Italia bardzo nie lubiła zostawiać niedokończonych spraw. Niestety, kiedy obudziła się następnego dnia, jej towarzyszki już nie było.
"Nie jest mi specjalnie z tego powodu jakoś przykro, ale samemu jest trochę... samotniej." - Nikły uśmieszek pojawił się na jej twarzy, jednak zaraz z niej zniknął, bo Italia przypomniała sobie, co tutaj w ogóle robi. No tak, miała się udać do Danae w poszukiwaniu pracy i informacji i o ile to drugie mogło poczekać, to jednak jakikolwiek zarobek z pewnością by jej się przydał, w końcu na ile mogło jej starczyć tych kilka nędznych monet w malutkiej sakiewce?
Z tą myślą Italia po kilku dniach dotarła do miasta. Musiała przyznać, że jest piękne, ale czegóż innego mogła się spodziewać po elfach?
Świadomość, że będzie musiała z nimi przebywać z jednym mieście co najmniej kilka tygodni, przyprawiała ją o ból głowy. Miała jednak nadzieję, że jakoś to przeżyje. Następnym jej celem było bowiem Menaos, w którym będzie z pewnością więcej ludzi takich jak ona.
Danae niczym tak naprawdę nie różniło się od innych elfich miast. Było tak samo z pozoru piękne, mistyczne, tajemnicze, a w środku - jak każda podrzędna karczma, każdy brudny zaułek, każdy opity bandyta - tak samo rozpustne i okradzione z wszelkich moralnych zasad. Jak do tej pory, Italii to w znakomitym stopniu odpowiadało, bo w takim mieście łatwiej było o pracę.
Postanowiła na początek przejść się do karczmy, by przeglądnąć ogłoszenia, popytać tutejszych, jednym słowem - rozeznać się w sytuacji. Mijała elfie dzielnice, które wyglądały, jakby powstały dzień, dwa dni temu. Elfie damy, odziane w bogate suknie, za które można by spokojnie kupić wioskę, spacerowały po kamienistych ulicach, które odsadzone były ogromnymi domami i sklepami. Ale nie to interesowało Italię. Jej celem była zupełnie inna część miasta, ta, o której nie mówi się głośno - ale która tętni życiem o wiele ciekawszym, niż ta bogatsza. Część biedoty. To właśnie tam prawo praktycznie nie istniało (bo niby gdziekolwiek było przestrzegane w stopniu całkowitym), ale właśnie taki świat kochała. Świat dla sprytniejszych, bystrzejszych, zwinniejszych. "Czyli dla mnie" - mruknęła do siebie Italia, wchodząc do budynku, który z definicji nie miał prawa być karczmą, a jednak stał i funkcjonował jak należy.
Italia rozejrzała się po wnętrzu, po czym podeszła do lady i zamówiła piwo. Następnie usiadła w rogu pomieszczenia i zaczęła myśleć, jak by tu zacząć poszukiwania...
Danae ⇒ [W mieście] Przybycie
- Rotheran
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Sanginer
- Profesje:
- Kontakt:
Droga do z Fargoth do Danae była niezwykle długa i męcząca, nawet jeśli całą podróż odbywało się konno. Jednakże Rotheran miał swe powody. Bo czyż istnieje miejsce lepsze do knucia przeciwko ludzkości, niż niewielkie elfickie miasto? Równie ważnym powodem był fakt, iż na brak potencjalnych ofiar kradzieży nie będzie tu narzekał. Przynajmniej tak słyszał od podróżnych, którzy w Fargoth wymieniali towary stworzone przez elfickich rzemieślników. Własnego zdania nie mógł wyrobić, bowiem była to jego pierwsza podróż za tereny Drivii, mimo to nie wydawał się szczególnie zdenerwowany czy zmartwiony. Wręcz przeciwnie, jak zwykle był pewny siebie.
Bramy miejskie młody Sanginer przekroczył już na piechotę, konia postanowił zostawić w stajni, w podgrodziu. Poprawił jeszcze kaptur na głowie, po czym nie przejmując się zupełnie otoczeniem ruszył w kierunku dzielnic zwanych potocznie slumsami. Liczył, że znajdzie tam kilka osób, które są gotowe zrobić wszystko za garść złotych monet, choćby z zimną krwią wymordować wszystkich mieszkańców jakiejś ludzkiej osady, a następnie puścić ją z dymem. Na samą myśl o takiej możliwości uśmiechnął się pod nosem. Mina jednak zrzedła mu dość szybko, dokładniej mówiąc w momencie w którym zważył swą sakwę. Doskonale znał ciężkość monet, mógł więc bez problemu stwierdzić, że nie zostało mu zbyt wiele. Zmuszało go to do małej kradzieży przed próbą wynajęcia kilku oprychów, chociaż... wciąż istniała szansa, że uda mu się kogoś przekonać bez wypłacania zaliczki. Zbliżał się zachód słońca, tak więc o wyprawie tego samego dnia nie było mowy. W takim wypadku miałby całą noc na zdobycie potrzebnych funduszy, czasu aż nadto.
Na rozmyślaniach minęła mu cała droga, stanął przed rozlatującym się budynkiem, nazywanym tu karczmą. Napis na szyldzie był już nieczytelnym, jednakże Sanginer nie przejął się tym, miał dostatecznie dużo doświadczenia w swoim fachu by wiedzieć, że w takich miejscach najprędzej znajdzie najemników. Bez zastanowienia przekroczył próg tawerny, od razu uderzył go zapach potu i alkoholu, co było chyba najmniej przyjemnym aspektem przebywania w takich miejscach. Musiał to jakoś przecierpieć. Starając się nie myśleć o smrodzie i zaduchu ruszył w kierunku lady, usiadł niedaleko jakiejś czerwonowłosej kobiety. Na pierwszy rzut oka wydawała się być człowiekiem. Rotheran skrzywił się, miał nadzieję, że odpocznie jakiś czas od tego ścierwa. Mimo niezbyt miłego towarzystwa postanowił nie zmieniać miejsca, zamówił jeszcze wino po czym rozejrzał się po wnętrzu, szukając wzrokiem potencjalnych towarzyszy.
Bramy miejskie młody Sanginer przekroczył już na piechotę, konia postanowił zostawić w stajni, w podgrodziu. Poprawił jeszcze kaptur na głowie, po czym nie przejmując się zupełnie otoczeniem ruszył w kierunku dzielnic zwanych potocznie slumsami. Liczył, że znajdzie tam kilka osób, które są gotowe zrobić wszystko za garść złotych monet, choćby z zimną krwią wymordować wszystkich mieszkańców jakiejś ludzkiej osady, a następnie puścić ją z dymem. Na samą myśl o takiej możliwości uśmiechnął się pod nosem. Mina jednak zrzedła mu dość szybko, dokładniej mówiąc w momencie w którym zważył swą sakwę. Doskonale znał ciężkość monet, mógł więc bez problemu stwierdzić, że nie zostało mu zbyt wiele. Zmuszało go to do małej kradzieży przed próbą wynajęcia kilku oprychów, chociaż... wciąż istniała szansa, że uda mu się kogoś przekonać bez wypłacania zaliczki. Zbliżał się zachód słońca, tak więc o wyprawie tego samego dnia nie było mowy. W takim wypadku miałby całą noc na zdobycie potrzebnych funduszy, czasu aż nadto.
Na rozmyślaniach minęła mu cała droga, stanął przed rozlatującym się budynkiem, nazywanym tu karczmą. Napis na szyldzie był już nieczytelnym, jednakże Sanginer nie przejął się tym, miał dostatecznie dużo doświadczenia w swoim fachu by wiedzieć, że w takich miejscach najprędzej znajdzie najemników. Bez zastanowienia przekroczył próg tawerny, od razu uderzył go zapach potu i alkoholu, co było chyba najmniej przyjemnym aspektem przebywania w takich miejscach. Musiał to jakoś przecierpieć. Starając się nie myśleć o smrodzie i zaduchu ruszył w kierunku lady, usiadł niedaleko jakiejś czerwonowłosej kobiety. Na pierwszy rzut oka wydawała się być człowiekiem. Rotheran skrzywił się, miał nadzieję, że odpocznie jakiś czas od tego ścierwa. Mimo niezbyt miłego towarzystwa postanowił nie zmieniać miejsca, zamówił jeszcze wino po czym rozejrzał się po wnętrzu, szukając wzrokiem potencjalnych towarzyszy.
"Nie ma to jak kufel niedobrego, wyglądającego jak pomyje piwa w obskurnej stajni chcącej się zwać karczmą." - pomyślała Italia. Siedziała w samym rogu sali, obserwując świetnie bawiące się towarzystwo wewnątrz tawerny. Niektórzy co bardziej podpici, święcie przekonani o swoim talencie muzycznym, urządzali popisy dla, w sumie, nie wiadomo kogo. Inni próbowali udowodnić swoja wielką siłę i wyrzucali za drzwi wszystkich, którzy mówili więcej niż robili. Szykowała się bójka - jednakże wszyscy bawili się doskonale, w przeciwieństwie do czerwonowłosej, która najchętniej by ich wszystkich powyrzynała jak kaczki. Ale, szczerze mówiąc, po co?
Nagle jej uwagę zwróciło wejście do pomieszczenia średniego wzrostu mężczyzny. Miał na sobie płaszcz, ale Italia podejrzewała, że skrywa on coś więcej, niż ciało kolejnego obiboka szukającego zapomnienia w złocistym trunku. Nieznajomy podszedł do stolika niedaleko jej z gracją kota, po czym zamówił wino. Jak zauważyła - nikt oprócz niego dotąd tego nie uczynił. "Czyżby nietutejszy?" - pomyślała, a następnie przyjrzała się kawałkowi jego twarzy, wystającemu spod kaptura. "Przecież to chłopiec!" - zdziwiła się w duchu Italia. - "A jeśli nie, to ma bardzo łagodne rysy twarzy". Jej uwagę przykuł również tatuaż z literą "J", który znajdował się na policzku mężczyzny. "Może jego ukochana miała imię zaczynające się na tę literę..." - zastanawiała się, ale musiała schylić wzrok, bo przybysz zaczął rozglądać się po sali. "Wygląda, jakby kogoś szukał... jeśli ma tu towarzyszy, to może będzie coś wiedział na temat tego miasta?" - pomyślała Italia i doszła do wniosku, że jest to idealny moment, by rozpocząć gromadzenie informacji.
Wstała, udała, że czegoś szuka, po czym poszła w kierunku nieznajomego. Zauważyła wolne krzesło obok; wzięła je i przysunęła do stolika, przy którym siedział mężczyzna. Spojrzała na niego i rzekła, a raczej wymruczała:
- Dosiądę się, jeśli można. - Po czym popatrzyła się mu prosto w oczy, tak, jak to zawsze robiła: bez skrępowania, z pewnością siebie.
Nagle jej uwagę zwróciło wejście do pomieszczenia średniego wzrostu mężczyzny. Miał na sobie płaszcz, ale Italia podejrzewała, że skrywa on coś więcej, niż ciało kolejnego obiboka szukającego zapomnienia w złocistym trunku. Nieznajomy podszedł do stolika niedaleko jej z gracją kota, po czym zamówił wino. Jak zauważyła - nikt oprócz niego dotąd tego nie uczynił. "Czyżby nietutejszy?" - pomyślała, a następnie przyjrzała się kawałkowi jego twarzy, wystającemu spod kaptura. "Przecież to chłopiec!" - zdziwiła się w duchu Italia. - "A jeśli nie, to ma bardzo łagodne rysy twarzy". Jej uwagę przykuł również tatuaż z literą "J", który znajdował się na policzku mężczyzny. "Może jego ukochana miała imię zaczynające się na tę literę..." - zastanawiała się, ale musiała schylić wzrok, bo przybysz zaczął rozglądać się po sali. "Wygląda, jakby kogoś szukał... jeśli ma tu towarzyszy, to może będzie coś wiedział na temat tego miasta?" - pomyślała Italia i doszła do wniosku, że jest to idealny moment, by rozpocząć gromadzenie informacji.
Wstała, udała, że czegoś szuka, po czym poszła w kierunku nieznajomego. Zauważyła wolne krzesło obok; wzięła je i przysunęła do stolika, przy którym siedział mężczyzna. Spojrzała na niego i rzekła, a raczej wymruczała:
- Dosiądę się, jeśli można. - Po czym popatrzyła się mu prosto w oczy, tak, jak to zawsze robiła: bez skrępowania, z pewnością siebie.
- Rotheran
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Sanginer
- Profesje:
- Kontakt:
Rotheran otrzymawszy zamówioną butelkę taniego, czerwonego wina i zapłaciwszy za nią postanowił zrelaksować się, chwilowo zapominając o poszukiwaniach towarzyszy. Nim jednak zdążył choćby spróbować swego zamówienia przysiadła się doń kobieta, którą zdążył już wcześniej zauważyć. Odłożył swą butelczynę na blat stolika i przyjrzał się czerwonowłosej nieco dokładniej. Wydawała się być zwykłą podróżną, taką jakich Sanginer spotkał wiele podczas swej podróży do Danae. "Niebrzydka"- stwierdził w duchu młodzian-"Aż szkoda by taką zabijać". Oczywiście zauważył, że kobieta starała się spojrzeć mu w oczy, jednak go to zupełnie nie interesowało. Miast tego wolał określać stan jej zamożności, grubość sakwy oraz wygląd nie sugerowały osoby niezwykle bogatej, jednak ciężko było nie zauważyć wspaniałego pierścienia, jaki kobieta nosiła. W związku z tym Rotheran nie potrafił określić jak dużą fortunę posiada.
-Siadaj, jeśli musisz -słowa te były wypowiedziane zupełnie obojętnie, choć kobieta, a raczej jej biżuteria zdążyły wzbudzić zainteresowanie złodziejaszka. Wrócił on do lustrowania pomieszczenia, kątem oka obserwując poczynania swojej potencjalnej ofiary. By ułatwić sobie to zadanie zrzucił kaptur na plecy, odsłaniając swą twarz. Warto nadmienić, że jego prawa dłoń powędrowała do rękojeści miecza i nań już pozostała. Sanginer choć miał przeczucie, że czerwonowłosa nic mu nie zrobi wolał nie ryzykować. W końcu była tylko człowiekiem, a tym parszywcom nie wolno ufać.
-No więc, chciałaś czegoś? -słowa te wypowiedział nie odwracając głowy w kierunku rozmówczyni, starał się by jego głos brzmiał obojętnie, jednak miał wrażenie, że jego nienawiść do ludzkiej rasy była wyczuwalna podczas wypowiadania tej frazy.
-Siadaj, jeśli musisz -słowa te były wypowiedziane zupełnie obojętnie, choć kobieta, a raczej jej biżuteria zdążyły wzbudzić zainteresowanie złodziejaszka. Wrócił on do lustrowania pomieszczenia, kątem oka obserwując poczynania swojej potencjalnej ofiary. By ułatwić sobie to zadanie zrzucił kaptur na plecy, odsłaniając swą twarz. Warto nadmienić, że jego prawa dłoń powędrowała do rękojeści miecza i nań już pozostała. Sanginer choć miał przeczucie, że czerwonowłosa nic mu nie zrobi wolał nie ryzykować. W końcu była tylko człowiekiem, a tym parszywcom nie wolno ufać.
-No więc, chciałaś czegoś? -słowa te wypowiedział nie odwracając głowy w kierunku rozmówczyni, starał się by jego głos brzmiał obojętnie, jednak miał wrażenie, że jego nienawiść do ludzkiej rasy była wyczuwalna podczas wypowiadania tej frazy.
Nieznajomy po jej pytaniu coś odburknął, chyba zgodę na dosiadkę. Nagle jednak zrzucił kaptur, ukazując swą twarz w całej okazałości. Wtedy Italia dojrzała błysk czerwieni bijący z jego oczu, choć ich samych nie dane jej było zobaczyć. "To nie są ludzkie oczy" - pomyślała i zaczęła się w duchu zastanawiać, kimże jest mężczyzna. Nie odwrócił nadal swojej głowy, ale zapytał się, czego ona chce. Wydawało się to brzmieć obojętnie, ale Italia wyczuła nutkę pogardy w jego głosie. "Nie zna mnie, a traktuje mnie jak szmatę od podłogi. Dziecinne." - powiedziała w myślach kobieta. Była już pewna, że nieznajomy raczej jej nie pomoże, postanowiła jednak spróbować się czegoś dowiedzieć.
- Nie jesteś tutejszy, ale może wiesz, gdzie znajdę...hm...dobrze płatną pracę, co? A może sam potrzebujesz na przykład... kogoś się pozbyć? - Nie powinna używać tak zimnego głosu w stosunku do nowo poznanej osoby, czuła jednak, że inaczej niczego nie osiągnie. Co jak co, ale igranie z jej osobą zazwyczaj przynosiło opłakane skutki.
- Nie jesteś tutejszy, ale może wiesz, gdzie znajdę...hm...dobrze płatną pracę, co? A może sam potrzebujesz na przykład... kogoś się pozbyć? - Nie powinna używać tak zimnego głosu w stosunku do nowo poznanej osoby, czuła jednak, że inaczej niczego nie osiągnie. Co jak co, ale igranie z jej osobą zazwyczaj przynosiło opłakane skutki.
- Rotheran
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Sanginer
- Profesje:
- Kontakt:
Kiedy Rotheran usłyszał pytanie odwrócił się do kobiety. Oparł łokcie na blacie stolika, złączył dłonie i ułożył nań głowę. Wbił wzrok w kobietę, jakby się zastanowić rzeczywiście mogła być wojakiem. Nieco irytował go fakt, że musiałby zostawić swoje złoto w rękach ludzkiego ścierwa. "No cóż, w zamian za te monety zginie znacznie więcej ludzkich pomiotów" -przekonał sam siebie w ten sposób, przy okazji obmyślając pewną intrygę, którą w każdym momencie mógł wprowadzić w życie.
-Rzeczywiście, nie jestem tutejszy. Jednak kogo interesuje pochodzenie? Ważniejszym jest, że rzeczywiście potrzebuję pomocy doświadczonego najemnika. Nie będę owijał w bawełnę, ani też nie zamierzam w żaden sposób rozbudzać twojej ciekawości. Naszym celem miałaby być jedna z wielu niewielkich, ludzkich osad położonych na skraju Szepczącego Lasu. Zrabować, spalić i wymordować wszystkich mieszkańców. Raczej nic trudnego, w końcu to tylko grupa wsioków. Płacę po robocie, trzysta sztuk złota na głowę. Nie będzie żadnej zaliczki, w razie gdybyś miała zginąć w walce i nic nie zrobić, a wcześniej przepić moje pieniądze wyszedłbym na tym stratny. -wypowiadając słowa bez przerwy lustrował twarz dziewczyny, starając się wychwycić czy przypadkiem czerwonowłosa nie poczuła się urażona propozycją mordowania współplemieńców.
-Rzeczywiście, nie jestem tutejszy. Jednak kogo interesuje pochodzenie? Ważniejszym jest, że rzeczywiście potrzebuję pomocy doświadczonego najemnika. Nie będę owijał w bawełnę, ani też nie zamierzam w żaden sposób rozbudzać twojej ciekawości. Naszym celem miałaby być jedna z wielu niewielkich, ludzkich osad położonych na skraju Szepczącego Lasu. Zrabować, spalić i wymordować wszystkich mieszkańców. Raczej nic trudnego, w końcu to tylko grupa wsioków. Płacę po robocie, trzysta sztuk złota na głowę. Nie będzie żadnej zaliczki, w razie gdybyś miała zginąć w walce i nic nie zrobić, a wcześniej przepić moje pieniądze wyszedłbym na tym stratny. -wypowiadając słowa bez przerwy lustrował twarz dziewczyny, starając się wychwycić czy przypadkiem czerwonowłosa nie poczuła się urażona propozycją mordowania współplemieńców.
Italia, szczerze powiedziawszy, wolała pracę skrytobójcy. Jej robotą było zazwyczaj zabicie kochanka żony, znienawidzonego sąsiada czy też wrogów politycznych. Kiedyś jednak zarabiała właśnie w ten sposób - mordowała niewinnych ludzi, rabowała, co się tylko dało.
W normalnych warunkach odrzuciłaby tę propozycję. Ale tak się składało, że były jej potrzebne pieniądze. I to od zaraz. Po długiej wędrówce przez lasy jej strój nadawał się do naprawy, tak samo musiała zaopatrzyć się w strzały,a przecież są jeszcze inne, bieżące wydatki... Tymczasem Italia musiała przyznać, że szukanie pracy w Danae nie należało do najłatwiejszy. A poza tym, może się czegoś dowie, a jeśli nie, pieniądze i tak będą jej. A pieniądze przydają się zawsze.
Italia zauważyła, że nieznajomy bacznie ją obserwuje, jakby chciał sprawdzić, czy jego słowa wywołały u niej jakieś emocje. Tak się jednak składało, że nie miała żadnych uprzedzeń przed zabijaniem niewinnych ludzi. Ona sama przeżyła już zbyt wiele, by się tym przejmować. W dodatku była znana z kamiennej twarzy, która bardzo rzadka wyrażała jakiekolwiek emocje. W tym momencie interesowała ja jedynie prawda o jej rodzinie. Reszta była niczym.
- Hm... ciekawa propozycja. - Wolno wypowiedziała te słowa, po czym zrobiła przerwę, tak jakby się zastanawiała. Decyzję podjęła już jednak dawno. - Może być. Pojadę i zabiję tych ludzi, za taką stawkę, jaką powiedziałeś wcześniej. Wprawdzie od miecza wolę sztylet i kuszę, ale i tym, i tym walczę w równie doskonałym stopniu.
W normalnych warunkach odrzuciłaby tę propozycję. Ale tak się składało, że były jej potrzebne pieniądze. I to od zaraz. Po długiej wędrówce przez lasy jej strój nadawał się do naprawy, tak samo musiała zaopatrzyć się w strzały,a przecież są jeszcze inne, bieżące wydatki... Tymczasem Italia musiała przyznać, że szukanie pracy w Danae nie należało do najłatwiejszy. A poza tym, może się czegoś dowie, a jeśli nie, pieniądze i tak będą jej. A pieniądze przydają się zawsze.
Italia zauważyła, że nieznajomy bacznie ją obserwuje, jakby chciał sprawdzić, czy jego słowa wywołały u niej jakieś emocje. Tak się jednak składało, że nie miała żadnych uprzedzeń przed zabijaniem niewinnych ludzi. Ona sama przeżyła już zbyt wiele, by się tym przejmować. W dodatku była znana z kamiennej twarzy, która bardzo rzadka wyrażała jakiekolwiek emocje. W tym momencie interesowała ja jedynie prawda o jej rodzinie. Reszta była niczym.
- Hm... ciekawa propozycja. - Wolno wypowiedziała te słowa, po czym zrobiła przerwę, tak jakby się zastanawiała. Decyzję podjęła już jednak dawno. - Może być. Pojadę i zabiję tych ludzi, za taką stawkę, jaką powiedziałeś wcześniej. Wprawdzie od miecza wolę sztylet i kuszę, ale i tym, i tym walczę w równie doskonałym stopniu.
- Rotheran
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Sanginer
- Profesje:
- Kontakt:
Rotheran nie zauważywszy, by kobieta wyrażała jakiekolwiek emocje był dobrej myśli. Gdy się zgodziła klasnął w dłonie, co prawda bardziej na popis niźli z prawdziwej radości. Po chwili jakby sobie o czymś przypomniawszy wyciągnął w kierunku dziewczyny prawą dłoń.
-Myślę, że warto byłoby się przedstawić. Jestem Deseven -nieprawdziwe imię podał z prostej przyczyny, nie chciał być wiązany z wymordowaniem jakiejś wsi. Mogłoby się to źle odbić na jego zdrowiu.
Uznawszy rozmowę za skończoną, wyszedł. Wprzódy poinformował jeszcze dziewczynę, że nie zamierza czekać całej nocy i chce ją widzieć za dwie godziny przy zachodniej bramie miasta. Samemu kroczył w kierunku bramy wschodniej, by odebrać konia. Zaraz po tym miał się udać w kierunku zachodniego wejścia do miasta, gdzie zamierzał poczekać na najemniczkę. Nie miał nic innego do roboty, a musiał dać czerwonowłosej nieco czasu na przygotowanie do wyprawy.
-Myślę, że warto byłoby się przedstawić. Jestem Deseven -nieprawdziwe imię podał z prostej przyczyny, nie chciał być wiązany z wymordowaniem jakiejś wsi. Mogłoby się to źle odbić na jego zdrowiu.
Uznawszy rozmowę za skończoną, wyszedł. Wprzódy poinformował jeszcze dziewczynę, że nie zamierza czekać całej nocy i chce ją widzieć za dwie godziny przy zachodniej bramie miasta. Samemu kroczył w kierunku bramy wschodniej, by odebrać konia. Zaraz po tym miał się udać w kierunku zachodniego wejścia do miasta, gdzie zamierzał poczekać na najemniczkę. Nie miał nic innego do roboty, a musiał dać czerwonowłosej nieco czasu na przygotowanie do wyprawy.
Reakcja nieznajomego była co najmniej dziwna. Gdy jej wysłuchał, klasnął w dłonie, jakby jej zgoda co najmniej ratowała mu życie, potem się przedstawił. Italia podejrzewała, że nie jest to jego prawdziwe miano - już wiele razy spotkała się z podawaniem nieprawdziwego imienia, większość osób tak robiła. Ona sama również - im mniej osób wiedziało, o kogo chodzi, tym lepiej.
- Mirael, miło mi - powiedziała Italia, mając szczerą nadzieję, że Deseven nie słyszał dotąd tego imienia. Na szczęście chyba nie, jak wskazywała jego reakcja. Mężczyzna kazał jej być przy zachodniej bramie za dwie godziny,co oznaczało, że czasu wystarczy jej na kupienie jakiegoś miecza i wynajęcie konia, na więcej nie ma pieniędzy.
Gdy więc Deseven wyszedł z karczmy, Italia jeszcze chwilę poczekała, po czym również udała się, by zakupić miecz. Wybrała najlepszy za tę cenę, którą mogła zapłacić. Zwykły, jednoręczny, z rękojeścią bez żadnych ozdób. Ważne było, żeby był dobrze wyważony. Po dokonaniu zakupu udała się na rynek, gdzie miała zamiar odnaleźć kupca z końmi. Wkrótce jej się to udało. Po kilku minutach zdecydowała się na karego ogiera. Miał na imię Zorza. "Jestem gotowa. Teraz czas iść do zachodniej bramy."
Italia nie lubiła się spóźniać, dlatego na miejsce dotarła przed czasem. Gdy szła, zaopatrzyła się też w jedzenie i sakwy na łupy, była więc już całkowicie. Nie zdziwiło ją to, że jej towarzysz już na nią czekał.
- Możemy już wyruszać, nieprawdaż? - rzekła, gdy stanęła koło Desevena.
- Mirael, miło mi - powiedziała Italia, mając szczerą nadzieję, że Deseven nie słyszał dotąd tego imienia. Na szczęście chyba nie, jak wskazywała jego reakcja. Mężczyzna kazał jej być przy zachodniej bramie za dwie godziny,co oznaczało, że czasu wystarczy jej na kupienie jakiegoś miecza i wynajęcie konia, na więcej nie ma pieniędzy.
Gdy więc Deseven wyszedł z karczmy, Italia jeszcze chwilę poczekała, po czym również udała się, by zakupić miecz. Wybrała najlepszy za tę cenę, którą mogła zapłacić. Zwykły, jednoręczny, z rękojeścią bez żadnych ozdób. Ważne było, żeby był dobrze wyważony. Po dokonaniu zakupu udała się na rynek, gdzie miała zamiar odnaleźć kupca z końmi. Wkrótce jej się to udało. Po kilku minutach zdecydowała się na karego ogiera. Miał na imię Zorza. "Jestem gotowa. Teraz czas iść do zachodniej bramy."
Italia nie lubiła się spóźniać, dlatego na miejsce dotarła przed czasem. Gdy szła, zaopatrzyła się też w jedzenie i sakwy na łupy, była więc już całkowicie. Nie zdziwiło ją to, że jej towarzysz już na nią czekał.
- Możemy już wyruszać, nieprawdaż? - rzekła, gdy stanęła koło Desevena.
- Rotheran
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Sanginer
- Profesje:
- Kontakt:
Cały wolny czas Rotheran spędził na obserwowaniu podróżników i wycenianiu ich ekwipunku. Zanotował sobie w pamięci, że więcej bogatych osób wybywa z miasta, niźli doń przybywa. Była to wieść niepokojąca, oznaczało to bowiem, że będzie musiał się nieco bardziej postarać, by przeżyć. Nie miał jednak dość czasu na martwienie się, bowiem Mirael już przybyła na wyznaczone miejsce spotkania.
-Nie tylko możemy, ale powinniśmy. Jeśli natychmiast wyruszymy powinniśmy dotrzeć na miejsce przed świtem, jeśli nie uda się nam ta sztuka, będziemy musieli przeczekać gdzieś cały dzień. Nie powinniśmy bowiem ryzykować otwartego ataku na grupę zaprawionych przez pracę w polu chłopów.
Sanginer już bez zbędnych słów wskoczył na koń i ruszył traktem. Nie oglądał się na towarzyszkę, był pewien iż Mirael podąża za nim. Wyczuwał, że kobieta potrzebuje pieniędzy i nie boi się pobrudzić rąk by je zdobyć, a robota którą zaproponował była wręcz idealną okazją do zarobienia potrzebnej sumy. Co prawda on wiedział, że nie będzie żadnej nagrody, właściwie to nie będzie nawet żadnej masakry. Rzecz jasna wolał nie informować o tym partnerki, po co niepotrzebnie ją denerwować? Wystarczy, że straci swój cenny pierścień. Rotheran starał się zachowywać kamienną twarz, jednakże im więcej myślał o swym planie, tym większe podniecenie czuł. Właściwie to był nawet nieco zdenerwowany.
Mimo wszystko droga przebiegała dość spokojnie, kogoś kto interesuje się otaczającym go światem mogłaby nawet zachwycić. W końcu las w którym podróżni wylądowali nie bez powodu nazywany był zieloną perłą Alaranii.
Ciąg dalszy.
-Nie tylko możemy, ale powinniśmy. Jeśli natychmiast wyruszymy powinniśmy dotrzeć na miejsce przed świtem, jeśli nie uda się nam ta sztuka, będziemy musieli przeczekać gdzieś cały dzień. Nie powinniśmy bowiem ryzykować otwartego ataku na grupę zaprawionych przez pracę w polu chłopów.
Sanginer już bez zbędnych słów wskoczył na koń i ruszył traktem. Nie oglądał się na towarzyszkę, był pewien iż Mirael podąża za nim. Wyczuwał, że kobieta potrzebuje pieniędzy i nie boi się pobrudzić rąk by je zdobyć, a robota którą zaproponował była wręcz idealną okazją do zarobienia potrzebnej sumy. Co prawda on wiedział, że nie będzie żadnej nagrody, właściwie to nie będzie nawet żadnej masakry. Rzecz jasna wolał nie informować o tym partnerki, po co niepotrzebnie ją denerwować? Wystarczy, że straci swój cenny pierścień. Rotheran starał się zachowywać kamienną twarz, jednakże im więcej myślał o swym planie, tym większe podniecenie czuł. Właściwie to był nawet nieco zdenerwowany.
Mimo wszystko droga przebiegała dość spokojnie, kogoś kto interesuje się otaczającym go światem mogłaby nawet zachwycić. W końcu las w którym podróżni wylądowali nie bez powodu nazywany był zieloną perłą Alaranii.
Ciąg dalszy.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości