Szczyty Fellarionu ⇒ [Las] Tropem Mistrza Złodziei, ciąg dalszy
- Salazar
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 121
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
- Kontakt:
Wzruszył lekko ramionami, nie przejmując się ostrzeżeniem Rani.
– Nie miałbym go gdzie położyć – odezwał się po chwili. Salazar nie potrzebował stałego domu, bo nie był osobą, która kiedyś będzie chciała osiąść gdzieś na stałe i zająć się, na przykład, hodowlą roślin i zwierząt albo czymś innym, co byłoby związane z domem. Teoretycznie, jego dom zawsze znajdował się w jaskiniach, w których mieszkały mroczne elfy. Konkretniej, chodziło o dom jego rodziców. Gdy ostatnio tam był, ci jeszcze żyli, a nawet, gdyby tak nie było, to miejsce to i tak przeszłoby ono na niego, bo stałby się wtedy jedynym żyjącym członkiem rodziny. Mroczny podejrzewał, że i tak wynająłby to lokum komuś innemu, gdyż sam najpewniej przebywałby tam naprawdę rzadko, a przydałoby się ktoś, kto jednak zadbałby o wnętrze i tak dalej.
Ludzkie gesty, jak właśnie wzruszenia ramionami, wyglądały dość dziwny, gdy wykonywało je zwierzę. Dlaczego tak stwierdził? Odpowiedź była bardzo prosta: Właśnie widział, jak tygrys rodzaju żeńskiego „wzrusza” ramionami.
– Mam przeczucie, że labirynt jest jednopoziomowy. Chociaż mogę się mylić, w końcu, gdyby miał kilka pięter, my najpewniej znajdowalibyśmy się teraz na tym najniższym i musielibyśmy się dostać na samą górę, aby z niego wyjść – odparł i jeszcze raz wzruszył ramionami, co sprawiło wrażenie, jakby niezbyt przejmował się tym, co powiedział. Owszem, brał pod uwagę taką możliwość, o czym świadczyło właśnie to, co powiedział, jednak mógł się tym nie przejmować i mogłoby mu to nie przeszkadzać.
Rozmowa zakończyła się, a oni ruszyli dalej, aby po jakimś czasie trafić na kolejną pułapkę. Jedna z umiejętności złodzieja przydała się ponownie, bo rozbroił on pułapkę i dzięki temu mogli bezpiecznie ruszyć w dalszą drogę.
Zastanowił się chwilę nad tym, co powiedziała tygrysica.
– W takim razie, nie byłoby lepiej iść w prawo? - zapytał. To, że Sherani nic stamtąd nie czuł, mogłoby oznaczać, że korytarz ten usiany był pułapkami, jednak i tak było to lepsze niż fizyczna walka z… czymś, co czeka w drugiej odnodze korytarza. Może przemawiała przez niego zbytnia ostrożność, a może coś innego, ale prawy korytarz wydawał mu się dziwnie bezpieczniejszy niż lewy, w którym na pewno będą musieli walczyć.
– Dobra, niech ci będzie – odparł, gdy zmiennokształtna nadal upierała się przy tym, aby wyszli na spotkanie temu, co zmierza w ich stronę. Tak oto skręcili w lewy korytarz.
– Najwyższy czas się nauczyć – powiedział do niej i uśmiechnął się w swoim stylu. Już za chwilę czekała ich walka, jednak nie oznaczało to, że nie ma czasu na, nawet najdrobniejsze, docinki.
Znał już skądś te gęby, mimo że teraz były nieumarłe. Po chwili, bardziej po uzbrojeniu niż po rysach twarzy, rozpoznał łowców, których zabili w lesie. Ci ludzie dostali drugą szansę na to, żeby ich zabić, chociaż teraz byli, a raczej ich ciała były, pod całkowitą kontrolą maga i wypełniali jego rozkazy od razu, stosując się do nich w pełni. Zauważył kuszników, chociaż teraz uzbrojeni byli w sztylety, które musieli mieć przy pasie jako broń dodatkową. Elf uśmiechnął się, bo już wiedział, kogo dopadnie jako pierwszego, jeśli sytuacja mu na to pozwoli.
Niestety, nie wszystko poszło po jego myśli, bo najpierw będzie musiał pokonać trupa z dwuręcznym toporem, żeby móc dostać się do byłych kuszników, pozbyć się ich i zabrać im bronie. Co prawda, wolał noże do rzucania, jednak sztylety nie różniły się od nich tak, jak mogłoby się wydawać, dlatego też zadowoli się nawet nimi. Zresztą! Nie narzekałby nawet wtedy, gdyby musiał biegać z mieczem. Co prawda, walka szłaby mu gorzej niż ze sztyletami lub nożami, jednak zawsze lepsze to niż pięści.
Salazar zaczął biec w stronę pierwszego z nich. Cały czas będąc w biegu, podniósł miecz jednej z ofiar Sherani. Zamachnął się, a miecz wbił się ostrzem w nieosłonięty bok nieumarłego, jednak nie zadał mu znaczących obrażeń. Przeciwnik mrocznego zamachnął się bronią od góry, chcąc uciąć rękę długouchego, jednak trafił w ostrze miecza, a to złamało się od siły uderzenia. Przez oblicze elfa przemknął grymas, który na chwilę sprawił, że ten się uśmiechnął. Teraz jego broń wyglądała bardziej tak, jak jakiś dziwny sztylet niż miecz, więc będzie mu lepiej tym walczyć. Nie zastanawiał się chwilę nad kolejnym ciosem, tylko wbił ostrze w czaszkę gościa z toporem i tym samym unicestwił go. Uskoczył w bok, aby ciało nie przygniotło go i ruszył w stronę trupów ze sztyletami. Oni także zaczęli iść w jego stronę.
Zaatakowali jednocześnie. Mroczny elf wywinął się w uniku, który mogłoby wykonać naprawdę dobrze wygimnastykowana osoba. Cały tyłów przechylił w bok, przy okazji odchylając głowę w tył. Uniknąć pchnięcia i cięcia jednocześnie. Podciął jednego z nich i skoczył w stronę drugiego, wbijając fragment miecza w jego czaszkę. Zostawił go tam i zabrał sztylet, gdy ciało przeciwnika upadało. Drugi kusznik zdążył już podnieść się i przymierzyć do ataku. Właściwie, skoczył on na plecy elfa i, zanim zdążył podciąć mu gardło, dostał kilka ciosów łokciem w bok i został przerzucony przez ramię. Złodziej doskoczył do niego i zrobił to, co z wcześniejszymi – wbił mu ostrze w głowę. Wyszarpał je, gdyż weszło wyjątkowo głęboko, a później zabrał drugi sztylet. Tak, teraz mógł walczyć. Co prawda, nie były to jego rzutki, jednak lepsze to, niż nic. Szybko rozejrzał się wokół, sprawdzając, ilu przeciwników pozostało na nogach. Trzech z mieczami, którymi musiał zająć się on sam. Nie przeszkadzało mu to, bo zobaczył też, że Sherani położyła siedmiu i przedostała się na tyły wroga. Nie widział, czy jest ranna, czy nie, ale walczyła dość agresywnie.
On… wolał precyzję, dokładność i zwinność, chociaż nie brakowało mu siły. Agresję uważał za emocję, którą powinien tłumić. Metodyczne uniki także były częścią sposoby jego walki. Tutaj przydawała się wrodzona ostrożność, gdyż „ostrzegała go”, a on wtedy unikał, zamiast atakować. Pierwszy miecz przeciął powietrze, drugi także, trzeci nie zdążył tego zrobić, gdyż Salazar zabił trupa, który go dzierżył. Odwrócił się i kopnął w klatkę piersiową tego, który nacierał na niego, tym samym odpychając go do tyłu. Przeciwnik zachwiał się, jednak nie stracił równowagi. Mroczny doskoczył do niego i wykonał kolejną egzekucję. Ostatni zamachnął się, jednak mroczny zablokował jego ostrze skrzyżowanymi sztyletami i odepchnął od siebie. Doskoczył do trupa, gotów go dobić, jednak ten zamachnął się pięścią i uderzył Salazara prosto w twarz. Mocno. Chyba użył całej siły, którą miało w sobie to nieżywe ciało. Mistrz Złodziei zachwiał się, jednak nie pozwolił sobie na utratę równowagi. Odpowiedział atakiem obu sztyletów naraz – pierwszym odciął przeciwnikowi dłoń, a drugim go dobił.
Dopiero teraz spojrzał na Sherani. Dopiero teraz mógł to zrobić. Podszedł do niej.
– Jesteś ranna – stwierdził. Nie musiał o to pytać, gdyż obrażenia na tygrysim ciele były widoczne na pierwszy rzut oka.
– Teraz musimy znaleźć jakieś miejsce do odpoczynku, żeby twoje rany się zagoiły – dodał po chwili. Wbrew pozorom, nie powiedział tego z wyrzutem. Może jemu też przydałaby się chwila odpoczynku. Co prawda, nie był ranny, jednak nie mógł opierać się zmęczeniu w nieskończoność. W dodatku, w labiryncie nie było tak, że cały czas szli, bo były też walki, rozbrajanie pułapek i cały czas wyostrzone zmysły, a to powodowało, że organizm męczył się szybciej.
– Dasz radę iść? - zapytał w końcu. Zapewniła go, że tak, więc nie dopytywał ponownie i nie upewniał się, a ruszył przed siebie.
Ponownie szli... jakiś czas. Korytarz zakończył się drzwiami, które, co nie było niczym dziwnym, były zamknięte.
- Daj mi chwilę, zaraz je otworzę — powiedział do tygrysołaczki i od razu kucnął przy zamku. Wyciągnął wytrych, pogrzebał nim trochę w dziurce od klucza, a drzwi stanęły otworem. Weszli do środka, a te zamknęły się i nie chciały otworzyć.
- Przynajmniej będziemy mieli pewność, że nic tędy za nami nie pójdzie — odparł i rozejrzał się po pokoju.
Pomieszczenie nie było duże i, co mogło być dość dziwne, na ścianach znajdowały się dwie pochodnie, które zapewniały umiarkowane światło. Pod jedną ze ścian leżało kilka sienników, czyli długich worków wypchanych słomą, a obok nich znajdowała się otwarta skrzynia, z której można było wyczuć pokarm. Mroczny podszedł bliżej skrzyni i zajrzał do środka. Zauważył tam suszone mięso i parę innych produktów, które można było przechowywać długo, a później je zjeść. Można by było rzec, że jest to typowe jedzenie przygotowywane przed podróżami. Było tam też parę innych przedmiotów, w tym czyste bandaże, igła i nici. Podszedł do drugich drzwi, które też były zamknięte. Nie miał zamiaru jeszcze ich otwierać.
- Chyba możemy tu chwilę odpocząć — powiedział, spoglądając na Sherani.
– Nie miałbym go gdzie położyć – odezwał się po chwili. Salazar nie potrzebował stałego domu, bo nie był osobą, która kiedyś będzie chciała osiąść gdzieś na stałe i zająć się, na przykład, hodowlą roślin i zwierząt albo czymś innym, co byłoby związane z domem. Teoretycznie, jego dom zawsze znajdował się w jaskiniach, w których mieszkały mroczne elfy. Konkretniej, chodziło o dom jego rodziców. Gdy ostatnio tam był, ci jeszcze żyli, a nawet, gdyby tak nie było, to miejsce to i tak przeszłoby ono na niego, bo stałby się wtedy jedynym żyjącym członkiem rodziny. Mroczny podejrzewał, że i tak wynająłby to lokum komuś innemu, gdyż sam najpewniej przebywałby tam naprawdę rzadko, a przydałoby się ktoś, kto jednak zadbałby o wnętrze i tak dalej.
Ludzkie gesty, jak właśnie wzruszenia ramionami, wyglądały dość dziwny, gdy wykonywało je zwierzę. Dlaczego tak stwierdził? Odpowiedź była bardzo prosta: Właśnie widział, jak tygrys rodzaju żeńskiego „wzrusza” ramionami.
– Mam przeczucie, że labirynt jest jednopoziomowy. Chociaż mogę się mylić, w końcu, gdyby miał kilka pięter, my najpewniej znajdowalibyśmy się teraz na tym najniższym i musielibyśmy się dostać na samą górę, aby z niego wyjść – odparł i jeszcze raz wzruszył ramionami, co sprawiło wrażenie, jakby niezbyt przejmował się tym, co powiedział. Owszem, brał pod uwagę taką możliwość, o czym świadczyło właśnie to, co powiedział, jednak mógł się tym nie przejmować i mogłoby mu to nie przeszkadzać.
Rozmowa zakończyła się, a oni ruszyli dalej, aby po jakimś czasie trafić na kolejną pułapkę. Jedna z umiejętności złodzieja przydała się ponownie, bo rozbroił on pułapkę i dzięki temu mogli bezpiecznie ruszyć w dalszą drogę.
Zastanowił się chwilę nad tym, co powiedziała tygrysica.
– W takim razie, nie byłoby lepiej iść w prawo? - zapytał. To, że Sherani nic stamtąd nie czuł, mogłoby oznaczać, że korytarz ten usiany był pułapkami, jednak i tak było to lepsze niż fizyczna walka z… czymś, co czeka w drugiej odnodze korytarza. Może przemawiała przez niego zbytnia ostrożność, a może coś innego, ale prawy korytarz wydawał mu się dziwnie bezpieczniejszy niż lewy, w którym na pewno będą musieli walczyć.
– Dobra, niech ci będzie – odparł, gdy zmiennokształtna nadal upierała się przy tym, aby wyszli na spotkanie temu, co zmierza w ich stronę. Tak oto skręcili w lewy korytarz.
– Najwyższy czas się nauczyć – powiedział do niej i uśmiechnął się w swoim stylu. Już za chwilę czekała ich walka, jednak nie oznaczało to, że nie ma czasu na, nawet najdrobniejsze, docinki.
Znał już skądś te gęby, mimo że teraz były nieumarłe. Po chwili, bardziej po uzbrojeniu niż po rysach twarzy, rozpoznał łowców, których zabili w lesie. Ci ludzie dostali drugą szansę na to, żeby ich zabić, chociaż teraz byli, a raczej ich ciała były, pod całkowitą kontrolą maga i wypełniali jego rozkazy od razu, stosując się do nich w pełni. Zauważył kuszników, chociaż teraz uzbrojeni byli w sztylety, które musieli mieć przy pasie jako broń dodatkową. Elf uśmiechnął się, bo już wiedział, kogo dopadnie jako pierwszego, jeśli sytuacja mu na to pozwoli.
Niestety, nie wszystko poszło po jego myśli, bo najpierw będzie musiał pokonać trupa z dwuręcznym toporem, żeby móc dostać się do byłych kuszników, pozbyć się ich i zabrać im bronie. Co prawda, wolał noże do rzucania, jednak sztylety nie różniły się od nich tak, jak mogłoby się wydawać, dlatego też zadowoli się nawet nimi. Zresztą! Nie narzekałby nawet wtedy, gdyby musiał biegać z mieczem. Co prawda, walka szłaby mu gorzej niż ze sztyletami lub nożami, jednak zawsze lepsze to niż pięści.
Salazar zaczął biec w stronę pierwszego z nich. Cały czas będąc w biegu, podniósł miecz jednej z ofiar Sherani. Zamachnął się, a miecz wbił się ostrzem w nieosłonięty bok nieumarłego, jednak nie zadał mu znaczących obrażeń. Przeciwnik mrocznego zamachnął się bronią od góry, chcąc uciąć rękę długouchego, jednak trafił w ostrze miecza, a to złamało się od siły uderzenia. Przez oblicze elfa przemknął grymas, który na chwilę sprawił, że ten się uśmiechnął. Teraz jego broń wyglądała bardziej tak, jak jakiś dziwny sztylet niż miecz, więc będzie mu lepiej tym walczyć. Nie zastanawiał się chwilę nad kolejnym ciosem, tylko wbił ostrze w czaszkę gościa z toporem i tym samym unicestwił go. Uskoczył w bok, aby ciało nie przygniotło go i ruszył w stronę trupów ze sztyletami. Oni także zaczęli iść w jego stronę.
Zaatakowali jednocześnie. Mroczny elf wywinął się w uniku, który mogłoby wykonać naprawdę dobrze wygimnastykowana osoba. Cały tyłów przechylił w bok, przy okazji odchylając głowę w tył. Uniknąć pchnięcia i cięcia jednocześnie. Podciął jednego z nich i skoczył w stronę drugiego, wbijając fragment miecza w jego czaszkę. Zostawił go tam i zabrał sztylet, gdy ciało przeciwnika upadało. Drugi kusznik zdążył już podnieść się i przymierzyć do ataku. Właściwie, skoczył on na plecy elfa i, zanim zdążył podciąć mu gardło, dostał kilka ciosów łokciem w bok i został przerzucony przez ramię. Złodziej doskoczył do niego i zrobił to, co z wcześniejszymi – wbił mu ostrze w głowę. Wyszarpał je, gdyż weszło wyjątkowo głęboko, a później zabrał drugi sztylet. Tak, teraz mógł walczyć. Co prawda, nie były to jego rzutki, jednak lepsze to, niż nic. Szybko rozejrzał się wokół, sprawdzając, ilu przeciwników pozostało na nogach. Trzech z mieczami, którymi musiał zająć się on sam. Nie przeszkadzało mu to, bo zobaczył też, że Sherani położyła siedmiu i przedostała się na tyły wroga. Nie widział, czy jest ranna, czy nie, ale walczyła dość agresywnie.
On… wolał precyzję, dokładność i zwinność, chociaż nie brakowało mu siły. Agresję uważał za emocję, którą powinien tłumić. Metodyczne uniki także były częścią sposoby jego walki. Tutaj przydawała się wrodzona ostrożność, gdyż „ostrzegała go”, a on wtedy unikał, zamiast atakować. Pierwszy miecz przeciął powietrze, drugi także, trzeci nie zdążył tego zrobić, gdyż Salazar zabił trupa, który go dzierżył. Odwrócił się i kopnął w klatkę piersiową tego, który nacierał na niego, tym samym odpychając go do tyłu. Przeciwnik zachwiał się, jednak nie stracił równowagi. Mroczny doskoczył do niego i wykonał kolejną egzekucję. Ostatni zamachnął się, jednak mroczny zablokował jego ostrze skrzyżowanymi sztyletami i odepchnął od siebie. Doskoczył do trupa, gotów go dobić, jednak ten zamachnął się pięścią i uderzył Salazara prosto w twarz. Mocno. Chyba użył całej siły, którą miało w sobie to nieżywe ciało. Mistrz Złodziei zachwiał się, jednak nie pozwolił sobie na utratę równowagi. Odpowiedział atakiem obu sztyletów naraz – pierwszym odciął przeciwnikowi dłoń, a drugim go dobił.
Dopiero teraz spojrzał na Sherani. Dopiero teraz mógł to zrobić. Podszedł do niej.
– Jesteś ranna – stwierdził. Nie musiał o to pytać, gdyż obrażenia na tygrysim ciele były widoczne na pierwszy rzut oka.
– Teraz musimy znaleźć jakieś miejsce do odpoczynku, żeby twoje rany się zagoiły – dodał po chwili. Wbrew pozorom, nie powiedział tego z wyrzutem. Może jemu też przydałaby się chwila odpoczynku. Co prawda, nie był ranny, jednak nie mógł opierać się zmęczeniu w nieskończoność. W dodatku, w labiryncie nie było tak, że cały czas szli, bo były też walki, rozbrajanie pułapek i cały czas wyostrzone zmysły, a to powodowało, że organizm męczył się szybciej.
– Dasz radę iść? - zapytał w końcu. Zapewniła go, że tak, więc nie dopytywał ponownie i nie upewniał się, a ruszył przed siebie.
Ponownie szli... jakiś czas. Korytarz zakończył się drzwiami, które, co nie było niczym dziwnym, były zamknięte.
- Daj mi chwilę, zaraz je otworzę — powiedział do tygrysołaczki i od razu kucnął przy zamku. Wyciągnął wytrych, pogrzebał nim trochę w dziurce od klucza, a drzwi stanęły otworem. Weszli do środka, a te zamknęły się i nie chciały otworzyć.
- Przynajmniej będziemy mieli pewność, że nic tędy za nami nie pójdzie — odparł i rozejrzał się po pokoju.
Pomieszczenie nie było duże i, co mogło być dość dziwne, na ścianach znajdowały się dwie pochodnie, które zapewniały umiarkowane światło. Pod jedną ze ścian leżało kilka sienników, czyli długich worków wypchanych słomą, a obok nich znajdowała się otwarta skrzynia, z której można było wyczuć pokarm. Mroczny podszedł bliżej skrzyni i zajrzał do środka. Zauważył tam suszone mięso i parę innych produktów, które można było przechowywać długo, a później je zjeść. Można by było rzec, że jest to typowe jedzenie przygotowywane przed podróżami. Było tam też parę innych przedmiotów, w tym czyste bandaże, igła i nici. Podszedł do drugich drzwi, które też były zamknięte. Nie miał zamiaru jeszcze ich otwierać.
- Chyba możemy tu chwilę odpocząć — powiedział, spoglądając na Sherani.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
- Tak strzelam - odparła luźno, kiwając Salazarowi głową. Sherani nie chciała upierać się przy jakiejś teorii, nie mając dowodów. Po za tym, w tym wypadku wolałaby, by to mroczny miał rację. Dobrze by było, gdyby labirynt nie był ani zbyt rozległy, ani wielopoziomowy, płaski zawsze byłby łatwiejszym zadaniem niż taki z piętrami. Chociaż raz mogłaby mieć odrobinę szczęścia, a sprawy mogłyby się nie komplikować za każdym razem, gdy już pomyślała, że kłopoty się kończyły. Niestety lekki niepokój w myślach Rani, budziły kamienne ściany. To by znaczyło, że ich więzienie jest wśród skał a nie wykopane pod ziemią. Obawiała się, że mimo nadziei nie wywiąże się z tego nic dobrego.
- Nie - odpowiedziała, już idąc w wybraną stronę. No tak nie wytłumaczyła Salazarowi, że ostatnim razem wyszło na jedno, bo bestia była ta sama. Dla niej było to logiczne, potem jakoś nie trafiła się okazja do wyjaśnień i chyba umknęło jej wprowadzenie Salazara w szczegóły tożsamości potwora - Ty będziesz się modlił nad swoimi sznureczkami, a ja będę musiała chronić twój tyłek. Do konfrontacji i tak dojdzie, lepiej jeśli to my zaatakujemy, nie oni nas.
"W wolnej chwili nie omieszkam. Nie będę musiała użerać się z elfami" - pomyślała rozbawiona, słysząc, że powinna nauczyć się włamywać. Nie była złodziejem, ale sam pomysł nie zdawał się takim głupim, pytanie czy starczyło by jej cierpliwości.
Jakiś czas później, z obrzydzeniem wypluwała fragmenty rozkładającego się ciała trupa, szukając wzrokiem sprzymierzeńca. Szybko spostrzegła mrocznego elfa. Razem z ostatnim napastnikiem byli jedynymi stojącymi w korytarzu, pośród zwłok.
Nie wyglądało na to by Salazar potrzebował pomocy, co prawda właśnie dostał po pysku, ale szybko się zrewanżował.
Skoro złodziej nie potrzebował wsparcia i właśnie wykańczał swoją część ożywieńców, Rani wzięła się za dalszą pracę. Złapała pierwsze z brzegu zwłoki i zawlokła układając przy kolejnych. W tym właśnie momencie Salazar podszedł do niej.
- Drobnica - prychnęła zupełnie ignorując stwierdzenie o ranach, idąc po kolejne znajdujące się w pobliżu truchło. Potem poszła po następne. Tygrysołaczka metodycznie zbierała trupy, powoli tworząc stos. Oderwane głowy uderzyła łapą, tak, że potoczyły się zatrzymując się przy kupie zwłok.
Gdy wreszcie wszyscy martwi leżeli w jednym miejscu, usiadła patrząc w stronę elfa.
- No Iskierko, czyń honory. Z popiołów nie wstają - mruknęła, uśmiechając się szeroko. Jeśli ktoś nie widział demona na żywo, to spokojnie mógłby za niego uznać umazanego krwią, szczerzącego się od ucha do ucha tygrysa.
Rani zawsze paliła zwłoki zabitych. Potrzebowała jedynie głów ściganych listem, reszta ciała lub zabici z innych powodów byli zbędni. Gdyby mag nie pozbawił ich przytomności, spaliła by łowców już po pierwszym zabiciu. Rogatej bestii nie próbowała podpalać, bo pokryta czarcią skórą, na pewno był odporna na płomienie i dziewczynie szkoda było czasu na bezsensowne próby.
- Dobrze mamo - z zaleceniem znalezieniem miejsca do odpoczynku nie kłóciła się, ale złośliwości nie potrafiła sobie odpuścić, tak jak uszaty wcześniej.
- Jeszcze chwila, a twoja troska wzruszy mnie do łez - dalej dokuczała Salazarowi - A co, w innym wypadku zamierzasz mnie nieść ?- zakończyła, nieznacznie kręcąc głową. Przecież wciąż stała na nogach, skąd więc te pytania. Była wstanie znieść znacznie więcej i wciąż bezlitośnie zabijać. Samodzielna praca była znacznie prostsza, naprawdę. Rany już przestały krwawić, a ten marudził czy może iść. Nie mniej bezpieczne miejsce powinni znaleźć jak najszybciej. Musiała wyrwać fragment włóczni, wciąż tkwiącej w ciele, jeśli chciała się wygoić, a do tej czynności potrzebowała chwili spokoju. Odpocząć również by nie zawadziło. Salazar też pewnie powinien się trochę zregenerować. Wypoczęte ciało i umysł są gwarancją skuteczności. Pułapka w której siedzieli po uszy nie wybaczała błędów, więc nie mogli sobie pozwolić na ich popełnianie, czyli wracając do punktu wyjścia, powinni odpocząć. Najlepsza była by jakaś skalna nisza, albo półka, niedostępna dla przeciętnych stworzeń. Jakieś schronienie, które było by łatwe do ewentualnej obrony.
Całą drogę szła za Salazarem. Odruchowo, wolała mieć go przed sobą niż za plecami, a w razie niebezpieczeństwa i tak była wstanie je wyczuć. Nieznacznie utykała, ale nie można by powiedzieć, że się przejmowała, ani by spowalniała tempo, które było takie same jak zdrowej tygrysicy. Ranami może się nie martwiła, jednak gdy elf zabrał się za drzwi, które kończyły drogę, wtedy zaczęła się przejmować. Warknęła cicho, jakoś tym razem nie mając pewności czy to dobry pomysł. Mroczny oczywiście szybko uporał się z zamkiem i nie dając czasu do dyskusji wkroczył do pokoju.
- Gdzie włazisz idioto !- warknęła po raz kolejny, widząc, że drzwi prowadzą do niewielkiego pomieszczenia, zamiast przechodzić w kolejny korytarz. Wskoczyła za elfem, by go wyciągnąć choćby i za kołnierz, ale drzwi były szybsze, zatrzaskując się tuż za zmiennokształtną
- Psia krew ! - głos dziewczyny wybrzmiał razem z rykiem wściekłego drapieżnika, odbijającym się od kamiennych ścian komnaty. Zmiennokształtna rzuciła się na drzwi, wbijając pazury w futrynę. Przeorała stojącą przed nią barierę od góry, prawie do samego progu, żłobiąc głębokie szczeliny i sypiąc iskry ze stalowego wzmocnienia, kryjącego się pod drewnem.
Opadła na cztery łapy i nieustannie warcząc, rozjuszonym krokiem obeszła pokój. Szerokim łukiem ominęła sienniki i skrzynię. Właśnie zagrali, tak jak sobie mag zaplanował.
- Pieprzony optymista - odwarknęła Salazarowi, gdy ten uznał, że przynajmniej nic za nimi nie wejdzie. Pokój był szczelny, nie słyszała i nie czuła, co dzieje się po za nim. To oznaczało dla Rani jedno, gdy coś nadejdzie zauważy to dopiero w ostatniej chwili.
W momencie gdy Salazar oglądał pokój, poirytowana tygrysołaczka kręciła się przy drzwiach, jakby mogło to coś zmienić.
Gdy elf spojrzał w stronę Sherani, oczy łowczyni wędrującej w tę i z powrotem, rzucały gromy. Czego nie zrozumiał w stwierdzeniu "nie wchodź". Nie odpowiedziała jednak nic, bo cokolwiek przychodziło jej do głowy, wiązało się z groźbami wobec jej chwilowego partnera, wolała więc milczeć.
Zatrzymała się dopiero, gdy spostrzegła kapiące na podłogę szkarłatne krople. Krew płynąca nosem, nie była dobrym objawem. Znaczyła by, że w którymś momencie włócznie przebiła płuco. Musiała jak najszybciej zająć się upierdliwym grotem. Dopiero ta świadomość pomogła dziewczynie opanować emocje. W zwierzęcej postaci, zawsze zmagała się z instynktami tygrysa czającymi się w umyśle, czekającymi na dogodną chwilę, by przejąć kontrolę. Złość, poczucie zagrożenia, ból i głód zdecydowanie sprzyjały ujawnianiu się bestii.
Klapnęła na podłogę, próbując się uspokoić.
Podparła się mocno przednimi łapami, wykręcając łeb tak by dosięgnąć drzewca włóczni, tkwiącej za lewą łopatką. Podczas walki cholerstwo się przesunęło czy może jakiś nieumarły próbował wcisnąć je głębiej w ciało napastniczki, nie miała pewności. Istotniejszy był efekt. Fragment broni wystawał z ciała nieznacznie, a zęby Rani zamiast chwycić odłam, zsunęły się z kłapnięciem. Spróbowała raz jeszcze i kolejny i ponownie. Za każdym razem złośliwe drewno wymykało się szczękom tygrysicy. Jedynie rozjątrzyła ranę, nic po za tym. Czując coraz więcej krwi z każdym wydechem, pojawiającej się w paszczy i nosie, warknęła niezadowolona opierając łeb na łapach. Odetchnie chwilę i spróbuje jeszcze raz. Jeśli chwyciła by zębami odpowiednio mocno i głęboko, wydostanie grot. Najwyżej powiększy ranę, ale osiągnie nadrzędny cel i będzie w pełni sprawna. Rozleglejszy strup nie będzie problemem, kawałek żelastwa, utrudniający oddychanie owszem. Przymknęła ślepia, zbierając siły przed niezbyt przyjemnym zabiegiem.
Skupiając się na swoim stanie, na moment całkiem zapomniała o obecności mrocznego, zupełnie nie dostrzegając co właśnie robił.
- Nie - odpowiedziała, już idąc w wybraną stronę. No tak nie wytłumaczyła Salazarowi, że ostatnim razem wyszło na jedno, bo bestia była ta sama. Dla niej było to logiczne, potem jakoś nie trafiła się okazja do wyjaśnień i chyba umknęło jej wprowadzenie Salazara w szczegóły tożsamości potwora - Ty będziesz się modlił nad swoimi sznureczkami, a ja będę musiała chronić twój tyłek. Do konfrontacji i tak dojdzie, lepiej jeśli to my zaatakujemy, nie oni nas.
"W wolnej chwili nie omieszkam. Nie będę musiała użerać się z elfami" - pomyślała rozbawiona, słysząc, że powinna nauczyć się włamywać. Nie była złodziejem, ale sam pomysł nie zdawał się takim głupim, pytanie czy starczyło by jej cierpliwości.
Jakiś czas później, z obrzydzeniem wypluwała fragmenty rozkładającego się ciała trupa, szukając wzrokiem sprzymierzeńca. Szybko spostrzegła mrocznego elfa. Razem z ostatnim napastnikiem byli jedynymi stojącymi w korytarzu, pośród zwłok.
Nie wyglądało na to by Salazar potrzebował pomocy, co prawda właśnie dostał po pysku, ale szybko się zrewanżował.
Skoro złodziej nie potrzebował wsparcia i właśnie wykańczał swoją część ożywieńców, Rani wzięła się za dalszą pracę. Złapała pierwsze z brzegu zwłoki i zawlokła układając przy kolejnych. W tym właśnie momencie Salazar podszedł do niej.
- Drobnica - prychnęła zupełnie ignorując stwierdzenie o ranach, idąc po kolejne znajdujące się w pobliżu truchło. Potem poszła po następne. Tygrysołaczka metodycznie zbierała trupy, powoli tworząc stos. Oderwane głowy uderzyła łapą, tak, że potoczyły się zatrzymując się przy kupie zwłok.
Gdy wreszcie wszyscy martwi leżeli w jednym miejscu, usiadła patrząc w stronę elfa.
- No Iskierko, czyń honory. Z popiołów nie wstają - mruknęła, uśmiechając się szeroko. Jeśli ktoś nie widział demona na żywo, to spokojnie mógłby za niego uznać umazanego krwią, szczerzącego się od ucha do ucha tygrysa.
Rani zawsze paliła zwłoki zabitych. Potrzebowała jedynie głów ściganych listem, reszta ciała lub zabici z innych powodów byli zbędni. Gdyby mag nie pozbawił ich przytomności, spaliła by łowców już po pierwszym zabiciu. Rogatej bestii nie próbowała podpalać, bo pokryta czarcią skórą, na pewno był odporna na płomienie i dziewczynie szkoda było czasu na bezsensowne próby.
- Dobrze mamo - z zaleceniem znalezieniem miejsca do odpoczynku nie kłóciła się, ale złośliwości nie potrafiła sobie odpuścić, tak jak uszaty wcześniej.
- Jeszcze chwila, a twoja troska wzruszy mnie do łez - dalej dokuczała Salazarowi - A co, w innym wypadku zamierzasz mnie nieść ?- zakończyła, nieznacznie kręcąc głową. Przecież wciąż stała na nogach, skąd więc te pytania. Była wstanie znieść znacznie więcej i wciąż bezlitośnie zabijać. Samodzielna praca była znacznie prostsza, naprawdę. Rany już przestały krwawić, a ten marudził czy może iść. Nie mniej bezpieczne miejsce powinni znaleźć jak najszybciej. Musiała wyrwać fragment włóczni, wciąż tkwiącej w ciele, jeśli chciała się wygoić, a do tej czynności potrzebowała chwili spokoju. Odpocząć również by nie zawadziło. Salazar też pewnie powinien się trochę zregenerować. Wypoczęte ciało i umysł są gwarancją skuteczności. Pułapka w której siedzieli po uszy nie wybaczała błędów, więc nie mogli sobie pozwolić na ich popełnianie, czyli wracając do punktu wyjścia, powinni odpocząć. Najlepsza była by jakaś skalna nisza, albo półka, niedostępna dla przeciętnych stworzeń. Jakieś schronienie, które było by łatwe do ewentualnej obrony.
Całą drogę szła za Salazarem. Odruchowo, wolała mieć go przed sobą niż za plecami, a w razie niebezpieczeństwa i tak była wstanie je wyczuć. Nieznacznie utykała, ale nie można by powiedzieć, że się przejmowała, ani by spowalniała tempo, które było takie same jak zdrowej tygrysicy. Ranami może się nie martwiła, jednak gdy elf zabrał się za drzwi, które kończyły drogę, wtedy zaczęła się przejmować. Warknęła cicho, jakoś tym razem nie mając pewności czy to dobry pomysł. Mroczny oczywiście szybko uporał się z zamkiem i nie dając czasu do dyskusji wkroczył do pokoju.
- Gdzie włazisz idioto !- warknęła po raz kolejny, widząc, że drzwi prowadzą do niewielkiego pomieszczenia, zamiast przechodzić w kolejny korytarz. Wskoczyła za elfem, by go wyciągnąć choćby i za kołnierz, ale drzwi były szybsze, zatrzaskując się tuż za zmiennokształtną
- Psia krew ! - głos dziewczyny wybrzmiał razem z rykiem wściekłego drapieżnika, odbijającym się od kamiennych ścian komnaty. Zmiennokształtna rzuciła się na drzwi, wbijając pazury w futrynę. Przeorała stojącą przed nią barierę od góry, prawie do samego progu, żłobiąc głębokie szczeliny i sypiąc iskry ze stalowego wzmocnienia, kryjącego się pod drewnem.
Opadła na cztery łapy i nieustannie warcząc, rozjuszonym krokiem obeszła pokój. Szerokim łukiem ominęła sienniki i skrzynię. Właśnie zagrali, tak jak sobie mag zaplanował.
- Pieprzony optymista - odwarknęła Salazarowi, gdy ten uznał, że przynajmniej nic za nimi nie wejdzie. Pokój był szczelny, nie słyszała i nie czuła, co dzieje się po za nim. To oznaczało dla Rani jedno, gdy coś nadejdzie zauważy to dopiero w ostatniej chwili.
W momencie gdy Salazar oglądał pokój, poirytowana tygrysołaczka kręciła się przy drzwiach, jakby mogło to coś zmienić.
Gdy elf spojrzał w stronę Sherani, oczy łowczyni wędrującej w tę i z powrotem, rzucały gromy. Czego nie zrozumiał w stwierdzeniu "nie wchodź". Nie odpowiedziała jednak nic, bo cokolwiek przychodziło jej do głowy, wiązało się z groźbami wobec jej chwilowego partnera, wolała więc milczeć.
Zatrzymała się dopiero, gdy spostrzegła kapiące na podłogę szkarłatne krople. Krew płynąca nosem, nie była dobrym objawem. Znaczyła by, że w którymś momencie włócznie przebiła płuco. Musiała jak najszybciej zająć się upierdliwym grotem. Dopiero ta świadomość pomogła dziewczynie opanować emocje. W zwierzęcej postaci, zawsze zmagała się z instynktami tygrysa czającymi się w umyśle, czekającymi na dogodną chwilę, by przejąć kontrolę. Złość, poczucie zagrożenia, ból i głód zdecydowanie sprzyjały ujawnianiu się bestii.
Klapnęła na podłogę, próbując się uspokoić.
Podparła się mocno przednimi łapami, wykręcając łeb tak by dosięgnąć drzewca włóczni, tkwiącej za lewą łopatką. Podczas walki cholerstwo się przesunęło czy może jakiś nieumarły próbował wcisnąć je głębiej w ciało napastniczki, nie miała pewności. Istotniejszy był efekt. Fragment broni wystawał z ciała nieznacznie, a zęby Rani zamiast chwycić odłam, zsunęły się z kłapnięciem. Spróbowała raz jeszcze i kolejny i ponownie. Za każdym razem złośliwe drewno wymykało się szczękom tygrysicy. Jedynie rozjątrzyła ranę, nic po za tym. Czując coraz więcej krwi z każdym wydechem, pojawiającej się w paszczy i nosie, warknęła niezadowolona opierając łeb na łapach. Odetchnie chwilę i spróbuje jeszcze raz. Jeśli chwyciła by zębami odpowiednio mocno i głęboko, wydostanie grot. Najwyżej powiększy ranę, ale osiągnie nadrzędny cel i będzie w pełni sprawna. Rozleglejszy strup nie będzie problemem, kawałek żelastwa, utrudniający oddychanie owszem. Przymknęła ślepia, zbierając siły przed niezbyt przyjemnym zabiegiem.
Skupiając się na swoim stanie, na moment całkiem zapomniała o obecności mrocznego, zupełnie nie dostrzegając co właśnie robił.
- Salazar
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 121
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
- Kontakt:
Elfie ramiona kolejny raz powędrowały w górę, a później w dół, gdy długouchy wzruszył nimi.
– Dla mnie nie wygląda to na „drobnicę”, ale jak tam chcesz – powiedział do niej tonem głosu świadczącym o tym, że naprawdę tak myśli i nawet nie ma zamiaru próbować sprzeczać się z nią, iż jest inaczej i, może, powinni zająć się jej ranami. Salazar nie musiał narzekać na swój stan, jedyne, co mogłoby mu dokuczać to narastające zmęczenie i boląca lewa strona szczęki, czyli miejsce, gdzie wcześniej został uderzony przez umarlaka.
Zaczął przyglądać się poczynaniom Sherani, będąc ciekawym, co też dziewczyna planuje. Dość szybko się tego dowiedział, gdyż sprawnie uporała się z zaciągnięciem trupów na jedną stertę, mimo odniesionych obrażeń, i odezwała się do niego.
– A masz jakąś podpałkę czy coś? Ciała to nie są ubrania, że zajmą się ogniem od krzesiwa. Poza tym… oni mają na sobie skórzane kurtki i pancerze, a nie materiałową odzież. Jeśli znasz magię ognia, użyj jej śmiało, bo moje krzesiwo jest tu niepomocne, jeżeli nie mamy jakiejś substancji łatwopalnej – powiedział to, przeskakując wzrokiem to na stertę ciał, to na tygrysołaczkę. Wyglądało to trochę dziwacznie, jakby miał jakieś podejrzenia, że umarlaki naprawdę za chwilę wstaną i będą musieli walczyć z nimi raz jeszcze. Według niego, kwestia ta była zakończona, najwyżej zostawią tu stertę trupów. Niby mogliby cofnąć się do pułapki, którą rozbrajał ostatnio, jednak najpierw musieliby sprawdzić, czy na pewno opiera się ona na działaniu ognia i spalaniu nieuważnych więźniów. Oczywiście, byłaby też kwestia tych wszystkich ciał, które trzeba by było tam przenieść. Byłoby z tym trochę roboty i zajęłoby im to jakiś czas, poza tym, musiałby ponownie uzbroić pułapkę i zdążyć uciec albo przynajmniej odskoczyć, żeby być poza jej zasięgiem.
Prychnął i zaśmiał się cicho, gdy Sherani rozważyła możliwość, że mógłby ją nieść. Chyba musiałaby być naprawdę poważnie ranna, żeby myślał nad taką możliwością.
– Nawet nie rozważałbym takiego czegoś – odpowiedział po chwili. Na początku chciał sformułować odpowiedź w trochę inny sposób, jednak ostatecznie zdecydował się na coś takiego.
Szli w ciszy i tak się złożyło, że tym razem to on prowadził. Tygrysica odezwała się do niego dopiero wtedy, gdy uporał się z zamkiem drzwi, na które natrafili i od razu zdecydował się wejść do środka.
– Do kolejnego pomieszczenia, jak widzisz – odpowiedział jej, ale nawet nie odwrócił się, żeby chociaż na krótką chwilę spojrzeć w tygrysie oczy. Zamiast tego, otworzył drzwi szerzej i już całkowicie wszedł do środka, robiąc też miejsce dla zmiennokształtnej. Gdy tylko ostatnia część jej ogona przekroczyła wejście do pokoju, drzwi zamknęły się za nimi i nie dało się ich otworzyć. Elf zaczął oglądać pokój, przez ten czas nie zwracając uwagi na to, co robi jego tymczasowa towarzyszka. Drzwi „wyjściowe” też były zamknięte, jednak je dałoby się otworzyć wytrychem, co zresztą długouchy miał zamiar zrobić… ale to w swoim czasie. Na sam koniec podszedł do skrzyni i przejrzał jej zwartość.
Spojrzał, przy okazji jedząc kawałek suszonego mięsa, na próby wyciągnięcia fragmentu włóczni z rany, których podejmowała się Sherani. Wydawało mu się, że sama może nie dać sobie z tym rady. Z drugiej strony, miał też przeczucie, że nie usłyszy z jej ust prośby o pomoc. Wszystko wskazywało na to, że sam będzie musiał wyjść z inicjatywą, bo inaczej będzie miał przy boku ranną tygrysołaczkę, a nie taką, będącą w pełni sił i gotowego na przeciwności losu i niebezpieczeństwa labiryntu.
– Może ci z tym pomóc? - zapytał, przeżuwając fragment jedzenia, które właśnie było przez niego spożywane. Podszedł nieco bliżej tygrysicy.
– Wydaje mi się, że od ciebie nie usłyszę prośby o pomoc z tym fragmentem włóczni, więc postanowiłem sam wyjść z taką inicjatywą – dodał i podszedł jeszcze bliżej, kończąc też jedzenie. Właściwie, spodziewał się, że będzie to coś niejadalnego albo nawet zatrutego, tymczasem suszone mięso smakowało… jak suszone mięso. Nic niezwykłego.
Sherani przyjęła pomoc, chociaż wydawało mu się, że nie robiła tego chętnie. Cóż, tak jakby, została do tego zmuszona, w końcu sama nie dała rady wyciągnąć sobie kawałka włóczni z ciała. Złodziej podszedł jeszcze bliżej tygrysicy i ukląkł naprzeciw rany i części włóczni, która z niej sterczała. Jedną ręką złapał za wystający fragment, a palce drugiej ułożył po obu stronach rany tak, że kawałek broni drzewcowej znajdował się między nimi.
– Trzy. Dwa. Jeden – odliczył dość szybko. Pociągnął w górę, w tym samym momencie, gdy powiedział „Jeden”. Odrzucił ciało obce gdzieś na bok i spojrzał na ranę, upewniając się, że nie pozostał w niej żaden fragment.
– Możemy tu chwilę odpocząć, poczekać, aż twoje rany się zagoją – zaproponował. Nie chciał tego przyznać, ale, właściwie, jemu także przydałoby się krótki odpoczynek. Wstał i bez słowa skierował się w stronę sienników, które leżały pod jedną ze ścian. Następnie usiadł na jednym z nich. W myślach stwierdził, że spodziewał się czegoś twardszego, gdy spojrzał pierwszy raz na te worki wypchane słomą.
– Dla mnie nie wygląda to na „drobnicę”, ale jak tam chcesz – powiedział do niej tonem głosu świadczącym o tym, że naprawdę tak myśli i nawet nie ma zamiaru próbować sprzeczać się z nią, iż jest inaczej i, może, powinni zająć się jej ranami. Salazar nie musiał narzekać na swój stan, jedyne, co mogłoby mu dokuczać to narastające zmęczenie i boląca lewa strona szczęki, czyli miejsce, gdzie wcześniej został uderzony przez umarlaka.
Zaczął przyglądać się poczynaniom Sherani, będąc ciekawym, co też dziewczyna planuje. Dość szybko się tego dowiedział, gdyż sprawnie uporała się z zaciągnięciem trupów na jedną stertę, mimo odniesionych obrażeń, i odezwała się do niego.
– A masz jakąś podpałkę czy coś? Ciała to nie są ubrania, że zajmą się ogniem od krzesiwa. Poza tym… oni mają na sobie skórzane kurtki i pancerze, a nie materiałową odzież. Jeśli znasz magię ognia, użyj jej śmiało, bo moje krzesiwo jest tu niepomocne, jeżeli nie mamy jakiejś substancji łatwopalnej – powiedział to, przeskakując wzrokiem to na stertę ciał, to na tygrysołaczkę. Wyglądało to trochę dziwacznie, jakby miał jakieś podejrzenia, że umarlaki naprawdę za chwilę wstaną i będą musieli walczyć z nimi raz jeszcze. Według niego, kwestia ta była zakończona, najwyżej zostawią tu stertę trupów. Niby mogliby cofnąć się do pułapki, którą rozbrajał ostatnio, jednak najpierw musieliby sprawdzić, czy na pewno opiera się ona na działaniu ognia i spalaniu nieuważnych więźniów. Oczywiście, byłaby też kwestia tych wszystkich ciał, które trzeba by było tam przenieść. Byłoby z tym trochę roboty i zajęłoby im to jakiś czas, poza tym, musiałby ponownie uzbroić pułapkę i zdążyć uciec albo przynajmniej odskoczyć, żeby być poza jej zasięgiem.
Prychnął i zaśmiał się cicho, gdy Sherani rozważyła możliwość, że mógłby ją nieść. Chyba musiałaby być naprawdę poważnie ranna, żeby myślał nad taką możliwością.
– Nawet nie rozważałbym takiego czegoś – odpowiedział po chwili. Na początku chciał sformułować odpowiedź w trochę inny sposób, jednak ostatecznie zdecydował się na coś takiego.
Szli w ciszy i tak się złożyło, że tym razem to on prowadził. Tygrysica odezwała się do niego dopiero wtedy, gdy uporał się z zamkiem drzwi, na które natrafili i od razu zdecydował się wejść do środka.
– Do kolejnego pomieszczenia, jak widzisz – odpowiedział jej, ale nawet nie odwrócił się, żeby chociaż na krótką chwilę spojrzeć w tygrysie oczy. Zamiast tego, otworzył drzwi szerzej i już całkowicie wszedł do środka, robiąc też miejsce dla zmiennokształtnej. Gdy tylko ostatnia część jej ogona przekroczyła wejście do pokoju, drzwi zamknęły się za nimi i nie dało się ich otworzyć. Elf zaczął oglądać pokój, przez ten czas nie zwracając uwagi na to, co robi jego tymczasowa towarzyszka. Drzwi „wyjściowe” też były zamknięte, jednak je dałoby się otworzyć wytrychem, co zresztą długouchy miał zamiar zrobić… ale to w swoim czasie. Na sam koniec podszedł do skrzyni i przejrzał jej zwartość.
Spojrzał, przy okazji jedząc kawałek suszonego mięsa, na próby wyciągnięcia fragmentu włóczni z rany, których podejmowała się Sherani. Wydawało mu się, że sama może nie dać sobie z tym rady. Z drugiej strony, miał też przeczucie, że nie usłyszy z jej ust prośby o pomoc. Wszystko wskazywało na to, że sam będzie musiał wyjść z inicjatywą, bo inaczej będzie miał przy boku ranną tygrysołaczkę, a nie taką, będącą w pełni sił i gotowego na przeciwności losu i niebezpieczeństwa labiryntu.
– Może ci z tym pomóc? - zapytał, przeżuwając fragment jedzenia, które właśnie było przez niego spożywane. Podszedł nieco bliżej tygrysicy.
– Wydaje mi się, że od ciebie nie usłyszę prośby o pomoc z tym fragmentem włóczni, więc postanowiłem sam wyjść z taką inicjatywą – dodał i podszedł jeszcze bliżej, kończąc też jedzenie. Właściwie, spodziewał się, że będzie to coś niejadalnego albo nawet zatrutego, tymczasem suszone mięso smakowało… jak suszone mięso. Nic niezwykłego.
Sherani przyjęła pomoc, chociaż wydawało mu się, że nie robiła tego chętnie. Cóż, tak jakby, została do tego zmuszona, w końcu sama nie dała rady wyciągnąć sobie kawałka włóczni z ciała. Złodziej podszedł jeszcze bliżej tygrysicy i ukląkł naprzeciw rany i części włóczni, która z niej sterczała. Jedną ręką złapał za wystający fragment, a palce drugiej ułożył po obu stronach rany tak, że kawałek broni drzewcowej znajdował się między nimi.
– Trzy. Dwa. Jeden – odliczył dość szybko. Pociągnął w górę, w tym samym momencie, gdy powiedział „Jeden”. Odrzucił ciało obce gdzieś na bok i spojrzał na ranę, upewniając się, że nie pozostał w niej żaden fragment.
– Możemy tu chwilę odpocząć, poczekać, aż twoje rany się zagoją – zaproponował. Nie chciał tego przyznać, ale, właściwie, jemu także przydałoby się krótki odpoczynek. Wstał i bez słowa skierował się w stronę sienników, które leżały pod jedną ze ścian. Następnie usiadł na jednym z nich. W myślach stwierdził, że spodziewał się czegoś twardszego, gdy spojrzał pierwszy raz na te worki wypchane słomą.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Salazar wyraźnie inaczej patrzył na świat, tym samym i na walkę. Dla Rani jak najbardziej, nie były to ciężkie obrażenia. Nie raz kończyła z gorszymi, gdy rzucała się na większą ilość przeciwników, co jej się zdarzało znowu nie tak rzadko. Jeśli trzeba było schwytać szajkę bandytów, a zlecenie z jakichś powodów podobało się Sherani, nie wzywała przecież posiłków. Nawet gdyby chciała, nie miała kogo prosić o pomoc. Zresztą, skoro mogła wykonać taką samą robotę, bez podziału wynagrodzenia, miała by się przejmować paroma zadrapaniami? Śmierć nie była wstanie przestraszyć dziewczyny. Reagowała wręcz odwrotnie, im niebezpieczniej, im bliżej granic własnych możliwości tym lepiej się bawiła. Nie była jednak samobójcą, a przynajmniej nie do końca, chociaż można by odnieść zupełnie odwrotne wrażenie. Rani nie chciała się zabić, zwyczajnie nie unikała śmierci, niezależnie jak pokrętnym by nie był ten tok myślenia. Tygrysica dzień w dzień świadomie igrała z ogniem, doskonale rozumiejąc, że przy takiej zabawie nie mogło się obejść bez poparzeń, w tym wypadku bez ran.
Zupełnie nie rozumiała czemu elf nie pałał optymizmem patrząc na jej sprzątanie, jakby uznając je zbędnym. Przecież właśnie miał próbkę, że trupy wstają z grobu. Może jednak znaczenie miała strona barykady po której się stało. Tak jak dla złodzieja pobyt w więzieniu nie stanowił wielkiego zagrożenia, pomijając oczywiście samą machinę sprawiedliwości, tak dla kogoś łapiącego przestępców każdy dzień stawał się wyrokiem śmierci. Po swoich polowaniach, Sherani wolała dokładnie sprzątać, z wielu powodów.
Czy miała podpałkę, też pytanie. Popatrzyła na elfa zupełnie nie rozumiejąc o co mu mogło chodzić, przecież wszędzie same skały, skąd mogła by wziąć podpałkę. Dopiero w trakcie pojęła sedno jego wypowiedzi. Faktycznie zawsze korzystała z magii i chociaż zwykle rzucała trochę drewna do stosu, to nigdy nie miała problemu ze spaleniem zwłok. Nie zastanawiała się jednak nad mechanizmem. W kwestiach magii była laikiem samoukiem, z podstawowym talentem. Gdyby pomyślała, szybko znalazła by przyczynę. Nie widziała jednak sensu w kontemplowaniu powodów, dla których jej ogniska zawsze płonęły lekko i równym płomieniem, akceptując rzeczywistość. Teraz nie pytając otrzymała szybką odpowiedź. Magii w ciele tygrysa nigdy nie używała, a i ujawniać tego ostatniego asa z rękawa nie chciała.
- Nie mam - odpowiedziała spokojnie i wstała jakby całej sprawy nie było, ruszając korytarzem.
Korciło ją by spytać mrocznego, dlaczego więc zawraca jej zad, pytaniami czy da radę iść. Chyba, że ten zamiast ją nieść w razie problemów, planował skrócić jej cierpienia. Nie zapytała jednak, idąc w ciszy, mimowolnie uśmiechając się półgębkiem słysząc śmiech elfa. Ciekawe co go tak bawiło, wizja noszenia jakichś dwudziestu kamieni kociego cielska, czy jego zamordowanie. Nie wiedziała i nie drążyła.
To nie była odpowiedź, na jej pytanie, a przynajmniej nie taka jakiej by oczekiwała. Salazar oczywiście nawet nie raczył się obejrzeć, zanim wlazł do kanciapy, a jakże by inaczej. Potem już nie było czasu na rozmowę, ani tym bardziej ochoty, gdy pomieszczenie się zamknęło.
Z chwilowego letargu, wyrwało ją pytanie mrocznego, który stanął obok, nawet nie zauważyła kiedy. Zaskoczona, odwróciła się w jego stronę z warknięciem. Równie szybko się uspokoiła, karcąc się w myślach za brak czujności i przesadną drażliwość. Jakby miała za mało kłopotów, to musiała zacząć się pilnować, by nie zaczęło jej odbijać, przez durnego tygrysa, który czuł się zagrożony.
- A rób co chcesz - burknęła zrezygnowana - Ale jeden fałszywy ruch i stracisz rękę - zaraz odezwała się marudnie, gdy Salazar klęknął obok. Cała wypowiedź najwyraźniej było u Rani formą „tak, bardzo cię proszę o pomoc”.
Oparła głowę, na przedramieniu, by dokładnie widzieć poczynania złodzieja. Gdy ten wyrwał włócznie, jedynie drgnęła nieznacznie, co stanowiło absurdalny kontrast z napadem złości wywołanym zamkniętymi drzwiami. Czuła ból tak jak każde normalne stworzenie, ale zdążyła się do niego przyzwyczaić i nauczyła się go dobrze kontrolować, w przeciwieństwie do emocji.
- Odpoczynek nie zaszkodzi ani mi, ani tobie - odpowiedziała już spokojnym tonem i po chwili mruknęła tak cicho, że gdyby nie absolutna cisza panująca w pokoju, Salazar w życiu by się nie domyślił, że tygrysica w ogóle coś do niego mówiła - Dzięki.
Kiedyś wylizywanie ran uznała by za obrzydliwe. Aktualnie nie zwracała już uwagi na mieszające się do ludzkiej świadomości instynkty zwierzęcia. Może powinna się martwić, że z każdą przemianą, takie reakcje przychodziły jej naturalniej. Ciekawe czy czas spędzony na czterech łapach mógł mieć znaczenie. Legendy, które czytała zgadzały się jedynie co do jednego. Wszelkiej maści łaki często wariowały, zatracając swoją ludzką stronę. Wiele jej pewnie nie miała i przed przemianą, ale przynajmniej zwykle kontrolowała swoje czyny. Nadmierną drażliwość mogła zrzucić na zmęczenie, ale równie dobrze tygrys mógł znów przejmować kontrolę.
Gdyby jednak popatrzeć na to z innej perspektywy, jeśli zostanie zdziczałym zwierzęciem, jej będzie wszystko jedno. Martwić się będzie otoczenie, w tym przypadku Salazar.
No właśnie, złodziej. Ziewnęła szeroko, przymykając nieznacznie oczy. Teraz w świetle mogła mu się lepiej przyjrzeć. Po ciemku ilość dostrzeganych szczegółów, nie była najlepsza, po za tym wcześniej nie miała czasu by oglądać Salazara.
Otóż elfisko było niczego sobie. Wysokie jak na mężczyznę. To że sama nie należała do najwyższych, nie znaczyło, że miała by oglądać się za krasnalami. Dobrze zbudowany, nawet facjata mrocznego mogła się podobać. Taka trochę bardziej męska wersja zwykłego uszatego, w bonusie przybrudzona na grafitowo. Tak w zasadzie jakby chciała być szczerą, choćby ze sobą, Salazar zdecydowanie łapał się w kategorię „w jej typie”. Nie jakieś wypiękniałe i wypudrowane szlachciątko, u którego ciężko było jednoznacznie rozróżnić płeć i nie brutal przypominający brudne i obleśne połączenie orka czy też ogra i istoty ludzkiej. Ziewnęła szerzej, zielonymi półprzymkniętymi ślepiami obserwując mrocznego, jednocześnie uznając, że elf zdecydowanie mógł się podobać i, że chyba jest bardzo zmęczona, skoro dochodzi do takich konkluzji w związku z osobą złodzieja, którego miała złapać.
Chwilę później uznała, że jak już straci kontrolę nad tygrysem, to pewnie nawet zjeść było takiego przyjemniej, niż jakiegoś draba, tym samym decydując, że musi być wyjątkowo padnięta i do tego głodna, skoro takie konkluzje powstawały w jej głowie.
Za suszone mięso się nawet nie brała. Częściowo z uporu i dla zasady, że od maga jałmużny nie tknie. Po części dlatego, że kilka plasterków mięsa, mogło służyć co najwyżej za zakąskę. Ani nie zaspokoiły by głodu, ani nie uzupełniły zużytej energii. Już teraz mogła by bez problemu pochłonąć całą pieczeń jagnięcą, co gorsza najlepiej jeszcze przed upieczeniem. Gdy zaś skończą całą zabawę z psychopatą, dobrze by poprzestała na jednym jeleniu albo krowie. Ziewając ostatni raz zwinęła się w kłębek. Normalnie nie zasnęła by w jednym pomieszczeniu ze ściganym. Jednak od jakiegoś czasu nic nie szło normalnie. Skoro więc byli zamknięci, postanowiła przynajmniej wypocząć. Sen nadszedł szybciej niż mogła by przypuszczać.
Nie wiedziała jak długo spała, ale czuła się wyraźnie lepiej. Wstała, przeciągając się powoli. Na ranach już pojawiły się solidne strupy. Chociaż ruch będzie napinał rany, nie powinno jej to w niczym przeszkadzać. Wszystko wygoi się w kilka dni i po takich zadrapaniach nie będzie śladu, z wyjątkiem kolejnych blizn oczywiście, które teraz ukryte były pod miedzianą sierścią.
Wzrokiem odszukała Salazara. Teraz gdy zregenerowała siły, mogła planować dalsze kroki.
Zupełnie nie rozumiała czemu elf nie pałał optymizmem patrząc na jej sprzątanie, jakby uznając je zbędnym. Przecież właśnie miał próbkę, że trupy wstają z grobu. Może jednak znaczenie miała strona barykady po której się stało. Tak jak dla złodzieja pobyt w więzieniu nie stanowił wielkiego zagrożenia, pomijając oczywiście samą machinę sprawiedliwości, tak dla kogoś łapiącego przestępców każdy dzień stawał się wyrokiem śmierci. Po swoich polowaniach, Sherani wolała dokładnie sprzątać, z wielu powodów.
Czy miała podpałkę, też pytanie. Popatrzyła na elfa zupełnie nie rozumiejąc o co mu mogło chodzić, przecież wszędzie same skały, skąd mogła by wziąć podpałkę. Dopiero w trakcie pojęła sedno jego wypowiedzi. Faktycznie zawsze korzystała z magii i chociaż zwykle rzucała trochę drewna do stosu, to nigdy nie miała problemu ze spaleniem zwłok. Nie zastanawiała się jednak nad mechanizmem. W kwestiach magii była laikiem samoukiem, z podstawowym talentem. Gdyby pomyślała, szybko znalazła by przyczynę. Nie widziała jednak sensu w kontemplowaniu powodów, dla których jej ogniska zawsze płonęły lekko i równym płomieniem, akceptując rzeczywistość. Teraz nie pytając otrzymała szybką odpowiedź. Magii w ciele tygrysa nigdy nie używała, a i ujawniać tego ostatniego asa z rękawa nie chciała.
- Nie mam - odpowiedziała spokojnie i wstała jakby całej sprawy nie było, ruszając korytarzem.
Korciło ją by spytać mrocznego, dlaczego więc zawraca jej zad, pytaniami czy da radę iść. Chyba, że ten zamiast ją nieść w razie problemów, planował skrócić jej cierpienia. Nie zapytała jednak, idąc w ciszy, mimowolnie uśmiechając się półgębkiem słysząc śmiech elfa. Ciekawe co go tak bawiło, wizja noszenia jakichś dwudziestu kamieni kociego cielska, czy jego zamordowanie. Nie wiedziała i nie drążyła.
To nie była odpowiedź, na jej pytanie, a przynajmniej nie taka jakiej by oczekiwała. Salazar oczywiście nawet nie raczył się obejrzeć, zanim wlazł do kanciapy, a jakże by inaczej. Potem już nie było czasu na rozmowę, ani tym bardziej ochoty, gdy pomieszczenie się zamknęło.
Z chwilowego letargu, wyrwało ją pytanie mrocznego, który stanął obok, nawet nie zauważyła kiedy. Zaskoczona, odwróciła się w jego stronę z warknięciem. Równie szybko się uspokoiła, karcąc się w myślach za brak czujności i przesadną drażliwość. Jakby miała za mało kłopotów, to musiała zacząć się pilnować, by nie zaczęło jej odbijać, przez durnego tygrysa, który czuł się zagrożony.
- A rób co chcesz - burknęła zrezygnowana - Ale jeden fałszywy ruch i stracisz rękę - zaraz odezwała się marudnie, gdy Salazar klęknął obok. Cała wypowiedź najwyraźniej było u Rani formą „tak, bardzo cię proszę o pomoc”.
Oparła głowę, na przedramieniu, by dokładnie widzieć poczynania złodzieja. Gdy ten wyrwał włócznie, jedynie drgnęła nieznacznie, co stanowiło absurdalny kontrast z napadem złości wywołanym zamkniętymi drzwiami. Czuła ból tak jak każde normalne stworzenie, ale zdążyła się do niego przyzwyczaić i nauczyła się go dobrze kontrolować, w przeciwieństwie do emocji.
- Odpoczynek nie zaszkodzi ani mi, ani tobie - odpowiedziała już spokojnym tonem i po chwili mruknęła tak cicho, że gdyby nie absolutna cisza panująca w pokoju, Salazar w życiu by się nie domyślił, że tygrysica w ogóle coś do niego mówiła - Dzięki.
Kiedyś wylizywanie ran uznała by za obrzydliwe. Aktualnie nie zwracała już uwagi na mieszające się do ludzkiej świadomości instynkty zwierzęcia. Może powinna się martwić, że z każdą przemianą, takie reakcje przychodziły jej naturalniej. Ciekawe czy czas spędzony na czterech łapach mógł mieć znaczenie. Legendy, które czytała zgadzały się jedynie co do jednego. Wszelkiej maści łaki często wariowały, zatracając swoją ludzką stronę. Wiele jej pewnie nie miała i przed przemianą, ale przynajmniej zwykle kontrolowała swoje czyny. Nadmierną drażliwość mogła zrzucić na zmęczenie, ale równie dobrze tygrys mógł znów przejmować kontrolę.
Gdyby jednak popatrzeć na to z innej perspektywy, jeśli zostanie zdziczałym zwierzęciem, jej będzie wszystko jedno. Martwić się będzie otoczenie, w tym przypadku Salazar.
No właśnie, złodziej. Ziewnęła szeroko, przymykając nieznacznie oczy. Teraz w świetle mogła mu się lepiej przyjrzeć. Po ciemku ilość dostrzeganych szczegółów, nie była najlepsza, po za tym wcześniej nie miała czasu by oglądać Salazara.
Otóż elfisko było niczego sobie. Wysokie jak na mężczyznę. To że sama nie należała do najwyższych, nie znaczyło, że miała by oglądać się za krasnalami. Dobrze zbudowany, nawet facjata mrocznego mogła się podobać. Taka trochę bardziej męska wersja zwykłego uszatego, w bonusie przybrudzona na grafitowo. Tak w zasadzie jakby chciała być szczerą, choćby ze sobą, Salazar zdecydowanie łapał się w kategorię „w jej typie”. Nie jakieś wypiękniałe i wypudrowane szlachciątko, u którego ciężko było jednoznacznie rozróżnić płeć i nie brutal przypominający brudne i obleśne połączenie orka czy też ogra i istoty ludzkiej. Ziewnęła szerzej, zielonymi półprzymkniętymi ślepiami obserwując mrocznego, jednocześnie uznając, że elf zdecydowanie mógł się podobać i, że chyba jest bardzo zmęczona, skoro dochodzi do takich konkluzji w związku z osobą złodzieja, którego miała złapać.
Chwilę później uznała, że jak już straci kontrolę nad tygrysem, to pewnie nawet zjeść było takiego przyjemniej, niż jakiegoś draba, tym samym decydując, że musi być wyjątkowo padnięta i do tego głodna, skoro takie konkluzje powstawały w jej głowie.
Za suszone mięso się nawet nie brała. Częściowo z uporu i dla zasady, że od maga jałmużny nie tknie. Po części dlatego, że kilka plasterków mięsa, mogło służyć co najwyżej za zakąskę. Ani nie zaspokoiły by głodu, ani nie uzupełniły zużytej energii. Już teraz mogła by bez problemu pochłonąć całą pieczeń jagnięcą, co gorsza najlepiej jeszcze przed upieczeniem. Gdy zaś skończą całą zabawę z psychopatą, dobrze by poprzestała na jednym jeleniu albo krowie. Ziewając ostatni raz zwinęła się w kłębek. Normalnie nie zasnęła by w jednym pomieszczeniu ze ściganym. Jednak od jakiegoś czasu nic nie szło normalnie. Skoro więc byli zamknięci, postanowiła przynajmniej wypocząć. Sen nadszedł szybciej niż mogła by przypuszczać.
Nie wiedziała jak długo spała, ale czuła się wyraźnie lepiej. Wstała, przeciągając się powoli. Na ranach już pojawiły się solidne strupy. Chociaż ruch będzie napinał rany, nie powinno jej to w niczym przeszkadzać. Wszystko wygoi się w kilka dni i po takich zadrapaniach nie będzie śladu, z wyjątkiem kolejnych blizn oczywiście, które teraz ukryte były pod miedzianą sierścią.
Wzrokiem odszukała Salazara. Teraz gdy zregenerowała siły, mogła planować dalsze kroki.
- Salazar
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 121
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
- Kontakt:
Uśmiechnął się samymi wargami, lekko podnosząc je w górę, gdy Sherani zagroziła mu, że straci rękę, gdy wykona ruch, który w jej mniemaniu będzie fałszywy. Cóż, nie wiedział na ile mógł sobie pozwolić, bo podejrzewał, iż oboje mają inne definicje fałszywego ruchu. Postanowił, że zwyczajnie wyciągnie fragment włóczni z ciała tygrysołaczki i nie będzie testował jej cierpliwości, zmysłu obserwacji, czasu reakcji i tego, gdzie, według niej, kończy się granica między dopuszczanymi ruchami a tymi, po których wykonaniu mógłby stracić ważną kończynę.
– Jeden fałszywy albo niewłaściwy ruch z mojej strony sprawiłby, że mogłabyś stracić życie, zanim zdążyłabyś pozbawić mnie ręki – odpowiedział spokojnie, nawet udało mu się powstrzymać uśmieszek, który tak bardzo chciał pojawić się na jego twarzy. Normalnie, wpuściłby go tam, jednak wtedy jego słowa zabrzmiałyby bardziej tak, jak groźba połączona z ostrzeżeniem. Tymczasem były zwykłym stwierdzeniem faktu. Bez drugiego i ukrytego dna.
Z kawałkiem włóczni uporał się w miarę szybko i sprawnie. Tygrysołaczka, na wyciągnięcie fragmentu drzewca i ostrza, zareagowała jedynie lekkim drgnięciem ciała. Salazar o nic nie pytał, jedynie odrzucił na bok to, co wyciągnął i wstał. Przez chwile przyglądał się zmiennokształnej i ranie, w której już nic nie tkwiło. Na początku chciał od razu skierować się w stronę sienników, jednak dobrze, że tego nie zrobił, bo wtedy nie usłyszałby słowa, którego nie spodziewał się usłyszeć z ust Sherani. W odpowiedzi skinął jej głową.
– W zaistniałej sytuacji bardziej przydasz mi się żywa, niż martwa – dodał jeszcze i wyminął tygrysicę, aby udać w miejsce, w którym leżały sienniki i zająć jeden z nich. Dziewczyna szybko do niego dołączyła i, o dziwo, zajęła miejsce obok niego. Elf bardziej spodziewałby się, że zobaczy Rani idącą na drugi koniec rzędu z workami wypchanymi słomą, co tłumaczyłaby tym, że chce zachować „bezpieczną odległość”, jednak ona zajęła bliższe miejsce. Może chciała go mieć na oku czy coś podobnego. W każdym razie, nie miał zamiaru o to pytać.
Możliwe, iż rzeczywiście chciała mieć go na oku i właśnie w tym celu zaczęła mu się przyglądać. Salazar poczuł na sobie jej wzrok. Kolejna przydatna rzecz, która wynikała z jego nadmiernej ostrożności i tego, że cały czas miał wyostrzone zmysły. Mimo wszystko, nie dał po sobie poznać tego, iż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dziewczyna mu się przygląda. W dodatku, wydawało mu się, że jej wzrok przemykał w rejony, w które raczej nie zapuszczały się oczy osoby obserwującej kogoś innego, a raczej takiej, która przyglądała się komuś i oceniała go pod różnymi względami.
Posiedział tak jeszcze trochę i wstał ponownie, tym razem podchodząc do skrzyni, nachylając się nad nią i wyjmując ze środka kilka kawałków suszonego mięsa, a także bukłak z jakimś płynem. Wrócił na swoje miejsce i pierwsze, co zrobił, było otwarcie bukłaku i sprawdzenie, używając do tego nosa, co też znajduje się w środku. Okazało się, że jest to najprawdziwsze i czerwone wino, w dodatku półsłodkie i z owocową nutą.
– Ha! Wino, nie woda – powiedział, bardziej do siebie niż do Sherani, bo wydawało mu się, iż dziewczynie udało się już zasnąć. Nie czekając długo, napił się tego, co znajdowało się w środku. Możliwe, że stanowiło ono dość ciekawe połączenie z suszonym mięsem, które zaczął jeść długouchy, jednak on nie mógł tego poczuć, w końcu był pozbawiony zmysłu smaku, o czym prawie nikt nie wiedział. Salazar najchętniej zjadłby porządny obiad w karczmie, jednak aktualnie była to dla niego sfera marzeń i musiał zadowolić się winem w bukłaku i kawałkami zasuszonego mięsiwa. Przynajmniej nie czuł już głodu. Nie wypił całej zawartości pojemnika, bo postanowił, że część zostawi sobie na później. Chociaż podejrzewam, że w skrzyni na pewno znajduje się też woda. Po tymże posiłku, elf położył się na sienniku i spróbował zasnąć. Co prawda, udało mu się to, jednak w trakcie obudził się trzy lub cztery razy. Przyzwyczaił się już do tego, bo jego problemy ze snem najprawdopodobniej były tym negatywnym skutkiem posiadania ponadprzeciętnej ostrożności.
Obudził się kolejny raz, jednak teraz czuł, że już nie zaśnie. To oznaczało, iż nastał koniec jego odpoczynku i czas wyruszać. Sherani spała nadal, a on postanowił nie budzić jej, a ponownie sięgnąć do skrzyni i wyciągnąć stamtąd kilka kawałków mięsa, aby pozbyć się narastającego uczucia głody. Później podszedł do drzwi znajdujących się naprzeciw tych, którymi wkroczyli do pomieszczenia. Ukląkł przy nich i wyciągnął wytrych, aby je otworzyć. Zamek puścił niedługo po tym, akurat w tym samym momencie zbudziła się zmiennokształtna.
– Już nie śpisz. Dobrze. Możemy ruszać dalej – powiedział, odwracając się w stronę zmiennokształtnej. Zrobił to tylko na chwilę, gdyż później ponownie zwrócony był do niej plecami. Podjął próbę otwarcia drzwi, która zakończyła się pomyślnie.
Wyjrzał przez nie i zobaczył korytarz zatopiony w ciemności. No tak, bo cóż innego mógł zobaczyć. Ten labirynt składał się z nie wiadomo, jak wielu korytarzy i wszystkie były skąpane w czerni. Dobrze, że widział w ciemności, bo inaczej na pewno skusiłby się na zabranie jednej z pochodni. Podejrzewał też, że drzwi nie zamknęłyby się za nim, gdyby przekroczył próg bez tygrysołaczki, jednak wolał poczekać, aż do niego dołączy.
– Chodźmy dalej, im szybciej się stąd wydostaniemy, tym lepiej – odezwał się po chwili. Ponownie spojrzał w stronę korytarza. Nawet z możliwością widzenia w ciemności, nie udało mu się dostrzec jego końca, a także czegoś, co mogłoby wskazywać, że gdzieś skręca lub się rozgałęzia.
– Jeden fałszywy albo niewłaściwy ruch z mojej strony sprawiłby, że mogłabyś stracić życie, zanim zdążyłabyś pozbawić mnie ręki – odpowiedział spokojnie, nawet udało mu się powstrzymać uśmieszek, który tak bardzo chciał pojawić się na jego twarzy. Normalnie, wpuściłby go tam, jednak wtedy jego słowa zabrzmiałyby bardziej tak, jak groźba połączona z ostrzeżeniem. Tymczasem były zwykłym stwierdzeniem faktu. Bez drugiego i ukrytego dna.
Z kawałkiem włóczni uporał się w miarę szybko i sprawnie. Tygrysołaczka, na wyciągnięcie fragmentu drzewca i ostrza, zareagowała jedynie lekkim drgnięciem ciała. Salazar o nic nie pytał, jedynie odrzucił na bok to, co wyciągnął i wstał. Przez chwile przyglądał się zmiennokształnej i ranie, w której już nic nie tkwiło. Na początku chciał od razu skierować się w stronę sienników, jednak dobrze, że tego nie zrobił, bo wtedy nie usłyszałby słowa, którego nie spodziewał się usłyszeć z ust Sherani. W odpowiedzi skinął jej głową.
– W zaistniałej sytuacji bardziej przydasz mi się żywa, niż martwa – dodał jeszcze i wyminął tygrysicę, aby udać w miejsce, w którym leżały sienniki i zająć jeden z nich. Dziewczyna szybko do niego dołączyła i, o dziwo, zajęła miejsce obok niego. Elf bardziej spodziewałby się, że zobaczy Rani idącą na drugi koniec rzędu z workami wypchanymi słomą, co tłumaczyłaby tym, że chce zachować „bezpieczną odległość”, jednak ona zajęła bliższe miejsce. Może chciała go mieć na oku czy coś podobnego. W każdym razie, nie miał zamiaru o to pytać.
Możliwe, iż rzeczywiście chciała mieć go na oku i właśnie w tym celu zaczęła mu się przyglądać. Salazar poczuł na sobie jej wzrok. Kolejna przydatna rzecz, która wynikała z jego nadmiernej ostrożności i tego, że cały czas miał wyostrzone zmysły. Mimo wszystko, nie dał po sobie poznać tego, iż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dziewczyna mu się przygląda. W dodatku, wydawało mu się, że jej wzrok przemykał w rejony, w które raczej nie zapuszczały się oczy osoby obserwującej kogoś innego, a raczej takiej, która przyglądała się komuś i oceniała go pod różnymi względami.
Posiedział tak jeszcze trochę i wstał ponownie, tym razem podchodząc do skrzyni, nachylając się nad nią i wyjmując ze środka kilka kawałków suszonego mięsa, a także bukłak z jakimś płynem. Wrócił na swoje miejsce i pierwsze, co zrobił, było otwarcie bukłaku i sprawdzenie, używając do tego nosa, co też znajduje się w środku. Okazało się, że jest to najprawdziwsze i czerwone wino, w dodatku półsłodkie i z owocową nutą.
– Ha! Wino, nie woda – powiedział, bardziej do siebie niż do Sherani, bo wydawało mu się, iż dziewczynie udało się już zasnąć. Nie czekając długo, napił się tego, co znajdowało się w środku. Możliwe, że stanowiło ono dość ciekawe połączenie z suszonym mięsem, które zaczął jeść długouchy, jednak on nie mógł tego poczuć, w końcu był pozbawiony zmysłu smaku, o czym prawie nikt nie wiedział. Salazar najchętniej zjadłby porządny obiad w karczmie, jednak aktualnie była to dla niego sfera marzeń i musiał zadowolić się winem w bukłaku i kawałkami zasuszonego mięsiwa. Przynajmniej nie czuł już głodu. Nie wypił całej zawartości pojemnika, bo postanowił, że część zostawi sobie na później. Chociaż podejrzewam, że w skrzyni na pewno znajduje się też woda. Po tymże posiłku, elf położył się na sienniku i spróbował zasnąć. Co prawda, udało mu się to, jednak w trakcie obudził się trzy lub cztery razy. Przyzwyczaił się już do tego, bo jego problemy ze snem najprawdopodobniej były tym negatywnym skutkiem posiadania ponadprzeciętnej ostrożności.
Obudził się kolejny raz, jednak teraz czuł, że już nie zaśnie. To oznaczało, iż nastał koniec jego odpoczynku i czas wyruszać. Sherani spała nadal, a on postanowił nie budzić jej, a ponownie sięgnąć do skrzyni i wyciągnąć stamtąd kilka kawałków mięsa, aby pozbyć się narastającego uczucia głody. Później podszedł do drzwi znajdujących się naprzeciw tych, którymi wkroczyli do pomieszczenia. Ukląkł przy nich i wyciągnął wytrych, aby je otworzyć. Zamek puścił niedługo po tym, akurat w tym samym momencie zbudziła się zmiennokształtna.
– Już nie śpisz. Dobrze. Możemy ruszać dalej – powiedział, odwracając się w stronę zmiennokształtnej. Zrobił to tylko na chwilę, gdyż później ponownie zwrócony był do niej plecami. Podjął próbę otwarcia drzwi, która zakończyła się pomyślnie.
Wyjrzał przez nie i zobaczył korytarz zatopiony w ciemności. No tak, bo cóż innego mógł zobaczyć. Ten labirynt składał się z nie wiadomo, jak wielu korytarzy i wszystkie były skąpane w czerni. Dobrze, że widział w ciemności, bo inaczej na pewno skusiłby się na zabranie jednej z pochodni. Podejrzewał też, że drzwi nie zamknęłyby się za nim, gdyby przekroczył próg bez tygrysołaczki, jednak wolał poczekać, aż do niego dołączy.
– Chodźmy dalej, im szybciej się stąd wydostaniemy, tym lepiej – odezwał się po chwili. Ponownie spojrzał w stronę korytarza. Nawet z możliwością widzenia w ciemności, nie udało mu się dostrzec jego końca, a także czegoś, co mogłoby wskazywać, że gdzieś skręca lub się rozgałęzia.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Wąsy tygrysicy drgnęły jako jedyna oznaka irytacji. Elf powiedział dokładnie to, co Sherani uznawała za niewłaściwy ruch. O cóż innego mogła by się obawiać, że za uchem ją podrapie ? Co więcej tygrysica była równie przekonana, że ona była by szybsza co Salazar o swojej szybkości. Zabić duże zwierze nie jest tak prosto. Musiałby trafić w ważną arterię lub serce, a i tak przed zgonem miała by kilka sekund na zemstę. Złodziej bez ręki, już nie byłby tak skutecznym, co w oczach łowczyni stanowiło wygraną, nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku, pozostawiało jej osobę martwą. Manewrować odłamkiem włóczni zaklinowanym między żebrami było trochę trudniej. Co tylko dodawało tygrysicy pewności swojej racji. Aż cisnęło się na usta stwierdzenie "to spróbujmy" , jakby chodziło o coś banalnego jak na przykład siłowanie się na rękę. Mięli jednak ważniejsze sprawy na głowie i Rani ugryzła się w język. Nie powstrzymała jednak grymasu, który zapoczątkowany ruchem wibrysów przerodził się w coś na kształt zębatego uśmiechu.
- Musiałeś wszystko popsuć ? - odsłoniła kły w tygrysiej wersji złośliwego uśmiechu - Lepiej byś zrobił, gdybyś chociaż tym razem się zamknął - odgryzła się dziewczyna, słysząc, że przyda się Salazarowi żywa.
Wyczyściła sierść i udała się na spoczynek, w ślad za elfem. Bez drażniącego grotu, ułożyła się wygodnie, tak, że odpoczynek w pokoju zaczynał wydawać się przyjemnym. Początkowo zastanawiała się, czy nie nałapie pcheł śpiąc na legowisku nieznanego pochodzenia. Szybko jednak uznała, że może część z nich przejdzie na elfa. Drapać się będą we dwójkę, a przynajmniej będzie wygodniej niż na kamiennej podłodze.
W odróżnieniu od Salazara zmiennokształtna spała jak zabita. Zwykle jej sen przypominał, sen mrocznego. Budziła się i nie raz odpoczywała na wpół czuwając. Tym razem jednak pogodzona z absurdalną sytuacją, poczęła ignorować potencjalne zagrożenia, skupiając się jedynie na tych bezpośrednich. Chwilowo Salazar przestał się łapać w tę kategorię. Po za tym była solidnie wyczerpana, a organizm, który już rozpoczął leczenie, zużywał ostatnie resztki energii. Jeśli nie mogła się najeść powinna się przynajmniej wyspać. Tak też zrobiła.
Obudził ją dopiero dźwięk gmerania przy zamku. Zamrugała kilka razy, przeganiając resztki snu z powiek i szybko dołączyła do uszatego. Teraz elf mówił do rzeczy, im szybciej wydostaną się z potrzasku i przestaną robić za dziwne szczury doświadczalne dla szurniętego czarownika tym lepiej.
Przez pierwsze kroki mięśnie miała jeszcze sztywne i zaspane. Chwilę też musiała się przyzwyczajać do panującego mroku. Korytarz był wyjątkowo ciemny, ograniczając jej widzenie do minimum. Zaś po wyjściu z rozjaśnionego łuczywami pokoju, przez jakiś czas szła na ślepo, opierając się na innych zmysłach. O dziwo z zewnątrz, wątpliwe by ktokolwiek zauważył, że tygrysica szła po omacku. Kocie zmysły były znacznie wrażliwsze od ludzkich i to co stanowiło dla człowieka wyzwanie czy też trudność, dla drapieżnika zdawało się być chlebem powszednim. Łapami wyczuwała fakturę podłoża, a czułe wąsy dawały jej ogólne pojęcie o otoczeniu, sprawiając, że ani się nie potykała, ani na nic nie wpadała.
Wypoczęta kroczyła energicznym tempem, będąc na powrót w pełnej gotowości do ewentualnej walki.
Korytarz nie zmieniał się przez dłuższy czas i Rani szybko uznała, że na cmentarzu działo się więcej niż w tunelu, którym aktualnie wędrowali. W mroku, przy monotonnym otoczeniu, znów ciężko było ocenić jak długą drogę pokonali, gdy tygrysica zatrzymała się dość gwałtownie, zadzierając głowę w górę.
Na pierwszy rzut oka nie było widać nic, ale gdyby wytężyć wzrok, w sklepieniu można było dostrzec szczelinę długą na jakiś sążeń i szeroką na coś koło dwóch łokci. Rani słabo dostrzegała otwór w powale, za to doskonale wyczuła zawirowanie powietrza i to ono spowodowało postój łowczyni. Gdyby nie to, mogła by nie dostrzec pęknięcia, które ginęło w ciemności.
Sufit znajdował się wysoko, około długości jednego pręta nad ziemią, ale skok na tę wysokość wciąż znajdował się w granicach jej możliwości. Największy problem stanowiło odpowiednie wycelowanie. Rani przysiadła na ziemi, w koci sposób, chwilę balansując na łapach i oceniając odległość, po czym wyskoczyła w górę.
Trafiła za pierwszym razem i podciągając się na przednich kończynach wgramoliła się na górę. Obeszła otwór, rozglądając się, nasłuchując i węsząc. Nie miała pewności czy właśnie miała pechową rację i labirynt był wielopoziomowy, a odkryte przejście było jednym z założeń maga. Czy był to naturalny tunel i niedopatrzenie psychopaty. Tak czy siak, wydawało się być czysto i bezpiecznie. Nic nie była wstanie wyczuć, chociaż po plecach mimowolnie chodziły jej ciarki, jakby czaiło się tu jakieś niebezpieczeństwo.
Wychyliła głowę przez otwór, szukając elfa - Chyba jest bezpiecznie - odzywając się, podkreśliła chyba, bo chociaż standardowe zmysły nie podpowiadały jej nic, to szósty z nich, tak zwana intuicja, nie tylko podpowiadał, a wręcz krzyczał ostrzegawczo, że wcale tak nie jest.
Znowu uszli spory kawałek, chociaż sierść na grzbiecie tygrysicy była zjeżona, nie wydarzyło się nic. Dopiero po jakimś czasie dał się słyszeć nieznaczny szmer, jakby odgłos płynącej wody. Echo jednak zniekształcało dźwięk uniemożliwiając stwierdzenie tego faktu bez żadnych wątpliwości. Podobny szmer mogło symulować wiele innych zjawisk, a obecność podziemnego strumyka, nie powinna alarmować instynktów łowczyni, a przynajmniej teoretycznie tak nie powinno być. Wszystkie te wątpliwości sprawiły, że tygrysica zwolniła nieznacznie, idąc na sztywnych łapach i jeszcze uważniej lustrując korytarz.
- Musiałeś wszystko popsuć ? - odsłoniła kły w tygrysiej wersji złośliwego uśmiechu - Lepiej byś zrobił, gdybyś chociaż tym razem się zamknął - odgryzła się dziewczyna, słysząc, że przyda się Salazarowi żywa.
Wyczyściła sierść i udała się na spoczynek, w ślad za elfem. Bez drażniącego grotu, ułożyła się wygodnie, tak, że odpoczynek w pokoju zaczynał wydawać się przyjemnym. Początkowo zastanawiała się, czy nie nałapie pcheł śpiąc na legowisku nieznanego pochodzenia. Szybko jednak uznała, że może część z nich przejdzie na elfa. Drapać się będą we dwójkę, a przynajmniej będzie wygodniej niż na kamiennej podłodze.
W odróżnieniu od Salazara zmiennokształtna spała jak zabita. Zwykle jej sen przypominał, sen mrocznego. Budziła się i nie raz odpoczywała na wpół czuwając. Tym razem jednak pogodzona z absurdalną sytuacją, poczęła ignorować potencjalne zagrożenia, skupiając się jedynie na tych bezpośrednich. Chwilowo Salazar przestał się łapać w tę kategorię. Po za tym była solidnie wyczerpana, a organizm, który już rozpoczął leczenie, zużywał ostatnie resztki energii. Jeśli nie mogła się najeść powinna się przynajmniej wyspać. Tak też zrobiła.
Obudził ją dopiero dźwięk gmerania przy zamku. Zamrugała kilka razy, przeganiając resztki snu z powiek i szybko dołączyła do uszatego. Teraz elf mówił do rzeczy, im szybciej wydostaną się z potrzasku i przestaną robić za dziwne szczury doświadczalne dla szurniętego czarownika tym lepiej.
Przez pierwsze kroki mięśnie miała jeszcze sztywne i zaspane. Chwilę też musiała się przyzwyczajać do panującego mroku. Korytarz był wyjątkowo ciemny, ograniczając jej widzenie do minimum. Zaś po wyjściu z rozjaśnionego łuczywami pokoju, przez jakiś czas szła na ślepo, opierając się na innych zmysłach. O dziwo z zewnątrz, wątpliwe by ktokolwiek zauważył, że tygrysica szła po omacku. Kocie zmysły były znacznie wrażliwsze od ludzkich i to co stanowiło dla człowieka wyzwanie czy też trudność, dla drapieżnika zdawało się być chlebem powszednim. Łapami wyczuwała fakturę podłoża, a czułe wąsy dawały jej ogólne pojęcie o otoczeniu, sprawiając, że ani się nie potykała, ani na nic nie wpadała.
Wypoczęta kroczyła energicznym tempem, będąc na powrót w pełnej gotowości do ewentualnej walki.
Korytarz nie zmieniał się przez dłuższy czas i Rani szybko uznała, że na cmentarzu działo się więcej niż w tunelu, którym aktualnie wędrowali. W mroku, przy monotonnym otoczeniu, znów ciężko było ocenić jak długą drogę pokonali, gdy tygrysica zatrzymała się dość gwałtownie, zadzierając głowę w górę.
Na pierwszy rzut oka nie było widać nic, ale gdyby wytężyć wzrok, w sklepieniu można było dostrzec szczelinę długą na jakiś sążeń i szeroką na coś koło dwóch łokci. Rani słabo dostrzegała otwór w powale, za to doskonale wyczuła zawirowanie powietrza i to ono spowodowało postój łowczyni. Gdyby nie to, mogła by nie dostrzec pęknięcia, które ginęło w ciemności.
Sufit znajdował się wysoko, około długości jednego pręta nad ziemią, ale skok na tę wysokość wciąż znajdował się w granicach jej możliwości. Największy problem stanowiło odpowiednie wycelowanie. Rani przysiadła na ziemi, w koci sposób, chwilę balansując na łapach i oceniając odległość, po czym wyskoczyła w górę.
Trafiła za pierwszym razem i podciągając się na przednich kończynach wgramoliła się na górę. Obeszła otwór, rozglądając się, nasłuchując i węsząc. Nie miała pewności czy właśnie miała pechową rację i labirynt był wielopoziomowy, a odkryte przejście było jednym z założeń maga. Czy był to naturalny tunel i niedopatrzenie psychopaty. Tak czy siak, wydawało się być czysto i bezpiecznie. Nic nie była wstanie wyczuć, chociaż po plecach mimowolnie chodziły jej ciarki, jakby czaiło się tu jakieś niebezpieczeństwo.
Wychyliła głowę przez otwór, szukając elfa - Chyba jest bezpiecznie - odzywając się, podkreśliła chyba, bo chociaż standardowe zmysły nie podpowiadały jej nic, to szósty z nich, tak zwana intuicja, nie tylko podpowiadał, a wręcz krzyczał ostrzegawczo, że wcale tak nie jest.
Znowu uszli spory kawałek, chociaż sierść na grzbiecie tygrysicy była zjeżona, nie wydarzyło się nic. Dopiero po jakimś czasie dał się słyszeć nieznaczny szmer, jakby odgłos płynącej wody. Echo jednak zniekształcało dźwięk uniemożliwiając stwierdzenie tego faktu bez żadnych wątpliwości. Podobny szmer mogło symulować wiele innych zjawisk, a obecność podziemnego strumyka, nie powinna alarmować instynktów łowczyni, a przynajmniej teoretycznie tak nie powinno być. Wszystkie te wątpliwości sprawiły, że tygrysica zwolniła nieznacznie, idąc na sztywnych łapach i jeszcze uważniej lustrując korytarz.
- Salazar
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 121
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
- Kontakt:
Oboje wyszli na korytarz i, jak można było się tego spodziewać, drzwi do „bezpiecznego pokoju” zamknęły się za nimi krótko po tym. Tych także nie dało się otworzyć. Były zapieczętowane magią i najpewniej mógł je otworzyć tylko mag, który ich porwał. Właściwie, Salazar już zaczął się do tego przyzwyczajać, więc udawało mu się panować nad odruchem, który kazał mu oglądać się za siebie, gdy za plecami słyszał zamykające się drzwi, które były popychane wyłącznie przez magię.
Znowu stali w ciemnym korytarzu, a przez chwilę elf szedł nieco wolniej i bardziej przy ścianie. Co prawda, oczy mrocznych elfów od urodzenia były przystosowane do widzenia w ciemności, jednak zmiana otoczenia z oświetlonego, już bez różnicy jak bardzo, na kompletnie ciemne i tak wymaga od oczu poświęcenia chwili na przystosowane się do czerni. Dobrze, że trwa to naprawdę krótko, co Salazar zawdzięcza cechom swej rasy.
Szli cały czas prosto i po jakimś czasie okazało się, iż ponownie trafili na korytarz, który będzie ciągnął się nie wiadomo, jak daleko bez żadnych odnóg i zakrętów. To trochę dezorientowało w ocenie sytuacji, przynajmniej według niego.
Nagle Sherani zatrzymała się, co długouchy również zrobił. Powiedzmy, że zmysły tygrysołaczki były dość przydatne i pomocne, więc dziewczyna najpewniej zatrzymała się dlatego, że jeden z jej zmysłów coś wyczuł. Ciekawe, co będzie to tym razem.
Złodziej spojrzał w górę i ujrzał tam otwór w suficie. Zanim zdążył powiedzieć cokolwiek, zmiennokształtna już szykowała się do skoku, a po chwili wykonała go, trafiając w dziurę. Cóż, on też będzie musiał to zrobić, jednak na pewno nie bezpośrednio z podłogi, bo jego nogi nie były tak skoczne, jak tygrysie łapy. Miał już plan, jak, bez większych problemów, doskoczyć do szczeliny, jednak najpierw poczekał na to, aż Sherani wychyli się, bo będzie to oznaczało, że na górze jest bezpiecznie. Przynajmniej w tej chwili.
– Za chwilę do ciebie dołączę. Odsuń się od szczeliny – powiedział, podnosząc nieco głos, żeby mieć pewność, że zostanie usłyszany. Następnie cofnął się kilka kroków w tył, aby wziąć rozbieg. Zaczął biec po skosie, celując w ścianę boczną. Wyskoczył w górę i jedną nogą odbił się od miejsca, w które wcześniej wycelował. Wyrzucił obie ręce w górę i chwycił się krawędzi otworu. Podciągnięcie się nie sprawiło mu żadnych problemów.
Wstał i rozejrzał się, najpierw spojrzał w jedną stronę i zobaczył tam ścianę, a później w drugą, gdzie ciągnął się korytarz. Westchnął po chwili. Co prawda, zrobił to cicho, jednak wyostrzony słuch Sherani pewnie i tak to wyłapał.
– Wygląda na to, że byliśmy na najniższym poziomie labiryntu… - wypowiedział swe myśli na głos i coś mówiło mu, że należały one także do tygrysicy, bo bardzo prawdopodobne było, iż myślała podobnie.
– Dobra, chodźmy dalej – zarządził i ruszył do przodu, gdzie czekała na nich kolejna wędrówka korytarzem ciemności. Co prawda, oboje w niej widzieli, jednak nawet to było ograniczone, głównie przez zasięg widzenia. Z drugiej strony, im dalej starał się spojrzeć, tym bardziej wydawało mu się, że czerń gęstnieje.
– Może jakieś podziemne źródło czy coś… - odparł, bardziej do siebie, niż do towarzyszki, gdy usłyszał odgłosy płynącej wody. Salazar zaczął mieć dziwne wrażenie, że przy wodzie, jeśli rzeczywiście to jej odgłosy słyszą, mogą gromadzić się jakieś stworzenia, które żyją na tym poziomie labiryntu. Z drugiej strony, mag mógł stworzyć je w taki sposób, żeby nie potrzebowały jedzenia i picia.
Przemyślenia musiał zostawić na później, bo właśnie usłyszał coś, jakby przyciszone kroki. Wiedział, że właśnie tak brzmi coś, co się skrada. Nie wiedział, czy jest to stworzenie poruszające się na dwóch nogach, czy może na czterech. Natomiast wiedział to, iż Sherani musiała usłyszeć to wcześniej, w końcu jej słuch funkcjonował lepiej od jego.
Niedługo po tym mogli ujrzeć grupę kilku, prawdopodobnie pięciu lub sześciu, stworzeń, które zbliżały się w ich stronę. Poruszały się na czterech łapach i wyglądem przypomniały nieco wilki, chociaż były nieco większe i najpewniej silniejsze od nich. W dodatku ich oczy emitowały ledwo dostrzegalny blask. Jeden z nich, ten będący na przodzie, zawarczał nagle i odwrócił głowę w stronę reszty stada. Później wydał z siebie podobny głos, co wcześniej, spojrzał w stronę elfa i zmiennokształtnej, a po chwili cała grupa ruszyła do przodu, czyli kierując się dokładnie w stronę Salazara i Sherani. Teraz mogli zobaczyć, iż stado liczy sobie pięciu osobników.
– Wydaje mi się, że gdy już wydostaniemy się z tego labiryntu, przez jakiś czas będę unikał walk, bo tutaj stoczę ich za dużo – odparł, tym razem także wydawać się mogło, iż te słowa bardziej kieruje do siebie, a nie do tygrysołaczki stojącej obok niego.
– Eh, zabijmy je i idźmy dalej – dodał, już nieco głośniej. Ton jego głosu sugerował, że wolałby odpocząć trochę od ciągłej walki i nawet rozbrajanie pułapek byłoby lepsze. Dobrze, że miał przy sobie sztylety, które wcześniej zabrał trupom kuszników.
Wbrew pozorom, mroczny elf nie czekał na to, aż bestie podejdą do nich, a zebrał się w sobie i wybiegł im naprzeciw. Naprawdę chciał mieć tę walkę za sobą.
Spotkał się z pierwszym przeciwnikiem, którego od razu kopnął od dołu w pysk. Siła kopnięcia wyrzuciła łeb zwierzęcia w górę, a elf wykorzystał to i od razu przebił mu czaszkę sztyletem. Wyciągnął ostrze z czaszki zabitego „wilka” i wstał, od razu rozglądając się za kolejnym przeciwnikiem. Nie musiał długo szukać, bo właściwie to on został znaleziony przez jedną z bestii, która właśnie teraz skoczyła na niego i wykorzystała swoją masę i impet, aby powalić elfa na podłogę. Cóż… udało się to, jednak Salazar szybko otrząsnął się z zaskoczenia i przystąpił do działania, czyli do walki o życie. Odchylił głowę raptownie w lewy bok, a ostre pazury „wilka” przeorały podłoże i zostawiły tam ślad. Mroczny odpowiedział pchnięciem w bok zwierzęcia. Trafił i całkiem możliwe, iż uszkodził jakiś ważny organ, bo stworzenie, co prawda, poczuło ból i ostrze, ale nie zrobiło sobie z tego wiele. Najwidoczniej adrenalina płynęła w żyłach tego osobnika i powodowała, iż nie czuł on bólu w takim stopniu, w jakim powinien. Jednak to nie oznaczało, że jego ciało było na niego bardziej odporne. Mistrz złodziei wyprowadził kolejne pchnięcie i znowu, chyba, uszkodził coś ważnego. Tym razem reakcją było odskoczenie bestii w tył, jednak Salazar, jeszcze będąc w pozycji leżącej, zdążył wbić jeden ze sztyletów w bok czaszki przeciwnika. Ten i tak poleciał w tył, bo właśnie tam chciał odskoczyć, więc długouchy musiał wstać i sięgnąć do rękojeści sztyletu, a następnie uwolnić go z głowy martwego stworzenia. Tym razem uważniej obserwował otoczenie, żeby ponownie nie dać się zaskoczyć i powalić.
Kolejny skoczył w jego stronę, jednak mroczny elf był już na to przygotowany, dlatego też wykonał unik, a bestia uderzyła głową prosto w ścianę. Nic jej się nie stało, może poza chwilowym oszołomieniem, które wykorzystał Salazar i wykonał dwa pchnięcia jednocześnie – jedno w kark, a drugie w miejsce, w którym, według niego, powinno znajdować się serce. Zwierzę padło na podłogę, a krew zaczęła sączyć się z ran. Posoka miała zapach nieco inny niż normalna krew i była od niej ciemniejsza, niemalże czarna. Długouchy dopiero teraz rozejrzał się, szukając wzrokiem tygrysołaczki, aby sprawdzić, czy poradziła sobie z dwoma bestiami, które ruszyły w jej stronę. W razie czego, będzie w stanie jej pomóc, w końcu już wcześniej stwierdził, że lepiej będzie, jeśli dziewczyna pozostanie żywa, a nie zginie od ran.
Znowu stali w ciemnym korytarzu, a przez chwilę elf szedł nieco wolniej i bardziej przy ścianie. Co prawda, oczy mrocznych elfów od urodzenia były przystosowane do widzenia w ciemności, jednak zmiana otoczenia z oświetlonego, już bez różnicy jak bardzo, na kompletnie ciemne i tak wymaga od oczu poświęcenia chwili na przystosowane się do czerni. Dobrze, że trwa to naprawdę krótko, co Salazar zawdzięcza cechom swej rasy.
Szli cały czas prosto i po jakimś czasie okazało się, iż ponownie trafili na korytarz, który będzie ciągnął się nie wiadomo, jak daleko bez żadnych odnóg i zakrętów. To trochę dezorientowało w ocenie sytuacji, przynajmniej według niego.
Nagle Sherani zatrzymała się, co długouchy również zrobił. Powiedzmy, że zmysły tygrysołaczki były dość przydatne i pomocne, więc dziewczyna najpewniej zatrzymała się dlatego, że jeden z jej zmysłów coś wyczuł. Ciekawe, co będzie to tym razem.
Złodziej spojrzał w górę i ujrzał tam otwór w suficie. Zanim zdążył powiedzieć cokolwiek, zmiennokształtna już szykowała się do skoku, a po chwili wykonała go, trafiając w dziurę. Cóż, on też będzie musiał to zrobić, jednak na pewno nie bezpośrednio z podłogi, bo jego nogi nie były tak skoczne, jak tygrysie łapy. Miał już plan, jak, bez większych problemów, doskoczyć do szczeliny, jednak najpierw poczekał na to, aż Sherani wychyli się, bo będzie to oznaczało, że na górze jest bezpiecznie. Przynajmniej w tej chwili.
– Za chwilę do ciebie dołączę. Odsuń się od szczeliny – powiedział, podnosząc nieco głos, żeby mieć pewność, że zostanie usłyszany. Następnie cofnął się kilka kroków w tył, aby wziąć rozbieg. Zaczął biec po skosie, celując w ścianę boczną. Wyskoczył w górę i jedną nogą odbił się od miejsca, w które wcześniej wycelował. Wyrzucił obie ręce w górę i chwycił się krawędzi otworu. Podciągnięcie się nie sprawiło mu żadnych problemów.
Wstał i rozejrzał się, najpierw spojrzał w jedną stronę i zobaczył tam ścianę, a później w drugą, gdzie ciągnął się korytarz. Westchnął po chwili. Co prawda, zrobił to cicho, jednak wyostrzony słuch Sherani pewnie i tak to wyłapał.
– Wygląda na to, że byliśmy na najniższym poziomie labiryntu… - wypowiedział swe myśli na głos i coś mówiło mu, że należały one także do tygrysicy, bo bardzo prawdopodobne było, iż myślała podobnie.
– Dobra, chodźmy dalej – zarządził i ruszył do przodu, gdzie czekała na nich kolejna wędrówka korytarzem ciemności. Co prawda, oboje w niej widzieli, jednak nawet to było ograniczone, głównie przez zasięg widzenia. Z drugiej strony, im dalej starał się spojrzeć, tym bardziej wydawało mu się, że czerń gęstnieje.
– Może jakieś podziemne źródło czy coś… - odparł, bardziej do siebie, niż do towarzyszki, gdy usłyszał odgłosy płynącej wody. Salazar zaczął mieć dziwne wrażenie, że przy wodzie, jeśli rzeczywiście to jej odgłosy słyszą, mogą gromadzić się jakieś stworzenia, które żyją na tym poziomie labiryntu. Z drugiej strony, mag mógł stworzyć je w taki sposób, żeby nie potrzebowały jedzenia i picia.
Przemyślenia musiał zostawić na później, bo właśnie usłyszał coś, jakby przyciszone kroki. Wiedział, że właśnie tak brzmi coś, co się skrada. Nie wiedział, czy jest to stworzenie poruszające się na dwóch nogach, czy może na czterech. Natomiast wiedział to, iż Sherani musiała usłyszeć to wcześniej, w końcu jej słuch funkcjonował lepiej od jego.
Niedługo po tym mogli ujrzeć grupę kilku, prawdopodobnie pięciu lub sześciu, stworzeń, które zbliżały się w ich stronę. Poruszały się na czterech łapach i wyglądem przypomniały nieco wilki, chociaż były nieco większe i najpewniej silniejsze od nich. W dodatku ich oczy emitowały ledwo dostrzegalny blask. Jeden z nich, ten będący na przodzie, zawarczał nagle i odwrócił głowę w stronę reszty stada. Później wydał z siebie podobny głos, co wcześniej, spojrzał w stronę elfa i zmiennokształtnej, a po chwili cała grupa ruszyła do przodu, czyli kierując się dokładnie w stronę Salazara i Sherani. Teraz mogli zobaczyć, iż stado liczy sobie pięciu osobników.
– Wydaje mi się, że gdy już wydostaniemy się z tego labiryntu, przez jakiś czas będę unikał walk, bo tutaj stoczę ich za dużo – odparł, tym razem także wydawać się mogło, iż te słowa bardziej kieruje do siebie, a nie do tygrysołaczki stojącej obok niego.
– Eh, zabijmy je i idźmy dalej – dodał, już nieco głośniej. Ton jego głosu sugerował, że wolałby odpocząć trochę od ciągłej walki i nawet rozbrajanie pułapek byłoby lepsze. Dobrze, że miał przy sobie sztylety, które wcześniej zabrał trupom kuszników.
Wbrew pozorom, mroczny elf nie czekał na to, aż bestie podejdą do nich, a zebrał się w sobie i wybiegł im naprzeciw. Naprawdę chciał mieć tę walkę za sobą.
Spotkał się z pierwszym przeciwnikiem, którego od razu kopnął od dołu w pysk. Siła kopnięcia wyrzuciła łeb zwierzęcia w górę, a elf wykorzystał to i od razu przebił mu czaszkę sztyletem. Wyciągnął ostrze z czaszki zabitego „wilka” i wstał, od razu rozglądając się za kolejnym przeciwnikiem. Nie musiał długo szukać, bo właściwie to on został znaleziony przez jedną z bestii, która właśnie teraz skoczyła na niego i wykorzystała swoją masę i impet, aby powalić elfa na podłogę. Cóż… udało się to, jednak Salazar szybko otrząsnął się z zaskoczenia i przystąpił do działania, czyli do walki o życie. Odchylił głowę raptownie w lewy bok, a ostre pazury „wilka” przeorały podłoże i zostawiły tam ślad. Mroczny odpowiedział pchnięciem w bok zwierzęcia. Trafił i całkiem możliwe, iż uszkodził jakiś ważny organ, bo stworzenie, co prawda, poczuło ból i ostrze, ale nie zrobiło sobie z tego wiele. Najwidoczniej adrenalina płynęła w żyłach tego osobnika i powodowała, iż nie czuł on bólu w takim stopniu, w jakim powinien. Jednak to nie oznaczało, że jego ciało było na niego bardziej odporne. Mistrz złodziei wyprowadził kolejne pchnięcie i znowu, chyba, uszkodził coś ważnego. Tym razem reakcją było odskoczenie bestii w tył, jednak Salazar, jeszcze będąc w pozycji leżącej, zdążył wbić jeden ze sztyletów w bok czaszki przeciwnika. Ten i tak poleciał w tył, bo właśnie tam chciał odskoczyć, więc długouchy musiał wstać i sięgnąć do rękojeści sztyletu, a następnie uwolnić go z głowy martwego stworzenia. Tym razem uważniej obserwował otoczenie, żeby ponownie nie dać się zaskoczyć i powalić.
Kolejny skoczył w jego stronę, jednak mroczny elf był już na to przygotowany, dlatego też wykonał unik, a bestia uderzyła głową prosto w ścianę. Nic jej się nie stało, może poza chwilowym oszołomieniem, które wykorzystał Salazar i wykonał dwa pchnięcia jednocześnie – jedno w kark, a drugie w miejsce, w którym, według niego, powinno znajdować się serce. Zwierzę padło na podłogę, a krew zaczęła sączyć się z ran. Posoka miała zapach nieco inny niż normalna krew i była od niej ciemniejsza, niemalże czarna. Długouchy dopiero teraz rozejrzał się, szukając wzrokiem tygrysołaczki, aby sprawdzić, czy poradziła sobie z dwoma bestiami, które ruszyły w jej stronę. W razie czego, będzie w stanie jej pomóc, w końcu już wcześniej stwierdził, że lepiej będzie, jeśli dziewczyna pozostanie żywa, a nie zginie od ran.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Tak jak Salazar i tygrysica powoli przestawała zwracać uwagę na samoistnie zamykające się drzwi. Powtarzające się zjawiska, prędzej czy później stawały się rutyną, choćby najdziwniejszymi były. Teraz dodatkowo była wypoczęta, więc zmysły były czujniejsze, jednocześnie nie alarmując jej z powodu każdej błahostki jak było wcześniej. Jakby organizm czy tygrys doskonale czuły, że nie była w formie i w jakiś absurdalny sposób, przesadnymi reakcjami starały się ratować sytuację czyli życie.
Najchętniej obserwowałaby jak elf się dostanie na górę, ten jednak kazał jej się odsunąć. Nie, to nie. Zawsze mogła by go chwycić za kołnierz i wciągnąć, ale zrobiła jak kazał Salazar, zostawiając mu swobodę. Zamiast tego nasłuchiwała uważnie, zarówno otoczenia jak i poczynań mrocznego, szybko domyślając się, że ten doskoczył na górę podbiegając ze ściany. Echo pustych korytarzy co prawda zaburzało właściwe dźwięki, ale nie przeszkadzało jakoś specjalnie Sherani.
- Nie musisz krzyczeć - odezwała się spokojnie, gdy elf był już na górze - Słyszę bicie twojego serca, gdy stoisz tam na dole - dodała całkiem nieskromnie, starając się na konkretnym przykładzie uzmysłowić uszatemu zakres swoich możliwości. Już chwilę temu przestała się przejmować, czy zdobyte przez Salazara informacje, nie utrudnią jej później życia. Może nie zdradzała wszystkich asów, ale większość zalet przestała ukrywać. Najpierw musieli przeżyć. Im lepiej złodziej zrozumie jej mocne strony, tym mniej będzie jej utrudniał pracę, choćby głupimi pytaniami czy może iść. Do tej pory mięli sporą swobodę i czas na dyskusje. Jeśli jednak wyzwania będą stawały się coraz trudniejsze, to od odrobiny zaufania może zależeć ich wspólne przetrwanie.
Salazar nie mylił się, mówiąc mniej więcej to co myślała dziewczyna. Pytanie brzmiało jak wiele poziomów mięli do pokonania. Zwykle lubiła mieć rację, ale czy tym razem nie mogła by się mylić ? Ten jeden raz, byłoby to lepszym rozwiązaniem.
Nie odzywając się, westchnęła cicho, jakby na potwierdzenie. Miała nadzieję, że będzie to źródło, a nie właśnie to ewentualne coś. Nadzieja jednak nie była wiarą i Rani ani trochę nie ufała, że będzie łatwo i prosto, życie było by wtedy zbyt piękne.
Jakby na potwierdzenie negatywnych przypuszczeń, moment później do jej uszu dotarł nikły tupot łap i chrobot pazurów na skałach. Najwyraźniej nadchodził powód chodzących po jej grzbiecie ciarek. Wciąż jednak nie była to przyczyna szumu i Rani nie wiedziała czy powinna się cieszyć czy martwić. Wiele czasu na rozmyślanie nie było. Odgłos kroków nasilał się w szybkim tempie, będąc teraz słyszalnym i dla elfich uszu, a mgnienie później oczom wędrowców ukazały się kształty wynaturzonych bestii.
Zerknęła kątem oka w stronę Salazara, słysząc jakby cichy wyrzut elfa. Pewnie to normalne, że zaczynał mieć dość ciągłych potyczek. Był złodziejem, zapewne zwykle starał się ich unikać. Złodzieje uciekali, nie walczyli. Obserwując tego konkretnego, była w stanie zaryzykować stwierdzenie, że ewentualnie co jakiś czas przystawał na jakąś walkę w ramach rozrywki, tak jak w lesie, w innych przypadkach zapewne robił wszystko by do walki nie dochodziło.
Dla niej, to był chleb powszedni. Walczyła zawsze i wszędzie, tym się zajmowała. Chyba, że goiła obrażenia. Zwykle jednak i tak nie wytrzymywała zbyt długo. Gdy tylko rany nie ograniczały jej swobody ruchów, podejmowała się kolejnej misji. Na dobrą sprawę, chyba nie potrafiła inaczej żyć, nie potrafiła odpoczywać. Gdy nie walczyła, nie mogła sobie znaleźć miejsca i szybko szukała adrenaliny. Bardziej przeszkadzał jej fakt uwięzienia w labiryncie i niepewność, co kryje się za kolejnym rogiem, niż konieczność przelewania krwi swojej czy przeciwników. Gdyby mogła wybrać labirynt i ciągłą wędrówkę, a arenę, na której musiała by dzień w dzień walczyć, pewnie wybrała by arenę.
Tym razem zamienili się rolami. Salazar ruszył pierwszy, tygrysica zaczaiła się obserwując ruchy drapieżników. Wilko-podobne stwory, sunęły w ich kierunku nierówną grupą. Salazar wbił się w nią niby klin, rozdzielając ją i wprowadzając niewielkie zamieszanie w nieuporządkowanym szyku bestii.
W stronę Rani ruszyły dwa zwierzaki, jednak dopiero gdy zbliżyły się na odległość skoku, łowczyni rzuciła się w ich kierunku. Warknęła odsłaniając zęby i uderzyła jednego z potworów w łeb, pazurami dotkliwie kalecząc zwierzaka i posyłając go na jedną ze ścian. W tym czasie drugi z nich, korzystając z okazji złapał zębami kark tygrysicy, próbując ją przy tym przewrócić. Sherani odwinęła się rozzłoszczona i chwyciwszy kłami za bok niby-wilka, ściągnęła go z siebie. Przez chwilę dwa drapieżniki zawzięcie atakowały się na wzajem zębami, kłapiąc kłami na przeciw siebie, uniemożliwiając sobie na wzajem celny atak. Każde z walczących, szukało dobrego momentu do zadania uderzenia. W końcu tygrysica znalazła lukę w obronie wynaturzonego stworzenia, chwyciła je za kark. Wilk rzucał się i wił, nie mogąc uwolnić się z uścisku. Sherani kilka razy szarpnęła całym ciałem, stając na dwóch łapach, przy którymś łamiąc kręgosłup zwierzęcia z głośnym chrupnięciem. Przez chwilę wolna, spojrzeniem poszukała elfa. Miała nawet ruszyć na odsiecz Salazarowi, który został rzucony na ziemię, ale plany pokrzyżował jej pierwszy z niby wilków, który zdążył dojść do siebie i z krwawiącym łbem ponownie rzucił się na tygrysicę. Rani zamiast uskakiwać, skoczyła mu na przeciw. Wystawiła bark na uderzenie kłów potwora i wykorzystując swój rozpęd uderzyła wilka tak, że stanął na dwóch łapach. To jej wystarczyło, nim potwór zdążył złapać równowagę, kłami rozerwała jego gardło. Czarna krew zalała pysk i nozdrza Rani, sprawiając, że ta cofnęła się gwałtownie prychając i plując. Posoka cuchnęła i paliła, drażniąc nos i oczy. Nie wiedziała co to za świństwo, ale nie miała ochoty tego testować.
W momencie gdy Salazar szukał łowczyni, ta już chwilę temu uporała się ze swoim przydziałem stworzeń i aktualnie intensywnie pozbywała się reszty juhy z pyska. Nawet jej obecność na łapach, powodowała nieprzyjemne mrowienie.
Teraz to źródło było by jak na wagę złota.
Popatrzyła na mrocznego, który najwyraźniej był cały, co najwyżej lekko przybrudzony. Jak na razie, mimo utrudnień, szło im wyjątkowo dobrze. Ułamek sekundy później uznała, że stanowczo powinna się wystrzegać takich myśli. O ile czarnowidztwo się jej sprawdzało, o tyle, ilekroć uznała, że coś idzie według planu, komplikowało się nieprzeciętnie.
- To chodźmy do tego strumienia - odezwała się, wznawiając marsz w głąb korytarza. Każde niebezpieczeństwo było lepsze od domysłów. Uszli jakiś odcinek drogi, gdy tunel gwałtownie skręcił, a zaraz potem ich oczom ukazał się podziemny potok.
Tygrysica podeszła ostrożnie, pachniał jednak jak zwykła czysta woda, jeszcze ostrożniej zanurzyła czubek łapy, a zaraz potem polizała wodę. Nic, zwykła, nieszkodliwa, naturalna ciecz. No może była maleńka szansa, by była to trucizna. Było kilka bezwonnych i bezsmakowych, ale szanse, że mag zrobiłby z nich cały strumień były znikome. Na tak wielką skalę musiałby raczej użyć czegoś zwykłego. Jakiegoś kwasu czy innego alchemicznego wynalazku.
Napiła się swobodnie i korzystając z nietypowej okazji wypłukała głowę i łapy, nawet kark z krwi potworów i części własnej. Dopiero potem popatrzyła w stronę przeciwległego brzegu. Wtedy też zrozumiała dlaczego była to zwykła woda. Przy tak wartkim nurcie, przeprawienie się na drugą stronę było wystarczającym wyzwaniem. O przeskoczeniu nie było mowy. Podziemna rzeka szerokością zbliżała się do dwóch prętów, a jej bieg był silny i wartki. O ile żadne z nich nie było pająkiem, a chyba nie było, to przejście po suficie raczej nie wchodziło w grę, musieli więc przepłynąć i nie wyglądało to na proste zadanie.
- Oczywiście, że nie mogłoby być zbyt łatwo - zamarudziła cicho. Oboje najwyraźniej nabrali maniery do rozmawiania niby ze sobą, jednocześnie dzieląc się swoimi myślami z towarzyszem.
Najchętniej obserwowałaby jak elf się dostanie na górę, ten jednak kazał jej się odsunąć. Nie, to nie. Zawsze mogła by go chwycić za kołnierz i wciągnąć, ale zrobiła jak kazał Salazar, zostawiając mu swobodę. Zamiast tego nasłuchiwała uważnie, zarówno otoczenia jak i poczynań mrocznego, szybko domyślając się, że ten doskoczył na górę podbiegając ze ściany. Echo pustych korytarzy co prawda zaburzało właściwe dźwięki, ale nie przeszkadzało jakoś specjalnie Sherani.
- Nie musisz krzyczeć - odezwała się spokojnie, gdy elf był już na górze - Słyszę bicie twojego serca, gdy stoisz tam na dole - dodała całkiem nieskromnie, starając się na konkretnym przykładzie uzmysłowić uszatemu zakres swoich możliwości. Już chwilę temu przestała się przejmować, czy zdobyte przez Salazara informacje, nie utrudnią jej później życia. Może nie zdradzała wszystkich asów, ale większość zalet przestała ukrywać. Najpierw musieli przeżyć. Im lepiej złodziej zrozumie jej mocne strony, tym mniej będzie jej utrudniał pracę, choćby głupimi pytaniami czy może iść. Do tej pory mięli sporą swobodę i czas na dyskusje. Jeśli jednak wyzwania będą stawały się coraz trudniejsze, to od odrobiny zaufania może zależeć ich wspólne przetrwanie.
Salazar nie mylił się, mówiąc mniej więcej to co myślała dziewczyna. Pytanie brzmiało jak wiele poziomów mięli do pokonania. Zwykle lubiła mieć rację, ale czy tym razem nie mogła by się mylić ? Ten jeden raz, byłoby to lepszym rozwiązaniem.
Nie odzywając się, westchnęła cicho, jakby na potwierdzenie. Miała nadzieję, że będzie to źródło, a nie właśnie to ewentualne coś. Nadzieja jednak nie była wiarą i Rani ani trochę nie ufała, że będzie łatwo i prosto, życie było by wtedy zbyt piękne.
Jakby na potwierdzenie negatywnych przypuszczeń, moment później do jej uszu dotarł nikły tupot łap i chrobot pazurów na skałach. Najwyraźniej nadchodził powód chodzących po jej grzbiecie ciarek. Wciąż jednak nie była to przyczyna szumu i Rani nie wiedziała czy powinna się cieszyć czy martwić. Wiele czasu na rozmyślanie nie było. Odgłos kroków nasilał się w szybkim tempie, będąc teraz słyszalnym i dla elfich uszu, a mgnienie później oczom wędrowców ukazały się kształty wynaturzonych bestii.
Zerknęła kątem oka w stronę Salazara, słysząc jakby cichy wyrzut elfa. Pewnie to normalne, że zaczynał mieć dość ciągłych potyczek. Był złodziejem, zapewne zwykle starał się ich unikać. Złodzieje uciekali, nie walczyli. Obserwując tego konkretnego, była w stanie zaryzykować stwierdzenie, że ewentualnie co jakiś czas przystawał na jakąś walkę w ramach rozrywki, tak jak w lesie, w innych przypadkach zapewne robił wszystko by do walki nie dochodziło.
Dla niej, to był chleb powszedni. Walczyła zawsze i wszędzie, tym się zajmowała. Chyba, że goiła obrażenia. Zwykle jednak i tak nie wytrzymywała zbyt długo. Gdy tylko rany nie ograniczały jej swobody ruchów, podejmowała się kolejnej misji. Na dobrą sprawę, chyba nie potrafiła inaczej żyć, nie potrafiła odpoczywać. Gdy nie walczyła, nie mogła sobie znaleźć miejsca i szybko szukała adrenaliny. Bardziej przeszkadzał jej fakt uwięzienia w labiryncie i niepewność, co kryje się za kolejnym rogiem, niż konieczność przelewania krwi swojej czy przeciwników. Gdyby mogła wybrać labirynt i ciągłą wędrówkę, a arenę, na której musiała by dzień w dzień walczyć, pewnie wybrała by arenę.
Tym razem zamienili się rolami. Salazar ruszył pierwszy, tygrysica zaczaiła się obserwując ruchy drapieżników. Wilko-podobne stwory, sunęły w ich kierunku nierówną grupą. Salazar wbił się w nią niby klin, rozdzielając ją i wprowadzając niewielkie zamieszanie w nieuporządkowanym szyku bestii.
W stronę Rani ruszyły dwa zwierzaki, jednak dopiero gdy zbliżyły się na odległość skoku, łowczyni rzuciła się w ich kierunku. Warknęła odsłaniając zęby i uderzyła jednego z potworów w łeb, pazurami dotkliwie kalecząc zwierzaka i posyłając go na jedną ze ścian. W tym czasie drugi z nich, korzystając z okazji złapał zębami kark tygrysicy, próbując ją przy tym przewrócić. Sherani odwinęła się rozzłoszczona i chwyciwszy kłami za bok niby-wilka, ściągnęła go z siebie. Przez chwilę dwa drapieżniki zawzięcie atakowały się na wzajem zębami, kłapiąc kłami na przeciw siebie, uniemożliwiając sobie na wzajem celny atak. Każde z walczących, szukało dobrego momentu do zadania uderzenia. W końcu tygrysica znalazła lukę w obronie wynaturzonego stworzenia, chwyciła je za kark. Wilk rzucał się i wił, nie mogąc uwolnić się z uścisku. Sherani kilka razy szarpnęła całym ciałem, stając na dwóch łapach, przy którymś łamiąc kręgosłup zwierzęcia z głośnym chrupnięciem. Przez chwilę wolna, spojrzeniem poszukała elfa. Miała nawet ruszyć na odsiecz Salazarowi, który został rzucony na ziemię, ale plany pokrzyżował jej pierwszy z niby wilków, który zdążył dojść do siebie i z krwawiącym łbem ponownie rzucił się na tygrysicę. Rani zamiast uskakiwać, skoczyła mu na przeciw. Wystawiła bark na uderzenie kłów potwora i wykorzystując swój rozpęd uderzyła wilka tak, że stanął na dwóch łapach. To jej wystarczyło, nim potwór zdążył złapać równowagę, kłami rozerwała jego gardło. Czarna krew zalała pysk i nozdrza Rani, sprawiając, że ta cofnęła się gwałtownie prychając i plując. Posoka cuchnęła i paliła, drażniąc nos i oczy. Nie wiedziała co to za świństwo, ale nie miała ochoty tego testować.
W momencie gdy Salazar szukał łowczyni, ta już chwilę temu uporała się ze swoim przydziałem stworzeń i aktualnie intensywnie pozbywała się reszty juhy z pyska. Nawet jej obecność na łapach, powodowała nieprzyjemne mrowienie.
Teraz to źródło było by jak na wagę złota.
Popatrzyła na mrocznego, który najwyraźniej był cały, co najwyżej lekko przybrudzony. Jak na razie, mimo utrudnień, szło im wyjątkowo dobrze. Ułamek sekundy później uznała, że stanowczo powinna się wystrzegać takich myśli. O ile czarnowidztwo się jej sprawdzało, o tyle, ilekroć uznała, że coś idzie według planu, komplikowało się nieprzeciętnie.
- To chodźmy do tego strumienia - odezwała się, wznawiając marsz w głąb korytarza. Każde niebezpieczeństwo było lepsze od domysłów. Uszli jakiś odcinek drogi, gdy tunel gwałtownie skręcił, a zaraz potem ich oczom ukazał się podziemny potok.
Tygrysica podeszła ostrożnie, pachniał jednak jak zwykła czysta woda, jeszcze ostrożniej zanurzyła czubek łapy, a zaraz potem polizała wodę. Nic, zwykła, nieszkodliwa, naturalna ciecz. No może była maleńka szansa, by była to trucizna. Było kilka bezwonnych i bezsmakowych, ale szanse, że mag zrobiłby z nich cały strumień były znikome. Na tak wielką skalę musiałby raczej użyć czegoś zwykłego. Jakiegoś kwasu czy innego alchemicznego wynalazku.
Napiła się swobodnie i korzystając z nietypowej okazji wypłukała głowę i łapy, nawet kark z krwi potworów i części własnej. Dopiero potem popatrzyła w stronę przeciwległego brzegu. Wtedy też zrozumiała dlaczego była to zwykła woda. Przy tak wartkim nurcie, przeprawienie się na drugą stronę było wystarczającym wyzwaniem. O przeskoczeniu nie było mowy. Podziemna rzeka szerokością zbliżała się do dwóch prętów, a jej bieg był silny i wartki. O ile żadne z nich nie było pająkiem, a chyba nie było, to przejście po suficie raczej nie wchodziło w grę, musieli więc przepłynąć i nie wyglądało to na proste zadanie.
- Oczywiście, że nie mogłoby być zbyt łatwo - zamarudziła cicho. Oboje najwyraźniej nabrali maniery do rozmawiania niby ze sobą, jednocześnie dzieląc się swoimi myślami z towarzyszem.
- Salazar
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 121
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
- Kontakt:
Mroczny elf spojrzał w stronę Sherani dopiero wtedy, gdy był już po walce z grupką „wilków”, której liczebność wynosiła trzy sztuki. Wcześniej nie chciał się rozpraszać i najpierw zamierzał rozprawić się z tymi bestiami, które rzuciły się w jego stronę. Ogólnie było ich pięć, więc prosta matematyka pozwoliła Salazarowi na oszacowanie, że w stronę tygrysołaczki ruszyły dwa stworzenia i najpewniej nawiązały z nią walkę. Zauważył, że ona także pozbyła się zagrożenia ze strony istot, które przypomniały przerośnięte wilki. To oznaczało, że ponownie mieli chwilę wytchnienia przed kolejną niespodzianką przygotowaną dla nich przez osobnika, który ich porwał. Na pierwszy rzut oka, wyglądało na to, że Sherani nie była ranna. Na początku wydawało mu się, że posoka pokrywająca jej pysk należała właśnie do niej, jednak szybko zmienił zdanie, gdy zauważył, że ma ona zdecydowanie za ciemny kolor.
Nadal słyszał szum wody i mógłby się założyć, że ona także i to lepiej, niż on sam. Cóż, jedyna droga prowadziła właśnie w stronę tego dźwięku, więc nie mieli wyboru i musieli iść właśnie tam. Zresztą, tygrysicy przyda się woda, aby mogła obmyć w niej pysk i pozbyć się krwi, które całkiem możliwe, że dokucza jej swoją obecnością.
– Nie mamy innego wyboru – odparł po chwili i ruszył do przodu. Sztylety ponownie włożył za pas spodni w taki sposób, że nie przeszkadzały mu i, w razie, gdyby musiał biec czy coś, nie powinny stamtąd wypaść. Zresztą, wcześniej już mógł to sprawdzić, w końcu, gdy dostawał się na wyższy poziom labiryntu, musiał wziąć krótki rozbieg, odbić się od ściany i skoczyć w górę. Sztylety pozostały na swoich miejscach, więc w trakcie długiego i mogącego wyczerpać biegu, powinny pozostać tam, gdzie zostawił je elf.
Gdy jego oczom ukazał się podziemny strumień, pierwszym, co zrobił Salazar, było podejrzliwe spojrzenie rzucone właśnie w stronę wody, a następnie podejście do niej i zanurzenie tam dłoni. Powąchał wodę, jakby chciał wyczuć w niej coś, co wskazywałoby, iż jest on zatruty. Dopiero po chwili zrozumiał, że byłoby to naprawdę mało prawdopodobne, a to ze względu na to, iż woda cały czas poruszała się, a nie stała w miejscu. Mag musiałby cały czas dbać o to, aby potencjalna trucizna była wlewana do wody przy miejscu, z którego wypływa. Salazar nie wykluczał tego, iż czarownik może być bogaty, jednak wydawało mu się, że jest nikła szansa na to, aby osobnik ten zaaranżował to wszystko.
Wszystko wskazywało na to, że woda jest zdatna do picia, dlatego też Salazar ponownie nabrał ją w miseczkę stworzoną ze złączonych dłoni i napił się jej. Wiedział, że są też trucizny bezwonne, jednak nadal podtrzymywał swoje stanowisko i argumenty, o których pomyślał wcześniej. Chociaż, jakaś część jego umysłu spodziewała się, że mógł się pomylić i zaraz poczuje to we własnym ciele, jednak ostatecznie nic się nie stało, a elf, najzwyczajniej w świecie, napił się czystej i orzeźwiającej wody podziemnej.
Dopiero teraz spojrzał na drugi brzeg i zrozumiał, że lepszym określeniem byłaby podziemna rzeczka, a nie strumień. Rozejrzał się wokół, z nadzieją, iż może uda mu się dojrzeć most i nie będą musieli przechodzić w wodzie albo przepływać ją, aby dostać się na drugą stronę, jednak, niestety, nie dojrzał niczego takiego. Westchnięcie ponownie wypadło przez usta długouchego.
– Hmm… Chyba mam pewien pomysł, ale najpierw muszę go sprawdzić – odparł, mówiąc to takim głosem, że nie wiadomo było, czy mówi wyłącznie do siebie, czy także do tygrysołaczki.
– Niezbyt podoba mi się to, że będę musiał ujawnić przed tobą kolejnego „asa w rękawie”, ale tak będzie szybciej, bezpieczniej i, ostatecznie, na drugim brzegu wylądujemy będąc suchymi – odezwał się, tym razem wyraźnie do Sherani. W jego głosie było słychać, iż naprawdę nie podoba mu się to, że musi zrobić coś, o czym wspomniał i, o czym myśli, jednak jest to lepsze rozwiązanie niż pływanie w wartkim i niebezpiecznym nurcie rzeczki.
– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, żebym cię objął? - zapytał, chociaż ton głosu i wyraz twarzy sugerował, że zrobi to nawet, gdy zmiennokształtna wyrazi sprzeciw. Podszedł do niej, przykucnął i oburącz złapał ją jakoś w połowie ciała, zupełnie jakby chciał ją podnieść i uszkodzić jednocześnie.
– Przygotuj się na przeniesienie – powiedział do niej, możliwe, że nieco tajemniczo. Chwilę później, oboje zniknęli i pojawili się na drugim brzegu. Cali i na pewno nie mokrzy.
Salazar od razu puścił tygrysicę i zrobił krok w tył, a później wstał. Po tej stronie było tylko jedno wyjście, więc, bez słowa, ruszył w tamtą stronę. Nie były to drzwi, a zwykłe przejście. Cóż, niby można by było wstawić tu drzwi, jednak ich tu nie było. Kiedyś na pewno musiały tu być, bo sprawne oko mogło zauważyć fragmenty framugi. Za przejściem było to, co zawsze, czyli ciemność ogarniająca korytarz. Mroczny elf zajrzał w nią i spostrzegł, że ściana znajduje się naprzeciw niego, a po obydwu bokach jej nie ma.
– Lewo czy prawo? - rzucił w stronę tygrysołaczki, kolejny raz licząc na to, że jej wyostrzone zmysły będą miały dla nich jakąś podpowiedź.
Nadal słyszał szum wody i mógłby się założyć, że ona także i to lepiej, niż on sam. Cóż, jedyna droga prowadziła właśnie w stronę tego dźwięku, więc nie mieli wyboru i musieli iść właśnie tam. Zresztą, tygrysicy przyda się woda, aby mogła obmyć w niej pysk i pozbyć się krwi, które całkiem możliwe, że dokucza jej swoją obecnością.
– Nie mamy innego wyboru – odparł po chwili i ruszył do przodu. Sztylety ponownie włożył za pas spodni w taki sposób, że nie przeszkadzały mu i, w razie, gdyby musiał biec czy coś, nie powinny stamtąd wypaść. Zresztą, wcześniej już mógł to sprawdzić, w końcu, gdy dostawał się na wyższy poziom labiryntu, musiał wziąć krótki rozbieg, odbić się od ściany i skoczyć w górę. Sztylety pozostały na swoich miejscach, więc w trakcie długiego i mogącego wyczerpać biegu, powinny pozostać tam, gdzie zostawił je elf.
Gdy jego oczom ukazał się podziemny strumień, pierwszym, co zrobił Salazar, było podejrzliwe spojrzenie rzucone właśnie w stronę wody, a następnie podejście do niej i zanurzenie tam dłoni. Powąchał wodę, jakby chciał wyczuć w niej coś, co wskazywałoby, iż jest on zatruty. Dopiero po chwili zrozumiał, że byłoby to naprawdę mało prawdopodobne, a to ze względu na to, iż woda cały czas poruszała się, a nie stała w miejscu. Mag musiałby cały czas dbać o to, aby potencjalna trucizna była wlewana do wody przy miejscu, z którego wypływa. Salazar nie wykluczał tego, iż czarownik może być bogaty, jednak wydawało mu się, że jest nikła szansa na to, aby osobnik ten zaaranżował to wszystko.
Wszystko wskazywało na to, że woda jest zdatna do picia, dlatego też Salazar ponownie nabrał ją w miseczkę stworzoną ze złączonych dłoni i napił się jej. Wiedział, że są też trucizny bezwonne, jednak nadal podtrzymywał swoje stanowisko i argumenty, o których pomyślał wcześniej. Chociaż, jakaś część jego umysłu spodziewała się, że mógł się pomylić i zaraz poczuje to we własnym ciele, jednak ostatecznie nic się nie stało, a elf, najzwyczajniej w świecie, napił się czystej i orzeźwiającej wody podziemnej.
Dopiero teraz spojrzał na drugi brzeg i zrozumiał, że lepszym określeniem byłaby podziemna rzeczka, a nie strumień. Rozejrzał się wokół, z nadzieją, iż może uda mu się dojrzeć most i nie będą musieli przechodzić w wodzie albo przepływać ją, aby dostać się na drugą stronę, jednak, niestety, nie dojrzał niczego takiego. Westchnięcie ponownie wypadło przez usta długouchego.
– Hmm… Chyba mam pewien pomysł, ale najpierw muszę go sprawdzić – odparł, mówiąc to takim głosem, że nie wiadomo było, czy mówi wyłącznie do siebie, czy także do tygrysołaczki.
– Niezbyt podoba mi się to, że będę musiał ujawnić przed tobą kolejnego „asa w rękawie”, ale tak będzie szybciej, bezpieczniej i, ostatecznie, na drugim brzegu wylądujemy będąc suchymi – odezwał się, tym razem wyraźnie do Sherani. W jego głosie było słychać, iż naprawdę nie podoba mu się to, że musi zrobić coś, o czym wspomniał i, o czym myśli, jednak jest to lepsze rozwiązanie niż pływanie w wartkim i niebezpiecznym nurcie rzeczki.
– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, żebym cię objął? - zapytał, chociaż ton głosu i wyraz twarzy sugerował, że zrobi to nawet, gdy zmiennokształtna wyrazi sprzeciw. Podszedł do niej, przykucnął i oburącz złapał ją jakoś w połowie ciała, zupełnie jakby chciał ją podnieść i uszkodzić jednocześnie.
– Przygotuj się na przeniesienie – powiedział do niej, możliwe, że nieco tajemniczo. Chwilę później, oboje zniknęli i pojawili się na drugim brzegu. Cali i na pewno nie mokrzy.
Salazar od razu puścił tygrysicę i zrobił krok w tył, a później wstał. Po tej stronie było tylko jedno wyjście, więc, bez słowa, ruszył w tamtą stronę. Nie były to drzwi, a zwykłe przejście. Cóż, niby można by było wstawić tu drzwi, jednak ich tu nie było. Kiedyś na pewno musiały tu być, bo sprawne oko mogło zauważyć fragmenty framugi. Za przejściem było to, co zawsze, czyli ciemność ogarniająca korytarz. Mroczny elf zajrzał w nią i spostrzegł, że ściana znajduje się naprzeciw niego, a po obydwu bokach jej nie ma.
– Lewo czy prawo? - rzucił w stronę tygrysołaczki, kolejny raz licząc na to, że jej wyostrzone zmysły będą miały dla nich jakąś podpowiedź.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Pokonali zagrożenie. Znaleźli się nad źródłem niepokojącego dźwięku, które okazało się niegroźną rzeką, o ile można tak było nazywać żywioł. Mimo to ciarki i poczucie zagrożenia nie opuszczało Rani. Na próżno szukała przyczyny niepokoju. Jednak nawet jeśli jej nie znajdowała, nie traciła czujności. Swoim przeczuciom ufała w pełni, nie myliły się nigdy i jeszcze jej nie zawiodły. Szkoda tylko, że nie bywały bardziej precyzyjne i teraz tygrysica poważnie się obawiała, co tym razem zwiastują.
Myła się z czarnej posoki dobrą chwilę. Krew była kleista i wcale nie miała ochoty opuszczać tygrysiego futra. Gdy wreszcie uznała, że wystarczy czyszczenia, energicznie otrzepała się z wody, w samą porę by usłyszeć kolejne elfie przemyślenia.
Co niby miał zamiar testować ? Co on kombinował ? Myśli kołatały się w głowie Sherani, jednak nie mogła wpaść na żaden sensowny pomysł. Ton uszatego, który wyraźnie nie był zadowolony z obrotu spraw, wcale nie ułatwiał zadania. Wtedy Salazar dodał kolejny element do zgadywanki.
Objąć ? Pozwoliła mu grzebać między swoimi żebrami, a miała by się przejmować, że elf chce się przytulić. Co prawda była to kolejna czynność, w jakiej nie dostrzegała ani krzty logiki, ale jak już musi, niech się przytula. Nieufność nieufnością, pościg pościgiem, ale przy obecnym obrocie spraw kwestię elfa równającego się zagrożeniu już sobie ułożyła i nie musiała za każdym razem zaczynać dysputy z samą sobą od nowa. Westchnęła, zerkając na Salazara, z pewnego rodzaju politowaniem, jakby właśnie powiedział, że zawsze chciał mieć kucyka.
- Obejmuj jak chcesz - odezwała się obojętnie, ciągle znacznie bardziej martwiąc się przeczuciem niebezpieczeństwa, a nie tym co rodziło się między spiczastymi uszami. Co mógł wymyślić, przeniesie ją ? Ma zamiar pokonać rzekę wierzchem ? Przecież i tak by się zamoczyli. Mroczny jak zapowiedział, tak uczynił. Chwycił tygrysicę mocno za grzbiet i nagle byli po drugiej stronie.
Stała oniemiała, mrugając intensywnie. Salazar sprawnie odsunął się od dziewczyny i ani trochę nie zwracając uwagi na powstającą burzę, ruszył w głąb kontynuacji korytarza. Podczas gdy elf doszedł do rozwidlenia, w gardle łowczyni zaczął się rodzić warkot. Dopiero wtedy Rani ruszyła za mrocznym. Warczenie przybierało na sile z każdym krokiem tygrysa, który ruszał się jakby właśnie rozpoczął polowanie. Ogon kiwał się na boki w wyrazie skrajnej irytacji, kły były obnażone, a zielone oczy groźnie zmróżone. Obeszła złodzieja, zastępując mu drogę, cała ociekając niekrytą wściekłością.
- Możesz się teleportować ? - wywarczała - A żeby cię wszystkie diabły! Co ci po asach kretynie ?! Potrafisz się przenosić, a my cały czas szlajamy się po tym labiryncie jak banda ułomnych na umyśle ?! - ryknęła tygrysica, aż echo odbiło się od ścian.
Oddychała urywanie i widać było, że ledwie wstrzymuje się przed zaatakowaniem mrocznego. Już miała kontynuować wrzaski na elfa. Już kolejny warkot wydostawał się z gardła tygrysa, gdy równie nagle jak zaczęła, łowczyni przerwała. Zamarła w bezruchu. Najpierw zastrzygła uchem, potem gwałtownie zadarła głowę w górę, potem w prawą stronę.
Może i niby-wilki nie były tym co alarmowało podświadomość Rani, tym razem jednak na pewno poznała przyczynę złych przeczuć. Co gorsza chyba ona tę przyczynę zbudziła.
Zgrzyt małych pazurków na ścianach. Szelest sunących po skałach cielsk. Łopot błoniastych skrzydeł i dziwne popiskiwania. To wszystko dotarło do tygrysich uszu dziewczyny, nim ta zdążyła wykonać choćby jeden oddech. Zanim zdążyła coś powiedzieć, pierwsi z mieszkańców korytarzy rzucili się na intruzów w osobach złodzieja i łowczyni.
Stworzenia niewiele większe od kota, przypominające połączenie jaszczurki i nietoperza, z paszczami pełnymi ostrych jak brzytwa zębisk i hakowato zagiętymi pazurami, skoczyły z sufitu wprost na wędrowców. Kolejne nadciągały korytarzem. Było ich tak wiele, że w ciemności zaroiło się od lśniących niczym płomyki ślepek.
- Ruchy ! - krzyknęła Sherani, zrzucając z siebie atakujące ją potworki i puszczając się biegiem w lewą odnogę korytarza. Będzie się wściekać na Salazara, jeśli przeżyją i tym razem. Zostać i walczyć nie miało sensu. Stworzeń było zbyt wiele, nie mieli szans by wygrać. Niezależnie ile by ich nie zabili, nadchodziłyby kolejne. Odgłos walki i piski towarzyszy przyciągał kolejne kreatury.
Nawet nie patrzyła czy Salazar ruszył za nią. Jak mu życie miłe, powinien tak zrobić, jeśli ma ochotę walczyć, jego sprawa, w tej chwili miała to gdzieś. Natarczywe bestie rzuciły się w pogoń, kąsając dotkliwie, wyraźnie ani myśląc odpuścić pogoni. Przedłużając skok, w biegu trzasnęła jakiegoś łapą, zabijając na miejscu. Inne dwa uczepione grzbietu, zmiażdżyła uderzając ciałem o ścianę. Jeszcze innego zabiła szczękami. Mimo iż pozbywała się napastników, tych wcale nie ubywało.
Pędziła korytarzem, który dziwnie odmiennie od pozostałych zwykle bywających prostymi, nagle skręcał ostro w lewo. Ucieszyła się korzystając z okazji, do zgubienia przynajmniej kilku ze ścigających.
Nie zwalniała, zamiast tego skoczyła na ścianę, odbijając się od niej, by zmienić kierunek biegu, nie tracąc przy tym prędkości. Usłyszała kilka tąpnięć, które znaczyły, że niektóre stwory nie wyrobiły zakrętu z gracją równą tygrysiej.
Za moment był następny zakręt, tym razem w przeciwną stronę. Gnała równymi susami, gdy poczuła jakby zawadziła o coś jedną z łap. Usłyszała cichuteńki, niknący w całej wrzawie brzęk, przypominający zrywaną strunę. Zaraz potem ściana, od której mogła by się odbić jak poprzednio, cała pokryła się szpikulcami długości około dwóch łokci. Na hamowanie było zbyt późno i tak uderzyła by wślizgiem w kolce. Pozostało liczyć, że wyrobi się na wirażu.
Gdy tylko prawa ściana urwała się, Rani skoczyła gwałtownie, w tamtą stronę, wbijając pazury w podłoże, by chociaż odrobinę zwiększyć przyczepność. Mimo to tylne łapy umknęły z pod ciała. Tygrysica weszła w łuk ślizgiem, cudem tylko unikając upadku. Ogon musnął ostrzy, ale sama zmiennokształtna nie ucierpiała, w przeciwieństwie do kolejnych gadoperzy, które z rozpaczliwym wizgiem wpadły w pułapkę.
Może powinna wyhamować, ale dogoniła by ich chmara bestii, które powoli zostawały w tyle. Były groźne w grupie, skuteczne gdy atakowały z zaskoczenia, ale najwyraźniej nie najlepsze jeśli chodziło o pościg. Trudno należało jeszcze chwilę wytrzymać i może zmówić jakąś modlitwę by następna pułapka nie okazała się śmiertelna, bo w to, że nie napotkają kolejnych niespodzianek choćby i za sekundę nie wierzyła ani odrobinę.
Przez całą drogę nie biegła z pełną prędkością, by Salazar mógł nadążyć. Może nie miała zamiaru go niańczyć i nakłaniać, by zabierał swoje mroczne dupsko z tamtej części korytarza, ale znowuż zgubić go też nie miała na celu.
Myła się z czarnej posoki dobrą chwilę. Krew była kleista i wcale nie miała ochoty opuszczać tygrysiego futra. Gdy wreszcie uznała, że wystarczy czyszczenia, energicznie otrzepała się z wody, w samą porę by usłyszeć kolejne elfie przemyślenia.
Co niby miał zamiar testować ? Co on kombinował ? Myśli kołatały się w głowie Sherani, jednak nie mogła wpaść na żaden sensowny pomysł. Ton uszatego, który wyraźnie nie był zadowolony z obrotu spraw, wcale nie ułatwiał zadania. Wtedy Salazar dodał kolejny element do zgadywanki.
Objąć ? Pozwoliła mu grzebać między swoimi żebrami, a miała by się przejmować, że elf chce się przytulić. Co prawda była to kolejna czynność, w jakiej nie dostrzegała ani krzty logiki, ale jak już musi, niech się przytula. Nieufność nieufnością, pościg pościgiem, ale przy obecnym obrocie spraw kwestię elfa równającego się zagrożeniu już sobie ułożyła i nie musiała za każdym razem zaczynać dysputy z samą sobą od nowa. Westchnęła, zerkając na Salazara, z pewnego rodzaju politowaniem, jakby właśnie powiedział, że zawsze chciał mieć kucyka.
- Obejmuj jak chcesz - odezwała się obojętnie, ciągle znacznie bardziej martwiąc się przeczuciem niebezpieczeństwa, a nie tym co rodziło się między spiczastymi uszami. Co mógł wymyślić, przeniesie ją ? Ma zamiar pokonać rzekę wierzchem ? Przecież i tak by się zamoczyli. Mroczny jak zapowiedział, tak uczynił. Chwycił tygrysicę mocno za grzbiet i nagle byli po drugiej stronie.
Stała oniemiała, mrugając intensywnie. Salazar sprawnie odsunął się od dziewczyny i ani trochę nie zwracając uwagi na powstającą burzę, ruszył w głąb kontynuacji korytarza. Podczas gdy elf doszedł do rozwidlenia, w gardle łowczyni zaczął się rodzić warkot. Dopiero wtedy Rani ruszyła za mrocznym. Warczenie przybierało na sile z każdym krokiem tygrysa, który ruszał się jakby właśnie rozpoczął polowanie. Ogon kiwał się na boki w wyrazie skrajnej irytacji, kły były obnażone, a zielone oczy groźnie zmróżone. Obeszła złodzieja, zastępując mu drogę, cała ociekając niekrytą wściekłością.
- Możesz się teleportować ? - wywarczała - A żeby cię wszystkie diabły! Co ci po asach kretynie ?! Potrafisz się przenosić, a my cały czas szlajamy się po tym labiryncie jak banda ułomnych na umyśle ?! - ryknęła tygrysica, aż echo odbiło się od ścian.
Oddychała urywanie i widać było, że ledwie wstrzymuje się przed zaatakowaniem mrocznego. Już miała kontynuować wrzaski na elfa. Już kolejny warkot wydostawał się z gardła tygrysa, gdy równie nagle jak zaczęła, łowczyni przerwała. Zamarła w bezruchu. Najpierw zastrzygła uchem, potem gwałtownie zadarła głowę w górę, potem w prawą stronę.
Może i niby-wilki nie były tym co alarmowało podświadomość Rani, tym razem jednak na pewno poznała przyczynę złych przeczuć. Co gorsza chyba ona tę przyczynę zbudziła.
Zgrzyt małych pazurków na ścianach. Szelest sunących po skałach cielsk. Łopot błoniastych skrzydeł i dziwne popiskiwania. To wszystko dotarło do tygrysich uszu dziewczyny, nim ta zdążyła wykonać choćby jeden oddech. Zanim zdążyła coś powiedzieć, pierwsi z mieszkańców korytarzy rzucili się na intruzów w osobach złodzieja i łowczyni.
Stworzenia niewiele większe od kota, przypominające połączenie jaszczurki i nietoperza, z paszczami pełnymi ostrych jak brzytwa zębisk i hakowato zagiętymi pazurami, skoczyły z sufitu wprost na wędrowców. Kolejne nadciągały korytarzem. Było ich tak wiele, że w ciemności zaroiło się od lśniących niczym płomyki ślepek.
- Ruchy ! - krzyknęła Sherani, zrzucając z siebie atakujące ją potworki i puszczając się biegiem w lewą odnogę korytarza. Będzie się wściekać na Salazara, jeśli przeżyją i tym razem. Zostać i walczyć nie miało sensu. Stworzeń było zbyt wiele, nie mieli szans by wygrać. Niezależnie ile by ich nie zabili, nadchodziłyby kolejne. Odgłos walki i piski towarzyszy przyciągał kolejne kreatury.
Nawet nie patrzyła czy Salazar ruszył za nią. Jak mu życie miłe, powinien tak zrobić, jeśli ma ochotę walczyć, jego sprawa, w tej chwili miała to gdzieś. Natarczywe bestie rzuciły się w pogoń, kąsając dotkliwie, wyraźnie ani myśląc odpuścić pogoni. Przedłużając skok, w biegu trzasnęła jakiegoś łapą, zabijając na miejscu. Inne dwa uczepione grzbietu, zmiażdżyła uderzając ciałem o ścianę. Jeszcze innego zabiła szczękami. Mimo iż pozbywała się napastników, tych wcale nie ubywało.
Pędziła korytarzem, który dziwnie odmiennie od pozostałych zwykle bywających prostymi, nagle skręcał ostro w lewo. Ucieszyła się korzystając z okazji, do zgubienia przynajmniej kilku ze ścigających.
Nie zwalniała, zamiast tego skoczyła na ścianę, odbijając się od niej, by zmienić kierunek biegu, nie tracąc przy tym prędkości. Usłyszała kilka tąpnięć, które znaczyły, że niektóre stwory nie wyrobiły zakrętu z gracją równą tygrysiej.
Za moment był następny zakręt, tym razem w przeciwną stronę. Gnała równymi susami, gdy poczuła jakby zawadziła o coś jedną z łap. Usłyszała cichuteńki, niknący w całej wrzawie brzęk, przypominający zrywaną strunę. Zaraz potem ściana, od której mogła by się odbić jak poprzednio, cała pokryła się szpikulcami długości około dwóch łokci. Na hamowanie było zbyt późno i tak uderzyła by wślizgiem w kolce. Pozostało liczyć, że wyrobi się na wirażu.
Gdy tylko prawa ściana urwała się, Rani skoczyła gwałtownie, w tamtą stronę, wbijając pazury w podłoże, by chociaż odrobinę zwiększyć przyczepność. Mimo to tylne łapy umknęły z pod ciała. Tygrysica weszła w łuk ślizgiem, cudem tylko unikając upadku. Ogon musnął ostrzy, ale sama zmiennokształtna nie ucierpiała, w przeciwieństwie do kolejnych gadoperzy, które z rozpaczliwym wizgiem wpadły w pułapkę.
Może powinna wyhamować, ale dogoniła by ich chmara bestii, które powoli zostawały w tyle. Były groźne w grupie, skuteczne gdy atakowały z zaskoczenia, ale najwyraźniej nie najlepsze jeśli chodziło o pościg. Trudno należało jeszcze chwilę wytrzymać i może zmówić jakąś modlitwę by następna pułapka nie okazała się śmiertelna, bo w to, że nie napotkają kolejnych niespodzianek choćby i za sekundę nie wierzyła ani odrobinę.
Przez całą drogę nie biegła z pełną prędkością, by Salazar mógł nadążyć. Może nie miała zamiaru go niańczyć i nakłaniać, by zabierał swoje mroczne dupsko z tamtej części korytarza, ale znowuż zgubić go też nie miała na celu.
- Salazar
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 121
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
- Kontakt:
Przewrócił oczami, gdy usłyszał słowa wypowiedziane przez zmiennokształtną. Mógł się spodziewać takiej reakcji i, właściwie, spodziewał się jej. W końcu należało wziąć pod uwagę każdy ze scenariuszy, bo nigdy nie wiadomo, którym będzie się podążało. Spojrzał na tygrysicę wzrokiem, który mógłby sugerować, że właśnie przygląda się osobie o wiele mniej inteligentnej niż on sam. Może nawet przeszło mu to przez myśl, a także to, żeby wypowiedzieć tę myśl na głos. Powstrzymał się, tym samym jego wzrok wrócił do wcześniejszego stanu.
– Myślisz, że nie próbowałem? - odparł po chwili. Starał się, żeby ponownie nie patrzeć na nią, jak na idiotkę, gdy wypowiadał to pytanie retoryczne.
– Jakieś zaklęcie nałożone na cały labirynt połowicznie blokuje czary, które potrafią przenosić… Mogę przenosić się w poziomie, ale nie w pionie – wyjaśnił jej szybko. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się, aby Sherani zrozumiała, o co mu chodzi, bo, tak naprawdę, musiałaby mieć taką zdolność i we własnym umyśle czuć blokadę, która nie pozwala ci się przenieść w górę. Jest to trochę frustrujące, bo Salazar bez problemu może przenosić się do przodu, w tył i na boki.
– Teraz rozumiesz, dlaczego nie przeniosłem siebie… Nas. Nie przenosiłem nas na samą górę, gdzie wyszlibyśmy z labiryntu i zaczęli szukać swojej broni i maga? - zapytał, tym razem nie było to pytanie retoryczne, chociaż odpowiedź na nie i tak ograniczałaby się do jednego słowa albo nawet zwykłego kiwnięcia głową.
– I co narobiłaś tym swoim krzyczeniem!? Teraz, zamiast włóczyć się po labiryncie, będziemy po nim biegać – powiedział głośno tak, żeby biegnąca tygrysołaczka go usłyszała. Mogłoby wydawać się, że jest zdenerwowany, właśnie przez ten podniesiony głos, jednak tak nie było. Wcześniejsze słowa wypowiedział głośno, ponieważ chciał mieć pewność, że Sherani go usłyszy. Chciał, żeby była świadoma, iż to jej krzyki przyciągnęły uwagę stworzonek, które teraz zamierzały ich gonić. Odgłosy przez nie wydawane zagłuszały trochę rozmowę i Salazarowi wydawało się, że mógłby nie zostać usłyszany, gdyby powiedział to normalnym tonem głosu.
Zrzucił z prawego barku zwierzę, które wyglądało jak połączenie nietoperza i jaszczurki, i, chyba, przypadkowo rzucił nim o ścianę, przez co zginęło naprawdę krótką chwilę po uderzeniu w kamień. Kolejny przyczepił się do pleców elfa, a jemu cudem udało się go stamtąd ściągnąć i rzucić gdzieś przed siebie. Następny też chciał na niego skoczyć, jednak długouchy zaczął biec i stworzenie uderzyło w podłogę. Chyba zdechło, jednak Salazar nie był pewien i nie chciał tego sprawdzać, bo miał ważniejsze rzeczy do roboty i świetnym przykładem mogłaby być tu ucieczka przed pozostałymi bestyjkami, których było coraz więcej. Ruszył za zmiennokształtną.
No tak, mógł się spodziewać tego, że tak szaleńcza ucieczka zaowocuje w końcu nieuważnym ruchem i uruchomieniem pułapki. Elf gwałtownie wyhamował, gdy przed jego oczami pojawiły się kolce. Mroczny poddał sytuację szybkiej analizie i prześliznął się obok nich, wykorzystując wolną przestrzeń między aktywowaną pułapką a przeciwległą ścianą i podążył za Sherani. Tygrysica wyprzedziła go lekko, jednak nie stracił jej z oczu i szybko zaczął dotrzymywać jej kroku. Mogła zorientować, że Salazar biega szybciej niż przeciętny elf czy człowiek.
Biegli dalej. Pokonali następny zakręt, tym razem nie było żadnych pułapek. Niedługo po tym przed ich oczami ukazały się… drzwi. Zamknięte drzwi.
– Cholera. Otworzę je, tylko mnie ubezpieczaj. Jeżeli nie są one inne niż te, na które trafiliśmy wcześniej, zamknął się magicznie od razu po tym, jak przez nie przejdziemy – mówił do niej, w tym samym czasie wyciągając wytrych i kucając przy drzwiach. Mechanizm zamka, na szczęście, był identyczny, jak w innych, które miał okazje otwierać w labiryncie, więc naprawdę szybko uporał się z zamknięciem.
– Do środka. Szybko! - ponaglił ją, coraz bliżej słysząc ten charakterystyczny dźwięk wydawany przez goniące ich stworzenia.
Miał rację. Gdy tylko oboje znaleźli się po drugiej stronie, drzwi zatrzasnęły się i nie otworzyły, nawet pod naporem i drapaniem tych potworków, które ich goniły. To dobrze.
Salazar rozejrzał się, jednak po lewej i prawej miał ściany, a na wprost dalszą część korytarza.
– Trochę dziwne miejsce na zostawianie drzwi, ale nie będę narzekał… Pewnie nie zostały tu zamontowane przez przypadek – odezwał się, znowu mówiąc bardziej do siebie, niż do towarzyszki. Wydawało mu się, że drzwi były czymś w rodzaju nagrody za to, że udało im się uciec tamtym jaszczurko-nietoperzom.
– Cóż… nie pozostaje nam nic innego, jak iść do przodu – powiedział i ruszył przed siebie. Ponownie przed oczami miał korytarz, który widział wyłącznie dzięki temu, że miał możliwość widzenia w ciemności.
– Tym razem uważaj, gdzie stawiasz łapy. Żadne z nas nie chce, żebyś przypadkowo uruchomiła kolejną pułapkę – zwrócił się do zmiennokształtnej i wyszedł na prowadzenie, zupełnie jakby wolał iść pierwszy, bo miał pewność, że nie popełni takiego błędu, jak ona i, chyba, nie docierał do niego fakt, że Sherani biegła i wolała patrzeć przed siebie, a nie pod siebie.
– Myślisz, że nie próbowałem? - odparł po chwili. Starał się, żeby ponownie nie patrzeć na nią, jak na idiotkę, gdy wypowiadał to pytanie retoryczne.
– Jakieś zaklęcie nałożone na cały labirynt połowicznie blokuje czary, które potrafią przenosić… Mogę przenosić się w poziomie, ale nie w pionie – wyjaśnił jej szybko. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się, aby Sherani zrozumiała, o co mu chodzi, bo, tak naprawdę, musiałaby mieć taką zdolność i we własnym umyśle czuć blokadę, która nie pozwala ci się przenieść w górę. Jest to trochę frustrujące, bo Salazar bez problemu może przenosić się do przodu, w tył i na boki.
– Teraz rozumiesz, dlaczego nie przeniosłem siebie… Nas. Nie przenosiłem nas na samą górę, gdzie wyszlibyśmy z labiryntu i zaczęli szukać swojej broni i maga? - zapytał, tym razem nie było to pytanie retoryczne, chociaż odpowiedź na nie i tak ograniczałaby się do jednego słowa albo nawet zwykłego kiwnięcia głową.
– I co narobiłaś tym swoim krzyczeniem!? Teraz, zamiast włóczyć się po labiryncie, będziemy po nim biegać – powiedział głośno tak, żeby biegnąca tygrysołaczka go usłyszała. Mogłoby wydawać się, że jest zdenerwowany, właśnie przez ten podniesiony głos, jednak tak nie było. Wcześniejsze słowa wypowiedział głośno, ponieważ chciał mieć pewność, że Sherani go usłyszy. Chciał, żeby była świadoma, iż to jej krzyki przyciągnęły uwagę stworzonek, które teraz zamierzały ich gonić. Odgłosy przez nie wydawane zagłuszały trochę rozmowę i Salazarowi wydawało się, że mógłby nie zostać usłyszany, gdyby powiedział to normalnym tonem głosu.
Zrzucił z prawego barku zwierzę, które wyglądało jak połączenie nietoperza i jaszczurki, i, chyba, przypadkowo rzucił nim o ścianę, przez co zginęło naprawdę krótką chwilę po uderzeniu w kamień. Kolejny przyczepił się do pleców elfa, a jemu cudem udało się go stamtąd ściągnąć i rzucić gdzieś przed siebie. Następny też chciał na niego skoczyć, jednak długouchy zaczął biec i stworzenie uderzyło w podłogę. Chyba zdechło, jednak Salazar nie był pewien i nie chciał tego sprawdzać, bo miał ważniejsze rzeczy do roboty i świetnym przykładem mogłaby być tu ucieczka przed pozostałymi bestyjkami, których było coraz więcej. Ruszył za zmiennokształtną.
No tak, mógł się spodziewać tego, że tak szaleńcza ucieczka zaowocuje w końcu nieuważnym ruchem i uruchomieniem pułapki. Elf gwałtownie wyhamował, gdy przed jego oczami pojawiły się kolce. Mroczny poddał sytuację szybkiej analizie i prześliznął się obok nich, wykorzystując wolną przestrzeń między aktywowaną pułapką a przeciwległą ścianą i podążył za Sherani. Tygrysica wyprzedziła go lekko, jednak nie stracił jej z oczu i szybko zaczął dotrzymywać jej kroku. Mogła zorientować, że Salazar biega szybciej niż przeciętny elf czy człowiek.
Biegli dalej. Pokonali następny zakręt, tym razem nie było żadnych pułapek. Niedługo po tym przed ich oczami ukazały się… drzwi. Zamknięte drzwi.
– Cholera. Otworzę je, tylko mnie ubezpieczaj. Jeżeli nie są one inne niż te, na które trafiliśmy wcześniej, zamknął się magicznie od razu po tym, jak przez nie przejdziemy – mówił do niej, w tym samym czasie wyciągając wytrych i kucając przy drzwiach. Mechanizm zamka, na szczęście, był identyczny, jak w innych, które miał okazje otwierać w labiryncie, więc naprawdę szybko uporał się z zamknięciem.
– Do środka. Szybko! - ponaglił ją, coraz bliżej słysząc ten charakterystyczny dźwięk wydawany przez goniące ich stworzenia.
Miał rację. Gdy tylko oboje znaleźli się po drugiej stronie, drzwi zatrzasnęły się i nie otworzyły, nawet pod naporem i drapaniem tych potworków, które ich goniły. To dobrze.
Salazar rozejrzał się, jednak po lewej i prawej miał ściany, a na wprost dalszą część korytarza.
– Trochę dziwne miejsce na zostawianie drzwi, ale nie będę narzekał… Pewnie nie zostały tu zamontowane przez przypadek – odezwał się, znowu mówiąc bardziej do siebie, niż do towarzyszki. Wydawało mu się, że drzwi były czymś w rodzaju nagrody za to, że udało im się uciec tamtym jaszczurko-nietoperzom.
– Cóż… nie pozostaje nam nic innego, jak iść do przodu – powiedział i ruszył przed siebie. Ponownie przed oczami miał korytarz, który widział wyłącznie dzięki temu, że miał możliwość widzenia w ciemności.
– Tym razem uważaj, gdzie stawiasz łapy. Żadne z nas nie chce, żebyś przypadkowo uruchomiła kolejną pułapkę – zwrócił się do zmiennokształtnej i wyszedł na prowadzenie, zupełnie jakby wolał iść pierwszy, bo miał pewność, że nie popełni takiego błędu, jak ona i, chyba, nie docierał do niego fakt, że Sherani biegła i wolała patrzeć przed siebie, a nie pod siebie.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Wyjaśnienia Salazara nie trafiały do łowczyni w najmniejszym stopniu. Rozumiała co mówił, ale nie były dla niej wystarczającym wytłumaczeniem.
- Skąd niby mam wiedzieć ? - warczała dalej - Nagle stwierdzasz, że coś sprawdzisz. Jak inaczej zinterpretować "sprawdzanie" ? A nie przepraszam - palnęła złośliwie - Można to jeszcze podciągnąć pod " przetestuję, może się uda " !
Nie spuściła z tonu nawet odrobinę, chociaż domyślała się co elf próbował jej wytłumaczyć, a na niewielką pomyłkę Salazara, gdy powiedział, że przeniósł by siebie, dopiero potem poprawiając na liczbę mnogą, kącik pyska nieznacznie drgnął chcąc przerodzić się w złośliwy uśmiech. Nie należała do osób wycofujących się z raz obranego stanowiska. Do tego Rani całkowicie nie odpowiadało testowanie skuteczności magii na jej osobie. Według tygrysicy złodziej powinien najpierw przetestować działanie magii, a dopiero potem zaproponować jej teleportację.
- I dobrze ! - odburknęła biegnąc - Szybciej pokonamy drogę, a może dzięki temu twój umysł się dotleni i następnym razem podzielisz się swoim planem, zamiast zgrywać cwaniaka, odstawiając hokus-pokus, sprawdzając jednocześnie czy zadziała. Ciesz się, że nie wylądowaliśmy w tej rzece !
Bieg w najmniejszym stopniu nie przeszkadzał butnej łowczyni, kontynuować kłótni, chociaż akcja i wysiłek pomagały zmiennokształtnej nieco ochłonąć, skupiając się na zadaniu.
Wiele nie ubiegli, gdyż po pokonaniu raptem jednej pułapki wpadli na coś przewidywalnego i jednocześnie niespodziewanego w tym akurat miejscu, na drzwi. Bariera nie była tak uciążliwą, gdy szli, ale podczas ucieczki przed pogonią, stanowiła pewną komplikację.
Prychnęła, odwracając się tyłem do Salazara, co u wciąż nieułagodzonej do końca Rani, najwyraźniej oznaczało "tak".
Chociaż złodziej szybko uporał się z zamkiem, w między czasie kilka stworzeń zdążyło ich dogonić. Żadna z gadzin nie dotarła jednak do mrocznego. Tygrysica skutecznie broniła pleców Salazara umożliwiając mu spokojną pracę. Nim do uwięzionych w labiryncie dotarła główna grupa potworków, dwójka niestandardowych sprzymierzeńców znalazła się po drugiej stronie.
- Ja nie będę się jakoś szczególnie cieszyć. Nie podoba mi się, że co chwila drzwi nas ratują. Zupełnie jakby temu psychopacie zależało byśmy przeżyli. Jakbyśmy zaliczali kolejne zadania - gderała nie zważając czy Salazar jej słucha i odpowie, czy też będzie mówić sama do siebie.
Mroczny przejął prowadzenie, ale Sherani nie oponowała. Zmiany przewodnika działały trochę jak zmiany warty w nocy. Pozwalały przez chwilę odpocząć zmysłom, jednocześnie nie tracąc czasu na postoje.
- Uważaj, żebym przypadkiem ciebie w jakąś nie wepchnęła - warknęła zaczepnie, w odpowiedzi na uwagę mrocznego by następnym razem patrzyła pod łapy. Czy faktycznie była by w stanie wrzucić Salazara w potrzask, ciężko było wywnioskować z wypowiedzi tygrysicy. Może był to tylko żart i czcza pogróżka, może zrobiła by to bez mrugnięcia okiem, gdyby okoliczności uznała za sprzyjające.
Korytarz znów ciągnął się długo, a ciemność tylko utrudniała ocenę odległości.
- Ty masz dość walk, a ja spacerów. Jak palant chce byśmy walczyli to niech powie. Urządzimy sobie walki gladiatorów, potem obedrę go ze skóry i każde pójdzie w swoją stronę. Po co ten cały cyrk ze szwendaniem się po labiryncie - mruczała jak zwykle nie oczekując odpowiedzi, czy to by przełamać nudę i ciszę, czy zwyczajnie werbalizując swoje przemyślenia. Adrenalina pozwoliła Rani pozbyć się złości i teraz już zmiennokształtna zachowywała się całkiem normalnie, jakby wcześniej nie wściekała się na mrocznego.
Dopiero po jakimś czasie marszu prostym korytarzem, pojawiły się rozdroża. Tym razem jednak zamiast dwóch były trzy odnogi. W lewo, w prawo oraz prosto. Sherani stała zastanawiając się przez moment. Podeszła do każdego z wejść, powęszyła, nasłuchiwała, obejrzała dokładnie początki tuneli i dopiero wybrała środkową drogę. Kilkanaście minut później pojawiło się następne skrzyżowanie. Zmiennokształtna zachowała się tak samo i tym razem skręciła w prawo. Przez cały ten czas nic się nie wydarzyło, nie trafili, na żadną pułapkę, ani niebezpieczeństwo. Po następnych kilkunastu minutach wyszli na pierwszym z potrójnych rozgałęzień. Rani warknęła wściekle. Właśnie zrobili piękne koło. Lekko sfrustrowana znów poprowadziła ich w środkowy korytarz, ale na drugim ze skrzyżowań nie skręciła, a poszła prosto. Efekt był taki sam, wrócili do punktu wyjścia, tylko nadchodząc z innej strony. Tygrysica mruknęła coraz bardziej rozeźlona, ale nauczona doświadczeniem, powstrzymała się od głośnych ryków, jedynie warcząc cicho.
Kręciła się to w tę to w drugą stronę, u wejść, węsząc i nasłuchując. Nie znajdowała jednak żadnej podpowiedzi. Wiedziała którędy przeszli, ale nie miała pojęcia którędy iść. Każdego wyboru jednej z trzech dróg, od pierwszego przez następne dokonywała na chybił trafił.
Możliwych opcji było wiele. Trafili na dopiero dwie odnogi, a dla większości wystarczyło by by się zgubić i błądzić aż do ostatecznej utraty sił. Tysiąc razy wolała walkę z bestiami niż łażenie tunelami szukając tego właściwego, nie mając żadnych nawet najmniejszych tropów.
***
Mag rozsiadł się w krześle wygodniej, podśmiewając się pod nosem. Opróżnił kielich ostatnim haustem i dolał sobie wina. Ciekawe co tym razem wymyślą. Po prawdzie zakładał, że nieznana mu kobieta już dawno skończy martwa, z kolei Mistrzem złodziei nie rozczarował się ani odrobinę, co go cieszyło. Pomyślał by, że pułapki były zbyt proste, ale ta dwójka była pierwszymi, którzy doszli tak daleko. Zapowiadała się dłuższa rozrywka.
- Skąd niby mam wiedzieć ? - warczała dalej - Nagle stwierdzasz, że coś sprawdzisz. Jak inaczej zinterpretować "sprawdzanie" ? A nie przepraszam - palnęła złośliwie - Można to jeszcze podciągnąć pod " przetestuję, może się uda " !
Nie spuściła z tonu nawet odrobinę, chociaż domyślała się co elf próbował jej wytłumaczyć, a na niewielką pomyłkę Salazara, gdy powiedział, że przeniósł by siebie, dopiero potem poprawiając na liczbę mnogą, kącik pyska nieznacznie drgnął chcąc przerodzić się w złośliwy uśmiech. Nie należała do osób wycofujących się z raz obranego stanowiska. Do tego Rani całkowicie nie odpowiadało testowanie skuteczności magii na jej osobie. Według tygrysicy złodziej powinien najpierw przetestować działanie magii, a dopiero potem zaproponować jej teleportację.
- I dobrze ! - odburknęła biegnąc - Szybciej pokonamy drogę, a może dzięki temu twój umysł się dotleni i następnym razem podzielisz się swoim planem, zamiast zgrywać cwaniaka, odstawiając hokus-pokus, sprawdzając jednocześnie czy zadziała. Ciesz się, że nie wylądowaliśmy w tej rzece !
Bieg w najmniejszym stopniu nie przeszkadzał butnej łowczyni, kontynuować kłótni, chociaż akcja i wysiłek pomagały zmiennokształtnej nieco ochłonąć, skupiając się na zadaniu.
Wiele nie ubiegli, gdyż po pokonaniu raptem jednej pułapki wpadli na coś przewidywalnego i jednocześnie niespodziewanego w tym akurat miejscu, na drzwi. Bariera nie była tak uciążliwą, gdy szli, ale podczas ucieczki przed pogonią, stanowiła pewną komplikację.
Prychnęła, odwracając się tyłem do Salazara, co u wciąż nieułagodzonej do końca Rani, najwyraźniej oznaczało "tak".
Chociaż złodziej szybko uporał się z zamkiem, w między czasie kilka stworzeń zdążyło ich dogonić. Żadna z gadzin nie dotarła jednak do mrocznego. Tygrysica skutecznie broniła pleców Salazara umożliwiając mu spokojną pracę. Nim do uwięzionych w labiryncie dotarła główna grupa potworków, dwójka niestandardowych sprzymierzeńców znalazła się po drugiej stronie.
- Ja nie będę się jakoś szczególnie cieszyć. Nie podoba mi się, że co chwila drzwi nas ratują. Zupełnie jakby temu psychopacie zależało byśmy przeżyli. Jakbyśmy zaliczali kolejne zadania - gderała nie zważając czy Salazar jej słucha i odpowie, czy też będzie mówić sama do siebie.
Mroczny przejął prowadzenie, ale Sherani nie oponowała. Zmiany przewodnika działały trochę jak zmiany warty w nocy. Pozwalały przez chwilę odpocząć zmysłom, jednocześnie nie tracąc czasu na postoje.
- Uważaj, żebym przypadkiem ciebie w jakąś nie wepchnęła - warknęła zaczepnie, w odpowiedzi na uwagę mrocznego by następnym razem patrzyła pod łapy. Czy faktycznie była by w stanie wrzucić Salazara w potrzask, ciężko było wywnioskować z wypowiedzi tygrysicy. Może był to tylko żart i czcza pogróżka, może zrobiła by to bez mrugnięcia okiem, gdyby okoliczności uznała za sprzyjające.
Korytarz znów ciągnął się długo, a ciemność tylko utrudniała ocenę odległości.
- Ty masz dość walk, a ja spacerów. Jak palant chce byśmy walczyli to niech powie. Urządzimy sobie walki gladiatorów, potem obedrę go ze skóry i każde pójdzie w swoją stronę. Po co ten cały cyrk ze szwendaniem się po labiryncie - mruczała jak zwykle nie oczekując odpowiedzi, czy to by przełamać nudę i ciszę, czy zwyczajnie werbalizując swoje przemyślenia. Adrenalina pozwoliła Rani pozbyć się złości i teraz już zmiennokształtna zachowywała się całkiem normalnie, jakby wcześniej nie wściekała się na mrocznego.
Dopiero po jakimś czasie marszu prostym korytarzem, pojawiły się rozdroża. Tym razem jednak zamiast dwóch były trzy odnogi. W lewo, w prawo oraz prosto. Sherani stała zastanawiając się przez moment. Podeszła do każdego z wejść, powęszyła, nasłuchiwała, obejrzała dokładnie początki tuneli i dopiero wybrała środkową drogę. Kilkanaście minut później pojawiło się następne skrzyżowanie. Zmiennokształtna zachowała się tak samo i tym razem skręciła w prawo. Przez cały ten czas nic się nie wydarzyło, nie trafili, na żadną pułapkę, ani niebezpieczeństwo. Po następnych kilkunastu minutach wyszli na pierwszym z potrójnych rozgałęzień. Rani warknęła wściekle. Właśnie zrobili piękne koło. Lekko sfrustrowana znów poprowadziła ich w środkowy korytarz, ale na drugim ze skrzyżowań nie skręciła, a poszła prosto. Efekt był taki sam, wrócili do punktu wyjścia, tylko nadchodząc z innej strony. Tygrysica mruknęła coraz bardziej rozeźlona, ale nauczona doświadczeniem, powstrzymała się od głośnych ryków, jedynie warcząc cicho.
Kręciła się to w tę to w drugą stronę, u wejść, węsząc i nasłuchując. Nie znajdowała jednak żadnej podpowiedzi. Wiedziała którędy przeszli, ale nie miała pojęcia którędy iść. Każdego wyboru jednej z trzech dróg, od pierwszego przez następne dokonywała na chybił trafił.
Możliwych opcji było wiele. Trafili na dopiero dwie odnogi, a dla większości wystarczyło by by się zgubić i błądzić aż do ostatecznej utraty sił. Tysiąc razy wolała walkę z bestiami niż łażenie tunelami szukając tego właściwego, nie mając żadnych nawet najmniejszych tropów.
Mag rozsiadł się w krześle wygodniej, podśmiewając się pod nosem. Opróżnił kielich ostatnim haustem i dolał sobie wina. Ciekawe co tym razem wymyślą. Po prawdzie zakładał, że nieznana mu kobieta już dawno skończy martwa, z kolei Mistrzem złodziei nie rozczarował się ani odrobinę, co go cieszyło. Pomyślał by, że pułapki były zbyt proste, ale ta dwójka była pierwszymi, którzy doszli tak daleko. Zapowiadała się dłuższa rozrywka.
- Salazar
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 121
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
- Kontakt:
– W takim razie, tobie też przyda się trochę biegania, może też ci się mózg dotleni i będziesz widziała szerszą perspektywę niektórych spraw, bo teraz masz z tym widoczne problemy i jest ona wyraźnie ograniczona – powiedział to głośno, jednak nie krzyczał. Wystarczyło mu, że miał pewność, iż tygrysołaczka usłyszy jego słowa, a zwłaszcza ostatnie, które wypowiedział z wyraźnym naciskiem.
Jemu także w rozmowie, a raczej czymś, co można by było nazwać kłótnią, nie przeszkadzało to, że poruszali się szybciej niż marszem i, czasem, było trzeba patrzeć pod nogi albo oglądać się za siebie, żeby sprawdzić, jak daleko są stworzenia, które ich gonią.
W końcu trafili na coś, co może okazać się naprawdę pomocne, jednak, z drugiej strony, budziło też pewne podejrzenia. Były to drzwi, kolejne zresztą. Umieszczone były w… dość strategicznym miejscu, bo nie za blisko, a także nie za daleko. Osoba lub osoby biegnące tym korytarzem musiałyby wpaść na pułapkę z kolcami i ominąć ją, cały czas mając nietoperze jaszczurki za plecami i dopiero jakiś czas po wyminięciu kolców, dotarliby do drzwi, które ktoś musiałby otworzyć. A może… Jeśli żadne z nich nie miałoby umiejętności otwierania zamków, drzwi te byłyby pootwierane i zamykałyby się dopiero wtedy, gdy króliki doświadczalne przekraczały próg… To oznaczałoby, że mag może dostosować labirynt tak, jak mu się to podoba.
Salazar otworzył drzwi i od razu wbiegli do pomieszczenia, które wcześniej blokowały. W zaistniałej sytuacji dobrze było, że zamknęły się one krótko po tym, jak przekroczyli próg. Przez jakiś czas słyszeli drapanie i inne dźwięki dochodzące zza drzwi, jednak później ucichły.
– Może jest ciekaw, jak daleko uda nam się dotrzeć, skoro uporaliśmy się z pierwszym potworem – odpowiedział elf. Tamto połączenie byka z innymi zwierzętami było o wiele trudniejsze do zabicia, niż stwory, na które natykali się dalej. Wiedział, że Sherani także to zauważyła.
– Bo zaliczamy zadania, które ja nazwałbym bardziej wyzwaniami. Jakoś bardziej pasuje mi to określenie – odparł, mimowolnie naciskając na słowo „zaliczamy”. Nie wiedział, dlaczego to zrobił, jednak przez to jego wypowiedź brzmiała tak, jakby próbował coś komuś uzmysłowić, bo osoba ta w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy.
– Mogę się przenieść i, może, uniknąć pułapki – powiedział, uśmiechając się szelmowsko. Gdy spojrzał na tygrysołaczkę, jego oczy zdawały się dopowiadać „czego nie można powiedzieć o tobie”. Jednakże, długouchy nie wypowiedział tych słów na głos.
– Chce sprawdzić, jak różne osoby radzą sobie w różnych warunkach i z tak samo różnorakimi niebezpieczeństwami – stwierdził po chwili. Wydawało mu się, iż taka odpowiedź ma najwięcej sensu i jest najbliżej tego, żeby być prawdą.
Akurat oni oboje widzieli w ciemności, więc nie była dla nich takim problemem, jak dla kogoś, kto musiałby mieć ze sobą źródło światła, które rozświetlałoby mu korytarze. Oczywiście, nadal słyszeli różne odgłosy, które czasem dochodziły nie wiadomo skąd, jednak nie wydawały im się one tak straszne, jak osobie, której za „widzenie w ciemności” służy pochodnia. Poza tym, sam wygląd tych stworzeń przynosił na myśl, że właśnie przebywa się w jakimś koszmarze. Podobnie działała ograniczona przez ściany przestrzeń.
– Myślę, że chce on też zobaczyć, jak z tym wszystkim będzie radzić sobie nasza psychika – podzielił się z nią jednym ze swoich spostrzeżeń.
– Dlatego też wybrał ciemność, ograniczoną przestrzeń, specyficzne kreatury i, oczywiście, pułapki czekające na nieostrożny krok więźnia – dopowiedział, tym samym argumentując nieco to, o czym wspomniał przed chwilą.
Mroczny dość szybko spostrzegł, iż cały czas chodzą w kółko. Co prawda, korytarze nie różniły się od siebie niczym szczególnym, jednak przeczucie podpowiadało mu, że coś jest nie tak i cały czas poruszają się po jednym odcinku korytarza.
– Stój – powiedział stanowczo do zmiennokształtnej, gdy kolejny raz mieli wejść w jedną z odnóg korytarza, licząc na to, że tym razem nie trafią z powrotem tutaj, a ruszą w dalszą drogę.
– Wchodzimy w jedną z odnóg, a i tak wracamy tutaj. To musi być kolejna pułapka… Nie zabije cię od razu, ale może naprawdę źle wpłynąć na psychikę i właśnie to może skutkować tym, że zabiłabyś się sama – odparł, uważnie przyglądając się każdej z odnóg. Wyglądało na to, że miał jakiś pomysł.
– Chyba wiem, na jakiej zasadzie to wszystko działa… - odezwał się, chociaż nie do końca był pewien słów, które właśnie wypowiedział. Był tylko jeden sposób, żeby przekonać się, czy dobrze myśli… Musiał to sprawdzić.
Podszedł do lewej odnogi i zatrzymał się przed wejściem w nią. Zaczął przyglądać się ścianom i sufitowi, a później uśmiechnął się lekko. Podszedł do ściany i wyciągnął sztylet, podważając nim jeden z kamieni i wyciągając go.
– Widzisz… W ścianie ukryte są runy i zaklęte kryształy, które razem tworzą coś, co można by było nazwać bramą. Można jej użyć, żeby przemieszczać się na dalekie odległości, jednak, przy wykorzystaniu takich bram, można też stworzyć pułapkę psychiczną – wyjaśnił, nawet nie spoglądając na Sherani. W międzyczasie, gdy wyjaśniał jej, o co chodzi, sięgnął do środka dziury, którą stworzył i wyciągnął stamtąd świecący kryształ wielkości połowy pięści dorosłego mężczyzny. Następnie rzucił nim o podłogę, a magiczny kamień rozsypał się w drobny mak.
– Po drugiej stronie ściany znajduje się identyczny i pewnie w pozostałych przejściach jest podobnie – odparł, tym razem spoglądając na zmiennokształtną, chociaż nie przerwał swoich działań, więc podszedł też do drugiej ściany, znowu wyciągnął stamtąd jeden z kamieni, sięgnął do dziury i rzucił w podłogę kryształem, który stamtąd wyciągnął. W tym momencie obraz korytarza rozmył się i zastąpiła go ściana.
Salazar podjął identyczne kroki, jeśli chodzi o środkowe przejście i, gdy zniszczył drugi kamień, tak także pojawiła się kamienna ściana. Dopiero prawa odnoga okazała się przejściem, a nie ślepą uliczką.
– Czyli dobrze myślałem – mruknął elf, wyraźnie mówiąc to do siebie, a nie do tygrysicy. Odwrócił się do Sherani i kiwnął w jej stronę głową, tym samym dając znać, że droga wolna i mogą iść dalej.
Elf znowu wysunął się na prowadzenie i objął rolę przewodnika. Znowu szli ciemnym korytarzem i nic nie wskazywało na to, żeby w najbliższym czasie to się zmieniło. Z dwojga złego, już lepiej być w takim położeniu, niż kręcić się w kółko.
Nagle Salazar wyraźnie przyspieszył, a już po chwili zmiennokształtna mogła zauważyć, co było tego powodem. Znowu trafili na dziurę w suficie, chociaż teraz wydawała się ona nieco jaśniejsza i przez to bardziej widoczna. Była też na tej samej wysokości co ta, na którą trafili poziom niżej, więc oboje nie powinni mieć problemów z dostaniem się tam.
– Tym razem ja idę pierwszy – zakomunikował Mistrz Złodziei i cofnął się kilka kroków, aby wziąć niedługi rozbieg. Taktykę miał podobną, jak wcześniej, czyli rozbieg, wskoczenie na ścianę, odbicie się od niej, złapanie krawędzi otworu dłońmi i podciągnięcie się, aby na koniec wylądować na podłodze wyższego poziomu labiryntu.
Gdy był już na górze, wychylił się przez dziurę i spojrzał na tygrysicę.
– Jest czyst… - nie dokończył, bo jakaś zielona ręka zatkała mu usta i odciągnęła od dziury. Po chwili dało się słyszeć dziwne ryki, piski i uderzenie ciałem o ścianę, a następnie przez dziurę wypadło ciało dwunożnego i zielonego stworzenia, które wyglądało jak połączenie jaszczurki i człowieka. Nie miało połowy jednej ręki, a na klatce piersiowej widoczne były dwa cięcia i dziura znajdująca się na wysokości serca.
– Dobra, teraz jest czysto – oznajmił elf, wystawiając głowę nad otworem. Następnie odsunął się w tył, lustrując przy tym otoczenie. Nie chciał, żeby znowu coś go zaskoczyło.
Gdy już Sherani znalazła się na górze, mogła zauważyć, iż oboje znajdują się w dość sporym pomieszczeniu, które, dzięki niedużym drzewom i krzewom, które rosły blisko siebie, a także trawie, bardziej przypomniało las, a nie jedną z części labiryntu.
– Teraz postaraj się nie odzywać głośno. Mam wrażenie, że ci… jaszczuroludzie żyją w tym pomieszczeniu – odezwał się ciszej. Może ten, który go zaatakował, był jakimś zwiadowcą albo coś takiego, ewentualnie mógł być strażnikiem przejścia, którym elf i tygrysołaczka dostali się na ten poziom.
– Chodźmy dalej… Musimy znaleźć wyjście z tego „lasu” - zaproponował, nadal odzywając się cicho. Najpewniej będą musieli cały czas poruszać się ostrożnie i uważać, gdzie stawiają kroki.
Jemu także w rozmowie, a raczej czymś, co można by było nazwać kłótnią, nie przeszkadzało to, że poruszali się szybciej niż marszem i, czasem, było trzeba patrzeć pod nogi albo oglądać się za siebie, żeby sprawdzić, jak daleko są stworzenia, które ich gonią.
W końcu trafili na coś, co może okazać się naprawdę pomocne, jednak, z drugiej strony, budziło też pewne podejrzenia. Były to drzwi, kolejne zresztą. Umieszczone były w… dość strategicznym miejscu, bo nie za blisko, a także nie za daleko. Osoba lub osoby biegnące tym korytarzem musiałyby wpaść na pułapkę z kolcami i ominąć ją, cały czas mając nietoperze jaszczurki za plecami i dopiero jakiś czas po wyminięciu kolców, dotarliby do drzwi, które ktoś musiałby otworzyć. A może… Jeśli żadne z nich nie miałoby umiejętności otwierania zamków, drzwi te byłyby pootwierane i zamykałyby się dopiero wtedy, gdy króliki doświadczalne przekraczały próg… To oznaczałoby, że mag może dostosować labirynt tak, jak mu się to podoba.
Salazar otworzył drzwi i od razu wbiegli do pomieszczenia, które wcześniej blokowały. W zaistniałej sytuacji dobrze było, że zamknęły się one krótko po tym, jak przekroczyli próg. Przez jakiś czas słyszeli drapanie i inne dźwięki dochodzące zza drzwi, jednak później ucichły.
– Może jest ciekaw, jak daleko uda nam się dotrzeć, skoro uporaliśmy się z pierwszym potworem – odpowiedział elf. Tamto połączenie byka z innymi zwierzętami było o wiele trudniejsze do zabicia, niż stwory, na które natykali się dalej. Wiedział, że Sherani także to zauważyła.
– Bo zaliczamy zadania, które ja nazwałbym bardziej wyzwaniami. Jakoś bardziej pasuje mi to określenie – odparł, mimowolnie naciskając na słowo „zaliczamy”. Nie wiedział, dlaczego to zrobił, jednak przez to jego wypowiedź brzmiała tak, jakby próbował coś komuś uzmysłowić, bo osoba ta w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy.
– Mogę się przenieść i, może, uniknąć pułapki – powiedział, uśmiechając się szelmowsko. Gdy spojrzał na tygrysołaczkę, jego oczy zdawały się dopowiadać „czego nie można powiedzieć o tobie”. Jednakże, długouchy nie wypowiedział tych słów na głos.
– Chce sprawdzić, jak różne osoby radzą sobie w różnych warunkach i z tak samo różnorakimi niebezpieczeństwami – stwierdził po chwili. Wydawało mu się, iż taka odpowiedź ma najwięcej sensu i jest najbliżej tego, żeby być prawdą.
Akurat oni oboje widzieli w ciemności, więc nie była dla nich takim problemem, jak dla kogoś, kto musiałby mieć ze sobą źródło światła, które rozświetlałoby mu korytarze. Oczywiście, nadal słyszeli różne odgłosy, które czasem dochodziły nie wiadomo skąd, jednak nie wydawały im się one tak straszne, jak osobie, której za „widzenie w ciemności” służy pochodnia. Poza tym, sam wygląd tych stworzeń przynosił na myśl, że właśnie przebywa się w jakimś koszmarze. Podobnie działała ograniczona przez ściany przestrzeń.
– Myślę, że chce on też zobaczyć, jak z tym wszystkim będzie radzić sobie nasza psychika – podzielił się z nią jednym ze swoich spostrzeżeń.
– Dlatego też wybrał ciemność, ograniczoną przestrzeń, specyficzne kreatury i, oczywiście, pułapki czekające na nieostrożny krok więźnia – dopowiedział, tym samym argumentując nieco to, o czym wspomniał przed chwilą.
Mroczny dość szybko spostrzegł, iż cały czas chodzą w kółko. Co prawda, korytarze nie różniły się od siebie niczym szczególnym, jednak przeczucie podpowiadało mu, że coś jest nie tak i cały czas poruszają się po jednym odcinku korytarza.
– Stój – powiedział stanowczo do zmiennokształtnej, gdy kolejny raz mieli wejść w jedną z odnóg korytarza, licząc na to, że tym razem nie trafią z powrotem tutaj, a ruszą w dalszą drogę.
– Wchodzimy w jedną z odnóg, a i tak wracamy tutaj. To musi być kolejna pułapka… Nie zabije cię od razu, ale może naprawdę źle wpłynąć na psychikę i właśnie to może skutkować tym, że zabiłabyś się sama – odparł, uważnie przyglądając się każdej z odnóg. Wyglądało na to, że miał jakiś pomysł.
– Chyba wiem, na jakiej zasadzie to wszystko działa… - odezwał się, chociaż nie do końca był pewien słów, które właśnie wypowiedział. Był tylko jeden sposób, żeby przekonać się, czy dobrze myśli… Musiał to sprawdzić.
Podszedł do lewej odnogi i zatrzymał się przed wejściem w nią. Zaczął przyglądać się ścianom i sufitowi, a później uśmiechnął się lekko. Podszedł do ściany i wyciągnął sztylet, podważając nim jeden z kamieni i wyciągając go.
– Widzisz… W ścianie ukryte są runy i zaklęte kryształy, które razem tworzą coś, co można by było nazwać bramą. Można jej użyć, żeby przemieszczać się na dalekie odległości, jednak, przy wykorzystaniu takich bram, można też stworzyć pułapkę psychiczną – wyjaśnił, nawet nie spoglądając na Sherani. W międzyczasie, gdy wyjaśniał jej, o co chodzi, sięgnął do środka dziury, którą stworzył i wyciągnął stamtąd świecący kryształ wielkości połowy pięści dorosłego mężczyzny. Następnie rzucił nim o podłogę, a magiczny kamień rozsypał się w drobny mak.
– Po drugiej stronie ściany znajduje się identyczny i pewnie w pozostałych przejściach jest podobnie – odparł, tym razem spoglądając na zmiennokształtną, chociaż nie przerwał swoich działań, więc podszedł też do drugiej ściany, znowu wyciągnął stamtąd jeden z kamieni, sięgnął do dziury i rzucił w podłogę kryształem, który stamtąd wyciągnął. W tym momencie obraz korytarza rozmył się i zastąpiła go ściana.
Salazar podjął identyczne kroki, jeśli chodzi o środkowe przejście i, gdy zniszczył drugi kamień, tak także pojawiła się kamienna ściana. Dopiero prawa odnoga okazała się przejściem, a nie ślepą uliczką.
– Czyli dobrze myślałem – mruknął elf, wyraźnie mówiąc to do siebie, a nie do tygrysicy. Odwrócił się do Sherani i kiwnął w jej stronę głową, tym samym dając znać, że droga wolna i mogą iść dalej.
Elf znowu wysunął się na prowadzenie i objął rolę przewodnika. Znowu szli ciemnym korytarzem i nic nie wskazywało na to, żeby w najbliższym czasie to się zmieniło. Z dwojga złego, już lepiej być w takim położeniu, niż kręcić się w kółko.
Nagle Salazar wyraźnie przyspieszył, a już po chwili zmiennokształtna mogła zauważyć, co było tego powodem. Znowu trafili na dziurę w suficie, chociaż teraz wydawała się ona nieco jaśniejsza i przez to bardziej widoczna. Była też na tej samej wysokości co ta, na którą trafili poziom niżej, więc oboje nie powinni mieć problemów z dostaniem się tam.
– Tym razem ja idę pierwszy – zakomunikował Mistrz Złodziei i cofnął się kilka kroków, aby wziąć niedługi rozbieg. Taktykę miał podobną, jak wcześniej, czyli rozbieg, wskoczenie na ścianę, odbicie się od niej, złapanie krawędzi otworu dłońmi i podciągnięcie się, aby na koniec wylądować na podłodze wyższego poziomu labiryntu.
Gdy był już na górze, wychylił się przez dziurę i spojrzał na tygrysicę.
– Jest czyst… - nie dokończył, bo jakaś zielona ręka zatkała mu usta i odciągnęła od dziury. Po chwili dało się słyszeć dziwne ryki, piski i uderzenie ciałem o ścianę, a następnie przez dziurę wypadło ciało dwunożnego i zielonego stworzenia, które wyglądało jak połączenie jaszczurki i człowieka. Nie miało połowy jednej ręki, a na klatce piersiowej widoczne były dwa cięcia i dziura znajdująca się na wysokości serca.
– Dobra, teraz jest czysto – oznajmił elf, wystawiając głowę nad otworem. Następnie odsunął się w tył, lustrując przy tym otoczenie. Nie chciał, żeby znowu coś go zaskoczyło.
Gdy już Sherani znalazła się na górze, mogła zauważyć, iż oboje znajdują się w dość sporym pomieszczeniu, które, dzięki niedużym drzewom i krzewom, które rosły blisko siebie, a także trawie, bardziej przypomniało las, a nie jedną z części labiryntu.
– Teraz postaraj się nie odzywać głośno. Mam wrażenie, że ci… jaszczuroludzie żyją w tym pomieszczeniu – odezwał się ciszej. Może ten, który go zaatakował, był jakimś zwiadowcą albo coś takiego, ewentualnie mógł być strażnikiem przejścia, którym elf i tygrysołaczka dostali się na ten poziom.
– Chodźmy dalej… Musimy znaleźć wyjście z tego „lasu” - zaproponował, nadal odzywając się cicho. Najpewniej będą musieli cały czas poruszać się ostrożnie i uważać, gdzie stawiają kroki.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Miała by odpuścić i pozwolić elfowi mieć ostatnie słowo. Pierw musiała by paść trupem, dlatego sadząc kolejny sus, kontynuowała spór.
- A co do tego ma moja perspektywa ? Ciebie rozliczam, nie swój światopogląd. Wystarczy, że poluje zabijam i zbieram za to kasę, co mi po zastanawianiu się, co mroczny uszaty ma w danej chwili na myśli. Nie jestem jasnowidzem i wieszczką, tylko łowcą nagród - marudziła nieugięcie, tak by jej było na wierzchu.
Wskoczyła za drzwi i gdy tylko zatrzasnęły się za nimi, przeszła do spokojnego marszu, kierując ucho na elfa, co oznaczało, że słuchała Salazara. Mruknęła jakby rozważając co właśnie usłyszała, odzywając się dopiero po chwili.
- Żeby się nie przejechał, igrając z czymś, co może przekroczyć jego oczekiwania - odezwała się, już nie tylko słuchając, ale i zerkając na mrocznego, w którym nagle obudził się duch zespołu, co wyraźnie podkreślał. Zaraz potem wtórując mrocznemu, uśmiechnęła się nie mniej szelmowsko niż Salazar, a przynajmniej na tyle ile pozwalał jej tygrysi pysk.
- Może ... - zacytowała, łapiąc złodzieja za słówka, bardziej mrucząc niż mówiąc.
Wysłuchała kolejnych dywagacji złodzieja, który podchwycił słowa Rani, monolog przeistaczając w dialog i zaśmiała się jakby usłyszała przedni dowcip. Nie śmiała się jednak z elfa, a ze swojego wyobrażenia.
- To ma biedak poważny problem. Powinien wybrać kogoś normalnego, bo jak na razie to mnie to nie rusza, co najwyżej wkurza, nie wiem co prawda jak ciebie, ale też mi na całkiem poczytalnego nie wyglądasz - rechotała, wyraźnie świetnie się bawiąc.
- Z kolei wątpliwe by ktoś normalny to przeżył - podśmiewała się dalej, rozbawiona, dowcipną dla niej i niewykluczone, że tylko dla niej, sytuacją - Oto dramat świra, znajdź normalnego królika, który przeżyje w nienormalnych warunkach. - uspokoiła się dopiero po chwili, co jakiś czas kręcąc jeszcze głową, ubawiona wyobrażeniem absurdu.
Kręcenie się u wejść, przerwała jej stanowcza komenda Salazara. Odwróciła się w stronę mrocznego, gromiąc go wzrokiem.
- A co ja pies jestem ?! Zaraz może mi warować każesz ! - warknęła. Zła była na swoją bezsilność i gonienie własnego ogona, a teraz złodziej dołożył swoje, drażniąc niekoniecznie najcierpliwszą łowczynię.
- Co ty nie powiesz - obnażyła zęby - Myślisz, że nie widzę, że łazimy w kółko ? - ale zamiast ciskać się dalej, przyjrzała się Salazarowi, czekając co wymyślił. W trakcie jego wypowiedzi, prychnęła rozbawiona lub rozzłoszczona, a może jedno i drugie, myśląc jednocześnie.
- "Prędzej ciebie bym zabiła" - nie była masochistką, sobie krzywdy by nie zrobiła, a przynajmniej nie bezpośrednio, ale doprowadzona na skraj mogła by próbować zamordować drażniącego mrocznego, nie zważając na brak logiki takiego postępowania.
Może i o to chodziło zielonemu, czekał aż skoczą sobie do gardeł. Nie wypowiedziała jednak na głos swoich myśli, zamiast tego śledząc poczynania uszatego.
Tego co mówił słuchała chętnie, nie ufała magii, ale poznać ją lepiej, równało się poznawaniu potencjalnych wrogów. Gdy zaś mroczny rozbroił pułapkę poszła spokojnie za nim.
- A fruń sobie - odezwała się nonszalancko, przysiadłszy czekając aż elf znajdzie się na górze. Ziewnęła szeroko, słysząc łomot i zastanawiając się czy skakać na górę czy poczekać na rozwój wydarzeń. Uznała, że nadgorliwość nie popłaca i wstrzymała się chwilę. Moment potem przez dziurę wypadł kolejny eksperyment maga, a elfia głowa wychyliła się zza rantu otworu. Nie czekając specjalnie aż mroczny zrobi jej miejsce, potężnym skokiem znalazła się na górze.
To jednak, co dostrzegła, gdy znalazła się na kolejnym poziomie, przekraczało jej najśmielsze oczekiwania.
Jej oczom ukazał się istny skansen czy jakiś dziwaczny ogród botaniczny. Wszędzie wokół był las. Pieprzona puszcza pod ziemią, ulokowana najprawdopodobniej w czymś na kształt komnaty. Ten mag miał poważniejsze problemy, niż Rani uznała wcześniej, a śmierć z pewnością będzie dla niego wybawieniem od ciężaru żywota.
Drzewa zmuszone do życia w nienaturalnych dla nich warunkach, były niezbyt wysokie i powyginane, a ich korony zakrzywiały się szczelnie oplatając sufit tworząc zielone zwieszające się baldachimy splątanych konarów, opierając się o powałę, skoro nie mogły jej przebić. Gatunkiem przypominały tropikalne typy drzew, rodem z dżungli i lasów deszczowych. Rosły gęsto, niejednokrotnie plącząc się ze sobą, tworząc swoisty labirynt stworzony przez faunę. Powietrze tak jak w prawdziwej dżungli było gorące i wilgotne, dopełniając egzotycznego mikroklimatu.
Gąszcz uniemożliwiał wypatrzenie ścian, musieli by ich szukać, wędrując wśród zarośli. Błądzenie po omacku pośród zieleni, nie byłoby jednak najlepszym pomysłem. Zwykła dżungla była zabójcza, a co dopiero taka stworzona przez magicznego szaleńca i zamieszkana przez ludzko-gadzie dziwolągi. Kto wie co tu jeszcze mieszkało. Powinni jak najszybciej opuścić to miejsce.
- Nie ucz ojca dzieci robić - burknęła do elfa, stając trochę przed nim i uważnie lustrując otoczenie
- Kto cię podszedł kruszynko ? - odezwała się Rani, słysząc, że ma nie hałasować - Może na magii się nie znam, ale tropienie i skradanie się to moje życie. Po za tym słoneczko, tak naprawdę tylko ty mnie słyszysz - uśmiechnęła się pobłażliwie - Jeśli nie zechcę inaczej i nie warczę oczywiście - wyjaśniła, co tak naprawdę obudziło poprzednie gadziny. Krzyczeć mogła do woli, ale gdy ponosiły ja emocję, zwykle odzywał się też tygrys i to jego ryki zawiadomiły bestyjki.
- Zamiast mieć wrażenie, zwyczajnie spytaj - odezwała się jakby mówiła do małego dziecka - Uprzedzając twoje pytanie - dodała jakby łaskawie - Tak, jest ich tu więcej, a zapach jest na tyle silny, że nie sądzę byśmy chcieli poznać jak wielu. Zdecydowanie powinniśmy się wynieść stąd zanim oni się zorientują, że tu jesteśmy - zakończyła, przejmując prowadzenie.
Drogę wybierała intuicyjnie, dzięki czemu płynnie i z gracją typową dla drapieżnika, bezszelestnie przemykała wśród przeszkód. Przeskoczyła nad zwaloną kłodą, lądując w ściółce bez szmeru. Skupisko na pozór niegroźnie wyglądających lian ominęła szerokim łukiem, nadrabiając drogi, zamiast je zwyczajnie odgarnąć. Przeszła pod plątaniną gałęzi, tworzących roślinny tunel.
Czujny obserwator zauważył by, że każdy ruch choć na pierwszy rzut oka nie przemyślany, tak naprawdę stanowił niewielki element idealnej całości, przypominającej ułożony w głowie plan, który teraz był pieczołowicie realizowany przez Sherani. Podczas wędrówki, Rani nie trąciła niepotrzebnie ani jednego listka, a pod ciężarem tygrysa nie pękła nawet jedna gałązka.
Co kilka kroków zmiennokształtna odwracała ucho na Salazara, by sprawdzić czy go nie zgubiła, a dla pełnej pewności kilka razy zerkała też w jego stronę.
Początkowo wszystko szło doskonale. Celowo wybierała bezpieczną drogę, unikając miejsc uczęszczanych przez jaszczury i inne drapieżniki zamieszkujące ten ekosystem. Życie było by jednak zbyt piękne, gdyby wszystko szło po jej myśli.
Już dostrzegali niewielki ciemny tunel, częściowo zarośnięty przez chaszcze. Porozrzucane wokół głazy, wyłamane przez rozrastające się rośliny, jako jedyne zdradzały możliwe wyjście z komnaty.
- Zmiana planów - odezwała się do Salazara, zatrzymując się i czekając aż elf zrówna się z nią - Sprintem w stronę wyjścia - wskazała nosem w kierunku, w którym upatrywała tunelu i szturchnęła złodzieja barkiem, dając znak do rozpoczęcia biegu.
Teraz dla odmiany trzymała się lekko z tyłu. Co prawda zdążyła zauważyć, że Salazar biegał szybciej niż przeciętny długouch, ale w gąszczu wolała mieć na niego oko. Jeśli elf miał zginąć, to z jej ręki, a nie w durny sposób potykając się o jakiś konar i zostając złapanym przez przerośnięte jaszczurki.
Gnali przez gęstwinę, przeskakując nad naturalnymi przeszkodami, jak nadmiernie rozrośnięte i wystające korzenie czy zwalone pnie, czy uchylając się przed gałęziami. Raz tylko doskoczyła do boku Salazara odtrącając go od niewielkiej kępy zarośli, by zamiast ją przeskakiwać, ominął krzaki. Jaszczury już deptały im po piętach, gdy prawie dobiegli do ujścia z komnaty, które wyglądało jak ciasna jama.
- Skacz ! - była pewna, że dalej znajdował się korytarz, chociaż patrząc w tamta stronę, można było dojść do innego wniosku. Czuła stamtąd powietrze charakterystyczne dla kamiennych tuneli. Co prawda mag mógł wprowadzić kolejną zmyłkę z otworem wentylacyjnym i jej pewność wpędziła by ich w pułapkę, ale nawet znalezienie się w jamie miało pewne plusy. Łatwiej byłoby im się bronić przed wynaturzeniami, niż w naturalnym środowisku gadów.
Wskoczyła w wąski przesmyk zaraz za elfem. Nie myliła się. Znaleźli się w kolejnym tunelu, ten jednak wyglądał jak kontynuacja lasu.
- Jesteś w stanie zasypać wejście ? - zapytała, słysząc nadchodzące gadziny. Dobrze, gdyby Salazar potrafił magią zawalić otwór, uniemożliwiając jaszczuro-ludziom dobranie się do ich tyłków. Jeśli nie, będą musieli zrobić to ręcznie, tym razem nie było drzwi, które uratowałyby ich skórę.
Tunelem znów ruszyli tempem spacerowym i dopiero teraz można było zauważyć, że Rani kuleje.
Wszystko przez nieszczęsną kępę krzaków, do której ominięcia zmusiła elfa, to tam coś ją użarło. Wyczuwała siedzące tam zagrożenie i dlatego odepchnęła Salazara. Co ją ukąsiło, nie wiadomo. Musieliby wrócić do dżungli, a i tak bardziej prawdopodobne, że znaleźli by inne paskudztwo, ryzykując kolejne pogryzienie. Jaki skutek będzie niosło ze sobą ukąszenie, nieznanego stworzenia, jeszcze nie wiedziała. Na razie staw skokowy palił żywym ogniem. Rani uznała, że martwić się zacznie, gdy pojawią się bardziej specyficzne objawy. By działać w jakikolwiek sposób, musiała by znać jad i winowajcę. Mleko zostało wylane, ścierek do posprzątania brakowało, cóż więc dałoby łowczyni martwienie się na zapas. Im więcej drogi pokonają póki jeszcze jest sprawna tym będzie lepiej. Dla odmiany bieganie odpadało. Chociaż napływało do niego jaskiniowe powietrze, tunel był przedłużeniem dżungli i mogły na nich czekać niebezpieczeństwa podobne do tych w komnacie, dlatego znów wyszła na front, pilnując by coś ich nie pogryzło albo zwyczajnie nie zeżarło.
- A co do tego ma moja perspektywa ? Ciebie rozliczam, nie swój światopogląd. Wystarczy, że poluje zabijam i zbieram za to kasę, co mi po zastanawianiu się, co mroczny uszaty ma w danej chwili na myśli. Nie jestem jasnowidzem i wieszczką, tylko łowcą nagród - marudziła nieugięcie, tak by jej było na wierzchu.
Wskoczyła za drzwi i gdy tylko zatrzasnęły się za nimi, przeszła do spokojnego marszu, kierując ucho na elfa, co oznaczało, że słuchała Salazara. Mruknęła jakby rozważając co właśnie usłyszała, odzywając się dopiero po chwili.
- Żeby się nie przejechał, igrając z czymś, co może przekroczyć jego oczekiwania - odezwała się, już nie tylko słuchając, ale i zerkając na mrocznego, w którym nagle obudził się duch zespołu, co wyraźnie podkreślał. Zaraz potem wtórując mrocznemu, uśmiechnęła się nie mniej szelmowsko niż Salazar, a przynajmniej na tyle ile pozwalał jej tygrysi pysk.
- Może ... - zacytowała, łapiąc złodzieja za słówka, bardziej mrucząc niż mówiąc.
Wysłuchała kolejnych dywagacji złodzieja, który podchwycił słowa Rani, monolog przeistaczając w dialog i zaśmiała się jakby usłyszała przedni dowcip. Nie śmiała się jednak z elfa, a ze swojego wyobrażenia.
- To ma biedak poważny problem. Powinien wybrać kogoś normalnego, bo jak na razie to mnie to nie rusza, co najwyżej wkurza, nie wiem co prawda jak ciebie, ale też mi na całkiem poczytalnego nie wyglądasz - rechotała, wyraźnie świetnie się bawiąc.
- Z kolei wątpliwe by ktoś normalny to przeżył - podśmiewała się dalej, rozbawiona, dowcipną dla niej i niewykluczone, że tylko dla niej, sytuacją - Oto dramat świra, znajdź normalnego królika, który przeżyje w nienormalnych warunkach. - uspokoiła się dopiero po chwili, co jakiś czas kręcąc jeszcze głową, ubawiona wyobrażeniem absurdu.
Kręcenie się u wejść, przerwała jej stanowcza komenda Salazara. Odwróciła się w stronę mrocznego, gromiąc go wzrokiem.
- A co ja pies jestem ?! Zaraz może mi warować każesz ! - warknęła. Zła była na swoją bezsilność i gonienie własnego ogona, a teraz złodziej dołożył swoje, drażniąc niekoniecznie najcierpliwszą łowczynię.
- Co ty nie powiesz - obnażyła zęby - Myślisz, że nie widzę, że łazimy w kółko ? - ale zamiast ciskać się dalej, przyjrzała się Salazarowi, czekając co wymyślił. W trakcie jego wypowiedzi, prychnęła rozbawiona lub rozzłoszczona, a może jedno i drugie, myśląc jednocześnie.
- "Prędzej ciebie bym zabiła" - nie była masochistką, sobie krzywdy by nie zrobiła, a przynajmniej nie bezpośrednio, ale doprowadzona na skraj mogła by próbować zamordować drażniącego mrocznego, nie zważając na brak logiki takiego postępowania.
Może i o to chodziło zielonemu, czekał aż skoczą sobie do gardeł. Nie wypowiedziała jednak na głos swoich myśli, zamiast tego śledząc poczynania uszatego.
Tego co mówił słuchała chętnie, nie ufała magii, ale poznać ją lepiej, równało się poznawaniu potencjalnych wrogów. Gdy zaś mroczny rozbroił pułapkę poszła spokojnie za nim.
- A fruń sobie - odezwała się nonszalancko, przysiadłszy czekając aż elf znajdzie się na górze. Ziewnęła szeroko, słysząc łomot i zastanawiając się czy skakać na górę czy poczekać na rozwój wydarzeń. Uznała, że nadgorliwość nie popłaca i wstrzymała się chwilę. Moment potem przez dziurę wypadł kolejny eksperyment maga, a elfia głowa wychyliła się zza rantu otworu. Nie czekając specjalnie aż mroczny zrobi jej miejsce, potężnym skokiem znalazła się na górze.
To jednak, co dostrzegła, gdy znalazła się na kolejnym poziomie, przekraczało jej najśmielsze oczekiwania.
Jej oczom ukazał się istny skansen czy jakiś dziwaczny ogród botaniczny. Wszędzie wokół był las. Pieprzona puszcza pod ziemią, ulokowana najprawdopodobniej w czymś na kształt komnaty. Ten mag miał poważniejsze problemy, niż Rani uznała wcześniej, a śmierć z pewnością będzie dla niego wybawieniem od ciężaru żywota.
Drzewa zmuszone do życia w nienaturalnych dla nich warunkach, były niezbyt wysokie i powyginane, a ich korony zakrzywiały się szczelnie oplatając sufit tworząc zielone zwieszające się baldachimy splątanych konarów, opierając się o powałę, skoro nie mogły jej przebić. Gatunkiem przypominały tropikalne typy drzew, rodem z dżungli i lasów deszczowych. Rosły gęsto, niejednokrotnie plącząc się ze sobą, tworząc swoisty labirynt stworzony przez faunę. Powietrze tak jak w prawdziwej dżungli było gorące i wilgotne, dopełniając egzotycznego mikroklimatu.
Gąszcz uniemożliwiał wypatrzenie ścian, musieli by ich szukać, wędrując wśród zarośli. Błądzenie po omacku pośród zieleni, nie byłoby jednak najlepszym pomysłem. Zwykła dżungla była zabójcza, a co dopiero taka stworzona przez magicznego szaleńca i zamieszkana przez ludzko-gadzie dziwolągi. Kto wie co tu jeszcze mieszkało. Powinni jak najszybciej opuścić to miejsce.
- Nie ucz ojca dzieci robić - burknęła do elfa, stając trochę przed nim i uważnie lustrując otoczenie
- Kto cię podszedł kruszynko ? - odezwała się Rani, słysząc, że ma nie hałasować - Może na magii się nie znam, ale tropienie i skradanie się to moje życie. Po za tym słoneczko, tak naprawdę tylko ty mnie słyszysz - uśmiechnęła się pobłażliwie - Jeśli nie zechcę inaczej i nie warczę oczywiście - wyjaśniła, co tak naprawdę obudziło poprzednie gadziny. Krzyczeć mogła do woli, ale gdy ponosiły ja emocję, zwykle odzywał się też tygrys i to jego ryki zawiadomiły bestyjki.
- Zamiast mieć wrażenie, zwyczajnie spytaj - odezwała się jakby mówiła do małego dziecka - Uprzedzając twoje pytanie - dodała jakby łaskawie - Tak, jest ich tu więcej, a zapach jest na tyle silny, że nie sądzę byśmy chcieli poznać jak wielu. Zdecydowanie powinniśmy się wynieść stąd zanim oni się zorientują, że tu jesteśmy - zakończyła, przejmując prowadzenie.
Drogę wybierała intuicyjnie, dzięki czemu płynnie i z gracją typową dla drapieżnika, bezszelestnie przemykała wśród przeszkód. Przeskoczyła nad zwaloną kłodą, lądując w ściółce bez szmeru. Skupisko na pozór niegroźnie wyglądających lian ominęła szerokim łukiem, nadrabiając drogi, zamiast je zwyczajnie odgarnąć. Przeszła pod plątaniną gałęzi, tworzących roślinny tunel.
Czujny obserwator zauważył by, że każdy ruch choć na pierwszy rzut oka nie przemyślany, tak naprawdę stanowił niewielki element idealnej całości, przypominającej ułożony w głowie plan, który teraz był pieczołowicie realizowany przez Sherani. Podczas wędrówki, Rani nie trąciła niepotrzebnie ani jednego listka, a pod ciężarem tygrysa nie pękła nawet jedna gałązka.
Co kilka kroków zmiennokształtna odwracała ucho na Salazara, by sprawdzić czy go nie zgubiła, a dla pełnej pewności kilka razy zerkała też w jego stronę.
Początkowo wszystko szło doskonale. Celowo wybierała bezpieczną drogę, unikając miejsc uczęszczanych przez jaszczury i inne drapieżniki zamieszkujące ten ekosystem. Życie było by jednak zbyt piękne, gdyby wszystko szło po jej myśli.
Już dostrzegali niewielki ciemny tunel, częściowo zarośnięty przez chaszcze. Porozrzucane wokół głazy, wyłamane przez rozrastające się rośliny, jako jedyne zdradzały możliwe wyjście z komnaty.
- Zmiana planów - odezwała się do Salazara, zatrzymując się i czekając aż elf zrówna się z nią - Sprintem w stronę wyjścia - wskazała nosem w kierunku, w którym upatrywała tunelu i szturchnęła złodzieja barkiem, dając znak do rozpoczęcia biegu.
Teraz dla odmiany trzymała się lekko z tyłu. Co prawda zdążyła zauważyć, że Salazar biegał szybciej niż przeciętny długouch, ale w gąszczu wolała mieć na niego oko. Jeśli elf miał zginąć, to z jej ręki, a nie w durny sposób potykając się o jakiś konar i zostając złapanym przez przerośnięte jaszczurki.
Gnali przez gęstwinę, przeskakując nad naturalnymi przeszkodami, jak nadmiernie rozrośnięte i wystające korzenie czy zwalone pnie, czy uchylając się przed gałęziami. Raz tylko doskoczyła do boku Salazara odtrącając go od niewielkiej kępy zarośli, by zamiast ją przeskakiwać, ominął krzaki. Jaszczury już deptały im po piętach, gdy prawie dobiegli do ujścia z komnaty, które wyglądało jak ciasna jama.
- Skacz ! - była pewna, że dalej znajdował się korytarz, chociaż patrząc w tamta stronę, można było dojść do innego wniosku. Czuła stamtąd powietrze charakterystyczne dla kamiennych tuneli. Co prawda mag mógł wprowadzić kolejną zmyłkę z otworem wentylacyjnym i jej pewność wpędziła by ich w pułapkę, ale nawet znalezienie się w jamie miało pewne plusy. Łatwiej byłoby im się bronić przed wynaturzeniami, niż w naturalnym środowisku gadów.
Wskoczyła w wąski przesmyk zaraz za elfem. Nie myliła się. Znaleźli się w kolejnym tunelu, ten jednak wyglądał jak kontynuacja lasu.
- Jesteś w stanie zasypać wejście ? - zapytała, słysząc nadchodzące gadziny. Dobrze, gdyby Salazar potrafił magią zawalić otwór, uniemożliwiając jaszczuro-ludziom dobranie się do ich tyłków. Jeśli nie, będą musieli zrobić to ręcznie, tym razem nie było drzwi, które uratowałyby ich skórę.
Tunelem znów ruszyli tempem spacerowym i dopiero teraz można było zauważyć, że Rani kuleje.
Wszystko przez nieszczęsną kępę krzaków, do której ominięcia zmusiła elfa, to tam coś ją użarło. Wyczuwała siedzące tam zagrożenie i dlatego odepchnęła Salazara. Co ją ukąsiło, nie wiadomo. Musieliby wrócić do dżungli, a i tak bardziej prawdopodobne, że znaleźli by inne paskudztwo, ryzykując kolejne pogryzienie. Jaki skutek będzie niosło ze sobą ukąszenie, nieznanego stworzenia, jeszcze nie wiedziała. Na razie staw skokowy palił żywym ogniem. Rani uznała, że martwić się zacznie, gdy pojawią się bardziej specyficzne objawy. By działać w jakikolwiek sposób, musiała by znać jad i winowajcę. Mleko zostało wylane, ścierek do posprzątania brakowało, cóż więc dałoby łowczyni martwienie się na zapas. Im więcej drogi pokonają póki jeszcze jest sprawna tym będzie lepiej. Dla odmiany bieganie odpadało. Chociaż napływało do niego jaskiniowe powietrze, tunel był przedłużeniem dżungli i mogły na nich czekać niebezpieczeństwa podobne do tych w komnacie, dlatego znów wyszła na front, pilnując by coś ich nie pogryzło albo zwyczajnie nie zeżarło.
- Salazar
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 121
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
- Kontakt:
Dlaczego wypowiedziała właśnie te słowa? Elf miał wrażenie, że Sherani podpuszcza go i rzuca wyzwanie. Chyba czekała na jakąś odpowiedź z jego strony, więc długouchy uśmiechnął się lekko.
– Waruj? - wypowiedział to jedno słowo z uśmiechem, który nadal był widoczny na jego szarej twarzy. Właśnie dzięki niemu zmiennokształtna mogła odnieść wrażenie, iż nie mówi poważnie, a próbuje się z nią drażnić. Co prawda, był to jeden wyraz jednak, może, lepiej byłoby go określić mianem komendy i to takiej, którą kojarzy się z psami i stworzeniami do nich podobnymi, a nie z kotami. Tymczasem Salazar postanowił sobie z niej zażartować i tym samym podjąć się „wyzwania”. Zresztą, był też ciekaw, jak tygrysica na to zareaguje i, jak bardzo ją to zezłości. Na jej następne słowa nie odpowiedział już nic, bo zaczął sprawdzać, czy ma rację w kwestii tej pułapki, a później zajęty był unieszkodliwianiem jej.
Dotarli do kolejnego otworu, który powinien zaprowadzić ich na wyższy poziom labiryntu. Postanowił, że dostanie się do niego jako pierwszy i zrobił to, w dodatku Sherani nie sprzeciwiała się temu, chociaż elf spodziewał się, że dziewczyna może mieć jakieś obiekcje.
Co prawda, szybko został zaatakowany przez jaszczuroludzia, jednak poradził sobie z nim tak samo szybko i, naprawdę przypadkowo, krótka walka potoczyła się tak, że ciało łuskowatego humanoida wypadło przez dziurę i uderzyło w podłogę na niższym poziomie.
Wyższy poziom prezentował się inaczej, niż labirynt, w którym byli wcześniej. Wyglądało to na jakiś tropikalny las, który umieszczony był na obszarze o wysokości kilkudziesięciu metrów, przez co drzewa nie mogły osiągnąć swych prawdziwych rozmiarów i zginały się pod sufitem.
– To połączenie jaszczurki i człowieka, które, prawie, zrzuciłem ci na głowę – odparł i to takim tonem, jakby było to czymś naprawdę oczywistym, a pytanie, które zadała Sherani uznał za głupie i takie, którego nie powinna zadawać ze względu na to, co zobaczyła, zanim dostała się tutaj.
– Trochę to dziwne i zmienia to, co myślałem o sposobie, którym się ze mną porozumiewasz, gdy przebywasz w zwierzęcej formie, ale dobra… Najwyżej później cię o to zapytam, gdy będziemy mniej zajęci – odezwał się, chociaż najpewniej nie obraziłby się, gdyby tygrysica pochwyciła temat i wytłumaczyła mu to teraz, skoro i tak tylko on ją słyszy, a mieszkańcy tego lasu nie.
– Najpewniej zamieszkują ten las – rzucił. Znowu powiedział to w taki sposób, iż nie można było mieć pewności, czy mówi do siebie, czy może do towarzyszki.
Wybranie drogi został tygrysołaczce i ruszył za nią, gdy zaczęła się poruszać. Może wydawało jej się, że mroczny będzie poruszał się mniej ostrożnie niż ona, gdyż nie znajdował się w ciele drapieżnika, który stworzony jest do poruszania się po takim terenie.
Może nie do końca poruszał się w ten sam sposób co ona, w końcu tygrysie ciało dawało jej więcej możliwości, jednak Salazar na pewno nie powodował niepotrzebnych dźwięków. Stopy stawiał tak, że nie łamał żadnej gałązki i nie szeleścił przypadkowymi gałęziami lub krzewami, a gdy Sherani zaczęła iść roślinnym tunelem, on przeszedł obok. Na początku chciał wskoczyć na gałęzie go tworzące, jednak zrezygnował z tego, gdyż istniała szansa, że mogłyby one się pod nim załamać. Cały czas udawało mu się dotrzymywać tempa tygrysicy, a ona oglądała się za siebie, chyba, tylko dlatego, że poruszał się tak cicho i nie była pewna, czy za nią podąża. Z drugiej strony, nie poruszali się szybko, co już za chwilę miało się zmienić.
On także zauważył tunel, którego brzegi porośnięte były roślinnością, a gdy usłyszał słowa zmiennokształtnej, domyślił się, iż jaszczurki podążają ich tropem. Wszystko nagle nabrało tempa, a on zaczęli biec i tym samym nie zaprzątali sobie głowy tym, żeby poruszać się bezszelestnie. Teraz także dotrzymał jej kroku, a wszelakie przeszkody pokonywał naprawdę sprawnie. Już miał przeskoczyć nad jakimś niewielkim krzakiem, gdy Sherani odepchnęła go w bok i sama zrobiła to, o czym pomyślał. Było to dość dziwne zachowanie, jednak teraz postanowił nie zaprzątać sobie tym głowy.
Skoczył, zgodnie z poleceniem tygrysicy, i oboje znaleźli się w tunelu.
– Powinienem móc to zrobić – odpowiedział jej i odwrócił się w stronę wyjścia. Widział sylwetki jaszczuroludzi i byli oni coraz bliżej. Złodziej wykonał kilka szybkich gestów palcami i wyrzucił ręce do przodu, później podniósł je lekko, skierował na bok i złączył. W tym samym momencie obie ściany runęły na siebie i zasypały wejście kamieniami, z których były stworzone.
– Gotowe, chodźmy dalej – powiedział do niej i ruszył na spotkanie z kolejnym, ciemnym korytarzem. Chociaż, różnił się on nieco od tych, którymi podróżowali wcześniej, bo na jego ścianach i suficie był widoczny wpływ roślinności z poprzedniego pomieszczenia – na ścianach i suficie widoczne były korzenie, a także inna roślinność w postaci czegoś podobnego do traw i mchów.
– Co ci się stało w nogę? - zapytał, gdy zauważył, że Sherani kuleje. Wydawało mu się, że w trakcie ich ucieczki nie stało nic, co mogłoby poskutkować tym, że tygrysica zaczęłaby kuleć, jednak nie obserwował jej przez cały czas, więc mógł się mylić.
Z racji tego, że jedna z jej nóg nie była w pełni sprawna, ich marsz stał się nieco wolniejszy, niż wcześniej.
W każdym razie, szli dalej, a po pewnym czasie natrafili na dwóch jaszczuroludzi, którzy dzierżyli prymitywne włócznie. Stwory, jeszcze, ich nie zauważyły, może dlatego, że stało do nich tyłem.
– Jest ich tylko dwóch, zajmę się nimi – powiedział cicho, ale stanowczo. Sherani nie powinna się mu sprzeciwiać.
Salazar dobył sztyletu i zaczął skradać się do przodu, ewidentnie idąc w stronę jednego ze „strażników”. Gdy był już blisko, doskoczył do niego, pociągnął w tył i podciął gardło. Drugi strażnik to zauważył i od razu ruszył do ataku, dźgając grotem włóczni. Mroczny odchylił się w bok, bez problemu unikając broni drzewcowej. Od razu wykonał wypad w przód i wbił ostrze sztyletu prosto w gardło jaszczuroczłeka. Wrócił do tygrysołaczki.
– Wygląda na to, że panoszą się po całym piętrze, a nie tylko w lesie – podzielił się z nią swoimi obserwacjami. Dziewczyna najpewniej zgodzi się z nim, bo wątpił w to, żeby nie myślała podobnie.
– Hmm… Mogę ci jakoś pomóc z tą nogą? Masz mniejszą wartość bojową, gdy kulejesz – zaproponował i przy okazji wytłumaczył, dlaczego chciałby jej pomóc. Przy okazji, wznowili też marsz, chociaż nadal musieli być czujni, bo nie zawsze może być tak, że to oni pierwsi zauważą jaszczurki.
– Waruj? - wypowiedział to jedno słowo z uśmiechem, który nadal był widoczny na jego szarej twarzy. Właśnie dzięki niemu zmiennokształtna mogła odnieść wrażenie, iż nie mówi poważnie, a próbuje się z nią drażnić. Co prawda, był to jeden wyraz jednak, może, lepiej byłoby go określić mianem komendy i to takiej, którą kojarzy się z psami i stworzeniami do nich podobnymi, a nie z kotami. Tymczasem Salazar postanowił sobie z niej zażartować i tym samym podjąć się „wyzwania”. Zresztą, był też ciekaw, jak tygrysica na to zareaguje i, jak bardzo ją to zezłości. Na jej następne słowa nie odpowiedział już nic, bo zaczął sprawdzać, czy ma rację w kwestii tej pułapki, a później zajęty był unieszkodliwianiem jej.
Dotarli do kolejnego otworu, który powinien zaprowadzić ich na wyższy poziom labiryntu. Postanowił, że dostanie się do niego jako pierwszy i zrobił to, w dodatku Sherani nie sprzeciwiała się temu, chociaż elf spodziewał się, że dziewczyna może mieć jakieś obiekcje.
Co prawda, szybko został zaatakowany przez jaszczuroludzia, jednak poradził sobie z nim tak samo szybko i, naprawdę przypadkowo, krótka walka potoczyła się tak, że ciało łuskowatego humanoida wypadło przez dziurę i uderzyło w podłogę na niższym poziomie.
Wyższy poziom prezentował się inaczej, niż labirynt, w którym byli wcześniej. Wyglądało to na jakiś tropikalny las, który umieszczony był na obszarze o wysokości kilkudziesięciu metrów, przez co drzewa nie mogły osiągnąć swych prawdziwych rozmiarów i zginały się pod sufitem.
– To połączenie jaszczurki i człowieka, które, prawie, zrzuciłem ci na głowę – odparł i to takim tonem, jakby było to czymś naprawdę oczywistym, a pytanie, które zadała Sherani uznał za głupie i takie, którego nie powinna zadawać ze względu na to, co zobaczyła, zanim dostała się tutaj.
– Trochę to dziwne i zmienia to, co myślałem o sposobie, którym się ze mną porozumiewasz, gdy przebywasz w zwierzęcej formie, ale dobra… Najwyżej później cię o to zapytam, gdy będziemy mniej zajęci – odezwał się, chociaż najpewniej nie obraziłby się, gdyby tygrysica pochwyciła temat i wytłumaczyła mu to teraz, skoro i tak tylko on ją słyszy, a mieszkańcy tego lasu nie.
– Najpewniej zamieszkują ten las – rzucił. Znowu powiedział to w taki sposób, iż nie można było mieć pewności, czy mówi do siebie, czy może do towarzyszki.
Wybranie drogi został tygrysołaczce i ruszył za nią, gdy zaczęła się poruszać. Może wydawało jej się, że mroczny będzie poruszał się mniej ostrożnie niż ona, gdyż nie znajdował się w ciele drapieżnika, który stworzony jest do poruszania się po takim terenie.
Może nie do końca poruszał się w ten sam sposób co ona, w końcu tygrysie ciało dawało jej więcej możliwości, jednak Salazar na pewno nie powodował niepotrzebnych dźwięków. Stopy stawiał tak, że nie łamał żadnej gałązki i nie szeleścił przypadkowymi gałęziami lub krzewami, a gdy Sherani zaczęła iść roślinnym tunelem, on przeszedł obok. Na początku chciał wskoczyć na gałęzie go tworzące, jednak zrezygnował z tego, gdyż istniała szansa, że mogłyby one się pod nim załamać. Cały czas udawało mu się dotrzymywać tempa tygrysicy, a ona oglądała się za siebie, chyba, tylko dlatego, że poruszał się tak cicho i nie była pewna, czy za nią podąża. Z drugiej strony, nie poruszali się szybko, co już za chwilę miało się zmienić.
On także zauważył tunel, którego brzegi porośnięte były roślinnością, a gdy usłyszał słowa zmiennokształtnej, domyślił się, iż jaszczurki podążają ich tropem. Wszystko nagle nabrało tempa, a on zaczęli biec i tym samym nie zaprzątali sobie głowy tym, żeby poruszać się bezszelestnie. Teraz także dotrzymał jej kroku, a wszelakie przeszkody pokonywał naprawdę sprawnie. Już miał przeskoczyć nad jakimś niewielkim krzakiem, gdy Sherani odepchnęła go w bok i sama zrobiła to, o czym pomyślał. Było to dość dziwne zachowanie, jednak teraz postanowił nie zaprzątać sobie tym głowy.
Skoczył, zgodnie z poleceniem tygrysicy, i oboje znaleźli się w tunelu.
– Powinienem móc to zrobić – odpowiedział jej i odwrócił się w stronę wyjścia. Widział sylwetki jaszczuroludzi i byli oni coraz bliżej. Złodziej wykonał kilka szybkich gestów palcami i wyrzucił ręce do przodu, później podniósł je lekko, skierował na bok i złączył. W tym samym momencie obie ściany runęły na siebie i zasypały wejście kamieniami, z których były stworzone.
– Gotowe, chodźmy dalej – powiedział do niej i ruszył na spotkanie z kolejnym, ciemnym korytarzem. Chociaż, różnił się on nieco od tych, którymi podróżowali wcześniej, bo na jego ścianach i suficie był widoczny wpływ roślinności z poprzedniego pomieszczenia – na ścianach i suficie widoczne były korzenie, a także inna roślinność w postaci czegoś podobnego do traw i mchów.
– Co ci się stało w nogę? - zapytał, gdy zauważył, że Sherani kuleje. Wydawało mu się, że w trakcie ich ucieczki nie stało nic, co mogłoby poskutkować tym, że tygrysica zaczęłaby kuleć, jednak nie obserwował jej przez cały czas, więc mógł się mylić.
Z racji tego, że jedna z jej nóg nie była w pełni sprawna, ich marsz stał się nieco wolniejszy, niż wcześniej.
W każdym razie, szli dalej, a po pewnym czasie natrafili na dwóch jaszczuroludzi, którzy dzierżyli prymitywne włócznie. Stwory, jeszcze, ich nie zauważyły, może dlatego, że stało do nich tyłem.
– Jest ich tylko dwóch, zajmę się nimi – powiedział cicho, ale stanowczo. Sherani nie powinna się mu sprzeciwiać.
Salazar dobył sztyletu i zaczął skradać się do przodu, ewidentnie idąc w stronę jednego ze „strażników”. Gdy był już blisko, doskoczył do niego, pociągnął w tył i podciął gardło. Drugi strażnik to zauważył i od razu ruszył do ataku, dźgając grotem włóczni. Mroczny odchylił się w bok, bez problemu unikając broni drzewcowej. Od razu wykonał wypad w przód i wbił ostrze sztyletu prosto w gardło jaszczuroczłeka. Wrócił do tygrysołaczki.
– Wygląda na to, że panoszą się po całym piętrze, a nie tylko w lesie – podzielił się z nią swoimi obserwacjami. Dziewczyna najpewniej zgodzi się z nim, bo wątpił w to, żeby nie myślała podobnie.
– Hmm… Mogę ci jakoś pomóc z tą nogą? Masz mniejszą wartość bojową, gdy kulejesz – zaproponował i przy okazji wytłumaczył, dlaczego chciałby jej pomóc. Przy okazji, wznowili też marsz, chociaż nadal musieli być czujni, bo nie zawsze może być tak, że to oni pierwsi zauważą jaszczurki.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 96
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
W tej krótkiej chwili, w głowie łowczyni walczyły dwa główne pragnienia, zabić Salazara tu na miejscu, za bezczelność, ignorując wszystkie plany czy parsknąć śmiechem. Śmiać jej się chciało z wielu powodów. Dlatego, że sama podłożyła się złodziejowi, a ten wykorzystał okazję i postanowił przetestować "zaproponowaną" komendę. Ponieważ mówił do niej jak do psa, którym niby nie była, ale właśnie Ogarem ją wołano. Uśmiechał się, co nie tylko było u mrocznego rzadkie, ale stanowiło też wyraźny znak, że elf świetnie się bawi, wystawiając jej cierpliwość na próbę. W ciągu kilku uderzeń serca zdążyła rozważyć kilka scenariuszy, na przemian napinając mięśnie, ukazując pazury i chowając je bez podejmowania ataku. W efekcie położyła się z warknięciem, łeb układając płasko na ziemi i mrucząc pod nosem. Dlaczego to zrobiła ? Chyba dlatego, że obstawiła, iż takiego efektu Salazar spodziewał się najmniej, a nie chciała być przewidywalna.
Popatrzyła na mrocznego, gdy ten od razu odpowiedział na jej pytanie, jakby palnęła coś głupiego, uznała więc, że oświeci Salazara.
- Stawiasz sprawę jeszcze gorzej - wyszczerzyła się złośliwie.
- Miałam na myśli siebie - odpowiedziała elfowi, tłumacząc mu sens swojego pytania. Chciał uczyć łowczynię skradania się, uciszając ją, podczas gdy nie tak dawno sam padł jej ofiarą - To jednak dodaje kolejnego zwierzaka, który cię skutecznie zaszedł w dość krótkim czasie - podśmiewała się pod nosem. Myśląc - "Maleńka zemsta, za to warowanie".
Westchnęła w formie potwierdzenia i widząc zainteresowanie Salazara, uznała, że wróci do tematu w luźniejszej chwili, tak jak początkowo zaproponował. W chwili obecnej zbyt skupiała się na przeprowadzeniu ich w jednym kawałku przez dżunglę, by jeszcze gadać.
Niedługo później sprawy nabrały tempa a ich rozwinięciem było kontynuowanie podróży tunelem, którego wejście złodziej z sukcesem zasypał.
- Dziabnęło mnie coś po drodze - wzruszyła barkami, ruszając przed siebie, ponownie wychodząc na prowadzenie. Teraz gdy do pilnowania miała znacznie mniejszą przestrzeń, zaczęła powoli tłumaczyć, co zdążyła zaobserwować w kwestii komunikacji jako tygrys.
- Do końca sama nie wiem jak to działa, ale zauważyłam, że jak mówię do konkretnej osoby, inni nie słyszą rozmowy. Jak zwracam się do grupy, słyszą mnie wszyscy. Nie jest to typowa telepatia - na moment przerwała, pokonując jakąś bardziej absorbującą przeszkodę - Bo nawet jeśli ktoś osłoni swój umysł barierą, będzie mnie słyszał, w przeciwieństwie do zwykłej ingerencji w umysł, którą zablokuje. Wychodzi na to, że to trochę tak, jakbyś ty nagle nabierał zdolności rozumienia zwierzęcia, a nie zwierze mówiło do ciebie. Nie wiem jak to lepiej wytłumaczyć, ale ja to mniej więcej tak widzę - nie wyjaśniała, że zmiennokształtną była stosunkowo niedługo, w większości książki bywały marnym źródłem rzetelnych informacji, więc cała jej wiedza pochodziła z własnych obserwacji i nauki na błędach.
W momencie, gdy natknęli się na dwóch wartowników, nie sprzeczała się z Salazarem. Jeśli mroczny miał się poczuć lepiej mordując zwiadowców, niech pędzi. Gdy wrócił Skinęła głową, potwierdzając, że prawdopodobnie jeszcze spotkają te dziwaczne dwunogie gady, by momentalnie przybrać niedowierzającą minę. Teraz zrozumiała przyczynę wyrywności elfa, uznał, że nie da sobie rady.
- Uważaj tylko by nie drasnęli cię swoją bronią - podeszła do prymitywnych włóczni, leżących obok zwłok, które ostrożnie obwąchała. W gorących krajach, wschodnich krain, były dzikie ludy, które swoją broń nasączały truciznami toksycznych zwierząt. Tych akurat było pod dostatkiem w magicznych tunelach i groty jaszczurów, podejrzewała o taki właśnie zabieg, gdyż nie pachniały samą stalą.
- Nie - odpowiedziała zdawkowo. Żadne z nich nie mogło nic poradzić, jednak wyraz szczerego zdziwienia wystąpił na tygrysim pysku. Można by wręcz powiedzieć, że tygrysica uniosła jedną brew, którą to skutecznie zastępowały paski na tygrysim futrze, z niedowierzaniem patrząc na Salazara, zastanawiając się czy mroczny odkrył swoje nowe powołanie jako uzdrowiciel lub weterynarz.
- Co najwyżej na gracji tracę, jak na razie na niczym więcej - odpowiedziała, gdy elf wytłumaczył przyczynę swojej troski. Boląca noga była irytująca, ale jeszcze nie dawała się mocno we znaki.
Wyraźnie upierdliwie "zatroskany" elf zamiast trzymać się w tyle, snuł się to obok, to wychylał się no czoło dwuosobowego orszaku, jakby nie do końca ufał zmysłom niepełnowartościowego tygrysa. Nagle łowczyni, zębami złapała go znienacka z pasek, zatrzymując w półkroku. Potem opierając głowę o biodro uszatego, jak kot który domaga się pieszczot, przesunęło go do jednej ze ścian. Nie miała rąk, to musiała sobie radzić inaczej.
- Przez takie niespodzianki nie idziemy szybciej - wytłumaczyła się. Z pomiędzy jamy utworzonej z zapętlonych korzeni, wystawała para kosmatych odnóży, które szybko cofnęły się z powrotem do swej kryjówki.
- Jeśli jednak nadążysz, możemy zwiększyć tempo - Bieganie nie było najlepszym pomysłem, wśród tylu niebezpieczeństw, ale ostrożny truchcik nie powinien stanowić problemu. Po za tym miałby on jeszcze jedną zaletę, mieli szansę szybciej wydostać się z tej części tuneli.
Ruszyła lekkim, chociaż trochę nierównym kłusem. Chwilę później napotkali charakterystyczne dla kreacji maga-wariata, rozwidlenie. Bez zastanawiania się wybrała lewą odnogę. Kierowała się powietrzem, licząc, że mag odpuścił sobie kolejną sztuczkę z wentylacją, innych wskazówek nie było, a lepsze niepewne niż żadne.
Biegli dobrą chwilę, a tygrysica powoli zaczynała czuć działanie nieznanego jadu. Łapa, która bolała, teraz zaczynała drętwieć i tylko dobra znajomość własnego ciała pomagała Rani utrzymać krok, bez potykania się.
Nie wiadomo jak długą drogę pokonali, przeskakując korzenie, czołgając się pod niskimi a zbyt gęstymi konarami, by móc minąć je w inny sposób, gdy ich oczom ukazało się coś nowego. Przed nimi rozciągało się najprawdziwsze bagno, bo jeziorem nie można by nazwać mulistej wody, sięgającej od ściany do ściany i ciągnącej się stanowczo za daleko by ją przeskakiwać.
Sherani nawet nie zbliżała się do brzegu, wszystkie zmysły alarmowały ją o tym, jak zły byłby to pomysł.
Przyglądała się chwilę drzewom oplatającym korytarz. Mogli przejść po pniach i konarach. Zadanie dość karkołomne, ale wykonalne, już miała wytłumaczyć jak widzi przeprawę, gdy za nimi rozległ się klekot przypominający formę mowy.
Łowczyni odwróciła się domyślając się źródła dźwięków, za nimi pojawił się gadzi patrol, nadchodzący pewnie z przeciwnej odnogi. Zastanawiała się przez moment. Wciąż byli daleko, zbyt daleko na rzut oszczepem, dając im trochę czasu. Wtedy było dwóch, teraz nadchodziło sześciu. Dla ich dwójki, jak splunąć. Patrząc jednak na problem z innej perspektywy, czy powinni ryzykować zranienie włócznią lub innym świństwem, jakie mogły ze sobą dzierżyć jaszczury ?
Jako jeden z niewielu razy, Rani uznała, że lepiej zagrać asekuracyjnie.
- Górą - odezwała się krótko do Salazara, rozpoczynając wspinaczkę. Stawiała łapy ostrożnie, jedna za drugą, wybierając drogę tak by konary utrzymały ich ciężar. Przeprawa nie była łatwa, ale dwóm tak zwinnym istotom, zajęła tyle czasu co jaszczurom rozpoczęcie pogoni i dobiegnięcie do skraju sadzawki.
Gdy zeskoczyli na ziemię, w miejsce, które tygrysica wybrała, ponownie trzymając się z dala od brzegu, mieli okazję przekonać, jak mądrym to było posunięciem. Jeden z jaczuro-ludzi, nie wyhamował z biegu. Zbliżył się, palcami stóp dotykając wody. Wtedy z mętnej toni wyskoczyły dziwne zębate macki, które do wtóru pisków złapanego i ostrzegawczych syków reszty gadów, wciągnęły nieszczęśnika do wody. Gady przez pewien czas kręciły się jeszcze, próbując pokonać przeszkodę w taki sposób jak tygrys z elfem, ale gdy jeden z nich został ściągnięty z gałęzi, po której szedł, przez podobne macki, zaniechali prób, poklekując wyraźnie rozzłoszczeni.
Wznowiła kłus. Przez pewien czas było spokojnie, pomijając czające się gdzieniegdzie węże, stonogi rozmiarem zbliżone do pytonów, kolorowe żaby czy porosty, które wyglądały na podejrzane i na potencjalnie niebezpieczne, chociaż Rani nie wiedziała czemu. Teraz zaczynała na dobre czuć objawy. Chyba miała gorączkę i zaczynała gorzej widzieć, szybciej się też męczyła.
Nie mając pewności, jak długo jeszcze wytrzyma z radością powitała kolejny otwór w suficie, który się pojawił. Zrobiła pętlę na dole, rozglądając się i wietrząc, w poszukiwaniu zagrożeń.
- Pozwolisz - odezwała się krótko do Salazara, ale nie było to pytanie. Z wyraźnym wysiłkiem wskoczyła na górę i znalazła się w niewielkiej jamie. Podłogi było tyle, by dorosła osoba mogła stanąć i nie wypaść dziurą. A w jednym końcu były znane im już drzwi. Po raz pierwszy ucieszyła się widząc wrota.
- Czysto - zawołała złodzieja, czekając, aż ten do niej dołączy.
Gdy tylko mroczny znalazł się na górze, łapą wskazała drzwi - Czyń honory - gest często wykonywany przez ludzi, na przykład zapraszających gości do swojego domu, w tygrysim wydaniu wyglądał dość komicznie.
Po przejściu na drugą stronę znów znaleźli się w zwykłym kamiennym tunelu. Westchnęła głęboko i klapnęła ciężko na posadzce.
- Teraz możesz uznać, że moja wartość bojowa spadła - odezwała się dziewczyna zamykając oczy i układając głowę na łapach.
Bolało ją wszystko, łącznie z każdym włoskiem futra. Oczy piekły i widziała podwójnie, bo ostatnim razem Salazar był jeden, teraz stało ich dwóch. Nos piekł, jakby nawdychała się pieprzu
- Kierunek jest dobry. Powietrze pachnie tutaj inaczej niż, w niższych partiach. Dogonię cię później - nie dodawała już, jeśli się obudzę, zostawiając tę informację w domyśle. Przeszli przez lesistą część, ona mogła tu bezpiecznie odpocząć, Salazarowi pomogła przeprawić się przez dżunglę. Wszyscy zyskali, teraz mogła się zdrzemnąć, jeśli coś miało jej pomóc to sen. Częściowo była dobrej myśli. Śmiertelne toksyny, działały szybciej i zwykle na układ krwionośny i oddechowy, co prawda nic w tych korytarzach nie było naturalne, więc i jad mógł działać powoli, boleśnie i śmiertelnie. Czy jednak zamartwianie się coś by zmieniło.
Popatrzyła na mrocznego, gdy ten od razu odpowiedział na jej pytanie, jakby palnęła coś głupiego, uznała więc, że oświeci Salazara.
- Stawiasz sprawę jeszcze gorzej - wyszczerzyła się złośliwie.
- Miałam na myśli siebie - odpowiedziała elfowi, tłumacząc mu sens swojego pytania. Chciał uczyć łowczynię skradania się, uciszając ją, podczas gdy nie tak dawno sam padł jej ofiarą - To jednak dodaje kolejnego zwierzaka, który cię skutecznie zaszedł w dość krótkim czasie - podśmiewała się pod nosem. Myśląc - "Maleńka zemsta, za to warowanie".
Westchnęła w formie potwierdzenia i widząc zainteresowanie Salazara, uznała, że wróci do tematu w luźniejszej chwili, tak jak początkowo zaproponował. W chwili obecnej zbyt skupiała się na przeprowadzeniu ich w jednym kawałku przez dżunglę, by jeszcze gadać.
Niedługo później sprawy nabrały tempa a ich rozwinięciem było kontynuowanie podróży tunelem, którego wejście złodziej z sukcesem zasypał.
- Dziabnęło mnie coś po drodze - wzruszyła barkami, ruszając przed siebie, ponownie wychodząc na prowadzenie. Teraz gdy do pilnowania miała znacznie mniejszą przestrzeń, zaczęła powoli tłumaczyć, co zdążyła zaobserwować w kwestii komunikacji jako tygrys.
- Do końca sama nie wiem jak to działa, ale zauważyłam, że jak mówię do konkretnej osoby, inni nie słyszą rozmowy. Jak zwracam się do grupy, słyszą mnie wszyscy. Nie jest to typowa telepatia - na moment przerwała, pokonując jakąś bardziej absorbującą przeszkodę - Bo nawet jeśli ktoś osłoni swój umysł barierą, będzie mnie słyszał, w przeciwieństwie do zwykłej ingerencji w umysł, którą zablokuje. Wychodzi na to, że to trochę tak, jakbyś ty nagle nabierał zdolności rozumienia zwierzęcia, a nie zwierze mówiło do ciebie. Nie wiem jak to lepiej wytłumaczyć, ale ja to mniej więcej tak widzę - nie wyjaśniała, że zmiennokształtną była stosunkowo niedługo, w większości książki bywały marnym źródłem rzetelnych informacji, więc cała jej wiedza pochodziła z własnych obserwacji i nauki na błędach.
W momencie, gdy natknęli się na dwóch wartowników, nie sprzeczała się z Salazarem. Jeśli mroczny miał się poczuć lepiej mordując zwiadowców, niech pędzi. Gdy wrócił Skinęła głową, potwierdzając, że prawdopodobnie jeszcze spotkają te dziwaczne dwunogie gady, by momentalnie przybrać niedowierzającą minę. Teraz zrozumiała przyczynę wyrywności elfa, uznał, że nie da sobie rady.
- Uważaj tylko by nie drasnęli cię swoją bronią - podeszła do prymitywnych włóczni, leżących obok zwłok, które ostrożnie obwąchała. W gorących krajach, wschodnich krain, były dzikie ludy, które swoją broń nasączały truciznami toksycznych zwierząt. Tych akurat było pod dostatkiem w magicznych tunelach i groty jaszczurów, podejrzewała o taki właśnie zabieg, gdyż nie pachniały samą stalą.
- Nie - odpowiedziała zdawkowo. Żadne z nich nie mogło nic poradzić, jednak wyraz szczerego zdziwienia wystąpił na tygrysim pysku. Można by wręcz powiedzieć, że tygrysica uniosła jedną brew, którą to skutecznie zastępowały paski na tygrysim futrze, z niedowierzaniem patrząc na Salazara, zastanawiając się czy mroczny odkrył swoje nowe powołanie jako uzdrowiciel lub weterynarz.
- Co najwyżej na gracji tracę, jak na razie na niczym więcej - odpowiedziała, gdy elf wytłumaczył przyczynę swojej troski. Boląca noga była irytująca, ale jeszcze nie dawała się mocno we znaki.
Wyraźnie upierdliwie "zatroskany" elf zamiast trzymać się w tyle, snuł się to obok, to wychylał się no czoło dwuosobowego orszaku, jakby nie do końca ufał zmysłom niepełnowartościowego tygrysa. Nagle łowczyni, zębami złapała go znienacka z pasek, zatrzymując w półkroku. Potem opierając głowę o biodro uszatego, jak kot który domaga się pieszczot, przesunęło go do jednej ze ścian. Nie miała rąk, to musiała sobie radzić inaczej.
- Przez takie niespodzianki nie idziemy szybciej - wytłumaczyła się. Z pomiędzy jamy utworzonej z zapętlonych korzeni, wystawała para kosmatych odnóży, które szybko cofnęły się z powrotem do swej kryjówki.
- Jeśli jednak nadążysz, możemy zwiększyć tempo - Bieganie nie było najlepszym pomysłem, wśród tylu niebezpieczeństw, ale ostrożny truchcik nie powinien stanowić problemu. Po za tym miałby on jeszcze jedną zaletę, mieli szansę szybciej wydostać się z tej części tuneli.
Ruszyła lekkim, chociaż trochę nierównym kłusem. Chwilę później napotkali charakterystyczne dla kreacji maga-wariata, rozwidlenie. Bez zastanawiania się wybrała lewą odnogę. Kierowała się powietrzem, licząc, że mag odpuścił sobie kolejną sztuczkę z wentylacją, innych wskazówek nie było, a lepsze niepewne niż żadne.
Biegli dobrą chwilę, a tygrysica powoli zaczynała czuć działanie nieznanego jadu. Łapa, która bolała, teraz zaczynała drętwieć i tylko dobra znajomość własnego ciała pomagała Rani utrzymać krok, bez potykania się.
Nie wiadomo jak długą drogę pokonali, przeskakując korzenie, czołgając się pod niskimi a zbyt gęstymi konarami, by móc minąć je w inny sposób, gdy ich oczom ukazało się coś nowego. Przed nimi rozciągało się najprawdziwsze bagno, bo jeziorem nie można by nazwać mulistej wody, sięgającej od ściany do ściany i ciągnącej się stanowczo za daleko by ją przeskakiwać.
Sherani nawet nie zbliżała się do brzegu, wszystkie zmysły alarmowały ją o tym, jak zły byłby to pomysł.
Przyglądała się chwilę drzewom oplatającym korytarz. Mogli przejść po pniach i konarach. Zadanie dość karkołomne, ale wykonalne, już miała wytłumaczyć jak widzi przeprawę, gdy za nimi rozległ się klekot przypominający formę mowy.
Łowczyni odwróciła się domyślając się źródła dźwięków, za nimi pojawił się gadzi patrol, nadchodzący pewnie z przeciwnej odnogi. Zastanawiała się przez moment. Wciąż byli daleko, zbyt daleko na rzut oszczepem, dając im trochę czasu. Wtedy było dwóch, teraz nadchodziło sześciu. Dla ich dwójki, jak splunąć. Patrząc jednak na problem z innej perspektywy, czy powinni ryzykować zranienie włócznią lub innym świństwem, jakie mogły ze sobą dzierżyć jaszczury ?
Jako jeden z niewielu razy, Rani uznała, że lepiej zagrać asekuracyjnie.
- Górą - odezwała się krótko do Salazara, rozpoczynając wspinaczkę. Stawiała łapy ostrożnie, jedna za drugą, wybierając drogę tak by konary utrzymały ich ciężar. Przeprawa nie była łatwa, ale dwóm tak zwinnym istotom, zajęła tyle czasu co jaszczurom rozpoczęcie pogoni i dobiegnięcie do skraju sadzawki.
Gdy zeskoczyli na ziemię, w miejsce, które tygrysica wybrała, ponownie trzymając się z dala od brzegu, mieli okazję przekonać, jak mądrym to było posunięciem. Jeden z jaczuro-ludzi, nie wyhamował z biegu. Zbliżył się, palcami stóp dotykając wody. Wtedy z mętnej toni wyskoczyły dziwne zębate macki, które do wtóru pisków złapanego i ostrzegawczych syków reszty gadów, wciągnęły nieszczęśnika do wody. Gady przez pewien czas kręciły się jeszcze, próbując pokonać przeszkodę w taki sposób jak tygrys z elfem, ale gdy jeden z nich został ściągnięty z gałęzi, po której szedł, przez podobne macki, zaniechali prób, poklekując wyraźnie rozzłoszczeni.
Wznowiła kłus. Przez pewien czas było spokojnie, pomijając czające się gdzieniegdzie węże, stonogi rozmiarem zbliżone do pytonów, kolorowe żaby czy porosty, które wyglądały na podejrzane i na potencjalnie niebezpieczne, chociaż Rani nie wiedziała czemu. Teraz zaczynała na dobre czuć objawy. Chyba miała gorączkę i zaczynała gorzej widzieć, szybciej się też męczyła.
Nie mając pewności, jak długo jeszcze wytrzyma z radością powitała kolejny otwór w suficie, który się pojawił. Zrobiła pętlę na dole, rozglądając się i wietrząc, w poszukiwaniu zagrożeń.
- Pozwolisz - odezwała się krótko do Salazara, ale nie było to pytanie. Z wyraźnym wysiłkiem wskoczyła na górę i znalazła się w niewielkiej jamie. Podłogi było tyle, by dorosła osoba mogła stanąć i nie wypaść dziurą. A w jednym końcu były znane im już drzwi. Po raz pierwszy ucieszyła się widząc wrota.
- Czysto - zawołała złodzieja, czekając, aż ten do niej dołączy.
Gdy tylko mroczny znalazł się na górze, łapą wskazała drzwi - Czyń honory - gest często wykonywany przez ludzi, na przykład zapraszających gości do swojego domu, w tygrysim wydaniu wyglądał dość komicznie.
Po przejściu na drugą stronę znów znaleźli się w zwykłym kamiennym tunelu. Westchnęła głęboko i klapnęła ciężko na posadzce.
- Teraz możesz uznać, że moja wartość bojowa spadła - odezwała się dziewczyna zamykając oczy i układając głowę na łapach.
Bolało ją wszystko, łącznie z każdym włoskiem futra. Oczy piekły i widziała podwójnie, bo ostatnim razem Salazar był jeden, teraz stało ich dwóch. Nos piekł, jakby nawdychała się pieprzu
- Kierunek jest dobry. Powietrze pachnie tutaj inaczej niż, w niższych partiach. Dogonię cię później - nie dodawała już, jeśli się obudzę, zostawiając tę informację w domyśle. Przeszli przez lesistą część, ona mogła tu bezpiecznie odpocząć, Salazarowi pomogła przeprawić się przez dżunglę. Wszyscy zyskali, teraz mogła się zdrzemnąć, jeśli coś miało jej pomóc to sen. Częściowo była dobrej myśli. Śmiertelne toksyny, działały szybciej i zwykle na układ krwionośny i oddechowy, co prawda nic w tych korytarzach nie było naturalne, więc i jad mógł działać powoli, boleśnie i śmiertelnie. Czy jednak zamartwianie się coś by zmieniło.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości