Aichhoff jak zwykle szedł, a właściwie jechał, z zadaniem. Było to zwykłe zlecenie polegające na zabiciu minotaura, który zakłócał spokój w puszczy. Od wyruszenia z miasta minął już jakiś dzień. Aichhoff siedział przez ten cały czas w siodle i prawie nic nie jadł.
W pewnym momencie usłyszał jak koń zaczął sapać, co oznaczało że jest zmęczony.
- Trzeba odpocząć, co nie Hansen?
Koń zarżał na słowa wypowiedziane w smoczym dialekcie. Hansen zatrzymał się, a Aichhoff zaczął iść i pomyślał.
- "To chyba dobre miejsce na odpoczynek"
Po chwili zaprowadził konia w spokojne miejsce. Rozsiadł się wygodnie, a następnie powiedział, też w dialekcie smoków.
- Cóż... Ja zrobię szałas a ty odpocznij...
Hansen zarżał, po czym rozluźnił mięśnie do odpoczynku. Aichhoff natomiast poszedł do dalszej części puszczy nazbierać gałęzi. Nagle usłyszał hałas który dobiegał z dalszej części lasu. Wyjął miecz a następnie zapytał.
- Wyjdź i powiedz kim oraz po co tu jesteś.
Czarna Puszcza ⇒ [Gdzieś w Puszczy] Rutynowe Zlecenie
- Ieldarisa
- Szukający drogi
- Posty: 42
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Ieldarisa drugi dzień jechała przez Mroczną Puszczę w kierunku Maurii. Tak przynajmniej sądziła.
Właściwie nie była to prawda. W rzeczywistości ciało Ieldarisy zawładnięte przez Mogenę błądziło po Mrocznej Puszczy drugi dzień. Była wściekła jak rój szerszeni, które właśnie odkryły, że ich gniazdo trzęsie się, bo jakiś dzieciak szturcha je kijem.
- Trzeci raz tędy idziemy! - Syknęła wiedźma, wpatrując się w las, po czym wbiła wzrok w rozłożoną na kolanach księgę. Próbowała siłą woli sprawić, aby starannie rozrysowana na jej kartach mapa stała się bardziej czytelna. I absolutnie jej to nie wychodziło. Pstrokaty koń, który niósł kobietę parsknął z niezadowoleniem, dając do zrozumienia, co sądzi o dzieleniu się zasługami za fakt, że nadal się przemieszczali. Na dodatek drażnił go chłód księgi opartej o jego kark. Wzdrygnął się więc i tupnął mocniej kopytem na znak protestu.
- Tarot! Bez takich! Akurat ty powinieneś wiedzieć, że to niegroźne. No już. Nie gap się na tamtą trawkę, postój zrobimy, jak będziemy choć o krok bliżej do wydostania się z tego przeklętego lasu.
Mogena stuknęła lekko piętą w bok konia, aby zachęcić go do żwawszego kroku. Czy to z powodu nagłego zainteresowania jego osobą, czy też z czystej złośliwości, zwierzę potknęło się. Nie było to wydarzenie ani podniosłe, ani niebezpieczne. Ot, raptem leciutko podrzuciło jeźdźcem, a sam winowajca zdawał się tego nawet nie zauważyć. Jednak w efekcie i tak księga zamknęła się z cichym trzaskiem. Rudowłosa warknęła coś pod nosem i otworzyła tom na losowej stronie. W końcu wystarczyło skupić się na tym, co chciała znaleźć, a informacje same się odnajdywały. Kobieta z niedowierzaniem wbiła wzrok w mapę puszczy, niemal identyczną z tą, którą oglądała przed chwilą.
- Zabiję! - Wrzasnęła nagle, po czym z jej gardła wydobyło się nieartykułowane ryknięcie. - Ona... ta... narysowała fałszywą mapę i według niej szliśmy!
Wściekła wiedźma osadziła konia w miejscu i zeskoczyła z siodła z zamiarem ciśnięcia na oślep paru niszczących zaklęć. Uznała jednak, że leżący na ziemi kamień wystarczy. Gdy już wyładowała choć odrobinę złość, zerknęła na mapę i zgłupiała do reszty. Trakt, którym podążała wcale nie był zaznaczony. Miała właśnie zabrać się za poprawianie sobie humoru za pomocą alkoholu, ale usłyszała jakieś wołanie. Czyli nie stała w bagnie po uszy. No, najwyżej po brodę. Zaraz jednak dotarł do niej sens pytania i skłonność do sarkazmu wzięła górę.
- Kwiatki zbieram i idę odwiedzić moją babunię-wilkołaka! - Wrzasnęła, otwierając wciąż trzymaną księgę na pierwszym z brzegu zaklęciu. Trafiło na zaklęcie bólu. Nadawało się, zaczęła więc szykować się do rzucenia go, gdyby zaszła taka potrzeba.
Właściwie nie była to prawda. W rzeczywistości ciało Ieldarisy zawładnięte przez Mogenę błądziło po Mrocznej Puszczy drugi dzień. Była wściekła jak rój szerszeni, które właśnie odkryły, że ich gniazdo trzęsie się, bo jakiś dzieciak szturcha je kijem.
- Trzeci raz tędy idziemy! - Syknęła wiedźma, wpatrując się w las, po czym wbiła wzrok w rozłożoną na kolanach księgę. Próbowała siłą woli sprawić, aby starannie rozrysowana na jej kartach mapa stała się bardziej czytelna. I absolutnie jej to nie wychodziło. Pstrokaty koń, który niósł kobietę parsknął z niezadowoleniem, dając do zrozumienia, co sądzi o dzieleniu się zasługami za fakt, że nadal się przemieszczali. Na dodatek drażnił go chłód księgi opartej o jego kark. Wzdrygnął się więc i tupnął mocniej kopytem na znak protestu.
- Tarot! Bez takich! Akurat ty powinieneś wiedzieć, że to niegroźne. No już. Nie gap się na tamtą trawkę, postój zrobimy, jak będziemy choć o krok bliżej do wydostania się z tego przeklętego lasu.
Mogena stuknęła lekko piętą w bok konia, aby zachęcić go do żwawszego kroku. Czy to z powodu nagłego zainteresowania jego osobą, czy też z czystej złośliwości, zwierzę potknęło się. Nie było to wydarzenie ani podniosłe, ani niebezpieczne. Ot, raptem leciutko podrzuciło jeźdźcem, a sam winowajca zdawał się tego nawet nie zauważyć. Jednak w efekcie i tak księga zamknęła się z cichym trzaskiem. Rudowłosa warknęła coś pod nosem i otworzyła tom na losowej stronie. W końcu wystarczyło skupić się na tym, co chciała znaleźć, a informacje same się odnajdywały. Kobieta z niedowierzaniem wbiła wzrok w mapę puszczy, niemal identyczną z tą, którą oglądała przed chwilą.
- Zabiję! - Wrzasnęła nagle, po czym z jej gardła wydobyło się nieartykułowane ryknięcie. - Ona... ta... narysowała fałszywą mapę i według niej szliśmy!
Wściekła wiedźma osadziła konia w miejscu i zeskoczyła z siodła z zamiarem ciśnięcia na oślep paru niszczących zaklęć. Uznała jednak, że leżący na ziemi kamień wystarczy. Gdy już wyładowała choć odrobinę złość, zerknęła na mapę i zgłupiała do reszty. Trakt, którym podążała wcale nie był zaznaczony. Miała właśnie zabrać się za poprawianie sobie humoru za pomocą alkoholu, ale usłyszała jakieś wołanie. Czyli nie stała w bagnie po uszy. No, najwyżej po brodę. Zaraz jednak dotarł do niej sens pytania i skłonność do sarkazmu wzięła górę.
- Kwiatki zbieram i idę odwiedzić moją babunię-wilkołaka! - Wrzasnęła, otwierając wciąż trzymaną księgę na pierwszym z brzegu zaklęciu. Trafiło na zaklęcie bólu. Nadawało się, zaczęła więc szykować się do rzucenia go, gdyby zaszła taka potrzeba.
Aichhoff usłyszawszy sarkastyczną odpowiedź, poszedł w kierunku z którego dobiegała. Oberwał jakimś zaklęciem i pomyślał
. - "Mag albo wiedźma... Może być trudno"
Po chwili poczuł ból, nie był bardzo silny, lecz z pewnością uciążliwy. Z mieczem w pozycji bojowej powiedział:
- Jestem Sanginerem do cho**ry... Nie chcę z tobą walczyć. - Powiedział z nieco skrzywioną miną od bólu. Stał w pozycji bojowej, gotowy każdej chwili zaatakować. Wyglądał jakby miał się rzucić i zabić w pół sekundy. O tak, widać było że unieruchomił swój smoczy wzrok, wywoływał on lęk i przerażenie. Zamierzał zaatakować, choć nie chciał by to po nim poznano. Smoczy wzrok to była jedna z jego broni do walki, którą często wykorzystywał. Nie zamierzał długo zwlekać z atakiem.
. - "Mag albo wiedźma... Może być trudno"
Po chwili poczuł ból, nie był bardzo silny, lecz z pewnością uciążliwy. Z mieczem w pozycji bojowej powiedział:
- Jestem Sanginerem do cho**ry... Nie chcę z tobą walczyć. - Powiedział z nieco skrzywioną miną od bólu. Stał w pozycji bojowej, gotowy każdej chwili zaatakować. Wyglądał jakby miał się rzucić i zabić w pół sekundy. O tak, widać było że unieruchomił swój smoczy wzrok, wywoływał on lęk i przerażenie. Zamierzał zaatakować, choć nie chciał by to po nim poznano. Smoczy wzrok to była jedna z jego broni do walki, którą często wykorzystywał. Nie zamierzał długo zwlekać z atakiem.
- Ieldarisa
- Szukający drogi
- Posty: 42
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Mogena odruchowo cisnęła zaklęciem, gdy skojarzyła z której strony nadchodził właściciel głosu. Gdy jednak zobaczyła obiekt własnej agresji, wyszeptała chrapliwie kilka słów i czar jakby rozwiał się na wietrze. Starała się sprawiać wrażenie niezbyt zainteresowanej przybyszem, przerzuciła więc leniwie kartę księgi, szukając na wszelki wypadek czegoś skutecznego i szybkiego. O, to cudo powinno złamać ofierze nogi w biegu.
- Ja jestem wiedźmą i jak nie odłożysz tego żelastwa, będę miała serce Sanginera w kolekcji. - Oznajmiła z jednym ze swoich bardziej paskudnych uśmieszków. Wierzchowiec kobiety całkowicie zignorował całą sytuację. Po pewnym czasie da się przyzwyczaić do wszystkiego, nawet spokojnego omijania zabójczych zaklęć. Wzdrygnął się tylko i położył po sobie uszy, gdy poczuł niewyjaśniony lęk. Nie oddalił się jednak, pamiętając, że nie niósł aktualnie na grzbiecie łagodniej Ieldarisy. Jego pani oparła jedną dłoń na biodrze, prezentując skandalicznie wręcz długie rozcięcie w sukni, pozwalające jej wygodnie wsiadać na konia. - Zgubiłam się. Moja... znajoma uszczęśliwiła mnie fałszywą mapą. Którędy dotrę do jakiegoś większego traktu w stronę Maurii?
Wiedźma otaksowała Sanginera wzrokiem od stóp do głów. Właściwie, gdyby od razu się nie przyznał, mogłaby mieć problem z określeniem jego rasy. Nie pasował do opisu w księgach, ani nie przypominał tych, których miała okazje widzieć na żywo. Nie znała też znaczenia wszystkich aur na pamięć. Zaintrygowała ją nieco idea paradowania z całkowicie odsłoniętym torsem, chociaż nie z takimi pomysłami się już spotykała. I w tym konkretnym przypadku ten pomysł nie był wale taki znowu nietrafiony. Niesforny rudy kosmyk opadł na zielone oczy Mogeny, dmuchnęła więc by się go pozbyć. Metoda okazała się niezbyt skuteczna, musiała więc zwyczajnie założyć włosy za ucho.
- Co to za zwyczaje, tak z mieczem na bezbronną czarownicę w środku lasu, co? - Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, co jej nie pasowało. Mężczyzna zaczął roztaczać wokół siebie nieprzyjemną aurę, która w końcu dosięgnęła i jej. Ta konkretna wiedźma nie lubiła sie bać. Odruchowo jednak cofnęła się o krok, wyginając usta w paskudnym grymasie.
- Ja jestem wiedźmą i jak nie odłożysz tego żelastwa, będę miała serce Sanginera w kolekcji. - Oznajmiła z jednym ze swoich bardziej paskudnych uśmieszków. Wierzchowiec kobiety całkowicie zignorował całą sytuację. Po pewnym czasie da się przyzwyczaić do wszystkiego, nawet spokojnego omijania zabójczych zaklęć. Wzdrygnął się tylko i położył po sobie uszy, gdy poczuł niewyjaśniony lęk. Nie oddalił się jednak, pamiętając, że nie niósł aktualnie na grzbiecie łagodniej Ieldarisy. Jego pani oparła jedną dłoń na biodrze, prezentując skandalicznie wręcz długie rozcięcie w sukni, pozwalające jej wygodnie wsiadać na konia. - Zgubiłam się. Moja... znajoma uszczęśliwiła mnie fałszywą mapą. Którędy dotrę do jakiegoś większego traktu w stronę Maurii?
Wiedźma otaksowała Sanginera wzrokiem od stóp do głów. Właściwie, gdyby od razu się nie przyznał, mogłaby mieć problem z określeniem jego rasy. Nie pasował do opisu w księgach, ani nie przypominał tych, których miała okazje widzieć na żywo. Nie znała też znaczenia wszystkich aur na pamięć. Zaintrygowała ją nieco idea paradowania z całkowicie odsłoniętym torsem, chociaż nie z takimi pomysłami się już spotykała. I w tym konkretnym przypadku ten pomysł nie był wale taki znowu nietrafiony. Niesforny rudy kosmyk opadł na zielone oczy Mogeny, dmuchnęła więc by się go pozbyć. Metoda okazała się niezbyt skuteczna, musiała więc zwyczajnie założyć włosy za ucho.
- Co to za zwyczaje, tak z mieczem na bezbronną czarownicę w środku lasu, co? - Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, co jej nie pasowało. Mężczyzna zaczął roztaczać wokół siebie nieprzyjemną aurę, która w końcu dosięgnęła i jej. Ta konkretna wiedźma nie lubiła sie bać. Odruchowo jednak cofnęła się o krok, wyginając usta w paskudnym grymasie.
Aichhoff schował miecz po czym powiedział.
- Zgubiona tak? A gdzie chcesz iść? Znam tą okolicę.
Nie czuł już tamtego bólu, dzięki czemu nie krępował jego ruchów.
- Niedaleko jest mój koń. Za chwilę wrócę. - Powiedziawszy to poszedł przez krzaki po swego konia, któremu się najwyraźniej spodobał postój w puszczy.
- Hansen, idziemy.
Koń ociężale, podążył za swym właścicielem. Przeszli przez krzaki, z niezbyt przyjemnymi kolcami. Aichhoff powiedział - Idziemy? Był całkowicie rozluźniony i spokojny, jakby tamtej walki nie było.
- Zgubiona tak? A gdzie chcesz iść? Znam tą okolicę.
Nie czuł już tamtego bólu, dzięki czemu nie krępował jego ruchów.
- Niedaleko jest mój koń. Za chwilę wrócę. - Powiedziawszy to poszedł przez krzaki po swego konia, któremu się najwyraźniej spodobał postój w puszczy.
- Hansen, idziemy.
Koń ociężale, podążył za swym właścicielem. Przeszli przez krzaki, z niezbyt przyjemnymi kolcami. Aichhoff powiedział - Idziemy? Był całkowicie rozluźniony i spokojny, jakby tamtej walki nie było.
- Ieldarisa
- Szukający drogi
- Posty: 42
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Mogena odetchnęła z ulgą, gdy nieprzyjemne wrażenie strachu minęło. Zaraz po zniknięciu mężczyzny, otworzyła tomiszcze, szukając notatek o jego rasie. Dzięki zaklętej księdze natychmiast trafiła na właściwą stronicę. Historię ominęła całkowicie, spojrzała tylko na najważniejsze informacje.
'O proszę... nawet ja pisałam właśnie o nich. Starzeję się." Stwierdziła w myślach wiedźma, otwierając wiszącą wcześniej przy pasie manierkę. Pociągnęła solidny łyk samogonu. Niemal każdy szanujący się mag miał jakieś nietypowe zdolności. Zarówno Ieldarisa jak i zajmująca aktualnie jej ciało Mogena potrafiły wstawić się niemal dowolną ilością alkoholu. Bez względu na jego moc. Dodatkowo wiedźma potrafiła kląć. Nie tak po prostu rzucać przekleństwami na lewo i prawo. Dla niej była to niemal sztuka. Płynnie przechodziła z powszechnej mowy na elficki, z tego na krasnoludzki oraz smoczy, jak i różne narzecza najróżniejszych gwar. Nie było istotne, że połowy nie rozumiała. Ważne było, że mogła wyrazić w ten sposób niechęć do wszystkiego wokół. A nawet łączyć kilka dialektów w jednym zdaniu.
A tajemniczy Sanginer wybitnie jej się nie spodobał. Oczywiście, nie miałaby nic przeciwko temu, aby ogrzał jej łóżko, wręcz przeciwnie. Sęk w tym, że rudowłosa nie ufała tym, którzy oferowali cokolwiek bezinteresownie. Gdy blondyn wrócił z koniem, przełykała akurat drugą porcję gorzałki, po czym radośnie oznajmiła światu w smoczym, że trunek był mocny i najwyżej dwa łyki dzieliły ją od bycia całkowicie pijaną.
- Chcę się dostać do Maurii. Mam mapę, tylko nie do końca wiem, gdzie jestem. - Rzuciła przez ramię, rozkładając księgę na grzbiecie wybitnie nieszczęśliwego z tego powodu Tarota. Koń próbował nawet wierzgnąć, ale jedno szarpnięcie za wodze sprawiło, że zmienił zdanie. - Spokój, łajdaku. Jak dojdzie do czegokolwiek, znikaj, albo wisior.
Ostatnie zdanie czarodziejka szepnęła do ucha wierzchowca, jednym okiem zezując w kierunku Sanginera. Z ciężkim westchnieniem przypięła zamkniętą manierkę do pasa, wdrapując się na grzbiet swojego towarzysza wędrówki. Zdawała się przy tym całkowicie nie zauważać, że niemal całkowicie odkrywała jedną nogę. Już z siodła znów wbiła wzrok w księgę otwartą na zaklęciu przemiany. Mogena absolutnie nie miała pojęcia, w co mogłaby zmienić mężczyznę, ale taki właśnie był urok magii Chaosu.
- A czemu to chcesz mnie prowadzić? - Rzuciła niby mimochodem, błyskając spod zasłony rudych kosmyków wściekle zielonymi oczami. Była pewna, że jeszcze jakoś poprawi sobie humor tego dnia. Albo dzięki alkoholowi, albo dzięki blondynowi. Bez względu na to czy miałaby wypróbować na nim jakieś zaklęcie, czy może raczej wykorzystać jego obecność w inny sposób.
'O proszę... nawet ja pisałam właśnie o nich. Starzeję się." Stwierdziła w myślach wiedźma, otwierając wiszącą wcześniej przy pasie manierkę. Pociągnęła solidny łyk samogonu. Niemal każdy szanujący się mag miał jakieś nietypowe zdolności. Zarówno Ieldarisa jak i zajmująca aktualnie jej ciało Mogena potrafiły wstawić się niemal dowolną ilością alkoholu. Bez względu na jego moc. Dodatkowo wiedźma potrafiła kląć. Nie tak po prostu rzucać przekleństwami na lewo i prawo. Dla niej była to niemal sztuka. Płynnie przechodziła z powszechnej mowy na elficki, z tego na krasnoludzki oraz smoczy, jak i różne narzecza najróżniejszych gwar. Nie było istotne, że połowy nie rozumiała. Ważne było, że mogła wyrazić w ten sposób niechęć do wszystkiego wokół. A nawet łączyć kilka dialektów w jednym zdaniu.
A tajemniczy Sanginer wybitnie jej się nie spodobał. Oczywiście, nie miałaby nic przeciwko temu, aby ogrzał jej łóżko, wręcz przeciwnie. Sęk w tym, że rudowłosa nie ufała tym, którzy oferowali cokolwiek bezinteresownie. Gdy blondyn wrócił z koniem, przełykała akurat drugą porcję gorzałki, po czym radośnie oznajmiła światu w smoczym, że trunek był mocny i najwyżej dwa łyki dzieliły ją od bycia całkowicie pijaną.
- Chcę się dostać do Maurii. Mam mapę, tylko nie do końca wiem, gdzie jestem. - Rzuciła przez ramię, rozkładając księgę na grzbiecie wybitnie nieszczęśliwego z tego powodu Tarota. Koń próbował nawet wierzgnąć, ale jedno szarpnięcie za wodze sprawiło, że zmienił zdanie. - Spokój, łajdaku. Jak dojdzie do czegokolwiek, znikaj, albo wisior.
Ostatnie zdanie czarodziejka szepnęła do ucha wierzchowca, jednym okiem zezując w kierunku Sanginera. Z ciężkim westchnieniem przypięła zamkniętą manierkę do pasa, wdrapując się na grzbiet swojego towarzysza wędrówki. Zdawała się przy tym całkowicie nie zauważać, że niemal całkowicie odkrywała jedną nogę. Już z siodła znów wbiła wzrok w księgę otwartą na zaklęciu przemiany. Mogena absolutnie nie miała pojęcia, w co mogłaby zmienić mężczyznę, ale taki właśnie był urok magii Chaosu.
- A czemu to chcesz mnie prowadzić? - Rzuciła niby mimochodem, błyskając spod zasłony rudych kosmyków wściekle zielonymi oczami. Była pewna, że jeszcze jakoś poprawi sobie humor tego dnia. Albo dzięki alkoholowi, albo dzięki blondynowi. Bez względu na to czy miałaby wypróbować na nim jakieś zaklęcie, czy może raczej wykorzystać jego obecność w inny sposób.
Kiedy Aichhoff usłyszał cel podróży czarownicy, powiedział:
- Cóż... Ja też tam zmierzam, znam drogę.
Wskoczył na konia i dodał:
- Jak chcesz ruszać, to chodź.
Ruszył na odpowiedni trakt, a potem zamyślił się.
- "Ciekawe czego tu szuka czarownica..." - Przecież zwykle siedziały w swoich pustelniach i się stamtąd nie ruszały. Przynajmniej taki obraz maga znał Aichhoff.
- A i jeszcze jedno... Nazywam się Aichhoff, dla przyjaciół Scott.
Sanginerów akceptują tylko czarodzieje i smoki. Dobrze, że wpadł na czarownicę, choć musiał uważać by przypadkiem go w coś nie zamieniła bo wyglądało na to, że ma taki zamiar. Postanowił użyć magii iluzji. Na chwilę zszedł z traktu i stworzył swą iluzję a sam jechał obok, ukryty. Nie zamierzał się na razie ujawniać. Póki co ma niebezpieczną towarzyszkę i musi uważać by nie skończyło się na masakrze.
- Cóż... Ja też tam zmierzam, znam drogę.
Wskoczył na konia i dodał:
- Jak chcesz ruszać, to chodź.
Ruszył na odpowiedni trakt, a potem zamyślił się.
- "Ciekawe czego tu szuka czarownica..." - Przecież zwykle siedziały w swoich pustelniach i się stamtąd nie ruszały. Przynajmniej taki obraz maga znał Aichhoff.
- A i jeszcze jedno... Nazywam się Aichhoff, dla przyjaciół Scott.
Sanginerów akceptują tylko czarodzieje i smoki. Dobrze, że wpadł na czarownicę, choć musiał uważać by przypadkiem go w coś nie zamieniła bo wyglądało na to, że ma taki zamiar. Postanowił użyć magii iluzji. Na chwilę zszedł z traktu i stworzył swą iluzję a sam jechał obok, ukryty. Nie zamierzał się na razie ujawniać. Póki co ma niebezpieczną towarzyszkę i musi uważać by nie skończyło się na masakrze.
- Ieldarisa
- Szukający drogi
- Posty: 42
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Lekkie potrząśnięcie wodzami wystarczyło by Tarot ruszył za drugim koniem. Po prawdzie ogier zaraz zademonstrował swoją niechęć do podążania za obcym ogonem, kładąc po sobie uszy i wyciągając szyję, jakby miał zamiast ugryźć idące przed nim zwierzę. Mogena zareagowała, wychylając się w siodle, aż mogła dosięgnąć ucha swojego podopiecznego. Co też zaprezentowała, uderzając w nie otwartą dłonią. Niepocieszony wierzchowiec posłusznie zaniechał chwilowo agresji, chociaż i tak wszystko w jego postawie wskazywało, że jeszcze nieraz ponowi manewr.
- Dlaczego ja nadal cię toleruję? - Wiedźma mruknęła, puszczając całkowicie wodze i przerzucając kolejne strony księgi. - Co? A tak, tak.... Aichhoff, Scott... Mogena.
Ton kobiety był nieco nieobecny, gdy się przedstawiała. Już od jakiegoś czasu miała ochotę nieco "ulepszyć" swojego pupilka jakimś zaklęciem wplecionym na stałe w jego istotę. Sęk w tym, że do większości potrzebna była współpraca Ieldarisy, a ta oznajmiła, że pod żadnym pozorem nie będzie dalej ingerować z stan Tarota. Zdaniem prawowitej właścicielki ciała i tak przedobrzyły, sprawiając, że czasem stawał się wisiorem. Mogena miała na ten temat inne zdanie i wreszcie znalazła zaklęcie, którego szukała. Musiało być co prawda wzmocnione skomplikowanym eliksirem, ale samo w sobie było po prostu złe, więc mogła przygotować je samodzielnie. Po tym zabiegu koń miałby zyskać możliwość zmiany postaci. Co prawda w przepisie sugerowano wątrobę zmiennokształtnego, ewentualnie smoka, a dopiero w ostateczności Sanginera, ale jak się nie ma, co się lubi...
Wiedźma obawiała się tylko, że jeśli jej "druga połówka" miałaby najmniejsze podejrzenia, że dawca wątroby został zamordowany, wyrzuciłaby cenny organ bez namysłu. Ale jeśli Mogena mogłaby udowodnić, że był to absolutnie nieszczęśliwy wypadek, była szansa na zachowanie składnika. Musiała tylko upewnić się, że ten wypadek nastąpi. Pogrążona w planach i lekturze nie zauważyła, że jej przewodnik zszedł z traktu. A już z pewnością nie pomyślała o tym, że mógłby próbować oszukać ją iluzją. Rudowłosa wypatrzyła jeszcze tylko oznaczenia, na jakiej drodze się znajdowali i porównała je ze swoją mapą. Z tego miejsca miała już szansę trafić. Przerzuciła jedną stronę księgi, która posłusznie otworzyła się na zaklęciu przynoszącym pecha. Kobieta oblizała się nieco drapieżnie, zerkając na iluzoryczne plecy przyszłego, jej zdaniem, trupa. Pochyliła się nieco w siodle, by lepiej widzieć tekst i zaczęła szeptem czytać kolejne strofy. Wykonywała przy tym subtelne gesty, a samą formułkę powtórzyła trzykrotnie. Na sam koniec uniosła dłoń do ust i ucałowała koniuszki własnych palców, po czym dmuchnęła w nie, jakby posyłała domniemanemu Aichhoffowi całusa, a wraz z nim zapewnienie nieprzychylności losu. Pech, jak to pech. Uderza niespodziewany. Gdy zaklęcie nie znalazło żadnego celu na swojej drodze, zamiast się rozproszyć, uderzyło rykoszetem w wiedźmę, która przedobrzyła szykując czar. Już po paru krokach jej nadgorliwość dała o sobie znać, gdy Tarot nagle z bliżej nieznanych przyczyn spłoszył się i popędził przed siebie, jakby goniły go wszystkie zastępy Piekła. Mogena zdążyła tylko pochylić się w siodle i uchwycić łęku, zanim wierzchowiec poniósł ją w kierunku, który można było określić tylko jako "a gdzieś tam".
Ciąg dalszy Ieldarisa
- Dlaczego ja nadal cię toleruję? - Wiedźma mruknęła, puszczając całkowicie wodze i przerzucając kolejne strony księgi. - Co? A tak, tak.... Aichhoff, Scott... Mogena.
Ton kobiety był nieco nieobecny, gdy się przedstawiała. Już od jakiegoś czasu miała ochotę nieco "ulepszyć" swojego pupilka jakimś zaklęciem wplecionym na stałe w jego istotę. Sęk w tym, że do większości potrzebna była współpraca Ieldarisy, a ta oznajmiła, że pod żadnym pozorem nie będzie dalej ingerować z stan Tarota. Zdaniem prawowitej właścicielki ciała i tak przedobrzyły, sprawiając, że czasem stawał się wisiorem. Mogena miała na ten temat inne zdanie i wreszcie znalazła zaklęcie, którego szukała. Musiało być co prawda wzmocnione skomplikowanym eliksirem, ale samo w sobie było po prostu złe, więc mogła przygotować je samodzielnie. Po tym zabiegu koń miałby zyskać możliwość zmiany postaci. Co prawda w przepisie sugerowano wątrobę zmiennokształtnego, ewentualnie smoka, a dopiero w ostateczności Sanginera, ale jak się nie ma, co się lubi...
Wiedźma obawiała się tylko, że jeśli jej "druga połówka" miałaby najmniejsze podejrzenia, że dawca wątroby został zamordowany, wyrzuciłaby cenny organ bez namysłu. Ale jeśli Mogena mogłaby udowodnić, że był to absolutnie nieszczęśliwy wypadek, była szansa na zachowanie składnika. Musiała tylko upewnić się, że ten wypadek nastąpi. Pogrążona w planach i lekturze nie zauważyła, że jej przewodnik zszedł z traktu. A już z pewnością nie pomyślała o tym, że mógłby próbować oszukać ją iluzją. Rudowłosa wypatrzyła jeszcze tylko oznaczenia, na jakiej drodze się znajdowali i porównała je ze swoją mapą. Z tego miejsca miała już szansę trafić. Przerzuciła jedną stronę księgi, która posłusznie otworzyła się na zaklęciu przynoszącym pecha. Kobieta oblizała się nieco drapieżnie, zerkając na iluzoryczne plecy przyszłego, jej zdaniem, trupa. Pochyliła się nieco w siodle, by lepiej widzieć tekst i zaczęła szeptem czytać kolejne strofy. Wykonywała przy tym subtelne gesty, a samą formułkę powtórzyła trzykrotnie. Na sam koniec uniosła dłoń do ust i ucałowała koniuszki własnych palców, po czym dmuchnęła w nie, jakby posyłała domniemanemu Aichhoffowi całusa, a wraz z nim zapewnienie nieprzychylności losu. Pech, jak to pech. Uderza niespodziewany. Gdy zaklęcie nie znalazło żadnego celu na swojej drodze, zamiast się rozproszyć, uderzyło rykoszetem w wiedźmę, która przedobrzyła szykując czar. Już po paru krokach jej nadgorliwość dała o sobie znać, gdy Tarot nagle z bliżej nieznanych przyczyn spłoszył się i popędził przed siebie, jakby goniły go wszystkie zastępy Piekła. Mogena zdążyła tylko pochylić się w siodle i uchwycić łęku, zanim wierzchowiec poniósł ją w kierunku, który można było określić tylko jako "a gdzieś tam".
Ciąg dalszy Ieldarisa
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości