Upadły chyba dostrzegł przestrach Kathleen przed szkarłatną posoką, toteż ponownie zwrócił się do karczmarza, tym razem grzecznie prosząc o posprzątanie. Przerażony mężczyzna chyba już nawet nie miał ochoty oponować i szybko się za to wziął, zaś Vaxen przeskoczył przez ladę, wszedł do kuchni na zapleczu i zaczął szukać herbaty. Znalazł trzy różne rodzaje, z czego jeden z nich był chyba o wiele wyższy gatunkowo.
- Jaką tą herbatkę chciałaś? - krzyknął Anioł zza drzwi do Syreny i, nie czekając na odpowiedź, krzyknął ponownie: - Ta chyba jest tu najlepsza.
Gdy woda już zagotowała się na piecu, wybrał największy kubek jaki znalazł, nasypał do niego dwie łyżeczki suszonych liści i zalał wrzątkiem za pomocą chochli. Po kilku minutach przed Kath stał napar, cukier i plasterek cytryny. Vax natomiast wrócił do swojego niedokończonego posiłku, szybko uprzątnął zawartość talerza i wrócił do stolika, przy którym siedziały kobiety.
Naturianka wciąż była roztrzęsiona, ale przynajmniej ślady krwi zniknęły z drewnianej posadzki. Karczmarz wrócił na zaplecze, celowo unikał kontaktu z obecnymi gośćmi. Vaxen wyraźnie nawet nie czuł pokory przed tym, co zrobił. Bez mrugnięcia okiem zamordował niewinnego człowieka, drugiego poważnie zranił, wypłoszył całą karczmę. Na pewno ktoś na to doniósł straży miasta, więc lada moment mogli się tu spodziewać rewizji. Na szczęście zachód słońca był bliżej niż dalej, więc mógł spokojnie uciec w razie potrzeby znikając przed pogonią w ciemności. Bardziej natomiast obawiał się o Liddel i Kathleen. Wydawały się słabe, i choć elfka nie była w pełni władz umysłowych, nawet ona nie rzuciłaby się z tulipankiem zamiast broni i wodą zamiast mózgu na cały oddział zbrojnych rycerzy. "Chyba..." - pomyślał, jednak zostawił tą uwagę dla siebie. Mieli chwilę spokoju.
- Jak jesteś tak bardzo głodna, to jedz częściej. Jesteś bardzo wychudzona. - Dał jej skórzany mieszek z podzwaniającą zawartością. - To powinno starczyć na dwa tygodnie, po trzy posiłki dziennie. Tylko nie kupuj za to alkoholu.
Elisia ⇒ [Karczma na obrzeżach miasta] Topienie szaleństwa w alkoholu
- Vaxen
- Szukający Snów
- Posty: 153
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
- Kontakt:
- Liddel
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 14
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Nikt nie podaje jej wódki, dlaczego nikt nie podaje jej wódki?
Karczmarz sprząta i dobrze, bo już można się ślizgać na tej krwi jak na ślizgawce, Vaxen robi herbatkę, a ona nie lubi herbatki, ona lubi wódkę, a ta istotka kuli się z boku, czyżby się bała? Jak można się tego bać, to tylko realność, są gorsze rzeczy.
A więc idzie, idzie po wódkę, do piwniczki z alkoholami, a tam widzi raj, butelki po sam sufit, wszystko co najlepsze. Ma przy sobie swoją wyświechtana torbę, ma, więc pakuje to wszystko, całe stosy butelek tylko najmocniejszy trunek, tak, starczy jej na jakiś czas, o tak. Ale ona chciałaby więcej, i więcej, ale jak to zabrać, skoro sama nie może? I choć strasznie żałuje jedyne co może zrobić to wypić ile zdoła a potem wytłuc cały ten dobytek, nikt nie będzie miał alkoholu, jeśli ona mieć go nie może, o nie.
Torba jest już pełna, bardzo ciężka, ale to nic, to jej skarb, skarb ... Bierze jeszcze kilka butelek, czemu nie, i wraca do karczmy, zje jeszcze trochę, choć ją mdli, ale jeszcze sama sobie za to podziękuje.
Patrzy się na Vaxena ponuro, kiedy ten proponuje jej pieniądze.
- Jeśli nie będę kupować sobie alkoholu w ciągu dwóch tygodni sama zamorduję się, popełnię samobójstwo, byleby zaprzestać widzieć co widzę. Nie dziękuję, wolę alkohol.
Wtedy widzi karczmarza, ta mała wredna szuja, jak skrada się do drzwi, czy oni tego nie widzą, kapuś chce na nich donieść, mały sprzedawczyk. Trzeba reagować zanim będzie za późno, ale nie mówi pozostałym, po co, choć może oni też to widza, ale to ona będzie interweniować, przynajmniej nie nabrudzi.
Więc łapie go za ramię, o tak, i ciągnie go tam gdzie jest najciemniej, tak będzie najłatwiej, a on skamle o litość, lecz skoro ona się najadła, to one też powinny, prawda? Chociaż nie wie czy one postrzegają to jako jedzenie, chyba nie, ale tak będzie bardziej sprawiedliwie.
Rzuca go na podłogę, a on jej grozi, grozi, a Liddel grozić nie wolno, nieładnie tak grozić damie, nawet upadłej damie, nieładnie. Mówi o straży miejskiej, o tym że zostanie ukarana, lecz co on wie o karze? Więc skina ręką, a cienie rzucają się na niego, dawno już tego nie robiła, potrafi to tylko wtedy gdy jest najbliżej granicy, lecz dzisiaj ją już prawie przekroczyła i czuje kropelkę krwi na wardze, nie własnej. I jest tak samo opętana przez szaleństwo jak inni przez złe duchy, więc może to zrobić, o tak.
A cienie pochłaniają karczmarza i już go nie ma, nie ma nawet kosteczki, plamki krwi, czegokolwiek, już karczmarz nie musi sprzątać, bo go już nie ma. Nie wie co mu się tak dokładniej stało, nie wie czy zniszczeniu ulega także dusza, ale cienie zadowolone, może najedzone chowają się w kątku, wystarczy.
A więc wraca do Vaxena i do syrenki, zje jeszcze trochę, na przyszłość.
Karczmarz sprząta i dobrze, bo już można się ślizgać na tej krwi jak na ślizgawce, Vaxen robi herbatkę, a ona nie lubi herbatki, ona lubi wódkę, a ta istotka kuli się z boku, czyżby się bała? Jak można się tego bać, to tylko realność, są gorsze rzeczy.
A więc idzie, idzie po wódkę, do piwniczki z alkoholami, a tam widzi raj, butelki po sam sufit, wszystko co najlepsze. Ma przy sobie swoją wyświechtana torbę, ma, więc pakuje to wszystko, całe stosy butelek tylko najmocniejszy trunek, tak, starczy jej na jakiś czas, o tak. Ale ona chciałaby więcej, i więcej, ale jak to zabrać, skoro sama nie może? I choć strasznie żałuje jedyne co może zrobić to wypić ile zdoła a potem wytłuc cały ten dobytek, nikt nie będzie miał alkoholu, jeśli ona mieć go nie może, o nie.
Torba jest już pełna, bardzo ciężka, ale to nic, to jej skarb, skarb ... Bierze jeszcze kilka butelek, czemu nie, i wraca do karczmy, zje jeszcze trochę, choć ją mdli, ale jeszcze sama sobie za to podziękuje.
Patrzy się na Vaxena ponuro, kiedy ten proponuje jej pieniądze.
- Jeśli nie będę kupować sobie alkoholu w ciągu dwóch tygodni sama zamorduję się, popełnię samobójstwo, byleby zaprzestać widzieć co widzę. Nie dziękuję, wolę alkohol.
Wtedy widzi karczmarza, ta mała wredna szuja, jak skrada się do drzwi, czy oni tego nie widzą, kapuś chce na nich donieść, mały sprzedawczyk. Trzeba reagować zanim będzie za późno, ale nie mówi pozostałym, po co, choć może oni też to widza, ale to ona będzie interweniować, przynajmniej nie nabrudzi.
Więc łapie go za ramię, o tak, i ciągnie go tam gdzie jest najciemniej, tak będzie najłatwiej, a on skamle o litość, lecz skoro ona się najadła, to one też powinny, prawda? Chociaż nie wie czy one postrzegają to jako jedzenie, chyba nie, ale tak będzie bardziej sprawiedliwie.
Rzuca go na podłogę, a on jej grozi, grozi, a Liddel grozić nie wolno, nieładnie tak grozić damie, nawet upadłej damie, nieładnie. Mówi o straży miejskiej, o tym że zostanie ukarana, lecz co on wie o karze? Więc skina ręką, a cienie rzucają się na niego, dawno już tego nie robiła, potrafi to tylko wtedy gdy jest najbliżej granicy, lecz dzisiaj ją już prawie przekroczyła i czuje kropelkę krwi na wardze, nie własnej. I jest tak samo opętana przez szaleństwo jak inni przez złe duchy, więc może to zrobić, o tak.
A cienie pochłaniają karczmarza i już go nie ma, nie ma nawet kosteczki, plamki krwi, czegokolwiek, już karczmarz nie musi sprzątać, bo go już nie ma. Nie wie co mu się tak dokładniej stało, nie wie czy zniszczeniu ulega także dusza, ale cienie zadowolone, może najedzone chowają się w kątku, wystarczy.
A więc wraca do Vaxena i do syrenki, zje jeszcze trochę, na przyszłość.
- Kathleen
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 53
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Syrena
- Profesje:
- Kontakt:
Ktoś kiedyś powiedział, że życie jest brutalne. Mylił się. Życie jest piękne, to ludzie są okropni. Wszystko niszczą, psują... No bo po co ją zaczepiali? Gdyby dalej grali w te głupie kości, do niczego by nie doszło. Żyliby, pili, jedli. Robiliby wszystko. A tak to jeden stracił dłoń, zaś drugi skrócił swe życie o dobrych siedemdziesiąt lat. Przecież to był jeszcze młody chłopak! Zaraz... czy ona właśnie próbowała zwalić na nich winę? Przecież to wszystko działo się przez nią. Tak, przez rudowłosą syrenę, która przyszła do tej karczmy i z powodu której rozegrało się tu piekło.
Słyszała, jak karczmarz zaczyna sprzątać krew. Też by tak zrobiła na jego miejscu. W sumie, to nie miała pojęcia czy tamta dwójka to jej przyjaciele czy też wrogowie. Może powinna zacząć się bać o swoją głowę bądź ręce? Przecież stanięcie w jej obronie mogło być tylko pretekstem to wszczęcia tej rzezi.
Słysząc głos Vaxena, odwróciła lekko głowę w jego stronę, próbując się zmusić na subtelny uśmiech. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć na zadane pytanie, bowiem wymieniony powyżej już szedł w kierunku dziewczyny, niosąc gliniany kubek z gorącym naparem. Po zapachu poznała, że są to zioła z Szepczącego Lasu. Elfy wiedziały, co należy zrobić, aby rośliny po zalaniu wrzątkiem tak cudownie pachniały. Już sama woń herbaty sprawiła, iż Kathleen się nieco uspokoiła, zaś smak wywołał w niej euforię.
- Dziękuję, jest bardzo... smaczna - powiedziała cicho, odrobinę zakłopotana. Nie miała pojęcia czy użyła właściwego określenia. Herbata mogła być smaczna? Ach, nieważne.
Zajęta delektowaniem się swoim zamówieniem, nie zwróciła uwagi na karczmarza, który próbował uciec. Tak naprawdę byłoby jej to nawet na rękę, gdyż zdawała sobie sprawę, że po tym, czego był świadkiem, tamta dwójka nie puści go wolno. Aromat naparu chyba zatkał jej uszy, bowiem nie słyszała gróźb mężczyzny skierowanych do Liddel. Im mniej rudowłosa wie, tym zdecydowanie lepiej dla niej, nieprawdaż?
Gdy dziewczyna ujrzała dno kubka i już żadna kropelka nie chciała wpłynąć do jej ust, odłożyła gliniany wytwór na stół, po czym się podniosła i rozejrzała dookoła. Właściciel zniknął w wiadomych okolicznościach, jednak ona sobie wmawiała, że po prostu wyszedł.
- Jakoś tu tak ponuro - wymamrotała, błądząc swym niebieskim spojrzeniem po pomieszczeniu. - Co teraz będziecie robić? Nie ma już nikogo do zabicia - dodała po chwili, tym razem nieco głośniej.
Słyszała, jak karczmarz zaczyna sprzątać krew. Też by tak zrobiła na jego miejscu. W sumie, to nie miała pojęcia czy tamta dwójka to jej przyjaciele czy też wrogowie. Może powinna zacząć się bać o swoją głowę bądź ręce? Przecież stanięcie w jej obronie mogło być tylko pretekstem to wszczęcia tej rzezi.
Słysząc głos Vaxena, odwróciła lekko głowę w jego stronę, próbując się zmusić na subtelny uśmiech. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć na zadane pytanie, bowiem wymieniony powyżej już szedł w kierunku dziewczyny, niosąc gliniany kubek z gorącym naparem. Po zapachu poznała, że są to zioła z Szepczącego Lasu. Elfy wiedziały, co należy zrobić, aby rośliny po zalaniu wrzątkiem tak cudownie pachniały. Już sama woń herbaty sprawiła, iż Kathleen się nieco uspokoiła, zaś smak wywołał w niej euforię.
- Dziękuję, jest bardzo... smaczna - powiedziała cicho, odrobinę zakłopotana. Nie miała pojęcia czy użyła właściwego określenia. Herbata mogła być smaczna? Ach, nieważne.
Zajęta delektowaniem się swoim zamówieniem, nie zwróciła uwagi na karczmarza, który próbował uciec. Tak naprawdę byłoby jej to nawet na rękę, gdyż zdawała sobie sprawę, że po tym, czego był świadkiem, tamta dwójka nie puści go wolno. Aromat naparu chyba zatkał jej uszy, bowiem nie słyszała gróźb mężczyzny skierowanych do Liddel. Im mniej rudowłosa wie, tym zdecydowanie lepiej dla niej, nieprawdaż?
Gdy dziewczyna ujrzała dno kubka i już żadna kropelka nie chciała wpłynąć do jej ust, odłożyła gliniany wytwór na stół, po czym się podniosła i rozejrzała dookoła. Właściciel zniknął w wiadomych okolicznościach, jednak ona sobie wmawiała, że po prostu wyszedł.
- Jakoś tu tak ponuro - wymamrotała, błądząc swym niebieskim spojrzeniem po pomieszczeniu. - Co teraz będziecie robić? Nie ma już nikogo do zabicia - dodała po chwili, tym razem nieco głośniej.
- Vaxen
- Szukający Snów
- Posty: 153
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
- Kontakt:
Vaxen kątem oka dostrzegł co się dzieje z karczmarzem, ale postanowił puścić to mimo uszu. Nie jego sprawa, więc się nie mieszał. Po chwili Liddel dosiadła się do stolika, a niczego nieświadoma Kathleen dopiła ostatnie krople naparu.
- Mam propozycję. Jak najszybciej musimy się stąd zmyć, nim straż miasta zorientuje się, iż nadal tu jesteśmy. Nie chcę mieć powtórki z mojego ostatniego pobytu w karczmie - rzekł nagle Upadły, wspominając minione wydarzenia z gospody w Ostatnim Bastionie, gdzie spotkał dwie Piekielne: Carmilię i Myosoti. Przypomniał sobie jak to się skończyło i postanowił wprowadzić słowa w czyn. - Pospieszmy się. Wiem gdzie możemy się udać. Tam... Możliwe, że się tam wyleczysz - zwrócił się do elfki. - A ty pewnie znajdziesz to, czego szukasz. O ile czegoś szukasz, choć nie wyobrażam sobie, żebyś wychodziła z oceanu na powierzchnię tylko aby pozwiedzać - te słowa wypowiedział do Kathleen i gdy już usłyszał odpowiedz kobiet wstał, podał dłonie obu towarzyszkom aby pomóc im wstać i wyciągnął je przed karczmę.
W oddali drogi majaczyły już pochodnie. Zapewne strażnicy zostali niedawno poinformowani i teraz kierowali się do karczmy. Vaxen pociągnął Elfkę i Naturiankę za sobą, pospieszając je. Wydostali się za bramę miasta i maszerowali na zachód w kierunku Pustyni Nanher.
Wraz z nastaniem jutrzenki przekroczyli granicę piaszczystej równiny, a temperatura wyraźnie wzrosła. Piekielny podał Mieszkance Oceanu bukłak z wodą.
- Musisz dużo pić. Nie krępuj się - powiedział do niej samemu, do końca nie wiedząc, czemu zabrał je ze sobą. Nie dość, że je narażał na trudy podróży przez skwar, to jeszcze na miejscu mogło być dwukrotnie bardziej niebezpiecznie. Gdy sobie przypominał jak wyglądała ostatnia potyczka na Szklanym Pustkowiu... Jakie ponieśli wtedy straty...
Drogą z zachodu na wschód, a więc w kierunku przeciwnym niż Upadły, Elfka i Naturianka zmierzały coraz większe ilości karawan kupieckich, samotnych wędrowców oraz innych istot.
- Mam propozycję, żeby zabić trochę nudę. - skierował spojrzenie na Kath. - Ty zacznij śpiewać, wszak syreny potrafią wabić podróżników - powiedział, a Rudowłosa posłuchała Skrzydlatego. Po chwili zakapturzony osobnik zaczął się zbliżać do Vaxena i kobiet. Spod materiału nie było widać żadnych cech szczególnych, twarz ukryta była w cieniu kaptura, nawet aura była zamaskowana i nieczytelna.
- Czas się zabawić!!! - krzyknął Czarny Szermierz dobywając obu ostrzy i wyprowadzając poziome cięcie prowadzone na szyję nieznajomego. Nagle jednak... Ofiara skutecznie zablokowała atak! Oręż Piekielnego uderzył w drzewiec halabardy, a podmuch zrzucił nakrycie głowy odsłaniając tożsamość osobnika. - ROTOHUS?! - krzyknął Vaxen zupełnie nie spodziewając się dawnego towarzysza w tym miejscu, a jego zdziwienie, choć ukryte za maską, malowało się na przystojnej twarzy.
- Mam propozycję. Jak najszybciej musimy się stąd zmyć, nim straż miasta zorientuje się, iż nadal tu jesteśmy. Nie chcę mieć powtórki z mojego ostatniego pobytu w karczmie - rzekł nagle Upadły, wspominając minione wydarzenia z gospody w Ostatnim Bastionie, gdzie spotkał dwie Piekielne: Carmilię i Myosoti. Przypomniał sobie jak to się skończyło i postanowił wprowadzić słowa w czyn. - Pospieszmy się. Wiem gdzie możemy się udać. Tam... Możliwe, że się tam wyleczysz - zwrócił się do elfki. - A ty pewnie znajdziesz to, czego szukasz. O ile czegoś szukasz, choć nie wyobrażam sobie, żebyś wychodziła z oceanu na powierzchnię tylko aby pozwiedzać - te słowa wypowiedział do Kathleen i gdy już usłyszał odpowiedz kobiet wstał, podał dłonie obu towarzyszkom aby pomóc im wstać i wyciągnął je przed karczmę.
W oddali drogi majaczyły już pochodnie. Zapewne strażnicy zostali niedawno poinformowani i teraz kierowali się do karczmy. Vaxen pociągnął Elfkę i Naturiankę za sobą, pospieszając je. Wydostali się za bramę miasta i maszerowali na zachód w kierunku Pustyni Nanher.
Wraz z nastaniem jutrzenki przekroczyli granicę piaszczystej równiny, a temperatura wyraźnie wzrosła. Piekielny podał Mieszkance Oceanu bukłak z wodą.
- Musisz dużo pić. Nie krępuj się - powiedział do niej samemu, do końca nie wiedząc, czemu zabrał je ze sobą. Nie dość, że je narażał na trudy podróży przez skwar, to jeszcze na miejscu mogło być dwukrotnie bardziej niebezpiecznie. Gdy sobie przypominał jak wyglądała ostatnia potyczka na Szklanym Pustkowiu... Jakie ponieśli wtedy straty...
Drogą z zachodu na wschód, a więc w kierunku przeciwnym niż Upadły, Elfka i Naturianka zmierzały coraz większe ilości karawan kupieckich, samotnych wędrowców oraz innych istot.
- Mam propozycję, żeby zabić trochę nudę. - skierował spojrzenie na Kath. - Ty zacznij śpiewać, wszak syreny potrafią wabić podróżników - powiedział, a Rudowłosa posłuchała Skrzydlatego. Po chwili zakapturzony osobnik zaczął się zbliżać do Vaxena i kobiet. Spod materiału nie było widać żadnych cech szczególnych, twarz ukryta była w cieniu kaptura, nawet aura była zamaskowana i nieczytelna.
- Czas się zabawić!!! - krzyknął Czarny Szermierz dobywając obu ostrzy i wyprowadzając poziome cięcie prowadzone na szyję nieznajomego. Nagle jednak... Ofiara skutecznie zablokowała atak! Oręż Piekielnego uderzył w drzewiec halabardy, a podmuch zrzucił nakrycie głowy odsłaniając tożsamość osobnika. - ROTOHUS?! - krzyknął Vaxen zupełnie nie spodziewając się dawnego towarzysza w tym miejscu, a jego zdziwienie, choć ukryte za maską, malowało się na przystojnej twarzy.
- Rotohus
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 71
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Od paru tygodni, a może miesięcy, upadły podróżował po Alaranii. Jakiś czas temu w końcu udało mu się odpocząć i uleczyć swoje stare rany, toteż dzielnie powrócił do swoich codziennych czynności - co oznacza mniej więcej tyle, że ponownie robił "nic". Chociaż może nie do końca "nic"? Przyjmował drobne prace i zlecenia od wszelakich istot, które nie były w stanie takowych wykonać, a uznał je za warte jego pomocy. I w zasadzie tak to "nic" wyglądało.
Ten dzień nie zapowiadał się jakoś inaczej niż reszta. Piekielny wędrował szlakiem w kierunku Demary. Nie miał aktualnie żadnych zleceń, nie potrzebował odpoczynku - wolny niczym ptak i w dodatku w pełni sił. "Żyć nie umierać." - pomyślał, stwierdzając w duchu, że ostatnie miesiące jego życia pozwoliły mu na osiągnięcie życiowej formy. I właśnie w tej chwili stało się coś dziwnego. Rot od dłuższego czasu mijał różne stworzenia o różnych emanacjach. Lecz w pewnym momencie wyczuł aurę, z którą dość dawno nie miał kontaktu. Zignorował ten fakt. Każdy może podróżować, więc to że inny piekielny podążał właśnie w jego kierunku i na dodatek nie sam... Nie zrobiło na nim większego wrażenia. Jednak postanowił skuteczniej się ukryć, maskując jeszcze bardziej swoją moc.
Mimo to...
- Czas się zabawić! - krzyknął mijany właśnie... Że kto!? Fakt, że ktoś go atakuje nie zdziwił go zbyt mocno, ale fakt, że był to akurat ten prześladujący go niemal osobnik sprawił, że prawie upuścił halabardę, nim zdążył się nią zasłonić przed atakiem upadłego. Na szczęście cios został sparowany.
- A w co zagramy? - zapytał ciemnooki gdy już kaptur spadł z jego głowy ukazując oblicze, którego Vaxen na pewno się nie spodziewał.
- To jak? - dodał, śmiejąc się i odpychając stanowczo ostrza napastnika.
Ten dzień nie zapowiadał się jakoś inaczej niż reszta. Piekielny wędrował szlakiem w kierunku Demary. Nie miał aktualnie żadnych zleceń, nie potrzebował odpoczynku - wolny niczym ptak i w dodatku w pełni sił. "Żyć nie umierać." - pomyślał, stwierdzając w duchu, że ostatnie miesiące jego życia pozwoliły mu na osiągnięcie życiowej formy. I właśnie w tej chwili stało się coś dziwnego. Rot od dłuższego czasu mijał różne stworzenia o różnych emanacjach. Lecz w pewnym momencie wyczuł aurę, z którą dość dawno nie miał kontaktu. Zignorował ten fakt. Każdy może podróżować, więc to że inny piekielny podążał właśnie w jego kierunku i na dodatek nie sam... Nie zrobiło na nim większego wrażenia. Jednak postanowił skuteczniej się ukryć, maskując jeszcze bardziej swoją moc.
Mimo to...
- Czas się zabawić! - krzyknął mijany właśnie... Że kto!? Fakt, że ktoś go atakuje nie zdziwił go zbyt mocno, ale fakt, że był to akurat ten prześladujący go niemal osobnik sprawił, że prawie upuścił halabardę, nim zdążył się nią zasłonić przed atakiem upadłego. Na szczęście cios został sparowany.
- A w co zagramy? - zapytał ciemnooki gdy już kaptur spadł z jego głowy ukazując oblicze, którego Vaxen na pewno się nie spodziewał.
- To jak? - dodał, śmiejąc się i odpychając stanowczo ostrza napastnika.
- Kathleen
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 53
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Syrena
- Profesje:
- Kontakt:
Tak, musieli jak najszybciej opuścić to miejsce, bo w innym wypadku stałaby im się krzywda. Co prawda, rudowłosa nic nie zrobiła, ale kto by jej uwierzył? Poza tym, każdy zezna, że coś ją łączy z Elfką i Upadłym Aniołem, więc musiała zniknąć z tej bezpańskiej karczmy.
Czy ona czegoś szukała? Przygody, bo w oceanie robiło się strasznie nudno. Każda syrena, będąca z charakteru taka jak Kathleen już dawno opuściła swój podwodny dom i popłynęła zwiedzać świat. Ona nie mogła, dlatego tez wyruszała w krótkie wyprawy, aby nie umrzeć przypadkiem z nudów. Cóż, to, co zrobił Vaxen i Liddel było swego rodzaju rozrywką, ale nie na jej nerwy, dlatego miała nadzieję, że zbyt szybko nie będzie świadkiem kolejnych zamieszek w ich wykonaniu.
Dla syreny temperatura była zbyt wysoka. Nie byli na miejscu, ale im bardziej zbliżali się ku celowi swej wyprawy, tym skwar bardziej jej doskwierał. Dlatego nie wahała się i wzięła od chłopaka wodę. Nie było jej zbyt wiele, dlatego brała malutkie łyczki, aby tylko zwilżyć przełyk. Nie wiedziała jak ludzie to wytrzymują, ale zdecydowanie wolała noc od dnia, było wtedy znacznie chłodniej.
Rudowłosa nie zwróciła kompletnie uwagi na karawany i istoty wędrujące tam, skąd oni ruszyli. Miała mroczki przed oczami, co ją interesują inni? Najpierw musiała zająć się sobą. Na dodatek, ona chciała przeżyć przygodę, a ta podróż była długa, męcząca i przede wszystkim nudna. Bardzo nudna. Dlatego, kiedy tylko usłyszała słowo "śpiew", nieco się ożywiła i wirując w pełnym gracji tańcu, zaczęła wydobywać z siebie jedną z żeglarskich pieśni, którą nauczyła ją siostra. Nie wiedziała, po co i dlaczego miała to robić, bowiem nie słuchała do końca słów Upadłego. Gdyby wiedziała, że chodzi o zwabienie jednego z podróżników, nigdy by się na to nie zgodziła.
Kiedy więc do jej uszu dotarł dźwięk uderzanego żelaza, przerwała swój "występ artystyczny", szukając jego źródła. Widząc, czym się właśnie zajmował jej towarzysz, załamała się.
- Przestań się bawić w wojnę i chodźmy dalej. Jestem zmęczona, bolą mnie nogi, woda się kończy, a ja mam mało czasu - powiedziała cichutko swoim delikatnym głosikiem.
Czy ona czegoś szukała? Przygody, bo w oceanie robiło się strasznie nudno. Każda syrena, będąca z charakteru taka jak Kathleen już dawno opuściła swój podwodny dom i popłynęła zwiedzać świat. Ona nie mogła, dlatego tez wyruszała w krótkie wyprawy, aby nie umrzeć przypadkiem z nudów. Cóż, to, co zrobił Vaxen i Liddel było swego rodzaju rozrywką, ale nie na jej nerwy, dlatego miała nadzieję, że zbyt szybko nie będzie świadkiem kolejnych zamieszek w ich wykonaniu.
Dla syreny temperatura była zbyt wysoka. Nie byli na miejscu, ale im bardziej zbliżali się ku celowi swej wyprawy, tym skwar bardziej jej doskwierał. Dlatego nie wahała się i wzięła od chłopaka wodę. Nie było jej zbyt wiele, dlatego brała malutkie łyczki, aby tylko zwilżyć przełyk. Nie wiedziała jak ludzie to wytrzymują, ale zdecydowanie wolała noc od dnia, było wtedy znacznie chłodniej.
Rudowłosa nie zwróciła kompletnie uwagi na karawany i istoty wędrujące tam, skąd oni ruszyli. Miała mroczki przed oczami, co ją interesują inni? Najpierw musiała zająć się sobą. Na dodatek, ona chciała przeżyć przygodę, a ta podróż była długa, męcząca i przede wszystkim nudna. Bardzo nudna. Dlatego, kiedy tylko usłyszała słowo "śpiew", nieco się ożywiła i wirując w pełnym gracji tańcu, zaczęła wydobywać z siebie jedną z żeglarskich pieśni, którą nauczyła ją siostra. Nie wiedziała, po co i dlaczego miała to robić, bowiem nie słuchała do końca słów Upadłego. Gdyby wiedziała, że chodzi o zwabienie jednego z podróżników, nigdy by się na to nie zgodziła.
Kiedy więc do jej uszu dotarł dźwięk uderzanego żelaza, przerwała swój "występ artystyczny", szukając jego źródła. Widząc, czym się właśnie zajmował jej towarzysz, załamała się.
- Przestań się bawić w wojnę i chodźmy dalej. Jestem zmęczona, bolą mnie nogi, woda się kończy, a ja mam mało czasu - powiedziała cichutko swoim delikatnym głosikiem.
- Liddel
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 14
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Wódka taka ciężka. Ale ją niesie nie zważając na upał, słońce, upał, przegrzaną głowę, upał. Upał! Jaki on głupi, dlaczego nie wzięli koni, nie musiałaby nosić torby, szybciej by podróżowali, wzięłaby więcej wódki, a syrenka nie słaniałaby się ze zmęczenia. Nawet cienie, te małe słabowite pokurcze, chowały się za nią, i choć słońce świeci, oj jak mocno świeci, to one nie wyjdą, nie osłonią, małe jadowite potworki.
Myśli teraz logicznie, już logicznie, wypiła w końcu tyle wódki, która teraz krąży w jej krwiobiegu, w żyłach, tętnicach, że choć ma strasznego kaca, to jest nawet normalna. Nawet. Teraz nie pije wódki, kac wystarcza, odciąga dalej szaleństwo, jak kiedy jest pijana, tylko lepiej, aż za dobrze i teraz nie może tak łatwo rozkazywać cieniom, o nie, a i po szaleństwo ciężko sięgać, o tak. Ale zawsze ma butelkę pod ręką, wypić, stłuc i już ma zdolności, ma broń. Dobrze mieć dużo wódki pod ręką.
Boli ją głowa, przez to słońce, przez ten kac, ale teraz nie tyka alkoholu, nie póki idzie, później może go zabraknąć. Kiedy będzie trzeba. Zastanawia się dlaczego wyruszała na tą wyprawę, czy zwariowała, no tak, jest wariatką, ale jednak poszła, zabrała buty karczmarza, by nie chodzić boso, złapała torbę i poszła. Po co? Bo mimo wszystko jeszcze jest ciekawa i wciąż ma nadzieję. Tyle lat stagnacji ...
Gdy Vaxen namawia syrenę do śpiewania, ona wie co się święci, o tak, więc wyjmuje wódkę i duszkiem wypija połowę. Jej też chciało się pić, mocno, ale nie chce prosić o wodę, ma swoje zapasy. Ból głowy maleje, troszeczkę, choć nadal ją łupie, ale cienie trochę się zaczynają interesować, dobrze.
Lecz kiedy Vaxenowi się nie udaje, na Prasmoka, naprawdę? Kolejny Upadły? Więc kiedy Vaxenowi się nie udaje zaatakować go, wzdycha i wypija resztę trunku.
- Zagrajmy w koci koci łapki. Kto przegrywa bierze syrenkę na ręce i niesie ją do miasta - mówi ponuro.
Podchodzi do Kathleen, nie przepada za nią, ale teraz jej współczuje, syrenka na pustyni, wariactwo, czyste wariactwo. I kto to mówi, a raczej myśli. Chichocze.
- Masz, wypij. Żadnego ale. - Zmusza ją przytykając butelkę do ust.
- Mała ma rację. Jeśli nie potrafisz więc wyczarować tak z nieba jeziorka słonej wody, to za krótki czas będziemy mieć kłopoty.
Jest zgryźliwa, jest zmęczona, jest logiczna. Teraz, w tej chwili wydaje się jej, że to fatalne połączenie. A do tego chwilowo nie ma najmniejszej ochoty na przelewanie krwi. Dziwne, prawda?
Myśli teraz logicznie, już logicznie, wypiła w końcu tyle wódki, która teraz krąży w jej krwiobiegu, w żyłach, tętnicach, że choć ma strasznego kaca, to jest nawet normalna. Nawet. Teraz nie pije wódki, kac wystarcza, odciąga dalej szaleństwo, jak kiedy jest pijana, tylko lepiej, aż za dobrze i teraz nie może tak łatwo rozkazywać cieniom, o nie, a i po szaleństwo ciężko sięgać, o tak. Ale zawsze ma butelkę pod ręką, wypić, stłuc i już ma zdolności, ma broń. Dobrze mieć dużo wódki pod ręką.
Boli ją głowa, przez to słońce, przez ten kac, ale teraz nie tyka alkoholu, nie póki idzie, później może go zabraknąć. Kiedy będzie trzeba. Zastanawia się dlaczego wyruszała na tą wyprawę, czy zwariowała, no tak, jest wariatką, ale jednak poszła, zabrała buty karczmarza, by nie chodzić boso, złapała torbę i poszła. Po co? Bo mimo wszystko jeszcze jest ciekawa i wciąż ma nadzieję. Tyle lat stagnacji ...
Gdy Vaxen namawia syrenę do śpiewania, ona wie co się święci, o tak, więc wyjmuje wódkę i duszkiem wypija połowę. Jej też chciało się pić, mocno, ale nie chce prosić o wodę, ma swoje zapasy. Ból głowy maleje, troszeczkę, choć nadal ją łupie, ale cienie trochę się zaczynają interesować, dobrze.
Lecz kiedy Vaxenowi się nie udaje, na Prasmoka, naprawdę? Kolejny Upadły? Więc kiedy Vaxenowi się nie udaje zaatakować go, wzdycha i wypija resztę trunku.
- Zagrajmy w koci koci łapki. Kto przegrywa bierze syrenkę na ręce i niesie ją do miasta - mówi ponuro.
Podchodzi do Kathleen, nie przepada za nią, ale teraz jej współczuje, syrenka na pustyni, wariactwo, czyste wariactwo. I kto to mówi, a raczej myśli. Chichocze.
- Masz, wypij. Żadnego ale. - Zmusza ją przytykając butelkę do ust.
- Mała ma rację. Jeśli nie potrafisz więc wyczarować tak z nieba jeziorka słonej wody, to za krótki czas będziemy mieć kłopoty.
Jest zgryźliwa, jest zmęczona, jest logiczna. Teraz, w tej chwili wydaje się jej, że to fatalne połączenie. A do tego chwilowo nie ma najmniejszej ochoty na przelewanie krwi. Dziwne, prawda?
- Vaxen
- Szukający Snów
- Posty: 153
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
- Kontakt:
Vaxen przemilczał zaczepkę Rotohusa, aby go już bardziej nie denerwować. Wszak to przecież normalne, że ktoś może się wkurzyć, gdy się go zaatakuje? Czarny Szermierz schował ostrze, a w jego oczach błyszczał zawód - Vax miał nadzieję na odrobinę rozrywki, a tutaj, proszę, niespodziewanie ktoś nad wyraz nudny. Na słowa Liddel tylko cicho westchnął i zbliżył się do Syrenki biorąc ją na ręce. Zgadzał się z pomysłem Elfki, teraz nawet żałował, iż nie wynajął jakiegoś wierzchowca. Niestety było już na to za późno, nikt bowiem z podróżnych nie odda mu swojego konia od tak, na ładny uśmiech.
- Idziesz z nami. - Bardziej rozkazująco stwierdził niż spytał Halabardnika i ruszył z Naturianką na rękach przed siebie. Za cel obrał obiekt będący poza granicą traktu, z którego właśnie zbaczali. Droga stanie się za chwilę jeszcze trudniejsza, bowiem słońce docierało do zenitu. Rotohus, chyba naprawdę znudzony ostatnimi swoimi przygodami, ruszył za Wariatką i teraz przemieszczali się poprzez gorący piasek w kierunku północno-zachodnim. Dla Piekielnego celem było Szklane Pustkowie, co również stało się metą wycieczki dla pozostałej trójki istot.
Ciąg dalszy: Kathleen, Liddel, Rotohus i Vaxen
- Idziesz z nami. - Bardziej rozkazująco stwierdził niż spytał Halabardnika i ruszył z Naturianką na rękach przed siebie. Za cel obrał obiekt będący poza granicą traktu, z którego właśnie zbaczali. Droga stanie się za chwilę jeszcze trudniejsza, bowiem słońce docierało do zenitu. Rotohus, chyba naprawdę znudzony ostatnimi swoimi przygodami, ruszył za Wariatką i teraz przemieszczali się poprzez gorący piasek w kierunku północno-zachodnim. Dla Piekielnego celem było Szklane Pustkowie, co również stało się metą wycieczki dla pozostałej trójki istot.
Ciąg dalszy: Kathleen, Liddel, Rotohus i Vaxen
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości