Danae ⇒ [W mieście] Strażnicy i złodzieje
Oczywiście, że mogło. Dziurki w kafelkach wyglądały bardzo podejrzenie... No i jeszcze te zwłoki. Sekiel przykucnął przy nich, obejrzał rany, porównał z dziurkami w kafelkach. Średnica się zgadzała, a że dziury w ciałach były równe, to coś działało szybko. Na tyle, by nie dać czasu na jakąkolwiek reakcję. Cholernie dobry mechanizm... albo magia.
W każdym bądź razie trzeba było sprawdzić jak pułapka działa. Do tego celu posłużyły zabójcy zwłoki, na których ostało się jeszcze nieco mięśni - rzucone na podłogę w korytarzu między kafelkami, wydały nieprzyjemny, mlaszczący odgłos. Był to właściwie jedyny efekt - ze ścian nic nie wystrzeliło, nie pojawiła się żadna paskudna niespodzianka... Może więc linka przy samej podłodze? Ale nie, widziałby ją, korytarz długi nie był.
Tak więc zasady działania mechanizmu nie znał. Nie zastanawiał się nawet, czy to faktycznie mechanizm, czy też magia - na jedno w sumie wychodziło. Trzeba się było zastanowić, jak przejść dalej tak, by nie być podziurawionym niczym valladoński ser. Z reguły powinien być tu jakiś wyłącznik - i faktycznie, w ścianie znajdowały się trzy szczeliny, różnego kształtu. A zatem zagadka.
Należało się wiec rozejrzeć za jakimiś wskazówkami - a na takie własnie wyglądały freski na ścianach. Tarczę rycerza i chustę damulki szybko połączył ze szczelinami kwadratową i trójkątną... tylko co z prostokątem? Czy powinni skorzystać ze wszystkich otworów? Czy kolejność była ważna?
Kto budował te tunele? Ludzie, a więc prosta symbolika. Rycerz, w założeniu prawy, cnotliwy... obrońca dam? Być może... Tarcza? Opoka, chroniąca od złego... A więc i przestroga? Dodatkowe zabezpieczenie?
Chusta? Jedna cholera wie, to mogło być wszystko, od duchowości, przez świadome macierzyństwo, na ucisku kobiet skończywszy. Może więc nie chusta, a sama kobieta? Księżniczka, szlachetna dama... Stojąca wyżej od rycerza. Ważniejsza od niego... Pierwsza?
- Tak, Ariso - dopiero teraz jej odpowiedział. - Może zabić, pod warunkiem, że coś skopiemy. Ale skopać nic nie zamierzamy, prawda? Bądź tak dobra i sięgnij do trójkątnej szczeliny. Jeśli coś tam znajdziesz - pchnij, pociągnij, naciśnij... tylko nie puszczaj, póki ci nie powiem. Nie bój się, nic ci się nie stanie. Sajmon, ciebie poproszę, byś stanął w pobliżu szczeliny kwadratowej. Jeśli ci powiem, że masz tam włożyć rękę, spełnisz moją prośbę, dobrze? Dziękuję z góry. A teraz zajmijmy się prostokątem...
Zabójca zaczął rozglądać się za dodatkowymi symbolami. Prostokąta wszelako nie znajdował nigdzie - zamiast tego zwrócił uwagę na okrągłą dziurę w kamiennym podwyższeniu. No cóż... może i ją się wykorzysta. Póki co należało zobaczyć, jakie efekty przyniesie działanie Arisy.
W każdym bądź razie trzeba było sprawdzić jak pułapka działa. Do tego celu posłużyły zabójcy zwłoki, na których ostało się jeszcze nieco mięśni - rzucone na podłogę w korytarzu między kafelkami, wydały nieprzyjemny, mlaszczący odgłos. Był to właściwie jedyny efekt - ze ścian nic nie wystrzeliło, nie pojawiła się żadna paskudna niespodzianka... Może więc linka przy samej podłodze? Ale nie, widziałby ją, korytarz długi nie był.
Tak więc zasady działania mechanizmu nie znał. Nie zastanawiał się nawet, czy to faktycznie mechanizm, czy też magia - na jedno w sumie wychodziło. Trzeba się było zastanowić, jak przejść dalej tak, by nie być podziurawionym niczym valladoński ser. Z reguły powinien być tu jakiś wyłącznik - i faktycznie, w ścianie znajdowały się trzy szczeliny, różnego kształtu. A zatem zagadka.
Należało się wiec rozejrzeć za jakimiś wskazówkami - a na takie własnie wyglądały freski na ścianach. Tarczę rycerza i chustę damulki szybko połączył ze szczelinami kwadratową i trójkątną... tylko co z prostokątem? Czy powinni skorzystać ze wszystkich otworów? Czy kolejność była ważna?
Kto budował te tunele? Ludzie, a więc prosta symbolika. Rycerz, w założeniu prawy, cnotliwy... obrońca dam? Być może... Tarcza? Opoka, chroniąca od złego... A więc i przestroga? Dodatkowe zabezpieczenie?
Chusta? Jedna cholera wie, to mogło być wszystko, od duchowości, przez świadome macierzyństwo, na ucisku kobiet skończywszy. Może więc nie chusta, a sama kobieta? Księżniczka, szlachetna dama... Stojąca wyżej od rycerza. Ważniejsza od niego... Pierwsza?
- Tak, Ariso - dopiero teraz jej odpowiedział. - Może zabić, pod warunkiem, że coś skopiemy. Ale skopać nic nie zamierzamy, prawda? Bądź tak dobra i sięgnij do trójkątnej szczeliny. Jeśli coś tam znajdziesz - pchnij, pociągnij, naciśnij... tylko nie puszczaj, póki ci nie powiem. Nie bój się, nic ci się nie stanie. Sajmon, ciebie poproszę, byś stanął w pobliżu szczeliny kwadratowej. Jeśli ci powiem, że masz tam włożyć rękę, spełnisz moją prośbę, dobrze? Dziękuję z góry. A teraz zajmijmy się prostokątem...
Zabójca zaczął rozglądać się za dodatkowymi symbolami. Prostokąta wszelako nie znajdował nigdzie - zamiast tego zwrócił uwagę na okrągłą dziurę w kamiennym podwyższeniu. No cóż... może i ją się wykorzysta. Póki co należało zobaczyć, jakie efekty przyniesie działanie Arisy.
Dziewczyna poczuła pod palcami przedmiot, który był okrągły. Uśmiechnęła się sama do siebie, że nic jej się nie stało. Wyjęła dany przedmiot i w tym momencie, coś jakby się poruszyło, a ziemia się zatrzęsła. Trwało to kilka sekund, po tym nic takiego nie było. Arisa podała dany przedmiot skrytobójcy, chodź wiedziała już, co i jak. W tej samej chwili w korytarzu zabłysło światło i było widać małą sylwetkę. Dziewczyna czuła, że to mógłby być ten chłopiec, lecz jak się tam dostał, może tamtym przejściem. To wydawało się jej jeszcze bardziej tajemnicze, a przy czym fascynujące. Sajmon się widocznie niecierpliwił, gdyż zaczął bawić się palcami, jak to miał w zwyczaju.
Sekiel mruknął jakieś podziękowanie, odebrał okrągły przedmiot od Arisy, wetknął go w dziurę w podwyższeniu i zachwiał się lekko, gdy korytarz zatrząsł się po raz drugi. Z sufitu posypał się pył, coś szczęknęło metalicznie, znać - zadziałał mechanizm. Dziurki w kafelkach, jak się okazało, zniknęły - przysłoniły je metalowe łuski. To zabójca wziął za dostateczny znak na to, że przejście jest bezpieczne - co wkrótce wykorzystał, przeskakując nad trupami, w każdej chwili gotów do ponownego skoku - tym razem na drugi koniec podejrzanego korytarza. Nie było to jednak potrzebne, gdyż żadne kolce strzelać nie myślały.
- Chodźcie - rzucił do elfów. - Jedna pułapka za nami, ale może być ich tu więcej. Ci, którzy tu przebywają, raczej nie życzą sobie nieproszonych gości.
Sekiel wyszedł z ciasnego przejścia i znalazł się w nieco przestronniejszym, kwadratowym pomieszczeniu, po którego drugiej stronie znajdował się kolejny korytarz - ich dalsza droga. Tu też widniało kilka fresków (co nieco zastanowiło skrytobójcę - kto chciałby w końcu aż tak ozdabiać podziemia?), strop podtrzymywały cztery kolumny, w nich zaś, zamocowane w uchwytach, kopciły sobie pochodnie. Kilka legowisk pod ścianami świadczyło, że miejsce to jest - przynajmniej czasowo - zamieszkałe. Niekoniecznie dobrze.
Ach tak, był tu jeszcze jeden element krajobrazu, o którym należałoby wspomnieć - dziecko, na oko dziesięcioletnie, skrytobójcy już znane i irytujące go niepomiernie. Z tego też względu, zapominając o wszelkich zasadach konwersacji z osobnikami w takim wieku, Sekiel warknął mu:
- Czego? I znowu przychodzisz, by wspominać mi o pewnym panu, nie zamierzając przedstawić jakiejś konkretnej propozycji to wierzaj mi, lepiej będzie, jeśli natychmiast odwrócisz się i znikniesz. Bez zamiaru powrotu. Zrozumiałeś, synek?
- Chodźcie - rzucił do elfów. - Jedna pułapka za nami, ale może być ich tu więcej. Ci, którzy tu przebywają, raczej nie życzą sobie nieproszonych gości.
Sekiel wyszedł z ciasnego przejścia i znalazł się w nieco przestronniejszym, kwadratowym pomieszczeniu, po którego drugiej stronie znajdował się kolejny korytarz - ich dalsza droga. Tu też widniało kilka fresków (co nieco zastanowiło skrytobójcę - kto chciałby w końcu aż tak ozdabiać podziemia?), strop podtrzymywały cztery kolumny, w nich zaś, zamocowane w uchwytach, kopciły sobie pochodnie. Kilka legowisk pod ścianami świadczyło, że miejsce to jest - przynajmniej czasowo - zamieszkałe. Niekoniecznie dobrze.
Ach tak, był tu jeszcze jeden element krajobrazu, o którym należałoby wspomnieć - dziecko, na oko dziesięcioletnie, skrytobójcy już znane i irytujące go niepomiernie. Z tego też względu, zapominając o wszelkich zasadach konwersacji z osobnikami w takim wieku, Sekiel warknął mu:
- Czego? I znowu przychodzisz, by wspominać mi o pewnym panu, nie zamierzając przedstawić jakiejś konkretnej propozycji to wierzaj mi, lepiej będzie, jeśli natychmiast odwrócisz się i znikniesz. Bez zamiaru powrotu. Zrozumiałeś, synek?
Chłopak popatrzył przerażony na skrytobójce, lecz to było tylko chwilowe złudzenie. Wtem zaczął rosnąć, aż do niemalże trzech metrów. Jego skóra nabrała odcień szarości, wydawała się być suchą. Na prawym policzku wcale nie było skóry, widać było w blasku pochodni ścięgna. Spod poszarpanych warg widniały dwa potężne i ostre kły. Miał tylko jedna oko, które było całe w kolorze czerwieni. Przygarbiona postać miała na głowie jeden róg, a z pleców wyrastały skrzydła, jedno było niemalże przecięte, rana musiała być świeża, gdyż krew z niej spływała. Ręce miał długie, a palce zakończone pazurami.
- Pamiętaj z kim masz do czynienia. - głos stał się chropowaty i ciężki. - Warto się do nas przyłączyć, podobasz nam się... Zapłacimy ci sowicie.-
- To nie... nie może być prawda. - Arisa wyjąkała z przerażenia, cofając się kilka kroków. Sajmon wpatrzony w potwora drżał, był w szoku, jego mózg nie pracował prawidłowo.
- Pamiętaj z kim masz do czynienia. - głos stał się chropowaty i ciężki. - Warto się do nas przyłączyć, podobasz nam się... Zapłacimy ci sowicie.-
- To nie... nie może być prawda. - Arisa wyjąkała z przerażenia, cofając się kilka kroków. Sajmon wpatrzony w potwora drżał, był w szoku, jego mózg nie pracował prawidłowo.
Sekiel ani nie drżał, ani nie był w szoku, ani nie jąkał się w przerażeniu. Nie. Zabójca wietrzył interes i okazję, okazję na uporanie się z całym tym bajzlem. Szanse były nikłe, ale...
- Przyłączyć się - powtórzył. - Do kogo? Do magów - kultystów? A w charakterze kogo, co? Potrzebujecie osobistego strażnika? Najemnika? Zapewne nie. Pewnikiem idzie wam więc o tego tutaj, Sajmona, a tak się składa, że możemy się dogadać.
Skrytobójca podszedł nieco w stronę... tego czegoś, co jeszcze przed chwilą było przestraszonym chłopaczkiem. Nieznacznie, tak, by nie budziło to podejrzeń. I począł się temu czemuś ukradkiem przyglądać, szukając śladów iluzji. Jednocześnie próbował sobie szczegółowo odtworzyć poprzednie spotkania z dzieckiem - dotykał go kiedykolwiek? Chłopak poruszał się jakoś dziwnie? Raczej nie... i ależ tak! Podawał mu kartkę... czyli iluzją nie był. Kolejne pytanie brzmiało - czy jakakolwiek rasa posiadała możliwość przemiany ze ślicznego, ludzkiego stworzenia w paskudnego demona? Wychodziło, że tak, że czasami kobieta, ale średnio mu to tutaj pasowało. Stanęło więc na iluzji - pewien jej jednak nie był, na magii się nie znał.
- Przede wszystkim, na ten moment dacie nam spokój - kontynuował. - Doskonale wiecie, gdzie kończą się te tunele, spotkamy się więc na brzegu jeziora... nie, nie my. Chcę gadać z twoimi przełożonymi. Tam jasno się określą, czego ode mnie chcą i co są w stanie mi zaoferować.
Iluzja, jednak iluzja. Ciało ,,demona" zamigotało przez moment, ledwo zauważalnie, ale jednak - Sekiel zbyt długo był uczony, by szczegóły zauważać, by ten mu umknął. Skąd więc ta iluzja? Magowie chcieli go przestraszyć, zaimponować mu? Jeśli tak... dość tandetna sztuczka.
- Jeszcze jedno - odezwał się Sekiel po chwili milczenia. - Nie wiem, czego ode mnie chcecie, ale pamiętajcie o jednym - jestem najemnikiem. Ceniącym się najemnikiem. Przygotujcie więc duży, ciężki mieszek.
- Przyłączyć się - powtórzył. - Do kogo? Do magów - kultystów? A w charakterze kogo, co? Potrzebujecie osobistego strażnika? Najemnika? Zapewne nie. Pewnikiem idzie wam więc o tego tutaj, Sajmona, a tak się składa, że możemy się dogadać.
Skrytobójca podszedł nieco w stronę... tego czegoś, co jeszcze przed chwilą było przestraszonym chłopaczkiem. Nieznacznie, tak, by nie budziło to podejrzeń. I począł się temu czemuś ukradkiem przyglądać, szukając śladów iluzji. Jednocześnie próbował sobie szczegółowo odtworzyć poprzednie spotkania z dzieckiem - dotykał go kiedykolwiek? Chłopak poruszał się jakoś dziwnie? Raczej nie... i ależ tak! Podawał mu kartkę... czyli iluzją nie był. Kolejne pytanie brzmiało - czy jakakolwiek rasa posiadała możliwość przemiany ze ślicznego, ludzkiego stworzenia w paskudnego demona? Wychodziło, że tak, że czasami kobieta, ale średnio mu to tutaj pasowało. Stanęło więc na iluzji - pewien jej jednak nie był, na magii się nie znał.
- Przede wszystkim, na ten moment dacie nam spokój - kontynuował. - Doskonale wiecie, gdzie kończą się te tunele, spotkamy się więc na brzegu jeziora... nie, nie my. Chcę gadać z twoimi przełożonymi. Tam jasno się określą, czego ode mnie chcą i co są w stanie mi zaoferować.
Iluzja, jednak iluzja. Ciało ,,demona" zamigotało przez moment, ledwo zauważalnie, ale jednak - Sekiel zbyt długo był uczony, by szczegóły zauważać, by ten mu umknął. Skąd więc ta iluzja? Magowie chcieli go przestraszyć, zaimponować mu? Jeśli tak... dość tandetna sztuczka.
- Jeszcze jedno - odezwał się Sekiel po chwili milczenia. - Nie wiem, czego ode mnie chcecie, ale pamiętajcie o jednym - jestem najemnikiem. Ceniącym się najemnikiem. Przygotujcie więc duży, ciężki mieszek.
- Wiadomo, nie spodziewaliśmy się inaczej. Mamy mnóstwo pieniędzy, o nie się nie martw... Zapłacimy sowicie. - na twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. - Zlikwiduj Sajmona, nam znalezienie później tego artefaktu nie przysporzy kłopotów, jesteśmy zaradni. Kiedy wyjdziesz z tych korytarzy on ma już nie żyć. - Istota nie czekała na odpowiedź Sekiela. Z powrotem się przemieniła dziecko, które pobiegło w ciemność korytarza, nim ktokolwiek zdążył zareagować.
- Nie, błagam ja chce żyć. - Sajmon upadł i zaczął płakać. Elfka dotknęła go. Starała się wykorzystać swoją magie na uspokojenie go, skutecznie. Wstał i otrzepał się. - Przepraszam, zachowałem się nieodpowiednio. - burknął pod nosem.
- Może pójdziemy w ślady chłopca, może nas wyprowadzi z stąd? - Arisa wahała się, czy ufać skrytobójcy, lecz nie miała innego wyjścia. Spojrzała na towarzyszy, szukając u nich potwierdzenia.
- Nie, błagam ja chce żyć. - Sajmon upadł i zaczął płakać. Elfka dotknęła go. Starała się wykorzystać swoją magie na uspokojenie go, skutecznie. Wstał i otrzepał się. - Przepraszam, zachowałem się nieodpowiednio. - burknął pod nosem.
- Może pójdziemy w ślady chłopca, może nas wyprowadzi z stąd? - Arisa wahała się, czy ufać skrytobójcy, lecz nie miała innego wyjścia. Spojrzała na towarzyszy, szukając u nich potwierdzenia.
Śmiech skrytobójcy odbił się echem od ścian korytarza.
- Ech, Sajmon - odezwał się po chwili, rozbawiony. - Nad tobą to chyba ktoś czuwa, takie masz szczęście. Widzisz? Jak wszystko dobrze pójdzie, niedługo dadzą nam spokój. I uspokój się, mazgaju jeden, zachowuj się, jak na elfa przystało. Nie mam zamiaru cię zabijać... choć arcymag wiedzieć o tym nie musi, prawda?
Sekiel uśmiechnął się paskudnie.
- Inna rzecz, że póki co trzeba się z korytarzy wydostać. Ariso, nie, nie pójdziemy za dzieckiem, sam znam te tunele dość dobrze. Słyszeliście, mówiłem, że banda maga dobrze wie, gdzie się kończą - ano wie, ale nie chyba nie tak dobrze, jak ja. Nie wątpię, znają kilka wyjść - ale nie wszystkie. Danaeńscy złodzieje uchodzą za solidnych w swoim fachu, a że oni trzymają tu pieczę, pewne drogi pozostają... ukryte. No, nie przede mną, jak mówiłem, mam tu kilku znajomych.
Skorzystamy z jednej z nich. Postaramy się utwierdzić maga w przekonaniu, że Sajmon nie żyje... szczegóły później. Powinniśmy wyjść na stoku niewielkiego pagórka, niewidoczni od strony jeziora, a więc i dla naszych znajomych. Tam obadam sytuację, plany doprecyzuję. Jeśli uda się nam zmylić arcymaga, postaramy się jak najszybciej zdobyć konie - myślę, że najłatwiej będzie je dostać w jakiejś osadzie, nieco dalej na brzegu - i wydostać się z lasu. Pamiętajcie, niedługo może zacząć szukać nas straż, niezależnie od swojego pryncypała. A teraz w drogę, mamy jeszcze kawałek do ujścia.
Zabójca skierował swe kroki w stronę majaczącego po drugiej stronie pomieszczenia wylotu korytarza. Szedł ostrożnie - bo chociaż nie dzielił się swoimi przypuszczeniami z elfami podejrzewał, że nie został całkowicie bez nadzoru. Wkrótce powinien pojawić się jakiś ogon - sztuka polegała na tym, by odpowiednio szybko go znaleźć i unieszkodliwić.
- Ech, Sajmon - odezwał się po chwili, rozbawiony. - Nad tobą to chyba ktoś czuwa, takie masz szczęście. Widzisz? Jak wszystko dobrze pójdzie, niedługo dadzą nam spokój. I uspokój się, mazgaju jeden, zachowuj się, jak na elfa przystało. Nie mam zamiaru cię zabijać... choć arcymag wiedzieć o tym nie musi, prawda?
Sekiel uśmiechnął się paskudnie.
- Inna rzecz, że póki co trzeba się z korytarzy wydostać. Ariso, nie, nie pójdziemy za dzieckiem, sam znam te tunele dość dobrze. Słyszeliście, mówiłem, że banda maga dobrze wie, gdzie się kończą - ano wie, ale nie chyba nie tak dobrze, jak ja. Nie wątpię, znają kilka wyjść - ale nie wszystkie. Danaeńscy złodzieje uchodzą za solidnych w swoim fachu, a że oni trzymają tu pieczę, pewne drogi pozostają... ukryte. No, nie przede mną, jak mówiłem, mam tu kilku znajomych.
Skorzystamy z jednej z nich. Postaramy się utwierdzić maga w przekonaniu, że Sajmon nie żyje... szczegóły później. Powinniśmy wyjść na stoku niewielkiego pagórka, niewidoczni od strony jeziora, a więc i dla naszych znajomych. Tam obadam sytuację, plany doprecyzuję. Jeśli uda się nam zmylić arcymaga, postaramy się jak najszybciej zdobyć konie - myślę, że najłatwiej będzie je dostać w jakiejś osadzie, nieco dalej na brzegu - i wydostać się z lasu. Pamiętajcie, niedługo może zacząć szukać nas straż, niezależnie od swojego pryncypała. A teraz w drogę, mamy jeszcze kawałek do ujścia.
Zabójca skierował swe kroki w stronę majaczącego po drugiej stronie pomieszczenia wylotu korytarza. Szedł ostrożnie - bo chociaż nie dzielił się swoimi przypuszczeniami z elfami podejrzewał, że nie został całkowicie bez nadzoru. Wkrótce powinien pojawić się jakiś ogon - sztuka polegała na tym, by odpowiednio szybko go znaleźć i unieszkodliwić.
- Tesusil
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 109
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Bard , Włóczęga , Mieszczanin
- Kontakt:
[ T][/T] Tesusil z hukiem walnął o posadzkę, magiczna mgła zrzuciła nieszczęśnika z wysokości dwóch metrów. Poeta wydał z siebie cichy jęk, ból eksplodował w okolicy żeber. Na szczęście znowu skończyło się na bólu, żebra były w całości. Artysta dłuższą chwilę leżał na boku, nie wierzył w to co się nie dawno stało. Po pewnej chwili zorientował się że nie wie gdzie jest. Wstał, otrzepał się i zdumiał się jeszcze bardziej, bo przed nim stała trójka zdziwionych nieznajomych. Stał przed nim jakiś obdartus przypominający Elfa, na dodatek czuć było od niego alkohol. Drugą osobą była Elfka, ubrana w strój kapłanki. I nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie miejsce,które był dziwnym korytarz najprawdopodobniej podziemnym. Elfom towarzyszył mężczyzna w długim płaszcz. Edos nie tracąc chwili powiedział:
- Witajcie państwo!- skłonił się na tyle, na ile pozwalały mu obolałe plecy- Jestem bardem, a nazywam się Tesusil Edos. Czy mogę was prosić o udzielenie informacji na temat tego miejsca?
- Witajcie państwo!- skłonił się na tyle, na ile pozwalały mu obolałe plecy- Jestem bardem, a nazywam się Tesusil Edos. Czy mogę was prosić o udzielenie informacji na temat tego miejsca?
Ostatnio edytowane przez Tesusil 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
- Witamy nowego towarzysza, przykro mi ja ci nie pomogę w tej sytuacji, ale nasz kolega podobno jest świetnie zaznajomiony z tym miejscem. - elka uśmiechnęła się. - Jestem Arisa, to Sajmon, a ten mężczyzna to... wybacz zapomniałam imienia... - tu spojrzała na skrytobójce. W tej chwili z naprzeciwka rozległy się odgłosy kroków, a światło zwiastowało, że ktoś się nieuchronnie zbliża. Minęło parę minut, a oczom towarzyszy ukazały się dwie postaci. Pierwszą był mężczyzna, niski, lecz masywny. Jego sylwetka była przygarbiona, a na sobie miał czarny płaszcz. W lewej dłoni trzymał pochodnie, w drugiej zaś chłopca, który był podobny do wcześniej spotkanego. Nie był już tak nieustraszony, jak na początku. Jego oczy były spuchnięte i czerwone od płaczu, cały drżała ze strachu.
- To dziecko mówi, że was zna. - tu spojrzał na Sekiela. - Mówi też, że może wam pomóc. -
- To dziecko mówi, że was zna. - tu spojrzał na Sekiela. - Mówi też, że może wam pomóc. -
- Clovis Trauton, dla przyjaciół Beryl - przedstawił się grzecznie. - Demarczyk z proweniencji, z profesji najemnik. Co do informacji... Trzeba ci wiedzieć, mistrzu Tesusilu, że jesteśmy w miejscu bardzo nieprzyjemnym i szalenie niebezpiecznym. Są to, jak łacno możesz zauważyć, korytarze. Korytarze owe rozciągają się pod całym niemal Danae, a także poza miastem - przypuszczam, iż w tym momencie znajdujemy się mniej więcej w połowie odległości między nim a zachodnim brzegiem Kryształowego Jeziora. Tunele te zamieszkuje pewna grupa istot, głównie ludzi i elfów... Nie wdając się w szczegóły powiem, że grupa ta jest dość niebezpieczna... w bliskich kontaktach. No i jej przedstawiciele nie życzą sobie tutaj obcych.
Tak się złożyło, że mam z nimi kilku wspólnych znajomych... Mnie i moich towarzyszy za intruza nie mają, z tobą jednak, mistrzu, sprawy mają się nieco inaczej...
Zabójca przerwał, zauważając światło w korytarzu, a w chwilę później i faceta w czerni. Prowadził on - jak dobrze już znanego Sekielowi - chłopca.
- Mors - rzekł skrytobójca, tak jakby ten ,,Mors" mówił wszystko. I faktycznie - dla obytych z pewnymi kręgami tak właśnie było. Nazwisko Valtera C. Morsa było, można by rzec, sławne. Jeszcze parę lat temu było o nim głośno na Wybrzeżu Cienia - nie dziwota zresztą. Człowiek, który splądrował pałac Rodrika Debauchery'ego sławny być musiał. Teraz nie działał aktywnie w zawodzie - choć Sekiel nie był pewien jego pozycji podejrzewał, iż zajmował się teraz oceną wartości różnorakich przedmiotów i zapewne fachowymi poradami.
- Mors - powtórzył znowu. - Jakże miło cię znów widzieć... Dzieciakiem się nie przejmuj. Powszechnie wiadomo, że dzieci lubią różne rzeczy wygadywać, a ja nie zwykłem korzystać z ich pomocy. Poza tym... mam do ciebie sprawę. Na osobności. Zaczekajcie tutaj - polecił z kolei towarzyszom. - Zaraz wrócę. Z miejsca się nie ruszajcie, to i krzywda wam się nie stanie. Prawda?
- Prawda - odparł mężczyzna nazwany Morsem. - No to chodź.
- Z małym?
- Tak. Z małym. Jeśli się boisz, że coś usłyszy... No to się nie bój.
Sekiel odszedł za złodziejem trochę dalej wgłąb korytarza. Czemu dzieciątko miałoby nie słyszeć, nie wiedział, ale też złodziejowi - o dziwo - ufał. Zabójca oparł się o ścianę, po czym odezwał się zniżonym głosem.
- Ten dzieciak... co z nim zrobicie?
- To pewnie zależy od tego, co wygodnie byłoby z nim zrobić. Wiesz, to dziecko, przecież go nie zabijemy.
- Jasne. Przytrzymacie?
- Pewnie tak, pójdzie do paki... To nie jest takie zwykłe, pierwsze lepsze dziecko, prawda?
- Cholera, sam nie wiem... Na pewno robi dla arcymaga...
- Siedzisz w gnoju po uszy - oświadczył złodziej. - No dobra, co zamierzasz?
- Zabieram tą dwójkę elfów do dolnego wyjścia. Poetę pewnie też, nijak mu nie mogę odmówić.
- Dolne wyjście... z tym może być kłopot. No nic, idź. Na miejscu może znajdziesz majstra, krasnoluda, on ci powie, co robić dalej. Tylko uważaj, czujny bądź! Poety nasi jeszcze nie znają, mogliby czynić mu... wstręty.
Sekiel kiwną głową, po czym - już bez Morsa - wrócił do towarzyszy.
- Mistrzu Tesusilu, myślę, że mogę ci pomóc - odezwał się pogodnie. - Wyjdziesz z tych korytarzy razem z nami, człowiek, z którym rozmawiałem udzielił zgody. Chodźmy więc, nie ma czasu do stracenia!
I faktycznie, nie było. Nie wiedział, czego chciał posłaniec magów i wiedzieć nawet nie chciał - wyraził się jasno, że widzieć go na oczy nie chce. Ale czy jakiś pryncypał dzieciaka źle tego nie odbierze, wiedzieć nie mógł, toteż wypadało się oddalić jak najszybciej.
Tak się złożyło, że mam z nimi kilku wspólnych znajomych... Mnie i moich towarzyszy za intruza nie mają, z tobą jednak, mistrzu, sprawy mają się nieco inaczej...
Zabójca przerwał, zauważając światło w korytarzu, a w chwilę później i faceta w czerni. Prowadził on - jak dobrze już znanego Sekielowi - chłopca.
- Mors - rzekł skrytobójca, tak jakby ten ,,Mors" mówił wszystko. I faktycznie - dla obytych z pewnymi kręgami tak właśnie było. Nazwisko Valtera C. Morsa było, można by rzec, sławne. Jeszcze parę lat temu było o nim głośno na Wybrzeżu Cienia - nie dziwota zresztą. Człowiek, który splądrował pałac Rodrika Debauchery'ego sławny być musiał. Teraz nie działał aktywnie w zawodzie - choć Sekiel nie był pewien jego pozycji podejrzewał, iż zajmował się teraz oceną wartości różnorakich przedmiotów i zapewne fachowymi poradami.
- Mors - powtórzył znowu. - Jakże miło cię znów widzieć... Dzieciakiem się nie przejmuj. Powszechnie wiadomo, że dzieci lubią różne rzeczy wygadywać, a ja nie zwykłem korzystać z ich pomocy. Poza tym... mam do ciebie sprawę. Na osobności. Zaczekajcie tutaj - polecił z kolei towarzyszom. - Zaraz wrócę. Z miejsca się nie ruszajcie, to i krzywda wam się nie stanie. Prawda?
- Prawda - odparł mężczyzna nazwany Morsem. - No to chodź.
- Z małym?
- Tak. Z małym. Jeśli się boisz, że coś usłyszy... No to się nie bój.
Sekiel odszedł za złodziejem trochę dalej wgłąb korytarza. Czemu dzieciątko miałoby nie słyszeć, nie wiedział, ale też złodziejowi - o dziwo - ufał. Zabójca oparł się o ścianę, po czym odezwał się zniżonym głosem.
- Ten dzieciak... co z nim zrobicie?
- To pewnie zależy od tego, co wygodnie byłoby z nim zrobić. Wiesz, to dziecko, przecież go nie zabijemy.
- Jasne. Przytrzymacie?
- Pewnie tak, pójdzie do paki... To nie jest takie zwykłe, pierwsze lepsze dziecko, prawda?
- Cholera, sam nie wiem... Na pewno robi dla arcymaga...
- Siedzisz w gnoju po uszy - oświadczył złodziej. - No dobra, co zamierzasz?
- Zabieram tą dwójkę elfów do dolnego wyjścia. Poetę pewnie też, nijak mu nie mogę odmówić.
- Dolne wyjście... z tym może być kłopot. No nic, idź. Na miejscu może znajdziesz majstra, krasnoluda, on ci powie, co robić dalej. Tylko uważaj, czujny bądź! Poety nasi jeszcze nie znają, mogliby czynić mu... wstręty.
Sekiel kiwną głową, po czym - już bez Morsa - wrócił do towarzyszy.
- Mistrzu Tesusilu, myślę, że mogę ci pomóc - odezwał się pogodnie. - Wyjdziesz z tych korytarzy razem z nami, człowiek, z którym rozmawiałem udzielił zgody. Chodźmy więc, nie ma czasu do stracenia!
I faktycznie, nie było. Nie wiedział, czego chciał posłaniec magów i wiedzieć nawet nie chciał - wyraził się jasno, że widzieć go na oczy nie chce. Ale czy jakiś pryncypał dzieciaka źle tego nie odbierze, wiedzieć nie mógł, toteż wypadało się oddalić jak najszybciej.
- Rosalie
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 17
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje:
- Kontakt:
Rosalie nie wiedząc jak i kiedy obudziła się w ciasnej klatce, w zimnym, ciemnym pomieszczeniu. Obok wyczuła chrapliwy oddech jakiejś dużej istoty. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do panującego mroku zauważyła, że to mężczyzna z brodą, zdecydowanie zbyt niski jak na elfa, czy człowieka. To musiał być krasnolud.
- Przepraszam bardzo... ja nie wiem skąd się tu wzięłam. M-możesz mnie... znaczy może mnie pan wypuścić z tej klatki? Bardzo proszę. - Zapiszczała cieniutkim, przerażonym głosikiem. Mężczyzna to usłyszał, jednak nie wydawał się przyjazny, ani skory do pomocy.
- Nie, to pewnie kolejne kłamstwo. Przebrzydłe, małe, szpiegujące szkaradztwo. Ja się nie znam na wróżkach, ale ty nic nie wiesz, rozumiesz? Kto by się spodziewał, że zrobią coś takiego. Posłać wróżkę, genialne. - Mężczyzna nad czymś się zamyślił.
- Ale o co chodzi? Co ja tu robię? Dlaczego nie jestem na Polanie Wróżek? - Spytała wystraszona Rosalie.
- Masz szczęście cholibka, małe latające przekleństwo. Magia umysłu to ciężka rzecz, mogłem cię zabić, więc się ciesz. Teraz powinnaś być mi wdzięczna, że wyczyściłem ci pamięć. Mam nadzieję, że się udało i w tej małej głowie nie ma już nic. - Burknął krasnolud.
- Co było w mojej głowie? Wyciągnąłeś ode mnie jakieś informacje, tak? A teraz wywołałeś u mnie amnezję magią? Wypuść mnie! - Rosalie zaczęła krzyczeć i trząść małą klatką.
- A wrzeszcz ile chcesz. Tu nikt cię nie usłyszy, ale trzeba przyznać, żeś bystra całkiem. Miałem zamiar cię sprzedać, ale chyba przydasz mi się bardziej niż myślałem. - Odpowiedział ze spokojem w głosie krasnolud, rad ze swojej zdobyczy.
- Przepraszam bardzo... ja nie wiem skąd się tu wzięłam. M-możesz mnie... znaczy może mnie pan wypuścić z tej klatki? Bardzo proszę. - Zapiszczała cieniutkim, przerażonym głosikiem. Mężczyzna to usłyszał, jednak nie wydawał się przyjazny, ani skory do pomocy.
- Nie, to pewnie kolejne kłamstwo. Przebrzydłe, małe, szpiegujące szkaradztwo. Ja się nie znam na wróżkach, ale ty nic nie wiesz, rozumiesz? Kto by się spodziewał, że zrobią coś takiego. Posłać wróżkę, genialne. - Mężczyzna nad czymś się zamyślił.
- Ale o co chodzi? Co ja tu robię? Dlaczego nie jestem na Polanie Wróżek? - Spytała wystraszona Rosalie.
- Masz szczęście cholibka, małe latające przekleństwo. Magia umysłu to ciężka rzecz, mogłem cię zabić, więc się ciesz. Teraz powinnaś być mi wdzięczna, że wyczyściłem ci pamięć. Mam nadzieję, że się udało i w tej małej głowie nie ma już nic. - Burknął krasnolud.
- Co było w mojej głowie? Wyciągnąłeś ode mnie jakieś informacje, tak? A teraz wywołałeś u mnie amnezję magią? Wypuść mnie! - Rosalie zaczęła krzyczeć i trząść małą klatką.
- A wrzeszcz ile chcesz. Tu nikt cię nie usłyszy, ale trzeba przyznać, żeś bystra całkiem. Miałem zamiar cię sprzedać, ale chyba przydasz mi się bardziej niż myślałem. - Odpowiedział ze spokojem w głosie krasnolud, rad ze swojej zdobyczy.
- Tesusil
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 109
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Bard , Włóczęga , Mieszczanin
- Kontakt:
- Miło mi poznać tak zacne osoby- chciał się skłonić ale znowu plecy odmówiły mu posłuszeństwa.
Po wysłuchaniu informacji od Beryla jego dobry humor prysnął niczym bańka mydlana. Poeta pomyślał że znowu wdepnął w bardzo nieprzyjemną sprawę, a po ostatnich wydarzeniach miał nadzieję że takie sprawy go ominą. Przynajmniej ich niezbyt miłe konsekwencje, Tesusil przeklął w duchu swoją wrodzoną umiejętność wpadania w kłopoty. Clovis odszedł gdzieś z nieznajomym mężczyzną lecz po kilku minutach wrócił, i znowu zwrócił się do barda określeniem "mistrzu". Tym razem artysta nie powstrzymał śmiechu i roześmiał się tak że echo powędrowało w głąb korytarza. Edos wiedział że to było dużym nietaktem i od razu zaczął się usprawiedliwiać:
- Wybaczcie mi panie Trauton, ale ile razy ktoś zwróci się do mnie "mistrzu" tyle razy nie mogę się nie zaśmiać. Jestem skromnym śpiewakiem próbującym uchwycić piękność poezji i mej muzy, a nie żadnym mistrzem. Lepsi pieśniarze chodzą po tym świecie, ale jak rzekliście nie ma czasu do stracenia. Prowadźcie więc do wyjścia.- Zwrócił się również do Arisy słowami- Pani przodem.
Po wysłuchaniu informacji od Beryla jego dobry humor prysnął niczym bańka mydlana. Poeta pomyślał że znowu wdepnął w bardzo nieprzyjemną sprawę, a po ostatnich wydarzeniach miał nadzieję że takie sprawy go ominą. Przynajmniej ich niezbyt miłe konsekwencje, Tesusil przeklął w duchu swoją wrodzoną umiejętność wpadania w kłopoty. Clovis odszedł gdzieś z nieznajomym mężczyzną lecz po kilku minutach wrócił, i znowu zwrócił się do barda określeniem "mistrzu". Tym razem artysta nie powstrzymał śmiechu i roześmiał się tak że echo powędrowało w głąb korytarza. Edos wiedział że to było dużym nietaktem i od razu zaczął się usprawiedliwiać:
- Wybaczcie mi panie Trauton, ale ile razy ktoś zwróci się do mnie "mistrzu" tyle razy nie mogę się nie zaśmiać. Jestem skromnym śpiewakiem próbującym uchwycić piękność poezji i mej muzy, a nie żadnym mistrzem. Lepsi pieśniarze chodzą po tym świecie, ale jak rzekliście nie ma czasu do stracenia. Prowadźcie więc do wyjścia.- Zwrócił się również do Arisy słowami- Pani przodem.
- Rosalie
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 17
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje:
- Kontakt:
Rosalie była zrozpaczona. Zamknięto ją w klatce i nawet nie wiedziała gdzie jest i skąd się tu wzięła. Jednak nie straciła nadziei na ucieczkę. Zaczekała na moment, aż krasnolud nie patrzył i sięgnęła po magiczny pył, którego dużo wytworzyła w stresie...
- Co jest? Gdzie ona jest?! - Krasnolud zerwał się na równe nogi wpatrując się intensywnie w klatkę. Patrzył dokładnie tam gdzie siedziała skulona wróżka, starająca się nie wydawać żadnego dźwięku, wręcz nie oddychać. W końcu zdezorientowany mężczyzna otworzył klatkę, by sprawdzić, czy zamek działał. Wszystko było w porządku, nic nie było zniszczone, ani poluzowane, drzwiczki się otwierały, a kraty były na tyle małe, że nawet tak drobna istota nie zdołałaby się przecisnąć. Nagle usłyszał trzepot małych skrzydełek, jak przelatujący obok motyl, lub ćma...
- Cholera jasna! Niewidzialność! - Zawołał nie mogąc się powstrzymać, gdy zdał sobie sprawę ze swojej głupoty. Wiedział, że było już za późno by złapać wróżkę. Okazja na zarobienie sporej sumki złota przeleciała mu dosłownie koło ucha.
Tymczasem Rosalie, szczęśliwa, że podstęp się udał, leciała z niesamowitą prędkością ciemnym korytarzem wciąż będąc niewidzialna. W pewnym momencie usłyszała śmiech jakiegoś mężczyzny. Nie wiedząc, gdzie dalej lecieć, licząc, że nikt jej nie zauważy, poleciała w tamtym kierunku. Zauważyła cztery postacie, wyższe od napotkanego wcześniej krasnoluda. Jedną z nich była kobieta elfka, wyglądała na osobę parającą się magią. Był też elf mężczyzna, jakoś dziwnie pachniał. Pozostałe dwie osoby były ludźmi: Jeden ubrany był w koszulę, miał ciemne, długie włosy i śmieszny wąsik, natomiast drugi był ubrany w płaszcz i wydawał się poważną osobą. Wróżka usłyszała, że mężczyzna z wąsikiem mówi coś o wyjściu i postanowiła śledzić tę gromadkę.
- Co jest? Gdzie ona jest?! - Krasnolud zerwał się na równe nogi wpatrując się intensywnie w klatkę. Patrzył dokładnie tam gdzie siedziała skulona wróżka, starająca się nie wydawać żadnego dźwięku, wręcz nie oddychać. W końcu zdezorientowany mężczyzna otworzył klatkę, by sprawdzić, czy zamek działał. Wszystko było w porządku, nic nie było zniszczone, ani poluzowane, drzwiczki się otwierały, a kraty były na tyle małe, że nawet tak drobna istota nie zdołałaby się przecisnąć. Nagle usłyszał trzepot małych skrzydełek, jak przelatujący obok motyl, lub ćma...
- Cholera jasna! Niewidzialność! - Zawołał nie mogąc się powstrzymać, gdy zdał sobie sprawę ze swojej głupoty. Wiedział, że było już za późno by złapać wróżkę. Okazja na zarobienie sporej sumki złota przeleciała mu dosłownie koło ucha.
Tymczasem Rosalie, szczęśliwa, że podstęp się udał, leciała z niesamowitą prędkością ciemnym korytarzem wciąż będąc niewidzialna. W pewnym momencie usłyszała śmiech jakiegoś mężczyzny. Nie wiedząc, gdzie dalej lecieć, licząc, że nikt jej nie zauważy, poleciała w tamtym kierunku. Zauważyła cztery postacie, wyższe od napotkanego wcześniej krasnoluda. Jedną z nich była kobieta elfka, wyglądała na osobę parającą się magią. Był też elf mężczyzna, jakoś dziwnie pachniał. Pozostałe dwie osoby były ludźmi: Jeden ubrany był w koszulę, miał ciemne, długie włosy i śmieszny wąsik, natomiast drugi był ubrany w płaszcz i wydawał się poważną osobą. Wróżka usłyszała, że mężczyzna z wąsikiem mówi coś o wyjściu i postanowiła śledzić tę gromadkę.
Elfka ruszyła przed siebie, zastanawiała się, co się stało z chłopcem. Wyobrażała sobie czarne scenariusze, słyszała że złodzieje nie są zbyt miłosierni. W tej chwili cieszyła się, że jest przy niej Sekiel. W pewnym momencie korytarz zrobił się wąski, później zaś szeroki, jakby był to pokój. W ścianie naprzeciwko widać było ciąg dalszy wąskiego przejścia. Kiedy ostatnia osoba wkroczyła do owego pomieszczenia, a był nią Tesusil, zamknęły się oba przejścia kamiennymi płytami. Arisa rozejrzała się zdezorientowała po pokoju. Rozległ się huk i sufit zaczął opadać. Po krótkiej chwili zatrzęsła się podłoga i ona również zaczęła opuszczać się. Po kilkunastu minutach znaleźli się w tunelach pod kanałami, lecz ciemność nie pozwalała zbytnio zorientować się, gdzie są. Pochodnie jedynie rozświetlały dwie kolumny stały przed nimi.
- Co tu robicie?! - rozległ się za plecami elfki kobiecy głos. Arisa obróciła się i oświetliła twarz nieznajomej. Była to dziewczyna o bladej karnacji, przyodziana w łachmany.
- Szukamy wyjścia. - odparła elfka.
- A coście za jedni. - Ari nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie była pewna, czy powinna na to pytanie odpowiadać.
- Co tu robicie?! - rozległ się za plecami elfki kobiecy głos. Arisa obróciła się i oświetliła twarz nieznajomej. Była to dziewczyna o bladej karnacji, przyodziana w łachmany.
- Szukamy wyjścia. - odparła elfka.
- A coście za jedni. - Ari nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie była pewna, czy powinna na to pytanie odpowiadać.
Po zapewnieniu, że poecie wybacza, że urazy nie żywi, a jego fach ceni i szanuje, ruszył korytarzem, nic sobie nie robiąc z Tesusilowego ,,Pani przodem", samemu wysuwając się na czoło. Powód był prosty - z całej grupy prawdopodobnie tylko on potrafił reagować odpowiednio szybko - no chyba, że bard był kimś więcej, niż być się zdawał i niż sam powiedział. Ostrożność ta jednak konieczna nie była, po drodze nie napotkali żadnego zagrożenia.
Dolne Przejście, tak nazywał się ten odcinek tuneli. Na ścianach nie widniały żadne zdobienia, mury zdawały się być młodsze, niźli na górze, a o ile Sekiel nie wiedział, kto zbudował cały kompleks, tak o tym jego fragmencie niejakie pojęcie miał. Służy onł przemytowi, mówiąc krótko. Niedaleko znajdował się brzeg Kryształowego Jeziora, po którego tafli nocną porą co i rusz przepływały niewielkie łódeczki o czarnych burtach. Ich wiosła zanurzały się w wodę bezdźwięcznie, a że i świateł tam nie palono, nawet bystre, elfie oczy nie potrafiły wypatrzeć tych korabi. Towary wywożono na nich różne, do miasta zaś tą drogą dostawały się głównie używki, za które - w odpowiednich kręgach - można było uzyskać sporą sumę ruenów.
Elfka, która zwróciła się do grupy z pewnością od dawna nie widziała światła słonecznego. Skórę miała niezwykle bladą, włosy w strąkach, jej odzienie było po prostu łachmanem. Nie, z pewnością nie należała do danaejskiego półświatka... pytanie tylko, czy złodzieje wiedzieli o jej obecności tutaj?
Sekiel nazywał ich w myślach ,,złodziejami", prawda, lecz było to określenie niezbyt precyzyjne. Złodzieje bowiem działać sami nie mogli - i nie działali. Mieli w swoich szeregach także paserów, rzeczoznawców, instruktorów, informatorów, a pewnie także ślusarzy czy prawników. Tworzyli rozbudowaną siatkę i znali tunele, prawdopodobnie więc i o przebywaniu tu kobiety wiedzieli. Znaczy - lepiej nie zdradzać jej zbyt wiele i możliwie szybko iść dalej.
- A to - rzekł więc Sekiel - to już wyłącznie nasza sprawa. Tyle, co trzeba wiedzieć tobie - jesteśmy kimś, komu wolno tu być. Jak widzisz, żyjemy jeszcze, co jest trudną sztuką dla kogoś, kto wchodzi tu bez pozwolenia... Jeśli zaś my pozwolenie na przebywanie tu mamy, ty chyba nie zamierzasz robić nam nieprzyjemności, prawda? Chodźmy.
Skrytobójca ruszył korytarzem bez słowa. Dopiero po chwili zwolnił, cicho zwrócił się do Tesusila:
- Niedługo pewnie stąd wyjdziemy, później, myślę, nie będziemy cię zatrzymywać. Danae nie jest daleko, trafisz z pewnością... choć muszę cię przestrzec. Dobrze byłoby dla ciebie, gdyby cię nikt z nami nie widział, po co na siebie nieszczęście ściągać. Na twoim miejscu sprawdziłbym też, czy ten twój miecz gładko wychodzi z pochwy. O ile umiesz się nim posługiwać, rzecz jasna.
Dolne Przejście, tak nazywał się ten odcinek tuneli. Na ścianach nie widniały żadne zdobienia, mury zdawały się być młodsze, niźli na górze, a o ile Sekiel nie wiedział, kto zbudował cały kompleks, tak o tym jego fragmencie niejakie pojęcie miał. Służy onł przemytowi, mówiąc krótko. Niedaleko znajdował się brzeg Kryształowego Jeziora, po którego tafli nocną porą co i rusz przepływały niewielkie łódeczki o czarnych burtach. Ich wiosła zanurzały się w wodę bezdźwięcznie, a że i świateł tam nie palono, nawet bystre, elfie oczy nie potrafiły wypatrzeć tych korabi. Towary wywożono na nich różne, do miasta zaś tą drogą dostawały się głównie używki, za które - w odpowiednich kręgach - można było uzyskać sporą sumę ruenów.
Elfka, która zwróciła się do grupy z pewnością od dawna nie widziała światła słonecznego. Skórę miała niezwykle bladą, włosy w strąkach, jej odzienie było po prostu łachmanem. Nie, z pewnością nie należała do danaejskiego półświatka... pytanie tylko, czy złodzieje wiedzieli o jej obecności tutaj?
Sekiel nazywał ich w myślach ,,złodziejami", prawda, lecz było to określenie niezbyt precyzyjne. Złodzieje bowiem działać sami nie mogli - i nie działali. Mieli w swoich szeregach także paserów, rzeczoznawców, instruktorów, informatorów, a pewnie także ślusarzy czy prawników. Tworzyli rozbudowaną siatkę i znali tunele, prawdopodobnie więc i o przebywaniu tu kobiety wiedzieli. Znaczy - lepiej nie zdradzać jej zbyt wiele i możliwie szybko iść dalej.
- A to - rzekł więc Sekiel - to już wyłącznie nasza sprawa. Tyle, co trzeba wiedzieć tobie - jesteśmy kimś, komu wolno tu być. Jak widzisz, żyjemy jeszcze, co jest trudną sztuką dla kogoś, kto wchodzi tu bez pozwolenia... Jeśli zaś my pozwolenie na przebywanie tu mamy, ty chyba nie zamierzasz robić nam nieprzyjemności, prawda? Chodźmy.
Skrytobójca ruszył korytarzem bez słowa. Dopiero po chwili zwolnił, cicho zwrócił się do Tesusila:
- Niedługo pewnie stąd wyjdziemy, później, myślę, nie będziemy cię zatrzymywać. Danae nie jest daleko, trafisz z pewnością... choć muszę cię przestrzec. Dobrze byłoby dla ciebie, gdyby cię nikt z nami nie widział, po co na siebie nieszczęście ściągać. Na twoim miejscu sprawdziłbym też, czy ten twój miecz gładko wychodzi z pochwy. O ile umiesz się nim posługiwać, rzecz jasna.
- Tesusil
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 109
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Bard , Włóczęga , Mieszczanin
- Kontakt:
Tesusil dziękując za wyrozumiałość ustawił się na końcu pochodu. Korytarz ciągnął się w nieskończoność a poeta dreptał wciąż obolały po upadku i po wcześniejszych zmaganiach z dwójką dość nietypowych ludzi. Nagle zatrzymali się a podłoga wraz z nimi zaczęła opadać, bardowi ścisnął się żołądek. Poczuł ulgę gdy podłoga stanęła i ruszył dalej. W między czasie jego nowi towarzysze przeprowadzili krótką konwersację z Elfką, na widok której artyście przypomniał się cytat z wiersza jego mistrza Teofila:
"Tam gdzie płynie krwi rzeka,
i czuć siarki silną woń,
tam gdzie męka czeka
Kostucha poda ci dłoń"
Beryl zwolnił kroku tak aby zrównać się z Edosem i spytał go czy umie posługiwać się mieczem, i wspomniał coś o późniejszym rozejściu się ich dróg. Na tą drugą wiadomość posmutniał, gdyż miał już dosyć podróżowania w samotności. Nie dał jednak nic po sobie poznać i odpowiedział nowemu towarzyszowi:
- Miecz sprawuje się dobrze i nie ma najmniejszych problemów z opuszczeniem jaszczura- poparł swoje słowa demonstrując klingę.- Czy umiem się nim posługiwać tego nie powiem, gdyż nie mnie to stwierdzać. Może sam to ocenisz, choć nie chciałbym tu walczyć.
"Tam gdzie płynie krwi rzeka,
i czuć siarki silną woń,
tam gdzie męka czeka
Kostucha poda ci dłoń"
Beryl zwolnił kroku tak aby zrównać się z Edosem i spytał go czy umie posługiwać się mieczem, i wspomniał coś o późniejszym rozejściu się ich dróg. Na tą drugą wiadomość posmutniał, gdyż miał już dosyć podróżowania w samotności. Nie dał jednak nic po sobie poznać i odpowiedział nowemu towarzyszowi:
- Miecz sprawuje się dobrze i nie ma najmniejszych problemów z opuszczeniem jaszczura- poparł swoje słowa demonstrując klingę.- Czy umiem się nim posługiwać tego nie powiem, gdyż nie mnie to stwierdzać. Może sam to ocenisz, choć nie chciałbym tu walczyć.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości