Szczyty Fellarionu ⇒ Lilia wsród lodu.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Z przerażeniem malującym się na twarzy, Ilia obserwowała wypuszczone na arenę zwierzęta. Wspomniane wcześniej hieny, poza jasnym ubarwieniem futra, charakteryzowały się tym, iż były znacznie większe od swoich nizinnych krewniaków. Drapieżniki początkowo wyglądały na zdezorientowane, kierując się raczej w stronę ogrodzenia dla publiczności, niż w miejsce gdzie znajdowały się ich potencjalne ofiary. Nawet jeśli wcześniej specjalnie trenowano je do zawodów, pod wpływem hałasu wywoływanego przez gapiów, zwierzęta instynktownie zaczęły szukać drogi ucieczki.
Ilirinleath nie zamierzała tracić czasu. Natychmiast naciągnęła łuk i wypuściła w stronę hien pierwszą strzałę, której grot, po długim locie, wbił się głęboko w ciało bestii. Stojący na palu po prawej stronie od łuczniczki, lodowy elf tytułowany księciem, pokiwał głowa bez przekonania.
- Powstrzymaj swoją chęć zwycięstwa. Marnujesz strzały. Znakując hienę niczym jeża nic nie zyskasz. Ostatecznie liczone są tylko te strzały, które zadały śmiertelne ciosy. – Wyjaśnił.
- Nie zależy mi na waszej głupie grze. – Odparła Ilia. Elfka była wściekła na samą siebie, za to iż tak lekkomyślnie dała się wciągnąć w idiotyczną rozgrywkę, narażając przy tym życie Ivo. Zdecydowanie nie miała nastroju na wdawanie się w jakiekolwiek dyskusję z innymi uczestnikami turnieju, a wszelkie uwagi w swoją stronę, kwitowała opryskliwymi odpowiedziami. - Jedyną rzeczą którą próbuję tu wygrać, to życie przyjaciela.
Tymczasem zwierzęta z każdą chwilą zbliżały się w kierunku nieszczęśników przywiązanych do pali, zachowując się tak jakby nagle zrozumiały reguły gry. Hieny zaczęły biec. Wprawdzie było ich ledwie kilkanaście, ale grube futro sprawiało iż zabicie któregokolwiek z tych stworów wymagało niezwykle precyzyjnego strzału. Najlepiej w serce lub oko. Siłą rzeczy łucznicy nie byli wstanie powstrzymać wszystkich bestii przed dotarciem do swoich ofiar. Pierwsza z hien błyskawicznie uśmierciła krasnoluda, po czym sama padła ugodzona strzałą Adoriana. Kolejna z bestii okazała się znacznie bardziej inteligentna, ponieważ zamiast zająć się przywiązanym do pala mężczyzną, hiena wykorzystała impet swojego biegu i z całą siłą uderzyła o drewniany słup, sprawiając iż stający na nim łucznik spadł na ziemię.
Kolejna zaatakowała Ivo. Ilirinleath ugięła nogi i rozstawiła szeroko ręce będąc przygotowaną na złapanie równowagi w chwili w której hiena starła się z kowalem. Nie miała pojęcia co wydarzyło się pod jej stopami i w jakiś sposób chłopak zdołał przeżyć. Fakt, że jej wspólnik wciąż krzyczał, nieco podnosił łuczniczkę na duchu. Nie zważając na protesty innych uczestników turnieju i dezaprobatę tłumu, Strażniczka zsunęła się po belce, lądując obok kowala.
- Co ty wyprawiasz! Zwariowałaś! – Krzyknął lodowy elf rywalizujący z Ilią, jednocześnie kierując swoje strzały tak by osłaniać poczynania dziewczyny.
- Ivo szybko, brama. – Ilirinleath pociągnęła za sobą kowala, biegnąc w stronę jednej z bram stanowiących element ogrodzenia. Już wcześniej zorientowała się, że wejścia na plac zawodów nie były strzeżone. Liczyła na to iż hieny wybiorą wolność zamiast walkę z ich dwójką, a jednocześnie niewiele przejmowała się faktem, że przy okazji wywoła panikę wśród tłumu, wpuszczając drapieżniki miedzy gapiów. Barbarzyńcy którzy urządzają tego typu zawody i delektują się podziwiając spektaklu w którym bestia rozrywa wnętrzności bezbronnej ofiary, zasłużyli na to by samemu stać się jego częścią.
Jedyną przeszkodę stanowiła kłódka i łańcuch jakim obwiązano wejście na areną. No ale przecież miała przy sobie kowala, właśnie po to by radzić sobie z podobnymi zabezpieczeniami. Co prawda śmiertelnie przestraszonego, być może rannego i bliskiego utraty zmysłów, ale jednak kowala.
Ilirinleath nie zamierzała tracić czasu. Natychmiast naciągnęła łuk i wypuściła w stronę hien pierwszą strzałę, której grot, po długim locie, wbił się głęboko w ciało bestii. Stojący na palu po prawej stronie od łuczniczki, lodowy elf tytułowany księciem, pokiwał głowa bez przekonania.
- Powstrzymaj swoją chęć zwycięstwa. Marnujesz strzały. Znakując hienę niczym jeża nic nie zyskasz. Ostatecznie liczone są tylko te strzały, które zadały śmiertelne ciosy. – Wyjaśnił.
- Nie zależy mi na waszej głupie grze. – Odparła Ilia. Elfka była wściekła na samą siebie, za to iż tak lekkomyślnie dała się wciągnąć w idiotyczną rozgrywkę, narażając przy tym życie Ivo. Zdecydowanie nie miała nastroju na wdawanie się w jakiekolwiek dyskusję z innymi uczestnikami turnieju, a wszelkie uwagi w swoją stronę, kwitowała opryskliwymi odpowiedziami. - Jedyną rzeczą którą próbuję tu wygrać, to życie przyjaciela.
Tymczasem zwierzęta z każdą chwilą zbliżały się w kierunku nieszczęśników przywiązanych do pali, zachowując się tak jakby nagle zrozumiały reguły gry. Hieny zaczęły biec. Wprawdzie było ich ledwie kilkanaście, ale grube futro sprawiało iż zabicie któregokolwiek z tych stworów wymagało niezwykle precyzyjnego strzału. Najlepiej w serce lub oko. Siłą rzeczy łucznicy nie byli wstanie powstrzymać wszystkich bestii przed dotarciem do swoich ofiar. Pierwsza z hien błyskawicznie uśmierciła krasnoluda, po czym sama padła ugodzona strzałą Adoriana. Kolejna z bestii okazała się znacznie bardziej inteligentna, ponieważ zamiast zająć się przywiązanym do pala mężczyzną, hiena wykorzystała impet swojego biegu i z całą siłą uderzyła o drewniany słup, sprawiając iż stający na nim łucznik spadł na ziemię.
Kolejna zaatakowała Ivo. Ilirinleath ugięła nogi i rozstawiła szeroko ręce będąc przygotowaną na złapanie równowagi w chwili w której hiena starła się z kowalem. Nie miała pojęcia co wydarzyło się pod jej stopami i w jakiś sposób chłopak zdołał przeżyć. Fakt, że jej wspólnik wciąż krzyczał, nieco podnosił łuczniczkę na duchu. Nie zważając na protesty innych uczestników turnieju i dezaprobatę tłumu, Strażniczka zsunęła się po belce, lądując obok kowala.
- Co ty wyprawiasz! Zwariowałaś! – Krzyknął lodowy elf rywalizujący z Ilią, jednocześnie kierując swoje strzały tak by osłaniać poczynania dziewczyny.
- Ivo szybko, brama. – Ilirinleath pociągnęła za sobą kowala, biegnąc w stronę jednej z bram stanowiących element ogrodzenia. Już wcześniej zorientowała się, że wejścia na plac zawodów nie były strzeżone. Liczyła na to iż hieny wybiorą wolność zamiast walkę z ich dwójką, a jednocześnie niewiele przejmowała się faktem, że przy okazji wywoła panikę wśród tłumu, wpuszczając drapieżniki miedzy gapiów. Barbarzyńcy którzy urządzają tego typu zawody i delektują się podziwiając spektaklu w którym bestia rozrywa wnętrzności bezbronnej ofiary, zasłużyli na to by samemu stać się jego częścią.
Jedyną przeszkodę stanowiła kłódka i łańcuch jakim obwiązano wejście na areną. No ale przecież miała przy sobie kowala, właśnie po to by radzić sobie z podobnymi zabezpieczeniami. Co prawda śmiertelnie przestraszonego, być może rannego i bliskiego utraty zmysłów, ale jednak kowala.
Ivo nawet nie zauważył, kiedy elfka pojawił się tuz obok niego. Za bardzo zajęty był wznoszeniem modłów do wszystkich bogów jakich znał, coby mu życie ocalili. Dopiero kiedy więzy puściły, a Illia pociągnęła chłopaka za rękę, ten wyrwał się z letargu.
- Brama? Jaka... - nie zamierzał się kłócić, zwłaszcza że raniona hiena ponownie rzuciła się w jego stronę. Na szczęście elf, osłaniający dwójkę bohaterów posłał bestię do piachu celnym strzałem.
Biegli przez środek areny, a pod ich stopami lądowały owoce, warzywa, butelki i co jeszcze tylko widzowie mieli pod ręką. Kowal przysiągłby, że zobaczył nawet niewielką kulę ognistą. W końcu dostali się pod wspomnianą wcześniej bramę. Byli już prawie wolni. Prawie... Brama zapieczętowana była sporawym łańcuchem i równie niemałą kłódką. Twarz elfki zdradzała wszystko.
- Mam to otworzyć?! Nie jestem włamywaczem, nawet nie mam narzędzi! - Ivo złapał za stalowy przedmiot i z całej siły nim szarpnął. Jak można się domyślić, nic to nie dało. Na szczęście hieny straciły nieco zainteresowanie dwójką uciekinierów, poza pojedynczymi jednostkami, które wysoki elf skutecznie zabijał. Obudź się....proszę... Chłopak próbował się skupić, oglądał kłódkę dookoła. Wyglądała jak najzwyklejsze w świecie zabezpieczenie, które widywał często. Gdyby tylko miał przy sobie jakieś przybory, cokolwiek, nie było by problemu.
- Daj mi strzałę - polecił elfce. Nie wiedział co robić, ale nigdy nie szkodzi zaryzykować. Ułamał grot i począł grzebać nim w otworze. Robił to tak nieumiejętnie, jak tylko można, nie zdając sobie sprawy z tego, że w każdej chwili może uszkodzić zamek. Nagle coś zaskrobało, skrzypnęło i kłódka ustąpiła. Ivo aż zaniemówił.
- Jak ja...chodźmy - pchnął drewniane wrota i wraz z Illią opuścili arenę. Weszli wprost w rozwścieczony tłum, który wręcz domagał się linczu na dwójce towarzyszy.
- Oni są szaleni! Zabiją nas za zepsucie zabawy? - kowal nie mógł pojąć, jak bardzo żądne krwi mogą być elfy.
- Tam są! Łapać ich! - spomiędzy gapiów wyskoczyło trzech strażników, i na pewno nie mieli przyjaznych zamiarów.
Ktoś zamachnął się na chłopaka, na szczęście ten w porę uskoczył. Illia również była atakowana. Kolejny sierp, tym razem celny, posłał Ivo na ziemię. Szybko poderwał się na nogi i odwdzięczył się swemu przeciwnikowi. Mimo, że nie wyglądał na groźnego, młodzian dysponował sporą siłą i potrafił nieźle przyłożyć. Prawy prosty zmiażdżył wysokiemu elfowi nos, nokautując go przy okazji. Ivo podobnie uczynił z kolejnymi przeciwnikami. Wymachiwał rękoma, posyłając kolejnych gapiów na ziemię. Nagle poczuł przeszywający ból w łydce. Z jego nogi wystawała strzała. Na posterunkach ustawili się strażnicy z łukami i poczęli strzelać w kierunku pary. Na szczęście musieli bardzo uważać, żeby nie trafić przypadkiem cywilów, toteż wystarczyło się skryć pomiędzy nimi. Zresztą, owi "cywile" sami podchodzili do kowala. Kolejny elf wyprowadził potężny cios w wątrobę chłopaka, tak że ten aż zgiął się wpół. Zaraz potem oberwał kolanem w twarz i wyłożył się jak długi na plecach. Dźwignął się na łokciach, ale kopnięcie w policzek skutecznie uniemożliwiło mu wstanie. Teraz Ivo był bezlitośnie okładany przez wściekłych widzów.
- Illia... - dziewczyna jednak znajdowała się zbyt daleko. Poza tym sama musiała się bronić przed następnymi napastnikami.
Kolejny kopniak trafił w żebra chłopaka, łamiąc dwa z nich. Można by pomyśleć, że strażnicy przerwą tę rozróbę, ale oni tylko stali i obserwowali. Twarz chłopca zalana była teraz krwią, wargi miał popękane, podobnie jak policzki. W tej chwili nie przypominał już tego zadziornego lowelasa. Nienawidził tych elfów. Miał ochotę ich wszystkich pozabijać. Agresorzy chyba mieli podobne odczucia, ponieważ nad chłopakiem stał teraz jeden z elfów, a w ręce trzymał coś ostrego.
- Nie! - głos Ivo załamał się aby po chwili przejść w niski, groźny okrzyk. - Powiedziałem nie!
Stało się. Duch w końcu się obudził. Chłopak momentalnie poderwał się na nogi i stanął twarzą w twarz ze swym niedoszłym mordercą. Złapał go za gardło i jednym sprawnym ruchem wyszarpnął zeń krtań. Elf padł na kolana, dławiąc się własną krwią i wyzionął ducha. Opętaniec odwrócił się do pozostałych ostrouchych. Uderzył jednego w twarz, aż ten odleciał kilka metrów do tyłu. Podobnie czynił z resztą.
- Hieny! - krzyknął ktoś z tłumu. Drapieżniki w końcu zoczyły szansę na ucieczkę i rzuciły się do wyjścia. Nieszczęśnicy, którzy akurat byli najbliżej wrót rozszarpywani byli żywcem przez rozwścieczone bestie.
- Brama? Jaka... - nie zamierzał się kłócić, zwłaszcza że raniona hiena ponownie rzuciła się w jego stronę. Na szczęście elf, osłaniający dwójkę bohaterów posłał bestię do piachu celnym strzałem.
Biegli przez środek areny, a pod ich stopami lądowały owoce, warzywa, butelki i co jeszcze tylko widzowie mieli pod ręką. Kowal przysiągłby, że zobaczył nawet niewielką kulę ognistą. W końcu dostali się pod wspomnianą wcześniej bramę. Byli już prawie wolni. Prawie... Brama zapieczętowana była sporawym łańcuchem i równie niemałą kłódką. Twarz elfki zdradzała wszystko.
- Mam to otworzyć?! Nie jestem włamywaczem, nawet nie mam narzędzi! - Ivo złapał za stalowy przedmiot i z całej siły nim szarpnął. Jak można się domyślić, nic to nie dało. Na szczęście hieny straciły nieco zainteresowanie dwójką uciekinierów, poza pojedynczymi jednostkami, które wysoki elf skutecznie zabijał. Obudź się....proszę... Chłopak próbował się skupić, oglądał kłódkę dookoła. Wyglądała jak najzwyklejsze w świecie zabezpieczenie, które widywał często. Gdyby tylko miał przy sobie jakieś przybory, cokolwiek, nie było by problemu.
- Daj mi strzałę - polecił elfce. Nie wiedział co robić, ale nigdy nie szkodzi zaryzykować. Ułamał grot i począł grzebać nim w otworze. Robił to tak nieumiejętnie, jak tylko można, nie zdając sobie sprawy z tego, że w każdej chwili może uszkodzić zamek. Nagle coś zaskrobało, skrzypnęło i kłódka ustąpiła. Ivo aż zaniemówił.
- Jak ja...chodźmy - pchnął drewniane wrota i wraz z Illią opuścili arenę. Weszli wprost w rozwścieczony tłum, który wręcz domagał się linczu na dwójce towarzyszy.
- Oni są szaleni! Zabiją nas za zepsucie zabawy? - kowal nie mógł pojąć, jak bardzo żądne krwi mogą być elfy.
- Tam są! Łapać ich! - spomiędzy gapiów wyskoczyło trzech strażników, i na pewno nie mieli przyjaznych zamiarów.
Ktoś zamachnął się na chłopaka, na szczęście ten w porę uskoczył. Illia również była atakowana. Kolejny sierp, tym razem celny, posłał Ivo na ziemię. Szybko poderwał się na nogi i odwdzięczył się swemu przeciwnikowi. Mimo, że nie wyglądał na groźnego, młodzian dysponował sporą siłą i potrafił nieźle przyłożyć. Prawy prosty zmiażdżył wysokiemu elfowi nos, nokautując go przy okazji. Ivo podobnie uczynił z kolejnymi przeciwnikami. Wymachiwał rękoma, posyłając kolejnych gapiów na ziemię. Nagle poczuł przeszywający ból w łydce. Z jego nogi wystawała strzała. Na posterunkach ustawili się strażnicy z łukami i poczęli strzelać w kierunku pary. Na szczęście musieli bardzo uważać, żeby nie trafić przypadkiem cywilów, toteż wystarczyło się skryć pomiędzy nimi. Zresztą, owi "cywile" sami podchodzili do kowala. Kolejny elf wyprowadził potężny cios w wątrobę chłopaka, tak że ten aż zgiął się wpół. Zaraz potem oberwał kolanem w twarz i wyłożył się jak długi na plecach. Dźwignął się na łokciach, ale kopnięcie w policzek skutecznie uniemożliwiło mu wstanie. Teraz Ivo był bezlitośnie okładany przez wściekłych widzów.
- Illia... - dziewczyna jednak znajdowała się zbyt daleko. Poza tym sama musiała się bronić przed następnymi napastnikami.
Kolejny kopniak trafił w żebra chłopaka, łamiąc dwa z nich. Można by pomyśleć, że strażnicy przerwą tę rozróbę, ale oni tylko stali i obserwowali. Twarz chłopca zalana była teraz krwią, wargi miał popękane, podobnie jak policzki. W tej chwili nie przypominał już tego zadziornego lowelasa. Nienawidził tych elfów. Miał ochotę ich wszystkich pozabijać. Agresorzy chyba mieli podobne odczucia, ponieważ nad chłopakiem stał teraz jeden z elfów, a w ręce trzymał coś ostrego.
- Nie! - głos Ivo załamał się aby po chwili przejść w niski, groźny okrzyk. - Powiedziałem nie!
Stało się. Duch w końcu się obudził. Chłopak momentalnie poderwał się na nogi i stanął twarzą w twarz ze swym niedoszłym mordercą. Złapał go za gardło i jednym sprawnym ruchem wyszarpnął zeń krtań. Elf padł na kolana, dławiąc się własną krwią i wyzionął ducha. Opętaniec odwrócił się do pozostałych ostrouchych. Uderzył jednego w twarz, aż ten odleciał kilka metrów do tyłu. Podobnie czynił z resztą.
- Hieny! - krzyknął ktoś z tłumu. Drapieżniki w końcu zoczyły szansę na ucieczkę i rzuciły się do wyjścia. Nieszczęśnicy, którzy akurat byli najbliżej wrót rozszarpywani byli żywcem przez rozwścieczone bestie.
Ostatnio edytowane przez Ivo 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Ilirinleath nie miała planu jak wydostać się z opresji. Działała intuicyjnie, a intuicja podpowiadała jej, aby nie patrząc na nic, spróbować wydostać się z turniejowej areny. Była wściekła na siebie, za to iż dała się wplątać w taką historię. Poznała wystarczająco brutalność lodowych elfów aby domyślić się iż rzekomy turniej nie ograniczy się do tradycyjnego strzelania do tarczy. Oczywiście Ivo również był winien, w mówiąc dokładniej, kowal ponosił całą odpowiedzialność za nieszczęścia które przytrafiły się im obojgu. W końcu to właśnie chłopak zapisał ich do zawodów bez wnikania w obowiązujące na nich reguły. A teraz oboje musieli wypić naważonego piwa. Co gorsza, skomląc o ratunek i drąc się z strachu, Ivo zniechęcił do siebie znaczną cześć publiczności, gardzącej tchórzem i życzącej mu rychłej śmierci. Być może właśnie z tego powodu na widok uciekającego chłopaka, tłum zareagował tak nerwowo.
Na szczęście emocje widzów dla Ilii i kowala miały tez dobre strony. Gdyby tych kilku lodowych elfów było w stanie myśleć logicznie, chłodno analizując sytuację, po prostu wyrzucili by parę uczestników na arenę i natychmiast zamknęli za sobą bramę. Z elficką strażniczką postąpiono właśnie w ten sposób, szybko obezwładniać dziewczynę i rzucając ją na powrót w kierunku hien, natomiast irytujący chłopak zasłużył sobie na dodatkową karę w postaci obitej twarzy. Jak się okazało właśnie ta zawziętość i agresja były przyczyną tragedii.
Uciekające drapieżniki wykorzystały okazję, w mgnieniu oka dopadając osoby znajdujące się na zewnątrz zbiegowiska. Tymczasem leżącą na ziemi Ilirinleath początkowo mogła uznać iż ma szczęście, ponieważ tych kilka bestii przebiegło obok niej, koncentrując się na łatwiejszej zdobyczy. Jednak gdy tylko elfka podniosła głowę, ujrzała nad sobą olbrzymi hieni łeb, o szerokim pysku, uzbrojonym w rząd ostrych jak brzytwa zębów. Zwierzę pomrukiwało złowieszczo, a z jego paszczy ciągnęła się struga śliny. Strażniczka szybko przeanalizowała swoje szansę. Mogła spróbować błyskawicznie przeturlać się po ziemi, chociaż prawdopodobieństwo iż zdoła w ten sposób uprzedzić atak zwierzęcia było niewielkie. Leżąc w pozycji „na brzuchu” nie była taż w stanie sięgnąć po jakąkolwiek z broni.
Nagle do uszy Ilirinleath doszedł świst nadlatującej strzały, której grot z olbrzymią siłą wbił się w czaszkę drapieżnika, a po chwili kark zwierzęcia został przebity mieczem nadbiegającego elfa. Okazało się, że wybawcą strażniczki był jeden z uczestników turnieju, do niedawna przywiązany do pala na którym stał „książę”. Po chwili sam strzelec również podbiegł do Ilii, pomagając jej wstać.
- Szybko, mój oddział pomoże ci się stad wydostać.
- A turniej? - Niedowierzała elfka.
- Cóż, ta tutaj jest szesnasta. Myślę że oznacza to zwycięstwo. – Nieznajomy łucznik kopnął truchło bestii. – Poza tym wszystkie inne hieny uciekły, więc stojąc na tym durnym słupie nie mam szans zdobycia kolejnych punktów. Chodź.
Ilirinleath odruchowo spojrzała w miejsce gdzie ostatni raz widziała kowala, a gdzie obecnie hieny urządziły sobie rzeź, wzbudzając powszechną panikę. Nagle do uszu trójki elfów doszedł huk, przypominający grzmot, jednak jego źródło nie znajdowało się gdzieś wysoko w chmurach, a dokładnie tam gdzie stał Ivo. Ilia odruchowo schyliła głowę.
- Co to? Brzmi niczym pękający lodowiec. – Spytał elf trzymający miecz.
- Spróbuj go powstrzymać! Wygląda na to iż twój chłopak nie do końca kontroluje swoją magię. Jeśli się nie opanuje, grozi nam katastrofa przy której hieny są tylko niewielką śnieżycą! – Zawołał łucznik.
- Co? To nie jest mój… - instynktownie próbowała zaprotestować Ilirinleath, nagle uświadamiając sobie co do niej mówiono – jaką magię? Przecież to kowal.
- W tej chwili nie mam pojęcia kim lub też czym on jest. – Odpowiedział elficki arystokrata.
- Ivo? Jesteś tu? – Ilirinleath niepewnie zwróciła się do swojego towarzysza.
Na szczęście emocje widzów dla Ilii i kowala miały tez dobre strony. Gdyby tych kilku lodowych elfów było w stanie myśleć logicznie, chłodno analizując sytuację, po prostu wyrzucili by parę uczestników na arenę i natychmiast zamknęli za sobą bramę. Z elficką strażniczką postąpiono właśnie w ten sposób, szybko obezwładniać dziewczynę i rzucając ją na powrót w kierunku hien, natomiast irytujący chłopak zasłużył sobie na dodatkową karę w postaci obitej twarzy. Jak się okazało właśnie ta zawziętość i agresja były przyczyną tragedii.
Uciekające drapieżniki wykorzystały okazję, w mgnieniu oka dopadając osoby znajdujące się na zewnątrz zbiegowiska. Tymczasem leżącą na ziemi Ilirinleath początkowo mogła uznać iż ma szczęście, ponieważ tych kilka bestii przebiegło obok niej, koncentrując się na łatwiejszej zdobyczy. Jednak gdy tylko elfka podniosła głowę, ujrzała nad sobą olbrzymi hieni łeb, o szerokim pysku, uzbrojonym w rząd ostrych jak brzytwa zębów. Zwierzę pomrukiwało złowieszczo, a z jego paszczy ciągnęła się struga śliny. Strażniczka szybko przeanalizowała swoje szansę. Mogła spróbować błyskawicznie przeturlać się po ziemi, chociaż prawdopodobieństwo iż zdoła w ten sposób uprzedzić atak zwierzęcia było niewielkie. Leżąc w pozycji „na brzuchu” nie była taż w stanie sięgnąć po jakąkolwiek z broni.
Nagle do uszy Ilirinleath doszedł świst nadlatującej strzały, której grot z olbrzymią siłą wbił się w czaszkę drapieżnika, a po chwili kark zwierzęcia został przebity mieczem nadbiegającego elfa. Okazało się, że wybawcą strażniczki był jeden z uczestników turnieju, do niedawna przywiązany do pala na którym stał „książę”. Po chwili sam strzelec również podbiegł do Ilii, pomagając jej wstać.
- Szybko, mój oddział pomoże ci się stad wydostać.
- A turniej? - Niedowierzała elfka.
- Cóż, ta tutaj jest szesnasta. Myślę że oznacza to zwycięstwo. – Nieznajomy łucznik kopnął truchło bestii. – Poza tym wszystkie inne hieny uciekły, więc stojąc na tym durnym słupie nie mam szans zdobycia kolejnych punktów. Chodź.
Ilirinleath odruchowo spojrzała w miejsce gdzie ostatni raz widziała kowala, a gdzie obecnie hieny urządziły sobie rzeź, wzbudzając powszechną panikę. Nagle do uszu trójki elfów doszedł huk, przypominający grzmot, jednak jego źródło nie znajdowało się gdzieś wysoko w chmurach, a dokładnie tam gdzie stał Ivo. Ilia odruchowo schyliła głowę.
- Co to? Brzmi niczym pękający lodowiec. – Spytał elf trzymający miecz.
- Spróbuj go powstrzymać! Wygląda na to iż twój chłopak nie do końca kontroluje swoją magię. Jeśli się nie opanuje, grozi nam katastrofa przy której hieny są tylko niewielką śnieżycą! – Zawołał łucznik.
- Co? To nie jest mój… - instynktownie próbowała zaprotestować Ilirinleath, nagle uświadamiając sobie co do niej mówiono – jaką magię? Przecież to kowal.
- W tej chwili nie mam pojęcia kim lub też czym on jest. – Odpowiedział elficki arystokrata.
- Ivo? Jesteś tu? – Ilirinleath niepewnie zwróciła się do swojego towarzysza.
Mimo wyraźnej teraz przewagi chłopaka nad elfami, te w dalszym ciągu go atakowały. Teraz przypominały raczej stado bezmózgich zombi, niźli dostojnych przedstawicieli swojej rasy. Agresja i nienawiść wręcz unosiły się w powietrzu. Kolejne bezwładne ciała padały na ziemię, martwe bądź jedynie nieprzytomne. Jeśli wcześniej świadomość Ivo pozostawała obudzona, podczas opętania, tak teraz duch całkowicie przejął nad nim kontrolę. Był to jednak wciąż duch druida - ludzi pokojowych, nie ogarniętych morderczym szałem psychopatów. Mimo to, Pierwszy bezlitośnie uśmiercał elfy, nawet te, które starały się uciekać. Stwierdzenie sprzymierzonego łucznika było zaiste trafne. Ivo w żadnym stopniu nie panował nad swoją mocą. Teraz już nawet nie używał siły, a czystą magię, paradoksalnie zwaną Życia. Witalność ofiar napływała do jego ciała, rany się goiły, rozcięcia zasklepiały, a chłopak na powrót wyglądał jak zawadiacki cherubinek. Wszechobecny hałas, jęki i krzyki zdawały się nie docierać do kowala. Dopiero głos Illi jakby przedarł się przez cały chaos, zwracając jego uwagę. Opętaniec spojrzał na towarzyszkę. Na jej twarzy malowała się niepewność, a może nawet...strach? Zaraz jednak zauważył łucznika, a że nie był świadom ostatnich minut, uznał go za kolejnego wroga. Nie zbliżając się nawet pochwycił go magicznymi niby-mackami i począł wysysać z niego całe życie. Wraz z siłami witalnymi, Pierwszy otrzymał część wspomnień ofiary. Dopiero wtedy zorientował jaką rolę w tej nierównej walce odegrał łucznik i puścił go. Kurz bitewny zdążył już opaść nieco, a garstka ocalałych elfów uciekła do miasta. Na polu pozostali jedynie Ivo, Illia, elficki łucznik z pozostałością swojego oddziału oraz dziesiątki martwych, zmasakrowanych ciał. Ivo zaczął się powoli przebudzać, walczył wręcz z Pierwszym o władzę nad ciałem. Duch na szczęście odpuścił i już po chwili chłopak w pełni swej świadomości wrócił z krainy snów.
- Co...co się stało? Gdzie są wszy… - przerwał, kiedy odruchowo rozglądał się na boki. - Ja…? Ja to zrobiłem?
- Co...co się stało? Gdzie są wszy… - przerwał, kiedy odruchowo rozglądał się na boki. - Ja…? Ja to zrobiłem?
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Ilirinleath z przerażeniem wpatrywała się w poczynania kowala. W głowie rozbrzmiewała jej jedna myśl „to nie był jej Ivo”. Oczywiście nawet we własnych rozważaniach, uznała za konieczne zauważyć, iż jakikolwiek Ivo nigdy nie był jej, jednak w żaden sposób nie zmieniał to faktu, iż chłopak którego obserwowała, w niczym nie przypominał tego pogodnego, dobrodusznego młodzieńca, z błyskiem rozbawienia w oku, z którym rozpoczęła swoją podróż.
Przyglądając się walce trudno było stwierdzić która stron była tu napastnikiem a która ofiarą. Początkowo mieszkańcy chcieli dać kowalowi nauczkę, za zepsucie im dobrej zabawy, złamanie reguł i narażenie ich na niebezpieczeństwo, jednak w chwili gdy Ivo przeszedł przemianę, chociaż być może bardziej odpowiednim było by powiedzenie iż dał się opętać jakiejś mrocznej istocie, w toczonym pojedynku, chęć wylądowania frustracji została zastąpiona desperacką próbą powstrzymania niszczycielskiego demona i ograniczeniem wyrządzonych przez niego szkód. Niestety chłopak dalej mordował. Metodycznie, z zimną krwią, wyrachowanie, bezwzględnie i okrutnie, nie przerywając nawet wówczas gdy tłum nie myślał już o niczym innym jak ucieczka.
Ilia bała się tego kogoś, a jej lęku nie był wstanie zagłuszyć łamiący się głos chłopaka, który niespodziewanie odzyskał świadomość. Wokół Ivo gęsto ścieliły się porozrywane ciała. Wszechobecna krew potęgowała uczucie grozy. Za część tej sieczki odpowiedzialne były hieny, jednak całe stado bestii nie było w stanie wyrządzić tak rozległych szkód jakich dokonał ogarnięty furią kowal.
Strażniczka instynktownie sięgnęła po łuk i napinając cięciwę wymierzyła w stronę młodzieńca. Nie miała pewności czy Ivo rzeczywiście odzyskał pełnię zmysłów.
- Nie prowokuj go. – Zasugerował ten który ocalił Ilirinleath przed hienami.
Elfka czuła się bezsilna. Wprawdzie znała się na różnych medykamentach, ale przypadek chłopaka zdecydowanie przekraczał jej kompetencję. Nie miała pojęcia jako może wypędzić ducha, który zawładnął ciałem jej towarzysza. Desperacko usiłowała sobie przypomnieć wszystko co kiedykolwiek czytała na temat przeprowadzania egzorcyzmów? Nie znajdywała rozwiązania, jednak miała świadomość tego, iż przede wszystkim powinna zadbać o własne bezpieczeństwo, najlepiej unieruchamiając chłopaka na czas planowanych rytuałów.
- Nie zbliżaj się do mnie! Jesteś potworem! – Ostrzegła Ilia widząc że Ivo próbuje iść w jej stronę.
- Kapitanie. Powinniśmy uciekać, zanim zjawią się tu z większymi siłami i uznają że mamy coś wspólnego z powyższą masakrą. – Podpowiedział jeden z żołnierzy. Dowódca skinął głową dając sygnał do odwrotu. Pierwszy raz miał okazje stanąć oko w oko z tak niszczycielska siłą, w skutek czego on również nie mógł oderwać wzroku od kowala. Jako żołnierz instynktownie zastanawiał się nad możliwością aby samemu kontrolować podobną moc i wykorzystać ją w walce, a z drugiej strony jako książę odpowiedzialny za swój lud, nie chciał sprowadzać owego monstrum w granice Mroźnego Królestwa, by nie narażać własnych poddanych.
Spoglądając na Ilię, nagle zauważył wiszący na jej szyi medalion, który w czasie szamotaniny wysunął się spod tuniki strażniczki.
- Skąd to masz? – Krzyknął mężczyzna chwytając elfkę za rękę.
- To moje.
- Możemy mu pomóc. – Nieoczekiwanie elficki arystokrata zignorował swojego adiutanta, zwracając się z propozycją do strażniczki. – Jest sposób. Ale będę potrzebował twojej zgody.
- Jak? - Próbowała dowiedzieć się Ilirinleath.
- Nie mam w tej chwili czasu na tłumaczenie. Możecie mi zaufać albo pójść w swoją stronę. Twoja decyzja chłopcze! Uciekaj, jeśli chcesz do końca życia pozostać bestią.
Przyglądając się walce trudno było stwierdzić która stron była tu napastnikiem a która ofiarą. Początkowo mieszkańcy chcieli dać kowalowi nauczkę, za zepsucie im dobrej zabawy, złamanie reguł i narażenie ich na niebezpieczeństwo, jednak w chwili gdy Ivo przeszedł przemianę, chociaż być może bardziej odpowiednim było by powiedzenie iż dał się opętać jakiejś mrocznej istocie, w toczonym pojedynku, chęć wylądowania frustracji została zastąpiona desperacką próbą powstrzymania niszczycielskiego demona i ograniczeniem wyrządzonych przez niego szkód. Niestety chłopak dalej mordował. Metodycznie, z zimną krwią, wyrachowanie, bezwzględnie i okrutnie, nie przerywając nawet wówczas gdy tłum nie myślał już o niczym innym jak ucieczka.
Ilia bała się tego kogoś, a jej lęku nie był wstanie zagłuszyć łamiący się głos chłopaka, który niespodziewanie odzyskał świadomość. Wokół Ivo gęsto ścieliły się porozrywane ciała. Wszechobecna krew potęgowała uczucie grozy. Za część tej sieczki odpowiedzialne były hieny, jednak całe stado bestii nie było w stanie wyrządzić tak rozległych szkód jakich dokonał ogarnięty furią kowal.
Strażniczka instynktownie sięgnęła po łuk i napinając cięciwę wymierzyła w stronę młodzieńca. Nie miała pewności czy Ivo rzeczywiście odzyskał pełnię zmysłów.
- Nie prowokuj go. – Zasugerował ten który ocalił Ilirinleath przed hienami.
Elfka czuła się bezsilna. Wprawdzie znała się na różnych medykamentach, ale przypadek chłopaka zdecydowanie przekraczał jej kompetencję. Nie miała pojęcia jako może wypędzić ducha, który zawładnął ciałem jej towarzysza. Desperacko usiłowała sobie przypomnieć wszystko co kiedykolwiek czytała na temat przeprowadzania egzorcyzmów? Nie znajdywała rozwiązania, jednak miała świadomość tego, iż przede wszystkim powinna zadbać o własne bezpieczeństwo, najlepiej unieruchamiając chłopaka na czas planowanych rytuałów.
- Nie zbliżaj się do mnie! Jesteś potworem! – Ostrzegła Ilia widząc że Ivo próbuje iść w jej stronę.
- Kapitanie. Powinniśmy uciekać, zanim zjawią się tu z większymi siłami i uznają że mamy coś wspólnego z powyższą masakrą. – Podpowiedział jeden z żołnierzy. Dowódca skinął głową dając sygnał do odwrotu. Pierwszy raz miał okazje stanąć oko w oko z tak niszczycielska siłą, w skutek czego on również nie mógł oderwać wzroku od kowala. Jako żołnierz instynktownie zastanawiał się nad możliwością aby samemu kontrolować podobną moc i wykorzystać ją w walce, a z drugiej strony jako książę odpowiedzialny za swój lud, nie chciał sprowadzać owego monstrum w granice Mroźnego Królestwa, by nie narażać własnych poddanych.
Spoglądając na Ilię, nagle zauważył wiszący na jej szyi medalion, który w czasie szamotaniny wysunął się spod tuniki strażniczki.
- Skąd to masz? – Krzyknął mężczyzna chwytając elfkę za rękę.
- To moje.
- Możemy mu pomóc. – Nieoczekiwanie elficki arystokrata zignorował swojego adiutanta, zwracając się z propozycją do strażniczki. – Jest sposób. Ale będę potrzebował twojej zgody.
- Jak? - Próbowała dowiedzieć się Ilirinleath.
- Nie mam w tej chwili czasu na tłumaczenie. Możecie mi zaufać albo pójść w swoją stronę. Twoja decyzja chłopcze! Uciekaj, jeśli chcesz do końca życia pozostać bestią.
Skołowany Ivo instynktownie chciał podejść do towarzyszki, jednak strzała wymierzona wprost w jego serce skutecznie go zniechęciła. Uniósł ręce w geście obronnym i cofnął się kilka kroków. Ponownie omiótł wzrokiem pole walki. Gęsta krew powoli wsiąkała w ziemię, barwiąc ją szkarłatem, a niegdyś swojsko wyglądająca polana teraz przypominała bardziej rzeźnię. I tym w istocie była - rzeźnią. Chłopak spojrzał na Illię, a potem na elfiego dowódcę. Z początku wydawał się zbierać do drogi wraz ze swoją kompanią, jednak w jednej chwili jego nastawienie zmieniło się całkowicie. Wyglądał na szczerze zainteresowanego amuletem Illi, na tyle żeby zaoferować pomoc w wypędzeniu ducha z ciała Ivo.
Bestia...ja bestią… - mamrotał pod nosem. - Dobrze, zróbmy to.
Drużyna złożona z Illi, Ivo, dowódcy oraz jego pięciu pozostałych przy życiu żołnierzy ulotnił się z miejsca zdarzenia. Ku zdziwieniu chłopaka, nie wracali wcale do miasta. Udali się w przeciwnym kierunku, a cel ich podróży do końca utrzymano w tajemnicy.
*****
Maszerowali już dobre trzy godziny. Elficcy żołnierze wyglądali na niewzruszonych, podobnie Illia. Ivo natomiast, nieprzyzwyczajony do długich wędrówek pozostawał lekko z tyłu. Trzeba również dodać, że Duch stawał się coraz śmielszy i co jakiś czas domagał się uwolnienia; raz nawet prawie mu się to udało, na szczęście chłopak w porę zajął czymś swoje myśli, co jak się okazało skutecznie odpychało moc. A wytężać głowy nie musiał, oto przed nim maszerowała przepiękna elfka, jedyna dziewczyna, która nie uległa do końca chłopięcemu urokowi młodego kowala. I to najbardziej go w niej pociągało. Twarda i czasami chłodna wojowniczka sprawiała wrażenie niezdobytej twierdzy, a Ivo wiedział że to nie jemu będzie dane zwyciężyć. Podziwiać jednak mógł do woli, a nie tylko charakter elfki był intrygująco-pociągający. Te rozmyślania skutecznie utrzymywały chłopaka przy świadomości.
*****
W końcu dotarli tam, gdzie prowadził ich elf. Oto stali przed sporych rozmiarów zamkiem, lub świątynią, otoczonym wysokim murem, łudząco podobnym do tego w Rapsodii. Bramy strzegło dwóch mężczyzn, o dziwo nie elfów, a zwykłych ludzi, którzy na widok zbliżającej się grupy bez słowa otworzyli wrota. Oczom Ivo ukazał się najprawdopodobniej najpiękniejszy ogród, jaki będzie mu dane oglądać. Olśniewający mix kolorów oszałamiał, a sam zapach przeróżnych kwiatów, traw i drzew przyprawiał o uniesienia porównywalne do tych seksualnych. Szli powoli wybrukowaną ścieżką, a na spotkanie wyszedł im barczysty krasnolud w złotej szacie.
Witajcie w oazie spokoju i harmonii - skłonił się nisko nowo przybyłym, po czym obdarzył ich ciepłym uśmiechem. - Jestem brat Agavunvild. Zechciejcie podążać za mną,
Wymienił spojrzenia z elfickim dowódcą, po czym poprowadził gości obszernym korytarzem do sali biesiadnej.
Nasz wspólny przyjaciel zdążył powiadomić mnie o problemie z jakim będziemy się zmagać. Aczkolwiek nie specjalizujemy się w egzorcyzmach, z uwagi na okoliczności zgodziliśmy się pomóc. Najpierw jednak zjedzmy! Musicie być bardzo głodni.
Jak na zawołanie do sali wjechały długie stoły wypełnione przeróżnymi mięsiwami, owocami i innymi smakołykami.
Częstujcie się, moi drodzy! Jadła i napitku starczy aż nadto!
Ivo dwa razy nie trzeba było powtarzać. Rzucił się wręcz na zarumienionego kurczaka, niczym bestia na swoją ofiarę i dopiero wymowne spojrzenie towarzyszki pohamowało jego zachłanność. Oderwał soczystą nóżkę od reszty zwierzęcia i ze smakiem zaczął zajadać. Agavunvild przyglądał mu się bacznie, tak jak naukowiec przygląda się nowo odkrytemu gatunkowi. Elficki dowódca natomiast zajął się rozmową z Illią.
Bestia...ja bestią… - mamrotał pod nosem. - Dobrze, zróbmy to.
Drużyna złożona z Illi, Ivo, dowódcy oraz jego pięciu pozostałych przy życiu żołnierzy ulotnił się z miejsca zdarzenia. Ku zdziwieniu chłopaka, nie wracali wcale do miasta. Udali się w przeciwnym kierunku, a cel ich podróży do końca utrzymano w tajemnicy.
*****
Maszerowali już dobre trzy godziny. Elficcy żołnierze wyglądali na niewzruszonych, podobnie Illia. Ivo natomiast, nieprzyzwyczajony do długich wędrówek pozostawał lekko z tyłu. Trzeba również dodać, że Duch stawał się coraz śmielszy i co jakiś czas domagał się uwolnienia; raz nawet prawie mu się to udało, na szczęście chłopak w porę zajął czymś swoje myśli, co jak się okazało skutecznie odpychało moc. A wytężać głowy nie musiał, oto przed nim maszerowała przepiękna elfka, jedyna dziewczyna, która nie uległa do końca chłopięcemu urokowi młodego kowala. I to najbardziej go w niej pociągało. Twarda i czasami chłodna wojowniczka sprawiała wrażenie niezdobytej twierdzy, a Ivo wiedział że to nie jemu będzie dane zwyciężyć. Podziwiać jednak mógł do woli, a nie tylko charakter elfki był intrygująco-pociągający. Te rozmyślania skutecznie utrzymywały chłopaka przy świadomości.
*****
W końcu dotarli tam, gdzie prowadził ich elf. Oto stali przed sporych rozmiarów zamkiem, lub świątynią, otoczonym wysokim murem, łudząco podobnym do tego w Rapsodii. Bramy strzegło dwóch mężczyzn, o dziwo nie elfów, a zwykłych ludzi, którzy na widok zbliżającej się grupy bez słowa otworzyli wrota. Oczom Ivo ukazał się najprawdopodobniej najpiękniejszy ogród, jaki będzie mu dane oglądać. Olśniewający mix kolorów oszałamiał, a sam zapach przeróżnych kwiatów, traw i drzew przyprawiał o uniesienia porównywalne do tych seksualnych. Szli powoli wybrukowaną ścieżką, a na spotkanie wyszedł im barczysty krasnolud w złotej szacie.
Witajcie w oazie spokoju i harmonii - skłonił się nisko nowo przybyłym, po czym obdarzył ich ciepłym uśmiechem. - Jestem brat Agavunvild. Zechciejcie podążać za mną,
Wymienił spojrzenia z elfickim dowódcą, po czym poprowadził gości obszernym korytarzem do sali biesiadnej.
Nasz wspólny przyjaciel zdążył powiadomić mnie o problemie z jakim będziemy się zmagać. Aczkolwiek nie specjalizujemy się w egzorcyzmach, z uwagi na okoliczności zgodziliśmy się pomóc. Najpierw jednak zjedzmy! Musicie być bardzo głodni.
Jak na zawołanie do sali wjechały długie stoły wypełnione przeróżnymi mięsiwami, owocami i innymi smakołykami.
Częstujcie się, moi drodzy! Jadła i napitku starczy aż nadto!
Ivo dwa razy nie trzeba było powtarzać. Rzucił się wręcz na zarumienionego kurczaka, niczym bestia na swoją ofiarę i dopiero wymowne spojrzenie towarzyszki pohamowało jego zachłanność. Oderwał soczystą nóżkę od reszty zwierzęcia i ze smakiem zaczął zajadać. Agavunvild przyglądał mu się bacznie, tak jak naukowiec przygląda się nowo odkrytemu gatunkowi. Elficki dowódca natomiast zajął się rozmową z Illią.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Podążając za swoim przewodnikiem, Ilirinleath nieustannie oglądała się przez ramię, chcąc się upewnić czy prowadzony na tyłach Ivo, wciąż pozostaje niewinnym chłopakiem z prowincji. Próbowała zrozumieć jak to się stało iż wcześniej nie zorientowała się że kowal jest opętany. Praktycznie nie odstępowała go na krok, a więc mogła wykluczyć iż młodzieńcowi przytrafiło się jakieś nieszczęście w samej Rapsodii. Demon, lub coś innego co siedziało w ciele Ivo, musiało zakorzenić się w nim znacznie wcześniej. Tylko dlaczego ona tego nie zauważyła? Strażniczka zaczynała podejrzewać że wszelkie zło jakie jest na świecie, uaktywnia się właśnie tutaj.
Początkowo z optymizmem przyjęła proponowaną im pomoc, będąc przekonaną iż wiedza lodowych elfów pomoże chłopakowi, jednak gdy zobaczyła iż przyprowadzono ich do tajemniczej świątyni, na czele której stał krasnoludzki uzdrowiciel, Ilirinleath opadły ramiona.
- To jakiś żart, prawda? Nord medykiem? Przecież to brzmi tak samo jak trytoni oddział piechurów. – Strażniczka nie przepadała za rasą krępych brodaczy, otwarcie dziwiąc się dlaczego reszta elfów darzy Agavunvilda szacunkiem. W opinii Ilii przy takiej pomocy Ivo był już stracony. Jednocześnie jako iż sama parała się sztuką uzdrawiania, czuła się w obowiązku aby zaprotestować przeciwko jakimś szarlatańskim praktykom.
- Bez obaw, młody jest w dobrych rękach. – Powiedział jeden z żołnierzy, najwyraźniej chcąc uspokoić nerwowy nastrój łuczniczki. – Mistrz może i wygląda jak gnomi pokurcz, ale zna się na rzeczy.
- Znaczy się co zamierza? – Próbowała dociekać Ilirinleath.
- Przede wszystkim musi ustalić czy twój kowal to rzeczywiście łagodna chłopina, opętana przez jakąś bestię, czy może plugawy piekielny, który po prostu nieźle się maskował. W tym pierwszym przypadku być może uda się pięknisia uratować.
- Co znaczy „być może”? Ivo nie jest potworem. A jeśli tan wasz Agavunvild twierdzi inaczej, to znak iż jest zwykłym oszustem. – Oburzyła się strażniczka. – Moglibyście znaleźć sobie lepszego uzdrowiciela. Takiej kanalii nie pozwoliłabym leczyć nawet kataru.
Jakby chcąc zaprzeczyć słowom elfki, siedzący po drugiej stronie stołu kowal zabrał się za konsumpcje w iście barbarzyńskim stylu. Oczywiście brak ogłady towarzyskiej niczego jeszcze nie przesądzał, chociaż z całą pewnością również nie pomagał. Podobnie zresztą jak dziwny spokój chłopaka i fakt iż specjalnie nie przejął się on urządzoną przez siebie masakrą. Bycie gruboskórnym to jedno, ale Ilirinleath nie miała by nic przeciwko aby usłyszeć o wyrzutach sumienia i poczuciu winy.
- Nie mnie oceniać – spokojnie odparł żołnierz – ale chyba bliżej mu do egzorcysty niż medyka. A przy okazji, jestem Cuthril, nie wiedzieć czemu ta dziwna kompania nazywa mnie księciem. Jeśli pozwolisz, chciałbym bliżej przyjrzeć się twojemu medalionowi.
Łuczniczka, która obecnie bardziej zajmowała się losem Ivo niż przedmiotu za sprawą którego znalazła się na północy kontynentu, bez słowa położyła talizman na blacie i przesunęła go w stronę elfa.
- Prawdziwy? Wiesz czym on jest?
- Jak dla mnie wygląda wystarczająco realnie.
- To symbol strażników Lodowego Tchnienia. Przynajmniej tak głoszą legendy, ponieważ nikt z nas nie widział tych wojowników. Podobno zamieszkują najbardziej niedostępne rejony starej góry, chroniąc miasto przed bestiami czyhającymi w cieniu lodowca. Oczywiście takie opowiastki sprawiają iż cena tego cacuszka rośnie sama z siebie. Mogę dotknąć?
Ilirinleath puściła cała historię mimo uszu, zupełnie nie interesując się mową Cuthrila, przynajmniej do czasu gdy ten wrzasnął z bólu na skutek kontaktu z metalicznym przedmiotem.
- Lodowaty. – Syknał elf. Ilia ostrożnie chwyciła w dłonie swoje mienie, nie wyczuwając w talizmanie żadnej różnicy. Podejrzewała iż jej współtowarzysz zwyczajnie sobie zakpił, jednak grymas bólu na twarzy elfa nie wyglądała na udawany, podobnie zresztą jak odmrożenie na jego ręce.
- Jest taki sam jak wcześniej. – Oświadczyła strażniczka, milczeniem pomijając fakt iż jeszcze kilka dni temu medalion swoją strukturą przypominał stare pieczywo. – Ivo sprawdź. Miałeś go już w dłoniach i był normalny.
Początkowo z optymizmem przyjęła proponowaną im pomoc, będąc przekonaną iż wiedza lodowych elfów pomoże chłopakowi, jednak gdy zobaczyła iż przyprowadzono ich do tajemniczej świątyni, na czele której stał krasnoludzki uzdrowiciel, Ilirinleath opadły ramiona.
- To jakiś żart, prawda? Nord medykiem? Przecież to brzmi tak samo jak trytoni oddział piechurów. – Strażniczka nie przepadała za rasą krępych brodaczy, otwarcie dziwiąc się dlaczego reszta elfów darzy Agavunvilda szacunkiem. W opinii Ilii przy takiej pomocy Ivo był już stracony. Jednocześnie jako iż sama parała się sztuką uzdrawiania, czuła się w obowiązku aby zaprotestować przeciwko jakimś szarlatańskim praktykom.
- Bez obaw, młody jest w dobrych rękach. – Powiedział jeden z żołnierzy, najwyraźniej chcąc uspokoić nerwowy nastrój łuczniczki. – Mistrz może i wygląda jak gnomi pokurcz, ale zna się na rzeczy.
- Znaczy się co zamierza? – Próbowała dociekać Ilirinleath.
- Przede wszystkim musi ustalić czy twój kowal to rzeczywiście łagodna chłopina, opętana przez jakąś bestię, czy może plugawy piekielny, który po prostu nieźle się maskował. W tym pierwszym przypadku być może uda się pięknisia uratować.
- Co znaczy „być może”? Ivo nie jest potworem. A jeśli tan wasz Agavunvild twierdzi inaczej, to znak iż jest zwykłym oszustem. – Oburzyła się strażniczka. – Moglibyście znaleźć sobie lepszego uzdrowiciela. Takiej kanalii nie pozwoliłabym leczyć nawet kataru.
Jakby chcąc zaprzeczyć słowom elfki, siedzący po drugiej stronie stołu kowal zabrał się za konsumpcje w iście barbarzyńskim stylu. Oczywiście brak ogłady towarzyskiej niczego jeszcze nie przesądzał, chociaż z całą pewnością również nie pomagał. Podobnie zresztą jak dziwny spokój chłopaka i fakt iż specjalnie nie przejął się on urządzoną przez siebie masakrą. Bycie gruboskórnym to jedno, ale Ilirinleath nie miała by nic przeciwko aby usłyszeć o wyrzutach sumienia i poczuciu winy.
- Nie mnie oceniać – spokojnie odparł żołnierz – ale chyba bliżej mu do egzorcysty niż medyka. A przy okazji, jestem Cuthril, nie wiedzieć czemu ta dziwna kompania nazywa mnie księciem. Jeśli pozwolisz, chciałbym bliżej przyjrzeć się twojemu medalionowi.
Łuczniczka, która obecnie bardziej zajmowała się losem Ivo niż przedmiotu za sprawą którego znalazła się na północy kontynentu, bez słowa położyła talizman na blacie i przesunęła go w stronę elfa.
- Prawdziwy? Wiesz czym on jest?
- Jak dla mnie wygląda wystarczająco realnie.
- To symbol strażników Lodowego Tchnienia. Przynajmniej tak głoszą legendy, ponieważ nikt z nas nie widział tych wojowników. Podobno zamieszkują najbardziej niedostępne rejony starej góry, chroniąc miasto przed bestiami czyhającymi w cieniu lodowca. Oczywiście takie opowiastki sprawiają iż cena tego cacuszka rośnie sama z siebie. Mogę dotknąć?
Ilirinleath puściła cała historię mimo uszu, zupełnie nie interesując się mową Cuthrila, przynajmniej do czasu gdy ten wrzasnął z bólu na skutek kontaktu z metalicznym przedmiotem.
- Lodowaty. – Syknał elf. Ilia ostrożnie chwyciła w dłonie swoje mienie, nie wyczuwając w talizmanie żadnej różnicy. Podejrzewała iż jej współtowarzysz zwyczajnie sobie zakpił, jednak grymas bólu na twarzy elfa nie wyglądała na udawany, podobnie zresztą jak odmrożenie na jego ręce.
- Jest taki sam jak wcześniej. – Oświadczyła strażniczka, milczeniem pomijając fakt iż jeszcze kilka dni temu medalion swoją strukturą przypominał stare pieczywo. – Ivo sprawdź. Miałeś go już w dłoniach i był normalny.
Kolejne porcje jedzenie znikały w paszczy chłopaka i trudno się temu dziwić. Od czasu opuszczenia wioski nie zjadł porządnego posiłku, a przecież mężczyzna musi jeść. Starał się skupić całą uwagę na przeżuwaniu, ale mimowolnie słyszał rozmowę dwójki elfów. Wcale nie ufał temu Cuthrilowi, jednak on był jak na razie jedynym ratunkiem dla kowala. Próbował sobie przypomnieć zdarzenia ze świątyni. Ten starzec, który oddał za niego życie - jego ojciec, twierdził że Ivo jest ostatnim żyjącym potomkiem Płonących Jeleni - druidycznego klanu, ale przecież druidzi nie mordują bez litości. Może to coś ze mną.... Rozmyślania przerwała mu Illia, podając przez stół medalion. Chłopak wziął ozdobę do ręki i kilkukrotnie ją obrócił w palcach.
- Wydaje się normalny, chociaż fakturę ma nieco inną niż... - wymowny wzrok towarzyszki uciszył gadatliwego czeladnika. Na jego szczęście do sali powrócił krasnolud, w towarzystwie dwóch lodowych elfów.
- Panie Ivo, proszę z nami. Przed zabiegiem muszę pana zbadać...i przepytać.
Młodzieniec z lekkim wahaniem wstał i powoli poszedł za Agavunvildem, zostawiając Illię z Cuthrilem samych. Krasnolud poprowadził chłopaka do niedużej komnaty, w której znajdowało się drewniane łóżko, biurko oraz krzesło.
- Usiądź teraz, a ja zadam ci kilka pytań. Proszę abyś odpowiadał szczerze i nie pomijał żadnych szczegółów, dobrze?
Ivo kiwnął potwierdzająco głową.
- A zatem zacznijmy. Pytanie pierwsze: Jak się nazywasz?
- Ivo. Nazwiska nie znam.
- Dobrze, dobrze. Pytanie drugie: Ile masz lat?
- Dziewiętnaście.
- Mhm...Pytanie trzecie: Skąd pochodzisz?
- Nie wiem gdzie się urodziłem. Wychowałem się w Grydanii.
- Ach tak? Dobrze. Pytanie czwarte: Czym się zajmujesz?
- Jestem czeladnikiem w kuźni w Valladonie.
- Pytanie piąte. Czy masz jakąś rodzinę?
- Nie...to znaczy... - przy tym pytaniu Ivo się zawahał. Nie chciał podawać obcej osobie imion jedynych osób, na których mu zależało, jednak oblicze krasnoluda było tak dziwnie ciepłe i miłe. - Mam opiekuna w Valladonie, Bawrena...i Wilhelma w Grydani.
- Wystarczy do kart pacjenta. Teraz zadam kilka pytań o twojej...przypadłości. Zacznijmy: Kiedy pierwszy raz poczułeś obecność tego ducha?
- To było kilka dni temu. Byliśmy z Illią w karczmie, kiedy okradło nas dwóch elfów. Illia powaliła jednego,a ja ruszyłem za drugim. Czułem...czułem gniew. Chciałem wręcz zabić tego złodzieja. Wtedy, tak słyszałem z opowieści, dmuchnąłem w moją Fletnię i dwa wielkie orły staranowały tego elfa. Potem zemdlałem.
- Gniew?
- Tak, zawsze przed...zmianą jestem wściekły.
- Czy teraz czujesz to samo?
- Trochę. Od ostatniego wypadku w Rapsodii duch stara się wyjść coraz częściej.
- Interesujące...czy jest coś jeszcze, o czym chciałbyś mi powiedzieć.
- Ja...w Rapsodii spotkałem starca. Mówił coś o druidach i o tym, że jestem ostatnim z Płonących Jeleni.
Krasnolud momentalnie uniósł głowę znad pergaminu.
- Płonące Jelenie? Co o nich wiesz? - nagle przestał być tym miłym i spokojnym mnichem. Jego ton głosu znacząco się zmienił.
- Ten starzec tak o mnie mówił, a potem jeszcze ci sekciarze...
- Bractwo Robaka i Pająka?
- Tak...skąd...?
- Skąd znam tę nazwę? Drogi chłopcze, nawet nie wiesz w czym bierzesz udział. Jeśli to prawda, jeśli w istocie jesteś ostatnim Jeleniem...na wszelkie bóstwa...takie odkrycie...
- Czy mi pomożesz? Czy pozbędziesz się tego ducha?
- Pozbyć się go? Nie, nie możesz. Ja nie mogę. Pomóc...pomogę ci w inny sposób. Nauczę cię jak kontrolować swoją moc.
- Wydaje się normalny, chociaż fakturę ma nieco inną niż... - wymowny wzrok towarzyszki uciszył gadatliwego czeladnika. Na jego szczęście do sali powrócił krasnolud, w towarzystwie dwóch lodowych elfów.
- Panie Ivo, proszę z nami. Przed zabiegiem muszę pana zbadać...i przepytać.
Młodzieniec z lekkim wahaniem wstał i powoli poszedł za Agavunvildem, zostawiając Illię z Cuthrilem samych. Krasnolud poprowadził chłopaka do niedużej komnaty, w której znajdowało się drewniane łóżko, biurko oraz krzesło.
- Usiądź teraz, a ja zadam ci kilka pytań. Proszę abyś odpowiadał szczerze i nie pomijał żadnych szczegółów, dobrze?
Ivo kiwnął potwierdzająco głową.
- A zatem zacznijmy. Pytanie pierwsze: Jak się nazywasz?
- Ivo. Nazwiska nie znam.
- Dobrze, dobrze. Pytanie drugie: Ile masz lat?
- Dziewiętnaście.
- Mhm...Pytanie trzecie: Skąd pochodzisz?
- Nie wiem gdzie się urodziłem. Wychowałem się w Grydanii.
- Ach tak? Dobrze. Pytanie czwarte: Czym się zajmujesz?
- Jestem czeladnikiem w kuźni w Valladonie.
- Pytanie piąte. Czy masz jakąś rodzinę?
- Nie...to znaczy... - przy tym pytaniu Ivo się zawahał. Nie chciał podawać obcej osobie imion jedynych osób, na których mu zależało, jednak oblicze krasnoluda było tak dziwnie ciepłe i miłe. - Mam opiekuna w Valladonie, Bawrena...i Wilhelma w Grydani.
- Wystarczy do kart pacjenta. Teraz zadam kilka pytań o twojej...przypadłości. Zacznijmy: Kiedy pierwszy raz poczułeś obecność tego ducha?
- To było kilka dni temu. Byliśmy z Illią w karczmie, kiedy okradło nas dwóch elfów. Illia powaliła jednego,a ja ruszyłem za drugim. Czułem...czułem gniew. Chciałem wręcz zabić tego złodzieja. Wtedy, tak słyszałem z opowieści, dmuchnąłem w moją Fletnię i dwa wielkie orły staranowały tego elfa. Potem zemdlałem.
- Gniew?
- Tak, zawsze przed...zmianą jestem wściekły.
- Czy teraz czujesz to samo?
- Trochę. Od ostatniego wypadku w Rapsodii duch stara się wyjść coraz częściej.
- Interesujące...czy jest coś jeszcze, o czym chciałbyś mi powiedzieć.
- Ja...w Rapsodii spotkałem starca. Mówił coś o druidach i o tym, że jestem ostatnim z Płonących Jeleni.
Krasnolud momentalnie uniósł głowę znad pergaminu.
- Płonące Jelenie? Co o nich wiesz? - nagle przestał być tym miłym i spokojnym mnichem. Jego ton głosu znacząco się zmienił.
- Ten starzec tak o mnie mówił, a potem jeszcze ci sekciarze...
- Bractwo Robaka i Pająka?
- Tak...skąd...?
- Skąd znam tę nazwę? Drogi chłopcze, nawet nie wiesz w czym bierzesz udział. Jeśli to prawda, jeśli w istocie jesteś ostatnim Jeleniem...na wszelkie bóstwa...takie odkrycie...
- Czy mi pomożesz? Czy pozbędziesz się tego ducha?
- Pozbyć się go? Nie, nie możesz. Ja nie mogę. Pomóc...pomogę ci w inny sposób. Nauczę cię jak kontrolować swoją moc.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Ilirinleath odetchnęła z ulgą, gdy Ivo potwierdził jej informację o medalionie. Przynajmniej miała pewność że nie zwariowała, a rzeczywistość wciąż pozostawał taka jaką postrzegała ją elfka. Wciąż jednak łuczniczka miała więcej pytań niż odpowiedzi. Przede wszystkim musiała zdecydować co robić dalej. Konsekwentnie zmierzać do celu, jakim było odnalezienie właściciela medalionu, czy też wrócić do rodzinnego Adrionu?
I co powinna zrobić z chłopakiem. Nie mogła podróżować z Ivo wiedząc o jego napadach furii i niekontrolowanej agresji. Pomijając już fakt że kowal byłby niebezpieczny dla niej samej, elfka nie chciała doprowadzić do sytuacji w której stałaby się odpowiedzialna za jakąś zniszczoną wioskę, tylko dlatego że akurat przez nią podróżowała. Z drugiej strony nie mogli przecież w nieskończoność unikać skupisk ludzkich. W takim wypadku musiałaby spróbować go powstrzymać, a nie miała pewności czy dałaby sobie radę.
Ostatecznie Ilia zdecydowała, że jedynym rozwiązaniem jest pozostawienie kowala w rękach Agavunvilda i jego szemranych praktyk, chociaż wcale nie poczuła się przez to lepiej, ponieważ „zaufać krasnoludowi” było postawą która przekraczała jej możliwości. Zwłaszcza po tym co zaobserwowała w sali biesiadnej. Łuczniczka nie miała pojęcia czy postawa strażników wynikała z ogólnej nieufności, czy z naturalnego sposoby bycia. Jak na zwykła ucztę było tu zbyt dużo broni, którą miejscowi trzymali blisko siebie. Mężczyźni wprawdzie pili i rozmawiali wesoło, jednak co jakiś czas dało się zauważyć iż nerwowo spoglądają na drzwi w których zniknął Agavunvild i Ivo. Zwłaszcza ci, którzy widzieli wcześniej co potrafi zrobić chłopak, pilnowali się by być trzeźwym i czujnym, na wypadek gdyby rozmowa w sąsiednim pomieszczeniu poszła inaczej niż planowano.
- Spójrz na mapę. Ta biała plama to Doilina Zaginionych Wiatrów, a tu dalej na północy jest Złamany Kieł, gdzie znajduje się Pierwsza Strażnica. Jej obsada zmienia się raz do roku. – Wyjaśniał Cuthril – Szczerze mówiąc nie wiem czy mają tam do pilnowania coś więcej niż własne dupska i ogniska bez których zamarzliby w ciągu godziny, ale za to jestem przekonany, że jeśli ktokolwiek wie coś o legendarnych strażnikach to właśnie oni. Proponowałbym wędrować tym traktem, znaczy się proponowałbym w ogóle tam nie iść, ale jeśli koniecznie chcesz to właśnie ów szlak…
Ilirinleath udawała że słucha, dużo bardziej będąc skoncentrowaną na obserwacji wejścia gdzie zabrano Ivo. Jej zdaniem cała ta farsa trwała już zdecydowanie za długo.
- Chyba powinnam pójść zobaczyć czy wszystko tam w porządku – Wtrąciła elfka przerywając wywód Cuthrila.
- To nie jest dobry moment. Lepiej im nie przeszkadzajmy. Jak to mawiają nasi dowódcy, pozostaw filozofię mędrcom, a sam bądź gotowy gdyby ci mądrale znów coś spartolili.
Łuczniczka chwyciła lezącą na stole mapę podniosła się z miejsca.
- Zamieram wyruszyć tam gdzie proponujesz, ale przedtem chciałabym się pożegnać z kompanem. Chociaż… właściwie chyba prościej będzie jeśli przekażecie Ivo wiadomość ode mnie. – Oświadczyła elfka, udając się do wyjścia. Ilia zrozumiała iż dobrowolnie jej nie wpuszczą, a chcąc się upewnić czy kowal na pewno znajduje się w właściwych rękach, będzie musiała nagiąć kilka reguł.
Przyglądając się z zewnątrz budynkowi do którego ich zaprowadzono, łatwo było się domyślić że krasnolud jest tu szefem. Najwyraźniej w tej dziwnej zbieraninie, Agavunvild decydował o wszystkim, nie wyłączając z tego architektury miejsca gdzie przyszło mu pracować. Budowla przypominała mała fortecę wtopioną w górskie zbocze, w taki sposób iż trudno było określić gdzie kończy się dzieło natury, a gdzie zaczyna myśl techniczna. Zdaniem elfki było to miejsce surowe, ponure i odpychające. Nie rozumiała logiki nordów jeśli chodzi o kwestie urządzania swojego domostwa. W końcu jaki sens miało schodzenie pod ziemię i tworzenie tam ogromnych zimnych i wilgotnych pomieszczeń, tylko po to by móc rozpalić w nich największe na świecie ognisko, aby ogrzać takie coś. W każdym razie podziemne lokale i ogniska musiały oznaczać kominy. Zarówno te grzewcze jak i wentylacyjne, a z kolei tymi ostatnimi elfka zamierzała dostać się do środka. Ilirinleath żałowała że nie zna się lepiej na budownictwie. Gdyby był z nią Ivo, najpewniej od razu wyjaśniłby jej co jest czym.
- Ostatnio za dużo o nim myślę. Przecież dam sobie radę sama. – Na głos powiedziała elfka. Wchodząc na dach budowli w poszukiwaniu odpowiedniego tunelu. Ten którego szukała powinien być zimny. Już wcześniej oceniła że sala biesiadna położona tuż przy głównych drzwiach, ma jakieś trzydzieści kroków długości, w więc interesująca ja części mieszkalna powinna być gdzieś dalej. Ilirinleath cały czas napominała siebie że chce jedynie przekonać się czy Ivo jest bezpieczny, a zaraz potem rusza w swoją podróż.
Wreszcie znalazła to czego szukała. Szyb wentylacyjny. Nie mając przy sobie liny, łuczniczka zdecydowała się zejść na dół zapierając się plecami i nogami o przeciwległe ściany komina. Droga w tą stronę była katorgą, jednak prawdziwym wyzwaniem mógł być powrót na górę. Szczęściem dal niej, już w połowie pokonanego dystansu usłyszała dochodzący zza ściany głos Agavunvild, mówiącego o kontrolowaniu jakiejś mocy.
„Jaka nauka? Ile to mogło trwać? Tygodnie? Miesiące? Lata? – Zastanawiała się Ilia jednocześnie nasłuchując jak kowal zareaguje na przedstawioną mu propozycję.
I co powinna zrobić z chłopakiem. Nie mogła podróżować z Ivo wiedząc o jego napadach furii i niekontrolowanej agresji. Pomijając już fakt że kowal byłby niebezpieczny dla niej samej, elfka nie chciała doprowadzić do sytuacji w której stałaby się odpowiedzialna za jakąś zniszczoną wioskę, tylko dlatego że akurat przez nią podróżowała. Z drugiej strony nie mogli przecież w nieskończoność unikać skupisk ludzkich. W takim wypadku musiałaby spróbować go powstrzymać, a nie miała pewności czy dałaby sobie radę.
Ostatecznie Ilia zdecydowała, że jedynym rozwiązaniem jest pozostawienie kowala w rękach Agavunvilda i jego szemranych praktyk, chociaż wcale nie poczuła się przez to lepiej, ponieważ „zaufać krasnoludowi” było postawą która przekraczała jej możliwości. Zwłaszcza po tym co zaobserwowała w sali biesiadnej. Łuczniczka nie miała pojęcia czy postawa strażników wynikała z ogólnej nieufności, czy z naturalnego sposoby bycia. Jak na zwykła ucztę było tu zbyt dużo broni, którą miejscowi trzymali blisko siebie. Mężczyźni wprawdzie pili i rozmawiali wesoło, jednak co jakiś czas dało się zauważyć iż nerwowo spoglądają na drzwi w których zniknął Agavunvild i Ivo. Zwłaszcza ci, którzy widzieli wcześniej co potrafi zrobić chłopak, pilnowali się by być trzeźwym i czujnym, na wypadek gdyby rozmowa w sąsiednim pomieszczeniu poszła inaczej niż planowano.
- Spójrz na mapę. Ta biała plama to Doilina Zaginionych Wiatrów, a tu dalej na północy jest Złamany Kieł, gdzie znajduje się Pierwsza Strażnica. Jej obsada zmienia się raz do roku. – Wyjaśniał Cuthril – Szczerze mówiąc nie wiem czy mają tam do pilnowania coś więcej niż własne dupska i ogniska bez których zamarzliby w ciągu godziny, ale za to jestem przekonany, że jeśli ktokolwiek wie coś o legendarnych strażnikach to właśnie oni. Proponowałbym wędrować tym traktem, znaczy się proponowałbym w ogóle tam nie iść, ale jeśli koniecznie chcesz to właśnie ów szlak…
Ilirinleath udawała że słucha, dużo bardziej będąc skoncentrowaną na obserwacji wejścia gdzie zabrano Ivo. Jej zdaniem cała ta farsa trwała już zdecydowanie za długo.
- Chyba powinnam pójść zobaczyć czy wszystko tam w porządku – Wtrąciła elfka przerywając wywód Cuthrila.
- To nie jest dobry moment. Lepiej im nie przeszkadzajmy. Jak to mawiają nasi dowódcy, pozostaw filozofię mędrcom, a sam bądź gotowy gdyby ci mądrale znów coś spartolili.
Łuczniczka chwyciła lezącą na stole mapę podniosła się z miejsca.
- Zamieram wyruszyć tam gdzie proponujesz, ale przedtem chciałabym się pożegnać z kompanem. Chociaż… właściwie chyba prościej będzie jeśli przekażecie Ivo wiadomość ode mnie. – Oświadczyła elfka, udając się do wyjścia. Ilia zrozumiała iż dobrowolnie jej nie wpuszczą, a chcąc się upewnić czy kowal na pewno znajduje się w właściwych rękach, będzie musiała nagiąć kilka reguł.
Przyglądając się z zewnątrz budynkowi do którego ich zaprowadzono, łatwo było się domyślić że krasnolud jest tu szefem. Najwyraźniej w tej dziwnej zbieraninie, Agavunvild decydował o wszystkim, nie wyłączając z tego architektury miejsca gdzie przyszło mu pracować. Budowla przypominała mała fortecę wtopioną w górskie zbocze, w taki sposób iż trudno było określić gdzie kończy się dzieło natury, a gdzie zaczyna myśl techniczna. Zdaniem elfki było to miejsce surowe, ponure i odpychające. Nie rozumiała logiki nordów jeśli chodzi o kwestie urządzania swojego domostwa. W końcu jaki sens miało schodzenie pod ziemię i tworzenie tam ogromnych zimnych i wilgotnych pomieszczeń, tylko po to by móc rozpalić w nich największe na świecie ognisko, aby ogrzać takie coś. W każdym razie podziemne lokale i ogniska musiały oznaczać kominy. Zarówno te grzewcze jak i wentylacyjne, a z kolei tymi ostatnimi elfka zamierzała dostać się do środka. Ilirinleath żałowała że nie zna się lepiej na budownictwie. Gdyby był z nią Ivo, najpewniej od razu wyjaśniłby jej co jest czym.
- Ostatnio za dużo o nim myślę. Przecież dam sobie radę sama. – Na głos powiedziała elfka. Wchodząc na dach budowli w poszukiwaniu odpowiedniego tunelu. Ten którego szukała powinien być zimny. Już wcześniej oceniła że sala biesiadna położona tuż przy głównych drzwiach, ma jakieś trzydzieści kroków długości, w więc interesująca ja części mieszkalna powinna być gdzieś dalej. Ilirinleath cały czas napominała siebie że chce jedynie przekonać się czy Ivo jest bezpieczny, a zaraz potem rusza w swoją podróż.
Wreszcie znalazła to czego szukała. Szyb wentylacyjny. Nie mając przy sobie liny, łuczniczka zdecydowała się zejść na dół zapierając się plecami i nogami o przeciwległe ściany komina. Droga w tą stronę była katorgą, jednak prawdziwym wyzwaniem mógł być powrót na górę. Szczęściem dal niej, już w połowie pokonanego dystansu usłyszała dochodzący zza ściany głos Agavunvild, mówiącego o kontrolowaniu jakiejś mocy.
„Jaka nauka? Ile to mogło trwać? Tygodnie? Miesiące? Lata? – Zastanawiała się Ilia jednocześnie nasłuchując jak kowal zareaguje na przedstawioną mu propozycję.
Chłopak patrzył na krasnoluda, pełen mieszanych uczuć. Druidzi, bractwa, duchy...Nie pisał się na to. On chciał jedynie pomóc dziewczynie oddać jeden, cholerny amulet. Wstał i delikatnie odepchnął Agavunvilda.
- Kontrolować? Ja nie chcę jej kotrolować! Chcę być znowu zwyczajnym kowalem, nie jakimś opętańcem! - Ivo coraz bardziej podnosił głos.
- Jak...jak sobie życzysz. Nie mogę cię do niczego zmusić, ale wiedz że popełniasz duży błąd - kapłan wyraźnie sposępniał, ale przystał na prośbę chłopaka. - Jutro przygotujemy rytuał, a tym czasem ty i twoja przyjaciółka możecie odpocząć w prywatnych komnatach.
Gdy krasnolud opuścił salę, Ivo głośno odetchnął. Spodziewał się ostrzejszego traktowania, albo wręcz więzienia. Powrócił do sali biesiadnej, jednak elfki tam nie było. Zapytawszy jednego ze strażników, usłyszał że Illia opuściła świątynię i ruszyła w podróż. Ivo miał nadzieję, że jeszcze ją dogoni i w pośpiechu wybiegł na dziedziniec. Rozglądał się nerwowo, aż zobaczył dziewczynę. Gramoliła się z dachu, cała umorusana sadzą. Chłopak nie wytrzymał i roześmiał się głośno.
- Do twarzy ci w czarnym - otarł łzę z policzka i odchrząknął dwa razy. - Krasnolud..hehe..zgodził się wygnać ducha. Myślałem, że to najlepsze co mnie dzisiaj spotkało, ale wygrałaś. Dziękuję, że tak dla mnie się poświęcasz.
Gdy już doszedł do siebie bo panicznym ataku śmiechu, pociągnął Illię na powrót do świątyni.
- Chodź, dali nam kwatery na noc. Nie wiem czy osobne, więc od razu zamawiam podłogę. Jutro o świcie przygotują egzorcyzm i jak dobrze pójdzie, znowu stanę się tym czarującym mężczyzną, którego uwielbiasz - puścił do elfki oko i wyszczerzył się w uśmiechu. W połowie drogi zatrzymał ich skromnie ubrany człowiek.
- Pan Agavunvil prosił mnie o wskazanie wam kwater. Proszę za mną - odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb korytarza.
Rzeczywiście, para podróżników dostała jeden i do tego niezbyt duży pokój. Pod ścianą stało wąskie łóżko oraz szafa, a po przeciwnej stronie skrzynia. Do tego większość kamiennej posadzki pokryta była wydeptanym już dywanem, a w okiennicach wisiały nieco poobdzierane zasłony.
- To najlepsza kwatera mieszkalna w naszej świątyni, zarezerwowana dla gości, takich jak wy. Życzę udanej nocy - mnich wycofał się szybko, zostawiając Illię i Ivo samych.
- Najlepsza kwatera? Na strychu w stajni było ładniej, ale to tylko jedna noc. Jak mówiłem, nawet nie myśl o spaniu na ziemi. Zaklepałem. Idź spać, bo jutro wstajemy wcześnie.
- Kontrolować? Ja nie chcę jej kotrolować! Chcę być znowu zwyczajnym kowalem, nie jakimś opętańcem! - Ivo coraz bardziej podnosił głos.
- Jak...jak sobie życzysz. Nie mogę cię do niczego zmusić, ale wiedz że popełniasz duży błąd - kapłan wyraźnie sposępniał, ale przystał na prośbę chłopaka. - Jutro przygotujemy rytuał, a tym czasem ty i twoja przyjaciółka możecie odpocząć w prywatnych komnatach.
Gdy krasnolud opuścił salę, Ivo głośno odetchnął. Spodziewał się ostrzejszego traktowania, albo wręcz więzienia. Powrócił do sali biesiadnej, jednak elfki tam nie było. Zapytawszy jednego ze strażników, usłyszał że Illia opuściła świątynię i ruszyła w podróż. Ivo miał nadzieję, że jeszcze ją dogoni i w pośpiechu wybiegł na dziedziniec. Rozglądał się nerwowo, aż zobaczył dziewczynę. Gramoliła się z dachu, cała umorusana sadzą. Chłopak nie wytrzymał i roześmiał się głośno.
- Do twarzy ci w czarnym - otarł łzę z policzka i odchrząknął dwa razy. - Krasnolud..hehe..zgodził się wygnać ducha. Myślałem, że to najlepsze co mnie dzisiaj spotkało, ale wygrałaś. Dziękuję, że tak dla mnie się poświęcasz.
Gdy już doszedł do siebie bo panicznym ataku śmiechu, pociągnął Illię na powrót do świątyni.
- Chodź, dali nam kwatery na noc. Nie wiem czy osobne, więc od razu zamawiam podłogę. Jutro o świcie przygotują egzorcyzm i jak dobrze pójdzie, znowu stanę się tym czarującym mężczyzną, którego uwielbiasz - puścił do elfki oko i wyszczerzył się w uśmiechu. W połowie drogi zatrzymał ich skromnie ubrany człowiek.
- Pan Agavunvil prosił mnie o wskazanie wam kwater. Proszę za mną - odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb korytarza.
Rzeczywiście, para podróżników dostała jeden i do tego niezbyt duży pokój. Pod ścianą stało wąskie łóżko oraz szafa, a po przeciwnej stronie skrzynia. Do tego większość kamiennej posadzki pokryta była wydeptanym już dywanem, a w okiennicach wisiały nieco poobdzierane zasłony.
- To najlepsza kwatera mieszkalna w naszej świątyni, zarezerwowana dla gości, takich jak wy. Życzę udanej nocy - mnich wycofał się szybko, zostawiając Illię i Ivo samych.
- Najlepsza kwatera? Na strychu w stajni było ładniej, ale to tylko jedna noc. Jak mówiłem, nawet nie myśl o spaniu na ziemi. Zaklepałem. Idź spać, bo jutro wstajemy wcześnie.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Ilirinleath miała świadomość że jej ocena Agavunvila, jak i całej rasy krasnoludów, mogła być mało obiektywna. Prawdopodobnie szukała dowodów na coś, co nie istniało, przejaskrawiała niektóre fakty, interpretując zdobyte informację przez pryzmat postrzegania każdego z nardów jako szui, oszusta, parszywca i cuchnącego egoistę. Działania elfki łatwo było określić jako podręcznikowy przykład paranoi i błazenady w jednym, jednak strażniczka nie zamierzała rezygnować z udowodnienia swoich racji. Zwłaszcza po tym jak przyłapała Agavunvila na jednym kłamstwie.
Przywódca sekty początkowo zaklinał się, że nie jest w stanie pomóc Ivo, proponując w zamian wskazaną przez siebie drogę, tylko po to by po kilku godzinach wszystkiemu zaprzeczyć, twierdząc iż jednak da rade przepędzić demona, zgodnie z tym czego życzyłby sobie kowal. A skoro raz skłamał, to znaczyło iż łgał od samego początku. Poza tym nie trzeba być wielkim znawcą świata, by rozumieć że krasnoludy niczego nie robią bezinteresownie, nie wierzą w żadne idę inne niż własny zysk, a ich postępowania charakteryzuje obłuda, zakłamanie i dwulicowość.
Ilia gorączkowo poszukiwała rozwiązania z tej sytuacji. Musiała jakoś przekonać chłopaka do swoich racji, a dopiero potem namówić go, by zamiast szemranych metod małego pokurcza, zechciał rozważyć jej propozycję. Być może sama strażniczka nie potrafiła mu pomóc, za to doskonale zdawała sobie sprawę kto mógłby tego dokonać, a że Rododendronia znajdowała się bardzo blisko, elfka była gotowa prosić o pomoc królową, nawet jeśli miałaby przyprowadzić do niej Ivo skutego w kajdany. Powyższe rozważania prowadziły do prostego pytania, czy kowal byłby w stanie zaakceptować te przymusowe środki ostrożności. Zwłaszcza w sytuacji gdy być może miał pod nosem inne rozwiązanie.
- Jestem na tropie poważnego dochodzenia. I wcale nie robię tego dla ciebie. – Oburzyła się Ilirinleath słysząc sugestie chłopaka. Jego pogodny nastrój przez chwilę udzielił się również łuczniczce, sprawiając że elfka uśmiechnęła się szeroko, strzepując przy tym sadzę z ubrania. Jednak magia chwili szybko przeminęła, po tym gdy Ivo oznajmił że zamierza skorzystać z propozycji Agavunvila. – Uważam że jedyną rzeczą jaką ten zgrzybiały rozpustnik potrafi wygnać, to monety z twojej sakiewki, ale decyzja należy do ciebie.
Strażniczka żałowała iż nie jest w stanie wesprzeć chłopaka w tym trudnym momencie. Powinna zapewniać go że wszystko pójdzie dobrze, że nord zna się na rzeczy, a planowany przez niego rytuał najprawdopodobniej okaże się nudnawą gadanina. Niestety uprzedzenia rasowe były w tym przypadku silniejsze niż poczucie więzi z towarzyszem. Elfka potrzebowała twardych dowodów, na zdobycie których pozostawała jej tylko noc.
- Możesz zająć podłogę, łózko i całą komnatę. Ja najlepiej sypiam pod gołym niebem, tam gdzie żadne ściany nie ograniczają moich myśli. Wezmę tylko koce aby nie zmarznąć. Gdybym miała tu zostać, musiałabym cię związać. – Oświadczyła Ilia, starając się przedstawić swój punkt widzenia w formie żartu. Skoro to Agavunvil polecił owa komnatę to z całą pewnością było w niej coś nie tak. Poza tym elfka nie chciała być blisko chłopaka, obawiając się że gdyby Ivo znów wpadł w szał, ona sama mogłaby nie doczekać poranka. – Będę za oknem. Dobrej nocy.
***
Zadowolona z faktu iż zyskała swobodę działania, Ilirinleath poczekała aż Ivo zaśnie, po czym ruszyła w poszukiwanie dowodów. Miała mało czasu. Musiała wybierać między ponowną próbą zakradnięcia się do komnaty krasnoluda, z nadzieją iż uda jej się znaleźć tam materiał obciążający Agavunvil, albo pociągnięciem za język towarzyszy norda.
Łuczniczka była zdeterminowana zagrozić iż odwiedzie Ivo od udziału w rytuale, jeśli ci tutaj nie zdradzą jej wszystkich szczegółów tegoż obrzędu. Niestety z kimkolwiek nie podjęła by dialogu, odpowiedź zawsze była ta sama. „Porozmawiaj z Agavunvil tylko on zna szczegóły tego co wydarzy się jutro”. Rzecz jasna ta ostatnia opcja w ogóle nie wchodziła w grę. Zmęczona i zrezygnowana Ilia, spuściła głowę siedząc samotnie przy jednym z stołów, gdy nieoczekiwanie usłyszała głos nad sobą.
- Spotkajmy się za kwadrans w okolicznym gaju. Chodzi o rytuał.
- Co? Ale dlaczego…
- Nie tutaj. Będę czekał. – Padła krótka odpowiedź, po czym nieznajomy skierował się do wyjścia. Strażniczka odczekała chwilą, aby nie budzić podejrzeń, po czym również wyszła na zewnątrz, zmierzając na umówione spotkanie.
Przywódca sekty początkowo zaklinał się, że nie jest w stanie pomóc Ivo, proponując w zamian wskazaną przez siebie drogę, tylko po to by po kilku godzinach wszystkiemu zaprzeczyć, twierdząc iż jednak da rade przepędzić demona, zgodnie z tym czego życzyłby sobie kowal. A skoro raz skłamał, to znaczyło iż łgał od samego początku. Poza tym nie trzeba być wielkim znawcą świata, by rozumieć że krasnoludy niczego nie robią bezinteresownie, nie wierzą w żadne idę inne niż własny zysk, a ich postępowania charakteryzuje obłuda, zakłamanie i dwulicowość.
Ilia gorączkowo poszukiwała rozwiązania z tej sytuacji. Musiała jakoś przekonać chłopaka do swoich racji, a dopiero potem namówić go, by zamiast szemranych metod małego pokurcza, zechciał rozważyć jej propozycję. Być może sama strażniczka nie potrafiła mu pomóc, za to doskonale zdawała sobie sprawę kto mógłby tego dokonać, a że Rododendronia znajdowała się bardzo blisko, elfka była gotowa prosić o pomoc królową, nawet jeśli miałaby przyprowadzić do niej Ivo skutego w kajdany. Powyższe rozważania prowadziły do prostego pytania, czy kowal byłby w stanie zaakceptować te przymusowe środki ostrożności. Zwłaszcza w sytuacji gdy być może miał pod nosem inne rozwiązanie.
- Jestem na tropie poważnego dochodzenia. I wcale nie robię tego dla ciebie. – Oburzyła się Ilirinleath słysząc sugestie chłopaka. Jego pogodny nastrój przez chwilę udzielił się również łuczniczce, sprawiając że elfka uśmiechnęła się szeroko, strzepując przy tym sadzę z ubrania. Jednak magia chwili szybko przeminęła, po tym gdy Ivo oznajmił że zamierza skorzystać z propozycji Agavunvila. – Uważam że jedyną rzeczą jaką ten zgrzybiały rozpustnik potrafi wygnać, to monety z twojej sakiewki, ale decyzja należy do ciebie.
Strażniczka żałowała iż nie jest w stanie wesprzeć chłopaka w tym trudnym momencie. Powinna zapewniać go że wszystko pójdzie dobrze, że nord zna się na rzeczy, a planowany przez niego rytuał najprawdopodobniej okaże się nudnawą gadanina. Niestety uprzedzenia rasowe były w tym przypadku silniejsze niż poczucie więzi z towarzyszem. Elfka potrzebowała twardych dowodów, na zdobycie których pozostawała jej tylko noc.
- Możesz zająć podłogę, łózko i całą komnatę. Ja najlepiej sypiam pod gołym niebem, tam gdzie żadne ściany nie ograniczają moich myśli. Wezmę tylko koce aby nie zmarznąć. Gdybym miała tu zostać, musiałabym cię związać. – Oświadczyła Ilia, starając się przedstawić swój punkt widzenia w formie żartu. Skoro to Agavunvil polecił owa komnatę to z całą pewnością było w niej coś nie tak. Poza tym elfka nie chciała być blisko chłopaka, obawiając się że gdyby Ivo znów wpadł w szał, ona sama mogłaby nie doczekać poranka. – Będę za oknem. Dobrej nocy.
***
Zadowolona z faktu iż zyskała swobodę działania, Ilirinleath poczekała aż Ivo zaśnie, po czym ruszyła w poszukiwanie dowodów. Miała mało czasu. Musiała wybierać między ponowną próbą zakradnięcia się do komnaty krasnoluda, z nadzieją iż uda jej się znaleźć tam materiał obciążający Agavunvil, albo pociągnięciem za język towarzyszy norda.
Łuczniczka była zdeterminowana zagrozić iż odwiedzie Ivo od udziału w rytuale, jeśli ci tutaj nie zdradzą jej wszystkich szczegółów tegoż obrzędu. Niestety z kimkolwiek nie podjęła by dialogu, odpowiedź zawsze była ta sama. „Porozmawiaj z Agavunvil tylko on zna szczegóły tego co wydarzy się jutro”. Rzecz jasna ta ostatnia opcja w ogóle nie wchodziła w grę. Zmęczona i zrezygnowana Ilia, spuściła głowę siedząc samotnie przy jednym z stołów, gdy nieoczekiwanie usłyszała głos nad sobą.
- Spotkajmy się za kwadrans w okolicznym gaju. Chodzi o rytuał.
- Co? Ale dlaczego…
- Nie tutaj. Będę czekał. – Padła krótka odpowiedź, po czym nieznajomy skierował się do wyjścia. Strażniczka odczekała chwilą, aby nie budzić podejrzeń, po czym również wyszła na zewnątrz, zmierzając na umówione spotkanie.
Gdy Ivo smacznie spał, Agavunvild czatował pod drzwiami sypialni. Upewniwszy się, że chłopak śpi, uchylił delikatnie drewniane wrota i wrzucił do pokoju niewielkie zawiniątko, z którego wydobywał się dym. Kiedy pakunek uderzył o ziemię, pojedynczy snopek dymu buchnął i pokrył całe pomieszczenie delikatną mgiełką. Krasnolud odczekał kilka minut, po czym ręką przywołał dziewczynę, dotychczas skrywającą się w cieniu.
- Wiesz co masz robić.
- Tak - dziewczyna, łudząco podobna do Illi, skinęła i bezszelestnie wślizgnęła się do sypialni. Zsunęła powoli kołdrę ze śpiącego Ivo i usiadła na nim okrakiem. Młody kowal otworzył ociężałe powieki, jednak gdy ujrzał przed sobą twarz elfki omal nie podskoczył.
- Stęskniłaś się? - był nieco zmieszany i zwyczajowo dla siebie próbował rozbić niezręczność żartem.
- Bardzo... - elfka pocałowała go namniętnie. - Pragnę cię, Ivo.
Słowa ten skutecznie ocuciły kowala. To się dzieje...to się na prawdę dzieje! Rękoma błądził po nagim ciele dziewczyny, jakby badając każdy jej centymetr. "Illia" jednak działała znacznie szybciej. Ujęła w dłoń "przyrząd" kowala i powoli opuściła się nań, wydając delikatnie westchnienie. Ivo był z wieloma dziewczynami, ale kiedy poczuł...to, prawie odpłynął. Przymknął oczy, delektując się wspaniałym uczuciem.
***
Ze snu wyrwało go pukanie do drzwi. Zerwał się z łóżka jak oparzony.
- Illia? Illia?! Nie...nie, nie, nie, nie... - przysiadł na skraju łóżka i przetarł zaspaną twarz. - To był tylko sen...cholerny sen...
- Wszystko w porządku, panie Ivo? Przyniosłam panu śniadanie.
- Tak...wszystko...możesz wejść.
W drzwiach stanęła młoda dziewczyna. Otworzyła szeroko oczy, a jej twarz oblała się czerwienią. Dopiero wtedy Ivo zdał sobie sprawę, że jest nagi.
- Przepraszam... - porwał poduszkę i przyłożył ją do krocza. - Połóż tacę na łóżku. Czy...czy widziałaś gdzieś moją przyjaciółkę?
- Nie, proszę pana - speszona dziewczyna dygnęła i wybiegła z pokoju.
Kowal ubrał się szybko i tak też zjadł śniadanie, po czym wyszedł na korytarz. W jego kierunku szedł już krasnolud, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Rytuał gotowy, możemy zaczynać!
- Gdzie jest Illia?
- Ach, na pewno gdzieś w ogrodzie. Możemy to zrobić bez niej. Tak nawet będzie lepiej, skupisz się.
Złapał chłopaka za ramię i wciągnął do sali biesiadnej. Teraz nie było w niej stołów, a na posadzce ktoś narysował dziwne symbole.
- Stań w tym kole...dobrze...Przyjaciele, zebraliśmy się tutaj, żeby wypędzić z ciała tego chłopca ducha. Nie jest to zwykły duch, a Pierwszy Płonący Jeleń! Skupcie się, przyjaciele. Rytuał będzie wymagał od was energii i silnej woli...oraz poświęcenia. Który z was, bracia umiłowani, poświęci swą duszę i zgodzi się przyjąć Pierwszego do siebie?!
Na słowa krasnoluda, z szeregu wystąpił dość niski, jak na elfa, kapłan i stanął w identycznym okręgu kilka kroków od Ivo.
- Bracie Loresie, dziś zakończysz swój żywot jako Lores Aquilinis, a rozpoczniesz jako Pierwszy! Ivo, dziś odzyskasz swoje dawne ja, a duch nigdy więcej nie będzie cię niepokoił. At moram, at estum, nehekra am! Stało się. Ivo...jesteś wolny.
- Na...na pewno? Nie czuję różnicy...woah...dobra, coś poczułem. Teraz, gdzie jest Illia?
- Wiesz co masz robić.
- Tak - dziewczyna, łudząco podobna do Illi, skinęła i bezszelestnie wślizgnęła się do sypialni. Zsunęła powoli kołdrę ze śpiącego Ivo i usiadła na nim okrakiem. Młody kowal otworzył ociężałe powieki, jednak gdy ujrzał przed sobą twarz elfki omal nie podskoczył.
- Stęskniłaś się? - był nieco zmieszany i zwyczajowo dla siebie próbował rozbić niezręczność żartem.
- Bardzo... - elfka pocałowała go namniętnie. - Pragnę cię, Ivo.
Słowa ten skutecznie ocuciły kowala. To się dzieje...to się na prawdę dzieje! Rękoma błądził po nagim ciele dziewczyny, jakby badając każdy jej centymetr. "Illia" jednak działała znacznie szybciej. Ujęła w dłoń "przyrząd" kowala i powoli opuściła się nań, wydając delikatnie westchnienie. Ivo był z wieloma dziewczynami, ale kiedy poczuł...to, prawie odpłynął. Przymknął oczy, delektując się wspaniałym uczuciem.
***
Ze snu wyrwało go pukanie do drzwi. Zerwał się z łóżka jak oparzony.
- Illia? Illia?! Nie...nie, nie, nie, nie... - przysiadł na skraju łóżka i przetarł zaspaną twarz. - To był tylko sen...cholerny sen...
- Wszystko w porządku, panie Ivo? Przyniosłam panu śniadanie.
- Tak...wszystko...możesz wejść.
W drzwiach stanęła młoda dziewczyna. Otworzyła szeroko oczy, a jej twarz oblała się czerwienią. Dopiero wtedy Ivo zdał sobie sprawę, że jest nagi.
- Przepraszam... - porwał poduszkę i przyłożył ją do krocza. - Połóż tacę na łóżku. Czy...czy widziałaś gdzieś moją przyjaciółkę?
- Nie, proszę pana - speszona dziewczyna dygnęła i wybiegła z pokoju.
Kowal ubrał się szybko i tak też zjadł śniadanie, po czym wyszedł na korytarz. W jego kierunku szedł już krasnolud, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Rytuał gotowy, możemy zaczynać!
- Gdzie jest Illia?
- Ach, na pewno gdzieś w ogrodzie. Możemy to zrobić bez niej. Tak nawet będzie lepiej, skupisz się.
Złapał chłopaka za ramię i wciągnął do sali biesiadnej. Teraz nie było w niej stołów, a na posadzce ktoś narysował dziwne symbole.
- Stań w tym kole...dobrze...Przyjaciele, zebraliśmy się tutaj, żeby wypędzić z ciała tego chłopca ducha. Nie jest to zwykły duch, a Pierwszy Płonący Jeleń! Skupcie się, przyjaciele. Rytuał będzie wymagał od was energii i silnej woli...oraz poświęcenia. Który z was, bracia umiłowani, poświęci swą duszę i zgodzi się przyjąć Pierwszego do siebie?!
Na słowa krasnoluda, z szeregu wystąpił dość niski, jak na elfa, kapłan i stanął w identycznym okręgu kilka kroków od Ivo.
- Bracie Loresie, dziś zakończysz swój żywot jako Lores Aquilinis, a rozpoczniesz jako Pierwszy! Ivo, dziś odzyskasz swoje dawne ja, a duch nigdy więcej nie będzie cię niepokoił. At moram, at estum, nehekra am! Stało się. Ivo...jesteś wolny.
- Na...na pewno? Nie czuję różnicy...woah...dobra, coś poczułem. Teraz, gdzie jest Illia?
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
- Co się dzieje? Co jest nie tak z tym rytuałem? Dlaczego musimy spotykać się w środku nocy w takim miejscu? – Gdy tylko znalazła się w okolicznym zagajniku, Ilirinleath zarzuciła swojego informatora dziesiątkami pytań. Czuła że w świątyni rozgrywa się coś ważnego, a ona ma coraz mniej czasu na rozwiązanie tej zagadki.
- Rytuał jest tyko przykrywką. Moc Płonącego Jelenia przekazywana jest pierworodnemu spadkobiercy rodu. Nie ma innej drogi. Podejdź bliżej. – Wyszeptał mężczyzna.
Zaciekawiona strażniczka łatwo dała się wciągnąć w pułapkę. Wykonawszy kilka kroków przed siebie, elfka poczuła nagle jak grunt pod jej nogami zaczyna się zapadać, by po chwili runąć bezwładnie do olbrzymiego dołu. Ilia krzyknęła przerażona. Nie była w stanie nic zrobić. Gwałtowny upadek i kontakt z twardym podłożem, sprawił iż łuczniczka straciła przytomność.
Gdy się ocknęła, zorientowała się że niebo nad jej głową się przejaśnia. Na szczęście pułapki w której się znalazła niczym nie zamaskowano, a co najważniejsze na jej dnie, zamiast ostrych kolców, znajdowały się jedynie ciężkie kamienie. Ilirinleath wciąż miała dostęp do świeżego powietrza, dobrą widoczność, a przede wszystkim całą broń jaką zwykła nosić prze sobie. Wykorzystując dwa krótkie sztylety, łuczniczka wyłupała w jednej ze ścian kilka wgłębień, dzięki którym była w stanie wydostać się na powierzchnię. Miała świadomość że straciła masę czasu, w którym jej Ivo zdany był na łaskę Agavunvila. Ktoś zadała sobie sporo trudu by wyeliminować ją z gry i najwyraźniej ów ktoś potrafił działać bardzo skutecznie.
- Zaufaj krasnoludowi, a skończysz dzień głęboko pod ziemią. – Przeklęła Ilia.
Pełna najczarniejszych obaw, elfka ruszyła biegiem w kierunku siedziby sekty, zupełnie nieoczekiwanie wpadając na kowala spacerującego po ogrodzie.
- Ivo? Co ty tu… . Nieważne. Musimy ciekać. Szybko. – Nie czekając na reakcje chłopaka, ignorując jednocześnie wszelkie formy protestu, strażniczka chwyciła kowala za rękę i pociągnęła w kierunku lasu. Nie zamierzała zatrzymywać się do czasu aż świątynia kierowana przez Norda zniknie im z widoku.
- Nie mam teraz jak tego wytłumaczyć. Krasnolud cię oszukał. Ale wszystko będzie dobrze. Wiem jak się tobą zając. – Wyjaśniała Ilirinleath ani na moment nie zwalniając tempa. – Ruszamy do Rododendroni. Spotkamy się tam z królową. Ona, … ona nam pomoże. Jednak zanim to nastąpi, oboje musimy przedsięwziąć pewne środki ostrożności.
Łuczniczka na chwilę przystanęła. Wyciągnęła linę stanowiące część jej ekwipunku, po czym gestem wskazała na dłonie chłopaka, wymownie sugerując co zamierza zrobić.
- To dla naszego bezpieczeństwa. – Zapowiedziała.
- Rytuał jest tyko przykrywką. Moc Płonącego Jelenia przekazywana jest pierworodnemu spadkobiercy rodu. Nie ma innej drogi. Podejdź bliżej. – Wyszeptał mężczyzna.
Zaciekawiona strażniczka łatwo dała się wciągnąć w pułapkę. Wykonawszy kilka kroków przed siebie, elfka poczuła nagle jak grunt pod jej nogami zaczyna się zapadać, by po chwili runąć bezwładnie do olbrzymiego dołu. Ilia krzyknęła przerażona. Nie była w stanie nic zrobić. Gwałtowny upadek i kontakt z twardym podłożem, sprawił iż łuczniczka straciła przytomność.
Gdy się ocknęła, zorientowała się że niebo nad jej głową się przejaśnia. Na szczęście pułapki w której się znalazła niczym nie zamaskowano, a co najważniejsze na jej dnie, zamiast ostrych kolców, znajdowały się jedynie ciężkie kamienie. Ilirinleath wciąż miała dostęp do świeżego powietrza, dobrą widoczność, a przede wszystkim całą broń jaką zwykła nosić prze sobie. Wykorzystując dwa krótkie sztylety, łuczniczka wyłupała w jednej ze ścian kilka wgłębień, dzięki którym była w stanie wydostać się na powierzchnię. Miała świadomość że straciła masę czasu, w którym jej Ivo zdany był na łaskę Agavunvila. Ktoś zadała sobie sporo trudu by wyeliminować ją z gry i najwyraźniej ów ktoś potrafił działać bardzo skutecznie.
- Zaufaj krasnoludowi, a skończysz dzień głęboko pod ziemią. – Przeklęła Ilia.
Pełna najczarniejszych obaw, elfka ruszyła biegiem w kierunku siedziby sekty, zupełnie nieoczekiwanie wpadając na kowala spacerującego po ogrodzie.
- Ivo? Co ty tu… . Nieważne. Musimy ciekać. Szybko. – Nie czekając na reakcje chłopaka, ignorując jednocześnie wszelkie formy protestu, strażniczka chwyciła kowala za rękę i pociągnęła w kierunku lasu. Nie zamierzała zatrzymywać się do czasu aż świątynia kierowana przez Norda zniknie im z widoku.
- Nie mam teraz jak tego wytłumaczyć. Krasnolud cię oszukał. Ale wszystko będzie dobrze. Wiem jak się tobą zając. – Wyjaśniała Ilirinleath ani na moment nie zwalniając tempa. – Ruszamy do Rododendroni. Spotkamy się tam z królową. Ona, … ona nam pomoże. Jednak zanim to nastąpi, oboje musimy przedsięwziąć pewne środki ostrożności.
Łuczniczka na chwilę przystanęła. Wyciągnęła linę stanowiące część jej ekwipunku, po czym gestem wskazała na dłonie chłopaka, wymownie sugerując co zamierza zrobić.
- To dla naszego bezpieczeństwa. – Zapowiedziała.
Ivo przemierzał świątynny ogród w poszukiwaniu swojej przyjaciółki. Wciąż nie mógł zapomnieć tego, co wydarzyło się w nocy. Albo raczej tego, co się wydarzyło. Sen...głupie sny.... Z rozmyślań wyrwała go sama Ilia, omal nie taranując biedaka.
- Illia...och...co się - dziewczyny złapała kowala za rękę i gorączkowo poczęła go ciągnąć jak najdalej od świątyni, krzycząc przy tym o oszustwie i królowej.
- Hej, spokojnie! Krasnolud mi pomógł. Zrobił czary - mary i jestem zdrowy - przekonywał ją chłopak, jednak ta nadal napierała.
Kiedy byli już wystarczająco daleko, elfka w końcu się zatrzymała. Ivo chciał coś powiedzieć, ale widok liny go zaskoczył.
- Po co ci ten sznur? - zapytał, a odpowiedź wcale mu się nie spodobała. - Ale już jestem zdrowy, nie masz się czego bać.
Illia jednak patrzyła nań surowo, więc Ivo dał za wygraną.
- Co jeśli znów nas ktoś zaatakuje? Kto cie wtedy obroni - żartował, gdy dziewczyna pętała mu dłonie. - Jestem teraz twoim jeńcem? Dobra, czyli mówisz, że mamy iść do Rododendronii? Jak wrócę, Bawren mnie zatłucze swoim młotem...
Dwójka podróżników ruszyła w drogę, choć bardziej wyglądało to jak transportowanie więźnia. Illia z przodu, uzbrojona po zęby, a Ivo ze związanymi rękoma, w swojej poniszczonej koszulinie człapał z tyłu, wzdychając ze zrezygnowaniem.
- Illia...och...co się - dziewczyny złapała kowala za rękę i gorączkowo poczęła go ciągnąć jak najdalej od świątyni, krzycząc przy tym o oszustwie i królowej.
- Hej, spokojnie! Krasnolud mi pomógł. Zrobił czary - mary i jestem zdrowy - przekonywał ją chłopak, jednak ta nadal napierała.
Kiedy byli już wystarczająco daleko, elfka w końcu się zatrzymała. Ivo chciał coś powiedzieć, ale widok liny go zaskoczył.
- Po co ci ten sznur? - zapytał, a odpowiedź wcale mu się nie spodobała. - Ale już jestem zdrowy, nie masz się czego bać.
Illia jednak patrzyła nań surowo, więc Ivo dał za wygraną.
- Co jeśli znów nas ktoś zaatakuje? Kto cie wtedy obroni - żartował, gdy dziewczyna pętała mu dłonie. - Jestem teraz twoim jeńcem? Dobra, czyli mówisz, że mamy iść do Rododendronii? Jak wrócę, Bawren mnie zatłucze swoim młotem...
Dwójka podróżników ruszyła w drogę, choć bardziej wyglądało to jak transportowanie więźnia. Illia z przodu, uzbrojona po zęby, a Ivo ze związanymi rękoma, w swojej poniszczonej koszulinie człapał z tyłu, wzdychając ze zrezygnowaniem.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Niezrażona protestami kowala, Ilirinleath kontynuowała pracę związaną z krępowaniem chłopaka, jednocześnie uświadamiając sobie że pomysł z liną dalece odbiegał od ideału. Do Rododendroni dzieliły ich dziesiątki staj, w trudnym, nieznanym jej górskim terenie. Oznaczało to kilka dni intensywnej wędrówki, w czasie której zagrożenie z strony ewentualnej napaści, wcale nie było największym problemem. Bo co na przykład gdy Ivo poczuje naturalna potrzebę by ulżyć swojemu pęcherzowi? Nie może też przez cały czas go karmić. Czuwanie przez wszystkie noce również odpadało.
- To tylko do czasu aż wymyślę coś lepszego. – Zdecydowała strażniczka.
Oczywiście danie wiary zapewnieniom chłopaka iż ten jest już zdrowy nie wchodziło w grę. Raz że każdy szaleniec na jego miejscu twierdziłby podobnie, a po drugie oznaczałoby to potwierdzenie faktu iż rytuał przeprowadzony przez krasnoluda, rzeczywiście w czymś pomógł. Tego ostatniego Ilia zdecydowanie nie przyjmowała do wiadomości. Na szczęście, chociaż sama nie mogła pomóc kowalowi pozbyć się wpływu demona, znała kilka technik medytacyjnych, dzięki którym Ivo mógłby przynajmniej starać się unikać sytuacji w którym to cos w jego umyśle przejmowało kontrolę. Przede wszystkim oboje musieli ustalić kiedy to się dzieje i znaleźć jakiś czynnik który sprawia iż chłopak wraca do normalności. A to z kolei oznaczało konieczność przeprowadzenie niezręcznej rozmowy na temat tego co stało się na arenie.
- Być może jest inny sposób – zaczęła łuczniczka po chwili namysłu – jednak musiałabym wiedzieć co sprawia że wpadasz w furię? Gniew? Strach? Ból? Poczucie zagrożenia? Możliwość utraty czegoś? A może kluczem jest jakieś słowo? Od tego zaczniemy. A potem być może uda nam się zrozumieć, co sprawia że znów jesteś sobą. Znaczy się powinniśmy dość do tych wniosków nie używając przy tym słów „krasnolud” i „wyleczył mnie”. Mam nadzieję iż dzięki temu będzie można kontrolować bestię siedzącą w tobie, tak bez używania sznura.
Słuchając odpowiedzi kowala, strażniczka uważnie studiowała mapę okolicznych terenów, próbując wyznaczyć możliwie najszybsza trasę do celu. Zamierzała porozmawiać z Ivo nad jeszcze jedną trudną sprawą, która mogła być dla chłopaka dużo bardziej drażniąca, niż ciągłe wypominanie mu potwora jakim się stawał. Jakby nie patrzeć zmierzali do pałacu królowej, a czekająca ich wizyta wymagała znajomości podstaw etykiety i umiejętności stosowania się do zasad panujących na Dworze. Wprawdzie spędzili z sobą już trochę czasu, jednak elfka nie miała pewności jak chłopak zachowa się na salonach, a znajomość z królową była zbyt ważna, by zaprzepaścić ja poprzez jakąś niezręczną gafę. Szczęśliwie Ilirinleath miała przed sobą kilka dni by popracować nad manierami chłopaka.
Jeszcze zanim na dobre poznała kowala, usłyszał od mieszkańców jego wioski iż ma przed sobą urodzonego amanta, na zawołanie łamiącego kobiece serca. Po tym czasie łuczniczka musiała przyznać, że chłopak ma wszelkie podstawy by kimś takim być. Wystarczyło tylko by mniej się zamartwiał, częściej uśmiechał i nie zachowywał jak błazen. Właściwie to nawet ową błazenadę elfka była skłonna mu darować. Jednak co ważniejsze owe skłonności dawały pewne nadzieję, że w swoich podbojach, młodzieniec nie ograniczał się tylko do prostych dziewcząt, a kontakty z wyższymi sferami wcale nie były mu obce.
- Ivo powiedz mi proszę, ten twój niezwykły talent w stosunku do kobiet, no wiesz… ten o którym wspominali Beka i Pietruszka … – nieco na okrętkę zagadnęła Ilia, starając się by wyglądało to na niewinną rozmowę, kogoś kto jest skazany na wspólne towarzystwo. Skoro podróżowali razem to mieli też czas by roztrząsać podobne sprawy - … myślałeś kiedyś że może cię on pchnąć w ręce bogatej damy, która zapewni ci wygodę i pozycję?
Ilia przeklęła się w myślach za to iż jej pytanie nie zabrzmiało tak naturalnie jakby tego chciała. Nie była dobra w rozmowach na delikatne tematy, tym bardziej że nie chciała urazić kowala lub co gorsze, zasugerować mu iż odpowiedź może być dla niej ważna. Pozostawała błyskawiczna zmiana tematu.
- Ha, już wiem dokąd pójdziemy najpierw. Nawet nie miałam pojęcia że to tak blisko. – Odpowiedziała chowając twarz za pergaminem z mapą.
- To tylko do czasu aż wymyślę coś lepszego. – Zdecydowała strażniczka.
Oczywiście danie wiary zapewnieniom chłopaka iż ten jest już zdrowy nie wchodziło w grę. Raz że każdy szaleniec na jego miejscu twierdziłby podobnie, a po drugie oznaczałoby to potwierdzenie faktu iż rytuał przeprowadzony przez krasnoluda, rzeczywiście w czymś pomógł. Tego ostatniego Ilia zdecydowanie nie przyjmowała do wiadomości. Na szczęście, chociaż sama nie mogła pomóc kowalowi pozbyć się wpływu demona, znała kilka technik medytacyjnych, dzięki którym Ivo mógłby przynajmniej starać się unikać sytuacji w którym to cos w jego umyśle przejmowało kontrolę. Przede wszystkim oboje musieli ustalić kiedy to się dzieje i znaleźć jakiś czynnik który sprawia iż chłopak wraca do normalności. A to z kolei oznaczało konieczność przeprowadzenie niezręcznej rozmowy na temat tego co stało się na arenie.
- Być może jest inny sposób – zaczęła łuczniczka po chwili namysłu – jednak musiałabym wiedzieć co sprawia że wpadasz w furię? Gniew? Strach? Ból? Poczucie zagrożenia? Możliwość utraty czegoś? A może kluczem jest jakieś słowo? Od tego zaczniemy. A potem być może uda nam się zrozumieć, co sprawia że znów jesteś sobą. Znaczy się powinniśmy dość do tych wniosków nie używając przy tym słów „krasnolud” i „wyleczył mnie”. Mam nadzieję iż dzięki temu będzie można kontrolować bestię siedzącą w tobie, tak bez używania sznura.
Słuchając odpowiedzi kowala, strażniczka uważnie studiowała mapę okolicznych terenów, próbując wyznaczyć możliwie najszybsza trasę do celu. Zamierzała porozmawiać z Ivo nad jeszcze jedną trudną sprawą, która mogła być dla chłopaka dużo bardziej drażniąca, niż ciągłe wypominanie mu potwora jakim się stawał. Jakby nie patrzeć zmierzali do pałacu królowej, a czekająca ich wizyta wymagała znajomości podstaw etykiety i umiejętności stosowania się do zasad panujących na Dworze. Wprawdzie spędzili z sobą już trochę czasu, jednak elfka nie miała pewności jak chłopak zachowa się na salonach, a znajomość z królową była zbyt ważna, by zaprzepaścić ja poprzez jakąś niezręczną gafę. Szczęśliwie Ilirinleath miała przed sobą kilka dni by popracować nad manierami chłopaka.
Jeszcze zanim na dobre poznała kowala, usłyszał od mieszkańców jego wioski iż ma przed sobą urodzonego amanta, na zawołanie łamiącego kobiece serca. Po tym czasie łuczniczka musiała przyznać, że chłopak ma wszelkie podstawy by kimś takim być. Wystarczyło tylko by mniej się zamartwiał, częściej uśmiechał i nie zachowywał jak błazen. Właściwie to nawet ową błazenadę elfka była skłonna mu darować. Jednak co ważniejsze owe skłonności dawały pewne nadzieję, że w swoich podbojach, młodzieniec nie ograniczał się tylko do prostych dziewcząt, a kontakty z wyższymi sferami wcale nie były mu obce.
- Ivo powiedz mi proszę, ten twój niezwykły talent w stosunku do kobiet, no wiesz… ten o którym wspominali Beka i Pietruszka … – nieco na okrętkę zagadnęła Ilia, starając się by wyglądało to na niewinną rozmowę, kogoś kto jest skazany na wspólne towarzystwo. Skoro podróżowali razem to mieli też czas by roztrząsać podobne sprawy - … myślałeś kiedyś że może cię on pchnąć w ręce bogatej damy, która zapewni ci wygodę i pozycję?
Ilia przeklęła się w myślach za to iż jej pytanie nie zabrzmiało tak naturalnie jakby tego chciała. Nie była dobra w rozmowach na delikatne tematy, tym bardziej że nie chciała urazić kowala lub co gorsze, zasugerować mu iż odpowiedź może być dla niej ważna. Pozostawała błyskawiczna zmiana tematu.
- Ha, już wiem dokąd pójdziemy najpierw. Nawet nie miałam pojęcia że to tak blisko. – Odpowiedziała chowając twarz za pergaminem z mapą.
Oczywistym było to, że Illia chciała wiedzieć więcej na temat Ducha. Chłopak nie zamierzał ukrywać przed nią niczego...prawie niczego.
- Przecież ci mówię, Agavunvild mnie wyleczył. Jestem już zd... - wyraz twarzy elfki skutecznie przestraszył Ivo. -Dobra już dobra...Duch się budził, kiedy byłem wściekły. Jak wtedy, kiedy goniłem złodzieja z karczmy, albo kiedy byliśmy na turnieju. Ale teraz już go nie czuję, naprawdę nic mi nie jest.
Dziewczyna jednak nie wyglądała na przekonaną, wręcz przeciwnie, patrzyła na Ivo jeszcze bardziej podejrzliwie. Zaraz jednak zabrała się za studiowanie mapy. Chłopak tymczasem dreptał za towarzyszką, zastanawiając się, gdzie jeszcze zawita podczas tej wyprawy. Wszakże miał tylko dostarczyć coś kowalowi z wioski, dwa dni pozostać w gościach i wrócić do Bawrena. Tymczasem od kilku dni wędruje w towarzystwie leśnej elfki i wiecznie wściekłego ducha, starając się rozwiązać zagadkę medalionu. Nikt by się tego nie spodziewał. Z rozmyślań wyrwało go następne pytanie Illi. Niby niewinne, a jednak Ivo wyraźnie słyszał lekkie zmieszanie w jej głosie, zwłaszcza że zaraz po tym na powrót schowała nos w pergaminie.
- Uważasz, że młody i przystojny chłopak nie może samemu zaistnieć w świecie? Że potrzebuje do tego wyrafinowanej damy z wyższych sfer? - udawał oburzenie, po którym zaraz jednak uśmiechnął się szeroko. - Był taki moment, kiedy o tym myślałem. Ja, kowal Ivo, ubrany w jedwabny surdut, czy tunikę, siedzący obok starszej, acz wciąż pięknej kobiety, na wystawnym przyjęciu w rezydencji jakiego panicza...to nie dla mnie. To znaczy te samotne damulki są takie wychuchane tylko przy innych, bo w sypialni...przepraszam...Kilka razy z takimi się spotykałem, ale tylko dla rozrywki. Nigdy nie próbowałem się na tym wybić. Wolę machać młotem w gorącej kuźni i rozkochiwać młode dziewki z karczmy. Jakoś tak przyjemniej. Chyba wiem czemu pytasz...Jesteś zazdrosna i nie możesz znieść myśli, że jakaś bogata kobieta może mnie ukraść? Czyżbyś była zainteresowana usługami nie do końca rzemieślniczymi?
Ostatnie zdania rzecz jasna były tylko żartem, coby atmosfera nie była taka napięta.
- Spokojnie, przez te kilka dni jestem tylko twój...dobra, koniec żartów. Idziemy do królowej, a ja nie jestem głupi. Chcesz wiedzieć, czy nie przyniosę ci wstydu na salonach? Nie martw się. Wejdę, ukłonię się i będę stał w milczeniu, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Może jakąś służącą sobie przygrucham, ale obiecuję, że będziemy cicho w spiżarni.
- Przecież ci mówię, Agavunvild mnie wyleczył. Jestem już zd... - wyraz twarzy elfki skutecznie przestraszył Ivo. -Dobra już dobra...Duch się budził, kiedy byłem wściekły. Jak wtedy, kiedy goniłem złodzieja z karczmy, albo kiedy byliśmy na turnieju. Ale teraz już go nie czuję, naprawdę nic mi nie jest.
Dziewczyna jednak nie wyglądała na przekonaną, wręcz przeciwnie, patrzyła na Ivo jeszcze bardziej podejrzliwie. Zaraz jednak zabrała się za studiowanie mapy. Chłopak tymczasem dreptał za towarzyszką, zastanawiając się, gdzie jeszcze zawita podczas tej wyprawy. Wszakże miał tylko dostarczyć coś kowalowi z wioski, dwa dni pozostać w gościach i wrócić do Bawrena. Tymczasem od kilku dni wędruje w towarzystwie leśnej elfki i wiecznie wściekłego ducha, starając się rozwiązać zagadkę medalionu. Nikt by się tego nie spodziewał. Z rozmyślań wyrwało go następne pytanie Illi. Niby niewinne, a jednak Ivo wyraźnie słyszał lekkie zmieszanie w jej głosie, zwłaszcza że zaraz po tym na powrót schowała nos w pergaminie.
- Uważasz, że młody i przystojny chłopak nie może samemu zaistnieć w świecie? Że potrzebuje do tego wyrafinowanej damy z wyższych sfer? - udawał oburzenie, po którym zaraz jednak uśmiechnął się szeroko. - Był taki moment, kiedy o tym myślałem. Ja, kowal Ivo, ubrany w jedwabny surdut, czy tunikę, siedzący obok starszej, acz wciąż pięknej kobiety, na wystawnym przyjęciu w rezydencji jakiego panicza...to nie dla mnie. To znaczy te samotne damulki są takie wychuchane tylko przy innych, bo w sypialni...przepraszam...Kilka razy z takimi się spotykałem, ale tylko dla rozrywki. Nigdy nie próbowałem się na tym wybić. Wolę machać młotem w gorącej kuźni i rozkochiwać młode dziewki z karczmy. Jakoś tak przyjemniej. Chyba wiem czemu pytasz...Jesteś zazdrosna i nie możesz znieść myśli, że jakaś bogata kobieta może mnie ukraść? Czyżbyś była zainteresowana usługami nie do końca rzemieślniczymi?
Ostatnie zdania rzecz jasna były tylko żartem, coby atmosfera nie była taka napięta.
- Spokojnie, przez te kilka dni jestem tylko twój...dobra, koniec żartów. Idziemy do królowej, a ja nie jestem głupi. Chcesz wiedzieć, czy nie przyniosę ci wstydu na salonach? Nie martw się. Wejdę, ukłonię się i będę stał w milczeniu, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Może jakąś służącą sobie przygrucham, ale obiecuję, że będziemy cicho w spiżarni.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości