Stary Dwór ⇒ [Wieża Mistrza Telperiona] Schwytani w piąty wymiar
- Gardenia
- Zsyłający Sny
- Posty: 348
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Maie
- Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
- Kontakt:
Ostrożnie przekroczyła prób wejścia do następnej komnaty. Niewielkie spięcie między mrukliwym gościem i jasnowłosą nie uszło jej uwadze.
- Wiec splątane drzewa jednak miały związek z przywiązaniem. – popatrzyła przez chwilę na resztę współwięźniów, po czym przeniosła wzrok na następne malowidło – Na kolejnych drzwiach jest miasto w deszczu. – podeszła do nich tak blisko jak to możliwe i przykucnęła – O czym to świadczy?
- To więzienie nie bez powodu nazywa się ścieżką emocji. Wygląda na to, że przejście dalej otwiera się gdy któreś z nas odczuwa jakieś konkretne uczucie. – przeczesała ręką włosy - Ta osada w ulewach deszczu… - wzruszyła ramionami - Nie wiem jak wam ale mnie to się kojarzy ze smutkiem.
- Wiec splątane drzewa jednak miały związek z przywiązaniem. – popatrzyła przez chwilę na resztę współwięźniów, po czym przeniosła wzrok na następne malowidło – Na kolejnych drzwiach jest miasto w deszczu. – podeszła do nich tak blisko jak to możliwe i przykucnęła – O czym to świadczy?
- To więzienie nie bez powodu nazywa się ścieżką emocji. Wygląda na to, że przejście dalej otwiera się gdy któreś z nas odczuwa jakieś konkretne uczucie. – przeczesała ręką włosy - Ta osada w ulewach deszczu… - wzruszyła ramionami - Nie wiem jak wam ale mnie to się kojarzy ze smutkiem.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie? (X)
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie? (X)
- Dwayt
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 132
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
Kiedy drzwi skrzypnęły i otworzyły się on wrzucił wzrok do pomieszczenia, aby upewnić się, że jest bezpieczne, a przynajmniej na pierwszy rzut oka bezpieczne. W tej też chwili Tia ogłaszała ich znajomość, Dwayt prychnął jedynie na jej słowa. Pomieszczenie wydawało się bezpieczne więc już chciał postawić pierwszy krok i wejść, ale Gardenia go uprzedziła, wzruszył jedynie na to ramionami i wkroczył tuż za nią. Położył dłoń na jednej ze ściany i ciągnął nią, aż do drzwi znajdujących się na końcu pomieszczenia. Chropowate ściany delikatnie i przyjemnie masowały jego dłoń która od czasu do czasu wpadała w dziury o kształcie prostokątów. Zastanawiało go czy te znaki również mogą mieć jakiś związek z kolejną "zagadką" czy może są tu jedynie ozdobą, po tym chorym człowieku można było się przecież wszystkie spodziewać. Zgadzał się ze słowami Gardenii, deszcz kojarzył się ze smutkiem lub łzami, które również doskonale pasują do tego uczucia.
Obrócił się do reszty chcąc sprawdzić, czy również podzielają ich zdanie.
- Jeśli chodzi o smutek, to prawdopodobnie każde z nas go w tej chwili odczuwa. Jesteśmy zamknięci z dala od naszych domów, czy też bliskich. Na pewno każdy z nas chce się stąd jak najszybciej wydostać, a nie być więzionym przez jakiegoś chorego psychopatę. -
Jego głos był pewny, donośny i powolny, kiedy mówił jego spojrzenie przechodziło z osoby na osobę, po kolei, przez cały czas, a gdy skończył zawisło na drzwiach.
Obrócił się do reszty chcąc sprawdzić, czy również podzielają ich zdanie.
- Jeśli chodzi o smutek, to prawdopodobnie każde z nas go w tej chwili odczuwa. Jesteśmy zamknięci z dala od naszych domów, czy też bliskich. Na pewno każdy z nas chce się stąd jak najszybciej wydostać, a nie być więzionym przez jakiegoś chorego psychopatę. -
Jego głos był pewny, donośny i powolny, kiedy mówił jego spojrzenie przechodziło z osoby na osobę, po kolei, przez cały czas, a gdy skończył zawisło na drzwiach.
Stanęła zaraz za Gardenią i pokręciła głową.
- Prawdę mówiąc, nie zauważyłam, żeby ktoś się smucił. Dostrzegłam irytację, gniew, bunt, rezygnację. Smutku nie widziałam u nikogo - jej ton, był lekko drwiący, chociaż z pozoru miał być poważny. Obróciła się i chwilę patrzyła na gryfa.
- No chyba, że ty się smucisz? - Uśmiechnęła się do stworzenia. Potem podniosła wzrok na jego panią.
"Ładna dziewczyna. Szkoda, że dostałam się tu w ciele kobiecym. Zabawiłabym się z nią jako mężczyzna"
Pomyślała o Dwaycie i roześmiała się na głos. Rozbawiła ją myśl, że mógłby być zazdrosny o kobietę.
Jak tylko ostatnia osoba weszła do korytarza, drzwi za nimi zamknęły się, a potem zniknęły. Coś zachrobotało głośno i z kwadratowych otworów w ścianach wysunęły się stożkowate kolce. Ściany ruszyły powoli i zaczęły zbliżać się wolno do siebie.
Kolczaste ściany, które miały ich podziurawić? Tego już było dla niej za wiele. Narzuciła niewidzialność i przenikalność, ale z grozą spostrzegła, że obie jej zdolności nie działają. Spojrzała na Dwayta i poczuła lęk. O niego i o siebie. Dokładnie w tej kolejności. Nie pozwoli go zabić. Może i nie chce jej już, ale powinien żyć. Jak błyskawica przeleciały jej przez głowę chwilę, gdy ich usta były złączone, jej palce błądziły w jego sierści a ciała wciskały się w siebie z namiętną tęsknotą, wyrywając z gardeł jęki przyjemności. Myśl o jego bólu i śmierci zrodziła w niej szalony gniew.
Szybkim krokiem zaszła Gardenię od tyłu i wyciągnęła sztylecik ofiarny. Bez namysłu zarzuciła jej ramię przez bark i cięła poziomo jej gardło.
- Prawdę mówiąc, nie zauważyłam, żeby ktoś się smucił. Dostrzegłam irytację, gniew, bunt, rezygnację. Smutku nie widziałam u nikogo - jej ton, był lekko drwiący, chociaż z pozoru miał być poważny. Obróciła się i chwilę patrzyła na gryfa.
- No chyba, że ty się smucisz? - Uśmiechnęła się do stworzenia. Potem podniosła wzrok na jego panią.
"Ładna dziewczyna. Szkoda, że dostałam się tu w ciele kobiecym. Zabawiłabym się z nią jako mężczyzna"
Pomyślała o Dwaycie i roześmiała się na głos. Rozbawiła ją myśl, że mógłby być zazdrosny o kobietę.
Jak tylko ostatnia osoba weszła do korytarza, drzwi za nimi zamknęły się, a potem zniknęły. Coś zachrobotało głośno i z kwadratowych otworów w ścianach wysunęły się stożkowate kolce. Ściany ruszyły powoli i zaczęły zbliżać się wolno do siebie.
Kolczaste ściany, które miały ich podziurawić? Tego już było dla niej za wiele. Narzuciła niewidzialność i przenikalność, ale z grozą spostrzegła, że obie jej zdolności nie działają. Spojrzała na Dwayta i poczuła lęk. O niego i o siebie. Dokładnie w tej kolejności. Nie pozwoli go zabić. Może i nie chce jej już, ale powinien żyć. Jak błyskawica przeleciały jej przez głowę chwilę, gdy ich usta były złączone, jej palce błądziły w jego sierści a ciała wciskały się w siebie z namiętną tęsknotą, wyrywając z gardeł jęki przyjemności. Myśl o jego bólu i śmierci zrodziła w niej szalony gniew.
Szybkim krokiem zaszła Gardenię od tyłu i wyciągnęła sztylecik ofiarny. Bez namysłu zarzuciła jej ramię przez bark i cięła poziomo jej gardło.
Ostatnio edytowane przez Tia 14 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
- Gardenia
- Zsyłający Sny
- Posty: 348
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Maie
- Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
- Kontakt:
Atak dziewczyny prawie ją zaskoczył. Nie tego się spodziewała po kimś, kto dzieli z nią ten sam los. Na swoje szczęście była szybsza i silniejsza od jasnowłosej. Bezrefleksyjnie złapała za ostrze i ryzykując ciężkie skaleczenie odciągnęła sztylet od swojego gardła. Adrenalina uderzyła jej do głowy, tłumiąc ból. Zacisnęła zęby i kiedy udało jej się odciągnąć broń na bezpieczną odległość szybko przykucnęła na jedno kolano, schodząc tym samym z linii cięcia. Niewiele się zastanawiając rąbnęła dziewczynę łokciem w przeponę i odskoczyła do tyłu.
- Zupełnie ci odwaliło?! – wrzasnęła. W ich sytuacji zachowanie jasnowłosej wydawało jej się zupełnie nieracjonalne. – Przecież temu czubkowi właśnie o to chodzi! Żebyśmy się wszyscy pozabijali! Skąd wiesz ile drzwi i zagadek czeka na ciebie dalej! Skąd?! Jesteś pewna, że poradzisz sobie z nimi zupełnie sama?! Tylko w grupie mamy szansę, ty kretynko! – Maie wymownie klepnęła się w czoło – Myśl, dziewczyno! Myśl!
Adrenalina krążąca w jej żyłach sprawiła, że bardzo miała ochotę coś zdobić, żeby się stąd wydostać.
Coś.
Cokolwiek.
Wszystko.
Łącznie z wepchnięciem dziewczyny na kolczastą ścianę.
Tak długo czasu spędziła w tym świecie ucząc się od istot kilkakrotnie od niej słabszych. Musiała pokonać swoja pychę i poczucie upokorzenia, żeby dostać się na wyższy poziom obeznania z magią. Przyjęła to bez słowa narzekania. Przez dwieście lat ścierała się z tutejszą maginią i przez dwieście lat musiała znosić gorycz porażki. Nawet teraz, po śmierci najpotężniejszej z jej przeciwniczek, wiedziała, że była od niej słabsza. Wiedziała też jak wiele jeszcze jej brakowało, by osiągnąć podobną moc. Czekało ją jeszcze sporo pracy na tym świecie. Przede wszystkim miała się nauczyć jak rozpalić płomienie dzwiękami harmonijki.
Jak mogłaby się teraz poddać?
- Niedoczekanie – pomyślała ze wściekłością
Ostrożnie omineła kolce i zaparła się obiema rękoma o ruchomą ścianę.
- Jeżeli jeszcze raz się do mnie zbliżysz... - wycharczała z wysiłkiem przez zaciśnięte zęby - ...wepchnę ci ten sztylet w @#$#$^%^.
- Zupełnie ci odwaliło?! – wrzasnęła. W ich sytuacji zachowanie jasnowłosej wydawało jej się zupełnie nieracjonalne. – Przecież temu czubkowi właśnie o to chodzi! Żebyśmy się wszyscy pozabijali! Skąd wiesz ile drzwi i zagadek czeka na ciebie dalej! Skąd?! Jesteś pewna, że poradzisz sobie z nimi zupełnie sama?! Tylko w grupie mamy szansę, ty kretynko! – Maie wymownie klepnęła się w czoło – Myśl, dziewczyno! Myśl!
Adrenalina krążąca w jej żyłach sprawiła, że bardzo miała ochotę coś zdobić, żeby się stąd wydostać.
Coś.
Cokolwiek.
Wszystko.
Łącznie z wepchnięciem dziewczyny na kolczastą ścianę.
Tak długo czasu spędziła w tym świecie ucząc się od istot kilkakrotnie od niej słabszych. Musiała pokonać swoja pychę i poczucie upokorzenia, żeby dostać się na wyższy poziom obeznania z magią. Przyjęła to bez słowa narzekania. Przez dwieście lat ścierała się z tutejszą maginią i przez dwieście lat musiała znosić gorycz porażki. Nawet teraz, po śmierci najpotężniejszej z jej przeciwniczek, wiedziała, że była od niej słabsza. Wiedziała też jak wiele jeszcze jej brakowało, by osiągnąć podobną moc. Czekało ją jeszcze sporo pracy na tym świecie. Przede wszystkim miała się nauczyć jak rozpalić płomienie dzwiękami harmonijki.
Jak mogłaby się teraz poddać?
- Niedoczekanie – pomyślała ze wściekłością
Ostrożnie omineła kolce i zaparła się obiema rękoma o ruchomą ścianę.
- Jeżeli jeszcze raz się do mnie zbliżysz... - wycharczała z wysiłkiem przez zaciśnięte zęby - ...wepchnę ci ten sztylet w @#$#$^%^.
Ostatnio edytowane przez Gardenia 14 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie? (X)
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie? (X)
- Dwayt
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 132
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
- Och no tak, wybacz, przecież twoja empatia stoi na tak wysokim poziomie... pewnie nawet o wiele lepiej wiesz co my czujemy, a szczególnie ja. - Jego słowa były sarkastyczne i złośliwe.
Gdy skończył mówić, głośno prychnął. Nie słuchał dalej słów kobiety skierowanych do gryfa, uznał, że dalsza rozmowa z Tią nie ma sensu.
Jego uczucie smutku i goryczy zmieniło się teraz wściekłość, chciał ją gdzieś wyładować, ale nie miał gdzie. Marzył aby znaleźć się teraz w lesie, zmienić się w wilka i zapolować na jakąś grubszą zwierzynę, to zawsze go uspokajało, ale teraz trzymać w sobie ten gniew, a to mu się nie podobało. Na chwilę zamknął oczy, aby się rozluźnić, a w tym czasie coś wydało nieprzyjemny dźwięk więc otworzył oczy. Zaskoczyły go dwie ściany ze stożkowatymi kolcami, zbliżające się do siebie i mające zamiar podziurawić ich ciała.
- No tak... "(...) Nie chciałbym, aby któreś z was straciło tu życie życie (...)" - Powiedział dosyć spokojnie i nie uniesionym głosem w stronę sufitu.
Kiedy tylko obrócił się znów w stronę kobiet, ujrzał coś nieprawdopodobnego, Tia zaatakowała Gardenię. Jego oczy zrobiły się większe, uspokoiło go nieco gdy Gardenia zahamowała sztylet i odskoczyła o kilka kroków od elfki. Dwayt zauważył, że Tia wcale nie ma zamiaru odpuszczać i szykuje się do kolejnego uderzenia, podbiegł więc do niej i chwycił za nadgarstki po czym spróbował obalić na ziemie, lecąc razem z nią. Jego przestraszone i zdziwione miodowe oczy spotkały się z jej wzrokiem.
- Co Ty wyprawiasz ? - Powiedział spokojnie i pewnie, ale wyglądał na zmartwionego.
Kiedy wpatrywał się tak w Tię, nie odbierał bodźców z zewnątrz, nie słyszał dalszych słów Gardenii, a ściany i ten pokój dla niego nie istniały.
Tia:
Nie spodziewała się jego interwencji. Kiedy na nią przewróciła się bez większego oporu. Nadgarstki uwięzione w jego uścisku przypomniały jej chwile namiętności. Nawet teraz pod groźbą śmierci pragnęła by zaczął ją całować.
- Ratuje nas... - odpowiedziała cicho wpatrując się w jego oczy z lękiem i czułością.
Ściany zaczynały się do nich zbliżać z każdą kolejną chwilą zostawało mniej miejsca. Były już oddalone od siebie o około 3 metry.
Dwayt:
Wpatrywał się w nią jeszcze przez kilka chwil, miał ochotę pochylić się jeszcze bardziej i złączyć ich usta w pocałunku, ale przypomniał sobie, że dla Tii to nie ma większego znaczenia.
- Nas ? Ratujesz siebie, Ty nie myślisz o innych, więc skoro za wszelką cenę chcesz stąd wyjść, to proszę, zabij mnie. -
Puścił jej nadgarstki, swoje dłonie zostawił na ziemie, wpatrywał się w oczy Tii i czekał. Ściany zbliżały się do nich nieuchronnie, ale nie miało to dla niego znaczenia.
Gdy skończył mówić, głośno prychnął. Nie słuchał dalej słów kobiety skierowanych do gryfa, uznał, że dalsza rozmowa z Tią nie ma sensu.
Jego uczucie smutku i goryczy zmieniło się teraz wściekłość, chciał ją gdzieś wyładować, ale nie miał gdzie. Marzył aby znaleźć się teraz w lesie, zmienić się w wilka i zapolować na jakąś grubszą zwierzynę, to zawsze go uspokajało, ale teraz trzymać w sobie ten gniew, a to mu się nie podobało. Na chwilę zamknął oczy, aby się rozluźnić, a w tym czasie coś wydało nieprzyjemny dźwięk więc otworzył oczy. Zaskoczyły go dwie ściany ze stożkowatymi kolcami, zbliżające się do siebie i mające zamiar podziurawić ich ciała.
- No tak... "(...) Nie chciałbym, aby któreś z was straciło tu życie życie (...)" - Powiedział dosyć spokojnie i nie uniesionym głosem w stronę sufitu.
Kiedy tylko obrócił się znów w stronę kobiet, ujrzał coś nieprawdopodobnego, Tia zaatakowała Gardenię. Jego oczy zrobiły się większe, uspokoiło go nieco gdy Gardenia zahamowała sztylet i odskoczyła o kilka kroków od elfki. Dwayt zauważył, że Tia wcale nie ma zamiaru odpuszczać i szykuje się do kolejnego uderzenia, podbiegł więc do niej i chwycił za nadgarstki po czym spróbował obalić na ziemie, lecąc razem z nią. Jego przestraszone i zdziwione miodowe oczy spotkały się z jej wzrokiem.
- Co Ty wyprawiasz ? - Powiedział spokojnie i pewnie, ale wyglądał na zmartwionego.
Kiedy wpatrywał się tak w Tię, nie odbierał bodźców z zewnątrz, nie słyszał dalszych słów Gardenii, a ściany i ten pokój dla niego nie istniały.
Tia:
Nie spodziewała się jego interwencji. Kiedy na nią przewróciła się bez większego oporu. Nadgarstki uwięzione w jego uścisku przypomniały jej chwile namiętności. Nawet teraz pod groźbą śmierci pragnęła by zaczął ją całować.
- Ratuje nas... - odpowiedziała cicho wpatrując się w jego oczy z lękiem i czułością.
Ściany zaczynały się do nich zbliżać z każdą kolejną chwilą zostawało mniej miejsca. Były już oddalone od siebie o około 3 metry.
Dwayt:
Wpatrywał się w nią jeszcze przez kilka chwil, miał ochotę pochylić się jeszcze bardziej i złączyć ich usta w pocałunku, ale przypomniał sobie, że dla Tii to nie ma większego znaczenia.
- Nas ? Ratujesz siebie, Ty nie myślisz o innych, więc skoro za wszelką cenę chcesz stąd wyjść, to proszę, zabij mnie. -
Puścił jej nadgarstki, swoje dłonie zostawił na ziemie, wpatrywał się w oczy Tii i czekał. Ściany zbliżały się do nich nieuchronnie, ale nie miało to dla niego znaczenia.
To co mówił bolało ją tak, jakby kolce już przebijały jej skórę.
- Dwayt... - wolne dłonie ułożyła pod jego uszami obejmując kciukami policzki. Gest był bardzo delikatny, a jej dłonie miękkie i ciepłe. Czuła jego zarost i jej podniecenie wciąż narastało, przemieszane z grozą zbliżającej się śmierci. Wpatrywała się w niego z bólem w oczach.
- Ja zapewne bardziej zasłużyłam na śmierć. Chciałam ratować ciebie...
Chciała też dodać dlaczego. Chciała mu wyznać, że mimo, że eliksir już nie działa nadal czuje to samo. Wtedy dotknął ją metalowy kolec i wzdrygnęła się. Ściany zeszły się już do odległości pół metra, a kolce były na tyle krótkie i gęsto rozmieszczone, żadna istota z obecnych nie zdołałaby znaleźć miejsca pomiędzy nimi.
Dwayt:
Czuł cudowny, kojący dotyk Tii na jego skórze. Sam nie wierzył w to co mówił, albo przynajmniej nie chciał wierzyć. Jego uczucia do Tii były ciepłe i przyjemne, ale chciał się ich wyprzeć, odrzucić je, wiedział, że Tii nie o to chodzi, ona chciała tylko przyjemności i to niekoniecznie z nim. Westchnął i schował twarz w jej włosach, uronił przy tym łzę, po czym wyszeptał jej na ucho.
- Nie mów tak, nie zasłużyłaś na śmierć. -
Położył delikatnie opuszki palców na jej czole i po chwili przeciągnął nimi po jej nosie, policzkach i ustach Tii, aż wreszcie znów wrócił dłonią na ziemie. Kolce ze ścian zaczęły już napierać na jego barki, powoli przebijały wierzchnią warstwę jego skóry.
Tia:
Sama miała łzy w oczach. Dotyk jego palców, głos... Marzyła o tym, żeby umierać w zjednoczeniu z nim, w rozkoszy i wzruszeniu. Tymczasem śmierć nie nadeszła. Ściany nagle się cofnęły, gdy tylko kropla spadła z powieki Dwayta. Drzwi z malowidłem deszczu otworzyły się.
- Dwayt... - wolne dłonie ułożyła pod jego uszami obejmując kciukami policzki. Gest był bardzo delikatny, a jej dłonie miękkie i ciepłe. Czuła jego zarost i jej podniecenie wciąż narastało, przemieszane z grozą zbliżającej się śmierci. Wpatrywała się w niego z bólem w oczach.
- Ja zapewne bardziej zasłużyłam na śmierć. Chciałam ratować ciebie...
Chciała też dodać dlaczego. Chciała mu wyznać, że mimo, że eliksir już nie działa nadal czuje to samo. Wtedy dotknął ją metalowy kolec i wzdrygnęła się. Ściany zeszły się już do odległości pół metra, a kolce były na tyle krótkie i gęsto rozmieszczone, żadna istota z obecnych nie zdołałaby znaleźć miejsca pomiędzy nimi.
Dwayt:
Czuł cudowny, kojący dotyk Tii na jego skórze. Sam nie wierzył w to co mówił, albo przynajmniej nie chciał wierzyć. Jego uczucia do Tii były ciepłe i przyjemne, ale chciał się ich wyprzeć, odrzucić je, wiedział, że Tii nie o to chodzi, ona chciała tylko przyjemności i to niekoniecznie z nim. Westchnął i schował twarz w jej włosach, uronił przy tym łzę, po czym wyszeptał jej na ucho.
- Nie mów tak, nie zasłużyłaś na śmierć. -
Położył delikatnie opuszki palców na jej czole i po chwili przeciągnął nimi po jej nosie, policzkach i ustach Tii, aż wreszcie znów wrócił dłonią na ziemie. Kolce ze ścian zaczęły już napierać na jego barki, powoli przebijały wierzchnią warstwę jego skóry.
Tia:
Sama miała łzy w oczach. Dotyk jego palców, głos... Marzyła o tym, żeby umierać w zjednoczeniu z nim, w rozkoszy i wzruszeniu. Tymczasem śmierć nie nadeszła. Ściany nagle się cofnęły, gdy tylko kropla spadła z powieki Dwayta. Drzwi z malowidłem deszczu otworzyły się.
Ostatnio edytowane przez Tia 14 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
- Gardenia
- Zsyłający Sny
- Posty: 348
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Maie
- Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
- Kontakt:
Drzwi były otwarte a ściany posłusznie odjeżdżały na swoje miejsce. Zagadka została rozwiązana. Gardenia pokręciła głową z niedowierzaniem. Jakie jeszcze dziwactwa wykluły się w chorym umyśle siwowłosego maga? Maie nabrała powietrza i powoli wypuściła, pozwalając by razem z oddechem zeszło z niej napięcie spowodowane wydarzeniami z ostatnich kilku minut.
Przeczesała wzrokiem pomieszczenie, sprawdzając w jakim stanie jest reszta grupy. Kobieta, która niedawno rzuciła się na nią ze sztyletem nadal leżała na ziemi, osłonięta przez mrukliwego gościa o imieniu Dwayt. Wyglądało na to, że już się uspokoiła. Pytanie na jak długo? Gardeina zmełła w ustach przekleństwo.
- Wyświadcz mi przysługę, przyjacielu... – zwróciła się bezpośrednio do mężczyzny – ...i miej na nią oko.
- ...zanim jej desperackie reakcje zgubią nas wszystkich – dodała w myślach. Zaczęła powoli kroczyć w kierunku jedynego wyjścia z pokoju. Przy samych drzwiach zatrzymała się i wydarła z bluzki pasek, żeby zrobić prowizoryczny opatrunek na rozciętą dłoń. Adrenalina powoli przestawała działać, ustępując miejsca drętwieniu i bólowi. Szło jej powoli i nieporadnie. Zwykle załatwiała takie sprawy za pomocą magii.
Przeczesała wzrokiem pomieszczenie, sprawdzając w jakim stanie jest reszta grupy. Kobieta, która niedawno rzuciła się na nią ze sztyletem nadal leżała na ziemi, osłonięta przez mrukliwego gościa o imieniu Dwayt. Wyglądało na to, że już się uspokoiła. Pytanie na jak długo? Gardeina zmełła w ustach przekleństwo.
- Wyświadcz mi przysługę, przyjacielu... – zwróciła się bezpośrednio do mężczyzny – ...i miej na nią oko.
- ...zanim jej desperackie reakcje zgubią nas wszystkich – dodała w myślach. Zaczęła powoli kroczyć w kierunku jedynego wyjścia z pokoju. Przy samych drzwiach zatrzymała się i wydarła z bluzki pasek, żeby zrobić prowizoryczny opatrunek na rozciętą dłoń. Adrenalina powoli przestawała działać, ustępując miejsca drętwieniu i bólowi. Szło jej powoli i nieporadnie. Zwykle załatwiała takie sprawy za pomocą magii.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie? (X)
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie? (X)
Odetchnęła i zaśmiała się nerwowo, gdy ściany się rozsunęły. Wstała z ziemi, nie krepując się, by opierać się przy tym o Dwayta. Poprawiła stanik i ozdoby i uśmiechnęła się tak, jakby nic nie zaszło. Nie miała ochoty robić miłosnych scen przy reszcie. Zresztą w ogóle była nieco skołowana niedawnym odkryciem. Rzeczywiście nie powinna już przywiązywać takiej wagi do osoby wilkołaka. Był ambitnym celem, owszem i doskonałym kochankiem, ale przecież miał być tylko ofiarą. Mieli się "pobawić" w miłość, dzięki eliksirowi i dla spotęgowania doznań. Tymczasem eliksir z pewnością już przestał działać, a ona nadal pragnęła Dwayta. Chciała go mieć na zawsze. Obawiała się o jego los. Czuła tą słodką, odurzającą tkliwość w jego bliskości. Odchrząknęła i obejrzała się na Arlę i jej gryfa. Na Gardenię nawet nie chciała patrzeć. Trudno spojrzeć w oczy komuś, kogo skazało się na śmierć.
- On się chyba z nami droczy. Otwiera te drzwi, kiedy mu się zechce. A raczej wtedy, kiedy zaczynamy dostatecznie panikować. Nie wiem, jak wy, ale ja chce już to mieć za sobą... - to mówiąc odważnie przekroczyła kolejny próg.
- On się chyba z nami droczy. Otwiera te drzwi, kiedy mu się zechce. A raczej wtedy, kiedy zaczynamy dostatecznie panikować. Nie wiem, jak wy, ale ja chce już to mieć za sobą... - to mówiąc odważnie przekroczyła kolejny próg.
- Yasi
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 125
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Upadły anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Czuła się nieco skołowana i nie zwracała uwagi co się dzieje dookoła. Nie zauważyła, że drzwi z pierwszej sali się otworzyły poszła przed siebie jedynie dzięki gryfowi, który pomagał jej iść przed siebie. Nie zauważała reszty i po prostu egzystowała gdzieś w swoim mózgu szukając przyczyny odrętwienia. Czuła je odkąd po raz pierwszy odezwała się starzec, ale nie mogła zrozumieć o co chodzi. Myślała dość intensywnie, a to ją męczyło. Nie widziała nawet kiedy ściany zaczęły się poruszać. Jej wzrok stawał się mglisty i prawie nic nie słyszała, nie mówiąc już o innych zmysłach, które miała przytępione. Czuła także, że nie czuje już aur towarzyszy tak dobrze jak wcześniej. Jeszcze niedawno wyczuwała dziwną nutkę w aurze Naevan, ale teraz nic, zupełna pustka. "Zaraz, zaraz. Aura, no tak, że dopiero teraz o tym pomyślałam". Sięgnęła do naszyjnika zdejmując przedmiot ukrywający jej aurę. Wszystkie dolegliwości ustąpiły nagle. Poczuła lekkość i dopiero teraz dotarło do niej, że prawie zginęła. Kiedy rozejrzała się stwierdziła, że jest już po wszystkim. Przeszła przez następne drzwi jako ostatnia. Posłała uspokajające spojrzenie gryfowi i schowała naszyjnik mając nadzieję, że nikt tego nie zauważył.
"Wolnym bowiem jest człowiek tylko wtedy, gdy jest samotny."
Artur Schopenhauer
Artur Schopenhauer
Weszli do pokoju, w którym ściany wymalowane były na jaskrawe kolory i w nieregularne wzory. Podłoga i sufit były lustrami. Jak tylko poprzednie drzwi zamknęły się za nimi w sali rozległ się głośny śmiech, który przeszedł w chichot. Potem odezwał się kolejny obłąkańczy śmiech i rechot i te irytujące dźwięki przeplatały się nieustannie tworząc ogłuszający koncert szyderczego śmiechu. Na drzwiach przed nimi namalowane było czarne niebo przecięte błyskawicą. Tia skrzywiła się na ten dźwięk i poczuła, że ma ochotę zatkać sobie uszy, albo najlepiej rozwalić nadajnik. Popatrzyła na Gardenię ze złością.
- I co teraz zwolenniczko grupowego działania? - syknęła przez zęby.
- I co teraz zwolenniczko grupowego działania? - syknęła przez zęby.
- Yasi
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 125
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Upadły anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Weszła do następnego pokoju i przeklęła swój wyostrzony słuch i wzrok. Jaskrawe kolory raziły ją, a śmiech przyprawiał o ból głowy, którego przed chwilą z radością się pozbyła. Przyglądała się swojemu odbiciu w podłodze, westchnęła w duchu, raczej nie miała co liczyć na ciemne pomieszczenie, w którym będzie się czuła pewniej. Obraz na drzwiach kojarzył jej ze złością lub furią, zwykle towarzyszącą prawdziwej morskiej burzy, gdy fale wdzierają się na statek, zmywają ludzi, kiedy potężny jacht w obliczu sztormu okazuje się kruchą łupinką, a woda staje się śmiercią, przerażającą i bezwzględną nie wybaczającą najmniejszego błędu. Takie odczucia towarzyszyły Yasi, nie mogła nic na to poradzić, nazbyt kochała morze i wodę, a ten obraz przypominał niebo w czasie sztormu. Nie sądziła, by to mogło być rozwiązanie tej zagadki, raczej nikt nie odczuwał takiej wściekłości. Popatrzyła na gryfa, przynajmniej byli tu razem. Rozejrzała się dookoła, jaskrawe kolory i dziwne kształty nie podobały się jej. "Ciekawe jaka tu czeka na nas pułapka".
"Wolnym bowiem jest człowiek tylko wtedy, gdy jest samotny."
Artur Schopenhauer
Artur Schopenhauer
- Gardenia
- Zsyłający Sny
- Posty: 348
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Maie
- Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
- Kontakt:
Dobiegający z każdej strony chichot działał Maie na nerwy. Trudno jej było poprzez te hałasy skupić się na jakiejkolwiek myśli. Dodatkowo silne pieczenie i zdrętwienie ręki dawał się coraz bardziej we znaki. Złapała zdrową ręką za drugie przedramię i ostrożnie zbliżyła się do następnych drzwi. Przykucnęła, żeby lepiej widzieć malowidło. Poza tym nie chciała, żeby ktoś widział jak się krzywi z bólu. Jak bardzo brakowało jej w tym momencie swojej mocy, to wiedziała tylko ona.
Kiedy padło pytanie ze strony jasnowłosej odruchowo zacisnęła zęby.
Gniew.
Malowidło przedstawiało gniew.
Ale mimo, że w chwili obecnej uczucie to odczuwał każdy członek tej grupy dla szalonego maga widocznie było to za mało. To oznaczało, że do otwarcia następnych drzwi potrzebna była emocja o większym natężeniu. Wybuch prawdziwej furii, niczym niehamowanej. Gardenia zdawała sobie sprawę, ze wywołanie siłą woli tak intensywnego uczucia było prawie niemożliwe. Potrzebowała do tego, o ironio, wspomnianej niedawno pracy grupowej a jedna z jej towarzyszek nadawała się do tego idealnie.
- Och zamknij się wreszcie, ty tania szmato, zanim stracę cierpliwość. – warknęła Maie, podnosząc się z przykucu - Mam dosyć tych twoich ciągłych histerii i desperackiego klejenia się do tego nieszczęśnika. Litości. – prychneła pod nosem. Następnie odwrócił się w stronę jasnowłosej i bezczelnie popatrzyła prosto w oczy – Naprawdę wierzysz, że ktokolwiek mógłby poważnie brać pod uwagę kogoś takim jak ty? Dziwkę na skinienie? A wiadomo jakie choroby roznosisz?– zaśmiała się w głos i energicznym krokiem podeszła do kobiety. Zatrzymała się kilka centymetrów od niej i kciukiem podniosła jej brodę do góry – I co się tak patrzysz? Przecież wiesz, że mam racje.
Miała nadzieję, że jasnowłosa nie zacznie nagle analizować po co to mówiła i po prostu popłynie.
Kiedy padło pytanie ze strony jasnowłosej odruchowo zacisnęła zęby.
Gniew.
Malowidło przedstawiało gniew.
Ale mimo, że w chwili obecnej uczucie to odczuwał każdy członek tej grupy dla szalonego maga widocznie było to za mało. To oznaczało, że do otwarcia następnych drzwi potrzebna była emocja o większym natężeniu. Wybuch prawdziwej furii, niczym niehamowanej. Gardenia zdawała sobie sprawę, ze wywołanie siłą woli tak intensywnego uczucia było prawie niemożliwe. Potrzebowała do tego, o ironio, wspomnianej niedawno pracy grupowej a jedna z jej towarzyszek nadawała się do tego idealnie.
- Och zamknij się wreszcie, ty tania szmato, zanim stracę cierpliwość. – warknęła Maie, podnosząc się z przykucu - Mam dosyć tych twoich ciągłych histerii i desperackiego klejenia się do tego nieszczęśnika. Litości. – prychneła pod nosem. Następnie odwrócił się w stronę jasnowłosej i bezczelnie popatrzyła prosto w oczy – Naprawdę wierzysz, że ktokolwiek mógłby poważnie brać pod uwagę kogoś takim jak ty? Dziwkę na skinienie? A wiadomo jakie choroby roznosisz?– zaśmiała się w głos i energicznym krokiem podeszła do kobiety. Zatrzymała się kilka centymetrów od niej i kciukiem podniosła jej brodę do góry – I co się tak patrzysz? Przecież wiesz, że mam racje.
Miała nadzieję, że jasnowłosa nie zacznie nagle analizować po co to mówiła i po prostu popłynie.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie? (X)
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie? (X)
Oczy Tii zapłonęły czerwienią wściekłości.
"Skąd niby ona tyle o mnie wie? Kim ona jest, żeby nie krytykować?"Nie dotknęło ją to co mówiła Gardenia, ale to, że w ogóle miała czelność cos takiego mówić.
"Jesteś żałosna z tą swoją ludzką moralnością. Nie macie pojecia o prawdziwej przyjemności. Odrzucacie ją dla iluzji. Dla opinii, którą nie wiadomo kto wymyślił. Niby po co sie ograniczać do jednej osoby? Czym jest ta cnota? Co z niej dobrego wynika? Nic... samo cierpienie, zmaganie się z własnymi potrzebami. Wyrzuty sumienia"Nie mogła tego powiedzieć na głos, bo nie chciała się zdradzać ze swoim prawdziwym pochodzeniem.
Wtrącanie się między nią i Dwayta rozwścieczyło ją, a jej dotyk przesądził o wszystkim. Wzieła krótki zamach i zdzieliła kobietę w twarz, celując w nos.
Była tak wzburzona, że nie zauważyła nawet jak otworzyły się drzwi oznaczone piorunem.
- Lepiej pilnuj swojej diurki, bo mam coraz większą ochotę ją wyćwiczyć... - syknęła przez zęby.
"Skąd niby ona tyle o mnie wie? Kim ona jest, żeby nie krytykować?"Nie dotknęło ją to co mówiła Gardenia, ale to, że w ogóle miała czelność cos takiego mówić.
"Jesteś żałosna z tą swoją ludzką moralnością. Nie macie pojecia o prawdziwej przyjemności. Odrzucacie ją dla iluzji. Dla opinii, którą nie wiadomo kto wymyślił. Niby po co sie ograniczać do jednej osoby? Czym jest ta cnota? Co z niej dobrego wynika? Nic... samo cierpienie, zmaganie się z własnymi potrzebami. Wyrzuty sumienia"Nie mogła tego powiedzieć na głos, bo nie chciała się zdradzać ze swoim prawdziwym pochodzeniem.
Wtrącanie się między nią i Dwayta rozwścieczyło ją, a jej dotyk przesądził o wszystkim. Wzieła krótki zamach i zdzieliła kobietę w twarz, celując w nos.
Była tak wzburzona, że nie zauważyła nawet jak otworzyły się drzwi oznaczone piorunem.
- Lepiej pilnuj swojej diurki, bo mam coraz większą ochotę ją wyćwiczyć... - syknęła przez zęby.
- Yasi
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 125
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Upadły anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Przyglądała się obrazowi, oczarował ją w jakiś niezwykły sposób. Od malowidła odciągną ją dopiero głos Gardeni, była wściekła na Naevan. "Coś musiało się między nimi stać jak byłam prawie nieprzytomna". Zdziwiły ją słowa kobiety z harmonijką, wydawała się osobą nielubiącą przemocy zarówno fizycznej jak i słownej. Patrzyła na to z kamienną twarzą usiłując zrozumieć o co chodzi. Pozostała w tej pozycji w momencie gdy Naevan wzięła zamach i uderzyła "zwolenniczkę grupowego działania". Obejrzała się i zobaczyła otwarte drzwi. "Ach, a więc o to chodzi!", wymieniła spojrzenie ze Sztormem i skierowała się ku drzwiom. Nagle cały pokój zaczął się trząść, a drzwi zamykać.
-Chyba za długo tu byliśmy- krzyknęła i pobiegła do przejścia do następnego pokoju, rozejrzała się tylko czy gryf ją usłyszał i biegnie do drzwi. "Wygląda na to, że nie tylko on mnie usłyszał"- pomyślała Yasi.
-Chyba za długo tu byliśmy- krzyknęła i pobiegła do przejścia do następnego pokoju, rozejrzała się tylko czy gryf ją usłyszał i biegnie do drzwi. "Wygląda na to, że nie tylko on mnie usłyszał"- pomyślała Yasi.
"Wolnym bowiem jest człowiek tylko wtedy, gdy jest samotny."
Artur Schopenhauer
Artur Schopenhauer
- Gardenia
- Zsyłający Sny
- Posty: 348
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Maie
- Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
- Kontakt:
Tym razem nie było zaskoczenia. Gardenia bez większych trudności zastosowała unik, odchylając się przed ciosem. Następnie wykonała krok w tył, szykując się na ciąg dalszy. Nie było jednak takiej potrzeby. Dzięki wyczulonemu słuchowi odebrała zza pleców odgłos otwieranych drzwi.
- Kolejna zagadka rozwiązana – Maie uśmiechnęła się pod nosem i opuściła luźno ręce.
- Może innym razem – odparła na słowa jasnowłosej, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia z pokoju. Nie było sensu dalej ciągnąć tej rozmowy. Przynajmniej do czasu, gdy dowie się co czeka na nich w następnej komnacie.
- Miłość, smutek, gniew… Co następne? - pomasowała prawe przedramię, które znowu zaczynało boleć - Kiedy stąd wyjdę zafunduje sobie podwójny likier.
- Kolejna zagadka rozwiązana – Maie uśmiechnęła się pod nosem i opuściła luźno ręce.
- Może innym razem – odparła na słowa jasnowłosej, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia z pokoju. Nie było sensu dalej ciągnąć tej rozmowy. Przynajmniej do czasu, gdy dowie się co czeka na nich w następnej komnacie.
- Miłość, smutek, gniew… Co następne? - pomasowała prawe przedramię, które znowu zaczynało boleć - Kiedy stąd wyjdę zafunduje sobie podwójny likier.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie? (X)
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie? (X)
Tia nie zamierzała długo czekać. Zaniechała dalszego droczenia się z Gardenią, gdy tylko zobaczyła otwarte drzwi. Podeszła do Dwayta, chwyciła go za rękę i pociągnęła do wyjścia. Gdy pokój się zatrząsł, a drzwi znów ruszyły przyspieszyła do biegu i prawie zderzyła się w nich z gryfem Arli. Po drugiej stronie panowała ciemność, ale dało się zauważyć schody wiodące na górę. Z tyłu dobiegł ją odgłos zamykających się drzwi i ciemność stała się zupełna. Nie wiedziała ilu uwięzionych zdążyło się przedostać. Ważne było dla niej tylko to, że wciąż ściskała ciepłą dłoń mężczyzny. Zaczęli się wspinać po schodach, aż stanęli na równej podłodze. W tym pokoju nie było drzwi, ale i tak nie dało się tego zobaczyć, ponieważ panowała tu niczym nieprzenikniona ciemność. Była to ciemność pozbawiona wszelkich odcieni szarości. Całkowity, nienaturalny mrok w którym nawet najbystrzejsze oko nie mogło dostrzec nawet zarysów przedmiotów. Odruchowo przysunęła się bliżej do towarzysza, a jej palce wsunęły się pomiędzy palce jego dłoni. Przytuliła mu się do ramienia.
- Jestem już tym zmęczona... - wyszeptała bardzo cicho - Zabijmy kogoś... proszę.
- Jestem już tym zmęczona... - wyszeptała bardzo cicho - Zabijmy kogoś... proszę.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości