Czarna PuszczaNiespodziewany wróg, przypadkowy sojusznik

Nocne zwierzęta, pumy, nietoperze, wilkołaki, niedźwiedzie. Pułapki, mroczne jaskinie, burze, wycie wilków, istoty przerażające i potwory... to tylko przedsmak tego co spotka Cię w Czarnej Puszczy, krainie znajdującej się na północny zachód od Doliny Umarłych, świecie, którego nigdy nie pozna przeciętne stworzenie.
Awatar użytkownika
Azazel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Azazel »

Azazel otworzył drzwi karczmy i powolnym krokiem wkroczył do jej wnętrza. Przerdzewiałe zawiasy strasznie głośno skrzypiały, co zaowocowało zwróceniem uwagi niemalże wszystkich gości. Ci od razu zaczęli szeptać między sobą, krytykując przy tym wygląd nowego przybysza. Niektórzy wstali i przenieśli się na drugi koniec gospody, jakby obawiali się agresjo ze strony przemienionego. Azazel był przyzwyczajony do takiej reakcji. Ludzie mieszkający z pomniejszych wioskach żadko kiedy miewali styczność z przedstawicielami innych ras. I prawie zawsze kończyły się one nieprzyjemnie dla ludzi. Azazel poszedł do karczmarza, po czym położył przed nim parę ruenów.
- Wody - wydusił z siebie swych ochrypłym głosem
Karczmarz odebrał zapłatę i ujrzawszy twarz przybysza, krzyknął wniebogłosy z przerażenia. Po chwili uspokoił się.
- Waszmość raczy wybaczyć!
Po tych słowach zniknął gdzieś za szynkwasem. Wrócił jakiś czas później niosąc ze sobą średniej wielkości dzban z wodą. Azazel od razu przystąpił do uzupełniania pustegu bukłaka.
- Skąd taka reakcja?
- Co? Aaa... Bo widzi pan. Jakiś magik w puszczy nam się zalągł! Potwory zaczął robić. Pomyślałem, żeś jednym z nich. Bestie coraz to zuchwalsze, bydło i trzodę zabijają, a wczoraj to żem musiał przez te monstra szwagra pochować.
- Przykro mi. I nic nie zamierzacie z tym zrobić?
- No... Ponoć Baron już jakiegoś mężnego woja najął coby pozbył się czarodzieja.
- Niech mu ziemia lekką będzie.
Azazel skończywszy uzupełnianie zapasów, bez słów opuścił karczmę. Dlaczego te zawiasy musiały tak diabelsko skrzypieć?

Przemieniony ostrożnie przemierzał puszczę, zwracając uwagę na każdy podejrzany dźwięk. Od mieszkańców pobliskiej wioski wiedziął, że te tereny są pustoszone przez magiczne mutanty. Mimo tego nie miał pojęcia z czym dokładnie może mieć do czynienia. Cały czas był gotów do walki. Swą ludzką dłoń osadził na rękojeści przypasanego do prawego boku miecza. Dodatkowo za pazuchą ukryte miał dwa sztylety. Ot tak, na wszelki wypadek. Azazel czuł coraz większe znudzenie. Od dwóch godzin bezskutecznie szukał wszelkich śladów obecności czarodzieja. Postanowił pozbyć się szaleńca nękającego niewinnych ludzi. I przy okazji dokładnie przebadać jego kryjówkę, a nuż znajdzie tam coś interesującego. Nie miał zamiaru brać zapłaty za przysługę, tutejsi już wystarczająco swoje ucierpieli. W pewnym momencie przemieniony usłyszał dochodzący z jego lewej strony dziwaczny syk. Nim zdążył obrócić się w tamtym kierunku poczuł straszliwy ból na lewym przedramieniu. Skierował wzrok w tym kierunku i ujrzał węża, wbijającego swoje ostre jak brzytwa zęby jadowe w ciało przemienionego. Azazel złapał gada swą smoczà ręką i oderwał go od siebie, dosłownie rozrywając zwierzę szarpnięciem na pół.
"Wąż? Tutaj? Cholera, najwyraźniej jedno z dzieł czarownika. Przynajmniej to znak, że idę w dobrą stronę"
Przemieniony kontynuował wędrówkę. Z czasem każdy kolejny krok stawał się coraz cięższy... i cięższy... Było ciemno, tak bardzo ciemno. Ziemia jakby nagle połączyła się z niebiem w jedną, chaotyczną całość. Czas płynął coraz wolniej, a kierunki zlewały się ze sobą. Nagle Azazel stracił przytomność i runął na ziemię.

Obudził się. Dlaczego nadal wszędzie było tak ciemno? Spróbował wstać, lecz w efekcie uderzył głową w górną część klatki i upadł. Po chwili doszedł do siebie i usiadł, opierając się o jedną ze ścianek.
"Szlag by to... Gdzie ja właściwie jestem? Muszę się jakoś stąd wydostać"
Azazel rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie miał żadnych wątpliwości, że trafił do kryjówki czarodzieja. Niestety niekoniecznie w taki sposób, w jaki by chciał. Wszędzie znajdowały się identyczne klatki, a w nich przeróżne abominacje. Przemieniony próbował zlokalizować klucz. Gdyby tylko był on zrobiony z odpowiedniego metalu, Azazel byłby w stanie przyciągnąć go do siebie korzystając z magii. Po chwili dostrzegł drewniany stołek, a na nim odebrane przemienionemu przedmioty oraz klucz. Azazel wyciągnął ręką w tamtym kierunku, i stworzył niewielkie pole magnetyczne. W tym momencie cała nadzieja zniknęła, albowiem klucz ani drgnął.
"Spokojnie, wpadałem w gorsze tarapaty. Trzeba coś wymyślić"
Azazel spuścił wzrok i zaczął szukać innego sposobu na wydostanie się z opresji. Nie minęło pół godziny, a usłyszał czyjeś kroki. Najpewniej czarodzieja. To mogłaby być jego szansa na ucieczkę. Gdy postać była tuź obok, przemieniony spojrzał wprost na nią. Ku jego zdziwieniu nie był to szalony czarownik, a... wojownik! Najprawdopodobniej ten, którego według miejscowych najęto do poradzenia sobie z magiem. Po chwili przemówił. Jego słowa wskazywały na to, iż uznał Azazela za kolejną kreaturę szaleńca. Nic dziwnego, w końcu był on przemienionym.
- Nie, nie. To akurat moja zasługa.
Westchnął i zamilkł na kilka chwil.
- Możesz mówić mi Azazel. Tam - wskazał dłonią na drewniany stołek - leży klucz. I moje rzeczy. Zapewniam, że mamy identyczne intencje. No, ale chyba nie będziemy rozmawiać w takiej sytuacji. Mógłbyś...?
To mówiąc, Azazel wskazał palcem na kłódkę blokującą klatkę.
Awatar użytkownika
Sevi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Zwiadowca , Wędrowiec , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sevi »

        Sevi z niechęcią schowała skrzydła. Skoro wchodzą do kryjówki jakiegoś świrniętego naukowca, lepiej będzie, jeśli nikt nie zobaczy, iż jest fellarianką...
Z raczej pochmurną miną podążyła głębiej w korytarz. Dzięki migającemu światłu pochodni dziewczyna bez problemu mogła dostrzec istoty w klatkach. Wrodzona ciekawość sprawiała wręcz, że Sevi nie mogła się powstrzymać od obserwowania tych jakże tajemniczych postaci. Każda z nich wydawała się fellariance na swój sposób niesamowita, aczkolwiek ich wzrok przerażał ją. Był pusty, jakby każde z nich straciło sens do walki o życie i już dawno się poddało. Tak samo, gdy tylko Sevi na nich spojrzała, istoty odwracały oczy. Starała się stawiać kroki w bezpiecznej odległości, aczkolwiek próbowała podejść do nich. Czysta ciekawość jej tak wręcz nakazywała.
        - Zabić? - upewniła się, gdy tylko usłyszała wypowiedź Kaynea'ra. - Mówisz poważnie? To chyba niewinne stworzonka... - Spojrzała na najbliższą klatkę, w której siedziała takowa istota. – Biedactwa. Szkoda mi ich.
- Ta, jasne, szkoda... - Enid nie pozostawiła wypowiedzi fellarianki bez komentarza. Sevi westchnęła, po czym ruszyła w głąb korytarza.
Przyjrzała się istocie, która siedziała w klatce, na którą wskazywał mężczyzna. Nie wiedzieć, czemu – chociaż to może głównie przez łuski – ale skojarzył jej się ze smokołakiem. Oczywiście dziewczyna była świadoma, że może się mylić, i to mocno...
- Ty nie, ale dla nas zabicie człowieka to nic! Powiedz to, powiedz! - krzyczała Enid, przez co powieka fellarianki drgnęła w wyrazie skrajnego zdenerwowania.
- Nie.
Powoli podeszła bliżej klatki.
        - Twoja zasługa, mówisz – rzekła cicho. - Ale jak? - Spróbowała zachować spokój, by przypadkiem jej nieskończone pokłady ciekawości nie wyszły na jaw. Dawno już zakopała w sercu swoje zamiłowanie do nekromancji i wszelakich eksperymentów, aczkolwiek nieraz zdarzyło się, że jeszcze ukazywała to oblicze.
- Kay – zwróciła się do towarzysza – lepiej będzie, jeśli pospieszymy się z poszukiwaniami tego twojego konia. Niespecjalnie uśmiecha mi się spotkać tego... szaleńca. A tak w ogóle, co z nim zrobimy? - Wskazała na człowieka-podobnego-jej-zdaniem-do-smokołaka, uwięzionego w klatce.
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Kaynearem miotały mieszane uczucia. Jednocześnie chciał uratować tego mężczyznę, ale z drugiej strony bał się, że może to być podstęp. Nie wiedział tak naprawdę nic o tym "kimś", o ile w ogóle można było go tak nazwać. Myślał przez chwilę, aż w końcu pokiwał głową i złapał za klucz na stole.
- No dobra, kolego. Zdecydowałem, co z tobą zrobić. Uwolnię cię, ale w zamian za to, pomożesz nam w walce z porywaczem. No i dla mojego i jej bezpieczeństwa będziesz szedł przed nami. Wolę cię mieć na widoku - powiedział do więźnia, po czym włożył kawałek metalu do zamka. Mechanizm lekko szczęknął, zgrzytnął i otworzył bramkę. Gdy Azazel wyszedł z celi, Kay rzucił mu ostrze leżące na stole.
- Zbieraj się, pięknisiu. Nie mamy wiele czasu. Nie chcę, aby ten popapraniec zamienił mi przyjaciela w kolejnego mutanta. Już dostatecznie odchodzi od normy - dodał, po czym spojrzał na resztę zawartości stołu. Szata, fajka oraz... kolba alchemiczna. Ten przedmiot zdziwił go chyba najbardziej, więc złapał za szklany przedmiot i zastanowił się, w jaki sposób taki Odmieniec mógłby używać kolby w terenie. W końcu do tego potrzeba statywu oraz odrobiny ognia...
Nagle w momencie, gdy pomyślał o podgrzewaniu, przedmiot stał się gorący, jakby ledwie wyciągnięto go z pieca hutniczego. Zaskoczony Kay z bólu rzucił źródłem ciepła o ziemię i wykrzyczał kilka mało wyrafinowanych słów w kierunku przeklętej kolby. Ku jego zdziwieniu, zamiast rozbryzganych opiłków szkła na ziemi leżał cały, nienaruszony pojemnik.
- Co jest z tym czymś nie tak? Najpierw temperatura normalna, a sekundę później gorące, jakbym włożył rękę w ognisko! I dlaczego nie pękło? - zapytał, ściskając poparzoną dłoń. Odwrócił głowę do Sevi i zapytał; - Dlaczego dzisiaj wszystko jest przeciwko mnie? Nawet zwyczajna kolba alchemiczna potrafi mnie podpalić! - wyżalił się i wrócił wzrokiem do byłego więźnia.
- Zapomniałem się przedstawić - powiedział neutralnym, aczkolwiek nie patetycznym tonem. - Nazywam się Kaynear z Traktu. Jestem łowcą potworów oraz dorywczo karciany mistrz w wielu wioskach. Czasami jeszcze zajmuję się ściąganiem klątw i wypędzaniem duchów zmarłych. Miecznik, łucznik, ptak i... na razie na tym zakończmy. Człowiek orkiestra, ot co - zakończył trochę niezgrabnie, woląc zatrzymać fakt włamywacza dla siebie. - A ty? Kim jesteś? - zapytał, po czym podniósł za pomocą szaty leżącej na stole kolbę alchemika. Tym razem nie chciał się poparzyć.
Awatar użytkownika
Azazel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Azazel »

Przemieniony siedział w klatce, cierpliwie czekając na reakcję ze strony przybyszów. Nie pokładał w nich zbyt wielkiej nadziei, mało kto odważyłby się uwolnić z klatki kogoś o takim wyglądzie. Mimo tego gdzieś w głębi duszy liczył na niewielką pomoc z ich strony. Po chwili namysłu mężczyzna zdecydował się na uwolnienie więźnia, za co ten był niezwykle wdzięczny. Azazel powoli opuścił swoje dotychczasowe więzienie. Kaynear rzucił w jego stronę niewielki miecz, czego przemieniony ani trochę się nie spodziewał. Mimo tego bez trudu uchwycił swoje ostrze w locie i przypasał je do prawego boku.
- Dziękuję za pomoc - powiedział. - Jak dobrze jest móc znowu się wyprostować.
Następnie zwrócił się do kobiety.
- Odnośnie twojego poprzedniego pytania. Korzystając ze swojej wiedzy i umiejętności postanowiłem dobrowolnie zmienić moje dotychczasowe wątłe, ludzkie ciało w coś znacznie lepszego. Co prawda, efekt końcowy był daleki od moich oczekiwań, jednakże i tak przyniósł mi sporo korzyści. Gdyby wszystko poszło tak, jak zaplanowałem, to posiadałbym niemalże identyczne ciało jak Sanginerzy.
Azazel udzieliwszy odpowiedzi, ruszył w kierunku swojego utraconego ekwipunku. Kaynear stał tuż obok i najwyraźniej z ciekawością przyglądał się magicznym przedmiotom. Przemieniony ujrzawszy incydent z kolbą parsknął śmiechem.
- Sądziłeś, że zabieram ze sobą zwyczajną, kruchą kolbę alchemiczną? TO coś znacznie lepszego. Jak zapewne już się o tym przekonałeś, pozwala na zagotowanie dowolnej cieczy bez źródła ciepła. Sama nim jest. Dodatkowo oczywiście została magicznie wzmocniona, byłoby przykro utracić taką perełko z powodu czegoś tak głupiego.
Przemieniony odebrał od mężczyzny swoją własność. Następnie sięgnął po wciąż leżącą na stole fajkę. Rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym zerwał ze ściany niewielki kawałek mchu i wrzucił go do fajki. Roślina powoli zaczęła dymić, a wnętrze kryjówki maga wypełniła delikatna, przyjemna woń tytoniu.
- Hasasel Yerith z... znikąd. W skrócie - Azazel. Niegdyś człowiek, zaś teraz przemieniony. Alchemik, uczony, dobry kandydat na czarodzieja, a jeśli zajdzie taka potrzeba - uzdrowiciel. Wędrowiec i podróżnik zwiedzający świat, w celu nasycenia swojej niepohamowanej żądzy wiedzy.
Gdy skończył, coś przykuło jego uwagę. Nieopodal trójki przybyszów leżał jakiś przedmiot mocno nasycony magią. Azazel skierował wzrok w tamtym kierunku i dostrzegł oparty o ścianę łuk. Powoli zbliżył się do broni i podniósł ją z ziemi.
- Został w jakiś sposób zaklęty, czuję to. Być może...
W tym momencie Azazel musnął cięciwę łuku swoją smoczą łapą, po czym broń wydała z siebie dźwięk przypominający piejącego koguta. Przemieniony westchnął z zażenowaniem.
- Samo istnienie tej broni jedynie podkreśla fakt, że ten czarodziej ma poważne problemy z podejmowaniem sensownych decyzji. Tymczasowo zachowam łuk, może ma jakieś inne magiczne właściwości. Chyba, że ty go chcesz? - powiedział do Kayneara. - Umiesz strzelać, tobie bardziej się przyda.
Awatar użytkownika
Sevi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Zwiadowca , Wędrowiec , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sevi »

        Po uwolnieniu tajemniczego-do-smoka-podobnego mężczyzny, Enid nie mogła usiedzieć cicho, co chwilę marudząc w głowie fellarianki.
- Jemu też mnie pożyczysz? Hm? Hm? - dopytywała się.
- Mam szczerą nadzieję, że nie będę do tego zmuszona... Już i tak wystarczy, że jedna osoba o tym wie. To już i tak spory problem – odparła, po czym skupiła się na słowach nowo-poznanego człeka. Chyba człeka...
Kiwnęła głową, gdy wydawało jej się, że wszystko zrozumiała.
- Dlaczego ludzie robią sobie takie rzeczy, ja nigdy nie zrozumiem... - odezwała się Enid. Oczywiście nie mogła pozostawić wypowiedzi przemienionego bez swojego komentarza.
- Może starają się wzmocnić ciało, by uniknąć śmierci? - pomyślała Sevi, niby skierowała tą wypowiedź do demonicznego ostrza, aczkolwiek w połowie rzekła to do samej siebie. Niespodziewanie uderzyło ją dawne wspomnienie, w którym zmuszona była oglądać powolną śmierć rodziców. Okrutną śmierć, malowaną przez Enid karmazynem krwi i szarością smutku. Spojrzała na ziemię, zamyślając się na ten temat. Póki co, nie mogła pozbyć się sztyletu. Jednocześnie przez niesłychaną upartość tejże broni, a tym samym z ważniejszych powodów. To jedyne, co pozostało po rodzicach fellarianki.
        Dziewczyna, próbując już myśleć trzeźwo i nie martwić się ponownie przeszłością, zwróciła uwagę na Kayneara, który dość energicznie komentował wcześniej trzymany przedmiot. Nie powstrzymała lekkiego, cynicznego uśmieszku.
- Może skoro dziś jest źle, jutro zdarzy się więcej... miłych rzeczy? - Wzruszyła ramionami, starając się na jak najmilszy uśmiech w historii uśmiechów.
- Daj mu mnie, ja go pocieszę! - krzyknęła Enid. Przez jej głośny ton bezproblemowo można było usłyszeć lekki pomruk i ujrzeć widoczne drgania sztyletu. Sevi przełknęła ślinę, myśląc, jak jakoś zatuszować to zdarzenie. Postanowiła wykorzystać więc fakt, że wszyscy ponownie się przedstawiają. Cóż, dość szczegółowo o sobie mówią... A co ona mogła rzec?
- Jestem Sevi – powiedziała powoli. - Fellarianka, podróżniczka. - Tyle powinno wystarczyć, gdyż nawet nie myślała, by wspomnieć o Enid i związanej z nią klątwie.
        Gdy Azazel naciągnął cięciwę łuku, ten zaś wydał z siebie dość dziwny dźwięk, imitujący pianie koguta. Samo brzmienie mocno podrażniło wyostrzony słuch dziewczyny, ta cofnęła się kilka kroków. Niestety, nie tylko na nią broń podziałała w ten sposób. Spłoszone zwierzęta – czy stworzenia, które niegdyś nimi były – zaczęły przeraźliwie głośno wydawać z siebie specyficzne dźwięki; szczeknięcia, krzyki, piski i bliżej nieokreślone odgłosy.
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Gdy zwierzęta zaczęły się wydzierać, ryczeć i wydawać inne bliżej nieokreślone dźwięki, Kay złapał się za głowę.
- I po co, żeś to ruszał? - zapytał ironicznie. - Jeżeli jedyną właściwością tego łuku jest wydawanie takiego przeraźliwego jazgotu, to podziękuję. Jeszcze tylko zakupiłbym muczące strzały i mam całe gospodarstwo na plecach - odpowiedział równie załamany, co kilka sekund wcześniej. - Dlaczego Kishenziego nigdy nie ma, gdy jest potrzebny? Uspokoiłby tę zgraję - dodał i ruszył przodem, pozostawiając nowego towarzysza pomiędzy sobą a fellarianką. Miał świadomość, że w pierwotnym zamyśle Azazel miał pozostać przed nimi, jednak jeżeli byłby on sprzymierzeńcem, mógłby w jakiś sposób zaalarmować wroga. Trzymając go pomiędzy nim a Sevi, oszczędzał sobie ten kłopot, a ciężar odpowiedzialności spadał na kobietę. Musiała ona dodatkowo pilnować, czy mutant nie zechce zahaczyć ostrzem o gardziel Kay'a.
Gdy tak szedł, przysłuchując się istnemu chórowi ryków i krzyków, rozmyślał o kilku rzeczach. Między innymi o tym, gdzie jest Konrad, czy nadal jest cały i czy walka z naukowcem będzie tak prosta, jak zakładał na początku. Stracili oni już tak ważny dla nich element zaskoczenia, więc prawdopodobnie wróg zdążył zapewnić sobie ochronę. Czy to pod postacią wymyślnych mechanizmów i pułapek, czy też swojej armii mutantów. No i jeszcze pozostawała kwestia wszystkich zwierząt, które już tutaj pozostaną. Trzeba będzie je wszystkie zabić albo zostawić na śmierć głodową. Znacznie łatwiej by mu przyszło wymordowanie ich wszystkich, gdyby były one uzbrojonymi w kły i pazury bestiami zagrażającymi bezpośrednio jego zdrowiu.
- Hej, Az, jak sądzisz? Co zrobimy z tymi wszystkimi zwierzętami? Coś będzie trzeba z nimi zrobić, prawda? - zapytał, lecz bardziej skierował te słowa do Azazela niż do Sevi. Jej już to pytanie zadał i nic z tego nie wynikło.
- Rób, jak uważasz. Nie mam zamiaru przykładać do tego ręki. Nie po to tu jestem - odpowiedział mutant za plecami Kayneara.
Nie jesteś zbyt pomocny, wiesz? powiedział do siebie, jednak wolał nie komentować w ten sposób nowo poznanego.
- No to mamy problem, może ten popapraniec, w sensie szalony naukowiec, będzie miał wyjście awaryjne - powiedział. Odpowiedziało mu jednak tylko milczenie.
Nagle stanął jak wryty. Przed nim skończył się zakręcony korytarz. Teraz stał naprzeciw wielkich drewnianych wrót, prowadzących zapewne do jakiegoś rodzaju laboratorium i salonu w jednym. Spojrzał na towarzyszy i kiwnął głową, dając do zrozumienia, aby się przygotowali do walki. Sam wyciągnął miecz, aktywował tarczę z klingi i energicznym kopniakiem, który wzmocnił swoją magią, otworzył wielkie wrota.
Przed drużyną widać było gigantyczne laboratorium. Wszędzie leżały klatki z rozjuszonymi obiektami. Strop był prosty, jednak z wyglądu, a wysokość podtrzymywały go ceglane filary, na których wisiały półki z kuferkami oraz równo ułożonymi księgami. W niektórych miejscach widać było skrzynie z alchemicznymi ingrediencjami oraz w pełni wyposażone statywy alchemiczne. Z boku dostrzec można także kilka stołów rzemieślniczych z kuframi po bokach. Wytrawny obserwator mógł także zobaczyć, że na każdym z nich widniały tabliczki z napisami: Żelazo; Srebro; złoto; miedź; organium Ostatnia skrzynka bardzo zaciekawiła łowcę. Nagle znikąd pojawił się badacz. Ubrany w biały kitel, zupełnie bez zarostu oraz z kompletną łysiną. Był niski, chuderlawy, a nawet można powiedzieć, że wychudzony, i nosił okulary na nosie. Wyglądał wręcz jak mała biała myszka, w porównaniu do monumentalności całego laboratorium.
- Witajcie, witajcie, zapraszam do środka, nie krępujcie się. Nie codziennie przyjmuję gości - zachęcił. Jego głos, mimo że z małej postaci, wydobywał się bardzo głośno. Barwa głosu bardziej przypominała skrzypienie nienaoliwionych drzwi niż mowę człowieka, ale to akurat Kay przemilczał. - Ooo. Widzę, że zabraliście sobie pamiątkę z mojego zoo! Ten niebieściutki kolega bardzo mi się podobał, ale skoro już go uwolniliście, to możecie sobie go zabrać. Jego niebieskie części są odporne na wszelkie środki chemiczne, którymi dysponuję, więc tylko mi zawadzał. - Zachichotał Niziołek i odwrócił się od drużyny. Kay nie obrócił się do Azazela, który z pewnością musiał czuć się nieszczególnie. Nie chciał go bardziej kłopotać. Spojrzał i tylko na skrzata i zachichotał. - Śmieszny człowieczek, nie sądzicie?
Awatar użytkownika
Azazel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Azazel »

Kaynear nie przyjął propozycji Azazela. Przemieniony z początku zamierzał odłożyć łuk na swoje miejsce, lecz po chwili uznał, iż ta broń może mu się później przydać. Mężczyzna osobiście nie potrafił korzystać z łuków, lecz nie potrafił zaakceptować faktu, że jedyną magiczną właściwością tego egzemplarza jest pianie niczym kogut. Być może posiada jakieś inne przydatne magiczne cechy, zwiększające wartość broni. Z rozmyśleń Azazela wyrwał go przerażający jazgot, spowodowany przez uwięzione w klatkach monstra. Potwory najwyraźniej nie były zadowolone dźwiękiem wydanym przez łuk. W efekcie zaczęły strasznie hałasować. Dziwne, że ich stwórca nie raczył w jakikolwiek sposób na to zareagować. Wrzask był niezwykle głośny, z pewnością usłyszenie go było możliwe w każdym zakamarku tej nory. Z każdą sekundą dźwięki wydawane przez mutanty były coraz bardziej irytujące, ponadto nic nie zapowiadało, aby miały się one kiedykolwiek skończyć. Azazel starał się nie myśleć o hałasie i skoncentrować na zadaniu. Znaleźć szalonego czarodzieja i go zabić. Tylko to się teraz liczyło. Tacy zwyrodnialcy nie mieli prawa stąpać po Alaranii, posiadanie niespełna sprawnego umysłu nie było dla przemienionego żadnym wytłumaczeniem. Nagle podróżnicy ruszyli przed siebie. Kaynear szedł przodem, nie zważając na poprzednie ustalenia.
"Już zapomniał, że to ja miałem iść pierwszy?"
Po chwili między Azazelem i Kaynearem nawiązał się krótki dialog dotyczący dalszych losów tutejszych efektów eksperymentów czarownika. Przemienionemu było żal tych wszystkich zwierząt za straszliwy los, który spotkał je wszystkie. Jednakże pomimo współczucia, nie miał zamiaru osobiście mieszać się w los tych wszystkich wynaturzeń. Jakiś czas później marsz trójki wędrowców został zatrzymany przez wielkie drewniane drzwi.
"To tu? Za tymi drzwiami znajduje się jego kwatera?"
Azazel zaczął dokładnie przyglądać się wejściu. Kto wie, być może czarodziej uprzednio wyposażył się w pułapki? Obawy przemienionego nie były potrzebne, gdyż Kaynear otworzył drzwi i przekroczył ich próg bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu. Podróżnicy znaleźli się w miejscu przypominającym laboratorium. Azazel ze zdziwieniem rozglądał się po pomieszczeniu. Było świetnie wyposażone i przygotowane do przeprowadzania badań w różnorakich dziedzinach nauki. Jednocześnie należało ono do popaprańca, gustującego w krzyżowaniu ze sobą kilku gatunków zwierząt. W jednej chwili przemienionego ogarnęła głęboka zazdrość. Dopiero po jakimś czasie dostrzegł, że oprócz trójki przybyszów w laboratorium znajdował się ktoś jeszcze. Był to bardzo niski mężczyzna, wręcz karzeł, prawdopodobnie rasy ludzkiej. Azazel już myślał, że starcie jest nieuniknione. Ku jego zdziwieniu, niziołek nie przejawiał żadnych aktów agresji. Po wygłoszeniu skromnej przemowy odwrócił się od gości i jakby zapomniał o ich istnieniu.
- Te "niebieskie części" nazywają się łuski. Nic dziwnego, że na nic zdały się twoje substancje. Niewiele jest rzeczy mogących uszkodzić smoka.
Azazel podszedł do towarzyszy i zaczął mówić przyciszonym tonem.
- Co z nim zrobimy? Nie wygląda groźnie, ale pozory mogą mylić.
Awatar użytkownika
Sevi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Zwiadowca , Wędrowiec , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sevi »

        Sevi uniosła brew ku górze, gdy tylko okazało się, że jednak to nie Azazel będzie szedł przodem, jak to wcześniej zostało zaplanowane. Albo po prostu Kaynear się rozmyślił, albo cała ta sprawa miała jakieś drugie dno. Fellarianka przyglądała się im bacznie, próbując tym samym ignorować okropnie głośne odgłosy zwierząt. Doprawdy, w takich chwilach wolała już być głucha, niźli musieć tego słuchać. Krzyk, pisk, znowu krzyk i szczeknięcie. Sevi obróciła się, po czym zimnym wzrokiem spojrzała na siedzące w klatkach zwierzęta.
        - Zamknijcie się... - rzekła bezgłośnie. Mogłyby się uciszyć... Ona mogłaby je uciszyć. Uciszyć na wieki. Wiadomo, że z poderżniętym gardłem nie będą w stanie wydawać z siebie żadnych dźwięków. I nikogo już nie będą denerwować. A Enid wówczas by się najadła i nie marudziła.
Sevi jednak odsunęła od siebie tę myśl, zajmując się teraz priorytetem, którym było znalezienie szalonego naukowca. Prasmokowi dzięki, Enid nawet nie raczyła skomentować jej rozmyślań. Fellarianka nie zamierzała się również wtrącać w rozmowę, którą odbywali mężczyźni idący przed nią. Bardziej ciekawiło ją, co zrobią z naukowcem.
        Dokładniej przyjrzała się drzwiom, które obecnie były ich jedyną przeszkodą – a nawet nie – do spotkania z tym wariatem. Architektura korytarzy nie wzbudzała podziwu, ni nie robiła żadnego wrażenia, całość wręcz wyglądała, jakby zrobiona była na szybko i bez kompletnych planów. Natomiast brama, przed którą obecnie stali, zdecydowanie różniła się od wszystkiego wokół i przykuwała wzrok. Nie ma wątpliwości, że to tutaj przesiaduje teraz ów człek.
Rozszerzyła oczy, gdy tylko znaleźli się w laboratorium. Dusza nekromantki ponownie dała o sobie znać. Gdyby nie fakt, że to właśnie w tym miejscu te biedne stworzenia zamieniały się w istne monstra, Sevi zachwycałaby się tym znacznie dłużej. Z wielką przyjemnością też obejrzałaby każdy kąt tegoż pomieszczenia, aczkolwiek jej cichy entuzjazm zniknął szybko, kiedy ujrzała naukowca. Wyglądał bardzo... niegroźnie. Jednak fellarianka już widziała, co potrafi, doświadczyła na własnej skórze ataku wilka – jego tworu. Może i niski, chorobliwie chudy i łysy mężczyzna, lecz zapewne braki w krzepie nadrabia rozumem.
        Uniosła brew w momencie, w którym to naukowiec jakby „zaprosił” ich. Albo kompletnie nie zdawał sobie powagi z sytuacji, w jakiej się znalazł, albo był całkowitym idiotą – w co dziewczyna wątpiła – albo też miał plan. Sevi zaczęła ukradkiem rozglądać się po pokoju. Nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem zza jednego ze stołów nie wyskoczy hybryda wilka z ptakiem, czy Prasmok wie, co jeszcze bardziej pokręconego...
Można nawet rzec, że stoicki spokój Azazela jej zaimponował. Wówczas gdy szaleniec mówił o nim jak o zwierzęciu, ten nawet tego nie skomentował. „Spotykam chyba samych ciekawych ludzi...” - pomyślała, po czym jej wzrok ponownie skupił się na naukowcu. Ukradkiem oka jeszcze tylko upewniła się, iż jej skrzydła są schowane. Całe szczęście...
        - Zabić, zabić, zabić, zabić, morduj, morduj, morduj, morduj! - krzyczała Enid. Wypowiadała te słowa niczym mantrę, niemiłosiernie domagając się krwi. Sevi westchnęła, zwracając się do towarzyszy.
        - Nie widzę sensu we wdawaniu się z nim w jakąkolwiek dyskusję – szepnęła tak cicho, że nawet oni zapewne mieli problem z usłyszeniem jej słów. - Może i nie wygląda groźnie, ale taki jest, co udowodnił już raz – tu spojrzała na Kayneara – i nie sądzę, żeby zaprzestał tych okropieństw. Proponuję szybkie i raczej bezbolesne zakończenie jego marnego żywota. Mogę to błyskawicznie załatwić. - Ostrze, które już od dłuższego czasu trzymała w dłoni, zalśniło złowrogo. Tylko fellarianka była w stanie odczuć radość Enid, spowodowaną jej wypowiedzią.
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Kay dał znak Sevi, aby siedziała cicho. Rozejrzał się dookoła i nagle coś przykuło jego uwagę. Coś, czego wcześniej nie zauważył.
- Słuchaj no, jeżeli chcesz go atakować w zwarciu, droga wolna. Tylko powiedz, jak mamy cię potem pochować - powiedział bez krzty jakichkolwiek emocji. - Wolisz trumienkę dębową czy sosnową? - zapytał, nadal wpatrując się w jeden z filarów. Na każdym z nich, w pewnej wysokości nad ziemią, wisiały gargulce. Jeden posążek, oddalony około stu metrów od nich, był ciut inny.
- Spójrzcie - wyszeptał do towarzyszy. - Sto metrów, środkowy gargulec. Ma trochę bardziej brązową budowę. Skrzydła nie pasują do reszty ciała kolorytem, ale także prawie wcale nie przylegają. Poza tym skrzacik często lubi patrzeć w tamtą stronę. Uważajcie - powiedział, nie wskazując na nic palcem, i powoli zszedł po schodach prowadzących na poziom laboratorium.
~ W sumie, co ja się dziwię, że tego nie widzą, nie każdy ma tak dobry wzrok ~ skwitował w myślach towarzyszy, lecz zanim zdążył cokolwiek do nich powiedzieć na głos, naukowiec znowu zaczął mówić do grupki nieznajomych:
- Nie wiem, jak się tutaj dostaliście, w końcu moje laboratorium było ukryte i zabezpieczone. To pewnie przez tych natrętnych ludzi barona. Ciągle mi przychodzili i narzekali, że kradnę im zwierzęta. Co za problem? Mają ich jeszcze dużo! A ja potrzebuję tylko kilku...set. - mówił Niziołek, ciągle szukając czegoś w jednej ze skrzyń. Nagle, jakby go olśniło
- Ahh! To nie tutaj, Karolu, skocz na moją ulubioną półkę i przynieś mi słoiczek z sam wiesz czym. Chcę pokazać ten okaz naszym gościom - powiedział do powietrza, gdy nagle ów wyróżniający się gargulec wybił się ze ściany i gigantycznymi pazurami wbił w drugi filar. Następnie ponownie skoczył na dalszy filar i ściągnął gigantyczny słój z zielonym płynem. Kolejne dwa skoki i był już przy swoim mistrzu. Teraz można było ów Karola zobaczyć w pełnej okazałości.
Był to stwór monstrualnych rozmiarów. Wyglądał jak małpa z dużo gęstszym owłosieniem, nienaturalnie wydłużonymi rękoma, które sięgały do ziemi, oraz nogami równie długimi, jak całe ciało. Dłonie oraz stopy zwieńczone były nienaturalnie długimi oraz ostrymi jak brzytwa pazurami. Musiały być także niesamowicie mocne, skoro były w stanie wbijać się w kamień. Zwierz cały czas garbił się, przez co nie można było określić dokładnych rozmiarów, jednak już na pierwszy rzut oka widać było, że jest co najmniej o połowę wyższy od przeciętnego człowieka. Miał on na sobie gęste, grube futro, nasiąknięte jakiegoś rodzaju łojem.
Cały obraz, gdy stwór stał przy karzełku z gigantycznym słojem, był przekomiczny. Niziołek nie mierzył więcej niż metr z kawałkiem, przy czym "Karol" prawdopodobnie miał ze dwa i pół metra lekko. Słój także nie był małych rozmiarów, cały pojemnik od podłogi do pokrywki liczył sobie ze dwa metry. W środku było coś, jednak zakurzone szkło nie pozwalało dokładnie określić, co to było.
- Oto moje najnowsze dzieło - zapowiedział mały człowieczek. Przetarł szmatką powierzchnię słoju i ukazał jego zawartość. W środku, w zielonej brei, zawieszony był... człowiek. Ściślej mówiąc, fellarianin. Dookoła humanoida rozsypane były kamienie oraz skały, mniejszych oraz większych rozmiarów. Niektóre z nich wydawały się, jakby były jednością z ciałem człowieka.
- Zapewne nie wiecie, co to jest. Wytłumaczę więc - powiedział z uśmiechem i wielką dumą na twarzy. Kay spoglądał tylko z przerażeniem w sercu, ale także z zainteresowaniem. Tak jak naukowiec zakładał, łowca nie miał pojęcia, czym była breja oraz co miało być efektem tego eksperymentu. Czekał więc z niecierpliwością na początek wykładu.
- Jak zapewne widzicie, w słoju jest człowiek. Niespodziewane może być dla was, że ów humanoid żyje. Tak, dobrze słyszeliście, żyje. Zielony żel, w którym jest zawieszony, spowodował hibernację organizmu, więc zmniejszyły się jego potrzeby do wykonywana podstawowych funkcji życiowych. Dodatkowo, żel delikatnie i bardzo powoli otwiera DNA skóry na nowe edycje genetyczne - wyjaśnił. Kay zrozumiał tylko tyle, że człowiek żyje. Nic więcej. Nie wiedział, czy jest DNA czy edycje genetyczne. Czekał jednak nadal na ciąg dalszy. Pokiwał głową, udając, że wszystko zrozumiał i zainteresowanym wzrokiem wodził po obiekcie eksperymentu.
- A te kamyczki? Wyglądają dość zwyczajnie - zapytał Kaynear.
- Oh, to także mój własny, prywatny projekt. Nazywa się "organium". Metal, twardy prawie jak żelazo, aczkolwiek jest tworem w pełni organicznym. Dzięki wspomożonej syntezie metal zespala się ze skórą, a najnowsze wersje zielonego budyniu pozwalają na całkowitą wymianę skóry na ten metal - dodał z zapałem karzełek, energicznie gestykulując rękami. Przy jego małej posturze całe przedstawienie bardziej przypominało chaotyczny taniec małego dziecka, niż naukowy wykład dorosłego człowieka. - Kiedyś projektowałem zwierzęta, gdzie do skóry przykręcałem lub spawałem metal. Efekty były imponujące, na przykład wilk, gdzie stal wyglądała, jakby zastępowała metal. - Kay spojrzał na stojącą obok Sevi porozumiewawczo. Uśmiechnął się na wspomnienie tego starcia. Było ono nad wyraz... emocjonujące.
- To niezwykle piękne, jednak przyszliśmy tutaj nie w sprawie studiów naukowych.
- Więc w jakiej sprawie przychodzicie? Chcecie zamówić mutanta? Nie miałem jeszcze takich zleceń... jednak nie mam nic przeciwko. Przydadzą mi się pieniądze - stwierdził karzełek i spojrzał na grupkę zdziwiony, drapiąc się po głowie.
Kay nie chciał przepuścić takiej okazji. Zaszarżował do przodu i spróbował mieczem przeszyć ciało niziołka. Stwór jednak był szybszy, stanął niczym mur przed swoim panem i przyjął cios na futro. Ku zdziwieniu Kayneara, ostrze ledwie weszło czubeczkiem i dalej ani drgnęło. Karzełek zaczął się szaleńczo śmiać
- Naprawdę myśleliście, że mnie tak łatwo zabijecie? O nie, ja mam jeszcze kilka asów w rękawie. Karol! Atakuj! - powiedział, po czym odszedł kilka kroków w tył, cały czas będąc gotowym wezwać swojego sługę jako tarczę.
Awatar użytkownika
Azazel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Azazel »

Azazel cierpluwie czekał na podjęcie decyzji odnośnie dalszych losów niziołka. Osoba odpowiedzialna za te wszystkie okropieństwa dziejące się w Mrocznej Puszczy wyglądała, jakby zupełnie nie obawiała się o swoje życie.
"Albo jest niewyobrażalnie tępy, albo ma przygotowany plan awaryjny. A może obie opcje są prawdziwe?".
Przemieniony dokładnie obserwował otoczenie. Spodziewał się ataku z zaskoczenia. W końcu tutejszy gospodarz nie należał do przyjaźnie nastawionych ludzi. A przynajmniej o tym świadczyły jego dotychczasowe czyny. W pewnym momencie Kaynear zwrócił uwagę na jednego z gargulców. Azazel zgodnie z poleceniami towarzysza skierował wzrok w tamtym kierunku. Wskazany przez Łowcę posąg znacząco różnił się od reszty. Przemieniony przymknął swoje ludzkie oko i dokładnie przyjrzał się rzeźbie smoczym wzrokiem. Niemalże od razu dostrzegł, że ten odmieniec był żywą istotą, a wizualnie wcale nie przypominał gargulca. Stwór stał na filarze nieruchomo, przez co do złudzenia przypominał rzeźbę, jednakże Azazel dzięki swemu smoczemu spojrzeniu zorientował się, że ów stwór oddycha.
"A więc jednak ma asa w rękawie".
Karzeł nerwowo i bezskutecznie szukał czegoś wśród swoich własności. Po chwili doznał oświecenia. Oddalił się od skrzyneczek, skierował wzrok ku górze, odchrząknął i wydał polecenia siedzącej na filarze bestii. Monstrum nagle zeskoczyło z kolumny. Przez chwilę skakał nad głowami podróżników, szukając czegoś. Gdy nareszcie znalazł obiekt swoich poszukiwań, skierował się w stronę swojego pana. Karol, bo takie ów stwór imię posiadał, położył na podłodze gigantyczny słój pełen zielonego śluzu.
"Co to może być? Trucizna? Wariat zamierza zatruć rzekę? Zaraz, tam w słoju jest coś jeszcze!".
Niziołek przetarł szkło, ukazując jego zawartość. Wewnątrz znajdowała się jakaś istota.
"Wygląda jak człowiek. Ale równie dobrze może to być sanginer, zmiennokształtny, przemieniony, fellarianin... Za dużo możliwości".
Karzeł po chwili zaczął tłumaczyć, co właśnie stoi przed obliczem wędrowców. Podczas monologu korzystał z naukowego języka, dzięki czemu Azazel mógł dokładniej zrozumieć działanie tegoż słoja. Niestety, nie znał dwóch pojęć - DNA oraz genetyczne. I prawdopodobnie nikt inny na terenie Alaranii nie zrozumiałby znaczenia tych dwóch słów. Los niefortunnie sprawił, że tak olbrzymia inteligencja została przydzielona szalonej i niestabilnej emocjonalnie osobie.
"Ręce opadają...".
Przemieniony z nienawiścią spojrzał na niziołka. Prawdopodobnie mógłby bez problemu złapać go za głowę, unieść i korzystając z siły smoczej dłoni doprowadzić do spektakularnej eksplozji tego przepełnionego szaleństwem czerepu, jednak jego łagodna natura nie pozwoliłaby mu na dokonanie czegoś takiego. Nagle Kaynear zaszarżował w stronę karła, lecz Karol błyskawicznie zasłonił swojego pana własnym cielskiem. Ostrze ledwo co wbiło się w potwora. Musiał być wyjątkowo twardy.
"Przed nami nie lada wyzwanie".
Azazel wyciągnął w kierunku Karola wyprostowaną rękę i wskazał na stwora palcem, tworząc w tamtym miejscu mocne pole magnetyczne. Większość znajdujących się w laboratorium przedmiotów było wykonane z żelaza lub stali, toteż w stronę bestii błyskawicznie poleciało mnóstwo przedmiotów: statywy alchemiczne, kilka noży, jakieś sztućce, a nawet niedbale przybite gwoździe oderwały się od desek. Pole było tak mocne, że nawet miecz Przemienionego wyrwał się w tamtym kierunku, lecz został w porę zatrzymany przez Azazela. W laboratorium wypełniło się przeróżnymi przedmiotami lecącymi w stronę potwora. Pojedyncze przedmioty dla większości osób byłyby raczej nieszkodliwe, lecz taka ich ilość, jak w laboratorium z pewnością boleśnie poraniłaby sporą grupę ludzi. Jednak nie Karola. Graty odbijały się od niego, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Azazel po chwili anulował zaklęcie.
- To prawdopodobnie będzie najtrudniejsza walka w moim życiu.
Przemieniony przybrał postawę bojową i czekał na pierwszy ruch Karola.
Awatar użytkownika
Sevi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Zwiadowca , Wędrowiec , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sevi »

        Prychnęła, słysząc wypowiedź Kayneara. Czyżby nie docenił jej umiejętności bojowych? Osoby szkolonej przez dobre sześćdziesiąt pięć lat na wojownika? Sevi przekrzywiła minę, udając obrażoną. Wzdrygnęła się jednak na wzmiankę o trumnie.
- Spróbuj mnie kiedyś pochować, a obiecuję, że będę cię nękać jako bardzo wkurzona zjawa – powiedziała groźnie. Fellarianie nie gniją po śmierci, także pochowanie ich pod ziemią to najgorsza katorga dla ich duszy. Nie zaznają wtedy spokoju dopóty, dopóki nie zabiją człeka odpowiedzialnego za umieszczenie ich w trumnie. Czyli słowa Sevi to niekoniecznie tylko pusta pogróżka...
        Spojrzała we wskazanym przez Kayneara kierunku. Skupiła swój wzrok na wychwyceniu ów szczegółów, o których mówił. Dostrzegła je.
„Pułapka?” - pomyślała, spoglądając po chwili na karła. Ten nadal zdawał sobie kpić z prawdopodobnego zagrożenia, jakie go czekało, i ciągle mówił do nich jak do gości. Fellarianka nie potrafił pojąć jego zachowania. „Ciężko cokolwiek zrozumieć, gdy za geniusza uważany jest umysłowo rąbnięty...”.
        Rozszerzyła oczy w momencie, w którym ogromny gargulec „wyrwał się” ze swojej kamiennej postury i wykonał rozkaz naukowca, kładąc obok niego wielki słój z tajemniczą substancją. Sevi przechyliła głowę w pytającym geście. Co on zamierzał z tym zrobić? Dziewczyna spięła się, w każdej chwili gotowa zareagować na ewentualny atak czy też zagrożenie ze strony karła. Chociaż dla fellarianki pozbawienie życia ów małej osóbki to tylko jedno precyzyjnie wymierzone cięcie... Lecz gargulec obok mężczyzny stanowił raczej większe niebezpieczeństwo.
„A skoro taka istota jest na jego żądanie... Może mieć znacznie więcej asów w rękawie” - myślała, po czym dyskretnie próbowała rozejrzeć się po pomieszczeniu.
        - Kolejny taki jak ten wilkołak z lasu? - zapytała Enid. Nawet jej skończyła się ochota na drwiny, gdyż ton ducha wydawał się niezmiernie poważny.
        - Możliwe – odparła Sevi, lecz mina jej zrzedła, gdy naukowiec ukazał zawartość wielkiego słoja. Dziewczyna zagryzła wargę, próbując jakoś opanować rozszalałe emocje. Strach? Nie, raczej wściekłość. Kiedy tylko się przyjrzała, próbując odczytać aurę zamieszczonego w słoju człeka, dostrzegła coś, co jednak przeraziło ją. „Fellarianin. Jak ja”. Przełknęła ślinę, przyjmując maskę obojętności. „Czyli jednak muszę być ostrożna i nie mogę pokazywać skrzydeł”. Westchnęła ciężko, przysłuchując się kolejnemu wykładowi niziołka. Zrozumiała z tego tyle, co nic. Lecz naukowiec miał rację; zaskoczył ją fakt, iż osobnik w słoiku jednak żyje. „A gdyby tak rozbić szkło...” - myślała. „Dałoby się go jakoś uwolnić?”. Wyłapała porozumiewawczy uśmiech Kayneara, gdy niziołek wspomniał o wilku. Odwzajemniła przelotnie gest, lecz jej umysł zajęty był rozmyślaniem nad słowami naukowca.
        Fellarianka zacisnęła dłoń na rękojeści sztyletu. Miała naprawdę wielką ochotę na zatopienie ostrza w słabym ciele karła. Jedno cięcie i po sprawie. Będzie martwy, przestanie irytować każde żyjące stworzenie.
Myślenie a zrobienie tego to zupełnie co innego. Kaynear wyprzedził ją, atakując mężczyznę. „Mi prawi kazania, a sam napada na niego, na dodatek wtedy, kiedy obok stoi ogromny gargulec!” - pomyślała, wzdychając. Sevi szybko oceniła swoje szanse. Gargulec z pewnością również jest jakoś zmodyfikowany. Jego skóra może być twardsza, przez co ciężko będzie walczyć przeciwko niemu sztyletem. A – jak już wcześniej nieraz wspomniała – nie ma najmniejszego zamiaru pokazywać swej przynależności do naturian. Także latanie też wykluczone...
        „Cóż, w większości zawsze można wspomóc się magią...” - uśmiechnęła się szeroko na tę myśl. Ciągle trzymając w dłoni sztylet, machnęła ręką, podbiegając do potwora. Karzeł zdawał się być jedynie widzem całej akcji. Sevi skupiła całą energię w dłoni, w której trzymała broń. Będąc bliżej wielkiego potwora, podskoczyła i z impetem wbiła ostrze w przedramię gargulca.
        Rozpad. Magia chaosu. Ulubiony czar Enid.
Dzięki temu zaklęciu, ręka bestii prawie że odpadła. Prawie... Całość wisiała teraz na małym kawałku skóry. „Nie przebiło się do końca... Ale coś jednak działa!”.
        - Krew! - radował się duch sztyletu, mogący wreszcie się najeść. Ból potwora, wywołany ów raną, dodatkowo tylko potęgował jej głód. Natomiast umysł fellarianki zaczął powoli być przyćmiewany widokiem karmazynowej posoki. A tak zawsze starała się unikać popadania w swą okrutną klątwę...
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Szybkie cięcie ze strony Sevi i potwór prawie stracił rękę. Wszystko musiało zostać nafaszerowane magią, bardzo niewielu walczących bronią białą mogło się poszczycić klingą tak ostrą, jak jego miecz. Ten, jak widać, przerąbał się bardzo płynnym ruchem przez futro twarde jak skała.
- Hahaha! Ale przedstawienie! No dalej, Karolku! Zabij ich! Chcę się nimi pobawić! A najbardziej tą dziewczyną! Jeszcze żadnej nie miałem na stole! - wykrzykiwał wyraźnie uradowany krasnal. Prawdopodobnie nie wiedział, co się dzieje, albo miał jeszcze jakiegoś asa w rękawie.
Kay odskoczył na krok i spojrzał na pole walki. Wszystko rozgrywało się pomiędzy dwoma filarami, wręcz idealna sytuacja dla kogoś o jego zdolnościach. Łowca zaszarżował przed siebie, odbił się przed gigantyczną małpą i wykonał bardzo efektowne salto w powietrzu. W ostatniej chwili małpolud zdążył wyciągnąć pazury nad głowę, aby tylko zsunąć się po magicznej osłonie, wypuszczanej z miecza. Wylądował miękko na ziemi, obrócił napięcie i wybił w powietrze, jakby prawa grawitacji wyjechały na wakacje i zapomniały oddziaływać. Kay schował swoje magiczne ostrze i wyciągnął łuk. Wzleciał na metr, dwa, a potem osiem, po czym zaczął wspinać się po wyszczerbieniach pomiędzy cegłami. Gdy dotarł na wysokość około dwudziestu mężczyzn, złapał jednego z gargulców, podciągnął się i usiadł na nim. Poczekał, aż potwór obróci się z powrotem w stronę pozostałych i wyciągnął strzałę. Odległość wynosiła czterdzieści metrów, plus wysokość gargulca. Strzał na taką odległość w normalnych warunkach byłby błahostką, jednak fakt, że łucznik siedział idealnie nad celem, zmniejszał powierzchnię potwora do jego głowy i barków.
Łucznik miał tylko jeden strzał, więc musiał trafić idealnie w czaszkę wroga. Było to niemożliwe, siedząc na gargulcu, gdyż postura rzeźby zasłaniała wszystko poza ramionami. Kay wysunął ponownie miecz z pochwy, wyrąbał w kruchym pomniku dwa otwory i schował ostrze. Następnie powoli zawisł niczym nietoperz i skupił całkowicie swoją uwagę na strzale. Wszystko działało na jego niekorzyść: Odwrócona perspektywa, krew spływająca do głowy, niemożność utrzymania idealnej równowagi oraz niewielki rozmiar celu. Powoli wsunął strzałę na cięciwę, wycelował i gdy sojusznicy zepchnęli małpoluda pod sam filar, Łucznik wypuścił strzałę. Od razu po strzale zaczął cały czas zmieniać pole grawitacyjne dookoła strzały, tak aby przyciągało ją coraz to inne miejsce w powietrzu. Wykorzystywał prawie wszystkie swoje siły witalne, tworząc przyciąganie tak silne, że wyrywało cegły razem z zaprawą murarską z filaru. Niespodziewanie potwór spojrzał w stronę łucznika i lekko przechylił głowę. Prawdopodobnie zaalarmował go stukot cegieł obijających się o siebie. Kay zaklął pod nosem i zaczął delikatnie przesuwać trajektorię lotu. Wszystko trwało może sekundę, ale dla łucznika wydawało się, jakby ciągnęło się wiekami.
Pocisk wbił się tuż obok czaszki, jednak z taką siłą, że przeryło się przez wszystkie organy i przyszpiliło go do ziemi. Całą sprawę zwieńczyły gigantyczne cegły spadające raz po raz na głowę monstrum i nie pozostawiały złudzenia, że ofiara jakoś przeżyje. Kay uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął stopy z wyłomów, spadając bezwładnie z wysokości czterdziestu metrów. Nie miał już nawet siły, by w znaczący sposób zmniejszyć pęd, ale mimo tego spróbował. Z wycieńczenia stracił przytomność.
Awatar użytkownika
Azazel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Azazel »

Azazel przebiegł łukiem po sali i zaszedł Karola od tyłu. Po skutecznym ataku ze strony Sevi i akrobatycznym pokazie Kayneara nadszedł czas na ruch przemienionego. Wykonał on spektakularny zamach mieczem i ciął poziomo prosto w kręgosłup potwora. Klinga z donośnym brzękiem odbiła się od jego twardego cielska, nie czyniąc mu najmniejszej krzywdy, być może nieco go to zabolało. Sprowokowane monstrum odwróciło się w stronę Azazela, po czym spróbowało zmiażdżyć oponenta potężnym uderzeniem pięści. Przemieniony w porę wykonał przewrót, uchylając się przed ciosem. W efekcie Karol z hukiem uderzył w posadzkę. Azazel korzystając z okazji zaatakował twarz potwora swoją smoczą łapą. Udało mu się trwale uszkodzić oko bestii, jednak przez zbyt mocno uderzenie w jej twardą czaszkę uszkodził sobie dwa szpony. Karol wydał z siebie przerażający ryk i przyłożył łapę do zalanej krwią twarzy. Po chwili uwagę potwora przykuł dochodzący z góry dźwięk. Skierował swój wzrok w tamtym kierunku. Minęła zaledwie chwila, a bestia została przebita na wylot przez strzałę Kayneara. Potwór osunął się na ziemię, po czym spadł na niego deszcz cegieł. Przemieniony zrobił kilka kroków w tył, aby samemu nie zostać trafionym. Moment później Karol leżał martwy pod gruzowym grobowcem. Wydawałoby się, že to koniec problemów, jednak pozostała jeszcze sprawa Kayneara. Łowca Potworów najwyraźniej włożył w zabicie potwora zbyt dużo wysiłku, gdy z wycieńczenia stracił przytomność. Przemieniony napiął wszystkie mięśnie i przygotował się do skoku. Gdy Kaynear był już wystarczająco nisko, Azazel wzbił się w powietrze i złapał lecącego w dół towarzysza. Następnie zamortyzował stopami uderzenie w ścianę, odbił się od niej i wylądował na ziemi. Azazel położył towarzysza na podłodze i podszedł do niziołka. Ten był zszokowany i przerażony. Przemieniony chwycił go za kitel i przeniósł szamoczącego się naukowca pod ścianę. Przez chwilę zastanawiał się, co powinien z nim zrobić. W pewnym momencie westchnął z zażenowaniem, podszedł do stoiska alchemicznego i zaczął czegoś szukać. Po jakimś czasie udało mu się to znaleźć - fioletowy liść w kształcie łudząco przypominającym serce. Przemieniony wrzucił roślinę do swojej kolby alchemicznej i napełnił ją wodą ze stojącej obok beczki. Dzięki magicznym właściwością kolby błyskawicznie przygotował miksturę, którą siłą wlał do gardła karła. W efekcie niziołek niemal natychmiast usnął. Przemieniony spojrzał w kierunku Sevi.
- Będzie spał przez co najmniej sześć godzin. Niech w wiosce odpowiednio go ukarzą.
Azazel przerzucił karła przez ramię.
"Zapewne czeka go szubienica".
Następnie przemieniony podszedł do Kayneara, aby ocenić jego stan. Trzeba jeszcze odnaleźć zagubionego konia Łowcy.
Awatar użytkownika
Sevi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Zwiadowca , Wędrowiec , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sevi »

        Prychnęła, cały czas obserwując bestię. Najwidoczniej Karol nie należał do tych najprostszych przeciwników. Utrata ręki niewiele mu zrobiła. Enid to rozwścieczyło.
- Krew, krew, krew! Weź zabij tego karła! – Duch zdawał się być wściekły. Zdawał? Taki był! Broń niemiłosiernie pulsowała, a obrazy śmierci, smutku i czystej agonii przelewały się do głowy Sevi. A fellarianka dziwiła się, jak można nie przetrwać z Enid kilku lat. Teraz była całkowicie pewna, jak bardzo wcześniej się myliła.
        Nie mogła dopuścić, żeby duch zasmakował więcej krwi. Inaczej szaleństwo w końcu zapanuje nad jej umysłem doszczętnie. A wtedy należałoby się modlić, żeby nie znaleźć się w pobliżu dziewczyny. Ot, chyba, że jest się samobójcą.
Fellarianka zmarszczyła czoło. W takim stanie nie była zbyt przydatna. Nie mogła ukazać skrzydeł, wolała pozostać prostą osóbką, coby nie zwrócić na siebie większego zainteresowania naukowca. Co zrobić? Wspomóc się magią. Co chwilę cofała się, by mieć lepszy widok na otoczenie. Ot, nie każdy potrafi tak wysoko skakać. Chociaż jakby się porządnie wesprzeć na magii powietrza...
        Dziewczyna w tym momencie nie miała czasu na rozmyślania. Na oślep rzucała kilka zaklęć rozpadu w stronę potwora. Niewiele skutkowały. Ale skutecznie złościły bestię, co oznacza, że dobrze odwracały uwagę.
Kilka sekund, ledwo minęło ich pięć, a Karol leżał na ziemi nieprzytomny. Prawdopodobnie już martwy. Sevi spojrzała w górę i właśnie w tej chwili dostrzegła lecącego ku podłożu Kayneara. „Zastrzelił go?” – pomyślała. Azazel bez wahania złapał łucznika, a nieme pytanie fellarianki zawisło w powietrzu; co on właściwie zrobił?
        - I czy na pewno jest człowiekiem... – dodała Enid. Naturianka uśmiechnęła się słabo, żeby zaraz po tym przypomnieć sobie paskudne, piekące uczucie bólu. Sztylet nadal był splamiony krwią, co skutkowało napływem kolejnych strasznych myśli.
Sevi warknęła, po czym chwyciła się za głowę.
        - Wrr, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się! - powtarzała te słowa w kółko, raz nawet uderzyła pięścią o ścianę. Wzięła głęboki wdech, po czym powoli wytarła ostrze z krwi. Głosy ustąpiły, ku uciesze naturianki.
- Phi – prychnęła Enid, a chwilę po tym zamilkła. Dziękować Prasmokowi.
Mimowolnie obserwowała poczynania Azazela. Uniosła brew, widząc nieprzytomnego naukowca.
        - Coś ty mu zrobił? - zapytała zdziwiona. Poczekała minutę, może mniej, może więcej, po czym powoli podeszła do Kayneara. Kucnęła obok, po czym szturchnęła go w policzek.
        - Eeej, żyjesz? - rzekła.
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Kaynear, mimo że jego funkcje życiowe nie zostały przerwane, nie odezwał się ani słowem. Wyczerpanie, spowodowane użyciem całej swojej magii, poskutkowało całkowitą utratą przytomności. Serce biło bardzo powoli, lecz miarowo. Nie zapowiadało się ani na śmierć, ani na szybki powrót przytomności.
Karzełek, gdy został podniesiony, zaczął okropnie się wydzierać
- Ty niebieski mutancie! Puszczaj mnie! Zabiliście mojego Karolka! Tyle wam nie wystarczy? Co? - krzyczał ile sił, jednak bez skutku. W momencie, w którym Azazel przykładał mu do ust usypiający specyfik, wydarł się ze wszystkich sił:
- Gabrielu, przestań się wygłupiać i ratuj pana! Łazarzu, powstań! - W jego oczach zapaliło się fioletowe światło, jak gdyby wypowiedział właśnie magiczną sentencję, po czym stracił przytomność. Towarzysze łucznika spokojnie przeszli przez salę, zapewne uznając wrzaski i nawoływania za omamy spowodowane stresem i strachem. Gdy tak sobie kucali i starali się ocenić stan poszkodowanego, za ich plecami zaczęło coś zgrzytać. Jakby przesuwanie się kamieni po strukturze szkła. Najpierw delikatnie, powoli. Potem coraz głośniej i bardziej denerwująco. Gdy para odwróciła się w kierunku tego dźwięku, duży słój z felarianinem zaczął pękać. Już po dwóch sekundach rozpadł się i została tylko stojąca figura z zielonego żelu. Nagle postać w środku koloidy wystrzeliła do góry niczym wystrzelona z balisty. Był to ten sam felarianin, a jednak trochę inny. Wszystkie kawałki lekkiego, ale wytrzymałego metalu poprzyczepiały się do jego ciała. Teraz odsłonięte były pojedyncze elementy, jednak metal wydawał się, jakby nadal mógł zmieniać położenie.
- Jam jest Gabriel, zanim zabierzecie mojego pana, musicie się zmierzyć ze mną - zapowiedział tubalny głos, a utrzymujący się w powietrzu humanoid otworzył oczy. Zupełnie nie było białka. Całe czarne oczy niespecjalnie pasowały do białych skrzydeł i imienia Gabriel.
Latający mutant powoli podniósł rękę i wystrzelił magiczny pocisk, po czym zaczął okrążać ich w powietrzu.
- Nie uda wam się. Mam naprawdę silne skrzydła, zanim się zmęczę, zdążę was pozabijać. - I wypuścił kolejny pocisk, tym razem jakby koślawo, bo zupełnie w innym kierunku, jednak gdy pocisk przeleciał za nimi, bardzo szybko zrobił zwrot i poszybował w stronę bohaterów.
Awatar użytkownika
Azazel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Azazel »

Gdy Azazel oceniał funkcje życiowe Kayneara, pomieszczenie wypełniło się irytującym zgrzytem. Przemieniony z początku ignorował ten dźwięk, gdyż nie przypominał on odgłosów wskazujących na niebezpieczeństwo. Jednak po chwili przypomniał on sobie o słoju zawierającym kolejny wynik eksperymentów karła. Nim Azazel zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, było już za późno. Szklany pojemnik z fellarianinem w środku błyskawicznie roztrzaskał się na setki malutkich elementów. Fellarianin natychmiast poszybował w górę i przystąpił do walki. Purpurowy pocisk wystrzelił wprost z jego dłoni, po czym rozbił się nieopodal truchła Karola. Drugi atak wydawał się być jeszcze gorszy, gdyż fioletowa kula poleciała w losowe miejsce w laboratorium. To były tylko pozory, albowiem pocisk nagle zmienił swój kurs i uderzył w ziemię tuż przy stopach Azazela. Powstały w ten sposób niewielki wybuch sprawił, że przemieniony poleciał kilka metrów w tył. Na szczęście zdołał zamortyzować swój upadek. Nie było czasu do stracenia, trzeba było jak najszybciej pozbyć się nowego oponenta, nim ten doszczętnie zniszczy wnętrze jaskini, a być może spowoduje jej zawalenie się. Azazel napiął mięśnie nóg i skoczył na wysokość około trzech metrów. W locie dobył miecza, po czym z całych sił zamachnął się na Gabriela. Ostrze uderzyło w lewy bok fellarianina i... pękło. W jednej chwili w laboratorium zabrzmiał nad wyraz irytujący zgrzyt, a klinga miecza rozpadła się na parę drobnych części. Przemieniony wylądował na ziemi i dopiero wtedy przypomniał sobie słowa niziołka.
"Organium. Twarde niczym żelazo, w pełni organiczne, połączone z ciałem fellarianina. Do diaska, posiada naturalny pancerz zupełnie jak ja".
Chwila nieuwagi wystarczyła, aby w stronę przemienionego poleciało pięć magicznych pocisków. Jednego z nich nie zdołał uniknąć. Purpurowa kula energii zrobiła zwrot za Azazelem i trafił go w plecy. Ten wskutek uderzenia upadł na ziemię i odczuł przeszywający ból.
"I znajomością magii dorównuje niejednemu czarownikowi".
Przemieniony zastanowił się, czy zabicie niziołka w jakiś sposób pomogłoby w pokonaniu Gabriela, lecz szybko odrzucił ten pomysł. Prawdopodobnie jedynie bardziej rozzłościłoby to oponenta. Ponadto samo przedostanie się do naukowca byłoby problemem. Azazelowi pozostało jedynie trwanie w nadziei, iż Sevi bądź Kaynear w jakiś sposób poradzą sobie z Gabrielem. Szanse na to były nikłe, tym bardziej, że ten drugi wciąż leżał nieprzytomny.
Zablokowany

Wróć do „Czarna Puszcza”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości