Czarna Puszcza ⇒ [W głębi puszczy] Na tropie
- Hajime
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 61
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pradawny - Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
W swoim życiu Hajime niewielu rzeczy żałował. Swoje długie lata spędził na podróżach po Alaranii, oraz na przecinających je równie bliskich jego sercu chwilach z jego ukochaną Vivien. Tak więc nasz bohater dzielił swój czas między dwie ukochane, to zdecydowanie było dobre życie. Może właśnie dlatego, teraz tak zaciekle stawiał opór nieznanemu wrogowi, który niewątpliwie zagrażał im obu?
Niebieskie oczy czarodzieja widziały, jak Mizuko oddala się z miejsca czarodziejskiej bitwy, batalii którą z każda sekundą przegrywał, powolutku oddając pola przeciwnikowi. Jednakże, opór jaki stawiał pradawny był iście ogromny i zmuszał napastnika do zwielokrotnienia jego wysiłków.
Hajime kurczowo bronił każdego centymetra dzielącego bestię od Naturianki niechętnie oddając mu pola. Bestia stale manifestowała swoją potęgę, przyciskając mogą coraz mocniej do ziemi, uświadamiając mu że nie wygra tej walki i jego siły w końcu opadną, jednakże jasnowłosy za każdym razem odpowiadał mu z niewiele mniejsza siłą. Skąd brała się w czarodzieju taka siła? Otóż nasz bohater nie zamierzał tej walki ani wygrać, ani też przeżyć.
Niebieskooki mag był realista, już od pierwszej wymiany magicznych ciosów pojął, że jest dla niego niemożliwością zwyciężyć w tym starciu. Jednocześnie czuł, że nie wybaczy sobie jeśli ulegnie zanim rzeczywiście nie będzie w stanie nic zrobi. Pogodzenie się z własnym losem oraz silna wola wspierana wrodzoną upartością dodawały pradawnemu sił i sprawiały, że nie właściwie nie czuł bólu jaki zadawał mu przeciwnik, chociaż to ostatnie zawdzięczał trwającej przy nim czarodziejce. Pan Shin Saiken tak skupił się na swoim zadaniu, że nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że Chantelle uleczyła większość jego narządów i że większość mocy magicznej, jaką się teraz posługiwał pochodziła w sporej dawce od niej. Jej mentalne wołaniu długo odbijało się echem od mury jakim czarodziej otoczył swój umysł w obawia przed tym, że wróg mógłby spróbować zawładnąć jego wolą, jednakże w końcu jej wołanie zostało rozpoznane. Hajime zrozumiał przekaz swojej towarzyszki i w odpowiedzi jedynie skinął głową i przygotował się do ostatniego starcia…
Wysoko nad piekielnym najeźdźcą skupiła się magiczna moc czarodzieja, jednakże nie były to płomienie ani wiatr. Shin Saiken miał dla niego coś bardziej wyszukanego, coś co już za moment miało się pokazać.
W pewnej chwili okolice rozświetliły oślepiający blask, a z nieba prosto na mrocznego stwora spadła potężna czarodziejska błyskawica. Zaklęcie to było niezwykle silne i do jego złożenia niebieskooki mag użył czegoś więcej niż jedynie energia magiczna. By uzyskać tak silny efekt Hajime musiał sięgnąć nie tylko po magię, ale również po swoje życiowe siły, które nadwyrężył do granic możliwości. Niebieskooki nie widział efektu swojego zaklęcia, bowiem ilość mocy jaka z niego umknęła w jednej chwili sprawiła, że w jednej chwili znalazł się na granicy życia i śmierci, w zasadzie począł opadać w mrok ku śmierci.
Był to moment który musiała wykorzystać Chantelle. Metalowy pancerz stwora został stopiony, tak więc i ona sięgnęła po swoją magię. Magie wysoce nieprzewidywalną. Pragnienie czarodziejki by odesłać tego stwora technikami ducha, pragnienie motywowane silnymi emocjami nie mogło pozostać bez spełnienia. W jednej chwili mroczny stwór, będąc jeszcze szoku od błyskawicy czarodzieja, począł tracić kształt, powoli zmieniając się w bezkształtną masę. Nie mógł sobie na to pozwolić. Nie, kiedy znalazł to czego tak bardzo potrzebował.
Mroczny potwór szybko zebrał swą moc, przełamał magię kobiety, po czym nie wracając już do humanoidalnej formy pomknął pod postacią mgły w stronę uciekającej Naturianki. Napędzany gniewem, strachem, zniecierpliwieniem i głodem dopadł do niej, po czym otoczył ją szczelnym kordonem i przylegając do niej ściśle zmusił ją do zmiany postaci, tak by przyjęła swoją pierwotną formę. Mroczny przeciwnik naparł na umysł Mizuko, a jego własna istota otoczyła jej własną próbując ją przeniknąć i pochłonąć. Córka czystej magii była w tym pojedynku bez szans, a w swojej głowie usłyszała imię „Yomadorn” – jej oprawca przedstawił swoją osobę i pokazał jej obraz śmierci i zniszczenia. Obraz będący wspomnieniem przeszłości i przepowiednią przyszłości. Obraz świata tonącego pod nieprzerwanym naporem najstraszniejszych bestii, będących pod wodzą Yomadorn’a.
Mizuko nie wiedziała, czy to co jest jej pokazywane już się stało, a może się dopiero stanie? Czy dzieje się to w jej umyśle, czy też może znajduje się już w mrocznej duszy potwora? Nie wiedziała. Podobnie jak dwoje czarodziei była bezsilna wobec takiej nienawiści i niepohamowanej żądzy pragnącej tylko jednego – pochłonięcia jej. I kiedy wszystko wydawało się być stracone, okolice przeszył ogromny wybór, któremu towarzyszył blask stokroć jaśniejszy niż ten od błyskawicy czarodzieja.
Obie istoty, mroczny demon oraz naturianka rozdzieliły się i padły różne strony. Mroczny masa wiła się na ziemi, a w powietrzu dało się słyszeć jej przekleństwa. W zasadzie, bohaterowie nie wiedzieli, czy słyszą je uszami, czy też własnymi umysłami, jednakże niewątpliwie była to czarna mowa, a w niej stale powtarzające się słowa „Yenaldson shini, mare omor ku!” .
Pod wpływem wypływającej ze stwora mrocznej magii noc stała się jeszcze ciemniejsza, a wszyscy obecni odczuli niebotyczny wręcz strach, który nagle zniknął, a wraz z nim złowroga aura bestii i ona sama. Chantelle, Mizuko i Hajime zostali sami, jak na razie we troje…
Niebieskie oczy czarodzieja widziały, jak Mizuko oddala się z miejsca czarodziejskiej bitwy, batalii którą z każda sekundą przegrywał, powolutku oddając pola przeciwnikowi. Jednakże, opór jaki stawiał pradawny był iście ogromny i zmuszał napastnika do zwielokrotnienia jego wysiłków.
Hajime kurczowo bronił każdego centymetra dzielącego bestię od Naturianki niechętnie oddając mu pola. Bestia stale manifestowała swoją potęgę, przyciskając mogą coraz mocniej do ziemi, uświadamiając mu że nie wygra tej walki i jego siły w końcu opadną, jednakże jasnowłosy za każdym razem odpowiadał mu z niewiele mniejsza siłą. Skąd brała się w czarodzieju taka siła? Otóż nasz bohater nie zamierzał tej walki ani wygrać, ani też przeżyć.
Niebieskooki mag był realista, już od pierwszej wymiany magicznych ciosów pojął, że jest dla niego niemożliwością zwyciężyć w tym starciu. Jednocześnie czuł, że nie wybaczy sobie jeśli ulegnie zanim rzeczywiście nie będzie w stanie nic zrobi. Pogodzenie się z własnym losem oraz silna wola wspierana wrodzoną upartością dodawały pradawnemu sił i sprawiały, że nie właściwie nie czuł bólu jaki zadawał mu przeciwnik, chociaż to ostatnie zawdzięczał trwającej przy nim czarodziejce. Pan Shin Saiken tak skupił się na swoim zadaniu, że nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że Chantelle uleczyła większość jego narządów i że większość mocy magicznej, jaką się teraz posługiwał pochodziła w sporej dawce od niej. Jej mentalne wołaniu długo odbijało się echem od mury jakim czarodziej otoczył swój umysł w obawia przed tym, że wróg mógłby spróbować zawładnąć jego wolą, jednakże w końcu jej wołanie zostało rozpoznane. Hajime zrozumiał przekaz swojej towarzyszki i w odpowiedzi jedynie skinął głową i przygotował się do ostatniego starcia…
Wysoko nad piekielnym najeźdźcą skupiła się magiczna moc czarodzieja, jednakże nie były to płomienie ani wiatr. Shin Saiken miał dla niego coś bardziej wyszukanego, coś co już za moment miało się pokazać.
W pewnej chwili okolice rozświetliły oślepiający blask, a z nieba prosto na mrocznego stwora spadła potężna czarodziejska błyskawica. Zaklęcie to było niezwykle silne i do jego złożenia niebieskooki mag użył czegoś więcej niż jedynie energia magiczna. By uzyskać tak silny efekt Hajime musiał sięgnąć nie tylko po magię, ale również po swoje życiowe siły, które nadwyrężył do granic możliwości. Niebieskooki nie widział efektu swojego zaklęcia, bowiem ilość mocy jaka z niego umknęła w jednej chwili sprawiła, że w jednej chwili znalazł się na granicy życia i śmierci, w zasadzie począł opadać w mrok ku śmierci.
Był to moment który musiała wykorzystać Chantelle. Metalowy pancerz stwora został stopiony, tak więc i ona sięgnęła po swoją magię. Magie wysoce nieprzewidywalną. Pragnienie czarodziejki by odesłać tego stwora technikami ducha, pragnienie motywowane silnymi emocjami nie mogło pozostać bez spełnienia. W jednej chwili mroczny stwór, będąc jeszcze szoku od błyskawicy czarodzieja, począł tracić kształt, powoli zmieniając się w bezkształtną masę. Nie mógł sobie na to pozwolić. Nie, kiedy znalazł to czego tak bardzo potrzebował.
Mroczny potwór szybko zebrał swą moc, przełamał magię kobiety, po czym nie wracając już do humanoidalnej formy pomknął pod postacią mgły w stronę uciekającej Naturianki. Napędzany gniewem, strachem, zniecierpliwieniem i głodem dopadł do niej, po czym otoczył ją szczelnym kordonem i przylegając do niej ściśle zmusił ją do zmiany postaci, tak by przyjęła swoją pierwotną formę. Mroczny przeciwnik naparł na umysł Mizuko, a jego własna istota otoczyła jej własną próbując ją przeniknąć i pochłonąć. Córka czystej magii była w tym pojedynku bez szans, a w swojej głowie usłyszała imię „Yomadorn” – jej oprawca przedstawił swoją osobę i pokazał jej obraz śmierci i zniszczenia. Obraz będący wspomnieniem przeszłości i przepowiednią przyszłości. Obraz świata tonącego pod nieprzerwanym naporem najstraszniejszych bestii, będących pod wodzą Yomadorn’a.
Mizuko nie wiedziała, czy to co jest jej pokazywane już się stało, a może się dopiero stanie? Czy dzieje się to w jej umyśle, czy też może znajduje się już w mrocznej duszy potwora? Nie wiedziała. Podobnie jak dwoje czarodziei była bezsilna wobec takiej nienawiści i niepohamowanej żądzy pragnącej tylko jednego – pochłonięcia jej. I kiedy wszystko wydawało się być stracone, okolice przeszył ogromny wybór, któremu towarzyszył blask stokroć jaśniejszy niż ten od błyskawicy czarodzieja.
Obie istoty, mroczny demon oraz naturianka rozdzieliły się i padły różne strony. Mroczny masa wiła się na ziemi, a w powietrzu dało się słyszeć jej przekleństwa. W zasadzie, bohaterowie nie wiedzieli, czy słyszą je uszami, czy też własnymi umysłami, jednakże niewątpliwie była to czarna mowa, a w niej stale powtarzające się słowa „Yenaldson shini, mare omor ku!” .
Pod wpływem wypływającej ze stwora mrocznej magii noc stała się jeszcze ciemniejsza, a wszyscy obecni odczuli niebotyczny wręcz strach, który nagle zniknął, a wraz z nim złowroga aura bestii i ona sama. Chantelle, Mizuko i Hajime zostali sami, jak na razie we troje…
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 55
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Maie Kropli
- Profesje:
- Kontakt:
Mizuko nie zwracała uwagi na to się działo za nią, była zbyt skupiona na tym co było przed nią i by jak najdalej być od tego czegoś za nią. A to Coś mimo iż straciło formę nadal jeszcze było za nią, pomimo tak ogromnego wysiłku i poświecenia ze strony magów to Coś wyrwało się ich magii i staraniom, by uratować naturiankę. Gnane pożądaniem siły sunęły z szybkością jaką z jaką się nie mogła równać nawet mając na swoją korzyść dzielący ich już dystans.
Czuła jak ją otacza swoją mglistą, obrzydliwie lepką formą tak straszną, bo nie zdefiniowaną. Jak paskudna przesiąknięta strachem i strach niosąca, gniew, zniecierpliwienie oplata ją w morderczym uścisku. Z jej gardła wydobył się zduszony krzyk, który przeszedł w rzężenie, gdy okazało się, że nie ma gardła.
Zmusił ją wręcz do powrotu do jej energetycznej formy, nie była w stanie mu się oprzeć. Z każdą chwilą jej strach się wzmagał, a teraz była już jak zwierzątko w coraz ciaśniejszej klatce. W której pojawił się tylko jeden dźwięk „Yomadorn”. Najwidoczniej przedstawiał się jej, to miłe, że informował ją czyją częścią się stanie i czemu się przysłuży.
Zamiast lasu widziała zniszczenie, wszystko było doszczętnie zrujnowane, taka wszechobecna straszne pustkowie i nic więcej, takie ogromne połacie beznadziei wśród hord potworów . Nie miała pojęcia czy to miała być kolejna forma przemocy i znęcania się nad nią i czemu nie mógł pozwolić jej tak po prostu zniknąć… nie chciała znikać i nie chciała by ten świat zniknął. A może to wszystko było odzwierciedleniem duszy tego Czegoś… a może się to już zdarzyło. W tamtym momencie nie grało dla niej to żadnej roli. I gdy wydawało się że ostatnia iskierka nadziei jaka się w niej jeszcze gdzieś ostatkiem sił tliła wybuchła nieznaną mocą w oślepiającym błysku zalewającym okolicę niespotykanie silnym światłem. Mroczna puszcze od wieków nie wydziała takiej jasności.
A gdy ta ustąpiła biedna świadomość Mizuko drżała ciśnięta na ziemię migocząc iskierkami zwijając się w ja najciaśniejszy kłębuszek, powietrze wypełniały przekleństwa w tym strasznym języku. Maie nie miała najmniejszych wątpliwości w jaki sposób do niej docierały, po pierwsze dlatego, że nie miała żadnych wątpliwości, starczała jej świadomość „własnego wciąż istnienia”, a po drugie nadal była czystą energią. W takim wypadku stwierdzenie „ciało i umysł to jedno” nabierało bardziej namacalnego wyrazu, ona czuła to całą sobą. I te słowa powtarzające się w potoku przekleństw „Yenaldson shini, mare omor ku!”. A potem jeszcze kolejna dawka strachu i uczucie tępej pustki.
Taka ulga… to coś zniknęło… a jednak nie odczuwała radości. Towarzyszyło jej otępienie. Kłamstwem byłoby gdyby powiedzieć, ze rzuciła się na ratunek czarodziejowi który teraz nieuchronnie opadał w ciemność śmierci po swoim heroicznym czynie. To nie była równa walka, to już nawet nie była walka. To było ponoszenie konsekwencji za to co zrobił.
Mizuko kierowała się machinalnie w stronę Chantelle i Hajime w jakimś otępieniu, jakby to ona szukała ratunku. Czuła się, nie czuła się jej umysł nie ogarniał wydarzeń, które się przed chwilą rozegrały. O ile aury czarodziejki nie znała dobrze, zobaczyła ja raptem na kilka chwil przed konfrontacją z tamtym Czymś to aura Hajime była jej lepiej znana, wszak spędzili z sobą kilka dni. I tak jak wtedy po urzekającym tańcu świetlików, coś kazało kierować się za Pradawnym teraz też kazało jej podążać za jego coraz słabszą aurą. Snująca się machinalnie do przodu mgła minęła Chantelle i otuliła mężczyznę. Z środka wydobył się jakiś dźwięk, jakby monotonne mruczenie. Powtarzane bezwiednie kilka słów. Można było wyczuć niemal drżenie powietrza wokół gromadzącej się w niej, wokół nich magii, jak magia życia splatając się w złote nitki skręca się i oplata czarodzieja tworząc coś w rodzaju liny. Nie myślała co robi, ale nie mogła pozwolić, by opadł zupełnie, bo wtedy nie będzie już ratunku. Tabu przywoływanie ze śmierci było tak sprzeczne z magią harmonii jaką prezentowali oboje, że konsekwencje byłyby tak ogromne, że… nie chciała dopuścić, by zbliżyła się do tej granicy. Jakaś jej cześć czuła, że nie może pozwolić mu dziś opaść tam na dno, bo jeśli tak się stanie to nie wiedziała co się z nią stanie w tej Mrocznej Puszczy do której poszła za nim, czuła że wtedy pójdzie za nim aż do granicy śmierci i razem z nim ją przekroczy. Nie wiedziała gdzie indziej mogłaby iść, obiecała że z nim pójdzie i poszła, ale nie chciała by ta droga się skończyła tutaj. Z unoszącej się mgły dało się słyszeć chlipnięcie i płaczliwe a jednocześnie wypełnione słaba nadzieją potrzebujące jakiegoś potwierdzenia drżące – Hmm czarodzieju, ale nie zostawisz mnie, prawda?- maie bezwiednie jeszcze raz chlipnęła a na policzku białowłosego pojawiły się dwie kropelki wody spływające wśród opalizującej mgły. Złota lina emanująca słabiutkim światłem nikła gdzieś w resztach aury czarodzieja. Kłamstwem byłoby również gdyby powiedzieć, że naturianka wiedziała co robi, bo prostu robiła coś. Może Chantelle widziała w tym więcej sensu i umiała jej, im, jemu jakoś pomóc…
Czuła jak ją otacza swoją mglistą, obrzydliwie lepką formą tak straszną, bo nie zdefiniowaną. Jak paskudna przesiąknięta strachem i strach niosąca, gniew, zniecierpliwienie oplata ją w morderczym uścisku. Z jej gardła wydobył się zduszony krzyk, który przeszedł w rzężenie, gdy okazało się, że nie ma gardła.
Zmusił ją wręcz do powrotu do jej energetycznej formy, nie była w stanie mu się oprzeć. Z każdą chwilą jej strach się wzmagał, a teraz była już jak zwierzątko w coraz ciaśniejszej klatce. W której pojawił się tylko jeden dźwięk „Yomadorn”. Najwidoczniej przedstawiał się jej, to miłe, że informował ją czyją częścią się stanie i czemu się przysłuży.
Zamiast lasu widziała zniszczenie, wszystko było doszczętnie zrujnowane, taka wszechobecna straszne pustkowie i nic więcej, takie ogromne połacie beznadziei wśród hord potworów . Nie miała pojęcia czy to miała być kolejna forma przemocy i znęcania się nad nią i czemu nie mógł pozwolić jej tak po prostu zniknąć… nie chciała znikać i nie chciała by ten świat zniknął. A może to wszystko było odzwierciedleniem duszy tego Czegoś… a może się to już zdarzyło. W tamtym momencie nie grało dla niej to żadnej roli. I gdy wydawało się że ostatnia iskierka nadziei jaka się w niej jeszcze gdzieś ostatkiem sił tliła wybuchła nieznaną mocą w oślepiającym błysku zalewającym okolicę niespotykanie silnym światłem. Mroczna puszcze od wieków nie wydziała takiej jasności.
A gdy ta ustąpiła biedna świadomość Mizuko drżała ciśnięta na ziemię migocząc iskierkami zwijając się w ja najciaśniejszy kłębuszek, powietrze wypełniały przekleństwa w tym strasznym języku. Maie nie miała najmniejszych wątpliwości w jaki sposób do niej docierały, po pierwsze dlatego, że nie miała żadnych wątpliwości, starczała jej świadomość „własnego wciąż istnienia”, a po drugie nadal była czystą energią. W takim wypadku stwierdzenie „ciało i umysł to jedno” nabierało bardziej namacalnego wyrazu, ona czuła to całą sobą. I te słowa powtarzające się w potoku przekleństw „Yenaldson shini, mare omor ku!”. A potem jeszcze kolejna dawka strachu i uczucie tępej pustki.
Taka ulga… to coś zniknęło… a jednak nie odczuwała radości. Towarzyszyło jej otępienie. Kłamstwem byłoby gdyby powiedzieć, ze rzuciła się na ratunek czarodziejowi który teraz nieuchronnie opadał w ciemność śmierci po swoim heroicznym czynie. To nie była równa walka, to już nawet nie była walka. To było ponoszenie konsekwencji za to co zrobił.
Mizuko kierowała się machinalnie w stronę Chantelle i Hajime w jakimś otępieniu, jakby to ona szukała ratunku. Czuła się, nie czuła się jej umysł nie ogarniał wydarzeń, które się przed chwilą rozegrały. O ile aury czarodziejki nie znała dobrze, zobaczyła ja raptem na kilka chwil przed konfrontacją z tamtym Czymś to aura Hajime była jej lepiej znana, wszak spędzili z sobą kilka dni. I tak jak wtedy po urzekającym tańcu świetlików, coś kazało kierować się za Pradawnym teraz też kazało jej podążać za jego coraz słabszą aurą. Snująca się machinalnie do przodu mgła minęła Chantelle i otuliła mężczyznę. Z środka wydobył się jakiś dźwięk, jakby monotonne mruczenie. Powtarzane bezwiednie kilka słów. Można było wyczuć niemal drżenie powietrza wokół gromadzącej się w niej, wokół nich magii, jak magia życia splatając się w złote nitki skręca się i oplata czarodzieja tworząc coś w rodzaju liny. Nie myślała co robi, ale nie mogła pozwolić, by opadł zupełnie, bo wtedy nie będzie już ratunku. Tabu przywoływanie ze śmierci było tak sprzeczne z magią harmonii jaką prezentowali oboje, że konsekwencje byłyby tak ogromne, że… nie chciała dopuścić, by zbliżyła się do tej granicy. Jakaś jej cześć czuła, że nie może pozwolić mu dziś opaść tam na dno, bo jeśli tak się stanie to nie wiedziała co się z nią stanie w tej Mrocznej Puszczy do której poszła za nim, czuła że wtedy pójdzie za nim aż do granicy śmierci i razem z nim ją przekroczy. Nie wiedziała gdzie indziej mogłaby iść, obiecała że z nim pójdzie i poszła, ale nie chciała by ta droga się skończyła tutaj. Z unoszącej się mgły dało się słyszeć chlipnięcie i płaczliwe a jednocześnie wypełnione słaba nadzieją potrzebujące jakiegoś potwierdzenia drżące – Hmm czarodzieju, ale nie zostawisz mnie, prawda?- maie bezwiednie jeszcze raz chlipnęła a na policzku białowłosego pojawiły się dwie kropelki wody spływające wśród opalizującej mgły. Złota lina emanująca słabiutkim światłem nikła gdzieś w resztach aury czarodzieja. Kłamstwem byłoby również gdyby powiedzieć, że naturianka wiedziała co robi, bo prostu robiła coś. Może Chantelle widziała w tym więcej sensu i umiała jej, im, jemu jakoś pomóc…
- Hajime
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 61
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pradawny - Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Ciemność. Czarodzieja otaczała ciemność i tylko ciemność widział. Nie była ona jednak wroga jak ta, przez którą znalazł się w tym miejscu. To, co go otaczało było bezpieczne, na swój sposób dobre i zachęcająco. Hajime opadał w otchłań, która chciała go do siebie przygarnąć. Nie walczył z tym. Wiedział, że posunął się o kilka kroków za daleko, zdawał sobie sprawę z ryzyka. Miał tylko nadzieję, że to co zrobił, jego poświęcenie miało sens i ten przerażający stwór nie dopadł naturianki. I nie tylko dlatego, że czarodziej chciał ją ocalić. Jeśli wierzyć słowom tego przeklętego potwora, śmierć dziewczyny oznaczałaby koniec Alaranii, a na pewno takiej jaką znał i kochał pradawny. Jeśli to co zrobił dało jej szanse uciec, to było warto. Tak, ta myśl była dobra.
Niebieskooki nie wiedział jak długo już opadał. W zasadzie, czas przestał dla niego istnieć, równie dobrze mógł opadać kilka sekund, jak i całe eony. W czasie tego „lotu” nie czuł lęku przed otaczającym go mrokiem. Nie czuł też żalu, za tym, co zostawił.
W pewnej chwili czarodziej zobaczył niewielki świetlisty punkt, daleko, daleko przed sobą. Zapragnął bardzo zbliżyć się do tej iskierki światła pomiędzy ciemnością, jednak była ona odległa. Wydawała się stale oddalać od czarodzieja, a właściwie, to on od niej począł się oddalać.
Z początku nie wiedział co się z nim dzieje. Przecież opadał, a teraz ponownie zaczął się wznosić. Coś było nie tak. Przez umysł czarodzieja przebiegła straszna myśl, że oto właśnie ktoś próbuje wezwać go powtórnie do życia. Myśl, że ktoś mógłby się na nim posłużyć magią śmierci była dla niego straszna, że w pierwszej chwili czarodziej zebrał całą swoją siłę woli, byleby tylko nie pozwolić temu komuś tego dokonać. I kiedy tak się szarpał otoczyło go nagle białe światło, to samo do którego tak bardzo chciał dotrzeć.
Hajime nigdy wcześniej nie widział niczego równie pięknego. To co czuł nie dawało się opisać słowami. Jednak nie było to coś, w czym miał trwać przez resztę swojej eterycznej egzystencji. Pan Shin Saiken usłyszał, albo raczej poczuł, jedną prostą intencję „wszechświatła” w którego ciepłym uścisku się znajdował „Jeszcze nie czas. Wracaj do domu.”. Sędziwy czarodziej nie poczuł lekki zawód. Tak bardzo chciał tutaj zostać, otoczony tym dobrym blaskiem, ale nie mógł. Niebieskooki nigdy nie należał do pokornych, ale w tym przypadku nie czuł sił do sprzeciwu. Jedyne co mógł zrobić, to poddać się unoszącej go fali, coraz bardziej oddalając się do świetlistego punktu…
Czarodziej nie wiedział kiedy, ani jak, ale usłyszał dobrze znany mu głos naturianki. W zasadzie nie był pewien, co się z nim dzieje, jego oczy nie mogło jej z początku odnaleźć, ale gdy tylko zobaczył otaczające go świetliste linie zrozumiał, że Mizuko przybrała postać mgły. Czuł jej magię przywracająca w jego ciało życie, a raczej rozbudzała je w nim na nowo.
Z każdą następną sekundę pradawny coraz lepiej czuł się w swoim ciele. Niejako, ponownie znalazł w nim swój dom, do którego posłało go „dobre światło”. Było to dziwne doświadczenie, tak jakby ubierał stare ubranie, jednak w jakiś sposób nowe, a może tylko tak mu się wydawało? W każdym razie, czarodziej nie ryzykował podniesienia się do pozycji siedzącej, coś podpowiadało mu, że nie jest to najlepszy pomysł, a on zawsze robił to, co podpowiadała mu intuicja.
Jasnowłosy leżał zatem na leśnym runie i spoglądał w odległe gwiazdy. Gwiazdy, oglądane przez życiodajną mgłę. Z każdym kolejnym oddechem czuł otaczają go woń drzew i mchów, oraz zapach deszczu i strumienia. Te dwa ostatnie były wyjątkowo silne, bowiem tak właśnie pachniała dla niego naturianka.
- Nie zostawię – odpowiedział z jej z wdzięcznością w głosie, po czym rozejrzawszy się po okolicy dodał nadal leżąc – Co się stało?
Niebieskooki nie wiedział jak długo już opadał. W zasadzie, czas przestał dla niego istnieć, równie dobrze mógł opadać kilka sekund, jak i całe eony. W czasie tego „lotu” nie czuł lęku przed otaczającym go mrokiem. Nie czuł też żalu, za tym, co zostawił.
W pewnej chwili czarodziej zobaczył niewielki świetlisty punkt, daleko, daleko przed sobą. Zapragnął bardzo zbliżyć się do tej iskierki światła pomiędzy ciemnością, jednak była ona odległa. Wydawała się stale oddalać od czarodzieja, a właściwie, to on od niej począł się oddalać.
Z początku nie wiedział co się z nim dzieje. Przecież opadał, a teraz ponownie zaczął się wznosić. Coś było nie tak. Przez umysł czarodzieja przebiegła straszna myśl, że oto właśnie ktoś próbuje wezwać go powtórnie do życia. Myśl, że ktoś mógłby się na nim posłużyć magią śmierci była dla niego straszna, że w pierwszej chwili czarodziej zebrał całą swoją siłę woli, byleby tylko nie pozwolić temu komuś tego dokonać. I kiedy tak się szarpał otoczyło go nagle białe światło, to samo do którego tak bardzo chciał dotrzeć.
Hajime nigdy wcześniej nie widział niczego równie pięknego. To co czuł nie dawało się opisać słowami. Jednak nie było to coś, w czym miał trwać przez resztę swojej eterycznej egzystencji. Pan Shin Saiken usłyszał, albo raczej poczuł, jedną prostą intencję „wszechświatła” w którego ciepłym uścisku się znajdował „Jeszcze nie czas. Wracaj do domu.”. Sędziwy czarodziej nie poczuł lekki zawód. Tak bardzo chciał tutaj zostać, otoczony tym dobrym blaskiem, ale nie mógł. Niebieskooki nigdy nie należał do pokornych, ale w tym przypadku nie czuł sił do sprzeciwu. Jedyne co mógł zrobić, to poddać się unoszącej go fali, coraz bardziej oddalając się do świetlistego punktu…
Czarodziej nie wiedział kiedy, ani jak, ale usłyszał dobrze znany mu głos naturianki. W zasadzie nie był pewien, co się z nim dzieje, jego oczy nie mogło jej z początku odnaleźć, ale gdy tylko zobaczył otaczające go świetliste linie zrozumiał, że Mizuko przybrała postać mgły. Czuł jej magię przywracająca w jego ciało życie, a raczej rozbudzała je w nim na nowo.
Z każdą następną sekundę pradawny coraz lepiej czuł się w swoim ciele. Niejako, ponownie znalazł w nim swój dom, do którego posłało go „dobre światło”. Było to dziwne doświadczenie, tak jakby ubierał stare ubranie, jednak w jakiś sposób nowe, a może tylko tak mu się wydawało? W każdym razie, czarodziej nie ryzykował podniesienia się do pozycji siedzącej, coś podpowiadało mu, że nie jest to najlepszy pomysł, a on zawsze robił to, co podpowiadała mu intuicja.
Jasnowłosy leżał zatem na leśnym runie i spoglądał w odległe gwiazdy. Gwiazdy, oglądane przez życiodajną mgłę. Z każdym kolejnym oddechem czuł otaczają go woń drzew i mchów, oraz zapach deszczu i strumienia. Te dwa ostatnie były wyjątkowo silne, bowiem tak właśnie pachniała dla niego naturianka.
- Nie zostawię – odpowiedział z jej z wdzięcznością w głosie, po czym rozejrzawszy się po okolicy dodał nadal leżąc – Co się stało?
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 55
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Maie Kropli
- Profesje:
- Kontakt:
Mizuko ponownie pociągnęła nieistniejącym aktualnie noskiem i pewnie kiwnęłaby niepewnie głową, ale wobec faktu, iż głowy nadal nie miała - To dobrze- stwierdziła lakonicznie a w jej głosie dało się wyczuć ulgę. Naprawdę nie chciała by ją zostawił… co w tedy by zrobiła? Czuła się trochę jak małe przestraszone zwierzątko. Wycofała się jednak niepewnie, by nie zasłaniać już świata czarodziejowi. Z resztą to chyba było dość niezręczne dla niego i w sumie dla maie też. Zdaje się, że czarodziej już się nigdzie nie wybierał poza świat żywych, przynajmniej na ten moment. Jej magia życia była silna, silna na tyle, by nie pozwolić mu umrzeć tego dnia. Tak naprawdę też miał w tym swój udział, bo pozwolił sobie pomóc.Ale czarodziej też zdawał sobie sprawę, że nie jest w pełni sił i na całe szczęście nie wykonywał jeszcze żadnych gwałtownych ruchów. Na pewno powinni zostać tu dziś na noc…
Kolejne pytanie sprawiło, że Mizuko skuliła się. Co się stało? Jej poprzednie otępienie zostało zastąpione częściowo przez ulgę, że on jej nie zostawi tu samej, ale teraz… wolała tamto zepchnąć gdzieś głęboko i nie pamiętać. Widać było jak drży, nie chciała tego pamiętać, wolała to odsunąć a on pytał…
- Ja, ja …- to znaczyło, że wciąż ma jakieś „ja”, a było tak blisko od utraty tego. –Ja nie wiem- wydusiła w końcu na granicy płaczu.
-To, to coś Yomadorn, to coś m..mnie d-do-dopadło i zmusiło do poddania się, a ja, ja nie mogłam nic zrobić… i pokazało mi… widziałam…straszne, to było takie straszne…- teraz już łkała bezradnie – i nic nie mogłam- skuliła się jeszcze bardziej przy lezącym czarodzieju tworząc zwarty drżący i pochlipujący obłoczek mgły kulący się gdzieś na wysokości jego piersi. –A potem… zrobiło się tak bardzo jasno, że jeszcze tak nie widziałam i już nie pamiętam i… i bałam się. Mówiłeś… mówiłeś, ze mogę iść za tobą, to poszłam…- głos jej się łamał przerywany kolejnymi łkaniami – Ale ja, ja nie mogłam tam iść… tak bardzo się bałam, że zostanę sama, ja…- w tym momencie Mizuko urwała i rozpłakała się na dobre nie mogąc się uspokoić, w końcu była tylko małą przestraszoną maie i miała już bardzo, ale to bardzo mało magii którą mogłaby wykorzystać do wydania.
Kolejne pytanie sprawiło, że Mizuko skuliła się. Co się stało? Jej poprzednie otępienie zostało zastąpione częściowo przez ulgę, że on jej nie zostawi tu samej, ale teraz… wolała tamto zepchnąć gdzieś głęboko i nie pamiętać. Widać było jak drży, nie chciała tego pamiętać, wolała to odsunąć a on pytał…
- Ja, ja …- to znaczyło, że wciąż ma jakieś „ja”, a było tak blisko od utraty tego. –Ja nie wiem- wydusiła w końcu na granicy płaczu.
-To, to coś Yomadorn, to coś m..mnie d-do-dopadło i zmusiło do poddania się, a ja, ja nie mogłam nic zrobić… i pokazało mi… widziałam…straszne, to było takie straszne…- teraz już łkała bezradnie – i nic nie mogłam- skuliła się jeszcze bardziej przy lezącym czarodzieju tworząc zwarty drżący i pochlipujący obłoczek mgły kulący się gdzieś na wysokości jego piersi. –A potem… zrobiło się tak bardzo jasno, że jeszcze tak nie widziałam i już nie pamiętam i… i bałam się. Mówiłeś… mówiłeś, ze mogę iść za tobą, to poszłam…- głos jej się łamał przerywany kolejnymi łkaniami – Ale ja, ja nie mogłam tam iść… tak bardzo się bałam, że zostanę sama, ja…- w tym momencie Mizuko urwała i rozpłakała się na dobre nie mogąc się uspokoić, w końcu była tylko małą przestraszoną maie i miała już bardzo, ale to bardzo mało magii którą mogłaby wykorzystać do wydania.
- Hajime
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 61
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pradawny - Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
- Już dobrze, jego tutaj nie ma. - Hajime starał się by jakoś uspokoić małą naturiankę, która naprawdę dużo przeszła. Chciał nawet objąć kuląca się nad jego piersią mglista kulkę, ale zadanie to okazało się przerastać jego możliwości. Jedyne, co mógł w chwili obecnej zrobić, to nie ruszać się i chociaż zasymulować gest głaskania córki samej natury.
Kiedy tak spoczywał na mchach z naturianką na torsie jego umysł począł mimowolnie łączyć nowe fakty odnośnie tego co zaszło. W jego pamięci stale brzmiało imię „Yomadorn”. Prawdawny był pewien, że już je kiedyś słyszał, ale nie był sobie w stanie przypomnieć ani gdzie, ani w jakim kontekście. Na czole czarodzieja pojawiły się zmarszczki. Czuł, nie, on wiedział, że to imię oznacza coś złego, ale magiczne starcie oraz bliskość śmierci nadwyrężyły jego siły i nie mógł sobie niczego przypomnieć i to wzmagało jego frustrację.
Nie mogąc znaleźć odpowiedzi na zrodzone w jego głowie pytania, Hajime postanowił skupić się na tym, co obecnie się wokół niego działo. To, że Mizuko żyje wiedział, ale co się stało z Chantelle? Niebieskooki obracając głowę rozejrzał się po okolicy, ale mrok skrywał wszystko. Nie dostrzegał czarodziejki, ale czuł jej obecność. A więc nadal byli tutaj we troje, a to coś zniknęło. No właśnie, jak tak potężna istota mogła zostać pokonana przez Mizuko? Czarodziej spojrzał na kłębiącą się na nim mgłę i już wiedział, że naturianka nie był w stanie wyzwolić z siebie ani tyle woli, ani też mocy by przeciwstawić się owemu Yomadron’owi. Z drugiej strony, jeśli wierzyć słowom tego czegoś to ta kruszyna była czymś więcej niż kolejna maie kropli, jednakże nawet zakładając że tak jest, to czy mimo wszystko byłaby wstanie zrobić więcej, niż para doświadczonych czarodziei? Tego Hajime nie wiedział. Tyle pytań i to bez odpowiedzi. Jednak jest jedno miejsce, w którym te odpowiedzi mogą się znajdować i nasz czarodziej już wiedział gdzie się musi udać, najpierw jednak…
- Mizuko, jesteś dzielna. Naprawdę. Bez ciebie nie byłoby mnie tutaj. – zwrócił się ponownie do naturianki, mówiąc szczerze i powoli, a samemu próbując się podnieść do pozycji siedzącej.
Kiedy tak spoczywał na mchach z naturianką na torsie jego umysł począł mimowolnie łączyć nowe fakty odnośnie tego co zaszło. W jego pamięci stale brzmiało imię „Yomadorn”. Prawdawny był pewien, że już je kiedyś słyszał, ale nie był sobie w stanie przypomnieć ani gdzie, ani w jakim kontekście. Na czole czarodzieja pojawiły się zmarszczki. Czuł, nie, on wiedział, że to imię oznacza coś złego, ale magiczne starcie oraz bliskość śmierci nadwyrężyły jego siły i nie mógł sobie niczego przypomnieć i to wzmagało jego frustrację.
Nie mogąc znaleźć odpowiedzi na zrodzone w jego głowie pytania, Hajime postanowił skupić się na tym, co obecnie się wokół niego działo. To, że Mizuko żyje wiedział, ale co się stało z Chantelle? Niebieskooki obracając głowę rozejrzał się po okolicy, ale mrok skrywał wszystko. Nie dostrzegał czarodziejki, ale czuł jej obecność. A więc nadal byli tutaj we troje, a to coś zniknęło. No właśnie, jak tak potężna istota mogła zostać pokonana przez Mizuko? Czarodziej spojrzał na kłębiącą się na nim mgłę i już wiedział, że naturianka nie był w stanie wyzwolić z siebie ani tyle woli, ani też mocy by przeciwstawić się owemu Yomadron’owi. Z drugiej strony, jeśli wierzyć słowom tego czegoś to ta kruszyna była czymś więcej niż kolejna maie kropli, jednakże nawet zakładając że tak jest, to czy mimo wszystko byłaby wstanie zrobić więcej, niż para doświadczonych czarodziei? Tego Hajime nie wiedział. Tyle pytań i to bez odpowiedzi. Jednak jest jedno miejsce, w którym te odpowiedzi mogą się znajdować i nasz czarodziej już wiedział gdzie się musi udać, najpierw jednak…
- Mizuko, jesteś dzielna. Naprawdę. Bez ciebie nie byłoby mnie tutaj. – zwrócił się ponownie do naturianki, mówiąc szczerze i powoli, a samemu próbując się podnieść do pozycji siedzącej.
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 55
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Maie Kropli
- Profesje:
- Kontakt:
Maie chlipała sobie i jakoś tak jej trochę pomagało. Cały strach i napięcie jaki odczuwała udało się jej jakoś złagodzić do poziomu przy którym mogła jakoś kontaktować i funkcjonować. Pocieszający gest jakim chciał ja obdarzyć czarodziej był dla niej bardzo pomocny. To było takie wspierające z jego strony. Mizuko pociągnęła jeszcze raz dość głośno swoim nieistniejącym noskiem a potem łkanie wyraźnie zaczęło cichnąć a ustało zupełnie po tym jak ją pochwalił. Nie to by była już zupełnie spokojna, ale poczuła się już naprawdę dużo lepiej. Dotarło do niej, że udało się jej coś zdziałać i nie była taka bezużyteczna. Nie czuła się użyteczna, ale nie też nie było tak źle… bo na dobrą sprawę gdyby czarodziej nie podjął tak rozpaczliwej próby ratowania jej nie skończyłby tak niefajnie. A z drugiej strony to jednak z nią tu był i sam to potwierdził. Widziała jego nieporadne próby podniesienia się chociaż do pozycji siedzącej, ale miała pewne wątpliwości co do trafności pomysłu.
Na jego korzyść przemawiał fakt iż lato miało się ku końcowi i chociaż cieple to jednak była to Mroczna Puszcza, a jak sama nazwa wskazuje była puszczą i do tego mroczną więc słońce średnio miało okazję ogrzać ziemię, która zapewne do najcieplejszych nie należała. Dodawszy do tego fakt iż była to już noc to leżenie na mokrym i zimnym mchu nie należało do wymarzonych i komfortowych wygód. Na niekorzyść pomysłu tego mówiło przeczucie mgiełki, że jej magia mimo, że intuicyjna a więc płynąca z głębi jej serduszka i całej podświadomości to może być niewystarczająca by czarodziej tak szybko wrócił do stanu pełnej używalności.
-Czarodzieju?- zaczęła niepewnie, i choć jej głos lekko drżał i było w nim sporo niepokoju to już brzmiał całkiem spokojnie ( na pewno w stosunku do tego co było wcześniej).
– Powoli…- zakończyła nieporadnie. – Może rozłożę namiot… powinieneś odpocząć- to zdanie wyrzuciła jakby na jednym wdechu. Jeszcze by tego brakowało by jej tu zasłabł… wolała nie zostać z nieprzytomnym pradawnym w środku nocy a do tego w środku puszczy to nie brzmiało jak dobre połączenie. Była jeszcze przecież czarodziejka, maie rozejrzała się co z nią.
Na jego korzyść przemawiał fakt iż lato miało się ku końcowi i chociaż cieple to jednak była to Mroczna Puszcza, a jak sama nazwa wskazuje była puszczą i do tego mroczną więc słońce średnio miało okazję ogrzać ziemię, która zapewne do najcieplejszych nie należała. Dodawszy do tego fakt iż była to już noc to leżenie na mokrym i zimnym mchu nie należało do wymarzonych i komfortowych wygód. Na niekorzyść pomysłu tego mówiło przeczucie mgiełki, że jej magia mimo, że intuicyjna a więc płynąca z głębi jej serduszka i całej podświadomości to może być niewystarczająca by czarodziej tak szybko wrócił do stanu pełnej używalności.
-Czarodzieju?- zaczęła niepewnie, i choć jej głos lekko drżał i było w nim sporo niepokoju to już brzmiał całkiem spokojnie ( na pewno w stosunku do tego co było wcześniej).
– Powoli…- zakończyła nieporadnie. – Może rozłożę namiot… powinieneś odpocząć- to zdanie wyrzuciła jakby na jednym wdechu. Jeszcze by tego brakowało by jej tu zasłabł… wolała nie zostać z nieprzytomnym pradawnym w środku nocy a do tego w środku puszczy to nie brzmiało jak dobre połączenie. Była jeszcze przecież czarodziejka, maie rozejrzała się co z nią.
- Hajime
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 61
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pradawny - Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Maie miała racje. Z resztą nie tylko ona, ciało jasnowłosego wyraziło poważny sprzeciw na próby podnoszenia się, ale niebieskooki nie należał do osób pokornych, a na dodatek był mężczyzną, tak wiec zmusił się do wytrzymania w pozycji siedzącej.
- Masz rację. – odpowiedział jej z niewielkim, ale szczerym uśmiechem, łapiąc kolejne wdechy i przygotowując się do próby wstania, poprzedzając ją jeszcze jednym zdaniem – To by było bardzo miłe z twojej strony. – co odnosiło się do propozycji naturianki odnośnie rozłożenia namiotu.
Teraz Shin Saiken nie tylko mógł, ale wręcz musiał się skupić na sobie, chociaż zdawał sobie sprawę, że nie on jeden może tutaj wymagać pomocy. Najpierw jednak, ratujmy kogo się da – w tym przypadku, siebie samego.
Mag nie zamierzał cały czas leżeć na ziemi, zwłaszcza, że przecież nie należy to do najlepszych pomysłów, no chyba że chce się złapać jakieś choróbsko, a czarodziej w swojej ocenie wyczerpał już na dzisiejszy tydzień (jeśli nie miesiąc), limit problemów zdrowotnych. Wzrokiem odnalazł swoją wierną laskę, która nie padła specjalne daleko od niego, po czym zaczął niespiesznie pełznąć w jej stronę, jednocześnie posyłając naturiance spojrzenie, wzmocnione gestem dłoni, mówiące nie mniej ni więcej „poradzę sobie”. Chwilkę to trwało, ale Hajime dotarł do swojej podpory i zacisnął na niej mocno palce. Nigdy nie był zwolennikiem przyrządów zwiększających magiczne możliwości magów (czy też innych istot), uważając je za wygodnictwo i oszukiwanie siebie poprzez dodawanie sobie fałszywych umiejętności i mocy, jednakże tym razem musiał przyznać, że bez niej by sobie nie poradził, a na pewno byłoby z nimi gorzej. W każdym razie, jego runiczna laska była przede wszystkim jego podporą i tak miała mu służyć tym razem.
Pradawny odczekał jeszcze chwilę zbierając w sobie siły, po czym podniósł się opierając się na drzewcu. Przez kilka sekund łapał równowagę, co nie jest takie proste dla osoby, która przed chwilą była niemalże martwa (swoją drogą, czarodziej upatrywał się w tym doświadczeniu, odpowiedzi dlaczego wszyscy ożywieńcy są tacy pokraczni), po czym korzystając z „nowej perspektywy” odnalazł wzrokiem czarodziejkę.
Hajime zmarszczył brwi. Chantelle cały czas pozostawała bez ruchu na ziemi, jednakże wyglądała znacznie lepiej niż on, chociaż jej milczenie podpowiadało, że może jest w szoku. Musiał sprawdzić co się z nią dzieje, ale z tej odległości było to nie możliwe, musiał do niej podejść. Tak więc chcąc nie chcąc, niebieskooki począł z początku niezdarnie, ale z każdym krokiem coraz sprawniej, zbliżać się do leżącej czarodziejki. Zachowywał przy tym pełną ostrożność, bowiem doskonale wiedział, że podchodzenie do "nieprzytomnej" (a w tym przypadku zamyślonej), osoby władającej mocą może się skończyć bardzo nieprzyjemnie. Co prawda, nie wyczuwał śladu zaklęć ochronnych wokół niedawnej towarzyszki boju, to jednak strzeżonego pan Bóg strzeże, już kiedyś zakradał się do jednej „śpiącej” czarodziejki i przez kolejnych dziesięć lat nie odważył się tego powtórzyć.
- Hej, nic ci nie jest? – zapytał zatrzymując się kilka kroków do magini, mocno zaciskając swoje dłonie na lasce, przygotowując się do odparcia jakiejś niespodzianki, po czym dodał - Zamierzam się udać do Klasztoru Mrocznych Sekretów, jeśli gdziekolwiek, ktokolwiek, cokolwiek o tym "Yomadromie" wie, to tylko tam. Jeśli chcesz, możesz ruszać z nami... - to rzekłszy spojrzał na Mizuko, która już zajęła się namiotem, który dziwnym trafem rozkładała bardzo szybko, jak na mgłę. Tak, niewątpliwie mała przerwa się tutaj przyda, w jej czasie będzie mógł wytyczyć trasę, jeśli dobrze pamiętał będą musieli się udać pomarańczowym szlakiem handlowym, ale musi to jeszcze sprawdzić w swoich mapach...
- Masz rację. – odpowiedział jej z niewielkim, ale szczerym uśmiechem, łapiąc kolejne wdechy i przygotowując się do próby wstania, poprzedzając ją jeszcze jednym zdaniem – To by było bardzo miłe z twojej strony. – co odnosiło się do propozycji naturianki odnośnie rozłożenia namiotu.
Teraz Shin Saiken nie tylko mógł, ale wręcz musiał się skupić na sobie, chociaż zdawał sobie sprawę, że nie on jeden może tutaj wymagać pomocy. Najpierw jednak, ratujmy kogo się da – w tym przypadku, siebie samego.
Mag nie zamierzał cały czas leżeć na ziemi, zwłaszcza, że przecież nie należy to do najlepszych pomysłów, no chyba że chce się złapać jakieś choróbsko, a czarodziej w swojej ocenie wyczerpał już na dzisiejszy tydzień (jeśli nie miesiąc), limit problemów zdrowotnych. Wzrokiem odnalazł swoją wierną laskę, która nie padła specjalne daleko od niego, po czym zaczął niespiesznie pełznąć w jej stronę, jednocześnie posyłając naturiance spojrzenie, wzmocnione gestem dłoni, mówiące nie mniej ni więcej „poradzę sobie”. Chwilkę to trwało, ale Hajime dotarł do swojej podpory i zacisnął na niej mocno palce. Nigdy nie był zwolennikiem przyrządów zwiększających magiczne możliwości magów (czy też innych istot), uważając je za wygodnictwo i oszukiwanie siebie poprzez dodawanie sobie fałszywych umiejętności i mocy, jednakże tym razem musiał przyznać, że bez niej by sobie nie poradził, a na pewno byłoby z nimi gorzej. W każdym razie, jego runiczna laska była przede wszystkim jego podporą i tak miała mu służyć tym razem.
Pradawny odczekał jeszcze chwilę zbierając w sobie siły, po czym podniósł się opierając się na drzewcu. Przez kilka sekund łapał równowagę, co nie jest takie proste dla osoby, która przed chwilą była niemalże martwa (swoją drogą, czarodziej upatrywał się w tym doświadczeniu, odpowiedzi dlaczego wszyscy ożywieńcy są tacy pokraczni), po czym korzystając z „nowej perspektywy” odnalazł wzrokiem czarodziejkę.
Hajime zmarszczył brwi. Chantelle cały czas pozostawała bez ruchu na ziemi, jednakże wyglądała znacznie lepiej niż on, chociaż jej milczenie podpowiadało, że może jest w szoku. Musiał sprawdzić co się z nią dzieje, ale z tej odległości było to nie możliwe, musiał do niej podejść. Tak więc chcąc nie chcąc, niebieskooki począł z początku niezdarnie, ale z każdym krokiem coraz sprawniej, zbliżać się do leżącej czarodziejki. Zachowywał przy tym pełną ostrożność, bowiem doskonale wiedział, że podchodzenie do "nieprzytomnej" (a w tym przypadku zamyślonej), osoby władającej mocą może się skończyć bardzo nieprzyjemnie. Co prawda, nie wyczuwał śladu zaklęć ochronnych wokół niedawnej towarzyszki boju, to jednak strzeżonego pan Bóg strzeże, już kiedyś zakradał się do jednej „śpiącej” czarodziejki i przez kolejnych dziesięć lat nie odważył się tego powtórzyć.
- Hej, nic ci nie jest? – zapytał zatrzymując się kilka kroków do magini, mocno zaciskając swoje dłonie na lasce, przygotowując się do odparcia jakiejś niespodzianki, po czym dodał - Zamierzam się udać do Klasztoru Mrocznych Sekretów, jeśli gdziekolwiek, ktokolwiek, cokolwiek o tym "Yomadromie" wie, to tylko tam. Jeśli chcesz, możesz ruszać z nami... - to rzekłszy spojrzał na Mizuko, która już zajęła się namiotem, który dziwnym trafem rozkładała bardzo szybko, jak na mgłę. Tak, niewątpliwie mała przerwa się tutaj przyda, w jej czasie będzie mógł wytyczyć trasę, jeśli dobrze pamiętał będą musieli się udać pomarańczowym szlakiem handlowym, ale musi to jeszcze sprawdzić w swoich mapach...
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 55
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Maie Kropli
- Profesje:
- Kontakt:
Mizuko patrzyła z lekkim powątpiewaniem jak czarodziej uparcie dźwiga się z ziemi, nie o by uważała, że leżenie na niej jest dobrym pomysłem jak to już było wspomniane, ale mógł poprzestać chociaż na siedzeniu w miejscu apotem dalej kombinować, ale widocznie był uparty. Nie miała siły się z nim spierać, ani ochoty. Była jakaś taka biernie zniechęcona. Kiwnęłaby głową na stwierdzenie, że namiot byłby miły. No pewnie, że byłby miły…
Starając się nie zauważać jak czarodziej w swoim oślim uporze się podnosi i pokracznie zdąża do Chantelle a sama swoją uwagę przekierowała na rozkładanie namiotu, nie pytajcie jak to robiła. Była to czysta magia. Dosłownie. Namiocik pojawił się nagle, nie wiadomo skąd jak na tak spory przedmiot nagle pojawił się w środku puszczy i zaczęła go rozkładać dość sprawnie jak na coś co nie ma kończyn, ani przeciwstawnego kciuka, ot zagadeczka. Ale fakt jest faktem, ze namiot został postawiony. Pytanko, czemuż biedna maie nie przybrała bardziej cielesnej formy?
Po pierwsze temuż iż, dlategoż, ponieważ, że… nie miała jakoś nastroju, ochoty, nastawienia i chęci po tamtym wszystkim nie czuła się na siłach a po drugie to właśnie nie miała na tyle siły by przybrać inną postać, to było mimo wszystko meczące w sensie magicznym a uratowanie kogoś ze skraju śmierci ( chociaż aktualnie tak tego nie rozważała) było nie lada wyczynem i potrafiło wyciągnąć z człowieka a w tym wypadku mgły sporo sił.
No skoro mają ruszać dalej to powinni dziś odpocząć, i napić się herbatki…chociaż na to będzie musiała poczekać do jutra.
Kiedy pradawny postanowił już udać się na spoczynek, wszak pora była późna a i wiele przeszli dnia i wieczora późnego dziś zmęczenie dawało się już wszystkim we znaki. Maie przeniosła jeszcze dobytek czarodzieja bliżej namiotu nie zaglądając do środka. Po pierwsze była zbyt zmęczona, by nawet wykazywać ciekawość co może być w środku a po drugie byłoby to niegrzeczne i wreszcie nawet jeśli czarodziej był dla niej bardzo sympatyczny to mógłby być również bardzo zezłoszczony gdyby to zrobiła- nadal był potężnym czarodziejem. Popatrzyła jak mężczyzna układa się na przygotowanym posłaniu i bardzo szybko jego oddech się wyrównuje a on sam zasypia… maie też nie miała najmniejszych problemów z wyłączeniem się i popadnięciem w stan odpoczynku, chociaż formą snu też można było to nazwać. Zwinęła się niczym kotem w zgrabny kłębuszek i od czasu do czasu gdzieniegdzie pojawiła się iskierka. Taka śpiąca mgła wyglądała bardzo uspokajająco.
Mroczna Puszcza, jak sama nazwa wskazuje jest dość mroczna i słońce nie dociera tu zbyt często, niezależnie od pory dnia. Gdy czarodziej obudził się rano lub nawet troche poźniej a nawet duzo poźniej( trudno okreslić bo ilosc światła jest podobna) poczuł koło siebie coś…
Coś ciepłego, miękkiego i wtulonego w niego i w niego śpiącego sobie smacznie i zupełnie spokojnie z pełną ufnością. Owo cos miało gęste, brązowe włosy związane w gruby warkocz, ciemno okolone zamknięte oczy, leciutko zadarty zgrabny nosek i lekko rozchylone w zadowoleniu malinowe usta.
Starając się nie zauważać jak czarodziej w swoim oślim uporze się podnosi i pokracznie zdąża do Chantelle a sama swoją uwagę przekierowała na rozkładanie namiotu, nie pytajcie jak to robiła. Była to czysta magia. Dosłownie. Namiocik pojawił się nagle, nie wiadomo skąd jak na tak spory przedmiot nagle pojawił się w środku puszczy i zaczęła go rozkładać dość sprawnie jak na coś co nie ma kończyn, ani przeciwstawnego kciuka, ot zagadeczka. Ale fakt jest faktem, ze namiot został postawiony. Pytanko, czemuż biedna maie nie przybrała bardziej cielesnej formy?
Po pierwsze temuż iż, dlategoż, ponieważ, że… nie miała jakoś nastroju, ochoty, nastawienia i chęci po tamtym wszystkim nie czuła się na siłach a po drugie to właśnie nie miała na tyle siły by przybrać inną postać, to było mimo wszystko meczące w sensie magicznym a uratowanie kogoś ze skraju śmierci ( chociaż aktualnie tak tego nie rozważała) było nie lada wyczynem i potrafiło wyciągnąć z człowieka a w tym wypadku mgły sporo sił.
No skoro mają ruszać dalej to powinni dziś odpocząć, i napić się herbatki…chociaż na to będzie musiała poczekać do jutra.
Kiedy pradawny postanowił już udać się na spoczynek, wszak pora była późna a i wiele przeszli dnia i wieczora późnego dziś zmęczenie dawało się już wszystkim we znaki. Maie przeniosła jeszcze dobytek czarodzieja bliżej namiotu nie zaglądając do środka. Po pierwsze była zbyt zmęczona, by nawet wykazywać ciekawość co może być w środku a po drugie byłoby to niegrzeczne i wreszcie nawet jeśli czarodziej był dla niej bardzo sympatyczny to mógłby być również bardzo zezłoszczony gdyby to zrobiła- nadal był potężnym czarodziejem. Popatrzyła jak mężczyzna układa się na przygotowanym posłaniu i bardzo szybko jego oddech się wyrównuje a on sam zasypia… maie też nie miała najmniejszych problemów z wyłączeniem się i popadnięciem w stan odpoczynku, chociaż formą snu też można było to nazwać. Zwinęła się niczym kotem w zgrabny kłębuszek i od czasu do czasu gdzieniegdzie pojawiła się iskierka. Taka śpiąca mgła wyglądała bardzo uspokajająco.
Mroczna Puszcza, jak sama nazwa wskazuje jest dość mroczna i słońce nie dociera tu zbyt często, niezależnie od pory dnia. Gdy czarodziej obudził się rano lub nawet troche poźniej a nawet duzo poźniej( trudno okreslić bo ilosc światła jest podobna) poczuł koło siebie coś…
Coś ciepłego, miękkiego i wtulonego w niego i w niego śpiącego sobie smacznie i zupełnie spokojnie z pełną ufnością. Owo cos miało gęste, brązowe włosy związane w gruby warkocz, ciemno okolone zamknięte oczy, leciutko zadarty zgrabny nosek i lekko rozchylone w zadowoleniu malinowe usta.
Ostatnio edytowane przez Mizuko 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
- Hajime
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 61
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pradawny - Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Co prawda, Hajime nigdy nie należał od osób miewających problemy z zasypianiem, ale w miejscach takich jak mroczna puszcza zwykle potrzebował dłuższej chwili zanim udał się do królestwa Morfeusza, a nawet po jego sen był delikatny i czujny. Tym razem jednak było inaczej. Zmęczenie, oraz ogrom całej tej sytuacji zupełnie wyczerpały czarodzieja i nawet nie zauważył kiedy między kolejnymi mrugnięciami nastąpiła nieco dłuższa przerwa…
Jasnowłosy zasnął snem głębokim, stanowczo za głębokim jak na siebie, ale nie oszukujmy się, potrzebował tego. Jednak niezależnie od tego jak bardzo był zmęczony, oraz jak mocno spał, to jednak ujadanie wilków zdolne obudzić zmarłego wyrwało go z sennych marzeń. Czarodziej poderwał się błyskawicznie do pozycji siedzącej, a raczej zrobiłby to gdyby nie przyjemny ciężar który na nim spoczywał. Z początku nie był pewien co, albo raczej kto to jest, ale krótka analiza organoleptyczna na drodze której odnalazł silny warkocz, oraz kształt kobiecej sylwetki zapewnił go w tym, że ma do czynienia z którąś ze swoich towarzyszek. Zapach świeżego deszczu sugerował Mizuko. No cóż, niebieskooki dawno już nie znalazł się w podobnej sytuacji, jeśli się nie mylił, to ostatni raz był z Vivien 10 lat temu? Oh, gdyby tylko było o te 200 lat młodszy i nie zbliżały się wilki. No właśnie, wilki! Świadomość zbliżającego się zagrożenia szybko otrzeźwił czarodzieja, który w miarę sprawnie (niekoniecznie chętnie), wyplątał się z objęć naturianki i odnalazłszy swą laskę rzucił w stronę dziewczyny - Zostań z tyłu – po czym wyszedł z namiotu, prosto w roztaczającą się czeluść mrocznej puszczy. Nie było sensu liczyć na wzrok, w tych kniejach nawet gwiazdy nie dawały się odnaleźć na niebie, ale jak to mówią, najciemniej jest przed świtem.
Z chwilą, gdy przerażające dźwięki znalazły się w jego mniemaniu stanowczo za blisko jego osoby, a jego oczy poczęły wyróżniać z ogólnej ciemności cienie wilków i konia czarodziej wzniósł wysoko swoją laskę i skupiając swą siłę woli rozświetlił okolicę. Jednocześnie zasłonił sobie twarz rękawem płaszcza, pozwalając by kula światła na szczycie jego podpory zrobiła swoje. Jego zaklęcie na chwilę oślepiło zarówno niedoszłą ofiarę, jak i jej prześladowców, dając magowi kilka kolejnych sekund na przygotowanie kolejnego kroku.
Kiedy tylko oczy pradawnego przyzwyczaiły się do nowego oświetlenia, rzucił przelotne spojrzenie wierzchowcowi, którego prawy bok i udo zdobiły nieprzyjemne rany od wilczych kłów, po czym przeniósł je na drapieżniki, które powoli dochodziły do siebie. Były to wyjątkowo duże wilki, przynajmniej o połowę większe od tych zamieszkujących pozostałe tereny Alaranii, ale czegóż innego się spodziewać po Mrocznej Puszczy? No, ale na podziwianie przyrody nie było teraz czasu. Czarodziej ponownie wezwał swą moc i wykonując obszerne ruchy swą laską otoczył namiot oraz rannego konia płonącym murem.
- Wynocha! – krzyknął stale utrzymując ognistą barierę, a odpowiedziało mu jedynie złowrogie powarkiwanie. Wilki nie zamierzały tak łatwo oddać swej zdobyczy, ale i Hajime nie zamierzał do ich kolacji dołączyć (i to bynajmniej nie w postaci przystawki), tak więc wezwawszy wiatr stworzył niewielki wir powietrza, który podsycił płomienie i uniósł je wysoko do góry. Ten pokaz sił wystarczył, by nocni łowcy zaniechali dalszego polowania i powarkując udali się w poszukiwaniu łatwiejszego łupu.
Gdy tylko wilki się oddaliły, Hajime obniżył płomienie, ale nie wygasił ich zupełnie, po czym podszedł do (jak szybko stwierdził) rannej klaczy, która obecnie leżała na ziemi.
- Nie bój się mnie. – rzekł ostrożnie przysiadając przy zwierzęciu, które nie mogąc wstać raz po raz ruszała niemrawo nogą. W niebieskich oczach czarodzieja zagościł dylemat, czarodziej stanął przed wyborem co zrobić z klaczom. Nie był do końca pewien, czy jest w stanie ją uzdrowić, może z pomocą Mizuko…
Jasnowłosy zasnął snem głębokim, stanowczo za głębokim jak na siebie, ale nie oszukujmy się, potrzebował tego. Jednak niezależnie od tego jak bardzo był zmęczony, oraz jak mocno spał, to jednak ujadanie wilków zdolne obudzić zmarłego wyrwało go z sennych marzeń. Czarodziej poderwał się błyskawicznie do pozycji siedzącej, a raczej zrobiłby to gdyby nie przyjemny ciężar który na nim spoczywał. Z początku nie był pewien co, albo raczej kto to jest, ale krótka analiza organoleptyczna na drodze której odnalazł silny warkocz, oraz kształt kobiecej sylwetki zapewnił go w tym, że ma do czynienia z którąś ze swoich towarzyszek. Zapach świeżego deszczu sugerował Mizuko. No cóż, niebieskooki dawno już nie znalazł się w podobnej sytuacji, jeśli się nie mylił, to ostatni raz był z Vivien 10 lat temu? Oh, gdyby tylko było o te 200 lat młodszy i nie zbliżały się wilki. No właśnie, wilki! Świadomość zbliżającego się zagrożenia szybko otrzeźwił czarodzieja, który w miarę sprawnie (niekoniecznie chętnie), wyplątał się z objęć naturianki i odnalazłszy swą laskę rzucił w stronę dziewczyny - Zostań z tyłu – po czym wyszedł z namiotu, prosto w roztaczającą się czeluść mrocznej puszczy. Nie było sensu liczyć na wzrok, w tych kniejach nawet gwiazdy nie dawały się odnaleźć na niebie, ale jak to mówią, najciemniej jest przed świtem.
Z chwilą, gdy przerażające dźwięki znalazły się w jego mniemaniu stanowczo za blisko jego osoby, a jego oczy poczęły wyróżniać z ogólnej ciemności cienie wilków i konia czarodziej wzniósł wysoko swoją laskę i skupiając swą siłę woli rozświetlił okolicę. Jednocześnie zasłonił sobie twarz rękawem płaszcza, pozwalając by kula światła na szczycie jego podpory zrobiła swoje. Jego zaklęcie na chwilę oślepiło zarówno niedoszłą ofiarę, jak i jej prześladowców, dając magowi kilka kolejnych sekund na przygotowanie kolejnego kroku.
Kiedy tylko oczy pradawnego przyzwyczaiły się do nowego oświetlenia, rzucił przelotne spojrzenie wierzchowcowi, którego prawy bok i udo zdobiły nieprzyjemne rany od wilczych kłów, po czym przeniósł je na drapieżniki, które powoli dochodziły do siebie. Były to wyjątkowo duże wilki, przynajmniej o połowę większe od tych zamieszkujących pozostałe tereny Alaranii, ale czegóż innego się spodziewać po Mrocznej Puszczy? No, ale na podziwianie przyrody nie było teraz czasu. Czarodziej ponownie wezwał swą moc i wykonując obszerne ruchy swą laską otoczył namiot oraz rannego konia płonącym murem.
- Wynocha! – krzyknął stale utrzymując ognistą barierę, a odpowiedziało mu jedynie złowrogie powarkiwanie. Wilki nie zamierzały tak łatwo oddać swej zdobyczy, ale i Hajime nie zamierzał do ich kolacji dołączyć (i to bynajmniej nie w postaci przystawki), tak więc wezwawszy wiatr stworzył niewielki wir powietrza, który podsycił płomienie i uniósł je wysoko do góry. Ten pokaz sił wystarczył, by nocni łowcy zaniechali dalszego polowania i powarkując udali się w poszukiwaniu łatwiejszego łupu.
Gdy tylko wilki się oddaliły, Hajime obniżył płomienie, ale nie wygasił ich zupełnie, po czym podszedł do (jak szybko stwierdził) rannej klaczy, która obecnie leżała na ziemi.
- Nie bój się mnie. – rzekł ostrożnie przysiadając przy zwierzęciu, które nie mogąc wstać raz po raz ruszała niemrawo nogą. W niebieskich oczach czarodzieja zagościł dylemat, czarodziej stanął przed wyborem co zrobić z klaczom. Nie był do końca pewien, czy jest w stanie ją uzdrowić, może z pomocą Mizuko…
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 55
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Maie Kropli
- Profesje:
- Kontakt:
Zdaje się, że cos się jej śniło… chyba wilki co najmniej stado. To nie było przyjemne. Skuliła się mocniej i wtuliła w coś miękkiego co było najbliżej i spała dalej, to był dość meczący sen. Obudziło ją dopiero wyswobadzanie się z jej osoby czarodzieja który ruszył w noc karząc jej zostać z tyłu. Była zbyt zaspana by od razu pojąć co do niej mówił.
Patrzyła nieco nieprzytomnie jak znika w ciemności i gramoląc się podniosła i zgodnie z nakazem została z tyłu ze zniechęceniem patrząc jak znów pcha się tam gdzie go jeszcze nie ma a zbyt bezpiecznie nie jest. Wycie wilków i ściana ognia już skutecznie ją obudziły i sprawiły, ze na chwilę zapomniała jak się obudziła. Bariera z ognia zbroiła na niej niemałe wrażenie, obawiała się czy coś się przypadkiem nie zajmie ale czarodziej kontrolował to nad wyraz zręcznie. Ogień nie był jej najsilniejszą stroną i prawdę mówiąc, wolała się z nim obchodzić ostrożnie. Grzecznie więc stała za mężczyzną kiedy ten dokonywał swoich sztuk magicznych, że też ma na to tyle siły…
Dopiero kiedy już wszystko się uspokoiło podeszła za pradawnym do rannego przestraszonego zwierzęcia –To koń- stwierdziła mało inteligentnie w zdumieniu. Nie spodziewała się bowiem zobaczyć tu konia, jakiegoś jelenia, sarnę to i owszem, ale konia? Nawet w ciemności widziała, że zwierzę jest przestraszone i ranne. Oddychało nierówno i wodziło przerażonym wzrokiem po okolicy. Co prawda głos białowłosego nieco złagodził panikę, ale nadal nie było dobrze.
-No… myślę… że damy radę… - powiedziała niepewnie. –Znaczy… nie wiem ilemasz siły… no z tym wczoraj i w ogóle… bo wiesz wolałabym, żebyś no czarodzieju… nie zrobił sobie krzywdy… lubię Cię…- zakończyła tak jakoś nieporadnie i przykucnęła koło klaczy.
-To może ja spróbuję ile dam radę, a Ty ją uspokajaj. Nie trzeba od razu no całości leczyć, byle ulżyć i nie bolało… do pełnej sprawności można i skończyć jutro jak odpoczniemy. I napijemy się herbatki…- dodała na zakończenie naturianka. Można było odnieść wrażenie, że ona działa na herbatę albo przynajmniej jej zasoby magiczne są uzupełniane tymże właśnie płynem. Nie tracąc jednak czasu i nie chcąc, by zwierzę w kolejnym ataku paniki zerwało się i pognało kulejąc w stronę wilków przymknęła oczy i zaczęła sobie wyobrażać proces oczyszczania się i zasklepiania rany poruszając przy tym ustami w słowa wypowiadane tak cicho, ze czarodziej nie był w stanie ich zrozumieć, a na powierzchni paskudnej rany zaczynały tańczyć świetliste iskierki łącząc się z sobą i rozlewając na całą ranę i nagle zniknąć i ukazać tą samą ranę, ale już oczyszczoną. Patrząc po klaczy proces ten nie był bolesny, a nawet chyba przynosił niejaką ulgę. W chwile potem znów zaczęły pojawiać się iskierki a maie mamrotała sobie coś dalej pod nosem. Tym razem iskierki pojawiały się w zranieniu i wnikały w nie.
Patrzyła nieco nieprzytomnie jak znika w ciemności i gramoląc się podniosła i zgodnie z nakazem została z tyłu ze zniechęceniem patrząc jak znów pcha się tam gdzie go jeszcze nie ma a zbyt bezpiecznie nie jest. Wycie wilków i ściana ognia już skutecznie ją obudziły i sprawiły, ze na chwilę zapomniała jak się obudziła. Bariera z ognia zbroiła na niej niemałe wrażenie, obawiała się czy coś się przypadkiem nie zajmie ale czarodziej kontrolował to nad wyraz zręcznie. Ogień nie był jej najsilniejszą stroną i prawdę mówiąc, wolała się z nim obchodzić ostrożnie. Grzecznie więc stała za mężczyzną kiedy ten dokonywał swoich sztuk magicznych, że też ma na to tyle siły…
Dopiero kiedy już wszystko się uspokoiło podeszła za pradawnym do rannego przestraszonego zwierzęcia –To koń- stwierdziła mało inteligentnie w zdumieniu. Nie spodziewała się bowiem zobaczyć tu konia, jakiegoś jelenia, sarnę to i owszem, ale konia? Nawet w ciemności widziała, że zwierzę jest przestraszone i ranne. Oddychało nierówno i wodziło przerażonym wzrokiem po okolicy. Co prawda głos białowłosego nieco złagodził panikę, ale nadal nie było dobrze.
-No… myślę… że damy radę… - powiedziała niepewnie. –Znaczy… nie wiem ilemasz siły… no z tym wczoraj i w ogóle… bo wiesz wolałabym, żebyś no czarodzieju… nie zrobił sobie krzywdy… lubię Cię…- zakończyła tak jakoś nieporadnie i przykucnęła koło klaczy.
-To może ja spróbuję ile dam radę, a Ty ją uspokajaj. Nie trzeba od razu no całości leczyć, byle ulżyć i nie bolało… do pełnej sprawności można i skończyć jutro jak odpoczniemy. I napijemy się herbatki…- dodała na zakończenie naturianka. Można było odnieść wrażenie, że ona działa na herbatę albo przynajmniej jej zasoby magiczne są uzupełniane tymże właśnie płynem. Nie tracąc jednak czasu i nie chcąc, by zwierzę w kolejnym ataku paniki zerwało się i pognało kulejąc w stronę wilków przymknęła oczy i zaczęła sobie wyobrażać proces oczyszczania się i zasklepiania rany poruszając przy tym ustami w słowa wypowiadane tak cicho, ze czarodziej nie był w stanie ich zrozumieć, a na powierzchni paskudnej rany zaczynały tańczyć świetliste iskierki łącząc się z sobą i rozlewając na całą ranę i nagle zniknąć i ukazać tą samą ranę, ale już oczyszczoną. Patrząc po klaczy proces ten nie był bolesny, a nawet chyba przynosił niejaką ulgę. W chwile potem znów zaczęły pojawiać się iskierki a maie mamrotała sobie coś dalej pod nosem. Tym razem iskierki pojawiały się w zranieniu i wnikały w nie.
- Zerraveth
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 15
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje:
- Kontakt:
Noc Zerr mijała nad wyraz spokojnie. Kobieta, nauczona przez lata doświadczenia, odpoczywałal sobie spokojnie na jednej z gałęzi większego drzewa. Wiedziała, że tutaj część drapieżników nie powinna jej dosięgnąć. Może jakaś puma się do niej przypałęta, ale wystarczyła chęć i zwierzak by odszedł. Nigdy nie potrafiła zasnąć głęboko w takich miejscach. Wtedy przychodziło do niej piekło z przeszłości. Kiedy nie musiała, po prostu nawet nie próbowała spać.
Teraz próbowała przejrzeć przez liście dojrzeć gwiazdy na ciemnym niebie. Zawsze to dostarczało trochę światła. Z zamyślenia wyrwał ją blask z oddali i skomlenie. Po chwili pod jej gałęzią przebiegło kilka wilków, które wyraźnie uciekały. Zaintrygowana, zwinęła się na swojej gałęzi i jedną myślą zatrzymała ostatniego zwierzaka. Chciała by się uspokoił i zatrzymał. Udało jej się. Zeskoczyła zgrabnie z gałęzi i podeszłą do zwierzęcia, które teraz było spokojne, jakby przed chwilą wcale nie został poszczuty ogniem. Zerr wypowiedziała kilka słów w mowie zwierząt, a wilk odpowiedział jej pomrukami i parsknięciami. Smokołaczka wyprostowała się i pozwoliła zwierzęciu odejść. Opierając się na kosturze, ruszyła w stronę z której przybiegły wilki.
Po chwili ujrzała dwie osoby, które siedziały przy rannym koniu. Wokół ich obozu wciąż tańczył pas płomieni. Zerr skupiła się na aurach nieznajomych, którzy mogli ją wyczuć, ale zapewne teraz byli zbyt zajęci. To co poczuła sprawiło, że się uśmiechnęła. Miała przed sobą dwójkę o całkiem przyjemnych barwach, choć mężczyzna na tę chwilę wydawał się nie w pełni sił. Byłą tam też trzecia osoba, ale chyba nieobecna aktualnie duchem.
Zerr wyszła z cieni i stanęła tuż przed płomieniami. Hajime i Mizuko byli do niej bokiem i wystarczyło, by unieśli głowy, a zobaczyliby ją. W skórzanych spodniach i kurtce z czymś co przypominało kamizelkę z kolczugi. Kostur położyła sobie na ramionach i zawiesiła na nim dłonie niczym ci ludzie co noszą wiadra wody. W blasku ognia wyglądała nieco mrocznie, a jej czerwone włosy lśniły jakby też same płonęły w środku poruszane ciepłym powietrzem. Złote oczy smokołaczki błyszczały delikatnie, a źrenice zwęziły się od nadmiaru światła.
Kobieta jednak nie patrzyła na nieznajomych a na konia. Widziała strach, gdy tylko wejrzała w umysł zwierzęcia. Chciała by się uspokoił, by pozwolił na uleczenie swoich ran. Znów sięgnęła po dziedzinę emocji.
Teraz próbowała przejrzeć przez liście dojrzeć gwiazdy na ciemnym niebie. Zawsze to dostarczało trochę światła. Z zamyślenia wyrwał ją blask z oddali i skomlenie. Po chwili pod jej gałęzią przebiegło kilka wilków, które wyraźnie uciekały. Zaintrygowana, zwinęła się na swojej gałęzi i jedną myślą zatrzymała ostatniego zwierzaka. Chciała by się uspokoił i zatrzymał. Udało jej się. Zeskoczyła zgrabnie z gałęzi i podeszłą do zwierzęcia, które teraz było spokojne, jakby przed chwilą wcale nie został poszczuty ogniem. Zerr wypowiedziała kilka słów w mowie zwierząt, a wilk odpowiedział jej pomrukami i parsknięciami. Smokołaczka wyprostowała się i pozwoliła zwierzęciu odejść. Opierając się na kosturze, ruszyła w stronę z której przybiegły wilki.
Po chwili ujrzała dwie osoby, które siedziały przy rannym koniu. Wokół ich obozu wciąż tańczył pas płomieni. Zerr skupiła się na aurach nieznajomych, którzy mogli ją wyczuć, ale zapewne teraz byli zbyt zajęci. To co poczuła sprawiło, że się uśmiechnęła. Miała przed sobą dwójkę o całkiem przyjemnych barwach, choć mężczyzna na tę chwilę wydawał się nie w pełni sił. Byłą tam też trzecia osoba, ale chyba nieobecna aktualnie duchem.
Zerr wyszła z cieni i stanęła tuż przed płomieniami. Hajime i Mizuko byli do niej bokiem i wystarczyło, by unieśli głowy, a zobaczyliby ją. W skórzanych spodniach i kurtce z czymś co przypominało kamizelkę z kolczugi. Kostur położyła sobie na ramionach i zawiesiła na nim dłonie niczym ci ludzie co noszą wiadra wody. W blasku ognia wyglądała nieco mrocznie, a jej czerwone włosy lśniły jakby też same płonęły w środku poruszane ciepłym powietrzem. Złote oczy smokołaczki błyszczały delikatnie, a źrenice zwęziły się od nadmiaru światła.
Kobieta jednak nie patrzyła na nieznajomych a na konia. Widziała strach, gdy tylko wejrzała w umysł zwierzęcia. Chciała by się uspokoił, by pozwolił na uleczenie swoich ran. Znów sięgnęła po dziedzinę emocji.
- Hajime
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 61
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pradawny - Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Na słowa naturianki, pełne bezinteresownej dobroci czarodziej lekko się uśmiechnął, tak pogodnie i szczerze. Mizuko nie przestawała go zadziwiać, bo chociaż co nieco o naturianach wiedział i zdawał sobie sprawę z tego, że są to raczej pogodne i dobre istoty to jednak ich dobroć, była dla niego czymś stale fascynującym.
- Masz rację… - odpowiedział jej Hajime, dając jej przejść do klaczy i przyglądając się działaniom „mgiełki” (chociaż ta aktualnie przybrała dużo milszą nie tylko dla oka, ale ogólnego spędzania czasu postać). Wprawa, z jaką Mizuko władała magią harmonii była naprawdę imponująca. Czarodziej już jakiś czas temu zauważył, że w jego ukochanej dziedzinie kruszyna przerastała go znacznie. Tym razem jednak w jej poczynaniach odnalazł znamiona jeszcze jednej z arkan wiedzy tajemnej. Jeśli się nie mylił, to naturianka władała również pierwszą dziedziną kręgu bytu – magią życia. Była ona wspaniałym uzupełnieniem leczniczych zdolności magii porządku i już z samej alternatywnej nazwy pasowała do maie…
W czasie gdy Mizuko zajmowała się ranami klaczy, Hajime próbując ją uspokoić zdjął z pleców swój płaszcz i ostrożnie przykrył nim głowę zwierzęcia. Było to dobre posunięcie bowiem odcięta od wzrokowych bodźców „pani wierzchowiec” przestała się szamotać, dzięki czemu nie stanowiła zagrożenia dla siebie i dwójki ratowników.
Jasnowłosy postanowił skorzystać z okazji i korzystając ze światła dawanego przez zaklęcia naturianki, oraz jego własnych płomieni przyjrzał się uważniej klaczy. Jej kopyta były podkute i jeśli dobrze pamiętał, miała ogłowie, tak więc musiała do kogoś należeć. Brak siodła i innych elementów osprzętu sugerowały, że prawdopodobnie urwała się z jakiejś kupieckiej karawany. Za tą teorią przemawiał fakt, że (relatywnie) blisko przebiegła główny trakt handlowy między Maurią, a resztą świata. Oznaczało to również to, że prawdopodobnie jacyś wędrowcy wpadli w poważne tarapaty, możliwe nawet że miało to związek z ów Yomadormem, który przecież skaził swa mroczną mocą wiele tutejszych istot…
”Ktoś tu jest.” przebiegło nagle przez myśl czarodzieja, który wyczuwszy nową aktywność magiczną mocniej zacisnął dłonie na swojej lasce, po czym sprawnie odwrócił się w stronę źródła ów zakłóceń mocy, którym okazała się być stojąca zaraz za „ognistym murem” dziewczyna. Doświadczenie podpowiadało czarodziejowi, że dziewoja posłużyła się magią emocji, albo czymś podobnym, bowiem po pierwsze te zaklęcia specyficznie „pachniały”, po drugie klacz stała się nagle bardzo spokojna (za bardzo chciałoby się rzecz).
Jakby jednak nie było, jej nagłe pojawienie się było niepokojące i to nie ona sama stanowiła problem, lecz właśnie „pojawienie się”. Niebieskooki zmarszczył nieznacznie brwi, zły na to, że tak łatwo dał się podejść – po wczorajszych przygodach powinien być dużo bardziej czujny, przecież czarnoksiężnik (czy też inne licho ostatniej nocy), mógłby tutaj wrócić w każdej chwili i dokończyć to co zaczął, a on mógłby to odkryć dopiero po trafieniu jakimś zaklęciem – to starcie musiało go kosztować znacznie więcej niż z początku myślał (o ile to w ogóle możliwe, znaczy że znacznie więcej, a nie że myślał).
Tak czy inaczej, to nie miało już znaczenia. Ważnym było natomiast określenie z kim ma się do czynienia, a najłatwiej to zrobić przez obserwację, a potem pytanie. Jak wydedukował, tak zrobił. Mag posłał zmiennokształtnej badawcze spojrzenie, trochę tłumione przez blask płomieni, ale wystarczające by jakieś informacje o niej zebrać.
A więc co ujrzał nasz bohater? Otóż pierwsza w jego niebieskie oczy rzuciła się dumna postawa dziewczyny, dumna i emanująca siłą i to pomimo niewysokiego wzrostu. Hajime w swoim życiu widział już stanowczo za dużo, by nie łątwo ulegać pozorom, a jego wzrok potrafił sięgać dalej niż tylko na rzeczy powierzchowne. Co więcej, z racji wieku oraz doświadczenia umiał nie spoglądając na kobietę widzieć znacznie więcej, niż jedynie jej urodę, która zwykle zwodziła młodszych mężczyzn i zaciemniała im percepcję. Co to, to nie. Jasnowłosy czarodziej co prawda bym mężczyzną, jednakże mężczyzną, który już się „wyszumiał” – o ile to określenie w ogóle pasuje do czarodziejów (co ciekawe, należy tutaj zauważyć że pradawni mężowi przybierali postacie właśnie starszych panów, natomiast ich koleżanki „uciekały” w nad wyraz piękną i uwodzicielską urodę)…
- Jestem Hajime Shin Saiken – rzekł po stanowczo za długiej chwili wpatrywania się w zmiennokształtną, po czym dodał – Kogóż to los stawia na mej drodze? – po tych słowach siłą woli zrobił wyrwę w „murze” między nim, a Zerr, co by lepiej się jej przyjrzeć, a jednocześnie zademonstrować dziewczynie z kim ma do czynienia, tak na wszelki wypadek. Po opadnięciu płomieni niebieskooki mógł się wyraźniej przyjrzeć przybyłej. Szczególnie interesujące okazały się być jej oczy. Mag nie wpatrywał się w nie długo, zaledwie kilka chwil, ale to wystarczyło, by uświadomił sobie że ma do czynienia z jakimś „smołowatym”. Pradawny nigdy nie był dobry w kwestii odróżnienia smokołaków, od smoków w postaci ludzkiej czy też sanginer’ów, ale jeśli dobrze pamiętał ci ostatni mieli tylko jedno „smocze oko”. Ogniste gady natomiast o ile przybierały postać innych ras, to zazwyczaj również zmieniały źrenice, ale z nimi nigdy nic nie było do końca pewnego. Ach, gdyby tylko umiał czytać aury? Prawie pięć wieków życia, a on nadal nie zgłębił tej sztuki, która pewnie niejednokrotnie ułatwiłaby mu życie, ale z drugiej strony czy odrobina niespodzianki nie jest czymś urozmaicającym życie?
Tak czy inaczej, czarodziej był pewien, że ma przed sobą kogoś ze smoczej rodziny. W głębi duszy miał mimo wszystko nadzieję na smoka (a może raczej smoczycę, chociaż już kilka razy napatoczył się na smoka udającego kobietę i w drugą stronę również), bowiem starożytny gad mógłby się teraz przydać.
- Z kim mam przyjemność? – dodał pytanie w smoczej mowie, które było również zwrotem grzecznościowym, ot zawsze lepiej ugłaskać smoka niż go rozdrażnić…
- Masz rację… - odpowiedział jej Hajime, dając jej przejść do klaczy i przyglądając się działaniom „mgiełki” (chociaż ta aktualnie przybrała dużo milszą nie tylko dla oka, ale ogólnego spędzania czasu postać). Wprawa, z jaką Mizuko władała magią harmonii była naprawdę imponująca. Czarodziej już jakiś czas temu zauważył, że w jego ukochanej dziedzinie kruszyna przerastała go znacznie. Tym razem jednak w jej poczynaniach odnalazł znamiona jeszcze jednej z arkan wiedzy tajemnej. Jeśli się nie mylił, to naturianka władała również pierwszą dziedziną kręgu bytu – magią życia. Była ona wspaniałym uzupełnieniem leczniczych zdolności magii porządku i już z samej alternatywnej nazwy pasowała do maie…
W czasie gdy Mizuko zajmowała się ranami klaczy, Hajime próbując ją uspokoić zdjął z pleców swój płaszcz i ostrożnie przykrył nim głowę zwierzęcia. Było to dobre posunięcie bowiem odcięta od wzrokowych bodźców „pani wierzchowiec” przestała się szamotać, dzięki czemu nie stanowiła zagrożenia dla siebie i dwójki ratowników.
Jasnowłosy postanowił skorzystać z okazji i korzystając ze światła dawanego przez zaklęcia naturianki, oraz jego własnych płomieni przyjrzał się uważniej klaczy. Jej kopyta były podkute i jeśli dobrze pamiętał, miała ogłowie, tak więc musiała do kogoś należeć. Brak siodła i innych elementów osprzętu sugerowały, że prawdopodobnie urwała się z jakiejś kupieckiej karawany. Za tą teorią przemawiał fakt, że (relatywnie) blisko przebiegła główny trakt handlowy między Maurią, a resztą świata. Oznaczało to również to, że prawdopodobnie jacyś wędrowcy wpadli w poważne tarapaty, możliwe nawet że miało to związek z ów Yomadormem, który przecież skaził swa mroczną mocą wiele tutejszych istot…
”Ktoś tu jest.” przebiegło nagle przez myśl czarodzieja, który wyczuwszy nową aktywność magiczną mocniej zacisnął dłonie na swojej lasce, po czym sprawnie odwrócił się w stronę źródła ów zakłóceń mocy, którym okazała się być stojąca zaraz za „ognistym murem” dziewczyna. Doświadczenie podpowiadało czarodziejowi, że dziewoja posłużyła się magią emocji, albo czymś podobnym, bowiem po pierwsze te zaklęcia specyficznie „pachniały”, po drugie klacz stała się nagle bardzo spokojna (za bardzo chciałoby się rzecz).
Jakby jednak nie było, jej nagłe pojawienie się było niepokojące i to nie ona sama stanowiła problem, lecz właśnie „pojawienie się”. Niebieskooki zmarszczył nieznacznie brwi, zły na to, że tak łatwo dał się podejść – po wczorajszych przygodach powinien być dużo bardziej czujny, przecież czarnoksiężnik (czy też inne licho ostatniej nocy), mógłby tutaj wrócić w każdej chwili i dokończyć to co zaczął, a on mógłby to odkryć dopiero po trafieniu jakimś zaklęciem – to starcie musiało go kosztować znacznie więcej niż z początku myślał (o ile to w ogóle możliwe, znaczy że znacznie więcej, a nie że myślał).
Tak czy inaczej, to nie miało już znaczenia. Ważnym było natomiast określenie z kim ma się do czynienia, a najłatwiej to zrobić przez obserwację, a potem pytanie. Jak wydedukował, tak zrobił. Mag posłał zmiennokształtnej badawcze spojrzenie, trochę tłumione przez blask płomieni, ale wystarczające by jakieś informacje o niej zebrać.
A więc co ujrzał nasz bohater? Otóż pierwsza w jego niebieskie oczy rzuciła się dumna postawa dziewczyny, dumna i emanująca siłą i to pomimo niewysokiego wzrostu. Hajime w swoim życiu widział już stanowczo za dużo, by nie łątwo ulegać pozorom, a jego wzrok potrafił sięgać dalej niż tylko na rzeczy powierzchowne. Co więcej, z racji wieku oraz doświadczenia umiał nie spoglądając na kobietę widzieć znacznie więcej, niż jedynie jej urodę, która zwykle zwodziła młodszych mężczyzn i zaciemniała im percepcję. Co to, to nie. Jasnowłosy czarodziej co prawda bym mężczyzną, jednakże mężczyzną, który już się „wyszumiał” – o ile to określenie w ogóle pasuje do czarodziejów (co ciekawe, należy tutaj zauważyć że pradawni mężowi przybierali postacie właśnie starszych panów, natomiast ich koleżanki „uciekały” w nad wyraz piękną i uwodzicielską urodę)…
- Jestem Hajime Shin Saiken – rzekł po stanowczo za długiej chwili wpatrywania się w zmiennokształtną, po czym dodał – Kogóż to los stawia na mej drodze? – po tych słowach siłą woli zrobił wyrwę w „murze” między nim, a Zerr, co by lepiej się jej przyjrzeć, a jednocześnie zademonstrować dziewczynie z kim ma do czynienia, tak na wszelki wypadek. Po opadnięciu płomieni niebieskooki mógł się wyraźniej przyjrzeć przybyłej. Szczególnie interesujące okazały się być jej oczy. Mag nie wpatrywał się w nie długo, zaledwie kilka chwil, ale to wystarczyło, by uświadomił sobie że ma do czynienia z jakimś „smołowatym”. Pradawny nigdy nie był dobry w kwestii odróżnienia smokołaków, od smoków w postaci ludzkiej czy też sanginer’ów, ale jeśli dobrze pamiętał ci ostatni mieli tylko jedno „smocze oko”. Ogniste gady natomiast o ile przybierały postać innych ras, to zazwyczaj również zmieniały źrenice, ale z nimi nigdy nic nie było do końca pewnego. Ach, gdyby tylko umiał czytać aury? Prawie pięć wieków życia, a on nadal nie zgłębił tej sztuki, która pewnie niejednokrotnie ułatwiłaby mu życie, ale z drugiej strony czy odrobina niespodzianki nie jest czymś urozmaicającym życie?
Tak czy inaczej, czarodziej był pewien, że ma przed sobą kogoś ze smoczej rodziny. W głębi duszy miał mimo wszystko nadzieję na smoka (a może raczej smoczycę, chociaż już kilka razy napatoczył się na smoka udającego kobietę i w drugą stronę również), bowiem starożytny gad mógłby się teraz przydać.
- Z kim mam przyjemność? – dodał pytanie w smoczej mowie, które było również zwrotem grzecznościowym, ot zawsze lepiej ugłaskać smoka niż go rozdrażnić…
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 55
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Maie Kropli
- Profesje:
- Kontakt:
Maie była bardzo skupiona na swoim zdaniu i prawie nie zauważała co się działo wokoło. Czuła się zmęczona, niezbyt szczęśliwa pobudką, zniechęcona i jeszcze raz zmęczona. Rana zasklepiała się ładnie, ale w galop to klacz nie pójdzie. Wraz z postępami w leczeniu ubywały i tak skromne zasoby energii magicznej jakimi aktualnie dysponowała. Życiu zwierzęcia już nic nie zagrażało, choć do pełni zdrowia brakowało jeszcze trochę. Dopiero kiedy skończyła podniosła wzrok i zdanie które miała wygłosić na głos ugrzęzło jej w gardle.
Jej oczom ukazała się kobieca postać dość drobna ale w otaczającej ją łunie ognia, czerwieni i burzy włosów wyglądała strasznie. I jeszcze te oczy takie niesamowite… żółte i błyszczące… chyba już gdzieś takie widziała…a w każdym razie na pewno jej coś przypominały. Pionowe źrenice jak u kota, dość dużego i głodnego kota. Przeszedł dreszcz przez jej kark i przełknęła ślinę. Dziewczyna wpatrywała się w konia który jakoś tak dziwnie się uspokoił…
Na domiar wszystkiego to jeszcze czarodziej wydobył z siebie jakiś dźwięk, brzmiał on dziwnie i w pierwszej chwili się przestraszyła czy na pewno z nim wszystko w porządku ale gdy przeniosła na niego spojrzenie musiała stwierdzić, ze poza owym dziwnymi dźwiękami nie wygląda on jakoś źle czy inaczej o ile cokolwiek można było zobaczyć w tej ciemności i półcieniach jakie dawało chybotliwe oświetlenie. Mizuko przyszło do głowy, że to jakiś język. Nie zrozumiała co on powiedział, i choć dla jej umysłu brzmiało to jak zbiór charkotów to nie brzmiało to groźnie i raczej przyjaźnie dla Mizuko było to za dużo.
To był długi dzień, zdecydowanie a jej psychika i nerwy delikatnie mówiąc była mocno nadwyrężona. Maie poczuła, ze jej wszystko jedno i że sama już nie wie co ma czuć, ma dość i musi pociągnąć noskiem a na policzkach jest mokro. Oczka jak dwa jeziorka i o podobnej pojemności. Tam gdzie kucała tam się rozpłakała a łzy spływały jej po policzkach niczym grochy lśniąc w blasku łuny. Pociągnęła skądinąd ładnym noskiem i płakała dalej. Nie jakoś teatralnie czy pokazowo, ale dało się to zauważyć. Przynosiło jej to niejaką ulgę.
Jej oczom ukazała się kobieca postać dość drobna ale w otaczającej ją łunie ognia, czerwieni i burzy włosów wyglądała strasznie. I jeszcze te oczy takie niesamowite… żółte i błyszczące… chyba już gdzieś takie widziała…a w każdym razie na pewno jej coś przypominały. Pionowe źrenice jak u kota, dość dużego i głodnego kota. Przeszedł dreszcz przez jej kark i przełknęła ślinę. Dziewczyna wpatrywała się w konia który jakoś tak dziwnie się uspokoił…
Na domiar wszystkiego to jeszcze czarodziej wydobył z siebie jakiś dźwięk, brzmiał on dziwnie i w pierwszej chwili się przestraszyła czy na pewno z nim wszystko w porządku ale gdy przeniosła na niego spojrzenie musiała stwierdzić, ze poza owym dziwnymi dźwiękami nie wygląda on jakoś źle czy inaczej o ile cokolwiek można było zobaczyć w tej ciemności i półcieniach jakie dawało chybotliwe oświetlenie. Mizuko przyszło do głowy, że to jakiś język. Nie zrozumiała co on powiedział, i choć dla jej umysłu brzmiało to jak zbiór charkotów to nie brzmiało to groźnie i raczej przyjaźnie dla Mizuko było to za dużo.
To był długi dzień, zdecydowanie a jej psychika i nerwy delikatnie mówiąc była mocno nadwyrężona. Maie poczuła, ze jej wszystko jedno i że sama już nie wie co ma czuć, ma dość i musi pociągnąć noskiem a na policzkach jest mokro. Oczka jak dwa jeziorka i o podobnej pojemności. Tam gdzie kucała tam się rozpłakała a łzy spływały jej po policzkach niczym grochy lśniąc w blasku łuny. Pociągnęła skądinąd ładnym noskiem i płakała dalej. Nie jakoś teatralnie czy pokazowo, ale dało się to zauważyć. Przynosiło jej to niejaką ulgę.
- Zerraveth
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 15
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smokołak
- Profesje:
- Kontakt:
Na jej ustach pojawił się krzywy uśmiech, jednak nie obejmował on gadzich oczu. Brew dziewczyny uniosła się, gdy Zerr stwierdziła, że Hajime przygląda jej się już nieco za długo. Mimo to nawet nie ruszyła się o milimetr. Wiedziała, że jest czarodziejem. Wyczuwała jego aurę, która była dość wyraźna z takiej odległości. Zawsze lubiła ten specyficzny zapach kadzidła. W swoich wędrówkach nie często spotykała jemu podobnych, ale przecież nie był ostatnim przedstawicielem swojej rasy. Zerr jednak nie odpowiedziała na pytanie od razu. Przeniosła swoje spojrzenie na Mizuki, która leczyła konia. Zawsze chciała nauczyć się tej dziedziny magii, ale zazwyczaj trafiała na zbyt wścibskich jej użytkowników. Nim jednak zdołała bardziej wybadać aurę dziewczyny, usłyszała znajomy zwrot. Nie słyszała go od tak dawna, że gdyby czasem sama do siebie nie gadała w smoczym, zupełnie zapomniałaby brzmienia słów. Znów spojrzała na czarodzieja i przez myśl przeszło jej jedno. ”Może te istoty byłby na tyle ciekawe, by się do nich przyłączyć.”
- Smocza mowa w ustach innej istoty – zaczęła, mrużąc oczy, by nie ukazać lekkiego zaskoczenia. – To interesujące. – Jej akcent był nieco inny niż czarodzieja, czystszy. Może była młodsza od rozmówcy, ale ta mowa była jej dziedzictwem i jedynym, co jej pozostało po ojcu.
- Jestem Zerraveth Cornoctis – powiedziała już we wspólnej mowie. Nie mogła sobie pozwolić, na wyłączenie naturianki z rozmowy. Byłoby to niegrzeczne wobec… Płaczącej dziewczyny? Zerr spojrzała na nią i poczuła lekką irytację. Dlaczego na jej widok się Maie rozpłakała? Zapewne byłą zmęczona po leczeniu, ale żeby aż tak? – Czy z twoją przyjaciółką wszystko w porządku? – spytała, chcąc zwrócić uwagę na orzechowooką. Takie sceny wprawiały smokołaczkę w konsternację, zwłaszcza że miała ochotę rzucić urok na Mizuko, ale się powstrzymała w ostatniej chwili. To nie koń, to istota inteligentna o wolnej woli.
Przez tą część rozmowy wciąż tkwiła w tym samy miejscu, mimo że ogień już nie stał na jej drodze. Czyżby czekała na słowa zaproszenia?
- Smocza mowa w ustach innej istoty – zaczęła, mrużąc oczy, by nie ukazać lekkiego zaskoczenia. – To interesujące. – Jej akcent był nieco inny niż czarodzieja, czystszy. Może była młodsza od rozmówcy, ale ta mowa była jej dziedzictwem i jedynym, co jej pozostało po ojcu.
- Jestem Zerraveth Cornoctis – powiedziała już we wspólnej mowie. Nie mogła sobie pozwolić, na wyłączenie naturianki z rozmowy. Byłoby to niegrzeczne wobec… Płaczącej dziewczyny? Zerr spojrzała na nią i poczuła lekką irytację. Dlaczego na jej widok się Maie rozpłakała? Zapewne byłą zmęczona po leczeniu, ale żeby aż tak? – Czy z twoją przyjaciółką wszystko w porządku? – spytała, chcąc zwrócić uwagę na orzechowooką. Takie sceny wprawiały smokołaczkę w konsternację, zwłaszcza że miała ochotę rzucić urok na Mizuko, ale się powstrzymała w ostatniej chwili. To nie koń, to istota inteligentna o wolnej woli.
Przez tą część rozmowy wciąż tkwiła w tym samy miejscu, mimo że ogień już nie stał na jej drodze. Czyżby czekała na słowa zaproszenia?
- Hajime
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 61
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pradawny - Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
"A więc smok, lub smokołak." przebiegło przez myśli czarodzieja, kiedy nieznajoma odpowiedziała mu języku pradawnych. Jasnowłosy wcale się nie zdziwił, że gadziooka posługiwała się nim znacznie płynniej od niego, wszak to była część jej dziedzictwa, poza tym już wiele księżyców upłynęło odkąd ostatni raz z niego korzystał...
Uwaga Zerr, oraz chlipot za plecami zaniepokoił maga, który momentalnie zwrócił się w stronę płaczącej maie. W jego oczach ponownie zagościło zaniepokojenie, ale po chwili zniknęło, a raczej zostało zamienione przez spojrzenie opiekuńcze. Hajime co prawda znał Mizuko dopiero od kilku dni, ale już zdążył zauważyć, że jest ona raczej dosyć wylewną osobą. W zasadzie, mimo dorosłego wyglądu przypominała mu bardzo małą dziewczynkę, nawet jej imię "dziecię wody" wydawało się idealnie trafiać w sendo jej charakteru. Jakby jednak nie było, ostatnia noc była trudna dla ich wszystkich, szczególnie dla naturianki. To, że pradawny minął się ze śmiercią było dość silnym przeżyciem, ale na pewno nie tak silnym dla niego, jak gwałt dla "mgiełki" którego dokonał na niej czarnoksiężnik. Shin Saiken podejrzewał, ba, on był tego wręcz świadomy, że musiało to być dla niej na prawdę traumatyczne przeżycie - prawdopodobnie pierwszy raz w życiu stanęła oko w oko z tak silnym złem i doświadczyła jego obecności w tak namacalny sposób -wręcz na każdym poziomie odczuwania począwszy od fizycznego, na duchowym kończąc.
Mag wiedział, że prędzej czy później będzie ją musiał o to wypytać i że na pewno nie będzie to dla niej przyjemne. Cały czas brzmiały mu w głowie słowa Yomadrona wypowiadane w czarnej mowie. Niebieskooki nie chciał się nawet zastanawiać, co się stanie jeśli to co mówił "demon" było prawdą. Zdecydowanie musiał podjąć jakieś działania i koniecznie chronić dziewczynę - za wszelką cenę. Na razie jednak, wypadało odpowiedzieć smokołaczce i zająć się naturianką.
- Mieliśmy ciężką noc. - rzekł po chwili w stronę Zerr, po czym mrużąc oczy i zupełnie wygaszając magiczne płomienie, dodał trochę konspiracyjnym tonem – Pewnie sama odczułaś te zajścia. – bo trudno było tego nie odczuć. Yomadorn nie tylko skaził swą mroczną magią rozliczne leśne istoty, ale ślady po magicznej bitwie jaka się tutaj miedzy nimi wywiązała nadal były wyraźne i nawet osoba o przeciętnym zmyśle magicznym mogła je spokojnie wyczuć. Był to też powód, dla którego czarodziej chciał możliwie jak najszybciej stąd odejść.
- Co prawda, miejsca dużo nie mamy, ale przyjemnością będzie dla nas, jeśli udzielisz nam swojego towarzystwa – dodał już głośniej, typowym dla siebie głosem, po czym zebrał myśli do rozeznania się w sytuacji i podjęcia jakichś kroków. Wszystko wskazywało na to, że Mizuko po prostu czasem musi się wypłakać, tak więc nie było sensu jej w tym przeszkadzać. Co więcej, chyba lubiła herbatę.
Pomny o to czarodziej podszedł do swoich meneli, po drodze gładząc po głowie mijaną naturiankę, po czym wytaszczył z nich niewielki garnek, trochę suszonych liści herbaty i manierkę wody. Nalał wody do garnuszka i za pomocą magii błyskawicznie ją zagotował, po czym lekko ostudził i dodawszy suszu zaparzył napar który następnie nabrał na duża chochlę.
- To dla Ciebie, Mizuko – rzekł do naturianki pogodnie, po czym zwrócił się do Zerr – Czy skusisz się na herbatę?
Uwaga Zerr, oraz chlipot za plecami zaniepokoił maga, który momentalnie zwrócił się w stronę płaczącej maie. W jego oczach ponownie zagościło zaniepokojenie, ale po chwili zniknęło, a raczej zostało zamienione przez spojrzenie opiekuńcze. Hajime co prawda znał Mizuko dopiero od kilku dni, ale już zdążył zauważyć, że jest ona raczej dosyć wylewną osobą. W zasadzie, mimo dorosłego wyglądu przypominała mu bardzo małą dziewczynkę, nawet jej imię "dziecię wody" wydawało się idealnie trafiać w sendo jej charakteru. Jakby jednak nie było, ostatnia noc była trudna dla ich wszystkich, szczególnie dla naturianki. To, że pradawny minął się ze śmiercią było dość silnym przeżyciem, ale na pewno nie tak silnym dla niego, jak gwałt dla "mgiełki" którego dokonał na niej czarnoksiężnik. Shin Saiken podejrzewał, ba, on był tego wręcz świadomy, że musiało to być dla niej na prawdę traumatyczne przeżycie - prawdopodobnie pierwszy raz w życiu stanęła oko w oko z tak silnym złem i doświadczyła jego obecności w tak namacalny sposób -wręcz na każdym poziomie odczuwania począwszy od fizycznego, na duchowym kończąc.
Mag wiedział, że prędzej czy później będzie ją musiał o to wypytać i że na pewno nie będzie to dla niej przyjemne. Cały czas brzmiały mu w głowie słowa Yomadrona wypowiadane w czarnej mowie. Niebieskooki nie chciał się nawet zastanawiać, co się stanie jeśli to co mówił "demon" było prawdą. Zdecydowanie musiał podjąć jakieś działania i koniecznie chronić dziewczynę - za wszelką cenę. Na razie jednak, wypadało odpowiedzieć smokołaczce i zająć się naturianką.
- Mieliśmy ciężką noc. - rzekł po chwili w stronę Zerr, po czym mrużąc oczy i zupełnie wygaszając magiczne płomienie, dodał trochę konspiracyjnym tonem – Pewnie sama odczułaś te zajścia. – bo trudno było tego nie odczuć. Yomadorn nie tylko skaził swą mroczną magią rozliczne leśne istoty, ale ślady po magicznej bitwie jaka się tutaj miedzy nimi wywiązała nadal były wyraźne i nawet osoba o przeciętnym zmyśle magicznym mogła je spokojnie wyczuć. Był to też powód, dla którego czarodziej chciał możliwie jak najszybciej stąd odejść.
- Co prawda, miejsca dużo nie mamy, ale przyjemnością będzie dla nas, jeśli udzielisz nam swojego towarzystwa – dodał już głośniej, typowym dla siebie głosem, po czym zebrał myśli do rozeznania się w sytuacji i podjęcia jakichś kroków. Wszystko wskazywało na to, że Mizuko po prostu czasem musi się wypłakać, tak więc nie było sensu jej w tym przeszkadzać. Co więcej, chyba lubiła herbatę.
Pomny o to czarodziej podszedł do swoich meneli, po drodze gładząc po głowie mijaną naturiankę, po czym wytaszczył z nich niewielki garnek, trochę suszonych liści herbaty i manierkę wody. Nalał wody do garnuszka i za pomocą magii błyskawicznie ją zagotował, po czym lekko ostudził i dodawszy suszu zaparzył napar który następnie nabrał na duża chochlę.
- To dla Ciebie, Mizuko – rzekł do naturianki pogodnie, po czym zwrócił się do Zerr – Czy skusisz się na herbatę?
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 55
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Maie Kropli
- Profesje:
- Kontakt:
Czarodziej nie mylił się za bardzo, co do maie, czaesem po prostu potrzebowała się wypłakać. Tak dla równowagi dla jej pogodnego nastawienia. Nawet na czystym i pogodnym niebie czasem goszczą chmury i nie ma w tym nic zlego, deszcz też jest potrzebny. Zmywa trud i kurz a potem znów wychodzi slońce. Maie potrzebowała sobie poplakać, ale kiedy już przeszla największa ulewa zaczęła na powrót kojarzyć rezczywistość.
Dziewczyna o dziwnych oczach nie była taka straszna jak z początku wyglądała, fakt nadal była trochę straszna, ale nie aż tak. Samo spotkanie z czewonowłosą byłoby w normalnych warunkach naprawdę ciekawe i spotkałoby się ze szczerą, nieco dziecięca ciekawością naturianki i symatycznym przyjeciem. Ale Mizuko miała nadmiar emocji w ostatnim czasie i nie dała rady.
Płonienie wygasły i nie robiły już takiego dziwnego wrażenia. Mizuko pociągnęła noskiem pomiedzy kolejnymi lazami, ale kiwnęła głową energicznie na słowa czarodzieja, i o ile da się zobaczyc jej gest w tym to całym mroku można go bez problemu odczytać, ze zgadza się ze słowami pradawnego odnośnie zapraszania do udzielania towarzystwa jak to ujął. Poczuła jak gładzi ją po głowce, kiedy przechodził do swoich rezczy, ale nie bardzo widziała co tam kombinuje. Chlipala sobie dalej aż tu nagle niczym za dotknieciem czarodziejskiej różdżki potoki łez maie która za żywioł opiekuńczy miala wodę ustały. Co prawda w roli różdżki zadziałała tu herbata, ale skutek był zadowalający. Ciemnowłosa raz jeszcze pociągnęła noskiem i z autentyczną wdzięcznością wpatrzona w herbatę nie odrywając od niej wzroku powiedziała – Dziękuję- i sięgnęła po oferowany jej cudowny napój. Czarodziej w tym momencie otrzymał w małym serduszku naturianki bliżej niesprecyzowane bardzo ciepłe uczucia.
- To dobra herbata – powiedziała po chwili do Zerr a w jej głosie słychać było zaproszenie, chociaż troszkę niepewne to szczere. I należało docenić to, że gotowa była z nią się z nia nawet ową herbatą podzielić, bo nic tak nie łaczy jak dobra herbatka…
Dziewczyna o dziwnych oczach nie była taka straszna jak z początku wyglądała, fakt nadal była trochę straszna, ale nie aż tak. Samo spotkanie z czewonowłosą byłoby w normalnych warunkach naprawdę ciekawe i spotkałoby się ze szczerą, nieco dziecięca ciekawością naturianki i symatycznym przyjeciem. Ale Mizuko miała nadmiar emocji w ostatnim czasie i nie dała rady.
Płonienie wygasły i nie robiły już takiego dziwnego wrażenia. Mizuko pociągnęła noskiem pomiedzy kolejnymi lazami, ale kiwnęła głową energicznie na słowa czarodzieja, i o ile da się zobaczyc jej gest w tym to całym mroku można go bez problemu odczytać, ze zgadza się ze słowami pradawnego odnośnie zapraszania do udzielania towarzystwa jak to ujął. Poczuła jak gładzi ją po głowce, kiedy przechodził do swoich rezczy, ale nie bardzo widziała co tam kombinuje. Chlipala sobie dalej aż tu nagle niczym za dotknieciem czarodziejskiej różdżki potoki łez maie która za żywioł opiekuńczy miala wodę ustały. Co prawda w roli różdżki zadziałała tu herbata, ale skutek był zadowalający. Ciemnowłosa raz jeszcze pociągnęła noskiem i z autentyczną wdzięcznością wpatrzona w herbatę nie odrywając od niej wzroku powiedziała – Dziękuję- i sięgnęła po oferowany jej cudowny napój. Czarodziej w tym momencie otrzymał w małym serduszku naturianki bliżej niesprecyzowane bardzo ciepłe uczucia.
- To dobra herbata – powiedziała po chwili do Zerr a w jej głosie słychać było zaproszenie, chociaż troszkę niepewne to szczere. I należało docenić to, że gotowa była z nią się z nia nawet ową herbatą podzielić, bo nic tak nie łaczy jak dobra herbatka…
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości