Czarna PuszczaPuszcza [W Poszukiwaniu Legend]

Nocne zwierzęta, pumy, nietoperze, wilkołaki, niedźwiedzie. Pułapki, mroczne jaskinie, burze, wycie wilków, istoty przerażające i potwory... to tylko przedsmak tego co spotka Cię w Czarnej Puszczy, krainie znajdującej się na północny zachód od Doliny Umarłych, świecie, którego nigdy nie pozna przeciętne stworzenie.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Gewein
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Puszcza [W Poszukiwaniu Legend]

Post autor: Gewein »

-Mój ojciec powiedział mi kiedyś...
''-Kiedy mężczyzna z naszej rodziny osiągnie odpowiedni wiek, uczy się pieśni bitewnej naszych krewnych. Gdy twój wróg usłyszy ją w bitwie,
dosięgnie go trwoga. Gdyż będzie wiedział że jesteś jednym z Duraninów.''
-Pieśń, której nauczył mnie ojciec dokładnie brzmi tak:
***
" Gdy cień przybędzie odebrać nasze dusze.
niektórzy muszą powstać- światłość stróże.
imiona w głaz, duchy legend.
Czyny nieznane, jednak nigdy nie zapomniane.
To są Duraninowie- przepełnień honorem bez trwogi przez życie.
Pamiętajcie o nich gdy w nadziei zwątpicie. "
***


Legenda powiada że niegdyś pewien rycerz odnalazł, kamień przepełniony demoniczną energią. Jednak czy dobro może istnieć bez zła. Czy może być jasność bez ciemności. A jeśli odpowiedz brzmi nie to czy możliwe, że skoro ten artefakt istnieje. Jego przeciwieństwo musi także istnieć? Ku wielkiemu zdziwieniu kamień sam w sobie posiadał wielki potencjał. Za pomocą mocy światła zmieniono go w źródło czystość. Usuwając jego zło, a przynajmniej tymczasowo maskując, kamień przekuty został w broń. Została ona powierzona znalazcy a on nosił ją z honorem. Zdradzony... Wciągnięty w zasadzkę przez najbliższych, zaginął gdzieś w Mrocznej Puszczy. Ludzie powiadają że widują jego ducha przechadzającego się po skraju puszczy. Aczkolwiek żaden z tych którzy go widzieli nie doczekało opowiedzenia tego innym. Wielu weszło do puszczy w poszukiwaniu artefaktu, jednak nikt nie wyszedł. W tym samym celu w to miejsce udał się mość mężczyzna o imieniu Gewein. Szedł wiele dni oraz nocy, odwiedził wiele miast, rozegrał wiele bitew. Kiedy zaszedł na miejsce jego oczom ukazała się Karczma, stara nie wyglądająca na często odwiedzaną. Szedł on z zawahaniem do środka, będąc w środku zmierzył wzrokiem pomieszczenie. Po chwili skierował się w stronę stolika stojącego w najciemniejszym kącie. Oczekując na przybycie grupy którą miał załatwić mu pośrednik. Za jego pośrednictwem zostały rozesłane listy do wielu dzielnych wojaków, którzy względem Geweina okazali się najlepsi do tej roboty. Skryty pod ciemnym kapturem zaczął popijać z kufla trunek przygotowany przez karczmarza. W międzyczasie nucąc pieśń swoich przodków.
Awatar użytkownika
Sinon
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sinon »

Rozejrzała się po pomieszczeniu skrytym w półmroku, była to typowa karczma na kompletnym bezludziu, stara, zniszczona i zadymiona. Za kontuarem stał znudzony oberżysta powoli przecierając kufel. Zresztą w jego działaniu nie było ani krzty sensu, ścierka której używał do czyszczenia naczynia była brudna jakby używano jej bez przerwy od paru dobrych lat.
Wyczuła jeszcze czyjąś świadomość, rzuciła wzrokiem w kąt, siedział tam mężczyzna ukryty w cieniu kaptura. Szybkie sprawdzenie jego myśli utwierdziło ją w przekonaniu że to jest osobą, której szuka. Podeszła do stolika, niepewnie usiadła i zapytała:
- Czy to ciebie zwą Gewein? Poszukujesz zaginionego artefaktu, prawda?
Ostatnio edytowane przez Cerau 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: "(...) wypowiedzi zamieszczamy zwykłą czcionką od myślnika (...)"
Awatar użytkownika
Kashmeer
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kashmeer »

Nocną ciszę przerwał grzmot, a po chwili niebo przeszył piorun. Siarczysty deszcz stukał o dach karczmy. Ze środka dobiegały niegłośne rozmowy klientów. Drzwi otworzyły się dokładnie w momencie kolejnego grzmotu, tak że nowy przybysz wyglądał jak wysłannik piekieł. W progu stał przmoczony wojownik, z głową przykrytą dziwnym kapturem. U pasa połyskiwały mu dwa zakrzywione miecze, a dość spory pakunek na plecach przykuł wzrok zebranych. Zresztą nie tylko to. Również sam przybysz, a w szczególności odcień jego skóry. Jasnobrązowa karnacja i te kocie oczy. Wojownik zdjął rękawicę i przetarł twarz. Rozejrzał się uważnie po izbie. Do bogatych nie należała, ale w gorszych warunkach dane było mu przebywać. Na ścianach wisiały pozostałości, niegdyś pewnie pięknych, obrazów. Ściany swoją drogą lata świetności również miały daleko za sobą. Wzrok przybysza przykuł pewien tajemniczy osobnik w kapturze i siedząca przy nim lisołaczka. No, tak przynajmniej mu się zdawało, gdyż pierwszy raz w życiu widział przedstawiciela zmiennokształtnych. Odrzucił delikatnie pelerynę i zbliżył się do tej dwójki.
- Dostałem wiadomość. Jak mniemam z tobą miałem się spotkać...Geweinie? - nie miał pojęcia czemu zgodził się tu przyjść. Jego priorytetem jest odnalezienie Słyszącego oraz brata. Jednak z drugiej strony warto zapoznać nieco ludzi i nie-ludzi też oczywiście. Zawsze to jakaś nadzieja na wsparcie podczas starcia z Mamdoheptem i jego sługusami.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Niewielki oddział Ilirinleath przekonał się na własnej skórze iż czasem warto wsłuchać się w rady starszych. Bolesna lekcja przez którą większość z nich straciła życie. Mroczna puszcza zdecydowanie nie była miejscem przyjaznym elfom. W rzeczywistości żadna znana strażniczce istota nie chciałaby tu przebywać, a tymczasem jej towarzysze ginęli w tej nieprzyjezdnej okolicy. A wszystko dla głupiej kartki którą ktoś mądrzejszy od nich dawno już pogniótł i wyrzucił do kosza. Na ich nieszczęście Nilander ją odnalazł i uznał że zdobycie tajemniczego artefaktu to dla niego idealna okazja by się wykazać i zasłużyć na tytuł kapitana. Przystojny młodzieniec miał dar przekonywania dzięki któremu zdołał namówić grupę elfów do niebezpiecznej wyprawy.
Obecnie zostało ich ledwie pięcioro. Zagubieni i wyczerpani, usiłowali wydostać się z pułapki. Zewsząd ścigały ich hordy nieumarłych żądnych elfickiej krwi. Jeśli Nilander miał się w tej misji czymkolwiek wykazać to wykazał się ignorancją i brakiem rozwagi. Większość jego decyzji była zła, a każda następna tylko pogarszała sytuację. Najpierw poprowadził ich do z góry przegranego bóju, rozsypał zwarty oddział, a potem zarządził chaotyczną ucieczkę, pozostawiając rannych na łaskę bestii.
- Widzę dym. Niedaleko znajdują się jakieś ludzkie zabudowania. Najpewniej gospoda. – Oznajmiła Larinten. Zwiadowczyni jako jedyna z nich zdawała się dobrze bawić całą sytuacją. Jako kochanka dowódcy, wspierała jego decyzję starając się utrzymać morale grupy.
- Dobrze. Przebijamy się tam. Ufortyfikujemy i będziemy mogli się bronić. A jeśli szczęście nam sprzyja, znajdziemy na miejscu jakieś konie i wykorzystamy je w ucieczce. – Zdecydował Nilander.
- A co z ludźmi? – Spytała Ilia z niedowierzaniem przyjmując fakt że teraz posuną się do kradzieży i ściągnięcia bestii na niewinnych mieszkańców tych ziem. Elfka nie doczekała się odpowiedzi. Wycie zbliżających się upiorów dochodzące z głębi lasu zmobilizowało oddział do działania.
- Przebijamy się! Szybko! – Padł rozkaz. Mimo iż większość z nich czuła że dowództwo Nilander doprowadzi do katastrofy, strażników wyuczono wykonywać polecenia. Poza tym dobrowolnie zgodzili się pomóc dowódcy i nie zamierzali teraz zostawiać go samego. To Isilar miał być tym który rozliczy Nilandera z narażenia ich na niebezpieczeństwo.
- Biegiem! – Krzyczała Larinten, gdy najszybsze z umarlaków pojawiły się w zasięgu wzroku. Bestie nadciągały z wszystkich kierunków. Ilirinleath w biegu posłała kilka strzał w kierunku stworów zagradzających jej drogę. Broń elfów sprawdzała się dobrze w walca z nieumarłymi, jednak przy takiej przewadze liczebnej walka nie miła sensu. Skoncentrowana na swoim łuku elfka nie zauważyła przeszkody z pnia na swojej drodze. Przewracając się o kłodę potoczyła się w głęboki rów, lądując twarzą ziemi.
Ilia natychmiast chciała się zerwać i kontynuować ucieczkę nim jakiś stwór wbije jej ostrze w plecy, jednak coś innego chwilowo przykuło jej uwagę. Leząc na zerwanej przez siebie warstwie ziemi, Ilia dostrzegła drobną roślinę o szmaragdowych liściach. W mrocznej puszczy niewiele było zieleni , a ta nieliczna występowała w zgniłych odcieniach. Tymczasem niewielkie pędy miały w sobie niespotykaną tutaj naturę rozwijającego się życia. Elfka uznała iż znalezisko może być ważne i warto poświęcić chwilę by zakonserwować roślinkę i zabrać ja z sobą.
- Co ty tu robisz Ili. – Spytała Larinten zgrabnie zsuwając się po zboczu z którego strażniczka wcześniej spadła. – Nie ociągaj się. Masz – Towarzyszka wręczyła jej sztandar drużyny. – Najwyższy czas dać sobie spokój z tym szaleństwem i zacząć martwic o swoją skórę. – Ty go nieś. Ja znikam.
Ilirinleath wydostała się z rowu zaraz za krótkowłosą elfką. Z przerażeniem stwierdziła że nie potrafi dostrzec nikogo z swojego oddziały. Od karczmy dzieliło ją teraz jakieś sto metrów. Dopiero szczęk stali naprowadził wzrok Ilii na uwikłanego w walkę Nilandera.
- Przejmij gospodę! – Nakazał tamten – I poprowadź ludzi do boju!
Pomysł wydawał jej się szaleństwem. Ona sama ledwo trzymała się na nogach, najprawdopodobniej skręciła kostkę w wyniku upadku. Prezentowała się fatalnie. Pokryta liśćmi, spocona, brudna, z śladami krwi na ubraniu, z ledwością była w stanie walczyć a miała oczekiwać że ludzie w gospodzie zrobią to za nią.
Pokuśtykała do gospody wspierając się na sztandarze by nie obciążaj bolącej nogi. Pchnąwszy drzwi przed sobą stanęła w progu dysząc ciężko.
- Szlachetni obywatele Mauri, ja Ilirinleath z Adrionu wzywam was do walki z zbilżającą się tu zgnilizną i śmiercią. Chwyćcie za broń i nie pozwólcie by strach zapanował nad waszymi sercami. – Wyszeptała cicho po czym wyczerpana padła na podłogę.
Ostatnio edytowane przez Ilia 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Granit
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Granit »

Granit właśnie skończył dokręcać śrubę w jednym ze swoich butów. Westchnął ciężko, schował śrubokręt do pokrowca na pasie i przeciągnął się, wykonując przy okazji kilka obrotów nadgarstkami. Pokoik był mały i skromny, widać w nim było znaczne ślady użytkowania. Potężne drewniane belki stropowe rozciągały się przez całą długość pierwszego piętra starej karczmy, przytłaczając swoją masywnością nawet takiego krasnoluda jak on. Siedział już tutaj drugą noc, większość czasu poświęcając na studiowaniu starych ksiąg i badaniu okolicznej flory i fauny. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że po tylu dniach swojej wędrówki zawitał u północnych bram Alaranii. Okolica jednak nie przypominała promienistej, mieniącej się odcieniami zieleni i błękitu doliny zamieszkałej przez przyjazne Elfy. Ciemne, ponure konary wielu pradawnych drzew porastały cały tutejszy obszar, a wiecznie panujący półmrok przyprawiał o ciarki na plecach. Zdecydowanie słusznie nazwano to miejsce Mroczną Puszczą.
Granita z zamyślenia wyrwał nagły huk. Dochodził z dołu, z głównej sali karczmy. Krasnolud powolnym i nieco niezdarnym ruchem kamiennej dłoni zgarnął rzeczy ze stołu do plecaka. Jedna kartka wywinęła się między granitowymi palcami i zaczęła opadać na ziemie, lecz w ułamku sekundy została pochwycona w pewnym uścisku drugiej dłoni. Krasnolud pośpiesznie rzucił na świstek okiem.
"Ah, tak. Przydałoby się znaleźć pana Geweina i przekazać mu, że Sir Girlam nie dotrze na miejsce."
Granit znalazł kartkę w drodze, kilka dni przed dotarciem do tawerny. Jej właścicielem był nieszczęśliwiec z czterema bełtami w żebrach, całkowicie ograbiony z wszelkich kosztowności i konający w zaroślach. Bandyci, łupieżcy, zdrajcy - kimkolwiek byli, prawdopodobnie nie potrafili odczytać owego listu, więc zabrali to, co wydało im się cenne i zbiegli gdzieś daleko. Granit widział jeszcze dogasające światło życia w oczach mężczyzny - smutne spojrzenie umierającego w całkowitym zaskoczeniu wojownika. Ta haniebna śmierć ujęła kamienne serce krasnoluda. Pochował człowieka w płytkim grobie i ruszył w drogę, zachowując list i obiecując sobie, że przekaże smutne wieści nadawcy.
Kolejny huk z dołu karczmy. Zarzucił plecak na grzbiet i dziarskim krokiem ruszył po schodach w dół, ku sieni. Sporo czasu musiał spędzić w pokoju, gdyż zdążyło przybyć troje nowych gości. Pojawił się czarnowłosy jegomość, ciekawy z wyglądu człek odziany w aksamity, oraz ich towarzyszka.
"Chwila, czy ona ma zwierzęce uszy?! Nigdy czegoś takiego nie widziałem!" Pomyślał Granit stawiając ostatni krok ze schodów. Już miał podejść do ich stolika, gdy drzwi karczmy niemal zostały wyłupane przez wpadającą w nie człeczynkę. Wykrzyczała coś o chwytaniu za broń, śmierci i zgniliźnie - przynajmniej tyle zdążył zrozumieć - i padła na ziemię. Była brudna i chyba krwawiła. Dopiero teraz zauważył jej szpiczaste uszy. Kilka gości rzuciło się by wciągnąć nieznajomą do środka, podczas gdy karczmarz ze swoim wykidajłem pośpiesznie zaczęli barykadować drzwi pobliskimi stołami. Granitowi cała ta sytuacja nie przypominała wcale przygotowywań do potańcówki. Coś wisiało w powietrzu, szum i podniesione głosy zdradzały zaniepokojenie gości. Zacisnął zęby i ruszył by przyjrzeć się położonej na stole nieznajomej.
- Masz, wypij to. Złagodzi ból. Jesteś cała? - rzekł do elfki podając jej podręczny napar kojący.
Karczma zamilkła, gdy ktoś - albo coś - wydało przeciągliwy syk zza zabarykadowanego wejścia.
Awatar użytkownika
Gewein
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gewein »

Wszystko działo się tak szybko, lisołaczka, ranna elfka, krasnolud. Natłok zdarzeń był nieco przytłaczający. Przez chwilę w głowię Geweina pojawiła się myśl że to nie był najlepszy pomysł. Może lepiej było wyruszyć samemu i nie sprowadzać tu tych wszystkich niewinnych istot. Z letargu wybiły go dopiero cicho słyszalne okrzyki walki za zabarykadowanych drzwi. Nie myśląc długo zanik ktokolwiek zauważył jego zniknięcie. Skrywając się w cieniu sali ruszył w stronę schodów, następnie na górę "uczucie że coś wzywa go do walki nie odstępowało go nawet na krok". Ruszył w stronę pierwszego okna jakiego zobaczył na górnym piętrze. Jednym solidnym kopniakiem wyważył okno. "Głos wzywający do walki wydawał się coraz bardziej narastać". Zeskoczył tuż przed drzwi karczmy. Jego wzrok powędrował po polu bitwy, jeśli można to tak nazwać. Nieumarli którzy dysponowali przewagą liczebną wydawali się delektować cierpieniem elfów. Może i nie było już dla nich ratunku, może właśnie tak miało być, przeznaczenie. Niektórzy ludzie sądzą że przeznaczenia nie da się zmienić, Gewein jednak zawszę był innego zdania, jego jedyną wiarą jest nadzieja. Wiara, że nic nie jest stałe tak długo, jak będziemy próbować. Ta nadzieja, ta wiara budzi w każdym bohatera. Jego ręka odruchowo chwyciła rękojeść, błysk stali w jego oczach, oraz zamaskowany lęk w sercu. Czy nie to właśnie zgubiło tego którego poszukuje, nadmierna pewność w swoją potęgę oraz wiara jedynie w swoje umiejętność.
Pochwyciwszy sztandar który elfka najwyraźniej upuściła w drzwiach, ruszył w stronę niedobitków elfickiego oddziału. Ostrze jego co chwilę rozcinało kolejne martwe ciało ożywionego, póki nie znalazł się na samym centrum walki. Z impetem wbił sztandar w ziemię.
-WALCZCIE! jeśli chcecie jeszcze trochę pożyć. - Wykrzyczał, aby chociaż spróbować podnieść elfy na duchu. "Przez chwilę wrócił myślami do karczmy, a dokładnie do mężczyzna który wszedł tuż za lisołaczką". Wyglądał na dobrego wojownika, dobrze było by tu mieć kogoś takiego. Jego uwagę przykuła jednak postaci, znajdująca się daleko od pola walki, kilka metrów za linią drzew, postaci wyglądająca trochę jak widmo. Przyglądała się całemu zajściu. Gewein nie miał jednak za dużo czasu na przyglądanie się mu, gdyż kolejna fala nieumarłych kierowała się już w jego stronę. "W co ja się wpakowałem" pomyślał...
Awatar użytkownika
Sinon
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sinon »

Znając jej szczęście nic nie mogło obyć się bez kłopotów. Już po wejściu ciemnoskórego mężczyzny wyczuła wiele istot zbliżających się w stronę karczmy, chwila skupienia i wiedziała że to elfy i.... nieumarli? Co oni tu robią? Rozwiązywanie tej zagadki poprzez zaglądanie do umysłów przerwała jej jasnowłosa dziewczyna w zbroi wpadająca z impetem do pomieszczenia i krzycząca coś o stawaniu do broni.
I wtedy zaczął się prawdziwy chaos znikąd pojawił się krasnolud, który pobiegł pomóc elfce osuwającej się na podłogę, mężczyzna będący prawdopodobnie Geweinem z niewiadomych powodów umknął na górę. Nie to żeby posądzała go o tchórzostwo, zawsze istniała możliwość, że ma jakiś plan na wypadek niespodziewanego ataku na gospodę.
Przymknęła oczy szacując liczbę i umiejętności przeciwników okrążających karczmę, wszyscy nieumarli, przeciętnie wyszkoleni, mają jednak przewagę liczebną, pochłonięci są dobijaniem ostatnich wojowników z oddziału tej elfki, którą zajmuje się teraz krasnolud. Wyczuła jednak kogoś kto nie należał ani do nieumarłych ani do niedobitków, był to Gewein, stał tam pośrodku wrogiego oddziału przygotowując się na kolejny atak nieumarłych. Nagle dostrzegła coś jeszcze, coś o wiele potężniejszego niż cała reszta, to coś, a może ktoś stał dalej i przyglądał się całej potyczce z bezpiecznej odległości, nie miała pojęcia czym to jest, wszelkie próby użycia na tej istocie magii kończyły się niepowodzeniem, po paru nieudanych próbach dostania się do umysłu pozostawiła nieznane stworzenie same sobie pośpieszyła myślami do wojownika otoczonego przez nieprzyjaciela. Jej zdaniem nie miał szans sam przetrwać tej potyczki. Atakujących było po prostu zbyt wielu... i jeszcze to dziwne stworzenie na które nie działała magia mogło okazać się groźnym przeciwnikiem.
W myślach poszukując wyjścia z tej sytuacji zaczęła zmieniać emocje nieumarłych, po chwili większość istot wokoło walczącego człowieka była ogłupiona lub przerażona. Otwierając oczy zerwała się szybko rozejrzała po wnętrzu karczmy wyłapując wzrokiem wysokiego mężczyznę, który wszedł do gospody od razu po niej. Wyglądał na wojownika i nosił broń, a to chyba wystarczyło by mógł w czymś pomóc. Szybko do niego podeszła.
- Potrzebna jest twoja pomoc, Gewein poszedł w pojedynkę walczyć z nieumarłymi, wątpię by miał jakiekolwiek szanse. Proszę zrób coś, bo inaczej ten człowiek tam zginie i cała podróż tutaj pójdzie na marne.
Awatar użytkownika
Kashmeer
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kashmeer »

Inni może i mogli pogubić się w obecnych zdażeniach, ale Kashmeer jako generał wojsk swojego ojca zawsze był przygotowany na takie sytuacje. Dziewczyna nawet nie musiała go o nic prosić, gdyż ten od razu wybiegł przed karczmę, dobywając bułatów i wściekle rzucił się na nieumarłych. Przewaga liczebna? Treningi z ojcem były sto razy trudniejsze. Żywe trupy zachowywały się jak kukiełki, którym Kashmeer raz po razie odcinał sznureczki. Widział, że Gewein radzi sobie nieźle, ale nawet najlepszy wojak otoczony przez przeciwnika może się złamać.
- Muszę mu pomóc! - rzucił się w stronę mężczyzny, po drodze bardziej tratując, niż rozcinając nieumarłych. Z impetem wbił się w coraz ciaśniejszy krąg z Geweinem w centrum.
- Domyślam się, że nie jest to część planu, co? - powiedział ironicznie, parując kolejny atak wroga. Większość elfów leżała już martwa, a ci którzy cudem przeżyli pierwszą falę byli właśnie dobijani przez trupy. Kashmeer nie wiedział, czy to tylko złudzenie, ale z chwili na chwilę, nieumarłych przybywało. Domyślił się, że źródłem problemu musi być ta tajemnicza, czarna postać, stojąca na skraju lasu. Nie mógł się jednak dłużej jej przyglądać, gdyż napierający wróg nie dawał spokoju. Raz po razie na korpusach trupów lądowały ostrza wojownika, brutalnie tnąc i rozrywając przegnite ciała.
- Czy mi się wydaje, czy jest ich dwa razy więcej niż przed chwilą?! - krzyknął, wbijając bułat aż po rękojeść w brzuch umarlaka. Nagle ziemia zatrzęsła się, a pośród szczęku stali dało słyszeć się przeciągłe wycie, a potem harkot jakby dzikiego zwierzęcia. - Coś się zbliża! Coś groźnego!
Nieumarli zaczęli jakby trochę odpuszczać, ale w żadne sposób nie cieszyło to wojownika. Nie wiedział z czym przyjdzie im walczyć. Na nieszczęście odpowiedź już się pojawiłą. Spomiędzy drzew wyskoczył wielki jak dom potwór, przypominający konia połączonego ze smokiem. Czteronożne zwierzę z dymiącymi kopytami i paszczą ziejącą niezidentyfikowanymi, czarnymi oparami.
- Na święte piaski Denerii! Cóż to jest!?
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Ilirinleath nie wiedziała jak długo pozostawała nieprzytomna. Jej myśli na powrót powędrowały do lasów Adrionu, do czasów gdy odbywała szkolenie strażniczki. Grupka elfów zgromadzona na leśnej polanie wsłuchiwała się w wykład kapitana Isilara na temat ludzi.
- Nie możemy im ufać. Oni są zbyt podatni na działanie magii. Szczególnie zło łatwo przenika w ich umysły i pustoszy ich serca, wypełniając je niegodziwością, chciwością i egoizmem. Ludzie mieszkający w pobliżu mrocznej puszczy różnią się znacznie od obywateli państw sąsiadujących z lasami elfów. Zbyt długo pozostawali pod działaniem złej woli by nie ulec jej mocy – krótko i zwięźle opowiedział dowódca – dlatego najlepiej unikać ich towarzystwa i nie liczyć na szlachetny gest z strony mieszkańców Mrocznej Puszczy.
Elfka zerwała się nagle, uświadamiając sobie jak wielki błąd popełniła szukając schronienia w tej gospodzie. Jeśli jej kapitan miał rację, znalazła się w otoczeniu nieprzychylnie nastawionych osób których naiwnie poprosiła o pomoc. Czuła ze jest zgubiona, jednak ku swojemu zaskoczeniu zamiast nieprzychylnych spojrzeń w swoim kierunku, ujrzała nad sobą zatroskaną twarz krasnoluda. Nie przypuszczała że kiedykolwiek ucieszy ja widok Norda. Mimo niechęci jaką rasy elfów i krasnoludów żywiły do siebie, wiedziała ze nie ma w nim wroga. Ludy północy oznaczały się znacznie większą odpornością na otaczające ich zło. Niełatwo było zmienić ich przekonania, złamać dumę i upór. Ludzie w gospodzie mogli znajdować się pod wpływem uroku mieszającego im w głowach, jednak krasnolud najprawdopodobniej pozostał wierny własnym zasadą.
- Ja… , nie, nic mi nie jest. To tylko zmęczenie. – Ilia usiłowała wstać wspierając się na ramieniu Granita. – Nie mogę tu zostać… musze im pomóc… - Wyszeptała z trudem. Dopiero spoglądając za barków krasnoluda, elfka mogła ujrzeć otoczenie karczmy. Wszędzie panował chaos. Ludzie stoczeni w różne grupy zażarcie dyskutowali nad swoją sytuacją. Brakowało im dowódcy. Kogoś kogo darzyli by uznaniem i za kim byliby gotowi ruszyć w bój. Ci bardziej praktyczni starali się barykadować drzwi i okna lub pospiesznie organizować wszystko co nadawało się na broń, większość jednak skupiała się na przekonaniu pozostałych do własnych racji. Ilirinleath miała wrażenie że każdy z obecnych usiłuje przeforsować własne zdanie. Ktoś opowiadał się by ruszyć na pomoc walczącym, inni doradzali ucieczkę lub obronę wewnątrz murów gospody, jeszcze inni uważali iż to elfowie są zagrożeniem i należy ich wydać w ręce nieumarłych. Przerażająca myśl chociaż z drugiej strony oni byli tu obcy, natomiast miejscowi przywykli do życia w otoczeniu ożywieńców.
- Potrzebuję konia – elfka zwóriła się do krasnoluda - jeśli to nas ścigają odciągnę ich od tego miejsca – zaproponowała, gdy nagle przerażające wycie wypełniło przestrzeń. Ilirinleath podeszła do okna gdzie przez szczelinę w barykadzie ujrzała straszliwą bestię. Nigdy wcześniej nie widziała takiego stwora. Wolała nie zgadywać z jak odległych czeluści piekieł musiał pochodzić. Jeszcze bardziej niż tajemniczy stwór, przeraził ja widok martwego Nilandera znajdującego się pod łapą potwora.
-„Dokonało się! Wszystkie parszywe elfy są martwe.” – Głos dochodzący do świadomości zebranych wydawał się nienaturalny i pusty – „Wola władcy została wypełniona. A co do was nędznicy którzy ośmielili się stanąć po stronie tych marnych istot, wiedzcie iż skazują was na śmierć. Jednak nie odbiorę waszego podłego życia już teraz. Pozwolę by strach i cierpienie odebrały wam zmysły doprowadzając na skraj obłędu. Wtedy to, gdy będziecie błagali o śmierć zobaczymy się ponownie.” – Zaśmiał się upiór.
Jak na komendę nieumarli otaczający gospodę zaczęli się wycofywać. Zombie i inne bestie zupełnie nie przypominały chaotycznej gromady istot nie będących w stanie logicznie rozumować. Ktoś lub cos kierowało ich poczynaniami, a co jeszcze dziwniejsze ów upiór mimo niewątpliwie potężnej mocy nie był w stanie wyczuć obecności Ilirinleath wewnątrz budynku. Elfka nie miała złudzeń iż ściany gospody nie stanowiły żadnej bariery dla magii. Czemu wiec ona samo pozostawała niewidoczna. I co powinna powiedzieć teraz zabranym w karczmie ludziom? Narazili ich na niebezpieczeństwo i zemstę z strony tej tajemniczej postaci. Upiór nie wskazywał dokładnie kogo oskarżał o udzielenie elfom pomocy czym wywołał niepewność wśród wszystkich zgromadzonych.
Elka instynktownie wyczuwała że nie powinna przebywać dłużej w tym miejscu. Teraz gdy bezpośrednie zagrożenie minęło, ludzie zgromadzeni w karczmie nie kryli wrogości względem jej osoby. Ile czasu minie nim ktoś zechce odkupić swoje winy i powrócić do łask upiora?
- Jest mi tak bardzo przykro. Przepraszam. – Oświadczyła cofając się w stronę drzwi wyjściowych – Naprawdę nie chcieliśmy by coś takiego się wydarzyło. Wszystkie te nieprzyjemności na które was naraziliśmy…. Obiecuję że odejdę i nigdy więcej mnie tu nie zobaczycie.
Awatar użytkownika
Granit
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Granit »

Chłodny wiatr powiał nad pobojowiskiem, roznosząc delikatny zapach starej, zakrzepłej krwi i smrodu rozkładających się ciał. Szczęk ostrzy i krzyki walczących ucichły, ustępując miejsca lamentowi rannych i dyszeniu zmęczonych. Gospoda w mgnieniu oka zaczęła pustoszeć. Gdy tylko nieumarłe istoty wtopiły się w gęstwiny, spora grupa ludzi w przerażeniu rzuciła się do stajni siodłać wierzchowce. Martwa cisza zamieniła się teraz w mieszankę zdenerwowanych szeptów, szelestu i rżenia koni.
Elfka, przekonana, że zaraz zostanie zlinczowana przez przerażoną grupę gości, została całkowicie przez nich zignorowana. Granit dostrzegł na jej twarzy wyraźne zakłopotanie i zdziwienie, kiedy przywarta do zewnętrznej ściany gospody oglądała groteskowy taniec tchórzliwych ludzi, pierzchających w obie strony pobliskiego traktu. Krasnolud przeskoczył nad resztkami zabarykadowanych drzwi i oparł się o futrynę, wyciągając cygaro z kieszeni. Czuł, że w pobliżu nie ma już niebezpieczeństwa. Czymkolwiek były te istoty, zniknęły, prawdopodobnie za rozkazem ogromnego stworzenia. Granit był przerażony i jednocześnie zafascynowany głosem, który usłyszał w swoich myślach. Tak nienaturalny i pusty, jednak niesamowicie intrygujący.
Jakim cudem to coś mogło dostać się do jego umysłu? Próbował pozbierać swoje myśli. Delikatny płomień rozjarzył końcówkę cygara, gdy krasnolud odpalił go długą zapałką. Pociągnął, napełniając swoje usta i wypuścił gęsty, mocno waniliowy dym. Zawsze starał się na początku zorientować w sytuacji, aniżeli działać pochopnie. Rozglądnął się - dookoła zalegały zmasakrowane trupy już dawno nieżywych ludzi. Pomiędzy nimi widać było ciała nieszczęsnych elfów, rozdarte i poszarpane. Po środku małego dziedzińca stała dwójka ocalałych wojowników; widział ich wcześniej przy stoliku wraz z lisią kobietą. Byli niesamowicie waleczni, lecz rzucając się w tłum nieumarłych dowiedli swojej ogromnej odwagi i głupoty naraz.
"Być może jedynie ja uciekam się do walki tylko w ostateczności" - pomyślał, wypuszczając kolejny obłok dymu. "Mimo wszystko dobrze by było mieć ich po swojej stronie."
Gospodarz wraz ze swoim pachołem zaczęli sprzątać pobojowisko. Jego duże, sumiaste wąsy zdawały się nieustannie falować, gdy ten wylewał z siebie potok najgorszych przekleństw, obwiniając na zmianę nieumarłych i elfy. Atmosfera stała się bardzo napięta. Garstka pozostałych gości pochowała się w swoich pokojach na piętrze; najwidoczniej jako jedyni nie postanowili czmychać gdzie pieprz rośnie.
Krasnolud obrócił się przez swoje lewe ramie do dyszącej elfki, opartej o ścianę po drugiej stronie drzwi. Najwyraźniej nadal nie mogła złapać oddechu po ostatnim zajściu.
- Ma Pani ogromne szczęście, że człeczyny nie są tak pamiętne jak krasnoludy. Odwagą też nie śmierdzą, pomijając oczywiście tamtą dwójkę. - Skinął kamienną ręką na parę ocalałych wojowników, jednocześnie robiąc krok w przód. - Witajcie, człekowie. Jestem Granit. Do usług waszych i waszych klanów. - Uśmiechnął się przyjaźnie, odsłaniając pożółkłe zęby. - Pozwólcie, że spytam: czy któregoś z was tutaj zebranych zwą Geweinem? - dodał, chwytając cygaro w prawą dłoń. Rozłożył ręce w oczekiwaniu na odpowiedź i ciekawsko rozglądnął się po wszystkich ocalałych.
Awatar użytkownika
Gewein
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gewein »

Wir walki pochłonął doszczętnie Geweina oraz towarzysza który niebawem do niego dołączył. Wszystko działo się tak szybko nie było nawet chwili na namysł. -Nie to nie jest cześć planu, jednak każdy nieumarły skupiony na mnie. To jedne nieumarły mniej dla nich. - Dalszą rozmowę przerwał jednak stwór który wyłonił się za drzew " wielki jak dom potwór, przypominający konia połączonego ze smokiem. Czteronożne zwierzę z dymiącymi kopytami i paszczą ziejącą niezidentyfikowanymi, czarnymi oparami". Następnie słowa które usłyszał w swojej głowie. Gewein wywnioskował że ów widmo jest tylko pionkiem w rękach istoty o wiele większej. Jednak ten głos jak chwilę później śmiał stwierdzić, nie to nie był ten sam głos który nakazał mu walczyć z nieumarłymi. Czyżby właśnie to była ta większa istota a może dobry duch który chciał im pomóc. Wtedy dobiegł go głos elfki, o której prawie że zapomniał. Wspominała coś o tym że jej przykro, najwyraźniej chciała jak najszybciej ulotnić się z karczmy. Gewein jednak wiedział że to właśnie ona wypełni wolną lukę w jego grupie.
Powoli skierował się w stronę drzwi, jednym zamaszystym ruchem otworzył je. Od razu skierował się ku elfce, z zważając na ludzi stających dookoła ani na krasnoluda. Położył jej dłoń na prawym ramieniu -Myślisz że po tym wszystkim co się tu stało, oni... - wskazał palcem na poległem elfy. -Że oni wszyscy chcieliby abyś teraz uciekła. Oni oddali życie abyś mogła aż tu dotrzeć. A ty chcesz od tak odejść i pozwolić im zginąć na darmo. [Wtedy głos w jego głowie znowu przemówił - Dobrze Duraninie, posiadasz już grupę która może dokonać wielkich rzeczy. Następnym zadaniem w twojej podróży będzie odnalezienie mnie...]. Przemowę wewnętrznego głosu przerwał krasnolud. Dopiero teraz wojownik uświadomił sobie że przecież im się nie przedstawił. -Dziękuje mość krasnoludzie za przypomnienie. -Zaczął. -Jakże nie miło z mojej strony. Tak to mnie zwą Gewein'em. - Chciałbym także podziękować tobie wojowniku -Skierował się ku nieznajomemu który chwilę temu pomógł mu w walce z nieumarłymi.
Awatar użytkownika
Sinon
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sinon »

Z każdą minutą upewniała się iż źle zrobiła wyruszając na tę wyprawę. W potyczce była całkowicie nieprzydatna, owszem znała się na magii lecz tylko na takiej pozwalającej wywieść w pole proste, ludzkie umysły, o armii nieumarłych nie wspominając. Nawet w postaci lisa była zbyt słaba by pomóc w walce, czyli jednym słowem była bezużyteczna.
Rozważała nawet możliwość szybkiego upuszczenia kompanii póki nikt nie zwracał na nią uwagi, mogłaby nawet sprawić że nie pamiętaliby, że kiedykolwiek ją widzieli lecz honor jej na to nie pozwalał.
Rozejrzała się po towarzyszach, wszyscy wyglądali na wojowników, żadnego maga, ani innej bratniej duszy dzięki której czułaby się pewniej, ale tak już bywa. Była już pewna, że mimo wszystko pozostanie razem z nimi, nie ważne jak bardzo miałaby być nieprzydatna.
Zablokowany

Wróć do „Czarna Puszcza”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości