W pewnej niczym niewyróżniającej się wsi mieszkał młodzieniec zwany Horusem. Większość czasu spędzał ucząc się pracy na farmie, pod czujnym okiem swego ojca. Bardzo lubił przebywać z nim na świeżym powietrzu i wspólnie uprawiać rolę. Wczesne początki swojego życia chłopak wspomina jak najbardziej pozytywnie. Ojciec rolnik, stryj młynarz, matka tkaczka. Wszyscy mieszkali razem pod jednym dachem. W domu nie brakowało jadła. Jego rodzina nigdy nie popadała w żadne problemy. To on je przyniósł...<br><br>Gdy chłopiec nieco podrósł, zaczął często wykradać się z domu. Rzadko kiedy mógł pójść gdzieś sam. Troska ze strony opiekunów strasznie go ograniczała. Pewnego dnia całe jego życie uległo... niekoniecznie pozytywnej zmianie. W trakcie ósmej wiosny życia uciekł do pobliskiego lasu. Tego dnia była Sadnria, wszyscy biesiadowali i nikt nawet nie zauważył, jak czmychnął w dzicz. Wędrował tak do późnego wieczora, kiedy to w lesie robiło się niebezpiecznie. Po uciecze wracał najpóźniej jak to możliwe, ponieważ po powrocie po takim incydencie zazwyczaj dostawał baty. W pewnym momencie Horus usłyszał jakieś stłumione pomruki. Dźwięki przypominały połączenie odgłosu zarzynanej świni i ujadającego psa. Choć przestraszył się nie na żarty, ruszył w kierunku, z którego dobiegał ów dźwięk. Gdy tak wędrował, zauważył ślady krwi. W tym momencie był pewien, iż zmierza w dobrym kierunku. Chwilę później zauważył jakąś kreaturę zwiniętą w kłębek. Nie wiedział czym była, miała kruczoczarne futro i wydawała odgłosy niewyobrażalnej agonii. Była ranna, stąd krew. A on głupi chciał pomóc... Podszedł bliżej do stwora i wyciągnął w jego kierunku rękę. Powoli i ostrożnie zbliżał się do bestii. Bliżej... bliżej... i bliżej... A potem był już tylko ból. Widząc czyjąś rękę, wynaturzenie resztkami sił skoczyło w kierunku Horusa i wbiło zęby w jego prawe przedramię. To był najsilniejszy rodzaj bólu, jakiego chłopak kiedykolwiek zaznał. Nie był na to przygotowany. Przywykł do niewielkich ranek i zadrapań. W pewnym momencie nie wytrzymał cierpienia i stracił przytomność.<br><br>Gdy się obudził, doznał szoku. Leżał na ziemi w kałuży krwi bestii, której truchło spoczywało tuż obok jego. Jednak nie był już sobą. Był wilkołakiem. Zamiast niewielkiego dziecięcego ciała posiadał obrośnięte śnieżnobiałym futrem cielsko. Zachciało mu się płakać, usiadł na ziemi. Znowu chciał być człowiekiem... i tak się stało! Zaczął się kurczyć, futro powoli znikało. Wnet znów był sobą. Słyszał wcześniej o lykanotropii, ale myślał, że to tylko bajki. Wiele razy jego stryj opowiadał przy kominku nieprawdopodobne historie o nadludziach stających się w nocy strasznymi potworami. A on? Pomimo nocy był w stanie przybrać ludzką postać. Może to przez krew wilkołaka, która dostała się do jego organizmu? Może ten wilkołak przed śmiercią zamiast klątwy przekazał mu dar? Może bogowie zainterweniowali? Horus nie miał czasu na takie rozterki. Po ranie po ugryzieniu pozostała jedynie niewielka blizna. A przecież to było niemożliwe! Powinien leżeć tygodniami, pijąc jakieś paskudne napary regenerujące i czekać, aż rana się zasklepi. Z czasem odkrywał coraz więcej pozytywnych efektów przemiany. Kolejne sekundy przynosiły nowe miłe niespodzianki. Była noc, na niebie świecił księżyc, chłopak dość długo leżał nieprzytomny. A wszystko doskonale widział bez pochodni. Poczuł się jak nowo narodzony. Widział, słyszał i czuł więcej niż dotychczas. Jego zmysły uległy znaczącemu wyostrzeniu. Fascynacja minęła, gdy Horus zadał sobie pytanie — co pomyślą o mnie ludzie w wiosce? Wszyscy wyobrażali sobie wilkołaki jako wcielenie zła, kroczące w nocy koszmary czyhające na nieostrożnych wędrowców. Postanowił jak najszybciej wrócić do domu, pewnie ludzie już zaczęli go poszukiwać. Gdy dotarł, niektórzy właśnie wyruszali. Oczywiście dostał porządne lanie... Gdyby wiedzieli, że to nic w porównaniu z bólem wywołanym przez ugryzienie. Gdy wszyscy zamknęli już drzwi swych domostw i udali się na spoczynek, Horus w domu poinformowałem swoją rodzinę o tym, co się stało. Z początku zaczęli się śmiać i powiedzieli, że ma bujną wyobraźnię. Jednak jak pokazał im przemianę, nie byli tacy weseli. Matka zaczęła płakać. Stryj stał osłupiały, a ojciec kazał mu NATYCHMIAST udać się do innego pomieszczenia i czekać. Zza ściany słyszał, jak kłóci się ze stryjem. Ojciec starał się bronić go na wszelkie sposoby, ponieważ w oczach jego brata Horus stał się bezwzględnym potworem i maszyną do zabijania. Matka nie odezwała się ni słowem, tylko płakała. Jakiś czas później chłopak usłyszał, jak stryj wychodzi z domu wypowiadając zdanie:<br>-Robię to tylko dlatego, ponieważ jest twoim synem, bracie.<br>Następnie ojciec podszedł do swego dyna z poważną miną. Srogo zakazał mu korzystania z... choroby. Miał o niej zapomnieć, udawać, że nic się nie stało. Nie miał nikomu o niej mówić. I obiecał, że tego nie zrobi...<br><br>Od tamtego dnia jego życie drastycznie się pogorszyło. Stracił wszelaki kontakt z wujem, unikał go, nie rozmawiał z nim. Wuj wydawał jedynie proste polecenia, typu chodź lub przynieś. Pogorszeniu uległy także relacje Horusa z rówieśnikami. Widział, słyszał i czuł więcej niż inni. Został odmieńcem. Choć nikt nie wiedział o jego specyficznej przypadłości i tak wielu ludzi wolało go unikać. Jedyną osobą, która nie zmieniła podejścia do Horusa, był Znachor. Człowiek w podeszłym wieku, niski, zgarbiony, nie grzeszył urodą. Z trudem chodził, pomagał sobie zdobioną drewnianą laską. Budził ogromny respekt, znał się na roślinach jak mało kto. Ludzie często przychodzili do niego z pomocą w leczeniu choroby. Gdy Horusowi było ciężko, odwiedzał właśnie Znachora. Rozmawiał z nim, on z zaciekawieniem przysłuchiwał się temu, co mówi chłopak. Zawsze znalazł jakieś rozwiązanie na czyjeś problemy. Przekazywał innym bezcenną wiedzę dotyczącą właściwości niektórych roślin. Znachor był jedynym przyjacielem Horusa.<br><br>Gdy nastała 12 wiosna życia Horusa nastąpiło kolejne wydarzenie, które drastycznie wszystko zmieniło. Do tej pory nauczył się ignorować bodźce, które docierały do niego tylko dzięki wyostrzonym zmysłom. Mimo wszystko nie udało mu się poprawić relacji ze stryjem. Dzień zaczął się jak każdy inny. Wstał i już pędził do ojca pomóc mu na farmie. Gdy nastał wieczór, musiał zanieść jakiś wór z mąką do piekarza mieszkającego na drugim końcu wsi. Choć był zmęczony i marzył jedynie o odpoczynku i ciepłej zupie posłusznie wykonał zadanie. Piekarz był dość sympatycznym człowiekiem i natychmiast zapłacił za towar niewielką sakiewką z monetami. Horus zadowolony z siebie wracał do domu, podrzucając woreczek z pieniędzmi. W pewnym momencie poczuł, jak coś uderza go w głowę. Cios zwalił młodzieńca z nóg, jednak nie pozbawił przytomności. Gdy próbował wstać, ktoś ponownie uderzył, śmiejąc się przy tym. Następnie zabrał wszystkie rueny, posyłając jeszcze jeden cios na pożegnanie. Nagle coś w Horusie pękło. Nie wytrzymał, jeszcze nigdy nikt nie potraktował go w ten sposób. I w tym momencie młodzieniec złamał przysięgę. Przybrał postać wilkołaka i rozszarpał agresora. Do tej pory pamięta zdziwienie na jego twarzy i strach w jego oczach. Zaczął uciekać niczym mała niewiasta. A Horus bez problemu go dopadł. Przy okazji odkrył coś... coś, z czego nie każdy byłby zadowolony. Jego mięso. Ludzkie mięso. Smakowało Horusowi. Było najsmaczniejszym mięsem, jakie do tej pory jadł. Odkrył w sobie kanibalizm. Dopiero po zabiciu złodzieja dotarło do chłopaka, cóż uczynił. Zostawił truchło, usiadł na ziemi i zaczął płakać. Była już noc. Ludzie, których obudził krzyk zamordowanego człowieka, powychodzili z domów, aby sprawdzić, co się stało. Niektórzy zdążyli ujrzeć Horusa, jak zmienia się w człowieka. Miejscowi zebrali się wokół chłopca, a ten nieustannie płakał nad zmasakrowanym ciałem. Słyszał, jak mówili o nim... Horus jest wilkołakiem... Horus to bestia... Trzeba pozbyć się plugastwa... Niektórzy chwycili widły i byli przygotowani na atak. On jednak ani drgnął. Jego rodzina dla własnego dobra udawała, że nic nie wiedziała o prawdziwej naturze Horusa. Sytuację opanował dopiero sołtys wioski we własnej osobie. Gdy dowiedział się, co się stało, przez pierwsze kilka sekund stał osłupiały, jednak szybko się otrząsnął. Publicznie ogłosił, iż następnego ranka wilkołak zostanie powieszony. Jednak dał Horusowi noc na pożegnanie się z rodziną. To była jego najgorsza decyzja, albowiem wtedy uciekł. Gdy ludzie rozeszli się i powrócili do swoich domostw, Horus również tak uczynił. To, co później się stało, przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Spodziewał się... nie tego. Ojciec podarował mu mapę i niewielki sztylet, a matka prowiant na 2 lub 3 dni. Potem kazali uciekać, jeśli chce jeszcze żyć. Aby nikt nie zauważył, jak uciekał, uchylili tylne okno z domu i dosłownie wyrzucili syna przez nie. On natomiast posłusznie wykonał rozkaz, odwrócił się w stronę lasu i zaczął biec. Ostatnią osobą, jaką widział był Znachor. Stał nieopodal lasu i pomachał w kierunku Horusa ręką w pożegnalnym geście. On nie zareagował. Biegł, dopóki nogi nie odmówiły mu posłuszeństwa z wycieńczenia. Tej nocy zaczął się nowy rozdział w życiu Horusa.<br><br>Sam w dziczy musiał szybko się uczyć. Jego głównym źródłem pożywienia stała się upolowana zwierzyna. Podczas wędrówki nauczył się, że oprócz postaci człowieka lub wilkołaka może przemienić się w wilka w czystej postaci. Dzięki temu mógł z łatwością polować na zwierzynę. A jakież to wspaniałe uczucie - polowanie wraz ze swoją watahą! Mimo wszystko nie mógł całego życia spędzić w lesie. We wsiach wykorzystał nabytą wiedzę o uprawie roli, aby zarobić marne pieniądze pomagając rolnikom. W miastach zaczął kraść. Bycie złodziejem spodobało mu się. Ludzie są niezwykle nieostrożni, zostawiają w różnych miejscach swoje kosztowności, a gdy znikają już o nich zapominają. Największą zdobyczą Horusa jest pewien szafirowy pierścień. Ukradł go pewnemu pijanemu szlachcicowi. Biedak, pewnie nawet zapomniał jak się nazywa. Po... nabyciu pierścienia młodzieniec udał się do najbliższego jubilera, aby go sprzedać. Ów sprzedawca znał się trochę na magii. Potrafił czytać w myślach, zmieniać właściwości niektórych przedmiotów... Typowe sztuczki mające na celu mieszanie w głowie prostemu chłopu. Sprzedawca powiedział, że pierścień ma magiczne właściwości kamuflujące myśli. Przy okazji Horus postanowił natychmiast sprawdzić działanie pierścienia. Założył obrączkę i pozwolił jubilerowi na próbę przeczytania swych myśli. Człowiek przez chwilę stał skupiony uważnie patrząc wilkołakowi w oczy. Po chwili na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Twierdził, że jedyne co zastał w głowie chłopaka to ujadanie wilka. Ten natychmiast wyszedł ze sklepu, jeszcze ten przeklęty mag poznałby prawdziwą naturę Horusa!<br><br>Od tamtej pory nie wydarzyło się nic więcej wartego szczególnej uwagi: Horus błąkał się po Alaranii, polował, kradł, czasami walczył zarówno jako człowiek jak i wilkołak. Łaknienie ludzkiego mięsa ciągle nie daje mu spokoju...