonywanych przeszkód i wyjściowego stanu organizmu. Chwilę próbowała posegregować dostępne i wątpliwe dane, gdy dosłyszała nikły szmer łusek po kamieniu. Niby nic wielkiego, to jednak wystarczyło by zaalarmować zmiennokształtną. Zaraz potem sierść zjeżyła się na jej grzbiecie, a sama tygrysica przypadła do ziemi, chociaż mogło by się wydawać, że bez powodu. Jedynie niewielkie drgnięcie powietrza nad grzbietem poinformowało Rani, że coś przeleciało tuż nad nią. Zapach był wątły i prawie nie wyczuwalny. Wzrok nie dostrzegał nic ponad otoczenie. Za to słuch łowił już znacznie więcej bodźców, a wibrysy przekazywały niewielkie drgania powietrza wokół.
Sherani nie musiała widzieć przeciwnika, tak jak mistrz wschodniej walki, z zawiązanymi oczyma potrafił łapać lecące w jego stronę strzały. Łowczyni ustępowała co prawda legendom wschodu, ale była uzbrojona w zwierzęce zmysły, a to doskonale rekompensowało jej ewentualne braki.
Pozostała przyczajona przy ziemi, wyczekując ruchu przeciwnika. W wybranym przez siebie momencie wyskoczyła w bok. Dało się słyszeć chrupnięcie i rzężenie, gdy tygrysica rzucała łbem na boki, jakby targała niewidzialny tłumok. Chwilę później rzężenie ustało, a w pysku wielkiego kota smętnie zwisał jaszczur ze skręconym karkiem.
Wypluła zdobycz i dłużej nie niepokojona wróciła do doganiania elfa.

        Z każdym pokonanym odcinkiem zapach Salazara stawał się świeższy i wyraźniejszy. Wtem dotarła do kolejnego skrzyżowania. W lewo lub w prawo, na przeciw znajdowała się ściana. Salazar poszedł w prawo. Tu też stanęła przed wyborem ze swoich czarnych scenariuszy. Z prawej strony wiało wilgocią, trochę opuszczonym wcześniej lasem i ponad wszystko kłopotami. Licznymi kłopotami. Ten oczywiście musiał poleźć w tamta stronę. Warknęła kręcąc się chwilę. W lewo powietrze było tak świeże, że prawie dostrzegała wyjście z tunelu. Przynajmniej w myślach.
Warknęła jeszcze raz, skokiem rzucając się w prawą odnogę. Nie traciła czasu na kłus, teraz biegnąc pełną prędkością.
- "Głupi ten elf czy co ?" - złościła się w ciszy. Przecież cały korytarz aż zionął komplikacjami.
        Kilkanaście minut sprintu wystarczyło, by dostrzegła ciemną sylwetkę. Gdyby tunel nie budził tak złych przeczuć, zapewne zabawiła by się w skradanie, testując czy tym razem złapie Salazara. Teraz jednak Rani była jak najdalej od nastroju na żarty.
- Stój! - odezwała się głośno, tak by mroczny jej nie zignorował - Po swoich krokach wycofaj się stamtąd - dodała.
Cała podłoga trzeszczała, jak lód na zamarzniętym jeziorze.
Sama również powoli i bardzo ostrożnie zaczęła się cofać, wracając dokładnie po swoich śladach, nawet nie próbując zawracać.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 121
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

W ostatniej odnodze, w którą skręcił, a prowadziła ona w prawo, spotkał jeszcze parę jaszczuroludzi. Zajął się nimi, to oczywiste, przy okazji mógł też wypróbować sztylety, które wcześniej odebrał niewidzialnej jaszczurce-skrytobójcy. Swoją drogą, wachlarz naturalnych umiejętności tego stworzenia był naprawdę ciekawy, bo długouchemu wydawało się, iż ten konkretny rodzaj jaszczuroczłeków potrafi stawać się niewidzialnymi od urodzenia, poza tym ich rozmiar, mniejszy od pobratymców, i specyficzna budowa ciała, pozwala im na szybsze poruszanie się i bycie o wiele zwinniejszymi. Przez to też stawali się groźniejszymi przeciwnikami dla niego, a także dla Sherani, która teraz albo podąża już za nim, albo nadal próbuje zwalczyć działanie trucizny… Zaraz, dlaczego go to w ogóle obchodziło? Przecież kobieta ta poluje na kogoś takiego, jak on i zabija, aby później uciąć głowę na trofeum i zgarnąć nagrodę, albo odstawia do więzienia i wtedy zabiera należność za wykonanie zlecenia.
Salazar pokręcił lekko głową, żeby pozbyć się tych myśli, bo teraz musiał skupić się na parze jaszczurzych wojowników z włóczniami, a nie na swoim dziwnym zachowaniu. Cały czas czaił się w cieniu w pobliżu tej dwójki, bo akurat stali odwróceni do niego plecami. Inaczej już dawno by go zauważyli. Może i mają lepszy wzrok od niego, jednak na pewno nie dotyczy to słuchu, który musieliby mieć podobny do Sherani, albo nawet lepszy, żeby usłyszeć skradającego się mrocznego. Podszedł do jednego z nich i wbił ostrze w jego plecy, w miejsce, w którym sztylet na pewno dosięgnie serca. Kopnął go lekko kolanem, przy okazji wyrywając broń z ciała i zaatakował drugiego, który chyba nie przykładał większej wagi do stanu zdrowia swego towarzysza, bo zrozumiał, że ten nie żyje trochę za późno. Ostrze już leciało w stronę jego gardła i przecięło je, zanim ten zdążył zareagować i zadać pchnięcie włócznią, do którego się szykował.

Ruszył dalej, chociaż przeczucie wtrąciło się i spekulowało, czy może lepiej będzie zawrócić i pójść w drugą stronę. Przez to, Mistrz Złodziei zaczął mieć przeczucie, że czeka tu na niego jakaś pułapka, której nie dostrzeże w porę i wpadnie w nią. Zaczął być jeszcze bardziej ostrożny, co bez problemu dało się osiągnąć dla osoby takiej, jak on.
Po jakimś czasie niezbyt szybkiego marszu usłyszał za sobą znajomy i tygrysi głos. Zatrzymał się też i odwrócił w jej stronę.
         – O odzyskałaś sprawność bojową… Dobrze – powiedział po chwili, jakby nic sobie nie robił z tego, co właśnie powiedziała Sherani.
         – Chociaż, bardziej przydatne są twoje wyostrzone zmysły, bo, jak widziałaś, z przeciwnikami radzę sobie bardzo dobrze – dopowiedział. Dopiero teraz postanowił spojrzeć na podłogę, jednak nie zauważył w niej nic nadzwyczajnego i czegoś, co mogłoby mu podpowiedzieć, iż jest ona czymś innym, a nie zwykłym podłożem. Chociaż… gdy przyjrzał się uważniej, zauważył na niej niewielkie pęknięcia, a gdy spojrzał na połączenie podłogi ze ścianą, wydawało mu się, że osunęła się ona lekko. Wyglądało na to, że rzeczywiście jest to jakaś wymyślna pułapka, a gdyby podłoże załamało się, najpewniej spadliby w jakąś przepaść, która kończyła się kolcami albo coś. Salazar na pewno nie chciał sprawdzać, co też znajduje się na dnie tego, w co mogliby wpaść po rozpadnięciu się podłogi.
         – Cóż… pójście w prawo nie było dobrym pomysłem – powiedział, bardziej do siebie niż do zmiennokształtnej. Po chwili zaczął się wycofywać, powoli idąc w stronę, z której przyszedł.

Nagle, gdy elf pokonał już większą część drogi po „podłodze” i był już nie tak daleko, od prawdziwego podłoże, ta cienka i służąca za pułapkę zaczęła trzeszczeć i pękać. Zaczęło się od środka, więc mroczny nadal miał trochę czasu na powolne poruszanie się, jednak kończył się on szybko. Nawet zaskakująco szybko, bo Salazar zdążył zrobić kilka kroków, zanim poważne pęknięcia zaczęły dosięgać miejsca, w którym stał. Nie bał się tego, bo wiedział, że uda mu się dotrzeć do końca cienkiej podłogi. Nawet miał plan, jak tego dokonać, gdyby zdarzyło się coś takiego, co dzieje się właśnie teraz. Szedł dalej, jeszcze powoli, a wzory na powierzchni pułapki zaczęły już wyprzedzać jego pozycję. Elf nadal poruszał się powoli i metodycznie, bo sytuacja nie wymagała jeszcze, aby wcielił swój plan w życie.
Odgłosy pękania ustały nagle, jakby zapowiadając coś poważnego, co stanie się za chwilę.
Podłoga-pułapka zaczęła się rozpadać, co także zaczęło się od samego środka. Elf spojrzał spokojnym wzrokiem prosto w oczy Sherani, chciał dać jej do zrozumienia, że mimo wszystko ma sytuację pod kontrolą. Był już naprawdę blisko, więc po prostu zaczął biec. Jednak on nie biegł prosto, nie, to byłoby zbyt proste. Salazar zaczął biec po skosie, kierując się w stronę lewej ściany. Podłoga za nim już nie istniała, gdy dotarł do swego celu. Zdążył się wybić i odbić od ściany. Zaczął lecieć w stronę tygrysicy i stabilnego gruntu. Wylądował, przeturlał się, w końcu przezorny zawsze ubezpieczony, i stanął na nogi.

         – Ta pułapka była… pomysłowa – odparł po chwili. Podszedł do krawędzi i spojrzał w dół, jednak dostrzegł wyłącznie ciemność. Szybko odwrócił się w stronę drogi powrotnej, bo i tak nie uda mu się dojrzeć końca przepaści. Właściwie… na dnie mógłby być nawet sam kamień lub ubita ziemia – upadek z takiej wysokości i uderzenia w podłoże wystarczyłoby, żeby zabić osobę lub osoby, które były nieostrożne.
         – Co wyczułaś w tej drugiej odnodze? - zapytał. Był niemalże pewien, że Sherani obwąchała obie, więc ciekawiło go, co też poczuła w tej bezpieczniejszej. Dotarli już do skrzyżowania i od razu weszli w drugą odnogę.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Dogoniła mrocznego elfa, który stanął sobie jak gdyby nigdy nic w samym środku niebezpieczeństwa.
- Oh czyżbyś się stęsknił - zaczepiła Salazara, odpowiadając na jego nonszalancki ton. Chociaż tyle, że mroczny się zatrzymał, ale mógłby jeszcze zacząć się cofać. Siłą ściągać stamtąd złodzieja, nie planowała. Jedno ugryzienie podczas biegania w dżungli, wystarczyło, nauki latania Rani nie przewidywała. Poinformowała o zagrożeniu, wystarczy. Dziewczyna słyszała trzeszczenie podłogi jeszcze zanim mroczny dostrzegł rysę w kamieniu. Nie czekając więc, aż uparciuch się namyśli, sama rozpoczęła odwrót.
- Tak, tak - zbyła przechwałkę Salazara - Wycofaj szybko to swoje niepokonane dupsko, zanim znajdzie się sześć stóp pod ziemią - szła tyłem, na pamięć, by dodatkowymi gwałtownymi ruchami, nie prowokować wcześniejszego oberwania się podłogi. Zamiast patrzeć pod łapy, miała więc wgląd na poczynania mrocznego, który wreszcie zaczął się rozglądać. Sukces, nareszcie uszaty zorientował się, że należało by zacząć uważać.
Przyspieszyła kroku, wraz z naglącym skrzypieniem trących o siebie kamieni. Miękkie łapy tłumiły tąpnięcia, ułatwiając tygrysicy zadanie. Znalazła się na bezpiecznym gruncie, gdy Salazar rozpoczął przyspieszony, taktyczny odwrót. Uchwyciła spojrzenie Mistrza złodziei, tylko nie za bardzo zrozumiała jego powód. Na co liczył, że rzuci się za nim w przepaść ? Była tygrysem, nie pegazem, nic by im to nie dało, ale w duszy. Może elf chciał się pożegnać, w razie gdyby nie zdążył. Takie „Opowiedz moją legendę, gdy wydostaniemy się na powierzchnię”. Między Sherani a bardem, nie uświadczyłby najmniejszych podobieństw, ale niech mu będzie. Gdy już uwolni się z labiryntu, a mroczny jednak nie zdąży nim skały całkowicie usuną mu się spod stóp, opowiadając o swojej przygodzie, wspomni słowem czy dwoma, o Złodzieju mrocznym elfie, który wpadł w wielką dziurę i zginął, bo w porę nie posłuchał ostrzeżeń. Najwyraźniej w pewnych kwestiach dwójka sprzymierzeńców dogadywała się doskonale bez użycia słów, w innych, konwersacja spojrzeniami przebiegała zupełnie opacznie, pozostawiając zbyt wiele możliwości do własnej interpretacji przekazu.
        Ostentacyjnie odsunęła się w bok, by uniknąć ewentualnego spotkania z rozpędzonym mrocznym ciałem, jeśli uszaty źle by wymierzył lądowanie. Odezwała się dopiero, gdy złodziej zgrabnie podniósł się na nogi.
- Nie skomentuję, tego jak marny to był pomysł - odparła ciesząc się każdą przewagą i korzystając z najmniejszych okazji by spróbować dogryźć złodziejowi - Chwila beze mnie i już pakujesz się w kłopoty - kąty tygrysiego pyska uniosły się w kolejnej parodii czegoś co miało być uśmiechem. Złośliwy grymas prezentował się znacznie lepiej na człowieku, w przypadku zwierzęcia budząc skojarzenia raczej z głodnym drapieżnikiem szykującym się do ataku, niż z jego żartami.
Rani odwróciła wzrok od elfa, podchodząc na skraj pułapki razem z nim. Wilgoć i zaduch dochodziły z jamy. Było zbyt głęboko, albo zbyt ciemno by coś dostrzec, ale sam fakt, że tam nie spadli nie poprawił jej wystarczająco humoru. Cały korytarz miał charakterystyczny zapach tej ekstremalnej wersji wilczego dołu i nadal miała złe przeczucia. Stała nad przepaścią trochę dłużej od Salazara, jednak nie uzyskując ani odrobiny informacji, podążyła za złodziejem, w kierunku drugiego korytarza.

- Hm ? - odwróciła się słysząc pytanie - Powietrze. Świeże powietrze. W jaskiniach to zwykle znak, że zbliżasz się do wyjścia. Z przeciwnej strony wiało wilgocią i stęchlizną - wytłumaczyła cierpliwie, co z kolei przypomniało łowczyni o pozostawianych znakach. Zmiennokształtna wybuchnęła śmiechem, niezrozumiałym jeśli ktoś nie czytał w jej myślach, który zaraz pohamowała i wyjaśniła jego przyczynę.
- Co cię na bogów z tymi strzałkami podkusiło ? - prychnęła, zerkając w stronę Salazara - Całe korytarze tobą czuć - wytłumaczyła jakby mówiła do kogoś wyjątkowo niedomyślnego - Na ślepo bym trafiła za tobą. Dobrze, że nie rozsypywałeś okruszków - żartowała sobie dalej - Strzałki mogłam jeszcze podciągnąć o nadmierną troskę i przywiązanie.
Przeżyła, prawie nic ją nie bolało i była wyjątkowo dobrym humorze, jak na uwięzienie w labiryncie, więc tak jak przypuszczała podążając śladami elfa, właśnie tłumaczyła mu jak wygląda świat z jej punktu widzenia a do tego żartowała sobie w najlepsze, jakby siedziała w karczmie przy rumie. Ewentualne zmyłki i sztuczki ze zmiennymi ciągami powietrza, jakie mógłby zastosować mag, chwilowo pominęła, jako nieistotne i zbytnie odbieganie od tematu.

        Lewy tunel okazał się bezpieczny, niestety tylko do momentu w którym się urywał, dosłownie. Korytarz kończył się nagle i niespodziewanie, jakby szalony mag lub alchemik zdetonował tu magiczny ładunek wybuchowy. Zaraz, z takim właśnie osobnikiem chyba mięli do czynienia. Całość przypominała wielki lej, o pionowych ścianach. W jednej z nich, u zakończenia korytarza, stało teraz dwoje podróżników. W przeciwległej, znajdowała się kontynuacja ich drogi, oni sami zaś właśnie mieli okazję spoglądać w wieńczącą ich trasę olbrzymią przestrzeń, wypełniona mrokiem. W dole na próżno by szukać dna, ginęło gdzieś w ciemności. Spoglądając w górę nie dało się dostrzec sklepienia, które tak jak podłoga, tonęło w odmętach czerni. Jedyne co mógł dostrzec czuły w ciemnościach wzrok, to kamienne boczne ściany oraz majaczącą naprzeciw ścianę z dalszym ciągiem korytarza, znajdującą wyżej od swojej bliźniaczej połówki, w której właśnie sterczeli.
Świeże powietrze wypełniało nozdrza łowczyni, grając jej teraz na nerwach. Aktualnie wiatr hulał dość radośnie, by i mroczny elf mógł go wyczuć bez najmniejszych problemów. Prawdopodobnie rozpadlina kończyła się kominem uchodzącym na powierzchnię. Niestety ani żadne z nich nie było pająkiem ni gekonem by brykać teraz radośnie po pionowej ścianie. Dodatkowo, wątpiła by ktoś tak pokręcony i jednocześnie zapamiętale przezorny w swym szaleństwie, jak porywacz, zostawił takie proste wyjście na zewnątrz. Proste, jeśli oczywiście odjęli wspinaczkę w górę, bogowie raczyli wiedzieć jak długo. Logicznie myśląc, na pewno komin kończył się niewielką szczeliną, lub szczelinami. To one doprowadzały wiatr, w otchłanie góry. Stopniowo powiększająca się przestrzeń powodowała zawirowania powietrza i potęgowała wrażenia odbierane przez zmysły tygrysołaczki.
By kontynuować podróż, musieli dotrzeć do drugiego końca korytarza. W ścianach dało się zobaczyć niewielkie półki skalne. Do niektórych dało by się doskoczyć bez problemu, do innych dopiero po lepszym przyłożeniu się do zadania. Najwygodniejszą okazałą by się teleportacja, jednak Salazar mówił coś o blokadzie przenoszenia się w górę, zakładała więc, że ich cel czyli wejście w skale plasuje się w ograniczeniach, nawet jeśli było to marnych kilkanaście stóp, ponad aktualnym poziomem.

        Usiadła na krawędzi dokładnie przyglądając się półkom, w myślach próbując zaplanować drogę, gdy rozległ się nieprzyjemny mlaszczący odgłos kroków. Wraz z lepkim człapaniem, przywiało odór wilgoci, rodem z poprzedniej odnogi.
Tygrysica odwróciła się gwałtownie w tamtym kierunku, warcząc głucho. Cudownie ! Naprawdę musiało coś wyleźć z tamtej dziury ? Po odgłosach było to raczej COŚ niż coś, gdyż lazło wyjątkowo ciężko, a czas pomiędzy kolejnymi krokami był dłuższy niż u istoty wzrostu takiego elfa na przykład.
- Powiedz, że masz jeszcze jakiegoś asa ... - mruknęła marudnie, szykując się do walki z kolejnym kreatywnym pomysłem chorego umysłu, który został powołany do życia.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 121
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

         – Na dół na pewno jest o wiele więcej niż tylko sześć stóp – odparł. Nie zamierzał nic wspominać o jej wcześniejszych słowach. Sugerowała, że się za nią stęsknił, co w ogóle nie było prawdą, a o tym z kolei mogło poświadczyć to, jak siebie traktowali. Nie byli przyjaciółmi ani nawet kimś, komu było do tego blisko. Elf nie ufał jej… właściwie to on nikomu nie ufał, ale nie o to tu chodzi, bo oboje w ciągu niedługiego czasu z wrogów zmienili się w przymusowych towarzyszy, którzy powinni współpracować, jeśli oboje chcą stąd wyjść.
Zaczął się wycofywać, powoli, co prawda mógłby biec i nadal skradać się, jednak to nadal mogłoby uszkodzić podłoże bardziej niż bezszelestny chód. Im bliżej były pęknięcia i, im większym były zagrożeniem, tym szybciej poruszał się długouchy. W końcu zaczął biec, odbił się od ściany bocznej i wylądował na bezpiecznym podłożu. Mogli iść dalej.
         – Marne to jest to, że musisz dzielić ciało z drapieżnikiem, a patrząc na to, że od jakiegoś czasu nosisz jego skórę… Chyba oboje wiemy, które z was aktualnie ma przewagę – odparł całkiem poważnie. Na początku mogłoby wydawać się, iż był to jakiś żart czy coś, a na obliczu elfa zaraz pojawi się uśmieszek, jednak tak się nie stało. Salazar bez słowa ruszył dalej, musieli wrócić na rozwidlenie i wybrać inną drogę.

Ciszę przerwało jego pytanie, które zadał, głównie, z ciekawości. Właściwie, dobrze będzie mieć wyostrzone zmysły tygrysicy z powrotem przy sobie, bo przynajmniej będzie wiedział, gdzie iść, żeby cały czas poruszać się w stronę wyjścia.
         – No tak, tylko że ja mój węch nie jest ponadprzeciętny, więc tego nie wyczułem – odrzekł po chwili. Nie wiedział, ile poziomów ma ten labirynt, jednak jeśli Sherani czuła zapach wyjścia, może zbliżali się już do końca, a nie do jednego z przejść na wyższy poziom.
         – Gdybym sypał za sobą okruszki, dłużej zajęłoby ci dotarcie do mnie, bo jeszcze zaczęłabyś je zjadać – odpowiedział zaczepnym tonem. Tym razem na twarzy mrocznego elfa zagościł odpowiedni uśmieszek.
         – Myślałem, że jak wygrasz walkę z trucizną, twoje zmysły będą przytępione czy coś i, może, nie trafisz za mną po zapachu – wytłumaczył jej swoje działania. Niby mógłby tego nie robić i zostawić ją tutaj, a samemu poszukać drogi wyjścia. Z drugiej strony, teraz najpewniej leżałby połamany na dnie rozpadliny, którą odkryła cienka podłoga w korytarzu, z którego wyszli niedawno.

Wydawało mu się, że tunel będzie bezpieczny i doprowadzi ich gdzieś, jednak ten urwał się nagle, co zaskoczyło złodzieja. Na pewno był to zamierzony zabieg, nie było innej możliwości. Dziura ta była dość spora, jednak z jednego końca, czyli z tego, po którym stali, można było dojrzeć drugi. Właśnie tam korytarz ciągnął się dalej. Na ścianach stworzone były pułki skalne, którym dałoby się dostać na drugą stronę, jednak jeden fragment tej przeprawy była naprawdę niebezpieczny, a niewielkie wyrwy oddalone były od siebie o znaczną odległość.
         - … Mogę przenieść nas na drugi koniec tej dziury. Widzę jej koniec, więc nie będzie z tym problemu – odparł. Właściwie, i tak zamierzał to zrobić, chociaż podejrzewał, że tym razem tygrysołaczka zgodzi się na to.
         – Nie jestem w pełni uzbrojony, nie chcę walczyć z tym… czymś, co właśnie tu zmierza – dopowiedział. Co prawda, obawiał się też, że może nie wyjść cało z takiej konfrontacji, jednak ona najpewniej miała podobne obawy.

Przykucnął obok zmiennokształtej, jednak tym razem nie objął jej, co zrobił za pierwszym razem. Teraz po prostu położył dłoń na jej karku i ścisnął lekko. Mogła to poczuć, jednak na pewno nie sprawiało jej to żadnego bólu.
Chwilę później zniknęli i pojawili się po drugiej stronie leja. Mroczny od razu odwrócił się, aby móc spojrzeć tam, gdzie jeszcze niedawno stali. Niby nie chciał walczyć z tym stworzeniem, jednak naprawdę ciekawiło go to, czym ono jest.
Nagle w korytarzu pojawił się wysoki na jakieś piętnaście stóp (około cztery i pół metra) stwór, który, co prawda, miał budowę ciała zbliżoną do ludzkiej, jednak jego skóra była zielona i oślizgła, z pleców wyrastały skórzaste skrzydła, a także para macek i ogon zakończony grotem. Poza tym jego nie mógł domknąć szczęki przez trójkątne i ostre zęby. Jego dłonie kończyły się długimi pazurami, a stopy miały błonę między palcami. Właśnie w tej chwili stwór zauważył ich.
Bestia wyprostowała łapy, a macki pomknęły do przodu. W trakcie lotu rozdzieliły się i z dwóch nagle zrobiły się cztery. Wyglądały jak pomniejszona wersja tych, które mogli zobaczyć w trakcie przeprawy nad bajorem.
         – Powinniśmy iść – powiedział, wycofując się, stosując błyskawiczny odwrót i zaczynając biec korytarzem.
         – Myślisz, że to, co wciągnęło tamte jaszczurki do wody, mogło być większą wersją tego stworzenia? - zapytał, cały czas narzucając coraz to szybsze tempo.
Biegli tak przez niedługi czas, a macki cały czas siedziały im na plecach. Stwór cały czas za nimi podążał, z tym że jego macki pełniły funkcję dziwnych zwiadowców. W końcu przed sobą zobaczyli kwadratowy kształt ze światła. Przejście na kolejny poziom. Elf przyspieszył i, nawet nie zwalniając, odbił się od ściany i skoczył w górę. Podciągnął się szybko i odskoczył w tył, robiąc miejsce Sherani. Oboje znaleźli się na górze, jednak macki popędziły przed siebie. To samo zrobił stwór, który nawet nie spojrzał w górę, gdy przechodził pod otworem.
         – Wydawał się potężnym przeciwnikiem. Lepiej było uciekać, niż walczyć – powiedział cicho. Przed oczami miał ścianę, a za plecami korytarz, który, tym razem, był oświetlony
         – Dziwne… Może zbliżamy się do wyjścia z labiryntu, o czym ma nas informować lepszy stan korytarzy… - powiedział, znowu bardziej do siebie niż do zmiennokształtnej.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Oschła reakcja Salazara nie zepsuła Rani nastroju, wręcz przeciwnie. Łowczyni uznała, że udało jej się rozdrażnić złodzieja i powitała to z nieukrywanym samozadowoleniem, tym większym, że elf miał rację tylko częściowo. Drapieżnik zawsze był blisko pod skórą, gdy przyjmowała zwierzęcą postać. Aktualnie był nawet bardzo blisko. Wciąż jednak, to ona dowodziła, w innym wypadku złodziej musiałby bronić swojego życia, przed coraz głodniejszym tygrysem. Późniejsze docinki mrocznego rozbawiły dziewczynę wcale nie mniej, niż jej własne złośliwości. Los zmusił do współpracy osoby, które w normalnych warunkach nawet nie chciałyby zamieniać ze sobą jednego słowa. Efekt końcowy, mimo niezbyt przyjaznych okoliczności, od jakiegoś czasu był nad wyraz pozytywnie odbierany zmiennokształtną. Pierwszy szok i złość minęły. Ich miejsce zajął upór, motywacja do działania i zwykła dla tygrysicy, łobuzerska nonszalancja, która teraz skłaniała Rani do zaczepek. Pozwalała też dostrzec łowczyni ironię losu. Bynajmniej się nie nudziła, a czy nie to stanowiło główny kurs obierany w życiu ? Żarty jednak przerwał koniec drogi.

        Utknęli na krańcu urwanego korytarza, podczas gdy ciężkie kroki rozbrzmiewały coraz głośniej. Tąpnięcia rozlegały się złowróżbnym echem, zwiastując nadchodzącego potwora. Kiwnęła głową dość ochoczo jak na nią, zgadzając się na teleportację. Skakanie po skalnych półkach było by mozolną opcją przeprawy. Stwór zaś był coraz bliżej, nie dając im wiele czasu. Przysunęła się do elfa, podczas gdy ten uzasadniał swoją niechęć do walki z nadchodzącym wytworem.
- Zaniechanie polowania, to nie ucieczka - odpowiedziała tygrysica, całkowicie zgadzając się z Salazarem, chociaż osoby mniej skłonnej do stosowania taktycznego odwrotu, długo by szukać - Jestem łowcą przestępców nie potworów - dodała na swoje usprawiedliwienie. Uzbrojeni czy też nie, nawet dla Rani walka ze wszystkim co tylko spotkają, było zbyt dużym ryzykiem. Oparła się barkiem o elfa, czekając by tylko znaleźć się po przeciwnej stronie wyrwy. Mgnienie potem byli na przeciwległym brzegu przepaści, a bestia ukazała się ich oczom w pełnej okazałości. Paskudztwo było wielkie i co gorsza posiadało skrzydła. Przytaknęła oszczędnie zrywając się do biegu, razem ze złodziejem. Nie miała ochoty czekać czy wynaturzenie umie robić z nich użytek. Już w biegu, dotarł do jej uszu błoniasty łopot, szybko utwierdzający tygrysicę w przekonaniu, że niestety tak.
- W tym pieprzonym labiryncie, żadnej z opcji nie można wykluczyć - odpowiedziała biegnąc równo z Salazarem - Jeśli tak, dobrze, że zostało w kałuży - dodała. Wciąż bez problemu nadążała za elfem. Złośliwie korytarz nie miał najmniejszego zamiaru się rozgałęziać. Łopot przemiennie z tupotem deptał im po piętach a paskudne macki kilkukrotnie było o krok od doścignięcia umykającej dwójki. Całe szczęście dla równowagi, tunel wił się i zakręcał, dając mniejszym i zwinniejszym uciekinierom przewagę nad ciężką potworą.
Przez moment znów wysforowali się nad goniące ich obrzydlistwo. W tej samej chwili dostrzegli kolejne wejście na wyższy poziom. Snop światła wpadał przez otwór w suficie objawiając się niby przysłowiowe światełko w tunelu. Mroczny wskoczyła na górę, będąca krok za nim tygrysica, zrobiła to samo. Najwyraźniej groźna, ale nie koniecznie spostrzegawcza i bystra bestia pognała dalej.
- Co wydarzy się w labiryncie, w nim pozostanie - odpowiedziała może nieco enigmatycznie. W ten sposób chciała uświadomić uszatego, że nie miała zamiaru opowiadać o tym jak wiali tunelami labiryntu, nawet jeśli uznawała to za całkowicie uzasadnione. Niezależnie jak konieczna i rozsądna była ucieczka, nijak nie przystawała do elementów przygody o których chciało by się opowiadać.
- Było by miło ze strony tego patafiana, mi już wystarczy tych jego rozrywek - przemyśleniom mrocznego, odpowiedział tygrysi głos.
        Początkowo mrużyła oczy przed rażącym niemiłosiernie światłem. Po tak długim pobycie w ciemności, potrzebowała trochę więcej czasu na oswojenie źrenic z jasnością. Gdy wreszcie uzyskała właściwą ostrość widzenia, mogła lepiej obejrzeć otoczenie.
Faktycznie nowy korytarz znacznie odbiegał od poprzednich i nazwanie go tunelem byłoby krzywdzące. Ściany nie były już wykute w skałach, a wymurowane z granitowych bloków. Do tego korytarz był znacznie krótszy. Zdążyli minąć pierwszy zakręt i trafili na litą ścianę oraz kręcone, kamienne schody. Wyraźnie nawet wejście na górę było bardziej cywilizowane niż poprzednie.
Ostrożnie podeszła do schodów, obwąchując je uważnie. Wszystko było dziwne i inne, co więcej nie mogła nic wyczuć. Wokół panowała cisza, którą przerywały jedynie ich oddechy. Brak wskazówek sprawiał, że Sherani nie była pewna czy ma ochotę wchodzić po schodach, czy może lepiej wrócić do wielkiego potwora. Schodząc na dół, przynajmniej wiedziała, ogólnie, ale jednak była świadomą z czym miałaby mieć do czynienia. Wchodząc na górę, musieliby stawić czoła całkowitej niewiadomej. Jeśli Rani miała by posegregować rzeczy zależnie od stopnia nielubienia, niewiadome plasowałyby się zdecydowanie w czołówce. Rozterki od razu odbiły się w zachowaniu zmiennokształtnej. Ogon poruszał się niespokojnie, uszy drgały nerwowo szukając dźwięków, podczas gdy tygrys snuł się podejrzliwie u stóp schodów.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 121
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

         – Mimo, że należę do rasy, która żyje pod ziemią, teraz i tak z chęcią przywitałbym wyjście z tego labiryntu – odparł. Co prawda, z wydostaniem się z tego miejsca łączyłoby się też to, że znaleźliby się w posiadłości maga, a zatem zaczęliby go szukać, aby na koniec go zabić. Mroczny podejrzewał, że na górze nie będą mieli zbyt łatwego zadania, bo ten „patafian”, jak to określiła tygrysica, na pewno musi mieć jakichś strażników i tak dalej w razie, gdyby komuś udało się wydostać z podziemnego obszaru do testowania na więźniach.
Jego oczy dość szybko przyzwyczaiły się do nowego otoczenia i natężenia światła. Podejrzewał, że zdecydowana większość mrocznych elfów zasłaniałaby oczy przez jakiś czas i stopniowo odsłaniała je, żeby mogły przystosować się do nowego oświetlenia. Tymczasem on zmrużył tylko oczy, zupełnie tak, jakby mrużył je przed promieniami słońca. Po niedługiej chwili mógł już dostrzegać szczegóły i okazało się, że ściany także wydają się lepszej jakości.
Ruszyli do przodu i już po minięciu pierwszego zakrętu trafili na kręte schody. Nie na dziurę w suficie, a na najprawdziwsze schody. Salazar spojrzał na nie i uderzył stopą w pierwszy stopień, później kucnął i przesunął po nim otwartą dłonią.
         – Nie wydaje mi się, żeby były one iluzją – powiedział do Sherani, tym samym tłumacząc jej swoje, może nieco dziwne, zachowanie. Następnie wszedł na schody.

Minął tygrysołaczkę i zaczął iść w górę. Ostrożność sygnalizowała o ewentualności pułapek i długouchy brał to pod uwagę, dlatego też poruszał się ostrożnie, czyli także trochę wolniej. Jego zmysły, oczywiście, cały czas były wyostrzone. Niby spowoduje to szybsze zmęczenie ciała, jednak jest to cena, którą złodziej może zapłacić za wyostrzony słuch i jeszcze bardziej wyostrzony wzrok.
Nie wiedział, ile stopni mają schody, bo skończył je liczyć, gdy w jego umyśle pojawiła się setka. Schodów mogło być dwa razy tyle albo trochę więcej. W każdym razie, udało mu się w końcu dotrzeć do ich końca, gdzie przywitały go drzwi, bo cóż innego mogło się tam znajdować.
Mistrz Złodziei kucnął przy nich i sprawdził zamek wytrychem.
         – Te drzwi są inne, więc rozpracowanie ich może zająć mi trochę więcej czasu – uprzedził tygrysicę, która cały czas szła za nim. Po chwili przeszedł do otwierania zamku, który okazał się… bardziej skomplikowany niż mroczny przypuszczał na początku. Oczywiście, nadal leżał on w zakresie jego umiejętności, jednak musiał się trochę przy nim napracować. W końcu udało mu się z nim uporać, więc wstał i powoli pchnął drzwi, otwierając je.
Najpierw ostrożnie spojrzał przez szparę powstałą między framugą a samymi drzwiami. Zobaczył osobnika w lekkiej zbroi i z mieczem stojącego obok. Pewnie po drugiej stronie także musiał ktoś stać, więc Salazar pchnął drzwi z całej siły, na co reakcją było jęknięcie przepełnione bólem i odepchnięcie drzwi, za którymi elfa już nie było. Ten wyskoczył, dobył broni i od razu wbił ostrze w szyję człowieka, którego zauważył. Nawet nie było warto spierać się o to, czy zabił go od razu, bo właśnie tak było, a ciało osunęło się po ścianie, przy okazji znacząc ją krwawym wzorem. Mroczny wyszarpał sztylet z szyi pokonanego i odskoczył w tył, zerkając przy okazji na osobnika, którego zdzielił drzwiami. Miał na sobie ciężką zbroję i, prawdopodobnie, złamany nos, który krwawił teraz i zalał część jego twarzy krwią, jednak to nie przeszkadzało mu w rzuceniu się na długouchego. Zdążył już nawet dobyć miecza i przygotować się do cięcia od góry. Salazar uniknął tego, wykorzystując szybkość i wyostrzone zmysły, a później zgiął lekko kolana i wbił ostrze sztyletu dokładnie pod pachę ciężkozbrojnego. Trafił w złączenie zbroi i jednocześnie trafiając w tętnicę ramienną. Nie był to szczęśliwy cios, nic z tych rzeczy, bo elf dokładnie go wymierzył i precyzyjnie wyprowadził w miejsce, w które celował. Odskoczył w tył, przy okazji wyszarpując sztylet z ciała przeciwnika i odpychając go od siebie, aby zwiększyć dzielącą ich odległość. Widział, jak krew wypływa wartkim strumieniem z rany mężczyzny i ścieka po jego zbroi, jednak ten zdawał się tego nie zauważać i nie czuć, najpewniej przez adrenalinę. Zdecydował się ruszyć na długouchego raz jeszcze, jednak w połowie drogi wywrócił się i uderzył w ziemię. Nie wstał, a Mistrz Złodziei doskoczył do niego i, dla pewności, sprawdził, czy ten na pewno nie żyje. Nie żył.

Dopiero teraz mógł spojrzeć na ściany, podłogę i sufit.
         – Proponuję zacząć od znalezienia miejsca, gdzie mag mógł schować nasze bronie… Może znajdziesz tam też jakieś ubranie dla siebie, jeśli chcesz w ogóle z powrotem zmienić się w człowieka – odparł, spoglądając tygrysicy w oczy. Tym razem chciał wiedzieć, co Sherani sądzi na ten temat, bo od tego będą zależały ich następne posunięcia, a także taktyka, którą obiorą.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Obserwowała poczynania Salazara kątem oka, jednocześnie wciąż badając otoczenie. Co do technik jakie stosował złodziej, nie miała zastrzeżeń. On miał swoje sposoby, ona swoje. Oboje żyli mimo ryzykownej pracy. Mimo uwięzienia w labiryncie wciąż dychali. To znaczyło, że metody mieli skuteczne i nic nikomu do tego jak wyglądały. W mniemaniu Rani, jeśli Salazar by chciał, to mógł nawet polizać kamienne stopnie, jeśli miało by to pomóc w ocenie ryzyka, a nie odezwałaby się słowem krytyki.
Na schody weszła dopiero za mrocznym, wciąż zaalarmowana brakiem informacji. W naturze, bez magicznej ingerencji zawsze trafiały się jakieś ślady. Jeśli ich nie było, znaczyło to tylko jedno. Miejsce było opustoszałe od dawna, nawet bardzo dawna. Jeśli schody i ostatni fragment korytarza nie został oczyszczony magicznie, byli jedynymi gośćmi od długiego czasu, może w ogóle byli jedynymi, którzy przeżyli labirynt.
Wspinaczka trwała dobrą chwilę, a ich drogę wieńczyły drzwi, a jakże by inaczej. Przyzwyczajona do podziału ról przejęła wartę, podczas gdy uszaty gmerał w zamku. O zgrozo prawie mogła by polubić pracę z elfem. Gdyby oczywiście zamierzała zmienić branżę z łowcy nagród na zabójcę. Nigdy jednak specjalnie nie widziała się w tej profesji. Wymagała działanie z cienia i ukrywania się w mrokach przed całym światem, żyjąc i pracując. Rani lubiła swój rozmach, przez innych nazywany hałaśliwością. Mordowała nie przejmując się czynionym wokół zamieszaniem. Jedynie tropiła w ciszy. Zawsze hardo obnosiła się ze swoją obecnością w miastach i na szlaku, kryła się tylko czasem w trakcie polowania, gdy tego wymagało. Gdyby jednak miała wyciągnąć kogoś z fortecy, zamiast wyważać drzwi wiedziała kogo można by poprosić. Uśmiechnęła się w duchu do absurdalnego pomysłu.
Przycupnęła tuż za elfem, będąc blisko na tyle, że grzbietem prawie dotykała pleców mrocznego. Ogonem otoczyła łapy by nie przeszkadzać. Niby niezbędna część ciała, ale jakże uciążliwa. Prawie całkiem autonomiczna. Tak jak psy merdały nieświadomie, zależnie od swoich emocji. Tak ogon kota bujał się podczas poirytowania czy zniecierpliwienia. Nie chciała tłuc nim po nogach elfa, więc przyciągnęła niesforny organ do siebie, którego końcówka na złość, dalej robiła swoje, bezgłośnie kiwając białym czubkiem.
        Elf pracował, ona zajęła się swoją częścią roboty. Bezruchu, jeśli nie liczyć ogona, pilnowała by nic nie zaskoczyło ich od tyłu.
Dobry moment później drzwi przestały być przeszkodą. Pilnowane były przez raptem dwóch strażników, co stanowiło kolejny dowód, że raczej nie miewali tutaj nieproszonych odwiedzających, wracających z czeluści labiryntu. Stali bo musieli, bardziej nawet dla zasady niż na wszelki wypadek.
        Elf gwałtownie otworzył drzwi i kolejno zaatakował strażników. Sherani w tym czasie dała mu trochę miejsca, nadal profilaktycznie pilnując schodów. Pierwsza i podstawowa zasada współpracy według łowczyni głosiła ”Przede wszystkim nie wchodzić sobie w drogę”. Strażnicy byli uzbrojeni i w pełnym rynsztunku, ale wątpiła by to stanowiło większy problem. W razie konieczności, była gotowa do interwencji, ale na początek dała Salazarowi przestrzeń. Całkiem słusznie zresztą. Uszaty uporał się z dwójką szybko i skutecznie. Zaraz potem wlepił w nią wzrok z głupim pytaniem. W sumie czy głupim, nie powinna oceniać. Zmiennokształtni różnie postrzegali swoją postać. Często byli z niej wręcz dumni. Ona to widziała trochę inaczej, ale przecież nie miała głoszącej o tym tabliczki na czole. Zamiast tego, przemieniła się dobrowolnie, spaliła swoje ubrania i drałowała na czterech łapach kilka już dób. Nie mieli możliwości mierzenia czasu, ale w kościach czuła, że minęło dobrych kilka dni co i tak było płynnym pojęciem. Takie działania, można było różnie interpretować, między innymi jako słabość do bycia tygrysem. Nic bardziej mylnego, ale elf nie był kapłanem, Rani wierzącą więc i spowiedź była zbędna by tłumaczyć mrocznemu krok po kroku swoje przemyślenia i jeszcze raz wyłuszczać powód decyzji, tym razem bardziej szczegółowo.
- Raczej nie mam zamiaru pozostać w futrze - odparła spokojnie. Pokonali długą drogę i właśnie nikle zamajaczył jej koniec. Nie zakładała, że będzie łatwiej, ale i tak była w optymistycznym nastroju.
- Oczywiście, że idziemy po broń - dodała. Miała zamiar przerzucić całą górę do góry nogami, a w razie konieczności nawet ją wysadzić, jeśli tylko miała by odnaleźć Pierścienie.
- Jeśli znajdę jakieś łachy, będzie tym lepiej. Wbrew pozorom łażenie na czworakach nie jest moją ulubioną formą spędzania czasu - odpowiedziała skłaniając się do lakonicznego sprostowania ewentualnego niedomówienie, jednocześnie odwzajemniając spojrzenie zielonych oczu.

- Tam gdzie strażnicy powinna być i zbrojownia - odezwała się jak to oboje mieli w zwyczaju, w formie monologo-dialogu - Masz coś przeciw by się wpakować prosto w gniazdo os ? - zapytała lekko jakby tematem pytania był ulubiony kolor elfa. Jeśli mroczny wolał by działać inaczej, cóż… Rani poszła by sama. Strażników należało się pozbyć, a jak byli w jednym miejscu, to według tygrysicy było łatwiej. Nie musiała uganiać się za nimi po nieznanej sobie posesji.
        Odkąd mroczny otworzył idealnie wytłumione drzwi, wreszcie docierały do niej bodźce. Między innymi czuła i słyszała ludzi. To zaś zwiastowało posterunek, zbrojownie, magazyny, albo inne pomieszczenie, w którym gromadzili się żołnierze. Wszystkie dostępne opcje odpowiadały Sherani, która chętnie wreszcie zrobiła by coś prostego. Miała ochotę na odmianę po bieganiu między pułapkami, walczeniu z potworami i podobnych urozmaiceniach. Mordowanie ludzi nigdy nie sprawiało jej kłopotu. Ruszyła więc przed siebie, sprężystym kłusem.
Korytarz był oświetlony pochodniami zamocowanymi co jakiś czas w ścianach. W porównaniu z labiryntem, schludny i cywilizowany, przypominając lepszą wersję lochów, jakiegoś zamczyska. Po krótkim czasie, rozdzielał się na dwie odnogi, podobnie do labiryntu. Tym razem dziewczyna nie zwalniała i zaniechała zastanawiania się nad dostępnymi opcjami. Sytuacja była prosta jak wędrówka po sznurku. W jednym tunelu było całkiem pusto, nie było nikogo, w drugim dało się słyszeć wesoły gwar i czuła ludzkie ciała skupione w jednym miejscu. Skręciła w prawo i na horyzoncie w jednej z bocznych ścian ukazały się uchylone drzwi, z których wymykała się smuga światła i dochodziły głosy dyskutujących i żartujących strażników.
- Nie zgub się - zażartowała ruszając sprintem, wyraźnie będąc w świetnym nastroju.

        Bestia wpadła do pomieszczenia, w którym sześciu strażników beztrosko grało w kości. Z impetem runęła na pierwszego z nich, przewracając mężczyznę razem z krzesłem. Kły zwierzęcia rozerwały gardło mężczyzny, jeszcze zanim zdążył krzyknąć i nim jego głowa dotknęła posadzki. Szkarłat zachlapał siedzącego obok, stół do gry i rozlał się lśniącą kałużą po posadzce.
Nieszczęśnik jeszcze dobrze nie wyzionął ducha, a tygrysica już skakała na kolejną ofiarę.
Żołnierze nie byli kompletnie uzbrojeni. Hełmy i pozostałe niewygodne elementy zbroi leżały na boku, tak jak broń niektórych z nich. Nie czyniło to Sherani różnicy, po za jednym drobiazgiem, w ten sposób szło szybciej. Nie miała żadnych obiekcji co do mordowania zaskoczonych i bezbronnych. Normalnie nawet nie próbowała by ich zaczepiać, dziś stali łowczyni na drodze. Myśl, że pewnie mieli rodziny i bliskich, nie zaprzątała sumienia dziewczyny. Nie zastanawiała się, że mogli nie wiedzieć nic o procederach uskutecznianych przez pracodawcę. Taka była ich praca, można było w niej zginąć, nawet jeśli cały czas naiwnie uważali inaczej i właśnie ginęli. Prosta sprawa. Szybka decyzja.
Kolejne uderzenie serca i kolejny skok w kierunku następnego chłopca, bo dzieciaka ciężko było by określić mężczyzną. Blondasek próbował zasłaniać się ręką, chyba też krzyczał coś o litości. Szczęki tygrysa bez chwili zawahania, złapały przedramię razem z karkiem strażnika, miażdżąc je z głuchym chrupnięciem do wtóru z żałosnym jękiem umierającego.
Walka, która chwilowo przypominała rzeź owiec, nabrała odrobiny rumieńców gdy czyniony hałas ściągnął zbrojnych przebywających na rutynowym patrolu.
Do niewielkiego pokoju wpadła grupa strażników tym razem w pełnym rynsztunku. Wbiegli wprost w pobojowisko i po krótkim szoku, rozpoczęli natarcie. Rani się nie wstrzymywała. Słyszała nadbiegających jeszcze zanim dobiła ostatniego ze swojej trójki. Obracając się znad ciała, zaatakowała kolejnego stojącego jej na drodze. Skoczyła tuż pod mieczem, unikając cięcia, zbijając żołnierza z nóg. Nim ten zdążył zauważyć, że tępe uderzanie głowicą nie przyniesie rezultatu, gdyż nie ma do czynienia z człowiekiem, zanim zmienił uchwyt na broni, zmiennokształtna ze zgrzytem pazurów i kłów na metalu, zakończyła jego żywot.
Następny był sprytniejszy, czy może lepiej uzbrojony. Zaatakował włócznią. Broń znacznie lepsza na tygrysa. Dzikie zwierzę łatwiej było utrzymać na dystans i zakłuć na śmierć, nie wchodząc w bezpośredni kontakt. Atakujący nie wziął jednak pod uwagę jednego detalu. Nie miał styczności stricte ze zwierzęciem. Pręgowana bestia, obdarzona była przemyślną i logiczną jaźnią wojownika. Choć zrozumiale mogło to umknąć uwadze ludzi, obserwujących rozgrywającą się masakrę. Gdyby zaatakowali grupą, mieli by jakieś szanse. Zaskoczenie jednak i strach zrobiły swoje. Strażnicy bez planowania i najmniejszej taktyki wpadli do pokoju, atakując nieznanych sobie przeciwników. Teraz przyszło im ponieść konsekwencje. Sherani uniosła się na tylnych łapach, ni to stając dęba ni szykując się do skoku, odbijając mierzący w nią grot. Drugą łapą trzasnęła mężczyznę w bark, nim ten zdążył wrócić do bojowej pozycji. Siła uderzenia obróciła strażnika, który walcząc o równowagę próbował się nie przewrócić. Bezcelowo. Korzystając z jego chwilowej braku osłony, tygrys skoczył na żołnierza, kończąc dzieła.
Aktualnie prezentowany przez Rani styl walki nie był zbyt finezyjny, ale nie dało się odmówić mu skuteczności. Zresztą co więcej można było wymyślić, gdy bronią były własne zęby.
        Wokół zapadła ciężka grobowa cisza, informując o zakończeniu walki. Rani z pewnym ociąganiem oderwała ubabraną krwią paszczę od ciała poległego. Wtedy rozległo się głośne burczenie w brzuchu i soczyste przekleństwo dziewczyny wybrzmiewające zaraz po nim. Zmiennokształtna oblizała pysk, gderając pod nosem coś o tym, że zdecydowanie jak najszybciej powinna znaleźć jakieś ciuchy. Wypowiedź jednak była przeplatana wieloma ubarwieniami w formie przekleństw, których nie powstydził by się stary marynarz.
- Cały ? - zapytała, już z przyzwyczajenia wzrokiem odnajdując elfa. Trzeba przyznać stanowili zabójczy duet. Bez żadnych ustaleń, bez dzielenia się przeciwnikami, walka wychodziła im zgrabnie, nie przeszkadzając sobie wzajemnie. Swobodnym krokiem, przestępując nad ciałami, wyszła na korytarz ruszając w obranym wcześniej kierunku.

        Chwilę potem trafili na kilkoro zamkniętych drzwi, w tym jedne na klucz. Za pierwszymi znajdowało się coś na podób spiżarni albo szynkwasu. Po środku stała wielka drewniana ława, z rozstawionymi w nieładzie stołkami. Na niej spoczywał napoczęta flaszka wina i kilka kubków. Przy ścianach ustawione były zapasy. Tygrysica jedynie rzuciła okiem na wnętrze i zaraz przeszła do zwiedzania następnych pomieszczeń.
Dopiero pokój z drzwiami zamkniętymi na klucz okazał się wart zachodu.
Jak zawsze poczekała, aż Salazar rozpracuje zamek i weszła w ciemność. Wszędzie wokół poustawiane były kufry, a na stojakach zgromadzona została najróżniejsza broń. Powoli i uważnie przeszła pomiędzy zebranym orężem. Nie znalazła jednak Dziewięciu pierścieni. Będzie musiała szukać dalej. Rzutek Salazara też nie dostrzegła, co znaczyło, że dalej szukać będą oboje.
Od broni przeszła w kierunku drewnianych skrzyń, licząc, że chociaż tam znajdzie coś sensownego. Stanęła przed wiekiem pierwszej z brzegu i momentalnie dobry humor łowczyni prysł. Ręce przydawały się nie tylko do trzymania broni, ale też do otwierania niektórych rzeczy, takich kufrów na przykład. Zwierzęcym sposobem, w końcu dobrała by się do jego zawartości, ale ile mroczny miałby przy tym zabawy, wolała nie myśleć. Stanęła więc, zerkając w kierunku złodzieja.
- Mógł byś ? - wskazała głową drewniane pudło.

        Elf oczywiście stroił fochy i utrudniał całą procedurę. Zniosła wszystko z milczeniem i tylko ogon nerwowo bijący w podłoże informował o stopniu poirytowania czekającej łowczyni.
Gdy wreszcie Salazar w przenośni i dosłownie, zdecydował się udzielić pomocnej dłoni, Rani rozpoczęła przerzucanie zawartości kolejnych pojemników. Szelest materiałów i innych zachomikowanych dóbr mieszał się z coraz to bardziej wymyślnymi wiązankami dziewczyny, których brzmienie zapeszyło by niejednego szewca.
Przewróciła do góry nogami wszystkie zgromadzone ubrania i nastrój wcale się jej nie poprawił, wręcz przeciwnie. Większość łachów przeżarta była przez mole, albo w odczuciach tygrysicy śmierdziało. Pozostały niewielki odsetek byłby stanowczo za duży. Spojrzała jeszcze raz na wywleczone gdzieś na bok od reszty, płócienne spodnie, w które weszły by jej dwie i takąż samą koszulę. Musiała by to wszystko powiązać sznurkiem by z niej nie spadło, a i tak wiecznie plączące się szmaty, utrudniały by jej ruchy. Z westchnięciem prawdziwego i wręcz namacalnego bólu spojrzała w kierunku ostatniego kufra, który szyderczo zionął na nią swoją zawartością. Jedyną której nie tknęła nawet nosem, nie mówiąc o przejrzeniu.
Nie widząc innego wyjścia wsadziła głowę pomiędzy falbanki i koronki, kolejno wyrzucając na podłogę suknię za suknią. Gdy dokopała się do dna i nie było opcji znaleźć nic innego, wywłóczyła wybrane znalezisko rozkładając je obok wielkich gaci. Stanęła przed okrutnym wyborem, koralowa w miarę możliwości prosta kiecka czy za wielkie pory z koszulą. Z kolejnym bolesnym westchnięciem wzięła w pysk wszystko czego potrzebowała by skompletować swój strój i udała się do kąta. Chwilowo zrezygnowana i pokonana przez żeńskie fatałaszki, w dupie miała, czy elf podgląda czy nie. Dla minimum komfortu odwróciła się tyłem. Mrugniecie powieki i bolesny jęk później, miejsce tygrysa zajęła dziewczyna skulona w przysiadzie, obejmując kolana rękoma.
Za każdym razem gdy miała zmienić skórę, była przekonana, że przyzwyczaiła się do bólu. Za każdym też razem, przekonywała się, że nie do końca. Czy przemiana po tak długim czasie była gorsza niż zwykle. Tak jej się zdawało. Jednak gdy czasami zmieniała się kilkukrotnie w ciągu dnia, uważała, że wtedy było najgorzej. Prawda była jedna. Uczucie zmiany zawsze było paskudne, a ewentualne wcześniejsze obrażenia tylko potęgowały doznania. Trwała przez moment nieruchomo, ignorując czy Salazar domyśli się tej potencjalnej słabości czy też nie. Nawet wdechy ograniczała do płytkiego minimum. Ból mijał powoli, potrzeba było trochę czasu nim ustępował całkowicie. Całe szczęście jednak, znacznie szybciej niż mijał, ograniczał się do umożliwiającego funkcjonowanie poziomu.
Szybko ubrała sukienkę, w między czasie obrywając jej rękawy i wróciła do bogactwa zgromadzonej broni.
Wzięła pierwszy z brzegu miecz. Zważyła, machnęła kilka razy i odłożyła na miejsce. Nie było to coś co lubiła. Rozejrzała się jeszcze raz. Wtedy jej wzrok padł na coś zupełnie innego. Dalekiego krewniaka ciężkiej szabli. Uśmiechnęła się patrząc oręż i sięgnęła po glewię kryjącą się z tyłu.
        Początki nauk u emerytowanego łowcy głów i jej późniejszego mistrza opierały się właśnie na wschodniej halabardzie. Wszystko przez dzień w którym po raz kolejny przyszła prosić o naukę. Stary wojownik znużony wiecznie marudzącą nastolatką, postanowił dać nauczkę nieznającej swojego miejsca dziewczynie. Bez ostrzeżenia czy przygotowania, napuścił na nią jednego z ćwiczących właśnie adeptów. Inaczej ciężko nazwać atak znienacka, szkolącego się wojownika, na w dużej mierze zieloną dziewczynkę. Początkowo uciekała po placu szukając dostępu do jakiejkolwiek broni. Bezskutecznie. Zbrojny w miecz młodzian uniemożliwiał jej wszystkie zamiary. Przed całkowitym zgnębieniem ratowała ją zwinność i lekcje przetrwania i obrony, których udzielał jej pierwszy opiekun. Nie mniej cały pojedynek polegał na zabawie w kotka i myszkę. Podły staruch śmiał się do rozpuku w duecie z innymi adeptami, którzy zgromadzili się by popatrzeć. Ścigający ją szermierz zaczynał się złościć, bo jakby nie było wciąż nie złapał dziewuchy, a z jego umiejętnościami już powinien. Sherani zaczynała się wściekać z powodu bezsilności, bo z pustymi rękoma przeciwko mieczowi nie miała co stawać.
Wtedy kątem oka spostrzegła stojącą w kącie obok miotłę. Niewiele myśląc, czy może bliżej prawdy, nie myśląc wcale, chwyciła niestandardową broń drzewcową. Teraz zamiast uciekać starała się bronić i utrzymać przyszłego najemnika na dystans.
Ostatecznie obita, wylądowała pyskiem w piachu, przygniatana butem młodzieńca, któremu właśnie rozwijała się przepiękna śliwa pod okiem. Przegrała, w prawdziwym życiu, zginęła by, ale desperacka obrona i kreatywność zrobiły wrażenie na Hoganie, bo tak nazywał się mistrz, którego w ten sposób zyskała. Potem przez nauczyciela, który uznał, ze ma smykałkę do długiej broni, rozpoczęła naukę walki Guan-dao. Dopiero lata później zamieniła je na szablę z pierścieniami.
Przebudziła się z zamyślenia i podrzuciła glewię w dłoni. Dobra ciężka broń, nieźle przy tym wyważona. Stuknęła pięścią w płaz, aż zabrzęczał. Niezamęczone ostrze, bez spękań i wyszczerbień. Na ten czas powinna wystarczyć. Zamaszystym ruchem oparła wybrany oręż na barku.
- Gotowy by iść dalej ?
Zanim jednak w pełni wznowili marsz, Rani wróciła po dostrzeżoną wcześniej napoczętą butelkę wina. Z glewią przerzuconą przez ramię i flaszką w drugiej, którą odkorkowała zębami, wypluwając korek gdzieś po drodze, mogła kontynuować podróż. Zadowolona pociągnęła solidny łyk alkoholu.
- Straszna lura, ale na bezrybiu… - odezwała podsuwając butelkę w kierunku Salazara, tym subtelnym i pełnym gracji gestem pytając czy też chce się napić.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 121
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Ruszył za Sherani, która, jeszcze, przebywała w formie tygrysa. Najpierw musieli znaleźć dla niej jakieś ubrania, skoro wcześniej wyraziła chęć zmiany wyglądu swojego ciała na taki, który będzie przypomniał człowieka. Poza tym, odzyskanie broni nadal było dla niego priorytetem – nie miał zamiaru ruszać na maga i jego strażników, bo na pewno jakichś ma, nie czując znajomego, choć niewielkiego, ciężaru Rzutek, które ponownie będzie musiał rozmieścić w miejscach, w których ukrywał je wcześniej.
Wpadł do pomieszczenia zaraz za nią i zajął się strażnikami, których tygrysica pominęła lub pozostawiła, żeby on też mógł kogoś zabić. Nie zostawał długo przy przeciwniku. Przeważnie sprowadzało się to do tego, że elf unikał ataku wyprowadzonego przez osobę, z którą walczył i krótko po tym wyprowadzał kontratak, który był precyzyjny i trafiał w słabe punkty na ciele, gdzie skóra była cieńsza lub uszkodzenie ich powodowało śmierć. Jednak nie celował w gardło, prędzej prosto w serce lub od razu w głowę. Cięcie szyi powodowało zbyt duży rozbryzg krwi, co nie było wskazane. Salazar nie chciał, w ferworze walki, pośliznąć się na krwi wroga, którego zabił wcześniej. Na swój sposób nawet można by to było porównać do zemsty „zza grobu”. Zjawiły się też posiłki, a ludzie określeni tym mianem byli już lepiej uzbrojeni i mieli na sobie zbroje. Nimi też zajął się duet złożony ze zmiennokształtnej i mrocznego elfa, chociaż tym razem było trochę trudniej. Ostatecznie z posiłkami także sobie poradzili, w końcu potrzeba czegoś więcej, żeby ich pokonać.
         – Jestem zbyt szybki, żeby mnie trafili – odpowiedział Sherani i uśmiechnął się po swojemu. Nie była to dokładna odpowiedź na jej pytanie, jednak łatwo mogła domyślić się, że nic mu nie jest.

Mroczny miał wrażenie, że rozprawili się ze sporą częścią strażników, których najął sobie mag będący ich głównym celem. Podejrzewał też, że byłoby ich tu o wiele więcej, gdyby jegomość ten na poważnie rozważył możliwość, iż komuś w końcu uda się opuścić jego labirynt i stanie się on celem zemsty. Cóż… gdyby długouchy był na miejscu maga, na pewno byłby przygotowany na taką ewentualność.
Poszli dalej i szybko trafili na szereg zamkniętych drzwi, jednak dopiero ostatnie, na które trafili, wymagały interwencji kogoś o zwinnych dłoniach i umiejętnościach związanych z otwieraniem zamków, czyli właśnie kogoś takiego, jak Salazar. Zamek był podobny do tego, który wcześniej blokował im wyjście z labiryntu, jednak nie był taki sam. Większość zapadek miała podobne ułożenie, ale dwie, znajdujące się na samym środku, już nie, dlatego też stawiały one niewielki opór. Oczywiście, nie było to nic, z czym nie poradzi sobie tak znamienity złodziej, jak Salazar, w końcu nie bez powodu tytułowany był Mistrzem Złodziei. Już po chwili drzwi stanęły otworem, a oni mogli zobaczyć, co też znajduje się za nimi. Trafili do magazynu z bronią, a także kilkoma skrzyniami. Elf nigdzie nie widział swoich noży, jednak broń Sherani także tutaj nie było. Znaczy… to, że na pierwszy rzut oka nie widzieli tu swojego oręża, nie oznaczało od razu, iż naprawdę go tu nie ma. Najpierw musieli przejrzeć skrzynie, może ich broń znajduje się właśnie tam.
         – Tak, tak. Widzisz, jedną z zalet bycia humanoidem jest to, że możemy otwierać skrzynie – odparł, niby od niechcenia. Specjalnie też najpierw otworzył skrzynię znajdującą się obok tej, o której otworzenie poprosiła go tygrysica, szybko przejrzał jej zawartość i dopiero wtedy podniósł wieko tej, wskazanej przez zmiennokształtną. Później przystąpił do otwarcia wszystkich skrzyń, a także przejrzenia ich zawartości, która okazała się różnymi ubraniami. Mroczny miał na sobie ubiór, którego nie miał zamiaru zmieniać, więc nie zajmował się tym, co znaleźli w skrzyniach. Za to Sherani chciała znaleźć coś, co będzie mogła przywdziać, w końcu wcześniej powiedziała mu, że chciałaby zmienić formę.
Zaczął uważniej oglądać ściany, zwłaszcza w miejscach sąsiadujących ze stojakami na broń albo stolikami, na których leżało uzbrojenie. Aktualnie miał inne i ważniejsze zajęcie, niż przyglądanie się nagiej tygrysołaczce, więc nawet nie zaszczycił ją spojrzeniem, gdy zmieniła formę, odwróciła się do niego tyłem i zaczęła się ubierać.
         – Jeszcze nie… Muszę coś sprawdzić – powiedział do niej, nadal nie odwracając się w jej stronę. Jednak cały czas przyglądał się ścianom i podłodze, czasem dotykając ich albo szepcząc do siebie coś, czego dziewczyna nie mogła usłyszeć.

Nagle w pomieszczeniu rozległo się głuche postukiwanie, które można było skojarzyć z tym, że po drugiej stronie ściany znajduje się przestrzeń, a sama ściana jest cieńsza, niż powinna być.
         – Ha! Wiedziałem – powiedział z entuzjazmem w głosie.
         – Mają tu ukryte pomieszczenie – dopowiedział, tym samym wyjaśniając Sherani to, dlaczego nagle zareagował tak, a nie inaczej. Po jego lewej i prawej stały stoliki z bronią. Na pewno jedna z nich była atrapą, a także przełącznikiem, który otwiera to pomieszczenie.
Mroczny zaczął oglądać broń leżącą na meblach sąsiadujących ze ścianą, za którą, według niego, było ukryte pomieszczenie. Odbywało się to tak, że po prostu podnosił pojedyncze miecze, sztylety i buławy, a następnie odkładał je na miejsce. Atrapa na pewno była przytwierdzona do stołu, więc jeśli spróbuje ją podnieść, na pewno wyczuje opór, a wtedy będzie wiedział, że znalazł to, czego szukał. W końcu trafił na niepozornie wyglądający sztylet, wydawać by się mogło, że jest to zwykłe ostrze, jednak gdy długouchy pociągnął za niego, napotkał opór, którego tak szukał. Uśmiechnął się do siebie i obrócił sztylet wokół jego osi. Ściana, naprzeciw której cały czas stał, zaczęła chować się w prawej części ściany, a oczom mrocznego elfa ukazało się nieduże pomieszczenie, w którym stała tylko jedna skrzynia. Salazar od razu wszedł do środka. Nie obawiał się pułapek, gdyż zwyczajnie ich tu nie było. Skrzynia zamknięta była na klucz, co nie było dla niego zaskoczeniem. Kucnął przy niej i po niedługiej chwili rozpracował zamek i podniósł wieko.
         – Zgadnij, co tu znalazłem – powiedział głośno do tygrysołaczki, a z tonu jego głosu wyraźnie dało się wywnioskować, iż znalezisko to naprawdę poprawiło mu nieco humor. Po chwili odwrócił się do Sherani i rzucił w jej stronę coś owiniętego w płótno, nawet nie przyjmując do wiadomości, że dziewczyna nie złapie tego. Gdy już miała to w dłoniach, mogła poczuć znajomy ciężar swojego miecza, a gdy pozbyła się płótna, mogła ujrzeć swój miecz spoczywający w pochwie. Elf w tym czasie wyciągnął wszystkie Rzutki ze skrzyni i poumieszczał je na swoim ciele tam, gdzie zawsze je pozostawiał, aby mieć do nich szybki dostęp.
         – Teraz możemy iść dalej – powiedział, wychodząc z ukrytego pomieszczenia. Dobrze, że był złodziejem, a nie jakimś wojownikiem czy coś, bo wtedy pewnie nawet nie pomyślałby o tym, żeby sprawdzić magazyn pod kątem ukrytych pomieszczeń.
         – Swoją drogą… Przez myśl mi nie przyszło, że kiedyś zobaczę cię w sukience – powiedział do niej, specjalnie mierząc ją wzrokiem od góry do dołu. Po chwili przyjął od niej proponowany trunek i napił się, a po chwili westchnął.
         – Po tym wszystkim przydałoby się coś o wiele mocniejszego, niż jakieś tam winko – odparł, zgadzając się trochę z tym, co powiedziała Sherani, mimo że nie powiedział tego dosłownie. Z jej wypowiedzi wywnioskował, iż ona także z chęcią napiłaby się czegoś, co można nazwać mocnym alkoholem.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Stanęła z wybraną glewią, obserwując Salazara. Mroczny giął się przy ścianie. Głaskał, pukał, wyraźnie wypatrując rzeczy nie widocznych dla zmiennokształtnej.
Nagły wybuch radości u złodzieja, nieco zbił Rani z tropu. Przechyliła głowę, słysząc entuzjastyczne słowa zupełnie nie przystające do zwykłego zachowania uszatego. Jeszcze nie rozumiała z czego się cieszył. Jednak za chwilę została oświecona. Ukryte pomieszczenie.
Stanęła na szeroko rozstawionych nogach, w wygodniejszej i stabilniejszej pozycji. Zapowiadało się dłuższe czekanie, gdy Salazar podnosił każdą broń po kolei. Chociaż tyle, że sukienka była dość swobodna, by nie krępować ruchów. Uciążliwych rękawów pozbyła się wcześniej. Było jej prawie tak wygodnie, jak we własnych ubraniach. Prawie, ale i tak była to lepsza opcja niż płócienne szmaty.
Słysząc kolejne słowa złodzieja poczuła pewną ulgę. Domyślała się co mroczny mógł znaleźć. Lewą ręką chwyciła lecące zawiniątko, podczas gdy prawą wciąż trzymała glewię. Otoczyła drzewce ramieniem i już dwoma rękoma, ostrożnie odwinęła pakunek. Wzrok tygrysicy napotkał dobrze znaną, nieco już wysłużoną pochwę i spoczywające w niej Pierścienie. Początkową radość zastąpiła niewielka niepewność. Czy broń zechce współpracować. Zamiast jednak się bać, Sherani z dreszczykiem emocji wyciągnęła broń. W ruch, wprawionym gestem wplotła nacięcie kciuka. Ostrze ze zgrzytem metalowych obręczy, opuściło osłonę.
Nigdy nie bała się przeklętego oręża. Od początku budziło ono fascynację i ciekawość dziewczyny. Może dlatego broń akceptowała łowczynię. Jak drapieżnik wyczuwała niepewność i lęk, a spotykając hardą i niepokorną wojowniczkę chciała uwolnić się od nudy stojaka. Może zadziałało przeznaczenie.
W każdym razie, kapryśny oręż nie zmienił zdania. Nie wiedziała skąd była tego pewna, ale miała wrażenie, że gdyby coś się zmieniło, poczułaby wrogość szabli.
Zawsze przed walką Rani składała niewielką ofiarę. Pomysł wpadł dziewczynie sam, gdy tylko po raz pierwszy wzięła Pierścienie do ręki. Czy to sama broń podała pomysł, czy jakieś wewnętrzne przeczucie, któż mógł wiedzieć. Pewnym było, że po rytuale Rani czuła jakby akceptację szabli. Nie obawiała się, że broń odmówi posłuszeństwa.
Skończyła wiązać pas, gdy Salazar wyłonił się ze skrytki i ruszyli w dalszą drogę.

        Glewii jednak nie odłożyła. Spodobała jej się ta broń i teraz spoczywała na barku łowczyni, dozbrajając Sherani. Z walki guan-dao zrezygnowała głównie ze względów praktycznych - długie konne wędrówki z długim drągiem, nie należały ani do przyjemnych, ani wygodnych. Przy trudniejszych przeprawach mogło zaś nieźle komplikować życie. Była to broń bardziej na konnych niż dla jeźdźców. Nawet gdyby pokonywała trasy z przysłowiowego buta, co nota bene zajmowałoby stanowczo zbyt dużo czasu, mając jednocześnie zbyt wiele innych wad, ciężka broń też nie byłaby ułatwieniem. Teraz jednak mogła się przydać.
- To ciesz się póki możesz - wyszczerzyła się złośliwie, o dziwo nawet nie złoszcząc się za zwrócenie uwagi na strój. Całość stanowiła ciekawy obraz. Dziewczęcy strój i ciężka broń, nie mogły bardziej do siebie nie pasować.
Wiedząc, że Salazar zdąży wykonać unik, nawet jeśli właśnie zajęty był piciem wina, poderwała halabardę z barku i zakręciła młynka, zmuszając złodzieja do przykucnięcia. Tak do była dobra broń. Drzewce wróciło na swoje miejsce na barku dziewczyny.
- Teraz gadasz z sensem elfie - ucieszyła się tygrysica, słysząc wzmiankę o alkoholu. Tak wino było dobre na zaschnięte gardło, ale dla relaksu, do poprawy humoru, potrzeba było czegoś znacznie konkretniejszego.
Popatrzyła chwilę na Salazara, wyraźnie nad czymś myśląc.
- Sytuacja rodem z kiepskiego żartu, złodziej i łowca wchodzą do knajpy - zaśmiała się Sherani, rozbawiona absurdem sytuacji. Współpracowali by przeżyć, teraz prawie rozmawiali o wspólnym drinku.

        Czas na rozmowę skończył się gdy wyszli zza zakrętu. Z przeciwnej strony nadchodził kolejny niewielki patrol.
Wyraźne zaskoczenie dopadło garstkę strażników. Nie spodziewali się intruzów. Głosy wcześniejszej walki do nich nie dotarły i na moment dopadło ich wyraźne wahanie, jakby nie wiedzieli co powinni zrobić. Żołnierze byli dobrze uzbrojeni, ale wyraźnie brakowało im doświadczenia w walce. Pewność siebie odzyskali dopiero widząc liczbę napastników, wynoszącą aż dwójkę. Wraz ze wzrostem morale, ruszyli do ataku.
- Pora na rundę numer dwa - mruknęła z drapieżnym grymasem na twarzy rzucając się naprzeciw atakującym. Skoczyła na pierwszą linię zbrojnych, jeszcze w biegu wykonując zamach glewią. Cięty przez pierś znajdujący się najbliżej strażnik, zatoczył się na ścianę. Nadchodzącego z drugiej strony, uderzyła w brzuch końcem drzewca. Mężczyźni stracili równowagę i walczyli o każdy haust powietrza. Ciosy nie były śmiertelne. Pierwszego w dużej mierze ochroniła zbroja, która teraz z potężnym podłużnym wgnieceniem dodatkowo utrudniała mu oddech. Drugiemu i tak odebrałoby dech i zbroja nie miała znaczenia. Trzeci wstrzymał się z atakiem, ale miał pecha znajdować się w zasięgu tygrysicy. Glewia zatoczyła łuk, trafiając tuż nad stalową osłoną gardła. Głowa z tąpnięciem upadła na kamienie, do niej z dużo głośniejszym łoskotem dołączyło ciało. Dziewczyna obróciła się na pięcie, wracając do dwóch znokautowanych. Glewia wróciła na swoje miejsca na barku, a łowczyni dobyła Pierścieni, po kolei ścinając leżących i wciąż duszących się strażników.
Salazar mordował ostrożnie i oszczędnie, wręcz estetycznie. Po sobie zostawiał głównie ciała, bez niepotrzebnego bałaganu. Rani zostawiała za sobą trupy i groteskowe pobojowisko.
Rozejrzała się w poszukiwaniu przeciwników. Z grubsza się skończyli. No może po za jednym, który właśnie wiał korytarzem. Rzuciła się za tchórzem. Niestety Salazar ją ubiegł. Mężczyzna padł na twarz z łoskotem zbroi i rzutką wbitą w kark.
- No wiesz, całą zabawę zepsułeś - zamarudziła tygrysica, zatrzymując się w połowie drogi.
Było posprzątane. Wytarła ostrze Pierścieni o sukienkę i schowała je do pochwy. Chwilę później to samo zrobiła z glewią. Broń musiała być czysta, ale najwyraźniej umorusane posoką odzienie nie przeszkadzało dziewczynie.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 121
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Spodziewał się, że Sherani pozostawi broń, którą wzięła wcześniej, zanim jeszcze on odnalazł ukryte pomieszczenie i ich oręż, jednak tak się nie stało i dziewczyna była uzbrojona teraz zarówno w swój miecz, jak i w broń drzewcową.
         – Sukienka ci nie pasuje – odparł po chwili. Już nawet nie chodziło mu o to, że połączenie takiego ubioru i niebezpiecznej broni samo w sobie nie jest często spotykanym połączeniem. Po prostu nie zawsze było tak, że kobiecie pasowała ta konkretna odzież. Właśnie tak było w przypadku tygrysicy, bo ona lepiej wyglądała w stroju sprzed zmiany formy, i nawet nie chodziło tu o to, że taki strój odsłaniał trochę więcej, niż to, co miała na sobie aktualnie. Dobrze, że nie powiedział tego na głos, bo pewnie musiałby jej to wszystko tłumaczyć tak, żeby dobrze się zrozumieli.
Zmiennokształtna mogła spodziewać się, że mroczny odskoczy w tył albo kucnie, aby uniknąć jej zamachu, jednak on wygiął się do tyłu, a ostrze i drzewce glewii świsnęły niecały palec nad jego klatką piersiową i twarzą. Butelkę z winem cały czas trzymał w dłoni, jednak nie przy ustach. Zresztą, po chwili już jej tam nie było, bo przeleciała tuż obok głowy Sherani. Dziewczyna mogła być pewna, że Salazar celował właśnie tam, bo gdyby celem jego rzutu była jej głowa, na pewno trafiłby prosto w nią, a nie obok. Gdy elf już się wyprostował, w jednej z jego dłoni widoczne było ostrze noża, a cała ręka przyjęła pozycję gotową do rzutu nim. Sam złodziej patrzył na łowczynię przymrużonymi oczami. Mimo tego, co wydawało mu się na samym początku, ona chyba nie chciała zainicjować walki. Rzutka z powrotem wylądowała w pochwie.
Na temat kiepskich żartów i przykładu, który podała, nie powiedział już nic. Właściwie, od kiedy pamięta, żadne dowcipy go nie śmieszyły, bez różnicy, jaką tematykę poruszały, jak długie były i tak dalej. Po prostu wyszedł z magazynu, skoro i tak nie mieli tu już nic do załatwienia. Teraz musieli odnaleźć komnaty maga i zabić go.

Nie szli długo, gdy natknęli się na pierwszy patrol. Byli oni uzbrojeni podobnie, jak „posiłki”, które przybył na pomoc grupie grającej w kości, gdy zostali oni zaatakowani przez duet złożony z mrocznego elfa i tygrysołaczki. Zaatakowali ich pierwsi, bo przecież mieli przewagę liczebną. Chociaż na początku byli zaskoczeni tym, że korytarzami podróżuje ktoś jeszcze, a nie wyłącznie strażnicy.
Mroczny przemknął obok tygrysicy, gdy ta szykowała się do kolejnego zamachu glewią, przy okazji wyrzucając przed siebie jeden z noży, który trafił prosto w głowę jednego ze strażników. Udało mu się to tylko raz, gdyż aktualnie walczyli w zwarciu, więc on też musiał walczyć właśnie w ten sposób. Jego cięcia i rany, które zadawał, były precyzyjne i śmiertelne, o ile chciał od razu zabić przeciwnika. W sytuacji, w której był teraz, chciał to zrobić, więc wyglądało to tak, że jeden lub dwa ciosy były równoznaczne z jednym trupem. Okazja do rzucania nożami trafiła się na samym końcu starcia, gdyż jeden ze strażników postanowił być tchórzem i spróbował ucieczki. Ostrze wbiło się w jego plecy i zabiło go niemalże od razu. Moment ten zakończył też walkę.
         – Mimo, że te potyczki są łatwe, na pewno nie są zabawą – odparł, całkiem poważnie. On nigdy nie traktował zabijania w ten sposób, zresztą zdarzało się, że nie zawsze się do tego uciekał. Co prawda, zabijał bez zawahania i skrzywienia się, jednak nie zdarzało mu się bawić z ofiarą, specjalnie raniąc ją tak, żeby cierpiała i odczuwała niemały ból, ale przy tym cały czas została żywa, co dało się osiągnąć przez zadawanie ran w odpowiednich miejscach i mających określoną głębokość. W czasie różnorakich napadów zabijał tylko wtedy, gdy ktoś go zauważył… a przynajmniej starał się ograniczać tylko do takich sytuacji, osiągając przy tym różnoraki skutek, bo czasem nie udawało mu się powstrzymywać. O tym też nie miał zamiaru rozmawiać, więc już bez słowa pozbierał noże, którymi rzucał, wycierając je przy tym o materiał ubrań swoich ofiar i ruszył dalej. Tak naprawdę, chciał już znaleźć miejsce, w którym natknął się na tego maga, zabić go i opuścić ten budynek.

Co dziwne, nie natknęli się już na żadne patrole, jednak to nie oznaczało, że pozbyli się wszystkich strażników. Po prostu mieli trochę szczęścia. No… może istniała możliwość, że ci wszyscy, których zabili, mieli za zadanie pilnować części budynku, w której aktualnie znajdowali się on i Sherani.
W końcu dotarli do podwójnych drzwi, które zobaczyli za zakrętem. Pilnowane były one przez dwóch strażników, którymi od razu zajął się Salazar, posyłając w ich stronę dwie Rzutki. Te drzwi były inne od tych, które mijali wcześniej, bo nie dość, że były od nich większe, to także lepiej zrobione i ozdobione sceną, na której smok walczył z grupą rycerzy. Uwieczniony na nich moment przedstawiał bestię w powietrzu, która ziała ogniem. Natomiast wojownicy osłaniali się przed nim tarczami. Ciężko było stwierdzić, kto wygrywa, a kto przegrywa. Mroczny zabrał swoje noże z ciał przeciwników i dopiero po tym popchnął drzwi do przodu. W środku natknęli się na grupę jeszcze lepiej uzbrojoną niż wcześniejsi strażnicy i od razu dało się zauważyć, że ósemka mężczyzn, bo właśnie z tylu składała się grupa, czeka właśnie na nich. No tak, przecież mag mógł obserwować ich, gdy poruszali się po labiryncie, więc nic nie stało na przeszkodzie, aby dalej ich śledził, gdy już z niego wyszli.
Strażnicy wyraźnie byli kimś, kogo można było nazwać elitą wśród wojowników, którym mag płacił za ochronę. Ci, gdy tylko zobaczyli zabójczy duet, od razu ustawili się tak, że czterech skupiało się na Salazarze, a pozostała czwórka na Sherani. Jedna grupka, która liczyła czterech, miała to samo uzbrojenie – dwóch miało miecze i tarcze, jeden miał halabardę, a ostatni wyposażony był w miecz i sztylet.
         – Tym razem nie będzie tak łatwo – powiedział do siebie, jednak tygrysołaczka też mogła to usłyszeć. Chwilę później odskoczył w tył, wyrzucając z dłoni dwa noże – pierwszy został zablokowany niewielką tarczą, czego spodziewał się mroczny elf, drugi natomiast trafił w prosto w kolano mężczyzny, a ten od razu upadł na podłogę. Złodziej wyciągnął kolejne ostrze i rzucił nim w leżącego przeciwnika. Ten próbował osłonić się tarczą, jednak Rzutka leciała zbyt szybko i wbiła się prosto w czoło strażnika. Trwało to krótką chwilę, jednak wystarczyło, żeby drugi tarczownik, a także ten z mieczem i sztyletem, podeszli do niego i przygotowali się do wyprowadzenia ciosów. Gość z halabardą stał z tyłu, jednak trzymał swą broń w gotowości. W dłoniach Salazara spoczywały już kolejne noże, którymi elf miał zamiar walczyć tak, jak sztyletami. Pierwszy zaatakował ten bez tarczy, a mroczny dopiero teraz spostrzegł u niego szpiczaste uszy, które jednoznacznie wskazywały na to, iż jest on elfem. To oznaczało, że był szybszy i zwinniejszy od zwykłego człowieka, czyli walka z nim zajmie mu więcej czasu. Mistrz Złodziei nawet nie brał pod uwagę faktu, że długouchy wróg jest szybszy od niego, bo na pewno tak nie było. Mimo wszystko i tak zmusił się na uważniejsze przyglądanie się sytuacji, w końcu nie chciał, żeby zaszedł go od tyłu i wbił mu ostrze w plecy. Mroczny zablokował ostrze miecza skrzyżowanymi nożami i kopnął przeciwnika w nogę, później w bok i na sam koniec od razu przeszedł do ofensywy, nacierając na niego z jednym sztyletem gotowym do górnego ciosu i z drugim przygotowanym do wbicia ostrza prosto w brzuch. Pierwsze, to górne, zostało zablokowane, jednak drugie trafiło w cel i wbiło się w brzuch elfa, który chroniony był tylko przez lekką zbroję. Tarczownik natarł na złodzieja i uderzył go tarczą, odsyłając w bok i stając na drodze między nim a rannym towarzyszem. Salazar zauważył to, jednak trochę za późno i, nawet ze swoją szybkością, nie miał szans na uniknięcie tego, więc napiął mięśnie w miejscu, w którym uderzy tarcza i przyjął na nie uderzenie, które i tak go odrzuciło. Najpierw musiał zająć się mężczyzną z tarczą, a później resztą. Kątem oka zauważył też, że gość z halabardą odciągnął rannego elfa na bok i stanął przed nim, wyraźnie osłaniając go i zagradzając do niego drogę. Obaj mieli na sobie ciężkie zbroje, więc najszybciej będzie, jeśli mroczny za cel obierze sobie złączenia w pancerzach i ich słabe punkty. Wojownik z tarczą poruszał się wolniej od elfa, więc Salazar bez problemu uniknął jego cięcia, zarówno pierwszego, jak i drugiego. Sam natarł na niego krótko po tym, wykonując krótki rozbieg z zamiarem zaatakowania go. Przeciwnik uniósł tarczę do osłonięcia się, a Salazar wykorzystał ją, żeby wybić się z niej i przeskoczyć nad nim, a także wylądować za jego plecami. Od razu rzucił nożem nieco poniżej szyi, oddzielając rdzeń kręgowy od mózgu i zabijając go od razu. Wykorzystał chwilę zaskoczenia u halabardnika, żeby szybko pozbierać użyte już Rzutki i pochować je – dwie ostatnie, które i tak były już pokryte krwią, zostawił w swoich dłoniach. Obdarzył halabardnika złowrogim spojrzeniem i ruszył w jego stronę – chciał już mieć z głowy tę potyczkę i zająć się magiem. Przeciwnik chciał nadziać go na swoją broń, jednak elf zrobił krok w bok i podniósł rękę, a halabarda przeszła pod nią. Salazar zablokował ją między ramieniem i ciałem, a później uderzył kolanem, łamiąc ją w pół. Natarł na przeciwnika, który próbował obronić się kijem. Mroczny kopnął go w dłoń, wytrącając mu z niej „broń” i, tym razem, wbił ostrze Rzutki prosto w gardło, aby po chwili wyszarpać je stamtąd. Odrzucił ciało na bok i zaczął iść w stronę elfa, który powoli czołgał się w tył. On był ranny, czego nie można było powiedzieć o złodzieju, więc ten dogonił go i dobił.


Dopiero teraz, gdy wszyscy jego przeciwnicy nie żyli, spojrzał w stronę Sherani. Wyglądało na to, że dziewczyna także poradziła sobie z grupą, która zdecydowała się z nią walczyć.
         – To teraz zajmijmy się magiem – odparł i uśmiechnął się lekko, wykorzystując do tego wyłącznie usta. Elf dopiero teraz zauważył, że znajdowali się w niedużej sali, która kończyła się kolejnymi drzwiami o wyglądzie podobnym do tych, którymi tu weszli. Gdy oboje podeszli pod drzwi, zobaczyli na nich kontynuację „opowieści” z poprzednich drzwi – smok z włócznią wbitą w brzuch triumfował nad ciałami rycerzy.
         – Za nimi musimy natknąć się na tego maga – powiedział, może nawet z nutą determinacji w głosie. Po chwili pchnął drzwi, a wejście do następnej sali stanęło otworem.
Pomieszczenie to było o wiele większe niż to, z którego przyszli. Na początku nie zauważyli tego, kogo szukali, jednak siedział on na jednym końcu sali, a przed nim stało lustro, w którym mógł oglądać ich poczynania.
         – Widzę, że dotarliście, aż tutaj. Wcześniej nikomu się to nie udało – powiedział po tym, jak przestał się śmiać. Cóż, niedługo nie będzie mu do śmiechu, gdy w trakcie walki z nimi zorientuje się, że przegrywa.
Salazar od razu rzucił w niego obiema Rzutkami, które miał w dłoniach. Obie odbiły się od magicznej tarczy. To samo stało się z następną parą, chociaż ostatnia z nich wywołała niewielki wybuch, który oznaczał, iż tarcza już dłużej nie chroni maga. Ten zdenerwował się i machnął ręką w bok, posyłając Salazara na półkę z książkami, która złapała się i zasypała elfa tym, co na niej stało.
         – Wygląda na to, że zostaliśmy sami – mag odezwał się do Sherani i rzucił w nią kulą ognia, która po chwili, będąc w powietrzu, rozdzieliła się na kilka mniejszych. Cała szóstka, bo właśnie tyle ich było, cały czas leciała w stronę tygrysicy.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Nie nowiną było, że elf inaczej patrzył na świat. Również zaskoczeniem nie było, iż nie podzielał on humoru łowczyni. Na dobrą sprawę mało kto śmiał się z tych samych rzeczy co Sherani. W efekcie więc, musiała ratować butelkę alkoholu przed rozbiciem, która ostrzegawczo poszybowała koło jej głowy. Wino może było marne, ale i tak szkoda było rozgrzewającego napoju. Że elfisko nie znało się na żartach, w pewnym sensie rozumiała, ale, że sądził iż zaatakowałaby w tak nieskuteczny sposób, tego już pojąć nie mogła. Powinien już zauważyć, że gdyby chciała go zdjąć zaskoczeniem miała milion lepszych okazji lub wyczekałaby takowej, a i regularny pojedynek prowokowałaby inaczej.
Na reakcję Salazara odpowiedziała jedynie swoim zwykłym prychnięciem. Dźwięk lepszy niż tysiąc słów. Mógł oznaczać pogardę, złość czy rozbawienie. Za jego pomocą można było wyrazić wszystko, nie uciekając się do wymyślnej i żmudnej werbalizacji. Tak samo zareagowała na poważny komentarz złodzieja, mianowicie prychnęła.
Jeżeli polowanie nie było zabawą, to co nią było. Oczywiście, że ściganie przestępców było przednią rozrywką. Stanowiło wyzwanie, kolejną próbę, a te zawsze były zabawne. Żadna frajda ze sparingów, to stawka decydowała o wartości wyzwania, a czy stawka mogła być wyższa niż własne życie. To właśnie ten dreszczyk emocji, brak miejsca na błędy, gdyż każdy mógł zakończyć się śmiertelnie. Ta niepewność, czy tym razem okaże się wygranym. Wtedy właśnie czuła, że żyje. Reszta przypominała wegetację.
Między kolejnymi zadaniami odpoczywała tylko tyle, by zregenerować rany do stopnia umożliwiającego walkę. Zaraz potem ruszała w trasę, nie mogąc znaleźć sobie miejsca podczas odpoczynku.
W pewnym sensie cały pobyt w labiryncie był niezłą analogią życia jakie Rani prowadziła. Na dobrą sprawę, gdyby nie fakt, że tu rządził mag, gdyby zaproponowano jej dobrowolny udział, mogłaby się zgodzić na taki eksperyment. Oczywiście za odpowiednią opłatą jako wygraną, będącą wisienką na torcie wywalczenia swojego życia.

        Widząc nowych oponentów i słysząc słowa złodzieja, że "Teraz będzie trudniej", wzruszyła ramionami. Będzie normalnie. Walka z poprzednimi strażnikami przypominała zarzynanie bezbronnych owiec. Przewaga liczebna żołnierzy oczywiście działała na ich korzyść, ale nie przejęła się tym jakoś szczególnie. Czwórka byłą rozsądną liczbą.
Dopiła wino jednym haustem i rzuciła się w kierunku przegrupowującego się tercetu. Wpadła między nich, siekąc glewią najpierw wysoko, zaraz potem po nogach, obracając się razem z bronią, oboma atakami zmuszając przeciwników do uników. Strażnicy powoli okrążyli dziewczynę. Jako pierwsi, krąg zaczęli zacieśniać ci chronieni tarczami. Glewia załomotała o tarcze, trzymając mężczyzn na dystans. Do kompletu wkroczył halabardnik i gość ze sztyletem, kompletując czwórkę. Tarczownicy blokowali ataki dziewczyny, jednocześnie atakując mieczami. Halabardnik nacierał po swojemu. Szermierz ze sztyletem próbował skrócić dystans. W tym czasie Sherani intensywnie pilnowała, by żadne z nich nie przebiło się przez obronę glewii. Po chwili wpadli w pewien rytm, a walka jawiła się patowo. Gdy wydawałoby się, że tygrysica utknęła w sytuacji bez wyjścia, ta zaatakowała. Rani wyczekała chwilowej luki w atakach, chwyciła drzewce glewii poziomo i w ten sposób natarła na jednego z dzierżących tarczę, rozbijając otaczający ją krąg. Przyblokowała miecz i przeszła do właściwego choć niezbyt ładnego ataku. Kopnęła pod tarczą, trafiając w kolano żołnierza, wybijając go z równowagi. Mężczyzna zgiął się nad tarczą i na tym zakończył swoją walkę. Wyciągnięte w międzyczasie Pierścienie zdjęły jego głowę, przemykając tuż pod brodą. Wszystko to zajęło sekundy nim pozostała trójka dołączyła do dziewczyny i towarzysza.
Nogą poderwała upuszczoną na ziemię glewię i rzuciła się na strażników. Kilka kroków przed agresorami, oparła ostrze o ziemię używając go jak skoczek tyczki. Zamiast jednak skakać, kopnęła obiema nogami w tarczę, posyłając wojownika na ziemię. Lądując przykucnęła i zaatakowała cięciem znad głowy, które rozłupało czaszkę leżącego. Zaraz potem cięła bronią nisko po kolanach atakujących ją dwóch niedobitków. Halabardnik zablokował ostrze swoją bronią. Niestety zrobił to dopiero po tym jak dążący do zwarcia szermierz nie zdążył umknąć przez glewią. Mężczyzna upadł z jękiem, ale Rani skupiona na walce, nie słyszała krzyków. Podczas gdy on się wykrwawiał, łowczyni i halabardnik kończyli pojedynek jeden na jednego. Wymiana ciosów chwilę trwała. Walka zakończyła się, gdy zaklinowali nawzajem swoją broń. Rani nie siłowała się ze strażnikiem. Wykorzystała możliwy element zaskoczenia, dobyła szabli i przeszła do zwarcia, zanim żołnierz zdążył zasłonić się halabardą. Kolejna głowa poleciała na ziemię i zapadła błoga cisza, bez szczęku oręża i krwi huczącej w uszach. Spokój i kolejna wygrana.
Zerknęła na Salazara, który również uporał się ze swoimi oponentami. Skinęła mu głową, jednocześnie znów używając sukienki jako ścierki do broni. Tak, najwyższa pora była uporać się z głównym mącicielem.

        Przeszli przez ostatnie wrota, gdzie zastali stanowczo zbyt mało zestresowanego maga. Podczas gdy Salazar rzucał swoimi Rzutkami, Rani poczęła okrążać czarownika, by uwięzić go w atakach z dwóch stron. Nie zdążyła dokończyć manewru. Elf poszybował przez pomieszczenie, lądując w biblioteczce. Spojrzenie maga odnalazło oczy tygrysicy, podczas gdy ten przemówił i skupił pełnię swojej uwagi na zmiennokształtnej. Porzuciła glewię i uśmiechnęła się złowrogo, słysząc pobłażliwy głos magicznego. Gnojek był przekonany, że tu ich droga się skończyła. Miała zamiar zmienić jego opinię.
Mag okazał się być kreatywny. Zamiast atakować w ten sam sposób, posłał na dziewczynę ogniste kule. Postawiła wszystko na jedną kartę. Zwinnie uniknęła czterech płomiennych pocisków, dwa pozostałe chwyciła na dłonie i odbiła w kierunku zaskoczonego magicznego. Stworzyć kuli ognia nie umiała, ale właśnie się przekonała, że posłać gotową w lot, już tak. Korzystając z doskonałej okazji, gdy złoczyńca w zielonej szacie bronił się przed własnym ogniem, zaatakowała, znajdując się tuż przy oprawcy.
Rani nacierała zawzięcie, tnąc Pierścieniami. Mag odbijał ostrze za pomocą gestów dłoni. Nie zyskiwała nic, poza ufiksowaniem czarownika na obronie. Ciągłymi i nieustępliwymi atakami nie dawała mu czasu na bardziej złożone zaklęcie, trzymając jego ręce wciąż zajęte.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 121
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Co prawda, Salazar został rzucony na półkę z książkami ze znaczącą i magiczną siłą, jednak nie utracił przytomności. Głową uderzył w miękką okładkę książki, jednak plecy zderzyły się z drewnianą częścią regału. Mrocznemu, na chwilę, zabrakło tchu, jednak cały czas był przytomny. Bolały go plecy, ale od razu zaczął wygrzebywać się spod książek, przez które został przysypany. Słyszał odgłosy walki, jednak nie mógł jej zlokalizować, wykorzystując wyłącznie zmysł słuchu, bo jego oczy zasłonięte były przez rozłożoną księgę. Pech chciał, że elf został rzucony na mebel, który przechowywał najwięcej ksiąg i pergaminów w tym pomieszczeniu, więc wygrzebanie się spod tego wszystkiego i przejście do pozycji stojącej, a także gotowość do dalszej walki, zajęła mu dłuższą chwilę.
         – O! Elf znowu dołącza do zabawy! - krzyknął mag, gdy tylko ujrzał stojącego Salazara, a także noże znajdujące się w jego dłoniach. W międzyczasie, cały czas odbijał ataki Sherani, jednak widocznie złościło go to, gdyż musiał skupić się na obronie i nie miał czasu na przejście w ofensywę. Długouchy warknął coś tylko, czego tygrysica nie usłyszała, a co naprawdę mogło być zwykłym warknięciem, które naprawdę przypomniało zwierzęce. Po chwili złodziej rozpłynął się w powietrzu i pojawił tuż za magiem.

Czarodziej wydawał się na tyle zajęty odpieraniem ataków tygrysołaczki, że nie zauważył, jak Salazar zniknął i pojawił się tuż za nim. Elf nie miał zamiaru się obijać i od razu ciął krzyżowo przeciwnika po plecach – rana zadana za pomocą dwóch ostrzy, stworzył na ubraniu i ciele maga „X”, który szybko stał się czerwony, pod kolor krwi wyciekającej z ran. Jego zielona szata także przesiąkła posoką, chociaż on zdawał się tym nie przejmować. Nie wyglądało to tak, jakby jego rany zaczęły się goić, więc najpewniej takiemu zachowaniu była winna adrenalina w ciele tego mężczyzny. Nagle mag odskoczył w bok, unikając cięć wyprowadzanych przez tygrysicę, przez co Salazar także musiał odskoczyć, tylko że on zrobił do tyłu, bo inaczej mógłby nadziać się na ostrze Sherani. Właśnie przez tę chwilę, która przerwała cały rytm walki, czarownik miał szansę na złożenie zaklęcia i wykorzystał ją, posyłając w stronę zabójczego duetu falę energii, która odrzuciła ich w tył. Tym razem to zmiennokształtna wpadła na regał z książkami, jednak to mroczny elf ucierpiał mocniej, gdyż całą powierzchnią pleców uderzył w litą ścianę.
Plecy zabolały go raz jeszcze, jednak tym razem mocniej. Czuł to doskonale, jednak w takiej sytuacji musiał odłożyć ból na bok i zabić tego gościa, zanim on zabije jego. Na krótką chwilę spojrzał w stronę kolejnego zniszczonego regału, w którego szczątkach i księgach na nim stojących, leżała Sherani. Nie zauważył jej ruchu, więc może była chwilowo oszołomiona lub naprawdę straciła przytomność. Salazar odwrócił wzrok i zauważył, jak w jego kierunku lecą dwie kule ognia. Uniknął ich obu, chociaż musiał wykorzystać magiczne przenoszenie się, żeby ta druga go nie trafiła. Tym samym znowu znalazł się za plecami przeciwnika.
         – Zdenerwowałeś mnie. Nie powinieneś tego robić – mroczny elf powiedział to przez zaciśnięte zęby. W okamgnieniu jego ręka powędrowała w górę, a on spróbował wbić ostrze Rzutki w kark maga. Gdyby mu się to udało, zabiłby go na miejscu… No właśnie, gdyby taka akcja zakończyła się sukcesem. Tymczasem tak się nie stało, a broń Mistrza Złodziei zostawiła ranę na łopatce, i to dość głęboką ranę. Mężczyzna w zielonej szacie, chyba, to poczuł, bo zgiął się i krzyknął, a w odgłosie tym dało się wyczuć ból. Mroczny doskoczył do przeciwnika i ponowił próbę. Tym razem, na szczęście, udało mu się, a ciało maga padło na podłogę. Wstrząsnęły nim jeszcze, dwa lub trzy razy, pośmiertne drgawki i oficjalnie można było uznać, że osobnik w zielonej szacie umarł.

Salazar chciał się upewnić, że przeciwnik nie żyje, więc kucnął przy nim i, oprócz wytarcia noży w czystą część jego szaty i zostawienie tam krwawych śladów, sprawdził też jego tętno. Nie wyczuł go, a to oznaczało, że naprawdę zabił tego, który porwał go i umieścił w labiryncie, a później obserwował jego zmagania i cieszył się oglądaniem tego. Wstał i pozbierał Rzutki, które na początku starcia odbiły się od magicznej tarczy przeciwnika. Dopiero teraz spojrzał w stronę miejsca, w którym ostatnio widział Sherani. Podejrzewał, że dziewczyna podniosła się już do tego czasu i widziała, jak wykańczał ich przeciwnika.
         – Może przeszukamy jego komnaty? Na pewno w jednej z nich znajdziemy coś mocniejszego, niż zwykłe, czerwone wino – zaproponował. Właściwie, on i tak miał zamiar to zrobić, a także zwędzić kilka błyskotek, które później będzie mógł sprzedać. W końcu, jakby nie było, on cały czas był złodziejem, w dodatku takim, którego tytułowany Mistrzem, więc zawsze musiał wyczuwać okazję do wykorzystana swej profesji w odpowiedni sposób.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Sherani nacierała, mag się bronił. Świat tygrysicy skurczył się do zadawania cięć. Monotonii ataków nie urozmaicała nawet konieczność obrony. Czarownik może znał się na magii, ale chwilowo w walce radził sobie trochę gorzej. Skupiał się na obronie, nie mając okazji do zaatakowania zmiennokształtnej.
Gdy Salazar wrócił do gry wydawałoby się, że pojedynek zbliża się do końca. Jednak w najmniej oczekiwanym momencie mag wymsknął się z oblężenia. Rani wstrzymała ataki, elf uskoczył, a wszystko by nie skrzywdzić się nawzajem. Zaraz potem, korzystając z zamieszania mag posłał łowczynię i złodzieja w lot.

        Poszybowała przez całą szerokość pokoju, w międzyczasie żałując iż odrzuciła glewię. Teraz długa broń byłaby jak znalazł. Doskonale mogłaby posłużyć jako kotwica. Cóż teraz było zbyt późno by zmienić cokolwiek. Pozostało ratować sytuację tak jak się dało. Silniej zacisnęła rękojeść szabli w dłoni, by nie wypuścić jej podczas uderzenia. Drugą ręką, jeszcze w locie osłoniła głowę przed uderzeniem. Moment później z impetem wpadła w regał z książkami. Książki posypały się lawiną, wraz z hukiem i trzaskiem łamanej i przewracanej szafy. Uderzenie było silne ale nie dość by wykluczyć tygrysicę z pojedynku. Chociaż jednak upadek nie wystarczył by znokautować zmiennokształtną, nie znaczy to, że Rani od razu wróciła do walki. Pokonała ją szafa wraz z kobiecymi fatałaszkami. Podczas gdy Salazar zdążył się pozbierać, dziewczyna walczyła z kiecką zaplątaną w potrzaskaną szafę i łokciem uwięzionym między połamanymi deskami. Szarpała się dłuższą chwilę, co jakiś czas widząc urywki pojedynku podczas gdy mroczny walczył. Gdy wreszcie ostatecznie się uwolniła, było posprzątane.
        Wstała z pobojowiska i podeszła do zwłok. Salazar sprawdzał czy delikwent żył na swój sposób, mianowicie szukając tętna. Rani miała swoje sposoby. Kopnęła nieboszczyka kilka razy i nie widząc ani nie słysząc odzewu, uznała, że faktycznie jest martwy. Widząc zaś, że elfa zupełnie nie interesują zwłoki, postanowiła sama dopełnić formalności. Ze zgrzytem stali na kamiennej posadzce, pozbawiła truchło głowy. Pogwizdując wesoło chwyciła zdobycz za kudły i dołączyła do elfa, w międzyczasie czyszcząc ostrze.
- Nie mam nic przeciw - odparła dość optymistycznie - I tak musimy poszukać wyjścia, a jeśli przy okazji znajdzie się coś do picia, będzie miło.

        Skierowała się do pary niewielkich drzwi znajdujących się po przeciwnych stronach sali, zupełnie innych od wrót, którymi weszli do komnat maga. Po drodze Rani rozbiła lampę naftową wiszącą na jednej ze ścian. Szła niespiesznie, cienką strużką lejąc paliwo z uszkodzonej lampy. Pierwsze drzwi prowadziły do prywatnej części gabinetu nieboszczyka. Pośrodku stało biurko, otoczone ścianami książek. Zajrzała tylko do środka i nie widząc nic interesującego zawróciła, po drodze rozbijając kolejną lampę, którą tym razem znalazła w na blacie biurka.
Drugie drzwi okazały się wejściem dla służby. Prowadziły do wąskiego korytarza, w którym krył się szpaler nieregularnie rozmieszczonych kolejnych drzwi. Tu już sprawa zapowiadała się ciekawiej.
Najbliższe po lewej okazały się kryć pokój pełen skrzyń. Nawet nie zawracała sobie głowy sprawdzaniem kufrów. Zwyczajnie przeszła dalej. Później trafiła na pralnię, która chyba nie należała do zbyt często używanych. Zaglądała do różnych pomieszczeń, nie znajdując ani wyjścia, ani nic interesującego. No może poza lampami z naftą, które z pewna satysfakcją rozbijała po drodze, zostawiając w korytarzach łatwopalne cieki.
Dopiero po dłuższym zwiedzaniu trafiła na pomieszczenie warte uwagi. Niewielka piwniczka z beczkami pod jedną ścianą i bogato wyposażonym barkiem po drugiej. Raźnym krokiem podeszła do potencjalnej skarbnicy alkoholi. Nie zawiodła się. Z niekrytą radością zagłębiła się pomiędzy bogactwo butelek. Odkręciła pierwszą z nich, wąchając ostrożnie.
- No proszę, anyżówka. Oryginalna z dużą zawartością piołunu - mruknęła wyrzucając nieinteresująca ją butelkę na ścianę. Zawsze zastanawiało ją czy to po takich używkach ludziom wpadały równie idiotyczne pomysły jak labirynty i obrzydliwe kreatury będące hybrydami różnych stworzeń. Czy zwyczajnie świry i bez wspomagaczy miały nierówno pod kopułami, a upodobanie do takich napojów było jedynie częścią ich obłędu. Sama tygrysica lubiła alkohol, im mocniejszy, tym lepiej, ale nigdy nie miała słabości do urozmaiceń rzucających się na umysł i zmysły. Znalazła jeszcze kilka karafek z intensywnie zielonym trunkiem, które podzieliły los pierwszej flaszki.
Potem musiała się przedrzeć przez zbiory czerwonego wina. Szczędziła mu rozbijania o ścianę, ale zawartością butelek nie była zainteresowana. Wreszcie gdy prawie była przekonana o klęsce, wieńczącej pierwotne nadzieje, udało jej się znaleźć dwie butelki whisky z Andurii i jedną rumu z południowego wybrzeża. Nie byle jakie trunki. Szkoda tylko, że tak mało. Ukontentowana wyszła z alkoholowej spiżarni, popijając z gwinta jednej butelki, dwie następne trzymając za szyjki w ręce, podczas gdy głowa maga siedziała smętnie pod pachą dziewczyny, łypiąc martwymi oczyma w kierunku jej wędrówki.
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości