Szczyty Fellarionu ⇒ [Kilka mil od miasta] Nietypowa zwierzyna, nietypowi myśliwi
- Ognaruks
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 72
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony ze smoka
- Profesje:
- Kontakt:
Ognaruks ucieszył się, kiedy wilkołak bez cienia sprzeciwu zgodził się na zajęcie pospolitymi bandytami. Okazywało się, że ten przypadkowo spotkany mężczyzna był wyjątkowo niekłopotliwym partnerem. Czego najpewniej nie można było powiedzieć o przemienionym, którym kierowały jego własne zachcianki. Jednakże w tej chwili nie w głowie mu było rozmyślanie nad własnym zachowaniem czy chęć podjęcia próby zmienienia go. Bardziej koncentrował się na kolejnym widzimisię, a dokładniej na elfce. Nie zeskoczył, gdy wyczuł, że Bjornolf ruszył naprzód. Nie zrobił tego w spektakularny sposób, więc najpewniej miał zamiar się skradać, a smok nie chciał mu psuć tej zabawy. Choć po części też wolał, aby najpierw zajął się kusznikami. Bełty w plecach to jednak niezbyt miła rzecz.
Oparty o balustradę obserwował więc bandytów, podążając wzrokiem za miejscem, z którego roznosił się zapach wilka, subtelny, ale jego czuły nos potrafił go wyczuć. Ludzie zignorowali jedyną rzecz, która mogła ich ostrzec przed zbliżającą się śmiercią. Gdy ta w końcu ruszyła do pracy, Ognaruks zeskoczył z balkonu, lądując tuż za przywódczynią tej bandy. Ta wahała się tylko przez chwilę, rozkojarzona nagłym atakiem. Błyskawicznie się obróciła, odskakując w tył i wyjmując podwójne ostrze. Rzuciła smokowi badawcze spojrzenie. W stroju bandyty zdecydowanie sprawiał gorsze wrażenie niż w swoim zwyczajowym, jednakże w jego sylwetce, twarzy, ruchach mimo to dało się dostrzec groźnego przeciwnika. Nie mówiąc o czarnym mieczu, któremu dosyć łatwo przychodziło wzbudzanie respektu.
- Czego chcesz? - warknęła swoim uroczym głosikiem. Była porządnie skonfundowana; spodziewała się raczej ataku ze strony straży miejskiej niźli niewidzialnego wilkołaka oraz maga. Gdyby byli w innym miejscu świata podejrzewałaby najemników, ale nikt w mieście nie mógłby ryzykować wynajęcia takich indywiduów. A nie uważała, aby jej działalność była już na tyle widoczna, aby mogła się martwić większymi zagrożeniami.
- Hełm – powiedział Ognaruks, rozniecając płomienie, które ułożyły się w półokrąg, oddzielający ich od reszty pomieszczenia. Elfka spojrzała na nie z niezadowoleniem. Ogień nie palił podłogi, zbyt szybko wszystko by spłonęło. Ale zdecydowanie poparzyłby ciało. - Oddawaj, a zabiję cię szybko.
Nie była to wyszukana obietnica, ale prawdziwa. Odpowiedź elfki była szybka. Dokładniej trzy szybkie odpowiedzi. Ognaruks nie był na tyle szybki, aby je uniknąć, za to jego umysł tak. Dwa krótkie teleportacje w tył, przed trzecim cięciem zmuszony był przenieść się w przód, za plecy wojowniczki. Obróciła się natychmiast, celując w niego ostrzami. Zaczęli krążyć wzdłuż pierścienia, obserwując się nawzajem badawczymi spojrzeniami. Smok wykorzystał tę chwilę, by przyjrzeć się temu, jak poszło wilkołakowi. Dostrzegł jedynie jednego kusznika, który wciąż żył. Niedobrze, przed nim płomienie go nie ochronią. Dlatego też wykorzystał magię, ale jako że nie miał kiedy się skupić, nie do końca mu wyszło. Zamiast podpalić kuszę, podpalił dłonie trzymającego ją. W sumie efekt był taki sam, choć o wiele głośniejszy. O mało nie pozwolił się przez to przebić. Zbił miecz, po czym zaczął wymianę ciosów. Elfka była znacznie szybsza, ale on nadrabiał to siłą, przez co nie była w stanie zablokować jego ciosów bez widocznego gołym okiem bólu. Jednakże nie zdarzało się mu trafiać jej ostrze nazbyt często, nie mówiąc już o niej samej. Zwinnie unikała jego ataków, a przy obronie przed jej częstokroć musiał sięgać po magię chaosu, by zbijać jej broń na bok. Jednakże nie była dla niego śmiertelnym zagrożeniem – takiego smok od dawien dawna nie spotkał. Gdyby chciał...
Ostrze elfki przeleciało mu obok głowy, o mało nie odcinając ucha. Teraz już zachwiał. To samo ostrze po chwili przemieniło się w motylki, pozostawiając w jej ręku tylko rękojeść. To z kolei ją zirytowało. Rzuciła drugim z ostrzy w Ognaruksa, celując w głowę, ale ten bez większego problemu przeniósł się poza krąg płomieni, niemal natychmiast powracając do jego wnętrza i uderzając. Elfka zręcznie odskoczyła, gdyby nie obecna sytuacja pewnie wykonałaby nawet salto w powietrzu, po czym sięgnęła po topór. Smok wątpił, aby była w stanie nim władać w ten sam sposób, co mieczami. W nich dominowała szybkość, topór wymagał siły, a to nie był atut elfów. I miał rację. Nie walczyła tak, jak wcześniej. Walczyła jeszcze niebezpiecznej. Zakręciła bowiem toporem, pozwalając mu ciągnąć ją w przód, o mało przy tym nie rozpoławiając smoka na pół. Przyjął potężne cięcie na miecz. Gdyby był człowiekiem i miał zwyczajną broń, skończyłby marne. Na jego szczęście nie był. Ale zrozumiał, że nie może tego powtarzać. Wycofał się, zastanawiając.
Tymczasem pozostali bandyci, kiedy tylko dostrzegli obecność wilkołaka, rzucili meble i chwycili broń. Początkowo jedynie w przerażeniu obserwowali śmierć dwójki towarzyszy, ale nagle jeden z nich krzyknął: „on krwawi!”, zupełnie, jakby wcześniej wątpili w to, czy jest istotą cielesną. Chyba niezbyt byli przygotowani na to, że ktoś wykorzysta naszyjnik – ich własną broń – przeciwko nim samym. Wkrótce rozległ się kolejny krzyk: „kupą, razem nas nie dopadnie!” Co prawda jeden chciał biec na pomoc przywódczyni, ale kiedy ujrzał ścianę płomieni, entuzjazm go opuścił. Dołączył więc do towarzyszy, którzy zwarli się razem, z wyciągniętą bronią powoli krocząc w stronę miejsca do którego prowadził krwawy ślad. Planowali zlokalizować przeciwnika i rzucić się na niego wszyscy razem.
Oparty o balustradę obserwował więc bandytów, podążając wzrokiem za miejscem, z którego roznosił się zapach wilka, subtelny, ale jego czuły nos potrafił go wyczuć. Ludzie zignorowali jedyną rzecz, która mogła ich ostrzec przed zbliżającą się śmiercią. Gdy ta w końcu ruszyła do pracy, Ognaruks zeskoczył z balkonu, lądując tuż za przywódczynią tej bandy. Ta wahała się tylko przez chwilę, rozkojarzona nagłym atakiem. Błyskawicznie się obróciła, odskakując w tył i wyjmując podwójne ostrze. Rzuciła smokowi badawcze spojrzenie. W stroju bandyty zdecydowanie sprawiał gorsze wrażenie niż w swoim zwyczajowym, jednakże w jego sylwetce, twarzy, ruchach mimo to dało się dostrzec groźnego przeciwnika. Nie mówiąc o czarnym mieczu, któremu dosyć łatwo przychodziło wzbudzanie respektu.
- Czego chcesz? - warknęła swoim uroczym głosikiem. Była porządnie skonfundowana; spodziewała się raczej ataku ze strony straży miejskiej niźli niewidzialnego wilkołaka oraz maga. Gdyby byli w innym miejscu świata podejrzewałaby najemników, ale nikt w mieście nie mógłby ryzykować wynajęcia takich indywiduów. A nie uważała, aby jej działalność była już na tyle widoczna, aby mogła się martwić większymi zagrożeniami.
- Hełm – powiedział Ognaruks, rozniecając płomienie, które ułożyły się w półokrąg, oddzielający ich od reszty pomieszczenia. Elfka spojrzała na nie z niezadowoleniem. Ogień nie palił podłogi, zbyt szybko wszystko by spłonęło. Ale zdecydowanie poparzyłby ciało. - Oddawaj, a zabiję cię szybko.
Nie była to wyszukana obietnica, ale prawdziwa. Odpowiedź elfki była szybka. Dokładniej trzy szybkie odpowiedzi. Ognaruks nie był na tyle szybki, aby je uniknąć, za to jego umysł tak. Dwa krótkie teleportacje w tył, przed trzecim cięciem zmuszony był przenieść się w przód, za plecy wojowniczki. Obróciła się natychmiast, celując w niego ostrzami. Zaczęli krążyć wzdłuż pierścienia, obserwując się nawzajem badawczymi spojrzeniami. Smok wykorzystał tę chwilę, by przyjrzeć się temu, jak poszło wilkołakowi. Dostrzegł jedynie jednego kusznika, który wciąż żył. Niedobrze, przed nim płomienie go nie ochronią. Dlatego też wykorzystał magię, ale jako że nie miał kiedy się skupić, nie do końca mu wyszło. Zamiast podpalić kuszę, podpalił dłonie trzymającego ją. W sumie efekt był taki sam, choć o wiele głośniejszy. O mało nie pozwolił się przez to przebić. Zbił miecz, po czym zaczął wymianę ciosów. Elfka była znacznie szybsza, ale on nadrabiał to siłą, przez co nie była w stanie zablokować jego ciosów bez widocznego gołym okiem bólu. Jednakże nie zdarzało się mu trafiać jej ostrze nazbyt często, nie mówiąc już o niej samej. Zwinnie unikała jego ataków, a przy obronie przed jej częstokroć musiał sięgać po magię chaosu, by zbijać jej broń na bok. Jednakże nie była dla niego śmiertelnym zagrożeniem – takiego smok od dawien dawna nie spotkał. Gdyby chciał...
Ostrze elfki przeleciało mu obok głowy, o mało nie odcinając ucha. Teraz już zachwiał. To samo ostrze po chwili przemieniło się w motylki, pozostawiając w jej ręku tylko rękojeść. To z kolei ją zirytowało. Rzuciła drugim z ostrzy w Ognaruksa, celując w głowę, ale ten bez większego problemu przeniósł się poza krąg płomieni, niemal natychmiast powracając do jego wnętrza i uderzając. Elfka zręcznie odskoczyła, gdyby nie obecna sytuacja pewnie wykonałaby nawet salto w powietrzu, po czym sięgnęła po topór. Smok wątpił, aby była w stanie nim władać w ten sam sposób, co mieczami. W nich dominowała szybkość, topór wymagał siły, a to nie był atut elfów. I miał rację. Nie walczyła tak, jak wcześniej. Walczyła jeszcze niebezpiecznej. Zakręciła bowiem toporem, pozwalając mu ciągnąć ją w przód, o mało przy tym nie rozpoławiając smoka na pół. Przyjął potężne cięcie na miecz. Gdyby był człowiekiem i miał zwyczajną broń, skończyłby marne. Na jego szczęście nie był. Ale zrozumiał, że nie może tego powtarzać. Wycofał się, zastanawiając.
Tymczasem pozostali bandyci, kiedy tylko dostrzegli obecność wilkołaka, rzucili meble i chwycili broń. Początkowo jedynie w przerażeniu obserwowali śmierć dwójki towarzyszy, ale nagle jeden z nich krzyknął: „on krwawi!”, zupełnie, jakby wcześniej wątpili w to, czy jest istotą cielesną. Chyba niezbyt byli przygotowani na to, że ktoś wykorzysta naszyjnik – ich własną broń – przeciwko nim samym. Wkrótce rozległ się kolejny krzyk: „kupą, razem nas nie dopadnie!” Co prawda jeden chciał biec na pomoc przywódczyni, ale kiedy ujrzał ścianę płomieni, entuzjazm go opuścił. Dołączył więc do towarzyszy, którzy zwarli się razem, z wyciągniętą bronią powoli krocząc w stronę miejsca do którego prowadził krwawy ślad. Planowali zlokalizować przeciwnika i rzucić się na niego wszyscy razem.
- Bjornolf
- Szukający drogi
- Posty: 43
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
- Kontakt:
Ognaruks oddzielił siebie i wojowniczkę płonącym półkolem, uniemożliwiając reszcie zbirów podejście bliżej. “Co on ma z tym ogniem?”, zastanawiał wilkołak. “W płonącej chacie nie mamy szans!” Szybko jednak dotarło do niego, że płomienie nie trawią drewna, a jedynie odstraszają ludzi. No, tak to można działać.
Towarzysz zauważył chyba jak uciążliwy stał się dla norda ostatni kusznik. A może bał się o własną skórę? W obecnej sytuacji śmierć jednego na pewno utrudniłaby życie drugiemu, więc wychodziło w sumie na to samo. Ognaruks machnął ręką, a dłonie strzelca zajęły się ogniem. Nieprzyjemny los dla wojownika. Nie było jednak czasu na współczucie. Poparzone ręce tamtego oznaczały większe szanse na przeżycie dla nich.
Wilk wpełzł między beczki i przyglądał się jak przestępcy chwycili jego trop. Po kolejnych kroplach krwi ostrożnie zbliżali się do jego kryjówki. Musiał wymyślić jakiś plan i to szybko.
Było ich tylko czterech i trzymali się razem. Ubezpieczali nawzajem swoje plecy, pamiętając co stało się z pierwszym z kuszników. Trzy miecze, jeden topór. Zapewne mieli też poukrywane noże, jak na rzezimieszków przystało.
Bjornolf szybko rozważył swoje szanse. Ze sprawną nogą bez problemu dałby im radę. Jednak ból w ranie pulsował coraz mocniej.
Nie miał też jak wyślizgnąć się niepostrzeżenie - bandyci odcięli go od jakiejkolwiek drogi ucieczki. Musiał jakoś ich unieruchomić albo rozproszyć…
Równo ustawione beczki z piwem połyskiwały dumnie w półmroku. Żółte, wilcze oczy zabłysły jasno. Doskonale. Niech podejdą jeszcze troszkę bliżej… Podniósł się ciężko i całym ciężarem ciała naparł na jedną z nich. Mięśnie napięły się pod futrem, co stanowiłoby imponujący widok gdyby nie naszyjnik niewidzialności. Drewno zgrzytnęło głośno i beczka przewróciła się prosto na bandę napastników. Mężczyźni rozpierzchli się z wrzaskiem. Jeden z nich nie zdążył. Antałek przygniótł go, a fala piwa chlusnęła na wszystkie strony. Pozostali trzej wpatrywali się w osłupieniu w podłogę. Krople krwi zniknęły, zalane bursztynowym płynem.
Nord czuł się już zmęczony walką, choć wiedział, że teraz nie może odpuścić. Skoczył na najbliższego bandytę, unosząc wysoko topór. Ten w ostatniej chwili dojrzał jak łapy wilka, lądują w piwie, rozchlapując kałużę. Zamachnął się mieczem, a Bjornolf uskoczył, ratując się przed przepołowieniem. Czubek ostrza zawadził jednak o rzemień magicznego wisiora, zrywając go z owłosionej szyi. Zaraza! Bandyta cofnął się gwałtownie, widząc przed sobą zmaterializowanego nagle potwora.
Potwór obnażył kły i zawarczał groźnie, przerzucając topór do drugiej ręki. Ciął nim gwałtownie, ale rzezimieszek, który otrząsnął się ze zdumienia, szybko sparował cios. Drugi z tyłu próbował trafić wilka w bok. Nawet ze zranioną nogą mężczyzna był jednak dla nich za szybki. Uchylił się i tnąc z dołu, zwalił przeciwnika z nóg. Dokończył dzieła, wbijając mu topór w pierś. Uskoczył szybko przed gradem ciosów jakim zasypał go trzeci z mężczyzn, korzystając z tego, że był pochylony. Niedoczekanie! Nie zdążył jednak wyszarpnąć broni z trupa, która sterczała teraz w górę niczym konar.
Nord przykucnął i wybijając się z tylnych łap, z pełnym impetem wpadł na napastnika, wytrącając miecz z jego ręki. Hełm zleciał z jego głowy, ukazując młodego, przerażonego chłopaka. Bjornolf przez chwilę się zawahał. Może powinien pozwolić mu uciec? Cofnął się lekko, puszczając jego kaftan. Wtedy jednak oczy młokosa zwęziły się w wąskie szparki. Wyszarpnął zza pasa krótki, zakrzywiony nóż.
- Młode to, a głupie - warknął wilk, uchylając się przed ciosem. Chwilowo stracił z oczu ostatniego napastnika, co było niepokojące. Nie miał czasu jednak zastanawiać się nad tym, bo dzieciak napierał na niego z zaciętością godną borsuka. Uchylał się, a cienka stal brzęczała nad jego uchem. W końcu udało mu się trafić go łapą i powalić na ziemię. Pazurami przeorał jego gardło. Młody nie pozostał mu dłużny - rozciął rękę aż do kości. Po tym znieruchomiał.
Po ostatnim z przeciwników nie było ani śladu. Być może dał nura na zewnątrz, zakładając że w płonącym obozie będzie bezpieczniej niż w jednej izbie z wilkołakiem i łowcą. Pewnie miał rację.
Bjornolf odwrócił się i ruszył w stronę Ognaruksa i wojowniczki. Nagle jego umysł wypełniła głucha cisza. W jednej chwili zapomniał kim jest, jak się nazywa i co tu robi. Był tylko wszechobecny kobiecy głos nakazujący mu zaatakować mężczyznę z blizną...
Towarzysz zauważył chyba jak uciążliwy stał się dla norda ostatni kusznik. A może bał się o własną skórę? W obecnej sytuacji śmierć jednego na pewno utrudniłaby życie drugiemu, więc wychodziło w sumie na to samo. Ognaruks machnął ręką, a dłonie strzelca zajęły się ogniem. Nieprzyjemny los dla wojownika. Nie było jednak czasu na współczucie. Poparzone ręce tamtego oznaczały większe szanse na przeżycie dla nich.
Wilk wpełzł między beczki i przyglądał się jak przestępcy chwycili jego trop. Po kolejnych kroplach krwi ostrożnie zbliżali się do jego kryjówki. Musiał wymyślić jakiś plan i to szybko.
Było ich tylko czterech i trzymali się razem. Ubezpieczali nawzajem swoje plecy, pamiętając co stało się z pierwszym z kuszników. Trzy miecze, jeden topór. Zapewne mieli też poukrywane noże, jak na rzezimieszków przystało.
Bjornolf szybko rozważył swoje szanse. Ze sprawną nogą bez problemu dałby im radę. Jednak ból w ranie pulsował coraz mocniej.
Nie miał też jak wyślizgnąć się niepostrzeżenie - bandyci odcięli go od jakiejkolwiek drogi ucieczki. Musiał jakoś ich unieruchomić albo rozproszyć…
Równo ustawione beczki z piwem połyskiwały dumnie w półmroku. Żółte, wilcze oczy zabłysły jasno. Doskonale. Niech podejdą jeszcze troszkę bliżej… Podniósł się ciężko i całym ciężarem ciała naparł na jedną z nich. Mięśnie napięły się pod futrem, co stanowiłoby imponujący widok gdyby nie naszyjnik niewidzialności. Drewno zgrzytnęło głośno i beczka przewróciła się prosto na bandę napastników. Mężczyźni rozpierzchli się z wrzaskiem. Jeden z nich nie zdążył. Antałek przygniótł go, a fala piwa chlusnęła na wszystkie strony. Pozostali trzej wpatrywali się w osłupieniu w podłogę. Krople krwi zniknęły, zalane bursztynowym płynem.
Nord czuł się już zmęczony walką, choć wiedział, że teraz nie może odpuścić. Skoczył na najbliższego bandytę, unosząc wysoko topór. Ten w ostatniej chwili dojrzał jak łapy wilka, lądują w piwie, rozchlapując kałużę. Zamachnął się mieczem, a Bjornolf uskoczył, ratując się przed przepołowieniem. Czubek ostrza zawadził jednak o rzemień magicznego wisiora, zrywając go z owłosionej szyi. Zaraza! Bandyta cofnął się gwałtownie, widząc przed sobą zmaterializowanego nagle potwora.
Potwór obnażył kły i zawarczał groźnie, przerzucając topór do drugiej ręki. Ciął nim gwałtownie, ale rzezimieszek, który otrząsnął się ze zdumienia, szybko sparował cios. Drugi z tyłu próbował trafić wilka w bok. Nawet ze zranioną nogą mężczyzna był jednak dla nich za szybki. Uchylił się i tnąc z dołu, zwalił przeciwnika z nóg. Dokończył dzieła, wbijając mu topór w pierś. Uskoczył szybko przed gradem ciosów jakim zasypał go trzeci z mężczyzn, korzystając z tego, że był pochylony. Niedoczekanie! Nie zdążył jednak wyszarpnąć broni z trupa, która sterczała teraz w górę niczym konar.
Nord przykucnął i wybijając się z tylnych łap, z pełnym impetem wpadł na napastnika, wytrącając miecz z jego ręki. Hełm zleciał z jego głowy, ukazując młodego, przerażonego chłopaka. Bjornolf przez chwilę się zawahał. Może powinien pozwolić mu uciec? Cofnął się lekko, puszczając jego kaftan. Wtedy jednak oczy młokosa zwęziły się w wąskie szparki. Wyszarpnął zza pasa krótki, zakrzywiony nóż.
- Młode to, a głupie - warknął wilk, uchylając się przed ciosem. Chwilowo stracił z oczu ostatniego napastnika, co było niepokojące. Nie miał czasu jednak zastanawiać się nad tym, bo dzieciak napierał na niego z zaciętością godną borsuka. Uchylał się, a cienka stal brzęczała nad jego uchem. W końcu udało mu się trafić go łapą i powalić na ziemię. Pazurami przeorał jego gardło. Młody nie pozostał mu dłużny - rozciął rękę aż do kości. Po tym znieruchomiał.
Po ostatnim z przeciwników nie było ani śladu. Być może dał nura na zewnątrz, zakładając że w płonącym obozie będzie bezpieczniej niż w jednej izbie z wilkołakiem i łowcą. Pewnie miał rację.
Bjornolf odwrócił się i ruszył w stronę Ognaruksa i wojowniczki. Nagle jego umysł wypełniła głucha cisza. W jednej chwili zapomniał kim jest, jak się nazywa i co tu robi. Był tylko wszechobecny kobiecy głos nakazujący mu zaatakować mężczyznę z blizną...
- Ognaruks
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 72
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony ze smoka
- Profesje:
- Kontakt:
W walce z elfką pojawił się ten problem, że Ognaruks nabrał trudności z jakimkolwiek zbliżeniem się do niej. Topór zataczał olbrzymie łuki, a kobieta wirowała, zbliżając się do przeciwnika jak jakaś maszyna wyposażona w ostrza, stworzona jedynie do krojenia na kawałki wszystkiego, co znajdzie się w jej zasięgu. Smok oczywiście mógłby to rozwiązać dosyć szybko, – przy pomocy magii – jednakże chciał zmierzyć się z problemem raczej na polu sprytu. Spotkał się z broniami chronionymi przez ingerencją magiczną w ich strukturę, gdyby ów topór był jedną z takich, o wiele trudniej by mu było sobie z nią poradzić. Póki co więc jedynie umykał w tył, przyglądając się temu, jak długo elfka zdoła wytrzymać ten styl walki. Nie było jednak po niej widać zbyt wielkiego zmęczenia. To wzbudziło pewien podziw u Ognaruksa – rzadko który człowiek mógłby coś takiego zrobić, jeszcze mniej było kobiet, potrafiących temu podołać.
Tymczasem jednak dostrzegł coś, co go z początku ucieszyło, ale po chwili zaniepokoiło. Bjornolf. W jego pobliżu nie dało się dostrzec żadnego bandyty, a zakrwawiony, widoczny już wilkołak szedł w stronę płomieni. ”O, udało mu się poradzić z nimi wszystkimi, dobra robota” Jednakże zaraz potem smok zorientował się, że coś jest nie tak. Nie widział nigdzie naszyjnika, który, jak się domyślał, jego towarzysz po prostu ściągnął, kiedy nie miał już się czego obawiać. ”Czyżby rzucił go na ziemię? Jest nieco wart mimo wszystko” Potem jednak znacznie bardziej zaniepokoił go pusty wzrok Bjornolfa, skierowany prosto na niego. Wtedy zrozumiał. Nie spodziewał się, że hełm zdoła przejąć nad nim kontrolę. Ale to się stało. Dobrze, że przynajmniej odgradzały ich...
W tej chwili pojął kilka rzeczy. Pierwszą, że kobieta zdecydowanie nie przejmie się tym, że wilkołak wejdzie w płomienie. Drugą rzecz, że obiecał coś wilkołakowi, no i nawet miał taką zachciankę, aby dłużej z nim pobyć. Trzecią, że furto wyjątkowo dobrze się pali. Czwartą, że musi powstrzymać Bjornolfa przed wkroczeniem. Piątą, że nie zdoła tego zrobić bez krzywdzenia go. Szóstą, że rozwiązaniem będzie pokonanie elfki. Siódmą, nie zrobi to na czas. Ósmą....
- Agnir, zatrzymaj go!
Niewielki smok podbiegł do wilkołaka, po czym rozszerzył szczęki, wypuszczając z nich klejnot i pojawiając się, następnie zacisnął je na kostce Bjornolfa. Starał się to zrobić delikatnie, ale i na tyle mocno, aby przytrzymać mężczyznę w miejscu. W głosie i umyśle swojego pana dostrzegł obawę o tego, kogo trzymał w swych zębach, dlatego był gotów na to, że będzie stawiał opór, ale nie zamierzał odpowiadać podobną agresją – jedynie trzymać nogę, tak długo, jak to tylko możliwe.
Teraz pozostawało jedynie zmierzyć się z elfką. Ognaruks się zdenerwował, uznał jej postępowanie za podstępny cios poniżej pasa (nie, żeby on nie używał takich non stop). Dlatego też stanął pewnie, spoglądając na styl walki wymagający wielu lat treningu, zarówno przy szlifowaniu techniki, jak i przygotowywaniu ciała. Następnie rzucił niewielkie zaklęcie na podłogę. Kobieta nagle się potknęła, gdy pojawiła się na nim niewielka, aczkolwiek tak istotna nierówność. Od upadku powstrzymała ją jedynie wyćwiczona równowaga, zmuszona została także to podparcia się toporem. Smok to wykorzystał. Dopadł do niej, wyrywając jej broń z rąk. Nawet, gdyby elfka nie była zdezorientowana, nie byłaby w stanie mierzyć się z tak ogromną siłą. Ognaruks uderzył ją trzonem, odrzucając pod jedyną ścianę, od której nie oddzielał ich krąg płomieni, po czym chwycił porządnie i zamachnął się, ale równocześnie wpadła mu do głowy myśl. Odrzucił topór i zerwał jej z głowy hełm, słysząc jęk bólu. Chwycił go pewnie, po czym spojrzał na elfkę. I na sztylet, który nie wiadomo skąd pojawił się w jej dłoni. Smok chwycił ją za nią i przycisnął do ściany, popłynęła magia, a wokół nadgarstka kobiety pojawił się drewniany odpowiednik obręczy od kajdan, przyczepiony do ściany. Podobnie poczynił z drugą ręką. Kiedy już nie martwił się, ze dostanie nożem w plecy, wstał i ugasił krąg płomieni, rozglądając się za wilkołakiem.
Tymczasem jednak dostrzegł coś, co go z początku ucieszyło, ale po chwili zaniepokoiło. Bjornolf. W jego pobliżu nie dało się dostrzec żadnego bandyty, a zakrwawiony, widoczny już wilkołak szedł w stronę płomieni. ”O, udało mu się poradzić z nimi wszystkimi, dobra robota” Jednakże zaraz potem smok zorientował się, że coś jest nie tak. Nie widział nigdzie naszyjnika, który, jak się domyślał, jego towarzysz po prostu ściągnął, kiedy nie miał już się czego obawiać. ”Czyżby rzucił go na ziemię? Jest nieco wart mimo wszystko” Potem jednak znacznie bardziej zaniepokoił go pusty wzrok Bjornolfa, skierowany prosto na niego. Wtedy zrozumiał. Nie spodziewał się, że hełm zdoła przejąć nad nim kontrolę. Ale to się stało. Dobrze, że przynajmniej odgradzały ich...
W tej chwili pojął kilka rzeczy. Pierwszą, że kobieta zdecydowanie nie przejmie się tym, że wilkołak wejdzie w płomienie. Drugą rzecz, że obiecał coś wilkołakowi, no i nawet miał taką zachciankę, aby dłużej z nim pobyć. Trzecią, że furto wyjątkowo dobrze się pali. Czwartą, że musi powstrzymać Bjornolfa przed wkroczeniem. Piątą, że nie zdoła tego zrobić bez krzywdzenia go. Szóstą, że rozwiązaniem będzie pokonanie elfki. Siódmą, nie zrobi to na czas. Ósmą....
- Agnir, zatrzymaj go!
Niewielki smok podbiegł do wilkołaka, po czym rozszerzył szczęki, wypuszczając z nich klejnot i pojawiając się, następnie zacisnął je na kostce Bjornolfa. Starał się to zrobić delikatnie, ale i na tyle mocno, aby przytrzymać mężczyznę w miejscu. W głosie i umyśle swojego pana dostrzegł obawę o tego, kogo trzymał w swych zębach, dlatego był gotów na to, że będzie stawiał opór, ale nie zamierzał odpowiadać podobną agresją – jedynie trzymać nogę, tak długo, jak to tylko możliwe.
Teraz pozostawało jedynie zmierzyć się z elfką. Ognaruks się zdenerwował, uznał jej postępowanie za podstępny cios poniżej pasa (nie, żeby on nie używał takich non stop). Dlatego też stanął pewnie, spoglądając na styl walki wymagający wielu lat treningu, zarówno przy szlifowaniu techniki, jak i przygotowywaniu ciała. Następnie rzucił niewielkie zaklęcie na podłogę. Kobieta nagle się potknęła, gdy pojawiła się na nim niewielka, aczkolwiek tak istotna nierówność. Od upadku powstrzymała ją jedynie wyćwiczona równowaga, zmuszona została także to podparcia się toporem. Smok to wykorzystał. Dopadł do niej, wyrywając jej broń z rąk. Nawet, gdyby elfka nie była zdezorientowana, nie byłaby w stanie mierzyć się z tak ogromną siłą. Ognaruks uderzył ją trzonem, odrzucając pod jedyną ścianę, od której nie oddzielał ich krąg płomieni, po czym chwycił porządnie i zamachnął się, ale równocześnie wpadła mu do głowy myśl. Odrzucił topór i zerwał jej z głowy hełm, słysząc jęk bólu. Chwycił go pewnie, po czym spojrzał na elfkę. I na sztylet, który nie wiadomo skąd pojawił się w jej dłoni. Smok chwycił ją za nią i przycisnął do ściany, popłynęła magia, a wokół nadgarstka kobiety pojawił się drewniany odpowiednik obręczy od kajdan, przyczepiony do ściany. Podobnie poczynił z drugą ręką. Kiedy już nie martwił się, ze dostanie nożem w plecy, wstał i ugasił krąg płomieni, rozglądając się za wilkołakiem.
- Bjornolf
- Szukający drogi
- Posty: 43
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
- Kontakt:
Wilkołak potrząsnął nieprzytomnie głową. Czuł się dziwnie, jakby przez chwilę stracił przytomność. Rozejrzał się dookoła - płomienie opadły, a przywódczyni bandy wisiała przykuta do ściany. Ognaruks trzymał w ręku hełm. Wszystko nadal lekko falowało, ale wzrok już mu się wyostrzał.
Dotarło do niego również pulsowanie w nodze. No tak, rana. Zerknął w dół, chcąc ocenić jak bardzo ją rozkrwawił po ostatnich wyskokach. Nie spodziewał się jednak tego, co zobaczył. Mały, dziwny stwór, chyba smok, trzymał delikatnie zębami jego łydkę. Delikatnie, a jednak na tyle mocno, by nie mógł się ruszyć. Więc to był niewidzialny towarzysz łowcy?
- Jak mniemam był jakiś powód żeby twój zwierzak chwycił mnie za nogę? - zapytał, podnosząc z ziemi zerwany wisior.
- Masz już to czego chciałeś? Wynośmy się. Zaraz to wszystko pójdzie z dymem.
Kiedy stworzonko cofnęło swoją zębatą paszczę, nord kuśtykając ruszył w stronę okna. Nie zamierzał ponownie korzystać z teleportacji, ale nie chciał też demontować całej barykady. Uniósł jedno z krzeseł i cisnął nim w szybę. Szkło rozprysnęło się na dziesiątki kawałeczków i zasypało całą podłogę. Do środka wdarł się ciemny, gryzący dym.
- Spotkajmy się za obozem - mruknął Bjornolf, wyskakując na zewnątrz. Płomienie trzaskały głośno, szarpane porywami wiatru. Zrobiło się paskudnie gorąco, a wilka momentalnie rozbolała głowa.
Popędził przed siebie, szukając miejsca, gdzie mógłby się wydostać. W jednym miejscu palisada zawaliła się, a jej płonące szczątki żarzyły się na ziemi. Przeskoczył je, czując podmuch ciepła pod swoim brzuchem. Na szczęście płomienie ledwo liznęły jego stopy.
Spadł na ziemię, z wdzięcznością przyjmując zmianę temperatury.
Szybko oddalił się od obozu na bezpieczną odległość i opadł z ulgą na trawę. Zanim ruszy dalej tropem Cienia będzie potrzebował porządnego snu. Musi opatrzyć nogę, rękę, poparzenia i przeczekać ten przeklęty ból głowy. Wszystko powinno zniknąć do rana. Anke często wyprowadzała go z równowagi, śmiejąc się, że wszystko goi się na nim jak na psie.
Nagle bardzo mocno zapragnął skontaktować się z domem. Zastanawiał się co robią dzieci, czy wystarcza im jedzenia. Czy wszyscy są bezpieczni. Anke na pewno dobrze się nimi opiekowała. Była w końcu świetnym łowcą. Postanowił, że wieczorem nad ogniskiem porozmawia z szamanem. To przypomniało mu o kruku. Rozejrzał się w poszukiwaniu znajomego, czarnego kształtu na którejś z gałęzi
- Bjornolf! - rozdarł się Spalle, opadając niezgrabnie na ziemię obok niego. Pióra miał jeszcze bardziej w nieładzie niż zwykle, jakby spędził ostatnią godzinę latając w tą i z powrotem.
- Ty głupi wszarzu! Myślałem że spłonąłeś żywcem!
- Ciebie też miło widzieć - mruknął wilk, opatrując nogę. Ptak wydał z siebie oburzone prychnięcie.
- Co to w ogóle był za plan? Wpaść między bandytów i wszystko podpalić? Jesteś jeszcze głupszy niż myślałem!
- Czy to znaczy, że martwiłeś się o mnie? - spytał z przekąsem nord. Ciężko oparł głowę na dłoni. Rany nie przeszkadzały mu aż tak bardzo, przywykł do częstych urazów. Ból głowy wywołany temperaturą był jednak nieznośny. Zawarczał pod nosem, niezadowolony z tego stanu.
- Ogień to był pomysł Ognaruksa. Pewnie zaraz się tu pojawi.
- Och, a myślałem że zginął - zakrakał Spalle, krzywiąc się. Kto by pomyślał jeszcze kilka lat temu, że będę rozpoznawał ptasie grymasy, zaśmiał się w duchu wilkołak.
Westchnął ciężko i rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu towarzysza i jego dziwnego stwora. Będą musieli znaleźć spokojne miejsce na obozowisko.
Dotarło do niego również pulsowanie w nodze. No tak, rana. Zerknął w dół, chcąc ocenić jak bardzo ją rozkrwawił po ostatnich wyskokach. Nie spodziewał się jednak tego, co zobaczył. Mały, dziwny stwór, chyba smok, trzymał delikatnie zębami jego łydkę. Delikatnie, a jednak na tyle mocno, by nie mógł się ruszyć. Więc to był niewidzialny towarzysz łowcy?
- Jak mniemam był jakiś powód żeby twój zwierzak chwycił mnie za nogę? - zapytał, podnosząc z ziemi zerwany wisior.
- Masz już to czego chciałeś? Wynośmy się. Zaraz to wszystko pójdzie z dymem.
Kiedy stworzonko cofnęło swoją zębatą paszczę, nord kuśtykając ruszył w stronę okna. Nie zamierzał ponownie korzystać z teleportacji, ale nie chciał też demontować całej barykady. Uniósł jedno z krzeseł i cisnął nim w szybę. Szkło rozprysnęło się na dziesiątki kawałeczków i zasypało całą podłogę. Do środka wdarł się ciemny, gryzący dym.
- Spotkajmy się za obozem - mruknął Bjornolf, wyskakując na zewnątrz. Płomienie trzaskały głośno, szarpane porywami wiatru. Zrobiło się paskudnie gorąco, a wilka momentalnie rozbolała głowa.
Popędził przed siebie, szukając miejsca, gdzie mógłby się wydostać. W jednym miejscu palisada zawaliła się, a jej płonące szczątki żarzyły się na ziemi. Przeskoczył je, czując podmuch ciepła pod swoim brzuchem. Na szczęście płomienie ledwo liznęły jego stopy.
Spadł na ziemię, z wdzięcznością przyjmując zmianę temperatury.
Szybko oddalił się od obozu na bezpieczną odległość i opadł z ulgą na trawę. Zanim ruszy dalej tropem Cienia będzie potrzebował porządnego snu. Musi opatrzyć nogę, rękę, poparzenia i przeczekać ten przeklęty ból głowy. Wszystko powinno zniknąć do rana. Anke często wyprowadzała go z równowagi, śmiejąc się, że wszystko goi się na nim jak na psie.
Nagle bardzo mocno zapragnął skontaktować się z domem. Zastanawiał się co robią dzieci, czy wystarcza im jedzenia. Czy wszyscy są bezpieczni. Anke na pewno dobrze się nimi opiekowała. Była w końcu świetnym łowcą. Postanowił, że wieczorem nad ogniskiem porozmawia z szamanem. To przypomniało mu o kruku. Rozejrzał się w poszukiwaniu znajomego, czarnego kształtu na którejś z gałęzi
- Bjornolf! - rozdarł się Spalle, opadając niezgrabnie na ziemię obok niego. Pióra miał jeszcze bardziej w nieładzie niż zwykle, jakby spędził ostatnią godzinę latając w tą i z powrotem.
- Ty głupi wszarzu! Myślałem że spłonąłeś żywcem!
- Ciebie też miło widzieć - mruknął wilk, opatrując nogę. Ptak wydał z siebie oburzone prychnięcie.
- Co to w ogóle był za plan? Wpaść między bandytów i wszystko podpalić? Jesteś jeszcze głupszy niż myślałem!
- Czy to znaczy, że martwiłeś się o mnie? - spytał z przekąsem nord. Ciężko oparł głowę na dłoni. Rany nie przeszkadzały mu aż tak bardzo, przywykł do częstych urazów. Ból głowy wywołany temperaturą był jednak nieznośny. Zawarczał pod nosem, niezadowolony z tego stanu.
- Ogień to był pomysł Ognaruksa. Pewnie zaraz się tu pojawi.
- Och, a myślałem że zginął - zakrakał Spalle, krzywiąc się. Kto by pomyślał jeszcze kilka lat temu, że będę rozpoznawał ptasie grymasy, zaśmiał się w duchu wilkołak.
Westchnął ciężko i rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu towarzysza i jego dziwnego stwora. Będą musieli znaleźć spokojne miejsce na obozowisko.
- Ognaruks
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 72
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony ze smoka
- Profesje:
- Kontakt:
Ognaruks wdychał z zadowoleniem zapach potu, krwi oraz dymu, czując, jak natężenie adrenaliny w jego żyłach zaczyna spadać, wywołując przyjemne uczucie, którego nie w sposób był powstrzymać nawet ból, ponownie wbijający się w jego nerwy. Spojrzał na wilkołaka, po czym podniósł upuszczony wcześniej miecz i dokładnie wyczyścił go o nogawkę. Te bandyckie spodnie tak czy siak miał zamiar za chwilę wyrzucić.
- Nabrałeś nagle przemożnej chęci na bliższy kontakt z płomieniami – wyjaśnił Ognaruks, z lekkim zdziwieniem dostrzegając, że Bjornolf niczego nie pamięta. Moc hełmu musiała na niego naprawdę mocno zadziałać; w sumie nic dziwnego, zważywszy na sytuację. Podczas walki elfka niezbyt miała możliwość i czas, aby bawić się w bardziej subtelne metody. Smok miał nadzieję, że wszystko w głowie wilkołaka wróciło do normy; bez skutków ubocznych. - Puść go, Agnir. Tak, możemy znikać. W porządku.
Pasowało mu takie rozwiązanie. Obecność mężczyzny była nieco krępująca. Ognaruks podszedł do elfki i schylił się, chwytając ją za policzek, po czym uniósł go do góry, wpatrując się w jej wściekłe oczy. Kobieta jednak milczała. Nie próbowała się wyrywać z nietypowych kajdan. Była doświadczona; wiedziała, że lepiej zachować siły na jeden, odpowiedni moment. O ile oczywiście mężczyzna by na taki zezwolił.
- Spokojnie, zaraz wracam – powiedział, puszczając jej uroczą twarzyczkę oraz przenosząc się kilkaset metrów dalej – w miejsce, w którym pozostawił swoje ubranie oraz drogocenną Lirę. Czym prędzej zrzucił z siebie bandyckie, zakrwawione, pokryte pyłem łachy, a następnie – po oczyszczeniu gołego ciała niewielkimi płomykami magii – założył swoje własne odzienie, o wiele wygodniejsze.
Przeniósł się do pokoju elfki, znajdującego się w powoli pożeranym przez płomienie budynku. Pomieszczenie było nad wyraz ciekawe; oczom Ognaruksa ukazała się niezwykła kolekcja broni, jednak pospolitej – nic zaklętego. Wielce interesującą rzeką okazała się być także ściana nad łóżkiem byłej najemniczki; udekorowana była dziesiątkami listów gończych z jej podobizną. Z podziwem zerwał ten z najwyższą nagrodą. Smok biedakiem nie był, ale złota nigdy za wiele. A to była naprawdę niesamowita suma. Jak głosił podpis, zadarła z jakimś księciem. To sprawiło, że zaczął się zastanawiać nad losem czekającym elfkę.
Wyszedł z pokoju – do którego drzwi znajdowały się tuż pod schodami – z liną w ręce. Płomienie zdążyły znacząco się przybliżyć, a elfka rozpaczliwie szarpać, przekonana, że zostawił ją tutaj jednak na niewyobrażalnie bolesną śmierć. Kiedy jednak ujrzała Ognaruksa, jej oczy rozszerzyły się, smok dostrzegł niej sprzeczne emocje; równocześnie się ucieszyła i wściekła. Mężczyzna chwycił ją za przedramię, po czym roztrzaskał kajdany i przeniósł ich daleko od szalejącego pożaru.
Spodziewał się, że elfka będzie zdezorientowana teleportacją, ale ku jego zaskoczeniu zdołała mu się wyrwać, po czym wystrzelić w stronę drzew. Zdezorientowany się zatoczył, a następnie z wściekłością skoczył, przenosząc się bliżej jej. Spadł na plecy, powalając ich oboje na zimną ziemię; szamotali się dobrą chwilę, jednak oczywiste było, kto musiał zwyciężyć. Nieporównywalnie silniejszy Oganruks w końcu zdołał docisnąć jej nadgarstki do ziemi, wtedy przestała wierzgać widząc, że jego ręce są jeszcze twardsze od wcześniejszych kajdan.
- Podobasz mi się – powiedział smok, krzyżując ramiona elfki za jej plecami i związując liną. Kobieta odpowiedziała mu z podobnym uczuciem.
- Pieprz się.
Po chwili dłonie elfki zostały unieruchomione nadzwyczaj wytrzymałą liną – ona sama doskonale wiedziała, jak bardzo; sama ją kupowała. Ognaruks podniósł się, po czym ją, a następnie zacisnął dłoń na jej spętanych nadgarstkach.
- Gdzie mieliśmy się spotkać z Bjornolfem? - spytał smok Agnira, który od dłuższego czasu bezpiecznie tkwił w Lirze.
~Za obozem.
Tam się więc i przenieśli. Elfka spoglądała z wściekłością na resztki jej niedawnego obozu; Ognaruks mógł się założyć, jakie myśli chodzą po jej ślicznej głowie. Sam jednak był zajęty czymś innym. Rozejrzał się, a jego bystry wzrok dostrzegł wilkołaka, odpoczywającego po walce i liżącego rany. Przynajmniej nie dosłownie. Skierował się w jego stronę, popychając bezradną elfkę, by po chwili zbliżyć się na tyle, aby mógł bez problemu rozmawiać z Bjornolfem. Od razu zdecydował się wytłumaczyć wszystko.
- Uznałem, że będzie cenniejsza żywa. Wyznaczono za nią solidną nagrodę. Spokojnie, nie spowolni nas, dopilnuję tego. I tego, aby nie sprawiała żadnych problemów.
Elfka milczała, wpatrując się w wilkołaka zupełnie innym wzrokiem niż obdarzała znienawidzonego smoka. Było naprawdę trudne do odszyfrowania. Ale zdecydowanie mogło zmiennokształtnego speszyć.
- Noc się zbliża – stwierdził Ognaruks, choć nie było to tak oczywiste na tle ognistej łuny. - Przydałoby się znaleźć schronienie. Możemy poszukać miejsca na obóz, ale jakąś godzinę drogi stąd znajduje się wioska. - Dostrzegł ją, gdy przelatywał nad tymi ziemiami, lecz tego nie musiał wiedzieć wilkołak. Raczej wątpił, aby miał się dowiedzieć o jego prawdziwej naturze – a na pewno niezbyt szybko. A potem... potem najpewniej odnajdą jego skarb i wróci do swojej wioski. - Co byś wolał?
- Nabrałeś nagle przemożnej chęci na bliższy kontakt z płomieniami – wyjaśnił Ognaruks, z lekkim zdziwieniem dostrzegając, że Bjornolf niczego nie pamięta. Moc hełmu musiała na niego naprawdę mocno zadziałać; w sumie nic dziwnego, zważywszy na sytuację. Podczas walki elfka niezbyt miała możliwość i czas, aby bawić się w bardziej subtelne metody. Smok miał nadzieję, że wszystko w głowie wilkołaka wróciło do normy; bez skutków ubocznych. - Puść go, Agnir. Tak, możemy znikać. W porządku.
Pasowało mu takie rozwiązanie. Obecność mężczyzny była nieco krępująca. Ognaruks podszedł do elfki i schylił się, chwytając ją za policzek, po czym uniósł go do góry, wpatrując się w jej wściekłe oczy. Kobieta jednak milczała. Nie próbowała się wyrywać z nietypowych kajdan. Była doświadczona; wiedziała, że lepiej zachować siły na jeden, odpowiedni moment. O ile oczywiście mężczyzna by na taki zezwolił.
- Spokojnie, zaraz wracam – powiedział, puszczając jej uroczą twarzyczkę oraz przenosząc się kilkaset metrów dalej – w miejsce, w którym pozostawił swoje ubranie oraz drogocenną Lirę. Czym prędzej zrzucił z siebie bandyckie, zakrwawione, pokryte pyłem łachy, a następnie – po oczyszczeniu gołego ciała niewielkimi płomykami magii – założył swoje własne odzienie, o wiele wygodniejsze.
Przeniósł się do pokoju elfki, znajdującego się w powoli pożeranym przez płomienie budynku. Pomieszczenie było nad wyraz ciekawe; oczom Ognaruksa ukazała się niezwykła kolekcja broni, jednak pospolitej – nic zaklętego. Wielce interesującą rzeką okazała się być także ściana nad łóżkiem byłej najemniczki; udekorowana była dziesiątkami listów gończych z jej podobizną. Z podziwem zerwał ten z najwyższą nagrodą. Smok biedakiem nie był, ale złota nigdy za wiele. A to była naprawdę niesamowita suma. Jak głosił podpis, zadarła z jakimś księciem. To sprawiło, że zaczął się zastanawiać nad losem czekającym elfkę.
Wyszedł z pokoju – do którego drzwi znajdowały się tuż pod schodami – z liną w ręce. Płomienie zdążyły znacząco się przybliżyć, a elfka rozpaczliwie szarpać, przekonana, że zostawił ją tutaj jednak na niewyobrażalnie bolesną śmierć. Kiedy jednak ujrzała Ognaruksa, jej oczy rozszerzyły się, smok dostrzegł niej sprzeczne emocje; równocześnie się ucieszyła i wściekła. Mężczyzna chwycił ją za przedramię, po czym roztrzaskał kajdany i przeniósł ich daleko od szalejącego pożaru.
Spodziewał się, że elfka będzie zdezorientowana teleportacją, ale ku jego zaskoczeniu zdołała mu się wyrwać, po czym wystrzelić w stronę drzew. Zdezorientowany się zatoczył, a następnie z wściekłością skoczył, przenosząc się bliżej jej. Spadł na plecy, powalając ich oboje na zimną ziemię; szamotali się dobrą chwilę, jednak oczywiste było, kto musiał zwyciężyć. Nieporównywalnie silniejszy Oganruks w końcu zdołał docisnąć jej nadgarstki do ziemi, wtedy przestała wierzgać widząc, że jego ręce są jeszcze twardsze od wcześniejszych kajdan.
- Podobasz mi się – powiedział smok, krzyżując ramiona elfki za jej plecami i związując liną. Kobieta odpowiedziała mu z podobnym uczuciem.
- Pieprz się.
Po chwili dłonie elfki zostały unieruchomione nadzwyczaj wytrzymałą liną – ona sama doskonale wiedziała, jak bardzo; sama ją kupowała. Ognaruks podniósł się, po czym ją, a następnie zacisnął dłoń na jej spętanych nadgarstkach.
- Gdzie mieliśmy się spotkać z Bjornolfem? - spytał smok Agnira, który od dłuższego czasu bezpiecznie tkwił w Lirze.
~Za obozem.
Tam się więc i przenieśli. Elfka spoglądała z wściekłością na resztki jej niedawnego obozu; Ognaruks mógł się założyć, jakie myśli chodzą po jej ślicznej głowie. Sam jednak był zajęty czymś innym. Rozejrzał się, a jego bystry wzrok dostrzegł wilkołaka, odpoczywającego po walce i liżącego rany. Przynajmniej nie dosłownie. Skierował się w jego stronę, popychając bezradną elfkę, by po chwili zbliżyć się na tyle, aby mógł bez problemu rozmawiać z Bjornolfem. Od razu zdecydował się wytłumaczyć wszystko.
- Uznałem, że będzie cenniejsza żywa. Wyznaczono za nią solidną nagrodę. Spokojnie, nie spowolni nas, dopilnuję tego. I tego, aby nie sprawiała żadnych problemów.
Elfka milczała, wpatrując się w wilkołaka zupełnie innym wzrokiem niż obdarzała znienawidzonego smoka. Było naprawdę trudne do odszyfrowania. Ale zdecydowanie mogło zmiennokształtnego speszyć.
- Noc się zbliża – stwierdził Ognaruks, choć nie było to tak oczywiste na tle ognistej łuny. - Przydałoby się znaleźć schronienie. Możemy poszukać miejsca na obóz, ale jakąś godzinę drogi stąd znajduje się wioska. - Dostrzegł ją, gdy przelatywał nad tymi ziemiami, lecz tego nie musiał wiedzieć wilkołak. Raczej wątpił, aby miał się dowiedzieć o jego prawdziwej naturze – a na pewno niezbyt szybko. A potem... potem najpewniej odnajdą jego skarb i wróci do swojej wioski. - Co byś wolał?
- Bjornolf
- Szukający drogi
- Posty: 43
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
- Kontakt:
Bjornolf aż zgrzytnął zębami ze złości, widząc jak Ognaruks wlecze za sobą pozbawioną hełmu elfkę. Co prawda zapewnił, że ich nie spowolni, ale nie podobało mu się to. Co innego napaść na obóz bandytów a co innego ciągnąć przez las kobietę związaną jak baleron.
Podejrzewał jednak, że łowca nie odpuści jej tak łatwo. Pewnie była wystawiona za nią wysoka nagroda. Nie zamierzał się z nim kłócić. Ostatnim czego chciał przy tak silnym bólu głowy to pojedynkować się na słowa.
- Niech będzie. Ale ma siedzieć cicho - westchnął, masując skronie. Spalle usiadł na jego ramieniu i wbił świdrujący wzrok w Ognaruksa. Tutaj czuł się bezpieczny i bezczelnie otworzył dziub. Wilkołak jednak chwycił go w dłoń i zamknął jednym, silnym ruchem, zanim kruk zdążył powiedzieć coś obraźliwego.
- Wolałbym rozbić obóz na skraju lasu. Myślę że wieśniacy mogą nie odebrać najlepiej poharatanego wilkołaka i związanej kobiety u twojego boku. Podejrzewam, że dotarły do nich już pierwsze informacje o naszej małej… masakrze.
Nord pomyślał o handlarzu, któremu uratował życie. Potem jednak przypomniały mu się zwłoki bandytów i pozostawiony w płomieniach obóz. Nie, z tego mogło nie wyniknąć nic dobrego. Wieśniacy, zabobonni jak wszędzie, nie pałali do niego sympatią. Domyślał się, że po tym co odczynili w środku lasu, uczucie to może się jeszcze nasilić.
Potem jednak uświadomił sobie kolejną rzecz. Nie powinni się rozdzielać. Choć nie miał powodów by wątpić w prawdomówność swojego towarzysza, nie ufał mu jeszcze całkowicie. Nie chciał by okazało się, że Ognaruks skorzystał z jego pomocy, po czym dał nogę.
- Chociaż po namyśle może wioska jest jednak lepszym pomysłem? Myślisz, że tam będziemy mogli pozbyć się elfki? Wolałbym nie być zmuszonym do spędzenia nocy z jej spętanym truchłem u boku.
Wyciągnął też rękę z wisiorkiem, zwracając go właścicielowi. Nawet jeśli poruszanie się z nim było dużo łatwiejsze, nie zamierzał go zatrzymać.
- Poza tym porządna kolacja brzmi jak coś wartego ryzyka - dodał, przeciągając się tak, że aż zatrzeszczały mu stawy. Rozcięta łapa i postrzelona noga były owinięte bandażem, ale poza tym w futrze nie było widać siniaków ani poparzeń. One istniały dopiero pod spodem. Lekko kuśtykając ruszył z towarzyszem przez las.
Spalle leciał cicho nad drzewami, wypatrując mieszkańców wioski. Widział jej zarysy w oddali, ale mimo nadchodzącego wieczoru, w oknach nie paliły się żadne światła. Coś było nie tak. Obniżył lot i bezszelestnie opadł między drzewami. Ludziom wydaje się, że kruki ciągle kraczą, unosząc się w powietrzu, ale to nie prawda. Tak robią wrony. Spalle nigdy nie pozwoliłby innym porównać się do wrony! Te niezgrabne, wrzaskliwe ptaszyska tylko psuły dobre imię kruków.
Wylądował na ramieniu Bjornolfa dokładnie wtedy, kiedy wyszli na skraj lasu. Wyraźnie zaczynało się już ściemniać. Niebo przechodzące z szarego w granat unosiło się ponurą łuną nad drewnianą bramą, na której kanciastym pismem wypisano nazwę. Wrony. Spalle zaintrygowany przekrzywił głowę. Nie widział tu żadnych wron. Właściwie nie widział tu żadnej żywej duszy.
- Nie wygląda zbyt zachęcająco. Miejcie się na baczności - mruknął wilk, ściskając trzonek topora.
Żwir chrzęścił mu pod łapami gdy wszedł między chaty. Niepokojący bezruch i cisza zjeżyły mu włoski na karku. Czuł, że coś złowrogiego obserwuje z cienia ich każdy krok. Spalle rozglądał się niespokojnie, wyławiając pojedyncze szumy w półmroku.
- Tak wyglądała ta wioska kiedy ostatnio ją widziałeś? - zapytał szeptem nord, wytężając swoje wilcze zmysły. Nie był w stanie jednak dostrzec nikogo. Podejrzewał, że wieśniacy pochowali się za zamkniętymi na cztery spusty drzwiami i okiennicami. Ale dlaczego? Z ich powodu?
Powietrze przeszył piskliwy płacz dziecka, który szybko został stłumiony. Taaak, wieśniacy tu byli. Przyglądali im się ze szczelin między deskami, ale żaden nie odważył się wyjść.
Niebo zrobiło się już granatowe kiedy dotarli do głównego placu. Bjornolf podszedł do tablicy ogłoszeń i spojrzał na duży, żółty pergamin przybity na samym środku. Nierównymi literami wypisano na nim:
“UWAGA! ZABRANIA SIĘ WYCHODZENIA Z HAT, OTWIERANIA ODRZWI I OKIEN PO ZMROKU. KAŻDY KTO TO ZRUBI, CZYNI TAK NA WŁASNĄ ODPOWIEDZILNOŚĆ.”
- Chyba przyszliśmy w złym momencie. Myślisz, że mają tu jakiegoś demona? - zapytał, wskazując łapą ogłoszenie. Coś zaszeleściło za jego plecami. Spalle podskoczył i rozdarł się na całe gardło
- Kurna! Co to za nawiedzona wioska?! Nie mogliście wybrać ogniska jak normalni mordercy?!
Poderwał się w powietrze, ale nie znajdując bezpieczniejszego miejsca, znowu ciężko wylądował na ramieniu norda. Szelest powtórzył się, tym razem po drugiej stronie placu.
Podejrzewał jednak, że łowca nie odpuści jej tak łatwo. Pewnie była wystawiona za nią wysoka nagroda. Nie zamierzał się z nim kłócić. Ostatnim czego chciał przy tak silnym bólu głowy to pojedynkować się na słowa.
- Niech będzie. Ale ma siedzieć cicho - westchnął, masując skronie. Spalle usiadł na jego ramieniu i wbił świdrujący wzrok w Ognaruksa. Tutaj czuł się bezpieczny i bezczelnie otworzył dziub. Wilkołak jednak chwycił go w dłoń i zamknął jednym, silnym ruchem, zanim kruk zdążył powiedzieć coś obraźliwego.
- Wolałbym rozbić obóz na skraju lasu. Myślę że wieśniacy mogą nie odebrać najlepiej poharatanego wilkołaka i związanej kobiety u twojego boku. Podejrzewam, że dotarły do nich już pierwsze informacje o naszej małej… masakrze.
Nord pomyślał o handlarzu, któremu uratował życie. Potem jednak przypomniały mu się zwłoki bandytów i pozostawiony w płomieniach obóz. Nie, z tego mogło nie wyniknąć nic dobrego. Wieśniacy, zabobonni jak wszędzie, nie pałali do niego sympatią. Domyślał się, że po tym co odczynili w środku lasu, uczucie to może się jeszcze nasilić.
Potem jednak uświadomił sobie kolejną rzecz. Nie powinni się rozdzielać. Choć nie miał powodów by wątpić w prawdomówność swojego towarzysza, nie ufał mu jeszcze całkowicie. Nie chciał by okazało się, że Ognaruks skorzystał z jego pomocy, po czym dał nogę.
- Chociaż po namyśle może wioska jest jednak lepszym pomysłem? Myślisz, że tam będziemy mogli pozbyć się elfki? Wolałbym nie być zmuszonym do spędzenia nocy z jej spętanym truchłem u boku.
Wyciągnął też rękę z wisiorkiem, zwracając go właścicielowi. Nawet jeśli poruszanie się z nim było dużo łatwiejsze, nie zamierzał go zatrzymać.
- Poza tym porządna kolacja brzmi jak coś wartego ryzyka - dodał, przeciągając się tak, że aż zatrzeszczały mu stawy. Rozcięta łapa i postrzelona noga były owinięte bandażem, ale poza tym w futrze nie było widać siniaków ani poparzeń. One istniały dopiero pod spodem. Lekko kuśtykając ruszył z towarzyszem przez las.
Spalle leciał cicho nad drzewami, wypatrując mieszkańców wioski. Widział jej zarysy w oddali, ale mimo nadchodzącego wieczoru, w oknach nie paliły się żadne światła. Coś było nie tak. Obniżył lot i bezszelestnie opadł między drzewami. Ludziom wydaje się, że kruki ciągle kraczą, unosząc się w powietrzu, ale to nie prawda. Tak robią wrony. Spalle nigdy nie pozwoliłby innym porównać się do wrony! Te niezgrabne, wrzaskliwe ptaszyska tylko psuły dobre imię kruków.
Wylądował na ramieniu Bjornolfa dokładnie wtedy, kiedy wyszli na skraj lasu. Wyraźnie zaczynało się już ściemniać. Niebo przechodzące z szarego w granat unosiło się ponurą łuną nad drewnianą bramą, na której kanciastym pismem wypisano nazwę. Wrony. Spalle zaintrygowany przekrzywił głowę. Nie widział tu żadnych wron. Właściwie nie widział tu żadnej żywej duszy.
- Nie wygląda zbyt zachęcająco. Miejcie się na baczności - mruknął wilk, ściskając trzonek topora.
Żwir chrzęścił mu pod łapami gdy wszedł między chaty. Niepokojący bezruch i cisza zjeżyły mu włoski na karku. Czuł, że coś złowrogiego obserwuje z cienia ich każdy krok. Spalle rozglądał się niespokojnie, wyławiając pojedyncze szumy w półmroku.
- Tak wyglądała ta wioska kiedy ostatnio ją widziałeś? - zapytał szeptem nord, wytężając swoje wilcze zmysły. Nie był w stanie jednak dostrzec nikogo. Podejrzewał, że wieśniacy pochowali się za zamkniętymi na cztery spusty drzwiami i okiennicami. Ale dlaczego? Z ich powodu?
Powietrze przeszył piskliwy płacz dziecka, który szybko został stłumiony. Taaak, wieśniacy tu byli. Przyglądali im się ze szczelin między deskami, ale żaden nie odważył się wyjść.
Niebo zrobiło się już granatowe kiedy dotarli do głównego placu. Bjornolf podszedł do tablicy ogłoszeń i spojrzał na duży, żółty pergamin przybity na samym środku. Nierównymi literami wypisano na nim:
“UWAGA! ZABRANIA SIĘ WYCHODZENIA Z HAT, OTWIERANIA ODRZWI I OKIEN PO ZMROKU. KAŻDY KTO TO ZRUBI, CZYNI TAK NA WŁASNĄ ODPOWIEDZILNOŚĆ.”
- Chyba przyszliśmy w złym momencie. Myślisz, że mają tu jakiegoś demona? - zapytał, wskazując łapą ogłoszenie. Coś zaszeleściło za jego plecami. Spalle podskoczył i rozdarł się na całe gardło
- Kurna! Co to za nawiedzona wioska?! Nie mogliście wybrać ogniska jak normalni mordercy?!
Poderwał się w powietrze, ale nie znajdując bezpieczniejszego miejsca, znowu ciężko wylądował na ramieniu norda. Szelest powtórzył się, tym razem po drugiej stronie placu.
- Ognaruks
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 72
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony ze smoka
- Profesje:
- Kontakt:
Ognaruks powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, jak kłopotliwym towarzyszem może się okazać dla wilkołaka; źródłem wszelkich trudności była jego smocza natura; tak jak królowie nie muszą się troszczyć, czy zdołają coś nałożyć na talerz, tak on nie znał większości zmartwień, które dotykały zmiennokształtnego. Te dostrzegał jedynie poprzez obserwację; nie był w stanie ich zrozumieć, jednak stawały się one widocznymi. A to krok w dobrą stronę.
- Jeżeli będzie nazbyt rozmowna, to ją zaknebluję - krótko oznajmił smok, starając się uspokoić wilkołaka, a jednocześnie zamykając usta elfce, która jeszcze przed chwilą chciała coś powiedzieć; Ognaruks był zaskoczony spokojem, jaki zachowywała, podejrzewał jednak, że wynika to z doświadczenia. Jemu samemu nie zdarzyło się bywać w takich sytuacjach, ale kobieta zdawała się starać umniejszać straty, jednocześnie oczekując swojej chwili; uśpić czujność, po czym zaatakować. "Muszę mieć na nią oko."
Potaknięciem przyjął decyzję wilkołaka. Romantyczna noc w lesie była czymś, czego nie uraczył od sporego czasu. Kolejnym potaknięciem skomentował zmianę zdania. Jemu samemu zdarzało się to cały czas; kim by był, gdyby się temu dziwił? Wioska wyglądała na przytulną. Przyjął także zastrzeżenia wilkołaka - razem z artefaktem. Wyjątkowy naszyjnik uzupełnił o brakujący klejnot, czyniąc artefakt kompletnym, po czym schował za pazuchę.
- Obawiam się, że nie. Będzie musiała nam nieco potowarzyszyć. - Mógłby przysiąc, że kobieta drgnęła. Smok jednak nie mógł zgadnąć, czy z obawy, czy z nadziei.
- Ci wieśniacy mają dobre jedzenie – powiedziała elfka, kiedy wilkołak wspomniał o kolacji. Ognaruks spojrzał na nią lekko zdziwiony, ale jej twarz nie wyrażała niczego. Zastanowiło go to, ale nie na tyle, by drążyć. Jedynie mocniej chwycił za linę, popychając ją w las, samemu idąc tuż obok Bjornolfa. Póki co sprawiała zaskakująco mało problemów; smok miał wrażenie, że to nie wróży niczego dobrego.
Przez jakiś czas przedzierali się prze gęsty las, idąc w milczeniu; żadne z nich jakoś nie pałało chęcią rozpoczęcia rozmowy, co w sumie pokazywało, jak nietypowym byli dla siebie towarzystwem. Zdecydowanie jednak ani Ognaruks, ani pojmana elfka niezbyt zwracała uwagę na niezręczną ciszę, przerywaną od czasu do czasu leśnymi odgłosami. W końcu jednak dotarli do samej wioski.
Ognaruks początkowo uznał ostrożność wilkołaka za przesadzoną, kiedy jednak zagłębili się pomiędzy chaty, poczuł dobrze sobie znany dreszcz. Elfka zresztą także. Smok najciszej jak potrafił wyciągnął miecz z pochwy; ten brak dźwięku był na tyle niepokojący, że samo przerwanie go tak głośnym dźwiękiem wydawało się czymś niebezpiecznym. Jednocześnie odpowiedział szeptem wilkołakowi:
- Nie, zdecydowanie było tu więcej życia.
Nawet z wysokości, na której wyglądał niczym sporych rozmiarów ptak, Ognaruks potrafił dostrzec kolorowe sylwetki, żwawo poruszające się po swoim mrowisku. Teraz mianowicie...
- Nie zawsze tak było – powiedziała nagle elfka, która także wyglądała na zaalarmowaną; tym bardziej, że była praktycznie bezbronna.
- Hmm? - spytał Ognaruks, orientując się, że bandytka może znać całkiem nieźle te okolice.
- Braliśmy od tych chłopów jedzenie. Jakoś musiałam wykarmić tych kretynów, których zamieniliście w karmę dla kruków. O przepraszam, jeżeli jakiś nie spłonął na popiół, to może jakiś kruk się naje.
- Do rzeczy – cicho warknął smok.
- Co więcej powiedzieć? Wioska jak każda inna. Może to przez wasze...
Jednak kolejne słowa ugrzęzły jej w gardle, gdy ujrzała tablicę; to zdecydowanie wykluczało możliwość, aby to wszystko było spowodowane ognistą łuną, wciąż widoczną ponad drzewami. Pytanie Bjornolfa nieco go rozbawiło; mieli, stał właśnie obok i pilnował, aby pewna elfka nie czmychnęła. Miał już odpowiedzieć, że wątpliwe - demony wyczuwał całkiem nieźle – jednak wtedy... Ognaruks o mało nie uciął krukowi głowy, kiedy ten nagle wrzasnął. Ze zdziwieniem zorientował się, że potrafi gadać. ”A martwił się o elfkę.” Spoglądał na ptaka z irytacją, ale wtedy ponownie rozległ się dźwięk, który ich zaalarmował. Smok ustabilizował ogień na ostrzu miecza i uniósł go w górę. Dostrzegł lśnienie dwóch par oczu; każde w miejscu, z którego dobiegł szelest. Kocich oczu, wpatrujących się prosto na intruzów. Już miał się uspokoić, kiedy poczuł ten charakterystyczny zapach...
- Wampiry – mruknął pod nosem. - Jak ja ich, kurwa, nienawidzę.
Koty krążyły wokół placu, przyglądając się im intensywnie. Ognaruks szybko starał się odnaleźć w sytuacji. O ile krwiopijcy nie byli najmilszą rasą pod słońcem, to nie były też głupie. Mogli sobie pasożytować na wieśniakach, jednak widząc ognisty miecz i wilkołaka powinni nieco stracić fasonu. Te zaś zdawały się mieć zamiar je upolować. Może i teraz były niewielkie, ale szybkie – w każdej chwili mogąc przemienić się w swoje groźniejsze formy.
- Miałam taki srebrny miecz... - rzuciła elfka.
- Widziałem – uciął smok. Racja, przydałoby się go wziąć, ale kto by przewidział. Ognaruks podniósł głos. - Wiem, kim jesteście, wyłaźcie!
Koty zatrzymały się, wlepiając w nich te swoje oczyska, aby po chwili na ich miejscu pojawiły się dwie blade sylwetki. Ognaruks od razu zorientował się, że nie są to zwyczajne wampiry; były wychudzone, przygarbione, a w ich błyszczących oczach widać było obłęd. ”Wariaci”, pomyślał smok. ”No pięknie...”
- Dajcie nam wilka, a zostawimy was w spokoju – wycharczał jeden z nich.
- Albo elfkę, taką słodką, słoooodziutką – dodał drugi, po czym razem zachichotali.
Ognaruks wyszczerzył groźnie zęby, wyobrażając sobie ich reakcję na widok jego prawdziwej formy. Miał doradzić coś Bjornolfowi, ale uświadomił sobie, że pouczanie wilkołaka w byciu drapieżnikiem to byłaby prawdziwa obraza. Po chwili jednak zorientował się w innej materii. Zapach. Piżmo. Wilkołak... Nigdy nie sprawdzał, jak wampirzy zapach działa na zmiennokształtnych, ale zwierzęta.
- Bjornolf? - spytał, zerkając na towarzysza w nadziei, że jego jedynie połowicznie zwierzęca natura nie ulegnie szaleństwu. - Wszystko w porządku?
- Jeżeli będzie nazbyt rozmowna, to ją zaknebluję - krótko oznajmił smok, starając się uspokoić wilkołaka, a jednocześnie zamykając usta elfce, która jeszcze przed chwilą chciała coś powiedzieć; Ognaruks był zaskoczony spokojem, jaki zachowywała, podejrzewał jednak, że wynika to z doświadczenia. Jemu samemu nie zdarzyło się bywać w takich sytuacjach, ale kobieta zdawała się starać umniejszać straty, jednocześnie oczekując swojej chwili; uśpić czujność, po czym zaatakować. "Muszę mieć na nią oko."
Potaknięciem przyjął decyzję wilkołaka. Romantyczna noc w lesie była czymś, czego nie uraczył od sporego czasu. Kolejnym potaknięciem skomentował zmianę zdania. Jemu samemu zdarzało się to cały czas; kim by był, gdyby się temu dziwił? Wioska wyglądała na przytulną. Przyjął także zastrzeżenia wilkołaka - razem z artefaktem. Wyjątkowy naszyjnik uzupełnił o brakujący klejnot, czyniąc artefakt kompletnym, po czym schował za pazuchę.
- Obawiam się, że nie. Będzie musiała nam nieco potowarzyszyć. - Mógłby przysiąc, że kobieta drgnęła. Smok jednak nie mógł zgadnąć, czy z obawy, czy z nadziei.
- Ci wieśniacy mają dobre jedzenie – powiedziała elfka, kiedy wilkołak wspomniał o kolacji. Ognaruks spojrzał na nią lekko zdziwiony, ale jej twarz nie wyrażała niczego. Zastanowiło go to, ale nie na tyle, by drążyć. Jedynie mocniej chwycił za linę, popychając ją w las, samemu idąc tuż obok Bjornolfa. Póki co sprawiała zaskakująco mało problemów; smok miał wrażenie, że to nie wróży niczego dobrego.
Przez jakiś czas przedzierali się prze gęsty las, idąc w milczeniu; żadne z nich jakoś nie pałało chęcią rozpoczęcia rozmowy, co w sumie pokazywało, jak nietypowym byli dla siebie towarzystwem. Zdecydowanie jednak ani Ognaruks, ani pojmana elfka niezbyt zwracała uwagę na niezręczną ciszę, przerywaną od czasu do czasu leśnymi odgłosami. W końcu jednak dotarli do samej wioski.
Ognaruks początkowo uznał ostrożność wilkołaka za przesadzoną, kiedy jednak zagłębili się pomiędzy chaty, poczuł dobrze sobie znany dreszcz. Elfka zresztą także. Smok najciszej jak potrafił wyciągnął miecz z pochwy; ten brak dźwięku był na tyle niepokojący, że samo przerwanie go tak głośnym dźwiękiem wydawało się czymś niebezpiecznym. Jednocześnie odpowiedział szeptem wilkołakowi:
- Nie, zdecydowanie było tu więcej życia.
Nawet z wysokości, na której wyglądał niczym sporych rozmiarów ptak, Ognaruks potrafił dostrzec kolorowe sylwetki, żwawo poruszające się po swoim mrowisku. Teraz mianowicie...
- Nie zawsze tak było – powiedziała nagle elfka, która także wyglądała na zaalarmowaną; tym bardziej, że była praktycznie bezbronna.
- Hmm? - spytał Ognaruks, orientując się, że bandytka może znać całkiem nieźle te okolice.
- Braliśmy od tych chłopów jedzenie. Jakoś musiałam wykarmić tych kretynów, których zamieniliście w karmę dla kruków. O przepraszam, jeżeli jakiś nie spłonął na popiół, to może jakiś kruk się naje.
- Do rzeczy – cicho warknął smok.
- Co więcej powiedzieć? Wioska jak każda inna. Może to przez wasze...
Jednak kolejne słowa ugrzęzły jej w gardle, gdy ujrzała tablicę; to zdecydowanie wykluczało możliwość, aby to wszystko było spowodowane ognistą łuną, wciąż widoczną ponad drzewami. Pytanie Bjornolfa nieco go rozbawiło; mieli, stał właśnie obok i pilnował, aby pewna elfka nie czmychnęła. Miał już odpowiedzieć, że wątpliwe - demony wyczuwał całkiem nieźle – jednak wtedy... Ognaruks o mało nie uciął krukowi głowy, kiedy ten nagle wrzasnął. Ze zdziwieniem zorientował się, że potrafi gadać. ”A martwił się o elfkę.” Spoglądał na ptaka z irytacją, ale wtedy ponownie rozległ się dźwięk, który ich zaalarmował. Smok ustabilizował ogień na ostrzu miecza i uniósł go w górę. Dostrzegł lśnienie dwóch par oczu; każde w miejscu, z którego dobiegł szelest. Kocich oczu, wpatrujących się prosto na intruzów. Już miał się uspokoić, kiedy poczuł ten charakterystyczny zapach...
- Wampiry – mruknął pod nosem. - Jak ja ich, kurwa, nienawidzę.
Koty krążyły wokół placu, przyglądając się im intensywnie. Ognaruks szybko starał się odnaleźć w sytuacji. O ile krwiopijcy nie byli najmilszą rasą pod słońcem, to nie były też głupie. Mogli sobie pasożytować na wieśniakach, jednak widząc ognisty miecz i wilkołaka powinni nieco stracić fasonu. Te zaś zdawały się mieć zamiar je upolować. Może i teraz były niewielkie, ale szybkie – w każdej chwili mogąc przemienić się w swoje groźniejsze formy.
- Miałam taki srebrny miecz... - rzuciła elfka.
- Widziałem – uciął smok. Racja, przydałoby się go wziąć, ale kto by przewidział. Ognaruks podniósł głos. - Wiem, kim jesteście, wyłaźcie!
Koty zatrzymały się, wlepiając w nich te swoje oczyska, aby po chwili na ich miejscu pojawiły się dwie blade sylwetki. Ognaruks od razu zorientował się, że nie są to zwyczajne wampiry; były wychudzone, przygarbione, a w ich błyszczących oczach widać było obłęd. ”Wariaci”, pomyślał smok. ”No pięknie...”
- Dajcie nam wilka, a zostawimy was w spokoju – wycharczał jeden z nich.
- Albo elfkę, taką słodką, słoooodziutką – dodał drugi, po czym razem zachichotali.
Ognaruks wyszczerzył groźnie zęby, wyobrażając sobie ich reakcję na widok jego prawdziwej formy. Miał doradzić coś Bjornolfowi, ale uświadomił sobie, że pouczanie wilkołaka w byciu drapieżnikiem to byłaby prawdziwa obraza. Po chwili jednak zorientował się w innej materii. Zapach. Piżmo. Wilkołak... Nigdy nie sprawdzał, jak wampirzy zapach działa na zmiennokształtnych, ale zwierzęta.
- Bjornolf? - spytał, zerkając na towarzysza w nadziei, że jego jedynie połowicznie zwierzęca natura nie ulegnie szaleństwu. - Wszystko w porządku?
- Bjornolf
- Szukający drogi
- Posty: 43
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
- Kontakt:
Wilkołak zjeżył się, widząc dwa koty, które przemieniły się w ludzi. A raczej w istoty człowiekopodobne - miały chorobliwie białą skórę, lekko spiczaste uszy i długie kły. Ostre kły. Ich żółte, szalone oczy wpatrywały się w nich uważnie. Krążyły wokół, oceniając siły wroga. Lub ofiar, jak zapewne sądziły.
Nord spiął wszystkie mięśnie, gotowy do skoku.
- Dajcie nam wilka, a zostawimy was w spokoju - na te słowa Bjornolf obnażył zęby i wydał z siebie niski, gardłowy warkot. Niedoczekanie!
Stwory pachniały dziwnie, zupełnie inaczej niż wszystko co znał. Zapach krwi na ich ubraniach i rękach mieszał się z duszącym, słodkim aromatem, jaki wydzielały ich trupie ciała. Wilk skrzywił pysk z obrzydzeniem. Woń dekoncentrowała go i wywoływała uczucie otępienia. Co gorsza znowu przywołała ból głowy. Poprawił chwyt na trzonku topora. Nie zamierzał dać się im ogłupić!
Najwidoczniej Ognaruks zauważył, że zareagował niespokojnie na ich zapach, bo zapytał czy wszystko z nim w porządku.
- Tak - odpowiedział, nie odrywając wzroku od stworzeń - Co to są te "wampiry"?
- My ssssłodziutki jesteśmy bracia Coreall - odparła wyższa pokraka, przekrzywiając głowę i prostując się lekko. Jej sylwetka przypominała negatyw w gęstniejących coraz bardziej ciemnościach. Uśmiechnęła się upiornie, a jej brzydka twarz straciła całkowicie ludzki charakter - A przynajmniej tak nas kiedyś zwano. Terasss jesteśmy dziećmi nocccy...
- Aha, jasne. Topór czy pazury? - zapytał, ponownie zwracając się do towarzysza. Nie był pewien z której strony zacząć walkę z tymi dziwnymi stworzeniami, ale czuł, że nie będzie to łatwa potyczka.
- Nie zjecie elfki. Właściwie nigdy więcej już nic nie zjecie. - warknął, szykując się do ataku. Kobieta spojrzała na niego z czymś na kształt wdzięczności w oczach.
Spalle uniósł się w górę, na bezpieczną odległość. A przynajmniej miał taką nadzieję. Obserwując z powietrza, oceniał sytuację. Dwa wymizerniałe potworki kontra uzbrojony wilkołak i łowca artefaktów z płonącym mieczem. Elfka, dalej związana, wyglądała już na zupełnie przerażoną. Zapewne była twardą wojowniczką, ale z rękoma za plecami nie mogła za wiele zdziałać. Zapowiadało się ciekawe widowisko.
Nord spiął wszystkie mięśnie, gotowy do skoku.
- Dajcie nam wilka, a zostawimy was w spokoju - na te słowa Bjornolf obnażył zęby i wydał z siebie niski, gardłowy warkot. Niedoczekanie!
Stwory pachniały dziwnie, zupełnie inaczej niż wszystko co znał. Zapach krwi na ich ubraniach i rękach mieszał się z duszącym, słodkim aromatem, jaki wydzielały ich trupie ciała. Wilk skrzywił pysk z obrzydzeniem. Woń dekoncentrowała go i wywoływała uczucie otępienia. Co gorsza znowu przywołała ból głowy. Poprawił chwyt na trzonku topora. Nie zamierzał dać się im ogłupić!
Najwidoczniej Ognaruks zauważył, że zareagował niespokojnie na ich zapach, bo zapytał czy wszystko z nim w porządku.
- Tak - odpowiedział, nie odrywając wzroku od stworzeń - Co to są te "wampiry"?
- My ssssłodziutki jesteśmy bracia Coreall - odparła wyższa pokraka, przekrzywiając głowę i prostując się lekko. Jej sylwetka przypominała negatyw w gęstniejących coraz bardziej ciemnościach. Uśmiechnęła się upiornie, a jej brzydka twarz straciła całkowicie ludzki charakter - A przynajmniej tak nas kiedyś zwano. Terasss jesteśmy dziećmi nocccy...
- Aha, jasne. Topór czy pazury? - zapytał, ponownie zwracając się do towarzysza. Nie był pewien z której strony zacząć walkę z tymi dziwnymi stworzeniami, ale czuł, że nie będzie to łatwa potyczka.
- Nie zjecie elfki. Właściwie nigdy więcej już nic nie zjecie. - warknął, szykując się do ataku. Kobieta spojrzała na niego z czymś na kształt wdzięczności w oczach.
Spalle uniósł się w górę, na bezpieczną odległość. A przynajmniej miał taką nadzieję. Obserwując z powietrza, oceniał sytuację. Dwa wymizerniałe potworki kontra uzbrojony wilkołak i łowca artefaktów z płonącym mieczem. Elfka, dalej związana, wyglądała już na zupełnie przerażoną. Zapewne była twardą wojowniczką, ale z rękoma za plecami nie mogła za wiele zdziałać. Zapowiadało się ciekawe widowisko.
- Ognaruks
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 72
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony ze smoka
- Profesje:
- Kontakt:
Dla Ognaruksa naprawdę miło było ujrzeć, że wilkołak posiada podobny stosunek oraz odruchy dotyczące rumianych inaczej osobników, co on sam. Pomimo wielu różnic, które stały pomiędzy nim, a Bjornolfem, póki co zdawali się doskonale ze sobą współgrać. O ile nie liczyć piekła, jakie zapewnił zmiennokształtnemu w obozie bandytów czy faktu, że postanowił ni z tego ni z owego przyczynić im ciężaru w postaci elfiego jeńca. Ale o tym smok jakoś teraz niespecjalnie się zastanawiał. Na dłuższą metę ta wybiórczość w interpretacji faktów może okazać się nadzwyczaj męcząca dla biednego wilkołaka.
- Umarlaki. Te najgorsze, bo najbardziej przypominają żywych. Mogą jeść, pić, nawet pieprzyć się. Ale nie mogą wyjść na słońce i obyć się bez krwi innych istot – odpowiedziała wilkołakowi niespodziewanie elfka; tonem, który zdecydowanie świadczył, że i ona niezbyt przepada za wampirami. Doprawdy doskonale się dobrali, bez dwóch zdań.
- Cicho – syknął Ognaruks, lekko szarpiąc ją za skrępowane ramiona, na co natychmiast umilkła, po czym zwrócił się do wilkołaka, Bjornolfa niechętnie przyznając kobiecie rację. - Raczej topór – dodał, odpowiadając na jego kolejne pytanie – choć bez srebra może być niezbyt przyjemnie. Staraj się odciąć im głowy, wszystko inne sobie zregenerują. Jeżeli dałbyś radę wyrwać je z ich kręgosłupów, to się nie krępuj. - Sam w sumie chętnie by to zrobił, ale jedną dłoń niestety miał zajętą. Był pewien, że podczas walki elfka natychmiast wykorzystałaby okazję. Nie zamierzał też zdecydowanie używać jej jako żywej tarczy – jakieś granice i on posiadał.
Podczas kiedy elfka odczuwała przedziwny rodzaj wdzięczności do Bjornolfa, do którego miała doprawdy mieszane odczucia, a kruk wilkołaka postanowił ratować się ucieczką, wampiry zaczęły powoli się zbliżać, szczerząc agresywnie kły. Ognaruks zresztą zrobił to samo, zmieniając pozycję na taką, aby móc trzymać elfkę z dala od napastników, zbliżających się z dwóch stron. Napięcie można by niemal kroić płonącym ostrzem smoka; w spojrzeniu każdego z ich czwórki dało się dostrzec drapieżne oczekiwanie na pierwszy ruch przeciwnika, ta gra wstępna była dopiero testem prawdziwego zagrożenia; wzrok wampirów wędrował to po ognistym mieczu smoka, to po groźnej paszczy wilkołaka oraz dzierżonego przez niego topora. Kolejne sekundy spływały leniwie, podczas których umysły oraz mięśnie każdego z tak różnych sobie drapieżników gotowały się do tego, do czego zostały stworzone.
Nagle jeden z wampirów zrobił dwa pośpieszne kroki, na co Ognaruks zareagował nad wyraz gwałtownie; wydał z siebie głośne warknięcie, po czym machnął mieczem, magią ognia wzmacniając płomienie. Spowodowało to, że w powietrze wystrzeliła fala płomieni, przed którymi uskoczył spanikowany krwiopijca, skupiony na wilkołaku – jako na groźniejszym w jego przekonaniu celu. Cofnięcie się towarzysza spowodowało zawahanie się drugiego wąpierza, który także się cofnął. Zerknął na groźnie wyglądającego wilkołaka, po czym wycedził przez zęby:
- Jeszcze was dopadniemy!
Po tych słowach przemienił się w kota i umknął w chaszcze, zanim wilkołak czy smok zdołali jakkolwiek zareagować. Sekundę później podobnie zrobił drugi. Po chwili pozostali już sami; dwójka urodzonych drapieżników, którzy tym razem zwyciężyli walkę zanim jeszcze się zaczęła. Adrenalina wciąż krążyła w ich żyłach, dlatego nic dziwnego, że Ognaruks podskoczył, o mało nie wyrywając ze stawów ramion elfki, gdy za ich plecami otworzyły się drzwi.
- Dobre ludzie, do środka, szybko! - krzyknął męski, niski głos, a gdy smok obrócił głowę, ujrzał barczystego mężczyznę stojącego w otwartych drzwiach z zapaloną świecą i wpatrującego się w nich z szeroko otwartymi oczami. Tuż za jego plecami dało się widzieć zaniepokojoną kobietę. - Pany dobrodzieje, szybko!
Smok spojrzał na wilkołaka ze zdziwieniem, ale postanowił przyjąć propozycję. W końcu, jakby nie patrzeć, przybyli tutaj szukać gościny, a odważna para wieśniaków widocznie uznała, że skoro odgonili wampirów, to nie kwalifikują się jako nieprzyjaciele. Dlatego też Ognaruks chwycił solidniej elfkę, która otrząsnęła się już z emocji po niedoszłej walce i znowu ogarnął ją nastrój zrezygnowania, połączony z niewątpliwym oczekiwaniem na swój moment. Smok doceniał kobietę. Potrafiła być zarówno bardzo „grzecznym” jeńcem, a równocześnie straszliwie kłopotliwym przez możliwość wiszącą w powietrzu. Ognaruks zdecydowanie nie zamierzał odwracać się do niej plecami. W międzyczasie jednak zgasił płomień i schował miecz od pochwy, po czym popchał elfkę.
Kiedy już wszyscy znaleźli się w środku, gospodarz zatrzasnął za nimi drzwi, a ich oczom ukazała się niewielka izba, pełniąca rolę zarówno jadalni, jak i kuchni. Jak na gust Ognaruksa urządzona była całkowicie przeciętnie, jednak gdyby spędził nieco więcej czasu pośród chłopów potrafiłby dostrzec, że jak na mieszkańca wsi prezentuje się całkiem porządnie; para zdecydowanie należała do bogatszej części wioski. Mężczyzna - o całkiem niezłym zaroście po bokach, wygolonym podbródkiem, łysy, dosyć wysoki – cofnął się i objął swoją żonę, która niespokojnie spoglądała na przybyszom, a szczególnie wilkołakowi. Dało się dostrzec, że jego obecność niezwykle jej przeszkadza.
- Panowie, nie wiemy, kim wy, ale przegnaliście dzieci nocy – odezwał się mężczyzna, chrząkając. - To my pomyśleli, że wam należy się strawa i gościna. - Wskazał na stół, przy którym ustawione były cztery niewielkie siedziska. Nic nadzwyczajnego, ale i nic nazbyt ubogiego. - Faera... Faera sporządzi wam posiłek.
Kobieta obdarzyła ich zimnym spojrzeniem, po czym opuściła ramię męża i skierowała się w stronę paleniska. Wtedy jednak rozległ się tupot małych stóp. Zza odrzwi prowadzących do drugiej izby wyglądały dwie niewielkie główki – od kiedy tylko „kompania” weszła do środka; wilkołak mógł doskonale je widzieć, podczas kiedy uwaga Ognaruksa zajęta była gospodarzami. Teraz jednak dwójka dzieciaków – pucołowaty, jasnowłosy chłopiec, najpewniej około siedmiu, ośmiu lat oraz ciemnowłosa dziewczynka kilka lat od niego młodsza – wybiegła zza rogu i dopadła do przybyszy, ze zdecydowanie niezdrową fascynacją. Przede wszystkim na punkcie wilkołaka. Ich pojawienie się wywołało niepokój na twarzy ich ojca oraz zgrozę u matki, która zatrzymała się i obróciła w połowie drogi.
- Mamo, co to jest? - spytała dziewczynka, spoglądając na zmiennokształtnego z lekką obawą. Tej jednak nie podzielał chłopiec, który podbiegł tuż do niego.
- Wygląda jak Burek na dwóch łapach, ciekawe, czy umi ganiać za patykami – powiedział, po czym zrobił coś, przez co znieruchomieli wszyscy w pomieszczeniu; zza wyjątku chłopca, który beztrosko zaczął drapać wilkołaka po brzuchu, dosyć czule, jak to zwykło się robić z ukochanymi psami, spoglądając na jego pysk w oczekiwaniu na typowo psią reakcję.
- Umarlaki. Te najgorsze, bo najbardziej przypominają żywych. Mogą jeść, pić, nawet pieprzyć się. Ale nie mogą wyjść na słońce i obyć się bez krwi innych istot – odpowiedziała wilkołakowi niespodziewanie elfka; tonem, który zdecydowanie świadczył, że i ona niezbyt przepada za wampirami. Doprawdy doskonale się dobrali, bez dwóch zdań.
- Cicho – syknął Ognaruks, lekko szarpiąc ją za skrępowane ramiona, na co natychmiast umilkła, po czym zwrócił się do wilkołaka, Bjornolfa niechętnie przyznając kobiecie rację. - Raczej topór – dodał, odpowiadając na jego kolejne pytanie – choć bez srebra może być niezbyt przyjemnie. Staraj się odciąć im głowy, wszystko inne sobie zregenerują. Jeżeli dałbyś radę wyrwać je z ich kręgosłupów, to się nie krępuj. - Sam w sumie chętnie by to zrobił, ale jedną dłoń niestety miał zajętą. Był pewien, że podczas walki elfka natychmiast wykorzystałaby okazję. Nie zamierzał też zdecydowanie używać jej jako żywej tarczy – jakieś granice i on posiadał.
Podczas kiedy elfka odczuwała przedziwny rodzaj wdzięczności do Bjornolfa, do którego miała doprawdy mieszane odczucia, a kruk wilkołaka postanowił ratować się ucieczką, wampiry zaczęły powoli się zbliżać, szczerząc agresywnie kły. Ognaruks zresztą zrobił to samo, zmieniając pozycję na taką, aby móc trzymać elfkę z dala od napastników, zbliżających się z dwóch stron. Napięcie można by niemal kroić płonącym ostrzem smoka; w spojrzeniu każdego z ich czwórki dało się dostrzec drapieżne oczekiwanie na pierwszy ruch przeciwnika, ta gra wstępna była dopiero testem prawdziwego zagrożenia; wzrok wampirów wędrował to po ognistym mieczu smoka, to po groźnej paszczy wilkołaka oraz dzierżonego przez niego topora. Kolejne sekundy spływały leniwie, podczas których umysły oraz mięśnie każdego z tak różnych sobie drapieżników gotowały się do tego, do czego zostały stworzone.
Nagle jeden z wampirów zrobił dwa pośpieszne kroki, na co Ognaruks zareagował nad wyraz gwałtownie; wydał z siebie głośne warknięcie, po czym machnął mieczem, magią ognia wzmacniając płomienie. Spowodowało to, że w powietrze wystrzeliła fala płomieni, przed którymi uskoczył spanikowany krwiopijca, skupiony na wilkołaku – jako na groźniejszym w jego przekonaniu celu. Cofnięcie się towarzysza spowodowało zawahanie się drugiego wąpierza, który także się cofnął. Zerknął na groźnie wyglądającego wilkołaka, po czym wycedził przez zęby:
- Jeszcze was dopadniemy!
Po tych słowach przemienił się w kota i umknął w chaszcze, zanim wilkołak czy smok zdołali jakkolwiek zareagować. Sekundę później podobnie zrobił drugi. Po chwili pozostali już sami; dwójka urodzonych drapieżników, którzy tym razem zwyciężyli walkę zanim jeszcze się zaczęła. Adrenalina wciąż krążyła w ich żyłach, dlatego nic dziwnego, że Ognaruks podskoczył, o mało nie wyrywając ze stawów ramion elfki, gdy za ich plecami otworzyły się drzwi.
- Dobre ludzie, do środka, szybko! - krzyknął męski, niski głos, a gdy smok obrócił głowę, ujrzał barczystego mężczyznę stojącego w otwartych drzwiach z zapaloną świecą i wpatrującego się w nich z szeroko otwartymi oczami. Tuż za jego plecami dało się widzieć zaniepokojoną kobietę. - Pany dobrodzieje, szybko!
Smok spojrzał na wilkołaka ze zdziwieniem, ale postanowił przyjąć propozycję. W końcu, jakby nie patrzeć, przybyli tutaj szukać gościny, a odważna para wieśniaków widocznie uznała, że skoro odgonili wampirów, to nie kwalifikują się jako nieprzyjaciele. Dlatego też Ognaruks chwycił solidniej elfkę, która otrząsnęła się już z emocji po niedoszłej walce i znowu ogarnął ją nastrój zrezygnowania, połączony z niewątpliwym oczekiwaniem na swój moment. Smok doceniał kobietę. Potrafiła być zarówno bardzo „grzecznym” jeńcem, a równocześnie straszliwie kłopotliwym przez możliwość wiszącą w powietrzu. Ognaruks zdecydowanie nie zamierzał odwracać się do niej plecami. W międzyczasie jednak zgasił płomień i schował miecz od pochwy, po czym popchał elfkę.
Kiedy już wszyscy znaleźli się w środku, gospodarz zatrzasnął za nimi drzwi, a ich oczom ukazała się niewielka izba, pełniąca rolę zarówno jadalni, jak i kuchni. Jak na gust Ognaruksa urządzona była całkowicie przeciętnie, jednak gdyby spędził nieco więcej czasu pośród chłopów potrafiłby dostrzec, że jak na mieszkańca wsi prezentuje się całkiem porządnie; para zdecydowanie należała do bogatszej części wioski. Mężczyzna - o całkiem niezłym zaroście po bokach, wygolonym podbródkiem, łysy, dosyć wysoki – cofnął się i objął swoją żonę, która niespokojnie spoglądała na przybyszom, a szczególnie wilkołakowi. Dało się dostrzec, że jego obecność niezwykle jej przeszkadza.
- Panowie, nie wiemy, kim wy, ale przegnaliście dzieci nocy – odezwał się mężczyzna, chrząkając. - To my pomyśleli, że wam należy się strawa i gościna. - Wskazał na stół, przy którym ustawione były cztery niewielkie siedziska. Nic nadzwyczajnego, ale i nic nazbyt ubogiego. - Faera... Faera sporządzi wam posiłek.
Kobieta obdarzyła ich zimnym spojrzeniem, po czym opuściła ramię męża i skierowała się w stronę paleniska. Wtedy jednak rozległ się tupot małych stóp. Zza odrzwi prowadzących do drugiej izby wyglądały dwie niewielkie główki – od kiedy tylko „kompania” weszła do środka; wilkołak mógł doskonale je widzieć, podczas kiedy uwaga Ognaruksa zajęta była gospodarzami. Teraz jednak dwójka dzieciaków – pucołowaty, jasnowłosy chłopiec, najpewniej około siedmiu, ośmiu lat oraz ciemnowłosa dziewczynka kilka lat od niego młodsza – wybiegła zza rogu i dopadła do przybyszy, ze zdecydowanie niezdrową fascynacją. Przede wszystkim na punkcie wilkołaka. Ich pojawienie się wywołało niepokój na twarzy ich ojca oraz zgrozę u matki, która zatrzymała się i obróciła w połowie drogi.
- Mamo, co to jest? - spytała dziewczynka, spoglądając na zmiennokształtnego z lekką obawą. Tej jednak nie podzielał chłopiec, który podbiegł tuż do niego.
- Wygląda jak Burek na dwóch łapach, ciekawe, czy umi ganiać za patykami – powiedział, po czym zrobił coś, przez co znieruchomieli wszyscy w pomieszczeniu; zza wyjątku chłopca, który beztrosko zaczął drapać wilkołaka po brzuchu, dosyć czule, jak to zwykło się robić z ukochanymi psami, spoglądając na jego pysk w oczekiwaniu na typowo psią reakcję.
- Bjornolf
- Szukający drogi
- Posty: 43
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
- Kontakt:
Na reakcję chłopca Bjornolf wybuchnął głośnym, gardłowym śmiechem. Jego brzuch i ramiona trzęsły się rytmicznie w akcie niekontrolowanej wesołości, a on uświadomił sobie, jak dawno nie śmiał się w ten sposób. Było to niezmiernie oczyszczające.
Po chwili umilkł, bo dotarło do niego, że mógł jeszcze bardziej przestraszyć tym wieśniaków. Jego śmiech należał bowiem do gatunku tych bardzo donośnych i nieco przerażających. Spojrzał z sympatią na chłopaka i powiedział
- Masz w sobie ciekawość prawdziwego łowcy. Nie, nie aportuję patyków. Ale za to umiem walczyć toporem. Zobacz.
Ostrożnie podał chłopcu zdobiony topór, kończąc jednocześnie pieszczoty, które były dla niego kłopotliwe, choć nawet nieco przyjemne.
Maluch oglądał go w zachwycie, z trudem utrzymując ciężkie narzędzie. Nawet dziewczynka, nieśmiało chowając się za jego ramieniem, podeszła obejrzeć broń.
- Dosyć tego! Sara, Torin, do łóżka! Ale już! - zarządziła matka, wchodząc do izby z garnkiem parującej potrawki. W jej oczach wyraźnie błyskał strach.
“Najwidoczniej w tych okolicach dzieciom nie daje się broni”, pomyślał nord. “No tak, to w końcu zwykli wieśniacy… Choć gdyby w mojej wiosce zalęgły się wampiry… Nie. W mojej wiosce nie zalęgły by się wampiry.” rozmyślał, siadając do stołu. Chciał w jakiś sposób uspokoić wieśniaków, wytłumaczyć im, że nie mają się czego bać, ale retoryka nigdy nie była jego mocną stroną. W Igaluk nie musiał nikomu niczego tłumaczyć.
- Dziękujemy za pomoc. Po drodze napadli nas bandyci i od tego czasu szukaliśmy noclegu i schronienia.
- Napadli… - mruknęła pod nosem elfka, krzywiąc się nieznacznie. Posłał jej groźne spojrzenie, więc umilkła.
- Oczywiście zapłacimy za gościnę - dodał, nie chcąc pasożytować na obcych ludziach.
- Nonsens! Przepędziliście wąpierze, panie. Tej nocy nie musicie ni krztyny płacić - odparł mężczyzna, nakładając im gulaszu. Wilkołak skinął głową.
- Rozwiąż jej ręce - zwrócił się do Ognaruksa - Też musi coś zjeść, skoro jutro mamy ruszyć w dalszą drogę. Daleko nam nie ucieknie. Nie z wampirami za ścianą.
- Już jutro chcecie odejść, panie? Eh, rozumim, macie swój własny cel. A czy moglibyście… Nie, to zbyt wiele, nie powinnem o to prosić.
- Chodzi o wampiry? - zapytał domyślnie nord. Mężczyzna pokiwał głową. Wilkołak przełknął kawałek mięsa i spojrzał pytająco na Oganruksa. Zdecydowanie nie chciał się angażować, a już na pewno nie zamierzał spędzać w tej wiosce kolejnej nocy. Nie mógł stracić z oczu swojego celu. Jednak gdyby udało im się wytropić stwory za dnia… Nie, to nie była tylko jego decyzja.
- Zastanowimy się nad tym - odparł, odwracając wzrok. Napotkał pełne rozczarowania spojrzenie kobiety. Pewnie od początku zakładała, że im nie pomogą.
- No wiesz? A gdyby w Igaluk ktoś prosił o pomoc? Mogą, teraz, kiedy nie ma tam ciebie. - zaskrzeczał głos spod powały. Spalle najwidoczniej wślizgnął się do środka razem z nimi, a teraz pełnił rolę kraczącego wyrzutu sumienia.
- Cicho bądź Spalle. Tym razem się nie wtrącaj.
- Nie wtrącaj. Też coś! A gdyby...
- Dosyć! - warknął wilk, a kruk momentalnie ucichł. Obecność gadającego ptaka oczywiście natychmiast zwabiła do izby dzieci, które na dźwięk wilczego warkotu skuliły się w kącie. Bjornolf westchnął i rozgryzł kolejną porcję mięsa. Ech, ci wieśniacy! Albo panicznie się go bali albo trzeba było obchodzić się z nimi jak z jajkiem.
- Jeśliście się już posilili, przygotowałam dla was sienniki. I miedzę z wodą. Chodź kochanie, znajdziemy ci coś wygodnego na przebranie - powiedziała Faera, obejmując ramieniem elfkę i rzucając jej “oprawcom” jadowite spojrzenie. Najwidoczniej widok kobiety przyprowadzonej w łańcuchach wzbudzał w niej bardzo żywe uczucia. Ciężko było się dziwić. Szkoda tylko, że nie wiedziała, kim tak naprawdę jest bezbronna piękność. “Trzeba będzie na nią uważać” pomyślał nord. “Nie wiadomo czego może naopowiadać tej poczciwej kobiecinie.”
Wilkołak postanowił wykorzystać tę chwilę żeby wypytać nieco wieśniaka.
- Jak się nazywasz?
- Albin, panie.
- Powiedz mi Albin, czy zdarzyło wam się widzieć ostatnio w okolicy ciemnoskórego wędrowca? Mógł nosić czarną pelerynę z obszernym kapturem. Mówi na siebie Cień.
Wieśniak spojrzał na niego z przestrachem. Zabobonnie bał się demonów? A może jednak wiedział coś na ten temat?
- Niestety panie. Nie widzielim. My po nocy się z chałup nie wypuszczamy, a za dnia sami swoi tylko w wiosce się kręcą. Jesteście pierwszymi gośćmi od bardzo wielu dni.
To nie była dobra wiadomość, ale Bjornolf nie spodziewał się niczego innego. W takim razie ostatni trop jest nadal aktualny - ruiny starego klasztoru. Westchnął i odłożył łyżkę do pustej misy.
- Chciałbym porozmawiać z moim towarzyszem na osobności.
- Oczywiście panie. Faera przyszykowała wam izbę - Albin wskazał ręką niewielki pokoik obok. Bielone ściany były nierówne, ale zadbane, a w całym pomieszczeniu panował porządek. Na podłodze leżały trzy sienniki. Rodzinie musiało się całkiem nieźle powodzić, albo często miewali gości. Ze słów mężczyzny wynikało jednak, że to drugie nie miało miejsca. Nord nie był tym na tyle zainteresowany, żeby próbować ciągnąć go za język. Z zadowoleniem odpiął topór i z hukiem zwalił się na siennik. Przeciągnął się, pozwalając kościom się rozprostować. Usiadł i zaczął oglądać opatrzone naprędce rany. Wszystko ładnie się goiło, pozostawiając po sobie tylko cieniutkie, jasne blizny. Ech, dobrze być wilkołakiem!
Uniósł wzrok i spojrzał na towarzyszy. Spalle już umościł się wygodnie wśród słomy, przypominając nieco nastroszoną, czarną kurę. Na jego dziobie malował się wyraz najwyższej obrazy. Odnalazł wzrokiem Ognaruksa.
- Myślisz, że powinniśmy im pomóc? Chciałbym jak najszybciej pozbyć się twojej elfki i wrócić na trop Cienia. Z każdą godziną oddala się coraz bardziej. A z drugiej strony chyba nie powinniśmy ich tak zostawiać. Udzielili nam gościny… a w wiosce są dzieci…
Wilk pałał sympatią do dzieci, a ich obecność zawsze wzbudzała w nim instynkt opiekuńczy. Wzięło się to z roli stróża, jaką przez wiele lat pełnił w swojej wiosce. Często w czasach pokoju ograniczała się ona do odnajdywania zagubionych smarków i sprowadzania ich z powrotem do domu. Wiedział jednak, że wystarczy jeden jego ryk, żeby te rozbrykane kozły słuchały każdego jego słowa.
Tym razem decyzja należała do nich obu. Nie był naiwny i rozumiał, że nie uratuje całego świata. Czekał więc w spokoju na odpowiedź łowcy.
Po chwili umilkł, bo dotarło do niego, że mógł jeszcze bardziej przestraszyć tym wieśniaków. Jego śmiech należał bowiem do gatunku tych bardzo donośnych i nieco przerażających. Spojrzał z sympatią na chłopaka i powiedział
- Masz w sobie ciekawość prawdziwego łowcy. Nie, nie aportuję patyków. Ale za to umiem walczyć toporem. Zobacz.
Ostrożnie podał chłopcu zdobiony topór, kończąc jednocześnie pieszczoty, które były dla niego kłopotliwe, choć nawet nieco przyjemne.
Maluch oglądał go w zachwycie, z trudem utrzymując ciężkie narzędzie. Nawet dziewczynka, nieśmiało chowając się za jego ramieniem, podeszła obejrzeć broń.
- Dosyć tego! Sara, Torin, do łóżka! Ale już! - zarządziła matka, wchodząc do izby z garnkiem parującej potrawki. W jej oczach wyraźnie błyskał strach.
“Najwidoczniej w tych okolicach dzieciom nie daje się broni”, pomyślał nord. “No tak, to w końcu zwykli wieśniacy… Choć gdyby w mojej wiosce zalęgły się wampiry… Nie. W mojej wiosce nie zalęgły by się wampiry.” rozmyślał, siadając do stołu. Chciał w jakiś sposób uspokoić wieśniaków, wytłumaczyć im, że nie mają się czego bać, ale retoryka nigdy nie była jego mocną stroną. W Igaluk nie musiał nikomu niczego tłumaczyć.
- Dziękujemy za pomoc. Po drodze napadli nas bandyci i od tego czasu szukaliśmy noclegu i schronienia.
- Napadli… - mruknęła pod nosem elfka, krzywiąc się nieznacznie. Posłał jej groźne spojrzenie, więc umilkła.
- Oczywiście zapłacimy za gościnę - dodał, nie chcąc pasożytować na obcych ludziach.
- Nonsens! Przepędziliście wąpierze, panie. Tej nocy nie musicie ni krztyny płacić - odparł mężczyzna, nakładając im gulaszu. Wilkołak skinął głową.
- Rozwiąż jej ręce - zwrócił się do Ognaruksa - Też musi coś zjeść, skoro jutro mamy ruszyć w dalszą drogę. Daleko nam nie ucieknie. Nie z wampirami za ścianą.
- Już jutro chcecie odejść, panie? Eh, rozumim, macie swój własny cel. A czy moglibyście… Nie, to zbyt wiele, nie powinnem o to prosić.
- Chodzi o wampiry? - zapytał domyślnie nord. Mężczyzna pokiwał głową. Wilkołak przełknął kawałek mięsa i spojrzał pytająco na Oganruksa. Zdecydowanie nie chciał się angażować, a już na pewno nie zamierzał spędzać w tej wiosce kolejnej nocy. Nie mógł stracić z oczu swojego celu. Jednak gdyby udało im się wytropić stwory za dnia… Nie, to nie była tylko jego decyzja.
- Zastanowimy się nad tym - odparł, odwracając wzrok. Napotkał pełne rozczarowania spojrzenie kobiety. Pewnie od początku zakładała, że im nie pomogą.
- No wiesz? A gdyby w Igaluk ktoś prosił o pomoc? Mogą, teraz, kiedy nie ma tam ciebie. - zaskrzeczał głos spod powały. Spalle najwidoczniej wślizgnął się do środka razem z nimi, a teraz pełnił rolę kraczącego wyrzutu sumienia.
- Cicho bądź Spalle. Tym razem się nie wtrącaj.
- Nie wtrącaj. Też coś! A gdyby...
- Dosyć! - warknął wilk, a kruk momentalnie ucichł. Obecność gadającego ptaka oczywiście natychmiast zwabiła do izby dzieci, które na dźwięk wilczego warkotu skuliły się w kącie. Bjornolf westchnął i rozgryzł kolejną porcję mięsa. Ech, ci wieśniacy! Albo panicznie się go bali albo trzeba było obchodzić się z nimi jak z jajkiem.
- Jeśliście się już posilili, przygotowałam dla was sienniki. I miedzę z wodą. Chodź kochanie, znajdziemy ci coś wygodnego na przebranie - powiedziała Faera, obejmując ramieniem elfkę i rzucając jej “oprawcom” jadowite spojrzenie. Najwidoczniej widok kobiety przyprowadzonej w łańcuchach wzbudzał w niej bardzo żywe uczucia. Ciężko było się dziwić. Szkoda tylko, że nie wiedziała, kim tak naprawdę jest bezbronna piękność. “Trzeba będzie na nią uważać” pomyślał nord. “Nie wiadomo czego może naopowiadać tej poczciwej kobiecinie.”
Wilkołak postanowił wykorzystać tę chwilę żeby wypytać nieco wieśniaka.
- Jak się nazywasz?
- Albin, panie.
- Powiedz mi Albin, czy zdarzyło wam się widzieć ostatnio w okolicy ciemnoskórego wędrowca? Mógł nosić czarną pelerynę z obszernym kapturem. Mówi na siebie Cień.
Wieśniak spojrzał na niego z przestrachem. Zabobonnie bał się demonów? A może jednak wiedział coś na ten temat?
- Niestety panie. Nie widzielim. My po nocy się z chałup nie wypuszczamy, a za dnia sami swoi tylko w wiosce się kręcą. Jesteście pierwszymi gośćmi od bardzo wielu dni.
To nie była dobra wiadomość, ale Bjornolf nie spodziewał się niczego innego. W takim razie ostatni trop jest nadal aktualny - ruiny starego klasztoru. Westchnął i odłożył łyżkę do pustej misy.
- Chciałbym porozmawiać z moim towarzyszem na osobności.
- Oczywiście panie. Faera przyszykowała wam izbę - Albin wskazał ręką niewielki pokoik obok. Bielone ściany były nierówne, ale zadbane, a w całym pomieszczeniu panował porządek. Na podłodze leżały trzy sienniki. Rodzinie musiało się całkiem nieźle powodzić, albo często miewali gości. Ze słów mężczyzny wynikało jednak, że to drugie nie miało miejsca. Nord nie był tym na tyle zainteresowany, żeby próbować ciągnąć go za język. Z zadowoleniem odpiął topór i z hukiem zwalił się na siennik. Przeciągnął się, pozwalając kościom się rozprostować. Usiadł i zaczął oglądać opatrzone naprędce rany. Wszystko ładnie się goiło, pozostawiając po sobie tylko cieniutkie, jasne blizny. Ech, dobrze być wilkołakiem!
Uniósł wzrok i spojrzał na towarzyszy. Spalle już umościł się wygodnie wśród słomy, przypominając nieco nastroszoną, czarną kurę. Na jego dziobie malował się wyraz najwyższej obrazy. Odnalazł wzrokiem Ognaruksa.
- Myślisz, że powinniśmy im pomóc? Chciałbym jak najszybciej pozbyć się twojej elfki i wrócić na trop Cienia. Z każdą godziną oddala się coraz bardziej. A z drugiej strony chyba nie powinniśmy ich tak zostawiać. Udzielili nam gościny… a w wiosce są dzieci…
Wilk pałał sympatią do dzieci, a ich obecność zawsze wzbudzała w nim instynkt opiekuńczy. Wzięło się to z roli stróża, jaką przez wiele lat pełnił w swojej wiosce. Często w czasach pokoju ograniczała się ona do odnajdywania zagubionych smarków i sprowadzania ich z powrotem do domu. Wiedział jednak, że wystarczy jeden jego ryk, żeby te rozbrykane kozły słuchały każdego jego słowa.
Tym razem decyzja należała do nich obu. Nie był naiwny i rozumiał, że nie uratuje całego świata. Czekał więc w spokoju na odpowiedź łowcy.
- Ognaruks
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 72
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony ze smoka
- Profesje:
- Kontakt:
Ognaruks podziwiał scenę z niezbyt wielkim zadowoleniem; on sam nie cierpiał dzieci i samo wyobrażenie siebie w roli wilkołaka sprawiało, że dostawał dreszczy – takich pochodzących prosto z samego wnętrza jego smokowatej osobowości, pełzające po wierzchnich warstwach niczym robaki. Elfka natomiast przyglądała się całej sytuacji z niewielkim uśmiechem na ustach. W końcu jednak dzieciaki zniknęły z pola widzenia, co sprawiło, że od razu się rozluźnił. W przeciwieństwie do skrępowanej, która powróciła do nowej rzeczywistości. Choć jakże przytulna izba chłopskiej chaty sprawiała, że do głowy od razu napływały jaśniejsze wizje przyszłości.
Smok usiadł przy stole razem z wilkołakiem, elfki nie musiał zmuszać do dołączenia. Kiedy jednak usłyszał, aby rozwiązać jej ręce... Spojrzał niezbyt przychylnym wzrokiem na Bjornolfa, ale nic nie mówiąc zrobił to. Nie był przekonany, czy wampiry rzeczywiście stanowiłyby dla niej tak wielkie wyzwanie. Była zdecydowanie doświadczoną wojowniczką, która w dodatku znała się na swoim przeciwniku; Ognaruks był przekonany, że udałoby jej się znaleźć w tej chacie dębowy kołek lub czosnek, bo czym samej zabić dwójkę delikwentów i zniknąć w leśnych odstępach, jak to elfy potrafią. Jednakże nie miał ochoty się awanturować; był dosyć zadowolony z tego dnia. Dlatego też zaczął spokojnie zajadając gulasz. W tym czasie kobieta rozmasowywała nadgarstki, aż w końcu sama chwyciła łyżkę i zaczęła także pożywać kolację.
Przysłuchiwał się rozmowie Bjornolfa z wieśniakiem; to, czy postanowią zająć się wampirami czy ruszyć w drogę nie stanowiło dla niego większej różnicy, dlatego odpowiedział wilkołakowi beznamiętnym spojrzeniem. Trochę zirytowało go nagłe pojawienie się kruka, za którym zdecydowanie niezbyt szybko zacznie przepadać. ”Dobrze, że Agnir nie jest tak hałaśliwy. Ani pyskaty. Dobrze jest być Ognaruksem.” Z tych jakże miłych myśli wybudził go dopiero jedno zdarzenie. Elfka. Smok rzucił wściekłe spojrzenie kobiecie; w jego oczach niemal dało się dostrzec
płomienie. Jednakże ta, odwrócona plecami, odprowadzała już jego jeńca do osobnej izby.
Ognaruks nabrał ochoty na pokazanie swojego niezadowolenia; w sposób tak delikatny, jak władca urządzający masową egzekucję. Jednakże... zagryzł mocniej kawałek mięsa. Wilkołak zdawał się obdarzać wieśniaków wyjątkowo dziwaczną sympatią, a rozszarpanie na kawałki jednego z nich zdecydowanie nie byłoby dobrym sposobem na wykorzystanie tego faktu. Już same groźby zostałyby najpewniej odebrane niezbyt przychylnie. A coś mu obiecał. Dlatego postanowił sobie, że do powstrzyma się od gwałtownych działań. Przynajmniej na jakiś czas. W końcu jednak widocznie Bjornolf nagadał się z mężczyzną, gdyż postanowił udać się na osobność. Ta myśl spodobała się Ognaruksowi, dlatego bez słowa podążył za wilkołakiem do niewielkiego pomieszczenia. Stanął przy ścianie, spoglądając na relaksującego się towarzysza oraz jego pyskatego kruka. Zadał mu pytanie. I wyraził chęć, która niezbyt współgrała z wizją smoka. Dlatego też ten milczał przez długą chwilkę, zbierając myśli. Nie posiadał umysłu zwinnego jak lis, dlatego musiał dokładnie przemyśleć sobie wszystko. W końcu jednak odpowiedział:
- Chcesz pozbyć się jej jak najszybciej? Dobrze, wyruszamy jutro, nie powinno to zająć więcej niż dwa dni. Taka zwłokę, jak myślę, będziesz w stanie znieść, skoro tak bardzo przeszkadza ci obecność elfki. Choć rzekłbym, że w jej przypadku jest wprost przeciwnie... - Niewielki uśmiech pojawił się na twarzy Ognaruksa, ale szybko zniknął. - Możemy zabić te wampiry. Nie powinno być trudno odnaleźć ich kryjówkę; ten piżmowy odór równie dobrze może utrzymywać się kilka dni, na ich zwyczajowej trasie powinno tym cuchnąć jak kadziłem w świątyni. Ale... - Smok przekrzywił łeb, uśmiechając się lekko. - W zamian za pomoc weźmiemy krowę. Albo konia. Świnia też powinna się nadać. Ogółem wszystko, co ma nieco więcej tuszy niż kurczak.
Słowa smoka pewnie wydawały się wilkołakowi absurdalne, ale to tylko przez niedobór wiedzy. Gdyby znał jego prawdziwą naturę... może potrafiłby lepiej podążyć za jego myślami. Tak czy owak Ognaruks ułożył już plan, który uważał za całkiem satysfakcjonujący. Ściągnął z siebie górną część stroju, odsłaniając umięśniony, pokryty licznymi bliznami tors; smok posiadał jedynie jedną formę, w którą potrafił się przemieniać i nie mógł jej modyfikować, dlatego też nie był w stanie usunąć jego defektów. Po chwili buty powędrowały w ślad za ciemnym płaszczem i koszulą, pozostawiając go jedynie w spodniach. Usiadł na senniku, dziękując losowi, że ten znajdował się o ścianę, o którą mógł się oprzeć. Jako smok potrafił spać nawet na kamieniach. A tej nocy zdecydowanie nie chciał pozwalać sobie na głęboki sen. Wszystkie jego myśli były wyczulone, starając się wyłapać jakiekolwiek odgłosy elfiego pochodzenia. Był pewien, że kobieta spróbuje uciec. Nie miał zamiaru jej w tym pomagać. Jego oczy powoli zaczęły się zamykać.
Smok usiadł przy stole razem z wilkołakiem, elfki nie musiał zmuszać do dołączenia. Kiedy jednak usłyszał, aby rozwiązać jej ręce... Spojrzał niezbyt przychylnym wzrokiem na Bjornolfa, ale nic nie mówiąc zrobił to. Nie był przekonany, czy wampiry rzeczywiście stanowiłyby dla niej tak wielkie wyzwanie. Była zdecydowanie doświadczoną wojowniczką, która w dodatku znała się na swoim przeciwniku; Ognaruks był przekonany, że udałoby jej się znaleźć w tej chacie dębowy kołek lub czosnek, bo czym samej zabić dwójkę delikwentów i zniknąć w leśnych odstępach, jak to elfy potrafią. Jednakże nie miał ochoty się awanturować; był dosyć zadowolony z tego dnia. Dlatego też zaczął spokojnie zajadając gulasz. W tym czasie kobieta rozmasowywała nadgarstki, aż w końcu sama chwyciła łyżkę i zaczęła także pożywać kolację.
Przysłuchiwał się rozmowie Bjornolfa z wieśniakiem; to, czy postanowią zająć się wampirami czy ruszyć w drogę nie stanowiło dla niego większej różnicy, dlatego odpowiedział wilkołakowi beznamiętnym spojrzeniem. Trochę zirytowało go nagłe pojawienie się kruka, za którym zdecydowanie niezbyt szybko zacznie przepadać. ”Dobrze, że Agnir nie jest tak hałaśliwy. Ani pyskaty. Dobrze jest być Ognaruksem.” Z tych jakże miłych myśli wybudził go dopiero jedno zdarzenie. Elfka. Smok rzucił wściekłe spojrzenie kobiecie; w jego oczach niemal dało się dostrzec
płomienie. Jednakże ta, odwrócona plecami, odprowadzała już jego jeńca do osobnej izby.
Ognaruks nabrał ochoty na pokazanie swojego niezadowolenia; w sposób tak delikatny, jak władca urządzający masową egzekucję. Jednakże... zagryzł mocniej kawałek mięsa. Wilkołak zdawał się obdarzać wieśniaków wyjątkowo dziwaczną sympatią, a rozszarpanie na kawałki jednego z nich zdecydowanie nie byłoby dobrym sposobem na wykorzystanie tego faktu. Już same groźby zostałyby najpewniej odebrane niezbyt przychylnie. A coś mu obiecał. Dlatego postanowił sobie, że do powstrzyma się od gwałtownych działań. Przynajmniej na jakiś czas. W końcu jednak widocznie Bjornolf nagadał się z mężczyzną, gdyż postanowił udać się na osobność. Ta myśl spodobała się Ognaruksowi, dlatego bez słowa podążył za wilkołakiem do niewielkiego pomieszczenia. Stanął przy ścianie, spoglądając na relaksującego się towarzysza oraz jego pyskatego kruka. Zadał mu pytanie. I wyraził chęć, która niezbyt współgrała z wizją smoka. Dlatego też ten milczał przez długą chwilkę, zbierając myśli. Nie posiadał umysłu zwinnego jak lis, dlatego musiał dokładnie przemyśleć sobie wszystko. W końcu jednak odpowiedział:
- Chcesz pozbyć się jej jak najszybciej? Dobrze, wyruszamy jutro, nie powinno to zająć więcej niż dwa dni. Taka zwłokę, jak myślę, będziesz w stanie znieść, skoro tak bardzo przeszkadza ci obecność elfki. Choć rzekłbym, że w jej przypadku jest wprost przeciwnie... - Niewielki uśmiech pojawił się na twarzy Ognaruksa, ale szybko zniknął. - Możemy zabić te wampiry. Nie powinno być trudno odnaleźć ich kryjówkę; ten piżmowy odór równie dobrze może utrzymywać się kilka dni, na ich zwyczajowej trasie powinno tym cuchnąć jak kadziłem w świątyni. Ale... - Smok przekrzywił łeb, uśmiechając się lekko. - W zamian za pomoc weźmiemy krowę. Albo konia. Świnia też powinna się nadać. Ogółem wszystko, co ma nieco więcej tuszy niż kurczak.
Słowa smoka pewnie wydawały się wilkołakowi absurdalne, ale to tylko przez niedobór wiedzy. Gdyby znał jego prawdziwą naturę... może potrafiłby lepiej podążyć za jego myślami. Tak czy owak Ognaruks ułożył już plan, który uważał za całkiem satysfakcjonujący. Ściągnął z siebie górną część stroju, odsłaniając umięśniony, pokryty licznymi bliznami tors; smok posiadał jedynie jedną formę, w którą potrafił się przemieniać i nie mógł jej modyfikować, dlatego też nie był w stanie usunąć jego defektów. Po chwili buty powędrowały w ślad za ciemnym płaszczem i koszulą, pozostawiając go jedynie w spodniach. Usiadł na senniku, dziękując losowi, że ten znajdował się o ścianę, o którą mógł się oprzeć. Jako smok potrafił spać nawet na kamieniach. A tej nocy zdecydowanie nie chciał pozwalać sobie na głęboki sen. Wszystkie jego myśli były wyczulone, starając się wyłapać jakiekolwiek odgłosy elfiego pochodzenia. Był pewien, że kobieta spróbuje uciec. Nie miał zamiaru jej w tym pomagać. Jego oczy powoli zaczęły się zamykać.
- Bjornolf
- Szukający drogi
- Posty: 43
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
- Kontakt:
Pomysł Ognaruksa, choć dziwaczny, był do zaakceptowania. Oczami wyobraźni nord zobaczył ich czwórkę - wilkołaka, oszpeconego blizną łowcę, spętaną kobietę i kruka w towarzystwie prowadzonej na powrózku krowy - i parsknął cicho śmiechem.
- Będzie z nas ciekawy korowód. Porozmawiam rano z wieśniakami - odpowiedział, przystając na warunek towarzysza. W głębi duszy cieszył się, że zajmą się wampirami. Blade kreatury napawały go obrzydzeniem, podejrzewał więc, że zwykli ludzie musieli co noc umierać ze strachu. Nie każda wioska miała swojego obrońcę.
Odwrócił się twarzą do ściany i spojrzał wyczekująco na Spallego. Ten z obrażoną miną ostentacyjnie ignorował wilka.
- Porozmawiam chwilę z moim szamanem, jeśli ci to nie przeszkadza - powiedział przez ramię do Ognaruksa i szturchnął ptaszysko palcem. Gdyby kruki miały zęby, niechybnie zobaczyłby teraz cały ich komplet.
- No już Spalle, bierz się do roboty. Przecież koniec końców pomożemy tym wieśniakom. Nie zachowuj się jak wrona. - Nord wiedział jak uderzyć w czułą strunę. Słysząc to porównanie, kruk natychmiast wyprostował się i otrzepał nastroszone piórka. Jeśli było coś na świecie, czego nienawidził bardziej niż uciszania, były to wrony.
Oczy stworzonka stały się mgliste, a jego ciało wyraźnie oklapło. Wilkołak delikatnie wziął je w dłonie i położył na sienniku. Z otwartego dzioba dobył się niski, zachrypnięty głos
“Witaj przyjacielu. Usłyszałem w umyśle kruka, że pragniesz ze mną porozmawiać.”
- Witaj - powiedział nord, skłaniając z szacunkiem głowę - Jestem na tropie złodzieja. Czy wszystko dobrze w wiosce? Jak Anke się sprawuje?
“Jest jeszcze trochę… nieokrzesana, ale się uczy. W czasie pełni patroluje lasy, ale trzyma się z dala od wioski. Modlimy się, żeby nikt nas wtedy nie zaatakował. Nie wiem, jak zachowałaby się wśród swoich ludzi.”
Bjornolf pokiwał głową ze zrozumieniem. Anke była świeżo przemienionym wilkołakiem, w dodatku bez Kruuta, tak jak on nie kontrolowała swojej przemiany. Poza nadludzką siłą i wyostrzonymi zmysłami jako człowiek, w czasie pełni zamieniała się w olbrzymią wilczycę. Musiała nauczyć się powstrzymywać swój apetyt i gniew, dlatego na razie trzymała się z dala od ludzi. Musiał się spieszyć. Jeśli wieść o tym rozniesie się na północy… Igaluk nie będzie już bezpiecznym miejscem.
“Poza tym bogini nam sprzyja. Mamy co jeść i co pić, a na wybrzeżu jest na razie spokojnie.”
- Rozumiem. Bardzo mnie to cieszy. Będę informował o postępach.
“Dobrze. I… uważaj na siebie Bjornolfie. Cień to niebezpieczny demon.”
Zanim wilkołak zdążył odpowiedzieć, oczy Spallego znowu zalśniły bystrą czernią, a ptak poderwał się i otrzepał z obrzydzeniem.
- Nie cierpię, kiedy to robi! Ohydne uczucie! To tak jakbyś stracił panowanie nad sobą w trakcie oddawania…
- Wystarczy, nie chcę znać szczegółów! Idźmy spać. Jutro musimy wstać skoro świt. Odpocznij brzydalu.
Kruk faktycznie musiał być zmęczony, bo bez słowa usadowił się na słomie i natychmiast zapadł w sen. Wilkołak ułożył się wygodnie i poszedł w jego ślady.
Bjornolfa obudziło cichutkie skrzypienie desek. W pierwszym odruchu niechętnie otworzył oczy - był zmęczony i poturbowany, ale nawet teraz instynkt łowcy nie pozwolił mu zignorować hałasu. Odgłos powtórzył się nieco bliżej drzwi. Nie chcąc budzić Ognaruksa (choć podejrzewał, że ten, równie czujny jak on, też mógł coś usłyszeć) wstał i wyszedł do sieni. Może chociaż łowcy uda się przespać kawałek nocy.
Elfka stała kilka kroków od drzwi z szarym workiem na plecach. Wilkołak oparł się ramieniem o ścianę i założył ręce na piersi. Nie dość, że wykorzystała gościnę wieśniaków, to jeszcze zamierzała wynieść ich dobytek. Na dźwięk jego głosu zamarła w pół kroku
- Ładnie to tak wychodzić bez pożegnania? - zapytał, mrużąc żółte ślepia. W zalewającym korytarz, bladym świetle księżyca jego oczy świeciły jasno, dwa krążki wpatrzone w ofiarę. Kobieta wzdrygnęła się na ten widok. Ona też musiała być świadoma, że w tych warunkach widzi o wiele lepiej od niej.
Mimo to uśmiechnęła się kpiąco i przybrała nonszalancką minę. Ognaruks miał rację. Chyba pałała do niego jakąś nieuzasadnioną sympatią. Jak inaczej wytłumaczyć to, że w ogóle chciała z nim rozmawiać?
- Chciałam tylko zapolować na wampiry, śliczny. Tak w ramach podziękowania. Widzisz? - W wyciągniętej ręce trzymała ostro zakończony, osikowy kołek. Bjornolf nie wiedział, czy to lepszy sposób niż urwanie umarlakom głowy, ale musiał przyznać, że nie zna też za bardzo tutejszej fauny. Wiedział natomiast jedno.
- Nie wypuszczę cię stąd. Dobrze o tym wiesz. Jeśli zrobisz jeszcze jeden krok w stronę drzwi, złamię ci rękę.
Nie zamierzał grozić jej rozszarpaniem gardła - wiedziała, że jest dla nich zbyt cenna. Mógł za to dopaść ją w ciągu sekundy, nawet jeśli była szybkim i wyszkolonym wojownikiem. Nie miała jego zmysłów, siły i nie była tak sprawna w ciemności.
Uśmiechnęła się ładnie na te słowa, nie pokazując po sobie żadnej paniki. Nie puściła jednak worka, tak jakby nadal miała nadzieję na ucieczkę.
- Wiesz czemu twój towarzysz tak bardzo chce mieć mnie ze sobą? Powiedział ci?
- Jesteś przestępcą. Nie jest raczej miłośnikiem prawa, więc pewnie jest za ciebie wyznaczona wysoka nagroda.
Pokiwała głową i przesunęła się nieco bliżej wilkołaka. Pachniała ładnie, mieszanką dymu, krwi i kobiecego ciała. Nord zmrużył nieufnie oczy. Próbowała go uwieść?
- A gdybyś tak pozbył się swojego ponurego towarzysza? Dałabym ci się grzecznie odprowadzić do miasta, a ty wziąłbyś całą nagrodę…
- Nie zależy mi na pieniądzach - warknął, choć nie była to tak do końca prawda. Musiał jakoś wrócić jeszcze do domu. Ale póki co zawartość mieszka mu wystarczała. Na pewno nie zdradziłby Ognaruksa z tego powodu.
- Wróć grzecznie do izby to nic złego ci się nie stanie.
Kobieta podeszła jeszcze o krok bliżej. Nie podobało mu się to, więc obnażył lekko kły. Widział wyraźnie jej prosty nos, idealnie zarysowane brwi i szpiczaste uszy wystające lekko z burzy miękkich włosów. Miała jasną, gładką skórę. Jedwabistą. Choć była wojowniczką, w niczym nie przypominała kobiet z północy. Gdyby spotkali się w innych okolicznościach, to kto wie…?
Wilkołak zjeżył się i jednym susem znalazł się za plecami kobiety, boleśnie wykręcając jej rękę. Nie zamierzał bawić się w jej grę.
- Wrócisz do izby? - warknął zimno. Był gotowy złamać smukłe ramię. Ta kobieta była wystarczająco niebezpieczna i bez tego.
- Szkoda. To mogło się tak ładnie potoczyć. - Westchnęła i uśmiechnęła się smutno - Choć wcale nie przeszkadza mi to, jak mnie obejmujesz - dodała zadziornie. Wilk pchnął ją w stronę izby z której wyszła i głośno zatrzasnął za nią drzwi. Wiedział, że elfka się nie podda. Może trzeba było na powrót ją związać?
Zanim zdążył znaleźć jakąś linę, jego uwagę przykuły szeroko otwarte oczy, wpatrzone w niego ze strachem. Chłopiec wyszedł z cienia i podszedł do niego ostrożnie.
- Naprawdę złamałbyś jej rękę? - zapytał cicho. Bjornolf westchnął ciężko. Nie chciał straszyć smarka o tej porze.
- Nic jej się nie stało. Uciekaj do łóżka.
- Mogę stać na straży… jeśli to dla ciebie ważne - powiedział ofiarnie maluch i wyprężył dumnie pierś.
- Ja tes - dodała cicho dziewczynka, stając obok brata.
- Nie, nie mieszajcie się do tego. Ta kobieta może i jest piękna, ale to bardzo groźny przestępca. Idźcie spać. Jutro zajmiemy się wampirami.
- Widzis? Mówiłam ci, ze ta pani była niedobra i dlatego ma związane rące - wyszeptała siostrzyczka, pokazując chłopcu język.
Nord odwrócił się plecami do maluchów i wrócił do izby. Podejrzewał, że elfka nie odpuści tak łatwo, ale mimo wszystko potrzebował jeszcze trochę snu. Tylko na chwilkę pozwoli sobie zamknąć oczy, a potem będzie czuwał… Tylko na chwileczkę…
Zanim się spostrzegł, chrapał głośno, wtulając się w wypełniony słomą worek. Jego sny wypełniała wioska, dzieci, las i niepokojący zapach kobiecego ciała...
- Będzie z nas ciekawy korowód. Porozmawiam rano z wieśniakami - odpowiedział, przystając na warunek towarzysza. W głębi duszy cieszył się, że zajmą się wampirami. Blade kreatury napawały go obrzydzeniem, podejrzewał więc, że zwykli ludzie musieli co noc umierać ze strachu. Nie każda wioska miała swojego obrońcę.
Odwrócił się twarzą do ściany i spojrzał wyczekująco na Spallego. Ten z obrażoną miną ostentacyjnie ignorował wilka.
- Porozmawiam chwilę z moim szamanem, jeśli ci to nie przeszkadza - powiedział przez ramię do Ognaruksa i szturchnął ptaszysko palcem. Gdyby kruki miały zęby, niechybnie zobaczyłby teraz cały ich komplet.
- No już Spalle, bierz się do roboty. Przecież koniec końców pomożemy tym wieśniakom. Nie zachowuj się jak wrona. - Nord wiedział jak uderzyć w czułą strunę. Słysząc to porównanie, kruk natychmiast wyprostował się i otrzepał nastroszone piórka. Jeśli było coś na świecie, czego nienawidził bardziej niż uciszania, były to wrony.
Oczy stworzonka stały się mgliste, a jego ciało wyraźnie oklapło. Wilkołak delikatnie wziął je w dłonie i położył na sienniku. Z otwartego dzioba dobył się niski, zachrypnięty głos
“Witaj przyjacielu. Usłyszałem w umyśle kruka, że pragniesz ze mną porozmawiać.”
- Witaj - powiedział nord, skłaniając z szacunkiem głowę - Jestem na tropie złodzieja. Czy wszystko dobrze w wiosce? Jak Anke się sprawuje?
“Jest jeszcze trochę… nieokrzesana, ale się uczy. W czasie pełni patroluje lasy, ale trzyma się z dala od wioski. Modlimy się, żeby nikt nas wtedy nie zaatakował. Nie wiem, jak zachowałaby się wśród swoich ludzi.”
Bjornolf pokiwał głową ze zrozumieniem. Anke była świeżo przemienionym wilkołakiem, w dodatku bez Kruuta, tak jak on nie kontrolowała swojej przemiany. Poza nadludzką siłą i wyostrzonymi zmysłami jako człowiek, w czasie pełni zamieniała się w olbrzymią wilczycę. Musiała nauczyć się powstrzymywać swój apetyt i gniew, dlatego na razie trzymała się z dala od ludzi. Musiał się spieszyć. Jeśli wieść o tym rozniesie się na północy… Igaluk nie będzie już bezpiecznym miejscem.
“Poza tym bogini nam sprzyja. Mamy co jeść i co pić, a na wybrzeżu jest na razie spokojnie.”
- Rozumiem. Bardzo mnie to cieszy. Będę informował o postępach.
“Dobrze. I… uważaj na siebie Bjornolfie. Cień to niebezpieczny demon.”
Zanim wilkołak zdążył odpowiedzieć, oczy Spallego znowu zalśniły bystrą czernią, a ptak poderwał się i otrzepał z obrzydzeniem.
- Nie cierpię, kiedy to robi! Ohydne uczucie! To tak jakbyś stracił panowanie nad sobą w trakcie oddawania…
- Wystarczy, nie chcę znać szczegółów! Idźmy spać. Jutro musimy wstać skoro świt. Odpocznij brzydalu.
Kruk faktycznie musiał być zmęczony, bo bez słowa usadowił się na słomie i natychmiast zapadł w sen. Wilkołak ułożył się wygodnie i poszedł w jego ślady.
Bjornolfa obudziło cichutkie skrzypienie desek. W pierwszym odruchu niechętnie otworzył oczy - był zmęczony i poturbowany, ale nawet teraz instynkt łowcy nie pozwolił mu zignorować hałasu. Odgłos powtórzył się nieco bliżej drzwi. Nie chcąc budzić Ognaruksa (choć podejrzewał, że ten, równie czujny jak on, też mógł coś usłyszeć) wstał i wyszedł do sieni. Może chociaż łowcy uda się przespać kawałek nocy.
Elfka stała kilka kroków od drzwi z szarym workiem na plecach. Wilkołak oparł się ramieniem o ścianę i założył ręce na piersi. Nie dość, że wykorzystała gościnę wieśniaków, to jeszcze zamierzała wynieść ich dobytek. Na dźwięk jego głosu zamarła w pół kroku
- Ładnie to tak wychodzić bez pożegnania? - zapytał, mrużąc żółte ślepia. W zalewającym korytarz, bladym świetle księżyca jego oczy świeciły jasno, dwa krążki wpatrzone w ofiarę. Kobieta wzdrygnęła się na ten widok. Ona też musiała być świadoma, że w tych warunkach widzi o wiele lepiej od niej.
Mimo to uśmiechnęła się kpiąco i przybrała nonszalancką minę. Ognaruks miał rację. Chyba pałała do niego jakąś nieuzasadnioną sympatią. Jak inaczej wytłumaczyć to, że w ogóle chciała z nim rozmawiać?
- Chciałam tylko zapolować na wampiry, śliczny. Tak w ramach podziękowania. Widzisz? - W wyciągniętej ręce trzymała ostro zakończony, osikowy kołek. Bjornolf nie wiedział, czy to lepszy sposób niż urwanie umarlakom głowy, ale musiał przyznać, że nie zna też za bardzo tutejszej fauny. Wiedział natomiast jedno.
- Nie wypuszczę cię stąd. Dobrze o tym wiesz. Jeśli zrobisz jeszcze jeden krok w stronę drzwi, złamię ci rękę.
Nie zamierzał grozić jej rozszarpaniem gardła - wiedziała, że jest dla nich zbyt cenna. Mógł za to dopaść ją w ciągu sekundy, nawet jeśli była szybkim i wyszkolonym wojownikiem. Nie miała jego zmysłów, siły i nie była tak sprawna w ciemności.
Uśmiechnęła się ładnie na te słowa, nie pokazując po sobie żadnej paniki. Nie puściła jednak worka, tak jakby nadal miała nadzieję na ucieczkę.
- Wiesz czemu twój towarzysz tak bardzo chce mieć mnie ze sobą? Powiedział ci?
- Jesteś przestępcą. Nie jest raczej miłośnikiem prawa, więc pewnie jest za ciebie wyznaczona wysoka nagroda.
Pokiwała głową i przesunęła się nieco bliżej wilkołaka. Pachniała ładnie, mieszanką dymu, krwi i kobiecego ciała. Nord zmrużył nieufnie oczy. Próbowała go uwieść?
- A gdybyś tak pozbył się swojego ponurego towarzysza? Dałabym ci się grzecznie odprowadzić do miasta, a ty wziąłbyś całą nagrodę…
- Nie zależy mi na pieniądzach - warknął, choć nie była to tak do końca prawda. Musiał jakoś wrócić jeszcze do domu. Ale póki co zawartość mieszka mu wystarczała. Na pewno nie zdradziłby Ognaruksa z tego powodu.
- Wróć grzecznie do izby to nic złego ci się nie stanie.
Kobieta podeszła jeszcze o krok bliżej. Nie podobało mu się to, więc obnażył lekko kły. Widział wyraźnie jej prosty nos, idealnie zarysowane brwi i szpiczaste uszy wystające lekko z burzy miękkich włosów. Miała jasną, gładką skórę. Jedwabistą. Choć była wojowniczką, w niczym nie przypominała kobiet z północy. Gdyby spotkali się w innych okolicznościach, to kto wie…?
Wilkołak zjeżył się i jednym susem znalazł się za plecami kobiety, boleśnie wykręcając jej rękę. Nie zamierzał bawić się w jej grę.
- Wrócisz do izby? - warknął zimno. Był gotowy złamać smukłe ramię. Ta kobieta była wystarczająco niebezpieczna i bez tego.
- Szkoda. To mogło się tak ładnie potoczyć. - Westchnęła i uśmiechnęła się smutno - Choć wcale nie przeszkadza mi to, jak mnie obejmujesz - dodała zadziornie. Wilk pchnął ją w stronę izby z której wyszła i głośno zatrzasnął za nią drzwi. Wiedział, że elfka się nie podda. Może trzeba było na powrót ją związać?
Zanim zdążył znaleźć jakąś linę, jego uwagę przykuły szeroko otwarte oczy, wpatrzone w niego ze strachem. Chłopiec wyszedł z cienia i podszedł do niego ostrożnie.
- Naprawdę złamałbyś jej rękę? - zapytał cicho. Bjornolf westchnął ciężko. Nie chciał straszyć smarka o tej porze.
- Nic jej się nie stało. Uciekaj do łóżka.
- Mogę stać na straży… jeśli to dla ciebie ważne - powiedział ofiarnie maluch i wyprężył dumnie pierś.
- Ja tes - dodała cicho dziewczynka, stając obok brata.
- Nie, nie mieszajcie się do tego. Ta kobieta może i jest piękna, ale to bardzo groźny przestępca. Idźcie spać. Jutro zajmiemy się wampirami.
- Widzis? Mówiłam ci, ze ta pani była niedobra i dlatego ma związane rące - wyszeptała siostrzyczka, pokazując chłopcu język.
Nord odwrócił się plecami do maluchów i wrócił do izby. Podejrzewał, że elfka nie odpuści tak łatwo, ale mimo wszystko potrzebował jeszcze trochę snu. Tylko na chwilkę pozwoli sobie zamknąć oczy, a potem będzie czuwał… Tylko na chwileczkę…
Zanim się spostrzegł, chrapał głośno, wtulając się w wypełniony słomą worek. Jego sny wypełniała wioska, dzieci, las i niepokojący zapach kobiecego ciała...
- Ognaruks
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 72
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony ze smoka
- Profesje:
- Kontakt:
Ognaruks spod przymrużonych powiek przyglądał się rozmowie Bjornolfa z szamanem rozmawiającym z nim za pośrednictwem ptaka; poczuł ukłucie zazdrości, że Agnir nie zna takiej sztuczki, ale po chwili zorientował się, że on sam tak czy owak nie miałby z kim rozmawiać, dlatego też... machnął na to jedynie głową, stwierdzając, że dobre wychowanie jego smoka bije na głowę te efekciarskie sztuczki. Dopiero kiedy ugłaskał swoje ego, zaczął przysłuchiwać się rozmowie, choć bez większego zainteresowania; nie spodziewał się raczej, aby wilkołak miał zamiar spiskować przeciwko niemu na jego oczach i uszach. Okazało się, że miał rację, gdyż była to zwyczajna, zaskakująco nudna rozmowa, dotycząca rzeczy, o których części smok nie miał nawet pojęcia i takiego nabywać nie miał zamiaru. Dlatego też – kiedy tylko kruk skończył skrzeczeć, Ognaruks zapadł w dosyć płytki sen, w którym plamy ciemnych kolorów wirowały wokół niego, tworząc zagadkowe, czasem niepokojące kształty – gdy tracił kontakt z rzeczywistością, umysł mężczyzny jeszcze bardziej zapadał się w Chaos.
Również i on zbudził się, gdy do jego uszu dotarł dźwięk cichych kroków – może i nie miał tak czułego słuchu, jak wilkołak, jednak on zasypiał z przekonaniem, że wkrótce ta rzecz się wydarzy; a jako iż ich drapieżcze zmysły funkcjonowały podobnie, pobudka zajęła mu tylko nieco dłużej niż wilkołakowi. Zamarł jednak, orientując się, że zmiennokształtny sam postanowił zająć się problemem; dlatego też udawał, że dalej śpi, nastawiając jednak swoje ludzkie uszy. Rozmowa była nadzwyczaj interesująca – niewyobrażalnie bardziej od tej, którą prowadził wcześniej wilkołak. Ku swojemu zdziwieniu Ognaruks stwierdził, że jest zadowolony z obydwu stron owego niewielkiego konfliktu; wilkołaka, gdyż okazał się być nadzwyczaj wiernym towarzyszem – czego powodów co prawda smok nie potrafił pojąć -, ale i z elfki, gdyż pokazała ten rodzaj charakteru, który uwielbiał najbardziej. Pomyślał, że może i dobrze, że postanowili szybko załatwić sprawę związaną z nią – gdyby miała zostać z nimi dłuższy czas, to w końcu jeden z nich najpewniej polubiłby ją nieco za bardzo. A tak... dwa dni i po sprawie. Z miłymi myślami pod czaszką, Ognaruks powrócił do snu.
Obudził się, kiedy tylko pierwsze promyki światła, które zaczęły oblewać ziemię swoim blaskiem; jako smok często odnosił wrażenie, że obecność na nieboskłonie oka jego wielkiego praprzodka wywołuje w nim charakterystyczne odczucie – dało się to spostrzec jedynie przy wschodach i zachodach, gdyż jedynie wtedy kontrast pozwalał dostrzec tę niewielką różnicę. Wstał i zaczął ponownie ubierać się w swój podróżniczy, ciemny strój, nie próbując przy tym zachowywać się nazbyt cicho – dlatego już po chwili rozbudził czujnego, choć porządnie drzemiącego wilkołaka. Nie zwrócił na niego uwagę, sięgając po Lirę i delikatnie gładząc struny, uważając, aby nie wydały z siebie żadnego dźwięku – i choć w tym stanie zdecydowanie nie był na tyle skupiony na Bjornolfie, aby obdarzyć go większym zainteresowaniem, to zdecydowanie nie aż tak, aby nie odpowiedzieć na przywitanie.
Gdy i wilkołak uporał się z porannymi sprawunkami, Ognaruks schował Lirę i zawiesił na plecach, po czym ruszył do największej izby. Rodzina wieśniaków - wraz z elfką o wyraźnie podkrążonych oczach – zajadała śniadanie, na które składał się pachnący chleb, kozi ser, smalec, gotowane jajko, mleko oraz nieco cebuli. Smok bez słowa przysiadł się i zaczął jeść, pozwalając swojemu towarzyszowi ogłosić jakże radosną wieść i nacieszyć się ich wdzięcznością. Sam szybko skończył śniadanie, po czym odszedł do stołu, chcąc nieco się przewietrzyć – wiedział już, że może powierzyć ją w ręce wilkołaka; byle tylko ten nie zapragnął zrealizować takiego celu nazbyt dosłownie...
Otworzył drzwi, a w jego płuca uderzył wiejski zapach, który bez cienia wątpliwości miał w sobie coś pięknego; aromat zboża, ociosanego drewna, potu zwierzęcego oraz ludzkiego, a także wielu innych zapachów, mieszających się w zaskakującej dla smoczego nosa konsystencji: woń kwiatów przeplatająca się z odorem odchodów, silny zapach z ogródków warzywnych wypierający delikatny aromat kory drzewnej. A i dźwięki... Ognaruks przymknął oczy i wsłuchał się w świergot ptaków, chyba skowronków, które radośnie witały nadchodzący dzień; wiatr szumiał łagodnie w liściach brzózek i topoli, a delikatny szmer strumyka zadziwiał bogactwem dźwięków; na polach kontynuowały swój koncert świerszcze, a gdzieś daleko dało się słyszeć basowy chór żab, czy też ropuch – smok nie był botanikiem i nie potrafił ich odróżnić, szczególnie po głosie. Ale i widoki prezentowały się wspaniale; Ognaruks otworzył oczy i spojrzał na wschodzące słońce, oblewające horyzont złocisto-krwawym blaskiem, opadającym na drewniane budynki, nadając im mistyczny, niemal bajeczny wygląd – wyglądały jak dzieło prawdziwego mistrza światłocieni. Młodziutkie jeszcze promienie padały także na czupryny wieśniaków, nadając im twarzom, wykrzywionym w wyrazie złości oraz niepokoju niemal demonicznego wyglądu. Smok uśmiechnął się. Tłum mężczyzn oraz kobiet, zgromadzony wokół domu, wyposażony w całkiem sporą ilość wideł i kos wyglądał doprawdy uroczo. Zwłaszcza te błyszczące w półmroku oczy, którym padający na nie blask...
- Drgnij, skurwysynie, a twoje floki polecą aż do Diharu! - zakrzyknął jeden z wieśniaków, czemu towarzyszył aplauz pozostałych. - A teroz godoj, coś za jeden i czego tu szukasz!
- Jestem jedynie wędrowcem, który ostatnio, mam wrażenie, wyrządził waszej wiosce przysługę...
- Joką przysługę?! - Dało się słyszeć pośród przekrzykiwających sie się chłopów.
- Widzieliście tę łunę wczorajszego wieczoru? - spytał spokojnie smok. Rozległ się potwierdzający szmer. - To nie płonął las, jak mogłoby się wam zdawać, a obozowisko pewnych bandytów, którzy, jak słyszałem, od jakiegoś czasu zabierali wam część zapasów.
Wśród wieśniaków pojawił się rozłam, zaczęli szeptać ze sobą z zaniepokojeniem. Widać było gołym okiem, że część temu nie dowierzała. W końcu przed tłum wyszedł mężczyzna, z imponującym wąsem, burą czapą na głowie oraz całkiem porządnej, futrzanej kamizelce na ramionach.
- Jeśli w istocie tak było, to chcemy dowodu. - Wieśniacy pokiwali z aprobatą.
- Do tego potrzebuję wezwać mojego towarzysza ze środka. - Ognaruk skinął głową w stronę zamkniętych drzwi. - Tylko jest dosyć... nietypowy. Może wyglądać groźnie, ale wierzcie mi, jest nadzwyczaj potulny.
Zdziwieni wieśniacy po chwili rozważań się zgodzili, a smok odwrócił głowę i zakrzyknął:
- Bjornolf, choć tutaj natychmiast i przedstaw się! No i koniecznie przyprowadź elfkę, bo chyba znalazłem jej gorących adoratorów! I byłbyś tak miły wyjaśnić im, co tutaj tak właściwie robimy! - Zdecydowanie wolał pozostawić gadanie wilkołakowi, który widocznie odnajdywał przyjemność w pomaganiu bezbronnym chłopom – poczytywał za niezłą ironię losu to, że obecnie przebywał w postaci, w której wyglądał na jeszcze mniej godnego zaufania, niż był teraz. Ale jeżeli pojawi się z dzieciakami, które zdawały się go uwielbiać... cóż, albo skończy się to kupieniem sobie serc wszystkich wieśniaków, albo zostaniem uznanym za niebezpieczną bestię; wszak widok dzieci wywoływał u ludzi skrajnie absurdalne reakcje – zwłaszcza u kobiet. Był jednak przekonany, że pokazanie przywódczyni bandytów jako jeńca oraz obiecanie zajęcia się sprawą wampirów kupi im ich przychylność. Choć teraz wszystko pozostawało w łapach wilkołaka...
Również i on zbudził się, gdy do jego uszu dotarł dźwięk cichych kroków – może i nie miał tak czułego słuchu, jak wilkołak, jednak on zasypiał z przekonaniem, że wkrótce ta rzecz się wydarzy; a jako iż ich drapieżcze zmysły funkcjonowały podobnie, pobudka zajęła mu tylko nieco dłużej niż wilkołakowi. Zamarł jednak, orientując się, że zmiennokształtny sam postanowił zająć się problemem; dlatego też udawał, że dalej śpi, nastawiając jednak swoje ludzkie uszy. Rozmowa była nadzwyczaj interesująca – niewyobrażalnie bardziej od tej, którą prowadził wcześniej wilkołak. Ku swojemu zdziwieniu Ognaruks stwierdził, że jest zadowolony z obydwu stron owego niewielkiego konfliktu; wilkołaka, gdyż okazał się być nadzwyczaj wiernym towarzyszem – czego powodów co prawda smok nie potrafił pojąć -, ale i z elfki, gdyż pokazała ten rodzaj charakteru, który uwielbiał najbardziej. Pomyślał, że może i dobrze, że postanowili szybko załatwić sprawę związaną z nią – gdyby miała zostać z nimi dłuższy czas, to w końcu jeden z nich najpewniej polubiłby ją nieco za bardzo. A tak... dwa dni i po sprawie. Z miłymi myślami pod czaszką, Ognaruks powrócił do snu.
Obudził się, kiedy tylko pierwsze promyki światła, które zaczęły oblewać ziemię swoim blaskiem; jako smok często odnosił wrażenie, że obecność na nieboskłonie oka jego wielkiego praprzodka wywołuje w nim charakterystyczne odczucie – dało się to spostrzec jedynie przy wschodach i zachodach, gdyż jedynie wtedy kontrast pozwalał dostrzec tę niewielką różnicę. Wstał i zaczął ponownie ubierać się w swój podróżniczy, ciemny strój, nie próbując przy tym zachowywać się nazbyt cicho – dlatego już po chwili rozbudził czujnego, choć porządnie drzemiącego wilkołaka. Nie zwrócił na niego uwagę, sięgając po Lirę i delikatnie gładząc struny, uważając, aby nie wydały z siebie żadnego dźwięku – i choć w tym stanie zdecydowanie nie był na tyle skupiony na Bjornolfie, aby obdarzyć go większym zainteresowaniem, to zdecydowanie nie aż tak, aby nie odpowiedzieć na przywitanie.
Gdy i wilkołak uporał się z porannymi sprawunkami, Ognaruks schował Lirę i zawiesił na plecach, po czym ruszył do największej izby. Rodzina wieśniaków - wraz z elfką o wyraźnie podkrążonych oczach – zajadała śniadanie, na które składał się pachnący chleb, kozi ser, smalec, gotowane jajko, mleko oraz nieco cebuli. Smok bez słowa przysiadł się i zaczął jeść, pozwalając swojemu towarzyszowi ogłosić jakże radosną wieść i nacieszyć się ich wdzięcznością. Sam szybko skończył śniadanie, po czym odszedł do stołu, chcąc nieco się przewietrzyć – wiedział już, że może powierzyć ją w ręce wilkołaka; byle tylko ten nie zapragnął zrealizować takiego celu nazbyt dosłownie...
Otworzył drzwi, a w jego płuca uderzył wiejski zapach, który bez cienia wątpliwości miał w sobie coś pięknego; aromat zboża, ociosanego drewna, potu zwierzęcego oraz ludzkiego, a także wielu innych zapachów, mieszających się w zaskakującej dla smoczego nosa konsystencji: woń kwiatów przeplatająca się z odorem odchodów, silny zapach z ogródków warzywnych wypierający delikatny aromat kory drzewnej. A i dźwięki... Ognaruks przymknął oczy i wsłuchał się w świergot ptaków, chyba skowronków, które radośnie witały nadchodzący dzień; wiatr szumiał łagodnie w liściach brzózek i topoli, a delikatny szmer strumyka zadziwiał bogactwem dźwięków; na polach kontynuowały swój koncert świerszcze, a gdzieś daleko dało się słyszeć basowy chór żab, czy też ropuch – smok nie był botanikiem i nie potrafił ich odróżnić, szczególnie po głosie. Ale i widoki prezentowały się wspaniale; Ognaruks otworzył oczy i spojrzał na wschodzące słońce, oblewające horyzont złocisto-krwawym blaskiem, opadającym na drewniane budynki, nadając im mistyczny, niemal bajeczny wygląd – wyglądały jak dzieło prawdziwego mistrza światłocieni. Młodziutkie jeszcze promienie padały także na czupryny wieśniaków, nadając im twarzom, wykrzywionym w wyrazie złości oraz niepokoju niemal demonicznego wyglądu. Smok uśmiechnął się. Tłum mężczyzn oraz kobiet, zgromadzony wokół domu, wyposażony w całkiem sporą ilość wideł i kos wyglądał doprawdy uroczo. Zwłaszcza te błyszczące w półmroku oczy, którym padający na nie blask...
- Drgnij, skurwysynie, a twoje floki polecą aż do Diharu! - zakrzyknął jeden z wieśniaków, czemu towarzyszył aplauz pozostałych. - A teroz godoj, coś za jeden i czego tu szukasz!
- Jestem jedynie wędrowcem, który ostatnio, mam wrażenie, wyrządził waszej wiosce przysługę...
- Joką przysługę?! - Dało się słyszeć pośród przekrzykiwających sie się chłopów.
- Widzieliście tę łunę wczorajszego wieczoru? - spytał spokojnie smok. Rozległ się potwierdzający szmer. - To nie płonął las, jak mogłoby się wam zdawać, a obozowisko pewnych bandytów, którzy, jak słyszałem, od jakiegoś czasu zabierali wam część zapasów.
Wśród wieśniaków pojawił się rozłam, zaczęli szeptać ze sobą z zaniepokojeniem. Widać było gołym okiem, że część temu nie dowierzała. W końcu przed tłum wyszedł mężczyzna, z imponującym wąsem, burą czapą na głowie oraz całkiem porządnej, futrzanej kamizelce na ramionach.
- Jeśli w istocie tak było, to chcemy dowodu. - Wieśniacy pokiwali z aprobatą.
- Do tego potrzebuję wezwać mojego towarzysza ze środka. - Ognaruk skinął głową w stronę zamkniętych drzwi. - Tylko jest dosyć... nietypowy. Może wyglądać groźnie, ale wierzcie mi, jest nadzwyczaj potulny.
Zdziwieni wieśniacy po chwili rozważań się zgodzili, a smok odwrócił głowę i zakrzyknął:
- Bjornolf, choć tutaj natychmiast i przedstaw się! No i koniecznie przyprowadź elfkę, bo chyba znalazłem jej gorących adoratorów! I byłbyś tak miły wyjaśnić im, co tutaj tak właściwie robimy! - Zdecydowanie wolał pozostawić gadanie wilkołakowi, który widocznie odnajdywał przyjemność w pomaganiu bezbronnym chłopom – poczytywał za niezłą ironię losu to, że obecnie przebywał w postaci, w której wyglądał na jeszcze mniej godnego zaufania, niż był teraz. Ale jeżeli pojawi się z dzieciakami, które zdawały się go uwielbiać... cóż, albo skończy się to kupieniem sobie serc wszystkich wieśniaków, albo zostaniem uznanym za niebezpieczną bestię; wszak widok dzieci wywoływał u ludzi skrajnie absurdalne reakcje – zwłaszcza u kobiet. Był jednak przekonany, że pokazanie przywódczyni bandytów jako jeńca oraz obiecanie zajęcia się sprawą wampirów kupi im ich przychylność. Choć teraz wszystko pozostawało w łapach wilkołaka...
- Bjornolf
- Szukający drogi
- Posty: 43
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
- Kontakt:
Wieśniacy, choć niezbyt z tego powodu szczęśliwi, zgodzili się oddać im w zamian za pomoc świnię. Nord kompletnie nie potrafił sobie wyobrazić jak zagania przez las przyzwyczajoną do wygodnej zagródki lochę, ale to już było zmartwienie Ognaruksa. Faera odgrażała się nawet, że reszta wioski będzie im musiała wypłacić rekompensatę za utracone zwierzę. To jednak nie było jego problemem i nie zamierzał się w to mieszać.
Wołanie kompana oderwało go od szczerzenia kłów, które z zachwytem oglądały dzieciaki. Z jakiegoś powodu im bardziej groźne miny robił, tym bardziej te piszczały z radości. Zaufały mu już całkowicie i nie obawiały się niczego z jego strony. “Może wcale nie tak wiele różni mnie od tego ich Burka?”, zaśmiał się w myślach nord, głaszcząc chłopca po głowie.
Widok za drzwiami natychmiast przypomniał mu, że nie wszyscy podzielają to uczucie. Wieśniacy krzywili się ze złości i nieufnie wyciągali ku nim wszelkiego rodzaju broń. Niepokojąco często spotykał się z niechęcią w tym dziwnym kraju.
- Spokojnie panowie, nie dajmy się ponieść emocjom! - powiedział, wyciągając przed siebie dłonie. Kilku chłopów z przerażeniem wpatrywało się w jego pazury, więc przezornie je opuścił. Nie zamierzał pozbawiać życia niewinnych, chyba że sami by go zaatakowali.
- I panie, ty chamie! - zawołała z tłumu okutana w szmaty baba. Faktycznie, kobiet - tak samo szarych i nieprzyjaznych jak mężczyzn - w ogóle w tłumie nie zauważył.
- Mój towarzysz mówi prawdę. Wczoraj uwolniliśmy was od bandytów, którzy mieli obozowisko niedaleko w lesie. Dzisiaj zamierzamy zabić nękające wioskę wampiry. Nie ma powodów żebyście nas atakowali.
Próbował przemówić do ich rozsądku, jednak zabobon szybko wziął górę
- Ty jesteś wilkołak! Zjadasz dzieci i koty! Kłamca!
Koty?! Od kiedy wilkołaki jedzą koty? Dziwaczne mieli w tym miejscu przesądy, doprawdy! Bjornolf zirytowany przewrócił oczami.
- Czy kogokolwiek tutaj zjadłem? - zapytał cierpko, powoli tracąc cierpliwość. Nigdy nie był zmuszony przekonywać do siebie wrogich i naburmuszonych ludzi. Najbardziej naburmuszona była zawsze Anke, ale i ją dawało się łatwo przegadać. W Igaluk wszyscy go zawsze słuchali.
- A Faera? I dzieci?
- Torin, chodź tutaj!
Gdyby nie obecność chłopca, nie wiadomo do końca, jak by się to potoczyło. Na jego widok - uśmiechniętego i trzymającego ufnie wilczą łapę - mężczyźni trochę się uspokoili i opuścili broń.
- Gadaliście o jakichś dowodach! - zawołał zaczepnie wąsaty, chociaż powoli tracił rezon.
- Tak. Wrócę teraz do chaty i przyprowadzę przywódczynię bandytów. Postarajcie się w tym czasie nikogo nie ukamienować - powiedział nord i rakiem wycofał się do środka. Nie wątpił, że Ognaruks bez problemu by się obronił. Nie wątpił też, że na skutek tego wioska zupełnie by opustoszała.
- Chodź, jesteś nam potrzebna - powiedział do elfki, która siedziała w kącie i patrzyła na niego spode łba. Uświadomił sobie, że nie zna nawet jej imienia. Część niego bardzo chciała zapytać. Rozsądek jednak kategorycznie mu tego zabraniał. Co dobrego by z tego przyszło? Była przestępcą i bezwzględną morderczynią. Musieli oddać ją tam, gdzie wyznaczono za nią nagrodę. Jej imię w niczym by tu nie pomogło.
- Po co? Żeby wściekła tłuszcza obrzuciła mnie błotem? - warknęła, krzyżując ręce na piersiach.
- Gwarantuję, że nic ci się nie stanie. Chodź po dobroci albo cię tam zawlokę.
W jego oczach błysnęła groźna. Nie żartował. Chociaż wolał nie musieć się z nią szarpać, zrobiłby to bez zastanowienia. Zrezygnowana wstała i ruszyła w stronę drzwi. Na jej twarzy malował się strach.
- Obiecałeś - szepnęła.
Wołanie kompana oderwało go od szczerzenia kłów, które z zachwytem oglądały dzieciaki. Z jakiegoś powodu im bardziej groźne miny robił, tym bardziej te piszczały z radości. Zaufały mu już całkowicie i nie obawiały się niczego z jego strony. “Może wcale nie tak wiele różni mnie od tego ich Burka?”, zaśmiał się w myślach nord, głaszcząc chłopca po głowie.
Widok za drzwiami natychmiast przypomniał mu, że nie wszyscy podzielają to uczucie. Wieśniacy krzywili się ze złości i nieufnie wyciągali ku nim wszelkiego rodzaju broń. Niepokojąco często spotykał się z niechęcią w tym dziwnym kraju.
- Spokojnie panowie, nie dajmy się ponieść emocjom! - powiedział, wyciągając przed siebie dłonie. Kilku chłopów z przerażeniem wpatrywało się w jego pazury, więc przezornie je opuścił. Nie zamierzał pozbawiać życia niewinnych, chyba że sami by go zaatakowali.
- I panie, ty chamie! - zawołała z tłumu okutana w szmaty baba. Faktycznie, kobiet - tak samo szarych i nieprzyjaznych jak mężczyzn - w ogóle w tłumie nie zauważył.
- Mój towarzysz mówi prawdę. Wczoraj uwolniliśmy was od bandytów, którzy mieli obozowisko niedaleko w lesie. Dzisiaj zamierzamy zabić nękające wioskę wampiry. Nie ma powodów żebyście nas atakowali.
Próbował przemówić do ich rozsądku, jednak zabobon szybko wziął górę
- Ty jesteś wilkołak! Zjadasz dzieci i koty! Kłamca!
Koty?! Od kiedy wilkołaki jedzą koty? Dziwaczne mieli w tym miejscu przesądy, doprawdy! Bjornolf zirytowany przewrócił oczami.
- Czy kogokolwiek tutaj zjadłem? - zapytał cierpko, powoli tracąc cierpliwość. Nigdy nie był zmuszony przekonywać do siebie wrogich i naburmuszonych ludzi. Najbardziej naburmuszona była zawsze Anke, ale i ją dawało się łatwo przegadać. W Igaluk wszyscy go zawsze słuchali.
- A Faera? I dzieci?
- Torin, chodź tutaj!
Gdyby nie obecność chłopca, nie wiadomo do końca, jak by się to potoczyło. Na jego widok - uśmiechniętego i trzymającego ufnie wilczą łapę - mężczyźni trochę się uspokoili i opuścili broń.
- Gadaliście o jakichś dowodach! - zawołał zaczepnie wąsaty, chociaż powoli tracił rezon.
- Tak. Wrócę teraz do chaty i przyprowadzę przywódczynię bandytów. Postarajcie się w tym czasie nikogo nie ukamienować - powiedział nord i rakiem wycofał się do środka. Nie wątpił, że Ognaruks bez problemu by się obronił. Nie wątpił też, że na skutek tego wioska zupełnie by opustoszała.
- Chodź, jesteś nam potrzebna - powiedział do elfki, która siedziała w kącie i patrzyła na niego spode łba. Uświadomił sobie, że nie zna nawet jej imienia. Część niego bardzo chciała zapytać. Rozsądek jednak kategorycznie mu tego zabraniał. Co dobrego by z tego przyszło? Była przestępcą i bezwzględną morderczynią. Musieli oddać ją tam, gdzie wyznaczono za nią nagrodę. Jej imię w niczym by tu nie pomogło.
- Po co? Żeby wściekła tłuszcza obrzuciła mnie błotem? - warknęła, krzyżując ręce na piersiach.
- Gwarantuję, że nic ci się nie stanie. Chodź po dobroci albo cię tam zawlokę.
W jego oczach błysnęła groźna. Nie żartował. Chociaż wolał nie musieć się z nią szarpać, zrobiłby to bez zastanowienia. Zrezygnowana wstała i ruszyła w stronę drzwi. Na jej twarzy malował się strach.
- Obiecałeś - szepnęła.
- Ognaruks
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 72
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Przemieniony ze smoka
- Profesje:
- Kontakt:
Ognaruks oparł się o ścianę domostwa, o której można było powiedzieć głównie, że jest solidna; pył, który przyległ do tyłu jego płaszcza, niedługo bez wątpienia stanie się powodem niezręcznej, jakże wstydliwej dla smoka sytuacji – niewidzialnym siłom obserwującym żywoty śmiertelnych pozostawało mieć nadzieję, że nie zwróci mu na to uwagi żaden wieśniak. Mogłoby się to doprawdy źle skończyć dla wszystkiego, co chłopskie. Jednakże teraz nieświadomy tego Ognaruks przyglądał się temu, jak wilkołak starał się przekonać zgromadzony tłum do ich dobrych intencji; było to w sumie całkiem zabawne, choć wątpił, aby Bjornolf bawił się równie dobrze. Ostatecznie jednak udało mu się zaskakująco sprawnie poradzić sobie z najtrudniejszym; przekonaniem wściekłego tłumu o tym, że nie jest żądną mięsa ludzkiego i kociego bestią. W końcu jednak pojawił się temat dowodów, toteż wilkołak udał się do wnętrza chatki.
Smok spojrzał na tłum ludzi, którzy wpatrywali się teraz w niego z wyraźną nieufnością, ale i oczekiwaniem; odrzucał od siebie jakże zabawną myśl, aby machnąć dłonią i wywołać falę ognia, przepływającą nad głowami wieśniaków niczym morski przypływ, wdzierający się na plażę. Efekt co prawda byłby bardzo zabawny, ale po chwili... z pewnością zaczęliby się go panicznie bać, a to mogło doprowadzić albo do tego, że nie odważaliby się kwestionować jego woli, albo do rzucenia się na niego z widłami. Przez wzgląd na Bjornolfa wolał raczej nie ryzykować.
Ruszył do wnętrza chaty, wywołując tym poruszenie wśród tłumu oraz zdziwiony wzrok ich gospodarzy, jednak przyszło mu coś do głowy. Wszedł do środka w odpowiednim momencie, aby niemal wpaść na kierującą się do zmierzenia ze swym losem elfkę; ta spojrzała na niego, obawa przed tym, co ją czeka, była aż nadto wymalowana na jej twarzy. Ognaruks postanowił załatwić tę sprawę delikatnie; przycisnął ją do ściany, po czym chwycił nadgarstki i zaczął związywać dobrze jej już znaną liną – tym razem jej dłonie pozostały z przodu jej ciała, co było znacznie wygodniejsze niż jej wcześniejsze więzy. Co nie oznaczało, że kobieta nie obdarzyła go pełnym wściekłości spojrzeniem.
- Ja też cię kocham – odpowiedział na nie smok, po czym przeniósł wzrok na wilkołaka. - Jeżeli naprawdę mają powstrzymać się od prób spalenia nas żywcem, nabicia na widły czy innych, tradycyjnych chłopich zabaw, elfka powinna wyglądać jak prawdziwy jeniec. Lepiej nie zaryzykować, że inaczej zinterpretują ją towarzystwo.
- Zaczynam mieć wrażenie, że po prostu uwielbiasz widok związanych kobiet – syknęła elfka.
- Cóż poradzić, że z liną tak bardzo ci do twarzy? – prychnął Ognaruks w odpowiedzi, po czym puścił kobietę, oddając ją w ręce wilkołaka. W jego łapach będzie sprawiać o wiele lepsze wrażenie.
Kiedy ich trójka pojawiła się na zewnątrz, wieśniacy przez chwilę zamilkli, przyglądając się nowej towarzyszce owych podejrzanych indywiduów. Ta natomiast spoglądała hardo ponad ich głowy, zbyt dumna na to, aby okazać strach, choć tak naprawdę najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Ognaruks już miał coś powiedzieć, aby przerwać tę jakże niezręczną ciszę, jednak wtedy z tłumu dobiegł kobiecy krzyk:
- Poznaję ją! To ta dziwka, która kazała powiesić Parnama!
- Tak! I Farnusa! I Eldana! - dodał męski głos.
- Bo nie podobało jej się, że nie chcą pozwolić zabierać jedzenie swoim rodzinom! - stwierdził z przekąsem wąsaty wójt. - Miało to nam pokazać „gdzie nasze miejsce”.
- Pamiętacie, ludzie?! Staliśmy tak jak teraz, ale otoczeni przez jej bandę, a ona spoglądała na nas z pogardą!
- Dobrze, że ta jej banda została wyrżnięta! I ją przydałoby się!
Pewne były dwie rzeczy. Tą miłą było to, że chłopi (oraz chłopki) zdecydowanie pozbyli się wcześniejszej nieufności w stosunku do Ognaruksa oraz Bjornolfa; wilkołak pewnie musiał przyjąć z ulgą ten fakt. Ale, jak to z reguły było, stało się to w dużej mierze dlatego, że łatka złego została przyczepiona komuś innemu, niekoniecznie bez przyczyny. Z początku Ognaruks z cichą satysfakcją przysłuchiwał się reakcji tłumu, orientując się, że bardzo chętnie przyjrzałby się scenie zorganizowanej niegdyś przez elfkę. Sianie grozy było sztuką, którą demoniczny smok zawsze doceniał; choć z otaczającymi ich ludźmi mogło być wprost przeciwnie. Ich gospodarze spoglądali ze zdumieniu oraz niedowierzaniu na skrępowaną kobietę, nie wierząc w to, co słyszą; w dniu, w którym bandyci przybyli do wioski, cała ich rodzina wyjątkowo przebywała w Rododendronii, także nie byli w stanie wcześniej rozpoznać przywódczyni bandytów, o której tyle słyszeli. To ogólne znienawidzenie szybko jednak weszło na niebezpieczne tory, co już bardzo, bardzo nie podobało się Ognaruksowi.
- Zasłużyła, aby skończyć jak mój mąż! - krzyknęła jedna z wdów.
- To byłoby dla niej za dobre!
- Hanko był kiedyś katem, on potrafiłby się zająć taką wiedźmą! - Spojrzenia wszystkich powędrowały na barczystego mężczyznę, który stał mniej więcej pośrodku tłumu. Widząc oczekujące spojrzenia sąsiadów, przybrał strapiony wyraz twarzy.
- Hanko już się tym nie zajmuje. - Kobieta stojąca przy nim, bez wątpienia żona, najwidoczniej postanowiła wyręczyć go w odpowiedzi; temat musiał być dla niego trudny.
- Ale to sytuacja wyjątkowa! Naprawdę nie chce się zemścić za swoich przyjaciół?
- Sami w sumie moglibyśmy urządzić widowisko!
- Na pal z tą wiedźmą!
- Spalić żywcem!
- Utopić!
- Nikt jej nie tknie. - Wieśniacy umilkli, gdy rozległ się głos Ognaruksa, w którym brzmiała część jego smoczej natury. Spowodowała to jego wściekłość, której nawet wilkołak jeszcze nie słyszał. - Jeśli ktoś chociażby spróbuje, to zapewniam, że straci coś więcej, niż tylko dłoń. Cały obóz spłonął, wszyscy bandyci zginęli i żadne z was nie kiwnęło palcem, aby się do tego przyczynić. Nie ważcie się żądać praw do tej elfki. - Po tych słowach uspokoił się, a jego głos powrócił do zwyczajowych tonów. - Oprócz tego trafi w ręce księcia. Doprawdy uważam, że ten będzie w stanie zapewnić jej o wiele lepszą karę.
- To prawda – odezwał się Hanko po chwili, przerywając chwilę milczenia. Spoglądał w oczy Ognaruksa, zdecydowanie nie po przyjacielsku. - Zamkowy kat zdecydowanie będzie w stanie zapewnić jej bolesny koniec.
Wieśniacy spoglądali na siebie niepewnie. Żaden z nich nie miał zamiaru się sprzeciwiać – może poza niezadowolonymi wdowami i kilkoma najbliższymi przyjaciółmi powieszonych, ale ci teraz milczeli. Ognaruks stwierdził z zadowoleniem, że zarówno sprawa ich dwójki, jak i elfki została załatwiona. Teraz zaś pozostała tylko jeszcze jedna... najpewniej o wiele milsza dla zgromadzonego tłumu. Smok spojrzał na wilkołaka, po czym powiedział na tyle cicho, aby tylko oni, obdarzeni wyczulonymi zmysłami, byli w stanie to usłyszeć.
- Teraz czas na te wampiry.
Smok spojrzał na tłum ludzi, którzy wpatrywali się teraz w niego z wyraźną nieufnością, ale i oczekiwaniem; odrzucał od siebie jakże zabawną myśl, aby machnąć dłonią i wywołać falę ognia, przepływającą nad głowami wieśniaków niczym morski przypływ, wdzierający się na plażę. Efekt co prawda byłby bardzo zabawny, ale po chwili... z pewnością zaczęliby się go panicznie bać, a to mogło doprowadzić albo do tego, że nie odważaliby się kwestionować jego woli, albo do rzucenia się na niego z widłami. Przez wzgląd na Bjornolfa wolał raczej nie ryzykować.
Ruszył do wnętrza chaty, wywołując tym poruszenie wśród tłumu oraz zdziwiony wzrok ich gospodarzy, jednak przyszło mu coś do głowy. Wszedł do środka w odpowiednim momencie, aby niemal wpaść na kierującą się do zmierzenia ze swym losem elfkę; ta spojrzała na niego, obawa przed tym, co ją czeka, była aż nadto wymalowana na jej twarzy. Ognaruks postanowił załatwić tę sprawę delikatnie; przycisnął ją do ściany, po czym chwycił nadgarstki i zaczął związywać dobrze jej już znaną liną – tym razem jej dłonie pozostały z przodu jej ciała, co było znacznie wygodniejsze niż jej wcześniejsze więzy. Co nie oznaczało, że kobieta nie obdarzyła go pełnym wściekłości spojrzeniem.
- Ja też cię kocham – odpowiedział na nie smok, po czym przeniósł wzrok na wilkołaka. - Jeżeli naprawdę mają powstrzymać się od prób spalenia nas żywcem, nabicia na widły czy innych, tradycyjnych chłopich zabaw, elfka powinna wyglądać jak prawdziwy jeniec. Lepiej nie zaryzykować, że inaczej zinterpretują ją towarzystwo.
- Zaczynam mieć wrażenie, że po prostu uwielbiasz widok związanych kobiet – syknęła elfka.
- Cóż poradzić, że z liną tak bardzo ci do twarzy? – prychnął Ognaruks w odpowiedzi, po czym puścił kobietę, oddając ją w ręce wilkołaka. W jego łapach będzie sprawiać o wiele lepsze wrażenie.
Kiedy ich trójka pojawiła się na zewnątrz, wieśniacy przez chwilę zamilkli, przyglądając się nowej towarzyszce owych podejrzanych indywiduów. Ta natomiast spoglądała hardo ponad ich głowy, zbyt dumna na to, aby okazać strach, choć tak naprawdę najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Ognaruks już miał coś powiedzieć, aby przerwać tę jakże niezręczną ciszę, jednak wtedy z tłumu dobiegł kobiecy krzyk:
- Poznaję ją! To ta dziwka, która kazała powiesić Parnama!
- Tak! I Farnusa! I Eldana! - dodał męski głos.
- Bo nie podobało jej się, że nie chcą pozwolić zabierać jedzenie swoim rodzinom! - stwierdził z przekąsem wąsaty wójt. - Miało to nam pokazać „gdzie nasze miejsce”.
- Pamiętacie, ludzie?! Staliśmy tak jak teraz, ale otoczeni przez jej bandę, a ona spoglądała na nas z pogardą!
- Dobrze, że ta jej banda została wyrżnięta! I ją przydałoby się!
Pewne były dwie rzeczy. Tą miłą było to, że chłopi (oraz chłopki) zdecydowanie pozbyli się wcześniejszej nieufności w stosunku do Ognaruksa oraz Bjornolfa; wilkołak pewnie musiał przyjąć z ulgą ten fakt. Ale, jak to z reguły było, stało się to w dużej mierze dlatego, że łatka złego została przyczepiona komuś innemu, niekoniecznie bez przyczyny. Z początku Ognaruks z cichą satysfakcją przysłuchiwał się reakcji tłumu, orientując się, że bardzo chętnie przyjrzałby się scenie zorganizowanej niegdyś przez elfkę. Sianie grozy było sztuką, którą demoniczny smok zawsze doceniał; choć z otaczającymi ich ludźmi mogło być wprost przeciwnie. Ich gospodarze spoglądali ze zdumieniu oraz niedowierzaniu na skrępowaną kobietę, nie wierząc w to, co słyszą; w dniu, w którym bandyci przybyli do wioski, cała ich rodzina wyjątkowo przebywała w Rododendronii, także nie byli w stanie wcześniej rozpoznać przywódczyni bandytów, o której tyle słyszeli. To ogólne znienawidzenie szybko jednak weszło na niebezpieczne tory, co już bardzo, bardzo nie podobało się Ognaruksowi.
- Zasłużyła, aby skończyć jak mój mąż! - krzyknęła jedna z wdów.
- To byłoby dla niej za dobre!
- Hanko był kiedyś katem, on potrafiłby się zająć taką wiedźmą! - Spojrzenia wszystkich powędrowały na barczystego mężczyznę, który stał mniej więcej pośrodku tłumu. Widząc oczekujące spojrzenia sąsiadów, przybrał strapiony wyraz twarzy.
- Hanko już się tym nie zajmuje. - Kobieta stojąca przy nim, bez wątpienia żona, najwidoczniej postanowiła wyręczyć go w odpowiedzi; temat musiał być dla niego trudny.
- Ale to sytuacja wyjątkowa! Naprawdę nie chce się zemścić za swoich przyjaciół?
- Sami w sumie moglibyśmy urządzić widowisko!
- Na pal z tą wiedźmą!
- Spalić żywcem!
- Utopić!
- Nikt jej nie tknie. - Wieśniacy umilkli, gdy rozległ się głos Ognaruksa, w którym brzmiała część jego smoczej natury. Spowodowała to jego wściekłość, której nawet wilkołak jeszcze nie słyszał. - Jeśli ktoś chociażby spróbuje, to zapewniam, że straci coś więcej, niż tylko dłoń. Cały obóz spłonął, wszyscy bandyci zginęli i żadne z was nie kiwnęło palcem, aby się do tego przyczynić. Nie ważcie się żądać praw do tej elfki. - Po tych słowach uspokoił się, a jego głos powrócił do zwyczajowych tonów. - Oprócz tego trafi w ręce księcia. Doprawdy uważam, że ten będzie w stanie zapewnić jej o wiele lepszą karę.
- To prawda – odezwał się Hanko po chwili, przerywając chwilę milczenia. Spoglądał w oczy Ognaruksa, zdecydowanie nie po przyjacielsku. - Zamkowy kat zdecydowanie będzie w stanie zapewnić jej bolesny koniec.
Wieśniacy spoglądali na siebie niepewnie. Żaden z nich nie miał zamiaru się sprzeciwiać – może poza niezadowolonymi wdowami i kilkoma najbliższymi przyjaciółmi powieszonych, ale ci teraz milczeli. Ognaruks stwierdził z zadowoleniem, że zarówno sprawa ich dwójki, jak i elfki została załatwiona. Teraz zaś pozostała tylko jeszcze jedna... najpewniej o wiele milsza dla zgromadzonego tłumu. Smok spojrzał na wilkołaka, po czym powiedział na tyle cicho, aby tylko oni, obdarzeni wyczulonymi zmysłami, byli w stanie to usłyszeć.
- Teraz czas na te wampiry.
- Bjornolf
- Szukający drogi
- Posty: 43
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
- Kontakt:
Charyzma, z jaką Ognaruks uciszył tłum, zwróciła uwagę Bjornolfa. Ten mężczyzna miał w sobie pokłady tajemnic, które tylko od czasu do czasu ukazywały się spod oszpeconej blizną twarzy. Wilkołak przypomniał sobie podejrzenia, które wysnuł na początku ich znajomości. Czy łowca może być demonem? W ferworze wydarzeń przestał się nad tym zastanawiać, a i teraz zamierzał uszanować jego prywatność. Przekonał się już nieraz, że w tym dziwnym kraju, tak odmiennym od jego rodzimej północy, wiele rzeczy nie jest tym, na co wygląda. Być może tutaj demony chodziły wśród ludzi i z sobie tylko znanych powodów pomagały uciśnionym? Jeśli Ognaruks będzie chciał mu coś powiedzieć, sam to z czasem zrobi.
Kiwnął głową na znak, że usłyszał jego słowa i zwrócił się do tłumu.
- Wiecie, gdzie znajduje się leże wampirów? - skierował pytanie do wygadanego wąsacza, który dotychczas miał najwięcej do powiedzenia. Pewnie przewodził tym ludziom.
- Nie wim panie. Przed świtem umykają do lasu, sucze syny!
Nord nie spodziewał się innej odpowiedzi. Cóż, będzie je trzeba wytropić.
- Są dwa czy jest ich więcej?
- Dwa! Bracia przeklęci!
Kilka osób splunęło na ziemię, parę ścisnęło wiszące na szyi amulety. Kiwając głową, Bjornolf odwrócił się do towarzysza.
- Spotkajmy się na głównym placu gdy będziesz gotowy. Tam zapach wampirów będzie dobrze wyczuwalny.
Nie mylił się. Gdy dotarł na miejsce, natychmiast uderzył go w nozdrza obezwładniający, słodkawy smród. Skrzywił się, czując jak sierść na grzbiecie staje mu dęba. Położył na ziemi torbę z prowiantem, który zapakowała mu Faera, i spojrzał jeszcze raz na tablicę ogłoszeń. Stwory musiały nękać wioskę od dawna, bo kartki były pożółkłe, a pismo wyblakłe. Spalle siedział na płocie nieopodal i uważnie przyglądał się skaczącym po ziemi wronom. Czarne ptaszyska robiły przy tym dużo hałasu, przepędzając się z miejsca na miejsce i trzepocząc skrzydłami. Kruk pokręcił głową z niezadowoleniem i dwoma machnięciami skrzydeł znalazł się na ramieniu norda.
- Plugawe bestie! Niszczą dobre imię kruków! Powinno się je wszystkie wystrzelać, ot co! - rozdarł się z naganą. - Żałosne! - dodał, kierując swój krzyk do ptaków, które poderwały się w górę i odleciały czarną chmarą.
- Musi być ciężko zabić te wampiry, skoro wieśniacy nie poradzili sobie z nimi przez tak długi czas - powiedział wilk, ignorując jego słowa. Zamierzał wypytać towarzysza o szczegóły walki z potworami. Z tego, co zrozumiał, najlepiej byłoby pozbawić je głowy albo potraktować srebrem. Jako że na to drugie nie było co liczyć, będzie musiał zadowolić się pierwszym rozwiązaniem. “Kruut był wykonany ze srebra” pomyślał, przypominając sobie natychmiast, po co w ogóle przybył do Alaranii. Nie było czasu do stracenia!
- Z tego co zrozumiałem, wampiry nie mogą wychodzić na słońce. Teraz zapewne siedzą w jakiejś jaskini albo norze - powiedział do kruka, podając mu kawałeczek suszonego mięsa z torby. Wieśniaczka zaopatrzyła ich uczciwie mimo nieskrywanej niechęci.
Jeszcze raz zaciągnął się mdlącym, piżmowym zapachem krwiopijców. Trop prowadził wyraźnie na zachód. Szczęśliwym trafem tam również ostatni raz widziano Cienia. Możliwość przybliżenia się do złodzieja ucieszyła norda. Chciał rozprawić się z nim jak najszybciej. Powoli zaczął oswajać się z myślą, że zostanie w tym ciele na zawsze. Wcale nie brakowało mu ludzkiej skóry ani zwierzęcej formy. Bycie hybrydą łączyło to, co najlepsze w obu gatunkach. Zdawał sobie jednak sprawę, że z bransoletą był dużo efektywniejszym obrońcą. Poza tym mogłaby się przydać Anke. Gdyby od początku nie mógł kontrolować swoich przemian, na pewno byłoby mu o wiele trudniej. Zastanawiając się nad tym, jak dziewczyna sobie radzi, skupił wilkołacze zmysły na zapachu braci. Ich woń była niemal identyczna, choć jedna zdawała się silniejsza niż druga. Obie krętą ścieżką prowadziły z powrotem w las i to właśnie tam musieli się udać.
Kiwnął głową na znak, że usłyszał jego słowa i zwrócił się do tłumu.
- Wiecie, gdzie znajduje się leże wampirów? - skierował pytanie do wygadanego wąsacza, który dotychczas miał najwięcej do powiedzenia. Pewnie przewodził tym ludziom.
- Nie wim panie. Przed świtem umykają do lasu, sucze syny!
Nord nie spodziewał się innej odpowiedzi. Cóż, będzie je trzeba wytropić.
- Są dwa czy jest ich więcej?
- Dwa! Bracia przeklęci!
Kilka osób splunęło na ziemię, parę ścisnęło wiszące na szyi amulety. Kiwając głową, Bjornolf odwrócił się do towarzysza.
- Spotkajmy się na głównym placu gdy będziesz gotowy. Tam zapach wampirów będzie dobrze wyczuwalny.
Nie mylił się. Gdy dotarł na miejsce, natychmiast uderzył go w nozdrza obezwładniający, słodkawy smród. Skrzywił się, czując jak sierść na grzbiecie staje mu dęba. Położył na ziemi torbę z prowiantem, który zapakowała mu Faera, i spojrzał jeszcze raz na tablicę ogłoszeń. Stwory musiały nękać wioskę od dawna, bo kartki były pożółkłe, a pismo wyblakłe. Spalle siedział na płocie nieopodal i uważnie przyglądał się skaczącym po ziemi wronom. Czarne ptaszyska robiły przy tym dużo hałasu, przepędzając się z miejsca na miejsce i trzepocząc skrzydłami. Kruk pokręcił głową z niezadowoleniem i dwoma machnięciami skrzydeł znalazł się na ramieniu norda.
- Plugawe bestie! Niszczą dobre imię kruków! Powinno się je wszystkie wystrzelać, ot co! - rozdarł się z naganą. - Żałosne! - dodał, kierując swój krzyk do ptaków, które poderwały się w górę i odleciały czarną chmarą.
- Musi być ciężko zabić te wampiry, skoro wieśniacy nie poradzili sobie z nimi przez tak długi czas - powiedział wilk, ignorując jego słowa. Zamierzał wypytać towarzysza o szczegóły walki z potworami. Z tego, co zrozumiał, najlepiej byłoby pozbawić je głowy albo potraktować srebrem. Jako że na to drugie nie było co liczyć, będzie musiał zadowolić się pierwszym rozwiązaniem. “Kruut był wykonany ze srebra” pomyślał, przypominając sobie natychmiast, po co w ogóle przybył do Alaranii. Nie było czasu do stracenia!
- Z tego co zrozumiałem, wampiry nie mogą wychodzić na słońce. Teraz zapewne siedzą w jakiejś jaskini albo norze - powiedział do kruka, podając mu kawałeczek suszonego mięsa z torby. Wieśniaczka zaopatrzyła ich uczciwie mimo nieskrywanej niechęci.
Jeszcze raz zaciągnął się mdlącym, piżmowym zapachem krwiopijców. Trop prowadził wyraźnie na zachód. Szczęśliwym trafem tam również ostatni raz widziano Cienia. Możliwość przybliżenia się do złodzieja ucieszyła norda. Chciał rozprawić się z nim jak najszybciej. Powoli zaczął oswajać się z myślą, że zostanie w tym ciele na zawsze. Wcale nie brakowało mu ludzkiej skóry ani zwierzęcej formy. Bycie hybrydą łączyło to, co najlepsze w obu gatunkach. Zdawał sobie jednak sprawę, że z bransoletą był dużo efektywniejszym obrońcą. Poza tym mogłaby się przydać Anke. Gdyby od początku nie mógł kontrolować swoich przemian, na pewno byłoby mu o wiele trudniej. Zastanawiając się nad tym, jak dziewczyna sobie radzi, skupił wilkołacze zmysły na zapachu braci. Ich woń była niemal identyczna, choć jedna zdawała się silniejsza niż druga. Obie krętą ścieżką prowadziły z powrotem w las i to właśnie tam musieli się udać.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości